11774
Szczegóły |
Tytuł |
11774 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11774 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11774 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11774 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Juliusz Verne
W p�omieniach indyjskiego buntu
Powie�� podr�nicza w 2 tomach
1925
� Andrzej Zydorczak
SPIS TRE�CI
Tom I
I. CENA ZA G�OW�.
II. PU�KOWNIK MUNRO.
III. BUNT SIPAJ�W.
IV. W G��BI JASKI� ELLORY.
V. OLBRZYM STALOWY.
VI. PIERWSZE ETAPY.
VII. PIELGRZYMI NAD RZEK� PHALGOU.
VIII. KILKA GODZIN W BENARES.
IX. ALLAHABAD.
X. VIA DOLOROSA.
XI. ZMIANA MUSSONU.
XII. W�R�D FALI OGNIA.
XIII. BOHATERSKIE CZYNY KAPITANA HODA.
XIV. JEDEN PRZECIW TRZEM.
XV. PAAL TANDIT.
XVI. B��DNY OGNIK.
Tom II
I. NASZE SANATORJUM.
II. MATEUSZ VAN GUITT.
III. KRAAL.
IV. KR�LOWA TARRYANI.
V. NOCNY NAPAD.
VI. PO�EGNANIE Z MATEUSZEM VAN GUITT.
VII. PRZEP�YNI�CIE BETWY.
VIII. HOD PRZECIW BANKSOWI.
IX. STU PRZECIW JEDNEMU.
X. JEZIORO PUTURIA.
XI. OKO W OKO.
XII. PRZED PASZCZ� DZIA�A.
XIII. STALOWY OLBRZYM.
XIV. PI��DZIESI�TY TYGRYS KAPITANA HODA.
Tom I
ROZDZIA� I - CENA ZA G�OW�.
Dwa tysi�ce funt�w szterling�w nagrody otrzyma, kto dostawi �ywego lub umar�ego jednego z poprzednich przyw�dc�w bundu
Sipaj�w, kt�ry znajduje si� obecnie w okr�gu bombajskim, mianowicie naboba Dandu-Pant, znanego pod imieniem��
Tak brzmia�o urz�dowe obwieszczenie, kt�re dnia 6. marca 1876 zosta�o w Aurungabad wieczorem publicznie og�oszone.
Ostatniego s�owa, os�awionego nazwiska, kt�re jedni tak bardzo przeklinali, jak je inni potajemnie podziwiali, brakowa�o na afiszu,
przylepionym niedawno na murze zapad�ego bungalowu przy brzegu rzeki Doudha.
Nazwiska tego jednak brakowa�o poprostu dlatego, �e jaki� fakir, kt�rego nikt przy brzegu nie zauwa�y�, oddar� doln� cz�� afiszu,
na kt�rej t�ustemi czcionkami by�o wydrukowane to imi�. R�wnocze�nie znik�o nazwisko generalnego guwernera prezydentury Bom-
baju, kontrasygnatura podpisu wicekr�la Indyj.
Co mog�o powodowa� tym fakirem? Czyby si� spodziewa�, �e z podarciem obwieszczenia powstaniec z r. 1857 ujdzie s�dowej po-
goni i gro��cego mu zas�dzenia? Czy�by m�g� wierzy�, �e osobisto�ci tak s�awnej razem z rozrzuconemi szcz�tkami papieru nie b�-
dzie ju� mo�na znale��?
By�oby to niem�dre.
Na �cianach dom�w, pa�ac�w, �wi�ty� i hoteli w Aurungabad znajdowa�y si� takie same afisze w olbrzymiej ilo�ci. Pr�cz tego pu-
bliczny wywo�ywacz przechodzi� przez ulice miasta i g�o�no odczytywa� obwieszczenie guwernera. Mieszka�cy i najmniejszej dziu-
pli na prowincji ju� wiedzieli, �e przyrzeczono prawdziwy maj�tek za uj�cie i dostawienie Dandu-Panta. Przed up�ywem dwunastu
godzin musia�oby jego napr�no wydarte nazwisko w ca�ej prowincji by� w ustach wszystkich. Je�li wiadomo�ci by�y prawdziwe, je-
�li nabob szuka� rzeczywi�cie w tej cz�ci Hindostanu schronienia, to musia� przecie� bez w�tpienia, pr�dzej czy p�niej wpa�� w
czyje� r�ce, bo przecie� le�a�o jego uj�cie w interesie wszystkich.
Jakiem wi�c uczuciem by�. powodowany �w fakir, je�eli podar� jeden egzemplarz tysi�ckrotnie ju� rozpowszechnionego obwiesz-
czenia?
Najprawdopodobniej uczuciem gniewu, mo�e wewn�trznej pogardy, bo poruszy� przytem �opatkami i uda� si� potem bez oznaki tro-
ski do najludniejszej, a przytem najbiedniejszej cz�ci miasta.
�Dekkan� nazywaj� wi�ksz�, cz�� wschodniego p�wyspu indyjskiego pomi�dzy zachodniemi a wschodniemi g�rami Ghats. Za-
zwyczaj oznacza si� t� nazw� tak�e ca�� po�udniow� cz�� Indyj, po tej cz�ci Gangesu. Dekkan, kt�rego imi� w sanskrycie oznacza
po�udnie, sk�ada si� z wielu prowincyj, prezydentur Madras i Bombaj. Jedn� z najwa�niejszych pomi�dzy niemi jest Aurungabad, kt�-
rej stolica kiedy� uchodzi�a za stolic� ca�ego Dekkanu.
W XVII. stuleciu ustanowi� s�ynny cesarz mongolski Aurung-Zeb sw�j dw�r wed�ug porz�dku tego miasta, kt�re ju� w najdawniej-
szych dziejach Hindostanu jest znane pod nazwiskiem Kirkhi. Liczy�o ono wtedy sto tysi�cy mieszka�c�w, oko�o pi��dziesi�t tysi�cy
pod w�adz� angielsk�, kt�rzy zarz�dzaj� ni� zamiast �nizama� z Hajderabadu. Jest ono jednak jedn� z najbardziej zdrowotnych miej-
scowo�ci p�wyspu, a straszna cholera azjatycka i febra, kt�ra zdziesi�tkowa�a ludno�� w Indjach, oszcz�dzi�y j�.
Aurungabad przechowa�o wspania�e szcz�tki dawnej �wietno�ci. Pa�ac Wielkiego Mogu�a wzniesiony na prawym brzegu Doudmy,
pomnik su�tanki-oblubienicy Schah-Jahan, ojca Aurung-Zeb, meczet na�ladowany pod�ug Padja-d�Agra, kt�ry wznosi swoje cztery
minarety na oko�o kopu�y kszta�tnie zaokr�glonej, inne pomniki artystycznie zbudowane i bogato ozdobione �wiadcz� o wielko�ci i
pot�dze jednego z najznakomitszych zdobywc�w Hindostanu, kt�ry wzni�s� to kr�lestwo, przy��czywszy do niego Kabul i Assam, do
niezr�wnanej pot�gi i dobrobytu. Chocia� ludno�� od owego czasu w Aurungabad znacznie si� zmniejszy�a, jak m�wili�my wy�ej, to
jednakowo� jeden cz�owiek m�g� �atwo ukry� si� po�r�d tych typ�w tak r�norodnych, z kt�rych si� sk�ada�o to miasto.
�ebrak ten prawdziwy, czy udany zmieszany z posp�lstwem, nie odr�nia� si� od niego niczem. Podobnych jemu w Indjach jest ob-
fito�� wielka. Tworz� oni z tak zwanymi �Sayed� zakon religijnych �ebrak�w, kt�rzy prosz� o ja�mu�n� przechodni�w pieszo czy
konno, a je�eli nie uzyskaj� jej dobrowolnie, to umiej� j� wym�c podst�pem. Nie wzgardz� oni rol� m�czennik�w z w�asnej woli i
doznaj� wielkiego powa�ania u klas ni�szych ludu indyjskiego.
Fakir, o kt�rym mowa, by� to cz�owiek wzrostu wysokiego, a je�eli przeszed� czterdziestk�, to nie o wi�cej jak o rok lub dwa. Twarz
jego przypomina�a pi�kny typ maharatt�w, szczeg�lnie blaskiem czarnych jego oczu zawsze o�ywionych, ale pi�knych rys�w jego
rasy trudno by�oby dopatrzy� si� pod �ladami ospy, kt�ra pory�a mu twarz. Cz�owiek ten jeszcze w sile wieku, by� gibki a silny. Znak
szczeg�lniejszy: brakowa�o mu jednego palca u lewej r�ki. W�osy mia� farbowane na czerwono, chodzi� prawie na p� nagi, bez obu-
wia, na g�owie turban, ledwie okryty lich� kolorow� koszul� we�nian�, paskiem przepasan�. Na piersiach jego wida� by�o symbol
dw�ch pierwiastk�w mitologji indyjskiej, tworz�cego i niszcz�cego, g�ow� Iwa czwartego wcielenia Wisznu, troje oczu i symbolicz-
ny tr�jz�b srogiego Sziwy.
