13028
Szczegóły |
Tytuł |
13028 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13028 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13028 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13028 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
John J. Nance
Ostatni Zak�adnik
(The Last Hostage)
Prze�o�y�a Dorota Dziewo�ska
Prolog
OKOLICE FT. COLLINS, KOLORADO;
GODZ. 23.43
Rozczochrana g�owa Bradleya Lumina zarysowa�a si� wyra�nie w optycznym celowniku
winchestera. Strzelec wzi�� g��boki oddech i przysun�� palec bli�ej spustu. Od
kilku godzin tkwi�
skulony w niskich zaro�lach, w pobli�u zdezelowanej przyczepy, czekaj�c
cierpliwie, a� jej
mieszkaniec pojawi si� na zewn�trz. Lumin co wiecz�r robi� to samo, cho� tym
razem p�niej ni�
zwykle.
Panie Bradleyu Luminie, skazuj� pana na �mier�.
Przez cia�o strzelca przebieg� nag�y dreszcz. M�czyzna na chwil� odsun�� oko od
celownika, by si� uspokoi�. S�abe �wiat�o ksi�yca zal�ni�o w oczach widocznych
W wyci�ciach
czarnej kominiarki, o�wietli�o ciemny p�aszcz i spodnie.
Z oddali dobiega� szum samochod�w na szosie mi�dzy Cheyenne a Denver,
przebiegaj�cej
kilka mil od zaro�ni�tej posiad�o�ci, kt�r� Lumin wydzier�awi� po swej
niespodziewanej
ucieczce z Connecticut. Od strony Ft. Collins s�ycha� by�o zawodzenie
elektronicznego alarmu.
M�czyzna zaczerpn�� tchu i uni�s� karabin. Odnalaz� cel, naprowadzi� krzy�yk
celownika na
lew� skro� Lumina. Palec wskazuj�cy delikatnie pie�ci� cyngiel, szukaj�c
odpowiedniej pozycji,
wreszcie znieruchomia� � opuszka spocz�a na zimnej stali i strzelec przez
chwil� poczu� op�r
spr�yn, gdy p�ynnym ruchem nacisn�� spust.
Rozdzia� pierwszy
POK�AD SAMOLOTU LINII AIRBRIDGE, REJS NR 90, MI�DZYNARODOWY PORT
LOTNICZY COLORADO SPRINGS, WYJ�CIE NR 8; GODZ. 9.26
Kapitan si� sp�nia�.
Annette Baxter, szefowa personelu pok�adowego rejsu nr 90 AirBridge do Phoenix,
odrzuci�a
w ty� rude w�osy i spojrza�a na zegarek, odwracaj�c si� jednocze�nie w stron�
kokpitu. Widzia�a
lew� d�o� drugiego pilota, reguluj�cego przyrz�dy na g�rnym pulpicie, lecz
miejsce kapitana
wci�� by�o puste.
Cho� AirBridge to niewielka firma, wygl�da�o na to, �e ka�dy lot prowadzi inna
para
pilot�w. Annette zatrzyma�a si� i na chwil� zamkn�a oczy, usi�uj�c przypomnie�
sobie imi�
drugiego pilota. Nie m�g� mie� wi�cej ni� dwadzie�cia kilka lat, a ju� od dw�ch
z powodzeniem
lata� w AirBridge. Jasnow�osy, a� za przystojny, �eby zachowywa� si� tak
uprzejmie. A jednak
u�cisn�� jej d�o�, wchodz�c do samolotu, i przywita� si� z zachowaniem wszelkich
form. Omal
si� nie roze�mia�a.
David! David Gates! Jak ten muzyk. U�miechn�a si� do swoich my�li. Jej
pokoleniu bli�szy
by� tamten David Gates. Pewnie ju� jest dziadkiem. Ten na prawym siedzeniu to
jeszcze dziecko.
Wsun�a g�ow� do niewielkiej kabiny i wskaza�a miejsce pilota.
� David, kto jest dzisiaj kapitanem? Ma zamiar pojawi� si� przed startem czy
mo�e do��czy
dopiero w Phoenix?
M�ody pilot rozejrza� si� sp�oszony. Annette wyci�gn�a d�o� uspokajaj�cym
gestem.
� �artowa�am! Mam specyficzne poczucie humoru. Przyzwyczaisz si�.
� Na pewno ju� tu idzie � powiedzia� Gates. � Widzia�em go w dziale
eksploatacji.
� To dobrze. Ba�am si�, �e utkn�� gdzie� w korku albo co� gorszego. � Poklepa�a
go po
ramieniu, staraj�c si�, �eby ten gest nie wyda� si� zbyt opieku�czy. � Nie
panikuj�. Dobrze wiem,
�e od sp�nienia, i co za tym idzie bankructwa naszych linii lotniczych, dzieli
nas jeszcze
dwadzie�cia do trzydziestu sekund.
Pilot s�abo si� u�miechn��.
Annette odgarn�a w�osy i pochyli�a si� jeszcze bardziej do przodu.
� To kto jest dzisiaj g��wnodowodz�cym?
� Kapitan Wolfe.
� Ken Wolfe?
� Tak... Pani zna Kena? Skin�a g�ow�.
� Latali�my razem wiele razy. A ty?
� Kilka razy.
Annette spojrza�a na niego i wyprostowa�a si�.
� No to je�li Ken w�li�nie si� tu niepostrze�enie, powiedz mu, �e zaraz b�d�
gotowa. I �e
mamy dzi� w pierwszej klasie wa�n� osobisto��. Z ty�u natomiast mamy
wystrojonego
dorobkiewicza. Nic mu si� nie podoba. Czuj�, �e b�d� k�opoty.
� Mam z nim porozmawia�?
Potrz�sn�a g�ow�, powstrzymuj�c u�miech na my�l o wysokim pierwszym oficerze
o dziecinnej twarzy, kt�ry recytuje punkty regulaminu bardzo statecznemu, bardzo
wymagaj�cemu i bardzo wa�nemu pasa�erowi z miejsca 6C.
� Nie, nie jest tak �le. Poradz� sobie. Po prostu musz� z�o�y� raport
kapitanowi.
� A kto jest t� osobisto�ci�? � spyta� pilot.
� Niespodzianka. P�niej wam powiem.
� Jaka niespodzianka?
Annette odwr�ci�a si�, s�ysz�c za plecami g��boki m�ski g�os, i znalaz�a si� oko
w oko
z Kenem Wolfe�em, stoj�cym u wej�cia do kabiny.
� Ken! Dobrze, �e jeste�. Ja tylko... � urwa�a, zdaj�c sobie spraw�, �e blokuje
przej�cie. �
Ju�... zaraz ci� przepuszcz�.
� M�wi�a� co� o niespodziance? Pokiwa�a g�ow�.
� Najpierw usi�d�cie, wtedy wam powiem. U�miechn�� si� i skin�� g�ow�, wchodz�c
do
kabiny. Po�o�y� torb� z lewej strony fotela kapitana i nim usiad�, u�cisn�� d�o�
drugiego pilota.
Potem ogarn�� spojrzeniem kabin�, koncentruj�c si� na przygotowaniach do lotu.
By� to ustalony
rytua�: raport drugiego pilota, raport szefowej personelu pok�adowego,
przygotowanie kokpitu,
za�atwienie formalno�ci. Nawet obecno�� na pok�adzie niezadowolonego biznesmena,
o kt�rym
wspomnia�a Annette, mia�a w sobie co� znajomego � wszystko by�o jak zwykle.
� Chcesz, �ebym z nim porozmawia�? � zapyta� Ken.
� David ju� to proponowa� � odpowiedzia�a. � Nie trzeba, ale co� mi m�wi, �e
nasz
niezadowolony pasa�er b�dzie jeszcze bardziej nieszcz�liwy, je�li nie zepsuje
wszystkim dnia.
Chce posi�ku, nie orzeszk�w, nie podoba mu si� nasza kawa, nie odpowiadaj�
fotele, jest z�y, �e
kaza�am mu wy��czy� telefon kom�rkowy i �e nie pozwoli�am trzyma� dyplomatki
przy nogach
podczas startu.
� Tylko tyle? � odpar� Ken z wymuszonym u�miechem. � A domy�lasz si�, kim on
jest?
U�miechn�a si� i przytakn�a.
� Wiem, jak si� nazywa. Prowadzi firm� autokarow� Canadian Rockies w Seattle.
Jest
w�ciek�y, �e nie dali�my mu pierwszej klasy na t� jego zni�k�. Ale dla r�wnowagi
mamy te�
znanego prawnika w pierwszej klasie, prawdziwego d�entelmena. To w�a�nie ta
niespodzianka.
� O kim m�wisz? � Ken by� wyra�nie zdziwiony.
� Proooosz�. � Annette rozci�gn�a to s�owo, wr�czaj�c kapitanowi wizyt�wk� jak
jakie�
cenne trofeum.
