11824

Szczegóły
Tytuł 11824
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11824 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11824 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11824 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Konrad T. Lewandowski Xin ORBITA Sp�ka z o.o. Warszawa 1991 PRZYBYSZ Wygrana �mier� Przeci�g�e, wibruj�ce wycie wilko�aka rozleg�o si� gdzie� w g��bi mrocznego matecznika. �piew s�owika urwa� si�, ucich�y �wierszcze. Nawet wiatr zamar� i wszystkie cienie znieruchomia�y. Jeden tylko wielki, okr�g�y ksi�yc trwa� niczym nie wzruszony, siej�c mocn�, z�ocist� po�wiat�. Ksin przystan�� na moment i zwr�ci� g�ow� w stron�, z kt�rej dolecia� go g�os. Oceni� odleg�o��. By�o blisko. Za blisko. Ruszy� dalej. D�ugim susem przesadzi� strumie� i bieg�, prawie nie dotykaj�c spiczastych traw. �pieszy� si�, lecz to nie strach go pogania�. Powodem by� Korze�. Korze� dla Starej Kobiety, kt�ra tak bardzo go potrzebowa�a. Czu�, �e czasu ju� ma�o i dlatego chcia� zd��y�. Musia� zd��y�. Wypad� z pomi�dzy drzew na niewielk� polan� i stan�� jak wryty. Instynkt tylko na ma�� chwil� wyprzedzi� wzrok. Teraz zobaczy�. Przypad� do ziemi, je��c sier�� na grzbiecie. - Jednak nie bieg�em do�� szybko, musia� obej�� - pomy�la�, patrz�c na kszta�t, kt�ry wynurzy� si� przed nim. Wilko�ak by� zaskoczony, szed� przecie� �ladem cz�owieka, ju� wyobra�a� sobie, smakowa� �wie�� krew i ciep�e drgaj�ce jeszcze mi�so, a tu... Dwie pary �wiec�cych oczu niemo wpatrywa�y si� w siebie: czerwonosine wilko�aka i zielonkawe Ksina. - Odejdzie, czy nie odejdzie? - zastanawia� si� Ksin. Nie odchodzi�. Nie m�g� si� zdecydowa�. Czu� cz�owieka, widzia� koto�aka i nie pojmowa� tego. Ksinowi obrzyd�o czekanie, poderwa� si� nagle i run�� wprost na tamtego. Chcia� tylko wolnej drogi, nie zwady. Odbi� si� i wypr�y� jak struna, przelatuj�c wysoko nad �bem wilko�aka. I to by� b��d, nie doceni� napastnika. W u�amku sekundy ziej�ca smrodem morda znalaz�a si� tu� pod nim, a sczernia�e k�y wbi�y si� w jego udo, nieomal wyrywaj�c kawa� cia�a. Ksin zwin�� si� w k��b i run�li na ziemi�, a� j�kn�a od podw�jnego ciosu. Drzewa zatrz�s�y si� od przera�liwego ryku, kt�ry wype�ni� ju� ca�y las. Zakr�cili si� w op�ta�czym ta�cu, a strz�py darni i fontanny ziemi rozpryskiwa�y si� na wszystkie strony. Zwarli si� ciasno i miotali tak gwa�townie, �e Ksin nawet nie usi�owa� wyci�gn�� pazur�w. Ka�da pr�ba uwolnienia �ap mog�a mie� tylko jeden koniec: ucieczk� wilko�aka wraz z cz�ci� jego nogi. Nie mia� wyj�cia; wypu�ci� Korze� i ostro skr�caj�c �eb, wgryz� si� wolnym ju� pyskiem w krta� napastnika. Wycie zamieni�o si� w charkotliwy be�kot. Gdyby mia� z�by takie, jak te, co wpi�y si� w niego, by�oby ju� po walce. Ale jego by�y kr�tsze i tkwi�y w du�o mniejszej paszczy. Jednak zrobi�y swoje - wilko�ak pu�ci� i w tym samym momencie uczyni� to Ksin. Odskoczyli od siebie. Ksin prychn�� i warkn�� gard�owo. Odpowiedzia�o mu tylko chrypienie wilko�aka. Rzuci� kilka szybkich spojrze� - nigdzie nie dostrzeg� Korzenia. Nie by�o czasu na szukanie, wyprostowa� si� i powoli uni�s� w g�r� ramiona. Napi�� mi�nie. Mi�kkie opuszki rozchyli�y si� i pot�ne szpony w ksi�ycowej po�wiacie rozb�ys�y jak polerowana stal. Wilko�ak zamilk�, spr�y� si� i zaszar�owa�, rozchylaj�c szcz�ki. K�y przeciw pazurom. Starcie by�o szybkie jak my�l, ale Ksin by� jeszcze szybszy i nie pope�ni� ju� b��du. Dwa ciosy zerwa�y napastnikowi z pyska wszystkie mi�nie i �ci�gna, ods�aniaj�c nag� ko�� oraz wro�ni�te w ni� z�by, kt�re bezsilnie chwyci�y powietrze w miejscu, gdzie przed momentem sta� Ksin. Wilko�ak zary� �bem w traw� i przekozio�kowa� przez plecy. Natychmiast wsta� i zn�w zaatakowa�, tym razem z wyskoku. Spotkali si� w powietrzu. Sk�ra na ramieniu koto�aka rozdar�a si� z trzaskiem, ale dwa jego pazury trafi�y wprost w jedno z sino jarz�cych si� �lepi i wyrwa�y je razem z kawa�em ko�ci czaszki. J�k wilko�aka w niczym nie przypomina� ju� tego, co Ksin us�ysza� na samym pocz�tku - teraz by�a to przera�liwa skarga upiora. Na wp� o�lepiony zacz�� cofa� si� w stron� drzew, ale Ksin nie pozwoli� mu uciec. Pal�cy b�l w nodze i �apie za�mi� wszystko opr�cz pragnienia zemsty. Wykorzysta� zdobyt� przewag� i zaszed� go od strony wy�upionego oka... Rwa�, gryz� i szarpa�, czuj�c jak cia�o tamtego ust�puje pod jego szponami. Ogarn�a go zwierz�ca rado�� i uniesienie. Rozkosz mordowania. Jej szczyt nast�pi� wtedy, gdy jego tylne pazury rozpru�y wilko�akowi brzuch i zapl�ta�y si� w jelitach. Na kr�tko, bo te porwa�y si� jak marne sznureczki. Nareszcie odst�pi� i spojrza� na swoje dzie�o. Potw�r le�a� bez ruchu, nie wydaj�c �adnego d�wi�ku, ale �y�. �wiat�o jak gdyby skupi�o si� nad nim, tworz�c wyra�ny, oddzielny snop ��cz�cy go ze �wiec�c� wysoko na niebie tarcz�... Ksin podlega� tym samym prawom i wiedzia�, �e oznacza to, i� �adna z ran, kt�re zada�, nie jest tak naprawd� �miertelna i chocia� starczy�oby ich do zabicia dziesi�ciu zwyk�ych ludzi, to jednak wilko�ak ozdrowieje jeszcze tej samej nocy. I rzeczywi�cie: wyprute wn�trzno�ci zacz�y si� porusza�, pocz�tkowo bez�adnie, lecz ju� po chwili, niczym wielkie bia�e glisty, z powrotem wpe�za�y do otwartego brzucha. W trawie co� zaszele�ci�o: nie musia� patrze�, aby upewni� si�, �e tam toczy si� teraz owo skrwawione oko, wlok�c za sob� od�upany kawa�ek czaszki. Nie mia� ochoty na now� walk� i wiedzia�, co powinien zrobi�. Podszed� bez po�piechu i lew� �ap� opar� na gardle le��cego. Praw� uderzy� mocno. Zwar� pazury, �ciskaj�c �ebra i mostek jak chrust, w jeden p�czek. Poci�gn��. Rozleg� si� ostry, wielokrotny trzask i chrz�szcz�ce mla�ni�cie. Cisn�� na bok wyrwany och�ap, po czym si�gn�� po ods�oni�te, trzepocz�ce �r�d�o �ycia i mocy... Posoka bluzgn�a na boki. Podni�s� si� z sercem w �apach i patrzy�. Tylko dwie rzeczy mog�y pokona� moc magii nekrokreatywnej; srebrny pocisk lub miedziane ostrze albo pazury istoty pokrewnej - w�a�nie takiej jak on... Niczym kawa� szmaty rozerwa� zdobycz na strz�py i rozrzuci�. Reakcja by�a natychmiastowa; struga opalizuj�cego �wiat�a postrz�pi�a si� i zgas�a, a wszelki ruch usta�. Zerkn�� w d�. Przemiana ju� nast�pi�a... U