4543
Szczegóły |
Tytuł |
4543 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4543 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4543 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4543 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JACEK SAWASZKIEWICZ - MISTYFIKACJE
- RAPORT
- GUZIK
- PO�EGNANIE
- �YCIE RODZINNE
- PRAWDA
Mistyfikacje
I. Pi�� miesi�cy temu
Pi�� miesi�cy temu przebywa�em poza krajem, w Pretorii, gdzie Przedstawiciele Rady Bezpiecze�stwa ONZ konferowali z przedstawicielami Aliansu Po�udniowoafryka�skiego. Nie by�a to pierwsza konferencja tych przedstawicieli, �wiat bowiem od dawna niepokoi� si� militaryzacj� pa�stw, kt�re zawar�y wspomniany Alians. Tym razem jednak omawiano nie tyle kwesti� budowy baz wojskowych, co ich uzbrojenia w maszyny bojowe �Blow", przystosowane do lot�w orbitalnych. Pa�stwa wchodz�ce w sk�ad Aliansu Po�udniowoafryka�skiego zakupi�y trzydzie�ci siedem maszyn tego typu i �ami�c konwencje mi�dzynarodowe wyposa�y�y je w dzia�a, kt�rych konstrukcja wzorowana by�a na konstrukcji japo�skich �Hikari" � okrytych ponur� s�aw� i obj�tych �cis�ym zakazem produkcji i stosowania. Do Pretorii polecia�em na koszt w�asny, nie korzystaj�c z fundusz�w wyjazdowych korespondenta prasowego. Mia�o to t� dobr� stron�, �e nie musia�em wysy�a� do Decksance cotygodniowych sprawozda� z przebiegu konferencji, i t� z��, �e z braku akredytacji praktycznie skazany by�em na �ask� i nie�ask� informator�w z kr�gu os�b uczestnicz�cych w rozmowach kuluarowych. Lec�c do Pretorii liczy�em wi�c przede wszystkim na sw�j w�ch, a tak�e na swobod� dzia�ania, co jednak wybito mi z g�owy bardzo szybko, ju� na lotnisku, gdzie celnicy czy te� funkcjonariusze bezpieki zabrali w depozyt m�j prywatny radiowifon i gdzie poinformowano mnie, �e cudzoziemcom nie wolno wyrusza� poza miasto bez zezwolenia w�adz municypalnych. Na og� zatem przesiadywa�em w hotelu trawi�c czas na lekturze miejscowych dziennik�w albo kr�ci�em si� w pobli�u biur agendy ONZ, zw�aszcza przed gmachem g��wnym, w kt�rego holu �wietlna gazeta podawa�a na bie��co komunikaty o dotychczasowych wynikach konferencji � w spos�b zreszt� nader ogl�dny. Mierne to by�y wyniki, tak mierne, jak zawi�a by�a forma komunikat�w o nich; oficjalne �rodki masowego przekazu milcza�y ponadto o samej atmosferze obrad. Nie zanosi�o si� na �adn� sensacj�, nic nie wskazywa�o nawet na rych�e rozstrzygni�cie spornych kwestii, tote� nudzi�em si� okrutnie. Wiedzia�em, na przyk�adzie poprzednich, �e pertraktacje przedstawicieli Rady Bezpiecze�stwa ONZ z przedstawicielami Aliansu Po�udniowoafryka�skiego utkn� na martwym punkcie, mimo to nie mog�em zdecydowa� si� na wyjazd z Pretorii. Dopiero
telefoniczna rozmowa z Elie sk�oni�a mnie do powrotu. I to
nag�ego.
Z Elie rozmawia�em przez aparat pami�taj�cy poczciwy,
dwudziesty wiek i nie widzia�em jej twarzy, ale gdy moja
�ona otworzy�a usta, zorientowa�em si�, �e sprawa jest
powa�na.
� Ju� straci�am nadziej� � powiedzia�a. � Ten hotel jest dziewi�tnastym, do kt�rego dzwoni�. � Us�ysza�em, jak prze�yka �lin�. � Seymour, czy m�g�by� przylecie� do Decksance jeszcze dzisiaj ?
Natychmiast udzieli�o mi si� jej zdenerwowanie. Przej�ty, niemniej rad, �e oto mam pretekst do opuszczenia tego ma�o go�cinnego kraju, zerkn��em odruchowo na zegarek.
� Musia�bym to sprawdzi� z rozk�adem lot�w. By� kwadrans po �smej i gdybym do po�udnia z�apa� samolot, przed p�noc� dotar�bym do domu.
� Poczekaj chwil�... � zacz��em. Elie przerwa�a mi.
� Przepraszam za ten alarm � powiedzia�a jakby spokojniej. � Jestem troch� roztrz�siona. Przez ca�� noc nie zmru�y�am oka.
� A co si� w og�le sta�o? � zapyta�em. Nie od razu odpowiedzia�a.
� Najgorsze jest ju� za nami � westchn�a. � Seymour, nie chcia�abym, �eby� z kolei ty zacz�� si� denerwowa�. Zend utrzymuje, �e najdalej za tydzie� Albert b�dzie...
� Albert! � rzuci�em do s�uchawki. � Mia� wypadek?!
� W�a�ciwie to nic gro�nego. Jest ju� po operacji i zdaniem Zenda za tydzie� pobije rekord �yciowy na tym torze przeszk�d.
Tor przeszk�d to by�o wtedy nowe szale�stwo Alberta i jego kole�k�w. Od pocz�tku ferii szkolnych ch�opcy urz�dzali sobie zawody sportowe w Parku Winstona Churchilla, ustanawiaj�c w�asne rekordy sprawno�ci, zr�czno�ci, wytrzyma�o�ci i czego� tam jeszcze. Zwykle z tych zawod�w Albert wraca� pot�uczony, z siniakami, czasem z rozdart� odzie��. Kiedy� poszed�em zobaczy� �w tor i na widok karko�omnych wyczyn�w mojego syna �cierp�a mi sk�ra. Przed swoim odlotem do Pretorii radzi�em Elie, �eby zwr�ci�a baczniejsz� uwag� na to, w jaki spos�b Albert sp�dza wolny czas, ale ona oczywi�cie zbagatelizowa�a t� rad�.
� Jest po operacji i za tydzie� pobije rekord? � zawo�a�em dramatycznie. � W tydzie� po operacji nikomu nie uda�o si� pobi� �adnego rekordu, chyba �e masz na my�li rekord w nape�nianiu basenu.
� �ci�le bior�c, to nie by�a operacja �odpar�a Elie. � Zend m�wi, �e to by� zwyk�y zabieg.
� On nazywa zwyk�ym zabiegiem nawet transplantacj�
ludzkiej g�owy.
� Seymour � g�os mojej �ony zabrzmia� teraz potulnie nie masz si� czym przejmowa�. Ju� jest wszystko w porz�dku.
�achn��em si� w duchu. Nigdy nie zrozumiem matek, kt�re bez krzty wyobra�ni i nadzoru pozwalaj� swoim dzieciom hula� po wertepach, a kiedy ich pociecha nabije sobie guza czy zadrapie sk�r� na kolanie, rw� w�osy, dostaj� histerii, spazmuj� i wpadaj� w skrajn� rozpacz, �eby wreszcie � po zaalarmowaniu s�u�by porz�dkowej, pogotowia ratunkowego, stra�y po�arnej i po oddaniu szczeniaka pod opiek� czo��wki europejskich chirurg�w � uspokaja� tych wszystkich z otoczenia, co do ko�ca nie stracili g�owy i od pocz�tku z rozwag� i zimn� krwi� starali si� pom�c jej dziecku oraz jej samej. Tylko �e ja akurat nie zalicza�em si� do nich.
� Mo�e mi jednak powiesz, co si� sta�o? � spyta�em �ciskaj�c w r�kach s�uchawk�.
� Jaka� fabryczna wada stymulatora � odrzek�a Elie jednym tchem � wykryli arytmi� i Zend inplantowa� Albertowi nowe serce.
Wci�� �ciskaj�c s�uchawk� si�gn��em woln� r�k� do pokojowej ko�c�wki komputera i po��czy�em si� z informacj�.
� Za dwie godziny mam samolot do Hounslow � powiedzia�em. � Tam przesi�d� si� na poci�g i o dwudziestej drugiej b�d� w Decksance.
II. Nazajutrz po moim powrocie
Nazajutrz po moim powrocie do domu � by�o to przed czterema miesi�cami � zatelefonowa� do nas doktor Zend i doni�s�, �e stan Alberta nie budzi najmniejszych obaw i �e po po�udniu mo�emy przyjecha� do szpitala, by z�o�y� synowi kr�tk� wizyt�.
