48

Szczegóły
Tytuł 48
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

48 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 48 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

48 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

"Nie-Boska komedia" Zygmunta Krasi�skiego spis tre�ci analiza utworu str. 2 tre�� str. 5 Zygmunt (Napoleon Stanis�aw Adam Ludwik) Krasi�ski by� poet�, powie�ciopisarzem i filozofem, tradycyjnie zaliczanym - obok Mickiewicza i S�owackiego - do kanonu "trzech wieszczy". Arystokratyczne pochodzenie wywar�o decyduj�cy wp�yw na postaw� poety, kt�ry niezmiernie �ywo reagowa� na epok� wielkich wstrz�s�w spo�ecznych i kryzys tradycyjnych warto�ci moralno- obyczajowych, zarysowuj�cy si� na prze�omie XVIII i XIX wieku. T�sknota za pi�knem wyidealizowanej epoki feudalnej i �wiadomo�� nieodwracalno�ci biegu historii, niech�� do cywilizacji triumfuj�cej bur�uazji, powi�zana z nowoczesnym buntowniczym indywidualizmem, pragnienie odbudowania tradycyjnych warto�ci �wiata chrze�cija�skiego i urzeczywistnienie nowatorskimi koncepcjami filozoficznymi XIX wieku - te wszystkie sprzeczne w�tki ideowe znalaz�y sw�j wyraz w napisanej przez dwudziestojednoletniego m�odzie�ca, w 1835 r. "Nie-boskiej komedii". Dramat romantyczny Dominuj�ca cech� dramat�w epoki romantyzmu jest odrzucenie regu� dramatu klasycznego i ��czenie element�w r�nych rodzaj�w i gatunk�w literackich (synkretyzm gatunkowy). W efekcie z dramatu wy�ania si� wizja �wiata pe�nego dysharmonii, wieloznaczno�ci i napi�� rodz�cych nierozwi�zywalne problemy: brak jedno�ci czasu (akcja trwa kilkana�cie lat, niekt�re sceny dziej� si� r�wnocze�nie, mi�dzy innymi s� bli�ej nieokre�lone, czasem du�e, luki czasowe. W wymiarze ideowym utw�r odbiera� nale�y w perspektywie wieczno�ci); brak jedno�ci miejsca (poszczeg�lne sceny rozgrywaj� si� w r�nych, czasem niedok�adnie okre�lonych miejscach: w domu hrabiego, w szpitalu ob��kanych, w g�rach, w okopach �wi�tej Tr�jcy; cz�sto jest to sceneria typowo romantyczna. W wymiarze ideowym - perspektywa kosmiczna); brak jedno�ci akcji (wiele r�nych w�tk�w: ( �ycie rodzinne hrabiego, ( losy Orcia, ( starcie rewolucjonist�w z arystokracj�, ( walka duch�w dobrych i z�ych o dusz� M�a); kompozycja: brak zwi�zku przyczynowo-skutkowego pomi�dzy poszczeg�lnymi scenami (ka�da scena ukazuje inny aspekt przedstawianego �wiata); ��czenie fantastyki z realizmem (upi�r Dziewicy w domu M�a, s�d nad hrabi� w podziemiach, apokaliptyczna wizja Chrystusa powalaj�ca Pankracego); elementy liryczne (narrator ma cechy podmiotu lirycznego: emocjonalno�� wypowiedzi, otoczenie szczeg�ln� atmosfer� uczuciow� kreowanych postaci, np. Orcia); ��czenie scen zbiorowych (obrazy z obozu rewolucjonist�w: monumentalno��, rozmach z kameralnymi: rozmowy hrabiego z Mari�, Orciem, wyciszenie, liryzm); ��czenie tragizmu (koncepcja poety i poezji) z komizmem (np. zachowanie go�ci na chrzcinach); ��czenie patosu (np. kreacja Pankracego) z grotesk� (np. w rewolucyjnej obrz�dowo�ci: "prosimy �licznie o g�ow� arystokraty"); ��czenie styl�w wypowiedzi (metaforyka prozy poetyckiej obok stylu potocznego go�ci na chrzcinach i naukowego - lekarza); Czynnikami spajaj�cymi dramat s�: ( nadrz�dna wobec ca�o�ci posta� narratora, posta� g��wnego bohatera i pojawiaj�ce si� we wszystkich cz�ciach postacie epizodyczne (np. Ojciec Chrzestny), ( symetria kompozycji (cz.I i II + cz. III i IV, "uwertury"). Tematyka utworu "Nie-boska komedia" jest dramatem o r�norodnej problematyce: Dramat rodzinny: hr. Henryk o ma��e�stwie: "Zst�pi�em do ziemskich �lub�w, bom znalaz� t�, o kt�rej marzy�em" (�luby ziemskie jako zni�enie si� do ziemskiej rzeczywisto�ci); rozczarowanie "�on� dobr� i skromn�", zm�czenie proz� �ycia (przygotowanie do chrzcin, puste rozmowy go�ci, codzienno�� jako "sen fabrykanta Niemca"). Egoizm i marzycielstwo M�a staj� si� przyczyna tragedii ca�ej rodziny. Dramat o poecie i poezji: poeta "fa�szywy" - hr. Henryk (konfrontacja wyj�tkowej misji poety w �wiecie ze sposobem, w jaki wywi�zuje si� ze swoich obowi�zk�w; rewizja g��wnych mit�w romantycznych - zjawy; rozbie�no�� mi�dzy postaw� moraln� bohatera a pi�knem jego poezji), poeta "prawdziwy" - Maria, Orcio (�ycie na granicy �wiata widzialnego i niewidzialnego; nadwra�liwo�� op�acona cierpieniem, szale�stwem, �lepot�, wreszcie �mierci�) Dramat o historii: bohaterowie to przedstawiciele spo�ecze�stwa; prze�omowy moment historii: agonia �wiata feudalnego; walka klas; historia jako �cieranie si� przeciwstawie�stw - tragizm historii i z tego wynikaj�ca konieczno�� ingerencji Opatrzno�ci. Dramat metafizyczny: wsp�istnienie �wiata fantastycznego (wyobra�enia chrze�cija�skie) z realnym w jednej przestrzeni i czasie. Wp�yw si� nadprzyrodzonych na poczynania ludzi (wszystko, co cz�owiek robi, ma znaczenie w planie metafizycznym); ci�g�� walka Dobra ze Z�em o dusze ludzi (moralitet). Interpretacja dramatu Pierwotnie utw�r mia� by� zatytu�owany "M��" (tak nazwany jest hr. Henryk) jako osoba dramatu). Wieloznaczno�� tego s�owa ("m��": ( ma��onek, ojciec rodziny; ( wojownik, heros, m�� stanu, przyw�dca) wskazuje na podzia� tekstu na dwie partie: cz�ci 1. i 2., przedstawiaj�ce prywatne �ycie bohatera oraz 3. i 4., opisuj�ce jego udzia� w �yciu spo�eczno-historycznym. Cz�� 1. Win� za niepowodzenia M�a (nie sprawdza si� w roli m�a i ojca) ponosi "fa�szywa poezja". Ch�r Z�ych Duch�w nasy�a na bohatera piekielne majaki. Reprezentuj� one z�udne i niszcz�ce idee: ( Dziewica - absolutyzacj� mi�o�ci, ( S�awa - pych� i wzgard� dla ludzi, w�a�ciwe wybuja�emu indywidualizmowi, ( Eden - utopijne marzenia o �yciu szcz�liwym i wolnym na �onie natury. Uwiedziony wizjami poeta zaniedbuje obowi�zki domowe, czym doprowadza �on� do ob��du i �mierci, za� syna do utraty wzroku (krytyka typowo romantycznego stosunku bohatera do �ycia). Cz�� 2. Ostateczne rozwi�zanie w�tku rodzinnego. Ujawnia si� przeznaczenie Orcia, kt�ry ma zgin�� jako prawdziwy poeta (naznaczony przekle�stwem prorok�w. Ojcu g�o� Anio�a Str�a wskazuje szans� zbawienia