8237

Szczegóły
Tytuł 8237
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8237 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8237 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8237 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

GEORGE SMITH PATTON WOJNA, JAK J� POZNA�EM EDYCJA KOMPUTEROWA: WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL MAI�: [email protected] MMIII� WST�P Genera� George S. Patton jr prowadzi� od lipca 1942 roku do 5 grudnia 1945 roku (cztery dni przed swym tragicznym wypadkiem) szczeg�owy dziennik. Wydarzenia wojenne notowa� na gor�co. Notatki te s� zawsze szczere, cz�stokro� krytyczne, a czasem zjadliwe, cho� nigdy zacietrzewione w tym sensie, �eby mia�y pot�pia� ka�dego, kto si� nie zgadza� z ich autorem. Dziennik odzwierciedla ducha dow�dcy, kt�ry wierzy�, �e nieprzerwane �mia�e natarcie pozwoli po�o�y� kres wojnie, zanim �niegi pokryj� Ardeny w zimie roku 1944 na 1945. Wszystko, co stan�oby takiej ofensywie na przeszkodzie, musia�o zosta� przezwyci�one, a od ka�dego dow�dcy przeciwstawiaj�cego si� tej koncepcji nale�a�o ��da� wykazania przyczyn, z kt�rych natarcie mia�oby si� nie uda�. Zachowanie milczenia lub rozbie�no�ci z jego pogl�dem by�y w oczach Pattona wyrazem nadmiernej ostro�no�ci albo ust�pstwem na rzecz sojusznik�w. Ta dominuj�ca w dzienniku genera�a Pattona nuta jest tak niew�tpliwa i tak wyra�nie patriotyczna, �e nie mo�e by� �le zrozumiana przez historyk�w. Poniewa� jednak genera� Patton pos�ugiwa� si� s�owami, podobnie jak ogniem na polu walki, dla szybkiego osi�gni�cia decyduj�cych wynik�w, w dzienniku swym powiedzia� wiele rzeczy mog�cych zrani� uczucia ludzi, kt�rych oddania i zdolno�ci nigdy nie poda�by w w�tpliwo��. Dziennik zawiera niejedno gorzkie s�owo pod adresem przyw�dc�w, kt�rych Patton ostro i, swoim zdaniem, s�usznie krytykowa�. Gdy jednak ci sami ludzie byli niesprawiedliwie traktowani lub pot�piani przez innych w wypadkach, kiedy Patton uwa�a� ich post�powanie za s�uszne, natychmiast stawa� w ich obronie. Wszystkie te sprawy zarysuj� si� wyra�nie z perspektywy czasu, na razie jednak autorzy wojskowi, kt�rych rady zasi�ga�a pani Patton w sprawie wy- dania dziennika z lat 1942�1945, podzielali jej zdanie, �e nie powinno si� go publikowa�. Taka decyzja przynios�aby szkod� badaniom nad kampani� w zachodniej Europie w latach 1944�1945, gdyby genera� Patton nie napisa� ksi��ki Wojna � jak j� pozna�em. Prac� nad ni� podj�� po zako�czeniu dzia�a� wojennych, czerpi�c szczeg�owe dane ze swego dziennika. Niekt�re strony s� prawie dos�ownie przepisane. Genera� z�agodzi� tylko lub zupe�nie usun�� sprawy o zabarwieniu personalnym. Poniewa� wyboru dokona� osobi�cie, mo�liwo�� w��czenia do ksi��ki dodatkowych fragment�w wymaga�a zastanowienia. Chodzi�o zw�aszcza o relacje z bitwy o �wybrzuszenie", potraktowanej w dzienniku o wiele szerzej ni� w ksi��ce. Do�wiadczenie wykaza�o, �e zamieszczenie pomini�tych przez niego ust�p�w mog�oby czytelnika wprowadzi� w b��d, a wydrukowanie ich w pe�nym brzmieniu by�oby w�a�nie tym, czego nie chcia� uczyni� genera� Patton, kiedy pisa� sw� ksi��k�, maj�c dziennik przed sob� na biurku. Tekst wydrukowanej ksi��ki jest wi�c taki, jaki wyszed� spod bystrego pi�ra genera�a; opuszczono jedynie krytyczne s�owa pod adresem pewnego oficera, kt�ry, je�li pope�ni� b��dy, to ca�kowicie za nie odpokutowa�. Incydent ten nie mia� wielkiego znaczenia, je�li chodzi o dzia�ania 3 armii, a tym bardziej o przebieg kampanii. Poza tym mog� zapewni� czytelnika, �e dok�adne por�wnanie obu tekst�w wykaza�o, i� ze spraw odnosz�cych si� do planowania i przebiegu kampanii dziennik nie zawiera nic, czego genera� nie zamie�ci� w tej ksi��ce. Czytelnik traci tylko ostry �posmak" narracji pami�tnikarskiej, badacz jednak mo�e by� pewny, �e gdyby wydrukowano pisany dzie� po dniu dziennik, wyci�gni�te ze� wnioski nie by�yby niezgodne z wnioskami wynikaj�cymi z niniejszej relacji. Przyszli �o�nierze mogliby najwy�ej dodatkowo dowiedzie� si� z niego szczeg��w dotycz�cych morale 3 armii. Niekt�re notatki o�wietli�yby, by� mo�e, zasadnicze zagadnienie jednolitego dow�dztwa. Na razie jednak obrona narodowa nie pomija ani jednej lekcji, kt�rej Ameryka, jak s�dzi� Patton, mog�aby si� nauczy� z jego do�wiadcze�. Cieszy mnie, �e mog� to stwierdzi� i tym samym usprawiedliwi� wstrzymanie publikacji samego dziennika w chwili, kiedy zdecydowana krytyka Pattona pod adresem poszczeg�lnych os�b mog�aby zrani� ich uczucia nie wnosz�c nic do bezpiecze�stwa wojskowego. Genera� Patton odznacza� si� wybitnym zmys�em humoru, obdarzony by� �o�nierskim darem obserwacji, a zainteresowania jego obejmowa�y szeroki zakres zagadnie�: poczynaj�c od koni i jacht�w, a ko�cz�c na archeologii i etnologii. Z entuzjazmem i umiej�tno�ci� wydawania s�du pisa� o wielu rzeczach, kt�re widzia�, a listy jego s� zachwycaj�cym odzwierciedleniem jego osobowo�ci. Mo�na je podzieli� na dwie grupy: listy przeznaczone wy��cznie dla ipani Patton oraz te, kt�re s�usznie nazwa�a ona �listami otwartymi" i kt�re mog�a, je�li chcia�a, pokazywa� przyjacio�om swego m�a. Szcz�liwym zbiegiem okoliczno�ci najbardziej czaruj�ce z �list�w otwartych" odnosz� si� do okresu, dzia�a�, kt�ry genera� Patton b�d� poruszy� w swej ksi��ce powierzchownie, b�d� zupe�nie pomin��. Opublikowanie list�w odnosz�cych si� do kampanii w Afryce i na Sycylii wydawa�o si� nam wskazane, aby czytelnik zapozna� si� z cz�owiekiem, kt�ry pojawia si� w Normandii. Nie s� to listy w pe�nym s�owa tego znaczeniu wojskowe, lecz wzbudzaj� zainteresowanie przez to, �e wskazuj�, jaki typ cz�owieka reprezentowa� George Patton. Wojna � jak j� pozna�em z w��czonymi do niej �listami otwartymi" nale�y do tego typu wczesnej relacji � a w�a�ciwie, mo�na by powiedzie�, relacji tymczasowej � kt�ry znalaz� swe miejsce w historiografii drugiej wojny �wiatowej. Ksi��k� t� mo�na por�wna�, na przyk�ad, ze wspomnieniami Jubala A. Early'ego, Johna B. Hodda, Richarda Taylora i Josepha E. Johnstona, wydanymi w kilka lat po upadku po�udniowej Konfederacji, z t� jednak szcz�liw� r�nic�, �e Patton nie musia� t�umaczy� si� z kl�ski i nie dawa� upustu �alom. Te wczesne ksi��ki z okresu Wojny Domowej nie opiera�y si� na dokumentach i by�y w pewnych szczeg�ach nie�cis�e, mia�y jednak ogromn� warto�� historyczn�, poniewa� zosta�y napisane na gor�co, kiedy wra�enia wojenne by�y jeszcze �wie�e. Oko�o roku 1960 Amerykanie mogliby oczekiwa� bardziej przemy�lanej pracy o charakterze podobnym do wspomnie� Granta czy Shermana lub Sheridana. Niekt�re z przysz�ych dzie� b�d� pod wzgl�dem historycznym dok�adniejsze ani�eli autobiografie wojskowe wydane bezpo�rednio po wojnie. Jednak�e to, co zyskamy pod tym wzgl�dem, stracimy na skutek zacierania si� pami�ci oraz zdradliwych i zakorzenionych w pewnych umys�ach tendencji do przypisywania planom operacji wojskowych zamierze�, kt�rych pod�wczas nie mo�na by�o przewidzie�. Po roku 1965 czy 1970 wspomnienia zaczn� ton�� w mgle urojenia, niewiele z nich b�dzie mia�o jak�� warto�� � wi�kszo��, zamiast wyja�nia� sprawy, pogr��y je w mroku. Do tego czasu b�dzie mo�na pisa� wymierne i dok�adne biografie czo�owych postaci okresu wojny. Oficjalny materia� �r�d�owy do tych ��yciorys�w" jest tak rozleg�y, �e gdyby wydrukowano tylko najwa�niejsze sprawozdania armii z drugiej wojny �wiato- wej, zape�ni�yby one, jak si� ocenia, tysi�c tom�w o rozmiarach tomu Official Records of the Union and Confederate Armies. Poniewa� nie przewiduje si� publikowania obszernych sprawozda� z lat 1941�1945, niekt�re warto�ciowe dokumenty, by� mo�e, p�jd� w zapomnienie i nie powr�ci si� do nich w ci�gu nast�pnych dwudziestu pi�ciu czy trzydziestu lat. Pomimo to obraz dow�dc�w b�dzie po dw�ch czy trzech dziesi�tkach lat dostatecznie jasny, aby biograf m�g� podj�� sw� prac�. Miejmy nadzieje, �e posta� genera�a Pattona stanie si� jedn� z pierwszych, kt�re przyci�gn� uwag� zdolnego biografa, a inni pozostawi� go w spokoju. Patton by� cz�owiekiem, kt�ry pozyskiwa� sobie, wzbudza� zainteresowanie, a niekiedy w�ciek�o�� innych dow�dc�w. Spe�nia� on zawsze napoleo�ski nakaz i dostarcza� tematu gaw�dom biwakowym niezwyk�ym post�powaniem, kt�re sprawia, �e �o�nierze najpierw przeklinaj� swego dow�dc�, a potem nabieraj� do niego bezmiernego zaufania. W szerszym poj�ciu zalet dow�dczych zuchwa�a �mia�o�� Pattona przypomina odwag� Jacksona zwanego Stonewall*. Jego zdecydowane natarcie wprost do Renu przypomina marsz Shermana do morza. Posta� Pattona wysz�a z formy odlewniczej na miar� wielkich �o�nierzy ameryka�skich; jego osobisty rejestr nale�y do najbogatszych po�r�d rejestr�w innych genera��w ameryka�skich; stanie si� on idealnym tematem dla biografa wielkiej miary. Westbourne Douglas Southall Freeman Richmond (Virginia) 26 lipca 1947 roku Mur kamienny. Cz�� pierwsza �LISTY OTWARTE� Z AFRYKI I SYCYLII Rozdzia� 1 Operacja � Torch " Poniewa� podane poni�ej materia�y z kampanii afryka�skiej niewiele maj� zwi�zku z faktycznymi dzia�aniami, a to ze wzgl�du na ograniczenia narzucone przez cenzur� w okresie, kiedy by�y pisane, kr�tkie streszczenie kampanii mo�e by� po�yteczne dla orientacji czytelnika. 8 listopada 1942 roku na p�nocnym wybrze�u Afryki wyl�dowa�y trzy zgrupowania operacyjne, m. in. Zachodnie Zgrupowanie Operacyjne*. Jego wojskami l�dowymi dowodzi� genera� major Patton. Organizacja dow�dztwa wojsk l�dowych opiera�a si� na planie, kt�ry zak�ada�, �e przekszta�ci si� ono po wyl�dowaniu w dow�dztwo 5 armii**. W sk�ad Zachodniego Zgrupowania Operacyjnego wchodzi�y trzy zwi�zki taktyczne: p�nocny, pod dow�dztwem genera�a majora Luciena K. Truscotta, kt�ry wyl�dowa� w Port Lyautey; �rodkowy, dowodzony przez genera�a majora Jonathana W. Andersona � pod Fedhal�***, orazpo�ud- * Oficer oddzia�u prasowego w Departamencie Wojny, genera� major A. D. Surles, opowiedzia� mi nast�puj�c� histori�. 7 listopada 1942 roku wieczorem na biuro jego przypu�cili szturm dziennikarze, prosz�c o informacje. Niekt�rzy grozili nawet oficerowi dy�urnemu. Wreszcie jeden z nich powiedzia�: �Chod�cie, ch�opcy, p�jdziemy do Bia�ego Domu; tam nas zawsze dobrze przyjmuj�". I dziennikarze gremialnie opu�cili biuro. W drzwiach Bia�ego Domu powita� ich ze zwyk�� serdeczno�ci� sekretarz prezydenta, pan Stephan Early; zaprosi� ich do wn�trza i poprosi�, aby zaj�li miejsca, po czym przeprosi� ich i powiedzia�: �Za chwileczk� powr�c�". Min�o pi�tna�cie minut, p� godziny, dziennikarze zacz�li si� niepokoi�. Kt�ry� podszed� do drzwi i nacisn�� klamk�. Drzwi by�y zamkni�te na klucz. Wreszcie pan Early wszed� do pokoju, wymachuj�c trzyman� w r�ku depesz�: �Ju� po wszystkim, ch�opcy! � zawo�a�. � Nasze wojska wy�adowa�y. Nastawcie radio". (B.A.P.). ** P�niejsze rozkazy zmieni�y ten plan. *** Pod Fedhal� l�dowa� genera� Patton. niowy z dow�dc� genera�em majorem Ernestem A. Hormonem � pod S�fi. Na czele lotnictwa armijnego sta� genera� brygady John K Cannon. Zgrupowanie operacyjne sk�ada�o si� z oko�o 32 000 ludzi. Ca�o�ci� dowodzi� admira� H. K Hewitt do czasu trwa�ego umocnienia si� si� l�dowych i powietrznych na wybrze�u. W ci�gu dw�ch tygodni admira� prowadzi� zmiennymi kursami konw�j, z�o�ony z oko�o stu okr�t�w, bez incydent�w przez Atlantyk i przy dzielnej pomocy i niezmordowanych wysi�kach swego ca�ego personelu wspiera� desant wojsk l�dowych L�dowanie ca�kowicie zaskoczy�o Francuz�w, a walki, jak na to wskazuje wysoko�� strat, by�y ci�kie. Marynarka francuska zar�wno na morzu, jak na l�dzie bohatersko i zaciekle walczy�a do ostatka. 