4582

Szczegóły
Tytuł 4582
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4582 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4582 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4582 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

A.J. QUINNELL SZLAK �EZ T�umaczy�: Grzegorz Ko�odziejczyk Wydanie polskie: 2000 SPIS TRE�CI Ksi�ga l 5 1 6 2 10 3 12 4 15 5 18 6 20 7 27 8 29 9 34 10 40 11 48 12 51 13 55 14 60 15 66 16 70 17 72 18 75 19 78 20 86 21 90 Ksi�ga 2 97 22 98 23 103 24 107 25 111 26 116 27 121 28 131 29 137 30 142 31 144 32 149 33 152 34 155 35 162 36 164 37 166 38 167 39 169 40 174 41 176 42 179 43 184 44 186 Ksi�ga 3 193 45 194 46 198 47 204 48 211 49 213 Epilog 217 Od autora 219 Ksi��k� t� po�wi�cam pami�ci Toma Mori, d�entelmena Ksi�ga l 1 Jason Keen czu� si� dobrze ze swoim wrodzonym poczuciem porz�dku w barze �Smith&Wollensky� na Manhattanie. Mosi�dz i drewno wi�niowe nadawa�y wn�trzu przyjemny ciep�y koloryt, a kelnerzy w br�zowych marynarkach i bia�ych fartuchach przesuwali si� cicho, lecz pewnie mi�dzy stolikami. Paddy, barman pracuj�cy tu od niepami�tnych czas�w, zas�ugiwa� na miano nestora swojego zawodu; pozornie nonszalancki, lecz czujny; powa�ny, ale zawsze got�w porozmawia� z go�ciem przy barze. Milcza�, gdy s�owa by�y zb�dne. Teraz obserwowa� doktora Keena opr�niaj�cego kolejn� szklank�. Zazwyczaj w takiej sytuacji zbli�y�by si� natychmiast do go�cia, �eby zaproponowa� nast�pnego drinka, ale tym razem odwr�ci� si� i skierowa� wzrok na par� siedz�c� w k�cie baru. Doktor zawo�a� go po imieniu i, nie widz�c reakcji, powt�rzy� g�o�niej. Barman ruszy� powoli w jego stron�. Doktor podsun�� szklank�. � Nalej mi jeszcze jednego, Paddy. Barman przygotowa� firmowego drinka zwanego Manhattan. � To ju� pi�ty, doktorze Keen � zauwa�y� cicho, stawiaj�c szklank� na blacie. Jason uni�s� raptownie g�ow�. � Liczysz mi drinki? � spyta� ostro. � No c�, jeszcze par� miesi�cy temu wst�pi�by pan do nas na dwie szklaneczki, a potem spokojnie wyszed� � odpar� z niezachwianym spokojem barman. � Od tej pory ich liczba ci�gle ro�nie. Wczoraj by�o osiem. Uni�s� szybko d�o�, �eby powstrzyma� wybuch gniewu Jasona. � Doktorze, wiem, �e barman nie powinien m�wi� takich rzeczy dobremu sta�emu go�ciowi. Ale wydaje mi si�, �e mam do tego prawo. � Doprawdy? Paddy kiwn�� zdecydowanie g�ow� i nachyli� si� do Jasona. � M�j syn Mike prowadzi normalne �ycie. Siedem lat temu lekarze orzekli, �e nie ma �adnych szans. Guz na m�zgu. Powiedzieli, �e nie warto nawet operowa�. Dawali mu sze�� miesi�cy, najwy�ej rok. Opowiada�em panu o tym tutaj, dok�adnie w tym samym miejscu. Spojrza� pan na niego i stwierdzi�, �e gdyby pan go operowa�, z wykorzystaniem najnowszej metody, mia�by dziesi�� procent szans. I zrobi� pan to. Dzisiaj m�j syn gra� w baseball w reprezentacji liceum. Dlatego mam prawo powiedzie� panu, co my�l�. Robi� to po raz pierwszy i ostatni. Odsun�� si� i zacz�� czy�ci� szklanki, kt�re i bez tego l�ni�y. Co jaki� czas zerka� na doktora. Wysoki m�czyzna tu� po czterdziestce, zawsze ubrany w nienagannie skrojony, prosty garnitur. Tylko jaskrawa muszka nie pasowa�a do ca�o�ci. Szczup�a twarz o naturalnie ciemnej karnacji, czarne w�osy zaczesane do ty�u bez przedzia�ka. D�ugi, zakrzywiony nos i szerokie usta nadawa�y obliczu nieco drapie�ny wyraz. Doktor obraca� powoli szklank� w d�ugich, niemal delikatnych palcach. Kelner zbli�y� si� do baru, �eby zam�wi� dwa posi�ki. Paddy zaj�� si� prac�. Jason Keen podni�s� szklank� do ust; nie wychyli� jednak drinka jednym haustem, lecz prze�kn�� ma�y �yk. Wypity alkohol zrobi� ju� swoje. Doktor czu�, �e jego my�li zaczyna otula� przyjemna mgie�ka. Jaki� g�os wyrwa� doktora z kontemplacji. � Tak w�a�nie my�la�em, �e ci� tu znajd�. Jason odwr�ci� si�, z�y, �e kto� psuje mu przyjemny nastr�j. Zaraz jednak opanowa� si�. � Po co mnie szuka�e�? Czy�bym by� g��wn� nagrod� w wy�cigu po skarb? Doktor Miles Turner wyszczerzy� w u�miechu lekko wystaj�ce z�by i usiad� na s�siednim sto�ku. � Trafi�e� w samo sedno. Staraj�c si� nada� swemu g�osowi ton powagi, zam�wi� glenfiddicha i piwo imbirowe. Paddy skrzywi� si� ledwo dostrzegalnie, zerkaj�c na Jasona, kt�ry pochyli� si� do kolegi. � Ten drink jest dok�adnie taki jak ty � zauwa�y� zjadliwie. � Troszeczk� dobrego i kupa s�odkiego �wi�stwa. Turner spr�bowa� drinka, rozsiad� si� na sto�ku i zebra� my�li. � Przynosz� wie�ci od naszego wodza, kt�ry zasiada na wysoko�ci. Od Moj�esza z tablicami przykaza�. Okaza�o si�, �e jest ich jedena�cie. Jason skrzywi� usta w ironicznym u�miechu. � Zamieniam si� w s�uch. Miles Turner m�wi� powoli, jakby smakuj�c s�owa. � Masz zaprzesta� wykonywania operacji, kt�re granicz� z niemo�liwo�ci�. Zabieg�w, kt�re szef uwa�a za eksperymenty i nic ponadto. Stwierdzi�, cytuj�:�Jeste�my szpitalem, kt�ry ma leczy�, a nie plac�wk� badawcz��. Turner spojrza� w zimne oczy Jasona. Jego g�os straci� nieco pewno�ci. � Odby�o si� zebranie komitetu neurochirurgicznego. Zrobili przegl�d twoich dokona� w ci�gu ostatnich sze�ciu miesi�cy i uznali je za niezadowalaj�ce. Jason poci�gn�� �yk ze szklanki i zachichota�. � Bez w�tpienia. Prze�ywa mniej ni� czterdzie�ci procent moich pacjent�w, a ca�y oddzia� neurochirurgiczny szczyci si� �redni� dziewi��dziesi�t dwa procent. Zdecydowanie psuj� im t� wspania�� statystyk�. � Znowu trafi�e� w sedno � zauwa�y� Turner. � A owo sedno to miernota, kunktatorstwo i pazerno��. Oni wszyscy � nie wy��czaj�c ciebie � r�n� ludzi dla pieni�dzy. Co najmniej siedemdziesi�t procent operacji przeprowadzanych w naszej renomowanej klinice jest niepotrzebnych. Ty i ca�a reszta naszych b�yskotliwych chirurg�w tniecie pacjent�w z zapa�em terminuj�cych samuraj�w... I z tak� sam� finezj�. To nic trudnego, rzecz jasna: tu jaki� niez�o�liwy guz, tam czyrak. Nic dziwnego, �e macie wysokie wska�niki wyleczalno�ci. Nawet imbecyl nie m�g�by spartoli� operacji, kt�ra jest r�wnie trudna jak wytarcie nosa. Turner zmarszczy� brwi. � Panuje przekonanie, �e traktujesz pacjent�w jak myszy do�wiadczalne. Nawet nie zadajesz sobie trudu przeprowadzenia analizy psychologicznej przez zabiegiem. Jason