5855
Szczegóły |
Tytuł |
5855 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5855 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5855 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5855 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dariusz Zientalak jr
Papierowy tygrys - tygrys prawdziwy
W po�owie czerwca koszmary znikn�y, Pawe� zacz�� sypia�
normalnie. Pomy�la� wtedy, �e mo�e to ju� koniec i wszystko
si� u�o�y. Naprawd� mog�o im si� uda� - jemu i Korce.
Mieszkanie po ciotce przejdzie na jego w�asno��, a je�li
nawet nie... to co� wynajm�, wystarczy zwyk�a kawalerka.
Pobior� si�. Jego pensja i jej stypendium pozwol� prze�y�,
zreszt� rodzice pewnie co� dorzuc�. Korka sko�czy studia, a
wtedy zobaczymy. Mo�e powinni spr�bowa� szcz�cia za
granic�. S� kraje, w kt�rych pensja lekarza nie wygl�da jak
zasi�ek.
Tak, to mog�o si� uda�.
Przyszed� lipiec. Wysuszy� jeziora i rzeki, spali�
ziemi�. Temperatura dosz�a do trzydziestu stopni, potem
posz�a wy�ej i nie wszyscy wytrzymywali. Pewien m�czyzna z
Sosnowca zamkn�� w kuchence mikrofalowej ukochanego
peki�czyka swojej �ony. W �yrardowie pod Warszaw�
trzydzietoletnia kobieta pchn�a �miertelnie m�a kuchennym
no�em. Podobno romansowa� z m�od� bibliotekark�.
I tak to lecia�o.
Ale dopiero w po�owie sierpnia wszystko stan�o na
g�owie. Wr�ci�y potwory - Pawe� mia� sen. Inny ni�
wcze�niejsze. Gdy obrazy wygas�y i znikn�y, na u�amek
sekundy Pawe� pozostawa� zawieszony pomi�dzy snem a jaw�,
sam na sam z tym d�wi�kiem. Rytmicznym zgrzytaniem g�adkiej
powierzchni o co� twardego. Kto� ostrzy� no�e.
Jeszcze nie rozumia�, co to oznacza.
Potem otworzy� oczy.
Korka cofn�a d�o� z jego ramienia. Kuca�a naga przy
��ku. Wy�ej za oknem by�o ju� jasno, ale podw�rko-studnia
pozostawa�o w cieniu. Pawe� odchrz�kn�� i potar� powieki.
- Chyba si� zdrzemn��em.
- Ju� po sz�stej. Ubieraj si�. Nie chc�, �eby ci�
gospodyni zobaczy�a!
Na policzku dziewczyny po�yskliwy p�atek odcina� si� od
opalonej sk�ry. Jak przyklejona rybia �uska.
Zmru�y�a oczy, kiedy dotkn�� tego miejsca i paznokciem
zdrapa� zaschni�t� kropelk� nasienia.
- Je�li zaraz nie wstaniesz, to przy najbli�szym
telefonie ona wszystko podkabluje rodzicom. Capisci?
- Jezu, czy ty przypadkiem nie by�a� adoptowana? -
Wypl�ta� si� z prze�cierad�a, wci�gn�� d�insy i odnalaz�
koszul�. Korka krz�ta�a si�, zbieraj�c porozrzucane cz�ci
swojej garderoby. Kiedy sko�czy�a, sta� ju� przy drzwiach
gotowy do wyj�cia.
- Co robisz dzi� wieczorem? - zapyta� z palcami w jej
w�osach.
- Mam dy�ur. Id� teraz grzecznie do pracy i zadzwo� do
szpitala jutro ko�o po�udnia. I odpoczywaj. To ci si� mo�e
przyda�.
U�miechn�� si�.
- Powa�nie?
- Oczywi�cie, �e tak, kmiotku - oburzy�a si�. - A co
my�la�e�?
Poca�owa�a go w usta. Mu�ni�cie spierzchni�tych i
pogryzionych warg by�o jak magia. Ale siostrzany poca�unek
nie pasowa� do wspomnie� o nocy, w kt�rej dusze
nie narodzonych niecierpliwie kr��y�y nad ich g�owami.
Czu� przez koszul� ciep�o jej piersi.
Pomy�la� o pokoju dusznym od ich oddech�w, jej stopach
skrzy�owanych na jego plecach i cichym odg�osie podobnym do
miaukni�cia, z jakim szczytowa�a.
Potrafisz sprawi�, �eby kobieta miaucza�a?
Rany, znowu mu stawa�! Mo�e powinien i�� z tym do
lekarza, po jakie� tabletki, czy co?
- Kornelio - wymrucza�.
- Zmykaj ju�, zmykaj - szepn�a niecierpliwie. W ka�dej
chwili gospodyni mog�a si� obudzi� i wyj�� ze swojego
pokoju.
Przez uchylone drzwi sprawdzi�a korytarz. Pusty. Da�a
Paw�owi znak, �eby cicho szed� za ni�. Przy drzwiach
wej�ciowych ostro�nie poci�gn�a zasuw�.
Pawe� westchn��.
- Do jutra - wyszepta�a u�miechaj�c si� nerwowo.
- Do jutra - odpowiedzia� wychodz�c na klatk� schodow�.
Drzwi zamkn�y si� za nim bezszelestnie.
Wczesne promienie porannego s�o�ca wpe�z�y pomi�dzy
budynki, zepchn�y mrok do bram i wilgotnych piwnic. Na
razie by� to rze�ki letni poranek, ale nim min� dwie
godziny, s�o�ce zacznie przygrzewa� naprawd� ostro, a o
jedenastej nie b�dzie ju� czym oddycha�. Zw�aszcza w
mieszkaniu ciotki, kt�rego okna wychodzi�y na po�udnie.
Wszystko jedno, nie zamierza� jecha� dzi� do pracy. I nie
chodzi�o nawet o zm�czenie, bol�ce mi�nie, piasek pod
powiekami. Zbyt wiele k��bi�o si� w nim my�li, by m�g� przez
reszt� dnia spokojnie odlewa� gipsowe amorki.
Chcia� da� sobie chwil� na uspokojenie tej burzy.
Dzie� wytchnienia.
To przecie� nie tak du�o.
W tramwaju pomy�la�, �e powinien napisa� do rodzic�w.
Ostatni raz widzia� ich kr�tko po Wielkanocy, kiedy umar�a
ciotka i trzeba by�o zaj�� si� pogrzebem. To podczas stypy
zdecydowano, �e mieszkanie przejdzie na Paw�a. Wi�c zosta� w
Warszawie. W maju dosta� list od matki, pisa�a, �e koniec z
jej prac� na poczcie. Teraz �yli tylko z pensji ojca.
Zamierza�a zwr�ci� si� o zasi�ek - i to by�a ostatnia
wiadomo��.
Nie odpisa�. Mia� w�asne problemy.
Mieszkanie znajdowa�o si� w dobrym punkcie miasta, trzy
kroki od placu Bankowego, dziesi�� minut piechot� od
Star�wki. By�o ciche i niezbyt czyste - Pawe� nie radzi�
sobie z utrzymaniem porz�dku. Potrzeba mu by�o kobiecej
r�ki.
Mnie te�, my�la� pow��cz�c nogami przy wspinaczce na
pi�te pi�tro. Mnie te� potrzeba kobiecej r�ki.
Wzi�� prysznic i cho� nie czu� zm�czenia, zasn�� na
��ku, trzymaj�c r�cznik w zaci�ni�tej d�oni.
I znowu mia� sen, kt�rego nie zapami�ta�.
Kiedy si� obudzi�, skrawek nieba pomi�dzy widocznymi z
okna topolami przybra� z kobaltowego kolor g��boko
niebieski, a powietrze w pokoju by�o martwe jak w piekle.
Otworzy� szeroko okna i plaskaj�c bosymi stopami
pow�drowa� do kuchni przyrz�dzi� sobie sp�niony obiad.
Wyj�� z piekarnika patelni�, pokroi� w cienkie plasterki
cebul�, potem kie�bas�, przysma�y� to, wbi� trzy jajka, na
koniec doda� starty ��ty ser. Zmniejszy� p�omie� i
czekaj�c, a� jajecznica si� zetnie, smarowa� chleb mas�em.
Od�o�y� n�, zala� herbat� wrz�tkiem, wreszcie usiad� do
sto�u.
W kuchni panowa� p�mrok, mimo to nie zapali� �wiat�a.
Nie przeszkadza�y mu zapadaj�ce ciemno�ci, nawet jako
dziecko nie mia� problem�w z ciemnymi pokojami ani
piwnicami. Dop�ki mo�e zobaczy�, co je, wszystko w porz�dku.
Zamar�. U�wiadomi� sobie, �e ca�y czas gapi si� na
pomalowany na bia�o kredens ciotki, stoj�cy obok szafy
pancernej.
Jezu, czy�by... O nie...
Od�o�y� kromk� i, wstaj�c, wytar� spocone d�onie o
spodnie. Z oci�ganiem podszed� do kredensu. Kiedy dotkn��
palcami mosi�nego uchwytu, zatrz�s� nim dreszcz. Masz co� do
zrobienia - pomy�la� i szarpni�ciem otworzy� szuflad�.
