2899
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2899 |
Rozszerzenie: |
2899 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2899 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2899 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2899 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Karl Michael Armer
To nie trz�sienie ziemi, to tylk opanu trz�s� si� kolana
Wycieczka na wie� po��czona
z elementami strachu
Kiedy moim ci�kim motocyklem przejecha�em ju� przez garbaty
kamienny mostek nad Chaplain's Creek i skierowa�em si� na Twickenham,
prze�y�em jak zwykle moment zaskoczenia. Powodem tego by�a wspania�a
robota, jak� wykonali projektanci naszego Swiata Prze�y�.
Twickenham in the Willows to miasteczko, kt�re by�o tak angielskie,
�e co� podobnego wcale ju� w Brytanii nie istnia�o. Z tego te� powodu
przyje�d�a�o tutaj wielu brytyjskich turyst�w, aby cho� raz poczu� si�
znowu jak u siebie w domu. Nie by�o tu �adnych strajk�w, m�odzie�owych
band, przerw w dostawach pr�du, czy masy przedmiot�w z epoki kultury
plastyku. Twickenham by�o mi�ym, spokojnym, prowincjonalnym
miasteczkiem, zamieszkanym przez sympatycznych obywateli. D�entelmeni w
tweedowych marynarkach zwracali si� do siebie per "stary ch�opie" i
prowadzili uprzejme, z lekka zniekszta�cone trzyman� w k�ciku ust fajk�,
rozmowy o psach i koniach. Damy w tym czasie cz�stowa�y si� fili�ank�
herbaty.
- Mi�ego popo�udnia, sir - powita� mnie hobby przy wje�dzie do
miasteczka, kr�c�c z maestri� m�ynka swoj� pa�k�. Nikt nie
przypuszcza�by, �e kryje ona w sobie spory �adunek gazu �zawi�cego. -
Wspania�� mamy dzisiaj pogod�, nieprawda�?
- W samej rzeczy, konstablu - odpowiedzia�em uprzejmie i skin��em z
uznaniem g�ow�. Wygl�da� rzeczywi�cie jak prawdziwy.
A je�li idzie o pogod�, to mia� racj�. By�a wspania�a, nawet w
przypadku tej ho�ubionej przez klimat tropikalnej wyspy. S�o�ce k�oni�o
si� ju� ku zachodowi, roz�wietlaj�c g��bok� ziele� park�w i plac�w do
krykieta. W jego blasku �agodnie l�ni�y o�owiane szybki w oknach domk�w
zbudowanych z pruskiego muru. Niekiedy dostrzec by�o mo�na jedynie b�ysk
�wiat�a odbitego w szerokok�tnych obiektywach dozoruj�cych kamer. W
r�wnomiernych odst�pach czasu s�ycha� by�o uderzenia m�otk�w do krykieta.
Wydawa�o si�, �e czas si� tutaj zatrzyma�. Nie zdziwi�bym si� wcale,
gdyby nagle zza rogu wy�oni�a si� miss Marple. W tym otoczeniu mo�na
by�o rzeczywi�cie zapomnie�, �e mamy ju� 1996, a miejsce to zosta�o
sztucznie stworzone jako atrakcja dla turyst�w.
Po drugiej stronie ulicy, przed wej�ciem do "Falstaff's Firfeplace",
sta�o, spokojnie gaw�dz�c, paru m�czyzn z kuflami piwa w r�kach. Ponad
nimi skrzypia� szyld gospody, ukazuj�cy grubego, �miej�cego si� rycerza,
grzej�cego sw�j ty�ek przy buzuj�cym kominku.
Ta idylliczna scena by�a jak balsam dla mojej, nieco zestresowanej,
duszy. Przejecha� w ci�gu o�miu godzin z Ibizy przez Tahiti do
Alphaville w Luizjanie, i dalej do Twickenham - to by�o co�! Nawet dla
tak wysoko op�acanego i odpowiednio umotywowanego profesjonalnego
mened�era, jakim niew�tpliwie by�em.
- Dzia�asz mi na nerwy, ty cholerny gadu�o!
G�os by� opryskliwy i bardzo niesympatyczny. Za moment us�ysza�em
brz�k i bulgocz�cy krzyk.
Nie wierzy�em moim uszom. Jeden z d�entelmen�w z naprzeciwka wbi�
swojemu vis - a - vis kufel w twarz. Z ust rannego trysn�a krew, w �lad
za ni� wypad�o kilka z�b�w. Ze wzrokiem wyra�aj�cym najg��bsze
zaskoczenie poma�u osuwa� si� na kolana.
Napastnik wpatrywa� si� nic nie rozumiej�cym wzrokiem w rozbity
kufel w swojej r�ce i na powalane krwi� palce.
- Ja, ja... - j�ka� si�.
Wygl�da� jak urz�dnik bankowy, do kt�rego okienka podesz�a fioletowa
o�miornica, chc�ca otworzy� sobie konto.
Poczu�em, jak wzbiera we mnie histeryczny �miech, a w�a�ciwie
powinienem by� przera�ony. By� to najgorszy wybuch agresji, jaki
kiedykolwiek prze�y�em w strefie urlopowej, za kt�r� by�em odpowiedzialny.
Niezdolny do interwencji, chichota�em g�upio i przeklina�em tych
idiot�w z centrali, kt�rzy znowu lekkomy�lnie igrali ze �rodkami
chemicznymi. Po prostu nie byli w stanie po�apa� si� w tych swoich
�rodkach stymuluj�cych. Najprawdopodobniej, po dzisiejszych swoich
porannych wpadkach, zbytnio cofn�li dodatek euforyzera i dodali za du�o
depresant�w.
Na szcz�cie konstabl stan�� na wysoko�ci zadania. Wyj�� agresorowi
resztki kufla z r�ki i powiedzia�:
- Pa�ski dowcip by� odrobink� za mocny, sir. Bo przecie� to by�
dowcip, nieprawda�?
- Naturalnie - kiwn�� g�ow� napastnik - oczywi�cie, to by� tylko
dowcip.
- Powinien pan by� w przysz�o�ci nieco bardziej ostro�ny. Niech�tnie
wypraszamy naszych go�ci.
M�czyzna skuli� si�. Grozi�o mu przecie� wyp�dzenie z urlopowego raju.
- A my p�jdziemy teraz do lekarza - powiedzia� policjant do rannego.
- Jutro nie b�dzie po tym ani �ladu. Na pewno otrzyma pan par�
gratisowych jednostek prze�y� jako rekompensat� za ten szok.
- Prosz� sobie nie przeszkadza� - zwr�ci� si� do pozosta�ych. - Nic
si� takiego nie sta�o. To tylko nic nie znacz�cy wypadek. Przeoczenie.
Patrzy�em na niego z podziwem. Zlikwidowa� konflikt w spos�b
popisowy. Wida� by�o, �e nasz sze�ciomiesi�czny kurs kontakt�w
psychologicznych przynosi owoce.
Ale mimo to... Fakt, �e w og�le mog�o doj�� do takiego wypadku, by�
zastanawiaj�cy. Jak do tej pory, nasza maszyna urlopowa dzia�a�a
bezb��dnie. S�o�ce, relaks i zadowoleni ludzie. WI�CEJ PRZE�Y�! WI�CEJ
KONSUMPCJI! Yeah! Wszyscy byli happy i nagle co� takiego...
Dwa godne podziwu uda wy�aniaj�ce si� spod kr�tkiej sp�dniczki
sprowadzi�y na mnie znowu przyjemniejsze my�li. W d� ulicy, machaj�c
rakiet� do badmintona, sz�o rudow�ose stworzenie, ubrane w bia�� bluz�
treningow�. By�a to jedna z tych niewinnych angielskich owieczek, kt�ra,
jak mawia� Hitchcock, w taks�wce potrafi nagle si�gn�� m�czy�nie do
rozporka.
Nie podoba� mi si� jednak spos�b, w jaki ogl�dali si� za ni�
m�czy�ni. Patrzyli nieco zbyt po��dliwie. Co� wisia�o w powietrzu.
Atmosfera przypomina�a mrucz�cy z cicha wulkan. Miejmy nadziej�, �e nie
wybuchnie. By�oby szkoda ze wzgl�du na ca�y pomys�. I nasze posady.
Przejecha�em obok warsztatu garncarza. "Granma Thatchers old
curiosity shoppe", trafiki "Derek's Snuff Shop", "Graemereel's Singing
Pub". Wszystko by�o jak zwykle, tak, �e poma�u straci�em sw�j
sceptycyzm. Dzwoni�y dzwonki u drzwi sklep�w, publiczne Computer -
Terminals pracowa�y bez zarzutu, ludzie gaw�dzili o pogodzie. Wszystko
by�o w jak najlepszym porz�dku.
