8901

Szczegóły
Tytuł 8901
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8901 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8901 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8901 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Harry Harrison Bill, Bohater Galaktyki 3 przek�ad : Zbigniew A. Kr�licki H. Harrison & D. Bischoff Na Planecie Niesmacznej Przyjemno�ci . 1 . DOKTOR D. ZALECA! Prawda, Bill nigdy nie poj��, �e wszystko zacz�o si� od seksu. Jednak od czasu do czasu mia� pewne podejrzenia. - To stopa satyry! - rykn�� na lekarza. No, ptasi m�d�ku, mnie wcale nie wydaje si� to takie �mieszne! Na szcz�cie doktor Delazny by� cywilem, inaczej wojskowy zadek Billa wylecia�by na orbit�. Lekarz zatoczy� si�, pora�ony krasom�wstwem kawalerzysty (i czosnkiem, kt�ry tamten jad� na �niadanie), mrugaj�c oczami za grubymi jak denka butelek szk�ami okular�w. - Nie, kawalerzysto. To stopa satyra. Stworzenie z greckiej mitologii, cz�ekozwierz o niepohamowanej ��dzy, kt�ry kopulowa�by od rana do wieczora, a potem przez ca�� noc. Bill dobrze to rozumia�. Sam by� nie�le napalony. Kiedy wysy�ali go tutaj, do wojskowego szpitala na Kolostomii IV, wspominali o P i P. Dla ka�dego kawalerzysty P i P oznacza�o pieprzenie i picie. Co, oczywi�cie, implikowa�o obecno��, po pierwsze samic rodzaju ludzkiego, oraz, po drugie, du�ych ilo�ci napoj�w wyskokowych. Opodal szpitalnej kostnicy mie�ci� si� dobrze zaopatrzony bar, wi�c z tym drugim nie by�o �adnych k�opot�w. Niestety, wszystkie piel�gniarki w tym medycznym domu wariat�w by�y stalowymi robotami. Kiedy Bill odzyska� przytomno�� po pierwszym heroicznym pija�stwie, znalaz� w ramionach jedn� z nich - takim zgrzytem zako�czy� si� mile rozpocz�ty wiecz�r. Tak wi�c teraz, w gabinecie lekarskim, Bill skroba� si� po �ysiej�cej g�owie jedn� z dw�ch prawych r�k i patrzy� na swoj� stop�. Wygl�da�a naprawd� obrzydliwie. - Co si� z ni� dzieje? - zawy�. - Dobre pytanie - rzek� doktor Delazny. - Zamierzam pobra� pr�bk� tkanki, �eby potwierdzi� pewne podejrzenia... Kawalerzysto, s�dz�, �e cierpisz na odra�aj�c� kosmiczn� infekcj� psychomutuj�c� na poziomie plazmoid�w. - H�? - Humoraln� nog�. - To jego wina, wszystko jego wina, tego przekl�tego chingerskiego szpiega - Eagera Beagera. Od kiedy odda� mi przys�ug� i uwolni� od gigantycznej kurzej stopy, mam wci�� k�opoty z nog�. Bill ugryz� si� w j�zyk, wiedz�c, �e wspominanie o spotkaniu z Chingerem nie przyniesie nic dobrego. Chingerski szpieg by� niebezpieczny, usi�owa� nam�wi� Billa, �eby poniecha� wojny! Mia�by zdradzi� Imperium! Rozg�asza� plotki i pokojowe pogl�dy. Uprawia� szeptan� propagand�. Dzia�a� na rzecz rozbrojenia i traktatu mi�dzy lud�mi a Chingerami. Oczywi�cie, Bill nigdy nie zrezygnowa�by ze �lepej lojalno�ci wobec imperialnej kawalerii, cho�by nie wiem jak chcia�, gdy� jego m�zg by� na to zbyt naszpikowany uzale�niaj�cymi lekami i uwarunkowuj�cymi neuroimpl�ntami. Gdy tylko wr�ci� do kwatery g��wnej, zaraz zacz�� �piewa�. G�ra by�a tak wdzi�czna za informacje o chingerskiej mentalno�ci, �e kiedy po przes�uchaniu jego stopa uleg�a dziwnej zmianie, wys�ali go na t� planet�, gdzie mia� si� nim zaj�� doktor Latex Delazny - specjalista proktonog. - Tak, to wynika z typu obraz�w neurologicznych otrzymywanych przy syntezie kory neopalialnej w przypadku zespo�u F. Innymi s�owy, kawalerzysto, twoja stopa uwa�a, �e jest przytwierdzona do cia�a stworzenia, kt�re my�li jedynie o seksie i pija�stwie. - U�miechn�� si� ponuro i potrz�sn�� g�ow�. Czy ten opis przypomina jak�� znan� ci osob�? Doktor Delazny otrzyma� bardzo staranne wykszta�cenie medyczne oraz stopie� specjalisty od oczo-uszo-noso-gardzieli, jak r�wnie� stopieniek z proktologii. Innymi s�owy, by� specjalist� od g��w i ty�k�w, co oznacza�o, �e leczy� wielu prawnik�w i doskonale zarabia� na transplantacjach, poniewa� u prawnika te dwie cz�ci cia�a s� wzajemnie wymienne. Jednak kiedy Imperator, w nag�ym przyp�ywie sadystycznej filantropii, nakaza� egzekucj� wszystkich prawnik�w w znanym Wszech�wiecie, doktor Delazny straci� pacjent�w i musia� szuka� pracy gdzie indziej. Wyzna� to wszystko Billowi pewnej nocy, przy butelce "Starej Syfozy". - Niech to szlag, doktorze. Cz�owiek robi to, co musi robi�. Pije. Jak inaczej kawalerzysta m�g�by pozosta� przy zdrowych zmys�ach w tych zwariowanych okoliczno�ciach? Ponadto, m�czyzna potrzebuje przyjemno�ci, jakie tylko kobieta mo�e mu zapewni�! Bill poci�gn�� nosem i westchn��, wspominaj�c wszystkie swoje stare przyjaci�ki. I m�ode r�wnie�. Zahartowane w bojach mi�nie stwardnia�y mu na my�l o Mecie, wys�anej na jak�� zakazan� planet�, bior�cej udzia� w piekielnej, lecz wspania�ej walce z Chingerami. Meta! To by�a kobieta! Te oczy! Ten biust! Ten j�drny, kr�g�y ty�eczek, kt�rym zakasowa�a Ing� Mari� Calyphygi� z Phigerinadona II! Jednak Meta nie by�a typem kobiety, kt�ra chodzi�aby boso po kuchni i rodzi�a dzieci przez reszt� �ycia. Meta by�a tak� dziewczyn�, przed jak� ostrzega�a go matka: g�ruj�c� nad nim psychicznie, fizycznie i emocjonalnie, z pop�dem seksualnym mog�cym nap�dza� gwiazdolot. A gdy tylko ich wzajemne stosunki zacie�ni�y si� - je�li mo�na tak powiedzie� to parszywe dow�dztwo musia�o wys�a� j� gdzie�. Syf i jeszcze raz syf! Bill zastanawia� si�, czy co� z nim jest nie w porz�dku. Czy�by wojsko pozostawi�o w nim jaki� strz�p godno�ci i cz�owiecze�stwa? To nie wydawa�o si� mo�liwe. Czy by� zdolny do mi�o�ci? Czy cho�by