10 ciekawych opowiadań i historyi z obrazkami dla młodych

Szczegóły
Tytuł 10 ciekawych opowiadań i historyi z obrazkami dla młodych
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10 ciekawych opowiadań i historyi z obrazkami dla młodych PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10 ciekawych opowiadań i historyi z obrazkami dla młodych PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10 ciekawych opowiadań i historyi z obrazkami dla młodych - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Strona 4 Strona 5 i HISTORYI Z OBRAZKAMI DLA. M Ł O D Y C H I S T A R Y C H opow iedział S ta ry M aciej. 1. Jak się pijanica Bartek za 6. Ja k Maciej Palas wyszedł życia dostał do sieni pie­ na puszczaniu krwi. 7. H istorja o Katarzynie. (Złej kielnej. słudze). 2. Spalona karczma. 8. Źli sąsiedzi. 3. Najdroższe skarby. 9. Sposób na biedę. 4. Ostatnie jajko. 10. Historja o Kaśce i o leni­ 5. Wypędzone nieszczęście. wej torbie. WARSZAWA. Nakładem księgarni Ch. I. Rossnweina, Marszałkowska 114. Strona 6 Biblioteka Narodowa Warszawa 30001017860923 , Grzybowska 43. Strona 7 Jak się pijanica Bartek za życia dostał do sieni piekielnej. ^ § ) z e r o k o i daleko było szukać takiego pijaka, ja- ' ^ k i m był B a rte k Rzemień z P rzedborow a. Bez wódki zdało się że ten człowiek żyć nie mógł, to też dzień i noc przesiedział w karczm ie, a nie było w okolicy ta rg u ani j a r ­ m arku, na k tóry m b y się B artek nie upił ja k cztery dziewki. To też k a r a Boża tego pijaka ścigała. Dawniej miał się B a rte k nieźle bo i niezły kaw ał g ru n tu po ojcu odzie­ dziczył, a prócz tego w7 stajniach i chlewach pełno było dobytku: w oły, pszczoły, a w półskrzynku to się i trzos pieniędzy znalazł. B artek b y ł jedynakiem , ożenił się bogato, więc o biedzie ani słu chać u niego. Ale cóż, j a k powiadają, więcej ludzi utonęło w kie­ liszku, aniżeli w morzu, ta k też i B artek niedługo w szy ­ stko przez gardło przepuścił. Zm arniał dobytek, ziemia p rz e s ta ła rodzić, bo nie m iał kto jej dojrzeć, gdy B a r­ t e k wciąż jeno po karczm ach, targ ach i ja rm a rk a c h się włóczył. To też setna bieda w jego chałupie zagościła. Dzieciska głodne, obdarte aż strach, bo nie było za co kupić p rzyodziew ku i nie było co w g arn ek włożyć. A długów po karczm ach j a k włosów na głowie, tak, że j u ż i gospodarstw o niedługo sp rzedać mieli. Ale czy myślicie, że to B a rtk a wstrzym ało od pi­ cia? gdzie tam; pił przeklęte wódczysko niby koń wodę. Darm o prosiła go żona ze łzam i w oczach, aby porzucił to nieszczęśliwe pijaństwo, jeśli ma litość n ad swoją g rz e­ s z n ą duszą i nad swojemi dziećmi; d arm o dziedzic i ksiądz Strona 8 proboszcz upominali Baitka, wszystko to było napróżno tak samo, jakbyś groch o ścianę rzucał. B artek sobie i popłakał czasem po trzeźwemu, a potem j a k zaszedł do karczmy to pił po dawnemu, a jak przyszedł do domu to wyrabiał takie brewerje, że nieraz żona i dzieci z cha­ łupy uciekać musiał}7. A co ztąd było obrazy Bożej, zgorszenia! O wódko! wódko! ileś ty biedy wyrządziła, iluż to ludziom zgotowałaś wieczne potępienie. I byłby Bartek nigdy się nie odzwyczaił od tej przeklętej gorzały, a może byłby zmarniał