8348
Szczegóły |
Tytuł |
8348 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8348 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8348 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8348 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aby rozpocz�� lektur�,
kliknij na taki przycisk ,
kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki.
Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poni�ej.
2
JERZY STEFAN STAWI�SKI
PISZCZYK
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
Od autora
Nie b�d� ukrywa�, �e publikacja w jednym tomie mych trzech powie�ci o Janie Piszczyku
sprawi�a mi niema�� satysfakcj�. Pisa�em je w r�nym czasie i na r�nych etapach dzia�ania
cenzury. �Sze�� wciele� Jana Piszczyka� powsta�o w roku 1959, gdy cenzura pozbiera�a si�
ju� po zam�cie pa�dziernika 1956 roku; d�ugo przypatrywano si� maszynopisowi, ale wreszcie
puszczono nawet kulminacyjn� scen� w klozecie, cho� zabroniono jej w filmie, nakr�conym
wed�ug powie�ci. Kpinki ze stalinizmu nie by�y dobrze widziane w ekipie Gomu�ki, z�o�onej
w du�ej mierze ze stalinowskich aparatczyk�w. Ksi��k� uratowa�a, jak s�dz�, groteskowa
konwencja i komiczna posta� tch�rza, oportunisty i lizusa, jakim chciano oficjalnie
widzie� Jana Piszczyka. A ja przecie� opisa�em szarego cz�owieczka, mieszka�ca �rodkowej
Europy, miotanego przez huragany historii, wywo�ane parciem dw�ch krwawych dyktatur, a
jego coraz to nowe wcielenia mia�y s�u�y� utrzymaniu si� na powierzchni �ycia.
P�niej �Sze�ciu wciele�...� nie wznawiano przez prawie dwadzie�cia lat, jako utworu
prze�miewczego i niepo��danego wychowawczo, i dopiero w po�owie lat osiemdziesi�tych
napisa�em dalszy ci�g przyg�d bohatera, pod tytu�em �Smutnych los�w Jana Piszczyka ci�g
dalszy�, i to w nieco innej tonacji: cenzura znacznie z�agodnia�a wraz z chyleniem si� realsocjalizmu
do upadku i nie musia�em ju� trzyma� si� groteskowej konwencji. Bohater te� nie
musia� zmienia� co chwila sk�ry, ale ewoluowa� wraz z ewolucj�, a raczej rozk�adem ustroju.
Ten rozk�ad stopniowo go ucz�owiecza�: w ostatniej ksi��ce z cyklu, w �Niek�amanym obliczu
Jana Piszczyka�, wydanej w roku 1990 � ju� bez cenzury! � widzimy, z jakim gigantycznym
wysi�kiem � i pod wp�ywem uszlachetniaj�cego uczucia � zdziera z siebie zrogowacia��
sk�r� tch�rza i nawet pr�buje pozytywnie dzia�a� po s�usznej stronie. A �e mu to nie najlepiej
wychodzi, nie powinno zdziwi� czytelnika, przywyk�ego ju� do jego nieustannych kl�sk:
przecie� zawsze chcia� by� bohaterem pozytywnym, przedmiotem ludzkiego uznania! Co�
wida� wisia�o w powietrzu, co go ci�gn�o w d�, gdy tylko pr�bowa� wybi� si� ponad przeci�tno��.
Mimo wszystko mam nadziej�, �e czytelnik, pokonuj�c z mozo�em ten opas�y tom, par�
razy u�miechnie si�, a o mym bohaterze zachowa serdeczne wspomnienie.
Jerzy Stefan Stawi�ski
Luty 1997 roku
5
SZE�� WCIELE�
JANA PISZCZYKA
6
Wielce Szanowny Panie Profesorze!
Korzystaj�c z czasu (mam go tu pod dostatkiem do rozmy�la�), chcia�bym wyja�ni� Panu
przyczyny, kt�re wp�dzi�y mnie w tak niefortunn� sytuacj�. Wa�� si� na to dopiero teraz, gdy
opad�a fala goryczy i podniecenia. Z konieczno�ci wybra�em form� pisemn�; mo�e to zreszt�
lepiej, bo nie wymaga ona po�piechu i improwizacji jak rozmowa oraz wyklucza pewne onie�mielenie,
powstaj�ce zawsze przy kontakcie osobistym.
Powinienem w�a�ciwie opisa� tutaj ca�e moje �ycie, ale �e ju� sko�czy�em czterdzie�ci lat,
by�by to chyba tom tak gruby jak �Ogniem i mieczem� i odrzuci�by go Pan ze wzruszeniem
ramion. Postaram si� wi�c opisa� jak najzwi�lej tylko te najbardziej, moim zdaniem, istotne
wydarzenia w moim �yciu, kt�re doprowadzi�y do znanego Panu incydentu i wyeliminowa�y
mnie na czas pewien ze spo�eczno�ci. Dokonanie takiej selekcji b�dzie zadaniem nie�atwym,
kiedy k��bi� si� w mej g�owie tysi�ce fakt�w i obraz�w. Tutaj licz� szczeg�lnie na Pa�sk�
przenikliwo�� i zdolno�� wyci�gania wniosk�w. Oczywi�cie wszystko, co tu napisz�, b�dzie
najczystsz� prawd�, cho�by to mia�o mnie nawet poni�y� w Pa�skich oczach.
Cofn� si� na chwil� do pierwszych lat mojego �ycia. By�em zawsze dzieckiem wra�liwym
i ambitnym. Ojciec m�j, krawiec damski, dobry rzemie�lnik, ale cz�owiek bezwzgl�dny,
ograniczony i sk�py, marzy� dla mnie o awansie spo�ecznym i o karierze w kt�rym� z wolnych
zawod�w. Korzystaj�c z protekcji wp�ywowej klientki, �ony pu�kownika z sanacji,
umie�ci� mnie w jednym z warszawskich pa�stwowych gimnazj�w, kt�rego nazwa nie gra tu
najmniejszej roli.
Nauka nie przychodzi�a mi �atwo, ale wszelkie przeszkody pokonywa�em pilno�ci� i cz�sto
do p�na w nocy �l�cza�em nad lekcjami, co przynosi�o mi dobre oceny i zazdro�� koleg�w.
Niestety, od pocz�tku by�em w szkole osamotniony; z b�lem patrzy�em na zabawy koleg�w i
zawi�zuj�ce si� bezustannie przyja�nie. Do siatk�wki czy do dw�ch ogni brano mnie dopiero
wtedy, gdy zupe�nie nie by�o nikogo innego. Nie uda�o mi si� zyska� przyjaciela nawet za
cen� podpowiadania i �ci�gaczek; koledzy korzystali ch�tnie z moich us�ug, traktowali je jako
naturalny serwitut i wcale ich nie obchodzi�o, ile mnie kosztuje dzielenie si� nabyt� z wielkim
trudem wiedz�. Zastanawia�em si� cz�sto nad przyczyn� mego osamotnienia i nie mog�em
oddali� my�li, �e zawdzi�czam je w du�ej mierze stanowisku spo�ecznemu mego ojca. Przyt�aczaj�ca
wi�kszo�� mych koleg�w wywodzi�a si� ze sfer inteligenckich, urz�dniczych, a
by�o nawet dw�ch syn�w sanacyjnych dygnitarzy. Co prawda jeden z koleg�w, Trzcinka, by�
dzieckiem rze�nika, ale uczy� si� �le, natomiast �wietnie kopa� pi�k�, czym si� rehabilitowa�
w oczach klasy.
Czy mo�na si� dziwi�, �e blady syn damskiego krawca, ofiara nawet w siatk�wce i kujon,
a co gorsza lizus, jak m�wili, bo by�em zawsze pierwszy na znak profesor�w, dzia�a� wszystkim
na nerwy i prowokowa� drwiny? Przezywali mnie �Krawczykiem�, cho� nazywam si�
Piszczyk, a z tej naturalnej okazji zrezygnowali tylko dlatego, �e nie mo�na przezywa� kogo�
jego w�a�ciwym nazwiskiem. I tak klasa wybucha�a rykiem, gdy kt�remu� z nauczycieli czasem
z�o�y�y si� s�owa: �Pisz, Piszczyk!�
Nie mia�em wi�c w szkole �atwego �ycia i cz�sto p�aka�em na pauzach, bo mi bole�nie
wykr�cali palce, a zw�aszcza chwytali mocno za nos, co ju� automatycznie wywo�ywa�o �zy.
W ich oczach dostrzega�em drwin�, okrucie�stwo i pogard�. Za wszelk� cen� szuka�em sposobu,
�eby przebi� ten pancerz izolacji, bo tak przecie� nie mog�em �y�.
Gdy dobrn��em do trzeciej klasy, wyda�o mi si�, �e znalaz�em taki spos�b: by�o nim harcerstwo.