� B�dzie le�a� pod kloszem � uprzedzi� nas. � Na wszelki
wypadek przetrzymamy go troch� w immunodepresorze,
chocia� to zbyteczne.
Z ekranu wideofonu Zend u�miecha� si� do mnie
promiennie.
� Przeczyta�em tw�j reporta� � powiedzia� nagle. � Podoba mi si�, ale jakby mnie zasmuci�. Bo uprzytomni� mi,
�e mam skleroz�. Daj� s�owo, nie mog� sobie przypomnie�, �ebym ogl�da� twoje p�kni�te �ebra i uszkodzon� torebk� stawow� prawego �okcia. No c�, starzej� si� � doda�. � Do zobaczenia. I przerwa� po��czenie.
� O czym on m�wi�? � spyta�a Elie.
� Nie mam poj�cia � odrzek�em zgodnie z prawd�.
� P�kni�te �ebra? Torebka stawowa? Wzruszy�em ramionami.
� Co� mu si� pomyli�o. On chyba naprawd� ma skleroz�. Zend jednak niczego nie pomyli�. Przekona�em si� o tym zaraz po �niadaniu, gdy poszed�em do swego gabinetu, aby pomedytowa� o perspektywach dalszego dialogu mi�dzy przedstawicielami Rady Bezpiecze�stwa ONZ a przedstawicielami Aliansu Po�udniowoafryka�skiego, i gdy odby�em drug� tego przedpo�udnia wideofoniczn� rozmow�, tym razem ju� nie z doktorem Zendem. Zamierza�em skontaktowa� si� ze znajomym dziennikarzem, afrykanist� i politologiem, by�ym korespondentem wojennym, lecz nim znalaz�em w spisie jego numer, nieoczekiwanie zaterkota� wideofon. Machinalnie wdusi�em klawisz wy��cznika i ekran aparatu ozdobi�a twarz m�odej z wygl�du kobiety, kt�ra powiedzia�a z werw�:
� Dzie� dobry. Czy to mieszkanie pana Seymoura Lutza?
� Dzie� dobry � odrzek�em. � Tak, to moje mieszkanie. Zawaha�a si� kr�tko.
� Pan Lutz? � spyta�a. � Seymour Lutz?
� Tak.
T� twarz na ekranie, twarz bezsprzecznie pi�kn�, okrasi�
drwi�co-zalotny u�miech.
� Dzwoni� do pana, bo chc� wreszcie zobaczy� faceta, z kt�rym niedawno jad�am kolacj� w �Elaborate". Przyjrza�em si� tej kobiecie. Nie kojarzy�a mi si� z nikim i z niczym.
� Pani ze mn�? Kolacj�?
W jej u�miechu pozosta�a ju� tylko drwina.
� Mhm � potwierdzi�a. � Podano nam wtedy �briquose", chocia� ja tego nie pami�tam. Ale pan powinien.
� Nie rozumiem � odpar�em. Rzeczywi�cie nie rozumia�em.
� C� to � moja rozm�wczyni podnios�a g�os � pan mnie nie poznaje? Jestem Natalia Anzengruber. Odchrz�kn��em z zak�opotaniem.
� Pani wybaczy, ale to nazwisko nic mi nie m�wi. U�miech zgas� na tej pi�knej twarzy.
� Doprawdy? � spyta�a pani Anzengruber. Zabrzmia�o to jak okrzyk: �Co� takiego!" �Nic panu nie m�wi moje nazwisko. Ale to panu nie przeszkodzi�o pos�u�y� si� moim nazwiskiem w tym... w tym, po�al si� Bo�e reporta�u. Zrobi�em w my�lach pobie�ny rachunek dziennikarskiego sumienia, przetrz�saj�c sw�j dotychczasowy, sk�din�d skromny dorobek tw�rczy. Nazwisko Anzengruber by�o dla mnie nadal pustym d�wi�kiem.
�� Pani z pewno�ci� pomyli�a mnie z kim� innym � stwierdzi�em ostro�nie. � To na pewno jaka� pomy�ka.
� Pomy�ka! Co za bezczelno��! Z jej du�ych, l�ni�cych oczu sypn�y si� skry. Niegdy� s�dzi�em, �e �skry sypi�ce si� z oczu" to wdzi�czna forma zwrotu literackiego, kt�ry oznacza kobiec� pasj� lub furi�. Od tamtego dnia zmieni�em zdanie.
� Czy panu si� wydaje, �e ja jestem idiotk�! � kontynuowa�a ta kobieta. � �e mo�na ze mnie... �e ja... � na moment j� zatka�o. � No, cholera! W ka�dym razie diabelnie si� pan myli, m�j panie. Dam panu cenn� rad�:
niech pan czym pr�dzej wynajmie dobrego adwokata.
� Pani mnie oskar�a... Wpad�a mi w s�owo.
� Oskar�am pana o znies�awienie i przysi�gam, �e nie puszcz� tego p�azem. Za kogo pan si� uwa�a? Wi�c ja przylecia�am do Decksance na pierwsze skinienie wielkiego Seymoura Lutza, tak? Przylecia�am ledwie nie gubi�c po drodze but�w, �eby zje�� z nim kolacj� i z uwielbieniem patrze� w jego oblicze! Zrobi� pan ze mnie stare, stukni�te, rozegzaltowane i zdziecinnia�e babsko, mimo �e nie widzia� mnie pan na oczy.
Nie bardzo nad��a�em za tokiem jej wypowiedzi, tote� kiedy przerwa�a, wtr�ci�em nie�mia�o:
� Je�eli mam by� oskar�ony, to prawdopodobnie na podstawie jakich� dowod�w?
� Prosz�! � Na chwil� ekran aparatu wype�ni�a strona tytu�owa opas�ego czasopisma, kt�rym pani Anzengruber potrz�sa�a energicznie. � Ta szmata wychodzi chyba w stu tysi�cach egzemplarzy? Czy wystarczy panu sto tysi�cy dowod�w?
By� to �Scientific News", m�j � �e tak powiem � macierzysty tygodnik, jeden z tych jego numer�w, kt�re si� ukaza�y, gdy przebywa�em w Pretorii. Si�� faktu nie zna�em jego zawarto�ci, co wzbudzi�o we mnie niejasne podejrzenia. Jest w naszej redakcji reporter, Arthur Portman, cz�owiek o do�� osobliwym poczuciu humoru. Swymi � co tu
ukrywa� � kontrowersyjnymi kawa�ami niejednokrotnie napyta� kolegom biedy i sam �ci�gn�� na siebie mn�stwo nieprzyjemno�ci, wszelako nie powstrzymywa�o go to od dalszego robienia r�norodnych szpas�w. Nieomal zobaczy�em figlarn� min� Arthura Portmana s�uchaj�c pani, Anzengruber, kt�ra ci�gn�a krzykliwie i odrobin� bez�adnie:
� Co pan mo�e wiedzie� o mnie i o Douglasie? Ten pa�ski informator te� mi zap�aci. I kto pana upowa�ni� do grzebania w mojej przesz�o�ci? Jest pan ma�ym oszustem, dziennikarskim wyp�dkiem, n�dznym gryzipi�rkiem, kt�ry oczernia ludzi i czuje si� bezkarny. Ale wszystko ma swoje granice, m�j panie! Je�eli ceni pan sobie karier� zawodow�, to �al mi pana. I niech pan zapami�ta: wcale nie mam zwyczaju, jak to pan napisa�, marszczy� noska i mizdrzy� si� do m�czyzn!
Ja za� nie mia�em ochoty s�ucha� dalej tych inwektyw. Uderzeniem palca w klawisz aparatu usun��em z ekranu roztrajkotan� pani� Anzengruber, po czym przenios�em ze stolika na biurko stos czasopism, kt�re Elie odk�ada�a dla mnie podczas mojego pobytu w Pretorii, i odszuka�em numery �Scientific News". W ostatnim numerze redakcja opublikowa�a reporta� pod tytu�em �Admira� Douglas Westrex" podpisany � zdumiewaj�ce � moim nazwiskiem. To nie by�a pomy�ka korekty; tre�� tego reporta�u �wiadczy�a, �e kto� umy�lnie, z wyrachowaniem dopu�ci� si� mistyfikacji. I na pewno nie by�a to robota Arthura Portmana: on zna granice.
W trakcie lektury �Admira�a" sta� si� dla mnie oczywisty sens dygresji doktora Zenda. Uzna�em te� za uzasadnion� irytacj� pani Anzengruber i przyj��em, �e wypada spodziewa� si� nast�pnych tego rodzaju protest�w. Oburzony si�gn��em do wideofonu, aby zadzwoni� do redakcji i poprzestawia� tam wszystkich ��cznie z naczelnym (cho�by za cen� mojej wsp�pracy ze �Scientific News"), tymczasem jednak aparat zn�w zaterkota�.