W Aurungabad po ulicach, a szczeg�lnie po tych lichszych zau�kach, gdzie przemieszkuj� t�umy kosmopolityczne niskich warstw
widoczne by�o wielkie wzruszenie, �atwo daj�ce si� wyt�umaczy�. Tam to t�umy roi�y si� przed ruderami, kt�re im s�u�y�y za miesz-
kania. M�czy�ni, kobiety, dzieci, starcy Europejczycy czy krajowcy, �o�nierze z regiment�w kr�lewskich czy regiment�w krajow-
c�w, �ebracy r�nego rodzaju, wie�niacy okoliczni, wszystko to spotyka�o si�, gwarzy�o, giestykulowa�o, dowodzi�o, rozmy�laj�c nad
mo�ebno�ci� pozyskania nagrody, obiecanej przez rz�d. I przed ko�em loteryjnem, kt�re wyci�ga wielkie losy na dwa tysi�ce funt�w
szterling�w, wzruszenie nie by�oby wi�ksze. Mo�na nawet doda�, �e tym razem nikogo nie by�o, kt�ryby nie mia� szansy wyci�gni�-
cia dobrego numeru, kt�rym by�a g�owa Dandu-Panta. Szczeg�lniejszego wprawdzie potrzeba by�o szcz�cia i szczeg�lnej te� odwa-
gi, by uj�� naboba.
Fakir widocznie sam jeden pomi�dzy wszystkimi, kt�rego nie wabi�a nadzieja pozyskania nagrody, przesuwa� si� pomi�dzy t�uma-
mi, zatrzymywa� czasem, nads�uchuj�c co m�wiono, jak cz�owiek, kt�ry m�g�by z tego co� skorzysta�. Ale nie mi�sza� si� wcale do
gadaniny ani jednych ani drugich, a je�eli usta jego milcza�y, to za to uszy i oczy wcale nie wypoczywa�y.
� Dwa tysi�ce za odkrycie naboba! � wo�a� jeden, wznosz�c zaci�ni�te pi�ci ku niebu.
� Nie za odkrycie, ale za pochwycenie, � odrzek� inny, � to wielka r�nica.
� W istocie to cz�owiek, kt�ry nie �atwo da si� pochwyci�, a pochwycony broni� si� b�dzie zajadle.
� A czy� nie m�wiono tu kiedy�, �e umar� na febr� w Nepalu?
� Nic w tem nie ma prawdy! Chytry Dandu-Pant chcia� og�osi� si� za umar�ego, by tem bezpieczniej m�g� �y�!
� Chodzi�y nawet pog�oski, jakoby go pogrzebano w jego obozie na granicy.
� Fa�szywe grzebanie, �eby zwie��.
Fakir s�ucha� bez najmniejszego znaku wzruszenia opowiadania tego ostatniego zdarzenia. Jednakowo� czo�o jego zmarszczy�o si�
mimowolnie, gdy us�ysza� Hindusa najbardziej o�ywionego w grupie, do kt�rej si� przy��czy�, opowiadaj�cego nast�puj�ce szczeg�-
�y, szczeg�y tak dok�adne, �e niepodobna, by by�y nieprawdziwe:
� To jest pewne, � m�wi� Hindus, � �e bogacz w r. 1859 schroni� si� z bratem swoim Balao Rao i exrad�� z Gondy, Debi-Bux-
Singh, na polu u podn�a g�r Nepalu. Tam natarci zbliska przez wojsko angielskie, wszyscy trzej postanowili przej�� granic� indo-
chi�sk�. Ot� nim j� przeszli, nabob i dwaj jego towarzysze, a�eby lepiej uwierzytelni� pog�osk� o swej �mierci, urz�dzili sami ob-
rz�d pogrzebowy, ale na pogrzebie tym pochowano jedynie palec lewej r�ki ka�dego, kt�re obci�li sobie podczas �a�obnego obrz�d-
ku.
� Sk�d�e ty to wiesz? � zapyta� jeden ze s�uchaczy Hindusa, kt�ry opowiada� z tak� pewno�ci�.
� By�em obecny przy pogrzebie, � odrzek� Hindus. � �o�nierze Dandu-Panta wzi�li mnie w niewod�, z kt�rej dopiero po sze�ciu
miesi�cach ledwo zdo�a�em uciec.
Podczas kiedy Hindus opowiada� tak stanowczo, fakir nie spuszcza� go z oka. B�yskawic� zaiskrzy�y mu si� oczy, schowa� przezor-
nie r�k� skaleczon� pod we�niane �achmany, kt�re pokrywa�y mu pier�. S�ucha� nie m�wi�c ani s�owa, ale wargi jego dr�a�y odkrywa-
j�c zaci�ni�te z�by.
� A wi�c ty znasz naboba? � pytano by�ego niewolnika Dandu-Panta.
� Tak jest, � odrzek� Hindus.
� I pozna�by� go niezawodnie, gdyby przypadek zbli�y� was do siebie?
� Tak dobrze, jak poznaj� sam siebie.
� Ah, to masz szans� do zarobienia dwu tysi�cy funt�w, � odpar� jeden ze s�uchaczy ze �le ukryt� zawi�ci�.
� Mo�e� � odpowiedzia� Hindus, � je�eli prawda, �e bogacz by� o tyle nierozs�dnym nara�a� si�, zbli�aj�c si� a� do prowincji
Bombaj. co jednak�e zdaje mi si� nieprawdopodobnem.
� A c�by on tu robi�?
� Chce pr�bowa� niezawodnie wywo�a� nowe powstanie, � powiedzia� jeden z grupy, � je�eli nie w�r�d Sipaj�w, to mo�e mi�dzy
mieszka�cami wsi wn�trza kraju.
� Poniewa� je�eli rz�d zapewnia o obecno�ci jego w prowincji, � odpar� jeden z rozmawiaj�cych, nale��cy do kategorji ludzi,
kt�rzy wierz�, �e w�adza nigdy myli� si� nie mo�e, � to zapewne musia� by� dobrze poinformowanym pod tym wzgl�dem.
� By� mo�e, � odrzek� Hindus. � Da�by Brahma, �eby Dandu-Pant wszed� mi w drog�, a szcz�cie moje by�oby zupe�ne.
Fakir cofn�� si� o par� krok�w, lecz nie traci� z oczu dawnego wi�nia bogacza. By�a noc ju� ciemna, ale ruch na ulicach Aurunga-
bad nie zmniejsza� si� wcale. Rozmowy na temat naboba kr��y�y jeszcze �ywiej. Tu m�wiono, jakoby by� widziany w samem mie-
�cie, tam, �e ju� daleko za miastem. Twierdzono r�wnie�, �e sztafeta z p�nocy przynios�a wiadomo�� o przyaresztowaniu Dandu-
Panta. O dziewi�tej godzinie wieczorem dobrze poinformowani utrzymywali, �e ju� jest zamkni�ty w wi�zieniu miejskiem w towa-
rzystwie kilku thug�w, kt�rzy tam siedz� prawie od lat trzydziestu, i �e b�dzie powieszony nazajutrz skoro �wit, nie wyczekuj�c �ad-
nych formalno�ci, tak jak post�piono z Tantia-Topi, jego znakomitym towarzyszem rewolucji na placu Sipri. Ale o dziesi�tej godzinie
przysz�y inne znowu przecz�ce wiadomo�ci. Rozesz�a si� pog�oska, �e wi�zie� prawie zaraz zdo�a� umkn��, co rozbudza�o nowe na-
dzieje dla tych wszystkich, kt�rych n�ci�a nagroda dwu tysi�cy funt�w!
W istocie wszystkie te pog�oski by�y fa�szywe. Najlepiej poinformowani nie wiele wi�cej wiedzieli od tych, kt�rzy nic nie wiedzieli.
G�owa bogacza wart� by�a zawsze swoj� cen�, by�a zawsze do wzi�cia, i dlatego to �w Hindus, poniewa� zna� osobi�cie Dandu-
Panta, m�g� bardziej jak ktokolwiek obiecywa� sobie pozyskanie nagrody. Ma�o kto szczeg�lnie w prezydencji Bombaju mia� spo-
sobno�� spotka� si� z dzikim przyw�dc� wielkiego powstania. Bardziej na p�noc i bardziej w �rodku, w Sindhia, w Bundelkund, w
Aude, w okolicach Agry, Delhi, Kanpuru, Lucknow, na ziemiach, kt�re by�y widowni� okrucie�stw pope�nianych z jego rozkaz�w,
ca�e t�umy by�yby powsta�y przeciw niemu, aby go wyda� w�adzom angielskim. Krewni jego ofiar, m�owie, bracia, dzieci, �ony
op�akiwali jeszcze dzi� tych, kt�rych nabob kaza� masakrowa� setkami. Dziesi�� lat up�yn�o, a jednak czas ten nie przygasi� naj-
s�uszniejszego uczucia zemsty i nienawi�ci w sercach mieszka�c�w. To te� niepodobie�stwem by�oby, �eby Dandu-Pant tak by� nie-
rozs�dnym i odwa�a� si� zjawia� si� w tych prowincjach, gdzie imi� jego okryte by�o przekle�stwem i nienawi�ci� wszystkich. Je�eli
tedy, jak m�wiono, przeszed� on granic� indochi�sk�, je�eli jakie� powody nieznane, plan powstania lub co� podobnego, sk�oni�y go
do opuszczenia swego bezpiecznego schronienia, kt�rego wy�ledzi� nawet policja anglo-indyjska nie mog�a, to tylko prowincje Dek-
kanu mog�y mu zapewni� jakie takie bezpiecze�stwo.