Pochyli� si� spogl�daj�c na jej zawarto��. Powyjmowano
stamt�d no�e, widelce i herbaciane �y�eczki. Teraz w �rodku
znajdowa� si� tylko jeden przedmiot.
Jatagan o lekko wygi�tej klindze i rozdwojonej g�owicy
wysadzanej ma�ymi kamieniami, wsuni�ty w inkrustowan�
srebrn� pochw�.
Pawe� zamkn�� oczy.
Bestia tu by�a, czu� to, kr��y�a w pobli�u czekaj�c na
odpowiedni moment. Jak, do diab�a, m�g� pomy�le�, �e uda�o
mu si� jej wymkn��. I to po tylu razach...
Do diab�a, musi si� broni�! I nie tylko siebie.
Tyle �e nie potrafi.
W �azience odkr�ci� wod� i wszed� do wanny.
Systematycznie namydli� ca�e cia�o, po czym sp�uka� pian�
prysznicem. Jeszcze raz. I jeszcze. Zsun�� napletek i wymy�
po��d� ciep�� wod�. Wyszorowa� z�by. Pa�eczkami
higienicznymi wyczy�ci� uszy.
Wytar� cia�o w�ochatym r�cznikiem i nagi wr�ci� do
kuchni. Zabra� jatagan z szuflady, ustawi� na �rodku
krzes�o, usiad� k�ad�c bro� na kolanach.
Pozosta�o tylko czeka�.
Drzewa zaszemra�y mu�ni�te nocnym podmuchem wiatru.
Znowu zapad�a cisza przerywana natarczyw� gr� �wierszczy i
odg�osami cienkich obcas�w szybko stukaj�cych o trotuar.
Wi�kszo�� sodowych lamp nie dzia�a�a i gdyby nie fakt, �e
w domach pali�y si� jeszcze �wiat�a, Barbara Tracz nigdy nie
zdecydowa�aby si� na t� drog�. Ju� pr�dzej obesz�aby ca�y
kwarta� i dotar�a do swojego bli�niaka g��wn� ulic�.
Mieszka�a w domku z m�em i dzieckiem od sze�ciu lat i nie
mia�a dot�d podobnych problem�w. Je�dzi�a samochodem. A
teraz w�z sta� na kanale i je�li przewidywania technika o
w�osach przetykanych �upie�em oka�� si� trafne, to naprawa
odessie spor� cz�� pieni�dzy przeznaczonych na remont
mieszkania. Jakby tego by�o ma�o, musia�a d�u�ej zosta� w
pracy i w efekcie dopiero o dziesi�tej wysiad�a z autobusu.
Obrzuci�a nerwowym spojrzeniem krzaki po drugiej stronie
pustej ulicy. Chyba co� si� tam poruszy�o.
Spokojnie, to tylko kot albo pies.
Najpewniej.
Mimo to przy�pieszy�a kroku, bo wcale nie musia� to by�
pies, kot czy inny zwierzak. M�g� to by� zb�j wyrywaj�cy
kobietom torebki. Albo gwa�ciciel.
Poczu�a ch��d w �o��dku. Nie�wiadomie zacz�a rozwa�a�,
co zrobi, je�li to JEST zb�j albo gwa�ciciel. Obejrza�a si�.
Nic. Zawsze mo�e zacz�� krzycze�, ludzie jeszcze nie �pi� i
kto� do cholery wyjrzy zobaczy�, co si� dzieje. Albo i nie.
No wi�c b�dzie musia�a broni� si� sama. Ka�dy z jej but�w
nie�le by si� do tego nadawa�. Czyta�a, �e napadni�ta
kobieta wyj�a zbocze�cowi oko w�a�nie szpilk�.
G�o�ny brz�k i odg�os szklanych od�amk�w sypi�cych si� na
bruk.
Nawet �wierszcze umilk�y.
Barbara stan�a jak wmurowana. Z bij�cym w oszala�ym
tempie sercem spojrza�a przez rami�.
Ulica za ni� by�a ciemniejsza ni� przed chwil�. Lampa,
zgas�a jedna lampa i - mog�o jej si� tylko wydawa� - ale w
tej ciemno�ci chyba co� sta�o. Czeka�o.
A� znowu odwr�ci si� plecami.
Po raz pierwszy tego wieczoru Barbara Tracz zacz�a na
serio odczuwa� strach. Mimo to pr�bowa�a si� opanowa�, bo
przecie�, do diab�a, nie mog�a tak sta� w niesko�czono��.
Tym bardziej, je�li grozi jej niebezpiecze�stwo. Czy lampa
mo�e wybuchn�� sama z siebie? Pewnie tak. Odetchn�a g��boko
i spr�bowa�a wy�owi� z ciemno�ci d�wi�k, kt�ry mog�a wyda� z
siebie �ywa istota. Nic. Cisza. Barbara zacz�a i��
stawiaj�c drobne, szybkie kroczki. W pewnej chwili us�ysza�a
- cho� znowu nie by�a tego pewna - czyj� oddech i odg�os
st�pania, ale d�wi�ki te zla�y si� ze stukotem jej but�w. W
ka�dym razie nie obejrza�a si� ju� za siebie. Do domu
zosta�o jej nie wi�cej jak dwie�cie metr�w, ulica w tym
miejscu lekko zakr�ca�a i mo�na by�o dostrzec rozja�nione
okna na pi�trze bli�niaka. Ale ostatni odcinek drogi by�
prawie nieo�wietlony.
Szurni�cie buta o trotuar z ty�u.
Barbara spazmatycznie wci�gn�a powietrze i jeszcze
przy�pieszy�a. Prawie bieg�a. Bo�e, modli�a si�, mo�e to
tylko g�upi dra�, zabawiaj�cy si� straszeniem samotnych
kobiet w pustych uliczkach.
Jeszcze tylko kawa�eczek, dwadzie�cia metr�w. Szarpi�c
suwak otworzy�a torebk� i wydoby�a klucze od furtki i domu.
Wszystko b�dzie dobrze, powtarza�a w my�lach swoj�
mantr�, zaraz b�dziesz w domu. A jutro z samego rana
pojedziesz na komend� i zaczniesz za�atwia� pozwolenie na
bro�. Nast�pnym razem kogo� spotka niespodzianka.
Je�li b�dzie nast�pny raz. Bo co� nadchodzi�o z
ciemno�ci. Ju�, ju� - stan�a. Wepchn�a klucz w zamek
furtki. Je�eli to cholerstwo teraz si� zatnie... Ale
przekr�ci�a go g�adko. Nie patrzy�a na boki, ca�� uwag�
skupi�a na drzwiach wej�ciowych i kuchennym oknie, w kt�rym
pali�o si� �wiat�o. Zatrzasn�a za sob� furtk�. Zamar�a
nas�uchuj�c. Nic nie m�ci�o ciszy. Nawet �wierszcze
milcza�y.
By�a bezpieczna. Dopiero teraz dotar�o do niej, jak
bardzo jest wytr�cona z r�wnowagi. Dygota�a. Dr��cymi
palcami zacz�a przesuwa� klucze na k�ku w poszukiwaniu
tego, kt�ry otworzy drzwi do domu. By�a tak zaj�ta, �e nie
us�ysza�a szelestu zbli�aj�cego si� wzd�u� �ywop�otu
wewn�trz ogrodu. Kiedy wreszcie podnios�a wzrok, co�
wyskoczy�o na ni� spomi�dzy kub��w na �mieci. Krzykn�a
bij�c r�kami na o�lep. Przera�ony kot prychn�� i znikn�� w
ciemno�ciach jak upi�r.
Minut� p�niej m�� Barbary zobaczy� j� w podartej bluzce,
zbola��, zanosz�c� si� szlochem i po raz pierwszy w �yciu
zaniem�wi� ze strachu.
Pawe� obudzi� si� o �wicie w pokoju wype�nionym wszystkimi
odcieniami szaro�ci. Na �ciennym zegarze ciotki dochodzi�a
pi�ta. To znaczy, �e jest gdzie� wp� do sz�stej, a wi�c m�g�
jeszcze godzink� si� zdrzemn��. M�g�by, gdyby nie sen,
ci�gle ten sam, wciskaj�cy si� pod zamkni�te powieki.
Paw�owi �ni� si� dom, stara cha�upa pod Tomaszowem
Mazowieckim, bez ciep�ej wody i �azienki. We �nie dziurawy
dach wygl�da� jeszcze gorzej ni� w rzeczywisto�ci, grzyb na
�cianach by� ciemniejszy i bardziej wilgotny, a
przekrzywiona wyg�dka mia�a bardziej spaczone drzwi i
bzycza�o w niej wi�cej zielonych much. I w tym domu byli
rodzice Paw�a. Matka z posiekanymi zimn� wod� d�o�mi, z
w�osami przypr�szonymi siwizn�. W pantoflach b�d�cych
najstarszymi klientami miejscowego szewca i w wytartym
palcie. Ojciec w ubraniu roztaczaj�cym zapach smar�w rodem z
warsztatu �lusarskiego, wiecznie niedogolony, wiecznie
zrezygnowany, na zmian� podpity i ubzdryngolony.