przez mi�o�� "biednych bli�nich" - praktykowanie ewangelicznej moralno�ci. M�� nie podporz�dkowuje si� temu wezwaniu (Krasi�ski nie w pe�ni pot�pia bohatera, nada� jego postawie cechy tragicznej wznios�o�ci). Cz�� 3. Hrabia Henryk staje na czele gin�cej arystokracji rodu i pieni�dza, skupionej w Okopach �wi�tej Tr�jcy. Jego przeciwnikiem jest Pankracy (wszechw�adca) - radykalny ideolog stoj�cy na czele zwyci�skiej rewolucji "biednych i g�odnych", wspierany przez m�odego, fanatycznego i zdeprawowanego kap�ana, Leonarda. M�� zwiedza w przebraniu ob�z przeciwnika, ogl�da blu�niercze obrz�dy nowej wiary oraz manifestacje zemsty zbuntowanego t�umu. W scenie dyskusji z Pankracym (starcie racji �wiata odchodz�cego w przesz�o�� i �wiata nowego) os�dza, �e s� to "wszystkie stare zbrodnie �wiata, ubrane w szaty �wie�e". Natomiast Pankracy prze�wiadczony jest, �e powstaje nowy �wiat, swoisty raj sprawiedliwo�ci. Ugoda pomi�dzy antagonistami jest niemo�liwa. Cz�� 4. Bezpo�rednie starcie zbrojne pomi�dzy obozami. Arystokraci zaprezentowani zostali jako ldzie s�abi, tch�rzliwi i podli, a Henryk zostaje pot�piony, bowiem "nic nie kocha�, nic nie czu� pr�cz siebie". Po �mierci Orcia (ginie trafiony kul�) i samob�jstwie M�a (rzuca si� w przepa�� z okrzykiem "Poezjo, b�d� mi przekl�ta") Pankracy z Leonardem odbywaj� s�d nad pokonanymi. W�dz rewolucji - marz�cy o odkupieniu dzie�a zniszczenia przez budow� szcz�liwej przysz�o�ci - odczuwa niepok�j. Gdy ukazuje mu si� wizja Chrystusa-M�ciciela, ginie od jej si�y ze s�owami (przypisywanymi Julianowi Apostacie): "Galilaee, vicisti!" (Galilejczyku, zwyci�y�e�!). Zako�czenie utworu wynika z logiki my�li historiozoficznej Krasi�skiego. Pankracy - samowolnie si�gaj�cy po atrybuty w�adzy boskiej - staje twarz� w twarz z Bogiem i ginie jako samozwaniec. B�g jest mistrzem w dziele stworzenia i On jedynie potrafi tworzy� histori�. Symboliczna posta� Chrystusa w finale mo�e by� interpretowana dwojako: (optymistycznie) nadchodz�ca epoka b�dzie czasem jakiego� nowego chrze�cija�stwa i odrodzonego Ko�cio�a, (pesymistycznie) dzieje �wiata nie b�d� mia�y ju� dalszego ci�gu i B�g przecina bieg historii, gdy� dope�nia si� miara ludzkich nieprawo�ci. "Nie-boska komedia" Gwiazdy woko�o twojej g�owy - pod twoimi nogi fale morza - na falach morza t�cza przed tob� p�dzi i rozdziela mg�y - co ujrzysz, jest twoim - brzegi, miasta i ludzie tobie si� przynale�� - niebo jest twoim. - Chwale twojej niby nic nie zr�wna. Ty grasz cudzym uszom niepoj�te rozkosze. - Splatasz serca i rozwi�zujesz gdyby wianek, igraszk� palc�w twoich �zy wyciskasz - suszysz je u�miechem i na nowo u�miech str�casz z ust na chwil� - na chwil kilka - czasem na wieki. - Ale sam co czujesz? - ale sam co tworzysz? - co my�lisz? - Przez ciebie p�ynie strumie� pi�kno�ci, ale ty nie jeste� pi�kno�ci�. - Biada ci - biada! - Dzieci�, co p�acze na �onie mamki - kwiat polny, co nie wie o woniach swoich, wi�cej ma zas�ugi przed Panem od ciebie. Sk�d�e� powsta�, marny cieniu, kt�ry zna� � �wietle dajesz, a �wiat�a nie znasz, nie widzia�e�, nie obaczysz! Kto ci� stworzy� w gniewie lub w ironii? - Kto ci da� �ycie nikczemne, tak zwodnicze, �e potrafisz uda� Anio�a, chwil� nim zagrz��niesz w b�oto, nim jak p�az p�jdziesz czo�ga� i zadusi� si� mu�em? -Tobie i niewie�cie jeden jest pocz�tek. Ale i ty cierpisz, cho� twoja bole�� nic nie utworzy, na nic si� nie zda. - Ostatniego n�dzarza j�k policzon mi�dzy tony harf niebieskich. - Twoje rozpacze i westchnienia opadaj� na d� i Szatan je zbiera, dodaje w rado�ci do swoich k�amstw i z�udze� - a Pan je kiedy� zaprzeczy, jako one zaprzeczy�y Pana. Nie przeto wyrzekam na ciebie, Poezjo, matko Pi�kno�ci i Zbawienia. - Ten tylko nieszcz�liwy, kto na �wiatach pocz�tych, na �wiatach maj�cych zgin��, musi wspomina� lub przeczuwa� ciebie - bo jedno tych gubisz, kt�rzy si� po-�wi�cili tobie, kt�rzy si� stali �ywymi g�osami twej chwa�y. B�ogos�awiony ten, w kt�rym zamieszka�a�, jako B�g zamieszka� w �wiecie, nie widziany, nie s�yszany, w ka�dej cz�ci jego okaza�y, wielki, Pan, przed kt�rym si� uni�aj� stworzenia i m�wi�: "On jest tutaj." - Taki ci� b�dzie nosi� gdyby gwiazd� na czole swoim, a nie oddzieli si� od twej mi�o�ci przepa�ci� s�owa. - On b�dzie kocha� ludzi i wyst�pi m�em po�r�d braci swoich. -A kto ci� nie dochowa, kto zdradzi za wcze�nie i wyda na marn� rozkosz ludziom, temu sypniesz kilka kwiat�w na g�ow� i odwr�cisz si�, a on zwi�d�ymi si� bawi i grobowy wieniec splata sobie przez ca�e �ycie. - Temu i niewie�cie jeden jest pocz�tek ANIO� STRӯ Pok�j ludziom dobrej woli - b�ogos�awiony po�r�d stworze� kto ma serce - on jeszcze zbawion by� mo�e. - �ono dobra i skromna, zjaw si� dla niego - i dzieci� niechaj si� urodzi w domu waszym. Przelatuje. CH�R Z�YCH DUCH�W W drog�, w drog�, widma, id�cie ku niemu - Ty naprz�d, ty na czele, cieniu na�o�nicy umar�ej wczoraj, od�wie�ony w mgle i ubrany w kwiaty, dziewico, kochanko poety, naprz�d. W drog� i ty, s�awo, stary orle wypchany w piekle, zdj�ty z palu, k�dy ci� strzelec zawiesi� w jesieni - le� i roztocz skrzyd�a, wielkie bia�e od s�o�ca, nad g�ow� poety. Z naszych sklep�w wynid�, spr�chnia�y obrazie Edenu, dzie�o Belzebuba - dziury zalepiem i rozwiedziemy pokostem - a potem, p��tno czarodziejskie, zwi� si� w chmur� i le� do poety - wnet si� rozwia� naoko�o niego, opasz go ska�ami i wodami, na przemian noc� i dniem. - Matko naturo, otocz poet� ! Wie� - ko�ci� - nad ko�cio�em Anio� Str� si� ko�ysze Je�li dotrzymasz przysi�gi, na wieki b�dziesz bratem moim w cbliczu Ojca niebieskiego. Znika. Wn�trz ko�cio�a - �wiadki - gromnica na o�tarzu. Ksi�dz �lub daje. Pami�tajcie na to. Wstaje para. M�� �ciska r�k� �ony i oddaje j� krewnemu- wszyscy wychodz� - on sam zostaje w ko�ciele. Zst�pi�em do ziemskich �lub�w, bom znalaz� t�, o kt�rej marzy�em - przekl�stwo mojej g�owie, je�li j� kiedy kocha� przestan�. Komnata pe�na os�b - bal - muzyka - �wiece - kwiaty. Panna M�oda walcuje: po kilku okr�gach staje, przypadkiem napotyka m�a w t�umie i g�ow� opiera na jego ramieniu PAN