Widzimy jednak, �e wiadomo�� o pojawieniu si� jego w prezydenturze dosz�a do gubernatora i zaraz na g�ow� jego naznaczono tak
wysok� cen�.
Nadmieni� jednak wypada, �e w Aurungabad wy�sze klasy mieszka�c�w nie dowierza�y otrzymanej wiadomo�ci. Tyle ju� razy roz-
chodzi�y si� wie�ci, �e widziano, a nawet schwytano naboba, tyle fa�szywych wie�ci kr��y�o o nim, i� utworzy�a si� legenda o cu-
downej wsz�dobytno�ci bogacza, a taka by�a jego zr�czno�� mylenia poszukiwa� najzr�czniejszych nawet agent�w policyjnych, i�
posp�lstwo wierzy�o wszystkiemu. W rz�dzie mniej niedowierzaj�cych naturalnie by� dawniejszy niewolnik bogacza. Biedak ten
ol�niony obietnic� nagrody, o�ywiony zreszt� pragnieniem zemsty osobistej my�la� tylko o zetkni�ciu si� i uwa�a� zwyci�stwo za
prawie pewne. Plan jego bardzo by� prosty. Zaraz nazajutrz mia� ofiarowa� us�ugi swoje namiestnikowi, P�niej dowiedziawszy si�
dok�adnie, co te� wiedziano tam o Dandu-Pancie, to jest na czem polega�y doniesienia og�aszane na plakatach, postanowi� zaraz uda�
si� wprost na miejsce, kt�re mu naznacz� jako pobyt naboba. Oko�o jedenastej godziny, nas�uchawszy si� tylu r�nych zda�, kt�re
pomieszane w jego g�owie potwierdza�y go jednak�e w jego planie, postanowi� Hindus uda� si� na spoczynek. Za mieszkanie s�u�y�a
mu ��dka uwi�zana u brzegu Dudhmy, tam wi�c zwr�ci� swe kroki, marz�c z nawp� zmru�onemi oczyma.
Nie spodziewa� si� wcale, �e fakir nie spuszcza� go z oka, szed� za nim niespostrze�enie jak cie� cichute�ko, by nie zwr�ci� jego
uwagi. Na ko�cu ju� tej ludnej dzielnicy ulice by�y mniej o�ywione o tej godzinie. G��wna ulica ko�czy�a si� gdzie� na wolnem miej-
scu, kt�re ograniczone by�o brzegami Dudhmy.
By� to jakby rodzaj pustyni za miastem. Kilku sp�nionych przechodzi�o jeszcze tamt�dy, lecz wida� spieszno im by�o dosta� si� do
cz�ci miasta wi�cej zaludnionych.
Nied�ugo i odg�os ostatnich krok�w ju� ucich�, a Hindus nie spostrzeg� si� wcale, �e sam jeden tylko szed� nad brzegiem rzeki.
Fakir �ledzi� go ci�gle, wybieraj�c miejsca najbardziej przyciemnione, czy to pod cieniem drzew, czy to prze�lizguj�c si� po pod
ciemne mury ruin tu i owdzie porozrzucanych. Ostro�no�� ta fakira wcale nie by�a zbyteczn�, ksi�yc w�a�nie wychodzi� z poza
chmur i rzuca� swe blade �wiat�o w przestrze�. Hindus m�g�by by� zauwa�y�, �e go kto� �ledzi�, a nawet dochodzi� coraz bli�ej, cho-
cia� krok�w fakira nie zdradza� najl�ejszy nawet szelest, gdy� ten boso przesuwa� si� raczej ni� szed� �ladem Hindusa.
Tak up�yn�o pi�� minut, Hindus zbli�y� si� prawie machinalnie do n�dznej ��dki, w kt�rej zwykle noc przep�dza�.
Szed� jak cz�owiek przyzwyczajony odwiedza� co wiecz�r to miejsce osamotnione. Zatopiony by� ca�y w tej my�li, �e nazajutrz uda
si� prosto do namiestnika. Nadzieja, �e b�dzie si� m�g� pom�ci� na bogaczu, kt�ry wcale nie by� dla niego uprzejmym podczas nie-
woli, po��czona z dzik� ��dz� zyskania nagrody, czyni�a go �lepym i g�uchym na wszystko.
Najl�ejszego nie mia� nawet przeczucia o niebezpiecze�stwie, na jakie go narazi�o nieostro�ne jego odezwanie si� w�r�d t�umu, nie
widzia� fakira zbli�aj�cego si� do� coraz bli�ej a bli�ej.
W tem nagle jak tygrys fakir rzuci� si� na niego, a promie� ksi�yca odbi� si� na stali sztyletu.
Hindus uderzony gwa�townie w pier� zachwia� si� i potoczy� na ziemi�.
Jednakowo�, cho� cios wymierzony by� wprawn� r�k�, nieszcz�liwy nie wyzion�� odrazu ducha. Kilka s��w nawp� niewyra�nych
wymkn�o si� z ust jego r�wnocze�nie ze strumieniem krwi. Morderca nachyli� si�, podni�s� g�ow� dogorywaj�cej ofiary i odwr�ci�
si� tak, �e promienie ksi�yca o�wietla�y mu twarz.
� Poznajesz mi�? � rzek�.
� To on, � szepn�� Hindus.
I imi� straszliwe fakira mia�o by� ostatniem jego s�owem, gdy tymczasem skona�. Za chwil� cia�o Hindusa znik�o w nurtach Dud-
hmy, kt�ra nigdy ju� nie mia�a go zwr�ci�.
Fakir poczeka�, a� ucich� ostatni plusk wody, wr�ci� sw� drog�, przeszed� puste miejsca, nast�pnie przedmie�cie, kt�re poczyna�o
ju� si� wyludnia� i szybkim krokiem skierowa� si� ku jednej z bram miasta.
Ale bram� t� zamykano w�a�nie, gdy si� zbli�a� do niej. Kilku �o�nierzy z armji kr�lewskiej strzeg�o przej�cia. Fakir nie m�g� ju�
opu�ci� Aurungabad, jak sobie tego �yczy�.
� Musz� jednakowo� wyj��, a to nawet tej nocy� lub nie wyszed�bym ju� z niego nigdy! � mrukn�� sam do siebie.
Zawr�ci� wi�c znowu, szed� wzd�u� mur�w wewn�trz i dwie�cie krok�w od bramy usi�owa� wyle�� na wierzch wa�u.
Szczyt wa�u na zewn�trz miasta wznosi� si� o jakie pi��dziesi�t st�p ponad fos� wykopan� pomi�dzy szkarpami. By� to mur prosto-
pad�y bez gzymsu, bez �adnej chropowato�ci, kt�raby mog�a s�u�y� w danym razie za punkt oparcia. Zdawa�o si� rzecz� niepodobn�,
�eby cz�owiek m�g� zesun�� si� po g�adkiej pow�oce tego muru. Po sznurze mo�naby by�o mo�e pr�bowa� zle��, ale pasek, kt�rym
opasany by� fakir by� ledwie na kilka st�p d�ugi, a zatem nie m�g� wystarczy� a� na d�.
Fakir zatrzyma� si� chwil�, spojrza� naoko�o siebie i rozwa�a� co mu wypada�o czyni�.
Na szczycie wa�u okr�gli�o si� kilka kopu� z zieleni drzew otaczaj�cych jakby wie�cem zielonym Aurungabad. Z zieleni tej wysta-
wa�y d�ugie gi�tkie ga��zie, kt�re mo�naby uchwyci�, chc�c si� dosta� cho� z wielkiem niebezpiecze�stwem na d� fosy.
Fakir, skoro tylko przysz�a mu ta my�l, nie waha� si� d�ugo. Rzuci� si� na drzewo i za chwil� wida� go by�o z drugiej strony muru,
wisz�cego na d�ugiej ga��zi, kt�ra ugina�a si� coraz bardziej pod tym ci�arem. Kiedy si� ju� ga�� dostatecznie ugi�a i dozwoli�a do-
tkn�� muru, fakir spu�ci� si� poma�u, jak gdyby po linie z w�z�ami. Tak dosta� si� a� do po�owy muru, ale jakie trzydzie�ci st�p prze-
dziela�o go jeszcze od ziemi, na kt�rej potrzeba by�o stan��, a�eby sobie umo�liwi� ucieczk�.