11 listopada, kiedy wojska sta�y ju� w gotowo�ci bojowej, a samoloty znajdowa�y si� nad celem, Francuzi dali sygna� �dosy�", dos�ownie o kilka minut uprzedzaj�c prawdopodobne zniszczenie Casablanki, kt�rego tylko dzi�ki jakiemu� cudowi ��czno�ci uda�o si� unikn��. Tego samego popo�udnia zosta� podpisany pok�j w Fedhali, a genera� Patton wzni�s� toast na cz�� �o�nierzy obu narod�w, kt�rzy ponie�li bohatersk� �mier�, oraz za walk� rami� przy ramieniu w celu zniszczenia nazist�w. Natychmiast przyst�piono do odbudowy portu, dr�g i linii kolejowych, a w ci�gu nast�pnych dw�ch tygodni jednostki ameryka�skie uczy�y Francuz�w pos�ugiwania si� nowoczesn� broni�. Na pocz�tku marca 1943 roku genera� Patton zosta� wezwany do Tunezji, gdzie obj�� dow�dztwo 2 korpusu, kt�ry poni�s� na prze��czy Kasserine powa�n� kl�sk�. Korpus ten wchodzi� w sk�ad 18 Grupy Armii dowodzonej przez genera�a Harolda Alexandra. Operacja pod Kasserine mia�a na celu udzielenie pomocy brytyjskiej 8 armii pod dow�dztwem genera�a Montgomery'ego przez zagro�enie ty�om genera�a Rommla w rejonie Gafsy. W ko�cu kwietnia dow�dztwo 2 korpusu przej�� genera� Omar N. Bradley, Patton za� powr�ci� do planowania inwazji na Sycyli� � pracy, kt�r� przerwa� na skutek dzia�a� w Afryce. P.D.H. PӣNOCNA AFRYKA 29 pa�dziernika 1942 roku Przesy�am to pismo przez komandora Gordona Hutchinsa z Augusty. Zanim dotrze on do kraju, wszystkie wydarzenia znajd� si� ju� na �amach gazet. Norfolk opu�cili�my 24 pa�dziernika o godzinie 8.10 rano. Okr�ty wyp�yn�y w zadziwiaj�cym porz�dku, z bezb��dn� sprawno�ci�. Posuwali�my si� kolumn� poprzez zagrody minowe oczyszczonym i oznaczonym bojami torem wodnym, po czym do��czyli�my do pi�ciu kolumn prowadzonych przez Augusta. 2 listopada Mamy tu najlepsze kasyno, jakie kiedykolwiek widzia�em. Boj� si�, �e utyj�. Co rano robi� w mojej kabinie mn�stwo �wicze� gimnastycznych, ��cznie z �wiczeniami na dr��ku i biegami w miejscu (480 krok�w, co r�wna si� �wierci mili). Rano na stanowiskach bojowych nak�adamy kamizelki ratunkowe i he�my, poniewa� jednak moim stanowiskiem jest moja kabina, nie musz� si� spieszy�. Nast�pnie wychodz� na pomost bojowy, a gdy si� rozja�nia, id� na �niadanie. Sko�czy�em w�a�nie czytanie Koranu � to dobra i ciekawa ksi��ka. Wyda�em wszystkim prowizoryczn� dyrektyw� do dzia�a�. Stosuj� strategi� �walca parowego", to znaczy: zdecyduj si� co do sposobu i kierunku dzia�ania i tego si� trzymaj. Je�li chodzi o taktyk�, nie ma mowy o �walcu parowym". Atakuj s�abe miejsce, chwy� za nos i kop w ty�ek. 6 listopada Za czterdzie�ci godzin znajd� si� w ogniu walki, maj�c niewiele informacji; a natychmiast, bez chwili zastanowienia, b�d� musia� podejmowa� najdonio�lejsze decyzje; wydaje mi si� jednak, �e odpowiedzialno�� wp�ywa na rozja�nienie umys�u, tak �e z bosk� pomoc� b�d� w stanie je podj�� i b�d� one s�uszne. Mam takie wra�enie, jakbym ca�e �ycie czeka� na t� chwil�. Kiedy sko�cz� z t� robot�, s�dz�, �e wst�pi� na nast�pny szczebel drabiny przeznaczenia. Je�li tylko spe�ni� wszystko, co do mnie nale�y, reszta dokona si� sama. 8 listopada Ubieg�ej nocy po�o�y�em si� do ��ka ubrany i spa�em od godziny 10.30, chocia� nie by�o to �atwe. O godzinie drugiej wyszed�em na pok�ad i ujrza�em �wiat�a Fedhali i Casablanki oraz �wiat�a na wybrze�u. Morze � g�adkie jak lustro, ani jednej fali. B�g jest z nami*. Mieli�my, jak dot�d, wspania�y dzie�; od godziny 8 toczymy bitw� morsk�. O godzinie 7.15 z Casablanki wysz�o sze�� nieprzyjacielskich niszczycieli. Dwa p�on�y. Wszystkie nasze okr�ty, w kt�rych zasi�gu si� znalaz�y, otworzy�y do nich ogie� i niszczyciele zawr�ci�y. Massachusetts ostrzeliwa� Jean Borta oko�o trzydziestu minut. O godzinie 8 wybiera�em si� na lad. Moja ��d� ze wszystkimi naszymi rzeczami, po�r�d kt�rych znajdowa�y si� moje bia�e pistolety, wisia�a ju� na �urawikach. Pos�a�em ordynansa, aby mi te pistolety przyni�s�, a w tej samej chwili z Casablanki wysz�y dwa du�e niszczyciele i jeden lekki kr��ownik p�dz�c blisko brzegu i usi�uj�c zaatakowa� nasze transportowce. Augusta zwi�kszy�a pr�dko�� do 20 w�z��w i otworzy�a ogie�. Pierwszy podmuch salwy oddanej z wie�y zmi�t� nasz� ��d�, diabli j� wzi�li, a wraz z ni� wszystkie nasze rzeczy opr�cz pistolet�w. Oko�o gdziny 8.20 nieprzyjacielskie bombowce zaatakowa�y nasze transportowce i Augusta pospieszy�a, aby je os�oni�. * Podczas planowania operacji �Torch" zapewniano nas na podstawie znajomo�ci warunk�w lokalnych, �e w ci�gu ca�ego roku znajdzie si� zaledwie dwana�cie dni, w kt�rych b�dzie mo�liwo�� przeprowadzenia desantu. Potem zn�w nawi�zali�my walk� z okr�tami francuskimi. Ostrzeliwali�my je zaciekle oko�o trzech godzin. Sta�em na g�rnym pok�adzie, kiedy pocisk upad� tak blisko, �e obla�y mnie strumienie rozpryskuj�cej si� wody. P�niej, gdy by�em na pomo�cie bojowym, nast�pny pocisk upad� jeszcze bli�ej, ale tym razem znajdowa�em si� za wysoko, aby fontanna mog�a mnie dosi�gn��. W powietrzu wisia�a mgie�ka, a nieprzyjaciel stosowa� dymn� zas�on�. Zaledwie mog�em go widzie� i rozr�ni� wzbijane przez nasze pociski fontanny wody, okr�ty nasze bowiem strzela�y jak wszyscy diabli, p�yn�c zygzakiem i wykonuj�c zwroty, aby utrzyma� nieprzyjaciela z dala od naszych transportowc�w. Admira� Hali, szef sztabu admira�a Hewitta, m�j szef sztabu, pu�kownik Gay, pu�kownicy Johnson i Ely ze sztabu wojsk desantowych floty atlantyckiej, moi adiutanci Jenson i Stiller oraz sier�ant Meeks udali si� wraz ze mn� na l�d o godzinie 12.42. Kiedy ��d� nasza odbija�a od okr�tu, marynarze wychylali si� za reling wiwatuj�c. Wyl�dowali�my na pla�y o godzinie 13.20 zupe�nie przemoczeni bryzgami fal. Toczy� si� jeszcze za�arty b�j, a ja nie mia�em pocisk�w. Harmon zaj�� Safi przed �witem, ale dowiedzieli�my si� o tym dopiero w po�udnie. Do po�udnia Anderson zdoby� rejon obu rzek oraz wzniesienie i wzi�� do niewoli o�miu cz�onk�w niemieckiej komisji rozejmowej. Dowiedzieli si� o l�dowaniu dopiero o godzinie sz�stej, co �wiadczy�o, �e stanowi�o ono ca�kowite zaskoczenie. Kiedy znajdowali�my si� jeszcze w Waszyngtonie, pu�kownik W. H. Wilbur zaofiarowa� si�, �e pojedzie do Casablanki i za��da z�o�enia broni. Wy�adowa� w pierwszym rzucie i w ciemno�ciach uda� si� do Casablanki z bia�� flag�. W drodze by� kilkakrotnie ostrzeliwany, ale w Casablance Francuzi respektowali flag�, chocia� odm�wili z�o�enia broni. 