wiedzia�, jak wymawia si� to s�owo? Czy w�a�nie tego szuka�? Czy w�a�nie dlatego by� tak niespokojny o tak p�nej porze? Czy�by dlatego zacz�� chowa� komiksy z serii "PRAWDZIWIE NAMI�TNY KOSMICZNY ROMANS" w zeszyty "PORNOGRAFII I KRWAWYCH JATEK", z jakimi widywali go rekruci? Eee. Po co komu kobieta na sta�e? Jak mawiali kawalerzy�ci, przez kobiet� przesta�by pali�, upija� si�, kl�� i po��da� ka�dej napotkanej samicy a czy� nie s� to najistotniejsze sprawy w �yciu? Doktor Latex Delazny ponownie spojrza� na wydruk z komputera. - Fascynuj�ce. Powiedz mi, Bill, czy wiesz co� o uk�adzie wydzielania wewn�trznego? - Czy to te �wiaty truj�cych bagien i ocean�w niedaleko Kasjopei? Doktor Delazny ze z�o�ci� zdrapa� �upie� z �ysiej�cego �ba. Wygl�da� na faceta pod czterdziestk�, z pocz�tkami paj�czyny drobnych zmarszczek wok� oczu. By� chudy i zaaferowany, jakby jego umys� pracowa� jak symultaniczne przedstawienie cyrkowe bardziej zainteresowany akrobacjami na �rodku areny ni� wyst�pami klowna na jej obrze�u. - Nie, ty armijny przyg�upie. M�wi� o fizjologii cz�owieka. Uk�ad wydzielania wewn�trznego, przysadka, tarczyca, nadnercza... i tak dalej, i tak dalej. I oczywi�cie gruczo�y p�ciowe. Anatomia cz�owieka, t�paku! Nie ucz� was tego w kawalerii? Bill potrz�sn�� g�ow� w pokornym milczeniu. - To wa�ne czynno�ci organizmu, Bill. Szczeg�lnie w przypadku gruczo��w p�ciowych. Czy wiedzia�e�, �e mam doktorat z endokrynologii? My�lisz, �e Imperium potrafi to wykorzysta�? Phi! Stopy i p�cherze, p�cherze i stopy. Tylko to daj� mi do roboty. Co za okropna strata. By� wysoki i tykowaty jak strach na wr�ble, a wygl�da�, jakby spa� w swoim fartuchu, co zdarza�o mu si� do�� cz�sto. Jednak mia� krzep�. Szczeg�lne wra�enie wywar� na Billu spos�b, w jaki doktor za�atwi� pewnej nocy Antarezyjczyka Alkpee. Doktor Delazny ze znudzeniem spogl�da� na wydruk komputerowy le��cy na stole. - M�j Bo�e, Bill, skoro ju� m�wimy o wydzielaniu, twoje dolne gruczo�y bezprzewodowe wydaj� si� szczeg�lnie aktywne. To bardzo interesuj�ce, kawalerzysto - wydaje si�, �e masz w ciele do�� testosteronu, �eby s�oniowi wyros�a broda! Delazny z podziwem zerkn�� na Billa, kt�ry poczu� si� nieswojo na �rodku areny. - A co z moj� stop�, doktorze? Niech pan pami�ta, dlaczego tu jestem. Doktor Delazny odchrz�kn��, wypi�� pier� i rzek� autorytatywnie: - �o�nierzu, na razie zalecam sp�dzanie dni i nocy w tym szpitalu. Spaceruj po ska�onej pla�y, zwiedzaj �mietnisko, wpadnij do pobliskiej spalarni... Odpocznij! Odpr� si�! Skorzystaj z naszych urz�dze� rekreacyjnych! To da mi sposobno�� zbadania sk�adu kom�rkowego twojej stopy. - Nie zamierza pan da� mi nowej? - Bardzo chcia�bym, Bill, ale czy to nie dotar�o do twojego t�pego, buraczanego i zalkoholizowanego �ba, �e tej armii brakuje st�p?! - Nie powinni�my byli przechodzi� na system metryczny! - mrukn�� Bill. Latryniana plotka wyja�nia�a t� spraw�. Wojskowa s�u�ba zdrowia mia�a mn�stwo st�p w zamra�arkach, ale kiedy z Heliory przyszed� rozkaz, aby przej�� na system metryczny, podoficerowie nie zrozumieli. "Od dzi� koniec ze stopami!" - krzykn�li oficerowie. I podoficerowie wyrzucili zamro�one stopy. Bill owin�� onuc� rozszczepione kopyto, a potem za�o�y� but. Nostalgicznie popatrzy� na swoje sterane obuwie, wspominaj�c, jak b�yszcza�o za spraw� Eagera Beagera, gdy Chinger kry� si� w ciele robota przebranego za rekruta ciamajd�. Od tej pory nigdy nie mia� tak dobrze wyczyszczonych but�w. - Mo�e ma pan racj�, doktorze. Mo�e przyda�by mi si� kr�tki odpoczynek. Mniej picia, wi�cej �wie�ego powietrza i owoc�w. Zdecydowanie odstr�czaj�ca perspektywa. Jednak pozwoli� temu zmursza�emu konowa�owi uwa�a�, �e przystaje na ten plan, dop�ki nie wymy�li jakiego� sposobu, �eby st�d uciec. Ach, kawalerzysta Bill nie mia� zielonego poj�cia, �e s�owo "wypoczynek" wcale nie znalaz�o si� w harmonogramie jego zaj�� na nadchodz�cy tydzie�. Gdyby doktor nie zasugerowa� spaceru po pla�y, by� mo�e przera�aj�ce, podniecaj�ce i fascynuj�ce przygody Billa z mitami i bogami, nie wspominaj�c ju� o niesamowitym Over-Glandzie nigdy nie mia�yby miejsca. - Och, Bill, a co do tych hemoroid�w, na kt�re nie mamy jeszcze lekarstwa... - powiedzia� Delazny, gdy Bill odchodzi�, przeciskaj�c si� przez g�szcz specjalistycznej aparatury medycznej. - Taak? - spyta� Bill z nadziej�, odwracaj�c si� i czuj�c lekkie mrowienie w tylnej cz�ci cia�a. - M�j drogi, obawiam si�, �e b�dziesz musia� je po prostu polubi�! Bill obdarzy� szarlatana paskudnym epitetem, kt�ry natychmiast poprawi� mu humor, po czym powl�k� si� do baru. W�a�nie by�a szcz�liwa godzina i w dodatku poniedzia�ek, co oznacza�o, �e daj� darmowe porcje marynowanej nogi wieprzozwierza hors d �euvres - jedno z ulubionych da� Billa. Mia� tylko nadziej�, �e jego "humorzasta noga" nie zrozumie tego niew�a�ciwie. nast�pny H. Harrison & D. Bischoff Na Planecie Niesmacznej Przyjemno�ci . 