st�p koto�aka le�a� teraz zmasakrowany trup cz�owieka. Przyjrza� si�: twarzy w�a�ciwie nie by�o, ale d�onie zabitego �wiadczy�y, �e musia� to by� m�ody m�czyzna; mniej wi�cej w wieku Ksina... - Je�li rodzina odnajdzie go i jakim� cudem rozpozna - pomy�la� - na zawsze pozostanie dla nich tylko ofiar� i nikt nigdy nie dowie si� prawdy o nim... Zaniepokoi� si�; straci� przecie� tak wiele czasu! Po�piesznie odszuka� Korze� i pobieg� w noc. Zarys chaty pojawi� si� mi�dzy drzewami. Przy�pieszy�. Po chwili las by� ju� za nim. Ogarn�� go l�k. Cienie �mierci, kt�re kiedy odchodzi�, b��ka�y si� jeszcze na skraju zaro�li, teraz podesz�y a� pod sam dom. Bezkszta�tne i nieokre�lone snu�y si�, polatywa�y, aby zaraz rozp�yn�� si� w powietrzu i znowu ukaza�. Dop�ki trwa�a pe�nia, widzia� je, p�niej potrafi� jedynie odczu� ich obecno��; tak samo jak pies przewiduj�cy nieuchronny zgon swego pana... Jednak�e ani teraz, ani kiedykolwiek nie by�o w jego mocy rozproszy� ich lub przegoni� - one istnia�y tylko jako pewien rodzaj emanacji umieraj�cego... Staraj�c si� nie patrze� na zawieszony nad drzwiami Znak, chy�kiem przest�pi� pr�g i przypad� do �o�a. Stara Kobieta z wysi�kiem otworzy�a oczy. - Jeste�... - wyszepta�a. Pochyli� si� do przodu i otworzy� pysk. Korze� spad� na pos�anie. Jej d�o� drgn�a, przesun�a si� i szuka�a, a� w ko�cu palce natrafi�y i rozpozna�y poskr�cany kszta�t. U�miechn�a si� s�abo. - Za p�no synku... - powiedzia�a to bardzo cicho, ale wyczu� w tych s�owach i �al, i ulg� zarazem. Wcze�niej obawia� si� tego, ale teraz, gdy ujrza� Cienie, zyska� t� straszn� pewno��, kt�ra nape�ni�a mu dusz� rozpacz�. Stara Kobieta os�ab�a tak bardzo, �e nie mog�a ju� sama przyrz�dzi� sobie leku, a jego pot�ne, lecz niezgrabne �apy nie mog�y wykona� tej delikatnej pracy. Do chwili, w kt�rej odzyska� mia� ludzki wygl�d, brakowa�o mu jeszcze kilka godzin... By� bezsilny. Po�o�y� �eb na skraju pos�ania i czeka�. Nic innego nie m�g� zrobi�, a Cienie �mierci przenikn�y ju� �ciany i ta�czy�y w izbie. R�ka Starej Kobiety unios�a si� i opad�a na jego g�ow�. G�adzi�a kr�tk� sier��, muska�a uszy. Gdy natrafi�a na kosmyk sztywny od zakrzep�ej wilko�aczej krwi, znieruchomia�a na moment. Potem zn�w poczu� s�abn�c� pieszczot�. Zrozumia�, �e domy�li�a si� wszystkiego. Up�ywa� czas i nic nie zmieni�o si�, tylko Cienie ociera�y si� ju� o niego. Zamkn�� �lepia, by na nie nie patrze�. - Ciesz� si�, �e jeste� przy mnie - us�ysza� nagle zupe�nie wyra�nie. By�y to jej ostatnie s�owa. D�o�, kt�r� czu� na sobie, opad�a bezw�adnie. Cofn�� si�, spojrza�: le�a�a z zamkni�tymi oczami i ju� nie oddycha�a. Cienie znikn�y. Gdyby by� wilko�akiem, by� mo�e zawy�by teraz, lecz on nie umia� nawet roni� �ez, ale potrafi� kocha�... Pochyli� si� i zacz�� liza� jej stygn�c� r�k�. T� dobr� r�k�, kt�ra, cho� nigdy nie sprawi�a mu b�lu, pokryta by�a sieci� g��bokich bruzd - starych �lad�w jego k��w i pazur�w. Siedzia� tak odr�twia�y ze smutku i �alu, �e nawet nie zauwa�y� godzin, kt�re min�y. Dopiero lekki dreszcz, jaki wstrz�sn�� jego cia�em, przypomnia� mu o tym, co mia�o sta� si� za chwil�... T�py b�l ockn�� si� gdzie� w g��bi m�zgu i narasta� pulsuj�c szkar�atem. R�s�, pot�nia�, nadyma� si�, rozsadzaj�c czaszk�, i nagle, jak lodowaty piorun, strzeli� wzd�u� kr�gos�upa. Ksin wyda� zd�awiony skowyt i pad�, skr�caj�c si� w drgawkach. Pysk, �apy ogarn�� �ywy ogie�. Ko�ci gi�y si� i zwija�y jak wiotkie ga��zki, a mi�nie puch�y i sztywnia�y na przemian. Z�by cofa�y si� w g��b szcz�k, kt�re w spazmatycznych zrywach zmniejsza�y sw� d�ugo��. Mia� wra�enie, jakby wydzierano mu oczy, mia�d�ono palce i nogi. Sier�� w rytm Przemiany kry�a si� pod obrzmia�� sk�r�. Nareszcie cierpienie przesili�o si� i szybko zacz�o s�abn��. Po chwili w miejscach obj�tych Przemian� pozosta�o ju� tylko delikatne mrowienie, kt�re wkr�tce znik�o. Ksin podni�s� si� z pod�ogi i usiad�, teraz ju� m�g� p�aka�... Ukry� twarz w d�oniach i bezg�o�ny szloch wstrz�sn�� jego barkami. Trwa�o to jaki� czas. Dotkliwy ch��d poranka kaza� mu wreszcie pomy�le� o sobie - by� przecie� zupe�nie nagi. Wsta� i si�gn�wszy po swoje ubranie, kt�re zdj�� tu� przed pe�ni�, zacz�� si� po�piesznie ubiera�. Gdy sko�czy�, zn�w spojrza� na cia�o Starej Kobiety. Teraz dopiero dotar�o do niego, jak bardzo jest sam. - Nie ma jej, ju� nie ma... - porazi�a go nowa fala smutku. Pozbiera� si� jako�. Ostatni raz popatrzy� na t� dobr� twarz, uca�owa� lodowate policzki i nakry� cia�o. Rozejrza� si� po izbie, znalaz� sznur i jeszcze kawa� tkaniny. Zabra� si� do roboty. Niebawem le�a� przed nim pod�u�ny, nieforemny t�umok. Sta� wyprostowany, jasnow�osy, a jego zielone oczy zapatrzy�y si� gdzie�... hen daleko... - Tak d�ugo by�a tu przy mnie..., by�a zawsze... - powiedzia� cicho do siebie. Znalaz�a go dawno temu. By� paromiesi�cznym niemowl�ciem. Le�a� porzucony na jakim� pustkowiu, przygwo�d�ony do ziemi trzema osikowymi ko�kami. Oprawcy przesadzili - dlatego prze�y�. Ca�kowicie wystarczy�by jeden, ale wbity w serce. Te trzy akurat je omin�y - znalaz�o si� mi�dzy nimi - i jego kocia �ywotno�� wykorzysta�a szans�. Kobieta uwolni�a go, opatrzy�a rany, po kt�rych nie zosta� �aden �lad, i nakarmi�a. Szybko wyzdrowia�. Musia�a domy�la� si� kim jest, a jednak kt�rej� nocy, gdy ma�y gaworz�cy na swoim ��eczku bobas zamieni� si� w szalej�cego potworka, da�a si� zaskoczy�. Nawet zlekcewa�y�a go, nie podejrzewaj�c, jak pot�na si�a i nienawi�� wst�pi�a w jego malutkie cia�ko. Rzuci� si� na ni� op�tany morderczym sza�em. Walczyli d�ugo. Ona robi�a wszystko, aby nie zrobi� mu krzywdy, on chcia� tylko zabi�. Bardzo j� wtedy pokaleczy�, a zw�aszcza r�ce. Na drugi dzie�, gdy p�aka�a z b�lu, on jak zwykle krzykiem domaga� si� swojego mleka. Nie zem�ci�a si� ani nie ukara�a go. Wci�� piel�gnowa�a najlepiej, jak tylko umia�a. Sta�a si� jedynie ostro�niejsza i kiedy nadchodzi�a pe�nia, zabezpiecza�a si� przed nim. Jednak�e nawet wtedy nie pr�bowa�a go wi�za�, czy zamyka�. Przeciwnie, raczej sama kry�a si� albo ucieka�a, daj�c mu ca�kowit� swobod�. Nie grozi�o to nikomu, gdy� najbli�sze osady by�y oddalone o wiele godzin marszu. Nigdy nie dowiedzia� si�, dlaczego