zn�w parskn�� �miechem. � Chcesz powiedzie�, �e si� za ma�o udzielam. Nie przysiaduj� na ��ku pacjenta, nie u�miecham si� ciep�o i nie zapewniam,�e jak B�g w niebie jutro wyzdrowiej�. Nie g�aszcz� po d�oniach i g�owach, nie pocieszam bliskich. To prawda, Turner, nie uprawiam tego ca�ego mydlenia oczu. Poniewa� wi�kszo�� z nich nie wraca do zdrowia. Wi�kszo�� z nich umiera. Nawiasem m�wi�c, gdybym nie operowa�, i tak by nie prze�yli. Ja przynajmniej daj� im szans�. Dwadzie�cia procent, jeden procent albo nawet u�amek procenta, ale mimo wszystko jest to jaka� szansa. Ty i reszta tego towarzystwa popierania miernoty nie dajecie im nawet tego. Ogl�dacie zdj�cia, robicie tomografie, analizujecie dane, a potem wzdychacie: �No c�, ci�ki przypadek, minimalne szans�. Mo�e lekarstwa pomog� albo ten arogancki kutas Jason Keen zajmie si� panem. On nie dba o to, �e pacjenci umieraj� mu pod no�em. Nawet ich ju� nie liczy�. Turner kiwa� powoli g�ow�, ale jego twarz poczerwienia�a od gniewu. � U�y�e� w�a�ciwego s�owa: arogancki. Taki w�a�nie jeste�, Jason. By�e� arogancki na uczelni i p�niej, kiedy zacz��e� operowa�. Uwa�a�e� si� za lepszego od chirurg�w starszych od ciebie o dwadzie�cia lat. Traktowa�e� wszystkich arogancko. To s�owo idealnie opisuje istot� twojego charakteru! � Tak � zgodzi� si� Keen. � Ale by�em przecie� najlepszym studentem. Na d�ugo przed dyplomem zostawi�em takie miernoty jak ty lata �wietlne z ty�u. Jestem najlepszym neurochirurgiem w naszym szpitalu i w stanie Nowy Jork, je�li nie na ca�ym Wschodnim Wybrze�u. W Houston pracuje kilku chirurg�w, kt�rych m�g�bym uzna� za r�wnych sobie, jeden w Detroit i jeden w Los Angeles. Jason wzi�� d�ugi, powolny �yk. � Mo�e w Europie znalaz�oby si� paru, kt�rzy mi dor�wnuj�... W Tokio bez w�tpienia Tanabe. � Zmierzy� wzrokiem Turnera.� Ja gram w pierwszej lidze... I to w �cis�ej czo��wce. A ty i twoi kumple p�tacie si� gdzie� w ogonie trzeciej. Tak to jest, Turner. Wypadkowa inteligencji i umiej�tno�ci. Ale nie zaprz�taj sobie tym g�owy. Je�li nie posiadasz daru, nie ma sensu si� przejmowa�. Kot�uj si� dalej w m�tnej wodzie razem ze zgraj� podobnych sobie p�otek. Popatrzy� na Turnera i pomy�la�, �e tamten m�g�by go uderzy�. Ale nic takiego nie nast�pi�o. Turner zacisn�� tylko usta. � Oczywi�cie, wszyscy ci wsp�czujemy z powodu problem�w osobistych � powiedzia�. � Ale ordynator jest zdania, �e je�li nie podporz�dkujesz si� dyrektywom komitetu neurochirurgicznego, zaproponuje ci z�o�enie rezygnacji. Je�li tego nie zrobisz, zostaniesz zwolniony. Wskaza� szklank�, kt�r� Jason trzyma� w d�oni. � A to wcale ci nie pomo�e. Jason Keen zaczerpn�� g��boko powietrza. � Spieprzaj st�d, ty n�dzny wazeliniarzu. Turner wsta� i cofn�� si� dwa kroki. � Nie dziwi� si�, �e Lisa ci� opu�ci�a. Nie rozumiem tylko, dlaczego dopiero teraz. Odwr�ci� si� pospiesznie i ruszy� do drzwi. M�czyzna siedz�cy przy stoliku po przeciwnej stronie baru obserwowa� z uwag� t� wymian� zda�. Trzyma� w d�oniach �Wall Street Journal�, mia� g�adko zaczesane do g�ry siwiej�ce w�osy i maniery bankiera lub prawnika. Spostrzeg�, �e barman zwr�ci� na� uwag�. Szybko przeni�s� wzrok na gazet�. Pi�� minut p�niej Jason Keen wyszed� z baru. Siwow�osy m�czyzna odczeka� dwie minuty i uda� si� do toalety. Gdy si� tam znalaz�, wyj�� ma�y telefon kom�rkowy i wykona� dwie kr�tkie rozmowy. Najpierw zadzwoni� do telefonu kom�rkowego m�czyzny, kt�ry znajdowa� si� w mieszkaniu Jasona. Powiedzia� tylko dwa s�owa: � Jest w drodze. Za drugim razem wybra� numer w Tennessee. � Przeka� Admira�owi, �e paczka zostanie za chwil� zapakowana. 2 Jason kroczy� Pi�t� Alej�, targany w�tpliwo�ciami, cho� z natury nie by� do nich sk�onny. Zazwyczaj chodzi� szybko, ale dzisiaj zwolni� kroku, nawet tego nie zauwa�ywszy. Nie zwraca� te� uwagi na innych przechodni�w i nie ko�cz�cy si� strumie� pojazd�w. My�lami nadal pozostawa� w barze. Z�o�liwo�ci Milesa Turnera przypomina�y powietrze uchodz�ce z p�kni�tego balonu; nie przej�� si� nimi wcale. Zaniepokoi�y go s�owa Paddy�ego. Szanowa� barmana, a niewielu by�o ludzi, o kt�rych m�g� to powiedzie�. Wiedzia�, �e w ci�gu tych kilku tygodni pi� znacznie wi�cej ni� powinien. Do tej pory uwa�a� to za chwilowy przejaw swojej s�abo�ci, teraz jednak wiedzia�, �e potrzebuje czego�, aby zapomnie�, u�mierzy� dr�cz�cy b�l. Nadal nie potrafi� pogodzi� si� z faktem, �e Lisa odesz�a. W swoim zadufaniu uwa�a�, �e ich ma��e�stwo uk�ada si� dobrze. To prawda, okazywa� czasem niecierpliwo�� wobec jej zainteresowa� refleksologi� i aromatoterapi�, kt�rych za�o�enia sta�y w jawnej sprzeczno�ci ze �cis�ymi zasadami jego specjalno�ci zawodowej. By� mo�e nawet tolerancja, z jak� stara� si� traktowa� te drobne dziwactwa, zaprawiona by�a szczypt� sarkazmu. Mo�e rzeczywi�cie powinien by� okaza� wi�cej zainteresowania dla sztuki wsp�czesnej i awangardy muzycznej, kt�re w ci�gu ich wsp�lnego �ycia Lisa prawie niepostrze�enie wprowadzi�a do domu. Mo�e powinien by� bardziej szczodry w pochwa�ach dla jej ubior�w w stylu cyganerii i egzotycznych azjatyckich potraw, kt�re jad� z rezygnacj� i odrobin� rozbawienia. Jednak Jason by� z natury typem intelektualisty, czuj�cym si� dobrze w zamkni�tym �wiecie idei, niech�tnym wszelkim komplikacjom wizualnym, d�wi�kowym i kulinarnym. Kocha� Lis� bezrefleksyjnie i ca�kowicie akceptowa� te elementy jej charakteru i gustu, kt�re nie�wiadomie zakwalifikowa� jako drugorz�dne. Gdy przechodzi� na drug� stron� Pi��dziesi�tej Drugiej ulicy, poj�� wreszcie prawdziwy pow�d odej�cia �ony. By� nim konflikt mi�dzy jej dojrzewaj�cym instynktem macierzy�skim i jego oboj�tno�ci� w tej materii. Lisa by�a od Jasona o dziesi�� lat m�odsza. Problem macierzy�stwa nabrzmiewa� mi�dzy nimi ju� od ponad roku. Wszystko zacz�o si� od tego, �e Anita, najbli�sza przyjaci�ka Lisy, urodzi�a dziecko. Nast�pnie jej starszemu bratu, kt�ry mieszka� w San Diego, przyszed� na �wiat syn. Z pocz�tku Jason nie dostrzeg� �adnej zmiany w zachowaniu �ony. Nawet gdy przyjaci�ka, a p�niej brat Lisy z�o�yli im wizyty ze swoimi potomkami. Nie zauwa�y�, z jak� lubo�ci� obejmuje male�stwa; nie rzuci�o mu si� te� w oczy, jak