Ken u�miechn�� si� do niej i spojrza� na z�ote logo Departamentu Sprawiedliwo�ci
Stan�w
Zjednoczonych. Zobaczy� wyra�ny czarny druk po�rodku. Mrugn�� i spojrza� jeszcze
raz.
� Rudolph Bostich.
� Czyta�am � zacz�a Annette � �e ma du�e szanse na stanowisko prokuratora
generalnego.
Prezydent ma przedstawi� Kongresowi jego kandydatur� w tym tygodniu.
Przez kilka sekund przygl�da�a si� kapitanowi, zaskoczona jego milczeniem.
� Nic ci nie jest?
Twarz Wolfe�a by�a blada, a d�o� z wizyt�wk� lekko dr�a�a. Zaczerpn�� g�o�no
powietrza
i z trudem prze�kn�� �lin�.
� Nie, nic � odpar� spokojnie. Potem spojrza� na ni� i powiedzia� zmienionym
g�osem: �
Gdzie siedzi... pan Bostich?
� Miejsce 1A. Ken, czy mam... przekaza� wiadomo��... albo co� w tym rodzaju?
� Nie! � Wolfe potrz�sn�� g�ow�, troch� zbyt gwa�townie. Zwr�ci� wizyt�wk�,
jakby to by�
wstr�tny robak. � Nie, prosz�, nie.
Nagle odpi�� pas i zerwa� si� z fotela.
� Jest tam kto�? � wykrztusi�, pokazuj�c toalet� za kokpitem.
Annette spojrza�a na drzwi.
� Nikogo � odpowiedzia�a, ale on ju� znika� w �rodku. Jego twarz by�a bia�a jak
�ciana.
Us�ysza�a szcz�k zamka i zaraz potem odg�os wymiot�w.
Rozdzia� drugi
POK�AD AIRBRIDGE 90; GODZ. 9.44
Po sp�nionym starcie, kiedy pot�ny boeing 737 lecia� ju� na wysoko�ci tysi�ca
st�p nad
Colorado Springs i kierowa� si� na po�udnie, David Gates wyda� rozkaz
wci�gni�cia podwozia.
To by� jego odcinek, wi�c rozkoszowa� si� prowadzeniem boeinga i z rado�ci�
wczuwa� si�
w rytm maszyny. Jednak ca�y czas zastanawia� si� nad zachowaniem kapitana przed
startem.
� Potwierdzam, schowa� podwozie � powt�rzy� Ken Wolfe.
Jego g�os nie by� beztroski, ale spokojny i opanowany, chocia� jeszcze kilka
minut temu Ken
sprawia� wra�enie nieobecnego i czym� zaniepokojonego.
Gates wci�� rozpami�tywa� zachowanie kapitana. Czas startu nadszed� i min��, a
Wolfe
wci�� nie wychodzi� z toalety. David zapuka� do drzwi, �eby spyta�, czy wszystko
w porz�dku.
Zmieniony g�os kapitana brzmia� naprawd� dziwnie. David ju� my�la� o
poinformowaniu za�ogi,
�e mo�e zaistnie� konieczno�� zast�pienia chorego kapitana, kiedy drzwi toalety
otwar�y si�
i Ken Wolfe wyszed� spr�ystym krokiem. U�miechn�� si� do Davida i usiad�, jakby
nic si� nie
sta�o.
� Wszystko w porz�dku, kapitanie? Wolfe u�miechn�� si� szeroko.
� Od lat nie czu�em si� tak dobrze.
� To �wietnie. Ju� zaczyna�em si� martwi�.
� Czasami � doda� Ken � B�g zsy�a nam dziwne i cudowne okazje, nie s�dzisz?
G�os kontrolera z Denver przerwa� rozmy�lania Davida.
� AirBridge dziewi��dziesi�t, tu wie�a w Denver, dzie� dobry. Skr�� w prawo do
pozycji
dwa-sze��-zero, wzbij si� i utrzymuj wysoko�� trzy-trzy-zero.
Palec Davida odruchowo pow�drowa� do przycisku radiostacji. Jak wi�kszo��
pilot�w
AirBridge, wiedzia�, �e Wolfe cz�sto nie odpowiada na wezwania przez radio,
chocia� to kapitan
powinien rozmawia� z kontrolerami, kiedy drugi pilot prowadzi samolot. W ci�gu
roku pracy dla
AirBridge Ken da� si� pozna� jako osoba o zmiennych nastrojach; bywa�o, �e
prawie w og�le si�
nie odzywa�, kiedy indziej zn�w m�wi� bez przerwy.
Dzisiaj jednak Ken odpowiedzia� natychmiast.
� W porz�dku, Denver, kierunek dwa-sze��-zero i w g�r� do trzy-trzy-zero dla
AirBridge
dziewi��dziesi�t.
David w��czy� autopilota i sprawdzi� ustawienia. Lecieli z pr�dko�ci� dwustu
pi��dziesi�ciu
w�z��w, wchodz�c na znajom� tras� nad Durango, Colorado i Four Corners do
Phoenix. Spojrza�
z ukosa na kapitana, znowu zastanawiaj�c si� nad stanem jego ducha i umys�u.
Wiedzia�, �e
zatrudniono go, kiedy firma zacz�a si� rozrasta�, i �e pochodzi z Connecticut.
Poza tym nie
wiedzia� nic.
� Zastanawia�e� si�, czemu wieziemy pe�ny �adunek paliwa? � zapyta� nagle
kapitan.
� Bo jest dro�sze w Phoenix ni� w Colorado Springs?
� Tak. Ale to paranoja, �eby wylatuj�c ze Springs, mie� na pok�adzie wi�cej
paliwa ni� na
cztery godziny. � Spojrza� na drugiego pilota i doda�: � Lata�e� ostatnio tym
samolotem?
David potrz�sn�� g�ow�.
� To nic nie wiesz o wyciekaniu paliwa z drugiego silnika?
Gates drgn��, zaskoczony. W dzienniku pok�adowym nie by�o o tym �adnej wzmianki,
ale
piloci AirBridge cz�sto przekazywali sobie ustnie uwagi o stanie maszyny, kt�re
powinny
dociera� do mechanik�w. Nie by�a to procedura zgodna z przepisami, ale
powszechna
w niewielkich firmach, przynajmniej tak s�ysza�. AirBridge to jego pierwszy
pracodawca.
� Nic nie s�ysza�em o �adnym wycieku paliwa, w ksi��ce te� nic nie ma.
Przepraszam, je�li
czego� nie dopatrzy�em.
Ken si�gn�� do w��cznika �zapi�� pasy�. Obr�ci� go dwa razy, posy�aj�c w ten
spos�b do
za�ogi sygna� informuj�cy o przekroczeniu 10 tysi�cy st�p. Potem znowu spojrza�
na s�siada.
� Nic nie przegapi�e�. Nikt tego jeszcze nie zapisa�, ja te�, ale wszyscy
jeste�my czujni. Albo
g��wny zaw�r paliwa jest nieszczelny, albo dzieje si� tam co� innego. W zesz�ym
tygodniu ten
silnik troch� ha�asowa� podczas lotu i nawet si� zastanawia�em, czy go nie
wy��czy�.
David milcza� przez chwil�, analizuj�c w my�lach obraz pot�nego silnika
odrzutowego
CFM-56.
� Przyrz�dy nic nie pokaza�y?
Ken potrz�sn�� g�ow� i wzruszy� ramionami.
� Nic. Po prostu b�dziemy musieli uwa�a�.
Annette, siedz�ca przy drzwiach wej�ciowych, spojrza�a na ma�� tablic� z
kolorowymi
�wiate�kami na suficie i pokr�ci�a g�ow� z niezadowoleniem. Ledwie ucich� d�wi�k
sygnalizuj�cy wysoko�� 10 tysi�cy st�p, jaki� pasa�er z klasy turystycznej
wcisn�� guzik
przywo�ania.
Pasa�er z 6C ponownie nacisn�� guzik.
Annette, nie spiesz�c si�, przesz�a przez pierwsz� klas� i przykucn�a obok
niecierpliwego
pasa�era.
� Czy to pan dzwoni�? � zapyta�a cicho.
M�czyzna odezwa� si� tak g�o�no, �e s�ycha� go by�o w ca�ej kabinie.
� Czy teraz b�dzie pani tak �askawa i pozwoli mi zdj�� komputer znad g�owy,
�ebym m�g�
popracowa�? � zapyta� z pretensj� w g�osie. � Chcia�bym te� napi� si� w�dki z
tonikiem, o ile
wype�nianie obowi�zk�w nie b�dzie dla pani zbyt k�opotliwe.
Annette przez kilka sekund wpatrywa�a si� w dywanik, potem odchrz�kn�a i
podnios�a
spojrzenie na m�czyzn�.
� Dostanie pan drinka za par� minut, gdy personel zacznie prac�. W tej chwili
musz� pana
prosi� o pozostanie jeszcze w pasach. Ale zdejm� panu t� teczk�, je�li odpowie
mi pan na jedno
pytanie.