11 listopada Dzisiaj postanowi�em zaatakowa� Casablank� 3 dywizj� i jednym batalionem czo�g�w. To by�a �mia�a decyzja, poniewa� zar�wno Truscott, jak Harmon zdawali si� mie� trudno�ci; uwa�a- �em jednak, �e powinni�my utrzyma� inicjatyw� w naszych r�kach. Potem przyby� na brzeg admira� Hali, aby uzgodni� wsparcie artylerii okr�towej i lotnictwa. Przywi�z� dobre wiadomo�ci. Truscott zdoby� lotnisko w Port Lyautey; znajduj� si� tam teraz czterdzie�ci dwa samoloty P-40. Harmon maszeruje na Casablank�. Anderson chcia� rozpocz�� atak o �wicie, przesun��em jednak termin na godzin� 7.30, poniewa� pragn��em unikn�� pomy�ek w ciemno�ciach. Tego ranka o godzinie 4.30 przyby� francuski oficer, aby nas powiadomi�, �e wojska w Rabacie przerwa�y ogie�; ca�y sztab pragnie, aby natarcie odwo�a�. Ja jednak powiedzia�em, �e b�dziemy nacierali. Pami�tam rok 1918, kiedy przerwali�my natarcie zbyt wcze�nie. Odes�a�em wi�c francuskiego oficera do Casablanki polecaj�c mu, aby zameldowa� admira�owi Michelierowi, dow�dcy za�ogi w Casablance, �e je�li nie chce zosta� zniszczony, lepiej by natychmiast zaprzesta� oporu, poniewa� ja b�d� naciera� � nie powiedzia�em kiedy. Nast�pnie zawiadomi�em admira�a Hewitta, �e je�li Francuzi w ostatniej chwili zrezygnuj� z walki, przeka�e mu przez radio sygna� �przerwa� ogie�". To by�o o godzinie 5.30. O godzinie 6.40 nieprzyjaciel zaprzesta� oporu. By� najwy�szy czas, poniewa� bombowce znajdowa�y si� ju� nad celem, a okr�ty liniowe przygotowa�y si� do otworzenia ognia. Kaza�em Andersonowi wkroczy� do miasta, a gdyby kto� pr�bowa� go zatrzyma� � atakowa�. Nikt go nie zatrzymywa�, ale godziny od 7.30 do 11 by�y najd�u�sze w moim �yciu. O godzinie drugiej przybyli admira� Michelier i genera� Nogues w celu przeprowadzenia pertraktacji. Konferencje otworzy�em gratuluj�c Francuzom ich odwagi, zako�czy�em za� szampanem i toastami. Wystawi�em im r�wnie� wart� honorow�. Nie ma sensu kopa� cz�owieka, kiedy jest ju� powalony. Za dzie� lub dwa Nogues i ja z�o�ymy wizyt� su�tanowi. Wizyta dow�dcy i jego sztabu u genera�a Nogue sa i su�tana Maroka KWATERA G��WNA ZACHODNIEGO ZGRUPOWANIA OPERACYJNEGO 16 listopada 1942 roku Casablank� � kombinacj� Hollywoodu z Bibli� � opu�cili�my o godzinie 9.45 udaj�c si� do Rabatu. Okolica za Fedhal� to najlepszy teren dla czo�g�w, jaki kiedykolwiek widzia�em � falisty i otwarty, ze wznosz�cymi si� gdzieniegdzie kamiennymi zabudowaniami farm, mog�cymi stanowi� punkty oporu piechoty, chocia� nie opar�yby si� one dzia�om 105-milimetrowym. Teren w og�lnych zarysach przypomina wybrze�e hawajskie Kony. Identyczne drzewa i tak samo intensywnie niebieskie morze. Mijali�my du�e stada owiec i byd�a nieokre�lonej rasy. Wszystkich most�w drogowych i kolejowych strzegli maroka�scy �o�nierze wojsk nieregularnych zwani �Goons"* � przynajmniej tak to brzmi w ich wymowie. S� oni ubrani w szlafroki w czarne i bia�e pasy, maj� na g�owie turbany, kt�re kilka �at temu by�y prawdopodobnie bia�e, i s� uzbrojeni w bardzo stare karabiny i bagnety. Zalegaj�ce drog� za Fedhal� wraki samochod�w ci�arowych i pancernych �wiadczy�y o pot�dze naszej marynarki i lotnictwa. W Rabacie genera� Harmon** da� mi eskort� z�o�on� z pancernych samochod�w rozpoznawczych i czo�g�w. Wydawa�o mi si� jednak, �e pojawienie si� w rezydencji genera�a Noguesa*** z takimi si�ami mo�e by� poczytane za che�pliwo�� z mojej strony, wobec czego eskort� odes�a�em. Gdy przybyli�my do rezydencji, oczekiwa� nas dywizjon kawalerii maroka�skiej, w kt�rym tylko oficerowie byli konno. Spotka�a nas r�wnie� stra� przyboczna gubernatora generalnego, z�o�ona z Maroka�czyk�w w bia�ych mundurach z oporz�dzeniem z czerwonej sk�ry. Pistolet i �adownice mieli przymocowane skrzy�owanymi pasami na �rodku brzucha. Oba oddzia�y honorowe by�y bardzo imponuj�ce; ka�dy z nich * Goumiers � �o�nierze kawalerii z�o�onej z Arab�w, dowodzeni przez oficer�w francuskich. ** Dow�dca 2 dywizji pancernej, kt�rej cz�� wyl�dowa�a w Maroku. *** Genera� armii Auguste Nogues, francuski rezydent w Maroku. wyst�pi� z w�asn� orkiestr� z�o�on� z francuskich tr�bek, b�bn�w i mosi�nego parasola okolonego dzwoneczkami, kt�ry przy fanfarach i biciu w werble stale si� obraca�. Przeszli�my przed frontem obu tych oddzia��w, gratuluj�c francuskim dow�dcom ich postawy, kt�ra by�a prawdziwie �o�nierska, oczywi�cie w znaczeniu tego s�owa z 1914 roku. A� �al by�o pomy�le�, �e wystarczy�by jeden lekki czo�g eskorty, kt�r� odes�a�em, aby z �atwo�ci� zniszczy� wszystkie te wspania�e istoty wypr�one w postawie na baczno��. Rezydencja mie�ci si� we wspania�ym marmurowym budynku wybudowanym na wz�r Alhambry przez marsza�ka Lyauteya* i doskonale rozumia�em, dlaczego genera� Nogue s nie chcia� jej opu�ci�. Przyj�� nas bardzo serdecznie i rozmawiali�my oko�o dwudziestu minut, do chwili udania si� do pa�acu su�tana. Teren pa�acu obejmuje chyba kilkaset akr�w i otoczony jest murem wysoko�ci 20 st�p, wzniesionym rzekomo w 1300 roku. Mam co do tego powa�ne w�tpliwo�ci, chocia� mur z pewno�ci� jest bardzo stary. Po przekroczeniu bramy szli�my oko�o p� mili mi�dzy chatami tubylc�w, w kt�rych przypuszczalnie mieszka�a s�u�ba pa�acowa ze sw� bardzo liczn� progenitur�. Sam pa�ac jest ogromnym, trzypi�trowym bia�ym budynkiem w stylu maureta�skim, do kt�rego wchodzi si� przez bram� tak szerok�, �e m�g�by przez ni� wjecha� samoch�d. Podw�rze wewn�trz otacza�a ze wszystkich stron stra� pa�acowa, z�o�ona z uzbrojonych w karabiny czarnych �o�nierzy w czerwonych mundurach, czerwonych obcis�ych spodniach i bia�ych getrach. Wydaje mi si�, �e by�o ich przynajmniej czterystu. Wysiedli�my z samochodu i w tej chwili z wielkim zaci�ciem uderzy�a w b�bny, cymba�y, rogi i metalowy parasol inna orkiestra wojskowa. Po lewej stronie bramy, gdy si� wchodzi, znajdowa� si� zielony sztandar wiernych. Uszyty jest z aksamitu, obramowany z�otem, a po�rodku widniej� jakie� arabskie s�owa. Po przej�ciu tej drugiej bramy znale�li�my si� w rejonie Starego Testamentu. By� * Marsza�ek Lyautey 1854�1934. to ogromny podw�rzec, ze wszystkich stron otoczony przez ludzi w bia�ych biblijnych szatach. Tutaj wyszed� nam na spotkanie wielki wezyr � przynajmniej ja go za takiego wzi��em. Ubrany by� w bia�� szat� z kapturem, pod kt�rym nosi� jedwabne, haftowane z�otem nakrycie g�owy. Mia� on najbardziej imponuj�cy komplet z�otych z�b�w, jaki kiedykolwiek widzia�em, oraz bardzo n�dzn� brod�. Zakomunikowa� nam, �e su�tan �askawie zgodzi� si� nas przyj��, co zreszt� wobec przygotowa�, jakie do tego robiono, by�o zupe�nie oczywiste. Przebyli�my trzy partie schod�w i na g�rze nasz przewodnik zdj�� buty. Weszli�my do pokoju, w kt�rym wzd�u� lewej �ciany sta�o dwunastu aposto��w oraz kilku ich