M�ODY Jak�e� mi pi�kna w os�abieniu swoim - w nie�adzie kwiaty i per�y na w�osach twoich - p�oniesz ze wstydu i znu�enia - o wiecznie, wiecznie b�dziesz pie�ni� moj�. PANNA M�ODA B�d� wiern� �on� tobie, jako matka m�wi�a, jako serce m�wi. - Ale tyle ludzi jest tutaj - tak gor�co i huczno. PAN M�ODY Id� z raz jeszcze w taniec, a ja tu sta� b�d� i patrze� na ci�, jakem nieraz w my�li patrza� na sun�cych anio��w. PANNA M�ODA P�jd�, je�li chcesz, ale ju� si� prawie nie mam PAN M�ODY Prosz� ci�, moje kochanie. Taniec i muzyka Noc pochmurna. - Duch Z�y pod postaci� dziewicy le��c. Niedawnom jeszcze biega�a po ziemi w tak� sam� por� teraz gnaj� mnie czarty i ka�� �wi�t� udawa�. Leci nad ogrodem. Kwiaty, odrywajcie si� i le�cie do moich w�os�w. Leci nad cmentarzem. �wie�o�� i wdzi�ki umar�ych dziewic, rozlane w powietrzu, p�yn�ce nad mogi�ami, le�cie do jag�d moich. Tu czarnow�osa si� rozsypuje - cienie jej pukl�w, zawi�nijcie mi nad czo�em. - Pod tym kamieniem zgas�ych dwoje �cz b��kitnych - do mnie, do mnie ogie�, co tla� w nich!- Za tymi kraty sto gromnic si� pali - ksi�n� dzi� pochowa-no - suknio at�asowa, bia�a jak mleko, oderwij si� od niej !- Przez kraty leci suknia do mnie, trzepocz�c si� jak ptak- a dalej, a dalej. Pok�j sypialny - lampa nocna stoi na stole i blado o�wieca M�a �pi�cego obok �ony. M�� przez sen Sk�d�e przybywasz, nie widziana, nie s�yszana od dawna- jak woda p�ynie, tak p�yn� twoje stopy, dwie fale bia�e- pok�j �wi�tobliwy na skroniach twoich - wszystko, com marzy� i kocha�, zesz�o si� w tobie Przebudza si� Gdzie� jestem! - ha, przy �onie - to moja �ona. Wpatruje si� w �on�. S�dzi�em, �e to ty jeste� marzeniem moim, a ot� po d�ugiej przerwie wr�ci�o ono i r�nym jest od ciebie. - Ty dobra i mi�a, ale tamta... Bo�e - co widz� - na jawie! DZIEWICA Zdradzi�e� mnie. Znika. M�� Przekl�ta niech b�dzie chwila, w kt�rej poj��em kobiet�, w kt�rej opu�ci�em kochank� lat m�odych, my�l my�li moich, dusz� duszy mojej... �ONA Przebudza si� Co si� sta�o - czy ju� dzie� - czy pow�z zaszed�?- Wszak mamy jecha� dzisiaj po r�ne sprawunki. M�� Noc g�ucha - �pij - �pij g��boko �ONA Mo�e� zas�ab� nagle, m�j drogi? Wstan� i dam ci eteru. M�� Za�nij. �ONA Powiedz mi, drogi, co masz, bo g�os tw�j niezwyczajny i gor�czk� nabieg�y ci jagody. M�� zrywaj�c si� �wie�ego powietrza mi trzeba. - Zosta� si� - przez Boga, nie chod� za mn� - nie wstawaj, powiadam ci raz jeszcze. Wychodzi. Ogr�d przy �wietle ksi�yca - za parkanem ko�ci� M�� Od dnia �lubu mojego spa�em snem odr�twia�ych, snem �ar�ok�w, snem fabrykanta Niemca przy �onie Niemce �wiat ca�y jako� zasn�� woko�o mnie na podobie�stwo moje- je�dzi�em po krewnych, po doktorach, po sklepach, a �e dzieci� ma si� mi narodzi�. my�la�em o mamce Bije druga na wie�y ko�cio�a Do mnie, pa�stwa moje dawne, zaludnione, �yj�ce, garn�ce si� pod my�l moj�- s�uchaj�c� natchnie� moich - niegdy� odg�os nocnego dzwonu by� has�em waszym. Chodzi i za�amuje r�ce. Bo�e, czy� Ty sam u�wi�ci� zwi�zek dw�ch cia�? czy� Ty sam wyrzek�, �e nic ich rozerwa� nie zdo�a, cho� dusze si� odepchn� od siebie, p�jd� ka�da w swoj� stron� i cia�a gdyby dwa trupy zostawi� przy sobie? Znowu jeste� przy mnie - o moja - o moja, zabierz mnie z sob�. - Je�li� z�udzeniem, je�lim ci� wymy�li�, a ty� si� utworzy�a ze mnie i teraz objawisz si� mnie, niech�e i ja b�d� mar�, stan� si� mg�� i dymem, by zjednoczy� si� z tob�. DZIEWICA P�jdzieszli za mn�, w kt�rykolwiek dzie� przylec� po ciebie? M�� O ka�dej chwili twoim jestem. DZIEWICA Pami�taj. M�� Zosta� si� - nie rozpraszaj si� jako sen. - Je�li� pi�kno�c�� nad pi�kno�ciami, pomys�em nad wszystkimi my�li, czeg� nie trwasz d�u�ej od jednego �yczenia, od jednej my�li? Okno otwiera si� w przyleg�ym domu. G�OS KOBIECY M�j drogi, ch��d nocy spadnie ci na piersi; wracaj, m�j najlepszy, bo mi t�skno samej w tym czarnym, du�ym pokoju. M�� Dobrze - zaraz. Znik� duch, ale obieca�, �e powr�ci, a wtedy �egnaj mi, ogr�dku i domku, i ty, stworzona dla ogr�dka i domku, ale nie dla mnie. G�OS Zmi�uj si� - coraz ch�odniej nad rankiem. M�� A dzieci� moje - o Bo�e! Wychodzi. Salon - dwie �wiece na fortepianie - kolebka z u�pionym dzieckiem w k�cie - M�� rozci�gni�ty na krze�le z twarz� ukryt� w d�oniach - � o n a przy fortepianie, �ONA By�am u Ojca Beniamina, obieca� mi si� na pojutrze. M�� Dzi�kuj� ci. �ONA Pos�a�am do cukiernika, �eby kilka tort przysposobi�, bo� podobno du�o go�ci sprosi� na chrzciny - wiesz - takie czokoladowe, z cyfr� Jerzego Stanis�awa. M�� Dzi�kuj� ci. �ONA Bogu dzi�ki, �e ju� raz si� odb�dzie ten obrz�dek - �e Orcio nasz zupe�nie chrze�cijaninem si� stanie - bo cho� ju� chrzczony z wody, zdawa�o mi si� zawsze, �e mu nie dostaje czego�. Idzie do kolebki. �pij, moje dzieci� - czy ju� si� tobie co� �ni, �e zrzuci�e� ko�derk� - ot, tak - teraz le� tak. - Orcio mi dzisiaj niespokojny - m�j male�ki - m�j �liczny, �pij. M�� na stronie Parno - duszno - burza si� gotuje - rych�o� tam ozwie si� piorun, a tu p�knie serce moje? �ONA Wraca, siada do fortepian�, gra i przerywa, znowu gra� zaczyna i przestaje znowu. Dzisiaj, wczoraj - ach! m�j ty Bo�e, i przez ca�y tydzie�, i ju� od trzech tygodni, od miesi�ca s�owa nie rzek�e� do mnie - i wszyscy, kt�rych widz�. m�wi� mi, �e �le wygl�dam M�� na stronie Nadesz�a godzina - nic jej nie odwlecze. g�o�no Zdaje mi si�, owszem, �e dobrze wygl�dasz. �ONA Tobie wszystko jedno, bo ju� nie patrzysz na mnie, odwracasz si�, kiedy wchodz�, i zakrywasz oczy, kiedy siedz� blisko. - Wczoraj by�am u spowiedzi i przypomina�am sobie wszystkie grzechy - a nie mog�am nic znale�� takiego, co by ci� obrazi� mog�o. M�� Nie obrazi�a� mnie. �ONA M�j Bo�e - m�j Bo�e! M�� Czuj�, �e powinienem ci� kocha�. �ONA Dobi�e� mnie tym jednym: "powinienem" - ach! Lepiej wsta� i powiedz: "nie kocham" - przynajmniej ju� b�d� wiedzia�a wszystko - wszystko. Zrywa si� i bierze dziecko z kolebki. Jego nie opuszczaj, a ja si� na gniew tw�j po�wi�c�- dziecko moje kochaj - dziecko moje, Henryku. Przykl�ka. M�� podnosz�c Nic zwa�aj na to, com powiedzia� - napadaj� mnie cz�sto z�e chwile - nudy �ONA O jedno s�owo ci� prosz� - o jedn� obietnic� tylko - powiedz, �e go zawsze kocha� b�dziesz. M�� I ciebie, i jego - wierzaj mi. Ca�uje j� w czo�o - a ona go obejmuje ramionami - wtem grzmot- s�ycha� - zaraz potem muzyk� - akord po akordzie i coraz dziksze. �ONA Co to znaczy? Dzieci� ci�nie do piersi. Muzyka si� urywa. Wchodzi D z i e w i c a. O m�j luby, przynosz� ci b�ogos�awie�stwo i rozkosz - chod� za mn�. O m�j luby, odrzu� ziemskie �a�cuchy, kt�re ci� p�taj�. - Ja ze �wiata �wie�ego, bez ko�ca, bez nocy.