4524

Szczegóły
Tytuł 4524
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4524 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4524 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4524 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tadeusz Twarogowski - Kl�ska dyktatora - Tajemnica zaginionego l�du - Typ spod ciemnej gwiazdy Kl�ska dyktatora Nocna wizyta Helikopter zacz�� gwa�townie wytraca� pr�dko��. Pablo odczu� to natychmiast, mimo �e trwa� w t�pym odr�twieniu. Uni�s� wspart� na d�oniach g�ow� i powi�d� pytaj�cym wzrokiem po twarzach towarzysz�cych mu osobnik�w. Malowa�a si� na nich przera�liwa oboj�tno��, pod kt�r� czai�a si� jednak skupiona czujno��. Pablo odczyta� j� wyra�nie w czarnych oczach genera�a, siedz�cego na wprost w g��bokim, wygodnym fotelu. W kabinie panowa�a c'sza, m�cona jedynie szumem rytmicznie pracuj�cego silnika. Nagle z przodu pyreksowe szyby rozb�ys�y jaskrawym �wiat�em. W nieprzeniknion� ciemno�� wystrzeli�y o�lepiaj�ce kolorowe smugi. Skrzy�owa�y si� hen w g�rze w sto�kowaty namiot, kt�rego wierzcho�ek pocz�� si� zni�a�, a� wreszcie obramowa� szeroki plac-l�dowisko. Pilot osadzi� maszyn� po�rodku betonowej p�yty, okolonej balustrad� wysokich kolumn. - Wysiadamy - rzuci� rozkazuj�co milcz�cy dot�d genera�. - Prosz� si� spieszy�, nie mamy chwili do stracenia. Ka�da minuta jest na wag� z�ota. Pablo chcia� co� powiedzie�, jednak�e genera� nakaza� mu w�adczym ruchem d�oni milczenie. ��czy� si� w tej chwili z kim� odleg�ym, kto najwidoczniej oczekiwa� jego przybycia. Nastawia� bowiem na r�cznym telezystorze d�ugo�� fali, regulowa� odbi�r i �ledzi� miniaturowy ekran, kt�ry po�yskiwa� jak fosforyzowana tarcza zegarka. Rozleg�o si� cichutkie brz�czenie. Pablo nie m�g� jednak us�ysze� rozmowy, gdy� w tej chwili kto� z zewn�trz otworzy� drzwi kabiny. Trzeba by�o wysiada�. Pablo czu� l�k. Mimo to opu�ci� kabin� pozornie opanowany i spokojny. Udawa�, �e jest mu zupe�nie oboj�tne, dok�d go wiod�, cho� po�era�a go ciekawo�� zaprawiona obaw� o najbli�sz� przysz�o��. Towarzysz�cy mu od kilku godzin oficerowie nie zdradzali w dalszym ci�gu ch�ci do nawi�zania rozmowy. Milczeli uparcie, wykonuj�c jak bezduszne mechanizmy ciche i kr�tkie rozkazy genera�a. Pablo jakby dla nich nie istnia�. I to by�o szczeg�lnie denerwuj�ce. Pablo nie daruje im tego. My�l ta przeradza�a si� w nag�� decyzj�. Gdyby wiedzieli, �e z postanowie� swych nie rezygnuje nigdy, na pewno nie byliby tak spokojni, tak butni i tak pewni siebie. Upokorzyli go, zdeptali jego dum� i godno��. Przypomni im to kiedy� niezawodnie. Zap�aci im za to. Wywlekli go o p�nocy z domu. Jego, Pabla Millero, docenta s�awnego uniwersytetu! Jutro na ca�e Gracias gruchnie wie�� o porwaniu doktora Millero, uczonego, kt�rym si� chlubi wydzia� lekarski uczelni, o uwi�zieniu znakomitego lekarza, kt�rym szczyci si� ca�e Wybrze�e Moskitowe od cudnego Gracias a� po San Juan del Norte. Nie, tego darowa� nie mo�na. A czy� mo�na darowa� wtargni�cie tej uzbrojonej watahy do jego ustronia, do jego pi�knej villa bianca. Villa bianca! - wspomnienia cisn� si� gwa�townie. Czy� zobaczy j� jeszcze? By�a jego dum�, jego wymarzonym dzie�em. Architekt zrealizowa� w g�adkim marmurze jego najskrytsze idee: szlachetn� prostot�, lekko��, komfort. Z tarasu okalaj�cego budowl� rozci�ga� si� widok na wiecznie zielone palmy kokosowe i g�adkie wody zacisznej zatoki. Pablo lubi� odpoczywa� tu i ch�on�� wzrokiem bia�e p�achty �agli na jachtach. Lubi� te� zbiega� schodami w d�, a� nad sam brzeg, gdzie woda li�e uparcie ��ty piasek, i obserwowa� gramol�ce si� niezdarnie wielkie ��wie. Tego wszystkiego pozbawia�a go czyja� przemoc. - Racja stanu wymaga pa�skiej obecno�ci w stolicy, doktorze - powiedzia� mu �w wysoki genera�, o twarzy bladej i zimnej, nie rozja�nionej �adnym chyba uczuciem. To by�o wszystko, co mu na wyspie zakomunikowano. Na pytania, kt�re rzuca� gor�czkowo, nie otrzyma� odpowiedzi. Zacz�� go opanowywa� l�k. Kilka uzbrojonych postaci, tajemnicze miny, wydawane szeptem polecenia, ciemna noc, szum palm za oknami - wszystko to sk�ada�o si� na atmosfer� na�adowan� niebezpiecze�stwem. Wiedzia�, a raczej wyczuwa�, �e na nic zda si� tu op�r, �e ludziom, kt�rzy zburzyli jego spok�j, musi by� pos�uszny, �e musi bez sprzeciwu podporz�dkowa� si� ich woli. �y� przecie� w dziwnym i niespokojnym kraju. Bunty wojska, pucze, zamachy, rewolty zmiata�y rz�dy i dyktator�w. Ci, kt�rzy wczoraj byli u steru, przed kt�rymi dr�a� lud, nast�pnego dnia w�drowali do wi�zie�, gin�li lub ratowali si� ucieczk�, by obmy�la� nowe zamachy i snu� plany zemsty. Ma�e pa�stwo od lat p�awi�o si� we krwi. Nar�d, rozdarty pomi�dzy kilka sk��conych stronnictw politycznych, cierpia� n�dz�. Kopalnie z�ota przesz�y w r�ce obcych w�a�cicieli, upad� przemys� i rolnictwo, zmarnia�a prawie zupe�nie wspania�a kiedy� hodowla byd�a, zdewastowano s�awne plantacje palm kokosowych. Ka�dy z szybko zmieniaj�cych si� dyktator�w rz�dzi� metod� terroru. Sprzeciw karano bezlito�nie. Nikt z obywateli nie by� pewny dnia ani godziny. Czarna milicja obecnego dyktatora Salvatore sia�a trwog� i �mier�. Nic wi�c dziwnego, �e Pablo na widok czarnych mundur�w swych nocnych go�ci straci� pewno�� siebie, �e opu�ci�a go nagle zwyk�a dzielno�� i odwaga. Bez s�owa ubra� si� i wyszed� w ciemn� gor�c� noc. Wyprowadzono go nad zatok�. S�ysza� monotonny szum przyp�ywu. Pod nogami chrz�ci� piasek pla�y. Na jego tle srebrzy� si� d�ugi kad�ub helikoptera. - Prosz� zaj�� miejsce - pos�ysza� g�os genera�a, i bez sprzeciwu wszed� w otwarte drzwi kabiny. Po chwili rozleg� si� warkot silnika. Maszyna poderwa�a si� z ziemi i pop�yn�a na zach�d. Salvatore Dyktator dogorywa�. Le�a� blady, szeroko otwartymi oczami wpatruj�c si� w sufit. Wychud��, ��t� twarz szpeci� grymas zaci�ni�tych warg i g��bokie bruzdy przecinaj�ce zapad�e policzki. Z ust chwilami wyrywa� si� cichy j�k. Wtedy do szerokiego �o�a podbiega� lekarz. Le��cego obserwowa� z niepokojem minister Diego, prawa r�ka dyktatora. Diego zawdzi�cza� dyktatorowi wszystko: godno�� ministra, stopie� genera�a, bogactwo. Salvatore d�wign�� go z upadku i wyni�s� wbrew opinii wysoko. Zreszt� nie tylko do Diega u�miechn�o si� szcz�cie. Nowemu dyktatorowi potrzebni byli w�a�nie tacy ludzie. Im powierzy� urz�dy, im zaufa� i