Po przeczytaniu reporta�u �Admira� Douglas Westrex" mo�na by wysnu� wniosek, �e Roya Salaza, by�ego oficera Royal Cosmos Force, zna�em przynajmniej z widzenia. W istocie ledwie o nim s�ysza�em, mimo to, kiedy na ekranie wideofonu zobaczy�em czarn� czupryn� i br�zowe, sko�ne oczy, domy�li�em si�, �e to on.
� Pan Seymour Lutz? � zapyta�.
� Pan Roy Salaz? � odpowiedzia�em pytaniem. Kiwn�� g�ow� i jego w�osy zal�ni�y granatowo.
� Tak. Przepraszam, �e pana niepokoj�, ale w�a�nie zapozna�em si� z pa�skim reporta�em...
� Rozumiem � wtr�ci�em. � Tylko �e to nie ja napisa�em ten reporta�.
Roy Salaz zacisn�� pe�ne wargi. Anonimowy autor �Admira�a" musia� zna� ten jego zwyczaj.
� Nie pan? W redakcji �Scientific News" nie zaprzeczyli jednak...
� Mo�liwe; nie wiem, co si� u nich dzieje, bo przesz�o miesi�c by�em poza krajem. Jedno nie ulega w�tpliwo�ci:
kto� ordynarnie pos�u�y� si� moim nazwiskiem. Wol� pana o tym uprzedzi�, zanim wyst�pi pan z pretensjami. Zas�pi� si�. Zreszt� od pocz�tku tej rozmowy wygl�da� na stroskanego.
� Pretensje? � powt�rzy�. � Nie, nie. Nie mia�em tego zamiaru. Chocia� nie lubi�, jak mi si� przypisuje cudze s�dy.
� Jeste�my wi�c w analogicznej sytuacji. Zar�czam panu, �e niezw�ocznie b�d� interweniowa� i �e redakcja zamie�ci stosowne sprostowanie.
Ponownie zacisn�� wargi rozwa�aj�c co� w my�lach. Wyraz troski nie znika� z jego twarzy. A mo�e by� to wyraz zadumy.
� Sprostowanie, tak, tak � rzek� z roztargnieniem. � Pan, naturalnie, zna tre�� tego reporta�u?
� Przed chwil� sko�czy�em go czyta� � odpar�em. Przerzuci�em kartki otwartego numeru �Scientific News" i odnalaz�em rozdzia� traktuj�cy o rzekomo mojej pogaw�dce z Royem Salazem. � Uczciwie m�wi�c przeczyta�em go pobie�nie. Nie mog�em skupi� si� nad nim, to wszystko zbyt mnie wzburzy�o.
� Pan kogo� podejrzewa?
� Nie, ale mam nadziej�, �e redakcja udzieli mi wyja�nie�.
� A je�eli nie udzieli ich panu?
Rozdra�niony zab�bni�em palcami po blacie biurka.
� Pa�ska dawna znajoma � powiedzia�em � pani Natalia
Anzengruber, o kt�rej tak�e jest mowa w tym reporta�u,
zagrozi�a przed godzin�, �e wytoczy mi proces
o znies�awienie. Je�eli wi�c redakcja nie udzieli wyja�nie�
mnie, b�dzie musia�a udzieli� ich s�dowi.
Roy Salaz zmru�y� swoje sko�ne oczy.
� Albo wyp�aci Natalii odszkodowanie i ca�� spraw� zatuszuje.
� Niech pan nie zapomina, �e ja jestem jednak najbardziej poszkodowany i �e to g��wnie mnie nale�y si� rekompensata.
Nieznacznie wykrzywi� usta.
� Z panem prawdopodobnie nie b�d� si� liczy�. Te jego s�owa i lekcewa��ca mina dotkn�y mnie do �ywego. I mi�dzy innymi one nada�y kierunek mojemu dzia�aniu � jak to trzy miesi�ce p�niej w podziemiach gmachu RCF u�wiadomi� mi Milady. Tymczasem zamilk�em ura�ony, Roy Salaz za� stwierdzi� oboj�tnie:
� Zatem pan nie zna autora reporta�u.
� Natomiast on zna pana dobrze � odrzek�em � je�eli uwzgl�dni� to, co o panu napisa�. Roy Salaz potrz�sn�� g�ow�.
� Nie, nie � powiedzia� ze znu�eniem. � To m�g� napisa� ka�dy. Ka�dy, kto si� otar� o Admiralicj� erceefu. Tych kilka fakt�w nie stanowi �adnej tajemnicy. Tragedia tamtego doku kosmicznego by�a powszechnie znana. M�j wyjazd do Afryki odby� si� w ramach oficjalnej rotacji obserwator�w wojennych. Stenogramy moich zezna� w toku procesu archiwi�ci z Prokuratury Royal Cosmos Force udost�pni� byle p�takowi. A historia mojego ma��e�stwa z Barbar�..., pan wybaczy, ale gdybym ju� zechcia� j� komu� opowiedzie�, nie opowiedzia�bym jej w tak ckliwy spos�b. Generalnie bior�c, wszystko, co mnie dotyczy, jest w tym reporta�u przeinaczone i podszyte fa�szem. � Przeci�gn�� d�oni� po twarzy. � Zastanawiam si� nad czym� innym. Jaki cel przy�wieca� temu en-en-en?
Ja jeszcze nie zd��y�em zastanowi� si� nad tym. Czytaj�c �Admira�a" skonstatowa�em tylko, �e napisano go na�laduj�c m�j styl dosy� udatnie � co zirytowa�o mnie do reszty, a jedyne pytania, kt�re sobie zadawa�em, mia�y charakter prywatny: kto i dlaczego podszy� si� pod moje nazwisko i czym wyt�umaczy� post�powanie redakcji �Scientific News"? W pierwszym odruchu oburzenia � i jest to chyba normalne � nie zwraca�em uwagi na stron� merytoryczn� utworu, na wyd�wi�k �Admira�a Douglasa Westrexa" i na intencje jego autora.
� On we wst�pie zapowiada � podj�� Roy Salaz � �e jego reporta� jest pr�b� �wyja�nienia zagadkowego marazmu, w kt�ry swego czasu na szereg lat popad�a Admiralicja, a z ni� Si�y". To dziennikarskie faryzeuszostwo. Bo mamy tu do czynienia z peanem na cze�� by�ego szefa erceefu. Dziennikarz niby gani Westrexa, jest mu niech�tny, staje w opozycji do niego. �eby za� uprawdopodobni� t� swoj� przybran� w literack� form� opini�, wyra�a j� w subtelny, zawoalowany spos�b. Ten przewrotny zabieg pozwala mu wykaza�, �e jest wi�cej ni� bezstronny, �e jest wr�cz
nastawiony krytycznie, pozwala mu si� odci�� od wyg�aszanych przez jego rozm�wc�w opinii, z kt�rych ju� ' bez cienia �enady wznosi cok� pod pomnik Douglasa Westrexa: herosa, samotnego kowboja, jedynego
sprawiedliwego.
Przebieg�em my�l� tre�� reporta�u i nie mog�em si� z Royem Salazem nie zgodzi�. Mi�� niespodziank� sprawi�a mi jego _. przenikliwo�� tak nietypowa dla niekt�rych oficer�w Royal
Cosmos Force.
� Owszem � powiedzia�em. � Ja te� mam wra�enie, �e jest
to epitafium. Roy Salaz poruszy� si� na ekranie.
� W ka�dym b�d� razie � podsumowa� � rzecz zosta�a napisana na zam�wienie. Przez kogo� ma�o miarodajnego albo tendencyjnie zniekszta�caj�cego �wczesn� rzeczywisto��. Bo ukazane w reporta�u wp�ywy rewolucji informatycznej na redukcj� Si� s� przesadnie wyolbrzymione. Wdali�my si� w dyskusj� o rzetelno�ci dziennikarzy. Pomin� j� tutaj, albowiem by�a to dyskusja akademicka. Troch� zm�czony czczym strz�pieniem j�zyka po�egna�em Roya Salaza i zadzwoni�em do �Sdentific News". Zg�osi�a si� Lotta Burner, kierowniczka sekretariatu redaktora naczelnego, kobieta rzeczowa, dok�adna i urodziwa, lecz ch�odna w obej�ciu i nieprzyst�pna.
� Nie ma go � poinformowa�a mnie z zawodow� Uprzejmo�ci�, gdy zapyta�em j� o szefa. � B�dzie po
po�udniu.
Chwil� waha�em si� przed nast�pnym pytaniem, a ona czeka�a spokojnie, gotowa natychmiast przyj�� mi z pomoc�, gdybym takiej potrzebowa�.