I tak uwieszony na r�kach wisia� w powietrzu szukaj�c nogami bodaj jakiego szczerbu, kt�ryby m�g� s�u�y� mu za punkt oparcia�
Wtem jak b�yskawica przelecia�o co� w powietrzu. Wystrza�y zahucza�y, zbiega ujrzeli �o�nierze na warcie, dali ognia, ale strza�y
chybi�y, tylko jedna kula trafi�a ga��, na kt�rej wisia� i naruszy�a j� dwa cale ponad g�ow�.
W dwana�cie mo�e sekund potem ga��� u�ama�a si�, a fakir spad� do fosy
Kto inny by�by si� zabi�, on powsta� zdrowy i ca�y. Powsta�, przele�� drugie szkarpy po�r�d nowego gradu kul, kt�re go r�wnie� nie
dosi�g�y, znikn�� w cieniach nocy, by�o ju� tylko igraszk� dla zbiega
O dwie mile dalej przechodzi� niespostrze�ony ko�o namiot�w angielskiego wojska, obozuj�cego poza murami Aurungabadu. O
dwie�cie krok�w dalej zatrzymawszy si� obr�ci� si� i podni�s� r�k� skaleczon� ku miastu, a wyci�gaj�c j� wymawia� te s�owa:
� �Biada tym, kt�rzy wpadn� jeszcze kiedykolwiek w moc Dandu-Panta! Anglicy! wy�cie nie sko�czyli jeszcze z Nan� Sahibem!�
Nabob raz jeszcze rzuci� zdobywcom Indji, jako gro�ne wyzwanie, wojenne swoje przezwisko, jedno z najgro�niejszych z tych
wszystkich, kt�re podczas strasznego buntu w 1857 r. tak krwawym zas�yn�y rozg�osem.
ROZDZIA� II - PU�KOWNIK MUNRO.
I c� kochany Mauclerze, � rzek� do mnie in�ynier Banks, � nie opowiadasz nam wcale o twojej podr�y. My�la�by kto, �e� jesz-
cze nigdy nie wyjrza� poza Pary�! Jak�e znachodzisz Indje?
� Indje! � odrzek�em, � ale� �eby o nich m�wi� z jak� tak� dok�adno�ci� potrzeba by przynajmniej je widzie�!
� Masz tobie, czy� nie przeje�d�a�e� w�a�nie p�wyspu z Bombaju do Kalkuty, chyba �e� by� ciemnym�
� Nie, nie by�em wcale ciemnym, m�j kochany Banksie, ale podczas tej podr�y by�em o�lepiony.
� O�lepiony?
� Tak jest, o�lepiony dymem, par�, py�em i co najbardziej szybko�ci� jazdy. Nie chc� �le m�wi� o kolejach �elaznych, poniewa� to
tw�j zaw�d je budowa�, m�j kochany Banksie, ale wcisn�� si� gdzie� w klatk� wagonow� i widzie� tylko szyby w drzwiczkach za-
miast wszelkich pi�knych i ciekawych widok�w, p�dzi� dzie� i noc dziesi�� mil na godzin� raz po nad przepa�cie i ska�y z or�ami, to
znowu przez tunele w towarzystwie myszy le�nych lub szczur�w, a nie zatrzymywa� si� nigdzie, chyba na dworcach, kt�re wszystkie
jeden jak drugi, widzie� miast zewn�trzne tylko mury albo szczyty wie� i kopu�, by� w ci�g�ym i ustawicznym wirze, nie s�ysze� nic
pr�cz gwizdu lokomotyw i zgrzytu rels�w, czy� to znaczy podr�owa�?
� Dobrze m�wi! � wykrzykn�� kapitan Hod. � Odpowiedz na to, je�eli umiesz Banksie! Jak�e ty o tem s�dzisz pu�kowniku?
Pu�kownik, do kt�rego zwr�ci� si� w�a�nie kapitan Hod, sk�oni� lekko g�ow� i odpowiedzia�:
� Jestem ciekawy, co Banks odpowie panu Maucler, naszemu go�ciowi.
� Tem si� wcale nie k�opocz�, � odrzek� in�ynier � i wyznaj�, �e Maucler ma s�uszno�� pod ka�dym wzgl�dem.
� To� je�eli tak, to na c� budujesz koleje �elazne?
� Dlatego kapitanie, aby� m�g�, gdy ci pilno, w sze��dziesi�ciu godzinach dosta� si� z Kalkuty do Bombaju.
� Mnie nigdy nie pilno.
� Wi�c dobrze, to w takim razie kapitanie najlepiej podr�uj piechot�.
� To te� w�a�nie my�l� tak uczyni�.
� Kiedy?
� Wtedy, gdy m�j pu�kownik zechce odby� ze mn� pi�kn� przechadzk� przez o�m lub dziewi��set mil po p�wyspie.
Pu�kownik u�miechn�� si� tylko i zapad� w sw� zwyk�� zadum�, a w takich chwilach nawet najlepsi jego przyjaciele, jak in�ynier
Banks i kapitan Rod, z trudno�ci� s��wko z niego mogli wydoby�.
� Zaledwie od miesi�ca bawi�em w Indjach, a przyjechawszy wprost kolej� z Kalkuty do Bombaju wcale prawie p�wyspu nie zna-
�em.
� Zadaniem mojem by�o zwiedzi� najprz�d cz�� jej p�nocn� za Gangesem, zwiedzi� wszystkie wi�ksze miasta, przypatrzy� si�
g��wniejszym pomnikom i po�wi�ci� temu zwiedzaniu tyle czasu, ile tylko potrzeba, �eby dok�adnie wszystko pozna�. Pozna�em
przed kilkoma laty w Pary�u in�yniera Banksa i bardzo zaprzyja�nili�my si� ze sob�. Obieca�em, �e go odwiedz� w Kalkucie, je�eli
tylko budowa linji kolejowej Scind Punjab and Delhi, przy kt�rej by�em zaj�ty, zostanie uko�czon�. Ot� teraz, gdy to nast�pi�o,
Banks mia� prawo wypocz�� par� miesi�cy, zaproponowa�em mu wi�c, �eby wypoczywaj�c odbywa� ze mn� podr�e po Indjach. �e
przyj�� moj� propozycj� z zapa�em, nie ulega �adnej w�tpliwo�ci. To te� mieli�my wyjecha� za par� tygodni, jak tylko przyjazna na-
stanie pora. Przyby�em do Kalkuty w marcu r. 1876, gdzie Banks zaznajomi� mi� z jednym ze swoich dobrych przyjaci�, kapitanem
Hod; p�niej przedstawi� mi� przyjacielowi swemu pu�kownikowi Munro, u kt�rego w�a�nie sp�dzali�my wiecz�r. Pu�kownik m�g�
mie� oko�o 47 lat, zamieszkiwa� dom troch� odosobniony, le��cy w dzielnicy europejskiej, a tem samem poza obr�bem ruchu, kt�ry
znamionuje to miasto handlowe i to czarne miasto, kt�re stanowi� g��wne cz�ci stolicy Indji. Cz�� t� miasta nazywano te� �mia-
stem pa�ac�w� i rzeczywi�cie pa�ac�w tam nie brakowa�o, je�eli w ka�dym razie nazwa� mo�na pa�acem mieszkania dlatego, �e tylko
portykami, kolumnami i tarasami przypominaj� pa�ace. W Kalkucie spotyka si� wszystkie style architektoniczne, kt�re gust angielski
rozpowszechnia w miastach Starego i Nowego �wiata.
Mieszkanie pu�kownika, by� to �bungalow� pe�en prostoty, dom parterowy, wzniesiony na podmurowaniu z cegie�, pokryty pirami-
dalnym dachem. Woko�o domu ci�gn�a si� weranda, wsparta na lekkiej kolumnadzie. Po obu stronach domu by�y wozownie, kuch-
nie, stajnie i r�ne zabudowania gospodarskie, a wszystko razem wzniesione by�o w ogrodzie, pe�nym pi�knych drzew i otoczonym
niewysokim murem. Ca�e urz�dzenie tego domu dowodzi�o wielkiej zamo�no�ci w�a�ciciela.
S�u�b� mia� liczn� jak to zwykle bywa w domach rodzin indo-angielskich na p�wyspie. Sprz�ty, ruchomo�ci i urz�dzenie we-
wn�trzne, wszystko to dowodzi�o, �e tu niegdy� rz�dzi�a r�ka roztropnej gospodyni, kt�rej obecnie ju� nie ma.