przyby�a na to przera�liwe pustkowie i zamieszka�a tutaj. Nie by�a czarownic�, prost� wie�niaczk� te� nie. Prosi�a go, aby nie pyta�, wi�c uszanowa� jej wol�. Pierwsze lata przebiega�y tak samo; przewa�nie by� zdrowym, roze�mianym ch�opczykiem, uwielbiaj�cym bawi� si� i biega�, a czasami, zwykle na kilka nocy w miesi�cu, gdy niebo by�o pochmurne, stawa� si� krwio�erczym upiorem. Wtedy to z ca�� bezwzgl�dno�ci� polowa� na t�, do kt�rej za dnia zwraca� si� �mamusiu�... R�s�, a z czasem zacz�� dostrzega� i pojmowa� to, co si� w nim dzia�o. Kt�rego� dnia, po powrocie do ludzkiej postaci, przyni�s� jej bukiecik zebranych w lesie kwiat�w. Przeprasza� i p�aka�. Nie musia� tego robi�, bo ona i tak nigdy nie gniewa�a si�. Potem pojawi� si� bunt i wstr�t do samego siebie. Poczucie winy i wstydu ros�o razem z nim. Nabiera�o mocy. Coraz bardziej kocha� Star� Kobiet�. Tym wi�cej, im bardziej m�g� poj�� i oceni� jej dobro�. Ta mi�o�� pot�nia�a i ��cz�c si� z przepe�niaj�cym go gniewem, z coraz wi�ksz� si�� napiera�a na skoncentrowany w nim �adunek nienawi�ci. Z ka�d� kolejn� Przemian� coraz wyra�niej przypomina� sobie, kim by� za dnia, a� wreszcie nast�pi� prze�om. Zbli�y� si� w�wczas do jej kryj�wki i zapiszcza�. Odgad�a, �e zasz�o co� niezwyk�ego. Odwa�nie wysz�a. Tkwi�ce w nim z�o podj�o ostatni� pr�b�; by� ca�y rozdygotany, gdy podchodzi�a do niego. Wyci�gn�a r�k�. Te blizny! Uciek�, boj�c si�, �e nie wytrzyma. Po chwili jednak stan�� i zn�w zacz�� i�� w jej stron�. Dotkn�a go, pog�aska�a po grzbiecie i nagle ponury czar prys�. Przypad� do niej, mrucz�c i �asz�c si� jak zwyczajny kot, a ona tul�c go d�ugo p�aka�a ze szcz�cia... Jedna tylko rzecz pozosta�a zagadk� - dlaczego nie odzyska� w tym momencie ludzkiej postaci. Dopiero p�niej, kiedy zacz�� dojrzewa�, okaza�o si�, co by�o powodem. Nie by� cz�owiekiem. Tkwi�o w nim za wiele kocich cech - to w�a�nie one ujawni�y si� w owym okresie. Mia� owalne, a nie okr�g�e �renice, inaczej ni� wszyscy ukszta�towane ko�ci policzkowe, troch� nietypowy g�os, odmienne paznokcie oraz mn�stwo innych, czasem nawet trudnych do dostrze�enia szczeg��w, nie m�wi�c ju� o gibko�ci, zwinno�ci, czy sposobie poruszania si�. By� miesza�cem i tkwi�a w nim pewna cz�� czysto zwierz�cej natury, kt�ra na trwa�e wch�on�a w siebie dzia�anie magii. I tak, zawsze gdy ksi�yc �wieci� mocnym i jasnym blaskiem, stawa� si� koto�akiem. Lecz niczym wi�cej. W formie cz�owieka czy p�zwierz�cego demona by� ci�gle sob�: radosnym, pe�nym �ycia Ksinem, kt�ry potrafi� kocha�... Ksin - dziwne imi�. Stara Kobieta opowiada�a, �e jego pierwsza Przemiana nast�pi�a w�a�nie w chwili, gdy zastanawia�a si�, jak go nazwa�. Nagle us�ysza�a z ko�yski prychni�cie rozjuszonego kota. P�niej zdrobni�a i skr�ci�a ten d�wi�k i tak zosta�o. By� jeszcze czas, w kt�rym m�czy�a go w�asna inno��, szuka� swojego miejsca. Nie chcia� by� taki jedyny i niepowtarzalny. Nie cz�owiek i nie upi�r. Wszystkie piekielne stwory, od kt�rych roi�a si� okolica, traktowa�y go zazwyczaj jak swego. Czasem tylko myli� je ludzki zapach, jakim przesi�kn��, �yj�c obok swej opiekunki; tak jak tego wilko�aka dzisiejszej nocy. Jednak nigdy nie czu� si� z nimi dobrze. M�wi�c pro�ciej; nie znosi� ich. Mimo to zna� doskonale. Wampiry na przyk�ad wy�azi�y, gdy pe�ny ksi�yc przys�ania�y lekkie ob�oki - nie lubi�y bowiem nazbyt jasnego �wiat�a i nie by�y tak t�pe jak wilko�aki; nigdy nie zmyli� ich zapach. Ksin nie ulega� wtedy Przemianie, a zawsze lubi� buszowa� w nocy po lesie. Spotyka� je cz�sto, a je�li nie, to i tak zawsze wiedzia�, w kt�rym miejscu si� czaj�. Odnosi�y si� oboj�tnie, czasem schodzi�y mu z drogi, dobrze wyczuwaj�c, i� jego krew jest dla nich �mierteln� trucizn�. W zwi�zku z tym wynalaz� ciekaw� zabaw�; lekko kaleczy� si� w obecno�ci wampira. Ten za�, poczuwszy krew, od razu wpada� w trans i zaczyna� si� miota�. Jego instynkt samozachowawczy walczy� z nieodpartym pragnieniem ssania. To drugie zawsze ostatecznie zwyci�a�o. Przypada� i spija� �ciekaj�ce krople, aby za chwil� z wyciem i w konwulsjach rozsypa� si� w proch. By�a to ulubiona szczeniacka zabawa Ksina. Wilko�akami gardzi�, chyba nawet bardziej, ni� na to zas�ugiwa�y. Bez w�tpienia wi�za�o si� to z jego koci� natur�, kt�ra nie mog�a �cierpie� niczego pokrewnego psom. Nigdy nie spotyka� si� z nimi jako cz�owiek, gdy� Przemianie podlega� w takich samych jak one warunkach. Natomiast przygoda, jak� mia� tej nocy, r�ni�a si� od pozosta�ych tylko tym, �e zazwyczaj to on szuka� wilko�ak�w, a nie odwrotnie... Z innym koto�akiem zetkn�� si� tylko raz. W pierwszej chwili ucieszy� si� nawet. Jednak gdy w oczach tamtego dostrzeg� t�p�, bezrozumn� nienawi��, poczu� wstr�t. Da� mu dobitnie do zrozumienia, �e to jest jego teren. I zrobi� to bardzo skutecznie, bo wi�cej go ju� nie zobaczy�. Strzygi by�y jedynym rodzajem, z kt�rym utrzymywa� prawie dobros�siedzkie stosunki. Przyczyn� tej za�y�o�ci by� fakt, i� pazury mia�y niewiele mniejsze ni� on, a z�by du�o wi�ksze, oraz to, �e jego krew szkodzi�a im tak samo jak wampirom, a one wiedzia�y o tym... Stara Kobieta nie prze�y�aby tutaj nawet jednej nocy, gdyby nie chroni� jej Znak, wisz�cy zawsze nad drzwiami chaty. Przerwa� rozmy�lania i spojrza� w jego stron�. Kute srebro zdawa�o si� falowa� i drga�, kiedy na nie patrzy�. By�o to z�udzenie - on nie m�g� dostrzec prawdziwych kszta�t�w Znaku, gdy� taka by�a w�a�nie jedna z cech mocy zwi�zanej z tym talizmanem. Ksin nie lubi� owego kawa�ka z�owrogiego metalu i zawsze stara� si� trzyma� od niego z daleka. Chocia� z czasem przyzwyczai� si� do jego obecno�ci, to jednak za ka�dym razem, gdy przechodzi� przez pr�g, mia� wra�enie, �e oblewa go ukrop. A niebawem za� mia�o sta� si� co� znacznie bardziej przykrego... Jednak na razie wola� o tym nie my�le�. Wzi�� cia�o na r�ce i wyszed� przed dom. Na skraju polany r�s� pi�kny, roz�o�ysty d�b. Stara Kobieta ogromnie lubi�a wypoczywa� w jego cieniu. Po�o�y� j� wi�c tam, gdzie zazwyczaj siada�a i wr�ci� po �opat�. Dar� trzasn�a cicho, kiedy wbi� w ni� sczernia�y metal. Potem zazgrzyta�a ziemia. Jego �wiadomo�� rozp�yn�a si� w miarowym rytmie pracy, w kolejno wykonywanych czynno�ciach, i