48
Szczegóły |
Tytuł |
48 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
48 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 48 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
48 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
"Nie-Boska komedia" Zygmunta Krasi�skiego
spis tre�ci
analiza utworu str. 2
tre�� str. 5
Zygmunt (Napoleon Stanis�aw Adam Ludwik) Krasi�ski by� poet�,
powie�ciopisarzem i filozofem, tradycyjnie zaliczanym - obok
Mickiewicza i S�owackiego - do kanonu "trzech wieszczy".
Arystokratyczne pochodzenie wywar�o decyduj�cy wp�yw na postaw�
poety, kt�ry niezmiernie �ywo reagowa� na epok� wielkich
wstrz�s�w spo�ecznych i kryzys tradycyjnych warto�ci moralno-
obyczajowych, zarysowuj�cy si� na prze�omie XVIII i XIX wieku.
T�sknota za pi�knem wyidealizowanej epoki feudalnej i �wiadomo��
nieodwracalno�ci biegu historii, niech�� do cywilizacji
triumfuj�cej bur�uazji, powi�zana z nowoczesnym buntowniczym
indywidualizmem, pragnienie odbudowania tradycyjnych warto�ci
�wiata chrze�cija�skiego i urzeczywistnienie nowatorskimi
koncepcjami filozoficznymi XIX wieku - te wszystkie sprzeczne
w�tki ideowe znalaz�y sw�j wyraz w napisanej przez
dwudziestojednoletniego m�odzie�ca, w 1835 r. "Nie-boskiej
komedii". Dramat romantyczny
Dominuj�ca cech� dramat�w epoki romantyzmu jest odrzucenie regu�
dramatu klasycznego i ��czenie element�w r�nych rodzaj�w i
gatunk�w literackich (synkretyzm gatunkowy). W efekcie z dramatu
wy�ania si� wizja �wiata pe�nego dysharmonii, wieloznaczno�ci i
napi�� rodz�cych nierozwi�zywalne problemy: brak jedno�ci czasu
(akcja trwa kilkana�cie lat, niekt�re sceny dziej� si�
r�wnocze�nie, mi�dzy innymi s� bli�ej nieokre�lone, czasem du�e,
luki czasowe. W wymiarze ideowym utw�r odbiera� nale�y w
perspektywie wieczno�ci); brak jedno�ci miejsca (poszczeg�lne
sceny rozgrywaj� si� w r�nych, czasem niedok�adnie okre�lonych
miejscach: w domu hrabiego, w szpitalu ob��kanych, w g�rach, w
okopach �wi�tej Tr�jcy; cz�sto jest to sceneria typowo
romantyczna. W wymiarze ideowym - perspektywa kosmiczna); brak
jedno�ci akcji (wiele r�nych w�tk�w: ( �ycie rodzinne hrabiego,
( losy Orcia, ( starcie rewolucjonist�w z arystokracj�, ( walka
duch�w dobrych i z�ych o dusz� M�a); kompozycja: brak zwi�zku
przyczynowo-skutkowego pomi�dzy poszczeg�lnymi scenami (ka�da
scena ukazuje inny aspekt przedstawianego �wiata); ��czenie
fantastyki z realizmem (upi�r Dziewicy w domu M�a, s�d nad
hrabi� w podziemiach, apokaliptyczna wizja Chrystusa powalaj�ca
Pankracego); elementy liryczne (narrator ma cechy podmiotu
lirycznego: emocjonalno�� wypowiedzi, otoczenie szczeg�ln�
atmosfer� uczuciow� kreowanych postaci, np. Orcia); ��czenie scen
zbiorowych (obrazy z obozu rewolucjonist�w: monumentalno��,
rozmach z kameralnymi: rozmowy hrabiego z Mari�, Orciem,
wyciszenie, liryzm); ��czenie tragizmu (koncepcja poety i poezji)
z komizmem (np. zachowanie go�ci na chrzcinach); ��czenie patosu
(np. kreacja Pankracego) z grotesk� (np. w rewolucyjnej
obrz�dowo�ci: "prosimy �licznie o g�ow� arystokraty"); ��czenie
styl�w wypowiedzi (metaforyka prozy poetyckiej obok stylu
potocznego go�ci na chrzcinach i naukowego - lekarza); Czynnikami
spajaj�cymi dramat s�: ( nadrz�dna wobec ca�o�ci posta�
narratora, posta� g��wnego bohatera i pojawiaj�ce si� we
wszystkich cz�ciach postacie epizodyczne (np. Ojciec Chrzestny),
( symetria kompozycji (cz.I i II + cz. III i IV, "uwertury").
Tematyka utworu
"Nie-boska komedia" jest dramatem o r�norodnej problematyce:
Dramat rodzinny:
hr. Henryk o ma��e�stwie: "Zst�pi�em do ziemskich �lub�w, bom
znalaz� t�, o kt�rej marzy�em" (�luby ziemskie jako zni�enie si�
do ziemskiej rzeczywisto�ci); rozczarowanie "�on� dobr� i
skromn�", zm�czenie proz� �ycia (przygotowanie do chrzcin, puste
rozmowy go�ci, codzienno�� jako "sen fabrykanta Niemca"). Egoizm
i marzycielstwo M�a staj� si� przyczyna tragedii ca�ej rodziny.
Dramat o poecie i poezji:
poeta "fa�szywy" - hr. Henryk (konfrontacja wyj�tkowej misji
poety w �wiecie ze sposobem, w jaki wywi�zuje si� ze swoich
obowi�zk�w; rewizja g��wnych mit�w romantycznych - zjawy;
rozbie�no�� mi�dzy postaw� moraln� bohatera a pi�knem jego
poezji), poeta "prawdziwy" - Maria, Orcio (�ycie na granicy
�wiata widzialnego i niewidzialnego; nadwra�liwo�� op�acona
cierpieniem, szale�stwem, �lepot�, wreszcie �mierci�) Dramat o
historii:
bohaterowie to przedstawiciele spo�ecze�stwa; prze�omowy moment
historii: agonia �wiata feudalnego; walka klas; historia jako
�cieranie si� przeciwstawie�stw - tragizm historii i z tego
wynikaj�ca konieczno�� ingerencji Opatrzno�ci. Dramat
metafizyczny:
wsp�istnienie �wiata fantastycznego (wyobra�enia
chrze�cija�skie) z realnym w jednej przestrzeni i czasie. Wp�yw
si� nadprzyrodzonych na poczynania ludzi (wszystko, co cz�owiek
robi, ma znaczenie w planie metafizycznym); ci�g�� walka Dobra
ze Z�em o dusze ludzi (moralitet). Interpretacja dramatu
Pierwotnie utw�r mia� by� zatytu�owany "M��" (tak nazwany jest
hr. Henryk) jako osoba dramatu). Wieloznaczno�� tego s�owa
("m��": ( ma��onek, ojciec rodziny; ( wojownik, heros, m�� stanu,
przyw�dca) wskazuje na podzia� tekstu na dwie partie: cz�ci 1.
i 2., przedstawiaj�ce prywatne �ycie bohatera oraz 3. i 4.,
opisuj�ce jego udzia� w �yciu spo�eczno-historycznym. Cz�� 1.
Win� za niepowodzenia M�a (nie sprawdza si� w roli m�a i ojca)
ponosi "fa�szywa poezja". Ch�r Z�ych Duch�w nasy�a na bohatera
piekielne majaki. Reprezentuj� one z�udne i niszcz�ce idee: (
Dziewica - absolutyzacj� mi�o�ci, ( S�awa - pych� i wzgard� dla
ludzi, w�a�ciwe wybuja�emu indywidualizmowi, ( Eden - utopijne
marzenia o �yciu szcz�liwym i wolnym na �onie natury. Uwiedziony
wizjami poeta zaniedbuje obowi�zki domowe, czym doprowadza �on�
do ob��du i �mierci, za� syna do utraty wzroku (krytyka typowo
romantycznego stosunku bohatera do �ycia). Cz�� 2. Ostateczne
rozwi�zanie w�tku rodzinnego. Ujawnia si� przeznaczenie Orcia,
kt�ry ma zgin�� jako prawdziwy poeta (naznaczony przekle�stwem
prorok�w. Ojcu g�o� Anio�a Str�a wskazuje szans� zbawienia przez
mi�o�� "biednych bli�nich" - praktykowanie ewangelicznej
moralno�ci. M�� nie podporz�dkowuje si� temu wezwaniu (Krasi�ski
nie w pe�ni pot�pia bohatera, nada� jego postawie cechy
tragicznej wznios�o�ci). Cz�� 3. Hrabia Henryk staje na czele
gin�cej arystokracji rodu i pieni�dza, skupionej w Okopach
�wi�tej Tr�jcy. Jego przeciwnikiem jest Pankracy (wszechw�adca) -
radykalny ideolog stoj�cy na czele zwyci�skiej rewolucji
"biednych i g�odnych", wspierany przez m�odego, fanatycznego i
zdeprawowanego kap�ana, Leonarda. M�� zwiedza w przebraniu ob�z
przeciwnika, ogl�da blu�niercze obrz�dy nowej wiary oraz
manifestacje zemsty zbuntowanego t�umu. W scenie dyskusji z
Pankracym (starcie racji �wiata odchodz�cego w przesz�o�� i
�wiata nowego) os�dza, �e s� to "wszystkie stare zbrodnie �wiata,
ubrane w szaty �wie�e". Natomiast Pankracy prze�wiadczony jest,
�e powstaje nowy �wiat, swoisty raj sprawiedliwo�ci. Ugoda
pomi�dzy antagonistami jest niemo�liwa. Cz�� 4. Bezpo�rednie
starcie zbrojne pomi�dzy obozami. Arystokraci zaprezentowani
zostali jako ldzie s�abi, tch�rzliwi i podli, a Henryk zostaje
pot�piony, bowiem "nic nie kocha�, nic nie czu� pr�cz siebie".