Zarz�d s�u�by i prowadzenie domu zda� pu�kownik zupe�nie dawnemu towarzyszowi broni, sier�antowi Mac Neil, kt�ry odby� z nim
wszystkie kampanje w Indjach; by�o to jedno z tych poczciwych serc, co bije w piersi dla tych, dla kt�rych si� po�wi�ca. Mac Neil
by� szkotem, maj�cy lat czterdzie�ci pi��, silny, ros�y, nosz�cy d�ug� brod� jak wszyscy szkoci-g�rale. Jego postawa, wyraz twarzy,
rysy, a nawet tradycyjny ubi�r zdradza�y, �e s�u�y� w armji kr�lewskiej, kt�r� opu�ci� wzi�wszy dymisj� r�wnocze�nie z pu�kowni-
kiem Munro. Obydwaj wyst�pili z wojska od r. 1860. Ale zamiast wr�ci� do rodzinnego kraju, mi�dzy odwieczne �klany� swych
przodk�w, obaj pozostali w Indjach i �yli w Kalkucie w pewnego rodzaju odosobnieniu jakby w rezerwie, co musi by� bli�ej wy-
t��maczone.
Zanim Banks przedstawi� mi� pu�kownikowi Munro, jedn� tylko zrobi� mi uwag�:
�Nie wspominaj nigdy o powstaniu Sipaj�w, a szczeg�lnie nie wym�w nigdy imienia Nany Sahiba!�
Pu�kownik Munro pochodzi� ze starodawnej rodziny szkockiej, kt�rej przodkowie odznaczyli si� w dziejach Zjednoczonego Kr�le-
stwa. Zalicza� do swych przodk�w s�awnego sir Hector Munro, kt�ry dowodzi� armj� bengalsk� w 1760 r. i w�a�nie st�umi� powsta-
nie, kt�re o wiek prawie p�niej Sipajowie mieli podnie�� na nowo. Major Munro st�umi� powstanie z nieub�agan� surowo�ci�, i bez
wahania kaza� przywi�za� jednego dnia dwudziestu o�miu powsta�c�w do dzia�a i rozstrzela�, � okrutne m�czarnie, kt�re cz�sto p�-
niej si� powtarza�y podczas powstania 1857 r., a kt�rych wynalazc� by� w�a�nie mo�e pradziad pu�kownika.
W czasie kiedy Sipajowie podnie�li bunt, pu�kownik Munro dowodzi� 93 regimentem piechoty szkockiej w armji kr�lewskiej.
Przebywa� on prawie ca�� kampanj� pod g��wnem dow�dztwem sir Jamesa Outrama, bohatera tej wojny, kt�rego sir Karol Napier
nazwa� �Bajardem armji indyjskiej�. Z nim tedy by� pu�kownik Munro w Kanpurze, bra� tak�e udzia� w drugiej wyprawie Collin
Campbella w Indjach, by� przy obl�eniu Lucknowu i nie opuszcza� tego znakomitego �o�nierza, a� kiedy ten�e mianowanym zosta�
cz�onkiem rady indyjskiej w Kalkucie.
W r. 1858 pu�kownik sir Edward Munro zosta� kawalerem orderu �gwiazda Indji� �the Star of India (K.C.S.J.)� i dosta� tytu� barone-
ta, a �ona jego by�aby nosi�a tytu� lady Munro, gdyby dnia 27. czerwca 1857 r. ta nieszcz�liwa nie zgin�a w strasznej rzezi w Kan-
purze, rzezi pope�nionej pod okiem i z rozkaz�w Nany Sahiba.
Lady Munro, � przyjaciele pu�kownika nigdy jej inaczej nie nazywali, by�a uwielbian� przez swego m�a. Mia�a zaledwie 27 lat
kiedy zgin�a z dwustu innemi ofiarami w tej strasznej rzezi. Mistress Orr i miss Jackson, prawie cudownie ocalone po wzi�ciu Luck-
nowu prze�y�y, jedna swojego m�a, druga swojego ojca, lady Munro za� nie mog�a ju� nigdy by� wr�con� pu�kownikowi Munro.
Zw�oki jej nawet nie mog�y by� po chrze�cija�sku pogrzebane, gdy� niepodobna by�o odszuka� ich po�r�d cia� tylu nieszcz�liwych
ofiar rzuconych razem w jedn� ze studzien kanpurskich.
Sir Edward Munro zrozpaczony mia� ju� tylko jedyn� my�l, jedyn�: znale�� Nan� Sahiba, kt�rego rz�d angielski �ciga� na wszystkie
strony i wtedy nasyci� swoj� zemst�, kt�ra jak straszne pragnienie trawi�a go nieustannie. A�eby nie by� kr�powanym w swoich
czynno�ciach poda� si� do dymisji. Sier�ant Mac Neil szed� zawsze za nim �lad w �lad. A tak ci dwaj ludzie, o�ywieni jednym du-
chem, �yli jedn� my�l�, do jednego d��yli celu, rzucali si� na ka�dy trop jego, �ledzili ka�dy �lad, ale mimo to nie lepiej im si� po-
wiod�o jak i policji anglo-indyjskiej. Nana Sahib uszed� pomimo wszelkich poszukiwa�, Po trzech latach daremnych wysi�k�w, pu�-
kownik i sier�ant musieli chwilowo zaprzesta� dalszych poszukiwa�. Zreszt� w tym czasie pog�oska o �mierci Nany Sahiba kr��y�a
po Indjach z tak� cech� prawdziwo�ci, �e niepodobna by�o pow�tpiewa�.
Sir Edward Munro i Mac Neil powr�cili tedy do Kalkuty, gdzie osiedli w samotnym domu. Tu nie czytuj�c ani ksi��ek, ani dzienni-
k�w, kt�reby mog�y by�y przypomnie� mu okrutne chwile powstania, nie wychodz�c nigdy z domu, pu�kownik �y� jak cz�owiek, kt�-
rego �ycie by�o bez celu. Jednakowo� my�l o �onie nie opuszcza�a go nigdy. Zdawa�o si�, �e czas nie wp�yn�� na niego, by ukoi� jego
�al.
Doda� nale�y, �e wiadomo�� o pojawieniu si� Nany w prezydenturze Bombaju, kt�ra kr��y�a od kilku dni, nie dosz�a do wiadomo-
�ci pu�kownika. I to by�o bardzo szcz�liwie, bo by�by by� tej chwili opu�ci� swe bungalow.
Oto co dowiedzia�em si� od Banksa, nim mi� wprowadzi� w ten dom, z kt�rego wszelka rado�� wygnan� by�a na zawsze. I oto dla-
czego trzeba by�o strzedz si� nawet jakiejkolwiek wzmianki tak o buncie Sipaj�w, jako te� o najokrutniejszym z jego przyw�dc�w
Nana Sahibie.
Dw�ch tylko przyjaci�, przyjaci� na �ycie i �mier�, ucz�szcza�o w dom pu�kownika, byli nimi in�ynier Banks i kapitan Hod.
Banks, jak m�wi�em, w�a�nie uko�czy� roboty, kt�rych by� si� podj�� przy budowie kolei �elaznych Great Indian Peninsularline. By�
to cz�owiek lat czterdzie�ci pi�� licz�cy, w pe�nej sile wieku. Mia� wprawdzie wzi�� czynny udzia� przy budowie kolei Madras
railway maj�cej po��czy� zatok� Arabsk� z zatok� Bengalsk�, roboty te jednak mog�y zacz�� si� dopiero za rok. Wypoczywa� tedy
w Kalkucie, zajmuj�c si� ci�gle r�nemi planami mechanicznymi, bo by� to umys� czynny, nieustannie goni�cy za nowemi odkrycia-
mi. Ca�y sw�j czas poza zaj�ciami po�wi�ca� pu�kownikowi, z kt�rym ��czy�a go dwudziestoletnia przyja��. Tote� wszystkie prawie
wieczory sp�dza� pod werand� w towarzystwie sir Edwarda Munro i kapitana Hod, kt�ry tak�e w�a�nie uwolni� si� by� od s�u�by na
dziesi�� miesi�cy. Hod nale�a� do pierwszego szwadronu karabinier�w kr�lewskich i odby� w r. 1857 ca�� kampanj� najprz�d z sir
Colin Cambellem w Aude i Rohilkhande, p�niej z sir H. Rosem w Indjach �rodkowych. Kampanja ta sko�czy�a si� wzi�ciem Gwa-
lioru.
