8403

Szczegóły
Tytuł 8403
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8403 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8403 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8403 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TADEUSZ �ELE�SKI (BOY) SZKICE LITERACKIE Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 WIATROLOGIA (UWAGI DYLETANTA NA MARGINESIE WIEDZY �CIS�EJ) Jedn� z ubocznych korzy�ci zabawy t�umacza jest to, i� chc�c czy nie chc�c poznaje si� dobrze przek�adanego autora. Prosz� tylko zwa�y�: wybiera si� do przek�adu zazwyczaj rzeczy, kt�re si� lubi; przy samej robocie trzeba zwa�y�, rozebra� ka�de s�owo, wgry�� si� w ka�d� intencj�, ka�dy odcie� my�li; powr�ci� jeszcze raz przy wyg�adzaniu, przeczyta� uwa�nie dwa razy w korekcie; i znowu� powt�rzy� ca�y ten proceder przy rewizji do ponownego wydania. Doprawdy, zna si� potem pisarza jak najpoufalszego przyjaciela; wyspowiada� si� ze wszystkiego. Tote� nie ma w tym chyba ani �ladu pretensjonalno�ci, je�eli powiem, �e ilekro� zdarza mi si� czyta� w naszej literaturze krytycznej co�, co styka si� ze sfer� opracowywanych przeze mnie pisarzy francuskich, nieraz odnosz� wra�enie s��w rzucanych po trosze n a w i a t r , m�wionych o b o k samej rzeczy, tam gdzie inny czytelnik podziwia mo�e �cis�o�� rozumowania i erudycj� autora. Nazwa�bym to �wiatrologi��, przez wspomnienie owej w p � y w o l o g i i , o kt�rej niedawno toczy�a si� w Warszawie tak o�ywiona dysputa. Na przyk�ad. �wie�o mia�em w r�ku ksi��k� Fredro a komedia obca, pi�ra p. Kucharskiego, kt�rego badania nad Fredr� przynosz� tyle nowego i cennego �wiat�a. Ksi��ka ta porusza zale�no�� Fredry od komedii w�oskiej; nawiasowo jedynie potr�ca o literatur� francusk�. I oto zaraz na str. 2 czytam: Mi�dzy postaci� Moliera a Fredry (chodzi o Geldhaba) istnieje znaczna r�nica w traktowaniu pomys�u, jak i koncepcji typu. Molier bawi si� swym wzbogaconym mieszczaninem, Fredro swojego dorobkiewicza wyszydza, oskar�a i pot�pia. Pan Jourdain jest cz�owiekiem najpoczciwszym pod s�o�cem� etc. �Cz�owiek najpoczciwszy pod s�o�cem.� Hm... Przypadkowo w�a�nie tego samego dnia uko�czy�em druk przek�adu Mieszczanina szlachcicem, skomentowanego przeze mnie dla Biblioteki Narodowej; ot� daj� konia z rz�dem... albo nie, co� realniejszego: daj� m i l i o - n � w k � ka�demu, kto mi potrafi wykaza� jeden, dos�ownie j e d e n j e d y n y rys rzekomej �poczciwo�ci� p. Jourdain, sko�czonego chama i bydlaka, mimo i� wzi�tego przez Moliera na weso�o. Ale to drobiazg; to ma�e przem�wienie si� w niczym nie uszczupla warto�ci dzie�a p. Kucharskiego, kt�ry, jestem pewien, nie pogniewa si� i po namy�le przyzna mi s�uszno��. Gorzej pod wzgl�dem w i a t r o l o g i c z n y m przedstawia si� niedawna ksi��ka p. Chrzanowskiego o komediach Fredry. Czytaj�c j�, mimo woli si�gn��em r�k� po o��wek, aby raz po raz opatrzy� co� znakiem zapytania lub wykrzyknikiem. Wiem, �e pope�niam tu zbrodni� �obrazy majestatu�; szcz�ciem, przy obrazie majestatu profesorskiego dozwolony jest �dow�d prawdy� i zaraz go podejm�. Zatem par� przyk�ad�w: Argumentuj�c z wielk� swad� przeciw temu, jakoby Fredro by� romantykiem, dlatego �e Gustaw i Aniela s� romantykami (?), prof. Chrzanowski pisze (str. 27): �Z tego, �e si� w�r�d r�nych postaci Balzaka znajduje Louis Lambert, mistyk i spirytualista, nikt chyba nie zechce wyprowadza� wniosku, �eby i Balzak by� mistykiem i spirytualist�� etc. To si� nazywa po polsku � trafi� kul� w p�ot. Trudno mniej szcz�liwie i bardziej po omacku dobra� przyk�ad. K a � d y, panie profesorze, kto si� troch� zajmowa� Balzakiem, wie, i� w�r�d wszystkich jego powie�ci, na og� raczej �obiektywnych�, w�a�nie Ludwik 5 Lambert, zawiera najwi�cej subiektywnego, autobiograficznego wr�cz materia�u. Ka�da biografia Balzaka m�wi�c o wczesnej m�odo�ci pisarza cytuje ca�e ust�py z Ludwika Lambert. O �spirytualizmie� Balzaka wr�ble na dachach �wiegoc�. Owa wp�mistyczna �teoria woli� Ludwika Lambert jest ulubion� teori� Balzaka, kt�r� spotyka si� raz po raz w jego pismach, a wad� tej powie�ci jest w�a�nie to, �e jest ona po prostu wyk�adem �wczesnych pogl�d�w filozoficznych Balzaka. Czy�by prof. Chrzanowski nie s�ysza� o Swedenborgu, o Seraficie Balzaka, wreszcie cho�by o La Peau de chagrin? (Tytu� ten, nawiasem m�wi�c, jeden z naszych krytyk�w spolszczy� na Czara smutku, kombinuj�c zapewne, �e pot znaczy garnek, wi�c mo�e by� i c z a r a , a chagrin znaczy zmartwienie...) S�owem, w i a t r o l o g i a, i do tego zbyteczna: dla obja�nienia przedmiotu, kt�ry zapewne zna dobrze, p. profesor si�ga po przyk�ady z przedmiotu, kt�ry zna � mniej dobrze. Inny przyk�ad. M�wi�c znowu� o podmiotowo�ci Fredry, prof. Chrzanowski pisze (str.228): �...czy�by si� wiedzia�o, �e w postaciach Cherubina Almawiwy i Figara Beaumarchais w znacznej mierze portretowa� samego siebie, gdyby si� nie zna�o jego Pami�tnik�w?� Co te� to mog� by� za Pami�tniki Beaumarchais�go, kt�re profesorowi Chrzanowskiemu rzekomo tyle �wiat�a rzuci�y na psychologi� Cherubina i Almawiwy?... Ach! to zapewne jego s�ynne Memoires (Memoria�y) w procesie o �ap�wk� z s�dzi� Go�zmanem i jego �on�! I ja r�wnie� uwa�a�em je, s�dz�c z tytu�u, za Pami�tniki, dop�ki, wiedziony ciekawo�ci�, nie zajrza�em raz do �rodka. Ale sk�d tu Cherubin, Figaro?... Czy�by prof. Chrzanowski nigdy... Au! au! Mam dalej prowadzi� �dow�d prawdy�? Prowad�my. Ale ostrzegam, �e b�dzie coraz gorzej. Ta sama ksi��ka (str. 114): �...w miar� oddalania si� od tradycji Moliera to rozdzielenie jednej i tej samej �mieszno�ci mi�dzy dwie albo wi�cej os�b sta�o si� powszechnym zwyczajem i ogarn�o nie tylko komedi� charakter�w indywidualnych, ale i komedi� typ�w; na tym to rozdzielaniu polega oryginalno�� Dancourta, o czym �wiadcz� ju� same tytu�y wielu jego komedii, maj�ce form� liczby mnogiej: Mieszczki modne, Starzy kawalerowie, Biedne lwice, Bezczelni, Sceptycy itp.