6626
Szczegóły |
Tytuł |
6626 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6626 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6626 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6626 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J�zef Augustyn SJ
W CHWILI BEZRADNOSCI
Rozmowy i opracowanie:
Jan Grosfeld
Cezary S�kalski
---------------------------------
Wst�p: Piotr S�abek
W CHWILI BEZRADNOSCI
Pytania zada�: Jan Grosfeld
-----------------------------------------------------------
Od kilku lat Ko�ci� w Polsce g�osi Dobr� Nowin� w
zmienionym kontek�cie ustrojowym i spo�ecznym. W zwi�zku z
tym, co jest najistotniejsze dla realizacji tej misji
Ko�cio�a katolickiego w dzisiejszej Polsce, pojmowanego
jako wsp�lnota wszystkich wierz�cych: dla hierarchii,
duchowie�stwa i �wieckich?
Nie mo�emy przewidzie�, jaki b�dzie dalszy rozw�j sytuacji
Ko�cio�a w Polsce. Obecnie pytamy z pewnym niepokojem, czy czeka
nas ten sam kryzys, przez kt�ry przesz�y praktycznie wszystkie
kraje zachodnie w latach siedemdziesi�tych, czy te� - ubogaceni
ich do�wiadczeniami (nie zawsze pozytywnymi) - potrafimy ustrzec
si� skrajno�ci i rozwin�� w �yciu Ko�cio�a w Polsce to, czym
jeszcze dzi� bardzo si� szczycimy. Jedno wydaje si� by� raczej
pewne: nie mo�emy biernie przygl�da� si� rozwojowi sytuacji
udaj�c, �e nic si� nie zmieni�o po upadku totalitarnych rz�d�w.
Winni�my w��czy� si� aktywnie w zachodz�ce procesy, kt�re by�
mo�e dopiero po wielu latach stan� si� czytelne dla nas go�ym
okiem.
Wydaje mi si�, i� dla wszystkich: hierarchii, kap�an�w,
zakon�w m�skich i �e�skich, jak i dla �wieckich, jest dzi� rzecz�
wielkiej wagi dostrzeganie i rozeznawanie nowych znak�w czasu,
poprzez kt�re Pan B�g objawia nam swoj� wol�. I tak na przyk�ad
na zakwestionowanie wielu spraw Ko�cio�a, z jakim spotykamy si�
ostatnio, np. w �rodkach masowego przekazu, nie mo�emy odpowiada�
mniej lub bardziej agresywn� polemik�. I cho� nale�y upomina� si�
o uczciwo�� informacji tak�e w odniesieniu do spraw Ko�cio�a, to
jednak trzeba nam r�wnocze�nie robi� pokornie rachunek sumienia
i przyznawa� si� do tych grzech�w, jakie wytykaj� nam ci, kt�rzy
nie s� nam zbyt przychylni. Grzech zawsze pozostaje grzechem,
niezale�nie od tego, kto nam go wytknie.
Zauwa�my ponadto, i� krytyka Ko�cio�a jest znakiem, �e jest
on ceniony i wiele znaczy w �wiadomo�ci ludzi. Nie krytykuje si�
z takim zapa�em kogo� lub czego� ma�o znacz�cego. Krytyk� mo�emy
te� odczyta� jako wo�anie o autentyzm Ko�cio�a, kt�rym winni�my
si� powa�nie przej��. O ile sytuacja dawniejsza zyskiwa�a
Ko�cio�owi og�lne uznanie, to w sytuacji obecnej na takie uznanie
w wielu wypadkach nie mo�na liczy�. Trzeba raczej liczy� si� z
krytyk�, a mo�e nawet gorzej. Trzeba zdoby� si� na
<discernimento>: akcentowa� to, co w ka�dej krytyce mo�e by�
s�uszne. (Jan Pawe� II, S�owo do Biskup�w i Konsult zakonnych
wyg�oszone podczas IV pielgrzymki do Ojczyzny).
Nowa sytuacja Ko�cio�a domaga si� od nas nie tylko przyj�cia
nowych metod, ale przede wszystkim nowego nawr�cenia. Analizuj�c
uczciwie nasz� mentalno�� posttotalitarn�, mo�emy �atwo odkry�
miejsca, w kt�rych Pan B�g domaga si� od nas wewn�trznej
przemiany. Nie trzeba nam si� obawia�, �e przyznanie si� do
w�asnych b��d�w i pomy�ek b�dzie uprawomocnieniem tych zarzut�w
i krytyk Ko�cio�a, kt�re czasem s� po prostu niesprawiedliwe.
Trzeba nam domaga� si� prawdy tak jak czyni� to Jezus:
Je�eli �le powiedzia�em, udowodnij, co by�o z�ego, a je�eli
dobrze, czemu Mnie bijesz (J 18, 23). Poniewa� cz�sto jednak nie
posiadamy Jezusowej wolno�ci wewn�trznej koniecznej do udzielania
takich w�a�nie jasnych odpowiedzi, winni�my w naszych polemikach
i dyskusjach dotycz�cych Ko�cio�a strzec si� pokusy u�ywania
argument�w zabarwionych odwetem i �le skrywan� nienawi�ci�.
To, �e Ko�ci� jest dzisiaj krytykowany, jest rzecz�
normaln�. Autentyczno�� misji Jezusa sprawdza�a si� tak�e w ogniu
ostrej krytyki. W historii Ko�cio�a krytyka by�a czasem tym
wi�ksza, im wierniej Ko�ci� spe�nia� swoj� misj�. Zastanawiaj�ce
jest natomiast to, dlaczego tylu ludzi przyznaj�cych si� do
wiary, daje �atwy pos�uch niemal wszystkim zarzutom wysuwanym nie
tylko przeciwko ludziom Ko�cio�a, ale tak�e przeciw
fundamentalnym zasadom moralnym g�oszonym przez niego.
Dlaczego? Poniewa� niestety wiara wielu oparta jest najpierw
nie na mocnym wewn�trznym do�wiadczeniu, ale na identyfikacji z
wi�kszo�ci�. Skoro wielu m�wi�cych i pisz�cych w �rodkach
spo�ecznego przekazu powtarza w k�ko te same zarzuty, to �atwo
rodzi si� podejrzenie, i� rzeczywisto�� jest w�a�nie taka, jak�
jest ona opisywana. Nawyk uto�samiania si� z przekonaniami
wi�kszo�ci jest bardzo dwuznacznym zjawiskiem. Sprzyja
konformizmowi i uniemo�liwia pog��bienie wiary.
Cz�owiek �wiadomy swojej wiary i praktykuj�cy j� w spos�b
�ywy nie poczuje si� wytr�cony z r�wnowagi kilkoma artyku�ami
przeciwko i nie zmieni swojego zapatrywania na zasadnicze sprawy
zwi�zane z �yciem Ko�cio�a. Je�eli w nowej sytuacji, w jakiej
znalaz� si� Ko�ci�, ma przetrwa� wiara wielu ludzi, musi ona
dojrze� i pog��bi� si�. Od identyfikacji z wi�kszo�ci� musi ona
przej�� w wiar� osobist�, �yw� i �wiadom� swej roli.
***
Odizolowani od �wiata �elazn� kurtyn� przez ca�e
dziesi�ciolecia odkrywali�my powoli i nie bez opor�w wsp�lnotowy
wymiar Ko�cio�a, do czego z takim naciskiem zach�ca Sob�r
Watyka�ski II. Do�wiadczenie duszpasterskie przekonuje nas w
ko�cu, �e ka�da wi�ksza parafia mo�e by� �yw� wsp�lnot� tylko
w�wczas, kiedy staje si� wsp�lnot� wsp�lnot. Obecnie nie
kwestionujemy ju� w zasadzie wielkiej wagi i bogactwa ma�ych
wsp�lnot dla �ycia Ko�cio�a. Odkrycie wsp�lnotowego wymiaru
Ko�cio�a w latach sze��dziesi�tych i siedemdziesi�tych by�o u nas
niezwykle cennym do�wiadczeniem tak�e dlatego, poniewa� pozwala�o
oprze� si� zinstytucjonalizowanemu atakowi na Ko�ci�. Wsp�lnota
Ko�cio�a dawa�a wierz�cym mocne oparcie i nadziej� w
najtrudniejszych momentach. Do�wiadczenie wsp�lnoty by�o
odpowiedzi� Ko�cio�a na kolektywistyczny przymus stosowany niemal
we wszystkich dziedzinach �ycia przez �wczesny system polityczny.