Kapitan Hod wychowany w twardej szkole indyjskiej, mia� ledwie trzydzie�ci lat, brod� i w�osy koloru czerwono blond i by� zna-
komitym cz�onkiem klubu w Madras. Chocia� by� w armji kr�lewskiej, mo�na go by�o jednakowo� wzi�� za oficera armji krajow-
c�w, tak si� ju� by� �zindyzowa�� podczas pobytu swego na p�wyspie. Uwa�a� on Indje za kraj wyj�tkowy, za ziemi� obiecan�, za
krain� szcz�liw� w ca�em znaczeniu tego wyrazu i jedyn�, gdzie cz�owiek mo�e i powinien �y�. Tutaj w istocie znachodzi� wszystko,
co tylko mog�o zadowoli� jego sk�onno�ci. �o�nierz z usposobienia mia� te� sposobno�� staczania ci�g�ych boj�w. Znakomity my�li-
wy, czy� nie by� w kraju, gdzie przyroda jakby nagromadzi�a wszystkie jelenie, rogacze i t. d. i wszystk� zwierzyn� skrzydlat� i
czworono�n� dw�ch �wiat�w? Odwa�ny turysta, czy� nie mia� tu� ko�o siebie tego imponuj�cego �a�cucha g�r tybeta�skich, w kt�-
rym znachodz� si� najwy�sze szczyty na kuli ziemskiej? Niczem nie zra�ony podr�nik, czy� nie m�g� kierowa� krokami swoimi w
strony niedost�pnych okolic granicy himalajskiej, gdzie jeszcze nie posta�a noga ludzka? Zapalony turfista, czy� brakowa�o mu areny
na wy�cigi, kt�re w oczach jego zast�powa�y wy�cigi w Marche albo w Epsom? Na tym punkcie w�a�nie Banks i on zupe�nie si� nie
zgadzali. In�yniera jako �mechanika� czystej krwi, ma�o zajmowa�y bohaterstwa rumak�w wy�cigowych. Jednego nawet dnia, gdy
kapitan Hod wyci�ga� go na s�owo w tej kwestji, Banks odpowiedzia� mu, �e jego zdaniem wy�cigi w �jednym tylko razie by�yby in-
teresuj�ce.
� I kiedy� to? � pyta� Hod.
� Gdyby si� zgodzono, �e d�okiej, kt�ry ostatni zd��y do mety, zostanie rozstrzelanym na miejscu.
� I to my�l! � odrzek� spokojnie kapitan Hod.
On istotnie by�by zdolny w w�asnej osobie podj�� si� podobnego zak�adu.
Tacy to byli towarzysze sir Edwarda Munro. Pu�kownik lubia� s�ucha� ich r�nych spor�w, a wieczne ich �cieranie si� sprowadza�y
niekiedy rodzaj u�miechu na jego ustach.
Wsp�lnem pragnieniem obydwu tych poczciwych towarzyszy by�o nam�wi� pu�kowniku do jakiej� podr�y, kt�ra by go rozerwa�a.
Kilka razy proponowali mu, �eby jecha� na p�noc p�wyspu, namawiali, �eby przep�dzi� kilka miesi�cy w okolicach lak zwanego
�Sanatorjum�, gdzie bogaci anglo-hindusi chronili si� ch�tnie podczas wielkich upa��w. Pu�kownik zawsze opiera� si� temu.
Co do podr�y, kt�r� Banks i ja zamierzali�my odby�, to ju� przeczuwali�my, jak zostanie przyj�t�. Tego w�a�nie wieczora kwestja
ta znowu by�a na porz�dku dziennym. Wiedzieli�my, �e kapitan Hod na serjo my�li odby� pieszo wielk� wycieczk� do p�nocnych
Indji. Je�eli Banks nie lubia� koni, to Hod znowu nie lubia� kolei �elaznych. Byli wi�c obaj w sprzeczno�ci z sob�. Spos�b ostateczny
by�by podr�owa�, czy to w powozie czy w lektyce, lecz wedle swej woli, o godzinach, w kt�rych si� podoba, co zreszt� na dobrych
go�ci�cach porz�dnie utrzymywanych w Hindostanie, by�o wcale mo�liwem.
� Nie m�w�e mi o waszych wozach z wo�ami, ani o waszych wo�ach z garbami! � wykrzykn�� Banks. � Gdyby nie my, byliby�cie
si� jeszcze pos�ugiwali tymi wehiku�ami, kt�re w Europie ju� zarzucono od pi�ciuset lat!
� Ech, Banks! � odpar� kapitan Hod, � wi�cej one warte, jak wasze wagony i wasze furgony! Ogromne wo�y bia�e, kt�re doskonale
p�dz� galopem, a kt�re mo�na zmieni� co dwie mile na ka�dej stacji pocztowej�
� I kt�re wlok� za sob� co� jakby statek na czterech ko�ach, kt�ry bardziej trz�sie i rzuca jak barka rybacka na pe�nem morzu!
� No, pomijam w�z ci�gniony przez wo��w, � odrzek� kapitan Hod. � Ale czy� nie mamy powoz�w na dwa, trzy, albo i cztery ko-
nie, kt�re mog� i�� w zawody z waszemi wagonami. Lecz najlepiej wola�bym po prostu lektyk�
� Ach, wasze lektyki kapitanie, to prawdziwe nosze, d�ugie sze�� st�p, a szerokie cztery, gdzie cz�owieka k�ad� jakby nieboszczyka.
� Ale przynajmniej cz�owiek nie jest t�uczony, podrzucany, mo�na w nich czyta�, mo�na pisa� i spa� wygodnie bez przebudzenia na
ka�dej stacji. Lektyk� niesion� przez czterech albo i sze�ciu ludzi zrobi si� zawsze cztery mile i p� na godzin� przynajmniej nie ma
obawy jak w waszych niemi�osiernych szybkowozach, �e si� przyb�dzie pr�dzej nim si� jeszcze wyjecha�o.
� Najlepiej by�oby � powiedzia�em wtedy, gdyby mo�na podr�owa� w swoim domu.
� Jak �limak! � wykrzykn�� Banks.
� M�j przyjacielu, � odrzek�em, � �limak, kt�ry m�g�by opuszcza� swoj� skorup� i znowu do niej wchodzi� wedle upodobania, nie
by�by tak bardzo do po�a�owania! Podr�owa� w swoim domu, w domu tocz�cym si� jak na ko�ach, by�oby to zdaje si� ostatnie s�o-
wo w post�pie pod wzgl�dem podr�owania.
� Mo�e, � rzek� na to pu�kownik Munro, przenosi� si� z miejsca na miejsce, pozostaj�c zawsze w swojem otoczeniu, unosi� ze sob�
sw�j k�cik i wszystkie pami�tki, kt�re go zape�niaj�, zmienia� horyzont, odmienia� widoki, atmosfery, klimat, nie zmieniaj�c nic jed-
nak w swojem �yciu� o tak� mo�e!
� Nie by�oby ju� tych bungalow przeznaczonych dla podr�nych, � odrzek� kapitan Hod, � w kt�rych co do wygody du�o pozo-
staje do �yczenia, a w kt�rych nie wolno przemieszkiwa� bez pozwolenia miejscowej administracji!
� Nie by�oby ju� ober�y obrzyd�ych, w kt�rych moralnie i fizycznie nas odzieraj� na r�ne sposoby, � zauwa�y�em nie bez s�uszno-
�ci. � By�oby to co� na kszta�t budy w�drownych kuglarzy, � wykrzykn�� kapitan Hod, � ale udoskonalone i upi�kszone, co za marze-
nie! Zatrzymywa� si� kiedy si� podoba, jecha� kiedy si� chce, jecha� sobie wolno gdy si� lubi lub p�dzi� galopem, mie� ze sob� nie-
tylko pok�j sypialny ale i salonik, jadalni�, pok�j do palenia, a przedewszystkiem swoj� kuchni� i swego kucharza, oto post�p, przy-
jacielu Banksie. To tysi�c razy doskonalsze jak koleje �elazne; mo�e mi zaprzeczysz in�ynierze, spr�buj!
� Eh, eh, przyjacielu Hod, � odrzek� Banks by�bym zupe�nie twego zdania, gdyby�
� Gdyby? � zapyta� kapitan, ruszaj�c g�ow�.
� Gdyby w zapale waszym ku post�powi nie byli�cie si� zatrzymali w drodze.
� Czy� pozostaje jeszcze co� lepszego do zrobienia?
� Os�d� sam. Uznajesz, �e ruchomy dom jest o wiele doskonalszy jak wagony, nawet wagony salonowe, nawet jak wozy sypialne, I
masz s�uszno�� kapitanie wtedy, je�li si� ma czas do stracenia, je�eli si� jedzie dla swoich przyjemno�ci, a nie dla interes�w. Zdaje mi
si�, �e wszyscy si� zgadzamy na tym punkcie.
� Wszyscy! � odpar�em.
A pu�kownik Munro sk�oni� potwierdzaj�co g�ow�.