wiele zainteresowania po�wi�ca kobiecym pismom, kt�re niegdy� tylko kartkowa�a. Kryzys wybuch� na dobre wiosn�, gdy �ona brata Lisy zachorowa�a na ��taczk�. Lisa pojecha�a do San Diego, �eby przez trzy tygodnie opiekowa� si� bratankiem. Po powrocie zacz�y si� dyskusje. Lisa oznajmi�a, �e ma trzydzie�ci trzy lata i chce mie� dziecko. Jason nie chcia� o tym s�ysze�. Jego zdaniem, dziecko to tylko uci��liwe stadium przej�ciowe w drodze do doros�o�ci. Dzieci s� ha�a�liwe, ci�gle robi� ba�agan i rozpraszaj� umys�. Dyskusje zamieni�y si� w k��tnie, kt�re wcze�niej zdarza�y im si� nies�ychanie rzadko. Trwa�y tak d�ugo, a� Jason o�wiadczy� kategorycznie, �e w �adnym wypadku nie zgodzi si� na dziecko. Przez tydzie� Lisa nie odzywa�a si�, by�a jakby nieobecna my�lami. Jason uzna�, �e to objaw trudnej fazy godzenia si� z jego decyzj�. Tymczasem okaza�o si�, �e to w�a�nie ona podj�a decyzj�, kt�ra wprawi�a Jasona w os�upienie. Zaskoczy� go te� spokojny, ale i dobitny spos�b, w jaki j� zakomunikowa�a. O�wiadczy�a, �e nie mo�e �y� z m�czyzn�, kt�ry nie rozumie i nie docenia najg��bszych pragnie� partnerki. Nie mo�e kocha� takiego cz�owieka. Doda�a jeszcze, �e nie mo�e d�u�ej �cierpie� obok siebie m�czyzny, kt�ry nie dostrzega niczego poza swoj� prac�, i kt�rego jedynym hobby jest latanie awionetk� i wsp�zawodnictwo z innymi pilotami, do z�udzenia przypominaj�ce rywalizacj� z kolegami po fachu. Taki m�czyzna mo�e osi�gn�� wy�yny tylko w samotno�ci. Posiadanie dziecka to obowi�zek nieodpowiedni dla niego. Tym spokojnym o�wiadczeniem, trwaj�cym nie d�u�ej ni� minut�, przeci�a osiem lat ich ma��e�stwa, niczym zb�dn� p�powin�. Walizki mia�a ju� spakowane; odesz�a, jakby wybiera�a si� w podr� na inn� planet�. Jason by� jednak nies�ychanie pewnym siebie m�czyzn�. To on dominowa� w ich zwi�zku jako ten starszy, bardziej do�wiadczony i niezmienny w przekonaniach. Czeka� na telefon. Przejrza� nawet plan swoich zaj��, �eby sprawdzi�, czy uda mu si� wygospodarowa� kr�tki urlop, na kt�ry mogliby razem wyjecha�. Mo�e na Karaiby? Ale telefon milcza�. Przyszed� za to list od adwokata Lisy. Nie chcia�a od m�a niczego opr�cz rozwodu. Ten list sprawi�, �e wszystkie za�o�enia logiczne i nie u�wiadomione uprzedzenia tkwi�ce w m�zgu Jasona leg�y w gruzach. Tak jakby bomba eksplodowa�a w jego g�owie. Poczu� si� odrzucony nie przez jedn� kobiet�, lecz przez ca�y rodzaj ludzki. My�l ta nie dawa�a mu spokoju przez wiele dni. Powoli dociera�o do niego, �e mi�o�� jest wa�niejsza od osi�gni�� zawodowych i horyzont�w intelektualnych. Coraz dotkliwiej odczuwa� brak Lisy. Najmniejszy drobiazg przywo�ywa� obrazy: w�os na poduszce, s�oik kremu pozostawiony na p�ce w �azience, pude�ko chi�skiej zielonej herbaty w kuchni. Zmierzaj�c do domu zat�oczonym chodnikiem, pogr��ony we wspomnieniach, Jason u�wiadamia� sobie coraz dobitniej, �e chodzi o co� wi�cej ni� posiadanie potomstwa. Zrozumia�, �e musi ca�kowicie zmieni� sw�j spos�b my�lenia. 3 Byli zawodowcami, ale r�nili si� od tych, kt�rych zazwyczaj okre�la si� tym mianem, poniewa� pracowali dla sprawy. Z �atwo�ci� usprawiedliwiali stosowane przez siebie �rodki celami, kt�re chcieli osi�gn��. Jason nie mia� �adnych szans. Gdy wszed� do mieszkania, nie m�g� liczy� na najmniejsze ostrze�enie: wo� dymu papierosowego, p�ynu po goleniu czy sapni�cie intruza przenosz�cego z nogi na nog� pot�ny ci�ar swego cia�a. Wszystko by�o naswoim miejscu, jak co wiecz�r. Jason wyci�gn�� praw� d�o�, �eby zapali� �wiat�o w holu. Z lewej strony i z ty�u spad�y na� gwa�townie dwie r�ce, zaciskaj�c si� momentalnie. Poci�gn�y go do ty�u i w d�. Nim zd��y� nawet zaczerpn�� tchu, druga para r�k zaklei�a mu usta szerok� ta�m�. Kopn��, ale z przodu nikogo nie by�o. Po chwili Jason le�a� na boku, a jego nogi by�y unieruchomione ci�arem czyjego� cia�a. Przera�a�a go cisza, w jakiej wszystko si� odby�o. Przemocy powinien towarzyszy� jaki� ha�as, jego tymczasem obezw�adniono bez jednego d�wi�ku. Nie pad�o ani jedno s�owo, nikt nawet nie zasapa�. Pod�og� przykrywa� gruby dywan. Jason spr�bowa� krzykn��, lecz z jego nozdrzy doby� si� tylko cichy, j�kliwy �wist. Po chwili otoczy�a go ca�kowita ciemno��, gdy jeden z napastnik�w zaklei� mu ta�m� oczy. Wtedy poczu� lekkie uk�ucie w lewy nadgarstek. Kiedy traci� przytomno��, w jego g�owie ko�ata�o si� tylko jedno pytanie: �Dlaczego?�. By�o ich trzech. Wszyscy nosili cienkie, przezroczyste r�kawiczki. Dwaj m�odsi nie mieli jeszcze trzydziestu lat. Wysocy, atletycznie zbudowani, o kr�tko przyci�tych w�osach, ubrani byli w tradycyjne garnitury, bia�e koszule i ciemne krawaty. Trzeci zbli�a� si� do pi��dziesi�tki; mia� d�u�sze w�osy, twarz o wyrazistych rysach, �niad� sk�r� i zakrzywiony nos. W milczeniu wyci�gn�li bezw�adne cia�o na korytarz i do holu. U�o�yli Jasona obok du�ego, staro�wieckiego kufra. Otwarte wieko ukazywa�o wy�cie�ane tkanin� wn�trze. Dwaj m�odsi szybko zdj�li z Jasona ubranie. Starszy rozebra� si� i za�o�y� je na siebie. Le�a�o na nim ca�kiem dobrze. Podszed� do lustra w poz�acanej ramie i starannie zapi�� muszk�. Dopiero za trzecim razem uzna� efekt za zadowalaj�cy. Dwaj m�odsi m�czy�ni stali nad nagim cia�em Jasona Keena, z powag� obserwuj�c towarzysza. Starszy m�czyzna zbli�y� si� do nich i skin�� g�ow� powoli, jakby oficjalnie. Odpowiedzieli tym samym gestem. � Do zobaczenia w przysz�o�ci, kuzynie � wyrecytowali ch�rem. M�czyzna odwr�ci� si� i wyszed�. Ze stolika w holu podni�s� czarn� sk�rzan� akt�wk� i otworzy� drzwi mieszkania. Na parterze, w g��wnym holu domu dozorca Joe Attard siedzia� za biurkiem przegl�daj�c �Playboya�. By� spokojny pi�tkowy wiecz�r. Wi�kszo�� lokator�w uciek�a z miasta przed spiekot� na weekend. Otworzy�y si� drzwi windy po prawej stronie. Joe powoli oderwa� wzrok od b�yszcz�cych zdj�� i rozejrza� si�. Zobaczy� od ty�u sylwetk� doktora Jasona Keena nios�cego walizeczk�. Doktor uni�s� d�o� w drzwiach i zawo�a�: � Dobranoc, Joe. � Dobranoc, doktorze. Portier si�gn�� do zeszytu i zanotowa� wyj�cie lokatora. Nast�pnie wr�ci� do ogl�dania Playboya. Dwaj m�czy�ni na g�rze metodycznie wykonywali swoj� robot�. Najpierw wyj�li dwie kartki