na nich opar� swe rz�dy. On zawdzi�cza� im wiele, a oni jemu wszystko. Stan�o mi�dzy nimi porozumienie, sojusz silny i trwa�y, kt�rego n'c nie mog�o zerwa�. Im konieczny by� jego geniusz organizacyjny, odwaga nie znaj�ca gramc, si�a p�yn�ca z bezwzgl�dno�ci i wola �ami�ca przeszkody, jemu - ich s�u�alcze pos�usze�stwo, oddanie. Wyszuka� ich w t�umie, wybra� ich z mierzwy ludzkiej. Salvatore mia� przy tym niezawodne oko. Ocenia� ludzi bezb��dnie. Nie zawi�d� si� na wiernej kohorcie. Dotrzymywa�a mu kroku w zwyci�skim pochodzie do w�adzy. Zmiot�a w ci�gu trzech dni przeciwnik�w i wprowadzi�a Salvatore do rezydencji by�ego dyktatora, kt�ry ratowa� si� ucieczk�. Diego jest zdenerwowany do najwy�szych granic. Trzykrotnie ju� ��czy� si� telezystorem z genera�em Coiba, kt�rego wys�a� po doktora Pabla Millero. Nie m�g� doczeka� si� ich przybycia. Minuty wyd�u�aj� si� w godziny, godziny w wieki. L�k opanowywa� ministra, �e doktor Pablo si� sp�ni, �e jego pomoc mo�e si� okaza� zbyteczna. Salvatore bowiem goni� resztk� si�. Lekarz wr�y� mu tylko godziny �ycia. Co si� stanie w przypadku jego �mierci? Diego wyrzuca sobie, �e zbyt p�no zdecydowa� si� wezwa� doktora Pabla. Chorob� dyktatora utrzymywano w tajemnicy. Sam Salvatore tego ��da�. �Dowie si� Rodriguez, podnios� �by przeciwnicy" - sycza� zaciskaj�c z b�lu usta. Jednak�e z miesi�ca na miesi�c stan zdrowia dyktatora stale si� pogarsza�. Przyboczny lekarz, cz�owiek bezgranicznie oddany, by� bezradny. - Jedyny ratunek - rzek� kt�rego� wieczora z�amanym g�osem - to wezwa� docenta Millero. - Ale� to niemo�liwe! - wykrzykn�� minister Diego. - Leczenie musi si� odby� w tajemnicy. Czy pan o tym zapomnia�? Nikt nie powinien dowiedzie� si� o chorobie dyktatora. Musi pan, doktorze, zmobilizowa� ca�� sw� wiedz� i za wszelk� cen� przywr�ci� choremu zdrowie. - Robi�, ekscelencjo, wszystko, co mog�. Niestety, medycyna nie zna �rodka na dolegliwo�ci dyktatora. - A kt� to jest �w cuda czyni�cy Millero? - Pablo Millero, ekscelencjo, jest cz�owiekiem godnym ze wszech miar zaufania, a przy tym s�aw� w �wiecie naukowym. Ostatnie jego prace zjedna�y mu szeroki rozg�os poza granicami naszego kraju. Szczeg�lnie zdumiewaj�ce wyniki osi�gn�� w dziedzinie elektroniki w zastosowaniu do medycyny. Do jego villa bianca, po�o�onej na Wybrze�u Moskitowym niedaleko Gracias, ci�gn� pielgrzymki chorych z najodleglejszych wsi i miast. Ekscelencjo, prosz� mi wierzy�! Wyczerpa�em wszystkie �rodki, kt�rymi dysponuje klasyczna medycyna. Jestem bezradny. Prosz� wi�c pana usilnie, niech pan sprowadzi Pabla Millero. I prosz� si� spieszy�, gdy� lada chwila nast�pi� mo�e katastrofa. Prosz� . nie zwleka�, ekscelencjo! Rozmowa ta zdecydowa�a o losie docenta Pabla Millero. Na rozkaz ministra Diego wyruszy� do villa bianca genera� Coiba, adiutant dyktatora Salvatore. Wyruszy� noc� w asy�cie oficer�w czarnej policji na pok�adzie helikoptera. Po kilku godzinach wr�ci� do stolicy. W patacu dyktatora Ci�kie drzwi otworzy�y si� bezszelestnie. D�ugi korytarz ton�� w potokach �wiat�a, mieni�cego si� bajecznymi odblaskami w kryszta�ach, z�oceniach i okuciach. �Jak w bajce" - przemkn�o przez my�l doktora. - Prosz� za mn� - Pablo us�ysza� g�os id�cego przed nim genera�a Coiba. - Czekaj� na nas. Znowu drzwi. Uchyla si� ci�ka, zas�aniaj�ca je kotara i Pablo staje przed ministrem Diego. Pozna� go natychmiast. Ile� razy widzia� t� twarz na szpaltach gazet, tygodnik�w ilustrowanych, na ekranach telewizor�w. Prawa r�ka dyktatora Salvatore, wszechmocny minister! Teraz wpatrywa� si� bacznie w blad� twarz doktora, jakby chc�c zapami�ta� ka�dy jej szczeg�, ka�dy najdrobniejszy rys. - Bardzo pana, doktorze, przepraszam - odezwa� si� wreszcie przyciszonym g�osem. - Przepraszam, �e pozwoli�em sobie zaprosi� pana o tej porze i w tak niezwyk�ych okoliczno�ciach. S�dz�, �e wybaczy mi to pan, gdy zrozumie powody, kt�re sk�oni�y mnie do tego kroku. Jestem panu winien wyt�umaczenie. Przedtem jednak, doktorze, ma�a pro�ba. To, o czym b�dziemy w tym gabinecie m�wili, to, co pan nast�pnie zobaczy, i to, co pan b�dzie musia� czyni�, powinno zosta� tajemnic�. Pablo sk�oni� si� lekko na znak, �e przyj�� �yczenie ministra do wiadomo�ci. - Prosz� siada�, doktorze - Diego wskaza� zielony fotel. -Porozmawiamy. S�ysza�em o panu bardzo pochlebne opinie. Podziwia�em pa�skie sukcesy naukowe. Cieszy�em si� n'mi, by�em jako minister tego kraju dumny z pana. I zawsze moim �yczeniem by�o pozna� tak wybitnego cz�owieka osobi�cie. Pablo s�ucha� potoku s��w ministra z coraz wi�kszym zadowoleniem. �Nie musi by� ze mn� �le, skoro gro�ny Diego rozmawia tak �agodnie i sypie wdzi�cznymi pochlebstwami" - m�wi� sobie w duchu. Poczu� si� ra�niej. Twarzy nada� wyraz skupienia i wyt�onej uwagi. - Niestety, ch�ciom moim, doktorze - ci�gn�� minister -stawa� zawsze na przeszkodzie nawa� prac, obowi�zki. Rozumie pan. Ale b�d� si� streszcza�. Powiedziawszy to, podszed� do siedz�cego, opar� d�onie na jego barkach i wpatruj�c si� w twarz uczonego, wyszepta�: - Wezwa�em pana do ci�ko chorego cz�owieka. By� mo�e jego godziny s� policzone. Pan jeden mo�e go wyleczy�. Je�eli si� to uda, czeka pana wspania�a przysz�o��. �adna nagroda, na jak� si� mo�e zdoby� nasz kraj, nie b�dzie za wysoka. Jednak�e, doktorze, jeszcze raz uprzedzam, �e licz� na pa�sk� dyskrecj�. Licz� na ni�, doktorze - powt�rzy� Diego z naciskiem. - A teraz prosz� za mn�. Pablo uni�s� si� z fotela i pod��y� za ministrem. Min�li kilka urz�dzonych z przepychem pokoi i znale�li si� wreszcie w sypialni. - Teraz kolej na pana, doktorze! - us�ysza� g�os ministra. Cudotw�rcza terapia - Diagnoza kolegi Soyela, ekscelencjo, jest najzupe�niej s�uszna. Stan chorego jest bardzo ci�ki. Kompletne wyczerpanie fizyczne uniemo�liwia zastosowanie radykalnych �rodk�w zapobiegawczych. Jednak�e... - Co chce pan przez to powiedzie�, doktorze Millero? Czy�by istnia�a nadzieja? - Tak jest, ekscelencjo. Jednak�e leczenie pot -wa d�ugo. Nie mog� da� pe�nej gwarancji. Mog� wszak�e zapewni�, �e sprawa nie jest beznadziejna. Mimo zniszczenia, kt�re choroba poczyni�a w organizmie, dyktator zadziwia �ywotno�ci�... Rozmowa ta odbywa�a si� w gabinecie, kt�ry opu�cili przed godzin�. Pod wp�ywem s��w doktora twarz ministra Diego, niedawno tak pochmurn� i zatroskan�, rozja�ni� b�ysk