� Czytam i przecieram oczy: czy ja �ni�? Dancourt to pisarz z XVII wieku (1661�1726), za� Starzy kawalerowie to pono� sztuka Sardou, grywana za naszych czas�w, a Ubogie (nie b i e d n e ) lwice, Bezczelni � to wszak najg�o�niejsze komedie Augiera, te� wystawiane za mojej pami�ci! Czy podobna, aby prof. Chrzanowski nie wiedzia� o istnieniu Augiera, ju� nie jako erudyta, ale tak, prywatnie? Ale spostrzegam przypisek, zagl�dam tedy do przypisku: (1) Les Bourgeoises a la mode, Les vieux Gar�ons, Les Lionnes pauvres, Les Effront�s, Les Sceptiques, ob. Brunetiere, Les �poques du th��tre fran�ais, konferencja VIII. Coraz wi�cej zdumiony, si�gam do Brunetiere�a i szukam. Jest s�owo zagadki! Istotnie, m�wi�c o komediach Dancourta (str. 189), jako o zapowiedzi p�niejszej komedii obyczajowej, cytuje Brunetiere o kilka wierszy dalej tytu�y n o w o c z e s n y c h k o m e d i i: Starzy kawalerowie, Ubogie lwice, Bezczelnych etc. Prof. Chrzanowski zgubi� si� w swoim Brunetierze i pomiesza� to wszystko razem, w czym ostatecznie nie by�oby nic tak dziwnego: roztargnienie uczonych jest wszak przys�owiowe; dziwniejsze jest, i� monografista Fredry tak ma�o interesowa� si� w �yciu teatrem, i� klasyczne wprost komedie wsp�czesnego repertuaru s� mu obce nawet z tytu��w! Anio� Str� ustrzeg� prof. Chrzanowskiego od zacytowania Safandu��w jako komedii Dancourta, gdy� Brunetiere wymienia w tym samym wierszu i t� do�� znan� komedi� Wiktoryna Sardou. Prof. Chrzanowski uwzi�� si�, aby Bogu ducha winnego Dancourta pasowa� na odnowiciela francuskiego teatru, wci�� na podstawie tej �liczby mnogiej� tytu��w. Zawadza mu troch� Molier (cho�by tylko Uczone bia�og�owy); ale co to dla �wiedzy �cis�ej�: nie takie nawyk�a bra� przeszkody! Stwierdza tedy spokojnie prof. Chrzanowski, �e Filaminta, Armanda i 6 Beliza w Uczonych bia�og�owach nie posiadaj� ka�da odr�bnej indywidualno�ci. Ot� trzeba chyba nigdy nie czyta� tej komedii Moliera, aby nie pami�ta�, jak znakomicie zindywidualizowane s� te typy �sawantek�! Zatem po to bagatelizuje si� Moliera, aby zrobi� honorowe miejsce dla mitycznego Dancourta... autora Starych kawaler�w i Ubogich lwic! Czy aby nie za du�o tych wiatr�w, panie profesorze? Ale nie chc� (cho� m�g�bym) mno�y� ju� przyk�ad�w. Tr�ci�oby to z�o�liwo�ci�, kt�ra mi jest do�� obca. Jaki� wniosek? Bior�c �ci�le logicznie, by�by taki: je�eli ja, w moim nader szczup�ym zakresie dok�adnych wiadomo�ci, raz po raz natykam si� w niekt�rych p�odach naszych �uczonych w pi�mie� na mniej lub wi�cej jaskrawe... omy�ki, mo�na by przypuszcza�, i� kto inny, znaj�cy dok�adnie inny zn�w dzia�, odkry�by znowu� inne omy�ki tego� samego kalibru etc.; �e zatem ten i �w z naszych pomnik�w �wiedzy �cis�ej� jest tylko piramid� w i a t r o l o g i i, podanej z ca�ym balastem autorytetu i drobiazgowo�ci� rzekomej informacji. Ale nie chc� tego przypuszcza�; wol� wierzy�, i� to s� drobne skazy na rzetelnym dziele. I nie porusza�bym nawet tych usterek, gdyby nie to, �e widz� w nich symptom znamienny dla naszej m�odej jeszcze kultury naukowej: symptom niebezpieczny, ale, mam nadziej�, uleczalny. M�wmy otwarcie: jeste�my tylko lud�mi, a pojemno�� m�zgu ludzkiego jest ograniczona; nie podobna zarazem wiedzie� wszystkiego i wiedzie� wszystko dobrze. Tego nie wymaga nikt od najucze�szego cz�owieka. Ale prawdziwa kultura naukowa polega na tym, aby m�wi� tylko o rzeczach, kt�re si� w i e; nie obwiesza� swoich ksi��ek b�yskotkami w�tpliwego pochodzenia, kt�re maj� zdobi�, a cz�sto szpec�. U nas �wiedza� ma czasem dziwne narowy; lubuje si� jeszcze, jak dziki w �wiecid�ach, w pstrokaci�nie nazwisk, dat, cytat�w, odsy�aczy. Cytat z Brunetiere�a, cho�by niedok�adnie przeczytany i opacznie zastosowany, nadaje ksi��ce aureol� erudycji, posmaczek katedry � a kto go tam skontroluje! Powierzchowne felietowanie ugina si� pod ci�arem pseudonaukowo�ci. Nauka nasza by�a d�ugi czas � i jest jeszcze � zaopatrzona, jako w idea�, w niemieckie metody; ale do niemieckich metod trzeba niemieckiej pilno�ci, niemieckiej dok�adno�ci; je�eli natomiast skojarzymy niemiecki pedantyzm z polskim niechlujstwem � �adna historia!! Pan Chrzanowski jest profesorem literatury polskiej; literatur� francusk� zna najwidoczniej s�abo, z kompendi�w i streszcze�. Jest to niew�tpliwie brak, nawet dla przeci�tnie wykszta�conego cz�owieka, ale ostatecznie nie jest to zbrodnia. Natomiast bezwarunkowo nie uchodzi powa�nemu profesorowi mistyfikowa� swoich uczni�w i czytelnik�w szychem chwytanej po �ebkach �erudycji� i rozprawia� wielce indywidualnie o rzeczach, o kt�rych si� co� wie zaledwie z trzeciej r�ki. Je�eli tak post�puje Wiedza �cis�a, c� zostanie nam, dyletantom? Je�eli tak czyni� ludzie serio, c� zostanie nam, b�aznom? 7 O LITERATURZE NIEMORALNEJ Kiedy przed kilkunastu laty wydrukowa�em tomik wierszy, jedno z �powa�nych� pism galicyjskich pisa�o o nim w te s�owa: �Literatura nasza zaczyna si� coraz bardziej zanieczyszcza� utworami tak wstr�tnymi, �e wypadnie osobny dzia� w niej otworzy� pt. �Utwor�w kloacznych�. Z lekkiej r�ki p. �eromskiego namno�y�a si� ju� plejada pisarzy etc... ...do niedawna wyraz�w tych nie widzia�o si� drukowanych, chyba w s�ownikach. We Francji � je�eli si� nie mylimy1 � pierwszy Wiktor Hugo pozwoli� sobie na ich wprowadzenie do swoich powie�ci; w Polsce pierwszy Wyspia�ski. Ludziom brudnym, maj�cym dusze gminne, a serca zdeprawowane, ogromnie si� to podoba�o� etc., etc. Artyku� ten, w kt�rym ja, w�wczas �p�tak� literatury, mia�em zaszczyt znale�� si� na �awie oskar�onych z dwoma naszymi najwi�kszymi pisarzami, dowodzi: �e jak to mia�em sposobno�� zauwa�y�, jednym z zasadniczych atrybut�w wszelkiej �ywotnej literatury jest obra�a� poczucia moralne swoich wsp�obywateli; �e w akta procesu o niemoralno�� zawsze musi si� zapl�ta� jaki� szelma Francuz; tym razem (nie wiem, czy zupe�nie trafnie) Wiktor Hugo... Bo przyczyny nieporozumie� o moralno�� mi�dzy nami a Francj� tkwi� bardzo g��boko; trzeba ich szuka� w zasadniczo r�nej koncepcji tych dw�ch literatur. Literatura polska dla wielu przyczyn, o kt�rych za d�ugo by m�wi�, mia�a zawsze ton wychowawczy, nauczycielski i pod tym k�tem przyuczy�a nas odnosi� si� do zjawisk. Dominuj�cy natomiast ton literatury francuskiej jest inny; jest nim ��dza p o z n a n i a , ciekawo�� zg��bienia w�asnej istoty � cz�owieka � rozwa�anie rzeczy samej w sobie. Tam gdzie Polak