gdzie pod płotem, albo w karczmie za piecem, bez spowiedzi, bez Sakram entów Świętych, gdyby nie jedno zdarzenie, które B artka naprawiło. A było tak: Spił się raz Bartek porządnie w mieście na targu, więc już nie doszedł do swojej chałup}7, jeno jak długi rozciągnął się przy drodze i zaczął chrapać należycie. Aż tu jedzie drogą pewien bardzo dobry pan, który też czasem lubił pożartować, a niecierpiał nadewszystko pijaństwa. Znał on dobrze Bartka i wiedział o jego nie­ szczęsnym nałogu, więc skoro go ujrzał przy drodze, kazał stanąć. Myśli sobie ów pan, jakby tego B artka od pijaństwa odzwyczaić. Nakoniec widać było, że wpadł na jakąś myśl dobrą, bo kazał wziąć B artka na drugi wóz i zawieźć do swego dworu. Tam złożono tego opil- cę w piwnicy, którą prędko na piekło zamieniono. Słu­ dzy poprzebierali się za djabłów, zapalili kocioł spirytu­ su, a potem zaczęli robić chałas, wyć, krzyczeć, sykać, aż się i Bartek obudził. Zaraz przystąpili doń ci udani djabli, nuż go ciągnąć do tego kotła, poszturgiwać, a wreszcie istne piekło się zrobiło. K rzyknął jeden z tycb czarnych przeraźliwym głosem: „Nie mogłeś się nasycić wudczyskiem za życia, to teraz po uszy będziesz się kąpał w czystym spirytusie, a więc marsz do kotła! Na to jeden z czartów jak nie zamiesza warząchw ią w kotle, a tu jak nie pryśnie ogień na wszystkie stro­ ny, że aż Bartkowi włosy na głowie dębem stanęły. — Ach panowie djabli, — zawołał rozpaczliwym głosem — powiedzcie mi, jakem się tu dostał, czy u m ar­ łem, czy co? Strona 9 Na to odpowie jeden z szatanów. — A nie pam iętasz to B artku jakeś um arł wczoraj tam za m iastem na górze z pijaństw a, bo wódka się w tobie zapaliła, więc dostałeś się do piekła, ale to do­ piero sień piekielna, a piekło same, bratku, to zobaczysz. Nuże potem djabli skakać koło niego, ciągnąć go W szystkiem u temu przypatryw ał się ów pan z ukrycia... do kotła, wrzeszczeć, chichotać, tak, że Bartek ledwie napraw dę nie um arł. ““~“~ jT k to mówią: „Kiedy trw oga, to do Boga", tak i nasz B artek padł na kolana, zaczął się modlić i wy­ rzekać: „O przeklęta wódko! cóżeś ty ini najgorszego zrobiła, a bodajżem cię nigdy nie znał na świecie. O Bo­ że W szechmogący! zlituj się naderaną grzesznikiem .“ Strona 10 Zaczął potem mówić B artek pacierze, litanje, a ni­ gdy się tak nie modlił jak wtenczas. Djabli nibj7 się prze­ lękli, więc wrzeszczą, że duszę stracą, a krzyczą na B art­ ka aby przestał się modlić, bo dopóki się modli to go nie mogą do kotła wrzucić. Myśli sobie B artek, tego mi też trzeba tylko. W ięc im bardziej djabli ryczą, tem serdeczniej B artek się mo­ dli, a prosi Boga, aby go z tej sieni piekielnej wybawił, a już więcej pić nie będzie. W szystkiem u tem u przypatryw ał się ów pan z uk ry ­ cia, a cieszył się, że B artek może porzuci pijaństwo. K a­ zał potem zakadzić takim proszkiem na sen, że B artek usnął niedługo. W tedy kazał go pan ubrać w piękne szaty, włosy mu spuścić, ogolić i zawieźć do swego naj­ piękniejszego pokoju. Zastawiono stół najlepszerai po­ traw am i, a potem obudzono B artka. Ten przeląkł się z początku, bo m yślał że je st w piekle, ale ja k się za­ dziwił, gdy ujrzał pięknie m alowany pokój, a w nim pełno