� Prosz� mi powiedzie�, kto dostarczy� do redakcji maszynopis �Admira�a Douglasa Westrexa"?
� Pan, panie Lutz.
� Ja?
� Tak przypuszczam � odpar�a bez zaj�knienia, cho� moje niedowierzanie powinno wyda� si� jej co najmniej dziwne. � Jest pan autorem tego reporta�u, czy� nie?
� Ma pani go pod r�k�? To znaczy ten maszynopis. Chcia�bym wiedzie�, czy figuruje na nim moje nazwisko.
� Sekund�. Chyba jeszcze nie przes�ano tej teczki do
archiwum.
Znikn�a, aby zaraz pojawi� si� znowu. Usiad�a pochylona,
z przekrzywion� na bok g�ow�. Us�ysza�em szelest
przewracanych kartek.
� �Admira� Douglas Westrex". � G�os panny Bumer
za�ama� si� lekko, kiedy odczytywa�a tytu�. � Tak, jest pa�skie nazwisko, ale dopisane r�cznie, d�ugopisem. Poznaj� pismo naczelnego.
� Jest pani pewna?
� Oczywi�cie mog� si� myli�. Ale charakter pisma swojego
szefa znam do�� dobrze.
Westchn��em g�o�no, tak g�o�no, �e prawie teatralnie.
� Wi�c on b�dzie po po�udniu?
� Mi�dzy dwunast� a trzynast� ma woln� godzin�. Czy mam mu co� przekaza�, gdyby wr�ci� wcze�niej ?
� Tylko uk�ony i to, �e nie ja jestem autorem tego reporta�u. Stawi� si� o dwunastej.
ffl. W redakcji
W redakcji by�em punktualnie. Przed wyj�ciem z domu zostawi�em na stole w salonie karteczk� dla �ony z informacj�, dok�d jad�. Elie po�o�y�a si� wnet po �niadaniu, by odespa� noc, kt�r� sp�dzi�a z torebk� orzeszk�w ziemnych na kolanach, w fotelu przed telewizorem, poniewa� nie mog�a zasn��, a zasn�� nie mog�a dlatego, �e poprzedniego dnia, kiedy lecia�em samolotem z Pretorii do kraju, uci�a sobie o�miogodzinn� drzemk� odsypiaj�c wcze�niej zarwan� noc, pierwsz� po tym wypadku z Albertem.
Panna Lotta Burner zaanonsowa�a mnie i za pomoc� przycisku na konsolce otworzy�a przede mn� rozsuwane drzwi do gabinetu redaktora naczelnego. Terence sta� ty�em do mnie, przy biurku, nad teczk� zawieraj�c� maszynopisy utwor�w zamieszczonych w ostatnim numerze �Scientific News", sprawc� tych nieporozumie�.
� Prosz�, prosz� � mrukn�� zach�caj�co i z plikiem papier�w w r�kach obszed� biurko, aby zapa�� w sw�j obrotowy fotel. � Siadaj.
Usiad�em. Terence nadal trzymaj�c przed sob� wy�owiony z teczki maszynopis popatrzy� na mnie z zainteresowaniem.
� Dzi�kuj�, �e� nas o tym zawiadomi� � powiedzia�. � Szkoda tylko, �e nie przed tygodniem; wtedy zd��yliby�my wprowadzi� korekt�.
� Przebywa�em poza krajem � usprawiedliwi�em si�. � W Decksance jestem dopiero od dw�ch dni.
� Ach, prawda. By�e� w Pretorii?
� Ano by�em, i . . �
� Nie pytam, jak ci si� powiod�o, bo mamy tam Glema.
Za�atwili�my mu kart� akredytacyjn�, a on z wdzi�czno�ci, zamiast korespondencji, dzie� w dzie� przesy�a nam dalekopisem niecenzuralne �yczenia. Ale kto� musi tam siedzie�. Jedyne, co redakcja mo�e dla ciebie zrobi�, Seymour, to wyp�aci� ci diety.
� Nie � zaprotestowa�em � dzi�kuj� ci, to by� m�j prywatny wypad. Ponios�em ryzyko zawodowe i koszty w�asne, zreszt� nie tak wielkie. Nie ma o czym m�wi�. Pom�wmy lepiej o �Admirale".
� No w�a�nie � przez biurko poda� mi maszynopis. � Przejrzyj to.
Maszynopis jak maszynopis, nie wyr�nia� si� niczym szczeg�lnym. Wzorem powszechnie obowi�zuj�cych norm mia� stosowny margines oraz interlinie. Tytu� jednak napisany zosta� du�ymi literami i spacj�, a wi�c w spos�b rzadko praktykowany przez innych autor�w, przeze mnie za� ka�dorazowo � czy by�a po temu potrzeba, czy nie. Mia�em po prostu tak� manier�, kt�rej z przekory nie chcia�em zaniecha� i kt�r� musia� podpatrzy� autor owego apokryfu. Nad tytu�em widnia�o moje nazwisko wykaligrafowane d�ugopisem przez Terence'a.
Z�o�y�em kartki; plasn�y cicho, kiedy rzuci�em je na blat biurka.
� Ju� na czwartej stronie � powiedzia� Terence rozparty w fotelu � narrator m�wi o sobie: �melduje si� Seymour Lutz, admirale", czy co� w tym rodzaju. Wprawdzie na karcie tytu�owej nazwiska twojego nie by�o, ale takie przeoczenia ju� ci si� zdarza�y, nie mia�em wi�c w�tpliwo�ci.
Nic takiego nigdy mi si� nie zdarzy�o, niemniej zmilcza�em.
� Lotta utrzymuje � prawi� Terence � �e ten reporta� znalaz�a w sekretariacie, w stosie materia��w, kt�re codziennie przynosz� nasi pracownicy. M�g� go podrzuci� ka�dy; nawet kto� spoza redakcji. Przeczyta�em go na drugi dzie� i podpisa�em do druku bez zastrze�e�.
� I bez porozumienia z kolegium? � spyta�em domy�lnie. Od dnia, kiedy wr�czy�em naczelnemu maszynopis �Przybysza", moje teksty sz�y na linotypy z pomini�ciem tego szacownego zespo�u opiniuj�cego. Terence wyprostowa� si� i po�o�y� r�ce na biurku.
� Mo�e to by� b��d. � Uruchomi� interkom i rzek� do mikrofonu: � Lotta, zwo�aj natychmiast kierownik�w wszystkich dzia��w. � Zwr�ci� si� do mnie: � Je�eli masz ochot� posiedzie� tu z nami, b�dziemy radzi.
� Wol� posiedzie� u siebie.
� Dam ci zna�, jak si� czego� dowiem. Do swojego pokoiku, kt�ry dziel� z Byrdem, uda�em si� zaopatrzony w dzbanek herbaty z ekspresu. Byrd jest pe�nym entuzjazmu adeptem dziennikarstwa i nieustannie ugania si� w terenie za wszelk� sensacj�, tote� mog�em w ciszy usi��� nad egzemplarzem �Scientific News" i jeszcze raz przejrze� �Admira�a Douglasa Westrexa". Siorbi�c gor�c� herbat� wynotowa�em w brulionie tytu�y poszczeg�lnych rozdzia��w reporta�u. Tak powsta�a lista z�o�ona z siedmiu nazwisk.
1. Franklin Milady.
2. Douglas Westrex
3. Lee Harris
4. Josephine Westrex
5. RoySalaz
6. Natalia Anzengruber
7. Iks
By�y to osoby, z kt�rymi NNN, autor �Admira�a", rzekomo mia� rozmawia� i kt�re mog�y wiedzie� co� na jego temat. Przeczyta�em t� list� z g�ry do do�u i z do�u do g�ry i po namy�le skre�li�em z niej Natali� Anzengruber, Roya Salaza oraz Douglasa Westrexa. Przy Iksie postawi�em znak zapytania, po czym skre�li�em go tak�e, uzna�em bowiem, �e posta� t� autor powo�a� do istnienia po to, by sta�a si� wyrazicielk� jego w�asnych pogl�d�w, s�owem, �e za tym pseudonimem kryje si� sam NNN. Na li�cie pozosta�y wi�c tylko trzy osoby: Franklin Milady, Lee Harris i Josephine Westrex. Dw�ch ostatnich nie zna�em i nie mia�em poj�cia, czego po nich oczekiwa�. Przepisa�em te nazwiska na czysto, wyrwa�em kartk� z brulionu i wetkn��em j� do kieszeni. Gdy przed trzynast� zszed�em do sekretariatu, min��em si� z kierownikami dzia��w opuszczaj�cymi gabinet Terence'a, kt�ry cz�apa� za nimi bezradny. By�em przygotowany na fiasko, wi�c pogodnie przyj��em do wiadomo�ci, �e kolegium redakcyjne nie ustali�o nic, poza faktami ju� znanymi.