Obecnie, kiedy znik�o zagro�enie ateizmem wynikaj�cym z
komunistycznego systemu politycznego, ods�oni�o si� jednocze�nie
zagubienie osobowe i duchowe wielu ludzi wierz�cych. Zagubienia
tego nie da si� rozwi�za� odwo�aniem si� wy��cznie do
do�wiadczenia wsp�lnoty. Cz�sto ma�e wsp�lnoty nie stanowi�
w�a�ciwego oparcia dla ludzi zagubionych duchowo, poniewa� jest
w nich zbyt du�o os�b, kt�re same potrzebuj� pomocy.
Ponadto wielu duszpasterzy zauwa�a, �e obecnie o wiele mniej
os�b przychodzi na wielkie uroczysto�ci ko�cielne. Dotyczy to
niemal wszystkich wa�niejszych miejsc kultu. Niekt�rzy czuj� si�
tym faktem zaniepokojeni. W zaniepokojeniu tym ukryty jest jaki�
l�k, �e zostaniemy sami i nie b�dziemy nikomu potrzebni. Moim
zdaniem takie odczucie wyp�ywa z braku w�a�ciwego rozeznania
sytuacji.
W przesz�o�ci z powodu zagro�enia systemem totalitarnym,
kt�ry w swej istocie by� przeciwko cz�owiekowi, czuli�my w sobie
potrzeb� gromadzenia si� w wielkich ludzkich masach, aby odczu�
nasz� si��. Wyra�ali�my w ten spos�b tak�e protest przeciwko
w�adzy, kt�ra zosta�a nam narzucona. Pojedynczy cz�owiek w walce
z totalitarnym systemem politycznym, doskonale zorganizowanym i
uzbrojonym po z�by, zawsze musia� przegra�. Ludzie intuicyjnie
czuli potrzeb� gromadzenia si�, aby nie czu� si� osamotnionymi.
Dzi� takie zagro�enie ju� nie istnieje.
Nie s�dz�, aby obecnie przeci�tny cz�owiek w Polsce by�
mniej wra�liwy na potrzeby duchowe i religijne. Wydaje mi si�,
�e ta wra�liwo�� obecnie jest nawet wi�ksza. Brak poczucia
zewn�trznego zagro�enia pozwala bowiem cz�owiekowi �atwiej odkry�
to, jakim jest naprawd�, tak�e w swoich najg��bszych pragnieniach
i potrzebach duchowych.
***
Jestem g��boko przekonany, �e w tej sytuacji Ko�ci� w
Polsce potrzebuje dzisiaj bardziej ni� kiedykolwiek w przesz�o�ci
�wiadomych swojej roli duchowych przewodnik�w, kt�rzy poprzez
osobisty dialog z cz�owiekiem podj�liby trud pomagania innym w
rozwijaniu g��bokiego �ycia duchowego. Niestety pos�uga
kierownictwa duchowego nale�y w Polsce w zwyczajnym
duszpasterstwie parafialnym do rzadko�ci. Brak nam tak�e w kraju
dyskusji i powa�nej refleksji na temat kierownictwa duchowego.
Duszpasterze parafialni, ojcowie duchowni instytucji
formacyjnych, animatorzy ma�ych wsp�lnot, osoby przepowiadaj�ce
S�owo Bo�e w katechezie czy w innych formach duszpasterstwa, zbyt
cz�sto nie doceniaj� jeszcze wagi kierownictwa duchowego tylko
dlatego, i� sami nie spotkali si� z nim w autentycznej formie.
Kierownictwo duchowe w Polsce pozostaje nadal pos�ug�
duszpastersk� bardzo ekskluzywn�, proponowan� niewielkiej liczbie
os�b wybranych.
***
Cz�owiek dzisiejszy bywa cz�sto bardzo poraniony
emocjonalnie i g��boko zagubiony duchowo. M�wi� to odwo�uj�c si�
do mojej pracy kierownika duchowego. Wydaje mi si� rzecz�
ogromnej wagi dociera� do wsp�czesnego cz�owieka nie tylko
poprzez og�lne apele, odezwy, listy, (chocia� te wszystkie formy
duszpasterstwa nadal posiadaj� swoj� wielk� warto�� i nie mog�
jej nigdy zatraci�), ale tak�e poprzez indywidualn� pomoc,
poprzez osobiste spotkania.
Chodzi�oby wi�c o stworzenie takich ram dla tej szczeg�lnej
pos�ugi duszpasterskiej, aby nie tylko w pewnych o�rodkach
rekolekcyjnych, ale w ka�dej parafii istnia�a mo�liwo�� uzyskania
pomocy duchowej poprzez indywidualn� rozmow� z kompetentn� osob�.
W sakramencie pojednania praktykowanym w obecnej formie d�u�sza
spokojna rozmowa jest niemo�liwa szczeg�lnie w�wczas, kiedy przed
konfesjona�em tworzy si� cho�by ma�a kolejka. Wypowiedzenie
pewnych bardzo osobistych i bolesnych problem�w wymaga klimatu
spokoju, akceptacji, poczucia bezpiecze�stwa. Spotkanie z osob�
potrzebuj�c� pomocy wymaga nieraz d�u�szego czasu. Po�piech u
pewnych wra�liwych os�b mo�e rodzi� odczucie bycia niepotrzebnym
czy nawet odrzuconym.
W Polsce osob�, kt�ra budzi najwi�ksze zaufanie, jest wci��
kap�an. Przed kap�anem ludzie potrzebuj�cy indywidualnej pomocy
otwieraliby si� najch�tniej. Wydaje mi si�, �e obecna krytyka
duchowie�stwa, cho� mo�e by� bolesna, nie posiada jednak
wi�kszego wp�ywu na zmniejszanie si� zaufania spo�ecze�stwa do
kap�an�w.
Wielu jednak s�usznie zauwa�a, �e kap�ani w Polsce s�
przepracowani i przem�czeni. Cech� charakterystyczn� pracy
duchowie�stwa w Polsce jest cz�sto wielki aktywizm w dziedzinach,
kt�re nie wymagaj� �wi�ce�. Nie wchodz�c w szczeg�y, s�dz�, i�
dopuszczenie odpowiedzialnych ludzi �wieckich, dojrza�ych duchowo
i przygotowanych do wsp�pracy w sprawach organizacyjnych i
duszpasterskich, m�g�by ogromnie odci��y� kap�an�w i stworzy�
im szersze ramy czasowe dla ich osobistego do�wiadczenia
duchowego, kt�re od wszystkich wymaga czasu, tak od duchownych,
jak i od �wieckich. Powierzchowne �ycie religijne kap�ana
zatraconego w pracy musi odzwierciedla� si� w jego pos�udze
duszpasterskiej.
Do�wiadczenie ostatnich lat pokazuje, i� istnieje wielu
ludzi �wieckich bardzo odpowiedzialnych, kt�rzy mogliby podj��
niekt�re prace, kt�re by�y do tej pory wykonywane wy��cznie przez
kap�an�w. Wydaje si�, �e zasadniczym problemem, jaki mo�e si� w
tym kontek�cie nasuwa� nam kap�anom, to nasze obawy i l�ki przed
podzieleniem si� nasz� odpowiedzialno�ci� ze �wieckimi. Ten
problem wymaga�by z obu stron nie tylko ogromnej rozwagi, ale
przede wszystkim ducha prawdziwego nawr�cenia wewn�trznego.
***
Wydaje mi si� rzecz� ogromnie wa�n�, aby ukazuj�c pewne
kluczowe problemy �yciowe w naszym przepowiadaniu, nie
zatrzymywa� si� wy��cznie na sferze powierzchniowej, ale
ods�ania� ich najg��bsze �r�d�a i korzenie.
Chcia�bym jako przyk�ad poda� problem aborcji, kt�ry tak
gor�co jest dyskutowany w obecnym czasie. Mo�emy podej�� do niego
od strony zasad, norm i przykaza�, kt�rych wielu ludzi po prostu
nie przyjmuje. I chocia� mo�e nam to wydawa� si� dziwne czy
bolesne, pozostaje to jednak faktem, kt�remu zaprzeczy� si� nie
da. Sam B�g szanuje z�e wykorzystanie ludzkiej wolno�ci. Ale
przecie� t� sam� rzeczywisto��, kt�r� zawiera przykazanie, mo�na
pokazywa� odwo�uj�c si� do do�wiadczenia ludzkiego. Przykazanie
nie zabijaj, podobnie jak ka�de inne przykazanie, nie jest czym�
zewn�trznym wobec cz�owieka, ale wyp�ywa z kszta�tu ludzkiego
serca. Aborcja nie jest najpierw problemem �amania pi�tego
przykazania, ale dramatem g��bokiego zagubienia duchowego i
straszliwej nienawi�ci cz�owieka do w�asnego �ycia. Na przerwanie
�ycia - zabicie w�asnego dziecka - mo�e zdecydowa� si� jedynie
taka matka (ojciec), kt�ra g��boko nienawidzi swoje w�asne �ycie,
z czego sobie nawet nie zdaj� sprwy.