dopiero gdy ostatnia grudka gliny spad�a na pod�u�ny kopczyk, oczy Ksina spojrza�y przytomniej. Teraz nadesz�a pora na najwa�niejsze - zabezpieczenie grobu, bo w przeciwnym razie zaraz po zmierzchu zlaz�yby si� do niego wszystkie okoliczne upiory, aby wydoby� i ze�re� zw�oki. Pozornie by�o to proste; wystarczy�o przenie�� i po�o�y� na grobie Znak. - Przenie��... - u�miechn�� si� nieszczerze - ale najpierw trzeba go dotkn��! Kiedy� zrobi� to, patykiem - drewno zapali�o si�, a on poczu� b�l, jakby urwano mu r�k�. Nigdy wi�cej ju� nie pr�bowa�. Prze�kn�� �lin� i poszed� do chaty. Chwyci� sto�ek, ustawi� przed wej�ciem. �pieszy� si�, chcia� ubiec strach i zw�tpienie. Wlaz� na niego. Gor�cy wicher, wiej�cy jakby z otwartej czelu�ci pieca, gwa�townie uderzy� go w twarz. Zdawa�o mu si�, �e patrzy na wrz�c� rt��, a w�osy zaczynaj� p�on��. Czuj�c, �e du�ej ju� tego �aru nie zniesie, desperackim ruchem wyci�gn�� r�ce... Straszliwy cios przenicowa� m�zg, a wn�trzno�ci zamieni� w jeden oszala�y k��b. Potworna si�a chwyci�a go za gard�o i szarpn�a w d�. Us�ysza� st�umiony huk - to jego cia�o uderzy�o o ziemi�. Przytomno�ci nie straci�, tylko przed oczami za�opota�a mu jaka� czerwona p�achta i rozpad�a si� nagle na mrowie drobnych kawa�k�w, kt�re miota�y si� niczym ob��dne, nieprzeliczone stado pijanych ptak�w. Nie zdawa� sobie sprawy, jak d�ugo le�a� ogarni�ty albo przejmuj�cym b�lem, albo zupe�nym odr�twieniem. Kiedy ju� wsta�, by�o w nim tylko jedno uczucie - twardy, nieludzki up�r. Ponowi� pr�b�. Tym razem postawi� st� zamiast chybotliwego sto�ka. - Przestan� dopiero wtedy, gdy mnie zabijesz - wycharcza� godzin� p�niej, podnosz�c si� z blatu sto�u i rozmazuj�c grzbietem d�oni p�yn�c� z nosa krew. - Musz� to dla niej zrobi�! - d�onie chwyci�y Znak... I nic. Zupe�nie nic. Os�upia�. Kontury gwia�dzistego symbolu nie falowa�y ju�, m�g� normalnie odczyta� pokrywaj�ce go runy, kt�rych istnienia wcze�niej nawet si� nie domy�la�. Ot, zwyk�y kawa�ek nieco za�niedzia�ego metalu. - Czy�bym go zniszczy�? Straci� Moc? - zaniepokoi� si�. Wybieg� na zewn�trz i stan�� przy mogile. Wygrzeba� w niej p�ytki do�ek, umie�ci� w nim Znak i zasypa�. Sta� niezdecydowany, nerwowo pocieraj�c brod�. Po chwili znowu przykl�kn�� i wyci�gni�t� r�k� przesun�� po powierzchni kopczyka. Mi�kka, wilgotna ziemia, �adnego ciep�a ani wibracji. - A mo�e to ja zmieni�em si�? - pomy�la� - trzeba to sprawdzi�! - ruszy� w stron� lasu. Niebawem zaszed� tam, gdzie kiedy� bieg�a dawno ju� zapomniana droga. Wiele lat temu by� to ruchliwy go�ciniec, lecz teraz pozosta�a po nim jedynie linia m�odych drzew, wyra�nie wyr�niaj�ca si� w pos�pnej masie starych, omsza�ych pni. Szed� wzd�u� niej uwa�nie, obserwuj�c miejsca, kt�re stanowi�y niegdy� pobocza traktu. Nagle przyczai� si�. Trwa� chwil� w bezruchu, po czym zacz�� i��, ale tak, aby najmniejszy szelest nie zdradzi� jego obecno�ci. Skrada� si� w stron� kamienia. Niezbyt du�ego, p�askiego g�azu, na kt�rym zapewne ch�tnie przysiadali zdro�eni w�drowcy, aby rozprostowa� obola�e nogi. Jeszcze dwa kroki. Spr�y� si� i przemy�lawszy starannie wszystkie ruchy, skoczy�. Palce lewej d�oni zwar�y si� na szorstkiej ob�o�ci i poderwa�y j� w g�r�, a prawa r�ka po �okie� znikn�a w powsta�ej szczelinie. Kwik, pisk, szamotanina. Pod g�azem zakot�owa�o si�. Odwali� go na bok i obur�cz chwyci� wyrywaj�cego si� poro�ca. Ten, skrzecz�c w�ciekle i bij�c skrzyd�ami, ciosami dzioba usi�owa� zmusi� Ksina do rozlu�nienia u�cisku. Lecz on zr�cznie przesun�� d�onie i z�apa� potworka za kark i nasad� nietoperzowatych skrzyde�. - Mam ci�! - wysycza�, potrz�saj�c nim mocno. Poroniec zamilk�. Ksin podni�s� go w g�r� jedn� r�k� i oblizuj�c skaleczenia na drugiej, z ciekawo�ci� obejrza�. P�ptasi, p�ludzki upiorek musia� powsta� z zagrzebanego niedbale cztero-, mo�e pi�ciomiesi�cznego p�odu. Jego jedynym przeznaczeniem by�o prze�ladowanie ci�arnych kobiet. Teraz para czarnych, pozbawionych wyrazu oczu bezmy�lnie spogl�da�a na Ksina. Zaj�ty polowaniem na poro�ca zapomnia� o dr�cz�cej go niepewno�ci, ale gdy sko�czy�, zn�w poczu� niemi�y, mdl�cy skurcz w okolicy �o��dka. Przy okazji u�wiadomi� sobie, �e nie jad� nic od wczorajszego wieczora. - Zaraz si� wszystko wyja�ni - my�la�, biegn�c przez mroczn� g�stwin�. Na polan� wpad� spocony jak mysz - bardziej z emocji ni� zm�czenia. Od razu skierowa� si� w stron� grobu. Trzy kroki przed nim poroniec zachrypia� przera�liwie i szarpn�� tak mocno, �e omal mu nie wyrwa� si�. - Aha, znaczy nie jest �le - poprawi� uchwyt. Przez moment potrzyma� straszyd�o nad samym Znakiem - wrzask by� taki, jakby kto� wron� dusi�, ale Ksin nie odczu� nic szczeg�lnego. - Wi�c to jednak ja! - stwierdzi� zaskoczony - no to dla pewno�ci... - z rozmachem cisn�� poro�ca wprost na Znak przykryty cienk� warstw� ziemi. A� zagwizda� z wra�enia, bo w chwili gdy jego ofiara zaledwie dotkn�a mogi�y, buchn�� pot�ny k��b b��kitnego ognia, a w powietrzu zawirowa�y wielkie p�aty sadzy. Pr�cz tego jeszcze nieco bia�ego dymu. Koniec. - O jednego parszywca mniej - mrukn�� i wr�ci� do chaty. Wzi�� wiadro z wod� i z ulg� wyla� je sobie na g�ow�. Otrz�sn�� si� i wszed� do spi�arni. Zjada� wszystko, co wpad�o mu w r�ce. Szybko zaspokoi� pierwszy g��d i w pewnym momencie przy�apa� si� na tym, �e zupe�nie bezmy�lnie przebiera palcami w garncu z marynowanymi grzybami. Powoli od�o�y� ogryzany po�e� dziczyzny. - I co teraz...? - zaduma� si�. O to nie musia� pyta�. Stara Kobieta ju� dawno powiedzia�a mu, co powinien uczyni�. Teraz mia� p�j�� mi�dzy ludzi. Wzdrygn�� si�. Zna� ich z jej opowie�ci i tych kilkunastu ksi��ek, kt�re najpierw czyta�a mu ona, a p�niej on sam, dop�ty, dop�ki nie nauczy� si� ich na pami��. Nie oszcz�dza�a mu �adnych szczeg��w, m�wi�a o wszystkim, co w �yciu widzia�a, przemilczaj�c jedynie te sprawy, kt�re bezpo�rednio dotyczy�y jej samej. Wiedzia�, gdzie i jak si� zachowa�, czego spodziewa�, co m�wi�, robi�. Nauczy�a go nawet kl��. Wiedzia�, umia�, rozumia�... - lecz on naprawd� wola� ju� raczej wampiry i strzygi... - Nigdzie nie p�jd�, tu zostan� - postanowi�. Nagle gdzie� z oddali us�ysza�, albo mo�e przypomnia� sobie, jej cichy g�os: - Musisz