� W najbli�szym numerze zamie�cimy sprostowanie � przyrzek� naczelny patrz�c na sekretark�, kt�ra ��czy�a si� z jego kierowc�, aby mu poleci�, �eby podjecha� pod budynek redakcji. � Skonsultuj� si� te� z naszym radc�.
� Kr�tkie sprostowanie ca�kowicie mnie usatysfakcjonuje. Przeni�s� wzrok na moj� twarz i w jego oczach dostrzeg�em b�ysk zawodu.
� Naprawd�? � spyta�. Odnios�em wra�enie, �e zaraz po�a�owa� tego pytania.
� Nie chc� po prostu, �eby szargano moje nazwisko.
� Tak, oczywi�cie.
Sekretarka powiedzia�a, �e kierowca ju� czeka, i Terence
k�ad�c mi r�k� na ramieniu wolno wyszed� ze mn� na
korytarz.
� Oczywi�cie � powt�rzy�, gdy�my si� zatrzymali przed szeregiem drzwi do wind szybkobie�nych. � Ale swoj� drog� przyda�oby si� odszuka� autora tego .reporta�u. Redakcja jest gotowa pokry� wszystkie koszty z tym zwi�zane i zakupi� zgromadzone materia�y, cho�by nie mia�y �adnej warto�ci reporta�owej. Co ty na to, Seymour?
� Filantropijna propozycja � odrzek�em wykr�tnie.
� Zastan�w si� nad ni�.
IV. Po lunchu
Po lunchu, kt�ry zjad�em w barze �Enticer", usiad�em za kierownic� swego wozu i spr�bowa�em przez radiotelewifon po��czy� si� z domem, �eby obudzi� �on� i przypomnie� jej o zaplanowanej przez nas wizycie w szpitalu. Telefon nie odpowiada�. Wy��czy�em si� i si�gn��em do kieszeni po kluczyki. Razem z nimi wydosta�em z�o�on� we czworo kartk�, na kt�rej w redakcji zapisa�em nazwiska trzech os�b:
Franklina Milady'ego, Lee Harrisa i Josephine Westrex. Chorych w szpitalach mo�na odwiedza� w godzinach mi�dzy 15"" a 17""; by�a dopiero 1340, przeto nie musia�em si� �pieszy�, nawet je�eli Elie pojecha�a ju� do Alberta i kr���c po poczekalni z�orzeczy�a to portierom, �e nie chc� jej wpu�ci� na oddzia�, to mnie, �e tak jak ona nie zjawi�em si� tam przed czasem, aby z�orzeczy� portierom wesp� z ni�. Ma�� godzink� mog�em po�wi�ci� na swe zawodowe sprawy. Postanowi�em skontaktowa� si� z osobami wci�gni�tymi na moj� list�, zw�aszcza z dwiema: z komandorem Lee Harrisem i pani� Josephine Westrex. Po rozmowie z nimi nie obiecywa�em sobie wiele, ale nale�a�o uprzedzi� ich ewentualne protesty. Liczy�em r�wnie�, �e kt�ra� z nich wie co� o prawdziwym autorze �Admira�a" i �e udzieli mi jakiej� wskaz�wki.
Pierwsze�stwo da�em damie, matce szefa Admiralicji Royal Cosmos Force � i ju� na pocz�tku spotka�o mnie rozczarowanie. Kiedy po wykonaniu czterech zamiejscowych -telefon�w trafi�em wreszcie na kompetentnego informatora, dowiedzia�em si�, �e pani Josephine Westrex zmar�a w miesi�c po samob�jczej �mierci jej syna.
Drugi na mojej li�cie by� Lee Harris. Je�li wierzy� autorowi reporta�u, cz�owiek ten wchodzi� w sk�ad sztabu RCF. Wybra�em ponownie numer kierunkowy do stolicy, a nast�pnie � numer centrali Admiralicji. Telefon odebra� m�ody m�czyzna w koszuli rozche�stanej na piersiach pokrytych rzadkim zarostem, stanowi�cym zapewne przedmiot jego chluby. Przedstawi�em si� pe�nym stopniem wojskowym i tytu�em zawodowym, na co m�odzian wyszczerzy� z�by zlepione gum� do �ucia.
� O kurcz�! � zawo�a� rado�nie. � Mam dzisiaj szcz�cie! Wygra�em w�a�nie zak�ad o pi�� dych, rano zosta�em ojcem, a teraz widz� pana. Akurat dyskutujemy nad �Admira�em Douglasem Westrexem".
� Gratuluj� sukces�w � powiedzia�em po�piesznie. � Ufam, �e nieco pa�skiego szcz�cia skapnie i na mnie, panie... panie...
� Martin York, nazywam si� Martin York i jestem przewodnicz�cym Komisji Likwidacyjnej. Fatalna sprawa z tym erceefem, co? Przykro mi, �e to mnie i moim ch�opcom przypad� w udziale ten w�tpliwy zaszczyt przeprowadzenia post�powania likwidacyjnego w pa�skich Si�ach. Fatalna sprawa... Prosz� o wyrozumia�o��. Z u�miechem cz�owieka �yczliwie nastawionego do ca�ego �wiata Martin York ostentacyjnie i dumnie podrapa� si� po klatce piersiowej. Niezbyt grzecznie zak��ci�em mu ten stan samozadowolenia.!
� Chc� pana prosi� o przys�ug�.
� �wietnie � m�odzian nieomal zatar� r�ce. � Schlebia mi, �e b�d� m�g� co� dla pana zrobi�. Ale wola�bym, �eby to nie przekracza�o moich uprawnie�.
� Na pewno nie przekroczy. Chodzi o drobnostk�:
o aktualny adres komandora Lee Harrisa. Zdaje si�, �e
w okresie redukcji Si� komandor Harris pe�ni� funkcj� oficera
sztabowego w Admiralicji.
� Rzeczywi�cie drobnostka. Adresy oficer�w erceefu nie s� obecnie obj�te tajemnic� � powiedzia� to tak, jakby zawczasu usprawiedliwia� si� ze swej niedyskrecji. � M�wi pan: Lee Harris?
Przeliterowa�em to nazwisko. Potem gapi�c si� w pusty ekran s�ucha�em, jak poza zasi�giem kamery w wideofonie Martin York trzaska klawiszami przystawki komputera personalnego, jak szumi urz�dzenie drukuj�ce, jak zn�w trzaskaj� klawisze i odpowiada im drukarnia, i jak po raz trzeci powtarza si� ten dialog aparatury. Troch� potrwa�o, zanim m�odzian wr�ci� do wideofonu, z p�acht� r�wno uci�tego papieru i z chmurnym czo�em.
� To ten z tego reporta�u, prawda? � spyta�.
� Zgadza si�.
Martin York pokr�ci� g�ow� nad zadrukowanym papierem.
� Dziwne. �aden Lee Harris nigdy nie pracowa� w erceefie. Nigdy. Nie pracowa� tutaj tak�e �aden Lee ani �aden Harris. Sprawdzi�em. Sk�d pan go wytrzasn��?
� Tylko to chcia�em wiedzie� � odrzek�em. � Dzi�kuj� i do zobaczenia.
Kolejna karta pana NNN okaza�a si� fa�szywa. By�a w tym jaka� perfidna konsekwencja. Cztery spo�r�d siedmiu pierwszoplanowych postaci reporta�u nie �y�y albo nigdy nie istnia�y, dwojga innych, a �ci�lej � mo�liwo�ci odegrania przez nie roli demaskator�w, niepodobna by�o bra� na serio. Nazwiskiem Roya Salaza i Natalii Anzengruber NNN pos�u�y� si� dla uwiarygodnienia swojej relacji, lecz powi�zania tych os�b ze zdarzeniami towarzysz�cymi redukcji Si� i z tytu�owym bohaterem �Admira�a" zbyt by�y w�t�e i przede wszystkim w zbyt odleg�ej zagrzebane przesz�o�ci, aby sprzyja�y ujawnieniu autora reporta�u i przenikni�ciu jego intencji.
Josephine Westrex, tak jak jej syn, spoczywa�a w Domu �a�oby; prochy tych dwojga r�wnie� nie mog�y niczego potwierdzi� ani niczemu zaprzeczy�. A Lee Harris oraz Iks byli tworami fikcji i co mieli do powiedzenia, ju� powiedzieli pi�rem swego kreatora. Na mojej li�cie pozosta� jedynie Milady.