Przeciwdzia�anie aborcji i wszelkiemu innemu z�u nie mo�e
dokonywa� si� tylko na zasadzie obwarowa� prawnych. Obwarowania
te s� konieczne, ale prawo nie rozwi��e nigdy samego problemu.
Metoda odwo�ania si� tylko do zakazu, l�ku i poczucia winy jest
bezskuteczna w ka�dej pracy z cz�owiekiem, tak�e w pracy
duszpasterskiej. Ods�aniaj�c nienawi��, jaka istnieje w cz�owieku
do jego w�asnego �ycia, trzeba uczy� go jednocze�nie mi�o�ci do
siebie samego, ukazywa� warto�� i sens jego �ycia. Kobieta
kochaj�ca swoje �ycie, przyjmie z rado�ci� �ycie dziecka, nawet
w�wczas, kiedy ono pojawi si� nie w por�. Otwieranie cz�owieka
na g��bokie do�wiadczenie Boga, jako �r�d�a wszelkiego �ycia,
jest jedynym skutecznym lekarstwem na nienawi��, kt�ra zabija
najpierw tego, kt�ry si� jej poddaje, a potem innych.
Zawsze kobieta, kt�ra zabija swoje dziecko, zabija siebie
sam�, niezale�nie od tego, czy uwa�a si� za wierz�c� czy te� nie.
By�em �wiadkiem rozpaczy wielu kobiet, nie tu� po zabiegu, ale
na stare lata, kiedy nagromadzona nienawi��, l�k i chore poczucie
winy nie znalaz�y jeszcze uj�cia w do�wiadczeniu przebaczenia
Bo�ego. Ale nawet tak� zbrodni� cz�owiek uleczy, kiedy odkryje
swoj� nienawi�� do siebie i innych i pozwoli si� ogarn�� mi�o�ci
Boga.
Jak Ojciec widzi swoje miejsce w dziele posoborowej odnowy
Ko�cio�a?
Od pewnego czasu nosz� w sobie pragnienie wprowadzenia w
umys�y i serca os�b duchownych i zaanga�owanych �wieckich troch�
tw�rczego niepokoju w sprawie indywidualnej pomocy cz�owiekowi
w jego wzro�cie wewn�trznym; pomocy emocjonalnej i duchowej,
poniewa� problemy cz�owieka s� zawsze powi�zane ze sob�.
Doceniaj�c wielk� wag� innych form duszpasterstwa chcia�bym
jednocze�nie wzbudza� wi�ksze zainteresowanie problemem
kierownictwa duchowego.
Wydaje mi si�, �e propozycja kierownictwa duchowego w
r�norodnych wsp�lnotach formacyjnych jest nierzadko zbytnio
sformalizowana. Ojciec duchowny (mistrz, mistrzyni nowicjatu),
bywa punktem odniesienia przede wszystkim w momentach kryzysu i
zagro�enia wychowanka. Najcz�ciej brak jest regularnych spotka�
z ojcem duchownym, w kt�rych w spos�b systematyczny by�yby
podj�te problemy, konflikty wewn�trzne, duchowe pragnienia oraz
ca�y rozw�j wewn�trzny wychowanka. M�wi� to na podstawie licznych
kontakt�w z m�odymi lud�mi b�d�cymi w okresie formacji duchowej.
Zdaj� sobie jednak spraw�, �e taka opinia mo�e zawiera� w sobie
ryzyko zbytniego uog�lnienia. Uwa�am jednak, �e moj� ocen�
potwierdza brak w Polsce literatury oraz teoretycznej refleksji
na temat kierownictwa duchowego.
Wydaje mi si� rzecz� ogromnej wagi, aby osoby, kt�re maj�
pewne do�wiadczenie w kierownictwie duchowym, zechcia�y dzieli�
si� nim z innymi poprzez refleksj� pisan� (artyku�y, ksi��ki),
organizowanie spotka�, sesji, sympozj�w, na kt�rych dochodzi�oby
do wymiany istniej�cego ju� do�wiadczenia. Aby taka wymiana mog�a
by� owocn�, konieczne by�oby krytyczne spojrzenie na
funkcjonuj�c� do tej pory formacj� seminaryjn�, zakonn�,
katechetyczn�, parafialn�.
W ludziach, kt�rzy przychodz� do spowiedzi czy te� na
rozmow� poza konfesjona�em jest bardzo du�o obaw i l�k�w. Ludzie
ci boj� si� by� niezrozumiani i odrzuceni. Poczucie zagubienia
granicz�ce nieraz z rozpacz�, jest czasem tak du�e, i� decyduj�
si� wypowiedzie� siebie przed drugim nawet za cen� ryzyka bycia
nie zrozumianymi lub nie przyj�tymi.
Zadaniem kierownika duchowego, kap�ana w konfesjonale,
�wieckiego terapeuty czy ka�dego innego cz�owieka, do kt�rego
osoba w potrzebie zwraca si� o pomoc, jest najpierw to, by
przyj�� j� i wys�ucha� w taki spos�b, aby czu�a si� przede
wszystkim zaakceptowana bezwarunkowo. Cz�owiekowi, kt�ry
przychodzi do nas po pomoc osobist� winni�my przekaza� nie tyle
s�owami, ile ca�� nasz� postaw� przes�anie tej tre�ci: Cokolwiek
mi powiesz o sobie, nie b�dziesz odrzucony. Im g��bsze oka�e si�
twoje zagubienie i poranienie, tym bardziej b�dziesz kochany.
Pasterz zostawia przecie� dziewi��dziesi�t dziewi�� owiec, by
m�c zaj�� si� tylko jedn�, najbardziej potrzebuj�c� pomocy.
Ka�dy, kto udziela pomocy drugiemu w ramach wsp�lnoty Ko�cio�a,
staje si� �wiadkiem Boga, kt�ry przyjmuje cz�owieka i obdarza go
bezwarunkow� mi�o�ci� niezale�nie od tego, kim jest i co zrobi�.
Niekt�rzy ludzie, kt�rzy przychodz� do mnie ze swoimi
trudnymi sprawami i chc� dokona� jakiego� wa�nego dla siebie
wyznania, zastrzegaj� si� s�owami: Tylko niech si� ojciec nie
dziwi. Osoba zastrzegaj�ca si� w ten spos�b, niemal formalnie
prosi, aby nie uwa�a� jej za nienormaln�. Zdziwienie budzi to,
co wykracza poza norm�. Pro�ba ukryta w tym zastrze�eniu wyra�a:
Ja wprawdzie mam takie straszne problemy, zachowuj� si� w taki
okropny spos�b, ale jestem cz�owiekiem normalnym, godnym
przyj�cia i mi�o�ci. I to jest prawdziwe. Ka�dy cz�owiek,
niezale�nie od tego, kim jest, jest godnym przyj�cia tylko
dlatego, �e jest dzieckiem Boga.
Poza r�norodnymi zmianami strukturalnymi, reformami
instytucji, poza zmian� stylu przepowiadania i zmian� j�zyka
religijnego, zawsze centrum i sercem pos�ugi duszpasterskiej
b�dzie mi�o�� do drugiego cz�owieka wyra�ona w ca�kowitej
akceptacji, w ch�ci s�u�enia mu i niesienia mu pomocy tak�e
poprzez indywidualne z nim spotkanie. Wszelkie dyskusje nad
zmianami instytucjonalnymi nie mog� tego nigdy pomija�. Wprost
przeciwnie, wielkie plany dotycz�ce ewangelizacji i formacji
winny obejmowa� uwra�liwienie na konkretnego cz�owieka. Nie
chodzi tutaj o akcje charytatywne, ale o nasze wewn�trzne
nawr�cenie, kt�re sprawi, �e sami dla siebie przestajemy by�
centrum. W centrum zainteresowania stanie drugi cz�owiek. Ten
konkretny, kt�ry w chwili bezradno�ci przyjdzie do nas prosi� nas
o pomoc oraz ten, kt�rego sami odnajdziemy w jego zagubieniu.