Po �mierci Orcia (ginie trafiony kul�) i samob�jstwie M�a (rzuca
si� w przepa�� z okrzykiem "Poezjo, b�d� mi przekl�ta") Pankracy
z Leonardem odbywaj� s�d nad pokonanymi. W�dz rewolucji - marz�cy
o odkupieniu dzie�a zniszczenia przez budow� szcz�liwej
przysz�o�ci - odczuwa niepok�j. Gdy ukazuje mu si� wizja
Chrystusa-M�ciciela, ginie od jej si�y ze s�owami (przypisywanymi
Julianowi Apostacie): "Galilaee, vicisti!" (Galilejczyku,
zwyci�y�e�!). Zako�czenie utworu wynika z logiki my�li
historiozoficznej Krasi�skiego. Pankracy - samowolnie si�gaj�cy
po atrybuty w�adzy boskiej - staje twarz� w twarz z Bogiem i
ginie jako samozwaniec. B�g jest mistrzem w dziele stworzenia i
On jedynie potrafi tworzy� histori�. Symboliczna posta� Chrystusa
w finale mo�e by� interpretowana dwojako: (optymistycznie)
nadchodz�ca epoka b�dzie czasem jakiego� nowego chrze�cija�stwa
i odrodzonego Ko�cio�a, (pesymistycznie) dzieje �wiata nie b�d�
mia�y ju� dalszego ci�gu i B�g przecina bieg historii, gdy�
dope�nia si� miara ludzkich nieprawo�ci.
"Nie-boska komedia"
Gwiazdy woko�o twojej g�owy - pod twoimi nogi fale morza - na
falach morza t�cza przed tob� p�dzi i rozdziela mg�y - co
ujrzysz, jest twoim - brzegi, miasta i ludzie tobie si�
przynale�� - niebo jest twoim. - Chwale twojej niby nic nie
zr�wna.
Ty grasz cudzym uszom niepoj�te rozkosze. - Splatasz serca i
rozwi�zujesz gdyby wianek, igraszk� palc�w twoich �zy wyciskasz -
suszysz je u�miechem i na nowo u�miech str�casz z ust na chwil�
- na chwil kilka - czasem na wieki. - Ale sam co czujesz? - ale
sam co tworzysz? - co my�lisz? - Przez ciebie p�ynie strumie�
pi�kno�ci, ale ty nie jeste� pi�kno�ci�. - Biada ci - biada! -
Dzieci�, co p�acze na �onie mamki - kwiat polny, co nie wie o
woniach swoich, wi�cej ma zas�ugi przed Panem od ciebie.
Sk�d�e� powsta�, marny cieniu, kt�ry zna� � �wietle dajesz, a
�wiat�a nie znasz, nie widzia�e�, nie obaczysz! Kto ci� stworzy�
w gniewie lub w ironii? - Kto ci da� �ycie nikczemne, tak
zwodnicze, �e potrafisz uda� Anio�a, chwil� nim zagrz��niesz w
b�oto, nim jak p�az p�jdziesz czo�ga� i zadusi� si� mu�em? -Tobie
i niewie�cie jeden jest pocz�tek.
Ale i ty cierpisz, cho� twoja bole�� nic nie utworzy, na nic si�
nie zda. - Ostatniego n�dzarza j�k policzon mi�dzy tony harf
niebieskich. - Twoje rozpacze i westchnienia opadaj� na d� i
Szatan je zbiera, dodaje w rado�ci do swoich k�amstw i z�udze� -
a Pan je kiedy� zaprzeczy, jako one zaprzeczy�y Pana.
Nie przeto wyrzekam na ciebie, Poezjo, matko Pi�kno�ci i
Zbawienia. - Ten tylko nieszcz�liwy, kto na �wiatach pocz�tych,
na �wiatach maj�cych zgin��, musi wspomina� lub przeczuwa� ciebie
- bo jedno tych gubisz, kt�rzy si� po-�wi�cili tobie, kt�rzy si�
stali �ywymi g�osami twej chwa�y.
B�ogos�awiony ten, w kt�rym zamieszka�a�, jako B�g zamieszka� w
�wiecie, nie widziany, nie s�yszany, w ka�dej cz�ci jego
okaza�y, wielki, Pan, przed kt�rym si� uni�aj� stworzenia i
m�wi�: "On jest tutaj." - Taki ci� b�dzie nosi� gdyby gwiazd� na
czole swoim, a nie oddzieli si� od twej mi�o�ci przepa�ci� s�owa.
- On b�dzie kocha� ludzi i wyst�pi m�em po�r�d braci swoich. -A
kto ci� nie dochowa, kto zdradzi za wcze�nie i wyda na marn�
rozkosz ludziom, temu sypniesz kilka kwiat�w na g�ow� i odwr�cisz
si�, a on zwi�d�ymi si� bawi i grobowy wieniec splata sobie przez
ca�e �ycie. - Temu i niewie�cie jeden jest pocz�tek
ANIO� STRӯ
Pok�j ludziom dobrej woli - b�ogos�awiony po�r�d stworze� kto ma
serce - on jeszcze zbawion by� mo�e. - �ono dobra i skromna, zjaw
si� dla niego - i dzieci� niechaj si� urodzi w domu waszym.
Przelatuje.
CH�R Z�YCH DUCH�W
W drog�, w drog�, widma, id�cie ku niemu - Ty naprz�d, ty na
czele, cieniu na�o�nicy umar�ej wczoraj, od�wie�ony w mgle i
ubrany w kwiaty, dziewico, kochanko poety, naprz�d. W drog� i ty,
s�awo, stary orle wypchany w piekle, zdj�ty z palu, k�dy ci�
strzelec zawiesi� w jesieni - le� i roztocz skrzyd�a, wielkie
bia�e od s�o�ca, nad g�ow� poety. Z naszych sklep�w wynid�,
spr�chnia�y obrazie Edenu, dzie�o Belzebuba - dziury zalepiem i
rozwiedziemy pokostem - a potem, p��tno czarodziejskie, zwi� si�
w chmur� i le� do poety - wnet si� rozwia� naoko�o niego, opasz
go ska�ami i wodami, na przemian noc� i dniem. - Matko naturo,
otocz poet� !
Wie� - ko�ci� - nad ko�cio�em Anio� Str� si� ko�ysze
Je�li dotrzymasz przysi�gi, na wieki b�dziesz bratem moim w
cbliczu Ojca niebieskiego. Znika.
Wn�trz ko�cio�a - �wiadki - gromnica na o�tarzu. Ksi�dz �lub
daje. Pami�tajcie na to.
Wstaje para. M�� �ciska r�k� �ony i oddaje j� krewnemu- wszyscy
wychodz� - on sam zostaje w ko�ciele. Zst�pi�em do ziemskich
�lub�w, bom znalaz� t�, o kt�rej marzy�em - przekl�stwo mojej
g�owie, je�li j� kiedy kocha� przestan�.
Komnata pe�na os�b - bal - muzyka - �wiece - kwiaty. Panna M�oda
walcuje: po kilku okr�gach staje, przypadkiem napotyka m�a w
t�umie i g�ow� opiera na jego ramieniu
PAN M�ODY
Jak�e� mi pi�kna w os�abieniu swoim - w nie�adzie kwiaty i per�y
na w�osach twoich - p�oniesz ze wstydu i znu�enia - o wiecznie,
wiecznie b�dziesz pie�ni� moj�.
PANNA M�ODA
B�d� wiern� �on� tobie, jako matka m�wi�a, jako serce m�wi. - Ale
tyle ludzi jest tutaj - tak gor�co i huczno.
PAN M�ODY
Id� z raz jeszcze w taniec, a ja tu sta� b�d� i patrze� na ci�,
jakem nieraz w my�li patrza� na sun�cych anio��w.
PANNA M�ODA
P�jd�, je�li chcesz, ale ju� si� prawie nie mam
PAN M�ODY
Prosz� ci�, moje kochanie.
Taniec i muzyka
Noc pochmurna. - Duch Z�y pod postaci� dziewicy le��c.
Niedawnom jeszcze biega�a po ziemi w tak� sam� por� teraz gnaj�
mnie czarty i ka�� �wi�t� udawa�. Leci nad ogrodem.
Kwiaty, odrywajcie si� i le�cie do moich w�os�w.
Leci nad cmentarzem.