zapisanego r�cznie papieru i przycisn�li do nich opuszki palc�w Jasona. Nast�pnie powt�rzyli t� sam� czynno�� z dwiema zaadresowanymi kopertami i d�ugopisem, kt�ry umie�cili z powrotem na biurku. Potem jeden z nich rozchyli� usta doktora, a drugi przycisn�� do jego j�zyka dwa znaczki. Nast�pnie przy�o�y� je do palca wskazuj�cego oraz kciuka Jasona i starannie przyklei� do dw�ch kopert, do kt�rych wsun�� kartki zapisanego papieru. Kolejna czynno�� by�a bardziej skomplikowana. Jeden z m�czyzn w�o�y� palce do ust doktora i delikatnie wyci�gn�� jego j�zyk, drugi za� przesun�� po nim kraw�dzie kopert. Jedna z kopert sklei�a si� dobrze, ale druga pozosta�a cz�ciowo lu�na. M�czy�ni spojrzeli na siebie. � Nie szkodzi � powiedzia� jeden z nich. � Przecie� w takiej sytuacji nie zwraca�by uwagi na drobiazgi. Drugi skin�� g�ow� i wsun�� koperty do wewn�trznej kieszeni marynarki. Z drugiej wyj�� czarne pude�ko wielko�ci paczki zapa�ek, zaopatrzone w wy�wietlacz oraz wy��cznik. By� to licznik uderze� serca. M�czyzna umie�ci� urz�dzenie na piersi doktora Keena i w��czy�. Obaj pochylili si�, �eby lepiej widzie� cyfry migaj�ce na wy�wietlaczu. Po chwili znieruchomia�y, u�o�ywszy si� w liczb� 171. M�czy�ni wyj�li z kufra koc i kilka piankowych poduszek. Owin�li doktora kocem i u�o�yli go w pozycji p�siedz�cej, z lekko uniesionymi kolanami. Nast�pnie otoczyli go poduszkami i cz�ciami ubrania swojego towarzysza, kt�ry odszed� wcze�niej. Zamkn�li wieko. Jeden z m�czyzn sprawdzi� dok�adnie otwory wentylacyjne, a drugi wyci�gn�� z kieszeni male�ki telefon marki Motorola i wybra� numer. Odczeka�, a� zadzwoni trzy razy i wy��czy� aparat. Razem sprawdzili, czy wszystko w pokoju jest na swoim miejscu. Nast�pnie chwycili kufer za sk�rzane uchwyty i nios�c go ostro�nie, wyszli z mieszkania. Postawili skrzyni� na dywanie przy drzwiach wej�ciowych i stan�li. Jeden z nich, bardziej niecierpliwy, co chwila podnosi� r�k�, aby spojrze� na stalowy zegarek roleksa. Dok�adnie o godzinie 9.25 telefon w jego kieszeni zadzwoni� dwa razy. Zerkn�wszy na towarzysza, m�czyzna szybko zbli�y� si� do drzwi, uchyli� je i sprawdzi�, czy korytarz jest pusty. Minut� p�niej wnie�li kufer do windy towarowej na ty�ach budynku. Jeden z porywaczy wyj�� z kieszeni klucz i wsun�� w zamek. Drzwi rozsun�y si� cicho, b�yskaj�c kontrolkami. M�czy�ni wsun�li kufer do �rodka. Na parterze czeka�a ci�ar�wka Ford, ustawiona ty�em do platformy �adunkowej. Silnik pracowa�, a drzwi przyczepy by�y otwarte. M�czy�ni w r�kawiczkach wsun�li kufer do �rodka; jeden z nich wskoczy� za nim. Drugi wr�ci�, zamkn�� wind�, po czym wsiad� do kabiny po stronie pasa�era. Ci�ar�wka zatrzyma�a si� na Sze��dziesi�tej �smej ulicy. M�czyzna zajmuj�cy miejsce pasa�era wysiad� i wrzuci� koperty do skrzynki pocztowej. Po chwili wsiad� z powrotem i samoch�d p�ynnie w��czy� si� do ruchu. By�a godzina 9.37. Nad Nowym Jorkiem zapada�a gor�ca, parna noc. 4 � Mi�o pana zn�w widzie�, doktorze Keen � powiedzia� weso�o kierownik obs�ugi lotniska. G�owa m�czyzny drgn�a. � Czy�by? � Jasne. Pan pewnie nie pami�ta, bo to ju� ze dwadzie�cia lat. By� pan jeszcze wtedy studentem akademii medycznej i zaczyna� kurs pilota�u w Graham Field. A ja my�em samoloty usmarowany jak ma�pa i marzy�em, �e sam kiedy� polec�. M�czyzna skin�� g�ow�. � Tak, chyba rozpoznaj� twarz... Ale to rzeczywi�cie by�o dawno. Jak pana godno��? � Hal Goodyear � odpar� kierownik wyci�gaj�c d�o�. � Nigdy nie usiad�em za sterami. Dopad�a mnie epilepsja i to by� koniec marze�. � Przykro mi � rzek� m�czyzna. � Zarejestrowa� pan m�j lot? � Jasne. � Goodyear podsun�� pilotowi arkusz papieru. � Musz� tylko rzuci� okiem na pa�sk� licencj�. Znajdowali si� w dyspozytorni ma�ego lotniska w p�nocnej cz�ci Long Island, gdzie ulokowa�y si� dwa aerokluby oraz niewielka firma czarterowa, wiecznie borykaj�ca si� z k�opotami finansowymi. Goodyear zerkn�� przelotnie na prywatn� licencj� pilota i odnotowa�, �e jest aktualna. Zapisa� numer i odda� dokument. � Zap�aci pan kart�? � Nie, got�wk�. Goodyear nie zdziwi� si�; wielu ludzi p�aci�o got�wk�. Mo�e nie chcieli, �eby rachunki za loty by�y wykazywane na wydrukach z bank�w. Koszt wynaj�cia samolotu na weekend to nieco mniej ni� dwa tysi�ce dolar�w. Goodyear przeliczy� pieni�dze, wr�czy� pilotowi paragon i wskaza� samolot za oknem. � I 72, tam na ko�cu. Whisky Tango Foxtrot Echo. Prognoza jest pomy�lna. Zaraz zatankuj� panu paliwo. Do zobaczenia w poniedzia�ek, doktorze. �ycz� przyjemnego latania. M�czyzna wyszed� z biura na zalan� s�o�cem p�yt� lotniska. Z r�wn� �atwo�ci� m�g�by wynaj�� samoch�d w wypo�yczalni. I nie musia� niczego podpisywa�. Ra�nym krokiem ruszy� w stron� jednosilnikowej awionetki z literami WTFE na ogonie. Par� minut p�niej zako�czy� kontrol� zewn�trzn� i kabinow�. Walizeczka le�a�a na siedzeniu obok. Przez trzy minuty siedzia� bez ruchu spogl�daj�c przez owiewk� na bezchmurne niebo. Wydawa�o si�, �e w og�le nie oddycha. Wreszcie z��czy� palce obu d�oni i pochyli� g�ow�, dotykaj�c kciuk�w czo�em, jak gdyby si� modli�. Pozosta� w tej pozycji przez kilka sekund, nast�pnie wyprostowa� si�, w��czy� radio, podni�s� mikrofon i poprosi� wie�� kontroln� o zezwolenie na start. Hal Goodyear us�ysza� warkot silnika pracuj�cego na coraz wy�szych obrotach. Widzia� pewnie z dziesi�� tysi�cy start�w, lecz mimo to instynktownie odwr�ci� si� do okna, �eby popatrze�, jak cessna odrywa si� od pasa i unosi w powietrze. Po chwili wr�ci� do papierkowej roboty, ale jako� nie m�g� si� skupi�. Co�, czego nie potrafi� sobie uzmys�owi�, nie dawa�o mu spokoju. Pi�� minut p�niej zadzwoni� kontroler lot�w z wie�y. By� bardzo o�ywiony. � Hal, zdawa�o mi si�, �e Whisky Tango Foxtrot Echo zg�osi� lot do Gibson Field ko�o Syracuse. � Zgadza si�. � W takim razie powinien lecie� na zach�d, p�nocny zach�d. A on zmierza dok�adnie w przeciwnym kierunku: wsch�d, po�udniowy wsch�d, prosto nad Atlantyk. I nie odpowiada na wezwania. O co tu chodzi, do licha ci�kiego? Goodyear wyjrza� przez okno, cho� samolot by� ju� poza zasi�giem wzroku. � Nie mam poj�cia, Jim. Nie by� pijany ani nic. Awionetka wisia�a mi�dzy dwoma b��kitami: morza i nieba. W oddali, tu� przed lini� horyzontu, pilot widzia� na wodzie cie� znacz�cy miejsce, gdzie ko�czy si� szelf kontynentalny i dno opada gwa�townie w d� na g��boko�� ponad tysi�ca metr�w. Rozejrza� si� w poszukiwaniu jednostek p�ywaj�cych. Po kilku minutach zauwa�y� dwie; znajdowa�y si� mniej wi�cej dziesi�� stopni w lewo. �agodnym �ukiem wzi�� na nie kurs. P�yn�y po g��bi. Powoli dostrzega� kontury jednostek. Jedn� by� niewielki kuter, a drug� du�y jacht z postawionymi �aglami, p�yn�cy na zach�d. Dzieli�o je oko�o trzech kilometr�w. Pilot obliczy� czas i odleg�o��, po czym lekko zwi�kszy� obroty silnika. Na pok�adzie jachtu Wally Goldman spo�ywa� w�a�nie �niadanie w towarzystwie szypra; rozkoszowa� si� spokojem morza. Na pok�adzie znajdowa�a si� tylko sze�cioosobowa za�oga, kt�rej cz�onkowie rozumieli, �e nie nale�y bez potrzeby otwiera� ust. Wally ceni� te rzadkie chwile, tak r�ne od normalnych dni, kiedy zdawa�o si�, �e �wiat �apczywie zabiera mu czas przez dwadzie�cia godzin na dob�. Wy��czy� nawet przekl�ty telefon satelitarny, �eby zapewni� sobie spok�j od �ony i rozpieszczonych dzieci. Zerkn�� na niewielki stateczek i przez chwil� pozazdro�ci� szyprowi. Jednostka zmierza pewnie na wsch�d z �adunkiem, kt�ry jest zbyt drobny, �eby op�aca�o si� �adowa� go w kontenery. Szyper kutra na pewno pali fajk� i pewnie nigdy w �yciu nie musia� martwi� si� rakiem. Nagle Wally us�ysza� silnik samolotu. Najpierw dostrzeg� go jako ciemniejszy punkt na tle b��kitu nieba, kt�ry powoli nabiera� kszta�t�w. � Gdzie on do cholery leci tym kursem? � spyta� szyper. Awionetka zawis�a niemal bezpo�rednio nad nimi, a potem raptownie zanurkowa�a. Silnik zarycza� na najwy�szych obrotach. Samolot by� coraz bli�ej powierzchni oceanu. Obaj m�czy�ni wstali. Pozostali marynarze wychodzili jeden po drugim na pok�ad. Awionetka pikowa�a teraz prawie pionowo; patrz�cy mieli wra�enie, �e jacht unosi si� ku niej. Gwa�townie uderzy�a w wod� w po�owie drogi mi�dzy jachtem i kutrem. Wszyscy wzdrygn�li si�, gdy pi�ropusz bia�ej piany wystrzeli� wysoko w powietrze. Dopiero wtedy rozleg� si� huk. � O Bo�e! � krzykn�� szyper. Wally Goldman pierwszy odzyska� zimn� krew. � Harry, dzwo� do stra�y przybrze�nej i wy�lij sygna� do tamtego kutra. Jim, spuszczaj szalup� i p�y�cie tam jak najszybciej. Zaraz was dogonimy. Kwadrans p�niej kuter i jacht przeczesywa�y teren katastrofy. Na powierzchni wody unosi�a si� warstwa paliwa i troch� szcz�tk�w. W oddali rozleg� si� terkot �migie� helikoptera stra�y przybrze�nej. Wally Goldman spojrza� na wod�. � Ten przynajmniej wybra� szybki spos�b � mrukn�� pod nosem. 5 Ruth Kirby nie znosi�a takich zada�. Ostatnio w og�le coraz cz�ciej mia�a do�� swojej roboty. Pracowa�a w nowojorskiej policji od dziewi�tnastu lat i opr�cz ostatniego roku przez ca�y ten czas kocha�a to zaj�cie. Wszystko si� zmieni�o po tym, jak otrzyma�a postrza� w brzuch od handlarza narkotykami w Bronksie. Nic nadzwyczajnego. Rana by�a ci�ka, ale Ruth wysz�a z tego i ca�kowicie odzyska�a dawn� sprawno��. Po powrocie do pracy zauwa�y�a zmian�, i to bynajmniej nie subteln�. Wszystkie zadania, kt�re dostawa�a, by�y rutynowe, nudne i przede wszystkim � ca�kowicie bezpieczne. Po kilku miesi�cach z�o�y�a skarg� do samego komisarza, ale nic nie wsk�ra�a. Nadal posy�ali j� na nudne pogadanki w szko�ach i rozmaitych klubach. Zosta�a odznaczona, media uczyni�y z niej wielk� bohaterk�, ale ona czu�a si� policjantk�, a nie pracownic� s�u�by spo�ecznej. To zadanie by�o nieco odmienne, ale wcale nie ekscytuj�ce. Czas mija�, a Ruth nudzi�a si� coraz bardziej. Zerkn�a na zegarek, a nast�pnie na dozorc� budynku, szczup�ego, wysokiego m�czyzn� o latynoskiej urodzie. � Przewa�nie o tej porze jest ju� w domu, ale mieszka tu dopiero od trzech tygodni, wi�c nie znam jej zwyczaj�w a� tak dobrze � powiedzia� spogl�daj�c na Ruth ze wsp�czuciem. Czeka�a ju� godzin�. Postanowi�a zaczeka� jeszcze dziesi�� minut, a potem wyj�� na lunch. Pi�� minut p�niej w drzwiach stan�a m�oda kobieta o kr�tkich jasnych w�osach okalaj�cych �adn� owaln� twarz. Nie by�a korpulentna, ale id�c, zdawa�a si� ko�ysa�, jakby mia�a spr�yny w obcasach but�w. Mia�a na sobie b��kitny kaftanik, a na jej szyi i nadgarstkach mieni�y si� setki drobnych koralik�w. Z ramienia blondynki zwisa�a du�a s�omiana torba. Kobieta zamacha�a r�k� portierowi i ruszy�a w stron� skrzynek pocztowych ko�o windy. Portier skin�� g�ow� do Ruth, kt�ra wsta�a i skierowa�a si� do przyby�ej. M�oda kobieta przegl�da�a koperty. � Przepraszam, pani Keen. Czy mog�yby�my zamieni� par� s��w? Blondynka spojrza�a przez rami�. Ruth u�miechn�a si� i wyj�a policyjn� odznak�. � Nazywam si� Ruth Kirby. Czy mog�yby�my pom�wi� w pani mieszkaniu? Spostrzeg�a, �e kobieta ma br�zowe oczy. Nie okaza�a strachu ani nawet zaskoczenia. Wi�kszo�� ludzi na widok oznaki policyjnej, i do tego s�ysz�c zaproszenie na rozmow�, wpada w lekk� panik�. Ta m�oda kobieta zachowa�a spok�j. Przyjrza�a si� uwa�nie odznace, po czym skin�a g�ow�. � Jasne. O co chodzi? � Mo�e p�jdziemy na g�r� � zaproponowa�a Ruth. Mieszkanie by�o niewielkie, lecz schludne i funkcjonalnie umeblowane. Takie lokale ludzie wynajmuj� na kilka tygodni lub miesi�cy. Lisa rzuci�a torb� na krzes�o, a koperty na st�. Salonik dzieli� od wn�ki kuchennej murek przykryty blatem, na kt�rym sta� telefon z automatyczn� sekretark�. Kontrolka sygnalizuj�ca wiadomo�� pali�a si�. Lisa odruchowo skierowa�a si� do aparatu. � Czy mo�emy najpierw porozmawia�? � zaproponowa�a zdecydowanie Ruth. M�oda kobieta odwr�ci�a si� i spojrza�a na ni� z zaciekawieniem. � Oczywi�cie. S�ucham. Ruth po�o�y�a na stole sk�rzan� torebk�, a nast�pnie wskaza�a krzes�o. � Prosz� usi���, pani Keen. Przykro mi, ale mam dla pani z�e wie�ci. Lisa powoli spe�ni�a polecenie, nie spuszczaj�c oczu z twarzy policjantki. � Chodzi o mam�, prawda? Ruth tak�e usiad�a. Mia�a do�wiadczenie w takich sprawach, lizn�wszy, �e Lisa nale�y do os�b opanowanych, postanowi�a m�wi� kr�tko. � Dzi� rano z ma�ego lotniska na Long Island wystartowa�a awionetka. Pilot zg�osi� lot do Syracuse. Opr�cz niego nikt nie wsiad� do kabiny. Samolot