Mam wyra�n� �wiadomo��, �e pos�uga kierownictwa duchowego
jest dzieleniem si� tym, co si� otrzymuje. Przyjmowanie nie
zawsze jednak bywa �atwe. Do�wiadczenie pokazuje, �e bywa ono tak
samo trudne, jak i dawanie. Indywidualne towarzyszenie
cz�owiekowi w jego procesie uzdrowienia wewn�trznego i wzro�cie
duchowym odbieram jako wielki dar Boga, poprzez kt�ry objawia
swoj� odwieczn� mi�o�� do mnie i do ka�dego cz�owieka.
CZY KOSCIO� BOI SIE PSYCHOLOGII?
Rozmowa i opracowanie: Jan Grosfeld
-------------------------------------------
Jan Grosfeld: Ukazuje si� dzi� w Polsce mn�stwo publikacji
psychologicznych. Co Ojciec o tym s�dzi?
J�zef Augustyn SI: Ilo�� tych publikacji zdaje si� �wiadczy�
o wielkim zapotrzebowaniu na ten typ literatury. W�r�d nich sporo
jest rzeczy bardzo praktycznych, przydatnych. Ludzie ch�tnie
si�gaj� po nie, gdy� my�l�, �e psychologia mo�e im pom�c odkry�
siebie samych. Poznawanie siebie samego zawsze by�o pasjonuj�c�
przygod� cz�owieka. Jest ni� r�wnie� i dzisiaj. Dzisiaj jednak
ludzie cz�ciej si�gaj� po ksi��k� psychologiczn� ni�
filozoficzn�. Ksi��ka filozoficzna wydaje si� by� dla cz�owieka
wsp�czesnego, podchodz�cego do �wiata bardzo pragmatycznie, zbyt
skomplikowana i oderwana od �ycia.
Wydaje mi si�, i� si�ganie po ksi��k� psychologiczn�
uwarunkowane jest tak�e bezradno�ci� wobec w�asnych problem�w
oraz du�� trudno�ci� w znalezieniu kompetentnego cz�owieka, do
kt�rego mo�na by zwr�ci� si� o pomoc. Wielu szuka wi�c
rozwi�zania swoich problem�w odwo�uj�c si� do rad ksi��kowych.
S�dz�, i� to du�e zapotrzebowanie na psychologi� jest r�wnie�
pewnym objawem porepresyjnym. W ostatnich dziesi�cioleciach
byli�my zmuszeni kry� si� i d�awi� najbardziej ludzkie potrzeby
i pragnienia. Przy pomocy psychologii wielu chcia�oby wydoby� z
siebie to, co d�ugi czas by�o w nich spychane gdzie� w lochy
pod�wiadomo�ci.
Co psychologia rzeczywi�cie daje?
Emocjonalno�� cz�owieka jest jak g�szcz, w kt�rym bardzo
trudno jest si� rozezna�. Psychologia s�u�y nam jako pewna pomoc
w odkryciu naszej osobowo�ci (a w tym szczeg�lnie p�aszczyzny
emocjonalnej) i porz�dkowaniu jej.
Spojrzenie na �wiat uczu� ludzkich zale�y jednak od
spojrzenia na cz�owieka. Psychologia jest narz�dziem, kt�rym
pos�uguje si� sam cz�owiek. Dobra psychologia zak�ada dobry
fundament filozoficzny. Nie ma dobrej psychologii bez dobrej
antropologii.
Trzeba jednak zauwa�y�, �e opr�cz wielkiego zainteresowania
psychologi� widzimy te� wielki przed ni� l�k. Ludzie nieraz boj�
si�, �e psychologia odkryje w nich co�, czego sami o sobie
jeszcze nie wiedz�. Boj� si�, �e psycholog pos�uguj�c si� tajemn�
wiedz� dostanie si� do ich wn�trza bez ich �wiadomego
przyzwolenia. Jest to l�k przed zdemaskowaniem sfery
emocjonalnej.
Dlaczego cz�owiek boi si� by� zdemaskowanym?
Poniewa� czuje si� niekochany, �ledzony, s�dzony przez
ludzi. Boi si�, �e inni odkryj� w nim to, co on sam uwa�a w sobie
za nieprzyjemne, obrzydliwe, z�e i zostanie przez nich odrzucony.
L�k przed psychologi�, to najcz�ciej l�k przed odrzuceniem.
Geneza tego l�ku jest zwykle bardzo g��boka. Rodzi si� on
najcz�ciej z ca�ego wychowania w rodzinie, z tzw. mi�o�ci
uwarunkowanej. Matki bardzo cz�sto m�wi� swoim dzieciom (nie
tylko s�owami, ale ca�� swoj� postaw�): Je�eli b�dziesz grzeczny,
dobry, mi�y, to b�d� ci� kocha�. W dodatku to, co niedobre,
brzydkie moralnie w �wiadomo�ci dziecka miesza si� z tym, co
nieestetyczne czy wr�cz niehigieniczne. A poniewa� potrzeba bycia
kochanym bezwarunkowo jest pierwsz� potrzeb� dziecka, pr�buje ono
ukry� to, co mog�oby go skompromitowa� w oczach rodzic�w. Je�li
dziecko bardzo cz�sto k�amie, to wychowywa� nale�y najpierw nie
dziecko, ale jego rodzic�w. Dziecko ma doskona�� intuicj� i
dobrze wyczuwa to, co mog�oby si� nie podoba� rodzicom.
I takie dzieci nast�pnie same staj� si� rodzicami.
Tak, dorastaj� w zak�amaniu, �yj� w masce. Takie wychowanie
dziecka jest wielk� dla� krzywd�. I je�li skrzywdzony nie bierze
na siebie swojego skrzywdzenia, sam staje si� krzywdzicielem.
Tutaj dotykamy konsekwencji wewn�trznych zranie�. Wydaje mi si�,
�e jest bardzo ma�o ludzi �wiadomych g��bokich konsekwencji,
jakie nios� fakty zranienia emocjonalnego, kt�re zaistnia�y w
rodzinie. L�k przed psychologi� jest l�kiem przed w�asn�
przesz�o�ci�, kt�ra mnie ukszta�towa�a w taki a nie inny spos�b.
Przed nieuzdrowion� przesz�o�ci�. Aby m�c wytrzyma� z sob� samym,
ze swoj� nieuleczon� przesz�o�ci�, cz�owiek wprowadza mur mi�dzy
tym, co by�o, a tym co jest obecnie. A przecie� wszystkie nasze
postawy i zachowania obecne s� ukszta�towane przez ca�� nasz�
histori� �ycia. Mur ten polega na pr�bie zapomnienia o naszej
przesz�o�ci lub te� na jej idealizacji.
Co Ojciec rozumie przez idealizacj� przesz�o�ci?
Idealizacja przesz�o�ci polega�aby na takim jej odczytaniu,
aby nie tylko nie sprawia�a nam b�lu, ale by�a dla nas tylko
przyjemnym wspomnieniem. To �yczeniowe odczytanie przesz�o�ci ma
s�u�y� przede wszystkim �yczeniowemu widzeniu tera�niejszo�ci.
Idealizacja jest zawsze jak�� form� zniekszta�cenia. Typowym
przyk�adem takiej idealizacji jest sytuacja zakochania m�odych
ludzi, kt�rzy patrz� na �wiat wy��cznie przez pryzmat swoich
w�asnych niedojrza�ych pragnie� i potrzeb, a nie przez pryzmat
w�asnej historii �ycia i ca�ej rzeczywisto�ci otaczaj�cego ich
�wiata. M�wi�c mo�e nieco �artobliwie wielu m�odych ludzi
najbardziej krzywdzi siebie na wiosn�, kiedy zakochuj� si� w
sobie. Nie znaj�c siebie samych, nie znaj�c w�asnych granic
emocjonalnych, w�asnej zmienno�ci uczuciowej, obiecuj� sobie
bardzo du�o zar�wno przez s�owa, jak i przez gesty erotyczno-
seksualne. Uczucie zakochania mija i w�wczas do�wiadczaj�
g��bokiego rozczarowania. Od fascynacji sob� przechodz� do
wzajemnego roz�alenia do siebie i oskar�ania si�.
Czy Ojciec widzia�by jakie� inne �r�d�a l�ku przed
ujawnieniem si� naszego JA?
Innym wa�nym �r�d�em tego l�ku jest r�wnie� zubo�ona
antropologia. W wieku XX, wieku wielkich specjalizacji, istnieje
pewna atomizacja cz�owieka, rozbicie go na r�ne sfery. Wyj�tkowo
na przyk�ad zdarzaj� si� lekarze, kt�rzy zajmuj� si� ca�ym
cz�owiekiem, a nie tylko chorym organem. A przyczyny choroby
cia�a bardzo cz�sto tkwi� w�a�nie w sferze psychicznej,
emocjonalnej. R�wnie� wielu psycholog�w zajmuje si� tylko sfer�
psychiki, z pomini�ciem sfery duchowej. Takiej specjalizacji
podlegaj� tak�e duchowni, kt�rzy najcz�ciej zajmuj� si�
wy��cznie nie�mierteln� dusz� cz�owieka. Tymczasem to, co
duchowe, jest zarazem wcielone w ludzk� emocjonalno�� i
somatyczno��.