� Jakie?
� Czy korzysta� pan ju� kiedy� z przelot�w promocyjnych?
Kilku pasa�er�w na s�siednich miejscach zdusi�o u�miechy, kto� zachichota�
cicho.
M�czyzna rozpar� si� w fotelu i obrzuci� j� pogardliwym spojrzeniem, a potem
popatrzy� na
sw�j du�y z�oty zegarek na r�ce. Annette zauwa�y�a, �e to rolex.
� Te� pytanie! Jestem w�a�cicielem biura turystycznego. Zawsze latam ze zni�k�.
Annette skin�a g�ow�.
� Ka�dy, kto regularnie korzysta z samolot�w, powinien zna� przepisy, kt�rych
przestrzeganie tak ci�ko mi od pana wyegzekwowa�.
M�czyzna uni�s� brwi, a jego kanciasta twarz poczerwienia�a.
� Jak pani �mie mnie poucza�?
Annette u�miechn�a si� do niego.
� A jak pan �mie wy�ywa� si� na mnie za to, �e korzystaj�c ze zni�kowego biletu,
nie dosta�
pan pierwszej klasy?
� Tego ju� za wiele! Jak tylko wyl�dujemy w Phoenix, zadzwoni� gdzie trzeba i
mo�e si�
pani po�egna� ze swoj� prac�.
� Po co czeka�? Ma pan tu telefon. Ale je�li odepnie pan pasy, nim ta kontrolka
zga�nie,
pierwszy oficer przyjdzie tu z kajdankami i w Phoenix powita pana FBI. Jasne?
Nie zwa�aj�c na w�ciek�e pomruki pasa�era, wr�ci�a do kuchni przy pierwszej
klasie. Gdy
znalaz�a si� za zaci�gni�t� zas�on�, przesta�a si� u�miecha� i zacisn�a pi�ci.
Nie mia�o sensu
zawraca� g�owy Kenowi humorami tego cz�owieka. Za nieca�� godzin� p�jdzie swoj�
drog�,
a ona b�dzie mog�a zaj�� si� pisaniem raportu, uprzedzaj�cego niechybny donos do
centrali
AirBridge.
� Poczu�e�? � zapyta� Ken z niepokojem.
� Co?
� T� wibracj�. S�aba, ale regularnie si� powtarza.
David zamkn�� na chwil� oczy, pr�buj�c spo�r�d normalnych odg�os�w pracy
silnik�w
wy�owi� to, o czym m�wi� kapitan.
� Nie... nie wyczuwam niczego dziwnego... To by�y wstrz�sy?
� Tak, ale bardzo s�abe. To si� powtarza co kilka sekund. O! Teraz! Czu�e�?
� Nie... No, mo�e.
� Takie dalekie tarcie albo szuranie... � nalega� Ken. � Przyp�ywa i odp�ywa.
� Tak! Teraz czuj� � odpowiedzia� David.
Wolfe skin�� g�ow�, po czym pochyli� si� nad dolnym pulpitem, by przyjrze� si�
wska�nikom. Po chwili podni�s� wzrok.
� No dobrze. P�jdziesz spokojnie na ty� i przez okna kabiny popatrzysz na
silnik. Obejrzyj
zw�aszcza okolice dyszy wylotowej. Sprawd�, czy nie ma tam czego� podejrzanego.
David skin�� g�ow� i szybko wyszed�, zamykaj�c za sob� drzwi. Ken, pochylony nad
przyrz�dami, uwa�nie przygl�da� si� kontrolce ci�nienia oleju. Nagle si�gn�� w
d�, jednym
ruchem zwolni� blokad� i przesun�� d�wigni�, wy��czaj�c silnik.
Po trzydziestu sekundach wr�ci� drugi pilot.
� Co si� sta�o?
� Jak tylko wyszed�e�, temperatura zacz�a gwa�townie rosn��. Nie by�o silnych
wibracji, ale
ci�nienie oleju te� spada�o. Musia�em wy��czy� silnik.
David wsun�� si� na swoje miejsce i za�o�y� s�uchawki. Jeszcze nigdy nie
wy��cza� silnika
w powietrzu.
� Mam og�osi� awari�?
Ken lekko si� u�miechn��.
� Najpierw przejmij stery. Ja zajm� si� radiostacj� i og�osz� stan awaryjny.
� Wracamy do Springs?
Ken potrz�sn�� g�ow�.
� Jeste�my bli�ej Durango w Colorado, to jest najbli�sze odpowiednie lotnisko.
David popatrzy� na Kena z niedowierzaniem.
� Ale czy my w Durango mamy mechanika?
� Nie. Jest tam stacja obs�ugi, ale nie nasza. � Ken spojrza� Davidowi prosto w
oczy. � Nie
chcesz chyba zaproponowa�, �eby�my omin�li najbli�sze lotnisko i wracali do bazy
tylko
dlatego, �e tak jest taniej?
David potrz�sn�� g�ow�. � Nie, nie...
� Przepisy m�wi�, �e przy awarii silnika nale�y lecie� do �najbli�szego
odpowiedniego...�
� Wiem, wiem.
� Ale z drugiej strony firma...
David wyci�gn�� r�k�, by go powstrzyma�.
� Naprawd� nie to chcia�em powiedzie�. Tak tylko g�o�no my�la�em. Mo�e by�
Durango.
M�g�by� zaj�� si� pozwoleniem na l�dowanie?
� I og�osi� stan awaryjny?
� Tak jest. Og�osi� stan awaryjny, poinformowa� pasa�er�w i zaalarmowa� firm�.
Ken skin�� g�ow� i wcisn�� guzik radiostacji.
Z tylnej kuchni steward Kevin Larimer przygl�da� si� poczynaniom drugiego pilota
w kabinie pasa�erskiej. Widzia�, jak pochyla si� nad pasa�erami i ogl�da prawe
skrzyd�o. Przed
samym powrotem pilota do kokpitu Kevin poczu� nag�e drganie maszyny.
Spojrza� na Bev Wishart i uni�s� brwi, gdy samolot ponownie zadr�a�, powoduj�c
przesuni�cie w�zka z napojami, kt�ry w�a�nie mieli wyprowadzi�. W�zek potoczy�
si�
w kierunku drzwi, gdzie Bev z�apa�a go, kln�c pod nosem. Zabezpieczy�a k�ka i
podnios�a
zaniepokojony wzrok na Kevina.
� Turbulencja czy technika? � spyta�a.
Kevin u�miechn�� si� i wskaza� kciukiem kabin� pilot�w.
� Pewnie specjalnie nim kiwaj�, jak na kresk�wkach.
Bev, bystra blondynka o pulchnych kszta�tach, odrzuci�a w�osy do ty�u i si�
u�miechn�a.
By�a �on� pilota American Airlines i dlatego pozostawa�a niedost�pna, cho� Kevin
po cichu
wzdycha� do niej przez wiele lat ich przyja�ni. Najbardziej podoba�y mu si� jej
ogromne oczy,
zawsze wygl�daj�ce na zdziwione. Nagle Kevin spostrzeg�, �e te oczy wpatruj� si�
w niego
uwa�nie.
� Kev, czy co� si� dzieje? Wygl�dasz na zaniepokojonego.
� Zaraz sprawdz�.
Odwr�ci� si�, �eby si�gn�� po s�uchawk�.
W tej samej chwili us�yszeli g�os Kena Wolfe�a:
� Uwaga, m�wi kapitan. Pewnie zauwa�yli pa�stwo drobne drgni�cie samolotu minut�
temu;
zdecydowali�my si� na chwilowe wy��czenie prawego silnika z powodu pewnych
objaw�w,
kt�re mog�, ale nie musz�, sygnalizowa� jaki� problem. Je�li nie jeste�my czego�
pewni,
powinni�my zachowa� ostro�no�� i w�a�nie to robimy. Nie ma powod�w do obaw, ale
chcemy
wyl�dowa� w Durango w Colorado, by sprawdzi�, co si� dzieje. B�dziemy pa�stwa
informowa�
na bie��co, ale na razie prosz� wszystkich o pozostanie na swoich miejscach,
tak�e gdy ju�
wyl�dujemy. Musz� pa�stwo wiedzie�, �e ten samolot mo�e bezpiecznie lata� i
l�dowa�, a nawet
startowa� z jednym silnikiem, ale na pewno nie chcieliby pa�stwo lecie� dalej
bez upewnienia
si�, �e wszystko jest w porz�dku.
Ledwie kapitan sko�czy�, rozdzwoni�y si� dzwonki przyzywaj�ce personel.
KONTROLA LOT�W AIRBRIDGE, MI�DZYNARODOWY PORT LOTNICZY COLORADO
SPRINGS; GODZ. 9.57
Kontroler z AirBridge sko�czy� rozmow� z kierownikiem lotniska w Durango i
usiad�,
pr�buj�c zrozumie�, co go w�a�ciwie niepokoi. W razie awarii kapitan mo�e wybra�
tras�, jak�
uzna za stosown�, jednak Durango to dziwny wyb�r.