Do szpitala przyjecha�em za kwadrans pi�tnasta. W zaludnionej poczekalni obok trafik-automat�w Elie sta�a naprzeciwko drobnego m�czyzny, kt�ry z r�koma wbitymi w wypchane kieszenie kitla monologowa� szybko, wykrzywiaj�c w�sk�, blad� twarz. Podszed�em do nich i kiedy otoczy�em ramieniem �on�, m�czyzna urwa� w p�l zdania, ale zd��y�em jeszcze pochwyci�:
� ...i prosz� to przekaza� m�owi, boja... Napotka�em przenikliwe, twarde spojrzenie szarych oczu.
� Mo�e mi pan to przekaza� osobi�cie � powiedzia�em. � Jestem m�em tej pani.
Elie obr�ci�a si� do mnie przodem. By�a zbita z tropu i chyba przestraszona.
� O, Seymour � zawo�a�a. � Dobrze, �e jeste�. Ten pan to doktor Joseph Foster i on twierdzi... Nie�mia�ym gestem wskaza�a m�czyzn�, kt�ry nadal spogl�daj�c w moim kierunku sprostowa� lodowato:
� Formann. Nazywam si� Joseph Formann.
� Mi�o mi � o�wiadczy�em.
� Natomiast ja � m�czyzna wciska� pi�ci w kieszenie, a�
trzeszcza�y szwy kitla � nie mog� powiedzie� tego
o sobie.
Popatrzy�em na Elie nie mniej skonsternowan� ode mnie.
� Wy, dziennikarze � rozpocz�� sw� kanonad� s�own� Joseph Formann � jeste�cie pyskaczami wyzutymi ze wstydu i z zasad etycznych, brak wam elementarnej uczciwo�ci, nie przebieracie w �rodkach, stosujecie chwyty poni�ej pasa i dla zaspokojenia swoich niskich ambicyjek, z dba�o�ci o w�asny interes gotowi jeste�cie fa�szowa� realia, nawet oszkalowa�, spotwarzy� i pogr��y� rodzon� matk�. Jest pan oszczerc� i g�wniarzem, panie dziennikarzu... Oto co pa�ska �ona mia�a panu przekaza�!
Okr�ci� si� na pi�cie, podszed� do oszklonych mat�wk� drzwi z napisem: �Wst�p wzbroniony", otworzy� je i pomaszerowa� korytarzem prowadz�cym do sal operacyjnych, zostawiwszy nas os�upia�ych w poczekalni.
P�niej, kiedy�my po wizycie u Alberta opuszczali z Elie szpital, przypomnia�em sobie ten ust�p z reporta�u �Admira� Douglas Westrex", w kt�rym Franklin Milady napomyka o niechlubnym ko�cu kariery Josepha Formanna. �Dawniej by� cenionym neurochirurgiem; opr�cz Zenda nikt nie mia� tak pewnej r�ki jak on. Wa��sa si� teraz po barach w Decksance i wypatruje kogo�, kto mu fundnie szklank� piwska".
� Pozosta� mi jedynie Milady � rzek�em do siebie g�o�no. � Jedynie Milady.
� Co? � spyta�a �ona z roztargnieniem.
� Pogadamy o tym w domir� odpar�em i przekr�ci�em kluczyk w stacyjce. .
V. W trzy tygodnie po tych wydarzeniach
W trzy tygodnie po tych wydarzeniach, kiedy Albert pod opiek� zawodowej piel�gniarki zacz�� spacerowa� po �cie�kach naszego ogr�dka, polecia�em na Marsa. Sp�dzi�em tam w sumie cztery emocjonuj�ce godziny i � jak wtedy mylnie s�dzi�em � ledwie uszed�em stamt�d z �yciem. Do tego czasu, przez wspomniane trzy tygodnie, wok� mnie nie dzia�o si� nic godnego odnotowania. Przestano mi grozi� i ubli�a�, ucich�y protesty, �Sdentific News" zamie�ci� na swych �amach obszerne sprostowanie przepraszaj�c wymienione w reporta�u osoby, mnie oraz wprowadzonych w b��d czytelnik�w. W�a�ciwie m�g�bym na t� histori�
machn�� r�k�, lecz nie pozwala�a mi na to �jakby rzecz uj�� doktor Joseph Formann � moja �niska ambicyjka" i ci�gle mia�em w pami�ci swoj� rozmow� z Royem Salazem kt�ry przez wideofon zapyta�:
� Pan kogo� podejrzewa?
� Nie, ale mam nadziej�, �e redakcja udzieli mi wyja�nie�.
� A je�eli nie udzieli ich panu?
� Pa�ska dawna znajoma, pani Natalia Anzengruber, o kt�rej tak�e jest mowa w tym reporta�u, zagrozi�a, ze wytoczy mi proces o znies�awienie. Je�eli wi�c redakcja nie udzieli wyja�nie� mnie, b�dzie musia�a udzieli� ich s�dowi.
� Albo wyp�aci Natalii odszkodowanie i ca�� spraw� zatuszuje.
� Niech pan nie zapomina, �e ja jestem jednak najbardziej poszkodowany i �e to g��wnie mnie nale�y si� rekompensata.
� Z panem prawdopodobnie nie b�d� si� liczy�". Na Marsa polecia�em, aby zobaczy� si� z Franklinem Milady. Wed�ug Urz�du Migracji Ludno�ci kontradmira� � przynajmniej takimi danymi uraczy� mnie zainstalowany w Urz�dzie komputer� mia� od siedmiu miesi�cy przebywa� w marsja�skiej bazie �Employ 03", gdzie pe�ni� nieokre�lone bli�ej obowi�zki doradcy ds. technicznych. Termin jego powrotu by� r�wnie� bli�ej nieokre�lony, tote� uzna�em, �e zamiast czeka� na zmi�owanie boskie lepiej b�dzie samemu odby� t� podr�, i zacz��em si� do niej sposobi� nie zwlekaj�c, tym bardziej �e i�cie cudownym zbiegiem okoliczno�ci trafi�a mi si� nie lada gratka w postaci darmowego rejsu na pok�adzie nowoczesnego frachtowca. Moje poczynania na Marsie stre�ci�em w artykule �Cie� feniksa". Artyku� ten wydrukowany zosta� przez redakcj� �Scientific News" przed dwoma miesi�cami, mimo to uwa�am za celowe opublikowanie go po raz wt�ry, tyle �e w okrojonej wersji, z pomini�ciem fikcyjnych powod�w mojej pielgrzymki do Milady'ego przytoczonych przeze mnie wtedy na dora�ny u�ytek, by jako� umotywowa� swoj� eskapad�, a jednocze�nie upro�ci� powi�zania przyczynowo-skutkowe, o kt�rych mowa powy�ej. Niech�e mi b�dzie darowane to drobne fa�szerstwo. W por�wnaniu z odkryciem, jakiego dokona�em na wsch�d od �Employ 03", wszystko inne � z takim przekonaniem po rejteradzie z Marsa usiad�em do pracy nad �Cieniem feniksa" � by�o bez znaczenia. W tamtym okresie ani mi w g�owie nie posta�o, �e mo�e zachodzi� jakikolwiek zwi�zek mi�dzy moim odkryciem a reporta�em �Admira� Douglas Westrex". Dopiero dzisiaj,
podsumowuj�c do�wiadczenia zebrane w ci�gu ostatnich miesi�cy, u�wiadamiam sobie, �e ju� w momencie, kiedy po przylocie z Pretorii otworzy�em �w pami�tny numer �Scientific News", znalaz�em si� przed zastawion� na mnie sieci� mistyfikacji i intryg, w kt�r� potem bezwolnie da�em si� wp�dzi� inteligentnym i dyskretnym naganiaczom. Przytaczam zatem rzeczon� wersj� mojego artyku�u �Cie� feniksa".
�Nasz statek wyl�dowa� pod Purlieu, jednym z tych g�rniczych osiedli zwanych �kontenerowcami�. Gazoszczelnym r�kawem przeszli�my na pok�ad pasa�erskiego poduszkowca, kt�ry walcz�c z piaskow� nawa�nic� po dwudziestu minutach powolnego i narowistego lotu dostarczy� nas do punktu przyj��: tej komory ��cz�cej nieprzyjazn� powierzchni� Marsa z wielobocznym kompleksem hermetycznych budowli tworz�cych osiedle. Przeznaczeni do obs�ugi przyjezdnych pracownicy z emblematami na piersiach opatrzonymi liter� �I� (co mo�e oznacza� zar�wno s�u�b� informacyjn� jak interwencyjn�, jak te� wywiadowcz�) � sprawni i beznami�tni � zaj�li si� naszym rozprowadzeniem i zakwaterowaniem; ja jeden z nowo przyby�ych okaza�em si� go�ciem k�opotliwym i niesfornym.
� Nie zamierzam zatrzymywa� si� tutaj � powiedzia�em do swojego przewodnika. � Jeszcze dzisiaj chcia�bym by� w �Employ 03�.