I chocia� lekarz, psycholog i ksi�dz nie powinni myli�
swoich r�l, to jednak pomagaj�c cz�owiekowi ka�dy z nich winien
w jaki� spos�b uwzgl�dni� ca�ego cz�owieka, wszystkie jego
wymiary. Ca�o�ciowe spojrzenie na cz�owieka domaga si�
uwzgl�dnienia wszystkich sfer: somatycznej, psychicznej,
duchowej. Sfery te s� ze sob� �ci�le po��czone. Rozw�j cz�owieka
polega na integrowaniu si� poszczeg�lnych sfer. To, co fizyczne
jest podporz�dkowane temu, co psychiczne, a to co psychiczne,
temu co duchowe.
Czy cz�owiek mo�e w jaki� spos�b zrezygnowa� ze swojej
duchowo�ci lub te� zniszczy� j� w sobie?
Oczywi�cie, �e nie. Pr�ba zniszczenia jednej ze sfer
cz�owieka, jest pr�b� zniszczenia ca�ego cz�owieka. Cz�owiek mo�e
udawa�, i� nie dostrzega swojego wymiaru duchowego, ale to nie
zmienia faktu, i� duch pozostaje integraln� cz�ci�
cz�owiecze�stwa. Cz�owiek mo�e wprawdzie nie uznawa� sfery
duchowej okre�laj�c siebie materialist�, ale zachowania ludzkie
(nawet te najbardziej zewn�trzne) zwykle temu przecz�.
Cz�owiek mo�e zreszt� zaprzecza� nie tylko istnieniu wymiaru
duchowego. Mo�e r�wnie� udawa�, i� nie posiada cia�a lub te�
emocjonalno�ci. Zawsze istnia�a pokusa religijno�ci, kt�ra
traktuje cz�owieka jako bezcielesn� istot�. Angelizm duchowy to
jedna z wi�kszych pu�apek w �yciu duchowym. Jednym z bardzo
wa�nych kryteri�w dojrza�ej religijno�ci cz�owieka jest jej
d��enie do sp�jno�ci ca�ego cz�owieka. Dojrza�a religijno�� scala
wewn�trznie, integruje, jednoczy. To w�a�nie �ycie duchowe, �ycie
religijne jest zwornikiem integracji, jest tym, co porz�dkuje
ca�e �ycie cz�owieka, zar�wno jego przesz�o��, jak r�wnie� jego
tera�niejszo�� i przysz�o��. Sw. Pawe� m�wi, i� chrze�cijanin nie
walczy z cia�em i krwi�, czyli z natur� ludzk�, ale walczy z
nieprzyjacielskimi mocami na wysoko�ci.
Natomiast jednym z najwa�niejszych kryteri�w fa�szywej
religijno�ci jest izolowanie czy wr�cz przeciwstawianie sfery
duchowej sferze cielesnej, psychicznej i emocjonalnej. Taka
religijno�� nie tylko nie jednoczy, ale rozbija wewn�trznie,
nerwicuje cz�owieka.
Istnieje te� zagro�enie p�yn�ce st�d, �e cz�sto miesza si�
sfer� emocjonaln� ze sfer� duchow�. Nasze uczucia bierzemy
cz�sto za prze�ycia duchowe.
To bardzo wa�ne stwierdzenie. Spotykam si� z tym niemal na
co dzie� w kierownictwie duchowym. Prze�ycia emocjonalne
odbierane s� jako bezpo�rednia ingerencja Boga. Jest to problem
bardzo delikatny i z�o�ony, bo Pan B�g pos�uguje si� naszymi
emocjami. Nasze najg��bsze, duchowe pragnienia s� dzie�em Ducha
Swi�tego w nas.
Pe�nej jedno�ci tych sfer nie mo�emy osi�gn�� na ziemi.
Problem tkwi chyby w tym, czy cz�owiek d��y do tej
harmonii.
Cz�owiek nie rodzi si� zharmonizowany, zintegrowany w tych
trzech sferach. To rozbicie nie jest te� najpierw jego osobist�
win�. Mamy tu do czynienia z tajemnic� skutk�w grzechu
pierworodnego. Wydaje si� nam nieraz, �e grzech pierworodny jest
jakim� ma�o uchwytnym misterium. Tymczasem jest on bardzo
widoczny, dotykalny w cz�owieku ju� od niemowl�cych lat. Sw.
Augustyn m�wi, �e niewinno�� dziecka polega na s�abo�ci cia�a,
a nie na niewinno�ci duszy.
Na to wszystko przychodzi Chrystus.
Chrze�cija�stwo jest religi� wcielenia. Niezwyk�e pi�kno,
cudowno�� chrze�cija�stwa polega w�a�nie na tym, �e B�g staje si�
cz�owiekiem; �e On, kt�ry jest Czystym Duchem, przyjmuje na
siebie tak�e to, co psychiczne i to, co somatyczne. Ewangelie
opisuj� ludzkie zachowania Jezusa, Jego czynno�ci somatyczne:
Jezus chodzi, �pi, je, poci si�. Opowiadaj� nam tak�e o uczuciach
Jezusa. Pokazuj� r�wnie� te uczucia, kt�re mog� nam si� mniej
podoba�, poniewa� wydaj� si� mo�e zbyt ludzkie; Jezus si� gniewa,
wzrusza si�, p�acze, wyra�a oburzenie, podnosi g�os, okazuje
zm�czenie.
Jednym z temat�w chrystologii jest pr�ba przybli�enia tego,
jak ��czy si� w Chrystusie Jego b�stwo z cz�owiecze�stwem.
Herezje chrystologiczne polega�y na popadaniu w przesad� w jedn�
albo w drug� stron�. Pr�bowano pokazywa� Jezusa albo jako
cz�owieka, nie doceniaj�c czy wr�cz banalizuj�c b�stwo, i
odwrotnie, pokazuj�c Go jako Boga z lekcewa�eniem wymiaru
somatycznego i psychicznego. Natomiast zdrowa chrystologia m�wi -
cho�by w Credo - �e Jezus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym
cz�owiekiem. Nawet je�li nie rozumiemy do ko�ca, jak si� te dwa
wymiary ��cz�.
Wcielenie Syna Bo�ego pokazuje nam warto�� ca�ego cz�owieka.
Uczy nas ono widzie� nasze cz�owiecze�stwo oczami Pana Boga.
Dzi�ki Tajemnicy Wcielenia widzimy, �e pomniejszanie sfery
somatycznej i emocjonalnej cz�owieka jest wbrew aktowi
stworzenia. Jezus nie doda� niczego do tych trzech sfer
cz�owieka, lecz je wype�ni�. Jezus Chrystus sprawi�, �e to, co
by�o w planie stw�rczym Boga - owa doskona�a harmonia i jedno�� -
staje si� w Nim na nowo mo�liwe. Jezus jest pierwszym doskona�ym
cz�owiekiem, w kt�rym istnieje niezwyk�a jedno�� wszystkich sfer.
Jak to si� dzieje, �e dzi�ki Niemu mo�e i w nas zacz�� si�
�w powolny proces integracji wewn�trznej, kt�ry oczywi�cie
na ziemi si� nigdy nie sko�czy?
M�wi�c j�zykiem klasycznym, dokonuje si� to poprzez
uczestnictwo w Jego �yciu. Chrzest jest sakramentem, kt�ry w��cza
nas w �ycie Chrystusa. Ale to w��czenie nie zmienia nas w spos�b
automatyczny, lecz czyni nas zdolnymi do stawania si� na Jego
obraz. �aska chrztu mo�e by� nie wykorzystana. Cz�owiek mo�e by�
ochrzczony i pozostawa� z osobowo�ci� rozbit�, je�eli tego trudu
wewn�trznego scalenia nie podejmie z zaanga�owaniem i ofiar�.