kwiatów, złota i srebra. A w drugim pokoju za­ brzm iała cudow na muzyka, że aż Bartkowi lekko i wdzię­ cznie na sercu się zrobiło. Słucha B artek muzyki, aż tu widzi aniołów (były to poprzebierane panny), którzy go zapraszają do jedzenia. Bartek zaczyna do nich mówić, ale ci się tylko ukłonili i dali mu znak, żeby nic nie mówił. Mówi B artek do siebie: „Pewnie jestem w niebie“. U kląkł więc i najprzód podziękow ał Bogu za wyrwanie z piekła i za to, że się dostał do nieba. Ja d ł potem i pił, a m uzyka wciąż prześlicznie gra, że ledwie Bartkow i serce z piersi nie wyskoczyło. W tem ucichła m uzyka, a następujący głos dał się słyszeć: „Bartłom ieju! za tw oje pijaństwo dostałeś się wczoraj do sieni piekielnej, ale szczera tw oja modlitwa została w ysłuchana, więc jeśli się chcesz poprawić, to wrócisz na ziemię. Ale wprzód, na pewien czas dosta­ łeś się do sieni niebieskiej, abyś poznał, jak a cię n agro­ da będzie czekać za dobre życie, a ja k a k ara za złe życie. A teraz powiedz, czy przyrzekasz popraw ę?" B artek ukląkł i zawołał: „Przyrzekam !" „Pam iętaj w ięc—rzecze głos znowu— abyś się nie Strona 11 d o s ta ł do samego piekła, które tysiąc razy je s t okrop­ niejsze, niż owa sień (myśli sobie B artek, nie wiem jak może być co gorszego). A więc popraw się B artłom ie­ ju, a napominaj też i innych, aby przestali pic wódkę . W tem znowu odezwała się prześliczna m uzyka. B artek był cały wzruszony. Poniew aż mu znowu w je ­ dnej potraw ie dano proszku na spanie, więc też usnął w krótce. Ubrano go potem w jego ubiór i wywieziono na to samo miejsce, gdzie go ten pan znalazł. Na pa« m iątkę włożono mu w kieszeń srebrny kielich z tej ucz­ ty niebieskiej. Kiedy się b a rte k obudził, tad zaczął naokoł o sie bie spoglądać, a że księżyc przyśw iecał, więc poznał nie­ długo znajom ą okolicę. Przypom ina mu się sien niebie­ ska i piekielna, ale on m yślał, że to mu się tylko smło. W tem czuje, że mu coś cięży w kieszeni. Sięga ręką i w yjm uje piękny srebrny kielich. W ted y Bartek struch­ lał, bo wiedział, że napraw dę był w sieni piekielnej, ale pocieszył się, jak sobie przypom niał, że był też i w sie­ ni niebieskiej. Rzucił się B artek na kolana i jeszcze raz przyrzekł uroczyście Bogu, że już się popraw i i wódki do ust nie weźmie. A księżyc aż milej zdaw ało się przyśw iecał, gwiazd­ ki się uśmiechały, a tam w niebie anieli cieszyli się bardziej nad tym naw róconym grzesznikiem, niż nad dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwymi. Gdy spojrzał B artek na niebiosa, i wspomniał na Boga, w tedy zaczął płakać jak dziecko, z żalu, że tak ciężko P ana Boga obrażał, a ludzium daw ał zgorszenie. W spom niał na żonę i dzieci, i co rychlej pospieszył do zagrody. Już św itać zaczęło, kiedy przyszedł do domu. W cho­ dzi do domu, a tu dzieci w yrzekają, biedna zas żona siedzi i pracuje. Nic nie mówiła do B artka, tylko nan żałośnie spojrzała, zrobiło się tak Bartkowi, jakby mu kto nożem serce krajał. P rzy stąp ił do żony, wziął ją za rękę i opowiedział rzetelnie, wszystko co mu się przy­ trafiło od początku do końca, a potem pokazał jej sre- Strona 12 brny kielich. Oj, ucieszyła-się biedna kobiecina, widząc, ze P an Bog jej modlitwy