8092

Szczegóły
Tytuł 8092
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8092 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8092 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8092 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Roald Amundsen ZDOBYCIE BIEGUNA PO�UDNIOWEGO PLAN I PRZYGOTOWANIE WYPRAWY ,,Biegun p�nocny zdobyty!" � wiadomo�� ta w mgnieniu oka obieg�a ca�y �wiat. Cel, o kt�rym tak wielu �ni�o, nad kt�rym tak wielu pracowa�o, dla kt�rego tak wielu cierpia�o, a nawet nara�a�o swe �ycie � zosta� osi�gni�ty!* (Biegun p�nocny zdoby� Amerykanin Robert Peary 6. IV. 1909 r.* Dowiedzieli�my si� o tym we wrze�niu 1909 roku. Sta�o si� dla mnie jasne, �e pierwotny plan trzeciej wyprawy �Frama" * Poprzednie wyprawy na statku �Fram" (�Naprz�d"): I � F. Nansena (1893�1896), II � O. Sverdrupa (1898�1902)*, kt�ry przewidywa� zbadanie Centralnego Basenu Arktycznego, to znaczy obszar�w Oceanu Lodowatego P�nocnego otaczaj�cych biegun p�nocny, straci� szanse powodzenia. Aby uratowa� nasze przedsi�wzi�cie, trzeba by�o dzia�a� szybko i bez wahania. Natychmiast wi�c po nadej�ciu nowiny powzi��em decyzj� zmieniaj�c� ca�kowicie kierunek zamierzonej podr�y: zamiast na p�noc, postanowi�em skierowa� ster �Frama" na po�udnie. Biegun p�nocny, w dziedzinie bada� polarnych jedno z dw�ch wielkich zagadnie� budz�cych powszechne zainteresowanie, zosta� zdobyty. Aby wi�c wzbudzi� zainteresowanie dla mego przedsi�wzi�cia � zbadania Centralnego Basenu Arktycznego � musia�em pokusi� si� o rozwi�zanie ostatniego wielkiego problemu z tej dziedziny � problemu bieguna po�udniowego. Wiem dobrze, �e czyniono mi zarzuty, poniewa� nie og�osi�em rozszerzonego planu od razu, wobec czego nie znali go ani ofiarodawcy, ani badacze, kt�rzy przygotowywali wyprawy w tym samym kierunku. Zarzuty takie przewidzia�em, dlatego rozwa�y�em gruntownie i t� stron� zagadnienia. Je�li chodzi o moich przyjaci�, uspokoi�em si� bardzo szybko. Wspania�omy�lni ci ludzie w �adnym wypadku nie wszcz�liby ze mn� spor�w na temat sum ofiarowanych dla sprawy. By�em przekonany, �e maj� do mnie zaufanie dostatecznie wielkie, by nie tylko oceni� w�a�ciwie wszelkie okoliczno�ci sprawy, lecz r�wnie� nie niepokoi� si� o celowo�� u�ycia ich fundusz�w. Przysz�o�� pokaza�a, �e si� pod tym wzgl�dem nie pomyli�em. Nie mia�em r�wnie� wyrzut�w sumienia z powodu innych wypraw badawczych, przygotowuj�cych si� do wyruszenia w tym samym czasie na Antarktyd�. Wiedzia�em, �e zd��� powiadomi� kapitana Scotta o swych zamiarach, zanim przyb�d� do obszar�w antarktycznych; by�o za� spraw� bez znaczenia, czy otrzyma on t� wiadomo�� kilka miesi�cy wcze�niej, czy p�niej. Plan i wyposa�enie ekspedycji Scotta tak dalece r�ni�y si� od planu i wyposa�enia mojej wyprawy, �e telegram, w kt�rym powiadomi�em go o decyzji wyruszenia na Antarktyd�, traktowa�em raczej jako gest grzeczno�ciowy ni� jako wiadomo�� zdoln� � cho�by w najmniejszym stopniu � wp�yn�� na zmian� jego zamierze�. Brytyjska wyprawa podj�ta zosta�a wy��cznie w celu przeprowadzenia bada� naukowych; biegun by� tutaj spraw� uboczn�. W moim natomiast rozszerzonym planie chodzi�o przede wszystkim w�a�nie o biegun. Ekwipunek wyprawy Scotta by� zupe�nie odmienny od mojego. Bardzo w�tpi�, czy kapitan Scott, tak bieg�y w dziedzinie bada� antarktycznych, da�by si� odwie�� cho�by w jednym punkcie od zdobytych poprzednio do�wiadcze� i czy zechcia�by zmieni� co�kolwiek w swoim wyposa�eniu w zale�no�ci od mojej opinii. Ust�powa�em bowiem Scottowi zar�wno pod wzgl�dem do�wiadczenia, jak i posiadanych �rodk�w. Co si� tyczy porucznika Shirase i jego �Kainan Maru", to � o ile wiedzia�em � mia� on zamiar skupi� ca�� swoj� uwag� na Ziemi Kr�la Edwarda VII. Rozwa�ywszy gruntownie te sprawy doszed�em do przedstawionej wy�ej konkluzji, a gdy ju� raz powzi��em decyzj�, by�a ona nieodwo�alna. Postanowi�em jednak na razie nie og�asza� tych zmian. W owym czasie wywo�a�oby to jedynie nieprzyjemne komentarze prasowe, co w rezultacie mog�o pokrzy�owa� moje zamiary. Dlatego te� musia�em przygotowywa� wszystko w ukryciu. Jedynym wtajemniczonym, na kt�rego niez�omnym milczeniu mog�em �lepo polega�, by� m�j brat Leonard. Odda� mi on ogromne us�ugi w okresie, gdy by� jedynym cz�owiekiem znaj�cym moje zmienione plany. P�niej powr�ci� do Norwegii porucznik Thorvald Nilsen � pod�wczas pierwszy oficer, a nast�pnie dow�dca �Frama". Uwa�a�em za sw�j obowi�zek powiadomi� go natychmiast o zmianie decyzji. Spos�b, w jaki przyj�� t� wiadomo��, przekona� mnie, �e w jego wypadku zrobi�em naprawd� trafny wyb�r. Zyska�em w nim nie tylko dzielnego i godnego zaufania cz�owieka, lecz r�wnie� dobrego koleg�, a jest to rzecz wielkiej wagi. Dobre stosunki mi�dzy kierownikiem wyprawy i pierwszym oficerem statku pozwalaj� unikn�� wielu trudno�ci. Harmonijna wsp�praca pomi�dzy tymi dwoma stanowi r�wnie� dobry przyk�ad dla ca�ej za�ogi. Przybycie porucznika Nilsena w styczniu 1910 roku by�o dla mnie ogromn� ulg�. Pomaga� mi on teraz z zapa�em we wszystkich przygotowaniach, a pracowa� tak dzielnie i niezawodnie, �e nie mam dla niego do�� s��w uznania. Plan [podr�y �Frania" na po�udnie przedstawia� si� nast�puj�co: zamierzali�my wyruszy� z Norwegii najp�niej w po�owie sierpnia; pierwszym i zarazem jedynym punktem l�dowania mia�a by� Madera. Dalej planowali�my p�yn�� tras� najdogodniejsz� dla �aglowca, to znaczy przez Ocean Atlantycki na po�udnie, a nast�pnie na wsch�d, omijaj�c od po�udnia Przyl�dek Dobrej Nadziei i Australi�, aby wreszcie � gdzie� oko�o 1 stycznia 1911 � przedrze� si� przez pas kry lodowej na Morze Rossa, a oko�o 15 stycznia dotrze� do Bariery Lodowej Rossa w okolicy Zatoki Wieloryb�w. Po wysadzeniu na brzeg dziesi�cioosobowej grupy � wraz z materia�em do budowy domu, ekwipunkiem i �ywno�ci� na dwa lata � �Fram" mia� opu�ci� zatok� i po�eglowa� do Buenos Aires, a stamt�d odby� podr� oceanograficzn� w poprzek Oceanu Atlantyckiego � do brzeg�w Afryki i z powrotem. W dniu 1 stycznia przewidziany by� powr�t �Frania" do Zatoki Wieloryb�w dla zabrania grupy pozostawionej tam na okres zimowy. Tyle tylko mo�na by�o w�wczas