�wie�o�� i wdzi�ki umar�ych dziewic, rozlane w powietrzu, p�yn�ce
nad mogi�ami, le�cie do jag�d moich. Tu czarnow�osa si� rozsypuje
- cienie jej pukl�w, zawi�nijcie mi nad czo�em. - Pod tym
kamieniem zgas�ych dwoje �cz b��kitnych - do mnie, do mnie ogie�,
co tla� w nich!- Za tymi kraty sto gromnic si� pali - ksi�n�
dzi� pochowa-no - suknio at�asowa, bia�a jak mleko, oderwij si�
od niej !- Przez kraty leci suknia do mnie, trzepocz�c si� jak
ptak- a dalej, a dalej.
Pok�j sypialny - lampa nocna stoi na stole i blado o�wieca M�a
�pi�cego obok �ony.
M��
przez sen
Sk�d�e przybywasz, nie widziana, nie s�yszana od dawna- jak woda
p�ynie, tak p�yn� twoje stopy, dwie fale bia�e- pok�j �wi�tobliwy
na skroniach twoich - wszystko, com marzy� i kocha�, zesz�o si�
w tobie Przebudza si�
Gdzie� jestem! - ha, przy �onie - to moja �ona.
Wpatruje si� w �on�.
S�dzi�em, �e to ty jeste� marzeniem moim, a ot� po d�ugiej
przerwie wr�ci�o ono i r�nym jest od ciebie. - Ty dobra i mi�a,
ale tamta... Bo�e - co widz� - na jawie!
DZIEWICA
Zdradzi�e� mnie.
Znika.
M��
Przekl�ta niech b�dzie chwila, w kt�rej poj��em kobiet�, w kt�rej
opu�ci�em kochank� lat m�odych, my�l my�li moich, dusz� duszy
mojej...
�ONA
Przebudza si�
Co si� sta�o - czy ju� dzie� - czy pow�z zaszed�?- Wszak mamy
jecha� dzisiaj po r�ne sprawunki.
M��
Noc g�ucha - �pij - �pij g��boko
�ONA
Mo�e� zas�ab� nagle, m�j drogi? Wstan� i dam ci eteru.
M��
Za�nij.
�ONA
Powiedz mi, drogi, co masz, bo g�os tw�j niezwyczajny i gor�czk�
nabieg�y ci jagody.
M��
zrywaj�c si�
�wie�ego powietrza mi trzeba. - Zosta� si� - przez Boga, nie
chod� za mn� - nie wstawaj, powiadam ci raz jeszcze. Wychodzi.
Ogr�d przy �wietle ksi�yca - za parkanem ko�ci�
M��
Od dnia �lubu mojego spa�em snem odr�twia�ych, snem �ar�ok�w,
snem fabrykanta Niemca przy �onie Niemce �wiat ca�y jako� zasn��
woko�o mnie na podobie�stwo moje- je�dzi�em po krewnych, po
doktorach, po sklepach, a �e dzieci� ma si� mi narodzi�. my�la�em
o mamce Bije druga na wie�y ko�cio�a
Do mnie, pa�stwa moje dawne, zaludnione, �yj�ce, garn�ce si� pod
my�l moj�- s�uchaj�c� natchnie� moich - niegdy� odg�os nocnego
dzwonu by� has�em waszym. Chodzi i za�amuje r�ce.
Bo�e, czy� Ty sam u�wi�ci� zwi�zek dw�ch cia�? czy� Ty sam
wyrzek�, �e nic ich rozerwa� nie zdo�a, cho� dusze si� odepchn�
od siebie, p�jd� ka�da w swoj� stron� i cia�a gdyby dwa trupy
zostawi� przy sobie? Znowu jeste� przy mnie - o moja - o moja,
zabierz mnie z sob�. - Je�li� z�udzeniem, je�lim ci� wymy�li�,
a ty� si� utworzy�a ze mnie i teraz objawisz si� mnie, niech�e
i ja b�d� mar�, stan� si� mg�� i dymem, by zjednoczy� si� z tob�.
DZIEWICA
P�jdzieszli za mn�, w kt�rykolwiek dzie� przylec� po ciebie?
M��
O ka�dej chwili twoim jestem.
DZIEWICA
Pami�taj.
M��
Zosta� si� - nie rozpraszaj si� jako sen. - Je�li� pi�kno�c�� nad
pi�kno�ciami, pomys�em nad wszystkimi my�li, czeg� nie trwasz
d�u�ej od jednego �yczenia, od jednej my�li? Okno otwiera si� w
przyleg�ym domu.
G�OS KOBIECY
M�j drogi, ch��d nocy spadnie ci na piersi; wracaj, m�j
najlepszy, bo mi t�skno samej w tym czarnym, du�ym pokoju.
M��
Dobrze - zaraz.
Znik� duch, ale obieca�, �e powr�ci, a wtedy �egnaj mi, ogr�dku
i domku, i ty, stworzona dla ogr�dka i domku, ale nie dla mnie.
G�OS
Zmi�uj si� - coraz ch�odniej nad rankiem.
M��
A dzieci� moje - o Bo�e!
Wychodzi.
Salon - dwie �wiece na fortepianie - kolebka z u�pionym dzieckiem
w k�cie - M�� rozci�gni�ty na krze�le z twarz� ukryt� w d�oniach
- � o n a przy fortepianie,
�ONA
By�am u Ojca Beniamina, obieca� mi si� na pojutrze.
M��
Dzi�kuj� ci.
�ONA
Pos�a�am do cukiernika, �eby kilka tort przysposobi�, bo� podobno
du�o go�ci sprosi� na chrzciny - wiesz - takie czokoladowe, z
cyfr� Jerzego Stanis�awa.
M��
Dzi�kuj� ci.
�ONA
Bogu dzi�ki, �e ju� raz si� odb�dzie ten obrz�dek - �e Orcio nasz
zupe�nie chrze�cijaninem si� stanie - bo cho� ju� chrzczony z
wody, zdawa�o mi si� zawsze, �e mu nie dostaje czego�. Idzie do
kolebki.
�pij, moje dzieci� - czy ju� si� tobie co� �ni, �e zrzuci�e�
ko�derk� - ot, tak - teraz le� tak. - Orcio mi dzisiaj
niespokojny - m�j male�ki - m�j �liczny, �pij.
M��
na stronie
Parno - duszno - burza si� gotuje - rych�o� tam ozwie si� piorun,
a tu p�knie serce moje?
�ONA
Wraca, siada do fortepian�, gra i przerywa, znowu gra� zaczyna
i przestaje znowu. Dzisiaj, wczoraj - ach! m�j ty Bo�e, i przez
ca�y tydzie�, i ju� od trzech tygodni, od miesi�ca s�owa nie
rzek�e� do mnie - i wszyscy, kt�rych widz�. m�wi� mi, �e �le
wygl�dam
M��
na stronie
Nadesz�a godzina - nic jej nie odwlecze.
g�o�no
Zdaje mi si�, owszem, �e dobrze wygl�dasz.
�ONA
Tobie wszystko jedno, bo ju� nie patrzysz na mnie, odwracasz si�,
kiedy wchodz�, i zakrywasz oczy, kiedy siedz� blisko. - Wczoraj
by�am u spowiedzi i przypomina�am sobie wszystkie grzechy - a nie
mog�am nic znale�� takiego, co by ci� obrazi� mog�o.
M��
Nie obrazi�a� mnie.
�ONA
M�j Bo�e - m�j Bo�e!
M��
Czuj�, �e powinienem ci� kocha�.
�ONA
Dobi�e� mnie tym jednym: "powinienem" - ach! Lepiej wsta� i
powiedz: "nie kocham" - przynajmniej ju� b�d� wiedzia�a wszystko
- wszystko. Zrywa si� i bierze dziecko z kolebki.
Jego nie opuszczaj, a ja si� na gniew tw�j po�wi�c�- dziecko moje
kochaj - dziecko moje, Henryku. Przykl�ka.
M��
podnosz�c
Nic zwa�aj na to, com powiedzia� - napadaj� mnie cz�sto z�e
chwile - nudy
�ONA
O jedno s�owo ci� prosz� - o jedn� obietnic� tylko - powiedz, �e
go zawsze kocha� b�dziesz.
M��
I ciebie, i jego - wierzaj mi.
Ca�uje j� w czo�o - a ona go obejmuje ramionami - wtem grzmot-
s�ycha� - zaraz potem muzyk� - akord po akordzie i coraz dziksze.
�ONA
Co to znaczy?
Dzieci� ci�nie do piersi. Muzyka si� urywa. Wchodzi D z i e w i
c a. O m�j luby, przynosz� ci b�ogos�awie�stwo i rozkosz - chod�
za mn�. O m�j luby, odrzu� ziemskie �a�cuchy, kt�re ci� p�taj�. -
Ja ze �wiata �wie�ego, bez ko�ca, bez nocy.- Jam twoja.
�ONA
Naj�wi�tsza Panno, ratuj mnie! - to widmo blade jak umar�y - oczy
zgas�e i g�os jak skrzypienie woza, na kt�rym trup le�y.
M��
Twe czo�o jasne, tw�j w�os kwieciem przetykany, o luba.
�ONA
Ca�un w szmatach opada jej z ramion.