Nie potrzebuj� chyba dodawa�, jaki w tym czasie panowa� kult munduru, zw�aszcza
w�r�d dzieci; nie my�la�em i ja opiera� si� tym blaskom. Zasady harcerskiego wychowania �
kole�e�stwo, pomoc s�abszym, wsp�lne zabawy i wycieczki � to by�o wszystko, czego mi
7
dot�d w szkole brakowa�o. A przecie� w�a�nie do harcerstwa zapisali si� klasowi mocarze, o
kt�rych przyja�� nie �mia�em si� nigdy ubiega�.
Po awanturze w domu (ojciec, typowy ciu�acz-drobnomieszczanin, unika� ka�dego zb�dnego
wydatku) poszed�em z matk� po mundur do harcerskiego sklepu na Traugutta. To by�y
niezapomniane prze�ycia. Dr�a�em z emocji stoj�c pierwszy raz na baczno�� przed dru�ynowym,
rami� w rami� z kolegami, wci�gaj�c brzuch i wypinaj�c z ca�ych si� rachityczn� nieco
klatk� piersiow�. Teraz ju� wiedzia�em, �e musz� si� czym� wyr�ni� i zaimponowa� kolegom.
Niestety nie odznacza�em si� ani sil�, ani fizyczn� doskona�o�ci�; oni byli lepsi i w
grach, i w tropieniu, i w rolowaniu koc�w. Jedyn� sprawno�ci�, kt�r� m�g�bym �atwo zdoby�,
by�a sprawno�� krawca, ale to da�oby z�o�liwcom nowy pretekst do drwin. Zanosi�o si� na to,
�e pozostan� nadal sam i w harcerskiej spo�eczno�ci. Na szcz�cie, nadarzy�a si� wkr�tce
okazja, kt�rej tak usilnie szuka�em.
� Kto z was ma w domu maszyn� do pisania? � zapyta� kiedy� na zbi�rce zast�powy, kolega
a� z pi�tej klasy.
Odpowiedzia�o mu milczenie. Wszyscy lubili zg�asza� si� na ochotnika, ale teraz spogl�dali
po sobie bezradnie.
� Ja! � zawo�a�em po chwili wahania.
� Ty? � zdziwi� si� zast�powy.
� On buja � zawo�a� poci�gaj�c nosem kolega Jelonek, jeden z moich prze�ladowc�w,
ch�opak pewny siebie i brutalny, specjalista od wieszania kot�w za ogon. � To przecie� krawczyk.
Sk�d mo�e mie� maszyn� do pisania?
� On ma, ale maszyn� do szycia � doda� pogardliwie kolega Jeziora�ski, niedba�y pi�knoduch,
ceniony za nonszalancj�.
� W�a�nie, �e mam maszyn� do pisania! � zawo�a�em bliski p�aczu. � I umiem na niej pisa�!
� �wietnie � ucieszy� si� zast�powy, kt�rego nie obchodzi�y nasze porachunki. � Zostaniesz
sekretarzem dru�yny. B�dziesz przepisywa� rozkazy i inne s�u�bowe pisma.
Trudno by�o o wi�ksze wyr�nienie. Zosta�em sekretarzem dru�yny, a rozkazy dawa�em
do przepisywania w pewnym biurze na Ch�odnej, wydaj�c wszystkie pieni�dze, wydzielane
mi przez ojca na drobne wydatki. Wkr�tce i tego nie starczy�o, bo dru�ynowy, ubawiony maszyn�,
zacz�� wypuszcza� coraz to nowe pisma i instrukcje, a ja nie mog�em si� przyzna� do
k�amstwa i zdecydowa�em si� na rzecz, kt�r� pogardza�em najbardziej ze wszystkich: za napiwki
odnosi�em klientkom ojca gotowe suknie i p�aszcze.
Jest to chyba najsilniejszy dow�d, jak mi na tym harcerstwie zale�a�o. Z paczk� od ojca
przemyka�em si� ulicami, zerkaj�c na wszystkie strony, czy te� nie idzie kt�ry� ze szkolnych
koleg�w, bo takiego spotkania pewno bym nie prze�y�. Za to mia�em prawo podpisywa� rozkazy
z lewej strony, obok dru�ynowego, otaczaj�c me nazwisko mn�stwem zakr�tas�w, jak to
widzia�em na urz�dowych papierach z Cechu Krawc�w. Przy tej okazji naszy�em na r�kaw
pierwsz� sprawno��: �pisarza na maszynie�. Nabra�em znaczenia nie tylko w oczach w�asnych,
ale i koleg�w, bo rozkazy wisia�y na tablicy i m�j podpis wywo�ywa� silne wra�enie.
A kt�rego� dnia przyszed� do mnie sam kolega Jelonek, wydoby� z kieszeni pomi�t� kartk� i
poda� mi j�.
� Te, Piszczyk, ani pisku � powiedzia� poci�gaj�c nosem. � Gard�owa sprawa. Przepiszesz
to w pi�ciu egzemplarzach.
By� to najwy�szy dow�d zaufania, dopuszczenie do grona wtajemniczonych. Kartka zawiera�a
odezw� Zwi�zku Czarnej R�ki i grozi�a adresatowi po�wiartowaniem. Oczywi�cie nie
mog�em tego zanie�� do biura na Ch�odnej; musia�em si� bardzo upokorzy� przed pewn� sta��
klientk�, �on� adwokata, i zamiast napiwku wystuka�em gro�ne pismo pi�ciokrotnie, bo nie
umia�em obchodzi� si� z kalk�. Jelonek przyj�� je bez u�miechu, przejrza� i powiedziawszy
lakonicznie: �w porz�dku�, schowa� do kieszeni, ale w oczach jego nie by�o pogardy, tylko
8
aprobata. Od tej pory zosta�em definitywnie przyj�ty do spo�eczno�ci i na zbi�rkach nie by�em
ju� sam. Zreszt� z t� odezw� wynik�y p�niej du�e przykro�ci, ale mnie ju� nie dotkn�y.
I tak nareszcie znalaz�em w harcerstwie to, czego instynktownie szuka�em od dawna. Ka�dej
zbi�rki oczekiwa�em teraz z niecierpliwo�ci� i pierwszy bieg�em na boisko czy do pokoiku
dru�yny, a p�niej wychodzili�my gromad� na miasto i kupowali�my czekoladki �Anglas�,
bo ka�dy zbiera� obrazki r�nych serii, a zw�aszcza bandery. Teraz nie tylko ju� mnie
nie ci�gn�li za nos ani nie wy�amywali palc�w, ale rozmawiali ze mn� jak z r�wnym o
wszystkich najwi�kszych tajemnicach. To by�y najpi�kniejsze chwile mego dzieci�stwa, Panie
Profesorze, gdy tak szli�my w kilku, wszyscy w harcerskich mundurach, ja w �rodku,
pewny ju� i bezpieczny przez si�� ich ramion. By�em szcz�liwy i chyba kocha�em ich
wszystkich, a najwi�cej zasmarkanego koleg� Jelonka.
I wtedy w�a�nie przyszed� ten pami�tny dzie�.
Na kt�r�� z majowych niedziel przypada�o doroczne harcerskie �wi�to. M�wi�o si� o nim
przez wiele tygodni; mia�a to by� wielka pr�ba si�. Przygotowywali�my si� do niej z zapa�em
i godzinami �wiczyli marsze i zwroty. Tr�bacze wygrywali po lekcjach fanfary, dobosze wybijali
na werblach skoczny rytm.
� Ch�opcy, tu chodzi o nasz honor � powiedzia� nam uroczy�cie dru�ynowy. � B�dzie defilada
przed druhem Komendantem Chor�gwi. R�bcie, co chcecie, ale musimy wypa�� najlepiej
ze wszystkich dru�yn.
I powi�d� oczyma po szeregach. Przez chwil� wzrok jego zatrzyma� si� na mnie.
� Nie chcia�bym by� w sk�rze tego, kt�ry zepsuje r�wnanie, pomyli krok albo przyjdzie
nieprzepisowo ubrany.
� Niechby si� taki znalaz�! � powiedzia� z naciskiem kolega Jelonek. Wiedzia�em, �e nie
wolno mi nic sknoci�. Czeladnik ojca skr�ci� mi za paczk� papieros�w spodenki do modnych
rozmiar�w. Godzinami przegl�da�em si� w lustrze. Niestety, moje nogi by�y bardzo chude i
niezupe�nie proste, tak �e mi�dzy udami pozostawa�a pusta przestrze� w kszta�cie litery O.
Zaciekle czy�ci�em �Sidolem� krzy� harcerski, cyfry i lilijk�. Czapk� naciska�em zawadiacko
na ucho. Matka przygl�da�a mi si� z lekkim przestrachem. Ojciec wzrusza� pogardliwie ramionami,
bo harcerstwo nie pomaga�o przy zdobyciu zawodu.