nadziei. - Prosz� tylko, ekscelencjo - podj�� na nowo Pablo -zwr�ci� uwag�, �e wyleczy� dyktatora Salvatore mo�e tylko jeden cz�owiek. - Tym cz�owiekiem jest pan, doktorze - wtr�ci� minister. - Czy dobrze zrozumia�em? - Tak, ekscelencjo. Jednak�e nie mog� si� tego podj��. - Dlaczego? - Z tej prostej przyczyny, �e nie mam do dyspozycji odpowiedniej aparatury, szeregu skomplikowanych urz�dze� zapewniaj�cych skuteczne stosowanie odpowiedniej terapii. Chory musi by� przez pewien �ci�le okre�lony czas umieszczony w polu elektrycznym i poddany wp�ywowi impuls�w drga� elektromagnetycznych. Bez koniecznych urz�dze�, ekscelencjo, nie b�d� m�g� podj�� si� leczenia dyktatora Salvatore. - Ale�, kochany doktorze, to �adna przeszkoda. Prosz� o troch� cierpliwo�ci. Przekona si� pan za chwil�, �e wszystko, o czym pan wspomnia�, znajdziemy tu, na miejscu. - To niemo�liwe, ekscelencjo. - Mo�liwe, mo�liwe, doktorze. Byli�my na tyle przewiduj�cy, �e urz�dzili�my panu wspania�y gabinet, wyposa�ony we wszystko, co potrzeba. Nawiasem m�wi�c - tu Diego u�miechn�� si� - gabinet ten przywie�li�my z villa bianca. Pablo poderwa� si� z miejsca. - Prosz� mnie tam zaprowadzi�. Obawiam si�, �e ten po�pieszny transport m�g� powa�nie zaszkodzi� moim aparatom. Nie b�d� mia�, ekscelencjo, chwili spokoju, dop�ki nie sprawdz�, �e wszystko dzia�a jak nale�y. Diego nacisn�� jeden z kolorowych guzik�w na bia�ej p�ycie biurka. Prawie natychmiast uchyli�y si� drzwi i na progu stan�� wysoki oficer w czarnym mundurze. - Prosz� zaprowadzi� doktora do jego gabinetu. Jest pan, majorze, przydzielony do osoby doktora Pabla Millero. Prosz� pami�ta�, by naszemu wielkiemu uczonemu na niczym nie zbywa�o. Powiedziawszy to, Diego sk�oni� si� doktorowi i znik� za ci�k�, br�zow� kotar�. Pablo uda� si� za majorem. Zrozumia� doskonale polecenie ministra. Wiedzia�, �e od tej chwili ka�dy jego krok b�dzie �ledzony, ka�dy gest obserwowany, ka�de s�owo nagrane na ta�m�. Nie przejmowa� si� tym jednak zbytnio. Wr�cz przeciwnie. Jaki� tajemniczy g�os szepta� mu do ucha, �e nadarza si� wspania�a okazja, �e los zsy�a mu wielk� szans�, kt�rej nie wolno przegapi�. Nie wiedzia� jeszcze, jakie z tego wyci�gnie korzy�ci, ale wyczuwa�, �e w �yciu jego nast�puje gwa�towna i decyduj�ca zmiana. By� na tyle bystrym obserwatorem, �e tych kilka godzin wystarczy�o, by spostrzeg� og�lne podniecenie, granicz�cy z panik� stan zdenerwowania, przestrach maluj�cy si� na twarzach czarno umundurowanych dygnitarzy, oficer�w i s�u�by. Poj�� momentalnie, �e stan ten wywo�a�a ci�ka choroba dyktatora Salvatore. Poj�� r�wnie� to, �e on, doktor Pablo Millero, los tych wszystkich ludzi trzyma w swych r�kach. Je�eli pozwoli zgin�� dyktatorowi, zgin� ministrowie i genera�owie, zginie utrzymana geniuszem i wol� Salvatore czarna kohorta, si�a, na kt�rej wsparte s� urz�dy i stanowiska. Je�eli uratuje z�o�onego chorob� starca, uratuje r�wnie� ministra Diego, genera�a Coiba i innych gro�nych w�adc�w tego kraju. Jak wi�c post�pi�? Co pocz��? Jak� podj�� decyzj�? My�li k��bi� si� w g�owie don Pablo. Nagle rodzi si� decyzja �mia�a i ryzykowna. Jest szansa, jest okazja, jedyna, by� mo�e - niepowtarzalna. Trzeba j� chwyci�, trzeba j� koniecznie wykorzysta�! �Wylecz� don Salvatore! Wylecz� go, przywr�c� do si� i postawi� na czele tej zgrai. Ale za cen�, kt�r� im wyznacz�". - Oto pa�ski gabinet, doktorze - rozleg� si� g�os oficera. Don Pablo natychmiast och�on��. Rzuci� si� do poustawianych wzd�u� �cian aparat�w. Dotyka� ich d�o�mi, g�adzi� pieszczotliwie, oczyszcza� z kurzu. - Je�eli mia�bym by� panu w czym pomocny, oto moja fala: �O. X. 85", Prosz� zanotowa�, doktorze - odezwa� si� major. - Pa�skie nazwisko, majorze? - Gonzales. - Jeszcze jedno, majorze Gonzales, zanim mnie pan po�egna. Prosz� mi powiedzie�, czy gabinet ten przylega do sypialni ekscelencji Salvatore i czy mo�na wchodzi� do niej st�d bezpo�rednio. - Tak. Tu s� drzwi. - M�wi�c to major nacisn�� niklow� d�wigienk�. W tej samej chwili, jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki, �ciana rozsun�a si� bezszelestnie, tworz�c szerokie przej�cie, przez kt�re wida� by�o le��cego na szerokiej sofie dyktatora. - Doskonale - szepn�� don Pablo - doskonale, drogi majorze. Natychmiast zastosujemy elektrosen. - S�dz�, doktorze, �e moja obecno�� jest teraz zbyteczna. Pozwoli pan, �e go po�egnam. �ycz� powodzenia. Po wyj�ciu Gonzalesa Pablo zacz�� montowa� aparatur�, kt�rej trzon stanowi�y cztery generatory. Trwa�o to zaledwie kilka minut. Zdecydowa� si� pocz�tkowo zastosowa� impulsy pr�du elektrycznego w kszta�cie prostok�tnym, by wywo�a� u chorego stan elektrosnu. - Zaczynamy zatem leczenie, doktorze Millero! Pablo odwr�ci� si�. Z ty�u sta� minister Diego i obserwowa� z zainteresowaniem czynno�ci lekarza. Wszed� do gabinetu niepostrze�enie. - Tak jest, ekscelencjo. Zastosowa�em ze wzgl�du na stan chorego nat�enie zaledwie oko�o stu mikroamper�w. To w zupe�no�ci wystarcza. Zreszt�, prosz� sprawdzi�. Don Salvatore �pi. Sen regeneruje jego si�y. Z kolei zastosujemy elektrostymulacj� mi�nia sercowego. To b�dzie nast�pna faza leczenia. Oczywi�cie zabieg ten przeprowad�my z doktorem Soyela przy zastosowaniu elektronarkozy. Trzeci� faz�, gdy zaistnieje konieczno��, b�dzie operacja. - Zadziwiaj�ce - wyszepta� minister Diego. - Nic w tym nadzwyczajnego, ekscelencjo. Umie�cimy po prostu chorego w polu elektromagnetycznym, kt�rego fale przebiegaj� w kszta�cie z�b�w pi�y. Zreszt� podobne pole wytwarza si� i w tej chwili, tylko cz�stotliwo�� impuls�w jest inna, a wykres pr�du uk�ada si�, jak ekscelencja widzi na tym ekranie, w kszta�cie spiral. - Udzielaj�c tych wyja�nie� don Pablo u�miechn�� si� z zadowoleniem. Czu�, �e imponuje prostackiemu ministrowi. Cieszy� si� w duchu, �e mo�e go wprawi� w podziw i zdumienie. A przecie� pokaza� mu tak ma�o. Przecie� nie zademonstrowa� mu z�o�onego dzia�ania ulepszonych elektroencefalograf�w. rejestruj�cych na odleg�o�� najskrytsze my�li znajduj�cych si� w pobli�u ludzi, hipnotyzer�w elektronowych kieruj�cych procesem my�lowym i czynami cz�owieka, kt�rego poddano by dzia�aniu tych aparat�w, elektromiograf�w. automatycznych rejestrator�w i licznik�w wykre�laj�cych stan napi�� duchowych oraz innych przyrz�d�w, kt�rych cz�ci mie�ci�y si� w skrzyniach