2 . LEKTURA Bill �ni�. �ni�o mu si�, �e zn�w by� farmerem, poc�cym si� za robomu�em. �ni�, �e jego najwi�ksz� ambicj�, jedyn� ambicj� w �yciu, by�o zosta� operatorem roztrz�sacza obornika. Niekt�rzy powiadali, �e to �mierdz�ca robota - ale nie on! U�miechaj�c si� przez sen, widzia�, jak miarowo rozrzuca sterty wonnego nawozu po pi�knych r�wninach planet Galaktyki, jad�c z szykiem i pomp�, a cudowny zapach dra�ni czu�e nozdrza miliard�w szcz�liwych farmer�w. Potem sen zmieni� si� i Bill zobaczy� Kostuch� Dranga �agodnie trzepocz�cego cieniutkimi, anielskimi skrzyd�ami. - Gry trideo, Bill! - zachichota� i prztykn�� paznokciem w kie�. - Gry trideo to twoja przysz�o��! Teraz Bill by� we �nie bardzo m�ody, gdy� jako ma�y ch�opiec zawsze pragn�� gra� w mie�cie w trideo z innymi ch�opakami i zawsze wygrywa� z nimi, o tak, ale tylko w rozgor�czkowanej wyobra�ni. Poniewa� nigdy nie bywa� w mie�cie i nie mia� pieni�dzy, trideo pozostawa�o jedynie marzeniem. Dlatego, kiedy stwierdzenie Kostuchy Dranga przefiltrowa�o si� przez jego wspania�e z�biska, Bill pomy�la�: "Tak, to prawda!" A kiedy Kostucha rozwin�� przed nim b�yszcz�cy rulon umowy, kontraktu czyni�cego go wybitnym graczem trideo w�r�d miriad�w cywilizowanych �wiat�w Galaktyki, Bill bez wahania z�o�y� podpis. Gry trideo wymaga�y nie tylko szybkiego refleksu i silnych nerw�w, ale r�wnie� koordynacji my�lowej. Gracza mocno przywi�zywano w maszynie b�d�cej blaszano-plastykow� imitacj� kosmolotu, razem z atrapami laser�w i pulsarowych torped, wyblak�ymi promieniami �ledz�cymi i ra��cymi oraz ca�� mas� tym podobnego �elastwa. Potem gracz walczy� na tr�jwymiarowym ekranie z tch�rzliwymi Chingersami w ich straszliwych statkach �mierci z gadzich piekie�. W jego �nie Chingersi zn�w byli siedmiostopowymi potworami o ostrych jak brzytwa z�bach, kt�rymi pono� pogryzali pieczone ludzkie dzieci, siedz�c wygodnie w mule i ogl�daj�c telewizj�. "�mier� Chingersom!" - zawy�, wbrew prawom fizyki, mkn�c przez ich armady i ra��c znienawidzone statki jasnymi promieniami pot�nych laser�w. Jednak wtedy, we �nie, chingerski niszczyciel zaszed� go z boku i wywali� dziur� w �cianie automatu trideo. Bill nie posiada� si� ze zdumienia. Przecie� to tylko gra! W jaki spos�b... Nagle zrozumia�. By� frajerem! Imperium oszuka�o go. Walczy� na prawdziwej wojnie! To nie by�a gra. Wtedy setki siedmiocalowych Chingers�w run�o przez dziur�, a ka�dy by� uzbrojony w siedmiostopowy kordelas. To zdawa�o si� niemo�liwe - tylko kto zadaje pytania we �nie? By� zgubiony! Bill obudzi� si�. G�owa mu p�ka�a, a zatoki piek�y jak cholera. Przekl�ta ksi��ka! Przekl�ta, n�dzna, okrojona szpitalna ksi��ka! Pulsuj�ce zatoki nosowe bola�y go tak, jakby jaki� szalony naukowiec wype�ni� je kwasem. Zlaz� z ��ka i potoczy� si� do zlewu, �ciskaj�c skronie, j�cz�c i jednocze�nie usi�uj�c wydmucha� nos. Zabola�o go jeszcze bardziej. J�cz�c, spr�bowa� jeszcze raz. Zrobi� g��boki wdech, �eby zad�� w sw�j r�g. - AAApsik!! - hukn��, �ciskaj�c fajansow� umywalk�. Przy tym potwornym kichni�ciu z jego nosa wystrzeli�a na cal d�uga pigu�a z gumowymi dodatkami, kt�rych metalowe ko�ce b�ysn�y z�owrogo, gdy odbi�a si� od fajansu podskakuj�c i wiruj�c, a� odkr�ci� kran i spu�ci� j� w kana�. Ksi��ka. Tytu� napisany wielkimi literami g�osi� GRAJ KELNERA - autorem by� Orson Bean Curd. Bill s�abo przypomina� sobie, �e chodzi�o o jaki� uczony; zidiocia�y serwomechanizm porwany przez Chingers�w i wykorzystywany w szata�sko sprytny spos�b przeciw szlachetnemu Imperium, ale niewiele wi�cej pami�ta�, gdy� dobrn�� z lektur� tylko do po�owy nosa. "Nie zapomnij pow�cha� fascynuj�cej drugiej cz�ci: Mufka dla zmarzlak�w. Ju� wkr�tce nak�adem Mace Books!" - g�osi� napis na kolejnej stronie, tylko troch� pomazanej smarkami. Wobec powszechnego analfabetyzmu pionier�w Kosmosu wydawnictwa wprowadzi�y na rynek pachn�ce ksi��ki, kt�re odnios�y wielki sukces. Sprzedawano je z automatycznym odpalaczem, dzi�ki kt�remu wchodzi�y do m�zgu u�ytkownika i wprowadza�y we� s�owa i koncepcje niezb�dne do zrozumienia ich tre�ci. Potem, kiedy ofiara "przeczyta�a" ju� zawarto��, urz�dzenie wydmuchiwa�o proszek wywo�uj�cy kichanie. Teoretycznie pot�ne kichni�cie powinno wydmuchn�� okropny gad�et. A po kr�tkim p�ukaniu mo�na go by�o sprzeda� nast�pnemu nabywcy! Tymczasem, w wyniku kapitalistycznego sposobu dystrybucji i nies�awnych Gwiezdnych Wojen (kosmicznego konfliktu, na wspomnienie kt�rego nawet zaprawionemu w bojach Billowi mr�z chodzi� po ko�ciach) zamiast odsy�a� kompletny produkt do wydawcy, cz�st� praktyk� by�o "okrajanie" ksi��ki. Przewa�nie wyrywano obw�d z zaszytymi informacjami o prawach autorskich, co pozwala�o na zagarni�cie zysku ze sprzeda�y. Tak spreparowan� ksi��k� sprzedawano nast�pnie armii albo na planety upo�ledzonych umys�owo. Niestety, w trakcie "rozbierania" wyrywano tak�e cz�� ksi��ki, tak �e je�li jako pacjent szpitala pr�bowa�e� czyta� jedno z tych eufemistycznie nazywanych specjalnych wyda�, mia�e� du�e szanse na to, �e poznasz tylko cz�� tekstu. Widocznie tak sta�o si� z t�, kt�r� Bill wepchn�� sobie do nosa zesz�ej nocy, zamierzaj�c poczyta� troch� przed snem. Ma�o tego, widocznie cholerstwo okaza�o si� niedok�adnie oczyszczone po poprzednim u�ytkowniku i wydziela�o wyra�ny zapach czyjego� nosa! Roni�c strumienie �ez, Bill sko�czy� wyciera� udr�czony nochal, a potem podszed� do ��ka, aby za�y� bezdenne pepto - ch�odz�cy antyseptyk do u�ytku wewn�trznego i oczyszczania nosa! Ten n�dzny, tandetny, zakazany szpitalik zaczyna� mu dzia�a� na nerwy. Nie tylko brakowa�o pocz�tk�w lub zako�cze� ksi��ek, ale i warunki sanitarne nie by�y tu o wiele lepsze ni� w Obozie Trockiego, gdzie wy�wiczy� swoj� stop�. Na powierzchni Kolostomii IV, planety niedawno odkrytej, chocia� posiadaj�cej znaczne ilo�ci tlenu w atmosferycznej zupie (razem ze �ladowymi ilo�ciami r�nych lotnych alkaloid�w, kt�rych obecno�� przypisywano wymar�ej rasie buddyst�w, Hindus�w lub hipis�w) i wiruj�cej wok� gwiazdy Go-go (bardzo podobnego typu jak