W momencie wy��czenia silnika rejs nr 90 nie m�g� jeszcze przekroczy� po�owy
odcinka
mi�dzy Springs a Durango. Czemu wi�c nie wr�ci� do Colorado Springs, gdzie
szybko mo�na by
przesadzi� pasa�er�w do innego samolotu? Durango to kosztowna decyzja.
Verne Garcia wsta� i zdj�� s�uchawki. Popatrzy� na Judy Smith, szefow� kontroli
lot�w,
pogr��on� w my�lach. Ruszy� w stron� jej biurka, zastanawiaj�c si�, czy zd��y�a
ju� przeczyta�
wiadomo��, kt�r� zgodnie z procedur� przes�a� do jej komputera.
� Judy, widzia�a� moj� notatk� o dziewi��dziesi�tce?
Potrz�sn�a przecz�co g�ow� i natychmiast spojrza�a na monitor.
� Durango? � Podnios�a wzrok. � Sk�d do diab�a Durango? Chyba proponowa�e� im
powr�t
tutaj?
Verne przytakn��.
� Tak. Ale on powiedzia�, �e Durango to najbli�sze odpowiednie l�dowisko.
� Co?
� Wiem, wiem, ale jestem tylko kontrolerem, a kapitan Wolfe ju� zacz�� schodzi�
do
l�dowania.
� Ken Wolfe?
� Tak. A co?
� To do niego niepodobne. Jego decyzje s� zwykle bardzo asekuranckie. Zawsze
stara si�
zrobi� to, czego oczekuje firma. � Wskaza�a monitor komputera. � Tu jest podane,
�e to awaryjne
wy��czenie silnika. Co si� sta�o?
� Spadek ci�nienia oleju, wzrost temperatury...
� Czy mechanicy sprawdzali ostatnio ten silnik?
� O ile wiem, nie, ale to pytanie nie do mnie. Judy spojrza�a na zegarek i
wyra�nie si�
zas�pi�a.
� I oczywi�cie nie mamy serwisu w Durango, wi�c nikt nie potwierdzi mu
sprawno�ci
samolotu, nawet je�li wszystko b�dzie w porz�dku. Czyli jeste�my udupieni.
� Co za wyra�enie. U�miechn�a si�.
� Ale to prawda.
� Rozmawia�em ju� z dzia�em konserwacji. Przygotowuj� dw�ch mechanik�w do lotu
do
Durango.
� A �eby to! � Judy Smith cisn�a o��wek na biurko i podnios�a wzrok na Garci�.
�
Zawiadomi�e� dzia� obs�ugi pasa�er�w?
� Oczywi�cie, Judy. Nie jestem nowicjuszem.
Wyci�gn�a do niego r�k�.
� Przepraszam. Po prostu za du�o tego. By�am w takim dobrym humorze, a teraz
musimy
kogo� pos�a�, �eby za ci�kie pieni�dze wyci�gn�� stamt�d setk� roze�lonych
pasa�er�w.
I pomy�le�, �e wszystko by�oby w porz�dku, gdyby po prostu zawr�cili. Ale wiem,
�e Ken
musia� mie� jakie� powody.
� Pewnie tak � odpar� Verne.
Rozdzia� trzeci
POK�AD AIRBRIDGE 90, LOTNISKO LA PLATA, DURANGO, KOLORADO; GODZ.
10.14
David Gates zako�czy� sprawdzanie procedury wy��czenia silnika i spojrza� na
kapitana,
zaj�tego przegl�daniem dziennika pok�adowego.
� Mam wywo�a� wie��? � zapyta�.
Ken nie odrywa� wzroku od ksi��ki.
� Jeszcze nie. Ale mam dla ciebie inne zadanie.
� S�ucham.
Ken uni�s� g�ow� i popatrzy� drugiemu pilotowi w oczy.
� Na po�udniowym skraju lotniska jest ma�y warsztat, prowadzony przez mechanika,
kt�rego
znam i kt�remu ufam. Nazywa si� Gus Wilson. Popro� kogo�, �eby ci� tam zawi�z�,
znajd� Gusa
i powiedz mu, �e jest nam potrzebny, niech obejrzy ten silnik, zanim odwo�amy
lot.
� Chcesz, �eby on legalnie podpisa�, chocia� nie jest jednym z naszych
mechanik�w?
Kapitan skin�� g�ow�.
� M�g�by. Je�li nasze przyrz�dy pomiarowe k�ami�.
� Ale m�wi�e�, �e przyrz�dy pokazywa�y...
� David, id� i sprowad� go, dobrze? Nad szczeg�ami b�dziemy si� zastanawia�,
jak on tu
ju� b�dzie.
Drugi pilot waha� si� przez chwil�, wreszcie zacz�� odpina� pasy.
� M�wi�e�, po�udniowy kraniec?
� Tak. Gus Wilson. Taki du�y. Powiedz, �eby si� po�pieszy�. Mog� si� myli�, ale
zanim
sprowadz� tu inny samolot po naszych pasa�er�w, chc� spr�bowa� tym.
David wsta� ostro�nie i wskaza� okno po stronie kapitana.
� Mamy szcz�cie, �e trafi� si� nam jedyny w firmie odrzutowiec z wbudowanymi
schodami.
Trudno by�oby znale�� odpowiednie do boeinga na prywatnym lotnisku.
� Racja. Mamy szcz�cie � odpar� Ken bez przekonania.
David otworzy� drzwi kokpitu i przeszed� obok Annette Baxter, kt�ra w�a�nie
zamierza�a
wej��. Annette odwr�ci�a si� i patrzy�a, jak zak�ada w drzwiach czapk�, a potem
schodzi po
schodkach, z wyrazem niezadowolenia na twarzy.
Dziwne, pomy�la�a. Chocia�... Pewnie odreagowuje napi�cie. W ko�cu samolot pe�en
zdenerwowanych, gotowych udusi� pilota pasa�er�w to nic przyjemnego.
Wesz�a do kokpitu.
� No wi�c, przewodniku stada, jaki jest plan? � spyta�a. � Donosz� uprzejmie, �e
podopieczni pozostaj� na miejscach, tak jak im kaza�e�.
� Nakarm ich i nap�j, Annette. � G�os kapitana by� stanowczy i spokojny,
pozbawiony
jakichkolwiek emocji. � Zadbaj o ich dobry nastr�j, gdy nasz drugi pilot b�dzie
szuka�
mechanika. Mo�e si� okaza�, �e to fa�szywy alarm i �e b�dziemy mogli lecie�
dalej.
Annette przechyli�a g�ow� na bok.
� Po wy��czeniu silnika?
� Je�li to by� fa�szywy alarm.
U�miechn�a si� do niego.
� Je�li postanowisz lecie� dalej, oczywi�cie sam wyt�umaczysz si� naszym
zdenerwowanym
pasa�erom.
Ken Wolfe lekko obr�ci� si� w fotelu, �eby lepiej j� widzie�.
� Jak bardzo s� zdenerwowani?
� To zabrzmia�o jak tekst Eda McMahona. Kapitan wygl�da� na zdezorientowanego.
� Nie pami�tasz program�w Carsona? Kilka lat temu. Johnny powiedzia�by co� w tym
stylu:
�Jest zimno�, a Ed na to: �Jak zimno?�
Przez kilka sekund Ken przygl�da� si� jej w milczeniu, a� wreszcie potrz�sn��
g�ow�.
� Oczywi�cie. Przepraszam, Annette. Jestem troch� sko�owany.
� W porz�dku � odpar�a.
Odwr�ci� si�, �eby wyjrze� przez boczne okno. Potem, si�gn�wszy po mikrofon,
powiedzia�:
� Chyba do nich przem�wi�.
Annette skin�a g�ow� i odsun�a si�. Ken powoli podni�s� mikrofon do ust i
zamkn�� oczy,
zastanawiaj�c si� nad doborem s��w. Wreszcie nacisn�� guzik.
� Tutaj znowu kapitan. Czekamy na mechanik�w, kt�rzy oceni� stan maszyny. Nim
si� tu
jednak zjawi�, chcia�bym zaprosi� do swojej kabiny obecnych w samolocie pilot�w,
je�li
oczywi�cie s� na pok�adzie. Nawet je�eli nie macie ochoty na t� wizyt�, prosz�,
zaspok�jcie moj�
ciekawo��. Podobno teraz nie zdarza si�, by jakikolwiek lot odby� si� bez cho�by
jednego pilota
w�r�d pasa�er�w. Je�li zatem kto� z pa�stwa jest pilotem, prosz� wcisn�� guzik,
a stewardesa
przyprowadzi go na dzi�b.
Annette spojrza�a na kapitana, zaskoczona, dostrzegaj�c r�wnocze�nie, �e w
kabinie
pasa�erskiej zapali�o si� jedno �wiate�ko.
To niepodobne do Kena, �e mnie nie uprzedzi�, pomy�la�a.