ustawionych wzd�u� �cian gabinetu. Plany don Pabla Od przybycia don Pabla do pa�acu dyktatora Salvatore up�yn�o kilka dni. Uczony mia� pe�ne r�ce roboty. Od wczesnych godzin rannych do p�na w noc by� bez przerwy na nogach. Si� jego nie wyczerpywa�y jednak ani wielogodzinne dy�ury u �o�a chorego, ani sta�a praca przy montowaniu i ulepszaniu skomplikowanej aparatury elektroleczniczej. ani wreszcie ci�g�e napi�cie my�lowe. Nic nie zdo�a�o os�abi� jego energii. Chcia� bowiem jak najszybciej przyst�pi� do realizacji ^wych zamierze�, kt�re straci�y ju� pocz�tkow� mglisto��. Doktor obmy�li� w najdrobniejszych szczeg�ach plan dzia�ania. Aparaty skonstruowane w cichym ustroniu villa bianca, kt�re s�u�y� mia�y cz�owiekowi, kt�rych zadaniem mia�o by� zwalczanie ludzkich cierpie�, postanowi� wykorzysta� dla uchwycenia w�ad/y. D/i�ki nim dokona rewolucji pa�acowej. Wystarczy tylko, gdy wzmocni zasi�g dzia�ania systemu po��czonych urz�dze� elektronicznych. Zacznie niebawem. Wszystko w zasadzie ma do akcji przygotowane. Aparatura jest ju� zmontowana. Ustawione generatory wytworz� pr�dy o ��danych kszta�tach, na ekranach rejestratory i animomctry wykre�l� kolorowymi liniami my�lowe procesy ka�dego, kogo on, doktor Pablo, zechce podda� eksperymentowi. Specjalny, pod�o�ony pod linie alfabet przy naci�ni�ciu niebieskiego kontaktu przemieni si� na p�ycie w d�wi�ki, w s�owa, w /dania. zdradzaj�ce najtajniejsze zamiary, najskrytsze my�li i pragnienia ka�dego, kto tylko znajduje si� w pa�acu. Lecz nie koniec na tym. Oto pod�u�na skrzynia z tub� wykonan� z materia�u migoc�cego jak kryszta� skomplikowanymi naci�ciami. Wystarczy przesun�� wzd�u� czerwonej strza�ki prze��cznik, by tuba wys�a�a w przestrze� niewidzialne fale hipnotyzuj�ce. Fale dyktuj�ce zgodnie / wol� operatora nakazy, polecenia, kt�rym nikt nie mo�e si� oprze�. Skrzynia ta to duma dokiora Pabla. Skuteczno�� tego przyrz�du sprawdzi� ju� wiele razy w villa bianca. Doktor Pablo postanawia zacz�� jutro. Le��c obmy�la jeszcze raz ca�� akcj�. Ufa swoim aparatom. Wierzy w ich precyzj�, w nieomylno�� dzia�ania. Upaja si� wizj� zwyci�stwa. On, przed kilkoma zaledwie dniami docent uniwersytetu, cichy, cho� pe�en ambicji m�ody uczony, staje dzi� do walki z systemem dyktatora Salvatore. Przedtem ani mu si� �ni�o, by przyrz�dy swe wykorzysta� do tego celu. Dopiero tu, w pa�acu, zrodzi�a si� ta idea. Dopiero tu, widz�c ludzi, kt�rzy trz�li pa�stwem, kt�rzy decydowali o losie kilku milion�w obywateli, powsta�o pytanie: dlaczego Salvatore, Diego, Coiba, a nie on jest rz�dc� tego kraju. Czym oni zas�u�yli na ten przywilej ? Czy� s� od niego lepsi, m�drzejsi? Ju� jutro pytanie to zacznie si� rozstrzyga�. Ju� jutro oka�e si�, kto silniejszy. Zacznie dzia�a� ostro�nie. Ca�y pa�ac znajdzie si� w polu elektromagnetycznym. Ludzie przebywaj�cy w jego zasi�gu zostan� poddani wp�ywowi impuls�w. Zaczn� wi�c wykonywa� jego wol�. Oczywi�cie nie b�dzie dzia�a� gwa�townie, nie b�dzie ��da� od swych przyrz�d�w natychmiastowych rezultat�w. Ma czas. Mieszka�cy pa�acu nie mog� spostrzec, �e dzia�aj�, post�puj� i my�l� tak, jak chce tego doktor Pablo. To by�aby katastrofa. Trzeba dzia�a� nadzwyczaj ostro�nie. Nikt nie mo�e zauwa�y� zmian w swym sposobie my�lenia, zachowania si�, reakcji. A to jest przecie� �atwe. Wystarczy, �e znajdzie si� poza zasi�giem pola. Doktor Pablo wie o tym doskonale. Jest ponadto cz�owiekiem przewiduj�cym. Jest uczonym, kt�rego cechuje rozwaga. To prawda. Ale ponad t� rozwag� wybija� si� zacz�a inna cecha jego charakteru, z kt�rej nie zdawa� sobie dot�d sprawy. Jest ni� ��dza w�adzy, podporz�dkowania sobie milion�w ludzi, rozkazywania, decydowania o losach pa�stwa i narodu. To dopiero mog�o zaspokoi� jego ambicj�, kt�ra jeszcze niedawno by�a jedynie ambicj� uczonego d���cego do uzyskania sukces�w w dziedzinie nauki. ��dza ta jednak zrodzi� si� mog�a u cz�owieka pr�nego i pozbawionego skrupu��w. I takim w istocie by� don Pablo Millero. Zwyci�stwo Dyktator Salvatore czu� si� na tyle dobrze, �e zacz�� za�atwia� niekt�re sprawy pa�stwowe i przyjmowa� ministr�w oraz pos��w zagranicznych, sk�adaj�cych mu gratulacje z powodu tak szybkiego powrotu do zdrowia. W czasie oficjalnych audiencji Salvatore przedstawa� go�ciom doktora Pabla, nazywaj�c go swym wybawc�, najlepszym przyjacielem, najwi�kszym lekarzem wszystkich czas�w. Don Millero chodzi� w glorii s�awy. Otrzyma� najwy�sze odznaczenie pa�stwowe - Order Z�otego Kondora, katedr� elektrolecznictwa na uniwersytecie sto�ecznym oraz nagrod� pa�stwow� pierwszego stopnia za dzia�alno�� szczeg�lnie wa�n� dla dobra republiki. Nagroda ta pr�cz najwy�szego wyr�nienia stanowi�a niema�� korzy�� materialn�: don Pablo sta� si� w�a�cicielem ksi��eczki czekowej, uwalniaj�cej go na ca�e �ycie od wszelkich k�opot�w materialnych. �Warto leczy� dyktator�w" - pomy�la�, gdy ksi��eczk� t� wr�czy� mu minister Diego. Te wszystkie wyr�nienia, nagrody i wyrazy wdzi�czno�ci, kt�rymi go tak szczodrze w pa�acu dyktatora darzono, ju� mu wszak�e nie wystarczy�y. Nie wystarcza�o mu nawet to, �e Salvatore wprowadzi� go do rady przybocznej, �e uczyni� go r�wnym ministrowi Diego, genera�owi Coiba, generalnemu dyrektorowi finans�w i ministrowi spraw wojskowych. Nie wystarczy�o mu, �e wszechmocny Salvatore mianowa� go ministrem - doradc� nadzwyczajnym, Ambicje don Millero si�ga�y dalej. Dawny docent pragn�� wi�kszych zaszczyt�w. Ambasadorowie i pos�owie akredytowani przy rz�dzie dyktatora w lot poj�li, �e Pablo jest now�, wschodz�c� gwiazd�, �e warto zyska� jego przychylno��, �e jest to cz�owiek o coraz to wi�kszych wp�ywach. Nikt jednak z ludzi obserwuj�cych jego zawrotn� karier� nie wiedzia� naprawd�, dzi�ki czemu pi�� si� on z ka�dym dniem coraz wy�ej. Uwa�ano powszechnie, �e dzieje si� tak wskutek wdzi�czno�ci Salvatore... Tymczasem don Pablo wszystkie honory i zaszczyty zawdzi�cza� wy��cznie swym wspania�ym przyrz�dom. Od rana do nocy, od chwili budzenia si� �ycia w pa�acu a� do momentu udania s'� na spoczynek don Salvatore, doktor Millero czuwa� nad prac� aparatury. Wy��cza� j� tylko w czasie swej nieobecno�ci w pracowni, gdy musia� bra� udzia� w posiedzeniach rady lub towarzyszy� w czasie spacer�w dyktatorowi. W pierwszych dniach pobytu w stolicy doktor otoczony by� �cis�ym nadzorem. Z