Uspokojony zsiad�em z motocykla i uda�em si� na plebani�. Musia�em
jeszcze przygotowa� Haunted House Party.
Ten wiecz�r strach�w by� g��wn� atrakcj� ka�dego turnusu w
Twickenham. Nic dziwnego, ka�dy m�g� w nim znale�� co� dla siebie: seans
spirytystyczny z wibruj�cym stolikiem, typowy hokus - pokus ze
zgrzytaj�cymi drzwiami i szepcz�cymi g�osami i oczywi�cie, na ko�cu,
duch we w�asnej osobie: AAAAAACH! To robi�o wra�enie. A przede
wszystkim, by�o live. Prawdziwy strach, kt�ry ka�dy m�g� prze�y� - w
por�wnaniu z tym najmocniejsze horrory kinowe by�y tylko nudnymi
zabawami. Na Haunted House mo�na si� by�o tak pi�knie ba�, a przecie�
ka�dy wiedzia�, �e nic mu si� przy tym nie stanie.
By�a to olbrzymia luka rynkowa, gdy� popyt na tego rodzaju rozrywk�
by� wielki. Nasza cena by�a oczywi�cie odpowiednio wysoka, ale za to
proponowali�my niezapomniane prze�ycia.
W zasadzie organizowanie tego rodzaju przedstawie� nie by�o moim
zadaniem. Od tego mia�em swoich ludzi. Ale czasami zajmowa�em si� tym
osobi�cie, aby nie straci� kontaktu z prac� u podstaw.
Na plebanii nie by�o jeszcze graj�cego ducha, aktora Nigela
Greenslade'a. Prawdopodobnie wspomina� dawne czasy ze Stratfordu, sk�d
wyrzucono go za pija�stwo. Ale, jak zna�em �ycie, przyjdzie na pewno.
Zrobi�em dok�adny check - up technicznych urz�dze� znajduj�cych si�
w pustym domu. Wszystkie systemy pracowa�y bez zarzutu. W dwie godziny
p�niej byli�my gotowi. S�o�ce ju� zasz�o, mocny wschodni wiatr targa�
okiennicami. Wok� okr�g�ego sto�u w sali kominkowej siedzia�o
dwudziestu pi�ciu go�ci naszego ghost show. Przybyli tu po kolacji; byli
syci, zadowoleni i oczekiwali na rozrywk�.
Najp�niej za dziesi�� minut b�d� czuli na karku dreszcz strachu.
�wiat duch�w mieli�my opanowany do perfekcji. By� mo�e dojdzie nawet do
ma�ego ataku serca, kt�ry tylko poprawi atmosfer�.
W okiennice bi� drobny tropikalny deszcz. W my�lach uczestnik�w
dawno zamieni� si� on ju� w wiejsk�, typow� dla prowincjonalnej Anglii,
m�awk�. Atmosfera zaczyna�a dzia�a�.
By�o nas dwadzie�cia siedem os�b - trzy razy trzy, razy trzy. Bardzo
magiczna liczba. Ze �cian spogl�da�y na nas ponure portrety przodk�w. Na
kominku trzaska�y p�on�ce polana. By�o cicho jak w grobie.
- Nadszed� czas - obudzi�a si� ze swego snu madame Zagorski, nasze
medium.
Jej g�os by� cichy i w tajemniczy spos�b lekko chrapliwy, tak jakby
widzia�a wszystkie koszmary tego �wiata.
Ale by� on tylko wynikiem pija�stwa i papieros�w. - Duchy s� nam
przychylne.
Jej g�os sta� si� jeszcze bardziej chrapliwy. W oczach pojawi�y si�
transcendentalne b�yski, kt�rymi wywiera�a tak wspania�e wra�enie na
swoich klientach w Battersea Park.
- Podajmy sobie r�ce i utw�rzmy magiczny kr�g.
Uczestnicy wieczoru z wahaniem podali sobie wilgotne d�onie. W
panuj�cej ciszy mo�na by�o us�ysze� bicie w�asnego serca.
- AAAAACH!
Madame Zagorski rzuci�a g�ow� do ty�u, do przodu i znowu do ty�u.
- Kontakt!
Ogie� na kominku p�on�� w takt jej ruch�w, rzucaj�c dziwne cienie na
�ciany. W powietrzu mo�na by�o wyczu� nagle lekki zapach siarki.
Kiwa�a si� nadal na krze�le, w��czaj�c w ten spos�b wentyl pompuj�cy
do kominka tlen, kt�ry sprawia�, �e p�omienie zaczyna�y demonicznie
pulsowa�.
Kiedy poruszy� si� st�, z ust obecnych wyrwa�y si� westchnienia.
Groteskowo zacz�� si� przesuwa� raz w lewo, raz w prawo. Swoj� prac�
wykonywa�y teraz magnesy umieszczone pod pod�og�.
- Jeste� tutaj? Jeste� tutaj?
Jej g�os by� nabrzmia�y i nie mia� w sobie ju� prawie nic ludzkiego.
By�a niesamowicie przekonywaj�ca. Przypomnia�em sobie, �e kiedy�
by�a rzeczywi�cie prawdziwym medium. Co by si� sta�o, gdyby naprawd�
kiedy� uzyska�a kontakt?
- Tak, tak, TAK!
Co by si� sta�o, gdyby kiedy� jaka� si�a z tamtego �wiata wdar�a si�
do naszej elektromagnetycznie sterowanej pu�apki na turyst�w?
Zrobi�o mi si� zimno. Ale to by�y tylko ma�e dysze umieszczone na
suficie, kt�re wdmuchiwa�y do sali zimne powietrze.
Z trzaskiem otworzy�o si� jedno z okien. Przeka�nik nr 14. Wyd�y
si� zas�ony na oknach. Gdzie� w domu trzasn�y drzwi.
- On tu jest. On przyszed�. On...
Madame Zagorski spad�a z krzes�a z be�kotem na ustach. Kr�g
z��czonych d�oni rozerwa� si� b�yskawicznie.
Z trudem st�umi�em u�miech. Za ka�dym razem reagowali tak samo.
Wolno i szarpi�c nerwy znowu zatrzeszcza�y jakie� drzwi. Wydawa�o
si�, �e ten trzask s�ycha� w ca�ym domu. Nic dziwnego, by� wzmacniany i
przekazywany przez cholernie drogi, o�mio�cie�kowy nakamichi z
urz�dzeniem do eliminacji szmer�w. Najlepszy z najlepszych, aby tylko
odg�osy by�y jak najbardziej prawdziwe.
A p�niej, w ca�ym domu rozleg� si� upiorny d�wi�k, kt�ry powodowa�,
�e w�osy stawa�y na g�owie d�ba, nie zdefiniowany, cichy, a jednak
wwiercaj�cy si� w uszy, napawaj�cy przera�eniem, d�wi�k czyni�cy z
zabobon�w rzeczywisto��.
Tylko ja wiedzia�em, co to by� za d�wi�k. Elektroniczny szmer
zmiksowany z powoli przyspieszanym biciem serca, prawie na granicy
s�yszalno�ci, do tego ch�r dziewcz�cy, kt�rego brzmienie przepuszczono
przez wszystkie mo�liwe filtry i wzmocniono pog�osem. Nasz specjalista
od d�wi�ku pracowa� nad tym przez ponad p� roku.
By� to najprawdziwszy g�os z tamtego �wiata, jaki kiedykolwiek
s�yszano na tej planecie. G�os �mierci.
W chwil� potem z hallu dobieg�y hucz�ce kroki, pod kt�rymi ca�y dom
wydawa� si� rozpada�. Do sali wdar�a si� widmowa po�wiata (sterowane
elektronicznie lampy ultrafioletowe).
Jednak�e te kroki brzmia�y inaczej ni� zazwyczaj. Zadr�a�em.
Jak zahipnotyzowani wszyscy obecni wstali, aby zobaczy�, co si�
dzieje w hallu. Zaledwie tam dotarli�my, w��czy�a si� ca�a bateria
urz�dze� imituj�cych b�yskawice, ca�y hall zatopi� si� w jednej bia�ej
eksplozji. Schowali�my twarze w d�oniach.
Kiedy mowy mogli�my patrze�, otacza�a nas g�sta mg�a. Soho Lights
Fog Machine. Dudni�ce kroki dotar�y tymczasem do schod�w prowadz�cych z
pierwszego pi�tra na parter i poma�u schodzi�y w d�.
Mg�a zacz�a opada� i w�drowa�a nad pod�og� na wysoko�ci kolan.
Wy�oni�a si� z niej jaka� posta�.
To by�a �mier�.
Jej bia�a szata trzepota�a w wyimaginowanej burzy, a ko�cista
czaszka ironicznie szczerzy�a z�by. Na jej ramieniu siedzia�a czarna
sowa. Trzymana przez �mier� kosa porusza�a si�, jakby �cina�a �an g��w.