wylecia� nad Atlantyk i z olbrzymi� pr�dko�ci� uderzy� pionowo w powierzchni� wody. Podj�te natychmiast poszukiwania nie przynios�y �adnych rezultat�w. Jeste�my niemal pewni, �e pilotem by� pani m��, doktor Jason Keen. Przez d�u�sz� chwil� jedynym d�wi�kiem s�yszalnym w pokoju pozostawa� cichy szum klimatyzacji. Ruth zdawa�o si�, �e wype�nia jej uszy. Blondynka obserwowa�a j�, jakby by�a dziwnym zwierz�ciem, kt�rego nigdy wcze�niej nie widzia�a. � Katastrof� widzia�o kilkunastu ludzi. Wszyscy twierdz�, �e pilot pope�ni� samob�jstwo. Lisa powoli skierowa�a wzrok na stos kopert; podnios�a jedn� z nich, otworzy�a i wyci�gn�a kartk� papieru. Przeczyta�a list, rzuci�a go na st� i ukry�a twarz w d�oniach. Ruth przygl�da�a si� jej przez kilka sekund, po czym si�gn�a po list. Wskazuj�cym palcem odwr�ci�a go w swoj� stron� i przeczyta�a. Pismo by�o bardzo niewyra�ne, prawie nieczytelne. M�j drogi Blaszaku, Tak cholernie �a�uj�, �e Ci� zasmucam. Zawiod�em Ci�. Przykro mi, �e jedyne, co potrafi�, to walczy� o stracone sprawy. Mam ju� tego do��. Chc� odej�� po swojemu, na moich warunkach. Moje ostatnie my�li kieruj� do Ciebie. Je�li istnieje B�g, modl� si� do niego,�eby� znalaz�a dla siebie zwi�zek, kt�ry zapewni Ci szcz�cie i spe�nienie. Niech nasza mi�o�� na zawsze pozostanie z Tob� Jason 6 Mia� sny, przepi�kne sny. Takie, jakie mo�e wywo�a� tylko euforia, mi�o�� lub du�a dawka morfiny. Unosi� si� gdzie� w przestrzeni, bez �adnych dozna� fizycznych. Widzia� tylko s�abe migotanie gwiazd na tle g��bokiego granatu nieba. Sny sko�czy�y si�, ale gwiazdy pozosta�y. Patrzy� na sufit upstrzony setkami male�kich �wiate�ek r�nej wielko�ci. Z wolna u�wiadamia� sobie, �e odzyska� przytomno��; le�a� na ��ku przykrytym mocno nakrochmalonym prze�cierad�em. Takie ��ka widywa� cz�sto w szpitalach. Powoli przekr�ci� g�ow� i rozejrza� si�. �ciany mia�y �agodny kremowy kolor. Pod jedn� z nich Jason zobaczy� nowoczesny aluminiowy st� i takie same krzes�a. Na stoliku sta�a metalowa karafka i dwie szklanki. W pokoju nie by�o �adnych innych sprz�t�w. Jason podni�s� ko�dr� i spojrza� na siebie. Mia� na sobie lu�n� bawe�nian� pi�am�. Drzwi w k�cie pomieszczenia otwar�y si� i do �rodka wkroczy� m�ody cz�owiek, ubrany jak salowy w szpitalu. U�miechn�� si�. � Dzie� dobry, doktorze Keen. Jak si� pan czuje? Jason spojrza� na m�czyzn�, ale nie odpowiedzia�. Tamten zbli�y� si� do ��ka i przesun�� jak�� d�wigni�. Wezg�owie materaca pow�drowa�o w g�r�, a� Jason znalaz� si� niemal w pozycji siedz�cej. � Jestem Henry Ellis � przedstawi� si� m�ody cz�owiek weso�o. � Czy odczuwa pan b�l g�owy lub jakie� inne dolegliwo�ci? Wspomnienia nap�yn�y do g�owy Jasona. Chwyci� m�odego sanitariusza za r�k�. � Gdzie jestem? � wycharcza�. � Jak d�ugo? M�czyzna wyrwa� d�o� i cofn�� si� kilka krok�w. � Pan Bayliss przyjdzie tu za chwil�. On panu wszystko wyja�ni. Wskaza� st� i krzes�o. � Mo�e chce pan wsta� z ��ka i usi���. Karafka zawiera sch�odzon� wod�. Odwr�ci� si� i wyszed�. Jason pomasowa� skronie. Odgarn�� po�ciel i stan�� na pod�odze. Przez chwil� kr�ci�o mu si� w g�owie, tak �e musia� oprze� si� o kraw�d� ��ka. Zrobi� krok w stron� stolika i poczu�, �e na co� nadepn��. By�a ta para sk�rzanych pantofli. Wsun�� je na stopy i szuraj�c zbli�y� si� do sto�u. Wypi� trzy szklanki jedn� po drugiej; jego umys� coraz bardziej si� rozja�nia�. Odzyskiwa� jasno�� my�lenia, i jednocze�nie czu� powoli wzbieraj�c� z�o��. Tok my�li Jasona przerwa� odg�os otwierania drzwi, w kt�rych stan�� m�czyzna w �rednim wieku o kr�tko obci�tych w�osach i prostok�tnej, poci�tej g��bokimi zmarszczkami twarzy. Mia� na sobiegranatowe spodnie i jasnoszar� tunik� zapinan� na guziki. Pod pach� trzyma� grub� akt�wk�. Zbli�y� si� energicznie do Jasona. � Nazywam si� Ken Bayliss. Przyszed�em, �eby przedstawi� panu sytuacj�, doktorze Keen. Usadowi� si� na krze�le naprzeciwko Jasona i otworzy� teczk�. Na samym wierzchu le�a�o najnowsze wydanie �New York Timesa�. Bayliss poda� gazet� Jasonowi; jeden z artyku��w otoczony by� lini� nakre�lon� zielonym fluorescencyjnym markerem. Tytu� brzmia�: �S�ynny neurochirurg ginie w katastrofie lotniczej�. Jason przeczyta� artyku� i podni�s� wzrok. Bayliss podsun�� mu dwie kartki papieru. Doktor rozpozna� sw�j charakter pisma. Pierwszy list by� obel�yw� w tre�ci rezygnacj� z pracy w szpitalu. Drugi list napisany zosta� do Lisy. D�ugo nie m�g� oderwa� wzroku od swojego niedbale nabazgranego podpisu; Bayliss tymczasem nala� sobie szklank� wody. Jason podni�s� powoli g�ow� i rozejrza� si�. Nast�pnie skupi� wzrok na siedz�cym naprzeciwko m�czy�nie. � Co wy zrobili�cie, parszywe �otry? � wycharcza� nienawistnym g�osem. Bayliss wzruszy� ramionami z udan� oboj�tno�ci�. � Po prostu bardzo skutecznie upozorowali�my pa�skie samob�jstwo. Pa�skie zw�oki le�� w kabinie samolotu na dnie morza, p�tora kilometra pod powierzchni� wody. Nikt nigdy nie zada sobie trudu poszukiwania ich. Nie m�wi�c o wydobyciu na powierzchni�. Dla �wiata doktor Jason Keen zgin�� i le�y pogrzebany na dnie Oceanu Atlantyckiego. Jason spojrza� na list do Lisy. � Kto pilotowa� samolot? � Jeden z nas. By� do pana bardzo podobny. Rzecz jasna, posiada� pa�sk� licencj� pilota. Zdaniem policji nie ma �adnych w�tpliwo�ci, �e pope�ni� pan samob�jstwo. Pa�scy rodzice nie �yj�, nie ma pan innych bliskich krewnych ani przyjaci�, a �ona, kt�ra zreszt� od pana odesz�a, otrzyma�a list spreparowany z wykorzystaniem najnowocze�niejszej techniki komputerowej. �aden grafolog nie zakwestionuje jego autentyczno�ci. Mog� panu powiedzie�, �e obecnie pa�ska �ona przebywa w Rochdale u przyjaci�ki, kt�ra pociesza j� w �alu. Zreszt� jestem przekonany, �e nie potrwa on d�ugo. W�tpi�, czy istnieje kto�, kto naprawd� b�dzie pana �a�owa�, doktorze Keen. Jason podni�s� g�ow�. Obaj m�czy�ni przez d�u�sz� chwil� patrzyli sobie w oczy. Bayliss wzruszy� ramionami i ci�gn�� rzeczowym tonem. � A zatem prosz� s�ucha�. Mam nad panem ca�kowit� w�adz�. Otoczenie jest doskonale zabezpieczone, tak wi�c nie ma pan najmniejszych szans wydostania si�. Mog� z panem zrobi�, co mi si� �ywnie podoba. Mog� pana nakarmi� lub