M��
�wiat�o leje si� naoko�o ciebie - g�os tw�j raz jeszcze - niechaj
zagin� potem.
DZIEWICA
Ta, kt�ra ci� wstrzymuje, jest z�udzeniem. - Jej �ycie znikome -
jej mi�o�� jako li��, co ginie w�r�d tysi�ca zesch�ych - ale ja
nie przemin�.
�ONA
Henryku, Henryku, zas�o� mnie, nie daj mnie - czuj� siark� i
zaduch grobowy.
M��
Kobieto z gliny i z b�ota, nie zazdro��, nie potwarzaj- nie blu��
- patrz - to my�l pierwsza Boga o tobie, ale ty� posz�a za rad�
w�a i sta�a� si�, czym jeste�.
�ONA
Nie puszcz� ci�.
M��
O luba! rzucam dom i id� za tob�.
Wychodzi.
�ONA
Henryku - Henryku!
Mdleje i pada z dzieckiem - drugi grzmot.
Chrzest - Go�cie - Ojciec Beniamin - Ojciec Chrzestny - Matka
Chrzestna - mamka z dzieckiem - na sofie na boku siedzi � o n a -
w g��bi s�u��cy
PIERWSZY GO��
po cichu
Dziwna rzecz, gdzie Hrabia si� podzia�.
DRUGI GO��
Zaba�amuci� si� gdzie� lub pisze.
PIERWSZY GO��
A Pani blada, niewyspana, s�owa do nikogo nie przem�wi�a.
TRZECI GO��
Chrzest dzisiejszy przypomina mi bale, na kt�re zaprosiwszy,
gospodarz zgra si� w wili� w karty, a potem go�ci przyjmuje z
grzeczno�ci� rozpaczy.
CZWARTY GO��
Opu�ci�em �liczn� ksi�niczk� - przyszed�em - s�dzi�em, �e b�dzie
sute �niadanie, a zamiast tego, jako Pismo m�wi, p�acz i
zgrzytanie z�b�w.
OJCIEC BENIAMIN
Jerzy Stanis�awie, przyjmujesz olej �wi�ty?
OJCIEC I MATKA CHRZESTNA
Przyjmuj�.
JEDEN Z GO�CI
Patrzcie, wsta�a i st�pa jak gdyby we �nie.
DRUGI GO��
Roztoczy�a r�ce przed si� i chwiej�c si� idzie ku synowi.
TRZECI GO��
Co m�wicie? - Podajmy jej rami�, bo zemdleje.
OJCIEC BENIAMIN,
Jerzy Stanis�awie, wyrzekasz si� Szatana i pychy jego?
OJCIEC I MATKA CHRZESTNA
Wyrzekam si�.
JEDEN Z GO�CI
Cyt - s�uchajcie.
�ONA
k�ad�c d�onie na g�owie dzieci�cia
Gdzie ojciec tw�j, Orcio?
OJCIEC BENIAMIN
Prosz� nie przerywa�.
�ONA
B�ogos�awi� ci�, Orciu, b�ogos�awi�, dzieci� moje. - B�d� poet�,
aby ci� ojciec kocha�, nie odrzuci� kiedy�.
MATKA CHRZESTNA
Ale pozw�l�e, moja Marysiu.
�ONA
Ty ojcu zas�u�ysz si� i przypodobasz - a wtedy on twojej matce
przebacz�.
OJCIEC BENIAMIN
B�j si�, Pani Hrabina, Boga.
�ONA
Przeklinam ci�, je�li nie b�dziesz poet�.
Mdleje - wynosz� j� s�ugi.-
GO�CIE
razem
Co� nadzwyczajnego zasz�o w tym domu - wychod�my, wychod�my !
Tymczasem obrz�d si� ko�czy - dzieci� p�acz�ce odnosz� do kolebki
OJCIEC CHRZESTNY
przed kolebk�
Jerzy Stanis�awie, dopiero co� zosta� chrze�cijaninem i wszed�
do towarzystwa ludzkiego, a p�niej zostaniesz obywatelem, a za
staraniem rodzic�w i �ask� Bo�� znakomitym urz�dnikiem -
pami�taj, �e Ojczyzn� kocha� trzeba i �e nawet za Ojczyzn� zgin��
jest pi�knie...
Wychodz� wszyscy.
Pi�kna okolica - wzg�rza i lasy - g�ry w oddali.
M��
Tegom ��da�, o to przez d�ugie modli�em si� lata i nareszciem ju�
bliski mojego celu - �wiat ludzi zostawi�em z ty�u - niechaj
sobie tam ka�da mr�wka bie�y i bawi si� d�b�em swoim, a kiedy go
opu�ci, niech skacze ze z�o�ci lub umiera z �alu.
G�OS DZIEWICY
T�dy - t�dy.
Przechodzi.
G�ry i przepa�cie ponad morzem - G�ste chmury - burza.
M��
Gdzie mi si� podzia�a - nagle rozp�yn�y si� wonie poranku.
pogoda si� za�mi�a - stoj� na tym szczycie, otch�a� pode mn� i
wiatry hucz� przera�liwie
G�OS DZIEWICY
w oddaleniu
Do mnie, m�j luby.
M��
Jak�e ju� daleko, a ja przesadzi� nie zdo�am przepa�ci.
G�OS
w pobli�u
Gdzie skrzyd�a twoje?
M��
Z�y duchu, co si� natrz�sasz ze mnie, gardz� tob�.
G�OS DRUGI
U wiszaru g�ry twoja wielka dusza, nie�miertelna, co jednym
rzutem niebo przelecie� mia�a ot kona! - i nieboga twoich st�p
si� prosi, by nie sz�y dalej - wielka dusza- serce wielkie
M��
Poka�cie mi si�, we�cie posta�, kt�r� bym m�g� zgi�� i obali�. -
Je�li si� was ul�kn�, bodajbym Jej nie otrzyma� nigdy.
DZIEWICA
na drugiej stronie przepa�ci
Uwi�� si� d�oni mojej i wzle�!
M��
C� si� dzieje z tob�? - Kwiaty odrywaj� si� od skroni twoich i
padaj� na ziemi� a jak tylko si� jej dotkn�, �lizgaj� jak
jaszczurki, czo�gaj� jak �mije.
DZIEWICA
M�j luby !
M��
Przez Boga, sukni� wiatr zdar� ci z ramion i rozdar� w szmaty.
DZIEWICA
Czemu si� oci�gasz?
M��
Deszcz kapie z w�os�w - ko�ci nagie wyzieraj� z �ona.
DZIEWICA
Obieca�e� - przysi�g�e�.
M��
B�yskawica �rzenice jej wy�ar�a .
CH�R DUCH�W Z�YCH
Stara, wracaj do piek�a - uwiod�a� serce wielkie i dumne, podziw
ludzi i siebie samego. - Serce wielkie, id� za lub� twoj�.
M��
Bo�e, czy Ty mnie za to pot�pisz, �em uwierzy�, i� Twoja pi�kno��
przenosi o ca�e niebo pi�kno�� tej ziemi - za to, �em �ciga� za
ni� i m�czy� si� dla niej, a�em sta� si� igrzyskiem szatan�w ?
DUCH Z�Y
S�uchajcie, bracia - s�uchajcie!
M��
Dobija ostatnia godzina. - Burza kr�ci si� czarnymi wiry- morze
dobywa si� na ska�y i ci�gnie ku mnie - niewidoma si�a pcha mnie
coraz dalej - coraz bli�ej - z ty�u t�um ludzi wsiad� mi na bark�
i prze ku otch�ani.
DUCH Z�Y
Radujcie si�, bracia - radujcie!
M��
Na pr�no walczy� - rozkosz otch�ani mnie porywa - zawr�t w duszy
mojej - Bo�e - wr�g Tw�j zwyci�a!
ANIO� STRӯ
ponad morzem
Pok�j wam, ba�wany, uciszcie si�!
W tej chwili na g�ow� dzieci�cia twego zlewa si� woda �wi�ta.
Wracaj do domu i nie grzesz wi�cej. Wracaj do domu i kochaj
dzieci� twoje.
Salon z fortepianem - wchodzi M � � - s�u��cy ze �wiec� za nim
M��
Gdzie Pani?
S�UGA
JW. Pani s�aba.
M��
By�em w jej pokoju - pusty.
S�UGA
Jasny Panie, bo JW. Pani tu nie ma.
M��
A gdzie?
S�UGA
Odwie�li j� wczoraj...
M��
Gdzie ?
S�UGA
Do domu wariat�w.
Ucieka z pokoju
M��
S�uchaj, Mario, mo�e ty udajesz, skry�a� si� gdzie. �eby mnie
ukara�? Ozwij si�, prosz� ci�, Mario - Marysiu! Nie - nikt nie
odpowiada. - Janie - Katarzyno! - Ten dom ca�y og�uch� -
oniemia�. T�, kt�rej przysi�g�em na wierno�� i szcz�cie, sam
str�ci�em do rz�du pot�pionych ju� na tym �wiecie. - Wszystko,
czegom si� dotkn��, zniszczy�em i siebie samego zniszcz� w ko�cu.