Lekko poirytowana, spojrza�a w g��b przej�cia. Kevin podchodzi� w�a�nie do
pasa�era, kt�ry
odpowiedzia� na zaproszenie kapitana. W tym momencie Annette zauwa�y�a utkwione
w siebie
spojrzenie Rudy�ego Bosticha.
� S�ucham?
� Nie chcia�bym przeszkadza�, ale mo�e m�g�bym w czym� pom�c? Wie pani,
wystosowa�
jakie� pismo, uzyska� nakaz s�du, �eby oczyszczono pas startowy...
Annette roze�mia�a si� i potrz�sn�a g�ow�.
� Nie, na razie nie trzeba.
� Nie ukrywam, �e moja propozycja podyktowana jest interesem w�asnym � ci�gn��
Bostich.
� Mam za dwie godziny wyg�osi� przem�wienie w Phoenix i zaczynam si� denerwowa�,
czy
dotr� na czas.
� To jakie� zadanie s�u�bowe, panie prokuratorze generalny?
� Dzi�kuj�, ale za wcze�nie mnie pani tytu�uje. Nie, po prostu seminarium
prawnicze. �wiat
si� nie zawali, je�li odb�dzie si� beze mnie.
� Czekamy na mechanika. Zgodnie z przepisami nie mo�emy wystartowa�, p�ki on tu
nie
dotrze.
Rudy Bostich u�miechn�� si�.
� Rozumiem. Przepraszam, �e zawracam g�ow�.
� Ale� to �adne zawracanie g�owy.
KONTROLA LOT�W AIRBRIDGE, COLORADO SPRINGS; GODZ. 10.25
Judy Smith wsun�a si� za fotel Garcii i po�o�y�a mu d�o� na ramieniu.
� Verne, za dziesi�� minut wysy�amy samolot rezerwowy. Po��czy�e� si� ju� z
Wolfe�em?
Garcia potrz�sn�� g�ow�.
� To on mia� skontaktowa� si� ze mn� lini� naziemn� zaraz po dotarciu na p�yt� w
Durango.
W�a�nie rozmawia�em z kierownikiem lotniska. M�wi, �e jakie� dziesi�� minut temu
z samolotu
wyszed� drugi pilot. Ale on tak�e si� do mnie nie odezwa�.
Judy wyprostowa�a si�.
� Aha. No to je�li on postanowi w ko�cu si� z nami skontaktowa�, powiedz, �e
pomoc jest
w drodze i �e posy�amy dw�ch mechanik�w.
Zamierza�a odej��, ale Garcia chwyci� j� za r�k�.
� Judy...
� Tak?
Rozejrza� si�, chc�c sprawdzi�, czy nie ma w pobli�u jakich� niepo��danych uszu,
po czym
spojrza� ponownie na Judy.
� Zauwa�y�em kilka minut temu, �e troch�... tak jakby... by�a� poruszona, kiedy
powiedzia�em, �e kapitanem jest Ken Wolfe. Czy jest co�, o czym nie wiem?
Przez d�ug� chwil� przygl�da�a mu si� w milczeniu.
� A dlaczego pytasz? � spyta�a w ko�cu.
Wzruszy� ramionami.
� Jak mu dawa�em dokumenty, wyda� mi si� troch� dziwny. To znaczy wygl�da�,
jakby by�
gdzie indziej. By� jaki� taki nieobecny. Ale ja tu jestem dopiero od sierpnia i
nie wiem
wszystkiego o wszystkich...
� Wydawa� si� nieobecny, tak?
� Bardzo. Czy to ma jakie� znaczenie?
Potrz�sn�a przecz�co g�ow� � zbyt wolno, by go przekona� � a jej wzrok
pow�drowa�
w stron� przeciwleg�ej �ciany.
� Ken Wolfe jest dla nas wszystkich zagadk� � powiedzia�a. � To mi�y facet i
dobry
fachowiec, ale potrafi zale�� drugiemu pilotowi za sk�r�. Zupe�nie, jakby mia�
trzy czy cztery
r�ne osobowo�ci, jedn� pogodn� i przyjacielsk�, inn� humorzast� i niezbyt
towarzysk�,
a jeszcze inn� niepewn� i podejrzliw�. Nie wiem, co o nim my�le�, ale
niezale�nie od
wszystkiego zawsze radzi� sobie w zespole, w ka�dym razie z punktu widzenia
kontroli lot�w.
� Rozumiem.
� Twoje obserwacje s� podobne do moich.
� Niewa�ne. Tak tylko pomy�la�em, �e o tym wspomn�.
Judy u�miechn�a si�.
� Verne...
� Tak?
� Co� ci powiem. Zadzwo� jeszcze raz do tego kierownika lotniska. Popro� go,
�eby
natychmiast poszed� do naszego samolotu i powiedzia� kapitanowi Wolfe�owi, by
skontaktowa�
si� ze mn�.
POK�AD AIRBRIDGE 90, LOTNISKO LA PLATA, DURANGO, KOLORADO; GODZ.
10.28
Annette, zaj�ta w�zkiem do napoj�w w przej�ciu mi�dzy fotelami, drgn�a,
us�yszawszy
trza�niecie drzwi kokpitu. Odwr�ci�a si� i spojrza�a w stron� dziobu; w tej
samej chwili rozleg�
si� g�os Wolfe�a:
� Drodzy pa�stwo, m�wi kapitan. Mam dobre wie�ci. Po ogl�dzinach przez mechanika
okaza�o si�, �e mieli�my tylko drobn� awari� obwodu elektrycznego, kt�ra
powodowa�a z�e
wskazania przyrz�d�w pomiarowych. Mo�emy bezpiecznie kontynuowa� lot. Drugi
pilot w�a�nie
odbiera pozwolenie od wie�y kontroli lot�w i jak tylko personel pok�adowy
przygotuje pa�stwa
do startu, wyruszymy do Phoenix. Bardzo przepraszamy za ten nieprzewidziany
przystanek.
Personel prosz� o sprawdzenie wszystkiego, co trzeba.
Annette przesz�a do przodu kabiny pasa�erskiej i odwr�ci�a si�. U�miechn�a si�
na widok
zaskoczonych twarzy.
� Przepraszam za przerw� w podawaniu napoj�w � powiedzia�a g�o�no. Jej g�os na
pewno
nie dociera� do wszystkich, ale s�ysza�a j� wi�kszo�� pasa�er�w. � Wr�cimy do
pa�stwa zaraz po
starcie.
Wesz�a do kuchni w pierwszej klasie i zatrzyma�a si�, zamy�lona. Co� nie dawa�o
jej
spokoju. Mo�e ta przerwa w rozdawaniu napoj�w. Po�owa pasa�er�w nie dosta�a nic
do picia.
A mo�e to pobyt w Durango by� tak niepokoj�cy. Z tym miejscem zwi�zane by�y
przykre
wspomnienia: kilka lat temu znalaz�a si� tu w kr�puj�cej sytuacji z
przyjacielem, kt�ry ukry�
przed ni�, �e jest �onaty.
Rozumia�a to, �e kapitanowi si� �pieszy�o, ale tempo, w jakim wszystko si�
rozegra�o,
zaskoczy�o j�. Kiedy na przyk�ad mechanicy zd��yli wej�� na pok�ad i podpisa�
dziennik
pok�adowy?
Musia�am by� odwr�cona d�u�ej, ni� s�dzi�am, pomy�la�a.
Wielokrotnie zdarza�o si� jej straci� rachub� czasu, gdy poch�oni�ta
obs�ugiwaniem
pasa�er�w niemal odruchowo wyg�asza�a utarte: �Czego si� pan napije? Z cukrem i
�mietank�
czy bez cukru? Woli pan precle czy orzeszki? Proponujemy trzy gatunki piwa. Trzy
dolary za
puszk�.
Ruszy� drugi silnik; zamykaj�c szafki w kuchni, s�ysza�a, jak jego praca si�
stabilizuje.
Wtedy nagle u�wiadomi�a sobie, �e nie zaproponowa�a kawy ani napoj�w ch�odz�cych
pilotom.
Docieraj�c do kokpitu, czu�a dr�enie samolotu, ko�uj�cego na start.
Drzwi by�y zamkni�te.
Boeing 737 gwa�townie skr�ca� w prawo, zje�d�aj�c z drogi ko�owania. Annette
musia�a
oprze� si�, by nie upa��. D�wi�k dzwonka wdar� si� w jej my�li; spojrza�a na
sufit. Czerwona
lampka wskazywa�a, �e odzywa si� tylna kuchnia. Si�gn�a po s�uchawk�.
� Tak?
� Annette, tu Kevin. Gdzie jest ten facet z 18D?
� Jak to?
� No, nie ma go na miejscu i jego �ona si� niepokoi.
-18D?
� Kapitan zapyta� o pilot�w na pok�adzie i ten go�� poszed� do niego, pami�tasz?
� A tak, teraz sobie przypominam. Mo�e jest w toalecie?