zast�pc�w, wzd�u� prawej za� � liczne z�ocone fotele w stylu Ludwika XIV. Pod�og� pokrywa�y najpi�kniejsze i najbardziej puszyste dywany, jakie kiedykolwiek widzia�em. W odleg�ym kra�cu pokoju na podwy�szeniu siedzia� su�tan, przystojny m�ody m�czyzna, niezwykle w�t�y, o bardzo delikatnej twarzy. Po wej�ciu do sali trzeba si� zatrzyma� i od bioder sk�oni� tu��w. Potem nale�y posun�� si� do po�owy pokoju i powt�rzy� to samo. Nast�pnie podchodzi si� do podwy�szenia i sk�ada si� uk�on po raz trzeci. Su�tan wsta�, poda� r�k� mnie i genera�owi Nogue sowi, po czym wszyscy usiedli�my. Su�tan poleci� wielkiemu wezyrowi po arabsku, chocia� doskonale w�ada� j�zykiem francuskim, aby powiedzia� mi po francusku, jak bardzo rad jest, �e mnie widzi. Prowadzi�em z nim rozmow� przy pomocy dw�ch t�umaczy. Wyrazi�em zadowolenie, �e jego nar�d oraz Francuzi i my zn�w jeste�my zjednoczeni i zapewni�em go, �e jedynym naszym �yczeniem jest po��czy� si� z jego narodem i Francuzami, aby wsp�lnie przeciwstawi� si� nieprzyjacielowi. Bawi�o mnie to, �e doskonale rozumia� rozmow�, ale musia� czeka�, a� prze�o�� mu j� na arabski, poniewa� poczucie godno�ci nie pozwala�o mu przyzna� si� do znajomo�ci obcego j�zyka. Po wst�pnych rozmowach wyrazi� nadziej�, �e znalaz�szy si� w kraju mahometa�skim, �o�nierze ameryka�scy uszanuj� zwy- czaj� mahometa�skie. Powiedzia�em mu, �e kategoryczne rozkazy co do tego zosta�y wydane jeszcze przed naszym odjazdem ze Stan�w Zjednoczonych i �e b�d� one przestrzegane. Stwierdzi�em nast�pnie, �e we wszystkich armiach, nie wy��czaj�c armii ameryka�skiej, zawsze mog� znale�� si� g�upcy, wobec czego mam nadziej�, i� zawiadomi mnie o wypadkach �wi�tokradztwa, jakich mogliby si� dopu�ci� poszczeg�lni �o�nierze. Odpowiedzia�, �e wypadki takie z pewno�ci� si� nie przytrafia, lecz w razie czego zawiadomi mnie o nich za po�rednictwem genera�a Noguesa. Zako�czy�em wizyt� wyra�aj�c s�owa uznania dla pi�kno�ci jego kraju, zdyscyplinowania obywateli i �wietno�ci miast. Wstali�my, su�tan r�wnie� podni�s� si� ze swego tronu, poda� mi r�k� i zaprosi� na �rod� na herbat� z okazji rocznicy jego wst�pienia na tron. Pocz�tkowo planowano, �e moj� pierwsz� wizyt� z�o�� su�tanowi w�a�nie tego dnia, o�wiadczy�em jednak genera�owi Noguesowi, �e poniewa� reprezentuj� prezydenta Stan�w Zjednoczonych oraz dow�dc� si� sojuszniczych, by�oby niew�a�ciwe, abym zjawi� si� w dniu, kiedy odbywa si� przyj�cie. To, �e su�tan mnie teraz na nie zaprosi�, jasno wskazywa�o, i� nale�ycie oceni� moj� postaw�. Po zako�czeniu rozmowy z su�tanem nast�pi�o spotkanie z dwunastu m�drcami i ich zast�pcami. By�o ich razem oko�o szesnastu � pasz�w r�nych prowincji i miast Maroka. S�dz�c po ich wieku stanowisko paszy jest chyba stanowiskiem do�ywotnim, najstarszy z nich bowiem mia� dziewi��dziesi�t dwa lata, a najm�odszy, zdaje mi si�, oko�o siedemdziesi�ciu. Wszyscy byli ubrani na bia�o, w skarpetkach i stanowili niezmiernie dystyngowan� grup� ludzi wyra�nie przyzwyczajonych do rz�dzenia. Opu�cili�my pa�ac i zn�w czerwona gwardia odda�a nam honory. Udali�my si� do rezydencji genera�a Nogue sa, gdzie pani Nogues i jej siostrzenica przyj�y nas niezwykle wykwintnym lunchem. Genera� Nogue s przekonywa� mnie, �e w czasie okupacji niemieckiej ani jeden Niemiec nie mieszka� w jego domu i nie zasiada� przy jego stole. Po kr�tkiej rozmowie po lunchu opu�cili�my rezydencj� i o trzeciej przybyli�my do Casablanki. Rocznica wst�pienia na tron su�tana SZTAB ZACHODNIEGO ZGRUPOWANIA OPERACYJNEGO 22 listopada 1942 roku Druga wizyta u su�tana mia�a podobny przebieg jak pierwsza, z t� r�nic�, �e tym razem od rezydencji do pa�acu towarzyszy�a nam eskorta z�o�ona ze szwadronu kawalerii. �o�nierze jechali na bia�ych ogierach i mieli na sobie bia�e burnusy z odrzuconymi do ty�u niebieskimi kapturami, bia�e turbany i czerwone mundury z mosi�nymi guzikami i zapi�ciami. Trzech oficer�w jecha�o konno tu� obok naszego samochodu: po jednym z obu stron i jeden z ty�u. Przez ca�� drog� grali konni tr�bacze. Przed pa�acem ustawi� si� ca�y pu�k kawalerii. Jeden szwadron uzbrojony by� w lance. Pu�k ten, jak r�wnie� nasza eskorta, mia� najpi�kniejsze wierzchowce, jakie kiedykolwiek widzia�em. Po�rodku zewn�trznego podw�rca sta�a czarna gwardia z�o�ona z ogromnych Senegalczyk�w w czerwonych fezach i czerwonych mundurach z oporz�dzeniem z czerwonej sk�ry i w bia�ych getrach. Podobnie wystrojona orkiestra odegra�a narodowy hymn maroka�ski oraz Marsyliank�. Na spotkanie wyszed� nam wielki wezyr czy mufti. Wprowadzi� on nas na wewn�trzny podw�rzec; przed nami sz�o dw�ch bardzo starych d�entelmen�w z d�ugimi pastora�ami � zupe�nie jak w biblijnych sztukach. Ka�dy na po�ladku mia� przymocowane co� w rodzaju �adownicy, a ponadto ka�dy by� uzbrojony w bardzo d�ug�, krzyw� szabl� tureck� w czerwonej sk�rzanej pochwie. W sali tronowej i w westybulu roi�o si� od wodz�w: irn dalej od tronu, tym mniejszy w�dz. Pi�knie wygl�dali wielcy wodzowie ustawieni z lewej strony tronu � kiedy jest si� do niego zwr�conym twarz�� wszyscy wysokiego wzrostu i ju� starzy. Su�tanowi towarzyszy� nast�pca tronu, jeden z jego syn�w lat oko�o czternastu. Nast�pca tronu siedzia� na pierwszym krze�le, Nogue s na drugim, ja na trzecim. Podczas poprzedniej wizyty ja siedzia�em na pierwszym krze�le, a Nogue s na drugim, ale taka kolejno�� jak dzisiaj by�a zupe�nie w�a�ciwa. Genera� Nogue s przeczyta� d�ugie, przedtem przygotowane, przem�wienie po fran- cusku; wielki wezyr, kt�ry mia� ju� tekst przem�wienia, przet�umaczy� je na arabski. Nast�pnie bardzo uroczy�cie wr�czy� su�tanowi tekst jego odpowiedzi odr�cznie napisany po arabsku; su�tan przeczyta� go, a wielki wezyr przet�umaczy� na francuski z odpisu, kt�ry mia� w r�ce. Podczas tej ceremonii coraz bardziej u�wiadamia�em sobie fakt, �e Stany Zjednoczone odgrywaj� tu zbyt ma�� rol�, wobec czego, kiedy Nogue s sko�czy� i usun�� si� sprzed tronu, nie pytaj�c nikogo o zezwolenie wysun��em si� do przodu i wyg�osi�em, o ile sobie przypominam, nast�puj�ce przem�wienie: Wasza Wysoko��! Jako przedstawiciel wielkiego prezydenta Stan�w Zjednoczonych i jako dow�dca pot�nych si� zbrojnych