moralizuje a priori, Francuz ogl�da ze wszystkich stron, docieka, rozwa�a, potrz�sa sceptycznie g�ow�... Swojego czasu uderzy� mnie pewien przyk�ad, o tyle ciekawy, i� zaczerpni�ty z jednej epoki i z bardzo pokrewnego �rodowiska: mianowicie uwagi o pija�stwie dw�ch szlachcic�w bawi�cych si� pi�rem, Reja i Montaigne�a. Rej pot�pia pija�stwo bezwzgl�dnie, po kaznodziejsku; Montaigne zwa�a je pod rozmaitym k�tem u rozmaitych narod�w, w jego dodatnich i ujemnych stronach, oceniaj�c je zreszt� pob�a�liwie, z t� uwag�, �e sam mu nie ho�duje. Ot� jestem pewien, i� wypaliwszy sw�j mora�, dobry pan Rej ur�n�� si� z braci� szlacht�, a� mu si� ze �ba kurzy�o, i wytrze�wia� a� na trzeci dzie�; Montaigne za�, �e by� delikatnego zdrowia i wybredny w towarzystwie, sko�czywszy dyktowa� sw�j rozdzia�, po�o�y� si� do ��ka i czyta� Plutarcha. A za� nasz historyk literatury zestawiwszy te dwa ust�py wyci�gnie z nich bardzo powa�ne wnioski o najoczywistszej wy�szo�ci moralnej Polaka nad Francuzem w odniesieniu do kwestii pija�stwa. Z jednej strony tedy mora�, z drugiej ciekawo�� poznania, bezinteresowne szukanie prawdy i szczero�� w jej wyrazie. Ot� uczono mnie w szkole, i� d��enie do p o z n a n i a s i e b i e jest najpot�niejszym elementem moralnym. �Cnota to wiedza� Sokratesowe, �Znaj siebie samego� � �w podstawowy aksjomat staro�ytnej wyroczni, czy� nie t� w�a�nie prawd� maj� na my�li? Czy� nie ten cel ma rachunek sumienia i konfesjona�, kt�ry dla naszych przodk�w by� jedynym seminarium autopsychologii? To bezwzgl�dne obna�enie swej istoty a� do najbardziej utajonych drgnie� my�li; to kontrolowanie pobudek ka�dego czynu, wy�apywanie 1 Mylicie si�. 8 u�omnej natury ludzkiej na ka�dym oszustwie i ka�dym omamieniu � to wszystko Polak uprawia chyba tylko przy konfesjonale, bo w �yciu obe�guje si� bez opami�tania. A to w�a�nie jest tre�ci� ca�ej prawie literatury francuskiej, mimo i� rodzi si� na og� z innych �r�de�; nie ze skruchy, ale z ciekawo�ci poznania. St�d wynikaj� owe nieoczekiwane zwi�zki i powinowactwa na tle tego powszechnego rachunku sumienia, kt�ry tragicznie czy weso�o, w farsie czy w filozoficznym dziele odbywa si� ci�gle. My�li Pascala, ta naj�arliwsza ksi�ga chrze�cijanina, s� w po�owie transkrypcj� z owego arcysceptyka Montaigne�a, inaczej tylko na�wietlon� uczuciowo. Skojarzy�a ich bezwzgl�dna szczero�� wejrzenia w siebie. Rousseau, kt�ry umoralni� i odnowi� ca�� epok�, napisa� sw� plugaw� i bezwstydn� Spowied� jedynie dlatego, �e wzi�� sobie za god�o absolutn� szczero��. Czy mog� by� dwa bardziej przeciwne kra�ce ni� Chateaubriand i Rabelais? Jeden � podnios�y i czysty w s�owach, odnowiciel chrze�cija�stwa we Francji, drugi � plugawy i �wi�tokradczy mnich, najbezwstydniejsze pi�ro, jakie istnia�o. I oto Chateaubriand m�wi o nim tym tonem, jakim si� m�wi o swoim wielkim przodku: �Rabelais jest ojcem literatury francuskiej.� To wszystko to s� zwi�zki dla nas, ludzi moralnych, dosy� niepoj�te, a jednak trzeba je rozumie� koniecznie, je�eli si� chce mie� prawdziwy s�d o literaturze francuskiej, tak samo jak trzeba rozumie� zwi�zki mi�dzy fizyk� Kartezjusza a pornografi� Cr�billona. Mimo to, wyznaj� sam, i� kiedy ogl�dam jak�� �ostrzejsz�� sztuk� na naszym polskim gruncie, bywam nieco za�enowany. Dlatego, �e czuj�, i� naoko�o publiczno�� bierze j� inaczej. A to zn�w dlatego, i� dany utw�r literacki zjawia si� u nas jakby wyrwany z ca�o�ci, brak nam ogniw ewolucji, brak bliskiego wsp�ycia z dawniejszymi koncepcjami, kt�rych on jest wariantem. Wyobra�my sobie literatur� jako salon (i wyros�a ona w znacznej mierze we Francji z takiego salonu), gdzie bardzo inteligentni ludzie dyskutuj� o sekretach duszy ludzkiej. �e ta dyskusja trwa ju� par� wiek�w, nie �atwo w niej powiedzie� co� nowego; trzeba zainteresowa� jakim� niezwyk�ym, �mia�ym o�wietleniem. W takiej rozmowie, gdy chodzi o uzmys�owienie pewnych prawd, nie zgorszy ani przerazi jaskrawy przyk�ad; wszyscy przyzwyczajeni s� do takiej gimnastyki my�li. Ta lub owa sk�onno��, ukryta w zau�kach ludzkiego serca, uka�e si� wyolbrzymiona, potworna; to zn�w uproszczona do jakiej� linii monstrualnego szematu lub karykatury. Takim monstrualnym, cho� doskonale logicznym komentarzem jest Rogacz wspania�y Crommelyncka, komentarzem do dyskusji ci�gn�cej si� przez kilka wiek�w. Dwa zw�aszcza momenty z literatury francuskiej przywodzi mi na pami�� ta sztuka. Jeden to �w s�ynny pi�ty akt Szko�y �on Moliera, gdy Arnolf, wyczerpany m�k� bezsilnej zazdro�ci, strwoniwszy ca�y arsena� �rodk�w ochronnych, rygl�w, mora��w, strach�w, gr�b i pr�b, powiada swej Anusi do�� wyra�nie: �Pozwol� ci na wszystko, na wszystkich... byle nie z nim, byle nie z tym, kt�rego kochasz...� W tej scenie, kt�ra �ci�gn�a na autora gromy oburze�, a kt�r� dzi� dzieci czytaj� w szkole, komentowan� przez profesora, w tej scenie tkwi ju� w Arnolfie co� z potwornego Brunona z ostatniego aktu Crommelyncka. Tylko �e Molier w nieub�aganej logice zwyk� by� i�� tylko tak daleko, jak daleko m�g� i�� pozostaj�c � y w y m � y c i e m, a nie teorematem; r�wnocze�nie jednak o�wietla� nam w jednym b�ysku najdalsze perspektywy nami�tno�ci. Raz po raz s� w Molierze te b�yski, z kt�rych mog�aby powsta� nowa komedia � lub dramat. Drugi utw�r, kt�ry rzuca mi sw�j refleks na Brunona, to Spowied� dzieci�cia wieku Musseta. Oktaw (czyli sam Musset) kocha� nami�tnie kobiet�, kt�ra by�a wcieleniem k�amstwa; p�niej spotka� i pokocha� inn� (zabawne jest, i� za model dla obu kobiet pos�u�y�a mu w istocie jedna i ta sama!), kt�ra by�a wcieleniem czysto�ci i prawdy; ale w dobrej rzeczy, dla �artu, sk�ama�a mu co� niewinnie. W tym jednym b�ysku (jak w Brunonie nawet bez tej przyczyny) l�gnie si� w nim niewiara, niewiara zupe�na; tragedia �wiadomo�ci, i� jeden cz�owiek nic nie wie w gruncie o sercu drugiego. Oktaw szaleje, dr�czy swoj� anielsk� Brygid� bez 9 mi�osierdzia; gdyby poeta popu�ci� sobie wodze, mog�yby si� �atwo rozgrywa� w tej wiosce okrutne eksperymenty Brunona. Pcha kochank� w obj�cia drugiego m�czyzny, karmi i tuczy sw� zazdro�� wszystkimi m�kami, a� wreszcie zabija mi�o�� Brygidy. Jak wczorajsza Stella, Brygida odchodzi z tym drugim, kt�ry (o szcz�cie!) �pozwoli by� jej wiern��. To tylko ma�y przyk�ad, w jaki spos�b naj�mielsze nowatorstwo i najzuchwalsza niemoralno�� znajduje we Francji ��yro� w klasykach, kt�rzy siali zgorszenie przed wiekiem, dzi� za� s� oficjaln� lektura szkoln�. I dlatego powiem �mia�o: dla szczero�ci, dla ludzko�ci naszej kultury literackiej brak nam jest n i e m o r a l n y c h k l a s y k � w. S�ysz�, i� ministerium o�wiaty stara si� temu zaradzi�. Znakomity krytyk, p. L., opowiada� mi, i� znajoma m�oda panienka prosi�a go o po�yczenie Don Juana Byrona. Kiedy si� zawaha�, czy mo�e jej da� t� ksi��k�, dziewczynka obja�ni�a, �e musi j� mie�, gdy� jest to obowi�zkowa lektura w szkole. Nie maj�c c�rki, nie mam zdania o tej metodzie, ale s�dz�, �e wola�bym j� od owej niedawnej jeszcze szko�y z Kazaniami Skargi na �awce, a Kultem cia�a pod �awk�. 