postanowi�; dalszy przebieg ekspedycji zale�a� od warunk�w miejscowych i m�g� by� ustalony dopiero po wykonaniu wst�pnych prac na miejscu. Swoj� znajomo�� Bariery Lodowej Rossa czerpa�em wy��cznie z opis�w. Przestudiowa�em jednak tak dok�adnie ca�� odnosz�c� si� do niej literatur�, �e na pierwszy widok owej pot�nej masy lodu odnios�em wra�enie, i� znam j� od lat. Rozwa�ywszy jak najgruntowniej wszystkie okoliczno�ci uzna�em, �e najlepszym miejscem na przezimowanie b�dzie z wielu wzgl�d�w Zatoka Wieloryb�w. Przede wszystkim mogli�my dop�yn�� tutaj statkiem najdalej na po�udnie � o ca�y stopie� geograficzny dalej ni� Scott, kt�ry swoj� baz� za�o�y� w cie�ninie McMurdo. Ju� ten jeden szczeg� mia� du�e znaczenie dla dalszej podr�y do bieguna. Druga korzy�� polega�a na tym, �e od razu po wyl�dowaniu, niejako z progu domu, mo�na tu by�o zbada� teren i okre�li� trudno�ci czekaj�ce nas w dalszej drodze. Poza tym przypuszcza�em, �e w tej cz�ci bariery lodowej, tak bardzo oddalonej od l�du, warunki terenowe b�d� o wiele lepsze ni� w jego pobli�u, gdzie lody ulegaj� spi�trzeniu. Na dodatek z opis�w wynika�o, �e okolice Zatoki Wieloryb�w obfituj� w zwierzyn�. Mieliby�my wi�c w br�d �wie�ego mi�sa w postaci fok, pingwin�w i innych zwierz�t podbiegunowych. Niezale�nie od tych korzy�ci natury czysto technicznej i materialnej, bariera lodowa by�a terenem szczeg�lnie korzystnym dla prowadzenia bada� meteorologicznych, poniewa� l�d sta�y nie zas�ania� tu z �adnej strony pola widzenia. Z naszego obozu mo�na by te� by�o prowadzi� codzienne obserwacje i badania w warunkach stosunkowo najpomy�lniejszych oraz obserwowa� szczeg�lnie ciekawe zjawiska, jak ruch, narastanie i rozpad tej olbrzymiej masy lodu. Ostatni�, cho� nie najmniejszej wagi okoliczno�ci�, przemawiaj�c� na rzecz Zatoki Wieloryb�w, by�a wzgl�dna �atwo�� dotarcia do tego miejsca. Nigdy dotychczas nie zdarzy�o si�, aby jaki� statek nie m�g� wp�yn�� do tej zatoki. Wiedzia�em, �e nakre�lony plan i sam pomys� zimowania na barierze lodowej zostanie skrytykowany jako istne szale�stwo. Wed�ug og�lnego przekonania lodowiec w okolicy Zatoki Wieloryb�w, podobnie zreszt� jak i w innych miejscach, by� ruchomy. Nawet naoczni �wiadkowie byli tego w�a�nie zdania. Opis Shackletona, oparty na jego w�asnych spostrze�eniach, by� pod tym wzgl�dem ma�o zach�caj�cy. Shackleton obserwowa� mianowicie, jak w Zatoce Wieloryb�w l�d kruszy� si� na przestrzeni wielu mil, dzi�kowa� przeto Bogu, �e nie za�o�y� tam obozu. Aczkolwiek bardzo ceni� Shackletona i jego do�wiadczenie, jestem jednak przekonany, �e jego wnioski by�y w tym wypadku zbyt po�pieszne. Shackleton. odwiedzi� Zatok� Wieloryb�w 24 stycznia 1908 roku i obserwowa� wtedy, jak lody pokrywaj�ce zatok� p�ka�y, a pr�dy morskie znosi�y je na pe�ne morze. Gdyby Shackleton poczeka� jeszcze par� godzin, a najwy�ej kilka dni, to prawdopodobnie problem bieguna po�udniowego zosta�by rozwi�zany ju� przed grudniem 1911 roku. Przy bystym spojrzeniu i zdrowym s�dzie nie potrzebowa�by on wiele czasu na stwierdzenie, �e w okolicy Zatoki Wieloryb�w czo�o lodowca nie p�ywa, lecz spoczywa na trwa�ej podporze z wysepek, raf i p�ycizn. Wyruszaj�c z tego miejsca ze swymi dzielnymi towarzyszami Shackleton m�g� raz na zawsze sko�czy� z zagadnieniem bieguna po�udniowego. Okoliczno�ci jednak zadecydowa�y inaczej i w rezultacie zas�ona nie zosta�a w�wczas zerwana, lecz jedynie uchylona. Przestudiowa�em szczeg�lnie uwa�nie ten odcinek Bariery Lodowej Bossa i doszed�em do przekonania, �e odnoga morska, znana obecnie pod nazw� Zatoki Wieloryb�w, jest t� sam�, kt�r� odkry� ju� dawniej Sir James Clarke Ross. W ci�gu siedemdziesi�ciu lat zatoka ta mimo du�ych zmian utrzyma�a si� w jednym i tym samym miejscu, nie mo�e wi�c by� jak�� formacj� przypadkow�. To, co w zaraniu dziej�w zatrzyma�o w owym miejscu pot�ny strumie� lodowy, sun�cy poza tym w r�wnej linii, nie by�o chwilowym kaprysem straszliwej pot�gi, lecz czym� twardszym od twardego lodu, a mianowicie sta�ym l�dem. L�d zatrzyma� w tym miejscu l�d i � powsta�a zatoka, zwana obecnie Zatok� Wieloryb�w. Obserwacje poczynione przez nas na miejscu potwierdzi�y s�uszno�� tego przypuszczenia. Mog�em wi�c bez wahania rozbi� ob�z w tej cz�ci Bariery Lodowej Bossa. Zadanie grupy l�dowej mia�o stanowi�: zbudowanie bazy, wy�adowanie na l�d �ywno�ci, przetransportowanie jej cz�ci w g��b kraju i urz�dzenie sk�ad�w, mo�liwie najdalej na po�udniu. Mia�em nadziej�, �e uda nam si� dowie�� a� do 80� dostateczn� ilo�� �ywno�ci, aby miejsce to mo�na by�o traktowa� jako w�a�ciwy punkt wyj�ciowy do wyprawy na biegun. Zako�czenie tych prac mia�o przypa�� na pocz�tek zimy. Wiedzieli�my doskonale, �e trzeba przedsi�wzi�� wszelkie �rodki, aby przetrwa� najmro�niejsz�, a prawdopodobnie i najbardziej burzliw� pogod�, z jak� kiedykolwiek podr�nicy polarni mieli do czynienia. Wiosn�, po uko�czeniu przygotowa� na terenie obozu, zamierza�em skoncentrowa� wszystkie si�y, by osi�gn�� jedyny cel � biegun. Do udzia�u w tej wyprawie pragn��em pozyska� ludzi szczeg�lnie zaprawionych do pracy na mrozie. Za jeszcze wa�niejsze uwa�a�em jednak zdobycie ludzi umiej�cych pos�ugiwa� si� psim zaprz�giem, by�em bowiem zdania, �e b�dzie to mia�o decyduj�ce znaczenie dla powodzenia ekspedycji. Ca�� zim� zamierza�em po�wi�ci� na prac� nad naszym ekwipunkiem, aby uczyni� go jak najdoskonalszym. Opr�cz tego cz�� czasu trzeba by�o przeznaczy� na polowanie. Nale�a�o upolowa� tyle fok, by mie� przez ca�y czas �wie�e mi�so dla ludzi i dla ps�w. Aby unikn�� szkorbutu, tego najgorszego wroga wypraw polarnych, chcia�em zapewni� wyprawie codziennie �wie�e mi�so. Mia�em nadziej�, �e z nadej�ciem wiosny zdrowi i pod ka�dym wzgl�dem w jak najlepszej formie � b�dziemy gotowi do wymarszu. Zgodnie z planem mieli�my opu�ci� ob�z zimowy mo�liwie najwcze�niej. Zdecydowawszy si� raz na udzia� w wy�cigu do bieguna, musieli�my za wszelk� cen� by� pierwsi u mety. Trzeba by�o uczyni� w tym celu wszystko, co mo�liwe. Od momentu gdy plan m�j sta� si� decyzj�, postanowi�em r�wnie�, �e wyruszaj�c z Zatoki Wieloryb�w pow�drujemy na po�udnie prosto