w Maroku pragn� z�o�y� gratulacje Stan�w Zjednoczonych z okazji pi�tnastej rocznicy wst�pienia Waszej Wysoko�ci na tron swoich przodk�w i zapewni� Wasz� Wysoko��, �e dop�ty, dop�ki kraj Jego wraz z rz�dem francuskim w Maroku b�dzie z nami wsp�pracowa� i u�atwia� nam nasze wysi�ki, niew�tpliwie, z pomoc� bo��, osi�gniemy zwyci�stwo w walce przeciwko naszemu wsp�lnemu wrogowi � nazistom. �ywi� przekonanie, �e Wasza Wysoko�� oraz francuski rz�d w Maroku podzielaj� to zdanie. Dop�ki zgadzamy si� w tym punkcie, mo�emy patrze� w najbardziej �wietlan� przysz�o��. Do wiary w zgodno�� naszych pogl�d�w uprawnia mnie pami�� o tym, �e jeden z wielkich poprzednik�w Waszej Wysoko�ci ofiarowa� naszemu s�awnemu prezydentowi George'owi Washing-tonowi budynki zajmowane obecnie przez misj� ameryka�sk� w Tangerze, oraz pami�� o tym, �e od dni wielkiego Washingtona porozumienie i przyja�� z Francuzami by�y r�wnie g��bokie. Pragn� skorzysta� z tej okazji, aby pogratulowa� Waszej Wysoko�ci m�drej wsp�pracy jego poddanych z Amerykanami, jak r�wnie� raz jeszcze wyrazi� podziw dla �wietnej postawy i wspania�ego zdyscyplinowania �o�nierzy Waszej Wysoko�ci. Interesuj�cym szczeg�em w postaci su�tana jest to, �e powinien on mie� brod�, a tymczasem woli by� ogolony. Omija wiec zwyczaj u�ywaj�c albo ma�ych no�yczek, albo brzytwy i rezultat jest taki, �e broda jego jest �miechu warta. R�wnie� w�sy s� kr�tsze, ni� przewiduje zwyczaj. Su�tan nie powinien te� nosi� ubrania europejskiego, ale kilku naszych oficer�w oraz wielu oficer�w francuskich widzia�o go konno w terenie, bez asysty, w angielskim kostiumie do konnej jazdy. Jestem pewny, �e m�wi po francusku, i prawie pewny, �e zna angielski. W�a�ciwie to nawet s�ysza�em pog�oski, �e pod przybranym nazwiskiem sko�czy� uniwersytet w Oksfordzie. Na popo�udniowym przyj�ciu z okazji wst�pienia su�tana na tron obecni byli prawie wszyscy ludzie maj�cy jakie� znaczenie. Poniewa� nie mog�em skorzysta� z zaproszenia, poprosi�em genera�a Harmona, aby mnie zast�pi�. Podczas przyj�cia da�y si� s�ysze� krzyki, po kt�rych nast�pi�y dwa wystrza�y. Su�tan przeprosi� obecnych, z wielk� godno�ci� opu�ci� towarzystwo i po chwili powr�ci�. Genera� Nogue s zapyta�, co si� sta�o. Su�tan odpowiedzia�, �e pantera ze zwierzy�ca, zrobiwszy pi�kny skok d�ugo�ci dwudziestu st�p, przedosta�a si� przez jaki� otw�r i zacz�a zajada� jedn� z dam z haremu, ale kilku stra�nik�w zastrzeli�o zwierz�. Dama mia�a tylko nadgryzione gard�o, ale poniewa� nie by�a �on�, tylko konkubin� � niewielka strata. Po tym drobnym incydencie przyj�cie potoczy�o si� dalej. Stare kazby, czyli forty, s� bardzo ciekawe i stanowi� rzeczywi�cie ogromne przeszkody. Jest ich w kraju wiele, zw�aszcza w g�rach. Maj� one blanki typu maureta�skiego i wyst�puj�ce na zewn�trz wie�e mniej wi�cej co 200 jard�w. Grubo�� mur�w dochodzi do dziesi�ciu st�p. Niekt�re forty s� rzekomo pochodzenia rzymskiego, ale jak dotychczas nie widzia�em ani jednego, kt�ry by wygl�da� tak staro. Fort w Port Lyautey, kt�ry trzyma� si� trzy dni i zosta� w ko�cu przez nas zdobyty, kiedy u�yli�my 105- milimetrowych dzia� samobie�nych wybijaj�c nimi wy�omy, przez kt�re natar� granatami i na bagnety 2 batalion 60 pu�ku piechoty*, stanowi� ci�ki orzech do zgryzienia. Opar� si� on sze�ciocalowym pociskom artylerii okr�towej, wytrzyma� ogie� mo�dzierzy i uderzenie bombowc�w nurkuj�cych; pad� dopiero pod uderzeniem naszego zawsze zwyci�skiego piechura z jego karabinem i granatem. Nie wnika�em zbytnio w to, kto z za�ogi przetrwa�, w�tpi� jednak, czy chocia� jeden pozosta� przy �yciu. W walce wr�cz �o�nierz nie ma czasu si� zastanawia�. * Pu�kownik F. J. de Rohan. Ze wzgl�du na to, �e w Maroku niewiele mo�na kupi�, pieni�dze straci�y warto�� i bardzo trudno jest znale�� kogo� do pracy. Pracuj�cym u nas Arabom staramy si� sprzedawa� po niskich cenach rzeczy, kt�rych brak najbardziej odczuwaj�: cukier, herbat�, ry�, kaw� i ubrania. B�dziemy im p�acili we frankach i w ten spos�b przywr�cimy warto�� pieni�dza. Dzisiaj rano poszed�em z genera�em Keyesem* do ko�cio�a katolickiego. By�o bardzo t�oczno, a w t�umie niew�tpliwie znajdowa�o si� wiele wd�w, kt�rych m�owie zostali zabici przez nas. W wi�kszo�ci by�y to m�ode kobiety; nosi�y �a�ob� i p�aka�y, ale, zdaje si�, nie �ywi� do nas wrogich uczu�. Pani Hardion, �ona ministra do spraw cywilnych, t�umaczy�a to tym, �e po 1940 roku Francuzi wstydzili si� sami przed sob�, �e stracili dum�, a kobiety wstydzi�y si� jeszcze bardziej ni� m�czy�ni; tote� kiedy�my si� pojawili, zachwyceni byli mo�liwo�ci� walki z nami w spos�b, jak ona to okre�li�a, przyjazny. Bior�c pod uwag�, �e Francuzi stracili dwa do trzech tysi�cy zabitych na l�dzie i co najmniej pi�ciuset zabitych na morzu, my za� mieli�my ponad siedmiuset zabitych i rannych na l�dzie, nie wydaje mi si�, �eby wojna ta by�a specjalnie przyjazna. Pani Hardion upiera�a si� jednak przy swoim utrzymuj�c, �e wojna ta w du�ej mierze przyczyni�a si� do podniesienia morale narodu francuskiego. Dotyczy�o to zw�aszcza kobiet francuskich, kt�re przedtem odczuwa�y taki wstr�t do swych m�czyzn, �e nie chcia�y z nimi wsp�y�. Jednak�e wobec du�ej liczby dzieci na ulicach, trudno mi jest da� wiar� temu ostatniemu twierdzeniu. Jak dotychczas widzia�em tylko jednego pijanego �o�nierza ameryka�skiego, a i to dwaj jego przyjaciele bardzo troskliwie si� nim opiekowali. Nasi �o�nierze prze�ywali ci�ki okres, poniewa� dopiero dwudziestego pierwszego wy�adowano na brzeg kuchnie i nie mieli�my namiot�w poza jednoosobowymi. Pomimo to s� w bardzo dobrym nastroju i ciesz� si� doskona�ym zdrowiem, nie licz�c poszczeg�lnych wypadk�w rozstroju �o��dka, co nie trwa d�u�ej ni� jeden dzie� i co nale�y, s�dz�, przypisa� wodzie. * Genera� major Geoffrey Keyes, zast�pca dow�dcy Zachodniego Zgrupowania Operacyjnego. Ciekaw� rzecz� jest obserwowa� zmiany zachodz�ce w �o�nierzach. Zaraz po przybyciu tutaj byli strasznie zaniedbani, prawdopodobnie na skutek skrajnego zm�czenia, jednak�e w ci�gu ostatnich dw�ch dni nasze wysi�ki zmierzaj�ce do poprawienia ich wygl�du zaczynaj� przynosi� owoce i wkr�tce stan� si� oni, s�dz�, chlub� swojego