Wewn�trzne scalenie cz�owieka dokonuje si� przez poznanie Jezusa
Chrystusa. Rozpoczyna si� ono od walki z grzechem osobistym; bo
chocia� istot� chrze�cija�stwa nie jest przede wszystkim walka
z grzechem, to jednak pokonanie grzechu jest koniecznym wst�pem
do otwarcia si� na Chrystusa. Owo poznanie Chrystusa posiada
swoje etapy, jakby stopnie. Najpierw jest to bardziej poznanie
intelektualne, kt�re przechodzi nast�pnie w poznanie g��bsze -
poznanie sercem, przechodzi w mi�o��. Chodzi wi�c o stopniowe
dopuszczanie Jezusa do ca�ego �ycia ludzkiego, nie tylko do
duszy, ale tak�e do pozosta�ych wymiar�w ludzkiej osobowo�ci.
Kiedy Jezus przeniknie ca�ego cz�owieka, wszystkie jego
p�aszczyzny, stajemy si� nie tylko do Niego podobni, ale w jaki�
tajemniczy spos�b stajemy si� jak On. �yj� ja, ju� nie ja, �yje
we mnie Chrystus - wyzna z odwag� �w. Pawe�. Nasze na�ladowanie
Chystusa nie polega w�wczas tylko na wysi�ku woli. Jest ono
darem. Przychodzi jakby spontanicznie. B�d�c podobni do Jezusa,
b�d�c jak On, zaczynamy r�wnie� my�le�, m�wi�, odczuwa� i dzia�a�
jak On. Zaczynamy jak On �y�.
Tutaj dotykamy wa�nej rzeczy: jakiego Chrystusa
przepowiadamy, czy takiego, o kt�rym Ojciec tu m�wi, czy
nieco okrojonego?
Ko�ci� w swym nauczaniu powszechnym niew�tpliwie
przepowiada ca�ego Chrystusa. Magisterium Ko�cio�a czuwa nad tym,
�eby przepowiada� Chrystusa pe�nego. Ale to wielkie
przepowiadanie realizuje si� w przepowiadaniu ka�dego
chrze�cijanina, ka�dego kap�ana. W Ko�ciele ka�dy ma swoj� rol�
w przepowiadaniu Chrystusa. I ka�dy b�dzie przepowiada� Chrystusa
takiego, jakiego ma w sobie, jakim �yje. Ka�dy z nas prze�ywa za�
Chrystusa w taki spos�b, w jaki prze�ywa swoje cz�owiecze�stwo.
Je�eli ksi�dz, katecheta, matka wychowuj�ca dziecko nie akceptuje
jednej ze sfer swojego cz�owiecze�stwa (sfery te nie s� w�wczas
zintegrowane), to przepowiada� b�dzie w�a�nie rozbitego
Chrystusa. Fa�szywe spojrzenie na w�asne cz�owiecze�stwo b�dzie
przejawia� si� fa�szywym spojrzeniem na cz�owiecze�stwo Jezusa.
To do�wiadczenie cz�owiecze�stwa - w�asnego i jednocze�nie
Chrystusowego - wyrazi si� w okre�lonym j�zyku przepowiadania.
Mam tu na my�li zar�wno j�zyk m�wiony, j�zyk kaza�, katechez,
konferencji r�nego typu, jak r�wnie� j�zyk pisany.
Zauwa�my, i� j�zyk przepowiadania jest cz�sto hermetyczny,
zamkni�ty, jest to cz�sto j�zyk szkolnej teologii. Jest on ma�o
egzystencjalny, poniewa� nie wynika z osobistego do�wiadczenia
chrze�cija�skiego. Niewiele te� wnios�aby zmiana nauczania
teologii - cho� wydaje si� to po��dane - je�eli nie zmieni�oby
si� osobiste do�wiadczenie osoby przepowiadaj�cej.
Przepowiadaj�cy zawsze bowiem dzieli si� osobistym do�wiadczeniem
wiary. Dlaczego nasze kazania, katechezy, konferencje, publikacje
pisemne brzmi� nieraz tak dr�two? Poniewa� s� to najpierw
konstrukcje intelektualne. My ksi�a cz�sto korzystamy z gotowych
kaza� na niedziel�, jak z bryk�w. Jest to z pewno�ci� jaka�
pomoc. Ale gdyby nasze przepowiadanie ogranicza�o si� tylko do
pos�ugiwania si� cudzymi tekstami, to brzmia�oby ono obco i
by�oby �a�osne.
Czy nie jest to bardzo istotny element nowej ewangelizacji?
Tak, nowa ewangelizacja to z pewno�ci� nowy j�zyk, kt�ry
trafi do wsp�czesnego cz�owieka. Istnieje pewna tendencja do
unowocze�niania tego j�zyka, ale w spos�b jakby zewn�trzny:
proponuje si� do��czy� do religii wiedz� z r�nych ga��zi nauki,
wple�� w przepowiadanie psychologi�, socjologi�, politologi�.
Takie zewn�trzne do��czenie wzbogaca j�zyk sztucznie, je�li nie
wynika z osobistego do�wiadczenia wiary. J�zyk ewangelizacji ma
podw�jne �r�d�o: z jednej strony �r�d�em jest Biblia, Tradycja,
Magisterium Ko�cio�a, ale drugim zasadniczym �r�d�em jest w�asne
do�wiadczenie. Rezygnacja albo niepe�ne czerpanie z jednego
�r�d�a jest zagro�eniem dla j�zyka przepowiadania. J�zyk mo�e by�
bardzo egzystencjalny, ale zarazem zupe�nie niereligijny,
nieewangeliczny, je�li nie uwzgl�dnia si� �r�d�a, jakim jest
Ewangelia, �ywa Tradycja, Magisterium Ko�cio�a. Przepowiadanie
nigdy nie mo�e by� wy��cznie prywatn� inicjatyw�. Jest ono z
misji Ko�cio�a zleconej mu przez Chrystusa. Ale je�eli opiera�
si� b�dziemy tylko na Biblii, Tradycji i Magisterium, nie
odwo�uj�c si� do osobistego do�wiadczenia, wtedy b�dziemy
mechanicznie powtarza� cudze sformu�owania.
J�zyk przepowiadania nie mo�e by� j�zykiem wy��cznie
ko�cielnym czy parafialnym. Ten j�zyk musi by� zrozumia�y r�wnie�
dla �wiata. Nowa ewangelizacja nie mo�e pos�ugiwa� si� j�zykiem,
kt�ry jest przyjmowany, akceptowany tylko przez ludzi Ko�cio�a,
czy tylko przez katolik�w. Musi trafia� do wszystkich. Co to
znaczy u�ywa� j�zyka trafiaj�cego do wszystkich, tak�e do tych,
kt�rzy �yj� na obrze�ach Ko�cio�a czy poza nim? To znaczy trafia�
w�a�nie do ich cz�owiecze�stwa.
I dotyka� ich bardzo konkretnych problem�w. Bo przecie� s�
one te same dla ludzi w Ko�ciele i poza nim.
Oczywi�cie, zasadnicze problemy s� dla wszystkich jednakowe.
Mog� by� prze�ywane w inny spos�b kulturowy, ale g��wne problemy
- �ycia i �mierci, doczesno�ci i nie�miertelno�ci, mi�o�ci i
nienawi�ci, strachu i odwagi, godno�ci i pogardy do siebie samego
- dotykaj� ka�dego cz�owieka w ka�dej kulturze. Chrze�cija�stwo
jest w�a�nie religi� cz�owieka.
Je�eli Ojcowie Ko�cio�a m�wi�, �e B�g sta� si� cz�owiekiem,
aby cz�owiek sta� si� Bogiem, to mo�emy r�wnie dobrze powiedzie�,
�e B�g sta� si� cz�owiekiem, �eby cz�owiek naprawd� by�
cz�owiekiem. Chrze�cija�stwo pokazuje pe�ne rozwi�zanie dla
zasadniczych problem�w cz�owieka, ale nie dlatego, i� daje gotowe
recepty na wszystkie sytuacje ludzkie, ale przez towarzyszenie
Chrystusa cz�owiekowi. To w�a�nie w Chrystusie odnajduje
rozwi�zanie w�asnych problem�w.
Ko�ci� nie istnieje sam dla siebie. Ko�ci� istnieje dla
ca�ej ludzko�ci. Kardyna� Ratzinger powiedzia� pi�knie, i�
Ko�ci� nie mo�e przepowiada� najpierw siebie samego, lecz Boga.
I mo�na doda�... cz�owieka, pomoc dla niego i jego zbawienie.
Ko�ci� mo�e wi�c przyci�gn�� ludzi do swojej wsp�lnoty
pokazuj�c, �e jest ona miejscem zbawienia.