odnale�� kogo�, kto pokocha ci� takim, jakim jeste�. Jak ja. Nikt nie mo�e by� sam, nie mo�e by� sam, nie sam, nie sam, nie... Bezg�o�ne echo rozp�yn�o si� jak delikatna mg�a. Popatrzy� w przestrze� przed sob�. - Dobrze matko - wyszepta�. Zn�w zacz�� je��. Dziewczyna Noc sp�dzi� nad grobem Starej Kobiety, snuj�c wspomnienia i chwilami drzemi�c, a rankiem rozpocz�� przygotowania. Przeszukawszy chat�, znalaz� w niej sporo z�otych monet, troch� kosztowno�ci i stary miecz, kt�ry s�u�y� tu do �cinania chwast�w i r�bania trzasek na opa�. Kilka godzin sp�dzi� szlifuj�c i ostrz�c jego poszczerbion�, a miejscami te� zardzewia�� g�owni�. Na koniec przebra� si� w podr�ne ubranie, przypasa� bro�, schowa� pieni�dze i upchn�wszy do du�ej sk�rzanej sakwy reszt� zapas�w ze spi�arni, zarzuci� j� sobie na plecy. Ruszy� do wyj�cia. W p� drogi zawaha� si�, cofn�� i za cholew� buta wsun�� d�ugi kuchenny n�. Wyszed�, raz jeszcze zatrzymuj�c si� na skraju polany. Jaki� czas patrzy� na dom, kt�ry zostawia� na �asce losu, i na mogi�� w cieniu wielkiego d�bu. Odgarn�� kosmyk w�os�w z czo�a, odwr�ci� si� i znikn�� pomi�dzy drzewami. Szed� szybkim krokiem, zastanawiaj�c si� dok�d p�j��. Ten kraj nazywa� si� Suminor, a jego najwi�kszym miastem i stolic� zarazem by�a Katima. - Miejsce r�wnie dobre jak ka�de inne i na obcego mniejsz� b�d� zwraca� uwag� - pomy�la�, skr�caj�c na kr�lewski trakt. Dotar� do niego wczesnym popo�udniem i pomaszerowa� na p�nocny zach�d. By�o pusto, cicho i tylko piach zazgrzyta� czasem pod podeszw�. Sta� si� senny i zamy�lony. St�umiony krzyk jako� do niego nie dotar�, dopiero stek wyzwisk przywo�a� go do rzeczywisto�ci. - Wi�� mocniej durniu, bo ci spod ty�ka ucieknie - rozleg�o si� gdzie� w pobli�u. Rozejrza� si� zaskoczony - trakt by� pusty. Dopiero kilkadziesi�t krok�w dalej zobaczy� to, co dzia�o si� na skraju drogi. Przywi�zana do pobliskich drzewek za obie r�ce i jedn� nog�, i rozci�gni�ta na ziemi dziewczyna wierzga�a w desperackiej furii drug�, woln� na razie nog�, a obok niej kr�ci�y si� dwa zbiry o wygl�dzie najemnych �o�dak�w. Kusa, jaskrawoczerwona i podwini�ta w tej chwili sp�dniczka nie pozostawia�a cienia w�tpliwo�ci co do zawodu uprawianego przez jej w�a�cicielk�. Jednak�e ta nie zachowywa�a si� bynajmniej tak, jak nale�a�oby si� spodziewa� po przedstawicielce jednego z najstarszych cech�w �wiata. Wr�cz przeciwnie! broni�a swej cnoty z zajad�o�ci� godn� dziewiczej kap�anki boga Reha. Tyle tylko, �e bez por�wnania bardziej skutecznie - jeden z napastnik�w masowa� obola�e krocze i w�a�nie jego grzmi�ce po ca�ym lesie bluzgi sprowadzi�y Ksina na ziemi�. - Chyba nie mieli czym zap�aci� - stwierdzi�. Tamci dostrzegli go. - O! Idzie nowy do pomocy! - zawo�a� ten kopni�ty, przestaj�c na chwil� kl��. Drugi odwr�ci� g�ow�, a dziewczyna skorzysta�a z okazji, uwolniwszy powt�rnie nog� trafi�a go obcasem sanda�a w piszczel. - A! - odskoczy� i zwr�ci� si� w stron� Ksina. - No, druhu, przy��czysz si�? Starczy jej i dla trzech. Ksin milcza�, ma�o go obchodzi�o to wszystko. Ju� chcia� omin�� tych troje i pozostawi� ich razem z wsp�lnym, jak s�dzi�, zmartwieniem w postaci braku got�wki, gdy jego wzrok zatrzyma� si� na twarzy dziewczyny. By�a �adna, no w ka�dym razie du�o �adniejsza od strzygi, i m�oda. A on zna� tylko Star� Kobiet�. Wiedzia�, �e takimi jak ona nie warto si� przejmowa� - tak m�wi�a Stara Kobieta - ale w oczach tej tutaj spostrzeg� co� niezwyk�ego. Ech, tak mi si� tylko wydaje - pomy�la�, wzruszaj�c ramionami, ale sta� dalej. �o�dacy uznali jego milczenie za aprobat�, a ten kt�ry siedzia� w kucki, wsta� teraz i wyci�gn�wszy sztylet, ruszy� w stron� dziewczyny, m�wi�c: - Hej, sprawi� j� ociupin� to nie b�dzie nam wierzga�. Ksin wiedzia� ju�, czego chce. - Nie! - powiedzia� twardo. Tamci popatrzyli po sobie. - Znaczy nie sprawia�? - Uwolnijcie j�. Rykn�li �miechem. - G�upi�!? �lepi�w nie masz? Przecie wida�, co za jedna! - Ty durny! Patrzcie, �lachetny obro�ca si� znalaz� i to kogo...? - rechota� drugi. - Powiedzia�em! - opar� d�o� na r�koje�ci miecza. Spowa�nieli. - No, Wlamir, znaczy robota czeka, p�niej poswawolim... - ten kt�ry sta� bli�ej Ksina, pochyli� si� i podni�s� le��cy w trawie top�r. Ruszyli, zachodz�c go z dwu stron. Nie czeka�, a� podejd�, zaatakowa� pierwszy. Oni byli zawodowcami, a on w ten spos�b nie walczy� nigdy dot�d. By� jednak znacznie szybszy i gdy jego pierwszy cios ze�lizgn�� si� po zr�cznie nadstawionym ostrzu topora, drugi spad� niemal natychmiast. Przeciwnik uchyli� si�, lecz Ksin, nie zatrzymuj�c ci�cia, doskoczy� i czubkiem klingi zdo�a� zawadzi� o g�ow�. Zaci�� p�yciutko, niemal�e musn��, ale czaszka na pewno p�k�a, bo tamten wypu�ci� bro� i jak pijany z�apa� si� za pie� pobliskiego drzewa. Koto�ak zwr�ci� si� w stron� Wlamira. Ten jednak te� mia� miecz i w�ada� nim znacznie lepiej ni� Ksin. Klingi zderzy�y si� raz i drugi. B�ysn�y skry. D�u�sz� chwil� walczyli, nie mog�c zdoby� przewagi, a� wreszcie wy�wiczony najemnik zmusi� Ksina do chaotycznej obrony. Odtr�caj�c mordercze razy cofn�� si� kilka krok�w i nagle zaatakowa� w spos�b, jaki ca�kowicie og�upi� Wlamira. R�wnocze�nie rzuci� dwoma no�ami lew� r�k� i zada� pot�ne, koliste ci�cie mieczem trzymanym w prawej d�oni, daj�c tym pi�kny popis i�cie kociej zr�czno�ci. Tamten, uskakuj�c przed nadlatuj�cymi ostrzami, wpad� wprost na id�c� z do�u g�owni�, kt�ra lizn�a go jak srebrzysty p�omie�. Poderwany w g�r� polecia� w ty� i bezw�adnie, jak kuk�a, run��, rozrzucaj�c szeroko ramiona. Ksin odwr�ci� si� i podszed� do poprzedniego przeciwnika. Ten dalej sta� obejmuj�c drzewo. Jego oczy patrzy�y bezmy�lnie, a po sp�kanej korze sp�ywa�a krew i bia�awy p�yn... Bez namys�u d�gn�� mieczem w plecy. Trzask �amanych �eber i charkot. Wyszarpn�� �elazo i poprawi� cios - rz�enie usta�o. Trup osun�� si� w d� i pad� na wznak. Koto�ak wytar� miecz, po czym spokojnie odszuka� i schowa� no�e. Dziewczyna ca�y czas wodzi�a za nim oczami. - Co! Nie lubisz si� dzieli�!? - wysycza�a z nienawi�ci�. Pierwszy raz us�ysza� jej g�os. Szarpn�a wi�zami, gdy zbli�y� si� do niej. Wida� nie us�ysza�a, o co im posz�o, bo zn�w zamierza�a si� nog�. Na wszelki wypadek, aby