- Jam twoja. �ONA Naj�wi�tsza Panno, ratuj mnie! - to widmo blade jak umar�y - oczy zgas�e i g�os jak skrzypienie woza, na kt�rym trup le�y. M�� Twe czo�o jasne, tw�j w�os kwieciem przetykany, o luba. �ONA Ca�un w szmatach opada jej z ramion. M�� �wiat�o leje si� naoko�o ciebie - g�os tw�j raz jeszcze - niechaj zagin� potem. DZIEWICA Ta, kt�ra ci� wstrzymuje, jest z�udzeniem. - Jej �ycie znikome - jej mi�o�� jako li��, co ginie w�r�d tysi�ca zesch�ych - ale ja nie przemin�. �ONA Henryku, Henryku, zas�o� mnie, nie daj mnie - czuj� siark� i zaduch grobowy. M�� Kobieto z gliny i z b�ota, nie zazdro��, nie potwarzaj- nie blu�� - patrz - to my�l pierwsza Boga o tobie, ale ty� posz�a za rad� w�a i sta�a� si�, czym jeste�. �ONA Nie puszcz� ci�. M�� O luba! rzucam dom i id� za tob�. Wychodzi. �ONA Henryku - Henryku! Mdleje i pada z dzieckiem - drugi grzmot. Chrzest - Go�cie - Ojciec Beniamin - Ojciec Chrzestny - Matka Chrzestna - mamka z dzieckiem - na sofie na boku siedzi � o n a - w g��bi s�u��cy PIERWSZY GO�� po cichu Dziwna rzecz, gdzie Hrabia si� podzia�. DRUGI GO�� Zaba�amuci� si� gdzie� lub pisze. PIERWSZY GO�� A Pani blada, niewyspana, s�owa do nikogo nie przem�wi�a. TRZECI GO�� Chrzest dzisiejszy przypomina mi bale, na kt�re zaprosiwszy, gospodarz zgra si� w wili� w karty, a potem go�ci przyjmuje z grzeczno�ci� rozpaczy. CZWARTY GO�� Opu�ci�em �liczn� ksi�niczk� - przyszed�em - s�dzi�em, �e b�dzie sute �niadanie, a zamiast tego, jako Pismo m�wi, p�acz i zgrzytanie z�b�w. OJCIEC BENIAMIN Jerzy Stanis�awie, przyjmujesz olej �wi�ty? OJCIEC I MATKA CHRZESTNA Przyjmuj�. JEDEN Z GO�CI Patrzcie, wsta�a i st�pa jak gdyby we �nie. DRUGI GO�� Roztoczy�a r�ce przed si� i chwiej�c si� idzie ku synowi. TRZECI GO�� Co m�wicie? - Podajmy jej rami�, bo zemdleje. OJCIEC BENIAMIN, Jerzy Stanis�awie, wyrzekasz si� Szatana i pychy jego? OJCIEC I MATKA CHRZESTNA Wyrzekam si�. JEDEN Z GO�CI Cyt - s�uchajcie. �ONA k�ad�c d�onie na g�owie dzieci�cia Gdzie ojciec tw�j, Orcio? OJCIEC BENIAMIN Prosz� nie przerywa�. �ONA B�ogos�awi� ci�, Orciu, b�ogos�awi�, dzieci� moje. - B�d� poet�, aby ci� ojciec kocha�, nie odrzuci� kiedy�. MATKA CHRZESTNA Ale pozw�l�e, moja Marysiu. �ONA Ty ojcu zas�u�ysz si� i przypodobasz - a wtedy on twojej matce przebacz�. OJCIEC BENIAMIN B�j si�, Pani Hrabina, Boga. �ONA Przeklinam ci�, je�li nie b�dziesz poet�. Mdleje - wynosz� j� s�ugi.- GO�CIE razem Co� nadzwyczajnego zasz�o w tym domu - wychod�my, wychod�my ! Tymczasem obrz�d si� ko�czy - dzieci� p�acz�ce odnosz� do kolebki OJCIEC CHRZESTNY przed kolebk� Jerzy Stanis�awie, dopiero co� zosta� chrze�cijaninem i wszed� do towarzystwa ludzkiego, a p�niej zostaniesz obywatelem, a za staraniem rodzic�w i �ask� Bo�� znakomitym urz�dnikiem - pami�taj, �e Ojczyzn� kocha� trzeba i �e nawet za Ojczyzn� zgin�� jest pi�knie... Wychodz� wszyscy. Pi�kna okolica - wzg�rza i lasy - g�ry w oddali. M�� Tegom ��da�, o to przez d�ugie modli�em si� lata i nareszciem ju� bliski mojego celu - �wiat ludzi zostawi�em z ty�u - niechaj sobie tam ka�da mr�wka bie�y i bawi si� d�b�em swoim, a kiedy go opu�ci, niech skacze ze z�o�ci lub umiera z �alu. G�OS DZIEWICY T�dy - t�dy. Przechodzi. G�ry i przepa�cie ponad morzem - G�ste chmury - burza. M�� Gdzie mi si� podzia�a - nagle rozp�yn�y si� wonie poranku. pogoda si� za�mi�a - stoj� na tym szczycie, otch�a� pode mn� i wiatry hucz� przera�liwie G�OS DZIEWICY w oddaleniu Do mnie, m�j luby. M�� Jak�e ju� daleko, a ja przesadzi� nie zdo�am przepa�ci. G�OS w pobli�u Gdzie skrzyd�a twoje? M�� Z�y duchu, co si� natrz�sasz ze mnie, gardz� tob�. G�OS DRUGI U wiszaru g�ry twoja wielka dusza, nie�miertelna, co jednym rzutem niebo przelecie� mia�a ot kona! - i nieboga twoich st�p si� prosi, by nie sz�y dalej - wielka dusza- serce wielkie M�� Poka�cie mi si�, we�cie posta�, kt�r� bym m�g� zgi�� i obali�. - Je�li si� was ul�kn�, bodajbym Jej nie otrzyma� nigdy. DZIEWICA na drugiej stronie przepa�ci Uwi�� si� d�oni mojej i wzle�! M�� C� si� dzieje z tob�? - Kwiaty odrywaj� si� od skroni twoich i padaj� na ziemi� a jak tylko si� jej dotkn�, �lizgaj� jak jaszczurki, czo�gaj� jak �mije. DZIEWICA M�j luby ! M�� Przez Boga, sukni� wiatr zdar� ci z ramion i rozdar� w szmaty. DZIEWICA Czemu si� oci�gasz? M�� Deszcz kapie z w�os�w - ko�ci nagie wyzieraj� z �ona. DZIEWICA Obieca�e� - przysi�g�e�. M�� B�yskawica �rzenice jej wy�ar�a . CH�R DUCH�W Z�YCH Stara, wracaj do piek�a - uwiod�a� serce wielkie i dumne, podziw ludzi i siebie samego. - Serce wielkie, id� za lub� twoj�. M�� Bo�e, czy Ty mnie za to pot�pisz, �em uwierzy�, i� Twoja pi�kno�� przenosi o ca�e niebo pi�kno�� tej ziemi - za to, �em �ciga� za ni� i m�czy� si� dla niej, a�em sta� si� igrzyskiem szatan�w ? DUCH Z�Y S�uchajcie, bracia - s�uchajcie! M�� Dobija ostatnia godzina. - Burza kr�ci si� czarnymi wiry- morze dobywa si� na ska�y i ci�gnie ku mnie - niewidoma si�a pcha mnie coraz dalej - coraz bli�ej - z ty�u t�um ludzi wsiad� mi na bark� i prze ku otch�ani. DUCH Z�Y Radujcie si�, bracia - radujcie! M�� Na pr�no walczy� - rozkosz otch�ani mnie porywa - zawr�t w duszy mojej - Bo�e - wr�g Tw�j zwyci�a! ANIO� STRӯ ponad morzem Pok�j wam, ba�wany, uciszcie si�! W tej chwili na g�ow� dzieci�cia twego zlewa si� woda �wi�ta. Wracaj do domu i nie grzesz wi�cej. Wracaj do domu i kochaj dzieci� twoje. Salon z fortepianem - wchodzi M � � - s�u��cy ze �wiec� za nim M�� Gdzie Pani? S�UGA JW. Pani s�aba. M�� By�em w jej pokoju - pusty. S�UGA Jasny Panie, bo JW. Pani tu nie ma. M�� A gdzie? S�UGA