Moje serce bi�o niczym m�ot; czu�em, �e dostaj� g�siej sk�rki.
Wiedzia�em, �e by� to Nigel Greenslade, ale nie mog�em obroni� si� przed
zabobonnym przera�eniem, jakie mnie ogarnia�o. To by�o tak wspania�e,
przera�aj�ce widowisko. Znali�my je z obraz�w, ze sn�w, z na wp�
zapomnianych wspomnie�. Ono by�o w nas. Teraz uwolni�o si� i zacz�o nam
zagra�a�.
- Witajcie.
Zabrzmia�o to bardzo uprzejmie. Trafienie bez pud�a.
Nieprawdopodobne, w jaki spos�b Greenslade potrafi� osi�gn�� ten efekt.
I to g�osem, kt�ry u starego Kinsky'ego, wywo�a�by napady szalonej
zazdro�ci: niczym zimny powiew, bezcielesny i nieomal syntetyczny.
Zlodowacia�y powiew z tamtego �wiata. Zapowied� z g�o�nika na sali
operacyjnej. Ostatnie wezwanie dla pacjent�w z sali 328. Exit Gate D.
Obecna mi�dzy nami starsza dama zemdla�a z westchnieniem i znikn�a
pod pokryw� mg�y.
M�j oddech s�ycha� by�o tak, jakby dochodzi� spod maski przeciwgazowej.
- Przysz�am, aby zabra� was ze sob�.
O Bo�e, co za oboj�tno��! Biurokrata zamykaj�cy par� �yciowych kont.
Urz�dnik z obozu koncentracyjnego odfajkowuj�cy nowy transport.
Ssssst, ssssst.
Post�p, kt�ry sami wyprodukowali�my i kt�ry straszy nas teraz swoj�
trupi� czaszk�.
- Nie �artuj�. Tym razem m�wi� powa�nie.
I rzeczywi�cie m�wi� powa�nie. Jego oczy by�y zamglone i...
absolutnie szalone. Jego r�ce zacisn�y si� kurczowo na stylisku kosy.
Greenslade zwariowa�.
Kt�ry� z go�ci nie wytrzyma� nerwowo i wyskoczy� do przodu.
- Cholerny hokus - pokus!
Kosa jak bagnet wwierci�a si� w jego cia�o.
Przez jeden przera�aj�cy moment ca�a ta scena wygl�da�a jak z
obrazu. Pojedyncza, nieruchoma klatka filmowej ta�my.
Wtedy m�czyzna upad� na ziemi�, wyrywaj�c �mierci z r�k kos�.
Greensladel �mier� sta� przed nami z takim wyrazem twarzy, jakby
przed chwil� obudzi� si� z narkozy.
Podbieg�em do le��cego na ziemi i spojrza�em na niego. Przez
przep�ywaj�ce nad nim opary mg�y wygl�da� ju� bardzo obco. Prawie nie
krwawi�. Po prostu nie �y�.
Co za skandal! C� za po�ywka dla niezale�nej prasy. Wszystko posz�o
do diab�a! Ca�y ten sztuczny raj urlopowy, moja kariera, wszystko.
W tym momencie zebrani zacz�li klaska� z zachwytem.
- Wspaniale!
- Nieprawdopodobne!
- Prawie, jakby naprawd�...
Przez chwil� wydawa�o mi si�, �e zwariowa�em. A potem zorientowa�em
si�, �e oni my�l�, i� nale�y to do przedstawienia. Ca�y ten obszar
urlopowy by� sztuczny. Wszystko by�o sztuczne, wszystko by�o
zaplanowane. Nie potrafili sobie nawet wyobrazi�, �e to, co si� sta�o,
by�o nie zaplanowane. �e to nie by� �aden teatr, �e naprawd� zamiast
keczupu pop�yn�a tutaj krew.
- Bardzo dzi�kuj� - us�ysza�em sw�j uprzejmy g�os. - Ladies and
Gentlemen, i w ten spos�b zako�czy�o si� nasze Haunted House Party. Mamy
nadziej�, �e sprawi�o ono pa�stwu du�o przyjemno�ci. A tym przypadkiem -
wskaza�em na zw�oki i u�miechn��em si� porozumiewawczo - zajmie si� nasz
doktor Watson.
Zebrani u�miechn�li si� zgodnie; dama, kt�ra zemdla�a ze strachu,
zosta�a postawiona na nogi i wszyscy zadowoleni opu�cili plebani�.
Chcia�o mi si� wymiotowa�, a potem u�wiadomi�em sobie ca��
nierealno�� tej sytuacji. A� do tej chwili, rok 1996 nie przyni�s� nic,
co mog�oby mnie zaskoczy�. W kraju, w Niemczech i w USA odby�y si�
wybory, mia�em znakomit� prac� i by�em ca�kowicie szcz�liwy.
A teraz siedzia�em tutaj, w tym sztucznym, angielskim miasteczku, na
wyspie le��cej na morzu Sulu, razem ze zw�okami, na plebanii pe�nej
opar�w mg�y. Ucze� czarnoksi�nika nad szcz�tkami swojego dzie�a.
Z sali kominkowej wysz�a zataczaj�c si�, z butelk� w r�ce, madame
Zagorski.
- Co� si� sta�o?
Zacz��em si� �mia�, histerycznie �mia�. W jaki spos�b wpad�em w to
szale�stwo?
Oh, islands in the sun
Dzisiaj rano wszystko wygl�da�o jeszcze ca�kiem niewinnie. Le�a�em w
��ku i cieszy�em si� na czekaj�cy mnie dzie�. To b�dzie znowu dobry
dzie�, jak zawsze. Mia�em do wykonania tylko rutynowe prace. C� mog�o
mi si� przy tym wydarzy� niezwyk�ego?
S�o�ce �wieci�o ju� przez otwarte okno i �askota�o w nos. Znad
brzegu dochodzi�y d�wi�ki zespo�u muzycznego. Zrzuci�em z siebie pled i
pocz�apa�em beztrosko na balkon; na Ibizie nikomu nie przeszkadza� widok
nagiego m�czyzny na balkonie.
Jestem typem grubosk�rnym, ale poczu�em, �e serce bije mi mocniej,
kiedy rozejrza�em si� wok�. Ta okolica by�a po prostu zbyt pi�kna. To
by�o to, czego mo�na oczekiwa�, wychodz�c rano na hotelowy balkon. To
by� urlop, sunshine, happiness, niebieskie niebo, bia�a pla�a, mi�e
dziewcz�ta, palmy, dobra muzyka i st� zastawiony do �niadania. By�o tu
wszystko, co mo�e zaproponowa� �ycie, wydestylowane, idealnie typowe.
Na brzegu trwa�o beach party. Nie mia�em poj�cia, czy zacz�o si�
ono dopiero przed chwil�, czy trwa�o ju� ca�� ostatni� noc, a mo�e i
poprzedni�. Cz�stowano si� czerwonym winem, pszennym chlebem i
amfetamin�. Nad ogniskiem kr�ci� si� ro�en z pieczeni�. Jej zapach
mog�em poczu� nawet tu, na balkonie. Dziczyzna. Ci ludzie musieli mie�
du�o pieni�dzy. A ponad tym rozbrzmiewa� gor�cy rytm granej przez zesp�
muzyki. Wchodzi�a w krew; w tym przypadku g�upi bana� by� zgodny z
prawd�. Prawie wszyscy obecni na pla�y ta�czyli. I to jak ta�czyli!
Urlopowi zawodowcy. Nie mieli poj�cia, co to jest hedonizm, ale
doskonale go rozumieli.
Nagie piersi ko�ysa�y si� z gracj� w r�wnych amplitudach,
sinusoidach, przekrojach sto�ka, w pe�ni kontrolowane i ci�gle w tym
samym rytmie. Ach, wy moje wspania�e, kuliste metronomy, kocham was!
Kocham tak�e i was, smakowite, br�zowe i l�ni�ce boginie kultu S�o�ca,
drzemi�ce niczym zwierz�ta na swych le�akach ustawionych na pla�y.
Cz�owieku, opanuj si�! Rzeczywi�cie musz� uwa�a�, �eby mnie nie
ponios�o. Ale czy nale�y si� temu dziwi�, je�eli jestem pijany ze
szcz�cia? Ten widok podziwia�em codziennie. Ka�dego rana cieszy�em si�,
�e mog� tutaj pracowa� i �e maj�c trzydzie�ci jeden lat by�em ju� social
relations supervisorem najwi�kszego centrum urlopowego �wiata. Praca
moich marze�! Czasami sam sobie zazdro�ci�em.