- Czy� na to piek�o mnie wypu�ci�o, bym troch� d�u�ej by� jego
�ywym obrazem na ziemi? Na jakiej�e poduszce ona dzi� g�ow�
po�o�y? - Jakie� d�wi�ki otocz� j� w nocy? - Skowyczenia i �piewy
ob��kanych. Widz� j� - czo�o, na kt�rym zawsze my�l spokojna,
witaj�ca - uprzejma - przeziera�a - pochylone trzyma- a my�l
dobr� swoj� pos�a�a w nieznane obszary, mo�e za mn�, i b��ka si��
biedna, i p�acze.
GLOS SK�DSI�
Dramat uk�adasz.
M��
Ha! - m�j Szatan si� odzywa.
Bie�y ku drzwiom, rozpycha podwoje.
Tatara mi osiod�a� - p�aszcz m�j i pistolety!
Dom ob��kanych w g�rzystej okolicy - ogr�d woko�o
�ONA DOKTORA
z p�kiem klucz�w u drzwi
Mo�e Pan krewny Hrabiny?
M��
Jestem przyjacielem jej m�a, on mnie tu przys�a�
�ONA DOKTORA
Prosz� Pana - wiele sobie z niej obiecywa� nie spos�b- m�j m��
wyjecha�, by�by to lepiej wy�uszczy� - przywie�li j� zawczoraj -
by�a w konwulsjach. - Jakie gor�co. Obciera twarz.
Mamy du�o chorych - �adnego jednak tak niebezpiecznie jak ona. -
Imainuj sobie Pan, ten instytut kosztuje nas ze dwakro� sto
tysi�cy, - Patrz Pan, jaki widok na g�ry- ale Pan, widz�,
niecierpliwy - wi�c to nieprawda, �e jak�biny jej m�a porwali
w nocy? Prosz� Pana.
Pok�j - kratowane okno - kilka krzese� - ��ko-
�ona na kanapie.
M��
Wchodzi.
Chc� by� z ni� sam na sam.
G�OS ZZA DRZWI
M�j m�� by si� gniewa�, gdyby...
M��
Daj�e mi W. Pani pok�j!
Drzwi za sob� zamyka i idzie ku �onie.
G�OS ZNAD SUFITU
W �a�cuchy sp�tali�cie Boga. - Jeden ju� umar� na krzy�u. - Ja
drugi B�g, i r�wnie w�r�d kat�w.
G�OS SPOD POD�OGI
Na rusztowanie g�owy kr�l�w i pan�w - ode mnie poczyna si�
wolno�� ludu.
G�OS ZZA PRAWEJ �CIANY
Kl�kajcie przed kr�lem, panem waszym.
G�OS ZZA LEWEJ �CIANY
Kometa na niebie ju� b�yska - dzie� strasznego s�du si� zbli�a.
M��
Czy mnie poznajesz, Mario?
�ONA
Przysi�g�am ci na wierno�� do grobu.
M��
Chod� - daj mi rami�, wyjdziemy.
�ONA
Nie mog� si� podnie�� - dusza opu�ci�a cia�o moje, wst�pi�a do
g�owy.
M��
Pozw�l, wynios� ciebie.
�ONA
Dozw�l chwil kilka jeszcze, a stan� si� godn� ciebie
M��
Jak to?
�ONA
Modli�am si� trzy nocy i B�g mnie wys�ucha�.
M��
Nie rozumiem ci�.
�ONA
Od kiedym ci� straci�a, zasz�a odmiana we mnie -"Panie Bo�e",
m�wi�am i bi�am si� w piersi, i gromnic� przystawia�am do piersi
i pokutowa�am, "spu�� na mnie ducha poezji", i trzeciego dnia z
rana sta�am si� poet�.
M��
Mario !
�ONA
Henryku, mn� teraz ju� nie pogardzisz - jestem pe�na natchnienia
- wieczorami ju� mnie nie b�dziesz porzuca�.
M��
Nigdy, nigdy.
�ONA
Patrz na mnie. - Czy nie zr�wna�am si� z tob�? - Wszystko pojm�,
zrozumiem, wydam, wygram, wy�piewam. - Morze, gwiazdy, burza,
bitwa. - Tak, gwiazdy, burza, morze- ach! wymkn�o mi si� jeszcze
co� - bitwa. - Musisz mnie zaprowadzi� na bitw� - ujrz� i opisz�
- trup, ca�un, krew, fala, rosa, trumna. Niesko�czono�� mnie
obleje
I jak ptak w niesko�czono�ci
B��kit skrzyd�ami rozwiej�
I lec�c si� rozemdlej�
W czarnej nico�ci
M��
Przekl�stwo - przekl�stwo!
�ONA
Obejmuje go ramionami i ca�uje w usta.
Henryku m�j, Henryku, jak�em szcz�liwa
G�OS SPOD POSADZKI
Trzech kr�l�w w�asn� r�k� zabi�em - dziesi�ciu jest jeszcze - i
ksi�y stu �piewaj�cych msz�.
G�OS Z LEWEJ STRONY
S�o�ce trzeci� cz�� blasku straci�o - gwiazdy zaczynaj� potyka�
si� po drogach swoich - niestety - niestety
M��
Dla mnie ju� nadszed� dzie� s�du.
�ONA
Rozja�nij czo�o, bo smucisz mnie na nowo. - Czego� ci, nie
dostaje? - Wiesz, powiem ci co� jeszcze.
M��
M�w, a wszystkiego dope�ni�.
�ONA
Tw�j syn b�dzie poet�.
M��
Co?
�ONA
Na chrzcie ksi�dz mu da� pierwsze imi� - poeta - a nast�pne
znasz, Jerzy Stanis�aw. - Jam to sprawi�a - b�ogos�awi�am,
doda�am przekl�stwo - on b�dzie poet�. - Ach, jak�e ci� kocham,
Henryku!
G�OS Z SUFITU
Daruj im, Ojcze, bo nie wiedz�, co czyni�.
�ONA
Tamten dziwne cierpi ob��kanie - nieprawda�?
M��
Najdziwniejsze.
�ONA
On nie wie, co gada, ale ja ci og�osz�, co by by�o, gdyby B�g
oszala�. Bierze go za r�k�.
Wszystkie �wiaty lec� to na d�, to w g�r� - cz�owiek ka�dy,
robak ka�dy krzyczy: "Ja Bogiem" - i co chwila jeden po drugim
konaj� - gasn� komety i s�o�ca. - Chrystus nas ju� nie zbawi -
krzy� sw�j wzi�� w r�ce obie i rzuci� w otch�a� czy s�yszysz, jak
ten krzy�, nadzieja milion�w, rozbija si� o gwiazdy, �amie si�,
p�ka, rozlatuje w kawa�ki, a coraz ni�ej i ni�ej - a� tuman
wielki powsta� z jego od�amk�w - Naj�wi�tsza Bogarodzica jedna
si� jeszcze modli i gwiazdy, Jej s�u�ebnice, nie odbieg�y Jej
dot�d - ale i Ona p�jdzie, k�dy idzie �wiat ca�y.
M��
Mario, mo�e chcesz widzie� syna?
�ONA
Jam mu skrzy�a przypi�a, pos�a�a mi�dzy �wiaty, by si� napoi�
wszystkim, co pi�kne i straszne, i wynios�e. - On wr�ci kiedy�
i uraduje ciebie. - Ach !
M��
�le tobie?
�ONA
W g�owie mi kto� lamp� zawiesi� i lampa si� ko�ysze- niezno�nie.
M��
Mario moja najdro�sza, b�d��e mi spokojna, jako dawniej by�a� !
�ONA
Kto jest poet�, ten nie �yje d�ugo.
M��
Hej ! ratunku - pomocy !
Wpadaj� kobiety ! � o n a D o k t o r a.
�ONA DOKTORA
Pigu�ek - proszk�w - nie - nic zsiad�ego - owszem, p�ynne jakie
lekarstwo. - Ma�gosiu, bie� do apteczki!- Pan sam temu przyczyn�
- m�j m�� mnie wy�aje.
�ONA
�egnam ci�, Henryku.
�ONA DOKTORA
To JW. Hrabia sam w osobie swojej!
M��
Mario, Mario !
�ciska j�.
�ONA
Dobrze mi, bo umieram przy tobie.
Spuszcza g�ow�.
�ONA DOKTORA
Jaka czerwona. - Krew rzuci�a si� do m�zgu
M��
Ale jej nic nie b�dzie!
Wchodzi D o k t o r i zbli�a si� do kanapy.
DOKTOR
Ju� jej nic nie ma - umar�a.
Czemu, o dzieci�, nie hasasz na kijku , nic bawisz si� lalk�,
much nie mordujesz, nie wbijasz na pal motyli, nie tarzasz si�
po trawnikach, nie kradniesz �akoci, nie oblewasz �zami
wszystkich liter od A do Z? - Kr�lu much i motyli, przyjacielu
poliszynela, czarcie male�ki, czemu� tak podobny do anio�ka? -Co
znacz� twoje b��kitne oczy, pochylone, cho� �ywe, pe�ne
wspomnie�, cho� ledwo kilka wiosen przesz�o ci nad g�ow�? - Sk�d
czo�o opierasz na r�czkach bia�ych i zdajesz si� marzy�, a jako
kwiat obarczone ros�, tak skronia twoje obarczone my�lami?