Owej pami�tnej niedzieli by�o pochmurno i zimno, jak to si� cz�sto zdarza w pierwszej
po�owie maja. Podaj�c mi �niadanie matka zerkn�a na termometr za oknem.
� Olaboga, trzyna�cie stopni! � zawo�a�a i spojrza�a na moje go�e nogi i kr�ciutkie spodenki.
� Przecie ty mi zamarzniesz na �mier�, ch�opaku! Nie p�jdziesz na te g�upie zabawy!
� W�a�nie! � zawo�a�em, zerwa�em si� od sto�u i trzasn�wszy drzwiami wybieg�em na
schody. Dobiega�a �sma rano. Na dziedzi�cu szko�y d�ugo nas lustrowa� druh dru�ynowy.
� Ujdzie � powiedzia�. � Pami�tajcie: musimy by� najlepsi! W godzin� p�niej, po przemarszu
ulicami miasta, sta�em obok kolegi Jelonka na placu Marsza�ka Pi�sudskiego. Ca�y ten
wielki plac zieleni� si� od mundur�w; l�ni�y proporce, tr�bki, kolorowe chusty i krawaty.
Nigdy nie widzia�em tylu harcerzy naraz i ogarn�o mnie uczucie dumy, �e stanowimy tak�
pot�g�.
Dla rozgrzewki, bo by�o bardzo zimno, kolega Jelonek prztyka� innym gumk� po nogach, a
ja czeka�em niecierpliwie na pocz�tek uroczysto�ci. Niestety, stali�my i stali, przemarz�em na
ko��, a na placu nic si� nie dzia�o nowego. Min�a tak chyba godzina i nogi zupe�nie zsinia�y
mi z zimna, gdy nareszcie zrobi� si� ruch, wyr�wnano szeregi, zad�wi�cza�y fanfary, a Komendant
Chor�gwi, starszy ju� cz�owiek, ale te� w kr�tkich spodenkach, stan�� na podwy�szeniu
i krzykn��: �Czuwaj, harcerze!�, a ca�y plac odpowiedzia� tysi�cami g�os�w: �Czuwaj,
druhu Komendancie!� Wtedy dreszcz zimna i entuzjazmu przebieg� mi po plecach. Zaraz te�
poczu�em, �e chce mi si� siusiu.
Niech si� Pan Profesor nie u�miecha: pisz� te s�owa z ca�� odpowiedzialno�ci�. Przez nast�pne
dwadzie�cia minut uda�o mi si� bez specjalnego trudu powstrzyma� t� ochot�, tylko
9
dr�a�em coraz silniej, bo teraz to ju� mi by�o bardzo zimno. Ale prawdziwa m�czarnia rozpocz�a
si� z chwil�, gdy po sygnale �Do modlitwy!� na stopnie polowego o�tarza wszed� ksi�dz
w asy�cie ministrant�w w harcerskich mundurach. Przepisowo u�o�ywszy czapk� daszkiem
do przodu, przest�powa�em nieznacznie z nogi na nog�; b�d�c wychowany religijnie i przez
dom, i przez szko�� modli�em si� nie o pomy�lno�� Ojczyzny, Pana Prezydenta, Marsza�ka i
harcerstwa, ale o wybawienie z tragicznej sytuacji. Niestety, gdyby nawet istnia� B�g, nie
umia�by mi pom�c: msza musia�a przecie� trwa� p� godziny. Otacza�y mnie niczym mur
szeregi harcerzy i o zej�ciu na stron� te� nie mog�o by� mowy. Walcz�c z p�cherzem ostatkiem
sil, wierci�em si� wida� pot�nie, bo kolega Jelonek stukn�� mnie mocno pod �ebro i
w�ciek�ym ruchem g�owy wskaza� o�tarz. Ja ju� nie widzia�em dobrze ani o�tarza, ani ksi�dza,
bo z wysi�ku oczy zasz�y mi �zami.
Znowu zawibrowa� g�os tr�bki: szeregi przykl�k�y, pochylaj�c g�owy. Musia�em przykl�kn��
i ja. Zrobi�o mi si� md�o i wtedy nie wytrzyma�em po raz pierwszy. Poczu�em kr�tk�
ulg�, ale wstaj�c dostrzeg�em z przera�eniem na nogawce spodenek niewielk�, czarn� plam�.
Zas�oni�em j� szybko czapk� i ostro�nie rozejrza�em si� doko�a: ani kolega Jelonek, ani zast�powy
nic nie zauwa�yli. A przecie� to by�by koniec wszystkiego. Niestety, po chwili nap�r
powr�ci� z dawn� si��. Nie wiem, jak przetrwa�em t� msz�; mo�e tutaj w�a�nie nale�y szuka�
pocz�tk�w mego p�niejszego ateizmu. Min�� ca�y wiek, zanim nareszcie ksi�dz pob�ogos�awi�
karne szeregi, odtr�biono koniec mszy i pocz�y pada� rozkazy. Nasz dru�ynowy wyst�pi�
przed front. By� surowy, uroczysty i pi�kny. Serce przesta�o mi bi�: wraz z innymi musia�em
w�o�y� czapk�. Ca�e moje cia�o ogarn�� b�l id�cy z g��bi trzewi. O chwil� za p�no zrobi�em
przepisowy zwrot i kolega Jelonek kopn�� mnie silnie w �ydk�.
� Co ty �pisz, Piszczyk? � warkn��. � Uwa�aj, bo jak co� schrzanisz, to r�ka, noga, m�zg
na �cianie!
Jeszcze nikt nie widzia�. Zawarcza�y werble, zad�wi�cza�y tr�bki i dru�yna ruszy�a za innymi
wyr�wnanym, miarowym krokiem. Wtedy nie wytrzyma�em po raz drugi. Doko�a szli
wszyscy dumni, w takt werbla, trzymaj�c r�wne odst�py, jak gdyby wymierzone sznurkiem.
Opu�ci�em oczy: mokra, straszna plama na jasnych spodenkach rozros�a si� do potwornych
rozmiar�w. Wszyscy doko�a maszerowali na baczno�� z podniesionymi g�owami, z oczami
utkwionymi w jeden punkt przed siebie i zrozumia�em, �e jeszcze d�ugo mog� nie zobaczy�.
Ale przecie� na chodnikach byli ludzie, tworzyli nawet g�sty szpaler i oni musieli widzie�, bo
jak na z�o�� szed�em na prawym skrzydle czw�rki, tu� przy chodniku. Obchodzili�my w�a�nie
plac doko�a i na rogu Wierzbowej wzbudzili�my sw� postaw� silne oklaski. � Nasi przyszli
obro�... � zacz�� jaki� pan tu� przy mnie z rozrzewnieniem i dum�, ale urwa�, bo w�a�nie dostrzeg�
moj� plam�. Pochwyci�em jego spojrzenie. Sk�d� dobieg� dziewcz�cy chichot.
� O, siusiu ch�opczyk zrobi� w majtki! � zawo�a�a jaka� ma�a dziewczynka. Ju� nie patrzy�em
na ludzi. Wiedzia�em, �e nie wolno mi tak d�u�ej maszerowa�, ale do ucieczki z szeregu
te� by�em niezdolny. Szed�em tak czas pewien, obola�y i p�przytomny z rozpaczy, a
mocny warkot werbli wybija� godzin� mego upadku. Nadchodzi�a z nieuchronn� dok�adno�ci�:
przed Grobem Nieznanego �o�nierza, u st�p pomnika ksi�cia J�zefa Poniatowskiego sta�
druh Komendant Chor�gwi w otoczeniu swego sztabu.
� Baczno��! Na prawo patrz! � poda� komend� nasz dru�ynowy. Wszystkie twarze zwr�ci�y
si� ku Komendantowi. Ten salutowa� i patrzy� dumnym wzrokiem po szeregach. Lont
dopala� si� i czeka�em wybuchu, kt�ry mnie unicestwi. Widzia�em wyra�nie, jak wzrok Komendanta
zatrzymuje si� na mych spodenkach, jak twarz jego nagle t�eje, jak zmieniaj� si�
miny innych druh�w i jak jeden z nich, pewno adiutant, podbiega do naszego dru�ynowego.
Widzia�em dalej, jak dru�ynowy, kt�ry dot�d kroczy� na czele dru�yny z wdzi�kiem i dum�,
odwraca si� gwa�townie, a tamten wskazuje mnie g�ow� i jak kolejno odwracaj� si� wszyscy
przede mn�. Nie potrafi� nawet opisa� wyrazu ich twarzy. Znowu zrobi�o mi si� md�o. Dru�ynowy
by� ju� przy mnie. W jego oczach dojrza�em ch�� mordu.