10 KOMENTARZ DO KOMENTARZA W felietonie swoim, po�wi�conym nowemu wydaniu poezji Asnyka w opracowaniu prof. Eugeniusza Kucharskiego, daje p. Ferdynand Hoesick na podstawie osobistych wspomnie� przyczynek do genezy znanego wiersza Asnyka: Szkic do wsp�czesnego obrazu. Pami�taj�c r�wnie� dobrze epok� i atmosfer�, w kt�rej wiersz ten powsta�, pragn� doda� par� s��w do trafnych obja�nie� p. Hoesicka. Ale najpierw wypadnie mi przytoczy� komentarz prof. Kucharskiego, do kt�rego, zaciekawiony, zajrza�em2 i w kt�rym, wyznaj�, z niema�ym zdumieniem wyczyta�em ten nieprawdopodobny ust�p: �Prawdziw� niespodziank� w tym wzgl�dzie stanowi w Szkicu do wsp�czesnego obrazu przeciwstawienie zbuntowanej masy wydziedziczonych wytwornej grupce pi�knoduszk�w i bawidamk�w, rozp�ywaj�cych si� w ekstazie �najnowszej sztuki�. Na pierwszy rzut oka ten kontrast zdumiewa. Co wsp�lnego z star� krzywd� spo�eczn� mo�e mie� nowa poezja, nowa sztuka, wielbiona jako najszlachetniejszy kwiat duchowej kultury? Jaki zwi�zek istnieje mi�dzy ��aknieniem ziemi, powietrza i chleba� a pragnieniem nowych idea��w artystycznych a modernizmem? A jednak dla poety ��czno�� ta nie tylko istnieje, ale go pali jak �r�ca rana, bo posiada on �yw� �wiadomo��, �e ca�y ten modernizm z swym przerafinowaniem, nastrojami, nag� dusz�, amoralizmem, erotomani�, �nowym dreszczem� i wszelkimi innymi �absolutami � � jest typowym wytworem kapitalistycznej kultury, paso�ytnicz� ro�lin�, kt�ra wyros�a i zakwit�a na krzywdzie i wyzysku tych �zza bramy�. Jest sztuk� godn� pana, kt�ry j� op�aca �trubadurom stoj�cym u pa�skich, bankierskich bram�, amoraln� i cyniczn�, bo przeznaczon� dla warstwy, kt�ra wyzby�a si� moralno�ci przy �robieniu� maj�tku, przerafinowan�, bo do zmys��w st�pia�ych m�wi�c�, wy��czn� i t�umem gardz�c�, bo cieszy� ma wybrane uszy dystyngowanych � trutni�w. To, co jasnym si� staje dzisiaj, dostrzega Asnyk w dobie rosn�cych zachwyt�w dla �modernizmu�, dostrzega wtedy, gdy najwolniejsi socjalni tr�bacze piali peany na cze�� �m�odej sztuki�.� Powtarzam, i� szeroko otwiera�em ze zdumienia oczy czytaj�c t� stronic�! Pomijam drobne nie�cis�o�ci, tak cz�ste u �cis�ych badaczy literatury. Wiersz Asnyka np. powsta� w roku 1895, zatem w�wczas, gdy o Przybyszewskim i o �nagiej duszy� w Polsce nikomu si� nie �ni�o. Mniejsza o to. Ale c� za nienawi�� do literatury, do my�li ludzkiej u tego historyka literatury! C� za agresywna dulszczyzna og�lnik�w, z jak� p. profesor m�wi o �nowych dreszczach� i o �wszelkich innych absolutach�!!! �aden socjalistyczny agitator na wiecu robotniczym nie m�wi�by o literaturze w ten spos�b, bo na wiecach bywaj� zecerzy, kt�rzy (znam ich) maj� kult i szacunek dla literatury. Trzeba by�o a� profesora literatury, aby pouczy� w dzisiejszej epoce m�odzie�, �e wszelka poezja, kt�ra nie jest po�wi�cona wprost kwestii spo�ecznej, jest �typowym wytworem kapitalistycznej kultury, paso�ytnicz� ro�lin�, wyros�� na krzywdzie i wyzysku...� �To, co jasnym staje si� dzisiaj...� � pisze p. Kucharski. Zatem jasnym sta�o si� dzisiaj prof. Kucharskiemu, �e �wietny w�dz �wczesnej m�odej poezji, p�niej tw�rca Skalnego Podhala, Kazimierz Tetmajer, by� �paso�ytnicz� ro�lin��? �e Przybyszewski pisa� Wigilie i Na drogach duszy dla �bankier�w�?! �e �wczesny trud Miriama, Antoniego Langego w przy- 2 Biblioteka Narodowa, Adam Asnyk, Wyb�r poezji; oraz Eugeniusz Kucharski, Tw�rczo�� liryczna Asnyka, Krak�w 1924. Nak�adem Krakowskiej Sp�ki Wydawniczej. 11 swajaniu Polsce zdobyczy wszech�wiatowych kultur by� �amoralny i cyniczny� etc? Tak by wynika�o z powy�szego ust�pu, kt�ry ma charakteryzowa� jeden z najbujniejszych, najbardziej decyduj�cych moment�w m�odego pi�miennictwa!... moment, gdy nasza literatura odwa�y�a si� odetchn�� pe�niejsz� piersi�, znale�� mimo niewoli akcenty pe�nego cz�owiecze�stwa! A je�eli we�miemy wp�ywy obce, kt� to s� u p. Kucharskiego owi �trubadurowie na bankierskim �o�dzie�, pisz�cy dla warstwy, kt�ra wyzby�a si� moralno�ci przy robieniu maj�tku?... To nie kto inny (pami�tam ow� epok� u nas i znam na palcach �wczesne jej b�stwa), tylko zw�aszcza Baudelaire, Verlaine i Artur Rimbaud, n�dzarze i cyganie przymieraj�cy g�odem, nie znani za �ycia nikomu prawie pr�cz gar�ci entuzjast�w, kt�rzy w n�dznych warunkach �yciowych tworzyli heroicznie now�, dzi� tryumfuj�c� poezj� francusk�! Te �nowe dreszcze�, tak wstr�tne prof. Kucharskiemu, kt�rymi�my si� karmili, to byli Nietzsche, Dostojewski, Maeterlinck, Ibsen, Strindberg... Nieporozumienia Asnyka z m�od� literatur� �wczesn� by�y do�� naturalne i zwyk�e, i bardzo zreszt� szcz�liwe, skoro da� im wyraz w doskonale napisanym wierszu, ale kiedy dzi�, po �wier� wieku, p. Kucharski utrwala i sankcjonuje te nieporozumienia profesorsk� proz�, nie podobna nie opatrzy� jego komentarza potr�jnym wykrzyknikiem zdumienia!!! I bierze ochota powiedzie� m�odzie�y: �Nie s�uchajcie, dzieci, takich nauk!