Gwi�d��c reggae poszed�em do �azienki, w��czaj�c po drodze komputer
sprz�ony z telewizorem. Kiedy bra�em prysznic, s�ucha�em dzisiejszego
programu - propozycji sp�dzenia czasu - jaki by� przekazywany przez
telewizj� kablow�. Ta zapowied� programu by�a naszym niesamowitym
sukcesem. Wystarczy�o po prostu w��czy� kana� 6 i od razu cz�owiek m�g�
zobaczy� na nieziemsko cudownym filmie wszystko, co mu dzisiaj
proponowano. Ka�dy czu� si� poinformowany, pod doskona�� opiek�, nie
maj�c bez przerwy wra�enia, �e o czym� zapomnia�. Znakomita sprawa, a
najlepsze, �e to by� m�j pomys�. Number one!
Niemal bulgota�em z zadowolenia pakuj�c swe wyposa�enie:
miniwideorekorder z kamer�, rezerwowy polaroid i najwa�niejszy z nich,
przeno�ny komputer. Dop�yw informacji by� g��wn�, tajn� t�tnic� naszego
urlopowego raju. Informacje s� r�wnie wa�ne jak powietrze i woda, bez
nich nic nie mo�e funkcjonowa�.
Wyposa�enie spakowa�em do torby tenisowej; grunt to szpan. W�o�y�em
bia�e, lniane d�insy i bia�o - niebieskie adidasy, a potem wskoczy�em w
koszulk� z napisem IF IT'S FUN, DO IT! Jeszcze tylko okulary s�oneczne
na nos i mo�na jecha�.
Na ulicy toczy�o si� ju� weso�e �ycie. Mijali mnie faceci taszcz�cy
surfingowe deski, w butikach ludzie kupowali ju� jak naj�ci (i bardzo
dobrze!). Obok przelatywali jak b�yskawice wrotkowicze, z kawiar� na
chodnikach dochodzi� brz�k naczy�. Mija�y mnie dziewcz�ta w s�onecznych
okularach i zwariowanych strojach: rozgl�da�y si� wok�, ale robi�y
wszystko, aby je tak�e zauwa�ono. Po�ykacz ognia ko�czy� sw�j pierwszy
wyst�p; towarzyszy�a mu jednoosobowa orkiestra. Zza rogu, z dyskoteki
pod otwartym niebem, dochodzi�y d�wi�ki najnowszych hit�w.
By�a to doskona�a atmosfera, w�a�nie dla tego typu turyst�w.
Wykonali�my �wietn� robot�. Rozejrza�em si� wok�: kamery nadzoruj�ce
ca�e �ycie w okolicy by�y dobrze ukryte. Nikt, kto o nich nie wiedzia�,
nie m�g� ich zauwa�y�. To by�a naprawd� znakomita robota.
Czu�em si� �wietnie, rzucaj�c niedbale tenisow� torb� na siedzienie
elektrycznego samochodziku.
Wolno prowadzi�em ��tego jak s�onecznik minid�ipa, z dachem z
kolorowego lnu, os�aniaj�cym mnie przed s�o�cem, wymijaj�c weso�y t�um,
spaceruj�cy po ulicy. Od czasu do czasu wskakiwa�o do d�ipa kilka
opalonych na br�zowo, �miej�cych si� postaci, by podjecha� ze mn� kilka
krok�w, zadaj�c ci�gle te same; banalne pytania.
- Hej, Chris, znowu jedziesz zaopiekowa� si� jakimi� dziewcz�tami?
- Tobie to dobrze, Rossi. Mo�esz pracowa� tu przez ca�y rok!
- Te� zostan� mened�erem od social relations. A co taki facet ma
w�a�ciwie do roboty?
- Troszczy si� osobi�cie o samotne nastolatki, kt�re nie znalaz�y
sobie jeszcze ch�opca.
- Ohoho! A czy daj� premie za odstrza�?
Weso�y ludek. Niekiedy czu�em si� jednak dla nich ciut za stary.
Ci�gle robili jakie� g�upstwa.
Po d�u�szej chwili dotar�em do granicy i pozby�em si� w ko�cu moich
g�o�nych pasa�er�w, poniewa� oczywi�cie nie mieli przepustek. STOP!
OPUSZCZACIE SEKTOR URLOPOWY IBIZY! Obok tablicy z ostrze�eniem opiera�
si� o szlaban znudzony stra�nik. Przede mn� wyrusza�a na drug� stron�
grupa starszych urlopowicz�w, kt�rzy w�a�nie przeszli przez kontrol�.
Podczas swojej podr�y dooko�a �wiata przejad� nieca�e 250 kilometr�w.
To by� obw�d ca�ej wyspy.
Na drogowskazie widnia� napis TAHITI 4 km, a poni�ej:
RZYM 55 km.
AIRPORT 110 km.
TWICKENHAM IN THE WILLOWS 40 km.
LIBERTY CLUB 85 km.
BAGDAD 70 km.
OLD SOUTH 15 km.
CHINATOWN & HARBOUR 100 km.
To by� nasz kieszonkowy �wiat. Dzika zbieranina najprzer�niejszych
sektor�w prze�y�, stworzonych na potrzeby sp�dzaj�cych urlop.
- Dzie� dobry, mister Rossi - powiedzia� stra�nik, wk�adaj�c w swoj�
postaw� nieco �ycia. By�o nie by�o, jestem tutaj grub� ryb�. - Dzie�
dobry, Robercie. Spokojny dzie� dzisiaj?
- To zale�y. Tu na granicy dzieje si� wiele. - Wyci�gn�� do mnie
r�k�. - Jedzie pan na Tahiti?
- Poda�em mu swoj� kart� kodow�.
- Tak, a p�niej dalej wybrze�em. A� do Twickenham. Wsun�� moj�
kart� do komputera znajduj�cego si� obok szlabanu. M�j wyjazd zosta�
zarejestrowany. Ka�dy, kto na Holiday World przenosi� si� z jednego
sektora urlopowego do drugiego, by� rejestrowany.
"Prosimy pami�ta�, �e mog� Pa�stwo przebywa� jedynie w tym sektorze
urlopowym, na kt�ry wykupili�cie sw�j pobyt. Z oferty prze�y�
proponowanych przez inne sektory mog� Pa�stwo skorzysta� jedynie za
okazaniem wa�nej przepustki. Zwiedzaj�cy ca�y �wiat maj� wolny przejazd.
O mo�liwo�ci zakupu dodatkowych program�w poinformuje - i pomo�e Pa�stwu
ka�dy komputer, prowadz�cy program 10 w naszej telewizji i wszyscy nasi
wsp�pracownicy. Dzi�kujemy za wyrozumia�o��."
Tablica z tym og�oszeniem sta�a dyskretnie obok szlabanu, ale trudno
j� by�o przeoczy�. Strza�ka wskazywa�a bia�y domek, nad wej�ciem kt�rego
wisia� napis: REZERWACJE DODATKOWE. W cieniu znajduj�cego si� nad
wej�ciem daszka migota� ekran monitora, na kt�rym wy�wietlano filmy
reklamuj�ce inne sektory urlopowe.
Na wypadek, gdyby kto� nie mia� ochoty wykupi� dodatkowego programu
i zabrak�o mu wyrozumia�o�ci, o kt�r� proszono na tablicy og�osze�, obok
sta�o gotowych do dzia�ania kilku happy helpers. Ich zadaniem by�o
przeszkodzenie w niedozwolonym przekraczaniu granicy przez niesfornych
turyst�w.
- Sir?
Stra�nik sta� z moj� kart� kodow� w wyci�gni�tej r�ce. Skin��em mu
g�ow� z podzi�kowaniem i wjecha�em swoim elektrow�zkiem na teren ziemi
niczyjej. Potrzebowa�em jeszcze tylko odpowiedniej muzyki. Wsun��em do
odtwarzacza ulubion� kaset�. W uszach zabrzmia�y mi d�wi�ki "Equinoxe"
Jean - Michela Jarre'a, starej melodii, kt�ra znowu sta�a si�
nies�ychanie popularna.
Wygodnie opar�em si� o siedzenie pojazdu. Muzyka relaksowa�a,
wprowadzaj�c w pozytywny nastr�j. Czu�em si� bardzo, bardzo dobrze.
Jeszcze!
Give a little, take a little, czyli:
drobna uprzejmo�� dla wa�nego klienta
ZORGANIZOWANY RAJ
reporta� Michaela Markera
ze zdj�ciami Jay Kneissl
Ka�dego rana, po wstaniu z ��ka, Georg Hartlmeier, lat 43, otula
si� tog� i udaje naprzeciwko, do Koloseum, aby przed oczami tysi�cy
widz�w bi� si� ze swym s�siadem z pokoju. Czy jest szale�cem?
O wiele przyjemniej �yje si� Dirkowi Hoftowi, lat 32. Woli siedzie�
na werandzie swej dwudziestopokojowej, wiejskiej rezydencji i przygl�da�
si� pracuj�cym u niego robotnikom. Albo te� wydawa� szampa�skie
przyj�cia na ko�owym parowcu "Delta Lady". Ekscentryczny milioner?