wysłuchał. B artek nazajutrz poszedł do spowiedzi, a od tego czasu zaczął inne prowadzić życie. W karczmie nie po­ stała jego noga, wódki chronił się ja k morowego po­ wietrza. To tez niedługo powrócił dostatek i szczęście do Bartłomiej owej chaty, a zagroda aż się zdaleka uśm ie­ chała do każdego. Jakoś w rok potem przyjechał jakiś pan do B artka. Był to ten sam, co go znalazł na drodze, a potem tak o uczył się pijaństw a. Oj, byłoż tam śmiechu i płaczu, ja k ten P an Bartłomiejom całe zdarzenie opowiedział. B artek kręcił głową i nie bardzo chciał tem u wie- iz}7c, on by przysiąg}, że to była rzeczywiście sień pie­ kielna i niebieska. O w pan zaś przywiózł rożne poda­ runki dla Bartłom ieja, żony i dzieci, a jednego chłop­ ca d ał uczyc na księdza. Spalona karczma. (Podanie). ) W i e ^a- górami, nie za lasami, ale w obwodzie san- <C0deckim leży wieś Kraśeienko. Ot, ja k na górskie sioło, wygląda ono wcale pięknie i wesoło, a choć tam w iatry silniejsze, i śniegi gęściej­ sze, i drogi skaliste, i pola kam ieniste i łąk i paszniste to za to są góry wysokie, aż pod obłoki i lasy niezmie­ rzone, zwierzem napełnione, i krynice gdyby łza czyste a lud tęgi i rosły, gdyby jodły wieczyste, a radniejszy mz w okolicach równistych, ot zwyczajnie, jak we wszystkich stronach górzystych. Idąc do tej wsi, b ar­ dzo cię zadziwi, że tuż, wedle drogi, leży sadzaw ka m ętna, niby bagno jakie, a nad jej brzegiem leży kupa kamieni, snadź dawno, bo zielskiem i chwastem obrosła. Strona 13 I staniesz nad tą sadzawką, i zaczniesz dumać, a z wo­ dy będą się odzywać żaby przeraźliwym głosem, i jakoś niechcący lęk cię ogarnie, i zapytasz się jakiego gazdy, co też tu stało na tern miejscu, gdzie teraz ta kupa ka­ mieni leży, a on ci w krótkiej rozmowie następującą gadkę powie: Dawno już temu, bo nikt we wsi tego nie pam ięta, stała na tern miejscu karczm a murowana, nito dwór jaki. I siedział w niej jakiś arendarz i na pięć mil na około nie było takiego dobrego napitku, jak u niego, i nigdzie lepszej wiary i większej miary, ja k u niego, i nikt p rę­ dzej na lichwę nie pożyczył, jak arendarz, i nigdzie, jak to się różnie przydarza, nie było w żałości lepszej pora­ dy, a w radości lepszej zachowy, jak w karczmie u aren- darza. W ięc też nigd}^ przenigdy karczm a nie była pusta, bo każdy m iał tam jakiś interes, a arendarz z je d ­ nym coś rozm awiał, drugiem u cos dawał, i kredą po­ dwójne znaki na tabliczce zapisyw ał i zapisywał, a za każdą razą do wódki wody dolew ał i dolewał. I byw a­ ło, że nie jednem u czasu niestało doglądać gospodarstwa, albo pójść na zarobek, bo m usiał pójść do karczm y na odrobek; drugiem u brakło często gęsto chleba dla dzie­ ci, ale, gdy potrzeba było zanieść coś do karczmy, to się znalazła kw arta jakiego ziarna, lub jaka chusta, cho­ ciażby potem przyszło gołemi świecić plecami, nie m a­ ją c czem z żoną i dziećmi grzesznego ciała przyodziać. I tak powoli gospodarstwo, dobytek i mienie przez własne gardło do arendarskiej przechodziło kieszeni. Ot, była to właśnie niedziel*, słonko pięknie świe­ ciło, w kościele odprawiało się nabożeństwo i dobrodziej mówił piękne kazanie, ale w kościele jakoś ludzi nie wiele. Tylko na