� Wi�c zgoda, � zawo�a� Banks, � dobrze. Lecz id�my dalej. Udajesz si� do fabrykanta powoz�w, kt�ry zarazem jest i architekt�, a
on zbuduje ci ruchomy dom. Ot� i jest, dobrze zbudowany, dobrze obmy�lany, odpowiadaj�cy wymaganiom cz�owieka lubi�cego
komfort. Nie jest on ani za w�ski, to te� nie przewr�ci si� �atwo, ani za szeroki, wi�c mo�e przeje�d�a� wszystkiemi ulicami, dobrze
umieszczony na resorach, �eby lekko nosi�. S�owem doskona�y! Przypu��my, �e zbudowano go dla naszego przyjaciela pu�kownika, i
ten ofiarowa� nam w nim miejsca. Jedziemy zwiedza� naprzyk�ad okolice p�nocne Indji, jak �limaki, ale �limaki takie, kt�re nie s�
niewolniczo przykute do swej skorupy. Wszystko ju� gotowe. O niczem nie zapomniano, ani nawet o kuchni i kucharzu, co tak drogie
jest sercu kapitana. Nadszed� dzie� odjazdu, ju� wsiadaj�! All right! ale kt� ci�gn�� b�dzie ten ruchomy dom, m�j przyjacielu?
� Kto? � zawo�a� kapitan Hod, � to� mu�y, os�y, konie, wo�y!
� Chyba tuzinami zaprz�ga�by potrzeba, rzek� Banks.
� No to s�onie, � odpar� kapitan Hod, � s�onie. Ot� to b�dzie wspania�e i pyszne. Dom ci�gniony zaprz�giem s�oni, dobrze wy�wi-
czonych, wspania�ej postawy, galopuj�cych jak najpi�kniejsze rumaki w �wiecie!
� By�oby to przepyszne kapitanie!
� Uprz�� jak dla kr�l�w indyjskich, m�j in�ynierze.
� Tak, ale,.
� Ale� C�, czy jeszcze jest jakie ale! � zawo�a� kapitan Hod.
� Nawet wielkie ale!
� Ah, ci in�ynierowie! oni tylko s� dobrzy na to, �eby wsz�dzie znachodzi� trudno�ci.
� I a�eby je pokonywa�, je�li s� do pokonania, � odpar� Banks.
� A wi�c pokonaj�e je.
� W�a�nie pokonywam je i oto w jaki spos�b. M�j kochany Munro, wszystkie te motory, o kt�rych m�wi� kapitan, ruszaj� si�, ci�-
gn�, wlok�, ale si� i m�cz�. Bywa to uporne, narowi si�, a szczeg�lnie potrzebuje po�ywienia. Ot� niechno zabraknie paszy, bo nie
mo�na wlec za sob� pi��set akr�w ��k, a zaprz�g ustaje, wysila si�, upada, ginie z g�odu, a ruchomy dom przestaje si� rusza� i stoi tak
nieruchomo jak to bungalow, w kt�rem w�a�nie rozprawiamy. Wynika wi�c z tego, �e dom taki wtedy dopiero by�by praktycz-
nym, gdyby by� domem parowym.
� Kt�ryby posuwa� si� po szynach, � wykrzykn�� kapitan, ruszaj�c ramionami, � k�aniam si� uni�enie.
� Nie po szynach, ale po go�ci�cach, � odpowiedzia� in�ynier � a to za pomoc� udoskonalonej dro�nej lokomotywy�
� Brawo! � wykrzykn�� kapitan, � brawo! Skoro tylko ten tw�j dom parowy nie b�dzie toczy� si� po szynach i b�dzie m�g� kiero-
wa� si� wedle w�asnej fantazji, nie trzymaj�c si� niewolniczo szyn, przyklasn� mu z ca�ej duszy,
� Ale, � zauwa�y�em, � je�eli mu�y, os�y, konie, wo�y, s�onie jedz�, to� i maszyna je tak�e, i je�eliby jej zabrak�o paliwa, to i ona
stanie w drodze.
� Ko� parowy, � odpar� Banks rozporz�dza si�� trzech do czterech koni naturalnych, a si�a ta mo�e by� jeszcze powi�kszon�. Ko�
parowy nie ulega ani zm�czeniu, ani chorobie. W ka�dej porze, w r�nych strefach, czy to s�o�ce, czy deszcz, czy �niegi, on zawsze
biegnie niezmordowanie, nie nu��c si� nigdy. Nie boi si� nawet napadu dzikich zwierz�t, ani uk�szenia gadu, ani uk�ucia b�k�w lub
innych jadowitych owad�w. Nie potrzebuje on ani dodania ostrogi, ani bicza wo�nicy i snu mu nie potrzeba. Ko� parowy zrobiony
r�k� cz�owieka, doskonalszy jest od od wszelkich stworze�, kt�re Opatrzno�� da�a na us�ugi cz�owiekowi; troch� oliwy lub t�uszczu,
nieco w�gli lub drzewa, oto czem si� �ywi. Zreszt� wiecie sami przyjaciele, �e na p�wyspie indyjskim nie brakuje drzew, a drzewo
nale�y do ka�dego, kto je sobie bierze.
� Dobrze m�wi! � wykrzykn�� kapitan Hod, � hurra, ko� parowy! Ju� widz� oczyma wyobra�ni dom tocz�cy si� in�yniera Banksa,
przebiegaj�cy g��wne drogi Indji, zag��biaj�cy si� w lasy, wnikaj�cy prawie a� do legowisk lw�w, tygrys�w, nied�wiedzi, panter, a
my w ukryciu mur�w wyprawimy sobie �owy i polowania na dzikie zwierz�ta, o jakich najs�ynniejsi Nemrodowie poj�cia nawet nie
maj�! Ah, Banksie �linka mi p�ynie do ust i �a�uj�, �em si� nie urodzi� o jakie pi��dziesi�t lat p�niej.
� A to dlaczego m�j kapitanie?
� Poniewa� za pi��dziesi�t lat marzenia twoje zostan� urzeczywistnione, dom parowy zostanie zbudowany.
� Ju� jest zbudowany, � odrzek� spokojnie in�ynier.
� Jest got�w, a mo�e i ty go wykona�e�?
� Tak, i jednej tylko mo�e obawia�bym si� rzeczy, to jest, czy nie przewy�sza on twoich marze�.
� W drog�, w drog� Banksie! � wykrzykn�� kapitan Hod, � kt�ry zerwa� si� jak gdyby pod dzia�aniem pr�du elektrycznego. By� ju�
gotowy tej chwili do odjazdu. In�ynier uspokoi� go skinieniem r�ki, p�niej g�osem powa�niejszym zwr�ci� si� do Edwarda Munro:
� Kochany Edwardzie, � rzek�, � je�eli oddaj� ruchomy dom na twoje us�ugi, je�eli od dzi� za miesi�c, gdy nadejdzie stosowna pora,
przyjd� powiedzie� ci: Oto tw�j pok�j, kt�ry z tob� mo�e jecha� gdzie zechcesz, oto twoi przyjaciele, Maucler, kapitan Hod i ja, kt�-
rzy pragniemy tobie towarzyszy� w wycieczce na p�noc Indji, czy odpowiesz mi: Jed�my Banksie, jed�my i niech nas ma w opiece
B�g, czuwaj�cy nad podr�nikami?
� Tak jest, moi przyjaciele, � rzek� pu�kownik Munro po chwilowym namy�le. � Banksie, oddaj� do twojej dyspozycji potrzebn�
kwot�. Dotrzymaj przyrzeczenia, sprowad� nam ten idealny dom parowy, prze�cignie jeszcze marzenia Hoda, a zwiedzimy ca�e Indje.
� Hurra, hurra, hurra! � wykrzykn�� kapitan Hod, � biada dziczy�nie na granicach Nepalu!
W tej chwili sier�ant Mac Neil zwabiony okrzykami kapitana, stan�� we drzwiach pomieszkania.
� Mac Neil, � rzek� do niego pu�kownik Munro, � jedziemy za miesi�c do p�nocnych Indji, czy jedziesz z nami?
� Nie mog�oby by� inaczej, m�j pu�kowniku, skoro Pan jedzie, � odpowiedzia� sier�ant Mac Neil.
ROZDZIA� III - BUNT SIPAJ�W.
Kilka s��w w kr�tko�ci dadz� stan Indji w czasie, w kt�rym to rozgrywa, a w szczeg�lno�ci, jakim bunt Sipaj�w z r. 1857.
By�o to w r. 1600, za panowania kr�lowej El�biety w �wi�tej ziemi Arjawarta, po�r�d ludno�ci dwu sto miljonowej, z kt�rej sto
dwana�cie miljon�w by�o religji Ind�w, kiedy si� zawi�za�a kompanja indyjska, znana pod przezwiskiem czysto angielskiem �Old
John Company�.
By�a to z pocz�tku zwyk�a sp�ka kupc�w handluj�cych z Indjami wschodniemi, na czele kt�rych stan�� ksi��� Cumberlandu. W
tym czasie ju� w�adza Portugalczyk�w, niegdy� pot�na w Indjach, zaczyna�a upada�, to te� Anglicy wyzyskuj�c t� okoliczno��, usi-
�owali zaprowadzi� pierwsze pr�by administracji politycznej i wojskowej w prezydenturze Bengalu, kt�rej stolica Kalkuta mia�a sta�
si� ogniskiem nowego rz�du. Najprz�d tedy 39. pu�k armji kr�lewskiej wys�any z Anglji zaj�� prowincj�. St�d pochodzi napis, kt�ry
jeszcze dzi� nosi na swoich standarach: �Primus in Indiis�.