� Nie, nie wr�ci�. Sprawdzili�my.
� Poczekaj chwil�. � Annette pochyli�a si� w kierunku drzwi toalety z przodu
samolotu
dok�adnie w chwili, gdy odrzutowiec przechyli� si� w lewo, niemal zwalaj�c j� z
n�g. Na
drzwiach widnia� znak �wolne�. Podnios�a mikrofon. � Tu te� go nie ma. Poczekaj
chwil�,
zadzwoni� do pilot�w.
Dopiero po kilku naci�ni�ciach przycisku us�ysza�a g�os kapitana:
� Kokpit.
� Ken? Tu Annette. Mog� wej��? Chwil� si� waha�, nim odpowiedzia�:
� Nnn...nie teraz, Annette. Jest nas tu troch� du�o. Zaprosi�em naszego go�cia
na sk�adane
krzese�ko.
U�miechn�a si� z ulg�.
� W�a�nie w tej sprawie dzwoni�. Jego �ona si� niepokoi.
� Przeka� jej, �e wr�ci troch� p�niej. Na razie dobrze si� bawi.
� OK. Jak ju� sko�czycie, co b�dziecie pi�?
Znowu cisza.
� Ken?
� A, Annette, roz��cz si� na razie. Jestem do�� zaj�ty.
� Jasne. Przepraszam.
Annette od�o�y�a s�uchawk� z dziwnym uczuciem, jakby niechc�cy przekroczy�a
jak��
granic� i zapyta�a o zbyt wiele. To wydawa�o si� bez sensu, ale nie wiedzie�
czemu czu�a si�
winna.
Z kokpitu dobieg�y dwa dzwonki, sygnalizuj�ce gotowo�� do startu. Annette
usiad�a na
sk�adanym krzese�ku obok drzwi i odruchowo zapi�a pasy.
Czemu zabra� pasa�era do swojej kabiny i nic mi nie powiedzia�? I to zaraz po
l�dowaniu
awaryjnym.
Mo�e to by�o przyczyn� dr�cz�cego j� niepokoju.
Nie, ten niepok�j czu�a ju� przed telefonem w sprawie pasa�era z miejsca 18D.
Przera�ony m�czyzna wybieg� z Biura Obs�ugi Lot�w w Durango i podbieg� do
nadje�d�aj�cego w�a�nie samochodu terenowego. Zatrzyma� si� po stronie pasa�era
i zawo�a� do
m�czyzny w mundurze:
� Jeste�cie z AirBridge?
� Tak, a co si�...
� Musicie mi pom�c! Moja �ona jest w tym samolocie, a on startuje beze mnie!
� O czym pan m�wi?
� O waszym samolocie, tym, kt�ry tu awaryjnie l�dowa�. W�a�nie rusza. Kapitan
poprosi�
mnie o przys�ug�, a kiedy zszed�em, on ruszy�!
� Chwila, moment. Chodzi o rejs dziewi��dziesi�t? � Tak!
� Ale� on nigdzie nie leci.
� Przecie� leci! Ju� jest na pasie!
Za budynkiem oddzielaj�cym ich od p�yty lotniska rykn�y dwa silniki odrzutowe
na pe�nych
obrotach.
M�czyzna w mundurze wyskoczy� z samochodu, omin�� pasa�era i pobieg� wzd�u�
budynku
w stron� pasa startowego. To wszystko nie trzyma�o si� kupy. Samolot l�dowa�
przecie�
z wy��czonym silnikiem. W �adnym razie nie m�g� ruszy�, chyba �eby przeko�owa�
do jakiego�
warsztatu na terenie lotniska.
To musi by� ten, pomy�la�, widz�c boeinga nabieraj�cego szybko�ci na pasie
startowym.
Jego ogon by�o wida� wyra�nie i ten ogon nale�a� do AirBridge 90.
David Gates r�wnie� niepomiernie zdumiony patrzy�, stoj�c na p�ycie lotniska,
jak jego
samolot wzbija si� bez niego, chowa podwozie i delikatnie przechyla si� przy
skr�cie na zach�d,
nabieraj�c pr�dko�ci i wysoko�ci.
Przez chwil� � dos�ownie mgnienie � szczerze rozbawi�a go my�l, �e kapitan po
prostu
zapomnia� o swoim drugim pilocie.
Rozdzia� czwarty
POK�AD AIRBRIDGE 90; GODZ. 10.44
Wezwanie z tylnej kuchni by�o przyjemnym urozmaiceniem; Annette ch�tnie
przy�o�y�a
s�uchawk� do ucha dok�adnie w chwili, gdy rozleg� si� sygna� informuj�cy o
osi�gni�ciu
wysoko�ci dziesi�ciu tysi�cy st�p.
� Annette? Jeste� tam? � pyta� Kevin.
� Jestem. O co chodzi?
� Martwimy si� z Bev o jedn� z naszych grup. T� w przedniej cz�ci.
� Kt�r� grup�, Kevin? Pami�tam, �e mamy na pok�adzie uczni�w szko�y �redniej.
� Ci siedz� w rz�dach od trzynastego do dwudziestego. Ale jest te� inna grupa,
od �smego
rz�du w ty�. Jakie� dwadzie�cia dwie osoby. Musimy na nich szczeg�lnie uwa�a�.
Porozmawia�em z nimi chwil�, gdy�my wyl�dowali, ale ten nag�y start pewnie ich
znowu
porz�dnie wystraszy�.
� Dlaczego? Czemu mieliby si� ba�?
Po drugiej stronie rozleg� si� niski �miech.
� Bo to ich lot dyplomowy.
� Kolejna grupa m�odzie�y?
� Nie. Szko�a walki z l�kiem latania.
Zamkn�a oczy i pokiwa�a g�ow�.
� No to pi�knie.
Od�o�y�a s�uchawk� i wsta�a, by przyjrze� si� pasa�erom w pierwszej klasie.
Elegancka
m�oda kobieta siedz�ca w tym rz�dzie, co Rudy Bostich, lecz po drugiej stronie
przej�cia, w tej
samej chwili podnios�a wzrok. Annette podesz�a do niej i kucn�a obok fotela,
oceniaj�c
w my�lach koszt szykownego czerwonego kostiumu z ryzykownie kr�tk� sp�dnic�.
Kobieta
u�miechn�a si�.
� Mog� pani w czym� pom�c? � zapyta�a Annette.
Kobieta jeszcze raz si� u�miechn�a.
� Nie, dzi�kuj�. Poprosz� tylko o kaw�, gdy ju� b�dzie mo�na. � Lekko skin�a
g�ow�
w stron� klasy turystycznej. � S�ysza�am tego niecierpliwego pasa�era, kt�ry na
wszystko
narzeka�. Pewnie jest pani w wi�kszym stresie ni� normalnie.
Annette spojrza�a porozumiewawczo i u�miechn�a si�.
� Mo�na si� przyzwyczai�.
� Tak tylko sobie my�la�am... Czy to si� cz�sto zdarza?
� To, co... � Annette g�ow� wskaza�a na cz�� turystyczn�.
� Nie... to... l�dowanie awaryjne? Wy��czenie silnika?
� Ach � Annette gwa�townie potrz�sn�a g�ow�. � Pierwszy raz w mojej karierze, a
pracuj� tu
ju� trzy lata, od pocz�tku istnienia AirBridge, nie licz�c przedtem dwudziestu
lat w TWA.
Kobieta popatrzy�a w stron� przednich drzwi wej�ciowych.
� Przepraszam � zacz�a � ale czy mog� zada� jeszcze jedno g�upie pytanie?
� Nie ma g�upich pyta� � odpar�a Annette. � �mia�o.
� Czy s� jakie� inne wej�cia do kabiny pilot�w? � wskaza�a g�ow� drzwi do
kokpitu.
� Inne wej�cia?
� Tak. Na filmach pokazuj� czasem pilot�w wchodz�cych przez otwory w pod�odze i
tak si�
zastanawia�am...
� Nie. Tylko te drzwi.
� W porz�dku. Dzi�kuj�.
Annette ruszy�a w stron� kuchni, ale po chwili wr�ci�a i ponownie przykucn�a
obok kobiety.
� A dlaczego pani o to pyta?
Kobieta potrz�sn�a g�ow�, jakby zniecierpliwi�a j� w�asna ciekawo��, i
odchrz�kn�a.
� Chyba nie przygl�da�am si� uwa�nie � zacz�a ostro�nie � ale gdy byli�my na
ziemi,
widzia�am, jak jeden z pilot�w wychodzi�, a potem musia�am przegapi� jego
powr�t, bo...
Zastanawia�am si�, czy m�g� wr�ci� innym wej�ciem.
Annette u�miechn�a si� do niej, skrywaj�c nag�e zaniepokojenie. Co prawda z
tego miejsca
idealnie wida� drzwi wej�ciowe, ale je�li pasa�erka wygl�da�a przez okno, mog�a
przegapi�
powr�t pilota.