wzd�u� po�udnika. W ten spos�b mieli�my mo�no�� zbadania zupe�nie nieznanych teren�w i osi�gni�cia obok -g��wnego celu wyprawy jeszcze dodatkowych rezultat�w. By�em zdumiony, dowiedziawszy si� p�niej, i� niekt�rzy s�dzili, �e p�jdziemy od Zatoki Wieloryb�w do lodowca Beardmore i dopiero stamt�d, drog� Shackletona, b�dziemy si� posuwa� dalej na po�udnie. Musz� stwierdzi�, �e przy uk�adaniu planu podr�y nawet mi to przez my�l nie przesz�o. Skoro Scott o�wiadczy�, �e zamierza i�� drog� Shackletona, sprawa ta by�a dla mnie przes�dzona. R�wnie� podczas ca�ego d�ugiego pobytu we Framheimie (Ob�z Amundsena nad Zatok� Wieloryb�w) nikomu z nas nie przysz�o do g�owy korzysta� z drogi obranej przez Scotta. By�oby to dla nas wprost niemo�liwe. Przewidywa�em, �e znajd� si� ludzie, kt�rzy zechc� mnie atakowa�, zarzucaj�c �nieczyst� gr�" i temu podobne. Gdybym obra� t� sam� drog� co Scott, mieliby oni pewien poz�r s�uszno�ci. Nigdy jednak, jak ju� powiedzia�em, nie mia�em tego zamiaru. Nasz punkt wyj�ciowy znajdowa� si� w odleg�o�ci sze�ciuset pi��dziesi�ciu kilometr�w od obozu zimowego Scotta w cie�ninie McMurdo, nie mog�o wi�c by� mowy o jakimkolwiek naruszeniu terenu jego dzia�alno�ci. Zreszt� profesor Nansen rozprawi� si� ju� w sw�j ci�ty i przekonuj�cy spos�b z tym g�upim gadaniem, nie b�d� si� wi�c nad tym d�u�ej rozwodzi�. Przedstawiony tutaj plan opracowa�em w swoim domu nad Bundefiordem ko�o Christianii we wrze�niu 1909 roku. Zosta� on zrealizowany a� do najdrobniejszych szczeg��w. Za dow�d, �e moje wyliczenia by�y nie najgorsze, mo�e s�u�y� ko�cowa uwaga umieszczona w planie, kt�ra brzmia�a nast�puj�co: �... tak wi�c ostatni uczestnicy powr�c� z wyprawy do bieguna 25 stycznia". W�a�nie 25 stycznia 1912 roku, po uwie�czonej powodzeniem wyprawie, powr�cili�my do Framheimu. Nie jedyny to wypadek, kiedy nasze wyliczenia czasu okaza�y si� tak trafne. Kapitan Nilsen by� w tej dziedzinie prawdziwym czarodziejem. Obliczy� on na przyk�ad, �e do Bariery Lodowej Rossa, odleg�ej o trzydzie�ci tysi�cy kilometr�w od Norwegii, dop�yniemy 15 stycznia 1911 roku. W istocie przybyli�my tam 14 stycznia, a wi�c na jeden dzie� przed terminem. Zaistne trudno zarzuci� co� takiemu planowaniu! Na podstawie uchwa�y parlamentu norweskiego, podj�tej 9 lutego 1909 roku, otrzyma�em do dyspozycji statek �Fram" celem odbycia wyprawy badawczej. Jednocze�nie przyznano mi siedemdziesi�t pi�� tysi�cy koron norweskich na przeprowadzenie ulepsze� i koniecznych napraw statku. Ze szczeg�ln� staranno�ci� wybrano i zapakowano �ywno�� dla wyprawy. Wszystkie artyku�y spo�ywcze zosta�y zalutowane w puszkach blaszanych i umieszczone w mocnych drewnianych skrzynkach. Nadzwyczaj wa�ne jest dok�adne lutowanie wszelkich puszek z �ywno�ci� przeznaczon� dla wypraw podbiegunowych. Od�ywianie si� w czasie podr�y konserwami, niedbale przyrz�dzonymi lub niestarannie przechowywanymi, powoduje szkorbut. Trzeba stwierdzi�, �e podczas czterech norweskich wypraw polarnych � trzech na �Framie" i jednej na �Gj�a" � nie zdarzy� si� ani jeden wypadek szkorbutu. Dowodzi to w spos�b przekonuj�cy, �e �ywno�� przeznaczon� dla tych ekspedycji dobierano i pakowano z ogromn� staranno�ci�. Dzi�ki wy�mienitym produktom, jakie posiadali�my, stan zdrowotny ludzi i zwierz�t w czasie wyprawy nie pozostawia� nic do �yczenia. Pemikan, kt�ry otrzymali�my tym razem, r�ni� si� bardzo od u�ywanego w czasie dawniejszych wypraw. Pr�cz normalnej mieszaniny mielonego mi�sa i t�uszczu znajdowa�y si� w nim dodatki w postaci jarzyn i m�ki owsianej, kt�re znacznie poprawia�y smak i u�atwia�y trawienie. Aby jednak zu�ytkowa� nasz koncentrat, trzeba by�o najpierw odby� pi�ciomiesi�czn� podr� morsk�. Na ten okres zaopatrzyli�my si� w zapas suszonych dorszy. Spraw� niezmiernej wagi dla powodzenia ca�ej wyprawy by�o zdobycie naprawd� dobrych ps�w. Musia�em tu dzia�a� szybko i energicznie. Tego samego dnia, w kt�rym powzi��em decyzj�, by�em ju� w drodze do Kopenhagi, gdzie przebywali w�a�nie dwaj inspektorzy z Grenlandii: Daugaard-Jensen i Bentzen. Kierownik Kr�lewskiego Towarzystwa dla Handlu z Grenlandi�, pan Rydberg, odni�s� si� do mego przedsi�wzi�cia bardzo przychylnie, pozostawiaj�c obu inspektorom woln� r�k�. Zapyta�em tych pan�w, czy podejm� si� dostarczy� mi do Norwegii � do lipca 1910 roku � sto najlepszych grenlandzkich ps�w. Odpowiedzieli twierdz�co i sprawa ps�w by�a tym samym za�atwiona. Wyb�r spoczywa� w dobrych r�kach; inspektora Daugaard-Jensena zna�em od dawna osobi�cie i wiedzia�em, �e je�li si� czego� podejmie, wykona to z najwi�ksz� sumienno�ci�. Kierownik Kr�lewskiego Towarzystwa dla Handlu z Grenlandi� zezwoli� na bezp�atne przewiezienie moich ps�w do Kristiamsand na statku �Hans Egede". Zanim przejd� do dalszego opisu naszego wyposa�enia, musz� jeszcze om�wi� dok�adniej spraw� ps�w. G��wna bowiem r�nica mi�dzy wyposa�eniem wyprawy mojej i kapitana Scotta polega�a na tym, �e ja zabiera�em psy, on za� kucyki. S�ysza�em ju� dawniej, �e Scott w oparciu o do�wiadczenia w�asne i Shackletona doszed� do przekonania, i� na l�dolodzie mand�urskie kucyki s� lepsze od ps�w. W�r�d ludzi znaj�cych si� na psach eskimoskich nie by�em na pewno jedynym, kt�ry zdumia� si�, us�yszawszy t� opini�. Kiedy p�niej � opieraj�c si� na r�nych sprawozdaniach � wyrobi�em sobie w�asny pogl�d na tamtejsze warunki terenowe, zdziwienie moje jeszcze wzros�o. Jak wynika�o z opis�w samego Shackletona, warunki terenowe na l�dolodzie musia�y by� wprost idealne dla u�ycia ps�w. Je�li Peary m�g� odby� sw�j s�ynny �raid" przez p�nocne lody podbiegunowe u�ywaj�c ps�w, to � u�ywaj�c r�wnie dobrych ps�w � na g�adkiej powierzchni bariery mo�na by�o osi�gn�� lepsze wyniki. Opinia Anglik�w na temat przydatno�ci psa eskimoskiego w obszarach podbiegunowych wynika�a na pewno z jakiego� nieporozumienia. Mo�e ich psy nie rozumia�y swego pana? Albo na odwr�t, mo�e pan nie rozumia� swoich ps�w? Mi�dzy panem a psem musi zapanowa� w�a�ciwy stosunek od pierwszej chwili. Pies powinien rozumie�, �e jest obowi�zany do bezwarunkowego pos�usze�stwa, pan, jego natomiast powinien zdoby� sobie u zwierz�cia prawdziwy