Rodzice stoj� na podw�rku przed domem, jak upozowani do
zdj�cia. Leciwa, ospa�a kura p�ta si� pod nogami. W
wype�nionej mydlinami balii p�ywa spuchni�te cia�o Joasi -
m�odszej siostry Paw�a, kt�ra utopi�a si� w pobliskiej
rzeczce, kiedy on mia� sze�� lat.
Oni kiedy� umr�. I to b�dzie bola�o. I to b�dzie koniec
wielu rzeczy. Umr� tak, jak umar� dziadek i jak rok p�niej
umar�a babcia. Tyle �e babcia mia�a w szafie trzy futra, a
dziadek wielki sad z jab�kami. A co maj� oni?
Pawe� popatrzy� na rodzic�w. Co maj� opr�cz zniszczonego
zdrowia, starego domu i syna, kt�ry uciek� do stolicy,
miasta wielkich mo�liwo�ci, dalej od n�dzy i od braku
perspektyw, w kt�rej oni byli zatopieni jak okaleczone owady
w bursztynie.
Ty b�dziesz taki sam - ta my�l spowodowa�a, �e zacisn��
pi�ci ze strachu. - Przecie� boisz si� tego. Kt�rego� dnia
oni umr�, najpierw jedno, potem drugie. I ty zajmiesz ich
miejsce, taki sam nieszcz�nik, z jeszcze gorszymi
perspektywami, je�eli to mo�liwe. Prawdziwy syn tego kraju,
wyj�cy w nocy w poduszk� z b�lu i bezsilno�ci. Oczywi�cie
nadal mo�esz wierzy�, �e wszystko dobrze si� sko�czy.
Kornelia sko�czy studia, znajdzie dobrze p�atn� prac� jako
lekarz, oczywi�cie nadal mo�esz w to wierzy�. W to, a tak�e
w �wi�tego Miko�aja, elfy, dzieci w kapu�cie i pier�cie�
spe�niaj�cy �yczenia. Tyle �e czas przesta� si� oszukiwa�.
Nie jeste� w niczym lepszy od tych ludzi i sko�czysz nie
lepiej.
U�miechn�� si� krzywo.
Nieprawda. B��d. Jestem lepszy. Nie jestem jednym z nich,
wype�niaj�cym poranne autobusy i tramwaje. Nie jestem
padlin�. I nie boj� si�. Nie musz� si� ba�. Bo przecie� to
ja jestem ich koszmarem. To ja jestem potworem, o kt�rym
�ni�, boj�c si� i pragn�c go spotka�. I wreszcie do nich
przychodz�. To nie ja musz� patrze� ze strachem, co czai si�
w ciemno�ciach. Cholerne szcz�cie.
Chocia�by ta kobieta ostatniej nocy. Pami�ta� zapach jej
strachu i to wspomnienie nape�ni�o go spokojem.
Kr�tkotrwa�ym, jak wiedzia�, ale dobre i to. U�o�y� si�
wygodniej na poduszce. Przymkn�� oczy.
Uda mi si�. Uda mi si�, poniewa� nie jestem jednym z
nich. Poniewa� jestem potworem.
I nie ma to nic wsp�lnego z szale�stwem, zd��y� pomy�le�,
nim zasn��.
Tego dnia r�wnie� nie poszed� do pracy.
Gdyby po po�udniu spotka� si� z Kork�, tak jak oboje
zaplanowali, dalsza cz�� tej historii by� mo�e wygl�da�aby
inaczej.
By� mo�e. Trudno orzec.
Do�� �e kiedy Pawe� zadzwoni� do szpitala dowiedzia� si�,
�e Korka dosta�a dodatkowy dy�ur. Obieca�, �e zajrzy do niej
jutro.
Potem oczywi�cie nasta�a noc. Czas potwor�w.
W przerwie na reklam�, w samym �rodku "Ko�a fortuny"
Barbara Tracz wsta�a sprzed telewizora. Potrzebowa�a kawy,
je�li mia�a dowiedzie� si�, czy kto� wyjedzie ze studia
nowiutkim suzuki z baga�nikiem wy�adowanym jogurtami. Cytat
Daj �, ja pobrusz�, a ty poczywaj mocno nadwer�y� jej
zapasy energii.
Min�a dziesi�ta. Andrzeja wci�� nie by�o. Dlaczego?
Wyszed� ko�o pi�tej i pojecha� do siostry odpoczywaj�cej w
domu po operacji woreczka ��ciowego. Po drodze mia� odebra�
samoch�d z warsztatu, wi�c nie musia� si� t�uc na Bielany i
z powrotem autobusem. Mimo to wci�� go nie ma.
Spokojnie, nic mu si� nie sta�o.
Barbara postawi�a czajnik na kuchence.
Co za tydzie�. Wczoraj o ma�y w�os nie dosta�a zawa�u,
kiedy Seszel wyskoczy� na ni� z krzak�w (swoj� drog�
ciekawe, gdzie jest teraz ten ga�gan). Dzisiejszy wiecz�r
sp�dzi dr��c o m�a. Nie cierpia�a tego. Tyle �e jeszcze
bardziej nie cierpia�a siostry Andrzeja.
O kuchenne okno uderzy�a �ma.
Mimo wczesnej pory ca�y dom pogr��ony by� w ciszy.
Dziecko sp�dza�o wakacje na wsi u mamy Andrzeja. Andrzej
jecha� do domu. (Oczywi�cie, �e tak! Gdyby si� wysili�a,
mog�aby ju� s�ysze� samoch�d.) By�a tylko ona, w domu tak
cichym, �e s�ycha� �m� t�uk�c� si� o okno od zewn�trznej
strony.
Barbar� ogarn�o dra�ni�ce uczucie, �e co� jest nie tak.
Zmarszczy�a czo�o. Wci�� s�ysza�a odg�os, z jakim owad
uderza� o szyb�, a nawet trzepot jego skrzyde�. Za to nie
s�ysza�a telewizora. A przecie� powinna, by� w��czony, kiedy
sz�a do kuchni.
Z niepokojem przesz�a przez korytarz do ciemnego pokoju.
Prze�kn�a �lin�. Zepsu� si�, pomy�la�a. Samoch�d by�
pocz�tkiem czarnej serii. Teraz czas na stereo. Potem
�elazko, mikser, wibrator i co tam jeszcze... Si�gn�a po
pilota. Czy si� ba�a? Jak cholera. Ale racjonalna cz�� jej
umys�u powtarza�a: nie ma si� czego ba�. To tylko skok
napi�cia w sieci. Niezwyk�y skok napi�cia, kt�ry wy��czy�
w�a�nie telewizor.
Pstryk. Kaboty�ska twarz Pijanowskiego: "Niestety, traci
pani wszystko. Ale takie s� regu�y gry. Fortuna ko�em si�
toczy".
Barbara krzykn�a. Blask padaj�cy z ekranu o�wietli�
sylwetk� m�czyzny stoj�cego przy fotelu, na kt�rym jeszcze
niedawno siedzia�a. Twarz m�czyzny skrywa� mrok, ale zdawa�
si� by� do�� m�ody.
- A kuku - powiedzia�.
Wy�wiczone owacje zaproszonej do studia publiczno�ci.
Barbara sta�a jak sparali�owana.
- Jak... jak pan si� tu dosta�?
- T�dy - ledwo dostrzegalny ruch g�ow� w stron� otwartego
okna. - Zgasi�em telewizor. Pomy�la�em, �e w ten spos�b
nastr�j b�dzie... intymniejszy - post�pi� krok w jej stron�.
- Czy chcesz porozmawia� o strachu?
I wtedy strach Barbary eksplodowa�. Ten cz�owiek nie by�
zwyczajnym w�amywaczem. W najlepszym razie by� gwa�cicielem.
W najlepszym razie. Nie mia�a w�tpliwo�ci - to on szed� za
ni� poprzedniego wieczoru do domu. To on wystraszy� j�
�miertelnie. Czy wr�ci�, aby doko�czy� to, czego nie zd��y�
zrobi� wczoraj? A mo�e tak to zaplanowa� od pocz�tku:
poczeka�, a� b�dzie w domu sama i w ciemno�ciach z�o�y� jej
wizyt�. Teraz ma wi�cej czasu. �eby si� zabawi�.
Czy to w "997" m�wili o zab�jstwach kobiet, pope�nionych
w ci�gu kilku ostatnich miesi�cy?
Zareagowa�a szybciej od my�li. Nim zd��y�a u�wiadomi�
sobie, co robi, cisn�a pilotem w g�ow� m�czyzny. Z tej
odleg�o�ci trudno by�o chybi�, ale strza� przeszed� jej
oczekiwania. Pocisk trafi� napastnika w nasad� nosa.
M�czyzna krzykn�� z b�lu i chwyci� si� za twarz, a Barbara
wyskoczy�a na korytarz.