Odwie�li j� wczoraj... M�� Gdzie ? S�UGA Do domu wariat�w. Ucieka z pokoju M�� S�uchaj, Mario, mo�e ty udajesz, skry�a� si� gdzie. �eby mnie ukara�? Ozwij si�, prosz� ci�, Mario - Marysiu! Nie - nikt nie odpowiada. - Janie - Katarzyno! - Ten dom ca�y og�uch� - oniemia�. T�, kt�rej przysi�g�em na wierno�� i szcz�cie, sam str�ci�em do rz�du pot�pionych ju� na tym �wiecie. - Wszystko, czegom si� dotkn��, zniszczy�em i siebie samego zniszcz� w ko�cu. - Czy� na to piek�o mnie wypu�ci�o, bym troch� d�u�ej by� jego �ywym obrazem na ziemi? Na jakiej�e poduszce ona dzi� g�ow� po�o�y? - Jakie� d�wi�ki otocz� j� w nocy? - Skowyczenia i �piewy ob��kanych. Widz� j� - czo�o, na kt�rym zawsze my�l spokojna, witaj�ca - uprzejma - przeziera�a - pochylone trzyma- a my�l dobr� swoj� pos�a�a w nieznane obszary, mo�e za mn�, i b��ka si�� biedna, i p�acze. GLOS SK�DSI� Dramat uk�adasz. M�� Ha! - m�j Szatan si� odzywa. Bie�y ku drzwiom, rozpycha podwoje. Tatara mi osiod�a� - p�aszcz m�j i pistolety! Dom ob��kanych w g�rzystej okolicy - ogr�d woko�o �ONA DOKTORA z p�kiem klucz�w u drzwi Mo�e Pan krewny Hrabiny? M�� Jestem przyjacielem jej m�a, on mnie tu przys�a� �ONA DOKTORA Prosz� Pana - wiele sobie z niej obiecywa� nie spos�b- m�j m�� wyjecha�, by�by to lepiej wy�uszczy� - przywie�li j� zawczoraj - by�a w konwulsjach. - Jakie gor�co. Obciera twarz. Mamy du�o chorych - �adnego jednak tak niebezpiecznie jak ona. - Imainuj sobie Pan, ten instytut kosztuje nas ze dwakro� sto tysi�cy, - Patrz Pan, jaki widok na g�ry- ale Pan, widz�, niecierpliwy - wi�c to nieprawda, �e jak�biny jej m�a porwali w nocy? Prosz� Pana. Pok�j - kratowane okno - kilka krzese� - ��ko- �ona na kanapie. M�� Wchodzi. Chc� by� z ni� sam na sam. G�OS ZZA DRZWI M�j m�� by si� gniewa�, gdyby... M�� Daj�e mi W. Pani pok�j! Drzwi za sob� zamyka i idzie ku �onie. G�OS ZNAD SUFITU W �a�cuchy sp�tali�cie Boga. - Jeden ju� umar� na krzy�u. - Ja drugi B�g, i r�wnie w�r�d kat�w. G�OS SPOD POD�OGI Na rusztowanie g�owy kr�l�w i pan�w - ode mnie poczyna si� wolno�� ludu. G�OS ZZA PRAWEJ �CIANY Kl�kajcie przed kr�lem, panem waszym. G�OS ZZA LEWEJ �CIANY Kometa na niebie ju� b�yska - dzie� strasznego s�du si� zbli�a. M�� Czy mnie poznajesz, Mario? �ONA Przysi�g�am ci na wierno�� do grobu. M�� Chod� - daj mi rami�, wyjdziemy. �ONA Nie mog� si� podnie�� - dusza opu�ci�a cia�o moje, wst�pi�a do g�owy. M�� Pozw�l, wynios� ciebie. �ONA Dozw�l chwil kilka jeszcze, a stan� si� godn� ciebie M�� Jak to? �ONA Modli�am si� trzy nocy i B�g mnie wys�ucha�. M�� Nie rozumiem ci�. �ONA Od kiedym ci� straci�a, zasz�a odmiana we mnie -"Panie Bo�e", m�wi�am i bi�am si� w piersi, i gromnic� przystawia�am do piersi i pokutowa�am, "spu�� na mnie ducha poezji", i trzeciego dnia z rana sta�am si� poet�. M�� Mario ! �ONA Henryku, mn� teraz ju� nie pogardzisz - jestem pe�na natchnienia - wieczorami ju� mnie nie b�dziesz porzuca�. M�� Nigdy, nigdy. �ONA Patrz na mnie. - Czy nie zr�wna�am si� z tob�? - Wszystko pojm�, zrozumiem, wydam, wygram, wy�piewam. - Morze, gwiazdy, burza, bitwa. - Tak, gwiazdy, burza, morze- ach! wymkn�o mi si� jeszcze co� - bitwa. - Musisz mnie zaprowadzi� na bitw� - ujrz� i opisz� - trup, ca�un, krew, fala, rosa, trumna. Niesko�czono�� mnie obleje I jak ptak w niesko�czono�ci B��kit skrzyd�ami rozwiej� I lec�c si� rozemdlej� W czarnej nico�ci M�� Przekl�stwo - przekl�stwo! �ONA Obejmuje go ramionami i ca�uje w usta. Henryku m�j, Henryku, jak�em szcz�liwa G�OS SPOD POSADZKI Trzech kr�l�w w�asn� r�k� zabi�em - dziesi�ciu jest jeszcze - i ksi�y stu �piewaj�cych msz�. G�OS Z LEWEJ STRONY S�o�ce trzeci� cz�� blasku straci�o - gwiazdy zaczynaj� potyka� si� po drogach swoich - niestety - niestety M�� Dla mnie ju� nadszed� dzie� s�du. �ONA Rozja�nij czo�o, bo smucisz mnie na nowo. - Czego� ci, nie dostaje? - Wiesz, powiem ci co� jeszcze. M�� M�w, a wszystkiego dope�ni�. �ONA Tw�j syn b�dzie poet�. M�� Co? �ONA Na chrzcie ksi�dz mu da� pierwsze imi� - poeta - a nast�pne znasz, Jerzy Stanis�aw. - Jam to sprawi�a - b�ogos�awi�am, doda�am przekl�stwo - on b�dzie poet�. - Ach, jak�e ci� kocham, Henryku! G�OS Z SUFITU Daruj im, Ojcze, bo nie wiedz�, co czyni�. �ONA Tamten dziwne cierpi ob��kanie - nieprawda�? M�� Najdziwniejsze. �ONA On nie wie, co gada, ale ja ci og�osz�, co by by�o, gdyby B�g oszala�. Bierze go za r�k�. Wszystkie �wiaty lec� to na d�, to w g�r� - cz�owiek ka�dy, robak ka�dy krzyczy: "Ja Bogiem" - i co chwila jeden po drugim konaj� - gasn� komety i s�o�ca. - Chrystus nas ju� nie zbawi - krzy� sw�j wzi�� w r�ce obie i rzuci� w otch�a� czy s�yszysz, jak ten krzy�, nadzieja milion�w, rozbija si� o gwiazdy, �amie si�, p�ka, rozlatuje w kawa�ki, a coraz ni�ej i ni�ej - a� tuman wielki powsta� z jego od�amk�w - Naj�wi�tsza Bogarodzica jedna si� jeszcze modli i gwiazdy, Jej s�u�ebnice, nie odbieg�y Jej dot�d - ale i Ona p�jdzie, k�dy idzie �wiat ca�y. M�� Mario, mo�e chcesz widzie� syna? �ONA Jam mu skrzy�a przypi�a, pos�a�a mi�dzy �wiaty, by si� napoi� wszystkim, co pi�kne i straszne, i wynios�e. - On wr�ci kiedy� i uraduje ciebie. - Ach ! M�� �le tobie? �ONA W g�owie mi kto� lamp� zawiesi� i lampa si� ko�ysze- niezno�nie. M�� Mario moja najdro�sza, b�d��e mi spokojna, jako dawniej by�a� ! �ONA Kto jest poet�, ten nie �yje d�ugo. M�� Hej ! ratunku - pomocy ! Wpadaj� kobiety ! � o n a D o k t o r a. �ONA DOKTORA Pigu�ek - proszk�w - nie - nic zsiad�ego - owszem, p�ynne jakie lekarstwo. - Ma�gosiu, bie� do apteczki!