� No c� � powiedzia�a w ko�cu. � Wystarczy� moment pani nieuwagi. Poza tym
piloci
poruszaj� si� bardzo cicho. � Annette wsta�a i wyg�adzi�a sp�dnic�. � Mo�e pani
by� pewna
jednego: do prowadzenia tego samolotu potrzeba dw�ch pilot�w, wi�c skoro
jeste�my
w powietrzu, on na pewno tam jest.
� Ale� ja tylko tak... Po prostu by�am ciekawa.
Annette szybko wr�ci�a do kuchni i zaci�gn�a za sob� zas�on�. Co� by�o nie tak,
czu�a to.
A mo�e poda� ju� napoje? To �mieszne, �e o tym my�li.
Odwr�ci�a g�ow�, �eby widzie� drzwi do kokpitu. Powinni�my ju� chyba osi�gn��
w�a�ciw�
wysoko��, mog� si� wi�c czego� napi� � pomy�la�a, wciskaj�c guzik ��czno�ci z
kapitanem.
Poczu�a ulg�, gdy niemal natychmiast us�ysza�a g�os Kena Wolfe�a.
� Chcecie ju� pi�?
� Poczekaj chwil� � odpowiedzia� Ken; po kilkusekundowej ciszy doda�: � Nie,
Annette.
Dzi�ki, nic nam nie trzeba.
� Dobrze. A mo�esz na chwilk� otworzy� drzwi? Chcia�abym wej��.
Znowu zapad�a cisza. Ka�da mijaj�ca sekunda przyprawia�a Annette o kolejny
skurcz
�o��dka. Na pewno co� by�o nie tak. Czemu Ken mia�by si� wzbrania� przed
otwarciem drzwi?
Wreszcie us�ysza�a jego g�os:
� Annette, teraz spodziewam si� turbulencji. Zajmij swoje miejsce i sprawd�, czy
wszyscy
z ty�u te� siedz�.
� Dobrze, kapitanie, ale prosz� otworzy� drzwi na sekund�.
� Nie teraz, Annette.
� Ale...
� P�niej, dobrze?
W jego g�osie pojawi� si� ton, jakiego Annette wcze�niej nie s�ysza�a. Chcia�a
odpowiedzie�,
ale nie wiedzie� czemu nie mog�a wydoby� z siebie g�osu, wi�c od�o�y�a
s�uchawk�.
KONTROLA LOT�W AIRBRIDGE AIRLINES, COLORADO SPRINGS; GODZ. 10.45
Judy Smith us�ysza�a brz�k, jakby co� si� st�uk�o, i podnios�a wzrok w sam�
por�, by
zobaczy�, jak Verne Garcia zrywa si� na r�wne nogi. Szybko podesz�a do niego, a
on zas�oni�
d�oni� mikrofon s�uchawki.
� Judy, mamy problem. Dziewi��dziesi�ty wystartowa� i zostawi� drugiego pilota!
W pierwszej chwili pomy�la�a, �e Garcia co� popl�ta�.
� Dziewi��dziesi�ty wystartowa� i drugi pilot kogo� zostawi�? � zapyta�a.
� Nie! Kapitan i za�oga s� w powietrzu. Zostawili drugiego pilota! Do tego chyba
�aden
mechanik nie podpisa� im zezwolenia. Mam go na Unii. Jest na lotnisku w Durango,
strasznie
zdenerwowany.
� Jaki drugi pilot? Ten wracaj�cy na pusto?
� Drugi pilot z dziewi��dziesi�tki! Jest na lotnisku w Durango, na linii �smej.
Samolot
odlecia� bez niego.
� Jak si� to mog�o sta�? Drugi pilot? Niemo�liwe!
� Judy, ja nie �artuj�. Prosz�, odbierz ten telefon.
Si�gn�a po s�uchawk� z s�siedniego biurka.
� Judy Smith. Kto m�wi?
� David Gates.
� Gdzie pan jest?
� W Durango. Na ziemi. Samolot odlecia� beze mnie. O ile wiem, jedynym pilotem
na
pok�adzie jest kapitan i nie mam zielonego poj�cia, dlaczego wystartowa�. Chyba
�e zosta�
zmuszony.
� Zmuszony? To znaczy porwany?
� No... ja... nie umiem znale�� innego wyt�umaczenia.
W g�osie Gatesa s�ycha� by�o rozpacz i panik�; m�ody pilot oddycha� nerwowo,
opowiadaj�c
o swojej bezowocnej wyprawie na po�udniowy kraniec lotniska i o szoku, jakiego
dozna� na
widok startuj�cego samolotu.
� Zaraz. Nie by�o mechanika?
� By�. To znaczy, jest tam warsztat, ale ten Gus, kt�rego mia�em sprowadzi�,
zmar� kilka lat
temu i nie mog�em znale�� nikogo, kto obejrza�by silnik. Kiedy wr�ci�em, Ken by�
ju� na ko�cu
pasa startowego. Beze mnie i jednego pasa�era.
� To zosta� jeszcze pasa�er?
� Tak. Zaraz mu dam s�uchawk�. Jego �ona jest w samolocie i on si� strasznie
denerwuje.
� Jak dawno samolot odlecia�?
� Najwy�ej pi�� minut temu.
� Prosz� poczeka�! � Judy zwr�ci�a si� do Garcii: � Po��cz si� z wie�� w
Albuquerque.
Dowiedz si�, czy go namierzaj� i dok�d leci. Daj mi kontrolera.
� Ju� si� robi.
Verne Garcia odwr�ci� si� i zacz�� wystukiwa� cyfry na swoim aparacie. Judy
wr�ci�a do
rozmowy z Gatesem.
� Halo, David?
� Tak, David Gates.
� W porz�dku. Czy zauwa�y� pan co�, co wskazywa�oby na to, �e kto� m�g� si�
w�lizgn�� na
pok�ad?
� Nie. Kiedy zobaczy�em samolot, ju� ko�owa�. Ale na p�ycie nie by�o
ochroniarzy, ka�dy
m�g� wej�� do �rodka. Wok� byli pracownicy naziemni. Nie rozmawia�em jeszcze z
nimi.
� David, to bardzo wa�ne. Dlaczego s�dzi pan, �e samolot zosta� porwany?
� Bo nie ma innego logicznego wyt�umaczenia. Nikt przy zdrowych zmys�ach nie
prowadzi�by takiego samolotu bez drugiego pilota.
Judy b�yskawicznie przeanalizowa�a najr�niejsze mo�liwo�ci. Drugi pilot mia�
racj�. Nie
istnia�o �adne inne racjonalne wyja�nienie. Skoro samolot wzbi� si� bez drugiego
pilota, musia�
zosta� porwany.
� Co mam teraz robi�? � zapyta� Gates.
� Da� mi numer telefonu i czeka� przy tym aparacie. Aha, i niech pan na razie z
nikim o tym
nie rozmawia.
� Nie ma obawy. Nie b�d�! Chce pani m�wi� z tym pasa�erem, kt�ry zosta�?
� Nie teraz. Zadzwoni� p�niej.
� Dobrze, ale on jest naprawd� bardzo zdenerwowany. W samolocie jest jego �ona.
Judy od�o�y�a s�uchawk� i spojrza�a na Verne�a Garci�, kt�ry prowadzi� o�ywion�
rozmow�
przez radiotelefon. Kilku kontroler�w po dy�urze zd��y�o si� ju� zgromadzi� w
pobli�u i ka�dy
z nich wyt�a� s�uch, by si� czego� dowiedzie�. Judy odwr�ci�a si� w ich stron�.
� Jim, po��cz mnie z FBI. Jerry, m�g�by� wyj�� z mojego biurka i przejrze�
procedury
post�powania w wypadku porwania samolotu? Rashid, zajmujesz si� teraz jakim�
lotem?
� Nie, a co mog� zrobi�?
� Zadzwo� do szefa personelu lataj�cego, wiceprezesa do spraw eksploatacji i do
��czno�ci.
Wprowad� ich w spraw�.
� Ale jak�? Nie wiem, co si� dzieje.
� O, przepraszam. Dobra, podejd�cie wszyscy bli�ej. Oto, co na razie wiemy...
WIE�A KONTROLNA W ALBUQUERQUE;
GODZ. 10.50
Avis Bair, kontrolerka ruchu powietrznego, prze�kn�a �yk kawy i jeszcze raz
sprawdzi�a
pozycj� AirBridge 90. Samolot lecia� na wysoko�ci dwudziestu jeden tysi�cy st�p
nad obszarem
p�nocno-zachodniego Nowego Meksyku. Zameldowa� si� g��bokim m�skim g�osem bez
wyrazu. Avis pomy�la�a, �e to dziwne, �e jego post�j awaryjny w Durango trwa�
tak kr�tko.
W ka�dym razie by� ju� na trasie i mog�a spokojnie zaj�� si� odrzutowcami linii
American
i United, kt�re wyprzedza�y si� na jednej wysoko�ci, oba w drodze do Los
Angeles.