przedzie widać kilkoro dzieci i po pra­ wej stronie trochę kobiet, ale za to na lewej klęczy tylko kilku najstarszych gospodarzy, a żałość ich widać na tw arzy. — I gdzież to jest reszta krościennickich gospo­ darzy? Czy może ćma złośliwego nieprzyjaciela w te okolice się zwaliła? Czy może, broń Boże, zaraza ich podusiła? Oj, nikt ci tem u nie winien, moi kochani lu- Strona 14 — 10 — dzie, tylko ona, szkodliwa pokusa kieliszkowa, co i te ­ raz jeszcze nie jednego człeka do złego uwiedzie. Tymczasem w kościele skończyło się nabożeństwo, lud się porozchodził do domów, a ksiądz w ziął jeszcze puszkę z Przenajśw iętszym Ciałem Jezusa Chrystusa, i szedł do chorego, ab}r go posilić na drogę życia w ie­ cznego, a sługa kościelny, Sobek kulawy, postępow ał naprzód i dzwonił, a ludzie klękali po drodze i głow^j schylali. Droga szła wedle karczm j7, od której już zdaleka zachodziły jakieś krzyki i śpiewy, poczciwe uszy rażące. I nie dziwno, bo to dzisiaj od samego ranka w karcz­ mie hulanka, że aż ha? Jeden z gospodarzy w ypraw ia dziś chrzciny, i z tej przyczyny pospraszał znajom ych i krew nych na trunek i poczęstunek, a kogo nie zapro­ szono, ten szedł przynajmniej posłuchać muzyki, i w szyst­ kiem u tem u się przypatrzyć. Otóż dwóch skrzypicieli siedzi w oknie i rzępoli tak skocznie od ucha, że^ aż nogi same podskakują, a młodzi tak siarczyście tańcują, aż czapki i kapelusze się trzęsą i z głowy spadają, a karczm a cała zdaje się obracać. Zaś co starsi pozasiadali za stołami przy peł­ nych kuflach wódki i piwa, i rozm aw iali to o tern, to 0 owem, czego wszystkiego uczciwsze uszy, naw et po­ w tórz}^ się nie godzi. I między młodymi, gdy wódka 1 taniec rozpaliły im głowy, zaczęły się najprzód h ultaj­ skie rozmowy, a potem żarty nieprzystojne, i między niektórym i od żartów przychodziło do kłótni, a krzyki wzm agały się i wzm agały, a w kościele odpraw iało się nabożeństwo, a tu rosła coraz bardziej niesłychana obra­ za Boga, która prędzej czy później ukarana zostanie. Tym czasem jeden z trzeźw iejszych usłyszał bliskie dzwonienie, a rzuciwszy przez okno spojrzenie, obaczył ja k ksiądz z Panem Bogiem idzie do chorego. 1 powie­ dział o tem wszystkim zgromadzonym, a sam wy­ szedł na dw7ór, ukląkł i pokłonił się nisko przed Naj- świętszem Ciałem Jezusa Chrystusa. Ale nikt więcej naw et i kapelusza nie zdjął i żadna nie ukorzyła się du­ sza, ale jeszcze co najw ięksi zuchy zaczęli bluźnić i na Strona 15 księdza wygadyw ać i z onego się naśmiewać, co z k a r­ czmy wyszedł. To już była za wielka obraza dla sprawiedliwego Boga i dla tego też nastąpiła kara Jego. Nie zmówiłbyś i trzech pacierzy jak się należy, aliści duchem zasępiło się na dworze, niebo okryło się straszliwemi chmurami, setnemi zahuczało grzmotami i piorun uderzył w tę karczmę, a nie upłynęło i pół go­ dziny, a jużci dla ciężkiej przewiny została się z karcz­ my tylko kupa rum owiska i wszyscy pozabijani w niej ludziska, oprócz tego jednego, który pochwalił Jezusa Chrystusa w Sakram encie utajonego. I z tych pobitych ciał wedle podań rozm aitych m iały powstać żaby i jaszczurki, które powskakiwały do sadzawki, a woda przedtem czysta i jako łza przej­ rzysta, stała się naraz brudna