10
� Wyno� si�! � zawo�a�. � Szybko!
� G�wniarz! � warkn�� kolega Jelonek. Wyskoczy�em na chodnik. K�tem oka dostrzeg�em,
�e na moje miejsce wskoczy� Jeziora�ski. Furkn�y proporczyki i tr�bacze zad�li w tr�bki.
Dru�yna pomaszerowa�a dalej, ju� bez szczerby, przy d�wi�ku fanfar i warkocie werbli.
Oszala�y ze wstydu i rozpaczy rzuci�em si� do ucieczki, potr�caj�c ludzi.
Tak si� sko�czy�o to moje marzenie o harcerstwie, Panie Profesorze. Nie wr�ci�em ju� do
tej szko�y, chocia� ojciec zbi� mnie pasem do krwi. Oczywi�cie z harcerstwa te� zrezygnowa�em.
Przez d�ugi czas ba�em si� wychodzi� na ulic�, �eby nie spotka� kogo� z dru�yny, a
kolega Jelonek �ni� mi si� nocami i budzi�em si� z krzykiem przera�enia. Po raz pierwszy w
�yciu przysz�o mi wtedy na my�l, �e prze�laduje mnie szczeg�lny pech, bo przecie� nie mog�em
zwala� ca�ej winy na p�cherz.
A�eby nie m�czy� Pana Profesora niepotrzebnymi szczeg�ami, pomin� lata szkolne i postaram
si� przej�� jak najszybciej do drugiego epizodu z mego �ycia. Ze zmiennym szcz�ciem,
ale ci�gle osamotniony dobrn��em jako� do matury, kt�r� zda�em bez wielkiego trudu,
bo wszystkich przedmiot�w uczy�em si� zawsze z jednakow� pilno�ci�. Szko�� opu�ci�em z
ulg�, nie pozostawiaj�c przyjaci�. Ojciec podarowa� mi zegarek i poleci� wybra� zaw�d.
Prawd� m�wi�c nie mia�em specjalnej predyspozycji do �adnego; gdy jednak po d�ugich debatach
wyb�r ograniczy� si� do alternatywy: lekarz czy adwokat, wybra�em adwokatur�, bo
nie znosi�em widoku krwi. W ten spos�b zapisa�em si� na prawo, kupi�em bia�� czapk� uniwersyteck�
i pocz��em skrupulatnie ucz�szcza� na wyk�ady.
Musz� nadmieni�, �e odznaczam si� do�� wydatnym, orlim nosem kt�ry nadaje mej twarzy
charakter nieco semicki. Jest to oczywi�cie czysty przypadek, wynik�y ze skrzy�owania urody
mego ojca z urod� matki, bo �adne z nich nie mia�o ani kropli krwi �ydowskiej w �y�ach. Ojciec
mia� nos pot�ny, ale bardzo polski, mi�sisty, o du�ych dziurkach, ukoronowany wielkim
czubkiem niczym �liwka, matka za� prawie nie mia�a nosa. Zreszt� ojciec by� cz�onkiem Cechu
Krawc�w Chrze�cijan i nie znosi� �yd�w, zw�aszcza damskich krawc�w. Z�o�ci� go bardzo
m�j nos, chwyta� za� cz�sto, gdy by� z�y, a� mi �zy stawa�y w oczach, i wo�a�, �e to ironia
losu. Mo�e dlatego nigdy nie by� dla mnie czu�y. Co zabawniejsze, siostra moja, starsza o dwa
lata, odziedziczy�a wielki polski nos po ojcu i te� by�a niezadowolona, bo zajmowa� wiele
miejsca na jej twarzy i przypomina� sztuczny ze sklepu z maskami na Chmielnej. Jak dot�d
nie zastanawia�em si� nigdy nad moim nosem. Po prostu by� zawsze i specjalnie mnie nie
razi�. Ale w�a�nie w tym okresie za jego przyczyn� pad�em ofiar� nieporozumienia, kt�re dotkn�o
mnie do �ywego. Gdy kt�rego� dnia zjawi�em si� w audytorium i chcia�em podej�� do
�awki, kt�r� zwykle zajmowa�em, zast�pi�a mi drog� pikieta, z�o�ona z kilku barczystych koleg�w.
� �ydzie, na lew� stron� sali! � zawo�a� jeden, wysoki i przystojny, ale z pr�g� na czole.
� Nie jestem �ydem � odpar�em i ruszy�em do swej �awki.
� On nie jest �ydem! � za�mia� si� ironicznie wysoki i da� mi mocn� fang� w nos. Natychmiast
si� za�zawi�em. Kto� kopn�� mnie bole�nie w gole�, kto� inny z�apa� mnie za ucho i
o ma�o mi go nie oderwa�. P�niej pchn�li mnie tak mocno na lew� stron�, �e uderzy�em g�ow�
o kant �awki, zobaczy�em wielkie �wiat�o i min�a dobra chwila, zanim oprzytomnia�em.
� Siadajcie, kolego � powiedzia� kto� i poda� mi r�k�. Chocia� wcale nie wygl�da� na �yda,
nie przyj��em jego pomocy. Krzywda bola�a mnie wi�cej ni� razy; dr��cymi r�kami otar�em
krew z nosa, wyci�gn��em z kieszeni indeks i metryk� i poku�tyka�em do wysokiego.
� Macie! � zawo�a�em. � Patrzcie, kogo bijecie!
Ten spojrza� na mnie, wzi�� papiery, przyjrza� si� metryce z rzymskokatolickiej parafii �w.
Aleksandra i u�miechn�� si� z za�enowaniem.
� Rzeczywi�cie � powiedzia�. � Przepraszam was, kolego Piszczyk. Gdzie drwa r�bi�, tam
wi�ry lec�. Powinni�cie nosi� t� metryk� na piersiach. Prosz� bardzo, siadajcie po prawej
stronie.
11
I wyci�gn�� do mnie r�k� na zgod�. Poda�em mu swoj� z obra�on� min� i z trudem usiad�em
na dawnym miejscu. Przez par� dni chodzi�em obola�y i posiniaczony. Dobrze, �e mi nic
nie z�amali.
Od tej pory przegl�da�em si� cz�sto w lustrze. Niestety, by�em brzydki. Nie chodzi�o tu
tylko o nos i o miejsce w audytorium; w�a�nie wtedy sprawa powierzchowno�ci sta�a si� dla
mnie zagadnieniem pierwszorz�dnej wagi, bo w moim �yciu pojawi�a si� nareszcie kobieta.
Jeszcze w szkole przygl�da�em si� z zazdro�ci� kolegom, kt�rzy nie tylko nawi�zywali bez
trudu znajomo�ci z dziewcz�tami, ale nawet g�o�no si� chwalili, �e maj� ju� za sob� wszystkie
stopnie wtajemniczenia erotycznego. Dla mnie to by�o czym� nieosi�galnym, przej�ciem
do innego �ycia, kt�rego si� ogromnie ba�em. Poniewa� postanowi�em pisa� tu tylko prawd�,
dodam, �e sam zaspokaja�em swe pop�dy w samotno�ci, jak wi�kszo�� nie�mia�ych ch�opc�w
w moim wieku, nad kompletem ilustrowanego tygodnika �Za parawanem�. Te fotografie wystarcza�y
mi najzupe�niej; my�l, �e m�g�bym dotyka� �ywego i nagiego cia�a kobiety, przyprawia�a
mnie o zawr�t g�owy. Tymczasem koledzy, kt�rzy mieszkali w domu akademickim,
przyjmowali odwiedziny kobiet tak, jak jadali �niadanie; przeczyta�em tam na korytarzu instrukcj�
lekarsk�, traktuj�c� szczeg�owo o wszystkich higienicznych czynno�ciach przed i po
akcie. Instrukcja ta wstrz�sn�a mn� do g��bi. Ja marzy�em tylko o spotkaniach we dwoje, o
spacerach pod r�k�, o poca�unkach i wyznaniach na parkowej �awce. By�em got�w da� z siebie
wszystko: brakowa�o mi tylko obiektu. Dot�d dziewcz�ta na m�j widok albo wydyma�y
usta, albo mnie po prostu nie zauwa�a�y. Za prawdziw� randk� z dziewczyn� got�w by�em
zap�aci� najwy�sz� cen�, lecz te, na kt�rych by mi zale�a�o, nie kierowa�y si� interesem, ale
naturalnymi impulsami.
Zreszt� czym m�g�bym je kupi�? Nawet nie mia�em pieni�dzy. Ojciec nie rozumia� potrzeb
m�odego cz�owieka w mojej sytuacji.