Szybko oceni�a sytuacj�. Drzwi wej�ciowe by�y za daleko.
Zanim zd��y otworzy� wszystkie zasuwy, ON b�dzie siedzia�
jej na karku. Schody na pi�tro. Pokona�a je przeskakuj�c po
dwa stopnie. Zamierza�a schroni� si� w sypialni albo w
pracowni Andrzeja, oba pomieszczenia mia�y drzwi zaopatrzone
w zamki.
�omot z ty�u. Barbara obejrza�a si�. Napastnik wci��
trzyma� r�k� przy twarzy, ale by� ju� na schodach. To
przy�pieszy�o jej decyzj�. Sypialnia. Wpad�a do �rodka,
zatrzasn�a za sob� drzwi i przekr�ci�a dwukrotnie klucz.
By�a bezpieczna, ale na jak d�ugo? Jakby w odpowiedzi
drzwi wygi�y si� pod naporem z zewn�trz. Po chwili nap�r
ust�pi� i zapanowa� spok�j.
Barbara rozejrza�a si� po pokoju. Nie dostrzeg�a niczego,
co pomog�oby jej w obronie lub przynajmniej w ucieczce. Nie
by�o tu nawet okna, przez kt�re mog�aby wzywa� pomocy. Nic
opr�cz szerokiego ��ka okrytego pluszow� narzut�, szafy na
ubrania, nocnej lampki i sterty czasopism w stojaku. By�a
bezpieczna i by�a uwi�ziona. A je�li ten zwyrodnialec zszed�
do gara�u po siekier�?
Jezu, gdyby mieszka�a w Stanach, mog�aby wle�� pod ��ko
i stamt�d dzwoni� po policj� - widzia�a tak� histori� w
telewizji. Policjanci zjawili si� w dwie minuty, zwin�li
w�amywacza i ameryka�skie zak�ady penitencjarne zyska�y
kolejnego klienta. Tyle �e to nie ta szeroko��
geograficzna. Barbara czeka�a na za�o�enie telefonu od
sze�ciu lat i zanosi�o si� na drugie tyle.
Niespodziewanie do jej uszu dotar� st�umiony pomruk
silnika. Przed domem stan�� samoch�d. Barbara momentalnie
zrozumia�a, co to oznacza. Andrzej!
W pierwszej chwili popad�a w eufori�, kt�r� jednak zaraz
zast�pi� niepok�j o los m�a. Nie�wiadomy czyhaj�cego na�
niebezpiecze�stwa wejdzie do domu i... je�li zostanie
zaskoczony przez uzbrojonego napastnika, wynik walki �atwo
przewidzie�.
Nie mog�a tak po prostu sta� tutaj i czeka�. Musia�a co�
przedsi�wzi�� - ostrzec w jaki� spos�b Andrzeja. A to
oznacza�o opuszczenie bezpiecznej kryj�wki w sypialni i
ryzyko spotkania z morderc�.
Zamek szcz�kn�� dwukrotnie, kiedy przekr�ca�a klucz - nic
na to nie mog�a poradzi�. Powoli uchyla�a drzwi, obserwuj�c
korytarz przez coraz szersz� szczelin�. Nie zauwa�y�a
�adnego podejrzanego poruszenia. Cisza i spok�j. Prawie
uwierzy�a, �e jest w tym domu zupe�nie sama. Mo�e zreszt�
faktycznie tak by�o... W ka�dym razie nie mia�a wiele czasu -
s�ysza�a ju�, jak Andrzej otwiera bram� prowadz�c� do gara�u
pod domem. Zaryzykowa�a i przemkn�a do schod�w. St�d,
przykucn�wszy, zlustrowa�a widoczn� cz�� korytarza w dole.
Nikogo... Przez g�ow� przemkn�a jej pe�na pogardy my�l, �e
mo�e ten cz�owiek uciek� przestraszony perspektyw�
konfrontacji z kim� silniejszym ni� bezbronna kobieta. Mo�e.
St�paj�c ostro�nie zesz�a po schodach. Min�a jasno
o�wietlon�, pust� kuchni�. Min�a ciemny, pusty pok�j
go�cinny, w kt�rym wci�� gdaka� telewizor.
Na zewn�trz, w ciszy gor�cej nocy, trzasn�y drzwi
samochodu i zawarcza� silnik. W�z zacz�� zje�d�a� po
pochy�o�ci do gara�u.
Drzwi �ciennej szafy po lewej stronie otworzy�y si�
szeroko, a Barbara poczu�a, �e w�osy na jej g�owie
sztywniej�, jak naelektryzowane. ON tam by�. Czeka� ca�y
czas, ukryty w�r�d ubra� jak jaki� pan Flip albo inne
dzieci�ce straszyd�o. A teraz wychyn�� z ukrycia i zast�pi�
jej drog�. W jednym r�ku �ciska� n� o w�skim, zakrzywionym
ostrzu, w drugim trzyma� za kark �cierwo Seszela, z kt�rego
la�y si� wn�trzno�ci. Rozchylony pysk martwego kota ukazywa�
drobne, bia�e z�bki, wyba�uszne oczy zasz�y mg��, a futro
zwierz�cia powalane by�o krwi�.
I wtedy u�wiadomi�a sobie, �e nie wyjdzie z tego �ywa.
Nie musi si� martwi�, jak dzieciak przyjmie �mier� Seszela.
Czy naprawa samochodu nadwer�y domowy bud�et. Kiedy
wreszcie za�o�� ten cholerny telefon. Niewa�ne, niewa�ne,
niewa�ne. Koniec z roztrz�saniem zmarnowanych szans. Koniec
z dylematami, kt�r� ksi��k� przeczyta� teraz, a kt�ra b�dzie
musia�a poczeka� do nast�pnego weekendu. Koniec z problemami
wieku �redniego.
Lata �wietlne od miejsca, w kt�rym sta�a, Andrzej zgasi�
silnik, wyj�� kluczyki ze stacyjki i pogwizduj�c wr�ci�
zamkn�� bram�. Spojrza� przelotnie w o�wietlone okno na
parterze. Wszystko wskazywa�o na to, �e Ba�ka jest jeszcze
na chodzie...
W ostatecznym ge�cie rozpaczy zanurkowa�a do kuchni -
naturalnego arsena�u w ka�dym domu. My�la�a o wielkim no�u,
kt�ry w telewizyjnej reklamie kroi� r�wnie dobrze mi�so jak
gwo�dzie. Mia�a taki n�. Niemal na wyci�gni�cie r�ki...
Napastnik skoczy� za ni� porzucaj�c koci zezw�ok, kt�ry
pacn�� w ka�u�� posoki. Dopad� kobiet� tu� za progiem,
chwyci� za rami�, obr�ci� twarz� w swoj� stron� i pchn��
jataganem.
Barbara poczu�a, jak n� napiera na jej brzuch, przebija
sk�r� i sunie w g��b, kroj�c po drodze wn�trzno�ci. Piek�cy
b�l jak wtedy, kiedy przeci�a sobie kant d�oni a� do ko�ci,
ale tym razem wraz z b�lem przysz�o wra�enie mdl�cej
s�abo�ci. Ostrze cofn�o si�, jeszcze bardziej kalecz�c
przebity �o��dek i poci�te jelita. Nast�pne uderzenie
skierowane by�o ku g�rze, rozprute prawe p�uco szybko
wype�ni�a krew. Barbara chcia�a krzycze�, ale nie mog�a
z�apa� tchu - zacz�a si� krztusi�. Mia�a uczucie, �e jej
p�uca zapadaj� si� do �rodka, jak przebity materac.
Prychn�a i twarz obcego m�czyzny pokry�y drobniutkie
kropelki krwi. Ton�a, lecz towarzyszy�y temu tylko
konwulsyjne drgawki.
Andrzej zabra� z samochodu neseser i podrzucaj�c w d�oni
kluczyki wbieg� po schodach prowadz�cych z gara�u prosto do
ciemnego, pustego domu. W mroku po�lizn�� si�. Cho� tego
jeszcze nie wiedzia�, w�a�nie znalaz� Seszela.
Ostatni tramwaj jad�cy w stron� �r�dmie�cia by� pusty.
Pawe� zaj�� miejsce w tyle wagonu, w nadziei, �e
przyt�umione, ��te �wiat�o uniemo�liwi motorniczemu
zapami�tanie jego twarzy.
Ca�y by� odr�twia�y.
Serce zd��y�o si� uspokoi� po szalonej ucieczce uliczkami
w�r�d willi i bli�niak�w, teraz uderza�o powoli, jakby
zamiast krwi przepompowywa�o melas�. Upragniony spok�j.
Umys� pogr��ony w kontemplacji bod�c�w z zewn�trz - kurzu
pod palcami opartymi na okiennej ramie, potu zasychaj�cego
na sk�rze, smaku suchego powietrza. Nakarmiona bestia uk�ada
si� do snu.
Tramwaj wyhamowa� i do wagonu wsiad� niski, pyzaty
m�czyzna. Zaj�� miejsce za Paw�em.