A kiedy si� zarumienisz, p�oniesz jak stulistna r�a i pukle
odwijaj�c w ty� wzroczkiem si�gasz do nieba - powiedz, co
s�yszysz, co widzisz, z kim rozmawiasz wtedy? - Bo na twe czo�o
wyst�puj� zmarszczki, gdyby cieniutkie nici p�yn�ce z
niewidzialnego k��bka - bo w oczach twoich ja�nieje iskra, kt�rej
nikt nic rozumie - a mamka twoja p�acze i wo�a na ciebie, i
my�li, �e jej nie kochasz - a znajomi i krewni wo�aj� na ciebie
i my�l�, �e ich nie poznajesz - tw�j ojciec jeden milczy i
spogl�da ponuro, a� �za mu si� zakr�ci i znowu gdzie� przepadnie.
Lekarz wzi�� ci� za puls, liczy� bicia i og�osi�, �e "masz
nerwy". - Ojciec Chrzestny ciast ci przyni�s�, poklepa� po
ramieniu i wr�y�, �e b�dziesz obywatelem po�r�d wielkiego
narodu. - Profesor przyst�pi� i maca� g�ow� twoj�, i wyrzek�, �e
masz zdatno�� do nauk �cis�ych. - Ubogi, kt�remu� da� grosz,
przechodz�c, do czapki, obieca� ci pi�kn� �on� na ziemi i koron�
w niebie. - Wojskowy przyskoczy�, porwa� i podrzuci�, i krzykn��:
"B�dziesz pu�kownikiem." - Cyganka d�ugo Czyta�a d�o� twoj� praw�
i lew�, nic wyczyta� nie mog�a, j�cz�c odesz�a, dukata wzi�� nie
chcia�a. - Magnetyzer palcami ci wion�� w oczy, d�ugimi palcami
twarz ci okr��y� i przel�k� si�, bo czu�, �e sam zasypia. -Ksi�dz
gotowa� si� do pierwszej spowiedzi i chcia� ukl�c przed tob� jak
przed obrazkiem. - Malarz nadszed�, kiedy� si� gniewa� i tupa�
n�kami, nakre�li� z ciebie szatanka i posadzi� ci� na obrazie
dnia s�dnego mi�dzy wykl�tymi duchami
Tymczasem wzrastasz i pi�kniejesz - nie ow� �wie�o�ci�
dzieci�stwa mleczn� i poziomkow�, ale pi�kno�ci� dziwnych,
niepoj�tych my�li, kt�re chyba z innego �wiata p�yn� ku tobie -bo
cho� cz�sto oczy masz gasn�ce, �niade lica. zgi�te piersi ka�dy,
co spojrzy na ciebie, zatrzyma si� i powie: ".Takie �liczne
dzieci�." - Gdyby kwiat, co wi�dnie, mia� dusz� z ognia i
natchnienie z nieba. gdyby na ka�dym listku, chyl�cym si� ku
ziemi. anielska my�l le�a�a miasto kropli rosy, ten kwiat by�by
do ciebie podobnym, o dzieci� moje- mo�e takie bywa�y przed
upadkiem Adama.
Cmentarz - M�� i Orcio przy grobie w gotyckie filary i wie�yczki
M��
Zdejm kapelusik i m�dl si� za dusz� matki.
ORCIO
Zdrowa� Panno Maryjo, �aski� Bo�ej pe�na, Kr�lowa niebios, Pani
wszystkiego, co kwitnie na ziemi, po polach, nad strumieniami...
M��
Czego odmieniasz s�owa modlitwy? - M�dl si� jak ci� nauczono, za
matk�, kt�ra dziesi�� lat o tej w�a�nie godzinie skona�a.
ORCIO
Zdrowa� Panno Maryjo, �aski� Bo�ej pe�na, Pan z Tob�,
b�ogos�awiona� mi�dzy Anio�ami i ka�dy z nich, kiedy
przechodzisz, t�cz� jedn� z skrzyde� swych wyziera i rzuca pod
stopy Twoje. - Ty na nich, jak gdyby na falach...
M��
Orcio!
ORCIO
Kiedy mi te s�owa si� nawijaj� i bol� w g�owie tak, �e prosz�
Papy, musz� je powiedzie�.
M��
Wsta�, taka modlitwa nie idzie do Boga. - Matki nie pami�tasz -
nie mo�esz jej kocha�.
ORCIO
Widuj� bardzo cz�sto Mam�.
M��
Gdzie, m�j male�ki?
ORCIO
We �nie, to jest, niezupe�nie we �nie, ale tak, kiedy zasypiam,
na przyk�ad zawczoraj.
M��
Dziecko moje, co ty gadasz?
ORCIO
By�a bardzo bia�a i wychud�a.
M��
A m�wi�a co do ciebie?
ORCIO
Zdawa�o mi si�, �e si� przechadza po wielkiej i szerokiej
ciemno�ci, sama bardzo bia�a, i m�wi�a: Ja b��kam si� wsz�dzie,
Ja wsz�dzie si� wdzieram,
Gdzie �wiat�w kraw�dzie,
Gdzie anio��w pienie,
I dla ciebie zbieram
Kszta�t�w roje,
O dzieci� moje!
My�li i natchnienie.
I od duch�w wy�szych,
I od duch�w ni�szych
Farby i odcienie,
D�wi�ki i promienie
Zbieram dla ciebie,
By� ty, o synku m�j,
By�, jako s� w niebie,
I ojciec tw�j
Kocha� ciebie.
Widzi Ojciec, �e pami�tam s�owo w s�owo - prosz� kochanego Papy,
ja nie k�ami�.
M��
opieraj�c si� o filar grobu
Mario, czy� dzieci� w�asne chcesz zgubi�, mnie dwoma zgonami
obarczy�?.. Co ja m�wi�? - Ona gdzie� w niebie, cicha i spokojna,
jak za �ycia na ziemi - marzy si� tylko temu biednemu ch�opi�ciu.
ORCIO
I teraz s�ysz� g�os jej, lecz nic nie widz�.
M��
Sk�d - w kt�rej stronie?
ORCIO
Jak gdyby od tych dw�ch modrzewi, na kt�re pada �wiat�o
zachodz�cego s�o�ca. Ja napoj�
Usta twoje
D�wi�kiem i pot�g�,
Czo�o przyozdobi�
Jasno�ci wst�g�
I matki mi�o�ci�
Obudz� w tobie
Wszystko, co ludzie na ziemi, anieli w niebie
Nazwali pi�kno�ci�-
By ojciec tw�j,
O synku m�j,
Kocha� ciebie.
M��
Czy� my�li ostatnie przy zgonie towarzysz� duszy, cho� dostanie
si� do nieba - mo�e� by� duch szcz�liwym, �wi�tym i ob��kanym
zarazem?
ORCIO
G�os Mamy s�abieje, ginie ju� prawie za murem ko��tnicy, ot tam -
tam - jeszcze powtarza
O synku m�j,
By ojciec tw�j
Kocha� ciebie.
M��
Bo�e, zmi�uj si� nad dzieckiem naszym, kt�rego, zda si�, �e w
gniewie Twoim przeznaczy�e� szale�stwu i zawczesnej �mierci -
Panie, nie wydzieraj rozumu w�asnym stworzeniom, nie opuszczaj
�wi�ty� kt�re� Sam wybudowa� Sobie - spojrzyj na m�ki moje i
anio�ka tego nie wydawaj piek�u. - Mnie� przynajmniej obdarzy�
si�� na wytrzymanie nat�oku my�li, nami�tno�ci i uczu�, a jemu? -
da�e� cia�o do paj�czyny podobne, kt�re lada my�l wielka
rozerwie - o Panie Bo�e- o Bo�e ! Od lat dziesi�ciu dnia
spokojnego nie mia�em - nas�a�e� wielu ludzi na mnie, kt�rzy mi
szcz�cia winszowali, zazdro�cili, �yczyli - spu�ci�e� na mnie
grad bole�ci i znikomych obraz�w, i przeczuci�w, i marze� - �aska
Twoja na rozum spad�a, nie na serce moje - dozw�l mi dzieci�
ukocha� w pokoju i niechaj stanie mir' ju� mi�dzy Stw�rc� i
stworzonym - Synu, prze�egnaj si� i chod� ze mn�. Wieczny
odpoczynek. Wychodz�.
Spacer - damy i kawalerowie - F i l o z o f - M � �.
FILOZOF
Powtarzam, i� to jest nieodbit�, samowoln� wiar� we mnie, �e czas
nadchodzi wyzwolenia kobiet i Murzyn�w.
M��
Pan masz racj�.
FILOZOF
I wielkiej do tego odmiany w towarzystwie ludzkim w szczeg�lno�ci
i w og�lno�ci - z czego wywodz� odrodzenie si� rodu ludzkiego
przez krew i zniszczenie form starych.
M��
Tak si� Panu wydaje.
FILOZOF
Podobnie jako glob nasz si� prostuje lub pochyla na osi swojej
przez nag�e rewolucje.