Skupiaj�c wzrok na czubku mojej brody m�czyzna zapyta� monotonnym g�osem:
� Jest pan uprawniony do prowadzenia pojazd�w terenowych w specyficznych warunkach? Pierwszy raz o czym� takim s�ysza�em.
� Mam tylko samochodowe prawo jazdy � odpar�em"� i uprawnienia pilota statk�w kosmicznych typu �Starflash�.
� Tym gorzej dla pana. Wewn�trzna komunikacja pasa�erska i pozas�u�bowa zosta�a zawieszona ze wzgl�du na warunki atmosferyczne.
� Na jak d�ugo?
� A� do odwo�ania.
� Do odwo�ania � powt�rzy�em za nim. � Ale� ja nie mog� czeka�! � Faktycznie nie mog�em. Odlot frachtowca, kt�rym przylecia�em, by� zaplanowany na pojutrze wieczorem. � Mam zaledwie dwa i p� dnia na za�atwienie swoich spraw.
M�j przewodnik nawet nie mrugn��. Chyba z �atwo�ci� przysz�oby mu zagra� w filmie rol� androidalnego robota.
� O�rodek Prognoz �rednioterminowych przewiduje � wyrecytowa� nieledwie mechanicznie � �e pogoda taka utrzyma si� przez najbli�szych siedemdziesi�t godzin.
� A ��czno�� radiowa?
� Nie mamy ��czno�ci z �Employ 03�. J�kn��em.
� No, to jestem za�atwiony. � Opad�y mi r�ce. � Czy nie mo�na czego� zrobi�?
Co� drgn�o pod t� nieruchom� mask�. M�czyzna zmarszczy� czo�o.
� Niech pan porozumie si� z kierownictwem naszej filii Korporacji Przewo�nik�w Czarterowych, To prywatne i niezale�ne stowarzyszenie. Pracuj� tam ludzie dosy� odwa�ni.
� Wska�e mi pan drog�?
� Prosz� za mn�.
Wyruszyli�my zaraz po obiedzie �azikiem przysadzistym, ci�kim i niezgrabnym, kt�ry wszak�e w r�kach Egila Hovlanda, kierownika filii KPC w Purlieu, przeobrazi� si� w pojazd pos�uszny, �wawy i zwrotny, dzielnie odpieraj�cy ataki szalej�cej burzy piaskowej. Jechali�my w milczeniu, silnik pracowa� miarowo, a ceglastoczerwone draperie py�u smaga�y przezroczyst� kopu�� �azika. Egil Hovland prowadzi� pewnie; ignorowa� wskazania przyrz�d�w na tablicy rozdzielczej, polegaj�c na w�asnym zmy�le orientacyjnym. By�o to troch� niepokoj�ce dla kogo�, kto tak jak ja bardziej zawierza instrumentom ni� sobie, ale wstrzyma�em si� od uwag. Na Egilu Hovlandzie zrobi�em � mam nadziej� � wra�enie zucha i nie chcia�em tego wra�enia popsu�. Egil Hovland, z pochodzenia Norweg, a z usposobienia przeciwie�stwo mojego przewodnika, przyj�� mnie w swym ciasnym biurze niezwykle serdecznie. Przeni�s� z krzes�a na i pod�og� ko�c�wk� komputera (konsol� pod t� ko�c�wk� :
zajmowa� przeszwarcowany tu jakim� cudem elektroniczny szachista) i poprosi�, abym usiad�. , � Seymour Lutz? � upewni� si� wr�czaj�c mi puszk� wzmacniaj�cego napoju. � Ten dziennikarz?
� Pan mnie zna? � spyta�em.
� Poniek�d. My tutaj przed l�dowaniem ka�dego statku studiujemy list� pasa�er�w. Chodzi o rozeznanie popytu na nasze us�ugi, �eby wiedzie�, kogo i gdzie ewentualnie trzeba
b�dzie zawie��. Przy pa�skim nazwisku znale�li�my nazw� bazy �Employ 03�.
Spod jasnej czupryny spadaj�cej mu na czo�o Egil Hovland prze�widrowa� mnie bladoniebieskimi oczami. Twarz mia� w�sk�, wpadni�te policzki i delikatn� szcz�k�. Wypi�em �yk napoju prosto z puszki i powiedzia�em:
� To si� zgadza. Rzecz jednak w tym, czy jeste�cie gotowi podj�� si� tego ryzyka.
Z przykro�ci� stwierdzi�em, �e w spojrzeniu Egila Hovlanda pojawi�o si� politowanie.
� Panie Lutz, taka pogoda to dla nas �ywy kapita�. Przy pr�dko�ciach wiatru do stu kilometr�w na godzin�, kiedy tutejsza komunikacja regularna jako� tam sobie radzi, my siedzimy bezczynnie, a filia Korporacji ponosi straty.
� No tak � wtr�ci�em � ale przecie� podczas szczeg�lnie z�ych warunk�w atmosferycznych nawet wy zawieszacie dzia�alno�� na ko�ku.
� Jeszcze nam si� to nie zdarzy�o. Pr�dko�� wiatru wynosi teraz sze��dziesi�t pi�� metr�w na sekund�. A ja i moja bryka hasali�my po wydmach, kiedy wiatr w porywach przekracza� osiemdziesi�t dwa. Rzecz wi�c raczej w tym, czy to pan jest got�w podj�� takie ryzyko. Poczu�em si� dotkni�ty.
� Kilkana�cie lat temu � powiedzia�em � lec�c jako m�ody oficer erceefu niepe�nosprawnym �Starflashem�, rozwali�em si� o ska�y. Jestem posk�adany z mn�stwa zapasowych cz�ci i nie przera�a mnie ich wymiana. Roze�mia� si�.
� Nie powinni�my tak paskudnie przygadywa� sobie nawzajem. � Wyci�gn�� do mnie r�k�. � Zdemobilizowany porucznik Royal Cosmos Force Egil Hovland, a prywatnie Egil. Stawiam ci obiad, Seymour, i nie gniewaj si�. U�cisn��em jego d�o�.
Wyruszyli�my wi�c po obiedzie, przyodziani-w ubiory
kompensacyjne, tak bowiem zadecydowa� Egil, mimo �e jego
masywny wehiku� mia� dublowane zabezpieczenia
i wyposa�ony by� w dwa niezale�ne, bezawaryjne uk�ady
�yciodajne (ciekawostka: je�eli s� one bezawaryjne, to po co
dwa?) i mimo �e �aden z nas nie zamierza� przed dotarciem
do celu wysiada� i za�ywa� przechadzki pod tym
niego�cinnym niebem.
Jechali�my tylko we dw�ch; Wiatr kamiennym �wirem
bombardowa� nasz �azik i zag�usza� muzyk� z radia.
Patrzy�em przed siebie i pr�bowa�em si� po�apa�, jakie duchy
wskazuj� Egilowi drog�, bo zza mkn�cych przed nami s�up�w piasku, zza gnanych wichur� rdzawych chmur nie by�o niczego wida�. �azik to podrygiwa�, to koleba� si� na nier�wno�ciach, czasem zwalnia� pokonuj�c g��bok� diun�, par� jednak naprz�d ra�nie i na po�owie mocy swojej turbiny.
Jazda na �Employ 03� mia�a potrwa� siedemdziesi�t minut, ale ju� po godzinie, gdy przeciwne uderzenie wiatru rozdar�o na u�amek sekundy rud� opo�cz�, zobaczy�em dalekie zarysy kontur�w czego�, co z pewno�ci� nie by�o tworem naturalnym i co natychmiast wch�on�a ruchoma �ciana py�u.
� Widzia�e�? � zwr�ci�em si� do Egila. � Chyba jeste�my na miejscu.
Nie odpowiedzia�. Przyhamowa� i pochyli� si� ku szybie. �azik jecha� teraz wolniej, o ile mog�em to oceni� nie maj�c punktu odniesienia. Dziarsko przedziera� si� przez ceglastoczerwone tumany p�dz�cej kaszy, na spotkanie coraz �mielej prze�wituj�cych w oddali zabudowa�. Nagle targn�o nami, pasy wpi�y mi si� w brzuch i �azik stan��.
� Co jest ? � spyta�em Egila, kt�ry z napi�ciem wpatrywa� si� przed siebie.
� Niech to jasna cholera! � warkn��. � O ma�y w�os
by�my si� w�adowali w sam �rodek strefy.
� W �rodek czego?
� Ju� nas tu nie ma! � zawyrokowa�.
Chwyci�em go za nadgarstek d�oni, kt�r� po�o�y� na d�wigni
wstecznego biegu.