Avis ju� mia�a nacisn�� guzik, gdy nagle zad�wi�cza� alarm. Ma�y klawisz obok
punktu
AirBridge 90 zacz�� �wieci� ci�g�ym blaskiem, pokazuj�c kod, jakiego Avis
jeszcze nigdy nie
widzia�a.
7500!
To pewnie pomy�ka, pomy�la�a, ale musia�a przestrzega� procedur specjalnych.
O�ywi�a si�
i spojrza�a w lewo, ciekawa, czy alarm zwr�ci� jeszcze czyj�� uwag�.
Nie zwr�ci�. Nikt nie patrzy� w jej stron�.
Avis pochyli�a si� i dok�adniej przyjrza�a si� informacjom na ekranie.
Siedem-pi��-zero-zero!
Wcisn�a guzik radiostacji.
� AirBridge 90, tu wie�a w Albuquerque. Widz�, �e nadajecie siedem tysi�cy
pi��set. Czy to
prawid�owe wskazanie?
� Potwierdzam, wie�a. Nadaj� siedem-pi��-zero-zero. Mam w kokpicie nieproszonego
go�cia.
Avis wyprostowa�a si� w fotelu, przej�ta. To dzieje si� naprawd�! Siedem-pi��-
zero-zero
oznacza porwanie samolotu, w dodatku jest to liniowy samolot pasa�erski.
Obr�ci�a si� w krze�le i zawo�a�a w stron� swojego szefa, po czym wr�ci�a do
przerwanej
rozmowy.
� Zrozumia�am, AirBridge 90. Przyj�am sygna� siedem-pi��-zero-zero. Utrzymuj
poziom
dwa-jeden-zero i nie roz��czaj si�.
POK�AD AIRBRIDGE 90; GODZ. 10.55
R�ce Annette lekko dr�a�y, ale umiej�tnie maskowa�a zdenerwowanie, gdy
przyrz�dza�a
drinki dla pasa�er�w pierwszej klasy. Jak tylko wr�ci�a do kuchni, �eby zebra�
my�li, znowu
us�ysza�a rz�enie silnik�w i po chwili pe�en napi�cia g�os Kena:
� Tu kapitan. Mamy dla was dzisiaj ma�� uczt�. Wiem, �e robi si� p�no i mo�emy
nie
zd��y�, ale skoro wie�a kontrolna ka�e nam zwolni� przed w��czeniem si� do ruchu
przed
lotniskiem w Phoenix i skoro skierowa�a nas nad Dolin� Pomnik�w, poprosili�my o
pozwolenie
zej�cia ni�ej, by m�c podziwia� pi�kno krajobrazu. Dotrzemy do Phoenix, jak
tylko nam
pozwol�, a do tego czasu, prosz�, delektujcie si� widokami, kt�re pojawi� si� za
jakie� pi��
minut.
Annette podnios�a s�uchawk� i wcisn�a guzik ��czno�ci z kokpitem. Ken
odpowiedzia�
natychmiast.
� Ken, musz� z tob� porozmawia�.
� S�ucham, m�w.
� Ale osobi�cie.
� Dlaczego?
� Jako szefowa personelu pok�adowego chc� wej�� do kokpitu i natychmiast z tob�
porozmawia�.
� Annette, wej�cie tu w tej chwili nie bardzo jest mo�liwe. O co chodzi?
Opar�a si� o drzwi ze s�uchawk� przy uchu, zastanawiaj�c si�, czy przypadkiem
si� nie
przes�ysza�a. Mo�e nie ma si� czym przejmowa�, ale odmowa wpuszczenia jej do
kabiny
oznacza, �e kto� chce co� przed ni� ukry�. Wiedzia�a, �e Ken Wolfe miewa zmienne
nastroje, jest
zamkni�ty w sobie, ale izolowanie si� od personelu nie by�o w jego stylu.
A mo�e ten pilot pasa�er nielegalnie prowadzi samolot i nie chc�, �ebym o tym
wiedzia�a,
pomy�la�a. Musia�abym co� zrobi�.
� Kapitanie, chcia�abym porozmawia� z Davidem.
Niepokoj�ca cisza. Gdyby nawet David siedzia� na sk�adanym krze�le zamiast w
fotelu
drugiego pilota, m�g�by sk�ama�, �eby chroni� kapitana i siebie. �aden pilot
spoza pracownik�w
linii nie ma prawa siada� na miejscu kapitana ani drugiego pilota w samolocie
pasa�erskim.
� Teraz jest zaj�ty. Porozmawia z tob� p�niej.
� Teraz, prosz�. Chc� us�ysze� go teraz. A mo�e nie siedzi na swoim miejscu?
Ken, do
diab�a, powiedz mi prawd�!
Kolejna d�uga przerwa, a po niej zgrzyt przycisku. Ken Wolfe tym razem przybra�
ton
bardziej stanowczy.
� W porz�dku, Annette. Masz racj�. S�uchaj wi�c uwa�nie, bo jestem w do��
nieciekawej
sytuacji. Davida tu nie ma.
� Co?!
� Jest tu kto� inny, kto nalega, �eby lecie� tam, gdzie on chce.
Annette zamkn�a oczy. Musia�a zada� to pytanie. � Ken? � Tak.
� Czy jeste�my porwani?
Kolejna przera�aj�ca cisza, kt�ra zdawa�a si� nie mie� ko�ca.
� Potwierdzam, Annette. W Durango. Wdar� si� nagle, zatrzasn�� drzwi i przy�o�y�
mi
spluw� do g�owy. Dobrze�cie pilnowali!
� O Bo�e, Ken. Tylko jeden?
� Aha. Wymachuje teraz pistoletem, �ebym ko�czy� t� rozmow�. M�wi, �e nie wolno
ci
informowa� pasa�er�w. �e nikomu nic si� nie stanie, je�li polecimy tam, gdzie
za��da.
� Gdzie? Na Kub�?
� Nie wiem, Annette. Na razie chce zobaczy� Dolin� Pomnik�w z bliska. Potem mi
powie,
a ja powiem tobie. Do tego czasu zachowaj to w tajemnicy.
� A co z Bev i Kevinem? Powinni wiedzie�, co si� dzieje.
� Nie. Nie mo�esz im powiedzie�. On m�wi, �e masz im nic nie m�wi�.
� Czy to ten z miejsca 18D? Ten, kt�rego zaprosi�e�? Nazywa si� Beck.
Nie by�o odpowiedzi.
� Ken? Jeste� tam?
Us�ysza�a tylko zgrzyt oznaczaj�cy, �e ��czno�� zosta�a przerwana. Annette
spojrza�a na
s�uchawk�, jakby to by�a tykaj�ca bomba zegarowa, po czym od�o�y�a j� powoli na
miejsce,
pr�buj�c wyobrazi� sobie pasa�era z miejsca 18D w roli porywacza. Nie m�g� nim
by�. Nie
z tak� twarz�, nie z tak� �adn�, m�od� �on� siedz�c� na miejscu 18E.
Wesz�a do kuchni, zaci�gn�a za sob� zas�on�. Nawet nie zauwa�y�a, �e samolot
zacz��
obni�a� lot.
Rozdzia� pi�ty
WIE�A KONTROLNA W ALBUQUERQUE;
GODZ. 10.58
� AirBridge dziewi��dziesi�t, prosz� poda� swoje plany.
Avis Bair zwolni�a przycisk nadajnika i podnios�a wzrok na prze�o�onego, kt�ry
uwa�nie
wpatrywa� si� w du�y monitor komputera. Korpulentny m�czyzna w randze starszego
kontrolera
wskaza� pulchnym palcem punkt oznaczony jako AB90 i pokiwa� g�ow�.
� Osiem tysi�cy i ca�y czas schodzi � zwr�ci� si� do Avis. � I nie da�a� mu
zezwolenia?
� W og�le nie prosi�. Sam zacz�� obni�a� lot. Mam go na osobnej linii i
przesun�am trzy
inne samoloty do s�siedniego sektora.
� To naprawd� dziwne. Co on knuje?
� Nie mam poj�cia. Nic nie m�wi.
� Co jest tam przed nim, Avis?
� Bezludne otwarte przestrzenie. Ta pustynia rozci�ga si� na wysoko�ci oko�o
pi�ciu tysi�cy
st�p, ale niekt�re z tych ska�, na przyk�ad R�kawice w Dolinie Pomnik�w, stercz�
ponad tysi�c
st�p wy�ej.
� Pogoda nadal dobra?
� Bardzo dobra. Widoczno�� nieograniczona. Powinien widzie� przeszkody przed
sob�, i to
wygl�da na zej�cie kontrolowane.
� Spr�buj jeszcze raz, Avis.
� AirBridge dziewi��dziesi�t. Tu wie�a w Albuquerque, kontrola radiostacji.
Przez kilka sekund panowa�a cisza, po czym w ich s�uchawkach i g�o�niku nad
g�owami
rozleg�y si� szumy towarzysz�ce re