- Pan sam temu przyczyn� - m�j m�� mnie wy�aje. �ONA �egnam ci�, Henryku. �ONA DOKTORA To JW. Hrabia sam w osobie swojej! M�� Mario, Mario ! �ciska j�. �ONA Dobrze mi, bo umieram przy tobie. Spuszcza g�ow�. �ONA DOKTORA Jaka czerwona. - Krew rzuci�a si� do m�zgu M�� Ale jej nic nie b�dzie! Wchodzi D o k t o r i zbli�a si� do kanapy. DOKTOR Ju� jej nic nie ma - umar�a. Czemu, o dzieci�, nie hasasz na kijku , nic bawisz si� lalk�, much nie mordujesz, nie wbijasz na pal motyli, nie tarzasz si� po trawnikach, nie kradniesz �akoci, nie oblewasz �zami wszystkich liter od A do Z? - Kr�lu much i motyli, przyjacielu poliszynela, czarcie male�ki, czemu� tak podobny do anio�ka? -Co znacz� twoje b��kitne oczy, pochylone, cho� �ywe, pe�ne wspomnie�, cho� ledwo kilka wiosen przesz�o ci nad g�ow�? - Sk�d czo�o opierasz na r�czkach bia�ych i zdajesz si� marzy�, a jako kwiat obarczone ros�, tak skronia twoje obarczone my�lami? A kiedy si� zarumienisz, p�oniesz jak stulistna r�a i pukle odwijaj�c w ty� wzroczkiem si�gasz do nieba - powiedz, co s�yszysz, co widzisz, z kim rozmawiasz wtedy? - Bo na twe czo�o wyst�puj� zmarszczki, gdyby cieniutkie nici p�yn�ce z niewidzialnego k��bka - bo w oczach twoich ja�nieje iskra, kt�rej nikt nic rozumie - a mamka twoja p�acze i wo�a na ciebie, i my�li, �e jej nie kochasz - a znajomi i krewni wo�aj� na ciebie i my�l�, �e ich nie poznajesz - tw�j ojciec jeden milczy i spogl�da ponuro, a� �za mu si� zakr�ci i znowu gdzie� przepadnie. Lekarz wzi�� ci� za puls, liczy� bicia i og�osi�, �e "masz nerwy". - Ojciec Chrzestny ciast ci przyni�s�, poklepa� po ramieniu i wr�y�, �e b�dziesz obywatelem po�r�d wielkiego narodu. - Profesor przyst�pi� i maca� g�ow� twoj�, i wyrzek�, �e masz zdatno�� do nauk �cis�ych. - Ubogi, kt�remu� da� grosz, przechodz�c, do czapki, obieca� ci pi�kn� �on� na ziemi i koron� w niebie. - Wojskowy przyskoczy�, porwa� i podrzuci�, i krzykn��: "B�dziesz pu�kownikiem." - Cyganka d�ugo Czyta�a d�o� twoj� praw� i lew�, nic wyczyta� nie mog�a, j�cz�c odesz�a, dukata wzi�� nie chcia�a. - Magnetyzer palcami ci wion�� w oczy, d�ugimi palcami twarz ci okr��y� i przel�k� si�, bo czu�, �e sam zasypia. -Ksi�dz gotowa� si� do pierwszej spowiedzi i chcia� ukl�c przed tob� jak przed obrazkiem. - Malarz nadszed�, kiedy� si� gniewa� i tupa� n�kami, nakre�li� z ciebie szatanka i posadzi� ci� na obrazie dnia s�dnego mi�dzy wykl�tymi duchami Tymczasem wzrastasz i pi�kniejesz - nie ow� �wie�o�ci� dzieci�stwa mleczn� i poziomkow�, ale pi�kno�ci� dziwnych, niepoj�tych my�li, kt�re chyba z innego �wiata p�yn� ku tobie -bo cho� cz�sto oczy masz gasn�ce, �niade lica. zgi�te piersi ka�dy, co spojrzy na ciebie, zatrzyma si� i powie: ".Takie �liczne dzieci�." - Gdyby kwiat, co wi�dnie, mia� dusz� z ognia i natchnienie z nieba. gdyby na ka�dym listku, chyl�cym si� ku ziemi. anielska my�l le�a�a miasto kropli rosy, ten kwiat by�by do ciebie podobnym, o dzieci� moje- mo�e takie bywa�y przed upadkiem Adama. Cmentarz - M�� i Orcio przy grobie w gotyckie filary i wie�yczki M�� Zdejm kapelusik i m�dl si� za dusz� matki. ORCIO Zdrowa� Panno Maryjo, �aski� Bo�ej pe�na, Kr�lowa niebios, Pani wszystkiego, co kwitnie na ziemi, po polach, nad strumieniami... M�� Czego odmieniasz s�owa modlitwy? - M�dl si� jak ci� nauczono, za matk�, kt�ra dziesi�� lat o tej w�a�nie godzinie skona�a. ORCIO Zdrowa� Panno Maryjo, �aski� Bo�ej pe�na, Pan z Tob�, b�ogos�awiona� mi�dzy Anio�ami i ka�dy z nich, kiedy przechodzisz, t�cz� jedn� z skrzyde� swych wyziera i rzuca pod stopy Twoje. - Ty na nich, jak gdyby na falach... M�� Orcio! ORCIO Kiedy mi te s�owa si� nawijaj� i bol� w g�owie tak, �e prosz� Papy, musz� je powiedzie�. M�� Wsta�, taka modlitwa nie idzie do Boga. - Matki nie pami�tasz - nie mo�esz jej kocha�. ORCIO Widuj� bardzo cz�sto Mam�. M�� Gdzie, m�j male�ki? ORCIO We �nie, to jest, niezupe�nie we �nie, ale tak, kiedy zasypiam, na przyk�ad zawczoraj. M�� Dziecko moje, co ty gadasz? ORCIO By�a bardzo bia�a i wychud�a. M�� A m�wi�a co do ciebie? ORCIO Zdawa�o mi si�, �e si� przechadza po wielkiej i szerokiej ciemno�ci, sama bardzo bia�a, i m�wi�a: Ja b��kam si� wsz�dzie, Ja wsz�dzie si� wdzieram, Gdzie �wiat�w kraw�dzie, Gdzie anio��w pienie, I dla ciebie zbieram Kszta�t�w roje, O dzieci� moje! My�li i natchnienie. I od duch�w wy�szych, I od duch�w ni�szych Farby i odcienie, D�wi�ki i promienie Zbieram dla ciebie, By� ty, o synku m�j, By�, jako s� w niebie, I ojciec tw�j Kocha� ciebie. Widzi Ojciec, �e pami�tam s�owo w s�owo - prosz� kochanego Papy, ja nie k�ami�. M�� opieraj�c si� o filar grobu Mario, czy� dzieci� w�asne chcesz zgubi�, mnie dwoma zgonami obarczy�?.. Co ja m�wi�? - Ona gdzie� w niebie, cicha i spokojna, jak za �ycia na ziemi - marzy si� tylko temu biednemu ch�opi�ciu. ORCIO I teraz s�ysz� g�os jej, lecz nic nie widz�. M�� Sk�d - w kt�rej stronie? ORCIO Jak gdyby od tych dw�ch modrzewi, na kt�re pada �wiat�o zachodz�cego s�o�ca. Ja napoj� Usta twoje D�wi�kiem i pot�g�, Czo�o przyozdobi� Jasno�ci wst�g� I matki mi�o�ci� Obudz� w tobie Wszystko, co ludzie na ziemi, anieli w niebie Nazwali pi�kno�ci�- By ojciec tw�j, O synku m�j, Kocha� ciebie. M�� Czy� my�li ostatnie przy zgonie towarzysz� duszy, cho� dostanie si� do nieba - mo�e� by� duch szcz�liwym, �wi�tym i ob��kanym zarazem? ORCIO G�os Mamy s�abieje, ginie ju� prawie za murem ko��tnicy, ot tam - tam - jeszcze powtarza O synku m�j, By ojciec tw�j Kocha� ciebie. M�� Bo�e, zmi�uj si� nad dzieckiem naszym, kt�rego, zda si�, �e w gniewie Twoim przeznaczy�e� szale�stwu i zawczesnej �mierci - Panie, nie wydzieraj rozumu w�asnym stworzeniom, nie opuszczaj �wi�ty� kt�re� Sam wybudowa� Sobie - spojrzyj na m�ki moje i anio�ka tego nie wydawaj piek�u. - Mnie� przynajmniej obdarzy� si�� na wytrzymanie nat�oku my�li, nami�tno�ci i uczu�, a jemu? - da�e� cia�o do paj�czyny podobne, kt�re lada my�l wielka rozerwie - o Panie Bo�e- o Bo�e ! Od lat dziesi�ciu dnia spokojnego nie mia�em - nas�a�e� wielu ludzi na mnie, kt�rzy mi szcz�cia winszowali, zazdro�cili, �yczyli - spu�ci�e� na mnie grad bole�ci i znikomych obraz�w, i przeczuci�w, i marze� - �aska Twoja na rozum spad�a, nie na serce moje - dozw�l mi dzieci� ukocha� w pokoju i niechaj stanie mir' ju� mi�dzy Stw�rc� i stworzonym - Synu, prze�egnaj si� i chod� ze mn�. Wieczny odpoczynek. Wychodz�. Spacer - damy i kawalerowie - F i l o z o f - M � �. FILOZOF Powtarzam, i� to jest nieodbit�, samowoln� wiar� we mnie, �e czas nadchodzi wyzwolenia kobiet i Murzyn�w. M�� Pan masz racj�. FILOZOF I wielkiej do tego odmiany w towarzystwie ludzkim w szczeg�lno�ci i w og�lno�ci - z czego wywodz� odrodzenie si� rodu