Dawa� mi na czesne, sto�owa�em si� w domu, ale miesi�czne kieszonkowe wystarcza�o mi
ledwo na przejazdy. W moim wieku ojciec by� uczniem u krawca, popychad�em ze wsi, kt�re
nawet kopiejki za odniesienie sukni musia�o oddawa� majstrowi. Nie mog�em si� z nim dogada�,
zw�aszcza �e dobrze wyczuwa� moj� pogard� i wrogo��. Nienawidzi�em u niego tej
drobnomieszcza�skiej pasji sk�adania ka�dego grosza. Ale poniewa� musia�em mie� pieni�dze,
pocz��em si� rozgl�da� za zarobkiem, bo czasu mi nie brakowa�o. O posadzie nie mog�em
nawet marzy�; t�umy ludzi z dyplomami zalega�y korytarze wszelkich mo�liwych biur
�ni�c o sprzedawaniu znaczk�w na poczcie. Wzorem wszystkich ubogich student�w postanowi�em
dawa� korepetycje.
Tutaj przyszed� mi z pomoc� zwi�zek m�odzie�y akademickiej, do kt�rego si� w�a�nie zapisa�em.
Pod�wczas ka�dy student mia� jaki� znaczek w klapie. Nie b�d� tai�, �e my�l o nale�eniu
do organizacji stoj�cej w opozycji do rz�du budzi�a we mnie g��bok� niech��. Nie mog�em
wtedy przewidzie� dalszego biegu historii. By�em zreszt� �wiadkiem aresztowania kolegi-
komunisty, co wywar�o na mnie silne wra�enie i powi�kszy�o tylko obawy. (Ten kolega
zajmuje teraz wysokie stanowisko w rz�dzie, ale nie my�l� mu si� przypomina�.) Gdy wi�c
przysz�o do wyboru, zapisa�em si� do organizacji studenckiej, pozostaj�cej bezpo�rednio pod
wp�ywem obozu Zjednoczenia Narodowego. Zreszt� przynale�no�� ta poza znaczkiem nie
dawa�a specjalnych przywilej�w (na ewentualnej posadzie nie zale�a�o mi jako przysz�emu
adwokatowi); najwy�ej znale�li si� czasem rodzice, kt�rzy woleli powierzy� opiek� nad
dzie�mi w�a�nie ubogim, prorz�dowym studentom. Przysz�a i moja kolej: nasz prezes da� mi
adres na �oliborzu.
� Jeden zero dla organizacji � powiedzia�. � Nast�pnym razem wy co� musicie dla nas zrobi�.
P�niej nieraz wspomina�em te s�owa. Dom, do kt�rego wszed�em, wyda� mi si� na pierwszy
rzut oka bardzo przyjemny. Otworzy�a mi co prawda stara, chuda i w�ciek�a s�u��ca, ale
pani domu, kt�ra mnie przyj�a w saloniku z widokiem na ogr�d (by�a to willa-bli�niak), oka
12
za�a si� efektown�, platynow� blondynk�, wypiel�gnowan� jak gwiazda filmowa. Szed� od
niej silny, gorzki zapach perfum. Po kroju sukni zorientowa�em si� z ulg�, �e nie ubiera�a si�
u ojca.
� Ciesz� si� bardzo, �e pan przyszed� � powiedzia�a rozchylaj�c w u�miechu pi�kne, pe�ne
usta i pocz�a mi si� przygl�da� z du�� uwag�. Czu�em, �e si� rumieni�. Nie prezentowa�em
si� nadzwyczajnie: blady, chudy m�odzieniec o wielkim nosie i ma�ych oczkach, odziany w
przykusy i wytarty garnitur po ojcu. Ale ku memu zdziwieniu egzamin wypad� pomy�lnie.
� Polecenie waszego zwi�zku mi wystarczy � powiedzia�a. � Mo�e pan zaraz zaczyna�.
Jolu, przyszed� tw�j nowy korepetytor!
Do pokoju wesz�a szesnastoletnia mo�e dziewczyna o �ywych oczach i ogromnym wdzi�ku,
bardzo zgrabna, zreszt� jak i matka. Poda�a mi r�k� i obrzuci�a mnie szybkim, badawczym
spojrzeniem. Wyda�o mi si�, �e dostrzeg�em na jej twarzy przelotn� chmurk� niezadowolenia.
Matka wysz�a do s�siedniego pokoju nie zamykaj�c drzwi. Jola przynios�a ksi��ki i grzecznie
usiad�a obok mnie.
� Ja nic nie umiem, prosz� pana � powiedzia�a z u�miechem.
� Jestem po to, �eby pani� nauczy�.
� Pan mieszka w domu akademickim? � zapyta�a cicho, zerkaj�c na otwarte drzwi.
� Nie � odpar�em.
� Szkoda � westchn�a. � Tak bym chcia�a kiedy� p�j�� do domu akademickiego!
� To nie dla pani miejsce! � odpar�em przera�ony.
� Dlaczego? Jedna moja kole�anka ju� tam by�a.
Spojrza�em na ni� ze zgroz�, bo stan�a mi przed oczyma instrukcja lekarska, wywieszona
na korytarzu. Jola przygl�da�a mi si� z niewinn� mink�. W s�siednim pokoju skrzypn�o krzes�o.
Szybko otworzy�em ksi��k�. Jola rzeczywi�cie niewiele umia�a, a co gorsza, nie potrafi�a
si� skupi� na przedmiocie lekcji. Gdy tylko podnosi�em oczy znad zeszytu, napotyka�em jej
uwa�ne, zalotne i troch� chyba kpi�ce spojrzenie. Oczywi�cie zaraz traci�em w�tek dowodzenia;
nigdy nie siedzia�em tak blisko �adnej dziewczyny. Nie, nie mog�em si� myli�! Patrzy�a
na mnie jak na m�czyzn�! Dla niej widocznie nie by�em taki brzydki. Odczu�em wielk� rado��
i wielkie podniecenie, a wzory zacz�y mi ta�czy� przed oczyma. Brn��em dalej z wielkim
trudem, wiedz�c, �e w pokoju obok s�ucha matka. Nagle Jola przysun�a si� bli�ej pod
pozorem �ledzenia tego, co pisz�; jej w�osy musn�y m�j policzek. Zadr�a�em na ca�ym ciele i
g�os mi si� za�ama�.
Po lekcji mama zaprosi�a mnie na kolacj�. Pojawi� si� ojciec Joli, pot�ny major Sztabu
Generalnego. Przywita� mnie mocnym u�ciskiem r�ki i gro�nym spojrzeniem spod krzaczastych
brwi.
� Jak panu posz�o z t� dziewczyn�? � zapyta�.
� �wietnie, panie majorze � odpar�em szybko. � Panna Jola jest bardzo inteligentna.
Major spojrza� na mnie surowo i z pewnym zdziwieniem, a Jola opu�ci�a skromnie oczy.
� Musi si� pan do niej energicznie zabra� � stwierdzi�a majorowa. Nie odpowiedzia�em od
razu, bo noga Joli dotkn�a pod sto�em mej �ydki i o ma�o nie wyla�em herbaty.
� Bardzo ch�tnie, pani majorowo � wyb�ka�em po chwili. Przeszy�o mnie gro�ne spojrzenie
majora i cofn��em szybko nog�.
Na lekcje biega�em odt�d jak na skrzyd�ach. Drzwi nigdy nie zamykano, majorowa siedzia�a
w s�siednim pokoju, a Jola przeszkadza�a mi w prowadzeniu lekcji nieustannymi,
drobnymi prowokacjami. Dr�a�em, �e lada chwila wkroczy mama i wyrzuci mnie na zbity
�eb. Ale wci�ga�a mnie ta niebezpieczna gra i tylko wrodzona nie�mia�o�� nie pozwoli�a mi
od razu przej�� inicjatywy. Wkr�tce jednak postanowi�em si� przem�c. Gdy majorow� odwo�a�a
na chwil� w�ciek�a s�u��ca Julcia, a Jola przysun�a si� do mnie, zdoby�em si� na odwag�
i obj��em j� nagle niepewn� r�ka. Nie zaprotestowa�a.
� Um�wi�aby si� pani ze mn� na randk�? � wyb�ka�em.
13
� �ebym ja si� mog�a umawia� na randki! � westchn�a. � Nigdy nie wychodz� sama na
miasto. Matka pilnuje mnie jak policjant.
� Dlaczego?
� Bo czuje we mnie diab�a � odpar�a, a w oczach jej rzeczywi�cie pojawi�y si� b�yski. �
Sama pewno taka by�a.
� A po szkole?
� Pod szko�� czeka na mnie Julcia.
� Nie mo�e jej pani uciec?
� Julcia jest suka � odpar�a. � Donosi wszystko mamie. Mo�na j� nabra� tylko na ko�ci�,
ale o tej porze nie ma nabo�e�stw.