I to nie tylko zbawienia wiecznego. Fa�szujemy
chrze�cija�stwo, kiedy ukazujemy je wy��cznie jako religi�
wieczno�ci. Zwyk�a obserwacja �ycia pokazuje, �e piek�o nie jest
tylko do�wiadczeniem wieczno�ci, lecz tak�e doczesno�ci. Widzimy
jak cz�owiek cz�owiekowi lub te� cz�owiek sam sobie stwarza
autentyczne piek�o. Ale tak�e niebo jest nie wy��cznie
rzeczywisto�ci� pozagrobow�, lecz r�wnie� i ziemsk�. T�
rzeczywisto�� nieba na ziemi widzimy nie tylko u mistyk�w, ale
tak�e w �yciu zintegrowanej szcz�liwej rodziny, wsp�lnoty. �ycie
rodzinne, wsp�lnotowe mo�e by� autentycznym przedsmakiem nieba.
Wieczne niebo jest przed�u�eniem nieba na ziemi, podobnie jak
wieczne piek�o jest przed�u�eniem ziemskiego piek�a.
Spotyka si� czasami w Ko�ciele postawy niemal ca�kowicie
odrzucaj�ce wykorzystanie dorobku psychologii dla pomocy
cz�owiekowi, dla ewangelizacji. Coraz cz�ciej widzimy tego
rodzaju spory tocz�ce si� w polskim Ko�ciele. Przyk�adem
jest cho�by dzisiejszy sp�r o ksi��ki jezuity, O. de Mello,
zw�aszcza Przebudzenie. Sk�d bior� si� te obawy, a nawet
l�ki?
Te obawy przed psychologizacj� naszego przepowiadania,
istniej�ce w niekt�rych �rodowiskach, mog� by� czasem
uzasadnione. Kiedy istnieje problem psychologizacji? Wtedy, kiedy
w pomocy cz�owiekowi w jego problemach zatrzymujemy si� wy��cznie
na sferze psychicznej, emocjonalnej. Wtedy okazuje si�, �e pomoc
jest niemo�liwa, obracamy si� bowiem w zamkni�tym kr�gu
mechanizm�w, z kt�rych nie ma wyj�cia wobec braku otwarto�ci na
duchowo��. Towarzyszy�em jako kierownik duchowy wielu osobom,
kt�re wcze�niej d�ugo korzysta�y z pomocy wy��cznie
psychologicznej. Osoby te rozumiej�c doskonale w�asne mechanizmy
psychiczne nie rozumia�y istoty swojego problemu. I co
najwa�niejsze, ludzie ci nie chcieli cz�sto przyzna� si� do tego,
�e s� s�abi, bezbronni, potrzebuj�cy pomocy, potrzebuj�cy
zbawienia. Kiedy chcemy korzysta� z psychologii, musimy najpierw
rozezna� z jakiej psychologii. Istnieje bowiem psychologia, kt�ra
zamyka cz�owieka na to, co duchowe, zamyka go w tym, co
psychiczne i somatyczne. Z takiej psychologii cz�owiek wierz�cy
nie mo�e korzysta�. Przyk�adem psychologii otwartej na duchowo��
cz�owieka jest cho�by psychologia Victora Frankla.
Je�eli trzeba nam strzec si� takiej psychologii, kt�ra
przeszkadza w rozwoju duchowym, to z drugiej strony trzeba nam
pewnej otwarto�ci na psychologi�, kt�ra mo�e nam bardzo pom�c w
rozwoju dojrza�ej osobowo�ci. Je�eli filozofia mo�e korzysta� z
kosmologii, szukaj�c drogi do poznania istnienia Boga, to mo�emy
te� korzysta� z nauk o cz�owieku, w tym z psychologii na
wskazanie podobnych dr�g. Je�eli �wiat rzeczy materialnych nadaje
si� do przybli�enia Boga cz�owiekowi, to tym bardziej nadaje si�
do tego sam cz�owiek, bo jest on stworzony na obraz i
podobie�stwo Bo�e.
Zastrzegaj�c si�, �e istnieje te� psychologia, kt�ra obcina
cz�owieka z jego duchowo�ci, widzimy zarazem, �e w pewnych
kr�gach - tak�e ko�cielnych - mamy te� do czynienia z urazowym
i podejrzliwym traktowaniem ka�dej psychologii. Powiedzmy sobie
szczerze - przez p� wieku byli�my do�� skutecznie odci�ci od
�wiata. W tym tak�e od tego, co dzia�o si� w reszcie Ko�cio�a.
Nasz Ko�ci� rozwija� si�, a w nim podej�cie do cz�owieka, w
kontek�cie naszych polskich uwarunkowa�. Nowa sytuacji wymaga
dzi� otwarcia si� na ca�y Ko�ci�, a przede wszystkim wymaga
pr�by pe�nego, w�a�ciwego odczytania ca�ego Magisterium Ko�cio�a.
Magisterium to cz�sto odczytujemy przez pryzmat naszych polskich
potrzeb i przyzwyczaje�. I tym sami sobie wyrz�dzamy krzywd�. Te
obawy przed psychologi� s� zupe�nie nieuzasadnione. We
wsp�czesnych dokumentach Magisterium Ko�cio�a bardzo wyra�nie
jest obecna psychologia. Cho�by tam, gdzie m�wi si� o formacji
i wychowaniu cz�owieka. Dokumenty te zach�caj� do wykorzystywania
psychologii w pomocy cz�owiekowi. Chcia�bym przytoczy� tylko
jeden przyk�ad. W Adhortacji Apostolskiej Pastores dabo vobis
czytamy, i� w przygotowaniu wychowawc�w do seminarium konieczne
jest tak�e przygotowanie w dziedzinie nauk o cz�owieku,
szczeg�lnie psychologii. W innym miejscu tego samego dokumentu
powiedziane jest, �e analiza psychologiczna stanowi pomoc dla
kierownictwa duchowego, chocia� nie mo�e go zast�powa�.
B�g zawar�szy z cz�owiekiem przymierze da� mu obietnic�
mesja�sk� pokoju, szcz�cia. Obieca� mu serce z cia�a. Czy
nie dotyczy ona ca�ego cz�owieka, w�a�nie tej jedno�ci
cielesno-psychiczno-duchowej?
Musimy by� oczywi�cie �wiadomi, �e psychologia nas nie
zbawia. Jest narz�dziem bardzo ograniczonym. Zbawia cz�owieka Pan
B�g. Zbawienie cz�owieka polega na doprowadzeniu go do pe�nej
harmonii tych wszystkich sfer. Jak wa�ne jest zharmonizowanie
tych sfer pokazuje nam nie tylko nasze wst�pne, ziemskie
do�wiadczenie pokoju wewn�trznego, rado�ci duchowej, szcz�cia,
ale tak�e wiara w nie�miertelno��. Mimo, �e nasze cia�o fizyczne
umiera, to chrze�cijanin wierzy w jego (cia�a) zmartwychwstanie.
Je�eli m�wimy o odzyskaniu cia�a, to trzeba m�wi� te� jako� o
odzyskaniu naszej psychiki, naszej emocjonalno�ci. Je�eli przez
zmartwychwstanie Pan B�g ocali nasz� somatyczno��, cielesno��,
to tym bardziej nasz� psychik�.
WYWO�A� WILKA Z LASU
Rozmawia� i opracowa�: Cezary S�kalski
---------------------------------------------------
Od kilku lat jest Ojciec czynnie zaanga�owany w praktyk�
prowadzenia rekolekcji ignacja�skich wed�ug �wicze�
duchownych �w. Ignacego Loyoli. Czy m�g�by Ojciec
przybli�y� czytelnikom, czym s� �wiczenia duchowne?
W punkcie wyj�cia mojej odpowiedzi pos�u�� si� cytatem z
encykliki Piusa XI Mens nostra. Jest to encyklika po�wi�cona
�wiczeniom duchownym �w. Ignacego. Pius XI pisze:
To przedziwna ksi��eczka <<�wicze�>>, ma�a obj�to�ci�, lecz
pe�na niebieskiej m�dro�ci. Odk�d zosta�a uroczy�cie
zatwierdzona, pochwalona i zalecona przez �. p. poprzednika
naszego Paw�a III, ju� wtedy wyr�nia�a si� i zaja�nia�a jako
najm�drszy i jedynie powszechny kodeks prawd potrzebnych do
kierowania duszy na drodze zbawienia i doskona�o�ci. Wyborna
nauka duchowa, pe�na, daleka od niebezpiecze�stw i b��d�w
fa�szywego mistycyzmu. Zdumiewaj�ca �atwo�� zastosowania tych
<<�wicze�>> do ka�dej klasy i ka�dego stanu ludzi. Niew�tpliwie
to wszystko, a� ponad miar� pokazuje istot� i skuteczn� si��
metody ignacja�skiej i dostatecznie zaleca jego <<�wiczenia>>.