� Bieda jest, �e histori� naszej literatury uprawiaj� przewa�nie ludzie, kt�rzy nie znaj� literat�w, nie lubi� literat�w, nie gadaj� z nimi, nie �yli nigdy ich �yciem, nie bywali w ich knajpach ani w pracowni, ani w teatrze, w og�le nie znaj� nic, znaj� tylko � bibliotek�. St�d gdzie tylko literatura schodzi si� z �yciem, tam pisz� o niej po trosze jak o �elaznym wilku. A teraz co do genezy wiersza Asnyka. P. Hoesick trafnie obja�nia t�o rozgoryczenia starego poety, zasuni�tego w cie� przez nowe s�o�ca (zw�aszcza przez Kazimierza Tetmajera); trafnie zaznacza przejrzyste (w�wczas) aluzje, kt�re si� w tym wierszu kry�y. Pragn� jednak przypomnie� jeden ciekawy, a mniej znany szczeg�, zaczerpni�ty z bliskiego otoczenia poety, gdy wiersz �w by� po swym ukazaniu w druku bardzo �ywo w Krakowie komentowany. Szczeg� ten nie jest pozbawiony �pikanterii�. Jednym z pisarzy najulubie�szych w owym czasie �elicie� umys�owej by� Anatol France. Ka�dej jego nowej ksi��ki oczekiwa�o si� z niecierpliwo�ci�, czyta�o si� j� wolno, smakowicie, aby przed�u�y� przyjemno��. �wie�o przyby�y w�wczas do Krakowa egzemplarze Ogrodu Epikura. Ot� w jednym z arystokratycznych salon�w w Krakowie zbiera�o si� ma�e k�ko �intelektualist�w�, aby razem czytywa� ten Ogr�d Epikura g�o�no. Pieprzykiem tej lektury by�a okoliczno��, i� odbywa�a si� ona pod egid� s�ynnego ksi�dza Pawlickiego, kt�ry sam by� postaci� jakby wyci�t� z ksi��ki France�a, co� niby ksi�dz Hieronim Coignard z Gospody pod G�si� N�k�, ale salonowy, pow�ci�gliwy, dyskretny... Asnyk zas�ysza� o tych niewinnych lekturach i zawrza� oburzeniem. Nie lubi� arystokracji i cz�sto m�wi� jej dosy� twarde prawdy. W wyobra�ni starego, zgorzknia�ego poety wyolbrzymi�y si� te seanse �cieplarnianej� kultury literackiej, uros�y do symbolu. I to mia�o by� bezpo�redni� pobudk� do owego wiersza Szkic do wsp�czesnego obrazu, po�wi�conego Jackowi Malczewskiemu. �e p�niej, rozgrzany inspiracj�, poniesiony brylantowym rymem, nada� swemu wierszowi wi�ksze rozpi�cie, wci�gaj�c w obr�b swej inwektywy ca�a m�od� poezj� �wczesn�, to jasne; ale ten �ogr�d�, te �wytworne damy, dworacy i pazie�, o kt�rych poeta wspomina, to wszystko wskazywa�oby na trafno�� owego �epikurejskiego� komentarza, gdy� �wczesna poezja polska mia�a ledwo ca�e buty, a w salonach, poza utalentowanym i g�adkim �Kociem G�rskim�, nie bywa�a. I oto najlepsza �pointa� ca�ej tej sprawy! Je�eli kt�ry z �wczesnych pisarzy m�g�by podpada� pod epitety u�yte przez p. Kucharskiego � to Anatol France. To by�a istotnie owa sztuka dla elity, przerafinowana, oboj�tna na cierpienia ludzko�ci, amoralna sztuka �dla pan�w i bankier�w�, do zmys��w st�pia�ych m�wi�ca, wy��czna i gardz�ca t�umem etc., etc. I oto c� 12 widzimy? Imi� Anatola France powiewa dzi� od wielu lat jak czerwony sztandar, a on sam jest bo�yszczem socjalizmu, komunizmu, �heroldem krzywd spo�ecznych� etc., a te� same jego dzie�a, kt�re by�y przysmakiem dla elity, sta�y si� pokarmem dla �ludu�! Trudno o jaskrawszy i bardziej pouczaj�cy przyk�ad, jak puste i ja�owe s� owe rozr�nienia mi�dzy sztuk� spo�eczn� a niespo�eczn�, zdrow� a chor�, sztuk� dla elity a dla mas. Z odczyt�w Przybyszewskiego o �nagiej duszy� urodzi�o si� � polskie gimnazjum w Gda�sku. Jeszcze jeden szczeg� przypomn�, kt�ry pomin�� p. Hoesick w swoim komentarzu. Pisze p. Hoesick o zachwycie, jaki wiersz Asnyka obudzi� w samym�e obozie tych, w kt�rych by� wymierzony. Istotnie, tych czcicieli formy nie mog�a nie ol�ni� nieskazitelna forma tego po kr�lewsku rymowanego wiersza. (W historii rymu polskiego Asnyk powinien mie� osobny rozdzia�.) Mimo to znalaz� si� kto�, kto z w�asnej inicjatywy, ale jak gdyby imieniem m�odej sztuki odpowiedzia� Asnykowi; mianowicie Ludwik Szczepa�ski w wierszu po�wi�conym �cieniom �p. W�adys�awa Podkowi�skiego�. W wierszu tym (drukowanym, o ile pami�tam, w petersburskim �Kraju�, gdy� a� tak daleko musia�a poezja szuka� czasami przytu�ku!) Szczepa�ski zachowuje najwierniej form�, kt�rej u�y� Asnyk, i stara si� mu sprosta� b�yskotliwo�ci� rymowania. Kiedy sobie napr�dce przypomina�em te szczeg�y, zn�w nawiedzi�a mnie refleksja, kt�rej parokrotnie dawa�em ju� wyraz: mianowicie jak w naszym �yciu literackim zostaj� tylko ksi��ki i... frazesy, ale przepada atmosfera, gin� �ywe postacie ludzi, ginie anegdota, kt�rej brak jak�e zubo�a histori� literatury, jak cz�sto pcha j� na fa�szywe tropy. Ile� �liskich hipotez, teorii, komuna��w sprostowa�oby nieraz to jedno s��wko: �widzia�em�, �wiem�, �pami�tam�... Podczas gdy w innych krajach, we Francji zw�aszcza, ta literatura anegdotyczna jest olbrzymia i daje �ywe t�o ka�dej epoce, u nas dzi� ubo�sza jest ni� kiedykolwiek, bo pami�tniki i listy zanikaj�, a nie wytworzy�y si� inne metody utrwalania �ycia. Wspomnia�em np. mimochodem ksi�dza Pawlickiego: to� to by�a figura, kt�r� przez par� dziesi�tk�w lat rozkoszowa� si� ca�y intelektualny Krak�w ba, ca�a Polska, cz�owiek, o kt�rym anegdoty wype�ni�yby par� tom�w! C� z tego zostanie? � Nic... A dom Sewer�w Maciejowskich, gdzie bywa�o codziennie ca�e pokolenie literat�w na popo�udniowej herbacie, od kt�rej to herbaty jedyny wyj�tek stanowi� � r�wnie� codzienny go�� � Asnyk; jemu gospodyni domu przyrz�dza�a zawsze ulubion� bia�� kaw� z ko�uszkiem. Trudno o rozkoszniejszy kontrast ni� tych dw�ch starych przyjaci�, Asnyk i Sewer, zwi�zanych kumostwem z sze��dziesi�tego trzeciego roku! Asnyk chmurny, zadumany, zgry�liwy � Sewer zawsze s�oneczny, rozbawiony, enfant terrible, �ywy Pan Jowialski, ale z sercem i talentem, nieroz��czny ze swoj� pani� Jowialsk�, przezacn� i kochan� przez wszystkich Sewerow�. Dwie sceny zw�aszcza, spo�r�d setek zabawnych epizod�w, utkwi�y mi w pami�ci. W�odzimierz Tetmajer namalowa� jakie� karneciki w formie paletek na bal szko�y ludowej; jedn� ofiarowa� Sewerowi, drug� Asnykowi. Sewer si� napar� paletki Asnyka, wydar� mu j� i zacz�� ucieka� doko�a sto�u. Asnyk, blady z gniewu, goni� za nim olbrzymimi krokami, wo�aj�c: �S�uchaj, Ignacy (tylko w wielkich chwilach �ycia m�wi� do Sewera I g n a c y ), je�eli mi nie oddasz, noga moja nie postanie w twoim domu...