Musia�em mie� rzeczywi�cie zawiedzion� min�, bo zaraz powiedzia�a:
� Nie my�l jeszcze o samob�jstwie. Mo�e kiedy� wyjd� razem wieczorem. Wy�l� Julci� na
nieszpory i b�dziesz m�g� mnie odwiedzi�.
Spojrza�em na ni� z wdzi�czno�ci�, bo pierwszy raz us�ysza�em �ty� od dziewczyny. Czy
j� kocha�em? To chyba by�o tylko po��danie. Ale ta dziewczyna odda�a mi ogromn� przys�ug�:
zacz��em wierzy� we w�asne si�y. Nie m�wili�my ju� o tym, bo do pokoju obok powr�ci�a
mama. Po lekcji wyszed�em, �eby si� z ni� po�egna�. Sta�a przed lustrem, w palcie i kapeluszu,
modna, pachn�ca i pi�kna.
� Sko�czyli�cie? � zdziwi�a si�, jak gdyby nie pods�uchiwa�a ca�y czas pode drzwiami. �
Ja te� wychodz�.
Gdy wyszli�my do przedpokoju, zgrzytn�� w drzwiach klucz i do domu wszed� major.
� Dobry wiecz�r � powiedzia� sucho i zlustrowa� �on� badawczym spojrzeniem: � Dok�d
si� wybierasz o tej porze?
� Tylko do krawcowej � odpar�a szybko. � W�a�nie m�wi�am Julci. B�d� za pi�tna�cie minut.
Major zdj�� pas z kabur�. B�ysn�a oksydowana kolba pistoletu. Major wydoby� powoli
bro�, przyjrza� si� jej uwa�nie i star� z r�koje�ci par� kropel deszczu.
� Dobranoc pa�stwu � powiedzia�em szybko.
� Zaraz � zawo�a�a majorowa. � Odprowadzi mnie pan. M�� bardzo nie lubi, kiedy wychodz�
sama wieczorami.
� Czekam za pi�tna�cie minut � powiedzia� major z naciskiem i wszed� do pokoju z pistoletem
w r�ku. Szybko wyszed�em za majorow� na ulic�.
� Chcia�am z panem pom�wi� o Joli � powiedzia�a po chwili. � To jest przedwcze�nie
rozwini�te, troch� niespokojne dziecko.
� Troch� � przyzna�em.
� Trudno jej si� skupi� � ci�gn�a majorowa. � Ale chcia�abym, �eby chocia� zda�a matur�.
� Postaram si�, pani majorowo � odpar�em bez przekonania. Na szcz�cie mia�em przed
sob� du�o czasu. Wzi�a mnie pod r�k�, bo weszli�my na jezdni�. By�o mi troch� g�upio z
tym jej ramieniem pod pach�.
� Niech pan na mnie chwil� zaczeka � powiedzia�a i wesz�a do sklepu z akcesoriami samochodowymi.
Dojrza�em przez szyb� wystawow�, �e si�ga po s�uchawk� telefonu. Mia�a w
ruchach co� z wdzi�ku filmowych aktorek. Rzeczywi�cie nie wygl�da�a na doros�� c�rk�. Po
chwili wysz�a ze sklepu.
� Niech mnie pan odprowadzi do domu � rozkaza�a i znowu uj�a mnie pod r�k�. � Zauwa�y�am,
�e Jola pana lubi. Powinien pan wykorzysta� ten wp�yw.
� Zrobi� wszystko, co b�d� m�g� � zapewni�em szczerze.
� Wie pan, Jola mia�a kilku korepetytor�w. Ale wszystkich musia�am odprawi� po paru
lekcjach, bo j� po prostu demoralizowali. Ona jest taka �adna i taka naiwna...
Chrz�kn��em. Stan�li�my przed furtk�.
14
� Zdziwi si� pan pewno, �e wysz�am dzwoni� do sklepu, kiedy mam telefon w domu? �
zapyta�a. � Zrozumie pan, kiedy pan pozna lepiej �ycie. W ka�dym razie niech pan o tym nikomu
nie m�wi. Nikomu!
Stan�� mi przed oczyma l�ni�cy pistolet majora i poczu�em si� bardzo niepewnie. Na
szcz�cie nast�pnego dnia nie m�wili�my ju� o tym. Mimo dowod�w zaufania mama dy�urowa�a
nadal w s�siednim pokoju. Nauczy�em si� nie zmienia� monotonnej intonacji g�osu,
obejmuj�c smuk�� tali� Joli. Ale na d�u�sz� met� ta sytuacja pocz�a mnie m�czy�: nie mog�em
nawet obj�� dziewczyny obiema r�kami. I tak czasami krzes�o skrzypia�o bardzo niepokoj�co.
Chwilami przychodzi�a mi do g�owy my�l, �e nie takiej mi�o�ci szuka�em. Czy z t�
dziewczyn� mo�na by w og�le chodzi� po parku tak, jak kiedy� marzy�em, zwierza� si�
szeptem i �agodnie tuli�? Gotowa by mnie zaraz zaci�gn�� w krzaki, a tego si� naprawd� ba�em.
I zaraz przychodzi�y gorzkie refleksje:
przecie� by�em tylko kolejnym korepetytorem, jedynym m�odym m�czyzn� w jej �yciu.
Gdybym nie przychodzi�, gotowa by si� zaleca� do listonosza czy inkasenta od gazu, cho�by
mieli nosy dwa razy wi�ksze od mojego. Ale wystarczy�o jedno spojrzenie jej b�yszcz�cych,
�licznych oczu i wzbiera�a we mnie fala mi�o�ci i po��dania. Ale jakim sposobem mog�em wyrwa�
j� z tej fortecy, strze�onej przez mam� w pokoju obok i przez majora z pistoletem u pasa?
I nagle b�ysn�o �wiat�o nadziei. Kt�rego� dnia, po lekcji, mama poprosi�a mnie do swego
pokoju. By�o tam r�owo i bardzo pachnia�o perfumami. Pierwszy raz widzia�em buduar
wytwornej kobiety i poczu�em si� troch� nieswojo.
� Napije si� pan kawy? � zapyta�a siadaj�c w fotelu i zak�adaj�c nog� na nog�. Te nogi
mia�a bardzo zgrabne.
� Dzi�kuj� � odpar�em. � Nie pij� kawy.
� Ani alkoholu?
� Ani alkoholu � odpar�em i musia�em znowu zerkn�� na jej nogi.
� Jest pan wzorem cn�t � u�miechn�a si�. � Na takim cz�owieku mo�na polega�. Si�gn�a
z wdzi�kiem po torebk� i wydoby�a z niej pieni�dze.
� Uczciwie je pan zarobi� � powiedzia�a. � Pierwszy raz Jola dosta�a czw�rk� z matematyki.
U�miechn��em si� skromnie. W domu przygotowa�em Joli obszern� �ci�gaczk�, kt�r�
sprytnie wykorzysta�a na klas�wce.
� Nie poszed�by pan w sobot� do kina? � zapyta�a po chwili majorowa. Patrzy�a mi w oczy
i u�miecha�a si�. Znowu wzrok m�j pow�drowa� do jej n�g.
� Do kina? � wyb�ka�em. � Z kim?
� Niby ze mn� � odpar�a. � Ale w�a�ciwie to sam. Spojrza�em na ni� ze zdumieniem.
� Trudno mi to panu wyt�umaczy�... � westchn�a. � Jest pan chyba na tyle delikatny, �eby
zrozumie�... Wyjdzie pan ze mn� po lekcji do kina, zobaczy pan sam te filmy, spotkamy si�
pod kinem po seansie, opowie mi pan w drodze ich tre�� i odprowadzi mnie pan do domu.
Dla wszystkich byli�my przez te trzy godziny razem w kinie.
� Trzy godziny? � wyb�ka�em.
� No tak. P�jdzie pan na podw�jny program. Nie odpowiedzia�em od razu. Prawd� m�wi�c,
innego si� tu spodziewa�em dowodu zaufania. Mign�� mi znowu oksydowany pistolet.
� Pan major b�dzie w domu? � zapyta�em.
� W zwi�zku z sytuacj� m�j m�� siedzi do p�na w noc w Sztabie Generalnym � odpar�a
majorowa. � Ale b�dzie Jola i Julcia. M�� i tak zawsze wie, kiedy i z kim wychodz�.
� A nie b�dzie mia� zastrze�e�, �e idziemy razem do kina? � zapyta�em.
Spojrza�a na mnie nie rozumiej�c. Po chwili wybuchn�a szczerym �miechem.
� No wie pan!... Nigdy by m�owi co� takiego nie przysz�o do g�owy! Zreszt� nieraz zabiera�am
do kina korepetytor�w Joli...
Patrzy�a na mnie i �mia�a si� dalej. Nagle j� znienawidzi�em, bo ten �miech by� bardzo
okrutny.