szacunek. Je�li taki stosunek zostanie utrwalony, na bezkresnych przestrzeniach podbiegunowych pies przewy�szy na pewno wszystkie inne zwierz�ta poci�gowe. Jestem o tym najmocniej przekonany. Inna zaleta ps�w polega na tym, �e takie niewielkie stworzenie �atwiej przechodzi przez liczne mosty �nie�ne, nie do omini�cia na poci�tych szczelinami lodowcach. Je�li pies wpadnie nawet w szczelin�, to nie ma jeszcze nieszcz�cia: po prostu �apie si� go za kark i wyci�ga. Zupe�nie inaczej ma si� sprawa z kucykiem. To stosunkowo du�e i ci�kie zwierz� zapada si� oczywi�cie znacznie cz�ciej, a gdy si� takie nieszcz�cie zdarzy, wyci�ganie jest robot� trudn� i ci�k�. A c� dopiero, gdy uprz�� si� zerwie i kucyk le�y na dnie trzystumetrowej szczeliny! Jeszcze jedn� niew�tpliw� zalet� u�ycia ps�w jest fakt, �e mo�na je �ywi� ich w�asnym mi�sem. Zmniejszaj�c stopniowo ilo�� zwierz�t w zaprz�gu, mo�na zabija� gorsze sztuki i karmi� nimi lepsze, kt�rym zapewnia si� w ten spos�b �wie�e mi�so. Nasze psy otrzymywa�y ca�� drog� obok pemikanu mi�so swych zabitych towarzyszy i dzi�ki temu mog�y tak wiele dokaza�. Je�li za� my sami mieli�my ochot� na �wie�e mi�so, to wystarczy�o wyci�� z zabitego psa kawa� delikatnej pol�dwicy. Taka piecze� smakowa�a niczym najlepsza wo�owina. Inne psy nie mia�y nic przeciwko temu; by�o im wszystko jedno, z jakiej cz�ci b�dzie pochodzi�a ich porcja, byle tylko otrzyma�y sw�j przydzia�. Jedyn� rzecz�, jaka pozostawa�a po takim psim posi�ku, by�y z�by ofiary; je�li jednak psy mia�y za sob� szczeg�lnie ci�ki dzie�, znika�y nawet z�by. Je�li p�jdziemy jeszcze dalej i przeniesiemy si� z bariery lodowej na wy�yn�, przestanie istnie� jakakolwiek w�tpliwo�� co do przewagi ps�w nad kucykami. Psy nie tylko dadz� si� przeprowadzi� przez pot�ne lodowce g�rskie wiod�ce ku wy�ynie podbiegunowej, lecz mo�na ich u�ywa� podczas ca�ej tej drogi nawet w zaprz�gu. Kucyki natomiast trzeba pozostawi� u st�p lodowca, a w�drowcom przypada wtedy w udziale w�tpliwa przyjemno�� odgrywania roli kucyk�w. O ile bowiem zrozumia�em dobrze Shackletona, nie ma mowy o wci�gni�ciu kucyk�w po stromych i sp�kanych urwiskach g�rskich lodowc�w. Niew�tpliwie przykro by�oby pozosta� bez si�y poci�gowej przebywszy zaledwie czwart� cz�� drogi; znacznie lepiej dysponowa� si�� poci�gow� przez ca�y czas podr�y. Od pierwszej chwili zdawa�em sobie spraw� z tego, �e najniebezpieczniejsz� cz�ci� naszej podr�y b�dzie pierwszy etap � �egluga z Norwegii do Bariery Lodowej Rossa. Je�li uda si� nam przewie�� psy zdrowo i ca�o przez morze, nasze widoki na przysz�o�� b�d� zupe�nie pomy�lne. Na szcz�cie towarzysze moi mieli to samo zdanie: dzi�ki wsp�lnej opiece i staraniu uda�o si� nam dowie�� psy do celu w tak dobrym stanie, �e w chwili wysadzenia na brzeg by�y nawet mocniejsze i zdrowsze ni� przed podr�. Poza tym ilo�� ich w tym czasie znacznie si� zwi�kszy�a, co r�wnie� by�o oznak� doskona�ego zdrowia. Aby zabezpieczy� je przed s�o�cem i wilgoci�, u�o�yli�my na statku, jakie� osiem centymetr�w nad pok�adem, prowizoryczny pomost z heblowanych desek. Chroni�o to psy przed zalewaniem przez wod� deszczow� i morsk�, kt�ra w czasie �eglugi przez oceany na niedu�ym i mocno obci��onym stateczku cz�sto-g�sto przelewa�a si� przez pok�ad. Dzi�ki naszemu pomys�owi woda odp�ywa�a spodem, pozostawiaj�c pomost suchy. W strefie tropikalnej dawa� on jeszcze inn� korzy��: powierzchnia pomostu by�a zawsze ch�odniejsza od samego pok�adu. Po pierwsze dlatego, �e w szczelinie mi�dzy pok�adem a pomostem wytwarza� si� sta�y ci�g �wie�ego powietrza, a po drugie dlatego, �e nasmo�owany pok�ad nagrzewa� si� znacznie bardziej ni� pomost, kt�ry do ko�ca podr�y pozosta� prawie bia�y. Niezale�nie od tego zabrali�my ze sob�, g��wnie ze wzgl�du na psy, zas�ony przeciws�oneczne, kt�re mo�na by�o rozwiesi� nad ca�ym statkiem, chroni�c zwierz�ta przed �arem. Pr�cz naszych czworono�nych towarzyszy mieli�my na pok�adzie jeszcze pewne stworzenie dwuno�ne, kt�re zabrali�my nie tyle do pracy w krainach podbiegunowych, ile dla uprzyjemnienia sobie czasu. By� to kanarek Fridtj�f, jeden z licznych podark�w, kt�ry przyj�li�my ze szczeg�ln� rado�ci�. Ptaszek zacz�� �wierka�, ledwo tylko znalaz� si� na pok�adzie, i �piewa� niestrudzenie podczas podr�y przez dwa oceany. Kanarek nasz dotar� niew�tpliwie znacznie bli�ej bieguna ni� kt�rykolwiek z jego braci. Wobec bardzo skromnych mo�liwo�ci finansowych by�em zmuszony obraca� w r�ku ka�dy grosz, zanim zdecydowa�em si� go wyda�. Dla wyprawy podbiegunowej pierwszorz�dne znaczenie ma sprawa odzie�y. Uwa�a�em za konieczne, aby kierownik takiej wyprawy sam zaopatrzy� swych ludzi w odpowiedni str�j polarny. Obawia�em si�, �e gdyby pozostawi� to poszczeg�lnym uczestnikom, sytuacja mog�aby wygl�da� bardzo �le jeszcze przed dotarciem wyprawy do celu. Musz� jednak przyzna�, �e zakup odzie�y by� dla mnie zadaniem niezbyt poci�gaj�cym. B�d� co b�d� wypad�oby znacznie taniej, gdyby za��da� od ka�dego uczestnika, aby sam zaopatrzy� si� w potrzebne ubrania, ale wtedy straci�bym prawo kontrolowania, czy jako�� odzie�y odpowiada moim wymaganiom. Nasze ubiory nie odznacza�y si� bynajmniej wspania�ym wygl�dem, by�y za to ciep�e i trwa�e. Ze sk�ad�w odzie�owych intendentury wojskowej w Horten otrzyma�em dwie�cie we�nianych koc�w. Niech jednak czytelnik nie wyobra�a sobie tutaj tych puszystych, lekkich bia�ych koc�w, jakie mo�na zobaczy� w oknach wystawowych, a kt�re mimo swej grubo�ci wygl�daj�, jakby by�y w stanie unie�� si� w powietrze � tak s� lekkie i delikatne. Tego rodzaju koc�w oczywi�cie nie otrzymali�my i � prawd� m�wi�c � nie wiedzia�bym nawet, co z takim fantem zrobi�. Koce, w jakie zaopatrzy�a nas intendentura, by�y zupe�nie innego rodzaju. Ich koloru w�a�ciwie nie da si� okre�li�, nie wygl�da�y r�wnie� na to, aby mia�y ulecie� w powietrze. Wr�cz przeciwnie � le�a�y nieruchomo jak bry�a, by�y bowiem folowane i sprasowane w jedn� tward� mas�. Od niepami�tnych czas�w koce te s�u�y�y naszym dzielnym marynarzom floty wojennej i nie jest wykluczone, �e niekt�re z nich mog�yby opowiedzie� ponure historie jeszcze z czas�w Tordenskjolda (Dow�dca du�sko- norweskiej floty wojennej z czas�w wojny p�nocnej (1700�1721). Pierwsz� rzecz�, jak� zrobi�em dostawszy w r�ce ten skarb, by�o odes�anie go do farbiarni. I patrzcie! Otrzymali�my stamt�d koce nie do poznania: ja�nia�y kolorem ultramaryny czy jak on si� tam nazywa. Wojownicza przesz�o�� zosta�a wymazana. Mia�em zamiar przerobi� te dwie�cie koc�w na ubrania polarne. Dopytywa�em si� wi�c tu i �wdzie, jakby to przeprowadzi�. Uwa�a�em jednak, �e by�oby nierozs�dnie zdradza� pochodzenie moich materia��w. Obawia�em si�, �e �aden krawiec pod s�o�cem nie da si� sk�oni� do uszycia ubra� ze starych koc�w. Moja pracownia wygl�da�a w tym czasie jak sk�adnica wyrob�w we�nianych � wsz�dzie pi�trzy�y si� stosy koc�w. Zjawi� si� na koniec krawiec i pyta: � Czy to ten materia�? � Tak, to ten. Nadszed� w�a�nie z zagranicy. Prawdziwa okazja: s� to pr�bki, kt�re dosta�em za bezcen. Zrobi�em przy tym najbardziej niewinn� i oboj�tn� min�. Zauwa�y�em, �e krawiec spojrza� na mnie spod oka; pomy�la� pewnie, �e te pr�bki s� cokolwiek za du�e. � Materia� jest bardzo g�sto tkany � stwierdzi�, ogl�daj�c go pod �wiat�o. � M�g�bym przysi�c, �e jest on folowany. Mia�em wielk� ochot� powiedzie� mu: �Co te� pan wygaduje!", ale wstrzyma�a mnie powaga sytuacji. Przegl�dali�my wi�c kolejno ka�d� �pr�bk�", przeliczaj�c je przy tej okazji. Robota to przewlek�a i nudna, by�em wi�c zadowolony, kiedy zbli�y�a si� wreszcie ku ko�cowi i mog�em zaj�� si� czym innym. Tymczasem krawiec sam ko�czy� przegl�d towaru. Ju� chcia�em sobie pogratulowa� szcz�liwego rezultatu trud�w, gdy nag�y okrzyk z k�ta pokoju wyrwa� mnie z zamy�lenia. Okrzyk ten zabrzmia� mi w uszach jak ryk lwa. Krawiec sta� w�r�d niebieskich zwa��w, wywijaj�c nad g�ow� kocem, kt�rego mocno podejrzany kolor nie pozostawia� �adnej w�tpliwo�ci co do pochodzenia �okazyjnego" towaru. Rzuciwszy mi druzgoc�ce spojrzenie go�� wyszed�, aby si� wi�cej nie pokaza�, ja za� popad�em w czarn� rozpacz. W po�piechu zapomnia�em o schowaniu pr�bnego koca, przys�anego mi przez intendentur�, i st�d ca�e nieszcz�cie. Mimo wszystko koce zosta�y wreszcie przerobione i na pewno �adna wyprawa badawcza nie mia�a ubra� mocniejszych i cieplejszych ni� my. Uwa�a�em za konieczne, aby na statku mia� ka�dy solidne ubranie brezentowe oraz szczeg�lnie dobre buty nieprzemakalne. Buty takie zosta�y uszyte na miar� z najlepszych materia��w. Zam�wienie powierzy�em pewnemu zak�adowi, kt�ry uwa�a�em za jeden z najlepszych w tej specjalno�ci. Kt� wi�c opisze nasz� rozpacz, gdy pr�buj�c na�o�y� wspania�e buty przekonali�my si�, �e przewa�nie nie nadaj� si� w og�le do u�ytku! Niekt�rym stopy lata�y w nich tak, �e nie mogli usta� na nogach, innym � mimo nat�enia wszystkich si� � nie uda�o si� przepcha� stopy przez w�sk� drog� wiod�c� do raju. Pr�bowali�my chytrze wymieni� te buciska na inne, ale nic z tego nie wysz�o. Buty by�y uszyte dla istot nie z tej ziemi. Na szcz�cie marynarze w �adnej okoliczno�ci nie dadz� si� zaskoczy�. Towarzysze moi, znaj�c przys�owie, �e jedna para dobrych but�w jest lepsza od dziesi�ciu z�ych, zabrali ze sob� swoje w�asne obuwie. Dzi�ki temu wybrn�li�my z k�opot�w. Do u�ytku w klimacie gor�cym wzi�li�my dla ka�dego cz�onka wyprawy po trzy komplety lnianej bielizny. O reszt� ubrania na ten etap podr�y mieli si� zatroszczy� sami uczestnicy. Wi�kszo�� ludzi posiada przecie� par� starych koszul, a pod r�wnikiem nie trzeba niczego wi�cej. Na obszary zimne natomiast przygotowa�em dla ka�dego po dwa komplety bardzo grubej, r�cznie szytej bielizny we�nianej, po dwa ciep�e swetry r�cznej roboty, po sze�� par dzianych po�czoch oraz skarpetki i po�czochy �wi�zienne". Ka�dy z nas otrzyma� r�wnie� dwie kurtki � jedn� bardzo grub� �islandzk�" i drug� zwyk��, l�ejsz�. Opr�cz tego mn�stwo rzeczy dostali�my z zapas�w wojskowych, mi�dzy innymi ubrania nadaj�ce si� do u�ytku zar�wno podczas mroz�w, jak i w czasie upa��w, bielizn�, buty z cholewami, trzewiki, wiatr�wki i najprzer�niejsze materia�y. Ostatni� cz�ci� garderoby, jak� musz� tu wymieni�, by�y ubrania ze sk�r grenlandzkich fok, przydzielone wszystkim uczestnikom wyprawy. Mo�na by jeszcze wspomnie� o najrozmaitszych drobniejszych przedmiotach, jak prz�dza do cerowania, nici, ig�y wszelkich typ�w i wielko�ci, guziki, no�yczki, tasiemki i temu podobne. Mam wra�enie, �e niczego nie zapomnieli�my i �e nasze zaopatrzenie w odzie� by�o pod ka�dym wzgl�dem doskona�e. Inn� stron� wyposa�enia, kt�r� r�wnie� nale�a�o bra� pod uwag�, by�o urz�dzenie pomieszcze� mieszkalnych na statku. Jak wiele znaczy otoczenie, w kt�rym �yjemy! Ja sam mog� zrobi� dwa razy wi�cej, je�li mi wygodnie, a doko�a panuje porz�dek. Mesy na �Framie" zosta�y urz�dzone pi�knie i stylowo. Kobiety z Horten ofiarowa�y nam mn�stwo rzeczy do ich ozdobienia. Niew�tpliwie uciesz� si� na wiadomo��, �e nasze mesy budzi�y wsz�dzie nadzwyczajny podziw. �Jak to, wi�c tak wygl�da statek polarny?" � pyta� kto�. � "Nie spodziewali�my si� zobaczy� tutaj nic opr�cz drewnianych sto�k�w i nagich �cian". Niekt�rzy m�wili nawet o �buduarach". Opr�cz wspaniale haftowanych makat �ciany zdobi�y przepi�kne obrazy, kt�rych ofiarodawcy z rado�ci� us�yszeliby pewnie te wszystkie zachwyty, z jakimi na ka�dym kroku si� spotykali�my. Przyozdobienie kajut pozostawi�em ich mieszka�com. Ka�dy m�g� zabra� do swego ma�ego kr�lestwa cz�stk� ojczyzny. Bielizna po�cielowa uszyta zosta�a w warsztatach marynarki wojennej w Horten. By� to pierwszorz�dny nabytek, podobnie jak wszystko, co�my stamt�d otrzymali. Dzi�kujemy te� ofiarodawcom za doskona�e, mi�kkie ko�dry z fabryk wyrob�w we�nianych w Drondheim, kt�re wielokrotnie b�ogos�awili�my w zimowe dni. Musz� te� wspomnie� o naszych zapasach papieru i przybor�w do pisania. Rzeczy te by�y naprawd� �liczne. Mieli�my na przyk�ad cieniutki papier listowy w r�nych formatach z rysunkiem �Frama" i nazw� naszej wyprawy. Zapasy materia��w pi�miennych mieli�my tak du�e, �e wystarczy�oby nam na wielokrotne okr��enie kuli ziemskiej. By�y tam stal�wki i pi�ra, o��wki czarne i kolorowe, bibu�a, tusze, atrament i proszek do jego przyrz�dzania, grafiony