� Istotnie, ta nieszcz�sna paletka por�ni�a ich na kilka miesi�cy. Drugi moment, to gdy w ferworze jakiej� rozmowy o literaturze Sewer pochwyci� tom Asnyka i zacz�� g�o�no czyta� jego wiersz na dwudziest� pi�t� rocznic� powstania z r. 1863. W miar� jak czyta�, coraz bardziej d�awi�o mu g�os, �zy zacz�y mu kapa� na srebrne w�sy, w ko�cu musia� przesta�... A Asnyk siedzia� naprzeciwko ze zwieszon� g�ow�, patrza� w g��b siebie i rusza� olbrzymimi w�siskami. Te dwie szlachetne g�owy starc�w utkwi�y mi na zawsze w pami�ci, niby �ywa karta naszej poezji, naszej przesz�o�ci... 13 O �SZTUCE DLA BANKIER�W� Przed kilku tygodniami napisa�em felieton pt. Komentarz do komentarza, do kt�rego pobudk� sta� si� pewien passus z przedmowy prof. Kucharskiego do krytycznego wydania Wyboru poezji Asnyka. Ust�p ten definiuje w nader zel�ywy spos�b pewn� epok� literack�, na kt�rej przebieg patrza�em w�asnymi oczyma. Mo�na o tej epoce s�dzi� to lub owo, tyle jest pewne, �e nie ma ona nic wsp�lnego z rojeniami o niej p. Kucharskiego. Poniewa� ten �wiaterek� wyda� mi si� niegodny powa�nego wydawnictwa, po�wi�ci�em mu s��w kilka: czu�em po prostu potrzeb� uj�� si� za bezmy�lnie sponiewieranymi pisarzami. Bo dla nas pisarzy, literatura jest �yw� krwi�, �yw� prawd�, a nie szachownic� do przesuwania pionk�w i figurek. Zarazem jednak przytoczy�em, jak ka�e lojalno��, ca�� stronic� p. Kucharskiego, pozwalaj�c tym samym czytelnikowi wytworzy� sobie s�d osobisty. Co by�o m� pobudk�? Czy ch�� zrobienia przykro�ci p. Kucharskiemu? Ani troch�. Nie mam przeciwko niemu nic. Nie znam go. Ot, prosta ch�� o�wietlenia kwestii, fa�szywie, moim zdaniem, postawionej: krytyka literacka, jakiej wszak podlega ka�dy, kto pisze i dzia�a publicznie. W ramach kilkudziesi�ciu wierszy nie mog�em oczywi�cie rozwin�� wyczerpuj�co swych poj��, kt�re wszak�e podj��bym si� w ka�dej chwili obroni� i wyja�ni� w rzeczowej dyskusji. Tylko oczywi�cie nie takiej, jakiej pr�bk� daje p. Kucharski w odpowiedzi na m�j felieton. Widz�, i� p. Kucharski w og�le nie znosi krytyki, skoro m�j Komentarz tak go wyprowadzi� z r�wnowagi. Odpowied� jego ma zwyk�e cechy cz�owieka, kt�ry jest w b��dzie i kt�ry to czuje. Chaos s��w, sofistyka zamiast dyskusji, wreszcie � obelgi zamiast argument�w. Pod tym wzgl�dem objawia p. Kucharski nieoczekiwane wprost zasoby. Jestem tedy kolejno fa�szerzem, rozb�jnikiem, snobem, ka�de moje s�owo jest dyrdyma��, bezspornym nonsensem, zuchwa�ym k�amstwem etc. Gro�ne memento dla tych, co si� kiedy powa�� krytykowa� p. Kucharskiego. Oto, w co si� obraca pisarz, kt�ry podniesie na niego �wi�tokradcz� r�k�. Wszystko to bardzo pi�knie. Czy jednak p. Kucharski nie przesoli� nieco? To� to nie polityka, ale literatura. Nie da si� tak w jednym momencie zrobi� z bia�ego czarne. Nie wiem, czy si� uda tak od r�ki wm�wi� w publiczno��, u kt�rej zarobi�em sobie podobno od lat na opini� uczciwego i do�� rozs�dnego pisarza, �e jestem �apserdakiem i idiot� dlatego tylko, �e nie godz� si� na wszystko, co si� spodoba wydrukowa� p. Kucharskiemu. Raczej gotowa pomy�le� co innego. I co najbardziej p. Kucharskiego oburzy�o? Co zarazem wydaje si� mu w tej sprawie najbardziej �komicznym�? To, �e � jak zaznacza � ja o�mielam si� go poucza�. Ot�, pytam si�, dlaczego ja nie mia�bym czasem p. Kucharskiego pouczy�? To� pouczamy si� wci�� wszyscy nawzajem. Ka�da ksi��ka czy artyku� maj� na celu pouczenie drugich. Wszak i p. Kucharski zamierza� nas pouczy� tym swoim wiaterkiem; a je�eli �le poucza, kt�, u diaska, ma to sprostowa�? Czy a� sam p. minister o�wiaty? P. Kucharski wychowywa� si�, jak widz�, w prze�wiadczeniu, �e w kwestiach literatury nic nie maj� do gadania � literaci. C� by to by� za wygodny, z�oty fach � historia literatury, gdyby w og�le nie by�o �ywych literat�w, tylko same nieboszczyki. Ci �ywi zawsze si� o co� przyczepi�. Pouczano wszak p. Kucharskiego ju� nieraz. Poucza� go Grzyma�a-Siedlecki na jego w�asnym terenie � i opinia literacka znalaz�a si� w�wczas po stronie Siedleckiego. Pouczano go z 14 okazji jego przypis�w do �lub�w panie�skich � i z przyjemno�ci� widz�, �e z pouczenia skorzysta�, gdy� w nowym wydaniu poprawi� pewne niewinne lapsusy. Dlaczego tedy ja nie m�g�bym czasem pouczy� p. Kucharskiego, np. gdy chodzi o Moliera, z kt�rym sp�dzi�em dziesi�� lat i kt�rego ka�de s�owo przemy�la�em dziesi�� razy? Albo gdy chodzi o epok� literatury, kt�r� znam z osobistego zetkni�cia, o ludzi, kt�rych widywa�em co dzie�? Trudno da� poj�cie o chaotyczno�ci i czczo�ci argument�w, jakie p. Kucharski wytacza rzekomo przeciw mnie. Wyrywa z mego artyku�u pojedyncze zdania, ha�asuje, dowcipkuje (au! au!), l�y, m�ci wod� ko�o siebie, jak mo�e, aby odwr�ci� uwag� od istoty rzeczy. W owej przedmowie do Asnyka, komentuj�c pewien wiersz poety, nazwa� p. Kucharski tzw. �modernizm� z lat trzydziestych, z lat Tetmajera i Przybyszewskiego, �sztuk� trubadur�w s t o j � - c y c h u p a � s k i c h, b a n k i e r s k i c h 3 bram, przeznaczon� dla warstwy, kt�ra wyzby�a si� moralno�ci przy robieniu maj�tku� itp. Ja zwr�ci�em po prostu p. Kucharskiemu uwag�, �e nigdy i nigdzie u nas tych �pa�skich trubadur�w� ani takiego �modernizmu dla bankier�w� (Gdzie s� ci bankierzy? Dawajcie ich!!) nie by�o i �e w og�le poj�cie takiego modernizmu jest straszakiem, frazesem podawanym sobie bez my�li z ust do ust od �wier� wieku przez naszych filistr�w literatury. Co na to p. Kucharski? Wybucha inwektywami na Przybyszewskiego, opowiada, jak na jego dramatach p�ka� ze �miechu, sypie grubia�stwa pod adresem Krakowa, w og�le baje o wszystkim, byle nie o rzeczy. O logiko, elementarna logiko! Ale�, mi�y panie Gieniu, nie o to tutaj chodzi, czy pan lubi Przybyszewskiego, ani o to, czy ja go lubi�, tylko o to, czy Przybyszewski lub kto inny taki pisa�, jak pan twierdzi, �dla bankier�w�, czy sta� �u pa�skich bram� etc., etc. Jeszcze jedna pr�bka tej logiki. Jako jednego z patron�w �wczesnego polskiego �modernizmu�, przytoczy�em Baudelaire�a; na co p. Kucharski orzeka, �i� b e z s p o r n y m n o n - s e n s e m jest przypl�tanie Baudelaire�a, zmar�ego w r. 1867� etc. Zrozum�e tedy, m�j ty panie bezsporny nonsensie, �e dla Polski Baudelaire dopiero w owych latach si� n a r o d z i �, gdy� pierwszy raz w�wczas jego wiersze znalaz�y si� w r�kach naszych m�odych poet�w, i o t o m i t y l k o c h o d z i � o. Ale p. Kucharski raz napl�t�szy bez zastanowienia, i to, niestety, w ksi��ce przeznaczonej dla szerokich warstw, a nie mog�c tego uzna�, uparcie nie chce zrozumie� tego, co si� do niego m�wi... Nie, panie