15
� Dobrze � odpar�em. � Ja te� bardzo lubi� chodzi� do kina.
� Dzi�kuj� panu. Tylko prosz� nie zawie��. Wyj�tkowo mi zale�y na tej sobocie.
� Nie b�d� gorszy od moich poprzednik�w � odpar�em ze smutn� ironi�. W tym domu rola
korepetytora by�a bardzo delikatna.
Nazajutrz, w czwartek, mieli�my lekcj� zaraz po obiedzie. Majorowa by�a tego dnia bardzo
roztargniona, co chwil� wychodzi�a z pokoju, p�niej d�ugo rozmawia�a przez telefon z przyjaci�k�
i mog�em m�wi� z Jol� bez przeszk�d.
� W sobot� id� z twoj� mam� do kina � powiedzia�em. � Ty zostajesz w domu?
� Zawsze zostaj� w domu � odpar�a.
� A ojciec?
� Szykuje wojn� z Litw�.
� Wr�c� do ciebie w p� godziny p�niej � powiedzia�em. � Wy�lij Julci� na nieszpory.
� Jak to? A kino?
� Nie twoja sprawa � odpar�em z dum�. � Na wszelki wypadek zapomn� tu suwaka.
Patrzy�a na mnie uwa�nie.
� Domy�la�am si� tego � powiedzia�a po chwili. � Wybieraj�c dla mnie najbrzydszych korepetytor�w,
mama my�li te� o sobie. Ale nie martw si�. Ty mi si� mimo wszystko podobasz.
Poca�owa�a mnie szybko w usta. Serce zabi�o mi bardzo mocno, bo pierwszy raz w �yciu
dotkn��em warg dziewczyny. S�odka by�a ta zemsta na mamie. Tego wieczora przesiedzia�em
trzy godziny w kinie �Roxy� na dw�ch obrazach, przy czym jeden, mi�osny, podnieci� jeszcze
moj� wyobra�ni�. Nie spa�em przez p�l nocy. Ta sobota mia�a si� sta� w moim �yciu Rubikonem,
przej�ciem do �ycia dojrza�ego i kresem ustawicznych niepowodze�. Postanowi�em zaraz
spali� wszystkie numery �Za parawanem�. Wpatruj�c si� w p�omienie li��ce smuk�e
kszta�ty mych kobiet, my�la�em o pe�nym �yciu, kt�re mnie nareszcie czeka.
Nazajutrz, w pi�tek, czeka�a mnie manifestacja na placu Marsza�ka Pi�sudskiego. Jak si�
Pan zapewne domy�li�, Panie Profesorze, by�y to marcowe dni 1938 roku, kiedy to Polska
wystosowa�a ultimatum do Litwy, ��daj�c nawi�zania dyplomatycznych stosunk�w. Przy tej
w�a�nie okazji zg�osi� si� do mnie kolega prezes.
� Obowi�zek obywatelski, kolego Piszczyk � powiedzia�. � Nie wolno wam odm�wi�.
Rzeczywi�cie nie mog�em odm�wi�, bo przecie� da� mi korepetycje i Jol�. Kolega prezes
by� tu bardzo czynny, gdy� marzy� o karierze politycznej. Przy moim stanie ducha niewiele
mnie to wszystko obchodzi�o; poprzednio nabawi�em si� odcisk�w na r�kach, d�wigaj�c
transparent z napisem domagaj�cym si� dla Polski kolonii. Transparent byt ci�ki, wzdyma�
go wiatr i miota� mn� bezlito�nie po jezdni.
I tak w pi�tek przed zmrokiem znalaz�em si� wraz z niewielk� grup� koleg�w na placu Pi�sudskiego.
Ju� samo miejsce powinno wzbudzi� moj� nieufno��. Tym razem opr�cz nas
zgromadzi�a si� tu pewna ilo�� urz�dnik�w � przewa�nie w melonikach, z w�sikiem wed�ug
�wczesnej mody i w czarnych jesionkach. Doko�a hucza�o miasto codziennym �yciem. Nie
pami�tam wiele z przem�wie�, bo my�la�em o Joli i o sobocie tudzie� przypomnia�em sobie
tre�� instrukcji lekarskiej z domu akademickiego; oczywi�cie stara�em si� znale�� jak najdalej
od transparentu z napisem: �M�odzie� akademicka czeka na rozkazy!�
Po godzinie ruszyli�my z placu przez Krakowskie Przedmie�cie, a�eby pod balkonem Generalnego
Inspektoratu Si� Zbrojnych w Alejach zamanifestowa� oddanie marsza�kowi Rydzowi-
�mig�emu. Zapad�a ju� ciemno��. Poch�d wyruszy� w przepisanym szyku: najpierw
orkiestra z pochodniami, potem urz�dnicy, wreszcie my, prorz�dowa m�odzie� akademicka.
By�o nas wszystkich o wiele mniej ni� kiedy� harcerzy; wznoszono do�� s�abo okrzyki, podejmowane
przez ch�r niepewnych g�os�w. W og�le wznoszenie prorz�dowych okrzyk�w
zawsze sz�o gorzej ni� opozycyjnych. Ci urz�dnicy wcale nie okazywali entuzjazmu, chocia�
sz�o o posady. W ten spos�b s�abo krzycz�c: �Niech �yje marsza�ek �mig�y-Rydz!�, �Niech
�yje Ob�z Zjednoczenia Narodowego!�, �Wodzu, prowad�!� czy te� �Na Kowno!� albo
16
�Niech �yje Polska mocarstwowa!� i �Polska od morza do morza!�, min�li�my Uniwersytet i
dotarli�my do pomnika Kopernika. Ci�gle trzymaj�c si� jak najdalej od transparentu (czasami
w drodze te� zmieniano tragarzy), szed�em na samym ko�cu pochodu; nagle zauwa�y�em, �e
przy��czaj� si� do naszej grupy studenci z r�nych uczelni. Bardzo szybko przekona�em si�,
�e nie id� ju� na ko�cu pochodu, ale prawie w �rodku. Nagle jak gdyby nowe �ycie wst�pi�o
w zniech�cony i s�aby organizm: has�a, rzucane od czo�a, pocz�to z entuzjazmem podejmowa�
na ko�cu. Nie przypuszcza�em, �e nasza organizacja liczy a� tylu entuzjast�w po uczelniach
i nagle odczu�em co� w rodzaju dumy. Cho� zrazu by�em my�l� gdzie indziej, teraz
pocz�� mnie stopniowo ogarnia� nastr�j tego krzycz�cego t�umu. Nie mia�em nic przeciwko
temu, �eby okrzykami zamanifestowa� nabrzmia�� mi w piersiach rado�� �ycia. Nie zale�a�o
mi na Kownie, ale niech Pan si� spr�buje oprze� naporowi entuzjazmu, Panie Profesorze,
kiedy otaczaj� Pana ludzie o b�yszcz�cych oczach i z wypiekami na twarzy, kt�rzy krzycz�
rytmicznie i bardzo g�o�no. Zw�aszcza ta odsiecz naszych koleg�w bardzo mi zaimponowa�a.
Czu�em w sobie si�� zbiorowo�ci, do kt�rej przecie� mnie przyj�to na czas manifestacji. Ani
si� spostrzeg�em, jak usta moje pocz�y te� wykrzykiwa� has�a, co by�o zreszt� naturaln� zap�at�
za prawo maszerowania z nimi rami� przy ramieniu.
I nagle, zupe�nie niespodziewanie, kto� wrzasn�� z ty�u: ��ydzi na Madagaskar!�, a okrzyk
ten powt�rzy�o kilkadziesi�t gardzieli. W ten spos�b okaza�o si�, �e ci nowi koledzy wcale
nie nale�� do naszego zwi�zku. Szli�my dalej Nowym �wiatem, ale teraz poch�d p�k� jak
gdyby w �rodku, w�a�nie w miejscu, gdzie maszerowa�em; przede mn� nadal wykrzykiwano
prorz�dowe has�a, z ty�u za� m�ode, silne gard�a wrzeszcza�y z ca�ych si�: �Precz z �ydokomun�!�
czy �Polska dla Polak�w!� albo �Czerwoni do Moskwy� i �Precz z folksfrontem!�
czy te� wreszcie �Bi� �yd�w!�
Ja zupe�nie nie wiedzia�em, co krzycze�; przeszed� mi entuzjazm przynale�no�ci do
wsp�lnoty, bo ta si� przecie� rozpad�a na dwie cz�ci. Do tego ulica by�a dobrze o�wietlona i
troch� si� ba�em, czy z powodu tego nosa nie wezm� mnie znowu za �yda. Mo�e dlatego
postanowi�em wykrzykiwa� na przemian jedno has�o tych z przodu, do czego mnie zreszt�
zobowi�zywa�a przynale�no�� organizacyjna, i jedno tych z ty�u, a to ju� dla samoobrony.