ludzkiego przez krew i zniszczenie form starych. M�� Tak si� Panu wydaje. FILOZOF Podobnie jako glob nasz si� prostuje lub pochyla na osi swojej przez nag�e rewolucje. M�� Czy widzisz to drzewo spr�chnia�e? FILOZOF Z m�odymi listkami na dolnych ga��zkach. M�� Dobrze. - Jak s�dzisz - wiele lat jeszcze sta� mo�e? FILOZOF Czy ja wiem? Rok - dwa lata. M�� A jednak dzisiaj wypu�ci�o z siebie kilka listk�w �wie�ych, cho� korzenie gnij� coraz bardziej. FILOZOF C� z tego? M�� Nic - tylko �e gruchnie i p�jdzie precz na w�gle i popi�, bo nawet stolarzowi nie zda si� na nic. FILOZOF Przecie nie o tym mowa. M�� Jednak to obraz tw�j i wszystkich twoich, i wieku twego, i teorii twojej. Przechodz�. W�w�z pomi�dzy g�rami M�� Pracowa�em lat wiele na odkrycie ostatniego ko�ca wszelkich wiadomo�ci, rozkoszy i my�li, i odkry�em - pr�ni� grobow� w sercu moim. - Znam wszystkie uczucia po imieniu, a �adnej ��dzy, �adnej wiary, mi�o�ci nie ma we mnie- jedno kilka przeczuci�w kr��y w tej pustyni - o synu moim, �e o�lepnie - o towarzystwie, w kt�rym wzros�em, �e rozprz�gnie si� - i cierpi� tak,� jak B�g jest szcz�liwy, sam w sobie, sam dla siebie. G�OS ANIO�A STRӯA Schorza�ych, zg�odnia�ych, rozpaczaj�cych pokochaj bli�nich twoich, biednych bli�nich twoich, a zbawion b�dziesz. M�� Kto si� odzywa? MEFISTO przechodz�c K�aniam uni�enie - lubi� czasem zastanawia� podr�nych darem, kt�ry natura osadzi�a we mnie. - Jestem brzuchom�wca. M�� podnosz�c r�k� do kapelusza Na kopersztychu podobna twarz gdzie� widzia�em. MEFISTO na stronie Hrabia ma dobr� pami�� g�o�no Niech b�dzie pochwalen. M�� Na wieki wiek�w - amen. MEFISTO wchodz�c pomi�dzy skaty Ty i g�upstwo twoje. M�� Biedne dzieci�, dla win ojca, dla sza�u matki przeznaczone wiecznej �lepocie - nie dope�nione, bez nami�tno�ci, �yj�ce tylko milczeniem, cie� przelatuj�cego anio�a rzucony na ziemi� i b��dz�cy w znikomo�ci swojej. - Jaki� ogromny orze�' wzbi� si� nad miejscem, w kt�rym ten cz�owiek znikn��! ORZE� Witam ci� - witam. M�� Leci ku mnie, ca�y czarny - �wist jego skrzyde� jako �wist tysi�ca kul w boju. ORZE� Szabl� ojc�w twoich bij si� o ich cze�� i pot�g�. M�� Roztoczy� si� nade mn� - wzrokiem w�a grzechotnika ssie mi �rzenice - ha! rozumiem ciebie. ORZE� Nie ust�puj, nie ust�p nigdy - a wrogi twe, pod�e wrogi twe p�jd� w py�. M�� �egnam ci� w�r�d ska�, pomi�dzy kt�rymi znikasz - b�d� co b�d�, fa�sz czy prawda, zwyci�stwo czy zaguba, uwierz� tobie, pos�anniku chwa�y. - Przesz�o�ci, b�d� mi ku pomocy - a je�li duch tw�j wr�ci� do �ona Boga, niechaj si� zn�w oderwie, wst�pi we mnie, stanie si� my�l�, si�� i czynem. Zrzuca �mij�. Id�, pod�y gadzie - jako str�ci�em ciebie i nie ma �alu po tobie w naturze, tak oni wszyscy stocz� si� w d� i po nich �alu nie b�dzie - s�awy nie zostanie - �adna chmura si� nie odwr�ci w �egludze, by spojrze� za sob� na tylu syn�w ziemi, gin�cych pospo�u. Oni naprz�d - ja potem. B��kicie niezmierzony, ty ziemi� obwijasz - ziemia niemowl�ciem, co zgrzyta i p�acze - ale ty nie dr�ysz, nie s�uchasz jej, ty p�yniesz w niesko�czono�� swoj�. Matko naturo, b�d� mi zdrowa - id� si� na cz�owieka przetworzy�, walczy� id� z braci� moj�. Pok�j - M�� - Lekarz - Orcio M�� Nic mu nie pomogli - w Panu ostatnia nadzieja. LEKARZ Bardzo mi zaszczytnie... M�� M�w panu, co czujesz. ORCIO Ju� nie mog� ciebie, Ojcze, i tego pana rozpozna� - iskry i nicie czarne lataj� przed moimi oczyma, czasem z nich wydob�dzie si� na kszta�t cieniutkiego w�a - i nu� robi si� chmura ��ta - ta chmura w g�r� podleci, spadnie na d�, pry�nie z niej t�cza - i to nic mnie nie boli. LEKARZ Sta�, Panie Jerzy, w cieniu - wiele Pan lat masz? patrzy mu w oczy. M�� Sko�czy� czterna�cie LEKARZ Teraz odwr�� si� do okna. M�� A c�? LEKARZ Powieki prze�liczne, bia�ka przeczyste, �y�y wszystkie w porz�dku, muszku�y w sile. do Orcia �miej si� Pan z tego - Pan b�dziesz zdr�w jak ja. do M�a Nie ma nadziei. - Sam Pan Hrabia przypatrz si� �rzenicy- nieczu�a na �wiat�o - os�abienie zupe�ne nerwu optycznego ORCIO Mg�� zachodzi mi wszystko - wszystko. M�� Prawda - rozwarta - szara - bez �ycia. ORCIO Kiedy spuszcz� powieki, wi�cej widz� ni� z otwartymi oczyma. LEKARZ My�l w nim cia�o przepsu�a - nale�y si� ba� katalepsji. M�� odprowadzaj�c Lekarza na stron� Wszystko, co za��dasz - p� mojego maj�tku LEKARZ Dezorganizacja nie mo�e si� zreorganizowa�. Bierze kij i kapelusz. Najni�szy s�uga Pana Hrabiego, musz� jecha� zdj�� jednej pani katarakt�. M�� Zmi�uj si�, nie opuszczaj nas jeszcze LEKARZ Mo�e Pan ciekawy nazwiska tej choroby? M�� I �adnej, �adnej nie ma nadziei? LEKARZ Zowie si� po grecku: amaurosis. Wychodzi. M�� przyciskaj�c syna do piersi . Ale ty widzisz jeszcze cokolwiek? ORCIO S�ysz� g�os tw�j, Ojcze M�� Spojrzyj w okno, tam s�o�ce, pogoda. ORCIO Pe�no postaci mi si� wije mi�dzy �rzenic� a powiek� - widz� twarze widziane, znajome miejsca - karty ksi��ek czytanych. M�� To widzisz jeszcze? ORCIO Tak, oczyma duszy, lecz tamte pogas�y. M�� padaj�c na kolana - chwila milczenia Przed kim ukl�k�em - gdzie mam si� upomnie� o krzywd� mojego dziecka ? Milczmy raczej - B�g si� z modlitw, Szatan z przekl�stw �mieje. G�OS SK�DSI� Tw�j syn poet� - czeg� ��dasz wi�cej? Lekarz, Ojciec Chrzestny OJCIEC CHRZESTNY Zapewnie, to wielkie nieszcz�cie by� �lepym. LEKARZ I bardzo nadzwyczajne w tak m�odym wieku OJCIEC CHRZESTNY By� zawsze s�abej kompleksji, i matka jego umar�a nieco... tak... LEKARZ Jak to ? OJCIEC CHRZESTNY Poniek�d tak - Wa� Pan rozumiesz - bez pi�tej klepki. M�� Przepraszam Pana, �em go prosi� o tak p�nej godzinie. Ale od kilku dni m�j biedny syn budzi si� zawsze oko�o dwunastej, wstaje i przez sen m�wi - prosz� za mn�. LEKARZ Chod�my. - Jestem bardzo ciekawy owego fenomenu. Pok�j sypialny - S�u��ca - Krewni - Ojciec Chrzestny - Lekarz - Ma� KREWNY Cicho. DRUGI Obudzi� si�, a nas nie s�yszy. LEKARZ Prosz� Pan�w nic nie m�wi�. OJCIEC CHRZESTNY To rzecz arcydziwna. ORCIO wstaj�c O Bo�e - Bo�e! KREWNY Jak powoli st�pa. DRUGI Jak trzyma r�ce za�o�one na piersiach. TRZECI Nie mrugnie powiek� - ledwo �e usta roztwiera, a przeci� g�os