Gieniu, tym, �e wyszuka� pan w encyklopedii dat� �mierci Baudelaire�a i poucza mnie pan o niej, nie przerzuci pan na moj� stron� nonsens�w, kt�re bezspornie znajduj� si� w pa�skiej przedmowie. To by by�o za �atwo... M�g�bym tak punkt po punkcie za�atwia� si� z obron� czy napa�ci� p. Kucharskiego. Ale (pomijaj�c obaw� znudzenia czytelnik�w) tego trudu nie podejm�. Nie z powodu tonu, jakim napisany jest �w artyku�; ten ton dosy� mnie ubawi�; daj� s�owo, podoba mi si� ten pan uczony. �Lubi�, ch�opcze, �e� mi �wawy� � jak powiada stary Fredro. Ale po prostu dlatego, �e nie uznaj� dyskusji bez dobrej wiary; a tej pod karczemnymi wyzwiskami p. Kucharskiego nie mog� si� dopatrzy�. I ot co, dlaczego mi si� zw�aszcza podoba p. Kucharski. Bo ten m�ody profesor ma styl. Nawi�zuje do najpi�kniejszych tradycji scholastycznych, do prastarego typu, kt�remu w �yciu tyle mi�ych chwil zawdzi�czam. Och, ten soczysty typ ucze�ca, tak dobrze mi znany z Rabelais�ego i Moliera. T�py, zarozumia�y, zazdrosny o sw�j monopol; zawsze got�w zawi�za� bractwo wzajemnej adoracji i kadzid�em odp�aci� kadzid�a; ale niech kto dra�nie jego urojony 3 Cytuj� jeszcze raz g��wny ust�p z tej stronicy: �...ca�y ten modernizm z swym przerafinowaniem, nastrojami, nag� dusz�, amoralizmem, erotomani�, �nowym dreszczem� i wszelkimi innymi �absolutami� jest typowym wytworem kapitalistycznej kultury, paso�ytnicz� ro�lin�, kt�ra wyros�a i zakwit�a na krzywdzie i wyzysku tych �zza bramy�. Jest sztuk� godn� pana, kt�ry j� op�aca �trubadurom, stoj�cym u pa�skich, bankierskich bram� � amoraln� i cyniczn�, bo przeznaczon� dla warstwy, kt�ra wyzby�a si� moralno�ci przy �robieniu� maj�tku, przerafinowan�, bo do zmys��w st�pia�ych m�wi�c�, wy��czn� i t�umem gardz�c�, bo cieszy� ma wybrane uszy dystyngowanych � trutni�w.� I tak dalej. 15 autorytet: ju� policzki p�on� ogniem, nozdrza parskaj�, peruka przekrzywia si� na bakier, z ust lec� jak grad zniewagi; ale jako ostatni argument naukowej dysputy, �filozof� obraca si� ty�em i podkasawszy tog� czyni gest rozjuszonej przekupki, Ale wszystko na nic. Skoro p. Kucharski zrobi� ju� ze mnie bandyt�, wo�am po bandycku: �R�ce do g�ry! Toga na d�!� Ale mo�e by si� znalaz� jeszcze jaki� spos�b do porozumienia? Rzucam projekt nowej instytucji: �sekundant�w literackich�. P. Kucharski jest w danej chwili niezdolny rozumowa�, my�le� i zachowa� si� przyzwoicie; niech we�mie tedy i przy�le mi takich �sekundant�w literackich�, dw�ch rozs�dnych i spokojnych ludzi. Podejmuj� si� punkt po punkcie wykaza� im, �e �w passus w jego przedmowie jest pospolit� bredni� (p. Kucharski daruje, ale wobec jego tonu by�oby �miesznym nak�ada� r�kawiczki); �e ca�a ta jego obrona i napa�� zarazem jest sofistyczna i przewrotna, po czym spiszemy z tego protok� i rzecz za�atwi si� honorowo, ku powszechnemu zadowoleniu. Po czym zapraszam wszystkich na �niadanie. 16 �POLSKIM BUTEM� W OBCE B�STWA P. Kucharski zn�w odpowiedzia� na m�j felieton O �sztuce dla bankier�w�. Tym razem wstrzyma� si� od obelg i okaza� niejak� sk�onno�� do traktowania kwestii na gruncie rzeczowym; dlatego te� odpowiem mu s��w par�. Przykro jest widzie� cz�owieka b��dz�cego po bezdro�ach i nie poda� mu pomocnej r�ki. P. Kucharski uj�� rzecz w dw�ch felietonach pt. Przeciw obcym b�stwom. Bieg my�li drugiego z tych felieton�w (w pierwszym biegu my�li nie zauwa�y�em) jest taki: Cech� naszego modernizmu sprzed �wier� wieku jest (to, co w cudzys�owie, cytuj� dos�ownie) �j a � o w y s y b a r y t y z m e s t e t y c z n y, m a � p i a r s t w o, p a w i e i p a p u g i, s n o b i z m b e z s e r c, b e z d u c h a �. To, co si� wtedy u nas rodzi�o, by�o �n i e p r a w e, s k r z y w i o n e, g a r b a t e, z c u d z � w o d � w g � o w i e � etc. Wszelki odmienny pogl�d na te rzeczy mieni p. Kucharski znowu� �snobizmem�. Zanim p�jd� dalej za �biegiem my�li� p. Kucharskiego, czuj� potrzeb� wtr�ci� tu male�kie s��wko. Feruj�c te wyroki, nie wymienia p. Kucharski nikogo. Kiedy mu podsun��em jakie� nazwisko, wykrzykn��: �Gdzie, kiedy ja wymieni�em tego pisarza?�, i zarzuci� mi... granie fa�szywymi kartami. Niech tedy sam p. Kucharski zechce powiedzie�, do kogo si� odnosz� te wszystkie �sybarytyzmy, wody w g�owie i ma�piarstwa�? Nie rozumiem takiego gadania w pr�ni. O ile w my�li przechodz� reprezentant�w owego okresu, przypominaj� mi si� te nazwiska: K. Tetmajer, Miriam, Mici�ski, Artur G�rski, Andrzej Niemojewski, Kisielewski, Konstanty G�rski, Rydel, Lange, Zapolska, Zawistowska... Kto z tych pisarzy zarobi� u p. Kucharskiego na te soczyste epitety? Mo�e p. Kucharski wymieni kogo�? A je�eli (jak s�dz�) nie wymieni, to o czym i o kim on w�a�ciwie m�wi? P. Kucharski sili si� ze mnie zrobi� jakiego� ba�wochwalc� �modernizmu� (te� trafi�!), gdy ja tu jestem tylko wrogiem go�os�ownych frazes�w, zw�aszcza gdy s� obel�ywe, a miotane przez cz�owieka nie maj�cego dostatecznych legitymacji do ferowania takich wyrok�w. Ale ba, p. Kucharski rozszerza ten akt oskar�enia. Epitety te (powiada) nadaj� si� �jak ula�� i do �tera�niejszo�ci literackiej�. Wsz�dzie snobizm (w pierwszym rz�dzie snob�w jestem, wedle p. Kucharskiego, ja), kult cudzoziemszczyzny, d�awi�cy polsk� tw�rczo��! Ale to warto zacytowa� dos�ownie: �...widz�, co si� doko�a nas wyrabia, i ogl�dam to wi�zienie, kt�re przeznaczono dla polskiego Ducha; Wilde, Kipling, Whitman, London, Rolland, Claudel, Barbusse, Apollinaire, Proust, Tagore, Papini, Marinetti, Evers, Siewierjanin, Majakowski, Grain de Folie, T�lpelburg, Trampolinetti, Naplewatiel itd., itd. Ile tu pr�t�w stalowych! Ile krat! Ile narz�dzi do deformacji czaszek, wykr�cania n�g, do katowania polskiej wyobra�ni! ...Kiedy si� czyta tak� apologi�, jak �w pierwszy artyku� Boya (?), a r�wnocze�nie przyjdzie patrze� na polskie po�ladki, wyczyniaj�ce bizanty�skie pok�ony przed ka�d� �wie�o sprowadzon� ikon�, to oczywi�cie ogarniaj� cz�owieka zachcenia bardzo ma�o �yczliwe wzgl�dem w�asnych rodak�w; tylko zupe�nie innej natury, ni� to sobie wyobrazi� Boy: Oto � mie� czas (ach, raz mie� czas!), wzu� mocne, twarde, trwa�e polskie buty i kopn�� raz, a dobrze w t� ca�� grande r�v�rence!