i sztyfty do o��wk�w, bia�a i czerwona kreda, guma arabska i inne artyku�y gumowe, kalendarze, dzienniki okr�towe i r�ne ksi�gi, notesy, skoroszyty i wiele innych rzeczy z tej bran�y. Od jednej z najwi�kszych firm w Christianii otrzymali�my pe�ne wyposa�enie kuchenne i nakrycia sto�owe � wszystko w najlepszym gatunku i doskona�ym stanie. Tace, talerze, no�e, widelce, �y�ki, dzbanki, szklanki i tym podobne by�y znaczone nazw� naszego statku. Na �Framie" znajdowa�a si� r�wnie� bogato wyposa�ona biblioteka. Du�� cz�� tych ksi��ek otrzymali�my w darze. Og�em mieli�my na statku oko�o trzech tysi�cy tom�w. Dla rozrywki zabrali�my te� mn�stwo najrozmaitszych gier. By�y tam ca�e tuziny talii kart, z kt�rych wiele sumiennie zu�yli�my. Gramofon z zapasem p�yt okaza� si� chyba najlepszym naszym przyjacielem. Mieli�my poza tym fortepian, skrzypce, flet, mandolin�, ustn� harmonijk�, a nawet pozytywk�. W nuty zaopatrzy�y nas szczodrze sklepy muzyczne, mogli�my wi�c uprawia� muzyk� do woli. Dzi�ki sk�adom winnym w Christianii byli�my dobrze zaopatrzeni r�wnie� w napoje alkoholowe. Wszyscy bez wyj�tku uczestnicy wyprawy wielce sobie cenili szklaneczk� wina, a od czasu do czasu kieliszek dobrej w�dki. Zagadnienie konsumpcji alkoholu podczas wyprawy polarnych by�o ju� niejednokrotnie roztrz�sane. Ja osobi�cie jestem zdania, �e w obszarach podbiegunowych alkohol � u�ywany w miar� � jest po prostu lekarstwem. Oczywi�cie dotyczy to tylko pobytu w obozie zimowym. Podczas wypraw sankami natomiast alkohol musi by� zupe�nie wykluczony, wiem o tym dobrze z w�asnego do�wiadczenia. Nie dlatego jednak, aby kieliszeczek w�dki m�g� tu co� zaszkodzi�, lecz ze wzgl�du na konieczno�� oszcz�dzania na ci�arze i obj�to�ci. W czasie podr�y sankami mo�na mie� ze sob� tylko rzeczy absolutnie niezb�dne; alkoholu za� nie mog� uzna� za �absolutnie niezb�dny". Nasze spirytualia by�y jednak bardzo po�yteczne nie tylko w obozie zimowym, ale r�wnie� podczas podr�y przez burzliwe i zimne morza. Gdy po ci�kiej pracy cz�owiek k�adzie si� do ��ka przemoczony i zmarzni�ty, w�wczas jeden kieliszek pomaga nieraz w niewiarygodny spos�b. Przeciwnik alkoholu b�dzie tu kr�ci� nosem i powie, �e fili�anka czarnej kawy mo�e w takim wypadku spe�ni� t� sam� rol�. Ja jednak uwa�am, �e wielkie ilo�ci czarnej kawy, jakie ludzie wlewaj� w siebie przy takich okazjach, s� znacznie szkodliwsze od kieliszka �ytni�wki. Zgadzam si� w zupe�no�ci, �e jest to objaw bardzo smutny, je�li potrzebuje si� koniecznie alkoholu, aby osi�gn�� odpowiedni nastr�j. Poniewa� jednak ludzie nie s� inni, ni� s�, nale�y szuka� najlepszego wyj�cia. Ja sam pij� ch�tnie grog; je�li jednak kto� woli kaw� z ciastkiem, mo�e pozosta� przy swoim. W ka�dym razie szklaneczka grogu nikomu jeszcze nie zaszkodzi�a. Konsumpcja alkoholu podczas trzeciej wyprawy �Frama" wygl�da�a nast�puj�co: w ka�d� �rod� i niedziel� kieliszek w�dki do obiadu; w sobot� wieczorem grog, a w ka�de �wi�to dodatkowa kolejka. W tyto� i cygara zaopatrzy�y nas obficie r�ne fabryki krajowe i zagraniczne. Dzi�ki temu w ka�d� sobot� i niedziel� mogli�my sobie pozwoli� na wypalenie po cygarze na deser. Dwie fabryki czekolady z Christianii i jedna wytw�rnia zagraniczna nades�a�y nam swoje najlepsze wyroby. Pewna wytw�rnia z Drammen zaofiarowa�a nam tyle soku owocowego, ile zdo�ali�my wypi�; cz�sto chwalili�my z ca�ego serca ten wy�mienity nap�j, wracaj�c za� z bieguna liczyli�my dni dziel�ce nas od sk�adu z sokiem. Od trzech firm z Christianii otrzymali�my wystarczaj�ce zapasy ser�w, herbatnik�w, herbaty, cukru i kawy. Kawa by�a tak �wietnie opakowana, �e cho� ju� palona, w chwili u�ycia by�a r�wnie aromatyczna i smaczna, jak po �wyj�ciu" z palarni. Pewien hurtownik zaopatrzy� nas na pi�� lat w myd�o, a artyku�u tego wychodzi niema�o nawet w czasie podr�y na biegun. Inny ofiarodawca pomy�la� o piel�gnacji naszej sk�ry, w�os�w i z�b�w. Je�li mimo tego nie mamy obfitego ow�osienia, delikatnej cery i per�owych z�b�w, to bynajmniej nie z jego winy, bo zapas zabrali�my zupe�nie wystarczaj�cy. Bardzo wa�na by�a medyczna strona wyposa�enia. Jedna z aptek dostarczy�a nam bezp�atnie wszelkich potrzebnych lek�w, umiej�tnie dobranych, pi�knie posegregowanych i opakowanych. Niestety, nie przy��czy� si� do naszej wyprawy �aden lekarz, musia�em wi�c wzi�� tutaj ca�� odpowiedzialno�� na siebie. Porucznik Gjertsen, kt�ry objawi� nadzwyczajne zdolno�ci do wyrywania z�b�w i amputacji, odby� �b�yskawiczny kurs" w klinice dentystycznej i w szpitalu. Okaza�o si� potem, jak wiele mo�na si� nauczy� w kr�tkim czasie. Gjertsen leczy� najtrudniejsze wypadki ze zdumiewaj�c� szybko�ci� i niewzruszon� pewno�ci� siebie. Czy zawsze z korzy�ci� dla chorego, to ju� inna sprawa � wol� j� tu pomin��. Z�by wyrywa� nasz porucznik z niewiarogodn� zr�czno�ci�, mocno przypominaj�c� sztuczki karciane. W jednym momencie pokazywa� c�gi, a w nast�pnym tkwi� ju� w nich pot�ny z�b trzonowy. Krzyki, jakie dawa�y si� s�ysze� w czasie tych zabieg�w, �wiadczy�y jednak, �e nie s� one zupe�nie bezbolesne. Pewna fabryka zapa�ek zaopatrzy�a nas hojnie w sw�j towar, kt�ry by� tak starannie opakowany, �e gdyby te skrzynie holowa� za statkiem, zapa�ki okaza�yby si� zupe�nie suche. Mieli�my mas� amunicji oraz �rodk�w wybuchowych, a �e ca�e dolne pomieszczenie wype�nia�a nafta, �adunek �Frama" by� w sumie mocno niebezpieczny. Z tego wzgl�du przedsi�wzi�te zosta�y wszelkie �rodki, aby zabezpieczy� statek przed po�arem. We wszystkich kajutach i w wielu innych miejscach umieszczono ga�nice, a na pok�adzie sta�a zawsze w pogotowiu pompa z w�em stra�ackim. Nie zapomnieli�my oczywi�cie o narz�dziach do rozbijania lodu, jak na przyk�ad o pi�ach d�ugo�ci dwu do sze�ciu metr�w. Byli�my te� dobrze zaopatrzeni w przyrz�dy naukowe. Profesor Nansen i Helland Hansen po�wi�cili niejedn� godzin� naszemu wyposa�eniu oceanograficznemu, dzi�ki czemu rozros�o si� ono do ogromnych rozmiar�w. Opr�cz tego porucznicy Prestrud i Gjertsen przeszli odpowiednie przeszkolenie z zakresu oceanografii w stacji biologicznej w Bergen. Ja r�wnie� sp�dzi�em tam jedno lato, s�uchaj�c wyk�ad�w z