nie oberwa�, przeci�� sznur czubkiem klingi z bezpiecznej odleg�o�ci. Obszed� j� dooko�a i uwolni� r�ce. Schowa� miecz i usiad�. Patrzy�a, nic nie rozumiej�c. - Chcieli za darmo? - zapyta� wskazuj�c na zw�oki. - Z pocz�tku nie - odpowiedzia�a powoli - to ja nie chcia�am. - Ty!? - A co! - spojrza�a wyzywaj�co - nie wolno mi? - No... - zamilk� zaskoczony, o czym� takim Stara Kobieta nigdy nie wspomina�a. - Dlaczego to zrobi�e�? - odezwa�a si� znowu - przecie�... - Martwisz si�? - wpad� jej w s�owo. - Nie, ale dlaczego? - Jak masz na imi�? - nie potrafi� dobra� s��w, aby odpowiedzie� na poprzednie pytanie. - Hanti... Ach tak... Ty naprawd� nie chcia�e� si� dzieli�. Poczu� si� nieswojo. Spu�ci� wzrok, bo policzki zrobi�y si� podejrzanie gor�ce. - Jestem Ksin... Milczeli przez d�ug� chwil�, nagle jej d�o� dotkn�a jego ramienia. - Chod�my st�d - powiedzia�a mi�kko. Szli �rodkiem drogi, spogl�daj�c na siebie z ciekawo�ci�.. - Powiedz mi... - zacz�� - czemu ty im..., no wiesz... - Nie da�am? - Aha. - Nie jestem taka, jak my�lisz. Nie wytrzyma� i parskn�� �miechem. - Wspaniale! - zawo�a�. - Rozumiem, �e twoja suknia jest bardzo �adna, tylko wyja�nij mi teraz; jaka to cnotliwa wychowanka szk�ki dla prawowicie sp�odzonych panien postanowi�a na co dzie� nosi� jednoznaczny str�j - zachichota�. - Nie b�aznuj - uci�a kr�tko - nie przysz�o ci do g�owy, �e musia�am robi� to nie z w�asnej woli. Jako brank� wojenn� sprzedali mnie do domu rozpusty w Amizar. By�am tam przez cztery lata i uciek�am przy pierwszej sposobno�ci, czyli miesi�c temu. - Wybacz. Tamci dwaj �cigali ci�? - Tak, ale z powrotem mieli dostarczy� tylko moj� g�ow� - jako postrach dla innych. P�ki co, do zabawy potrzebna im by�am w ca�o�ci, wtedy nadszed�e�. A sk�d ty jeste�? - St�d - wskaza� na las i u�wiadomi� sobie, �e ju� powiedzia� zbyt wiele. Popatrzy�a uwa�niej. - I co tam robi�e�? - Za du�o pytasz - warkn�� zmieszany. - Nie udawaj, i tak widz�, �e nie jeste� pe�nym cz�owiekiem. - A� tak bardzo to wida�? - zaniepokoi� si�. - Nie bardzo, ale ja umiem patrze�. Lampart...? Puma...? - Nie, kot. Zwyk�y kot. - Mi�e zwierz�tko. Mam nadziej�, �e tylko to... Nie odpowiedzia�. Zapyta� j� o co� b�ahego. Zacz�a m�wi�, a on s�ucha� jej, znowu pyta� i tak w�drowali w�r�d tych pe�nych tajemnic puszcz... S�o�ce przeby�o ju� trzy czwarte swojej dziennej drogi, kiedy wydostali si� na otwart� r�wnin�. Ksin nie przyzwyczajony do tak rozleg�ych przestrzeni, czu� si� z pocz�tku niepewnie, ale w miar� up�ywaj�cego czasu g�r� w nim wzi�a ciekawo�� i szed�, bystro rozgl�daj�c si� na wszystkie strony. Dok�adnie odwrotnie by�o z Hanti; gdy �w pos�pny las, o kt�rym s�ysza�a tyle przera�aj�cych rzeczy, pozosta� ju� daleko za nimi, wyra�nie rozlu�ni�a si� i uspokoi�a. Jej krok i gesty sta�y si� tak naturalne i pe�ne swobody, �e chwilami zdawa�a si� by� ta�cz�c� na piaszczystej drodze rusa�k�. Takie przynajmniej odnosi� wra�enie patrz�cy na ni� Ksin, kt�remu nigdy dot�d nie uda�o si� podej�� tak blisko do jakiejkolwiek prawdziwej rusa�ki czy elfa, aby m�c napatrze� si� do syta. - Odpocznijmy troch� - zaproponowa�a Hanti - pi� mi si� chce, a tam, za tymi drzewami powinna by� rzeka. - Zgoda. Zboczyli z traktu i skierowali si� we wskazanym przez ni� kierunku. Pobieg�a przodem i pierwsza stan�a na poro�ni�tym krzakami brzegu. Rzeczka nie by�a szeroka, za to jej ciemnozielonkawy, leniwy nurt kry� musia� wiele niezwyk�ych i mrocznych g��bin. �wiadczy�y o tym liczne nabrze�ne skarpy, kt�rych strome �ciany niemal pionowo wchodzi�y w g��b milcz�cej topieli. W pewnym miejscu brzeg obni�a� si� nieco, a przerwa w g�stym pasie zaro�li pozwala�a dotrze� na sam skraj p�yn�cej wody, gdzie starczy�o ju� tylko pochyli� si� nieco, aby d�onie zaczerpn�� mog�y orze�wiaj�cego ch�odu. Hanti przystan�a tutaj, a beztroski u�miech na twarzy Ksina natychmiast st�a�. Co�, jak wibruj�cy zew, dotar�o do niego i mrowiem przebieg�o po sk�rze. Poczu� Obecno��. Wyra�nie, ale nie jasno, jakby jaka� mi�kka i gruba os�ona t�umi�a sygna� odbierany przez jego nadprzyrodzony zmys�, ale To by�o silne... i takie bliskie... Hanti pochyla�a si�, wyci�gaj�c ramiona... - Woda!!! B�ysk woli i z�a niczym sztylet przeszy� mu m�zg. Trzy rzeczy sta�y si� w jednym u�amku chwili; szybki jak piorun skok Ksina, przera�liwy krzyk Hanti i plusk rozwieraj�cej si� rzeki. R�ce koto�aka zacisn�y si� na talii dziewczyny i desperacko szarpn�y w ty�. Atak utopca zaledwie o w�os min�� cel. Rozmi�k�e, bia�e �apy klasn�y, chwytaj�c powietrze. Ksin odci�gn�� oszala�� z grozy Hanti, a wystaj�ce z wody d�onie wczepi�y si� w dar�; utopiec d�wign�� si� ku g�rze, wype�z� na brzeg i wsta�. Opuchni�ty i siny szed� prosto na nich, a z ust i nosa wycieka� mu zielonkawy �luz. Ksin zatrzyma� si� nagle i stan�� unosz�c g�ow�. Patrzy� prosto we wlepione w niego martwe, matowo��te kule, kt�re tkwi�y w oczodo�ach tamtego. S�ysza� gwa�towny, spazmatyczny oddech kurczowo wczepionej w jego rami� i kul�cej si� za nim dziewczyny. Utopiec znieruchomia�. Odra�aj�ca, wyblak�a poczwara - rozmi�k�e, bia�awe cia�o wisia�o na ko�ciach jak pomi�ty �achman na ko�ku, a chwila, kt�ra teraz nast�pi�a, przeci�ga�a si�. Ksin czeka�. Hanti uspokoi�a si� niespodziewanie i wychyliwszy si� zza plec�w koto�aka w skupieniu obserwowa�a ca�� scen�. Utopiec zrobi� krok w ty�. Po nim nast�pne. Powoli wlaz� z powrotem do rzeki i znikn�� pod jej powierzchni�. Powsta�e przy tym kr�gi uni�s� nurt. - Zmykajmy - mrukn�� Ksin. Hanti nie sprzeciwi�a si�. W po�piechu wr�cili na drog�, lecz zanim zdo�ali zrobi� na niej sto krok�w, dziewczyna zatrzyma�a si� nagle. - Chod� - zawo�a�. - Nie! - Czemu? - Za g�upi� mnie masz?! My�lisz, �e nie wiem, dlaczego zrezygnowa�? �adnej zwyk�ej istoty na pewno by si� nie przel�k�! - wyrzuci�a z siebie - on ci� pozna�; jeste� jednym z nich! - dr�a�a ze strachu i nienawi�ci. Nie mia� ju� nic do ukrycia. - To prawda. - Czu�am, �e masz na mnie ochot�, ale nie s�dzi�am, �e mam by� do ze�arcia! - Nie... - Czym si� stajesz?! - Koto�akiem - odpar� z rezygnacj�. - To gi�! - rzuci�a si� na niego, unosz�c n�. Uchyli� si� i z�apa� j� za nadgarstek, ale ona podci�a mu nogi i wpadli do