M��
Czy widzisz to drzewo spr�chnia�e?
FILOZOF
Z m�odymi listkami na dolnych ga��zkach.
M��
Dobrze. - Jak s�dzisz - wiele lat jeszcze sta� mo�e?
FILOZOF
Czy ja wiem? Rok - dwa lata.
M��
A jednak dzisiaj wypu�ci�o z siebie kilka listk�w �wie�ych, cho�
korzenie gnij� coraz bardziej.
FILOZOF
C� z tego?
M��
Nic - tylko �e gruchnie i p�jdzie precz na w�gle i popi�, bo
nawet stolarzowi nie zda si� na nic.
FILOZOF
Przecie nie o tym mowa.
M��
Jednak to obraz tw�j i wszystkich twoich, i wieku twego, i teorii
twojej. Przechodz�.
W�w�z pomi�dzy g�rami
M��
Pracowa�em lat wiele na odkrycie ostatniego ko�ca wszelkich
wiadomo�ci, rozkoszy i my�li, i odkry�em - pr�ni� grobow� w
sercu moim. - Znam wszystkie uczucia po imieniu, a �adnej ��dzy,
�adnej wiary, mi�o�ci nie ma we mnie- jedno kilka przeczuci�w
kr��y w tej pustyni - o synu moim, �e o�lepnie - o towarzystwie,
w kt�rym wzros�em, �e rozprz�gnie si� - i cierpi� tak,� jak B�g
jest szcz�liwy, sam w sobie, sam dla siebie.
G�OS ANIO�A STRӯA
Schorza�ych, zg�odnia�ych, rozpaczaj�cych pokochaj bli�nich
twoich, biednych bli�nich twoich, a zbawion b�dziesz.
M��
Kto si� odzywa?
MEFISTO
przechodz�c
K�aniam uni�enie - lubi� czasem zastanawia� podr�nych darem,
kt�ry natura osadzi�a we mnie. - Jestem brzuchom�wca.
M��
podnosz�c r�k� do kapelusza
Na kopersztychu podobna twarz gdzie� widzia�em.
MEFISTO
na stronie
Hrabia ma dobr� pami��
g�o�no
Niech b�dzie pochwalen.
M��
Na wieki wiek�w - amen.
MEFISTO
wchodz�c pomi�dzy skaty
Ty i g�upstwo twoje.
M��
Biedne dzieci�, dla win ojca, dla sza�u matki przeznaczone
wiecznej �lepocie - nie dope�nione, bez nami�tno�ci, �yj�ce tylko
milczeniem, cie� przelatuj�cego anio�a rzucony na ziemi� i
b��dz�cy w znikomo�ci swojej. - Jaki� ogromny orze�' wzbi� si�
nad miejscem, w kt�rym ten cz�owiek znikn��!
ORZE�
Witam ci� - witam.
M��
Leci ku mnie, ca�y czarny - �wist jego skrzyde� jako �wist
tysi�ca kul w boju.
ORZE�
Szabl� ojc�w twoich bij si� o ich cze�� i pot�g�.
M��
Roztoczy� si� nade mn� - wzrokiem w�a grzechotnika ssie mi
�rzenice - ha! rozumiem ciebie.
ORZE�
Nie ust�puj, nie ust�p nigdy - a wrogi twe, pod�e wrogi twe p�jd�
w py�.
M��
�egnam ci� w�r�d ska�, pomi�dzy kt�rymi znikasz - b�d� co b�d�,
fa�sz czy prawda, zwyci�stwo czy zaguba, uwierz� tobie,
pos�anniku chwa�y. - Przesz�o�ci, b�d� mi ku pomocy - a je�li
duch tw�j wr�ci� do �ona Boga, niechaj si� zn�w oderwie, wst�pi
we mnie, stanie si� my�l�, si�� i czynem. Zrzuca �mij�.
Id�, pod�y gadzie - jako str�ci�em ciebie i nie ma �alu po tobie
w naturze, tak oni wszyscy stocz� si� w d� i po nich �alu nie
b�dzie - s�awy nie zostanie - �adna chmura si� nie odwr�ci w
�egludze, by spojrze� za sob� na tylu syn�w ziemi, gin�cych
pospo�u. Oni naprz�d - ja potem.
B��kicie niezmierzony, ty ziemi� obwijasz - ziemia niemowl�ciem,
co zgrzyta i p�acze - ale ty nie dr�ysz, nie s�uchasz jej, ty
p�yniesz w niesko�czono�� swoj�. Matko naturo, b�d� mi zdrowa -
id� si� na cz�owieka przetworzy�, walczy� id� z braci� moj�.
Pok�j - M�� - Lekarz - Orcio
M��
Nic mu nie pomogli - w Panu ostatnia nadzieja.
LEKARZ
Bardzo mi zaszczytnie...
M��
M�w panu, co czujesz.
ORCIO
Ju� nie mog� ciebie, Ojcze, i tego pana rozpozna� - iskry i nicie
czarne lataj� przed moimi oczyma, czasem z nich wydob�dzie si�
na kszta�t cieniutkiego w�a - i nu� robi si� chmura ��ta - ta
chmura w g�r� podleci, spadnie na d�, pry�nie z niej t�cza - i
to nic mnie nie boli.
LEKARZ
Sta�, Panie Jerzy, w cieniu - wiele Pan lat masz?
patrzy mu w oczy.
M��
Sko�czy� czterna�cie
LEKARZ
Teraz odwr�� si� do okna.
M��
A c�?
LEKARZ
Powieki prze�liczne, bia�ka przeczyste, �y�y wszystkie w
porz�dku, muszku�y w sile. do Orcia
�miej si� Pan z tego - Pan b�dziesz zdr�w jak ja.
do M�a
Nie ma nadziei. - Sam Pan Hrabia przypatrz si� �rzenicy- nieczu�a
na �wiat�o - os�abienie zupe�ne nerwu optycznego
ORCIO
Mg�� zachodzi mi wszystko - wszystko.
M��
Prawda - rozwarta - szara - bez �ycia.
ORCIO
Kiedy spuszcz� powieki, wi�cej widz� ni� z otwartymi oczyma.
LEKARZ
My�l w nim cia�o przepsu�a - nale�y si� ba� katalepsji.
M��
odprowadzaj�c Lekarza na stron�
Wszystko, co za��dasz - p� mojego maj�tku
LEKARZ
Dezorganizacja nie mo�e si� zreorganizowa�.
Bierze kij i kapelusz.
Najni�szy s�uga Pana Hrabiego, musz� jecha� zdj�� jednej pani
katarakt�.
M��
Zmi�uj si�, nie opuszczaj nas jeszcze
LEKARZ
Mo�e Pan ciekawy nazwiska tej choroby?
M��
I �adnej, �adnej nie ma nadziei?
LEKARZ
Zowie si� po grecku: amaurosis.
Wychodzi.
M��
przyciskaj�c syna do piersi .
Ale ty widzisz jeszcze cokolwiek?
ORCIO
S�ysz� g�os tw�j, Ojcze
M��
Spojrzyj w okno, tam s�o�ce, pogoda.
ORCIO
Pe�no postaci mi si� wije mi�dzy �rzenic� a powiek� - widz�
twarze widziane, znajome miejsca - karty ksi��ek czytanych.
M��
To widzisz jeszcze?
ORCIO
Tak, oczyma duszy, lecz tamte pogas�y.
M��
padaj�c na kolana - chwila milczenia
Przed kim ukl�k�em - gdzie mam si� upomnie� o krzywd� mojego
dziecka ? Milczmy raczej - B�g si� z modlitw, Szatan z przekl�stw
�mieje.
G�OS SK�DSI�
Tw�j syn poet� - czeg� ��dasz wi�cej?
Lekarz, Ojciec Chrzestny
OJCIEC CHRZESTNY
Zapewnie, to wielkie nieszcz�cie by� �lepym.
LEKARZ
I bardzo nadzwyczajne w tak m�odym wieku
OJCIEC CHRZESTNY
By� zawsze s�abej kompleksji, i matka jego umar�a nieco... tak...
LEKARZ
Jak to ?
OJCIEC CHRZESTNY
Poniek�d tak - Wa� Pan rozumiesz - bez pi�tej klepki.
M��
Przepraszam Pana, �em go prosi� o tak p�nej godzinie. Ale od
kilku dni m�j biedny syn budzi si� zawsze oko�o dwunastej, wstaje
i przez sen m�wi - prosz� za mn�.
LEKARZ
Chod�my. - Jestem bardzo ciekawy owego fenomenu.
Pok�j sypialny - S�u��ca - Krewni - Ojciec Chrzestny - Lekarz -
Ma�
KREWNY
Cicho.
DRUGI
Obudzi� si�, a nas nie s�yszy.
LEKARZ
Prosz� Pan�w nic nie m�wi�.
OJCIEC CHRZESTNY
To rzecz arcydziwna.
ORCIO
wstaj�c
O Bo�e - Bo�e!
KREWNY
Jak powoli st�pa.
DRUGI
Jak trzyma r�ce za�o�one na piersiach.