Pius XI okre�la �wiczenia jako kodeks prawd potrzebnych do
kierowania duszy na drodze zbawienia. Ksi��eczka �wicze� jest,
powiedzia�bym, swoist� instrukcj� obs�ugi, poradnikiem duchowym,
kt�ry zawiera wszystkie najwa�niejsze elementy potrzebne do tego,
aby cz�owieka wprowadzi� na drog� �ycia duchowego. Pius XI u�ywa
sformu�owania kodeks. Dobry kodeks prawa musi by� ca�o�ciowy,
powinien obejmowa� ca�o�� �ycia, przewidzie� wszystkie mo�liwe
sytuacje prawne. Geniusz Ignacego polega na tym, �e w swoich
�wiczeniach przewiduje wszystkie mo�liwe sytuacje �ycia
duchowego, zar�wno pozytywne, jak i negatywne. Ignacy daje, na
pewnym poziomie og�lno�ci, rozwi�zanie na ka�d� duchow� sytuacj�
cz�owieka.
Dla niekt�rych mo�e to brzmie� wynio�le, mo�e tr�ci� nawet
pych� jezuick�. Stwierdzenia te wynikaj� jednak nie z rozwa�a�
teoretycznych przy zielonym stoliku, ale z wielowiekowej praktyki
udzielania �wicze� duchownych �w. Ignacego w Ko�ciele.
Na czym polega si�a tego kodeksu prawd potrzebnych do
kierowania duszy? Nie polega na tym, �e �w. Ignacy podaje setki
r�nych kazus�w odpowiadaj�cych poszczeg�lnym, mo�liwym sytuacjom
�yciowym, lecz na uczeniu nas rozeznawania duchowego. Uczy , jak
dostrzega� w sobie dzia�anie r�nych duch�w. Jak dostrzega� r�ne
nasze pragnienia i potrzeby. Dalej, jak je akceptowa� (zw�aszcza
z tymi, kt�re s� brzydkie, kt�re demaskuj� cz�owieka, mo�emy mie�
k�opoty) i, na koniec, jak rozr�nia� te natchnienia, impulsy,
kt�re s� dobre, od tych, kt�re prowadz� ku z�emu.
�w. Ignacy nie jest nowatorski w tym sensie, �e wymy�li�
rozeznanie duchowe. Ignacy zebra� ca�� tradycj� rozeznawania
duchowego istniej�cego dot�d w Ko�ciele.
Rozeznawanie duchowe nie jest nowo�ci� �wicze� duchownych,
nie jest nowo�ci� wprowadzon� przez �w. Ignacego. Ju� u �w. Jana
widzimy wyra�n� zach�t� do badania duch�w: Badajcie duchy, czy
s� z Boga, gdy� wielu fa�szywych prorok�w pojawi�o si� na �wiecie
(1J 4, 1).
Prawdziwo�� stwierdzenia Piusa XI o �wiczeniach duchownych
mo�na odkry� dopiero wtedy, kiedy si� najpierw samemu odprawi
�wiczenia, a nast�pnie, kiedy si� je daje przez kilka lat.
Jak mo�na wprowadzi� w �ycie ten kodeks prawd potrzebnych
do kierowania duszy na drodze zbawienia?
�wiczenia duchowne nie mog� by� wprowadzone w �ycie w taki
spos�b, �e kto� bierze ksi��eczk� �wicze�, zamyka si� w czterech
�cianach swojego pokoju i pr�buje je odprawia�. Takie
post�powanie by�oby nie tylko trudne, ale by�oby nawet
niebezpieczne. Dlaczego? Dlatego, �e kiedy cz�owiek wchodzi w
�wiat swoich uczu�, w medytacj� nad swoim �yciem, nierzadko
poranionym, mo�e wywo�a� wilka z lasu. Trzeba, �eby go wywo�a�,
ale musi mie� pomoc, gdy� sam nie jest w stanie sobie z nim
poradzi�.
Co jest tym wilkiem?
S� to zranienia, przed kt�rymi nierzadko uciekamy ca�ymi
latami i kt�rych si� bardzo boimy dotyka�.
Zauwa�my, �e kiedy zaczynamy rozmowy na tematy trudne i
bolesne, cz�sto padaj� takie sformu�owania: do tego nie warto
wraca�, po co b�dziesz si� grzeba� w przesz�o�ci, zapomnij o tym.
S� to przejawy ucieczki od siebie.
To, co cz�owiek zdusi, zd�awi, to, o czym usi�uje zapomnie�,
zepchn�� w pod�wiadomo��, to w dalszym ci�gu w cz�owieku pracuje.
Kiedy cz�owiek wchodzi w szczery dialog ze S�owem Bo�ym, kiedy
inspiruj�c si� nim, wchodzi w histori� swojego �ycia, z
konieczno�ci ujawniaj� si� najg��bsze zamys�y ludzkiego serca.
Te zamys�y serca cz�sto zagubionego, opanowanego po��dliwo�ciami,
�yj�cego w grzechu, s� tragicznie trudne. Trzeba wiedzie�, �e
kiedy ujawniaj� si� najgorsze zamys�y serca, cz�owiek sam z nimi
nie jest w stanie sobie poradzi�. M�wi� o tym nie na podstawie
literatury, ale na podstawie osobistego do�wiadczenia. Osobistego
w sensie w�asnego odprawiania �wicze� i w sensie ich udzielania.
Z tych w�a�nie powod�w, �eby wej�� dobrze we w�asn�
sytuacj�, potrzebny jest kto� trzeci.
M�wi� tu o osobie trzeciej dlatego, �e w dynamice �wicze�
duchownych, w modlitewnym dialogu, niezale�nie od tego, jak
bardzo jest on intensywny, pierwszym jest zawsze Pan B�g. To On
jest tym, kt�ry wzywa, zaprasza, m�wi do nas, kt�ry w nas dzia�a.
Pan B�g, kt�ry okazuje nam mi�o��, a jednocze�nie w swojej
mi�o�ci nas upomina. Drugim w tym dialogu jest zawsze cz�owiek.
Ten, kt�ry przyjmuje, otwiera si�, s�ucha, odpowiada mi�o�ci� na
Mi�o��. W tym dialogu pomi�dzy Pierwszym i drugim, pomi�dzy
Bogiem a cz�owiekiem s� mo�liwe zafa�szowania, iluzje.
Co to s� iluzje i sk�d si� bior�?
Iluzje, inaczej m�wi�c zak�amania wewn�trzne, s� jednym z
podstawowych niebezpiecze�stw �ycia duchowego. S� one mo�liwe
dlatego, �e dialog pomi�dzy Pierwszym i drugim nie odbywa si� w
pr�ni, lecz jest zak��cany. Zak��cany jest przede wszystkim
dwoma rzeczywisto�ciami: rzeczywisto�ci� z�ego ducha i
rzeczywisto�ci� starego cz�owieka w nas.
Z�y duch, szatan, nazywany jest przez jednego z my�licieli
ma�p� Boga. Wydaje mi si�, �e jest to bardzo dobre okre�lenie na
istot� szatana. Ma�pa Boga to ten, kt�ry ma�puje, przedrze�nia,
uprawia swoist� karykatur� dzia�ania Bo�ego. Z�y duch nie tylko
nak�ania cz�owieka do ci�kich grzech�w. Tak dzia�a wobec tych,
kt�rzy s� sk�pani we w�asnych nami�tno�ciach. Natomiast w
stosunku do ludzi, kt�rzy poszukuj� Pana Boga, szatan - jak m�wi
�w. Ignacy - idzie najpierw zgodnie z dusz� wiern� Panu Bogu. A
wi�c �ledzi cz�owieka i podsuwa my�li dostrojone do duszy
ludzkiej, a dopiero p�niej wprowadza fa�sz, zak�amanie. To jest
ta pierwsza rzeczywisto�� zak��caj�ca dialog pomi�dzy Pierwszym
a drugim, pomi�dzy Bogiem a cz�owiekiem.
Drug� rzeczywisto�ci�, jaka zak��ca ten dialog, jest stary
cz�owiek w nas. Jest to bardzo znane okre�lenie �w. Paw�a, cz�sto
jednak nie umiemy go przet�umaczy� na j�zyk egzystencjalny, na
j�zyk �ycia codziennego. Stary cz�owiek w nas s� to wszystkie
nasze zafa�szowania, zak�amania, nieczysto�� naszych intencji,
motywacji, nieprzejrzysto�� cel�w naszego dzia�ania. To wszystko
zak��ca, przeszkadza.
Jak ustrzec si� iluzji?
Aby ustrzec si� od g��bszego