kraju. Pola orze si� tutaj bardzo dziwn� kombinacj� r�nych zwierz�t. Ch�opi u�ywaj� zaprz�gu konia z wielb��dem, osio�ka z wielb��dem, byka z wielb��dem lub byka z koniem. Jak mi m�wiono, dw�ch wielb��d�w w zaprz�gu nie mo�na u�ywa�, poniewa� gryz� si� ze sob�. Ka�de zwierz� id�ce w parze z wielb��dem nabiera uczucia wstr�tu i traci rado�� �ycia. Armia francuska, zw�aszcza za� genera� Martin w Marrakeszu, okazywa�a nam nad wyraz przyjazne uczucia. Genera� Martin wyda� dla oficer�w 47 pu�ku piechoty* z Safi dwa przyj�cia i zaprosi� mnie oraz wszystkich oficer�w mojego sztabu do siebie na tak d�ugo, jak d�ugo zechcemy pozosta�. Mam zamiar wkr�tce go odwiedzi�. W 1940 roku genera� Martin dowodzi� 67 dywizj� maroka�sk�, kt�ra zosta�a rozbita. Podczas wizyty genera�a Andersona** genera� Martin wyci�gn�� sztandar dywizji, kt�r� ju� nie dowodzi, i poprosi�, aby Anderson zdj�� z niej krep�. Mia� to uczyni� na znak, �e walki toczone przez genera�a Martina przeciwko nam zmaza�y z dywizji ha�b�. Genera� Martin przeci�� krep� na dwoje i da� po�ow� genera�owi Andersonowi. By� to gest bardzo wzruszaj�cy i, moim zdaniem, pe�en znaczenia. Ciekawe jest, �e dwudziestego wy�adowali�my 30 000 ludzi w ci�gu trzynastu godzin, a od tego czasu wy�adowywali�my zaopatrzenie w tempie 47 ton na godzin�, pomimo bardzo z�ego stanu portu. Marynarka ameryka�ska i francuska dokona�a i dokonuje nadal wspania�ej pracy. Pochwa�a ta dotyczy, oczywi�cie, r�wnie� naszej w�asnej sekcji zaopatrzenia. * Pu�kownik E. H. Randle. ** Genera� major J. W. Anderson, 3 dywizja piechoty. Msza �a�obna w Casablance na intencj� poleg�ych �o�nierzy ameryka�skich i francuskich SZTAB ZACHODNIEGO ZGRUPOWANIA OPERACYJNEGO 23 listopada 1942 roku O godzinie 8.45 rano genera� Keyes, admira� Hali* i ja spotkali�my si� w siedzibie rezydenta w Casablance z genera�em Noguesem, admira�em Michelierem** oraz kilku oficerami jego sztabu. St�d udali�my si� z eskort� policji do katedry Sacre Coeur. Wzd�u� ulic stali francuscy i ameryka�scy �o�nierze oraz �andarmeria. Katedra by�a wype�niona po brzegi. Do drzwi wyszed� na nasze powitanie biskup Maroka w czerwonej szacie i bogato haftowanej kom�y, w czterograniastym czerwonym birecie na g�owie; biskup poprowadzi� nas do przodu, gdzie sta�y dwie trumny: po prawej stronie ameryka�ska, okryta ameryka�skim sztandarem, przy kt�rej wart� honorow� trzyma�o sze�ciu ameryka�skich �o�nierzy, po lewej za� francuska z francuskim sztandarem i francuska wart� honorow�. Po mszy wyszli�my za duchowie�stwem i wsiedli�my do naszych samochod�w. Bardzo niestosowne wyda�o mi si� to, �e kiedy wchodzili�my i wychodzili�my z katedry, przed oczekuj�cymi przed katedr� lud�mi ustawi� si� spieszony oddzia� uzbrojonych w szable kawa�erzyst�w mahometa�skich. Przeczekali�my w siedzibie rezydenta godzink�, aby zgromadzeni ludzie mieli czas przej�� na cmentarz, i udali�my si� tam r�wnie�. Obok bramy sta� batalion piechoty ameryka�skiej i batalion francuskiej piechoty afryka�skiej, przed nimi za� grupa ludzi z legionu francuskiego, odpowiednika legionu ameryka�skiego. Przeszli�my oko�o p� mili przez cmentarz i zatrzymali�my si� mi�dzy dwoma masztami � ameryka�skim na prawo i francuskim na lewo � na kt�rych powiewa�y chor�gwie. Genera� Nogues i ja z�o�yli�my olbrzymi wieniec na p�ycie upami�tniaj�cej poleg�ych bohater�w, legion francuski z�o�y� czerwony wieniec. Po zako�czeniu tej ceremonii francuska orkiestra * Kontradmira� John Hali, szef sztabu admira�a Kenta Hewitta, p�niejszy komendant port�w. ** Admira� Michelier, dow�dca marynarki francuskiej w Casablance. odegra�a odpowiednik naszego capstrzyku, podczas kt�rego chor�giew opuszczono do po�owy masztu. Nast�pnie orkiestra odegra�a Marsyliank� i chor�giew wci�gni�to z powrotem. Z kolei nasza orkiestra odegra�a capstrzyk i chor�giew opuszczono do po�owy masztu, po czym po odegraniu Star-Spangled Banner* wci�gni�to j� na szczyt. Przeszli�my mi�dzy grobami ameryka�skimi i francuskimi, zatrzymuj�c si� przy jednych i drugich, aby odda� honory wojskowe. Za nami sun�� t�um ludzi � s�dz�, �e kilka tysi�cy. Na ka�dym grobie sta� krzy�, a na grobach ameryka�skich na krzy�u umieszczony by� znak to�samo�ci �o�nierza. Nazwiska na krzy�ach maj� by� wypisane p�niej. Nast�pnie wr�cili�my do bramy, wsiedli�my do samochod�w i pojechali�my z powrotem do siedziby rezydenta. Ceremonia by�a bardzo podnios�a, a kiedy powiedzia�em genera�owi Nogue sowi, �e s�dz�, i� wsp�lnie przelana krew francuska i ameryka�ska sta�a si� �wi�tym sakramentem, zdawa� si� by� moimi s�owami wzruszony. Lunch z genera�em Noguesem; Rabat, Maroko SZTAB ZACHODNIEGO ZGRUPOWANIA OPERACYJNEGO 8 grudnia 1942 roku Genera� Nogue s zaprosi� mnie, genera�a Keyesa oraz o�miu oficer�w do swego domu na lunch, podczas kt�rego mieli�my spotka� Jego Ekscelencj� pana Boissona, gubernatora Dakaru. Genera� Fitzgerald z lotnictwa, r�wnie� zaproszony na lunch, zabra� nas swoim samolotem. Przyj�to nas ze zwyk�ymi honorami. Opr�cz nas, pana Boissona i genera��w francuskich obecni byli r�wnie�: wielki wezyr su�tana oraz szef protoko�u dyplomatycznego. To jego wzi��em przedtem za wielkiego wezyra. Wielki wezyr jest tym cz�owiekiem, kt�ry stoi po prawej stronie su�tana na czele dwunastu aposto��w. Jest to bardzo elegancki d�entelmen w wieku dziewi��dziesi�ciu dw�ch lat i m�wi po francusku akurat tak samo jak ja. * Narodowy hymn ameryka�ski (przyp. t�um.) Kiedy przybyli�my, nikt na niego nie zwraca� uwagi, podszed�em wi�c i zacz��em z nim rozmawia�. Podczas lunchu siedzia� po lewej stronie pani Nogue s; ja siedzia�em po jej prawej stronie. I zn�w nikt nie powiedzia� do niego ani s�owa. Wchodz�c i wychodz�c z jadalni powinienem by� i�� przed nim, ale specjalnie si� stara�em, aby tego nie robi�, co sprawi�o na starszym panu doskona�e wra�enie. Po lunchu wielki wezyr przys�a� do mnie szefa protoko�u z zapytaniem, czy nie zechcia�bym z nim porozmawia�. Wszcz�li�my rozmow�, przy kt�rej by� obecny jeden ze stronnik�w genera�a Nogue sa oraz jaki� ameryka�ski oficer marynarki m�wi�cy po francusku; ale zwraca�em si� bezpo�rednio do starszego pana. Powiedzia� mi on, �e Jego Kr�lewskiej Mo�ci