przydro�nego rowu. Szamota�a si� z furi�, pr�buj�c gry�� i kopa�. - Przesta�! - Albo ty, albo ja - wysycza�a - uciec nie dam rady. - Uderzy�a go g�ow� w nos. Zabola�o mocno. - Nic ci nie zrobi�, prosz�... - Teraz nie, tylko jak ksi�yc wzejdzie. - Jest ju� po pe�ni. - To przy nast�pnej! - wrzasn�a. - Ty o�lico! - zdenerwowa� si� wreszcie - a co ja z tob� przez ten miesi�c zrobi�?! Do��, m�wi�! Znieruchomia�a, jednak r�ki z no�em nie pu�ci�. - Do Katimy idziesz? - zapyta�a spokojniej. - Do Katimy - potwierdzi�. - To jeszcze ze dwa tygodnie w�dr�wki. - A tam w t�umie zgubi� si� �atwo - doda�. - Niech b�dzie - zgodzi�a si� - ale co ty chcesz tam robi�? Przecie� zat�uk� ci� zaraz po pierwszej Przemianie. Nie ukryjesz si�. - Nie jestem taki, jak my�lisz - przedrze�nia� j� - mog� ci� ju� uwolni�, czy mam najpierw wyrzuci� ci t� zabawk�? - Ju� dobrze. Pu��. Zwolni� uchwyt i odsun�� si� na wszelki wypadek. - No to jaki jeste�? - spyta�a, chowaj�c n�. - Zaraz ci powiem, tylko wyle�my st�d najpierw. - Podaj mi r�k�. Sz�a obok niego, a on m�wi� o sobie, Starej Kobiecie, o wszystkim, co tylko pami�ta�. Trwa�o to d�ugo i gdy sko�czy�, by�a ju� g��boka noc, a oni le�eli w trawie na pos�aniach z p�aszczy. - I ja mam ci wierzy�? - powiedzia�a cicho. - A masz lepszy pomys�? - �achn�� si� Ksin. - Mam - wyszepta�a - mo�esz mi rozpi�� bluzk�... Przygarn�� j� i przytuli� mocno. Poda�a mu usta i powoli podci�gn�a sp�dniczk�. Rozchyli�a kolana. Przez chwil� nie bardzo wiedzia�, od czego zacz��, ale potem by�o ju� dobrze. I mi�o. Tylko troch� inaczej, ni� to czyta� w ksi��kach. Nast�pne dni i noce up�yn�y podobnie. Droga nie d�u�y�a si� im; szli, rozmawiali, a w chwilach gdy w oczach obojga zapala�y si� te same rozmigotane skierki, znikali z go�ci�ca, aby na kilka godzin zaszy� si� w jakim� przytulnym zak�tku i do upojenia nasyci� sob�. Zosta�y im jeszcze dwa dni w�dr�wki do miasta. S�o�ce sta�o w zenicie, przypiekaj�c solidnie, kiedy Hanti sko�czy�a w�a�nie opowiada� jak�� histori�. Roze�mia� si� i zapyta�: - S�uchaj, czy wy wszystkie jeste�cie takie same? - Zale�y gdzie... - odpar�a szybko. Ksin zamruga� gwa�townie oczami. - ...Ja my�la�em o strachu, t-to znaczy odwadze - zapl�ta� si� ca�kiem - no, czy tak szybko jak ty przestaj� si� ba�? - wykrztusi� wreszcie. - Chodzi ci o tego mokrego przyjemniaczka, wtedy? - Uhm. - Zamy�li�a si�. - Raczej nie. Niejedna z tych, kt�re usz�yby z �yciem, ze strachu przed wod� na d�ugo przesta�aby si� my�... - Wi�c jeste� inna? - To z przyzwyczajenia, w Amizar kazali mi niekiedy oddawa� si� takim, przy kt�rych tamten wymoczek wygl�da� jeszcze ca�kiem �wie�o. A ty, skoro ju� zacz�li�my; co zrobi�by� ze mn�, gdyby� po Przemianie nie potrafi� si� opanowa�? - Zapewne spr�bowa�bym tego i owego... - A co by�oby pierwsze...? - popatrzy�a zalotnie. - M�zg - paln�� bez wahania - koty zawsze zaczynaj� od �ba... Speszy�a si� i jemu te� zrobi�o si� g�upio - to nie by� temat do �art�w, przynajmniej nie teraz. Pogaw�dka urwa�a si�, a upa�, od kt�rego a� falowa�o powietrze, rozproszy� ich my�li i nie zach�ca� do dalszego suszenia garde� i j�zyk�w. Wlekli si� wi�c noga za nog�, wypatruj�c cienia, najlepiej gdzie� w pobli�u jakiego� �r�de�ka. Zbli�ali si� do miejsca, gdzie droga wchodzi�a pomi�dzy dwa ci�gn�ce si� po horyzont �any z�otego zbo�a. Wiatru nie by�o, lecz pylisty kurz i tak k��bi� si� przy ka�dym kolejnym kroku. Ksin stan�� nagle. - Zaczekaj - po�o�y� d�o� na ramieniu dziewczyny. - H�? - spojrza�a pytaj�co, ocieraj�c pot z czo�a. - Jest! - Co takiego? - Po�udnica. - Gdzie?! - Tam, na skraju pola, z prawej. Zaczai�a si� w zbo�u. - Sk�d ty... ach prawda, zapomnia�am. To co robimy? - Nic trudnego... - podni�s� z go�ci�ca solidny kamie�. - Nie patrz w tamt� stron�, najlepiej pod nogi - ostrzeg�. Zamierzy� si� i rzuci� z rozmachem. Wrzask, jaki Hanti us�ysza�a za moment, do szpiku ko�ci porazi� j� swoj� upiorn� wibracj�. Pociemnia�o jej w oczach i przewr�ci�aby si�, gdyby nie rami� Ksina. - Uciek�a, droga wolna - powiedzia�. Weszli w pszeniczny w�w�z i przebyli t�dy kawa�ek drogi. Morze z�ocistych k�os�w trwa�o tu dooko�a sztywne i nieporuszone, a w martwej ciszy rozleg� si� tylko szelest ich krok�w i szmer przyspieszonych oddech�w. Wsz�dzie bia�o-��te, o�lepiaj�ce �wiat�o. Smak py�u w wyschni�tych ustach i piek�cy pot. By�o gor�co, coraz bardziej gor�co... Ksin zakl�� p�g�osem. - Co?! - Niedobrze. Wraca - chwyci� drugi kamie�. - Och... - Spokojnie, jest daleko, ale lezie za nami. Szybko urwij pas p��tna! - Ju�... ju� - r�ce jej dr�a�y, wi�c zrobi� to sam i zawi�za� swej towarzyszce oczy. - P... po co to? - Rozjuszy�em j� i je�li teraz na ni� spojrzysz, to stracisz nie tylko rozum, ale mo�liwe, �e umrzesz z przera�enia. Prowadzi� Hanti jak ma�e, bezradne dziecko. - Ksin!! - za�ka�a rozpaczliwie - Co� mnie dotyka! N... na pleca...ach!!! Odwr�ci� g�ow�. - A niech to! Stoi na drodze. Czujesz na sobie jej wzrok, ale w�ciek�a si�! Zas�oni� dziewczyn� w�asnym cia�em. - Lepiej? - Tak. Czy daleko jeszcze? - Nie wida� ko�ca tego przekl�tego zbo�a. To pewnie kr�lewska ziemia. - A ona? - Bli�ej, ale trzyma si� z ty�u. Nie dorzuc� st�d, za daleko. Zn�w si� schowa�a! - Znaczy, boi si� nas...? Nie odpowiedzia�. Milczenie przeci�ga�o si�. - We� si� w gar��! - Cz...czemu? - szcz�kn�a z�bami. - Jest druga... - liij...! - Hanti! Dziewczyno!!! S�yszysz, co do ciebie m�wi�?! - potrz�sn�� j� z ca�ej si�y, mocno �ciskaj�c za rami�. Nie pomog�o. - Mate�ko!!!! - skamla�a przeci�gle. Uderzy�. - Hanti, Hanti! - sam zacz�� ju� traci� g�ow�. - Ksin! Gdzie� ty! - omal nie zerwa�a przepaski. - Tu jestem! Rzuci�a mu si� na szyj�, dusz�c go prawie. Wzi�� j� na r�ce i bieg�. Kamie� wypad� mu z d�oni. Mia� zamiar powiedzie�, �e je�li zostawi j� na moment sam�, to za nic nie wolno jej ruszy� si� z miejsca i otwiera� oczu. Czu� bowiem opr�cz dw�ch Obecno�ci jeszcze trzeci� - s�ab�, lecz narastaj�c�. Jednak gdy paznokcie Hanti przebi�y koszul� i z ca�� moc� wpi�y si� w jego cia�o, zrozumia�, �e �adna si�a nie oderwie jej od niego, wi�c teraz ju� p�dzi� jak szalony, widz�c w tym ich jedyn� szans� ocalenia. By� bezbronny wobec po��czonej woli trzech potwornych