S�o�ce), nie stwierdzono obecno�ci jakichkolwiek rozumnych istot. Tylko rozleg�a zielona kraina cierpi�ca na zwyk�� geologiczn� czkawk� - i mn�stwo tajemniczego, mrocznego oceanu. Poniewa� planeta przypadkiem znajdowa�a si� gdzie� pomi�dzy tu i tam, przy czym oba te miejsca by�y jednakowo odra�aj�ce, kawalerzy�ci naturalnie postanowili wybudowa� na niej ob�z przej�ciowy, odwszalni�, burdel dla oficer�w i ten szpital na brzegu czarnego oceanu, g�adkiego i z�owrogiego. Wybudowali r�wnie� zak�ad odwadniania produkuj�cy wod� w proszku dla wojska (wystarczy doda� wody... i ju�! mamy wod�!). Bill sp�uka� kredowy smak lekarstwa szklank� obrzydliwej wody i wr�ci� do ��ka. Raz po raz zapada� w kr�tk� drzemk�, jednak gdy r�anopalca jutrzenka zajrza�a przez okienne szyby, b�l nadal przeszywa� czo�owe p�aty m�zgowe Billa, kt�ry wci�� by� niewyspany. G�owa troch� przesta�a go bole�, ale humorzasta noga sprawia�a dziwne wra�enie. Czu� w niej nieprzyjemne mrowienie, jakby zdr�twia�a mu we �nie. Mo�e? - pomy�la�, powinienem zaraz p�j�� do doktora Delazny'ego. Czu� si� tak, jakby Dzwoneczek wepchn�a mu swoj� r�d�k� w rozszczepione kopyto i sprawi�a, �e w �rodku zacz�y si� dzia� przer�ne ba�niowe bzdury! Bill w�o�y� podart� papierow� koszul� pi�ciokrotnego u�ytku i j�cz�c wymaszerowa� z sali, maj�c nadziej�, �e obudzi czterech na�panych kawalerzyst�w. Nie mia� szcz�cia. Spali, dranie, je�li nie snem sprawiedliwych, to na pewno zaprawionych. Zjecha� do piwnicy, do gabinetu doktora, dogodnie umieszczonego w pobli�u baru i kostnicy (wielu pacjent�w doktora Delazny'ego by�o ofiarami straszliwej zgnilizny zwieracze-no�nej, wywo�ywanej przez gwa�townie mutuj�cy i zabijaj�cy ca�e plutony kawalerzyst�w zjadliwy mikroorganizm b�d�cy dalekim potomkiem patogenu wywo�uj�cego grzybic� st�p, jednak atakuj�cy wy�ej po�o�one cz�ci cia�a. St�d podw�jna specjalizacja doktora. A tak�e bliskie s�siedztwo kostnicy.) Bill mia� teraz wra�enie, �e kto� puszcza mu w nodze sztuczne ognie! Gdy winda z �oskotem i gwa�townym szarpni�ciem zatrzyma�a si� na poziomie zero, a drzwi rozsun�y si� ze �wistem, Billowi wyda�o si�, �e dostrzega �ysy �eb doktora Delazny'ego, kt�ry �opocz�c po�ami rozwianego fartucha, znika w�a�nie w pralni. Dok�d tak p�dzi�? I dlaczego bieg� akurat do pralni? - Hej, doktorze! - zawo�a� Bill, krzywi�c si� pod wp�ywem dziwnych bod�c�w p�yn�cych z nogi. - Zaczekaj! Musimy porozmawia�! Pchn�� wahad�owe drzwi z napisem "Pralnia". W pomieszczeniu by�o pe�no p�ek z pozwijan� po�ciel�, w�r�d kt�rych uwija�y si� szczupicle - miejscowe gryzoniowate stworzenia licznie wyst�puj�ce we wszystkich wojskowych budynkach, najwidoczniej �ywi�ce si� past� do pod��g i �cinkami paznokci. Z sufitu na �rodku pokoju rynna pochylni bieg�a wprost do koszyka z brudnymi r�cznikami, ubraniami i po�ciel�, kt�re wydziela�y smr�d ludzkiego brudu. - Doktorze! Doktorze Delazny! - Bill stan�� i rozejrza� si� wok�. Para brudnych gaci �mign�a rynn� i spad�a mu na g�ow�. Warkn�� i cisn�� je w gromad� kopuluj�cych szczupicli, kt�re rzuci�y si� na nie �apczywie. Ani �ladu doktora. A m�g�by przysi�c... No dobrze. Bill wyszed� i zajrza� do gabinetu. Nikogo. Pomara�czowe-niebieskie litery neonu BAR SZPITALNY �wieci�y r�wnie jaskrawo jak zawsze, ale drzwi by�y zamkni�te. Lokal by� nieczynny. Otwierano go dopiero o sz�stej trzydzie�ci. Dow�dztwo powa�nie zastanawia�o si� nad obs�ug� ca�odobow�, ale na razie nie podj�o decyzji. W kostnicy nie by�o nikogo - oczywi�cie, opr�cz nieboszczyk�w. By� jeszcze jeden pok�j, w kt�rym m�g� znikn�� lekarz, ale Bill wcale nie mia� ochoty tam wchodzi�. Poz�acane drzwi by�y wysadzane sztucznymi diamentami i opatrzone dumnym napisem "Raj Bohater�w - tylko dla najlepszych kawalerzyst�w Galaktyki". Cofn�� si� o krok - ostatni� rzecz�, jakiej pragn��, by�o znale�� si� wewn�trz. Jednak kto� powinien zaj�� si� jego nog�. Bill otworzy� drzwi. "Raj Bohater�w" nazywano "Saloonem Ostatniej Szansy", nigdy nie u�ywaj�c prawdziwej nazwy, kt�ra przynosi�a pecha. Stacja ko�cowa. �rodki przeciwzapachowe nie mog�y zamaskowa� odoru �mierci za �ycia, cich� muzyczk� przerywa�y zduszone j�ki agonii, a monotonne piski aparatury oznajmia�y zej�cie kolejnego pod��czonego do niej pacjenta. Bill pospiesznie rozejrza� si� na wszystkie strony, ale doktora Delazny'ego nigdzie nie by�o! - Szlag by to trafi�! - warkn�� Bill, obracaj�c si� na pi�cie, �eby opu�ci� pomieszczenie. Jednak w po�owie drogi dostrzeg� co�, co sprawi�o, �e stan�� jak wryty. P�ka nosoksi��ek! Wygl�da�y na ca�e! Nieokrojone! Bill by� tak znudzony, �e m�g�by przeczyta� ca�� ksi��k�. Umieraj�cy w szpitalu musz� mie� specjalne przywileje - pomy�la�. Oczywi�cie, ironia losu polega�a na tym, �e i tak nigdy nie doczytywali ich do ko�ca. Przejrza� tytu�y. E-I-E-I-O! Grega Bore'a, sz�sty tom Studni pi�cioro�ca Jerka el Upchuckera, Planeta obcych transwestyt�w grabie�c�w majtek, Noc �ywych Chingers�w Stephena Thinga. Cz�owieku! Klasyka! Jednak nie m�g� wzi�� wi�cej ni� jedn� ksi��k�, wi�c wybra� b�yszcz�c� tabletk� z napisem "Bleeder's Digest". Zawiera�a dziesi�� ksi��ek, kt�rych tre�� specjalnie skondensowano dla ludzi cierpi�cych na brak czasu. Doskonale! To mi powinno wystarczy� - pomy�la� Bill, gdy czyje� rz�enie sk�oni�o go do pospiesznej rejterady. Oczywi�cie, tym razem najpierw przegotuje to cholerstwo. Zak�u�o go w nosie, kt�ry wyczuwa�, �e kto� tu w�szy, w�ciubiaj�c sw�j nos. Gdyby Bill naprawd� lubi� wsz�dzie wtyka� sw�j nos, zauwa�y�by elektroniczne oko na ko�cu peryskopu, obserwuj�ce jego zachowanie i przekazuj�ce je male�kim gadzim �lepkom obcego, g��boko pod szpitalem. nast�pny H. Harrison & D. Bischoff Na Planecie Niesmacznej Przyjemno�ci . 