i mętna. A ksiądz, gdy pow racał od chorego, aż zapłakał z żalu wielkiego na tem miejscu, a pomodliwszy się w szczerości Bogu za tych nieszczęśliwych, powrócił do domu w żałości. I wielki powstał zamęt, płacz i lam ent w całej wsi, bo mało co nie każda chałupa kogoś utraciła i każda praw ie rodzina na głos zawodziła. Powoli jednakże ża­ łość m inęła i ludzie poumierali, co to oglądali, ale do tego czasu jeszcze niby na wieczną pamięć i świadectwo o cudzie, leży kupa kamieni z onej karczminy, a w tej m ętnej sadzawce, jak bają ludziska, są jeszcze owe ża­ by i jaszczurki, niby pokutujące ciała pobitych grzeszni­ ków. Może się ta pokuta już skończy i może one dusze w net ze swoich grzechów zostaną obmyte i oczyszczone, bo miłosierdzie Boże jest nieograniczone. Ale dziś jesz­ cze boją się ludzie tej zaklętej sadzawki i onej kupy kamieni, a co najw iększy zuch, toby o zmroku nie po­ stąpił tam ani kroku bez lęku. Ano i jako przykład ży­ wy widzicie, bracia moi, jakie to pokaranie Boże pija­ tyka i bulatyka na ludzi sprowadzić może. Strona 16 Najdroższe skarby. — Matko gdzie Bartos? — zapytał pewnego dnia Jakób Szeliga włościanin z Leśniowoli, wpadając z szyb­ kością do chaty żony swojej Jadwigi, co z największem zajęciem wybierała grzyby z koszałki. — Alboż ja wiem? — odrzekła z największą obojętnością, nie ruszając się z miejsca. — A któż ma o tem wiedzieć kobieto?— krzy­ knął zniecierpliwiony wieśniak; — ruszajże czemprędzej poszukać dzieci na wieś, bo właśnie mówił mi gajowy, że pies dworski dostał wścieklizny, biegł teraz pono gdzieś koło naszej chałupy, może które skaleczyć, najbardziej też boję się o Baritosia, bo to małe i głupie, ani wie, kiedy może popaść w nieszczęście. Na te słowa zerw a­ ła się kobieta, wybiegła z chałupy, ale już koło sadu spot­ kała wylęknioną Marynę, starszą córkę, która prawie bez tchu zdążała do domu, z maleńkiem dzieckiem na ręku, wlokąc za sobą płaczącego Bartosia; cała ta trójka wraz z matką wpadła do izby, a wkrótce potem wystrzał z f u - zyi przekonał wszystkich, że szkodliwe zwierzę na zaw­ sze uprzątniętem zostało. Ten wypadek, jakkolwiek nie pociągnął za sobą na teraz żadnych bolesnych skutków, powinien był jednak przekonać nierozważną Jadwigę, na jakie niebezpieczeństwo wystawia własne dziatki, nie zwracając uwagi na czynność ich; inaczej się jednak s ta ­ ło, gdyż zaledwie miesiąc minął, gdy stara Skołubowa przechodząc przez wieś, spotkała j ą dążącą spiesznie ku dworowi z oczyma zapuchniętemi od płaczu. — Cóż to wam kumosiu? — zapytała z współczu­ ciem zatrzymując biegnącą. — A cóż ma być? — odrzekła Jadw iga — czło­ wiek zawsze nieszczęśliwy, ot, wszystko troje dziecia­ ków, jakby ich kto z nóg pościnał leżą chore w chałupie. — Czy tylko nie objadły się czego szkodliwego? — E, gdzie tam moja kumo, — odparła Jadwiga, — wczoraj wieczór były rzeźwe gdyby ptaki, podjadły Strona 17 — 13 — ziemniaków z mlekiem jak zwykle, aż tu wstaje mój w nocy i patrzy, a Bartos rozpalony jak głownia prze­ wraca się po słomie i jęczy, aż się serce kraje; wołam na Marynę, żeby mu choć wody podała, aż tu i ona ru ­ szyć się nie może, tak ją coś boli i niby nożami rżnie wewnątrz; mój, jak go znacie, nagły, począł