Barbara Tracz nie �y�a i Pawe� �a�owa� tylko, i� nie m�g�
poczeka�, by zobaczy� min� jej m�a, gdy j� znalaz�
zaszlachtowan� jak zwierz�. Ciekawe, co zrobi�? Wypad� na
ulic� z wrzaskiem "Pomocy!", jak to pokazuj� w telewizyjnych
rekonstrukcjach zbrodni? A mo�e upad� na kolana i pr�bowa�
ratowa� �on�, g�adz�c jej w�osy i powtarzaj�c, �e wszystko
b�dzie dobrze? Czy poca�owa� zalan� krwi� twarz w nadziei,
�e cud Kr�lewny �nie�ki zostanie powt�rzony specjalnie dla
niego? Pobieg� do telefonu wezwa� policj�? Ile budek obieg�,
nim znalaz� czynny automat? A w pustym domu styg�a ta, kt�r�
kocha�. Pod sufitem bzyczy pierwsza mucha... Jak�e kruche
jest ludzkie cia�o. Mo�na powiedzie�, same kleiste
wn�trzno�ci opi�te cienk� sk�r� i podtrzymywane w�t�ym
szkieletem. Powinni�cie si� strzec, wszak tygrysy nie �pi�
tej nocy...
- Ma pan krew na ubraniu - obcy g�os wyrwa� Paw�a z
zamy�lenia. Odwr�ci� si�. M�czyzna o okr�g�ej twarzy
wskazywa� jego kurtk�.
- Przepraszam?
- Krew.
Rzeczywi�cie, na r�kawie i ko�nierzu d�insowej kurtki
ciemnia�o kilka rdzawych plam. Tak si� �pieszy� opuszczaj�c
ten dom, �e ich nie dostrzeg�. Ra��ce zaniedbanie. Irytuj�cy
b��d. By� besti�, a bestie zawsze s� o krok przed zwierzyn�.
Co si� z nim dzieje? Ten facet mo�e mu narobi� niez�ego
gnoju, je�li ca�a sprawa nie zostanie zbagatelizowana.
- Pewnie opar�em si� o co� brudnego - rzuci� odwracaj�c
si� i uznaj�c tym samym rozmow� za zako�czon�.
- Zwr�ci�em na to uwag� - podj�� m�czyzna i Paw�owi
przemkn�o przez g�ow�, �e mo�e to peda� szukaj�cy okazji -
bo mam podobne k�opoty.
Pawe� zn�w spojrza� na nieznajomego. M�czyzna z
u�miechem rozchyli� po�y p�aszcza. Na bia�ej, bawe�nianej
podkoszulce z podobizn� twarzy cierpi�cego Chrystusa koloru
odblaskowej zieleni Pawe� zobaczy� trzy grube, krwawe smugi.
Jak... Jak po trzepni�ciu palcami?... To chcia� powiedzie�?
M�czyzna u�miechn�� si� konfidencjonalnie.
- Przyjemna noc, prawda? Takie s� najlepsze. Ciep�e i
bezwietrzne. W takie noce my�l� g��wnie o rzeczach
przyjemnych. Przestaj� by� ostro�ni, bo c� z�ego mo�e sta�
si� w tak� noc. I wtedy naj�atwiej ich podej��. Ka�da
zwierzyna ma sw�j sezon. Tak m�wi�.
- Nie rozumiem.
- Jasne - m�czyzna kiwn�� g�ow�. - Ostro�no�ci nigdy za
wiele. M�ody jeste�, ale swoje ju� rozumiesz. Tego nie mo�na
si� nauczy�. Albo to masz, albo nie. We krwi. Czy jeszcze
g��biej. M�w mi Neifu.
Pawe� niepewnie u�cisn�� wyci�gni�t� r�k�.
- To imi�?
- To wszystko. Po prostu Neifu. Jedziesz do domu?
- W�a�ciwie tak.
- Wpadniemy gdzie�, co ty na to? Nie pij�, alkohol
przyt�pia zmys�y, a ja chc� by� sprawny. Ale mogliby�my
chwil� pogada� przy szklance soku. Opowiesz mi co nieco, ja
tobie... No?
- Raczej nie - odpar� Pawe� ostro�nie. - Dzi�kuj�.
M�czyzna posmutnia�.
- Samotnik, rozumiem. Chocia� to szkoda, niecz�sto
zdarzaj� si� takie okazje. - Uni�s� brwi, jakby w g�owie
zakie�kowa�a mu nowa my�l. - A mo�e ty mi nie wierzysz?
My�lisz, �e jestem glin�?
- Nie - Pawe� zareagowa� zbyt po�piesznie, bo w tej
w�a�nie chwili o tym pomy�la�. Policja. Ale sk�d by
wiedzieli? Wszystko jedno...
- Akurat...
- Do widzenia - przerwa� m�czy�nie wstaj�c. - Musz� ju�
wysiada�.
Wprawdzie od placu Bankowego dzieli�o go kilka
przystank�w, ale wola� je przeby� na piechot�. Spacer dobrze
mu zrobi.
Wyskoczy� z tramwaju, k�tem oka dostrzegaj�c, �e dziwny
cz�owiek pod��a jego �ladem. Neifu dogoni� go na przej�ciu
dla pieszych.
- O co ci chodzi? Nie jestem �adnym cholernym tajniakiem.
Rozumiem - ostro�no��, ale to pachnie paranoj�. Albo te� tak
panicznie si� boisz.
Przechodzili obok dyskoteki, przed kt�r� k��bi�y si�
grupki m�odzie�y. Fioletowe neony rzucaj�ce �wiat�o na
twarze dziewczyn i ch�opc�w stwarza�y wra�enie, jakby
budynek oblega�a armia �ywych trup�w.
Pawe� zatrzyma� si� gwa�townie. Oskar�enie o strach
spowodowa�o, �e zacisn�� pi�ci. Neifu sta� nie dalej jak
metr. Trupie ognie i fioletowe cienie pe�za�y po jego
pyzatej twarzy.
- Czego si� boisz? - zapyta�. - Ich? Je�li jeste� tym, za
kogo si� uwa�asz, to nie s� ci w stanie nic zrobi�. Nic,
s�yszysz? Jak mam ci udowodni�, �e jestem taki sam jak ty?
Zabi�? Powiedz tylko kogo.
Stali w milczeniu i bez ruchu. A potem Pawe� powoli
podni�s� r�k� i nie spuszczaj�c wzroku z oczu Neifu wskaza�
w t�um.
- Czy wtedy mi uwierzysz?
Pawe� nie odpowiedzia�. Neifu obr�ci� si� i przez chwil�
wygl�da�o, �e po prostu odejdzie. Ale on pod��y� w stron�
grupki stoj�cej na uboczu. Przeprosi� uprzejmie kilka os�b.
Pawe� patrzy�, jak zatrzymuje si� przed ros�ym m�odzie�cem
obejmuj�cym ramieniem pal�c� papierosa dziewczyn�. A
potem... W r�ku m�czyzny pojawi� si� nagle n�, zatoczy�
kr�g i trafi� ch�opaka w szyj�. Uderzenie by�o tak silne, �e
niemal odr�ba�o g�ow�. Krew bryzn�a, zalewaj�c dziewczyn�,
kt�ra ugi�a si� pod ci�arem bezw�adnego cia�a, opryskuj�c
ludzi stoj�cych dooko�a. Na moment ca�a ta scena malowana
fioletem i czerni� zamar�a, a Neifu przepraszaj�c przepchn��
si� z powrotem do Paw�a.
Pierwszy histeryczny krzyk zaalarmowa� tych, kt�rzy stali
dalej i nie widzieli, co si� sta�o.
- Czy teraz mi wierzysz? - zapyta� Neifu.
- Chryste - wykrztusi� Pawe�. - Zabierajmy si� st�d.
- Spokojnie - Neifu po�o�y� mu d�o� na ramieniu. To by�a
ta sama d�o�, kt�ra przed chwil� trzyma�a n� i Pawe�
nie�wiadomie si� wzdrygn��. - �adnego biegania. �adnej
paniki. Zachowujemy si�, jak gdyby nigdy nic i znikniemy,
nim si� zorientuj�. Idziemy.
I poszli.
Min�li pasa� �r�dmiejski. Ulic� Chmieln�, pe�n� drogich
sklep�w z eleganckimi, jasno o�wietlonymi witrynami, dotarli
do Nowego �wiatu, a stamt�d Ordynack� do skweru przy
Akademii Muzycznej. Tu przystan�li na chwil�. Dochodzi�a za
kwadrans p�noc. By�o pusto i cicho. Nawet �wierszcze
umilk�y.
- Jak ci si� podoba�o? - zapyta� Neifu pr�buj�c
chusteczk� zetrze� z p�aszcza krwawe �lady.
Pawe� siedz�c na �awce potrz�sn�� g�ow�.
- Zabi�e� go tak, jakby by�... - szuka� odpowiednich
s��w.
- Chorym psem? Nie powiesz mi, �e to dla ciebie nowo�� -
u�miechn�� si� krzywo.