g�odzi�. Mog� kaza� pana torturowa�, bi� lub by� dla niego mi�ym. Mog� uczyni� z pana umys�em i cia�em, co tylko zechc�. Wykrzywi� wargi w drwi�cym u�mieszku. � Jest pan inteligentnym cz�owiekiem, doktorze Keen. To wa�ne, aby dobrze zrozumia� pan swoje po�o�enie. Jason kilkakrotnie zaczerpn�� g��boko powietrza, po czym rozejrza� si� jeszcze raz po pokoju. Zauwa�y�, �e w rogach znajduj� si� plastikowe elementy dekoracyjne, �agodz�ce kanciasty kszta�t pomieszczenia. Zerkn�� przelotnie na Baylissa, a nast�pnie uni�s� g�ow�. � Panie Bayliss, s�usznie zauwa�y� pan, �e jestem inteligentny � rzek� patrz�c w przestrze�. � M�j iloraz inteligencji jest prawdopodobnie dwukrotnie wy�szy od pa�skiego. Nie ma pan nade mn� �adnej w�adzy. Jest pan marionetk�. Znalaz�em si� tu z jednego prostego powodu: jaka� nies�ychanie wa�na osoba ma problem z m�zgiem. Potrzebuje wi�c nie tylko mojej inteligencji, lecz tak�e umiej�tno�ci chirurgicznych. Ani mnie pan nie zag�odzi, ani nie b�dzie torturowa�, i dobrze pan o tym wie. Kimkolwiek jest ten, kto zada� sobie tyle trudu i zaanga�owa� takie �rodki, aby mnie tutaj sprowadzi�, przypuszczalnie s�ucha nas w tej chwili i obserwuje. Zwracam si� zatem do niego lub do niej. Wskaza� Baylissa palcem. � Ten cz�owiek jest kretynem � powiedzia� ostro. � Nie umia�by znale�� krowiego g�wna w oborze. Proponuj� zabra� go st�d natychmiast. Opar� si� na krze�le i z u�miechem obserwowa�, jak twarz Baylissa zalewa si� purpur�. M�czyzna uni�s� si� nieco na krze�le, by po chwili usi��� z powrotem. Przez p� minuty panowa�a cisza, kt�r� przerwa� dopiero cichy pisk dobiegaj�cy z kieszeni Baylissa. Po up�ywie kilku sekund Bayliss zebra� papiery, w�o�y� je z powrotem do teczki i zatrzasn�� drzwi. Jason s�ysza� stukanie jego but�w cichn�ce w korytarzu. Wiedzia�, �e powinien zastanawia� si�, gdzie jest i dlaczego; powinien analizowa� posiadane informacje; powinien wreszcie rozwa�a�, jakie opcje ma do wyboru. A jednak nie m�g�. Nie by� w stanie oderwa� my�li od listu do Lisy napisanego jego pismem. Jak odebra�a jego tre��? Min�a godzina, mo�e wi�cej. Wypi� ca�� wod� z karafki, po czym zacz�� maszerowa� po pokoju w t� i z powrotem. Pantofle pasowa�y doskonale. Jason przypomnia� sobie wiecz�r, w kt�rym pozna� Lis� na jakim� banalnym przyj�ciu. Odczu� t� banalno�� ze zdwojon� si��, gdy ich spojrzenia spotka�y si� nad g�owami gaw�dz�cych ludzi. Powoli zacz�li si� do siebie zbli�a�, toruj�c sobie drog� w t�umie go�ci. W ich mi�o�ci trudno by szuka� logiki. R�nili si� sposobem my�lenia, marzeniami i �rodowiskami, z kt�rych pochodzili. Lisa nale�a�a do tego rodzaju m�odych kobiet, o kt�rych matka Jasona mawia�a, �e maj� urod�, ale nie maj� wewn�trznej �tre�ci�. Z pocz�tku zdawa�o mu si�, �e �w opis pasuje do Lisy. Zareagowa� na ni� czysto fizycznie. Chcia� j� po prostu zaci�gn�� do ��ka i dobrze si� zabawi�. Okaza�o si� jednak, �e nie jest to takie proste: ta m�oda kobieta mia�a owej �tre�ci� pod dostatkiem i nie by�a skora i�� do ��ka z m�czyzn�, je�li go nie kocha�a. Ku swemu zdumieniu Jason zaproponowa� jej ma��e�stwo, zanim zrobili to po raz pierwszy. Ten dure� Bayliss stwierdzi�, �e Lisa nie b�dzie d�ugo �a�owa� straty m�a. Jason wiedzia�, �e to nieprawda. Z ca�� si�� u�wiadomi� sobie teraz, �e w ci�gu kilku tygodni lub nawet dni zadzwoni�by do niej i zgodzi� si� na dziecko, kt�rego tak pragn�a. Mimo wszelkich zwi�zanych z tym niedogodno�ci i obawy o sw�j wewn�trzny porz�dek wiedzia�, �e �ycie bez niej jest niesko�czenie bardziej przygn�biaj�ce ni� �ycie z ni� i dzieckiem. Jednak na ten kompromis by�o ju� teraz za p�no. Rozwa�ania przerwa� mu zn�w ten sam sanitariusz. Wszed� z ubraniami przewieszonymi przez rami�. Tym razem si� nie u�miecha�. Po�o�y� je na ��ku, zbli�y� si� do drzwi w k�cie i otworzy� je. � Tu jest �azienka, doktorze Keen. Gdy zamkn�� drzwi wyj�ciowe, Jason us�ysza� szcz�k zamka. Wszed� do �azienki, kt�ra przypomina�a toalet� w luksusowym hotelu, z t� r�nic�, �e nie by�o w niej wanny, lecz tylko kabina prysznicowa. W szafce nad umywalk� le�a�a bezprzewodowa elektryczna maszynka do golenia marki Braun. Jason ogoli� si� i umy� g�ow�. Pami�taj�c, �e prawdopodobnie jest obserwowany, w�o�y� spodnie od pi�amy i dopiero wtedy wyszed� z �azienki. Ubranie le��ce na ��ku przypomina�o to, kt�re mia� na sobie Bayliss: niebieskie spodnie, szara tunika, bia�e bokserskie szorty oraz czarne sk�rzane mokasyny. Za�o�y� tunik�, a potem � instynktownie zakrywaj�c podbrzusze � szorty i spodnie. Wszystko pasowa�o na niego jak ula�. Kilka sekund po tym, jak Jason obu� mokasyny, rozleg�o si� pukanie do drzwi. Do pokoju wesz�a atrakcyjna kobieta, od kt�rej emanowa�a inteligencja. By�a wysoka, d�ugonoga, mia�a kasztanowe w�osy, szerokie, �ywe usta, nieco zadarty nos i jasne b��kitne oczy, kt�rymi szybko zlustrowa�a Jasona, a nast�pnie pok�j. Jason zna� ju� charakterystyczn� szar� tunik�; opr�cz tego kobieta mia�a na sobie prost� sp�dnic�, si�gaj�c� nieco za kolana. Bia�e tenis�wki marki Nike uderzaj�co nie pasowa�y do ca�o�ci ubioru. � Dzie� dobry, jestem Gail Saltz. Prosz� nie traktowa� mnie tak jak Kena Baylissa. Lepiej wygl�dam, a poza tym jestem inteligentniejsza. Wypowiedzia�a to wszystko z u�miechem; Jason mimo woli odwzajemni� u�miech. � Z tym pierwszym stwierdzeniem musz� si� zgodzi�. Co do drugiego, wola�bym si� wstrzyma�. I co teraz? Kobieta trzyma�a w d�oniach metalow� bransolet�. Zbli�y�a si� do Jasona, podaj�c j� wyci�gni�tymi r�kami, jakby to by� jaki� niezwyk�y dar. � Najpierw prosz� to za�o�y� � powiedzia�a. � Potem zaprowadz� pana do samego szefa. Uj�a d�o� Jasona i zapi�a bransolet� na jego nadgarstku. � A co to takiego, u diab�a? � spyta� Jason, jakby dopiero teraz odzyska� g�os. Roze�mia�a si�. By� to gard�owy, przyjemny �miech. � To taki elektroniczny gad�et, kt�ry pozwoli panu przechodzi� przez drzwi i umo�liwi dost�p do wi�kszo�ci pomieszcze�. Mam u siebie syjamskiego kota z obr�k� wyposa�on� w podobny mikroprocesor. Dzi�ki temu mo�e wchodzi� do domu przez klapk�, a �cigaj�ce go bezpa�skie psy nabijaj� sobie o ni� guzy. Podnios�a r�k�. � Ja nosz� podobn�, tak jak wszyscy tutaj. Chod�my ju�, doktorze