W �adnym wypadku. Obaj panowie s� ca�kowicie normalni i przebywaj�
czasowo w Urlopowym Raju, co pozwala im radykalnie wy�ama� si� z
powszedniej szarzyzny �ycia i zag��bi� w ca�kowicie nowych "obszarach
prze�y�".
Georg Hartlmeier mieszka w antycznym Rzymie. Mimo i� jako
m�odzieniec musia� przedwcze�nie opu�ci� przyklasztorne gimnazjum w
Metten an der Donau, jest, jak m�wi: "od tego czasu stukni�ty na punkcie
wszystkiego, co �aci�skie". Teraz jego marzenie si� spe�ni�o, a poza tym
ten �wawy kawaler robi co� tak�e dla swojego cia�a: bierze udzia� w
kursie dla gladiator�w i codziennie wyst�puje wraz z innymi kursantami w
Koloseum przed trzema tysi�cami widz�w. Nadsekretarz poczty z
dolnobawarskiego Vilbisburga rozkoszuje si� tam rzeczami, kt�rych brak
bole�nie odczuwa w swym powszednim �yciu: og�lnej uwagi i uznania ze
strony otoczenia.
- To urlop mego �ycia! - zapewnia z zachwytem Georg. By dowiedzieli
si� o tym wszyscy, wysy�a do domu mn�stwo zdj�� ukazuj�cych go w todze
albo w stroju gladiatora, w czasie zaci�tego pojedynku z przeciwnikiem
lub te� jako spaceruj�cego w�r�d kolumnady filozofa.
- Na tych fotkach wygl�dam jak gwiazdor filmowy - �artuje. Chce tu
znowu przyjecha�, ca�a ta bowiem zabawa kosztuje go relatywnie tanio
(przelot, hotel i �niadania) - tylko 8000 DM.
Je�li idzie o Dirka Hofta, to komputer rozliczaj�cy notuje na jego
koncie wi�ksze nale�no�ci. Wymarzony urlop kosztuje go 15 000 DM
tygodniowo.
- Ale zap�aci�bym wi�cej - zapewnia. - Sprawa jest tego warta.
"Sprawa" to pobyt w bia�ej, wiejskiej rezydencji, w kt�rej Hoft
obs�ugiwany jest przez niezliczon� liczb� czarnych s�u��cych. Pa�acyk
znajduje si� w strefie urlopowej "Old South" w pobli�u Alphaville, w
Luizjanie. Stoi na wzg�rzu w rozleg�ym parku, osza�amiaj�co pachn�cym
magnoliami. Kiedy Dirk Hoft siedzi na ocienionej, obramowanej kolumnami
werandzie, s�yszy worksongi pracuj�cych na pobliskich polach niewolnik�w.
- Cz�owiek ma wtedy nieprawdopodobne poczucie w�adzy i luksusu -
zachwyca si� Dirk.
Ten rozwiedziony product manager w jednym z wielkich koncern�w
tytoniowych uwa�a "za wspania�e to, co si� tutaj urzeczywistnia. To
niemal sen".
Hartlmeier i Hoft mieszkaj� niedaleko siebie. Z Luizjany do Rzymu
jest tylko 40 km, jako �e oba te o�rodki urlopowe znajduj� si� na
Holiday World, filipi�skiej wyspie na morzu Sulu. Tutaj, pod palmami i
wiecznie niebieskim niebem, wyr�s� szalenie ambitny projekt. Inwestor:
Tour Futur, konsorcjum najwi�kszych europejskich firm turystycznych z
udzia�em kapita�u japo�skiego i australijskiego.
Ten zajmuj�cy si� organizacj� wypoczynku koncern z siedzib� w
Zurychu, odkupi� t� prawie bezludn� wysp� od pa�stwa filipi�skiego i
przemieni� w zminiaturyzowane wydanie naszego �wiata. Powsta�y sztuczne
krajobrazy urlopowe, gigantyczna mieszanka Disneylandu, Klubu
Mediterranee, filmowych kulis i pi�ciogwiazdkowego hotelu.
W efekcie powsta� znakomicie zorganizowany raj. Tysi�ce pracownik�w
- socjolog�w, psycholog�w, doradc�w plastycznych, ekspert�w z dziedziny
j�zyka cia�a, trener�w sportowych, animator�w urlopowych prze�y�,
specjalist�w od d�wi�ku i kolorytu lokalnego, ogrodnik�w, fachowc�w
komputerowych itd. troszczy si� o sta�� optymalizacj� tej koncepcji.
Holiday World ma propozycje dla ka�dego cz�owieka w dowolnym wieku i
o dowolnym temperamencie. Jest tu na przyk�ad Ibiza - mieszanka
element�w prawdziwej Ibizy, Mykonos, Saint Tropez i innych miejsc, w
kt�rych spotykaj� si� ludzie m�odzi i ��dni prze�y�.
Je�eli na Ibizie panuje swoboda, to w Liberty Club wolno prawie
wszystko. Tutaj wszystko kr�ci si� tylko wok� jednego - seksu.
Specjalnie wybrane, atrakcyjne, okryte przewa�nie jedynie warstw� olejku
do opalania hostessy troszcz� si� przez ca�� dob� o zaspokojenie potrzeb
swych m�skich (a niekiedy tak�e i damskich) go�ci. Nawet papierek, w
kt�ry zawini�ta jest kostka cukru, jak� wrzuca si� do porannej kawy,
zadrukowany jest, zamiast znakami zodiaku, pozycjami seksualnymi.
Symbolem klubu jest Statua Wolno�ci, kt�ra ma jednak dwie cechy
charakterystyczne, odr�niaj�ce j� od orygina�u: jest naga i nad wyraz
�ywa (patrz tytu�owa fotografia).
Opr�cz tego mamy tu jeszcze bardzo eksluzywn�, modn� i drog� Tahiti,
idylliczne, staroangielskie Twickenham in the Willow, egzotyczn�,
miejsk� d�ungl� Chinatown i Bagdad, orientaln� ba�� 1001 nocy (odradzamy
jednak�e sp�dzenie 1001 nocy w tym mie�cie; by�oby to po prostu
niemo�liwe). Oczywiste jest, �e mo�na w tym mini�wiecie bukowa� "podr�e
dooko�a �wiata", to znaczy zwiedzanie ca�ej wyspy.
Na czym polega sukces tego eklektycznego, sztucznego �wiata?
Odpowiedzi na to udzieli� nam Christoph, baron von Rossi, potomek
w�oskiego architekta, kt�ry w XVIII stuleciu wyemigrowa� do Bawarii.
Sympatyczny m�ody Rossi jest social relations supervisorem na Holiday
World.
- Nasz� tajemnic� - m�wi u�miechaj�c si� Rossi - jest perfekcja.
Nasi go�cie otrzymuj� od nas wszystko, czego mo�na oczekiwa� od urlopu:
s�o�ce, niezmiennie niebieskie niebo, znakomite jedzenie, du�o muzyki,
wielu wsp�towarzyszy o podobnych lub odmiennych charakterach, jako �e
nasze strefy urlopowe s� posegregowane w spos�b socjopsychologiczny. Do
tego wiele innych przyjemno�ci, np. brak problemu napiwk�w, a to z tego
powodu, �e u nas po prostu ich nie ma. Nikt nie mo�e sobie kupi�
lepszych wzgl�d�w. Serwis jest dla wszystkich taki sam - absolutnie
doskona�y.
Urlopowy baron przemilcza� wobec nas taktownie pewn� spraw�: kwesti�
bezpiecze�stwa. Nie nale�y oczekiwa�, �e wybuchn� tu niepokoje na tle
politycznym, bowiem silny, prozachodni rz�d Filipin trzyma cugle mocno w
d�oni. Znaczne sumy wyp�acane przez Tour Futur maj� na celu utrzymanie
tego stanu; jest to tajemnic� poliszynela. U wybrze�y wyspy kr��� okr�ty
patrolowe strzeg�c jej przed indonezyjskimi piratami.
Ale kwestia bezpiecze�stwa ma jeszcze inne aspekty. �aden turysta
sp�dzaj�cy tu urlop nie musi si� liczy� z tym, �e w kt�rej� z bocznych
uliczek dostanie po g�owie, jak na przyk�ad w Kenii, Rio czy na Jamajce.
Inaczej ni� we W�oszech, czy np. w Hiszpanii, go�cie zabezpieczeni s�
przed skutkami strajk�w i wiedz�, i� w przeciwie�stwie do innych,
wymarzonych miejsc urlopowych, jak chocia�by na Barbados, oczekuje ich
rzeczywi�cie pi�kny krajobraz i naprawd� przyja�nie usposobieni ludzie.