nadistot... Nap�r mocy po�udnic pot�nia� z ka�d� chwil�, pot zalewa� mu oczy, omdlewa�y r�ce. Ob��d nadci�ga� z otch�ani pod�wiadomo�ci. Uczucia i my�li znika�y jak gaszone �wiece... Biec, biec, biec. Wida� koniec, wytrzyma�, doj��, dopa��. �wiadomo�� zamiera�a zgniatana �elaznym m�otem. - Ju�! S�abnie. Jaka� ulga! Poczucie Obecno�ci usta�o. Pad� na kolana. - Hanti! - my�la� tylko o niej. By�a nieprzytomna. - Je�li... - lodowata ig�a strachu uk�u�a go prosto w serce. - Hanti, najdro�sza... - g�aska� j�, szarpa�, ca�owa�. Nareszcie otworzy�a oczy. - Ksin... czy �yjemy? Fala ogromnej ulgi zabra�a mu resztk� si�; pad� na ni� szlochaj�c jak dziecko. Po�udnice uderzy�y jedynie w niego, gdyby cho� na moment skupi�y si� na Hanti, nic nie pomog�aby opaska na oczach - jej jestestwo nieodwracalnie rozpad�oby si� jak domek z kart. Mieli tak wiele szcz�cia... Min�o sporo czasu, zanim si� pozbierali, ale dalej szli niczym skaza�cy odwi�zani spod pr�gierza. - Nie my�la�am, �e mog� by� gro�ne nawet dla ciebie - odezwa�a si� cicho. - Jedna jeszcze nie, ale kilka. One czerpi� sw� si�� ze S�o�ca, ja z Ksi�yca. Widzisz r�nic�? - Tak... Dalszy marsz m�czy� ich coraz bardziej. Kr�tkie postoje w niczym nie pomaga�y. Nie dotrwali do wieczora i na nocleg zatrzymali si� wcze�niej ni� zwykle. Pierwszy raz tak szybko ogarn�a ich senno��. Nie pr�bowali z ni� walczy� i dopiero rankiem, b��dz�c w p�nie d�oni� pod sp�dniczk� dziewczyny, Ksin przypomnia� sobie, i� maj� niejakie zaleg�o�ci. Hanti my�la�a podobnie... Tego dnia ujrzeli odleg�e zabudowania Katimy. Siedzieli w cieniu niewysokiej ska�ki, dojadaj�c ostatnie zapasy. - Ksin... - prze�kn�a k�s chleba. - S�ucham - si�gn�� po buk�ak z wod�. - Tam..., rozstaniemy si�? - Mia�a� taki zamiar. - Tak, wiem, jestem tylko dziewk� na sprzeda�. Nie warto si� mn� przejmowa� - zwiesi�a g�ow�.. - Co ty, Hanti? - I nic innego nie umiem robi�. Zostawisz mnie. - A ja... ja... - g�os jej za�ama� si�. - No, powiedz - zach�ci� �agodnie. - Ja, chc� by�... z tob�! - wybuchn�a p�aczem. Porwa� j� w ramiona i przytuli� mocno. - I ja te�. - Naprawd�? - Nie namawia�em ci�, bo wiedzia�em, �e si� mnie boisz. - To bez znaczenia! Trzy razy, gdyby nie ty... Moje �ycie nale�y do ciebie - popatrzy�a mu w oczy. - Przecie� ja nawet nie jestem cz�owiekiem... - Nie przesadzaj, jeste� na pewno bardziej ludzki ni� ca�e to pe�nej krwi byd�o, jakie przez cztery lata w�azi�o we mnie w dzie� i w nocy! - No w�a�nie, a co b�dzie, je�eli zostan� rozpoznany? Pomy�la�a�, co stanie si� z tob�? Prawo o czysto�ci rodzaju chyba jeszcze jest przestrzegane. - Nie zawsze. To w ko�cu chcesz, abym by�a? - Tak. - Wi�c s�uchaj. Musisz po prostu uwa�a�. Paznokcie zaraz ci przytn� i nie b�dzie wida�, �e s� zakrzywione. Pozostaje tylko ich kszta�t, ale taki zdarza si� czasem i u zwyk�ych ludzi. Na wszelki wypadek, przy obcych, lekko zaciskaj pi�ci - to gdyby gapili si� na twoje d�onie. Unikaj patrzenia im w oczy, ale bez przesady i pami�taj, �e kiedy si� w�ciekasz, to twoje �renice staj� si� prawie pionowe. I wreszcie, gdy b�dziesz chodzi�, staraj si� robi� jak najwi�cej ha�asu. Nawet mnie doprowadza czasem do sza�u twoje bezszelestne st�panie. - To wszystko? - Nie. - C� jeszcze? - Mam by� twoj� kobiet�, nie dziewk�? - No, tak. - To b�dzie ci� troch� kosztowa�o. - Popatrzy� zaskoczony. - A co my�la�e�, kupisz mi wreszcie przyzwoit� sukni�. Zawsze marzy�am o takiej d�ugiej, B��kitnej w szmaragdowe wzorki... Parskn�� �miechem i od razu zakrztusi� si� kawa�kiem w�dzonki. Grzmotn�a go w plecy. Odetchn��. - B�dzie, jak pragniesz - otar� za�zawione oczy. - Dzi�kuj�, a teraz dawaj �apy! - wyci�gn�a no�yczki. Dwie godziny p�niej weszli do pierwszej napotkanej na przedmie�ciach Katimy gospody i wynaj�li tam pok�j. Nie pozostali w nim jednak zbyt d�ugo, bo zaledwie Ksin zdo�a� zdj�� z siebie podr�n� sakw�, Hanti zaraz wyci�gn�a go na zakupy. W��czyli si� mi�dzy straganami w sk��bionym ludzkim mrowisku, a koto�ak coraz wdawa� si� w spory z przekupkami. Doskonale bawi� si� przy tym, pr�buj�c teraz umiej�tno�ci, kt�rych naby� �wicz�c niegdy� ze Star� Kobiet�. Sz�o mu ca�kiem nie�le, tote� kiedy nadesz�a pora, aby zap�aci� za trzy nowe sukienki dla Hanti, kt�ra zupe�nie nie mog�a si� zdecydowa� na jedn�, wytargowa� nawet ca�kiem rozs�dn� cen�. Hanti przebra�a si� natychmiast po �ywio�owo wyra�onym zachwycie. W trakcie czego jedynie kocie wyczucie r�wnowagi Ksina ocali�o ich przed k�piel� w wielkiej ka�u�y, w momencie gdy dziewczyna z dzikim okrzykiem uwiesi�a si� na nim. Teraz Hanti pu�ci�a lu�no szczelnie okrywaj�cy j� do tej pory p�aszcz i zacisn�wszy drobne palce na ramieniu Ksina, sz�a dumnie u jego boku, z powag� spogl�daj�c na inne kobiety. W drodze powrotnej przyczepi� si� do nich jaki� w�drowny handlarz talizmanami, proponuj�c kupno pewnego, pono� bardzo skutecznego, amuletu przeciwko koto�akom. Ksin nie zawaha� si� ani chwili, kupi�, podzi�kowa� uprzejmie, po czym pomaszerowa� dalej, ci�gn�c za sob� p�przytomn� ze �miechu dziewczyn�. Przekupie� d�ugo jeszcze gapi� si� za nimi, niczego nie rozumiej�c, a Hanti chichocz�c bez przerwy zarazi�a sw� weso�o�ci� r�wnie� i Ksina. Oboje stan�li w drzwiach gospody zataczaj�c si� jak pijani i podryguj�c od zniewalaj�ce go ich �miechu, kt�ry �ci�gn�� ku nim powszechne zaciekawienie obecnych. Nazajutrz rankiem, zostawiwszy dziewczynie kilka srebrnych monet na kupno �ywno�ci, Ksin wybra� si� szuka� pracy. Wprawdzie tego, co mia�, mog�o wystarczy� im jeszcze na d�ugo, lecz on chcia� jak najszybciej upodobni� si� do zwyk�ego, spokojnego mieszka�ca Katimy. Spotkali si� dopiero p�nym popo�udniem. Hanti czeka�a ju� z obiadem, a Ksin z tajemnicz� min� po�o�y� na stole p�katy mieszek z pieni�dzmi. - Jak na pocz�tek powiod�o mi si� niezgorzej - powiedzia�, wskazuj�c sakiewk�. Si�gn�a po ni� i odwi�za�a rzemyk. - Z�oto...? - popatrzy�a zdumiona. - Tak. Trzydzie�ci sztuk. - A� tyle! Ale za co, jak...? - Zaraz si� dowiesz, tylko daj co� zje�� - poprosi�. Nala�a polewk� do misy i postawi�a przed nim, a sama usiad�a naprzeciw, opieraj�c brod� na d�oniach. Przygl�da�a si� mu. Skosztowa�. - Dobre! - zawo�a� - sama gotowa�a�? - Uhm. - Ca�kiem