Keen. Jason poszed� za ni�, gdy� wydawa�o si� to ca�kiem naturalne. Znale�li si� w d�ugim, szerokim korytarzu o kremowych �cianach i suficie wysadzanym �wiate�kami; Jason zna� ju� ten wystr�j z pokoju, w kt�rym si� obudzi�. Pod�og� znaczy�y r�nobarwne pasy: niebieski, zielony, czerwony i ��ty. Niemal dok�adnie takie same jak w jego szpitalu, gdzie mia�y u�atwia� orientacj� w budynku. Zauwa�y�, �e bransoleta przewodniczki nosi na sobie wszystkie kolory widoczne na pod�odze. Jego natomiast mia�a tylko niebieski. � Gdzie ja jestem, do jasnej cholery?! Kobieta zwr�ci�a ku niemu g�ow�. � Znajduje si� pan w Narodowej Agencji Zasob�w Ludzkich, w skr�cie NAZL. Jason zatrzyma� si� raptownie. Kobieta zrobi�a jeszcze kilka krok�w, po czym odwr�ci�a si�, by spojrze� na jego zdumion� twarz. � M�wi pani serio? � spyta�. � Jak najbardziej. Powoli potrz�sn�� g�ow�. � Znam t� agencj�. To instytucja rz�dowa, �ci�le wsp�pracuj�ca z NASA. Kobieta skin�a g�ow�. � Tak, czasami wsp�pracujemy z NASA, ale nie pracujemy dla nich. Jeste�my niezale�ni. Jason pr�bowa� zrozumie� to, co us�ysza�. � Ale� ja mia�em ju� do czynienia z NAZL. � Tak, doktorze Keen. Trzy lata temu. Sporz�dzi� pan dla nas ekspertyz� reakcji neurochirurgicznych organizmu przebywaj�cego d�u�szy czas w warunkach niewa�ko�ci. Zdaje si�, �e zap�acili�my panu dziesi�� tysi�cy dolar�w. Wykona� pan doskona�� robot�. Jason nadal zmaga� si� z my�lami. � Nie rozumiem... Dlaczego zosta�em porwany? � O to musi pan spyta� Admira�a � odpar�a cicho. � Admira�a? � Tak, szefa agencji. Jest nim admira� Ralf Ravensburg. Dopiero teraz Jason ruszy� powoli przed siebie. � S�ysza�em o nim. Pracuje dla tego cholernego rz�du federalnego. � Wszyscy dla niego pracujemy � potwierdzi�a przewodniczka. Jason nie mia� pomys�u, co dalej powiedzie�. Doszli do drzwi windy. Kobieta nacisn�a guzik i czeka�a. � Gdzie jeste�my? � spyta� wreszcie Jason. � W p�nocno-wschodniej cz�ci stanu Tennessee � odpar�a. � Oko�o stu kilometr�w na po�udniowy wsch�d od Nashville. Znajdujemy si� na najni�szym, ca�kowicie zabezpieczonym poziomie. G�rny poziom to pokryte bluszczem budynki, rozmieszczone w�r�d drzew. Przypominaj� uniwersytecki kampus. W�a�nie tam wykonujemy zlecenia dla NASA, takie jak badania przep�ywu p�l magnetycznych, eksperymenty dietetyczne oraz te zwi�zane z terapi� po d�ugim przebywaniu w warunkach niewa�ko�ci. Drzwi windy otwar�y si�. Weszli do �rodka. � A co robicie na najni�szym poziomie? Kobieta odwr�ci�a si� do Jasona. Nie u�miecha�a si� ju�. � To wyja�ni panu sam Admira�. Gabinet z powodzeniem m�g�by s�u�y� prezesowi mi�dzynarodowego koncernu lub szefowi agencji rz�dowej o nieograniczonych funduszach. Kobieta wprowadzi�a Jasona do �rodka i zamkn�a drzwi. Akwarium po lewej stronie mieni�o si� dziesi�tkami kolorowych rybek; na pod�odze rozpo�ciera� si� gruby dywan, a �cian� po prawej stronie zdobi� szereg du�ych wsp�czesnych obraz�w. Za szerokim mahoniowym biurkiem siedzia� m�czyzna, kt�ry wygl�da� jak skrzy�owanie staro�wieckiego d�entelmena z Po�udnia i zawodowego futbolisty na emeryturze: d�ugie bia�e w�osy, takie same w�sy i kozia br�dka zwisaj�ca nad pot�nym torsem z wyra�nie widocznymi oznakami staro�ci. Z lewej strony biurka le�a� pi�kny, nienagannie utrzymany chart afga�ski. Zar�wno m�czyzna, jak i pies obserwowali przybysza z zainteresowaniem. M�czyzna wsta�. � Witam pana, doktorze Keen. Szczerze �a�uj�, �e musieli�my uciec si� do takich metod, �eby pana sprowadzi�, i mam nadziej�, �e w swoim czasie zrozumie pan, i� by�y konieczne. Przepraszam r�wnie� za pana Baylissa. Czasami zdaje mu si�, �e gra w kryminale klasy B. Od tej pory b�dziemy pana traktowa� z szacunkiem. Jason przeni�s� wzrok z m�czyzny na psa. Nast�pnie zbli�y� si� do biurka i wskaza� palcem konsol� telefonu. � W takim razie prosz� mi pozwoli� zadzwoni� do �ony i poinformowa� j�, �e list, kt�ry otrzyma�a, to fa�szerstwo. M�czyzna wskaza� mu krzes�o. � To niemo�liwe. Ani teraz, ani w przysz�o�ci. Prosz� usi���, doktorze Keen. Za chwil� wszystko stanie si� dla pana jasne. Jason nie mia� powodu, �eby nie usi���. Admira� skin�� g�ow�. � Zasili� pan, jakkolwiek nie�wiadomie, szeregi agencji federalnej, kt�rej znaczenie trudno przeceni�. Jak ogromne jest to znaczenie, zrozumie pan ju� niebawem. Wtedy osobi�cie zapoznam pana z dalszymi planami. Admira� przycisn�� guzik na konsoli. Po kilku sekundach otwar�y si� drzwi i stan�� w nich m�czyzna. Jason rozpozna� go natychmiast. Osiem lat temu na Harvardzie ucz�szcza� na wyk�ady tego cz�owieka. By� nim profesor Adam Maitland, najwybitniejszy genetyk w kraju, kt�ry wkr�tce potem odszed� na emerytur� i znikn�� z pola widzenia. � Panowie si� znaj�, jak s�dz�. Profesor przywita� Jasona skinieniem g�owy. By� to niski m�czyzna o ptasiej twarzy w wieku oko�o sze��dziesi�ciu pi�ciu lat. Usiad� na krze�le obok Jasona. Admira� nacisn�� drugi guzik. � Prosz� si� przyjrze� ekranom nad moj� g�ow�, doktorze Keen. P�niej b�dzie mia� pan okazj� porozmawia� z profesorem Maitlandem o tym, co pan zobaczy�. Wzi�� w praw� r�k� pilota i obr�ci� si� na krze�le. Trzy ekrany w �cianie zapali�y si�. Ka�dy mia� oko�o dw�ch metr�w kwadratowych powierzchni; Jason nigdy nie widzia� r�wnie jasnych i wyra�nych obraz�w. Przez kilka minut obserwowa� je, po czym powoli wsta�. Nie odrywaj�c oczu od ekran�w, jak zahipnotyzowany okr��y� biurko. Przez pi�� minut w pomieszczeniu panowa�a absolutna cisza. � Uruchomi� teraz sekwencj� obraz�w ultrasonograficznych. Na ekranie po lewej stronie ukaza�o si� zdj�cie rentgenowskie. Ekran po prawej stronie pokaza� tr�jwymiarowe prze�wietlenie tu�owia, za� �rodkowy � zapis obrazu ultrasonograficznego. Jason skupi� wzrok na tym w�a�nie ekranie. Obserwowa� narz�dy wewn�trzne i ruch p�yn�w ustrojowych. Nast�pnie przeni�s� wzrok na obraz m�zgu i momentalnie zrozumia�, dlaczego znalaz� si� w NAZL. Na m�zgu pi�trzy� si� guz, niez�o�liwy, lecz w d�u�szej perspektywie �miertelny. Nale�a�o go usun��, bo w przeciwnym razie wszystkie osi�gni�cia agencji posz�yby na marne. Jason by� jednym z pionier�w tego rodzaju operacji. Us�ysza� klikni�cie; ekrany zgas�y. Jason odwr�ci