Podsumowuj�c: je�eli nie przeszkadza Pa�stwu zorganizowany spos�b
sp�dzania urlopu, to Holiday world jest w stu procentach godny
polecenia. Wi�cej na ten temat dowiecie si� w nast�pnym numerze.
(Uwaga: kolorowe og�oszenie w czasopi�mie, w kt�rym ukaza� si� ten
reporta�, kosztuje wed�ug cen z 1.01.1996, oko�o 150 tys. DM. Tour Futur
wykupuje rocznie oko�o 50 stron. Wystarczaj�cy pow�d, aby zrewan�owa�
si� mi�ym artyku�em temu wielkodusznemu klientowi. Oczywi�cie w spos�b
ca�kowicie obiektywny).
Par� etiud na symulator, z lekka zak��conych nielicznymi fa�szywymi
d�wi�kami
Tahiti to co� dla ludzi z du�� ilo�ci� szmalu. Ale za to by�o lepsze
ni� znakomite. W por�wnaniu z tym sektorem, nawet prospekt reklamowy
wydawa� si� blady. By�a to mieszanina raju m�rz po�udniowych, Ma�ych
Antyli, Seszeli, Mauritiusa i diabe� wie, czego jeszcze. Do tego par�
kropel francuskiego stylu �ycia. Kuchnia by�a kreolska, tak samo jak
personel. Nawet najzwyczajniejsza pokoj�wka wygl�da�a tak, �e mo�na si�
by�o natychmiast zapomnie�. A drinki najlepsze, jakie mo�na by�o dosta�
na naszej planecie.
Mimo wszelkich pokus wszed�em do gabinetu punktualnie. M�j pok�j
pracy by� tarasem znajduj�cym si� przed bungalowem kierownictwa;
wyposa�ono go w meble plecione z wikliny, wideokomputer i wspania�y widok.
M�j znakomity nastr�j zosta� nieco st�umiony widokiem oczekuj�cego
mnie Arnolda Klamma. Klamm by� social relations district managerem na
obszar Tahiti i typow� pomy�k�, je�li idzie o obsadzanie stanowisk; mia�
po prostu dobre uk�ady. A poza tym by� jednym z najbardziej
niesympatycznych ludzi, jacy kiedykolwiek dzia�ali mi na nerwy. Mia�
du�y, zw�aj�cy si� ku g�rze brzuch. Od czasu, kiedy okre�li�em jego
figur� jako op�ywow� form� kropli, znienawidzi� mnie jeszcze bardziej.
Charakter mia� te� op�ywowy. By� uciele�nion� alegori� wiecznego lizusa.
Szybko zrobi� karier�.
- Dzie� dobry, pani Rossi - szepn�� i w fa�szywej serdeczno�ci omal
nie wypad� z sanda��w. - W�a�nie przeczyta�em artyku� o Holiday Worki.
Gratuluj�, to wspania�a robota.
- Wiem - odpowiedzia�em skromnie, poniewa� by�a to jedyna odpowied�,
kt�ra mog�a go jeszcze bardziej zdenerwowa�. - Na reklam� o tej
obj�to�ci musieliby�my wyda� oko�o dw�ch milion�w marek. A tak ka�dy
wyszed� na swoje. Tygodnik ma bombow�, podwy�szaj�c� nak�ad histori� na
ok�adk�, nasi przyjaciele dziennikarze mi�y parodniowy pobyt na wyspie,
a my wspania�� bezp�atn� reklam�. Perfetto! My nie mogliby�my sobie
pozwoli� na te uszczypliwo�ci pod adresem konkurencji; reklama
por�wnawcza jest przecie� u nas zabroniona. Ale prasa mo�e. Tak, to by�a
rzeczywi�cie dobra robota.
Klamm o ma�o nie zakrztusi� si� z zazdro�ci.
- Pa�scy klienci czekaj� na pana - powiedzia� w ko�cu z trudem. By�y
to przypadki rutynowe, kt�re za�atwi�em w mgnieniu oka; typowe problemy
z konsumpcj� poni�ej �redniej. Na podstawie otrzymywanych danych,
w�asnych obserwacji i ankiet wype�nianych przez klient�w w samolotach,
nasi psycholodzy i socjolodzy opracowuj� prognozy dotycz�ce konsumpcji
ka�dego z urlopowicz�w. Je�eli pozostaje ona poni�ej poziomu prognozy,
jest to wskaz�wka, �e nie czuje si� on u nas dobrze. Wtedy zajmuj� si�
nim odpowiednio psychologicznie przeszkoleni animatorzy, kt�rzy z regu�y
szybko doprowadzaj� go do r�wnowagi. Musimy bardzo uwa�a� na te sprawy,
bowiem na samych podr�ach zarabiamy bardzo niewiele; wielkie pieni�dze
przynosi nam dopiero konsumpcja prze�y� na wyspie.
Aha, mamy jeszcze przecie� talkshow! By� to jeden z moich lepszych
pomys��w. Chcieli�my w ten spos�b zmniejszy� dystans mi�dzy
urlopowiczami a personelem, przedstawi� jego cz�onk�w jako sympatycznych
urlopowicz�w, kt�rzy przy okazji troch� pracuj�. W tym celu
organizowali�my co wiecz�r spotkania mi�dzy nadbrze�nym barem a basenem
k�pielowym, podczas kt�rych nasi wsp�pracownicy opowiadali troch� o
swojej pracy, pozwalaj�c sobie na zdradzanie niekt�rych tajemnic
zawodowych. By�o to bardzo interesuj�ce dla naszych go�ci i tworzy�o
jednocze�nie z anonimowego pracownika hotelowego znan� osobisto��.
Dzisiaj przypada�a kolej na barmana z baru na pla�y, Amosa St.
Pierre'a z Trynidadu, artysty w swoim zawodzie. Zdradzi im par� trick�w,
opowie troch� anegdot (barmani maj� ich zawsze mn�stwo na sk�adzie] i
przy okazji zrobi reklam� paru firmom produkuj�cym alkohole. Jako
fachowcy pierwszej klasy, nasi barmani mieli oczywi�cie umowy
konsultacyjne ze wszystkimi mo�liwymi producentami.
- Jak tam, Amos, wszystko w porz�dku? Nie zapomnia�e� czego�? -
zapyta�em.
- Ale� sk�d - skrzywi� si� w u�miechu barman. Jego uz�bienie
wywo�a�oby okrzyki zachwytu ka�dego faceta reklamuj�cego past� do z�b�w.
- Jaki� to supertrunek masz dzisiaj zamiar zaproponowa� klientom?
- Baron Samedi's Delight. Trzy centylitry bia�ego rumu, dwa cl blue
curacao, jeden cl koniaku, dziewi�� cl soku z gnawy, agonstura i muskat
wed�ug gustu. Bardzo orze�wiaj�cy i bardzo niebezpieczny drink.
- Brzmi nie�le. Przy�lij mi wi�c troch� tej zielonej trucizny, okay?
- Right. See you later, manipulator.
Pierwszym moim przypadkiem by� dzisiaj urlopowy z�odziej.
Przeszmuglowa� si� przez zielon� granic� w d�ungli mi�dzy Ibiz� a
Tahiti, gdzie go z�apano. Zdradzi�a go jego karta kodowa. Bez niej nie
m�g� nic kupi�, a kiedy co� kupowa�, pokazywa�a ona, �e przyby� z innego
sektora. By� to absolutnie wodoszczelny system. Ale je�eli kto� nie chce
by� okradany, musi by� dok�adny w swoich dzia�aniach.
Spojrza�em na tego cwaniaczka. By� to blady ch�opak, najwyra�niej od
niedawna tutaj i chyba dzia�aj�cy w pojedynk�. - Polowanie w innym
sektorze urlopowym nie jest tu najprzyjemniejsz� rzecz� - stwierdzi�em.
- To jest podci�gane pod kradzie�. Otworzy� szeroko oczy.
- Kradzie�? - zapyta� zdziwiony.
- Tak, korzystanie ze �wiadcze�, za kt�re si� nie zap�aci�o. Tak
naturalnie nie mo�na robi�. Nie mo�e pan wykupi� pobytu w najta�szym
sektorze, czyli na Ibizie i potem zabawia� si� na Tahiti, co kosztuje
nas trzy razy tyle. Swoboda ma swoje granice. Sta� si� jeszcze bledszy.
- I co stanie si� teraz?
- Nic. Zostanie pan doprowadzony z powrotem na Ibiz� i sp�dzi tam
urlop, za kt�ry pan zap�aci�. Jednak�e w przysz�o�ci nie b�dzie pan ju�
akceptowany przez nasz� firm�. Do widzenia panu.
Jeden ze stra�nik�w wyprowadzi� go na zewn�trz.