- Ale zrobi�e� to przy wszystkich.
- Sam wskaza�e� ofiar�.
Pawe� przymkn�� oczy. Wszystko dzia�o si� za szybko.
Dzisiejszy wiecz�r przypomina� zjazd sankami po ostro
nachylonym zboczu. Zapowiada� nawet podobne k�opoty. Co
zrobi, je�li nie uda mu si� wyhamowa�?
- S�dzisz, �e widzieli moj� twarz? - zapyta� cicho.
Neifu opu�ci� r�k� z chusteczk� i za�mia� si� kr�tko.
Pokr�ci� g�ow� z niedowierzaniem.
- Nie s�dz�. Patrzyli w inn� stron�.
Znowu si� za�mia�. Mia� dra�ni�cy �miech. Pawe� wsta�.
- Id�.
- Dok�d? - zdziwi� si� m�czyzna.
- Do domu.
- Nadal masz w�tpliwo�ci? Mo�emy tam wr�ci� po jeszcze
jednego.
Pawe� zignorowa� kpin�.
- Nie o to chodzi. Za du�o wra�e� - musz� odpocz��.
Ruszy� alej�.
- Poczekaj, dok�d si� �pieszysz?
- �le si� czuj�. Chc� by� sam.
Neifu z�apa� go za r�k�. Mia� twardy u�cisk.
- Poczekaj - powt�rzy�.
Pawe� obr�ci� si�.
- O co ci jeszcze, do cholery, chodzi? Wierz�, jeste�
taki sam jak ja. Co jeszcze? Chcesz dzieli� tereny
�owieckie? Wymienia� do�wiadczenia? Widzia�em, jak zabijasz,
robi wra�enie. Ja bym si� tak nie odwa�y�, je�li ci to
pochlebia. Ale teraz chc� i�� do domu i odpocz��. To
wszystko.
- Prawie - powiedzia� Neifu patrz�c mu prosto w oczy.
- Co chcesz przez to powiedzie�? - Pawe� nie chcia� tego,
ale wiedzia�, �e w jego g�osie brzmi napi�cie.
- Zabi�em dla ciebie - odrzek� Neifu, jakby to wszystko
wyja�nia�o.
- I co z tego?
M�czyzna wzruszy� ramionami, ale po jego wargach b��ka�
si� niewyra�ny u�miech tryumfu. Wida� by�o, �e z
niecierpliwo�ci� czeka�, by m�c wypowiedzie� kolejne s�owa:
- Chc�, �eby� teraz TY zabi� dla mnie.
- Zapomnij o tym!
- Ja zabi�em dla ciebie - przypomnia�.
Pawe� szarpn�� si�, ale u�cisk by� naprawd� mocny.
- Zabi�e� dla siebie.
- Ty wskaza�e� ofiar�.
- Nikogo nie wskaza�em - warkn�� Pawe� i woln� r�k�
si�gn�� do wewn�trznej kieszeni kurtki, gdzie spoczywa�
jatagan. W tej samej chwili zobaczy� przy swojej twarzy
ostrze po�yskuj�ce ksi�ycowym �wiat�em.
- Nie prowokuj mnie - powiedzia� Neifu lodowatym tonem.
Na jego twarzy nie by�o ju� �ladu poprzedniej jowialno�ci.
Nawet sympatyczna pulchno�� wygl�da�a teraz bardziej jak
opuchlizna trupa, kt�rego wiosenne s�o�ce uwolni�o spod
lodu. - Nie prowokuj mnie, bo to si� dla ciebie �le sko�czy.
Pawe� wolno opu�ci� r�k�. Postanowi� zmieni� front.
- W porz�dku. Mo�e si� dogadamy. Kogo mia�bym zabi�?
Ostrze znikn�o.
- Kork�.
- Kogo? - zapyta� g�ucho. Strach obla� go od g�owy do
st�p. Nie strach, paniczne przera�enie. �o��dek zdusi�y
lodowate kleszcze. I wiedzia�, �e dr�y. Szarpn�� si� �lepo,
tym razem Neifu go pu�ci�. Pawe� potkn�� si� cofaj�c.
- Ty �wirni�ty skurwysynu, sk�d o niej wiesz? Sk�d mnie
znasz?
- Zabijesz j� dla mnie.
- Pr�dzej sam zdechn�.
Neifu post�pi� krok do przodu.
- Pos�uchaj - powiedzia� gro�nym tonem. - W trzy minuty
oprawi�bym ci� jak �wini� i zmusi�, �eby� przed �mierci�
ze�ar� w�asne flaki, tote� ostatni� uwag� potraktujmy jako
nieby��. Zabijesz j� dla mnie. Masz czas do jutrzejszego
wieczora. P�niej ja si� ni� zajm�. I daj� ci s�owo, �e
b�dzie dla niej lepiej zgin�� z twojej r�ki. A potem przyjd�
do ciebie. Pomy�l o tym. Do widzenia.
Pawe� patrzy� rozszerzonymi ze strachu oczami, jak Neifu
odwraca si� na pi�cie i odchodzi w stron� Tamki.
- Kim ty, do cholery, jeste�?! - krzykn�� za nim
rozpaczliwie, ale m�czyzn� po�kn�y ju� cienie drzew.
Czy chcesz porozmawia� o strachu?
Rz�dzi si� prost� zasad�. Mo�esz godzinami siedzie� w
ciemnym pokoju i czu� si� �wietnie. Do czasu, a� nie
zwr�cisz uwagi na mrok i nienaturalne cienie w k�tach.
Zaczynasz my�le� o istotach przyczajonych o krok od ciebie,
czekaj�cych, a� ty sam dasz im sygna� do ataku. Wstaj�c, by
zapali� �wiat�o. Sadowi�c si� wygodniej na krze�le. A mo�e
po prostu wystarczy, �e ruszysz powiek�? Wi�c siedzisz
nieruchomo jak manekin, z nog� za�o�on� na nog�, cia�o ci
coraz bardziej dr�twieje, a ty ani mrugniesz, wytrzeszczaj�c
oczy i usi�ujesz dojrze� w mieni�cej si� ciemno�ci b�ysk
czerwonych �lepi, albo najl�ejszy ruch cia�a napi�tego do
skoku. I niech mnie diabli, je�li wreszcie ich nie
zobaczysz. Bo to jest strach. Nie tylko zjawisko chemiczne,
ale kraina rz�dz�ca si� w�asnymi prawami.
W pustym mieszkaniu zmar�ej ciotki Pawe� odkrywa� t�
krain�.
Strach zawsze go fascynowa�. Strach i b�l. Jego pierwsza
dziewczyna mia�a sutek przek�uty srebrnym kolczykiem w
kszta�cie k�ka. Trudno powiedzie�, czy bardziej podnieca�a
Paw�a �wiadomo��, �e umieszczono kolczyk w tym w�a�nie
miejscu z my�l� o m�czyznach, kt�rzy w przysz�o�ci ujrz� t�
ozdob�, czy te� wyobra�enie b�lu spowodowanego chirurgiczn�
ig�� i kropli krwi sp�ywaj�cej po napi�tej dziewcz�cej
sk�rze. Kiedy si� kochali, chwyta� k�ko z�bami i ci�gn��,
kt�rego� razu zapyta�, czy sprawia jej tym b�l, u�miechni�ta
pokr�ci�a g�ow� w milczeniu. Zanotowa� odpowied� w swojej
pami�ci.
Lubi� my�le� o sobie jako o stworzeniu, kt�re �yje
zanurzone w ekstremalnych ludzkich emocjach, g��binowej
rybie �wiadomo�ci. Zarazem by� koszmarem otaczaj�cych go
zwierz�t i spe�nieniem ich �arliwego pragnienia prze�ycia
przygody.
Ale teraz wszystko si� skomplikowa�o. Tkwi� w samym oku
cyklonu, chwilowy spok�j by� tylko pozorem - wiedzia� o tym.
Wiedzia� te�, �e musi szybko znale�� odpowied� na pytanie,
co dalej. Najwa�niejsze to unikn�� paniki. Inaczej spieprzy
wszystko. Z pewno�ci� istnia� spos�b, aby t� spraw�
odpowiednio rozegra� i udowodni�, �e prawdziw� przewag�
my�liwego nad zwierzyn� jest jego inteligencja, a nie
dwururka.
A co z ��daniem Neifu? Spotkanie w tramwaju nie by�o
przypadkowe, ten go�� wiedzia� o Pawle za du�o. Wiedzia� o
Korce. Ciekawe, jak d�ugo siedzia� im na karku nie
zauwa�ony? M�t znik�d. Uwa�a, �e mo�e tak po prostu si�
odgra�a�.
Z drugiej strony to, jak beznami�tnie i b�yskawicznie
Neifu zabi� tej nocy, czyni�o jego gro�by niebezpiecznie
realnymi. Je�li teraz Pawe� mu si� sprzeciwi, mo�e b�dzie to
b��dem nie do naprawienia.