3 . NIEBEZPIECZE�STWA PLA�OWANIA C� za cudownie kiepski dzie�, �eby by� p�ywym - pomy�la� Bill. Ma�e fale leniwie omywa�y bur� pla��. Zielonkawopomara�czowe s�o�ce wisia�o na horyzoncie jak rozd�ty, zepsuty owoc. Rz�d o�owianych ob�ok�w powoli sun�� po niebie, rado�nie przes�aniaj�c marny blask dnia poszarpanymi, szarymi welonami wilgoci. Zapach gnij�cej ryby atakowa� udr�czone nozdrza Billa, id�cego brzegiem �miertelnie cichego morza. Kawalerzysta pot�nie kichn�� i otar� nos grzbietem r�ki. Jego morale si�gn�o dna i rozbi�o tam ob�z. No tak! C� za wspania�e miejsce na P i P my�la� Bill. Niech�tnie zezwolono mu na ten poranny spacer. Mia� odetchn�� �wie�ym powietrzem. Ha! Co za cholerny �art! Niemal zapragn��, �eby wys�ali go na Stomatologi�. Na tamtej planecie mieli przynajmniej na ka�dym rogu automaty z podtlenkiem azotu, zapewniaj�ce szybki odlot w razie potrzeby, czyli przez ca�y czas. Jednak kawalerzysta bierze to, co przynosi mu los, kln�c przy tym i narzekaj�c. Bar by� nadal zamkni�ty, Billowe zapasy gorza�y dawno wypite, a doktor Delazny gdzie� znikn��. W przyp�ywie rozpaczy Bill uzna�, �e zanim zabierze si� do lektury �wie�o ugotowanej pastylki z "Bleeder's Digest", przyda mu si� kr�tka rozgrzewka. Id�c pla��, zdj�� buty. Teraz odwr�ci� si� i spojrza� na �lady pozostawione na piasku, niedbale �cierane przez morze koloru smark�w. Odcisk ludzkiej stopy obok odcisku sporego, rozszczepionego kopyta! Na ten widok ksenobiolog zmarszczy�by brwi i zawy�by z rado�ci! Mo�e warto wymoczy� nogi? Bill wybra� p�aski kamie� i pu�ci� nim kaczki na wodzie. Z morza wynurzy�a si� ryba, rykn�a, z�apa�a kamyk w pysk i z powrotem znikn�a w g��binie, pozostawiaj�c Billowi obraz ostrych, b�yszcz�cych z�b�w. Bill przystan��. No nic. I tak nie mia� ochoty na k�piel. By� prostym cz�owiekiem, o niewielkich potrzebach i jeszcze skromniejszych przyjemno�ciach. Ograniczaj�cych si� do przedstawicielek przeciwnej p�ci. Albo jedzenia. Albo picia. Albo �pania. A najlepiej wszystkiego jednocze�nie. A jeszcze lepiej, z daleka od armii - co nie by�o mo�liwe. Niestety, spacer boso po pla�y i kontemplowanie ca�ego tego pitolonego pi�kna dobrej starej Natury nie mia�o z tym nic wsp�lnego. Bill ci�ko westchn��, pot�nie kichn��, a potem ruszy� z powrotem, �eby wzi�� swoje buty i wr�ci� do szpitala, gdzie na pewno ju� otworzyli bar, w kt�rym m�g� zaspokoi� swoje skromne potrzeby. Id�c z powrotem, mia� dobry widok na ocean i zak�ady odwadniaj�ce obok szpitala, wysy�aj�ce w niebo wielkie k��by t�ustego, czarnego dymu. Ciekawe, co jest w tej morskiej wodzie? - zastanawia� si� leniwie Bill. Na pewno jakie� potworne �wi�stwa. Podszed� troch� bli�ej, �eby spojrze� w ciemn� to�. Troch� przypomina ciemne piwo s�odowe albo nies�awny nap�j Von Guinnessa z zielonej, sk�panej w s�o�cu planety Paddy'ego - pomy�la� Bill. Nawet ma ��t� pian� na grzbietach fal. Nabra� jeszcze wi�kszej ochoty na jaki� dobry browar. A nie m�g� powiedzie�, �eby w szpitalu podawali piwko cho�by r�wnie dobre jak Von Guinness. Bill powa�nie podejrzewa�, �e ciecz rozlewana w barze bardziej przypomina sk�adem zawarto�� sporej kloaki przyprawionej formalin�. Jednak dawa�o si� ni� upi�, a on z zasady nigdy nie docieka�, co pije. Ju� mia� oddali� si� w g��b pla�y, kiedy pi�� jard�w od brzegu trysn�a fontanna piany. Gejzer opad�, lecz obiekt, kt�ry go wywo�a�, pozosta� - czarny i ociekaj�cy wod�. - Cze��, wielkoludzie! Przez moment Bill poczu� gwa�towne podniecenie. W wodzie sta�a naga kobieta, z triumfalnie i zaborczo wypi�tymi piersiami o wydatnych sutkach, ze zmys�owym u�miechem na mile u�miechni�tej, pi�knej twarzy. Na �wi�tego Ducha wielkiego Ahury Mazdy pomy�la� z nadziej� Bill. B�d� napastowany seksualnie! Ruszy�a ku niemu, wzbijaj�c pian� - i cudowne uniesienie przesz�o mu jak r�k� odj��. Od pasa w d� kobieta by�a poro�ni�ta g�stym, kozim futrem takiej samej barwy jak ciemnobr�zowa grzywa opadaj�ca mokrymi splotami na jej alabastrowe ramiona. Kiedy wysz�a na pla��, Bill zobaczy�, �e nogi kobiety by�y zako�czone par� diabelskich kopyt, bardzo podobnych do jego stopy, tylko znacznie mniejszych. - Cze�� - powiedzia� Bill. - Mi�o by�o pani� spotka�, chocia� przelotnie, ale... hmm... musz� ju� i��. Um�wi�em si� z lekarzem, kt�ry ma mi da� zastrzyk przeciw okropnie zaka�nej wstydliwej chorobie, o kt�rej wola�bym nie m�wi�! Skoczy� przed siebie, ale jego stopa (ta humorzasta, zauwa�cie) stan�a sobie na szczeg�lnie sypkim piachu, tak �e straci� r�wnowag� i upad�. Koz�owata dama nadal zmierza�a w kierunku Billa, lubie�nie oblizuj�c wargi. Z bliska wygl�da�a jak chodz�ce ginekologiczne zbli�enie �ywcem wyj�te z "Galaktycznego Hustlera". - Jeste� nieco brzydki - mrukn�a uwodzicielsko - ale masz niez�e cia�o i piekielnie �adn� stop�! Bill zawy� ze zgrozy i usi�owa� uciec. Obca kobieta chwyci�a go zadziwiaj�co silnymi r�kami za pas i przyci�gn�a do siebie. - Naprawd�, prosz� pani - to nie moja stopa! Chc� powiedzie�, �e je�li pani chce, mo�e j� sobie pani wzi��! Bill �a�owa� tylko, �e ko�czyna jest tak solidnie przymocowana. Jednak gdyby by�o inaczej, do tej pory ju� dawno by jej nie mia�. - Ach, daj spok�j, kawalerzysto. Czy�by� nie chcia� si� zabawi�? Bill nie chcia�. Pragn�� tylko uciec. Niestety, mimo i� wyt�a� wszystkie wydatne i wy�wiczone musku�y, �liczna, lecz przera�aj�ca kozia dama trzyma�a go w mocnym u�cisku. W jej smuk�ych ramionach i �adnie zaokr�glonych barkach zdawa�y si� kry� niewyczerpane si�y. Poci�gn�a Billa do wody, zostawiaj�c za sob� dwie g��bokie bruzdy wyorane przez jego rozpaczliwie szukaj�ce jakiego� uchwytu r�ce. - Nieeeeeeeeee! - powiedzia� Bill. "Nie" przesz�o w dziki wrzask, gdy syropowata, �mierdz�ca woda si�gn�a mu do n�g. - Nabierz powietrza, wielkoludzie. Widz�, �e ju� straci�e� dla mnie g�ow�! Tak m�wi�c i chichocz�c chrapliwym, szale�czym �miechem nieziemskiej uciechy, satyr-samica wci�gn�a szamocz�cego si�, wierzgaj�cego i rycz�cego Billa w tajemnicz�, m�tn� to�. nast�pny H. Harrison & D. Bischoff Na Planecie Niesmacznej Przyjemno�ci . 