Zanim zabra�em si� do nast�pnej sprawy, przestraszy� mnie g�o�ny
okrzyk. Spojrza�em na ulic� ponad balustrad� tarasu. Jaki� kretyn rozbi�
szyb� wystawow� sklepu jubilerskiego i sta� teraz i przed ni�, g�upio
chichocz�c.
Jeszcze tego dobrze nie prze�kn��em, gdy w pobli�u rozleg� si�
jeszcze g�o�niejszy krzyk. Jaki� kopni�ty urlopowicz skoczy� w pe�nym
biegu z trzymetrowej trampoliny do basenu, cho� najwyra�niej wcale nie
umia� p�ywa�.
Przesta�o mi si� to podoba�. Zrobi�em w swoim notesie odpowiedni�
notatk�; by� to z�y znak, gdy od rana po ulicach kr��y�o tylu pijanych.
A potem wpad�a do mego biura Charlotte Moosmann, samotna, nieco
zwariowana osoba, kt�ra pojawia�a si� u mnie podczas ka�dego dy�uru.
Uzbroi�em si� w cierpliwo��. Pani Moosmann by�a nie tylko samotna, ale i
stara. I jak ju� powiedzia�em, lekko zwariowana. Bez przerwy zachowywa�a
si� jak Romy Schneider w jednym z tych francuskich film�w, kt�re z
powodu g��bokiego zanurzenia ci�gle wpadaj� na mielizn�. Znamy to
dobrze: w r�wnomiernych odst�pach czasu modnie przesmucona, bez przerwy
mi�dzy komedi� a tragedi�, g�ucho dudni�ce w tle, dzielnie znoszone
ciosy z�ego losu. Oczywi�cie, by�y to tylko pozory. W gruncie rzeczy
by�a to g�upia, drobnomieszcza�ska nudziara, kt�ra wzd�cia swego �ycia
uczuciowego uwa�a�a za wyraz g��bokiej osobowo�ci.
- Zosta�am okradziona, panie baronie! - zawo�a�a, ale fakt ten nie
wydawa� si� jej zbytnio ci��y�, jako �e �mia�a si� do mnie swymi
l�ni�cymi, weso�ymi oczyma.
Sprawdzi�em informacj�. Szybko okaza�o si�, �e mia�a rzeczywi�cie
racj�. Sprzedawczyni w jednym z butik�w wystuka�a na komputerze kasowym
wyg�rowan� cen�, dodaj�c jednocze�nie mniejsze zakupy w�asne. Wcale nie
takie g�upie. Zatroszczy�em si� o to, aby sprzedawczyni zosta�a wylana,
a r�nic� zapisa�em na konto pani Moosmann.
- Ale pan to znakomicie za�atwi�! - zagrucha�a i zacz�a tak
wywraca� oczyma, �e omal nie dosta�em morskiej choroby. - To robi wra�enie!
- To m�j obowi�zek, madame - odpar�em uprzejmie i grzecznie
wyprosi�em j� za drzwi. W g��bi duszy jednak kl��em; ona tak�e musia�a
by� najwyra�niej pijana. Co tu si� dzieje?
Przeprowadzi�em ma�e dochodzenie i dowiedzia�em si�, �e jednak nie
kupi�a sobie dzisiaj, ani nie zosta�a zaproszona na �adnego drinka.
W�a�ciwie powinna by� trze�wa jak niemowl�. Co� tu si� nie zgadza�o.
Postanowi�em pojecha� do Roussela, do Alphaville. Roussel by� szefem
na wyspie. Mo�e on b�dzie wiedzia�, o co tu chodzi. Wskoczy�em na szybki
motocykl. Tu� za stacj� graniczn� omal nie dosz�o do wypadku. Jaka� para
w �rednim wieku zatoczy�a mi si� wprost pod koka.
M�czyzna wygl�da� na bardziej zmi�tego, jego �ona, kt�ra wbi�a si�
w r�owe szorty i podkoszulek z napisem HAVE AN AFFAIR WITH US, toczy�a
tylko wok� krowim wzrokiem.
Zrezygnowa�em z przyjemno�ci proponowanej przez jej T - shirt.
Tour Futur
Tour Futur chce podarowa� Pa�stwu urlop, o jakim zawsze marzyli�cie.
Bez awarii, niepewno�ci, perfekcyjnie zorganizowany a� do ostatniego
szczeg�u. Ju� przed urlopem b�d� Pa�stwo wiedzie�, �e przebiegnie on
dok�adnie tak, jak go opisano w prospekcie.
Od ponad dziesi�ciu lat organizujemy turystyk� i zwi�zane z ni�
prze�ycia w oparciu o naukowe podstawy. Cotygodniowa ankieta
przeprowadzana w�r�d naszych klient�w jest u nas najwa�niejszym
dokumentem kontroli. B��dy i wszelkie niezgodno�ci s� natychmiast
wykrywane! Dzi�ki aktywnej wsp�pracy przyczyni� si� Pa�stwo w
zdecydowany spos�b do tego, �e Wasz urlop b�dzie ca�kowicie zgodny z
oczekiwaniami. Naszym najbardziej warto�ciowym kapita�em s� Wasze
wnioski. Wasz jeedback. Osi�gni�ty sukces jest potwierdzeniem naszych
racji: prawie sto procent naszych go�ci chce znowu razem z nami sp�dzi�
sw�j nast�pny urlop.
Nie wahajcie si� wi�c d�u�ej i zarezerwujcie urlop swoich marze�!
Jeste�my pewni, �e nie b�dziecie tego �a�owa�!
URLOP Z TOUR FUTUR
WYPRZEDZAMY INNYCH 0 KILKA LAT
Troch� manipulacji jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodzi�o
W Alphaville, stan Luizjana, ze wszystkich stron rozbrzmiewa�a
muzyka; dixieland, bluegrass, blues i melancholijne worksongi dochodz�ce
od strony p�l, le��cych poza granicami miasta. By�a to przyjemniejsza
strona tego sektora urlopowego. Poza tym wydawa� mi si� on zbyt
feudalny, zbyt kolonialny. Je�li idzie o mnie, to nie uwa�a�em za dobry,
pomys�u ponownego stworzenia �wiata niewolnik�w ze stan�w po�udniowych.
Ale by� na to olbrzymi popyt. Najwyra�niej ludzie bardzo lubili
spo�ecze�stwa niewolnicze - oczywi�cie tak d�ugo, jak sami nie byli
niewolnikami.
R�wnie� i tutaj dosz�o do dziwnych wypadk�w. Dumnie u�miechaj�ca si�
amazonka przeje�d�aj�ca obok starego murzy�skiego muzyka, graj�cego na
ulicy swojego bluesa, pochyli�a si� w siodle i uderzy�a go pejczem w g�ow�.
- Przesta� lamentowa� - krzykn�a niewyra�nie, za�mia�a si�
piskliwie i pomkn�a w dal.
Mocno zbity z tropu tym wydarzeniem, zatrzyma�em si� przed bia�ym
domem w kolonialnym stylu, z greckimi kolumnami na ganku, w kt�rym
rezydowa� Roussel. Wpad�em do jego biura, zapominaj�c nawet zapuka�.
Marszcz�c czo�o spojrza� na mnie z przygan�.
Patrick Roussel liczy� sobie dwadzie�cia dziewi�� lat, nie mia�
�adnych uk�ad�w, a mimo to zosta� tutaj szefem. Na sw�j spos�b by�
zapewne geniuszem. M�wi� sze�cioma czy siedmioma j�zykami i by�
urodzonym organizatorem. Wygl�da� jak gwiazdor filmowy. Jak zwykle mia�
na sobie d�insy, tenis�wki i T - shirt. T - shirty sta�y si� jednym z
najwa�niejszych �rodk�w komunikacji w naszych czasach, dlatego r�wnie� i
na jego koszulce widnia�a wiadomo��: I'M THE BOSS, SO DON'T TELL ME I'M
WRONG.
W��czy� sw�j s�ynny czar, kt�remu poddawa� si� ka�dy, z wyj�tkiem
mnie. Nie lubi�em Roussela. By� za g�adki i zbyt doskona�y. Ale by� mo�e
by�a to po prostu zazdro��.
- Co tu si� dzieje, Roussel? - zapyta�em, nie bawi�c si� w uprzejmo�ci.
Roussel spojrza� na mnie taksuj�co i odezwa� si� tonem psychiatry
nakazuj�cego swojemu pacjentowi po�o�y� si� na kozetce i odpr�y�:
- Nie mam zamiaru twierdzi�, �e wiem, o co panu chodzi, Rossi. A co
si� ma dzia�? S�o�ce �wieci, niebo jest niebieskie i mamy dwadzie�cia
dziewi�� stopni ciep�a. A mo�e jest panu za gor�co? On te� mnie nie lubi�.