oceanografii. Helland Hansen by� wspania�ym wyk�adowc�; nie �miem natomiast twierdzi�, �e by�em r�wnie dobrym uczniem. Profesor Mohn (Dyrektor Instytutu Meteorologicznego Norwegii, Jeden z najwi�kszych autorytet�w w dziedzinie meteorologii) ofiarowa� nam kompletne wyposa�enie meteorologiczne. Z przyrz�d�w nale��cych do �Frama" mog� wymieni� aparat wahad�owy (Przyrz�d do badania si�y ci�ko�ci (przyci�gania ziemskiego), doskona�y teodolit (Przyrz�d do mierzenia k�t�w w miernictwie) i nie mniej �wietny sekstans (Przyrz�d do mierzenia wysoko�ci gwiazd lub S�o�ca ponad horyzontem w celu wyznaczenia szeroko�ci geograficznej). Porucznik Prestrud uczy� si� pos�ugiwania aparatem wahad�owym u profesora Schi�tza, a teodolitem astronomicznym u profesora Geelmuydena. Opr�cz tego mieli�my znaczn� ilo�� sekstans�w, sztucznych horyzont�w oraz lornetek r�nych wielko�ci. Dotychczas opisywa�em og�lne wyposa�enie ekspedycji. Obecnie przejd� do om�wienia specjalnego ekwipunku grupy l�dowej, maj�cej zimowa� na Antarktydzie. Domek, kt�ry zabierali�my ze sob�, zosta� wzniesiony na moim gruncie nad Bundefiordem, gdzie mog�em stale dogl�da� post�pu rob�t. Wybudowali go bracia Hans i J�rgen Stubberud; by�o to dzie�o naprawd� wspania�e, przynosz�ce obu braciom prawdziwy zaszczyt. Do budowy u�yte zosta�y materia�y tylko najlepszej jako�ci. Dom mia� osiem metr�w d�ugo�ci, a cztery szeroko�ci; wysoko�� jego od ziemi do szczytu dachu wynosi�a sze�� metr�w. Zbudowany zosta� tak jak zwyk�y norweski dom ze stromym dachem. Posiada� dwie izby, z kt�rych pierwsza, d�ugo�ci sze�ciu metr�w, s�u�y�a zarazem za sypialni�, jadalni� i pok�j mieszkalny. Drugie pomieszczenie, d�ugo�ci dwu metr�w, by�o przeznaczone na kuchni�, gdzie piastowa� p�niej sw�j urz�d kucharza Lindstr�m. Podw�jny w�az prowadzi� z kuchni na poddasze, gdzie mia�a by� przechowywana cz�� zapas�w �ywno�ci i wyposa�enia. �ciany domu wykonane zosta�y z trzycalowych bali, oszalowanych po obu stronach deskami. W �rodku pozostawiono pust� przestrze�. Do izolacji u�yto masy drzewnej. Pod�oga i sufit mi�dzy izbami a poddaszem by�y podw�jne, dach natomiast � pojedynczy. Drzwi mia�y szerokie fugi i zamyka�y si� bardzo szczelnie. Dom posiada� dwa okna: jedno � tr�jdzielne � w �cianie szczytowej pokoju mieszkalnego, drugie � dwuskrzyd�owe � w kuchni. Dach by� pokryty pap�, pod�oga za� linoleum. Z izby mieszkalnej prowadzi�y do g�ry dwa przewody wentylacyjne � jeden dla powietrza zu�ytego, uchodz�cego ku g�rze, drugi dla �wie�ego, nap�ywaj�cego z zewn�trz. Pod �cianami sta�o w dw�ch rz�dach � jedne nad drugimi � dziesi�� koi: przy jednej �cianie sze��, przy drugiej � cztery. Umeblowanie pokoju sk�ada�o si� poza tym ze sto�u, drewnianych sto�k�w � po jednym dla ka�dego � i z lampy �arowej. Po�ow� kuchni wype�nia� piec kuchenny; reszt� miejsca zajmowa� kredens i p�ki. Dom zosta� kilkakrotnie nasmo�owany, a wszystkie cz�ci starannie ponumerowane, tak �e mo�na by�o z �atwo�ci� z�o�y� je z powrotem. Aby przymocowa� dom do pod�o�a i nie dopu�ci� do zdmuchni�cia go przez antarktyczne burze, poleci�em przy�rubowa� na ko�cach belek szczytowych i na czterech rogach domu silne �elazne bolce. Sze�� ko�k�w �elaznych wzi�li�my ze sob�, aby wbi� je w l�d w pewnej odleg�o�ci od domu. Mi�dzy tymi ko�kami a bolcami na �cianach domu mia�y by� przeci�gni�te stalowe liny, wzmocnione grubym stalowym drutem. Opr�cz tego mieli�my jeszcze dwa specjalne �a�cuchy, kt�re � gdyby burze zbytnio si� sro�y�y � mo�na by�o przerzuci� przez dach, a ko�ce ich umocowa�. Oba przewody wentylacyjne i komin kuchenny z daszkiem umocowane zosta�y linami okr�towymi. Jak wida�, do�o�ono stara�, aby dom by� ciep�y i wygodny oraz aby zabezpieczy� go przed naporem burz. Niezale�nie od tego zabrali�my ze sob� du�o zapasowych desek i belek. Opr�cz domu zaopatrzyli�my si� w pi�tna�cie namiot�w szesnastoosobowych, z czego dziesi�� starych, ale zupe�nie jeszcze dobrych, przekaza�a nam intendentura, pi�� pozosta�ych za� by�o nowych � zakupi�em je ze sk�ad�w marynarki wojennej. Namioty te mia�y s�u�y� jako tymczasowe pomieszczenia mieszkalne. By�y one lekkie, mocne i ciep�e, a przy tym dawa�y si� szybko ustawi�. W czasie �eglugi na po�udnie R�nne dorobi� do nich pod�og� z grubego p��tna �aglowego. Wszystkie skrzynie z zapasami zimowymi mia�y specjalne znaki i z�o�one zosta�y w �adowniach statku w taki spos�b, aby je mo�na by�o szybko wy�adowa�. Mieli�my dziesi�� par sa�, dostarczonych przez pewn� wytw�rni� artyku��w sportowych w Christianii. Sanki te zosta�y zbudowane na wz�r starych sa� Nansena, by�y jednak troch� szersze i mia�y cztery metry d�ugo�ci. P�ozy wykonano z najlepszego ameryka�skiego drzewa hikorowego z okuciami stalowymi. Pozosta�e cz�ci zosta�y sporz�dzone z dobrego i wytrzyma�ego jesionu norweskiego. Ka�de sanie posiada�y par� zapasowych p��z, kt�re mogli�my �atwo przymocowa� klamrami i r�wnie �atwo odczepi�, je�li by�y niepotrzebne. Stalowe okucia p��z zosta�y poci�gni�te mini�, zapasowe za� p�ozy smo��. Sanie te by�y nadzwyczaj mocne i nadawa�y si� do u�ytku w ka�dym terenie. Nie zna�em pod�wczas tak dobrze antarktycznych lodowc�w; w tamtejszych warunkach nasze sanie okaza�y si�, niestety, troch� za ci�kie. Wzi�li�my dwadzie�cia par nart z najlepszego drzewa hikorowego; mia�y one po dwa i p� metra d�ugo�ci i by�y stosunkowo w�skie. W tak d�ugie narty zaopatrzyli�my si� ze wzgl�du na spodziewane liczne szczeliny w lodzie. Im wi�ksza jest powierzchnia, na kt�r� rozk�ada si� ci�ar cia�a, tym wi�ksze s� szanse przej�cia ca�o przez mosty �nie�ne nad szczelinami. Wzi�li�my tak�e kijki bambusowe z ebonitowymi k�kami. Nasze wi�zania by�y kombinacj� wi�za� typu Huitfeldt i H�yer Ellefsen. Opr�cz tego zabrali�my mn�stwo zapasowych rzemieni. Mieli�my te� sze�� namiot�w trzyosobowych, wykonanych w warsztatach marynarki wojennej z doskona�ego p��tna �aglowego, z ca�kowicie wszyt� pod�og�. By�y to chyba najmocniejsze i najpraktyczniejsze namioty, jakich kiedykolwiek u�ywano. Nawet podczas silnej wichury jeden cz�owiek m�g� sam ustawi� taki namiot. Im mniej kij�w ma namiot, tym jest �atwiejszy do ustawienia � wiem