� Poczekaj. Co to za strefa? Szarpn�� r�k�, ale nie pu�ci�em go.
� Cz�owieku! � krzykn�� z przestrachem. �Nie ma teraz
czasu na gadanie. Wiejemy st�d!
Zacisn��em palce mocniej, a� zbiela�a mi sk�ra na kostkach.
� Co to za strefa, Egil? � spyta�em �agodnie.
� Tu si� nie wolno kr�ci� � odpar� zdenerwowany. � To teren strze�ony. Musimy zawraca�.
� Chwileczk�. � Wci�� przytrzymywa�em jego d�o�. � Czyj to teren?
� Wojskowy! � wyrzuci� z siebie ze z�o�ci�. � To jest baza wojskowa. Nie b�d� idiot�, Seymour. Pu�� mnie!
� Baza wojskowa? Na Marsie nie ma baz wojskowych.
� Oczywi�cie, �e nie ma � zakpi�. � Oficjalnie nie ma tu �adnej bazy, ale ta jest, a kto si� chcia� o tym przekona� na w�asne oczy, ju� stamt�d nie wraca�.
� O czym ty pleciesz, cz�owieku? Czasy panowania re�im�w i junt wojskowych mamy ju� poza sob�.
� Co ty mo�esz wiedzie�. Przylecia�e� tu przed trzema godzinami... Puszczaj!
Pu�ci�em jego r�k�, on jednak nie rusza�. Niezdecydowanie g�adzi� d�wigni� wstecznego biegu. Pod naciskiem pas�w opad�em na oparcie. Radio gra�o cicho, a piasek szorowa� po kopule �azika.
� Czyja to baza? � spyta�em. Egil wzruszy� ramionami.
� O tym si� tutaj nie m�wi. I lepiej o to nie pyta�.
� Maj� w niej park maszynowy?
� Tak.
� No?
� �Starflashe�.
Zabrzmia�o to nieprawdopodobnie. Maszyny bojowe typu �Starflash� znajdowa�y si� w wyposa�eniu wy��cznie Royal Cosmos Force, kt�re prawnie nie istniej� od blisko p�rocza. Wprawdzie w Admiralicji i w pomniejszych plac�wkach Si� urz�duj� cz�onkowie Komisji Likwidacyjnej, a wi�c w biurach ko�acze si� jeszcze �ycie, lecz pracownie, stocznie, doki, hangary, magazyny, dyspozytornie i wie�e kontrolne zion� pustk� i strasz� opiecz�towanymi drzwiami, ca�y za� sprz�t wojskowy przekazany zosta� do demobilu, rozbi�rki albo kasacji. Tymczasem tutaj najspokojniej w �wiecie egzystuje jednostka RCF odporna na burze dziejowe, drwi�c z uchwa�y rz�du i co wi�cej � prowadz�c z�owrog�, konspiracyjn� dzia�alno��. Dziwaczna my�l zacz�a mi �wita�.
� Kiedy zbudowano t� baz�? � spyta�em. ^
� Tu stale co� si� buduje � odrzek� Egil wymijaj�co.
� P� roku temu? � nalega�em.
� Mo�e p� roku, mo�e mniej. Zatrzasn��em szybk� he�mu.
� Sprawd� szczelno�� skafandra � poleci�em. � Wysiadam. ( Egil gwa�townie obr�ci� si� do mnie.
� Chyba oszala�e�! � zawo�a�. Rozpi��em karabinki pas�w.
� Sprawd� szczelno�� skafandra.
�Niech ci� cholera!
Wiatr grzechota� �wirem po obudowie he�mu i mia�em uczucie, �e piasek dostaje siek�o wewn�trz i zgrzyta mi w z�bach. Pe�z�em obok nagich s�upk�w nie wyko�czonego ogrodzenia, kt�rego pocz�tek gin�� gdzie� w przedzie. Przede mn� z prawej strony wznosi�a si� �g�rka
rozrz�dowa�; �Starflashe� ustawione na niej wachlarzowato, w pi�ciu p�kolistych szeregach, wygl�da�y niczym srebrzyste jastrz�bie podrywaj�ce si� do lotu ze wzd�tej padliny olbrzymiego zwierz�cia. Kontenerowe kszta�ty budynk�w koszarowych i zaplecza technicznego majaczy�y jeszcze bardziej na prawo, w odleg�o�ci trzystu, mo�e trzystu pi��dziesi�ciu metr�w od �g�rki�, na kt�r� umy�li�em si� dosta�, aby stamt�d zlustrowa� okolic� � je�eli mi w tym nie przeszkodzi ta piaskowa draperia. Ca�y m�j he�m wype�nia� g�os Egila; biedny Egil pomstowa� i zaklina� si�, �e mnie zostawi, �e zaraz odjedzie i nawet mojej rodzinie nie powie, gdzie wiatr usypa� nade mn� kurhan.
� Nie b�d� za ciebie nadstawia� karku, rozumiesz? �
wykrzykiwa�.
Dope�z�em na wysoko�� pierwszego szeregu najni�ej
stoj�cych �Starflashy�; d�wigaj�c si� na �okciach,
przylgn��em brzuchem do pod�o�a. Zm�czy�a mnie ta walka
z wydmami, wiatrem i kr�puj�cym szerokie ruchy ubiorem
kompensacyjnym.
� Uwa�aj, Egil � powiedzia�em. � Teraz skr�cam i w�a��
na teren tej bazy.
Zakl��.
� Wpierw pos�uchaj tego. � Zwi�kszy� obroty turbiny �azika i w tle jego g�osu rozleg�o si� szemrz�ce staccato. � Co ty na to?
� Powodzenia � odrzek�em. � K�aniaj si� Milady'emu, jak b�dziesz w �Employ 03�.
� Niech ci� diabli!
Niezbyt odwa�nie min��em s�upek otoczony u podn�a ma�ym barchanem. Od najbli�szego �Starflasha� dzieli�o mnie pi��dziesi�t metr�w; tam m�g�bym chwil� odpocz�� oparty plecami o podwozie maszyny, zanim zaczn� si� wspina� pod g�r�. Staccato w s�uchawkach ucich�o, ale nie ucich� oddech Egila, kt�ry mimo pogr�ek czatowa� w �aziku �wier� kilometra z ty�u.
� Seymour.
Nie odzywa�em si� znu�ony jego natarczyw� trosk� o moje
bezpiecze�stwo.
� Seymour, do licha! � wrzasn��. � Zdaje si�, �e oni ju�
wykryli nasz� obecno��.
I wtedy s�uchawki rozd�wi�cza�y si� przeci�g�ymi trzaskami.,
Usiad�em i popatrzy�em doko�a. Ogrodzenie za mn� sta�o
w drgaj�cych p�omieniach.
By� to potomek niegdysiejszych zasiek�w pod wysokim
napi�ciem: �elektryczny parkan� � jego model zna�em
jedynie z teorii, poniewa� stosowania tych �parkan�w� zaniechano bodaj na pocz�tku naszego wieku, po kilku tragicznych wypadkach, kt�rym ulegli zupe�nie przypadkowi ludzie. Nagle z pozoru niewinne s�upki t�tni�y energi� dostarczan� z generatora o wielkiej mocy; ka�da pr�ba przekroczenia wyznaczonej przez nie granicy powodowa�a wy�adowanie elektryczne zdolne �miertelnie porazi� cz�owieka, a w razie potrzeby � unieszkodliwi� obcy pojazd. Czujniki rozmieszczone na ca�ej wysoko�ci s�upk�w potrafi�y wy�ledzi� przelatuj�cego mi�dzy nimi komara i unicestwi� go uderzeniem iskry grubej na palec. Mia�em szcz�cie: ze wzgl�du na burz� piaskow� �elektryczny parkan� tej bazy by� odci�ty od �r�d�a zasilania, mog�em wi�c bez szwanku go sforsowa�. Ale teraz, kiedy mnie zauwa�ono, zosta�a w��czona jedna z jego partii. Na d�ugo�ci po�owy kilometra postrz�pione, jaskrawofioletowe wy�adowania elektryczne przeszywa�y powietrze od s�upka do s�upka, wstrzeliwuj�c si� w tumany piasku i uniemo�liwiaj�c mi odwr�t. Obserwowa�em to gro�ne widowisko i poprzez trzaski s�ysza�em, jak Egil wrzeszczy do mnie:
� Ostrzega�em ci�, cholerny idioto! Nie wierzy�em w t� ca�� ponur� i skryt� dzia�alno�� szef�w owej bazy, lecz trudno mi by�o uzna� rozci�gni�t� zapor� ogniow� za przyjazny gest, za kurtuazyjne zaproszenie w go�ci. Podczo�ga�em si� do najbli�szego �Starflasha� i przytrzymuj�c si