biegiem czasu jednak inwigilacja stawa�a si� mniej �cis�a. I wreszcie dosz�o do tego, �e doktora nie �ledzono zupe�nie. Rola Gonzalesa ograniczy�a si� do ochrony don Pablo jako cz�onka rz�du przed mo�liwo�ci� napadu lub zamachu ze strony przeciwnik�w Salvatore. Don Pablo mia� wi�c zupe�nie wolne r�ce. M�g� bez obawy przeprowadza� swe do�wiadczenia. Zreszt� mia� pewno��, �e nikt w pa�acu nie rozumie pracy maszyn i aparat�w, zape�niaj�cych jego laboratorium. Nic wi�c mu nie grozi�o. Przebywanie w pracowni, obserwowanie pracy pos�usznych jego woli aparat�w, ws�uchiwanie si� w g�osy, s�cz�ce si� z mikromegatbn�w, �ledzenie b�ysk�w pojawiaj�cych si� na ekranach w postaci kolorowych punkt�w, kt�rych znaczenie on jeden tylko rozumia�, stanowi�o dla doktora Pabla najwy�sz� rozkosz. Szczeg�lnie lubi� ws�uchiwa� si� w pl�tanin� cudzych my�li odtwarzanych w postaci d�wi�k�w za pomoc� aparatury fonicznej. Z nich odczytywa� zamiary przeciwnik�w, ich plany, zanim zyska�y ostateczny kszta�t decyzji. Je�li chcia�, m�g� je w ka�dej chwil" pokrzy�owa� lub zdusi� w zarodku. Wystarczy�o, by rzuci� jedno polecenie do membrany hipnotyzera. Wiele ju� razy ucieka� si� don Pablo do jego pomocy, po raz pierwszy za� po przesileniu si� choroby dyktatora. Pewnego dnia wkr�tce po swym wyzdrowieniu don Salvatore w rozmowie z ministrem Diego i genera�em Coiba wysun�� spraw� lekarza Pabla Millero. Ca�e szcz�cie, �e doktor znajdowa� si� w swej pracowni i �e nastawiona by�a aparatura odbiorcza. Us�ysza� wi�c ca�� rozmow� dok�adnie. - Panowie - chrypia� w membranie starczy glos dyktatora. - Panowie, czuj� si� tak zdrowy jak nigdy przedtem. Wr�ci�y mi si�y. Starczy ich. m�j Diego, na d�ugie jeszcze lata. - Ekscelencjo - don Pablo pozna� g�os genera�a Coiba -ca�y nar�d sk�ada za to dzi�ki opatrzno�ci. Rozpogodzi�y si� czo�a i znowu b�oga rado�� zapanuje w naszym kraju. - H�! H�! H�! Nie przesadzaj, generale, nie przesadzaj. Powiedz raczej, co porabia m�j wybawca, cudotw�rczy don Pablo Millero. Doktor przekr�ci� ga�k� regulacji d�wi�kowej, by uchwyci� najmniejsze drgnienie g�osu. - Millero. ekscelencjo, powinien by� zadowolony. Zyska� �wiatowy rozg�os. Leczy� przecie� z powodzeniem najwi�kszego w historii naszego kraju m�a. Powinien to sobie u�wiadomi�. - Nie wiem. drogi Diego, czy to mu "wystarczy. Czy to jest dostateczna satysfakcja. Don Pablo wyt�y� uwag�. - Wobec tego, ekscelencjo, w jaki spos�b nale�a�oby doktora Millero usatysfakcjonowa�? - zapyta� Coiba. - Pomy�lcie, panowie. Pomy�lcie. Jestem przecie� doktorowi szczeg�lnie zobowi�zany. - Tak, to prawda, ekscelencjo - zacz�� minister Diego. -Dlatego te� s�dz�, �e... Santa Monica... Doktorowi zje�y�y si� w�osy na g�owie. Te dwa kr�tkie s�owa zawiera�y straszn� tre��. Santa Monica by�a wi�zieniem o okrutnej s�awie. Ten, kto dosta� si� za jej stalowe bramy, gin�� dla �wiata i ludzi. Gin�a o nim r�wnie� pami��. - S�dz�, �e to jest dobra my�l - zasycza� genera� Coiba. - Minister Diego, ekscelencjo, poda� w�a�ciwe rozwi�zanie. - Proponujecie wi�c, panowie, Santa Monica - zacz�� na nowo Salvatore. - Hm, no dobrze. Niech tak b�dzie. Don Pablo opanowa� zdenerwowanie. By� spokojny, zimny. - Prosz�, generale Coiba, jeszcze dzi� spraw� t� za�atwi�! - Nie, nie, nie! - rzuci� doktor w membran� hipnotyzera. To wystarczy�o. Spiskuj�ca tr�jka znalaz�a si� natychmiast w zasi�gu dzia�ania aparatu. Don Pablo by� uratowany. Jednak�e od owego dnia doktor stara� si� przebywa�, szczeg�lnie w pocz�tkowym okresie walki, stale w pracowni. P�niej, gdy niebezpiecze�stwo nie by�o ju� tak gro�ne, pozwala� sobie na mniejsz� czujno��. Zreszt� ma�e usprawnienie w aparaturze zwalnia�o uczonego z ustawicznej kontroli otoczenia. Don Pablo wprowadzi� do rejestrator�w samoczynne zapisywacze i wywo�ywacze chwyconych my�li i rozm�w. Teraz m�g� spokojnie opuszcza� pracowni�, bo po powrocie rozwijaj�ca si� ta�ma magnetofonowa odtwarza�a wiernie to wszystko, co zasz�o podczas jego nieobecno�ci. Tak wi�c don Pablo m�g� wp�ywa� nie tylko na procesy my�lowe swych niedosz�ych zab�jc�w, ale r�wnie� na ich post�powanie. Pocz�tkowo s�czy� w ich �wiadomo�� za pomoc� hipnotyzera przekonanie, �e on, Pablo, jest cz�owiekiem opatrzno�ciowym, najwi�kszym uczonym tej cz�ci �wiata, chlub� narodu. Z kolei spowodowa�, �e zar�wno Salvatore, jak i wszyscy z jego otoczenia zacz�li zasi�ga� jego rad w zakresie zagadnie� pa�stwowych. Pozbawi� ca�y gabinet dyktatora inicjatywy w my�leniu i dzia�aniu. Wreszcie dosz�o do tego, �e bez zezwolenia don Pabla nie przeprowadzano �adnej akcji, nie podj�to �adnej decyzji. Stawa� si� przez to faktycznym i prawie absolutnym rz�dc� kraju, wszechmocn� szar� eminencj�. Wreszcie zapragn�� czarnego munduru dyktatora. Salvatore by� stary, Salvatore o os�abionej woli przesta� by� gro�nym lwem, przed kt�rym dr�a�a stolica, kraj, przeciwnicy. ,,Salvatore musi odej��" - postanowi� kt�rego� wieczoru don Pablo. Sytuacja dojrza�a. Aparaty zacz�y pracowa� ze wzmo�on� si��. Hipnotyzer obezw�adnia� dyktatora coraz bardziej. Po tygodniu sta�o si� to, czego don Pablo z niecierpliwo�ci� oczekiwa�. Do sali recepcyjnej w pa�acu dyktatora wezwani zostali ministrowie, gubernatorowie prowincji, wy�si oficerowie oraz przedstawiciele pa�stw obcych. Wszyscy oczekiwali w podnieceniu na wej�cie dyktatora. Wreszcie w drzwiach, prowadz�cych do apartament�w prywatnych, ukaza� si� w pe�nej gali stary Salvatore. Szed� wspieraj�c si� na ramieniu don Pabla Millero. - Panowie! - wyszepta� poblad�ymi, starczymi ustami. -Panowie! - powt�rzy� g�o�niej. - Pozwoli�em sobie wezwa� pan�w dzi�, gdy� pragn� zakomunikowa� im swoj� nieodwo�aln� decyzj�. Od jutra, panowie, wszelkie funkcje zwi�zane ze stanowiskiem g�owy pa�stwa przejmuje - tu Salvatore zatrzyma� si� na chwil�, �u� jakie� s�owa, wreszcie podniesionym g�osem powiedzia�: - przejmuje don Pablo Millero, wielki polityk, m�� stanu, cz�owiek godny tego urz�du. Panowie, jestem szcz�liwy, �e z�o�y� mog� moj� godno�� i odpowiedzialno�� za losy pa�stwa w jego r�ce. Jestem stary, pragn� odpocz�� po trudach rz�dzenia. Zast�pi mnie cz�owiek m�ody o wielkim geniuszu... Don Pablo sta� spokojny i zimnym wzrokiem mierzy� zgromadzonych na sali dostojnik�w. W gabinecie profesora Rosario W zielonym Gracias, mie�cie tak zawsze cichym i spokojnym, panowa�o