mnie okrut­ nie wyzywać, że to zapewne przez mój niedozór dzieci­ ska w biedę popadły, a kiedy jeszcze i moja Małgosia, co jej drugi rok dopiero, zaczęła jęczyć i wrzeszczeć bez pamięci, straciłam całkiem głowę i tylko prosiłam Boga, żeby mi dozwolił jako do rana doczekać, cobym mogła pobiedz do dworu po jakie leki. — Żebyście mnie byli poprosili gospodyni, — ode­ zw ał się w tej chwili pastuch dworski, który w przecho- dzie był usłyszał skargi Jadwigi,—byłoby się bez wszy­ stkich leków obyło. — A cóżbyście wy na to poradzili W awrzku? — zawołała Jakóbowa. — Poradziłbym wam miła gospodyni, żebyście w a­ szym dzieciom nie pozwolili zakradać się do młynarskie­ go sadu, żeby się nie objadały niedojrzałych gruszek, a oprócz tego wiecie, że tam są bardzo złe psiska, mo­ że to wam powiedzieć najlepiej wasza Marysia, bo wczo­ raj aż dziecko upuściła na ziemię ze strachu. — Nie wielebyście mi tam nowego powiedzieli, czło­ wieku, — odrzekła urażona wieśniaczka, — dziecko zwy­ czajnie jak dziecko, wszędzie wlezie, a mnieby i nóg nie stało, żebym miała wszędzie łazić za niemi. — Praw da, ale moglibyście im przykazać, żeby się nie ważyły robić komu szkody, a i sobie też najw ięk­ szej, jak to sami dziś widzicie. Jadwiga już nic na to nie odpowiedziała, tylko po­ żegnawszy kumę pobiegła ku dworowi, ale w tydzień potem, chowano n a 1wiejskim cmentarzu małą Małgosię, córkę Szeligów, która nie mogąc przetrzymać ciężkiej choroby, poszła do grobu, przez niedbalstwo rodzonej matki. P łakała i zawodziła nad mogiłą dzieweczki J a ­ kóbowa, przyrzekając głośno przed Bogiem i ludźmi, że odtąd pilniej już będzie strzegła pozostałych dzieci, któ- Strona 18 — 14 — re też cudem praw ie zostały przy życiu. Rzeczywiście, jakiś czas potem nikt nie widział Jakóbow ych dzieci wa­ łęsających się zdała od chałupy, ale cała wieś wydziwic się nie mogła postępowaniu Jadw igi, która dobrem okiem patrzała na próżnowanie trzynastoletniej Marysi i na nie­ godziwe psoty Bartosia, przed którym żadne zwierzę ani robak nie m iały spokoju; radzili więc znowu poczciwi lu ­ dzie, łaja ł i bił naw et sam Szeliga, ale co tam poradzi bodaj i najlepszy ojciec, kiedy m atka niem a Boga w ser­ cu i nie strzeże od złego swoich dzieci. Pewnej niedzieli, a było to już w m arcu, lody na rzece puszczać zaczęły miejscami, jednak dość jeszcze mocno trzym ały; stara Skołubowa szła ze swoją rodzi­ ną z nieszporów, właśnie przechodzili koło m łyna, kiedy wtem Jagula najm łodsza z jej dziatek krzyknęła niespo­ kojnie: — spojrzyjcie no matko, co to tam czarnego pły­ wa po wodzie. — Na ten krzyk obejrzeli się wszyscy. Ale poczekajcie no trochę — przerw ał Sobek, dziewię­ tnastoletni brat Jaguli, — toć to widzę nic innego, ja k tylko kapelusz; zkądże on się mógł tu znaleźć w tern m iejscu?