4 . MITYCZNE OGNIWO Bul-bul - pomy�la� Bill. Bulgocz�ce, pitolone bul-bul. Teraz zdawa�o mu si�, �e p�ywa w g��bi smoli�cie czarnego kot�a z lukrecjowym budyniem, takim jaki Eager Beager ch�tnie zbiera� w Obozie Trockiego. Bill zawsze oddawa� temu militarnemu �wirowi swoj� porcj� deseru, podobnie jak wielu rekrut�w. Nie z dobrego serca - to zupe�nie nie w stylu kawalerzysty! - ale dlatego, �e budy� by� kompletnie niejadalny. Nawet Eager Beager nie zjada� wszystkiego, tylko cz��. Wi�kszo�� zu�ywa� do czyszczenia but�w. Bill opada� g��biej i g��biej w lukrecjow� to�. Bul, bul i ju�. Ca�e �ycie przelecia�o mu przed oczami. Jednak poniewa� nie by�o zbyt d�ugie, musia� uciec si� do powt�rze� i zapo�ycze�. W ko�cu, kiedy czarna ma� sta�a si� niewiarygodnie czarna i g�sta i wygl�da�o na to, �e Bill kopnie w kalendarz, nagle znalaz� si� na suchym l�dzie, kaszl�c i pluj�c wod� jak wieloryb wyrzucony na brzeg. Kiedy wreszcie zdo�a� nabra� powietrza w spazmatycznie kurcz�ce si� p�uca, kto� zgasi� �wiat�o i Bill zn�w pogr��y� si� w g�stym mroku. Rozabudka! - taka by�a jego ostatnia my�l, gdy zacz�� ton��. �wiadomo�� wraca�a powoli, jak obraz filmu o lekko erotycznym zabarwieniu. Obudzi� go �piew ptak�w. �agodny wietrzyk rozwiewa� mu w�osy, a opodal s�ysza� perlisty �miech i �agodne d�wi�ki jakiego� strunowego instrumentu. Wszystko to by�o bardzo mi�e, wi�c Bill odpr�y� si� i uspokoi�. M�g�by tak le�e� godzinami, gdyby nie s�odkawo-kwa�ny zapach, kt�ry nagle dolecia� do jego nozdrzy. Bach! - stukn�y szeroko otwarte powieki. Wino! Na jego li�cie dziesi�ciu ulubionych napitk�w zawieraj�cych C2H50H wino zajmowa�o najwy�ej dziewi�te miejsce, przed sterno, a za rozmaitymi odmianami dobrej, starej, niszcz�cej w�trob� �ytni�wki. Tylko od kiedy kawalerzysta pija takie wymy�lne trunki jak el vino? Raz, korzystaj�c z przepustki podczas kursu na wykwalifikowanego czy�ciciela latryn, w pewnej szczeg�lnie cuchn�cej spelunie na Siad IV, Bill upi� si� winem z bor�wek i wspomnienie p�niejszego kaca do dzi� budzi�o w nim zgroz�. Jednak to, co teraz czu�, pachnia�o naprawd� przyjemnie, wi�c c�! Alkohol to alkohol, a Bill nie interesowa� si� alkoholem jedynie wtedy, kiedy musia� prowadzi� gwiazdolot. (Uwaga! Tekst sponsorowany przez Galaktyczne Stowarzyszenie Kawalerzyst�w Zwalczaj�cych Jazd� Po Pijanemu.) Jednak poniewa� Bill nie by� pilotem gwiazdolotu i nie zamierza� nim zosta�, a na sam� my�l o tym trz�s� si� ze strachu, rzadko miewa� taki pow�d do zmartwienia. Wywr�ci� oczami. Robaczki w jego jelitach ockn�y si� i poruszy�y. �lina pociek�a mu z ust, sp�ywaj�c po jednym z k��w Kostuchy Dranga. - Hej, wy! - zachrypia�. - Czy kto� tam ma co� do picia? Jednak widok roztaczaj�cy si� przed jego oczami sprawi�, �e Bill zapomnia� o libacji. Le�a� wygodnie w oliwkowym gaju, �agodnie ca�owany przez promyki ciep�ego, stylizowanego s�o�ca wisz�cego na niebie. Ten niebosk�on by� bardziej niebieski ni� wczorajsze jajko w garma�erce. W oddali wznosi�y si� wynios�e g�ry, a kilka jard�w dalej dostrzeg� charakterystyczn� ro�linno�� winnicy. Le�a� w bujnej, mi�kkiej trawie, g�ciejszej ni� wypiel�gnowane trawniki na pok�adach oficerskich imperialnych kr��ownik�w. Kwiaty pstrzy�y t� ziele� jaskrawymi barwami godnymi ma�ni�� p�dzla zdeklarowanego impresjonisty. Billa jednak nie zaskoczy�o zwalaj�ce z n�g pi�kno tej scenerii, ale impreza, kt�ra w najlepsze odbywa�a si� wok�. Sk�po odziane kobiety pomyka�y przez chaszcze. Rogaci i w�ochaci satyrowie uganiali si� za nimi lub spoczywali na murawie, pojadaj�c winogrona zwieszaj�ce si� purpurowymi ki�ciami z ga��zi. Filozoficznie spogl�daj�cy faceci w bia�ych szatach, nosz�cy li�cie laurowe na wy�ysia�ych �epetynach, gl�dzili o metafizyce - zerkaj�c ukradkiem na m�odych ch�opc�w i przerywaj�c oracje tylko po to, �eby uszczypn�� kt�rego� w ty�ek. I wszyscy ci biesiadnicy trzymali ogromne puchary pe�ne wonnego purpurowego p�ynu, ustawicznie uzupe�niane przez okryte li��mi driady nosz�ce dzbany z winem. Na wieczyst� �askawo�� Ahura Mazdy w ca�ej jego wspania�o�ci - pomy�la� Bill, chocia� ostatnio rzadko bywa� w ko�ciele. To jest co�! Co za niesamowite przyj�cie! - C� to za nowy, wspania�y �wiat, na kt�rym �yj� takie istoty! - rzek� jaki� g�os, s�odki niczym ulubiony smako�yk z dziecinnych lat Billa - chrupki kukurydziane Azorki z ca�ym Azorem w ka�dej chrupce. - H�? - szepn�� d�wi�cznie. S�owa dobiega�y z ty�u, wi�c Bill obr�ci� g�ow�. - Och, s�odki ksi���! - zn�w rozleg� si� g�os, d�wi�czny jak srebrny dzwoneczek. - Nigdy nie widzia�am r�wnie urodziwego oblicza. Czy mog� pokornie prosi� o pozwolenie uca�owania tego k�a z ko�ci s�oniowej? Bill