od kilku dni niezwyk�e o�ywienie. Codziennie przed olbrzymimi ekranami telewizor�w. ustawionymi w najruchliwszych punktach miasta, gromadzi�y si� niezliczone t�umy. Spragnieni wiadomo�ci ludzie z napi�ciem obserwowali uroczysto�ci, kt�re odbywa�y si� w stolicy w zwi�zku z przejmowaniem w�adzy przez nowego dyktatora, i z zapartym tchem s�uchali jego lakonicznych przem�wie�. Gdy gas�y ekrany, rzucano si� na dzienniki miejscowe. Po�ykano tre�� komunikat�w donosz�cych o zmianach na czo�owych stanowiskach w armii i rz�dzie. Rozchwytywano rozsiewane z helikopter�w i olbrzymich lataj�cych platform ulotki i odezwy. Ka�dego, kto w tych dniach przybywa� ze stolicy, zmuszano do szczeg�owych radiowych relacji. Do miasta �ci�gali plantatorzy, hodowcy byd�a, robotnicy z zak�ad�w garbarskich, g�rnicy i wrzaskliwi �owcy ��wi. Zaludni�y si� ulice, zat�oczy�y hotele, kawiarnie i bary. Wsz�dzie prowadzono gor�czkowe rozmowy, nami�tne dyskusje. W rojne jak nigdy ulice Gracias spada�a jedna wie�� za drug�, a ka�da wa�na, rozp�omieniaj�ca nadzieje, wyzwalaj�ca skryte do niedawna urazy, protestuj�ca przeciwko krzywdzie i samowoli wczorajszych w�adc�w. Ze szczeg�ln� rado�ci� przyj�li mieszka�cy miasta wiadomo�� o podaniu si� do dymisji ministra Diego, prawej r�ki starego dyktatora. Z uczuciem ulgi dowiedziano si� o przej�ciu w stan spoczynku genera�a Coiba, krwawego Coiba, s�awnego z bezlitosnego t�umienia bunt�w. Entuzjazm ogarn�� t�um, gdy olbrzymie tuby magnetofon�w rozbrzmiewa�y wie�ci�, �e don Pablo poleci� otworzy� bramy zamku Santa Lucia i wi�zienia Santa Monica i wypu�ci� na wolno�� wszystkich wi�ni�w politycznych, przeciwnik�w dawnego dyktatora. Milcz�cy dot�d ludzie otworzyli usta. Ze szczeg�ln� pasj� atakowano don Salvatore. - Niech wraca, sk�d przyszed�! - rozleg�y si� okrzyki na ulicach stolicy. - Odejdzie on. zniknie z Wybrze�a Moskitowego niepok�j i zbrodnia. W okrzykach tych t�tni�a t�sknota za dn'em, w kt�rym nie trzeba b�dzie l�ka� si� o �ycie. Ludzie marzyli, by wyje�d�a� ze �piewem na dalekie wody karaibskie, zrywa� owoce z palm, cieszy� si� �yciem, �mia� si� i ta�czy� na zako�czenie zbior�w trzciny cukrowej. Dlatego te� zmiany w stolicy przyj�li wszyscy z uczuciem prawdziwej ulgi i g��bokim zadowoleniem. Wszystkim wyda�o si� nagle, �e jaka� cudowna r�ka zdj�a z ich grzbiet�w gniot�cy ci�ar. Prostowa�y si� plecy, rado�ci� pa�a�y twarze, �mia�y si� oczy. Ale nade wszystko g�rowa�o uczucie dumy. Obywatele Gracias dumni byli z don Pabla. Szczycili si�, �e najwy�szym dostojnikiem w kraju, g�ow� pa�stwa jest cz�owiek, kt�ry chodzi� ulicami ich miasta, kt�ry r�s�, dzia�a� i pracowa� na ich oczach. Wielu mieszka�c�w Gracias odwiedza�o nieraz zatopion� w gaju palm kokosowych villa bianca, wielu z nich �ciska�o d�o� wysokiego, przystojnego doktora, dzi�kuj�c mu za porady lekarskie, wielu spotyka�o go na dalekich, pieszych w�dr�wkach za miastem. R�wnie �ywo i gor�co, r�wnie nami�tnie prze�ywa� zmiany, jakie nast�pi�y w stolicy, stary uniwersytet. W korytarzach i w salach wyk�adowych, w aulach i gabinetach, w�r�d m�odzie�y akademickiej i profesor�w trwa�y nie ko�cz�ce si� rozmowy, urz�d dyktatora obj�� przecie� jeden z wyk�adowc�w, niedawny kolega, chluba fakultetu. - Znam go od dziecka - m�wi� cicho, smutnie zwiesiwszy g�ow�, profesor Rosario. - Zna�em jego ojca, kt�ry przyw�drowa� tu do nas z dalekiej Europy. Uciek� z Niemiec, z kraju, kt�ry przegra� wojn�. Musia� opu�ci� ojczyzn�, bo grozi� mu s�d za jakie� przewinienia. Przyj�li�my go, nie pytaj�c o nic. O�eni� si� z dziewczyn� z naszego miasta. Pablo by� jego jedynym synem. Jak�e� go lubi�em. Cz�sto przybiega� do mnie. By� nadzwyczaj rozwini�ty, mia� fantastyczn� pami��. Ten zdumiewaj�cy ch�opak zachwyca� zdolno�ciami, niepokoi� jednak chorobliw� wprost ambicj�, kt�ra przeszkadza�a mu w stosunkach z kolegami i nie zjednywa�a przyjaci�. By� niezmiernie trudnym dzieckiem, o czym przekona�em si� sam, gdy ojciec jego umieraj�c prosi� mnie o dalsz� opiek� nad synem. Pablo zdradza� od najwcze�niejszych lat zainteresowanie technik�. Nie sprzeciwia�em si� wi�c, gdy postanowi� studiowa� na politechnice. P�niej, gdy zosta� in�ynierem elektrotechnikiem, opanowa�a go nieprzeparta ch�� po�wi�cenia si� naukom medycznym. I tu nie sta�em mu na przeszkodzie, aczkolwiek nie rozumia�em tej nag�ej zmiany zainteresowa�. P�niej poj��em to dok�adnie. Zda�em sobie spraw� z ogromu zamierze�, kt�re k��bi�y si� w niespokojnej g�owie Pabla. Zapragn�� zrewolucjonizowa� medycyn�. Uwa�a�, �e dotychczasowe osi�gni�cia w tej dziedzinie to jedynie kontynuacja, to pod��anie utartymi drogami. �Leczy� nale�y nie �rodkami chemicznymi - g�osi� uparcie Pablo. - Tu powinna wst�pi� elektryczno��, elektronika". Realizacja tego zamierzenia sta�a si� jego idee fixe. Nie rozumiem wi�c zupe�nie tego, co si� sta�o. Przecie� Pablo nie interesowa� si� zupe�nie polityk�. Poza nauk� i eksperymentowaniem, w kt�re wtajemnicza� tylko niewielu spo�r�d nas, nic dla niego nie istnia�o. Sk�d wi�c ten nag�y zwrot! I jakie si�y wysun�y go na to wysokie stanowisko? - Czy�by� nie by� zadowolony? - spyta� profesora kolega uniwersytecki, dziekan wydzia�u. Juarez. - Nie jestem zadowolony, drogi Juarezie. nie jestem. Pablo powinien znajdowa� si� w�r�d nas. Mia� tu wspania�e warunki pracy. Obawiam si�, �e w stolicy, otoczony pochlebcami, zabrnie w machinacje polityczne i pr�dzej czy p�niej sko�czy tak, jak jego poprzednicy. W ci�gu ostatnich pi�tnastu lat mieli�my przecie� a� o�miu dyktator�w. Czy� mo�e go czeka� inny los? Przyjaciele d�ugo jeszcze rozmawiali. Profesor Rosario by� niepocieszony. Gdy opuszcza� gmach uniwersytetu, zapada� ju� zmrok. Szybko nadchodzi�a noc. Od morza ni�st si� daleki poszum. Don Rosario zwiesiwszy g�ow� zd��a� g��boko zamy�lony w kierunku dzielnicy profesorskiej. Raptem przystan��. - Czy�by? - wyszepta�. Gdyby kto� obserwowa� starego uczonego z boku, spostrzeg�by, �e jego smutna twarz pokry�a si� blado�ci�. Nagle profesor ruszy�, przy�pieszaj�c kroku, w kierunku morza. Przypomnia� sobie, �e kiedy� don Pablo demonstrowa� mu dzia�anie jednego ze swych przyrz�d�w. Przed oczyma starca ukaza� si� wtedy niezapomniany widok. W ma�ym pokoju, przedzielonym szyb� lustrzan�, Rosario zobaczy� nagiego, chudego cz�owieka. �Profesorze - powiedzia� w�wczas Pablo - prosz� spojrze�! Ten cz�owiek zacznie za chwil� ta�czy�. O, prosz�" - don Pablo nacisn�� jeden z guzik�w na czarnej tarczy przyrz�du i po up�ywie kilku sekund pacjent zacz�� wykonywa� ruchy przypominaj�ce samb�. ,,Zar�czam panu, �e nigdy w �yciu cz�owiek ten nie ta�czy� samby. A teraz zacznie skaka�." I znowu przyci�ni�cie jakiej� ga�ki spowodowa�o, �e nagi cz�owiek pocz�� wykonywa� d�ugie susy. �To jest elektrogimnastyka, profesorze. Przyrz�d ten powoduje, �e poddany jego dzia�aniu osobnik zmuszony jest do wykonywania najprzer�niejszych czynno�ci" - w g�osie don Pabla t�tni�a duma i che�pliwo��. Stary profesor id�c w�r�d ciemno�ci przypomnia� sobie ze wszystkimi szczeg�ami t� odra�aj�c� scen�. Pami�ta�, co m�wi� mu wtedy Pablo: ,,Aparat, profesorze, jest sprz�ony z elektroencefalografem. W umy�le badanego powoduje on procesy my�lowe, kt�re ten uwa�a za w�asne. Ulega po prostu sugestii. I absolutnie nie zdaje sobie sprawy, �e to, co robi, jest co najmniej dziwne. Mo�na wi�c, jak pan widzi, zmusi� cz�owieka do wykonywania nie tylko okre�lonych czynno�ci, ale nakaza� mu, by w odpowiedni spos�b my�la�". Profesor by� wstrz��ni�ty. �Pablo - powiedzia� wtedy - zbudowa� rzecz wielk�, ale i zarazem straszn�. W r�kach lekarza jest to wspania�a zdobycz. Ale w r�kach z�oczy�cy... nie, nie chc� nawet my�le�". Profesor Rosario znalaz� si� w gaju palmowym. Zna� tu ka�de drzewo. Szed� pewnie. Tak, tu powinien by� podjazd. Zaskrzypia� �wir pod nogami. Wok� panowa�a pustka. Villa bianca. Wszed� ostro�nie po schodach, pchn�� drzwi i nacisn�� kontakt. �wiat�o elektryczne ukaza�o wn�trze domu. Wsz�dzie panowa� nie�ad. Pootwierane drzwi, w po�piechu wypr�nione skrzynie w laboratorium. Ani jednego przyrz�du. Profesor by� wstrz��ni�ty. Zrozumia� wszystko w jednej chwili. Don Pablo Millero zdoby� w�adz? dzi�ki swemu wynalazkowi. Stary profesor sta� d�u�sz� chwil� blady. Opu�ci� ramiona. Przyby�o mu wiele lat. Wzbudza� lito��. Sta� jak nad grobem ukochanej istoty, kt�rej powr�t jest niemo�liwy. Tymczasem w stolicy... Tymczasem w stolicy nowy dyktator Pablo Millero coraz energiczniej przyst�powa� do pe�nienia swych obowi�zk�w. Z miejsca poj��, �e aby rz�dzi� tym krajem, trzeba nie lada si�y. pomys�owo�ci i woli. Trzeba przede wszystkim post�powa� ostro�nie, wymierza� ka�dy krok. wa�y� ka�de s�owo. Nikomu nie m�g� ufa�. Nadskakuj�ca gorliwo��, przymilne u�miechy, grzeczno�� uprzedzaj�ca ka�de �yczenie - wszystko to wydawa�o mu si� nienaturalne. By� pewny, �e gdyby os�abi� czujno�� lub gdyby aparatura uleg�a uszkodzeniu, panowanie jego w tym kraju nie trwa�oby d�ugo. Ale nie chcia� o tym my�le�. W�adza upaja�a go, przenosz�c w kr�lestwo prze�y� dot�d nie znanych. Nikomu nie podlega�. Rozkosz rozkazywania, �wiadomo��, �e jedno jego skinienie stanowi o �yciu lub �mierci ludzkiej - by�a �r�d�em nie znanego dot�d szcz�cia. Nie chcia�by za nic utraci� zdobytej w�adzy. Pragn�� dzier�y� j� a� do ko�ca swoich dni. Ale w tym niespokojnym kraju, tak rozdzieranym nami�tno�ciami, tak sk��conym, jak�e� �atwo � bunt, rewolt�, przewr�t. Sam przecie� doskonale wie, jak zastraszaj�co �atwe by�o usuni�cie Salvatore. Przecie� mo�e narodzi� si� i jego przeciwnik. Nale�y wi�c ugruntowa� w�adz�. Nale�y podporz�dkowa� sobie wszystkich. Wybi� przeto trzeba przeciwnikom z g��w ch�� oporu, zniszczy� w zarodku ka�dy, najmniejszy nawet przejaw wrogo�ci. �atwo to zrobi� z poszczeg�lnymi lud�mi. Zreszt� don Pablo ju� to uczyni�. Usun�� ministr�w, genera��w. podporz�dkowa� sobie wy�szych urz�dnik�w. Tych mia� pod r�k�. w pa�acu, w kt�rym mie�ci�y si� poszczeg�lne resorty, najwy�sze urz�dy, znajdowali si� w zasi�gu dzia�ania aparat�w, byli wi�c pozbawieni w�asnej woli. Sam dyktowa� ich my�li, decydowa� o ich zachowaniu. Ale jak post�pi� z ca�ym narodem, z odleg�ymi miastami, z instytucjami w dalekich prowincjach, urz�dami, o�rodkami fabrycznymi, gdzie nie dociera wp�yw i dzia�anie jego aparatury? Don Pablo znalaz� i na to spos�b. By� to pomys� do�� skomplikowany, jednak�e jego realizacja usuwa�a na zawsze gro�b� przewrotu, gruntowa�a w�adz� dyktatora, zabezpiecza�a j� przed wszelkimi niespodziankami. Sprawa polega�a na tym, by ca�e pa�stwo, najdalsze o�rodki, wszystkie miasta znalaz�y si� w polu elektromagnetycznym. Zatem ca�y kraj pokry� nale�a�o sieci� specjalnych urz�dze�. Krotka narada - Panowie, przyst�pujemy do olbrzymiego dzie�a, kt�re po�o�y kres wszelkiej niedoli narodu. Licz� na pan�w wsp�prac� - ko�czy� don Pablo. - Licz�, �e oddacie tej sprawie swe si�y, zdolno��, talent. Ka�dy z was obdarzony jest moim zaufaniem i wszelkimi pe�nomocnictwami. Prosz� po powrocie do swych zak�ad�w pracy przyst�pi� niezw�ocznie do dzia�ania. Oczekuj� jak najszybszego zrealizowania poruszonych na tej konferencji problem�w... Na sali rozleg�y si� oklaski, zgotowano g�o�n� owacj� na cze�� dyktatora. Mimo �e ko�cowy fragment przem�wienia don Pabla utrzymany by� w tonie kurtuazyjnym, brzmia� w nim rozkaz, kt�remu nikt nie m�g� si� sprzeciwi�. Dyktator przemawia� z trybuny g�ruj�cej znacznie ponad audytorium. Ka�dy jego gest, ka�de poruszenie �ledzi�y dziesi�tki wpatrzonych w niego oczu. Ze wszystkich wyziera�o s�u�alcze oddanie. Pablo �ledzi� zebranych z nat�on� uwag�. In�ynierowie, kierownicy zak�ad�w przemys�owych, fabryk siedzieli w fotelach, w kt�re wmontowano aparaty elektrosugestii. Wiedzia�, �e poddani dzia�aniu tych aparat�w ludzie b�d� bez szmeru i sprzeciwu wykonywa� polecenia dyktatora przez okre�lony czas. Czas ten wynosi dok�adnie 3 miesi�ce. Po up�ywie tego czasu nale�y ich znowu zebra� i ponownie �na�adowa�". Konferencja trwa�a przez cztery dni. W olbrzymiej sali strze�onej przez policj� ci�gn�y si� d�ugie narady. Don Pablo szkicowa� na du�ej tablicy wykresy, kt�re kopiowali zebrani in�ynierowie. Wiedzia� r�wnie�, �e dla zachowania tajemnicy nale�y p�niej wszystkich uczestnik�w podda� innemu eksperymentowi, w kt�rego wyniku popadn� w stan amnezji. Utrac� pami��. Wszystko wi�c b�dzie w porz�dku. Gdy wykonaj� polecenia, do kt�rych w tej chwili s� psychicznie i umys�owo zmobilizowani, zgromadzi ich tu znowu i odbierze im pami��. Nie b�d� nawet wiedzieli, �e sami stan&wili narz�dzie dzia�aj�ce przeciwko sobie. Owacje trwa�y d�ugo. Don Pablo sta� przy pulpicie i naciskaj�c