—Ale w tej właśnie chwili ujrzeli wszyscy bla­ dego jak śmierć Szeligę, w tow arzystw ie kilku ludzi, nad­ chodzącego z drugiej strony; ów bowiem kapelusz był własnością Bartosia, który w czasie nieobecności rodzi­ ców, wymknąwszy się na ślizgawkę, załam ał się na lo­ dzie i gw ałtow nym pędem wody został uniesiony pod koło młyńskie. Zbiegli się ludzie z całej wsi na odgłos nieszczęścia, szukano wszędzie, ale napróżno, i dopiero po kilku dniach znalazł nieszczęśliwy ojciec pogruchota­ ne członki Bartosia. Był to cios zbyt okropny dla na­ szego Jakóba, przejęty rozpaczą utracił chęć do pracy, znienawidził w łasną żonę, i coraz częściej zaczął szukać pociechy w gorzałce, która go też w parę lat wpędziła do grobu. Po śmierci męża Jadw iga jeszcze więcej poczęła stroić i pieścić dorosłą już córkę, która bez karności i pracy doszedłszy młodocianego wieku, gorzko poczęła wywdzięczać się m atce za swoje niedbałe wychowanie i w krótce stała się zgorszeniem i hańbą rodzinnej wioski. Strona 19 ■ ’ — 15 — G ryzła się i p łakała po niewczasie nieszczęśliwa m atka i wkrótce gnębiona boleścią ciężko zapadła na zdrowiu; tu dopiero zaczęła zbierać owoce swojego po­ stępowania: w długich dniach choroby, opuszczona od płochej córki, m usiała poprzestać na miłosiernej opiece dobrych sąsiadek, które nieraz jeszcze zatruw ały jej ży­ cie wspomnieniami ubiegłych zdarzeń; cierpiała zatem niewypowiedzianie, aż nareszcie pewnego dnia, czując B ył to cios zbyt okropny dla naszego Jakóba... zbliżający się kres istnienia, uprosiła starej Skołubowej, co właśnie przyszła ją odwiedzić, ażeby wezwała księ­ dza, coby jej duszę grzechami i boleścią znękaną um oc­ nił do tej ostatniej wieczystej podróży, przed którą i spra­ w iedliw y nieraz zajrzeć musi. Pobiegła stara i w parę godzin potem, Jakóbow a pojednana z Bogiem doznała niejakiej ulgi, pragnęła ona Strona 20 pobłogosławić Marcynę, ale napróżno szukano jej we wsi, bo w łaśnie był jarm ark w poblizkiem m iasteczku i nie­ godziwa dziewczyna, bez względu na chorobę matki, po­ biegła tam w nadziei wesołej hulanki. Ciężki był zgon nieszczęśliwej Jadw igi, zalew ała się gorzkiemi łzami, a gdy poczciwa Skołubowa cieszy­ ła ją ja k m ogła miłosierdziem Bożem, odpowiadała jej drżącym głosem: — Nie dla mnie już ta pociecha, moja kumo, bom zm arnow ała najdroższe skarby, które mi Bóg powierzył, bo na mojem sumieniu cięży odpowiedzialność za śmierć Małgosi i B artosia, bo odemnie dopomni się niebo duszy mojej Marcynki, co kiedyś za grobem przeklinać będzie w łasną m atkę. — Takie były ostatnie słowa Jadw igi, które dotąd niejedna m atka pow tarza w Leśniówce, a pomnąc, że w każdym stanie dusze dziatek są najdroż­ szymi skarbam i, za które przed Bogien i ludźm i odpo­ wiedzialność nąs czeka, strzeże ich ja k źrenicy swojego oka. O s t a t n i e jajko. Jj^krom ny Bliziński kościółek rozlegał się radosnem pie- ^ n i e m Alleluja! setnemi nuconemi głosy; wielki ołtarz jaśniał rzęsistem światłem , a wśród kwiatów, na śnie żnej białości obrusie, jakim go na ten dzień najuroczy­ stszy dla całego chrześcijaństw a przyozdobiono, prześli­ cznie odbijała m ała figura Zbawcy świata, z pięciu ra ­ nami na ciele, a z chorągiew ką tryum fu, bo nad śm ier­ cią, piekłem i grzechem. Całe w nętrze świątyni zapeł­ niał strojnie przybrany ludek boży, na którego tw arzach najw yraźniej m alow ała się niezm ącona radość z docze­ kania św iąt W ielkiejnocy, a wesele ich w tak jasnych odbijało się barw ach, że i niejedno zasmucone serce mo­ gło się niem pocieszyć. Pod chórem, niedaleko drzwi kościelnych, klęczał jakiś człow iek już nie pierwszej