Niebo zaczyna�o ja�nie� - Pawe� potrafi� dostrzec z
kuchennego okna kontury drzew. Nadchodzi� �wit i wkr�tce
wn�trze mieszkania przybra�o kolor popio�u. Coraz mniej
czasu. Musi podj�� w�a�ciw� decyzj�. Musi.
Czy chcesz porozmawia� o strachu? Bo to przecie� strach?
Pierwsze ob�oki pojawi�y si� o dziesi�tej rano.
Przyp�yn�y z p�nocy, ma�e i niegro�ne. Nie towarzyszy� im
najl�ejszy powiew wiatru, najmniejsze och�odzenie. Jednak o
wp� do jedenastej ci�gn�y si� po niebie ca�ymi gromadami i
nim min�a godzina, szara, k��biasta masa odgrodzi�a niebo
od ziemi. Wszystko - drzewa, zwierz�ta i ludzie - zamar�o
w oczekiwaniu nadci�gaj�cego deszczu, gwa�townej burzy,
w�ciek�ych potok�w wody, kt�re zmyj� kurz, brud i sny w
gor�czce. Nic takiego jednak nie nast�pi�o - chmura okaza�a
si� fa�szyw� szans�. Wprawdzie powietrze zg�stnia�o, a
gdzie� wysoko przetoczy� si� raz i drugi pomruk gromu, ale
to wszystko.
- Chmury jak chmury - odezwa�a si� Korka, nie wiadomo
bardziej do siebie, czy do Paw�a. - Czego im brakuje? Gdzie
te czasy, gdy zima oznacza�a �nieg, a chmury deszcz?
Le�eli nago w zmi�toszonej po�cieli, kt�ra nie by�a ju�
ch�odna, lecz wilgotna i lepka. Stykali si� ko�cami palc�w,
patrzyli w sufit i rozmawiali. Nie by�o w tym nic
erotycznego, po prostu le�eli bez ubra� - bo tak ch�odniej -
i pr�bowali przetrwa� jeszcze jeden dzie� upalnego lata.
Doczeka� zmroku.
Pawe� przetoczy� si� na brzuch i si�gn�� po szklank�.
Pusta.
- Koniec lodu - oznajmi�.
- Id� wzi�� prysznic - Korka wsta�a. S�ysza�, jak zapala
�wiat�o w �azience, jak odkr�ca kran. Zaszumia�a woda. Woda.
Zasch�o mu w gardle. R�k� otar� pot z czo�a. Wystarczy�o i��
do kuchni, otworzy� lod�wk� i zgarn�� par� grzechocz�cych
kostek prosto z zamra�alnika. Ale Pawe� nie chcia� i�� do
kuchni. W kuchni jest kredens, a w kredensie szuflada, a w
tej szufladzie �mier�.
Kiedy masz w r�ku n� i widelec, musisz wreszcie co�
pokroi�. A kiedy masz sam n�?
W szufladzie kredensu le�a� jatagan. Czeka�. Paw�owi po
raz pierwszy przysz�o na my�l, �e kszta�t jatagana
przypomina wykrzywione w sardonicznym u�miechu usta. Usta
przemawiaj�ce krwi�.
Jeszcze dzi� us�yszysz, co mamy do powiedzenia o twojej
dziewczynie. Bo przecie� ju� si� zdecydowa�e�. Pami�tasz? W
tej samej chwili rozleg�y si� dzwony pobliskiego ko�cio�a.
Taka zbie�no�� robi wra�enie, co? Odrobina metafizyki w
codziennym �yciu. A wi�c do dzie�a. I nie b�j si� - w razie
czego przem�wimy w twojej obronie.
Korka wr�ci�a do pokoju. ��ko ugi�o si� pod jej
ci�arem.
- O czym my�lisz?
Obr�ci� g�ow� w jej stron�. Wychodz�c spod prysznica
prawie si� nie wytar�a. Mia�a mokre koniuszki w�os�w, krople
wody stacza�y si� po jej ramionach.
- O tym, jaka to szkoda, �e nie zgodzi�a� si� tu ze mn�
mieszka�. Wszystko mog�oby dzi� wygl�da� inaczej.
Jaka szkoda. Zamiast polowa� w nocy tuli�bym ci� do
swojego boku. Bestia spa�aby te�. By�oby mniej krwi, mniej
trup�w. I nie spotka�bym Neifu. Jaka szkoda...
- M�wisz jak pogrzebany w o�owianej trumnie, sze�� st�p
pod ziemi�. Jeszcze wiele mo�emy zmieni�.
Ich spojrzenia spotka�y si�.
- Tak s�dzisz?
Mylisz si�. Jeszcze wczoraj przyzna�bym ci racj�. I
przedwczoraj. Ale w�a�nie dzi� wszystko musi potoczy� si�
wcze�niej wytyczonymi koleinami. Kt�rego� dnia b�d� got�w
dopa�� tego skurwysyna. Ale tylko je�eli dzi� spe�ni� jego
��danie. Jestem jeszcze za s�aby - nie moja wina. To wa�ne,
Korka, musisz pami�ta� - to nie tylko moja wina. Wszyscy co�
zawalili - rodzice, nauczyciele, ludzie na ulicach, nawet
ty. Teraz musz� zrobi� to, co ka�e Neifu. Inaczej on za�atwi
ciebie, a potem mnie. Tak powiedzia� i ja mu wierz�, ty te�
by� mu uwierzy�a, gdyby� widzia�a go w akcji. A je�li ja
zgin�, szansa uduszenia bydlaka jego w�asnymi jelitami
przepadnie.
Korka si�gn�a pod poduszk� i wydoby�a stamt�d szpilk�
do w�os�w, d�ug� na dwa cale, z g��wk� z toczonego drewna. W
zamy�leniu obraca�a j� w palcach. Pawe� obserwowa� to z
niepokojem.
- Kiedy� wyjmiesz sobie tym oko. Albo mnie.
- Musz� ci co� powiedzie�.
Tak, lepiej zr�b to teraz, mamy dzisiaj jeszcze mas�
roboty.
- Pami�tasz, jak m�wi�am ci, �e mam k�opoty hormonalne?
Kiwn�� g�ow�.
- Pami�tam.
- By�am wczoraj u lekarza. Nigdy nie mia�am a� takich
op�nie�... - jej spojrzenie wyra�a�o niepewno��, wi�cej
nawet - l�k. - Pawe�, s�dzisz, �e b�dziesz dobrym ojcem? -
Pauza. - Mam nadziej�, �e tak.
A� usiad�.
- Jak to?
- Ja chc� mie� to dziecko - powiedzia�a szybko nie
spuszczaj�c wzroku z Paw�a. Dotkn�a jego twarzy. - Boj�
si�, ale chc� je mie�. Przecie� musi nam si� uda� -
zako�czy�a niemal p�aczliwie.
Wcale nie, pomy�la�, ale g�o�no powiedzia�: - Jasne.
Zamkn�� oczy. Pod powiekami jak bengalskie ognie wybuch�y
mu czerwone i zielone smugi. Jak to jest, �e �ycie zawsze
strzela ci w plecy i zawsze ma jeden nab�j wi�cej ni� si�
spodziewasz?
W jaki� irracjonalny spos�b by� pewien, �e Neifu wiedzia�
o ci��y Korki, nim on si� dowiedzia�. Kim ty jeste�? -
spyta� w my�lach oty�ego cz�owieczka. Chcesz mnie za co�
ukara�, a mo�e uratowa� przed losem, jaki nie�wiadomie sam
sobie zgotowa�em? Pokaza�, co to naprawd� znaczy by�
wilkiem-samotnikiem przemierzaj�cym martwe przestrzenie w
ch�odnym �wietle gwiazd.
Karolina z niepokojem obserwowa�a twarz Paw�a. Gdy
wreszcie otworzy� oczy, ujrza�a w nich dzik� determinacj� i
pewno�� co do wybranej drogi. Czeka�a, co powie.
- Ubieraj si� - rzek� wstaj�c z ��ka. Spojrza� na
zegarek, potem znowu na ni�. - Na co czekasz? Nie mamy
czasu.
Pos�usznie zebra�a cz�ci garderoby z pod�ogi i zacz�a
je na siebie wci�ga�. On sta� ju� praktycznie gotowy,
zapina� w�a�nie spodnie. Co zamierza� z ni� zrobi�? Wyrzuci�
na ulic� i powiedzie�, �e nie chce jej wi�cej widzie�?
Zaci�gn�� si�� do ginekologa na skrobank�? Upinaj�c w�osy
pr�bowa�a zg��bi� wyraz twarzy Paw�a, ale bez powodzenia.
- Idziemy - uprzedzi� jej pytania. Wyszli z mieszkania
kwadrans po drugiej. Kiedy byli ju� w drzwiach, Pawe�
przypomnia� sobie o czym�. Z�apa� d�insow� kurtk� z wieszaka
i wszed� do kuchni. Tam odsun�� szuflad� kredensu i zabra�
jatagan.