specjalnie zale�y na tym, abym wiedzia�, i� ca�e �ycie Maroka zale�y od zachowania pokoju. Zapewni�em go, �e g��boko badam zagadnienia historyczne, �e od najwcze�niejszego dzieci�stwa nie my�la�em o niczym innym, jak o utrzymaniu pokoju we Francuskim Maroku i �e zamierzam go utrzyma�, wys�uchuj�c �ycze� Jego Kr�lewskiej Mo�ci przekazywanych mi przez genera�a Nogue sa. Odpowiedzia� mi, �e gdy moje s�owa dotr� do uszu Jego Kr�lewskiej Mo�ci, wprawi� go w stan radosnego wzruszenia, na co o�wiadczy�em, i� ja ze swej strony b�d� si� czu� podw�jnie szcz�liwy za ka�dym razem, gdy uda mi si� uszcz�liwi� Jego Kr�lewsk� Mo��. Wielki wezyr poruszy� nast�pnie spraw� antypatii rasowych � kwesti� �yd�w mieszkaj�cych w Maroku. Powiedzia�em mu, �e doskonale rozumiem te rzeczy, poniewa� jako dziecko wychowywa�em si� na du�ej fermie, na kt�rej hodowano 20 000 owiec. Nie by�o to ca�kowicie zgodne z prawd�, ale zrobi�o na Arabach doskona�e wra�enie. Moja znajomo�� z owcami pozwoli�a mi �wietnie zrozumie� antypatie rasowe i z tego wzgl�du nie mog� nic w tej sprawie zrobi�, wydaje mi si� bowiem, �e je�eli przodkowie su�tana zajmowali si� tymi zagadnieniami w ci�gu 1300 lat, to lepiej ni� ja jest on przygotowany do tego, aby nadal dawa� sobie z tym rad�. Wielki wezyr ca�kowicie podzieli� m�j pogl�d i o�wiadczy�, �e �adne k�opoty natury rasowej czy plemiennej nie zak��ca spokoju w Maroku. Nast�pnie powiedzia�em mu, i� niezmiernie wa�ne jest dla mnie, abym wiedzia�, co dzieje si� w Hiszpa�skim Maroku, a o ile mi wiadomo, wielki wezyr i su�tan maj� na ten temat lepsze informacje ni� ktokolwiek inny. Wielki wezyr odpowiedzia� mi, �e w Hiszpa�skim Maroku mieszkaj� tubylcy nies�usznie zwani Arabami i �e oni � wielki wezyr i su�tan poczytuj� sobie za specjalne zadanie informowanie mnie, co te niewierne �ajdaki i ich hiszpa�scy w�adcy planuj�, a informacje te b�d� mi przekazywane, jakbym by� cz�onkiem rodziny su�tana. Powiedzia�em mu nast�pnie, �e pomimo moich najwi�kszych wysi�k�w niew�tpliwie dojdzie do takich czy innych akt�w gwa�tu i chcia�bym za ka�dym razem dowiadywa� si� o takich wypadkach mo�liwie najszybciej po to, aby sprawcy zostali przyk�adnie powieszeni. Wielki wezyr orzek�, �e to jest �wietna my�l i �e powieszenie takich �ajdak�w niew�tpliwie sprawi ogromn� rado�� wszystkim Maroka�czykom. Rozmowa trwa�a oko�o pi�tnastu minut. Na zako�czenie wielki wezyr zapewni� mnie, �e moja uprzejmo�� pozwoli�a mu prze�y� najszcz�liwszy kwadrans w jego �yciu, na co ja ze swej strony stwierdzi�em, �e je�li da�em mu pi�tna�cie minut szcz�cia, to czuj�, i� moje �ycie nie by�o daremne. Wszystko to brzmi bardzo zabawnie, kiedy si� o tym pisze, i musia�o by� jeszcze zabawniejsze wyra�one w mojej francuszczy�nie, ale w�a�nie taki rodzaj rozmowy Arabowie lubi�. Wielki wezyr doda� jeszcze, �e trzeba rozmawia� z wielkim cz�owiekiem, aby w pe�ni zda� sobie spraw� z jego wielko�ci i �e istnieje arabskie powiedzenie: ci, kt�rzy twierdz�, �e wszyscy ludzie s� jednakowi � to albo g�upcy, albo k�amcy; ale on i su�tan nie s� ani g�upcami, ani k�amcami. �Fet� des moutons" (�wi�to owiec) w Rabacie SZTAB ZACHODNIEGO ZGRUPOWANIA OPERACYJNEGO 19 grudnia 1942 roku Su�tan zaprosi� mnie, dow�dc�w dywizji i czterdziestu oficer�w na uroczysto�� w pa�acu. Uwa�ali�my, �e eskort� honorow� powinni da� Amerykanie. Zawiadomi�em wi�c genera�a Nogue sa, �e przyb�d� na lotnisko o godzinie 2.15, dokonam przegl�du eskorty honorowej, kt�r� stanowi�a kompania 82 batalionu rozpoznawczego*, nast�pnie za� udam si� do siedziby rezydenta, aby zabra� genera�a i jego oficer�w. Genera� Nogues jecha� ze mn� w samochodzie rozpoznawczym z otwart� g�r�. Obaj stali�my. Eskorta honorowa zrobi�a na ludno�ci kolosalne wra�enie, czego dowodem by�y wznoszone przez Arab�w radosne okrzyki, co s�ysza�em po raz pierwszy. Przy wje�dzie na podw�rzec pa�acowy sta�a eskorta z�o�ona z kompanii czo�g�w, baterii 105-milimetrowych dzia� samobie�nych i baterii 75-milimetrowych dzia� szturmowych z orkiestr� z 3 dywizji. Zatrzymali�my si� przed frontem tych oddzia��w, kt�re sprezentowa�y bro�. Orkiestra odda�a zwyk�e honory, odgrywaj�c kolejno hymn maroka�ski, francuski i ameryka�ski. Nast�pnie udali�my si� do pa�acu pozostawiaj�c eskort� na zewn�trz. W pa�acu odby�a si� zwyk�a ceremonia z czerwon� gwardi�. Powitali�my su�tana, kt�ry bardzo d�ugo ze mn� rozmawia�, wyra�aj�c zadowolenie, �e ja, jako przedstawiciel prezydenta i genera�a Eisenhowera, mog�em przyby� na najwa�niejsze polityczne i najwa�niejsze religijne �wi�to jego kr�lestwa. Ja ze swej strony da�em wyraz zadowoleniu, jakie, moim zdaniem, odczuwali prezydent i genera� Eisenhower, �e s� reprezentowani na tej uroczysto�ci; wyrazi�em r�wnie� pogl�d, �e ta szcz�liwa okazja stanowi jeszcze jedna ilustracj� pomocy, jakiej B�g udzieli� naszej sprawie. Uwa�a�em, �e wzmianka o Bogu wobec su�tana jest trafieniem w sedno. Promowano dw�ch nowych kaid�w, a kiedy to si� sko�czy�o, wyszli�my przed pa�ac na trawnik d�ugo�ci boiska do gry w polo, lecz o po�ow� w�szy. Trawnik ze wszystkich stron otaczali muzu�manie i kilku Francuz�w. Dla zaproszonych oficer�w przygotowany by� namiot, w kt�rym ja, jako przedstawiciel Stan�w Zjednoczonych, zaj��em honorowe miejsce. Obok mnie siedzia� nast�pca tronu, kt�ry powiedzia� mi doskona�� francuszczyzn�, �e ujrz� najbardziej porywaj�ce wido- * Podpu�kownik P.A. Disney. wisko. Porywaj�ce widowisko zrobi�o klap�, ale poprzedzaj�ca je ceremonia by�a bardzo ciekawa i barwna. Po naszej lewej stronie znajdowali si� g��wni przedstawiciele wszystkich du�ych miast i plemion kr�lestwa maroka�skiego ustawieni, �eby si� tak wyrazi�, plutonami. Orkiestra czarnej gwardii bez przerwy gra�a, a obok stra�y pa�acowej sta� pu�k kawalerii, z czego po�owa uzbrojona w lance. Nagle z bramy pa�acowej run�� w nasz� stron� t�um krzycz�cych Arab�w w czerwonych fezach. Za nimi sz�o dw�ch ludzi trzymaj�cych pionowo dwudziestostopowe lance. Po nich ukaza� si� su�tan w arabskim stroju na pi�knym bia�ym ogierze. Siod�o i czaprak by�y z r�owego jedwabiu; za su�tanem szed� cz�owiek z olbrzymim parasolem. Gdy su�tan si� zbli�a�, Arabowie wybuchali dzikimi w