Jednakowo� prawie w tym samym czasie utworzy�o si� francuskie towarzystwo pod patronatem Colberta. Mia�o ono ten sam cel na
widoku co i sp�ka londy�skich kupc�w. Z tego wsp�zawodnictwa powsta�y naturalnie r�norodne tarcia i d�ugotrwa�e walki z
zmiennym wynikiem, w kt�rych odznaczyli si� Dupleix, Labourdonnais i Lally Tollendal. Przed przemagaj�cym naporem Anglik�w
musieli Francuzi wreszcie opr�ni� Karnatik, t. j. cz�� p�wyspu obejmuj�c� cz�� wybrze�a wschodniego.
Uwolniwszy si� od dotychczasowych wsp�zawodnik�w i nie obawiaj�c si� niczego od Francji ani od Portugalji, stara� si� lord
Clive zdoby� tak�e i Bengal, kt�rego jeneralnym gubernatorem zamianowa� lorda Harstingsa. W celu utworzenia spr�ystej i trwa�ej
administracji, przeprowadzono r�wnie� donios�e reformy. Gdy jednak ta pot�na i ekspanzywna Kompanja indyjska stan�a u szczytu
swej pot�gi, ugodzi� j� cios, kt�ry naruszy� jej najwa�niejsze podstawy bytu. Kilka lat p�niej, w r. 1784 wyst�pi� Pitt z wnioskiem
dalszych zmian pierwotnej organizacji Kompanji. Wed�ug tego wniosku mia�a g��wna w�adza przej�� w r�ce radc�w koronnych, W
nast�pstwie tego nowego porz�dku rzeczy utraci�a Kompanja w r. 1813 monopol handlu w Indjach, a w r 1893 monopol handlu chi�-
skiego.
Wprawdzie Anglja nie potrzebowa�a ju� stacza� walk z obcemi mocarstwami na p�wyspie, musia�a jednak prowadzi� wiele d�ugo-
trwa�ych wojen z poprzednimi w�a�cicielami kraju, b�d� te� z jego ostatnimi zdobywcami.
Tu nale�y wojna w r. 1784, kt�r� lord Cornwallis prowadzi� z Tippu Sahibem, kt�ry dnia 4. maja 1799 pad� przy ostatnim ataku ge-
nera�a Harrisa na Seringapatam. Dalej wojna z Maharattami, szczepem w 18. wieku jeszcze bardzo pot�nym, jak i wojna z Pindarri-
sami, kt�rzy stawiali tak zaci�ty op�r. Tak�e z Gurkami z Nepalu, tymi dzielnymi g�ralami, kt�rzy w r. 1857 okazali si� wiernymi so-
jusznikami Anglji, prowadzili oni przedtem d�ugie wojny. Na lata 1823/1824 przypada wreszcie wojna z Birmanami.
W r. 1828 byli Anglicy bezpo�rednio lub po�rednio panami p�wyspu, a lord William Bentinck zapocz�tkowa� now� er� w admini-
stracji indyjskiej.
Od chwili reorganizacji si�y zbrojnej Indji sk�ada�a si� armja indyjska z dwu zupe�nie r�nych kontyngent�w, z wojsk europejskich i
z krajowc�w (natifs). Wojska europejskie tworzy�y armi� kr�lewsk�, z�o�on� z pu�k�w konnicy, piechoty i artylerji b�d�cej na s�u�-
bie Kompanji indyjskiej, wojska krajowe sk�ada�y si� z tubylczej piechoty i kawalerji pod dow�dztwem angielskich oficer�w. Arty-
lerja sk�ada�a si� prawie wy��cznie z Europejczyk�w.
Stan efektywny pu�k�w armji kr�lewskiej wynosi� w armji bengalskiej po 1100 ludzi, w pu�kach stoj�cych w prezydenturze Bomba-
ju lub Madrasu po 800-900; pu�k konnicy liczy� po 600 szabel. Oko�o roku 1857. wynosi�a og�lna si�a wojsk krajowych oko�o
200.000, angielskich za� oko�o 45.000 we wszystkich trzech prezydenturach razem.
Sipajowie, regularne wojsko pod dow�dztwem angielskich oficer�w byli zawsze sk�onni do zrzucenia jarzma europejskiej dyscypli-
ny, narzuconej im przez zwyci�zc�w. Ju� w r. 1806 zbuntowa� si�, zdaje si�, za namow� syna Tippu Sahiba, garnizon Madrasu, stoj�-
cy chwilowo w Vallore, wymordowa� stra� poln� 69. pu�ku armji kr�lewskiej, podpali� kasarnie, powycina� w pie� oficer�w i ich ro-
dziny, a nawet i chorych �o�nierzy w lazaretach. Co jednak by�o przyczyn� tego buntu, przynajmniej zewn�trzn�? Rzekomo sprawa
dotycz�ca noszenia br�d, sposobu czesania i kolczyk�w, w rzeczywisto�ci jednak nienawi�� ku zdobywcom.
To pierwsze powstanie rych�o zosta�o st�umione si�ami kr�lewskiej armji obozuj�cej w Ascol.
Powstanie 1857 roku r�wnie� tak b�ahym powodem pozornie wywo�ane, przybra�o daleko straszniejsze rozmiary i by�oby mo�e
obali�o pot�g� Anglji w Indjach, gdyby wojska krajowe z prezydentury Madrasu i Bombaju by�y wzi�y w niem udzia�.
Przedewszystkiem jednak�e potrzeba zaznaczy�, �e powstanie to nie mia�o charakteru narodowego, gdy� Hindusi wsi i miast nie
brali w niem �adnego udzia�u. Zreszt� powstanie to ogranicza�o si� tylko na kraje na wp� niepod�eg�e Indji �rodkowych, prowincje
p�nocno-wschodnie i kr�lestwo Audh. Pend�ab pozosta� wierny Anglikom. Zostali wierni tak�e Sikhsowie, ci robotnicy kast ni�-
szych, kt�rzy szczeg�lnie odznaczyli si� przy obl�eniu Delhi, Gurkowie i nakoniec Maharad�owie Gwalioru i Pattiali.
Na pocz�tku powstania sta� lord Canning na czele administracji w charakterze jeneralnego gubernatora i mo�e m�� ten stanu nie
pojmowa� donios�o�ci tych rozruch�w. Od kilku lat ju� gwiazda Anglji widocznie blad�a na firmamencie indyjskim. W roku 1848
kl�ska i ust�pienie z Kabulu os�abi�a jeszcze bardziej urok europejskich zdobywc�w. Usuni�cie si� armji angielskiej podczas wojny
krymskiej nie by�o tak�e korzystne dla jej opinji wojskowej. To te� nadszed� moment, w kt�rym Sipajowie wiedz�cy doskonale o
wszystkiem, co si� dzia�o nad brzegami morza Czarnego, pomy�leli, �e powstanie wojsk narodowych ma widoki udania si�. Potrzeba
by�o tylko jednej iskierki, a�eby zapali� umys�y ju� i tak dobrze przygotowane, podniecane pie�niami i przypowie�ciami, poet�w i
bard�w, brahman�w i �mulwis�w�. Chwila ta nadesz�a w roku 1857, kiedy to kontygent armji kr�lewskiej zmniejszono znacznie z
powodu zewn�trznych zawik�a�.
Na pocz�tku tego� roku, Nana Sahib, czyli nabob Dandu-Pant, mieszkaj�cy blisko Kanpuru uda� si� do Delhi, p�niej do Lucknow,
w celu zapewne wywo�ania od dawna ju� przysposobionego powstania. Istotnie wkr�tce pod odje�dzie Nany rozpocz�y si� otwarte
ruchy powsta�cze.
Rz�d angielski zaprowadzi� w�a�nie w pu�kach krajowc�w karabiny systemu Enfielda, wymagaj�ce �adunk�w napuszczanych t�usz-
czem. Dnia jednego rozesz�a si� pog�oska, �e t�uszcz ten pochodzi z kr�w lub z �wi�, stosownie do tego, czy naboje przeznaczone by-
�y dla �o�nierzy indyjskich czy dla muzu�man�w, s�u��cych w armji krajowej.
W kraju, gdzie lud nawet nie u�ywa myd�a, dlatego, �e wchodzi� musi w jego sk�ad t�uszcz czy to po�wi�conych, czy te� nieczys-
tych zwierz�t, u�ywanie naboi napuszczanych t�uszczem, naboi, kt�re trzeba by�o rozgryza� z�bami, z trudno�ci� mog�o by� wpro
wadzone. Rz�d uleg� w cz�ci naleganiom, kt�re mu czyniono, ale chocia� zmienia� i przekszta�ca� karabiny i zapewnia�, �e �adnego
zakazanego t�u