Tak krzycz�c min��em Aleje Jerozolimskie, gdzie policja zatrzyma�a ruch, �eby nas przepu�ci�.
Nagle kto� z ty�u podbieg� do latarni, wyj�� z oprawy czerwony kosz do �mieci i rzuci�
go z rozmachem w szerok� szyb� wystawow� dansingu �Paradis�. By� to �ydowski lokal. Z
przodu orkiestra zagra�a z ca�ych si� �Pierwsz� brygad�. Nie zag�uszy�o to jednak ani okrzyk�w,
ani brz�ku t�uczonych szyb. Weszli�my w plac Trzech Krzy�y, a tam pe�no by�o �ydowskich
sklep�w, w miejscu gdzie teraz stoi gmach PKPG. I wtedy rozp�ta�a si� burza. Wcale
ju� nie by�o s�ycha� prorz�dowych okrzyk�w, bo zewsz�d lecia�y kamienie i kosze do �mieci,
a na chodnikach i jezdni kot�owa�y si� grupy atakuj�cych. Orkiestra gra�a teraz �Jedzie, jedzie
na kasztance, siwy Strzelca str�j...� Pomy�la�em, �e mog� by� skaleczony czy poturbowany
mimo woli i �e nie mam prawa si� dalej nara�a�, bo najwa�niejsza ze wszystkiego jest jutrzejsza
wizyta u Joli i nie b�d� si� tam wi�cej m�g� pokaza�, je�eli nawal� mamie.
Korzystaj�c z zamieszania, postanowi�em znikn�� z areny wydarze�; liczy�em, �e kolega
prezes nie b�dzie w stanie zauwa�y� mojej nieobecno�ci. Teraz szyby w sklepach lecia�y jedna
po drugiej; omijaj�c boj�wkarzy zszed�em na jezdni� i skierowa�em si� szybko w stron�
ulicy Mokotowskiej. Niestety! W�a�nie stamt�d wypad�a nagle konna policja. Cofn��em si� z
przera�eniem i chcia�em uciec w Ho��, ale policja by�a szybsza. Nosi�em wszak bia�� studenck�
czapk�, widoczn� z daleka w ciemno�ci, a poza tym zosta�em jedyny na placu, bo
tych, co wybijali szyby, jak gdyby zdmuchn�o. Us�ysza�em tu� za plecami t�tent kopyt i
mia�d��ce ciosy spad�y mi na g�ow� i plecy. Straci�em przytomno��. Odzyska�em j� w ambulatorium
pogotowia, gdzie w�a�nie banda�owano mi g�ow�. Ca�e cia�o bola�o mnie przy
najmniejszym poruszeniu.
17
� Jak kto� ma taki s�aby �eb, to nie powinien miesza� si� do polityki � powiedzia� mi na
po�egnanie lekarz. Czu�em si� tak, jak gdyby roz�upano mi g�ow� niczym skorup� orzecha.
Odwie�li mnie do domu; przez dwa tygodnie le�a�em w ��ku obola�y i rozbity, gryz�c paznokcie
z rozpaczy i w�ciek�o�ci. Z rodzicami w og�le nie rozmawia�em, cho� ojciec nie robi�
mi �adnych wyrzut�w za udzia� w ataku na �ydowskie sklepy. P�niej, gdy mi si� troch� zagoi�a
g�owa, wybieg�em z domu i z resztk� nadziei w sercu zadzwoni�em do majorowej.
� A, to pan � powiedzia�a lodowatym tonem. � Niestety, Jola ma ju� nowego korepetytora.
Bardzo mi�y ch�opiec i z dobrej rodziny. Na jego s�owie mo�na polega�. Sam pan sobie winien.
� Ale to nie ja � zawo�a�em z rozpacz�. � Musia�em i�� na to Kowno! Przez pomy�k� pobi�a
mnie policja!
� My�li pan, �e mog� powierzy� opiek� nad Jol� cz�owiekowi, kt�rego bije policja? � zapyta�a
ironicznie majorowa i od�o�y�a s�uchawk�. Z�amany, powlok�em si� do domu. I znowu
narasta�a w mym sercu bolesna �wiadomo��, �e prze�laduje mnie jaki� szczeg�lny, z�o�liwy
pech i �e los obchodzi si� ze mn� zbyt okrutnie. Przyzna Pan przecie�, Panie Profesorze, �e w
ci�gu miesi�ca zosta� pobitym raz jako �yd, drugi raz jako oenerowiec, a co najwa�niejsze,
straci� przez to pierwsz� dziewczyn� w �yciu, jaka by ona tam by�a, to chyba troch� za du�o?
Ale to pobicie i bolesny zaw�d wywo�a�y r�wnie� i inne skutki. Tutaj przechodz� do trzeciego
epizodu z mojego �ycia. Jeszcze le��c w ��ku zdecydowa�em, �e musz� co� ze sob�
zrobi�, bo my�l o karierze prawniczej jest mi w�a�ciwie tak samo wstr�tna jak i perspektywa
studi�w lekarskich. Wystarczy�o zreszt�, �e ojciec tego chcia�. Pragn��em jak najszybciej
uniezale�ni� si� od niego. Nasze stosunki ogranicza�y si� w�a�ciwie do upokarzaj�cych rozrachunk�w
pieni�nych. My�l, �e musia�bym jeszcze przez wiele lat studi�w bra� od niego pieni�dze,
wydzielane z dr�eniem r�k, a na domiar z�ego wys�uchiwa� jego g�upich pogl�d�w,
napawa�a mnie szczerym obrzydzeniem. Cho� �al mi by�o matki, kt�ra niczym satelita kr��y�a
doko�a niego, postanowi�em jak najszybciej zerwa� z domem i nie wchodzi� wi�cej w
drzwi opatrzone mosi�n� tabliczk�: �A. Piszczyk, krawiec damski�.
Pomy�li Pan Profesor, �e by�em wyrodnym dzieckiem, bo nie wolno si� wstydzi� w�asnego
ojca i jego uczciwego zawodu. Ale ja postanowi�em tutaj pisa� szczer� prawd� i dlatego
mo�e wydam si� Panu gorszy od tych, kt�rzy wstydliwie j� zatajaj�. Wielu m�odych ludzi w
mojej sytuacji stara�o si� przystosowa� jak najszybciej do nowego �rodowiska, a je�eli utrzymywa�o
wi�zy ze starym, to czyni�o to wstydliwie i na wp� w ukryciu. Wreszcie ojciec m�g�
nie robi� ze mnie inteligenta, ale wzi�� mnie po szkole powszechnej do pracowni na ucznia.
Co prawda i tak bym pewno stamt�d uciek�, bo sam d�wi�k krawieckich no�yc budzi� we
mnie dreszcze, a upokarza�a do ostateczno�ci uni�ono�� ojca wobec zamo�nych czy wp�ywowych
klientek. Ale do rzeczy.
Na moj� decyzj� zerwania z Uniwersytetem wp�yn�o ostatecznie pewne spotkanie na ulicy
Marsza�kowskiej. By�o to p�n� jesieni� 1938 roku. Kr�ci�em si� w�a�nie przed kinem
�Imperial� (obecna �Polonia�) czekaj�c na pocz�tek seansu, gdy przed gablotk� z fotosami
zatrzyma� si� jaki� podchor��y. Ubrany by� w pi�kny kamgarnowy mundur z oksydowanymi
guzikami i srebrnymi paskami na r�kawach. L�ni�y jak lustro buty z cholewami i b�yszcza�y
niklem ostrogi. Na pasie wisia�a szabla z dwoma srebrnymi kutasami. Na ciemnozielonych
epoletach b�yszcza�y belki oraz monogramy Szko�y Podchor��ych. Rogatywk� z okutym
daszkiem w�o�y� zawadiacko na bakier. Zawsze przygl�da�em si� z podziwem i zazdro�ci�
zgrabnym podchor��ym w pi�knych mundurach, w ca�ym blasku wojskowego przepychu,
otoczonym nie tylko naj�adniejszymi dziewcz�tami, ale i powszechn� mi�o�ci� narodu. Ale
ten przed kinem �Imperial� wyda� mi si� szczeg�lnie godny podziwu w blasku zachodz�cego
s�o�ca, kt�re iskrzy�o ostrogi, szabl� i okucie daszka; by� dla mnie symbolem pi�kna, si�y i tej
m�sko�ci, kt�rej mi tak brakowa�o. Przypatrywa�em mu si� przez d�u�sz� chwil� nie widz�c
18
dobrze jego twarzy, ocienionej daszkiem; dopiero gdy obejrza� fotosy i odwr�ci� si� nagle,
nasze spojrzenia spotka�y si�. Nie mog�em uwierzy� oczom.
� Wydra! � wyb�ka