to ten, to inny guzik wywo�ywa� zamierzone reakcje t�umu. �mia� si� w duchu z powa�nych, szczerych, do�wiadczonych pracownik�w nauki i techniki, kt�rzy zachowywali si� jak dzieci. Sprawdza� w ten spos�b jeszcze raz ju� po wielokro� sprawdzony system. Impulsy pola elektromagnetycznego zmusza�y zebranych do wykonywania odpowiednich ruch�w, gest�w, okrzyk�w. Upewnia� si�, �e wszystko p�jdzie torem wytyczonym przez jego geniusz. Sta� i u�miecha� si� do wiwatuj�cego t�umu, a zarazem pogardza� nim. Byli mali, bezsilni, a on, wielki dyktator, panowa� nad nimi wszechw�adnie. Gdy gasn� �wiat�a Gdy gasn� �wiat�a w stolicy, don Pablo nie przerywa swej pracy. Zewsz�d nap�ywaj� meldunki. Prace post�puj� zgodnie z planem. Ale to dopiero po�owa dzie�a, dopiero po�owa drogi don Pabla. Ile� wysi�ku i trudu! Nikt nie przypuszcza, �e dyktator �pi zaledwie po dwie, trzy godziny na dob�, �e spieszy si� z uruchomieniem aparatury, kt�rej dzia�anie obejmie ca�y rozleg�y kraj. Don Pablo siedzi w swym gabinecie, w kt�rym krz�ta si� kilkunastu ludzi. Rozstawiaj� oni wzd�u� �cian wysokie tablice sterownicze. Dyktator sam dozoruje. Kieruje monta�em. Nad ranem praca jest sko�czona. Don Pablo prosi swych pracownik�w do przyleg�ego apartamentu. - Prosz� za mn� - odzywa si� zm�czonym g�osem. -Zas�u�yli�my sobie na odpoczynek i kieliszek dobrego wina. Weszli do olbrzymiego pokoju, kt�rego �rodek zajmowa� wielki st�. Naoko�o sto�u krzes�a. Spodziewano si�, �e za chwil� s�u�ba poda posi�ek. Jakie� jednak by�o zdziwienie zebranych, gdy natychmiast po zaj�ciu miejsc z wn�trza sto�u jak z zaczarowanej kuchni zacz�y si� wy�ania� coraz to inne przysmaki. Don Pablo obserwowa� zdumienie maluj�ce si� na twarzach zebranych. - To nic nadzwyczajnego, prosz� pan�w. Jest to st� elektronowy. Dzia�a on na prostej zasadzie. Wystarczy, �e wypowiem ��danie. Membrana odbiera fale g�osowe i przekazuje tre�� ��dania do aparatury elektronowej, steruj�cej zespo�em urz�dze� elektromechanicznych znajduj�cych si� wewn�trz tego sto�u. Tam znajduje si� swego rodzaju kuchnia, przygotowuj�ca owe potrawy, kt�re mam nadziej�, panom smakuj�. Gdy dyktator wymawia� te s�owa, nad sto�em zapali�o si� niebieskie �wiate�ko. - Przepraszam - wzywaj� mnie. Po chwili by� w s�siednim gabinecie. Nikt go nie wzywa�. Podszed� do ma�ego ekranu, na kt�rym odbija� si� obraz. Wida� by�o siedz�cych przy stole go�ci. U�miechaj�c si� w��czy� podobny do archaicznego budzika aparat. Rozleg�o si� ciche brz�czenie. Pablo wpatrywa� si� uwa�nie w ekran. Go�cie zgromadzeni przy stole zacz�li nagle zasypia�. Po chwili pogr��eni byli w g��bokim �nie. Strza�ka przesuwa�a si� wolno w kierunku cyfry 15. Gdy j� osi�gn�a, w��czy� inny aparat. Go�cie zacz�li przeciera� oczy i spogl�da� na siebie ze zdumieniem, nie rozumiej�c, sk�d si� tu wzi�li. - Trzeba do nich wyj�� - wyszepta� Pablo. - Trzeba im co� powiedzie�. Nie pami�taj�, co przez ca�� noc robili. Musz� wi�c wiedzie�, dlaczego tu si� znajduj�. - Troch� za mocne wino, prawda, prosz� pan�w. Napracowali�my si� solidnie. Byli�my zm�czeni i trunek na niekt�rych z pan�w podzia�a�. Ale obicia, kt�re za�o�yli�cie, s� wspania�e. Remont sali uda� si� znakomicie. Bardzo panom dzi�kuj�. Intendent pa�acu wyp�aci odpowiednie wynagrodzenie. �egnam pan�w. Departamenty Don Pablo wkroczy� do olbrzymiej, wy�o�onej bia�ymi taflami sali. By�a to raczej d�uga hala z mn�stwem pulpit�w, oszklonych gablot, ekran�w, rur przypominaj�cych teleskopy astronomiczne lub przywodz�cych na my�l muzealne gramofony, zegar�w o nieruchomych wahad�ach i wielu czarnych tablic, na kt�rych ukazywa�y si� kolorowe linie punktowane co chwila mkn�cym szeregiem �wiate�ek. Twarz don Pabla pa�a�a zadowoleniem. Szed� powoli, spl�t�szy r�ce na piersiach, z g�ow� dumnie wzniesion�. Wzrok jego zatrzymywa� si� na tarczach zegar�w, na wykresach i wahaniach wskaz�wek. Dyktator stan�� na ma�ej w szachownic� u�o�onej platformie, kt�ra unios�a go natychmiast na wysoko�� oko�o 3 metr�w, po czym przesun�a si� w kierunku ma�ej stalowej balustrady okalaj�cej wy�o�on� puszystym dywanem galeryjk�. St�d roztacza� si� widok na ca�� hal�. By�o to ulubione miejsce don Pabla. Tu sp�dza� po kilka godzin dziennie. St�d rz�dzi� swym pa�stwem i upaja� si� w�adz�. Dwa lata min�y od chwili obj�cia w�adzy. Don Pablo nie ma czasu na wspomnienia. Nie by�o w jego pa�stwie kronikarza, kt�ry zanotowa�by dla potomno�ci wszystkie fakty i zdarzenia z tego okresu. A przecie� sta�o si� tak wiele. Reforma sz�a za reform�. Zarz�dzenie za zarz�dzeniem. Zlikwidowano policj� i stra� wi�zienn�, rozpuszczono do domu wojsko, zwolniono ze s�u�by oficer�w, rozwi�zano s�dy, zniesiono wysokie urz�dy, departamenty i ministerstwa. Pocz�tkowo decyzje te wywo�ywa�y zdumienie i niepok�j. S�dzono, �e wzro�nie przest�pczo��, �e na kraj napadn� wrogie armie, �e obywatele nie b�d� p�aci� podatk�w, �e przeciwnicy dyktatora podnios� g�owy. Nic si� jednak takiego nie sta�o. Wypuszczeni z wi�zie� przest�pcy nie powr�cili do swego procederu. Dwa razy tylko za rz�d�w don Pabla wtargn�y na terytorium kraju wojska p�nocnego s�siada. Jednak�e w pierwszym przypadku ju� po jednym dniu z�o�y�y bro� i odda�y si� w niewol�, aczkolwiek "przeciwko nim nie stan�� �aden �o�nierz don Pabla. Na wie�� o napadzie dyktator w gronie kilku tylko os�b wyjecha� na pole bitwy. Tam czeka� na niego pancerny helikopter. Unosz�c si� w nim nad pozycjami wroga Pablo skierowa� przeciwko nieprzyjacielowi swe aparaty. Hipnotyzory i animatory wygra�y bitw�. Zmusi�y wojska przeciwnik�w do z�o�enia broni. Don Pablo by� dla nich pob�a�liwy. Odby� tylko triumfalny powr�t do stolicy na czele armii je�c�w, po czym rozpu�ci� j� do dom�w. Tak. don Pablo nie boi si� niczego. Nie wie. co to niepok�j. Jest pewny swej w�adzy. Panuje nad czynami i wol� kilku milion�w ludzi, rz�dzi ich dzia�aniem i my�l�, w�ada ich �wiadomo�ci�, a nawet snem. W�ada poprzez zesp� genialnych przyrz�d�w zape�niaj�cych t� sal�, poprzez aparatur� obejmuj�c� ca�y kraj. Tu w tej du�ej sali znajduje si� urz�dzenie steruj�ce skomplikowan� aparatur� wytwarzaj�c� odpowiednie pole elektromagnetyczne. Urz�dzenie to nazywa don Pablo imperorem generalnym. Imperor dzieli si� z kolei na szereg departament�w dzia�aj�cych we wzajemnych powi�zaniach. Wszystkie stanowi� jak