stwierdzi�, �e spogl�da w par� najpi�kniejszych niebieskich oczu, jakie widzia� w swoim �yciu. A te oczy tkwi�y w twarzy, kt�rej widok pos�a�by w niebo tysi�c gwiazdolot�w! Za� widok jej cia�a podrzuci�by pod niebiosa tysi�c gwiezdnych kawalerzyst�w! I ca�a ta fascynuj�ca kobieco�� okryta niezwykle sk�pymi jedwabnymi szatkami, niezwykle bujnymi blond w�osami i mi�kk� jak at�as sk�r�! Co za okaz zapieraj�cej dech w piersiach urody! Ju� mia� rzuci� si� na ni�, zamkn�� w u�cisku ramion, obsypa� poca�unkami pe�ne wargi i zrobi� wszystkie te g�upoty, o jakich czyta� w romansid�ach, lecz nagle zesztywnia�, przypomniawszy sobie okoliczno�ci swojego przybycia do tego miejsca. - Gdzie ja jestem? - zapyta� z ogromnym i ca�kowitym brakiem wyobra�ni oraz/lub wyczucia sytuacji. Usiad�. Nadal by� w szpitalnym stroju i z bosymi nogami, z kt�rych jedna wci�� by�a ow�osiona oraz - o czym nale�y wspomnie� - zako�czona rozdwojonym kopytem. W d�oni nadal �ciska� tabletk� "Bleeder's Digest". Machinalnie wsun�� j� do kieszeni i potoczy� wok� chytrym i podejrzliwym spojrzeniem. - Hej, czy�by� nie wiedzia�, kochanie? - zapyta�a pi�kna dziewczyna. - Znajdujesz si� na ba�niowych Polach Ozymandiasza. Opodal jeszcze bardziej cenionych P�l Elizejskich! Zechciej rzec, dobry panie, jakim� legendarnym, mitycznym stworzeniem jeste�? Spojrza� na t� pi�kn� kobiet� i natychmiast zahipnotyzowa� oraz sparali�owa� go widok jej brzoskwiniowej cery, �nie�nobia�ych z�b�w i ogromnych piersi ledwie zakrytych najcie�szym z materia��w. - Jestem Imperialnym Instruktorem Musztry, Niewyszkolonym, Napalonym. - Hmm! Nigdy o tobie nie s�ysza�am, lecz na pewno musisz przybywa� z samego Hadesu, skoro masz tak urodziwe oblicze. O�miel� si� twierdzi�, �e jeste� okropnie przystojny. Czy mog� poda� ci wina - powiedzmy, du�y kielich? A czy Imperator siedzi na tronie? Zupe�nie oszo�omiony i og�uszony Bill nie zdo�a� powiedzie� nic wi�cej pr�cz "Hmm... tak!", a potem patrzy�, jak jej rozkosznie zaokr�glony ty�eczek cudownie ko�ysa� si�, gdy sz�a po puchar. Bill u�wiadomi� sobie, �e serce dziwnie p�cznieje mu w piersiach. No c�, takie uniesienie wywo�ane widokiem pon�tnego kobiecego cia�a nie by�o niczym niezwyk�ym u naszego nieustraszonego kawalerzysty. Szczeg�lnie uniesienie pewnego rodzaju... Jednak te odczucia by�y znacznie delikatniejsze, pe�ne westchnie� i lekkiego �ciskania w �o��dku. Bill bekn��, rozwi�zuj�c problem z �o��dkiem, lecz jego umys� nadal spowija�a jaka� delikatna mgie�ka. Bill zakocha� si� od pierwszego wejrzenia. Oczywi�cie, pragn�� natychmiast skonsumowa� to uczucie i czeka� niecierpliwie na powr�t obiektu swego po��dania. Tymczasem zamiast blondynki, zza pnia oliwnego drzewa wychyli� g�ow� satyr rodzaju �e�skiego i lubie�nie u�miechn�� si� do Billa. - Hejho! Wielkoludzie! Obudzi�e� si�! - To ty! - rzek� Bill z odraz� s�cz�c� si� z ust i �ciekaj�c� po brodzie. Wsta� i otrzepa� si�. Oskar�ycielskim gestem wycelowa� gruby paluch kawalerzysty w porywaczk�. - Co to, do diab�a, za miejsce? Gdzie mnie, cholera, zawlok�a�? Czy nie wiesz, �e porywanie kawalerzysty Imperialnych Si� Jego Wysoko�ci to zdrada albo i gorzej? Samica satyra podskoczy�a prowokuj�co i obliza�a palec ko�skim ozorem. - �eglarzu, sprowadzi�am ci� tu z czysto heteroseksualnych pobudek. C� to, czy�by� nie m�g�, czy jak? Dla tak �ywotnego kawalerzysty jak Bill zarzut impotencji jest niczym czerwona p�achta na byka, ale prawd� m�wi�c, w tej chwili Bill wola�by raczej dowie�� swojej m�sko�ci z dam�, kt�ra posz�a po wino. Jednak by� na tyle dobrze wychowany, �e nie powiedzia� tego, tylko docieka� dalej. - Do diab�a, to wcale nie wygl�da na Kolostomi� IV! - Och! M�wisz o tej okropnej planecie, z kt�rej ci� zabra�am? No c�, powiedzmy, �e ta jest... i nie jest. S�uchaj, powiedz mi, jak� pozycj� mi�osn� najbardziej lubisz? - Z tob�? �adn�! - Co si� z tob� dzieje, cz�owieku? Wi�kszo�� kawalerzyst�w ochoczo zabiera si� do roboty! Chyba nie odstrzelili ci czego� na wojnie, ani nic takiego? W tym momencie pon�tna dziewica ze sn�w nadesz�a, nios�c tak du�y dzban wina, �e musia�a pos�u�y� si� obiema r�kami. - Na kambuz Zeusa! - westchn�a uwodzicielka. - W ko�cu wysz�o szyd�o z worka. Widz�, �e Irma dopad�a ci� pierwsza! - z rezygnacj� wzruszy�a ramionami. Irma unios�a �liczne brewki, mierz�c j� spojrzeniem. - Kochanie - rzuci�a lodowatym tonem - jeste� chyba najbrzydszym stworzeniem, jakie widzia�am w �yciu. Ponadto s�dzi�am, �e wszyscy satyrowie to samce! - Zgadza si�, ma�a! - rzek� satyr, zdejmuj�c peruk� i sztuczne piersi. - Jednak ja od czasu do czasu lubi� ma�� odmian�. Patrz�, jak �yje druga po�owa. Wyj�� cygaro ze skrytki w sztucznym biu�cie, chwyci� je w z�by i pok�usowa� dalej, rzuciwszy pannie z�owrogie spojrzenie. Tego by�o ju� za wiele dla Billa - na trze�wo. Z�apa� dzban przyniesiony przez Iren� i poci�gn�� kilka solidnych �yk�w. Sko�czy�, sapi�c ze szcz�cia, gdy� by�o to najlepsze wino, jakiego kiedykolwiek pr�bowa�, cho� - oczywi�cie - nigdy przedtem nie pi� prawdziwego wina, a w ka�dym razie nie z deptanych winogron. Poczuwszy si� znacznie lepiej, Bill spojrza� na Iren� i zn�w zmi�k�o mu serce. - Irma! Jakie pi�kne imi�! Ja jestem Bill. - Dzi�kuj�, Bill! - Co taka mi�a dziewczyna jak ty robi w takim miejscu? - No c�, jestem tu ju� od dawna! To m�j dom. �yj� ponownie w Partenonie! - Jakie party? - S�ucham? - Nie, nic. - Bill poci�gn�� jeszcze kilka �yk�w, �eby rozja�ni�o mu si� w g�owie. - Jednak wci�� nie