TRZECI
Nie mrugnie powiek� - ledwo �e usta roztwiera, a przeci� g�os
ostry, przeci�g�y z nich si� dobywa.
S�U��CY
Jezusie Nazare�ski !
ORCIO
Precz ode mnie, ciemno�ci - jam si� urodzi� synem �wiat�a i
pie�ni - co chcecie ode mnie? - czego ��dacie ode mnie? Nie
poddam si� wam, cho� wzrok m�j ulecia� z wiatrami i goni gdzie�
po przestrzeniach - ale on wr�ci kiedy�, bogaty w promienie
gwiazd, i oczy moje rozogni p�omieniem.
OJCIEC CHRZESTNY
Tak jak nieboszczka, plecie, sam nie wie co - to widok bardzo
zastanawiaj�cy.
LEKARZ
Zgadzam si� � Panem Dobrodziejem.
MAMKA
Naj�wi�tsza Panno Cz�stochowska, we� mi oczy i daj jemu.
ORCIO
Matko moja, prosz� ci� - matko moja, na�lij mi teraz obraz�w i
my�li, bym �y� wewn�trz, bym stworzy� drugi �wiat w sobie, r�wny
temu, jaki postrada�em.
KREWNY
Co my�lisz, bracie, to wymaga rady familijnej?
DRUGI
Czekaj - cicho.
ORCIO
Nie odpowiadasz mi - o matko ! nie opuszczaj mnie !
LEKARZ
do M�a
Obowi�zkiem moim jest prawd� m�wi�.
OJCIEC CHRZESTNY
Tak jest - to jest obowi�zkiem - i zalet� lekarzy, Panie
Konsyliarzu.
LEKARZ
Pa�ski syn ma pomieszanie zmys��w, po��czone z nadzwyczajn�
dra�liwo�ci� nerw�w, co niekiedy sprawia, �e tak powiem, stan snu
i jawu zarazem, stan podobny do tego, kt�ry oczywi�cie tu
napotykamy.
M��
na stronie
Bo�e, patrz, on Twoje s�dy mi t�umaczy.
LEKARZ
Chcia�bym pi�ra i ka�amarza - Cerasi laurei dwa grana etc., etc.
...
M��
W tamtym pokoju Pan znajdziesz - prosz� wszystkich, by wyszli.
G�OSY POMIESZANE
Dobranoc - dobranoc - do jutra.
ORCIO
budz�c si�
Dobrej nocy mi �ycz� - m�wcie o d�ugiej nocy - o wiecznej mo�e -
ale nie o dobrej, nie o szcz�liwej.
M��
Wesprzyj si� na mnie, odprowadz� ci� do ��ka
ORCIO
Ojcze, co to si� ma znaczy�?
M��
Okryj si� dobrze i za�nij spokojnie, bo doktor m�wi, �e wzrok
odzyskasz.
ORCIO
Tak mi niedobrze - sen mi przerwa�y g�osy czyje�.
Zasypia.
M��
Niech moje b�ogos�awie�stwo spoczywa na tobie - nic ci wi�cej da�
nie mog�, ni szcz�ci�, ni �wiat�a, ni s�awy - a dobija godzina,
w kt�rej b�d� musia� walczy�, dzia�a� z kilkoma lud�mi przeciwko
wielu ludziom. - Gdzie si� ty podziejesz, sam jeden i w�r�d stu
przepa�ci, �lepy, bezsilny, dzieci� i poeto zarazem, biedny
�piewaku bez s�uchaczy, �yj�cy dusz� za obr�bami ziemi, a cia�em
przykuty do ziemi - o ty nieszcz�liwy, najnieszcz�liwszy z
anio��w, o ty m�j synu !
MAMKA
u drzwi
Pan Konsyliarz ka�e JW. Pana prosi�.
M��
Dobra moja Katarzyno, zosta� si� przy ma�ym.
Wychodzi.
Do pie�ni - do pie�ni !
Kto j� zacznie, kto jej doko�czy? - Dajcie mi przesz�o�� zbrojn�
w stal, powiewn� rycerskimi pi�ry. - Gotyckie wie�e wywo�am przed
oczy wasze - rzuc� cie� katedr �wi�tych na g�owy wam. - Ale to
nie to - tego ju� nigdy nie b�dzie.
Ktokolwiek jeste�, powiedz mi, w co wierzysz - �atwiej by� �ycia
si� pozby�, ni� wiar� jak� wynalaz�, wzbudzi� wiar� w sobie.
Wstyd�cie si�, wstyd�cie wszyscy mali i wielcy- a mimo was mimo
�e�cie mierni i n�dzni, bez serca i m�zgu, �wiat d��y ku swoim
celom, rwie za sob�, p�dzi przed si�, bawi si� z wami, przerzuca,
odrzuca - walcem �wiat si� toczy, pary znikaj� i powstaj�, wnet
zapadaj�, bo �lisko - bo krwi du�o - krew wsz�dzie - krwi du�o,
powiadam wam.
Czy widzisz owe t�umy, stoj�ce u bram miasta w�r�d wzg�rz�w i
sadzonych topoli - namioty rozbite - zastawione deski, d�ugie,
okryte mi�siwem i napojami, podparte pniami, dr�gami? - Kubek
lata z r�k do r�k - a gdzie ust si� dotknie, tam g�os si�
wydob�dzie, gro�ba, przysi�ga lub przekl�stwo - On lata, zawraca,
kr��y, ta�cuje, zawsze pe�ny, brz�cz�c, b�yszcz�c, w�r�d
tysi�c�w. - Niechaj �yje kielich pija�stwa i pociechy!
Czy widzicie, jak oni czekaj� niecierpliwie - szemrz� mi�dzy
sob�, do wrzask�w si� gotuj� - wszyscy n�dzni, ze znojem na
czole, z rozczuchranymi w�osy, w �achmanach, z spiek�ymi
twarzami, z d�oniami pomarszczonymi od trudu - ci trzymaj� kosy,
owi potrz�saj� m�otami, heblami - patrz- ten wysoki trzyma top�r
spuszczony - a tamten stemplem �elaznym nad g�ow� powija; dalej
w bok pod wierzb� ch�opi� ma�e wiszni� do ust k�adzie, a d�ugie
szyd�o w prawej r�ce �ciska. - Kobiety przyby�y tak�e, ich matki,
ich �ony, g�odne i biedne jak oni, zwi�d�e przed czasem, bez
�lad�w pi�kna�ei - na ich w�osach kurzawa bitej drogi - na ich
�onach poszarpane odzie�e - w ich oczach co� gasn�cego, ponurego,
gdyby przedrze�nianie wzroku - ale wnet si� o�ywi� - kubek tata
wsz�dzie, obiega wsz�dzie. - Niech �yje kielich pija�stwa i
pociechy !
Teraz szum wielki powsta� w zgromadzeniu - czy to rado�� czy
rozpacz? - Kto rozpozna, jakie uczucie w g�osach tysi�c�w? - Ten,
kt�ry nadszed�, wst�pi� na st�, wskoczy� na krzes�o i panuje nad
nimi, m�wi do nich. - G�os jego przeci�g�y, ostry, wyra�ny -ka�de
s�owo rozeznasz, zrozumiesz- ruchy jego powolne, �atwe, wt�ruj�
s�owom, jak muzyka pie�ni - czo�o wysokie, przestronne, w�osa
jednego na czaszce nie masz, wszystkie wypad�y, str�cone my�lami
- sk�ra przysch�a do czaszki, do lic�w, ��tawo si� wcina
pomi�dzy ko�cie i muszku�y - a od skroni broda� czarna wie�cem
twarz opasuje - nigdy krwi, nigdy zmiennej barwy na licach - oczy
niewzruszone, wlepione w s�uchaczy - chwili jednej zw�tpienia,
pomieszania nie dojrze�; a kiedy rami� wzniesie, wyci�gnie.
wyt�y ponad nimi, schylaj� g�owy, zda si�, �e wnet ukl�kn� przed
tym b�ogos�awie�stwem wielkiego rozumu - nie serca - precz z
sercem, z przes�dami, a niech �yje s�owo pociechy i mordu!
To ich w�ciek�o��, ich kochanie, to w�adzca ich dusz i zapa�u -on
obiecuje im chleb i zarobek: - Krzyki si� wzbi�y, rozci�gn�y,
p�k�y po wszystkich stronach - "Niech �yje Pankracy ! - chleba
nam, chleba, chleba !" - A u st�p m�wcy opiera si� na stole
przyjaciel czy towarzysz, czy s�uga.
Oko wschodnie, czarne, cieniowane d�ugimi rz�sy - ramiona
obwis�e, nogi uginaj�ce si�, cia�o niedo��nie w bok schylone -na
ustach co� lubie�nego, co� z�o�liwego, na palcach z�ote
pier�cienie - i on tak�e g�osem chrapliwym wo�a - "Niech �yje
Pankracy!" M�wca ku niemu na chwil� wzrok obr�ci�. - "Obywatelu
Przechrzto, podaj mi chustk�"
Tymczasem trwaj� poklaski i wrzaski. - "Chleba nam, chleba,
chleba! - �mier� panom, �mier� kupcom - chleba; chleba !"
Sza�as - lamp kilk