- Niech pan nie opowiada bzdur! - powiedzia�em ordynarnie. - Wie pan
o wszystkim, co si� dzieje na tej wyspie. A wi�c wie pan r�wnie�, �e
dzisiaj paru ludzi zachowuje si� bardzo dziwnie. Brykaj� jak wyrostki na
wycieczce szkolnej. Chichocz�, bij� si� i w og�le sprawiaj� wra�enie,
jakby stracili nad sob� kontrol�. Ale nie s� r�wnie� pijani. I co
zrobimy z tym fantem?
- Jest pan bardzo spostrzegawczy, Rossi. Jak do tej pory, poza
panem, nikt tego nie zauwa�y�. Chyba jest pan jednak wart tych
pieni�dzy, jakie p�aci panu firma.
- �liczne dzi�ki za komplementy. Mo�emy teraz przej�� do rzeczy?
- No dobrze. Niestety, nie da si� tego przed panem ukry�. - Wydawa�o
si�, �e m�wienie o tym sprawia mu przykro��. - Przed nieca�ym rokiem w
jednej z wielkich fabryk w Neapolu przeprowadzono interesuj�cy
eksperyment. Kierownictwo zak�adu mia�o problemy ze strajkami,
niszczeniem urz�dze� i wysok� liczb� robotnik�w przebywaj�cych na
zwolnieniach lekarskich. Z tego te� powodu zacz�to do hal monta�owych i
pomieszcze� biurowych dostarcza�, wraz z powietrzem, przez urz�dzenia
klimatyzacyjne, �agodny gaz maj�cy wp�yw na psychik� pracownik�w. Nic
gro�nego, by�y to tak zwane euforyzery poprawiaj�ce nastr�j.
- Czyli rozja�niaj�ce nieco p�mrok roboczego dnia - uzupe�ni�em
ironicznie.
- Jest w tym, co pan m�wi, troch� racji. Rezultat by� nast�puj�cy:
ludzie zacz�li si� czu� lekko, pracowali lepiej i efektywniej,
zarabiaj�c w ten spos�b wi�cej. Wzros�a oczywi�cie r�wnie� i produkcja
przedsi�biorstwa. W ten spos�b obie strony by�y zadowolone.
Moja pi�� z trzaskiem uderzy�a w biurko Roussela.
- Nie ma pan chyba zamiaru powiedzie� mi na raty, �e zastosowa� pan
ten idiotyzm r�wnie� i tu, na wyspie?
- W�a�nie. Dok�adnie to chcia�em panu powiedzie�. - Jego twarz by�a
bez wyrazu.
- Ale dlaczego? Przecie� nasza koncepcja i bez tego si� sprawdza bez
zarzutu. Nie potrzebujemy �adnego podparcia �rodkami psychotropowymi!
- Naturalnie, �e funkcjonuje znakomicie. Ale dzi�ki �rodkom
psychotropowym funkcjonuje jeszcze lepiej. To przecie� jasne: je�eli
ludzie na skutek dzia�ania psychotrop�w s� bardziej rozlu�nieni, to
wi�cej konsumuj�. A to jest najwa�niejsze. - Jego usta skrzywi�y si�
sarkastycznie.
- I pan si� na to zgodzi�? Nie mia� pan nic przeciw temu?
- Ja ci�gle jeszcze jestem przeciwko! - zgrzytn�� z�bami. - Ten
projekt to najwi�ksza bzdura, jak� mo�na by�o zrobi�. To nara�a na
niebezpiecze�stwo ca�e nasze przedsi�wzi�cie. Nie wolno igra� z takimi
rzeczami.
- I co z tego?
- Producent tego �rodka psychotropowego, szwajcarska firma
farmaceutyczna, jest najwi�kszym akcjonariuszem naszej firmy. Maj�
bardzo wielkie wp�ywy i wcale si� nie wstydzili ich pokaza�. A co
najwa�niejsze, nasz ameryka�ski konkurent, Free & Easy Travels buduje na
swojej wyspie r�wnie� takie urz�dzenie. Nasi dyrektorzy doszli do
wniosku, �e musimy ich w tym wyprzedzi�. No i teraz mamy ten ca�y pasztet.
- A jak si� to odbywa? - zapyta�em, aby w og�le co� powiedzie�.
Czu�em si� jak og�uszony.
- Zupe�nie bez problem�w. Wbudowali�my przede wszystkim do
urz�dzenia klimatyzuj�cego pewnego rodzaju dystrybutor, do tego dochodzi
oczywi�cie woda. Ka�dy jej przecie� potrzebuje - do mycia z�b�w,
porannej kawy...
- Ale jednak co� si� nie uda�o.
- Tak. Dozowanie by�o za wysokie. Ludzie zrobili si� nie tyle
euforyczni, ile lekkomy�lni. Albo zwariowali. Robi� najprzedziwniejsze
rzeczy. Niekt�re z nich s� nawet niebezpieczne. Najbardziej odbija si�
to na chwiejnych charakterach.
Przypomnia�em sobie sw�j dzisiejszy, poranny wybuch euforii przy
wstawaniu z ��ka i poczu�em si� jakby przy�apany na gor�cym uczynku.
- Trzeba sko�czy� z tym idiotyzmem.
- Ju� to zrobi�em. Zatrzyma�em ca�� akcj�. Miejmy nadziej�, �e na
zawsze. Wprowadzimy jeszcze do obiegu �rodek neutralizuj�cy i w ten
spos�b sprawa b�dzie za�atwiona.
- Napisz� o tym w sprawozdaniu - warkn��em.
- Nic pan nie napisze. - Na moment Roussel straci� panowanie nad
sob�. - Poniewa� nic pan o tym nie wie. Ca�a sprawa jest tajna, rozumie
pan? Nic z tego nie mo�e przedosta� si� do wiadomo�ci publicznej.
Powiedzia�em panu ca�� prawd�, poniewa� by� pan bardzo zdenerwowany. A
wi�c, niech pan b�dzie fair w stosunku do mnie i trzyma j�zyk za z�bami!
Przez chwil� zastanawia�em si� nad tym, co powiedzia�.
- Okay - zgodzi�em si� w ko�cu. - Ale ta ca�a sprawa bardzo mi si�
nie podoba.
- Mnie te� nie - powiedzia� Roussel. - A teraz niech si� pan zajmie
swoj� prac�! Wydawa�o mi si�, �e ma pan co� do za�atwienia w Twickenham.
Roussel zaj�� si� znowu swoimi aktami i po prostu zapomnia� o moim
istnieniu.
Zw�oki w piwnicy
Pojecha�em wi�c do Twickenham, a to, co si� tam wydarzy�o, ju�
opowiedzia�em. Morderstwo na plebanii. Nasze przedstawienie sta�o si�
rzeczywisto�ci�. Sprawa, kt�rej nie mo�na by�o pomin�� milczeniem.
Mogli�my wszyscy spokojnie pisa� podania o zwolnienie z pracy.
Zadzwoni�em do Roussela, aby mu z�o�y� sprawozdanie z ca�ej afery.
Kiedy pojawi� si� na ekranie wideofonu, otworzy� szeroko oczy. A
mia� ku temu powody.
- Tu Rossi Horror Picture Show - powiedzia�em, nie bardzo panuj�c
nad swoim g�osem. �mier� patrzy�a zza moich ramion ponurym wzrokiem i
co� bez przerwy do siebie mamrota�a. Czarny ptak na jej ramieniu
trzepota� nerwowo skrzyd�ami i wykrzykiwa�: - Za p�no, za p�no. -
Gdzie� z ty�u awanturowa�a si� madame Zagorski. Jej pijackie piosenki
przerywane by�y pot�n� czkawk�.
- Ma pan dziwne pomys�y, Rossi - powiedzia� zdziwiony Roussel. - Mam
zawiadomi� Drakul� czy te� raczej psychiatr�? Co ma oznacza� ten cyrk?
Opowiedzia�em mu ca�� histori�. Kiedy sko�czy�em, Roussel przez
d�u�sz� chwil� wpatrywa� si� we mnie bez s�owa.
- A to ci historia.
By� tak zaszokowany, �e zamiast ironicznych, jak to zwykle u niego
bywa�o, uwag, by� w stanie wydusi� z siebie tylko to zdanie.
- I co teraz robimy? - zapyta�em.
Otworzy� usta, ale w tym momencie, gdzie� z ty�u w jego pokoju,
zabrzmia� przera�liwy sygna�.
- Chwileczk� - powiedzia� i znikn�� z ekranu. Kiedy si� znowu
pojawi�, by� blady jak �ciana.
- Mamy teraz k�opoty wsz�dzie - wydusi� z siebie. - W por�wnaniu z
nimi pa�ski problem jest drobnostk�. Niech pan gdzie� schowa te zw�oki i
wsiada do h