rozumiem. Chyba czyta�em o mitach i tym podobnych sprawach w ksi��kach i komiksach. Mimo to mity powinny pozosta� mitami. Chc� powiedzie�, �e gdyby by�y realne, to przesta�yby by� mitami, no nie? Irma by�a przygn�biona. - Rozszyfrowa�e� mnie, Bill. Masz ca�kowit� racj�. Nie jestem z tej krainy. Podobnie jak ty, zosta�am przedwcze�nie wyrwana z �ona mojej pi�knej, rodzinnej planety. Usiad�a pod drzewem i zacz�a p�aka�. Bill znowu popi� wina i zacz�� rozmy�la�. Kiedy spogl�da� na dziewic�, jego serce nadal wyprawia�o brewerie. Jako kawalerzysta nad kawalerzystami nadal pragn�� szybkiego i skutecznego podboju, lecz odrobina wiejskiego gamonia skryta gdzie� w g��bi jego osobowo�ci by�a poruszona widokiem tego delikatnego kwiatu kobieco�ci. - No, no - powiedzia�, szukaj�c s��w pociechy. - Mo�e poczu�aby� si� lepiej po szybkim numerku? - Och, wy m�skie szowinistyczne �winie, wszyscy jeste�cie tacy sami! - odpar�a Irma i zacz�a �ka� jeszcze g�o�niej. Bill uzna� to za komplement i by� g��boko wzruszony. - S�uchaj Irmo, wyci�gn� nas z tego. Jednak najpierw musimy por�wna� notatki. D�ugo i z wszelkimi nudnymi szczeg�ami opowiedzia� jej, sk�d pochodzi i jak zosta� tu zawleczony przez satyra-peda�a. Irma, ocieraj�c �liczne �ezki, poci�ga�a nosem i s�ucha�a. Bill dwukrotnie musia� j� budzi�, ale przynajmniej usi�owa�a uwa�a�. - Teraz twoja kolej, Irmo. Opowiedz swoj� histori�. Tak te� zrobi�a. Opowie�� Irmy albo Zabawa w �niegu Nazywam si� Irma Feritayl i pochodz� z planety Czubek w uk�adzie Idioty w Niedowarzonym Sektorze Galaktyki. Kiedy by�am ma�� dziewczynk�, mia�am mn�stwo kociak�w. �liczne kuleczki futra, och! - takie mi�kkie i przytulne stworzenia. Kocha�am koty i koci�ta tak bardzo, �e s�u�ba nazywa�a mnie Kociakiem i nawet teraz mo�esz tak na mnie m�wi�, je�li chcesz. W ka�dym razie mia�am kociaka nazywanego Promykiem Ksi�yca, a tak�e Py�ka i P�atka �niegu. By�y takie zabawne, uwielbia�y bawi� si� motkiem i baraszkowa�. Och, by�o nam tak dobrze! Czy m�wi�am ci o moim kotku zwanym Panem Futrzakiem? Mia� takie dziwne szare �atki na tylnej cz�ci cia�a. No c�, kiedy te kociaki sta�y si� kotami, nie by�y psychiczne, ani nic takiego, ale nawet chcia�abym, �eby by�y - tak jak w ksi��kach Sennego Andera, kt�re czyta�am. Znasz je, prawda? Na przyk�ad Ksi�niczka na beczce prochu. Albo moja ulubiona - Brzydkie koci�tko. Nie? Och, one s� taaakie fajne... Wszyscy bohaterowie i bohaterki s� psychiczni i umiej� rozmawia� ze zwierz�tami! Och, czy opowiada�am ci o koci�tku, kt�re nazywa�am Panem Rozrabiaczem? No, kiedy sta� si� du�ym kocurem... W tym miejscu Bill przerwa� Irmie i zaproponowa�, �eby da�a spok�j kotom i przesz�a do rzeczy. Cokolwiek, byle nie te bzdury, od kt�rych sam dostawa� kota. Och, pewnie. No tak, czy wspomnia�am, �e by�am ksi�niczk�? Tak, moim ojcem by� kr�l Hans Poganin Feritayl. Ale� by� wspania�ym tatusiem! To on da� mi te wszystkie koty. I mieli�my doradc� imieniem Merfud. To on doszed� do wniosku, �e jestem specjalistk�! Nie wiem, czy wiesz, kim s� specjali�ci, ale niekt�rzy ludzie nazywaj� ich geniuszami, inni ekspertami, a na niekt�rych planetach po prostu �wirami. W ka�dym razie Merfud stwierdzi�, �e moj� specjalno�ci� jest umiej�tno�� telepatycznego porozumiewania si� z jednoro�cami! Niestety, poniewa� na Czubku nie ma jednoro�c�w, nie mia�am wiele okazji, by wypr�bowa� sw�j talent. Jednak mimo to wiedzia�am, �e jestem nie tylko specjalistk�, ale i specjaln� ksi�niczk�! Teraz historia staje si� smutna. B�d�c jeszcze nastolatk�, zosta�am porwana przez z�� Kr�low� �niegu z Krainy Wielkich Du�ych Mro�nych G�r. Co gorsze, Kr�lowa rzuci�a te� genetyczn� kl�tw� na moj� ojczyst� Juwenili�. Zara�liwe w�gry! Fuj, cieszy�am si�, �e mnie tam nie ma. Czy m�wi�am ci, �e mia�am ch�opca? Mia� na imi� Joe. On tak�e lubi� kociaki, dlatego by�o nam ze sob� tak dobrze. Ponadto, Joe r�wnie� by� specjalist�. Umia� rozmawia� ze �limakami. Niestety, nie na wiele mu si� to zda�o, kiedy pr�bowa� mnie ocali�. Nie zaszed� daleko i umar� na �miertelny tr�dzik. A przynajmniej tak powiedzia�a mi z�a Kr�lowa �niegu. Bardzo szybko dowiedzia�am si�, czego ode mnie chce. Pragn�a w�ada� ca�� planet� Czubek, zmieni� jej orbit� s�oneczn� i zrobi� z niej galaktyczny o�rodek narciarski. Zawar�a umow� z Chingersami, kt�rzy mieli jej przys�a� specjalnego kosmicznego jednoro�ca - potrzebowa�a mnie, �eby m�c si� z nim porozumie�! No c�, kiedy dowiedzia�am si� o tym, wiedzia�am, �e nigdy nie wezm� udzia�u w takim pod�ym spisku. Tatu� nienawidzi� turyst�w! Musia�am znale�� jakie� wyj�cie. I uda�o mi si�! Zbada�am dolne poziomy jaski� i odkry�am krat� �ciekow�. Podnios�am j� i z latarni� w r�ku zapu�ci�am si� g��boko w labirynt kana��w. W�drowa�am bardzo d�ugo, a� ujrza�am przed sob� jakie� �wiat�o! Ruszy�am ku niemu... I znalaz�am si� tu. A kiedy spojrza�am za siebie, otw�r zasklepi� si�. W ten spos�b chyba utkwi�am tu na wieki. Koniec. Pi�kna ksi�niczka imieniem Irma westchn�a i ukry�a twarz w d�oniach. Bill ze wsp�czuciem poklepa� j� po plecach. Taka smutna historia. To by� chyba najg�upszy �zawy kawa�ek, jaki s�ysza� w �yciu. Jednak nie powiedzia� jej tego, gdy� nadal zamierza� dobra� si� do jej majtek. - Wiesz co, mo�e odrobina seksu poprawi ci humor! - rzek� b�yskotliwie. - Och, Bill! Zapomnijmy na chwil� o przyziemnych cielesnych potrzebach! Uwa�am, �e jeste� jedn� z najdostojniejszych os�b, jakie spotka�am. Czy nie wystarczy nam kontakt duszy z dusz�?