o tym z w�asnego do�wiadczenia. Opisywane tutaj namioty mia�y tylko jeden kij. Cz�sto czyta si� w sprawozdaniach z podr�y podbiegunowych, �e ustawianie namiotu trwa�o bardzo d�ugo � nieraz wiele godzin. Kiedy za� namiot wreszcie stan��, podr�ni musieli by� przygotowani na to, �e w nast�pnej chwili zostanie on zn�w zwalony przez burz�. O tym wszystkim nie by�o u nas mowy. Namiot stawa� za jednym ruchem r�ki i opiera� si� skutecznie ka�dej wichurze; le�eli�my w naszych �piworach zupe�nie bezpieczni, cho�by na dworze sro�y�a si� najgorsza burza. Wej�cie do namiotu zamyka�o zwyk�e urz�dzenie z �r�kawem", kt�re obecnie uwa�a si� za jedyne dopuszczalne w obszarach podbiegunowych. Ten patentowany �r�kaw" jest pomys�em nies�ychanie prostym, podobnie jak wszystkie patenty, kt�re s� co� warte. Mianowicie w namiocie wycina si� odpowiedniej wielko�ci otw�r, bierze si� worek otwarty na obu ko�cach i przyszywa z jednej strony do tego otworu. �R�kaw", kt�ry w ten spos�b powstaje, stanowi wej�cie. Po wej�ciu do namiotu zbiera si� �r�kaw" i zwi�zuje jak zwyk�y worek. Do namiotu, posiadaj�cego ca�kowit� pod�og� i tego rodzaju wej�cie, nawet podczas najgorszej burzy nie dostanie si� ani jeden p�atek �niegu. Skrzynie do przewo�enia zapas�w zrobione by�y z cienkiego, ale mocnego drzewa jesionowego, sprowadzonego specjalnie z Jutlandii. Drzewo to okaza�o si� rzeczywi�cie niezawodne. Skrzynie mia�y po trzydzie�ci centymetr�w d�ugo�ci i szeroko�ci oraz czterdzie�ci centymetr�w wysoko�ci. W g�rze posiada�y niewielki otw�r z pokryw� aluminiow�, dopasowan� dok�adnie, jak w ba�ce na mleko. Wybra�em ten rodzaj pokrywy, poniewa� skrzynie z du�ymi pokrywami s� s�absze. Poza tym, aby zdj�� ma�� pokryw�, nie trzeba nic odwi�zywa� i w ka�dej chwili mo�na si� dosta� do �rodka. Skrzynia z wielk� pokryw� przysparza o wiele wi�cej k�opot�w, jako �e dla byle drobnostki trzeba rozwi�zywa� sznury, kt�rymi jest umocowana do sa�, a na to nie zawsze starcza ochoty. Gdy cz�owiek zm�czy si� i napracuje, jest sk�onny prze�o�y� na jutro to, co powinien zrobi� dzi�, szczeg�lnie podczas mrozu i �nie�ycy. Praktyczne i por�czne wyposa�enie sanek pozwala na wcze�niejszy odpoczynek w namiocie; przy wi�kszych odleg�o�ciach ma to niema�e znaczenie. W odzie� zaopatrzeni byli�my z pewno�ci� lepiej ni� jacykolwiek podr�nicy polarni. Wyposa�enie to mo�na podzieli� na dwie kategorie: odzie� na bardzo ostre mrozy i odzie� na stosunkowo �agodniejsz� pogod�. Dotychczas nikt jeszcze nie zimowa� na Barierze Lodowej Rossa, trzeba wi�c by�o przygotowa� si� na najgorsze. Aby przetrwa� najostrzejsze mrozy, zaopatrzyli�my si� w du�y zapas ubra� z futer ren�w. Zdobycie ich kosztowa�o wiele czasu. Najpierw trzeba by�o zakupi� surowe futra ren�w. Zatroszczy� si� o to nasz przedstawiciel w Troms�, pan Zappfe. Dzi�ki jego pomocy uda�o mi si� otrzyma� rzeczy, kt�rych sami nigdy nie zdobyliby�my. Nie szcz�dzi� on trudu i nie ust�pi�, dop�ki nie wykona� tego, co zamierza�. Tym razem zakupi� oko�o dwustu pi��dziesi�ciu futer wyprawionych przez Fin�w. Futra te wys�ane zosta�y do Christianii, gdzie z kolei wiele trudu kosztowa�o wyszukanie cz�owieka, kt�ry by umia� uszy� z tego odzie�. Wreszcie znalaz�em takiego; zabrali�my si� wi�c do sporz�dzania ubra� na wz�r Eskimos�w Neczili. Szy�o si� je od rana do wieczora: grube i cienkie anoraki, ci�kie i lekkie spodnie do wysokich but�w, po�czochy zimowe i letnie. Opr�cz tego kaza�em uszy� tuzin zupe�nie lekkich work�w, kt�re na wypadek jakich� straszliwych mroz�w s�u�y�yby jako wk�adki do zwyk�ych grubych �piwor�w. Wszystko to zosta�o uszyte dopiero na ostatni� chwil�. Zewn�trzne �piwory wykona� ku�nierz Brandt z Bergen. By�y one doskona�e, zar�wno je�li chodzi o materia�, jak i robot�. Na ca�ym �wiecie nie znalaz�oby si� chyba lepszego mistrza; by�y to prawdziwe �majstersztyki". Dla ochrony zaopatrzyli�my �piwory w pokrowce z bardzo g�stego p��tna, nieco d�u�sze od samych �piwor�w, dzi�ki czemu mo�na je by�o zwi�zywa� na ko�cu jak zwyk�e worki. Zapobiega�o to przedostawaniu si� do �rodka �niegu podczas marsz�w. Nawet silna zadymka nie mog�a tutaj nic wsk�ra�. Na �piwory powinno si� u�ywa� tylko najlepszego, ciemnego futra ren�w; cienkie futerko z podbrzusza nale�y starannie odci��. Widzia�em �piwory sporz�dzone z bardzo dobrych futer, kt�re jednak zepsu�y si� w stosunkowo kr�tkim czasie, poniewa� pozostawiono w nich kawa�ki cienkiego futra z podbrzusza. Przez cienkie futro zimno przedostaje si� o wiele �atwiej, a natrafiaj�c na ciep�o cia�a powoduje osadzanie si� w tych miejscach wilgoci w postaci szronu. Kiedy le�y si� w takim �piworze, cienkie cz�ci futra wilgotniej� i ju� po kr�tkim czasie w�os zaczyna wy�azi�. Wilgo� rozprzestrzenia si� jak zaraza, atakuje futro coraz dalej i pewnego pi�knego dnia cz�owiek zostaje ze �piworem �ysym jak kolano. Tote� przy wyborze sk�r na �piwory nie mo�na by� nigdy do�� ostro�nym. Aby zaoszcz�dzi� futra, wytw�rnie szyj� �piwory w ten spos�b, �e w�os uk�ada si� w stron� otworu worka. Odpowiada to najlepiej kszta�towi sk�r, ale nie odpowiada cz�owiekowi, kt�ry musi w �piworze le�e�. Poniewa� wielko�� �piwor�w dostosowuje si� �ci�le do wymiar�w cz�owieka, wci�ni�cie si� do �rodka jest zawsze zadaniem bardzo uci��liwym. Je�li na dodatek w�os futra wichrzy si�, sprawa staje si� jeszcze trudniejsza. Kaza�em zrobi� dla nas �piwory wy��cznie jednoosobowe, z tasiemk� do zaci�gania pod szyj�. Jak p�niej zobaczymy, nie wszyscy przyj�li to z uznaniem. G�rna cz�� grubych �piwor�w zosta�a zrobiona z cie�szej sk�ry, aby mo�na by�o worek zaci�gn�� dok�adnie przy szyi. Grube futro nie daje si� bowiem porz�dnie �ci�gn�� i nie przylega do szyi tak dobrze jak cienkie. Odzie� przeznaczona na umiarkowane zimna sk�ada�a si� z grubej we�nianej bielizny i szczelnego, nie przepuszczaj�cego wiatru kombinezonu. Bielizn� zam�wiono specjalnie dla nas. Sam dogl�da�em jej produkcji i dzi�ki temu mia�em pewno��, �e jest naprawd� czysto we�niana. Kombinezony uszyto z dw�ch gatunk�w tkanin: z rodzaju gabardyny gatunku burberry i z g�stego p��tna impregnowanego w kolorze zielonym, jakiego u�ywaj� w No