ostry, przeci�g�y z nich si� dobywa. S�U��CY Jezusie Nazare�ski ! ORCIO Precz ode mnie, ciemno�ci - jam si� urodzi� synem �wiat�a i pie�ni - co chcecie ode mnie? - czego ��dacie ode mnie? Nie poddam si� wam, cho� wzrok m�j ulecia� z wiatrami i goni gdzie� po przestrzeniach - ale on wr�ci kiedy�, bogaty w promienie gwiazd, i oczy moje rozogni p�omieniem. OJCIEC CHRZESTNY Tak jak nieboszczka, plecie, sam nie wie co - to widok bardzo zastanawiaj�cy. LEKARZ Zgadzam si� � Panem Dobrodziejem. MAMKA Naj�wi�tsza Panno Cz�stochowska, we� mi oczy i daj jemu. ORCIO Matko moja, prosz� ci� - matko moja, na�lij mi teraz obraz�w i my�li, bym �y� wewn�trz, bym stworzy� drugi �wiat w sobie, r�wny temu, jaki postrada�em. KREWNY Co my�lisz, bracie, to wymaga rady familijnej? DRUGI Czekaj - cicho. ORCIO Nie odpowiadasz mi - o matko ! nie opuszczaj mnie ! LEKARZ do M�a Obowi�zkiem moim jest prawd� m�wi�. OJCIEC CHRZESTNY Tak jest - to jest obowi�zkiem - i zalet� lekarzy, Panie Konsyliarzu. LEKARZ Pa�ski syn ma pomieszanie zmys��w, po��czone z nadzwyczajn� dra�liwo�ci� nerw�w, co niekiedy sprawia, �e tak powiem, stan snu i jawu zarazem, stan podobny do tego, kt�ry oczywi�cie tu napotykamy. M�� na stronie Bo�e, patrz, on Twoje s�dy mi t�umaczy. LEKARZ Chcia�bym pi�ra i ka�amarza - Cerasi laurei dwa grana etc., etc. ... M�� W tamtym pokoju Pan znajdziesz - prosz� wszystkich, by wyszli. G�OSY POMIESZANE Dobranoc - dobranoc - do jutra. ORCIO budz�c si� Dobrej nocy mi �ycz� - m�wcie o d�ugiej nocy - o wiecznej mo�e - ale nie o dobrej, nie o szcz�liwej. M�� Wesprzyj si� na mnie, odprowadz� ci� do ��ka ORCIO Ojcze, co to si� ma znaczy�? M�� Okryj si� dobrze i za�nij spokojnie, bo doktor m�wi, �e wzrok odzyskasz. ORCIO Tak mi niedobrze - sen mi przerwa�y g�osy czyje�. Zasypia. M�� Niech moje b�ogos�awie�stwo spoczywa na tobie - nic ci wi�cej da� nie mog�, ni szcz�ci�, ni �wiat�a, ni s�awy - a dobija godzina, w kt�rej b�d� musia� walczy�, dzia�a� z kilkoma lud�mi przeciwko wielu ludziom. - Gdzie si� ty podziejesz, sam jeden i w�r�d stu przepa�ci, �lepy, bezsilny, dzieci� i poeto zarazem, biedny �piewaku bez s�uchaczy, �yj�cy dusz� za obr�bami ziemi, a cia�em przykuty do ziemi - o ty nieszcz�liwy, najnieszcz�liwszy z anio��w, o ty m�j synu ! MAMKA u drzwi Pan Konsyliarz ka�e JW. Pana prosi�. M�� Dobra moja Katarzyno, zosta� si� przy ma�ym. Wychodzi. Do pie�ni - do pie�ni ! Kto j� zacznie, kto jej doko�czy? - Dajcie mi przesz�o�� zbrojn� w stal, powiewn� rycerskimi pi�ry. - Gotyckie wie�e wywo�am przed oczy wasze - rzuc� cie� katedr �wi�tych na g�owy wam. - Ale to nie to - tego ju� nigdy nie b�dzie. Ktokolwiek jeste�, powiedz mi, w co wierzysz - �atwiej by� �ycia si� pozby�, ni� wiar� jak� wynalaz�, wzbudzi� wiar� w sobie. Wstyd�cie si�, wstyd�cie wszyscy mali i wielcy- a mimo was mimo �e�cie mierni i n�dzni, bez serca i m�zgu, �wiat d��y ku swoim celom, rwie za sob�, p�dzi przed si�, bawi si� z wami, przerzuca, odrzuca - walcem �wiat si� toczy, pary znikaj� i powstaj�, wnet zapadaj�, bo �lisko - bo krwi du�o - krew wsz�dzie - krwi du�o, powiadam wam. Czy widzisz owe t�umy, stoj�ce u bram miasta w�r�d wzg�rz�w i sadzonych topoli - namioty rozbite - zastawione deski, d�ugie, okryte mi�siwem i napojami, podparte pniami, dr�gami? - Kubek lata z r�k do r�k - a gdzie ust si� dotknie, tam g�os si� wydob�dzie, gro�ba, przysi�ga lub przekl�stwo - On lata, zawraca, kr��y, ta�cuje, zawsze pe�ny, brz�cz�c, b�yszcz�c, w�r�d tysi�c�w. - Niechaj �yje kielich pija�stwa i pociechy! Czy widzicie, jak oni czekaj� niecierpliwie - szemrz� mi�dzy sob�, do wrzask�w si� gotuj� - wszyscy n�dzni, ze znojem na czole, z rozczuchranymi w�osy, w �achmanach, z spiek�ymi twarzami, z d�oniami pomarszczonymi od trudu - ci trzymaj� kosy, owi potrz�saj� m�otami, heblami - patrz- ten wysoki trzyma top�r spuszczony - a tamten stemplem �elaznym nad g�ow� powija; dalej w bok pod wierzb� ch�opi� ma�e wiszni� do ust k�adzie, a d�ugie szyd�o w prawej r�ce �ciska. - Kobiety przyby�y tak�e, ich matki, ich �ony, g�odne i biedne jak oni, zwi�d�e przed czasem, bez �lad�w pi�kna�ei - na ich w�osach kurzawa bitej drogi - na ich �onach poszarpane odzie�e - w ich oczach co� gasn�cego, ponurego, gdyby przedrze�nianie wzroku - ale wnet si� o�ywi� - kubek tata wsz�dzie, obiega wsz�dzie. - Niech �yje kielich pija�stwa i pociechy ! Teraz szum wielki powsta� w zgromadzeniu - czy to rado�� czy rozpacz? - Kto rozpozna, jakie uczucie w g�osach tysi�c�w? - Ten, kt�ry nadszed�, wst�pi� na st�, wskoczy� na krzes�o i panuje nad nimi, m�wi do nich. - G�os jego przeci�g�y, ostry, wyra�ny -ka�de s�owo rozeznasz, zrozumiesz- ruchy jego powolne, �atwe, wt�ruj� s�owom, jak muzyka pie�ni - czo�o wysokie, przestronne, w�osa jednego na czaszce nie masz, wszystkie wypad�y, str�cone my�lami - sk�ra przysch�a do czaszki, do lic�w, ��tawo si� wcina pomi�dzy ko�cie i muszku�y - a od skroni broda� czarna wie�cem twarz opasuje - nigdy krwi, nigdy zmiennej barwy na licach - oczy niewzruszone, wlepione w s�uchaczy - chwili jednej zw�tpienia, pomieszania nie dojrze�; a kiedy rami� wzniesie, wyci�gnie. wyt�y ponad nimi, schylaj� g�owy, zda si�, �e wnet ukl�kn� przed tym b�ogos�awie�stwem wielkiego rozumu - nie serca - precz z sercem, z przes�dami, a niech �yje s�owo pociechy i mordu! To ich w�ciek�o��, ich kochanie, to w�adzca ich dusz i zapa�u -on obiecuje im chleb i zarobek: - Krzyki si� wzbi�y, rozci�gn�y, p�k�y po wszystkich stronach - "Niech �yje Pankracy ! - chleba nam, chleba, chleba !" - A u st�p m�wcy opiera si� na stole przyjaciel czy towarzysz, czy s�uga. Oko wschodnie, czarne, cieniowane d�ugimi rz�sy - ramiona obwis�e, nogi uginaj�ce si�, cia�o niedo��nie w bok schylone -na ustach co� lubie�nego, co� z�o�liwego, na palcach z�ote pier�cienie - i on tak�e g�osem chrapliwym wo�a - "Niech �yje Pankracy!" M�wca ku niemu na chwil� wzrok obr�ci�. - "Obywatelu Przechrzto, podaj mi chustk�" Tymczasem trwaj� poklaski i wrzaski. - "Chleba nam, chleba, chleba! - �mier� panom, �mier� kupcom - chleba; chleba !" Sza�as - lamp kilk