� Czytaj�c t� apostrof� niejeden pomy�li sobie: �Mo�e to i lepiej, �e p. Kucharski tak ma�o ma czasu...� Ale b�d�my bez obawy: do odegrania takiej srogiej roli w literaturze polskiej p. Kucharskiemu opr�cz czasu brakuje jeszcze wielu innych rzeczy. Boj� si�, �e gdyby nawet 17 w�o�y� te �twarde polskie buty�, zlecia�yby mu z n�g przy pierwszym zamachu, bo okaza�yby si� o kilka numer�w za wielkie na jego miar�. W or�dziu p. Kucharskiego zadziwi� mog� dwie rzeczy. Jedna, �e ze wszystkim tym zwraca si� do mnie. O wiele mnie rzeczy obwiniono, ale dot�d, o ile pami�tam, nikt nie pom�wi� mnie o � snobizm. Trudno chyba o cz�owieka dalej stoj�cego od targowiska modnych hase� i pr�d�w i mniej troszcz�cego si� o nie. Ile� odrzuci�em kusz�cych ksi�garskich propozycji przek�adania �modnych� utwor�w, aby wciela� w polskie pi�miennictwo pisarzy, kt�rych chyba nawet p. Kucharski nie zechce przep�dzi� za rogatki swoim �polskim butem�. W istocie nie poczuwam si� do snobizmu ani te� nie s�dz�, abym czymkolwiek w mojej dzia�alno�ci da� pow�d do takich pom�wie�. Oto, na jakie bezdro�a wiedzie p. Kucharskiego nami�tno�� polemiczna. Druga rzecz, kt�ra mo�e zdziwi�, to, �e ca�a ta filipika przeciw zgubnym wp�ywom lektury Rolland�w, Claudel�w, Kipling�w, Proust�w etc. wysz�a spod pi�ra � p. Kucharskiego. To� g��wn� prac� jego �ycia, dzi�ki kt�rej wiemy w og�le o jego istnieniu, by�o wykazywanie obcych wp�yw�w, jakie oddzia�a�y na Fredr�. Do znanych francuskich doda� w�oskie. Tyle tego znalaz�, �e a� koledzy po fachu m�wili do�: �Czy nie za wiele? Mo�e by zostawi� Fredrze co� w�asnego?� Ot� sk�d�e nagle te �obce wp�ywy�, kt�re jak to s�usznie wykaza� p. Kucharski, wykarmi�y Fredr� i nie przeszkodzi�y mu zosta� najrdzenniej polskim pisarzem, maj� by� tak z�owrogie dla chwili dzisiejszej? Nikt chyba lepiej od historyka literatury nie powinien wiedzie�, ile obcych wp�yw�w jest w ka�dej rodzimej tw�rczo�ci, jak one przenikaj� si�, krzy�uj�. Co by by�o, gdyby sto lat temu jaki� inny p. Kucharski wdzia� �polskie buty� i mia� moc wymie�� za nasz pr�g wszelakich Byron�w, Chateaubriand�w, Balzak�w i inne podobne �narz�dzia do wykr�cania n�g i katowania polskiej wyobra�ni�? Boj� si�, �e nasza literatura sta�aby si� ubo�sza o wiele arcydzie�... Nasi szowini�ci zbyt ma�o zastanawiaj� si� nad tym, �e tr�jca naszych wielkich poet�w to byli zarazem nasi wielcy Europejczycy, ca�e �ycie wystawieni na dzia�anie cudzoziemszczyzny, i �e jako� ich to nic a nic nie odpolszczy�o. Niech si� p. Kucharski o losy literatury polskiej nie obawia: znosi ona bardzo dobrze nap�yw obcej my�li; i owszem, po ka�dej fali cudzoziemszczyzny (humanizm, wiek o�wiecenia, romantyzm etc.) widzimy wspania�e sp�cznienie w�asnych sok�w tw�rczych. I jakimi dziwnymi kolejami chodz� te wp�ywy i te zwi�zki? P. Kucharski w felietonach swoich jeszcze wraca do Przybyszewskiego. Zastanowi� si� jednak, �e historyk literatury, dla kt�rego rola Przybyszewskiego w polskim �yciu literackim jest wy��cznie... humorystyczn�, sam staje si� cokolwiek humorystycznym historykiem literatury. Nie chodzi tu o m�j ani nawet o nasz stosunek do Przybyszewskiego obecnie. Hernani Wiktora Hugo od dawna nie jest tym, czym by� w�wczas, gdy o niego walczono � i c� st�d? Przybyszewski, jego rola w danej epoce to by�o nie tylko jego pisanie, ale on sam, on jako cz�owiek. Patrza�em na to, czym by�a atmosfera literacka przed jego przybyciem, a po nim. P. Kucharski podnosi jego �berli�skoaroganckie traktowanie polskiej tw�rczo�ci�. (Pytam si�, jak wobec tego nazwa� jego w�asne traktowanie tej�e tw�rczo�ci?!) Ale nie wie, �e ten �berli�ski arogant� pierwszy naprawd� wci�gn�� Wyspia�skiego do literatury, drukowa� jego Warszawiank� w ��yciu�, przeprowadzi� jej wystawienie na scenie. Wi�cej powiem: bez tej atmosfery, jak� stworzy� Przybyszewski, ostrej, gor�cej, bez tego rozbujania, rozzuchwalenia, jakie przyni�s� z sob�, powstanie Wesela Wyspia�skiego wydaje mi si� nie do pomy�lenia. Potwierdzi to ka�dy, kto patrza� z bliska na t� epok�. Berlin a Wesele... gdzie Rzym, gdzie Krym, a jednak bywaj� w literaturze takie figle. O tym wszystkim p. Kucharskiemu si� nie �ni�o; ale skoro pisze z lekkomy�ln� bezceremonialno�ci� o epoce, kt�r� wiele os�b widzia�o i pami�ta, niech si� nie dziwi, �e mo�e si� spotka� z protestem. Gdyby pisa� o Wincentym Kad�ubku, porasta�by w zas�ugi bez protest�w. 18 Jeszcze jeden jest w tych felietonach ust�p, kt�rego nie mog� zostawi� bez komentarza. Pisz�c o �modernizmie� polskim sprzed �wier� wieku, wspomnia�em �wczesne zagraniczne �b�stwa�. S�owa tego u�y�em oczywi�cie p�artobliwie, nie dlatego, abym nie ceni� wysoko tych pisarzy, ale tak jak si� wspomina epok� m�odzie�czych zapa��w. P. Kucharski dosiada tego s�owa �b�stwa� i jedzie na nim, czyni�c ze mnie jakiego� ba�wochwalc�. Ale zn�w warto przytoczy� dos�ownie, co pisze p. Kucharski z powodu Baudelaire�a, Verlaine�a i Artura Rimbaud: �...przed kilkunastu laty nie mog�em ani rusz znale�� tych b�stw w ko�ciele najw�a�ciwszym � w sercach m�odzie�y francuskiej. Ju� wtedy by�a to tylko � literatura. Literatura, kt�r� gryz�y mole, profesorowie i literackie szczury. Wydawano to nawet na welinie dla rozmaitych Podfilipskich lub na eksport (!!) do tych upo�ledzonych, nieszcz�snych, przez Boga zapomnianych krain, gdzie jeszcze w bia�y dzie� poluj� na ludzi (?), gdzie �yj� obdarci, anemiczni, przez snob�w zahukani m�odzie�cy...� Z jak� m�odzie�� p. Kucharski przestawa�, trudno mi oczywi�cie wiedzie�. To, �e stosunek ka�dego danego pokolenia do pewnych pisarzy mo�e i musi si� zmienia�, to jasne. Cz�sto kolejno po sobie nast�puj� przyp�ywy, odp�ywy. Ale to, �e i Baudelaire, i Verlaine, i Rimbaud od dawna znajduj� si� ju� w oficjalnym po prostu panteonie francuskiej poezji, jest faktem tak znanym, �e poucza� o tym p. Kucharskiego znaczy�oby go pomawia� o ignoracj� r�wn� jego... tupetowi. P. Kucharski ni z tego, ni z owego ka�e zestawi� Statek pijany Rimbauda (kt�ry w istocie w przek�adzie Miriama by� ewenementem literackim, ale nie dwa lata temu, jak wspomina p. Kucharski, tylko trzydzie�ci lat temu, kiedy ukaza� si� w krakowskim ��wiecie�) z �eglug� Mickiewicz