W�a�ciwie kilka s��w nale�a�oby po�wi�ci� Aleksandrze
Fabryniuk. Kiedy par� minut po �smej wieczorem, tego samego
dnia, poci�g po�pieszny "Kujawiak" doje�d�a� do Bydgoszczy,
wesz�a do toalety w wagonie drugiej klasy i omal nie
postrada�a zmys��w.
Pawe� wr�ci� do mieszkania po zmroku. Zamkn�� drzwi na
obie zasuwy i obszed� wszystkie pomieszczenia, w ka�dym
zapalaj�c �wiat�o, w ka�dym sprawdzaj�c ewentualne kryj�wki.
Wyjrza� nawet przez okno. Wprawdzie mieszkanie znajdowa�o
si� na pi�tym pi�trze i Neifu musia�by umie� lata� albo
posiada� umiej�tno�� wspinaczki po niemal g�adkiej �cianie -
w pobli�u nie by�o �adnych balkon�w ani piorunochronu - ale
Pawe� doszed� do wniosku, �e dodatkowe zabezpieczenie
przyniesie je�li nie korzy��, to dodatkowy spok�j, i
starannie zaryglowa� oba okna, to w pokoju i to w kuchni.
Nie znalaz� nikogo, nikt nie wyskoczy� z szafy. Chwilowo by�
wi�c bezpieczny. �ci�gn�� przepocone ubranie i wepchn�� je
do przepe�nionego pojemnika z brudami, wzi�� szybki,
orze�wiaj�cy prysznic. Jatagan mia� przez ca�y czas w
zasi�gu r�ki. Wytar� si� dok�adnie, za�o�y� czyst� odzie� i
pow�drowa� do kuchni, gdzie przygotowa� sobie kolacj�. Kiedy
sko�czy� je��, by�o ju� zdrowo po dziesi�tej. Umy� naczynia.
Chwil� zastanawia� si� nad nastawieniem jakiej� muzyki, ale
ostatecznie uzna�, �e to z�y pomys�. �adnych rozpraszaj�cych
d�wi�k�w. Wreszcie pogasi� �wiat�a, zostawiaj�c tylko
zapalon� lampk� przy ��ku. Ustawi� na �rodku pokoju krzes�o
i usiad� na nim, k�ad�c sobie jatagan na kolanach. Min�a
jedenasta, ale Pawe� nie wybiera� si� jeszcze spa�.
Oczekiwa� go�cia.
I go�� przyszed�. Tak po prostu. W jednej chwili
ocieniony k�t by� pusty, a w drugiej - ju� sta� tam Neifu. I
by�o to bardziej przera�aj�ce ni� gdyby pojawi� si� w
�wietlnej iluminacji, przy akompaniamencie trzasku piorun�w.
Pawe� zrazu nie poj��, co nast�pi�o. Przecie� siedzia� na
tym cholernym krze�le przez ca�y czas, nie ruszaj�c si� ani
o krok, jakim wi�c cudem ten cz�owiek zjawi� si� tu
niepostrze�enie? Czer� za oknem by�a czerni� g��bokiej nocy,
a zza �cian nie dobiega� �aden odg�os, jakby wszyscy
mieszka�cy domu pogr��eni byli we �nie. Czy�by i on si�
zdrzemn��? Chryste, czy�by zasn��?
Posta� w k�cie post�pi�a krok naprz�d. Neifu. Bez
w�tpienia. W ca�ej glorii i chwale. W przydu�ym wojskowym
p�aszczu zamiast pobrudzonego krwi� prochowca. Do tego
workowate spodnie i nie pasuj�ce do reszty br�zowe buty ze
sk�r� wycinan� we wzorki.
- Wa�niejsze od tego, co obiecujesz - g�os Neifu brzmia�
jak zgrzyt t�uczonego szk�a - jest, czy potrafisz dotrzyma�
danego s�owa. W dzisiejszym skomplikowanym �wiecie to pr�ba
si�y. Ja staram si� dotrzymywa� swoich obietnic!
Pawe� chcia� chwyci� jatagan, ale jego d�onie z�apa�y
tylko powietrze. Pozbawiono go broni. A wraz z ni� ostatniej
szansy w tej walce.
- Tego szukasz? - Pawe� a� podskoczy�. Jatagan w r�ku
Neifu! Pojawi� si� tam za spraw� magicznej sztuczki, r�wnie
nagle co inny n�, poprzedniego wieczoru, przed dyskotek�.
- O co ci chodzi? - zapyta� s�abym g�osem Pawe�. - Wci��
ci ma�o? Kogo teraz mam zabi�? Matk�? Ojca?
Przez twarz m�czyzny przemkn�y cienie, jakby jego cia�o
roz�wietla� wewn�trzny p�omie�.
- Gierki. Uwielbiasz gierki, co?
- Zabi�em dla ciebie dziewczyn�, kt�r� kocha�em...
- K�amiesz.
- Do diab�a, czuj� jeszcze jej krew na sobie!
- K�amiesz! - rykn�� Neifu. - Uprzedza�em ci�, �e je�li
ty tego nie zrobisz, ja zrobi� to za ciebie. Masz si� za
geniusza? A ruse, ruse et demi. My�la�e�, �e wystarczy
wys�a� j� gdzie� daleko st�d, a mnie powiedzie� cokolwiek?
Pawe� zblad�. Nie ba� si� ju�, by� przera�ony. Nie mog�c
wydusi� z siebie s�owa, s�ucha� tego, co m�wi Neifu.
- No wi�c znalaz�em j�. W poci�gu. Powiedzia�a, �e jedzie
do Bydgoszczy, do domu, a ja powiedzia�em jej o sobie i kim
ty jeste�. Bez k�amstw, bez niedom�wie�. Walczy�a, broni�a
ci�, biedny sukinsynu, ale wreszcie dotar�o do niej, co jest
prawd�. By�em przekonuj�cy. Tak bardzo, �e gdy wyja�ni�em,
co musz� zrobi�, nie protestowa�a. - Wyci�gn�� przed siebie
r�k�, w kt�rej trzyma� okrwawiony strz�p z przylepionym
kosmykiem ciemnych w�os�w. - Czy poznajesz t� twarz?
- Chryste - wyszepta� bezg�o�nie Pawe�, nie mog�c oderwa�
oczu od poszarpanego och�apu. A potem skoczy�. Chcia�
przegry�� gard�o temu skurwysynowi, wyrwa� mu serce go�ymi
r�koma, zata�czy� na jego flakach. Zamachn�� si� i uderzy� w
sam �rodek nalanej twarzy. Neifu w ostatniej chwili uchyli�
g�ow� i pi�� ledwie go musn�a, za to Pawe� straci�
r�wnowag�. M�czyzna chwyci� go za ramiona i odepchn��
gwa�townie od siebie. Nie mia� ju� jatagana w r�ku. To
rzeczywi�cie wygl�da�o jak sztuczka magika, w kt�rego
d�oniach pojawiaj� si� i znikaj� bukiety sztucznych kwiat�w.
Pawe� polecia� do ty�u, przewracaj�c krzes�o oraz nocn�
lampk�. Z impetem uderzy� barkiem i g�ow� o �cian�, a pod
czaszk� zap�on�y mu flary b�lu. Bezw�adnie osun�� si� na
pod�og�.
Upadek lampki spowodowa�, �e pok�j o�wietlony zosta� pod
niecodziennym, dziwnym k�tem. I w tym na wp� nierealnym
o�wietleniu Neifu zacz�� rozpina� guziki p�aszcza. Sta� tu�
za kraw�dzi� cienia, ale gdy p�aszcz opad� na pod�og�, Pawe�
zobaczy� wyra�nie, �e nagi tors m�czyzny pokrywa siatka
blizn. W chwil� p�niej dostrzeg� co� jeszcze. Ostrze
rze�nickiego no�a. Wynurzy�o si� powoli pod lewym
obojczykiem Neifu i pow�drowa�o sko�nie w d�. Sun�o
g�adko, tn�c sk�r� tak, jak p�etwa grzbietowa rekina tnie
wod�, by w ko�cu znikn�� nie zostawiaj�c po sobie �ladu.
- Powiniene� co� o mnie wiedzie� - odezwa� si� Neifu.
Sprawia� wra�enie, jakby nie zauwa�y� tego, co si� przed
chwil� sta�o. Pawe� obserwowa�, jak �wie�� ran� wype�nia
krew, dow�d, �e nie pad� ofiar� z�udzenia optycznego. -
S�ysza�e� o Kubie Rozpruwaczu? A o Fritzu Haarmanie? O
Rze�niku z Dusseldorfu, Ksi�ycowym Mordercy, Lizzie Ashley,
Bertrandzie Aram? Zna�em ich wszystkich. Haarman kr�tko po
pierwszej wojnie �wiatowej zacz�� zabija� zagubionych w
Hanowerze przesiedle�c�w. Cia�a �wiartowa� i sprzedawa� jako
wieprzowin�. Z�apano go, ale znikn�� zaraz po procesie.
By�em tam. Ksi�ycowy Morderca gwa�ci� i sk�rowa� m�ode
dziewczyny w Teksasie, w po�owie wieku. Nagle zab�jstwa
usta�y, a policja nigdy nie pozna�a j