5001
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 5001 |
Rozszerzenie: |
5001 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 5001 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5001 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
5001 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Andrzej Pilipiuk
NAJWI�KSZA TAJEMNICA LUDZKO�CI
Cz�� 1
Prolog
W ciemno�ciach zaj�cza� rozdzieraj�co uszkodzony uk�ad hydrauliczny. Pokryte
wielocentymetrow� warstw� kurzu
wieko sarkofagu drgn�o i powolutku odsun�o si� w bok. S�abo roz�arzy�a si�
zakurzona, zmatowia�a �ar�wka. Wieko
znieruchomia�o w po�owie drogi. Szyny prowadnicy by�y dalej zardzewia�e. Uk�ad
ponownie zawy�, po czym pu�ci�a
sparcia�a uszczelka i zg�stnia�y p�yn wyciek� na zewn�trz. Wn�trze sarkofagu
by�o ciemne, tylko w szczelinie, mi�dzy
unieruchomionym wiekiem a �cian�, b�yszcza�o s�abo �wiate�ko, odbite od g�adkiej
powierzchni czarnego lodu. A
potem unios�a si� delikatna mgie�ka i �wiat�o przesta�o si� odbija�.
I
Stacja orbitalna wisia�a w czarnej otch�ani kosmosu. Kolosalny walec,
sze��dziesi�cio kilometrowej d�ugo�ci, przy
�rednicy dwudziestu kilometr�w. Zewn�trzna pow�oka powleczona zosta�a chemicznie
czystym srebrem i
wypolerowana. Co kilometr g�adk�, lustrzan� powierzchni�, przecina� stumetrowej
szeroko�ci, pas ogniw
fotoelektrycznych. Stacj� otula�a delikatna �arz�ca si� mgie�ka. Pole ochronne
niszczy�o py� kosmiczny i wszystkie
inne cia�a, kt�rym zdarzy�o si� tu zab��ka�. W dole drzema�a Ziemia. Stacja by�a
jak wymar�a. Jej w�a�ciciel, a przy
okazji w�a�ciciel planety, cz�owiek zwany Starym Prezydentem, siedzia� na
wygodnym fotelu, ustawionym w
pomieszczeniu znajduj�cym si� przy �cianie zewn�trznej. Takie umiejscowienie
pomieszczenia, nie mia�o
najmniejszego znaczenia, bowiem na ca�ej stacji za wyj�tkiem wydzielonych stref
panowa�a sztuczna grawitacja
wytwarzana przez specjalne generatory. Stary Prezydent wcale nie by� taki stary.
Mia� na oko oko�o trzydziestki. Taki
te� w przybli�eniu by� jego wiek biologiczny. Jego pod��, cho� inteligentn�
twarz, zdobi� sarkastyczny u�mieszek. Nie
zas�ania�y go nawet idiotyczne w�siki wygl�daj�ce jak d�ungarski chomik
przyklejony nad g�rn� warg�. Na nosie
tkwi�y mu druciane okulary, sam szczyt mody z roku 1890-tego. Grzywa w�os�w
nieokre�lonego koloru zle�a�ej
s�omy, wymyka�a si� spod czapki, kt�ra przed wieloma setkami lat stanowi�a
g��wny eksponat muzeum Lenina w
Poroninie i opada�a na jego genialne czo�o. Na palcu mia� z�oty sygnet z
wygrawerowanym cudzym herbem. Fotel
posiada� pokrycie z prawdziwej sk�ry, jakiego� od dawna wymar�ego zwierz�cia, a
w �rodku pod pokryciem
przedwojenne stalowe angielskie spr�yny. Stary Prezydent zawsze podkre�la� z
dum� �e s� przedwojenne. Nie
precyzowa�, o kt�r� wojn� mu chodzi ale za�o�y� mo�emy ostro�nie, �e o trzeci�
�wiatow�. P�niej ju� takich nie
robili. Na niedu�ym stoliku ko�o fotela sta� antyczny samowar na w�giel drzewny.
Na wypolerowanym mosi�nym
brzu�cu delikatn� ciemniejsz� kresk� odznacza�y si� gmerki:
Aleksiej i Iwan Bataszewy
Tu�a
Obok w wiaderku z lodem tkwi�a antyczna butelka szampana Sowietskoje Igristoje,
rocznik 1987-my. Nogi prezydenta
spoczywa�y na niewysokim sto�eczku. Przez dziurawe skarpetki stercza�y palce z
krzywo obgryzionymi paznokciami.
Srebrne meksyka�skie ostrogi utrzymywa�y si� na pi�tach dzi�ki gumce,
wygl�dajacej jak wyszarpana ze starych
majtek. Wygodne kapcie ci�ni�te kopniakiem le�a�y gdzie� dalej. �yrandol z
weneckiego kryszta�u wisia� w g�rze
rzucaj�c niedu�y kr�g �wiat�a na fotel i siedz�cego w nim cz�owieka. �yrandol
wygl�da� ca�kowicie naturalnie, czego
nie mo�na powiedzie� o kablu na kt�rym by� zawieszony. Kabel mia� dwa metry
d�ugo�ci i zaczyna� si� po prostu w
powietrzu. W�a�ciwie nie by�o w tym nic dziwnego, bo przecie� gdzie� musia� si�
zaczyna� a sufit sali znajdowa� si�
dobre sto pi��dziesi�t metr�w ponad jej pod�og�. Sala by�a du�a nawet jak na
stacj�. Mia�a kszta�t z grubsza elipsy o
d�u�szej przek�tnej d�ugo�ci pi�ciu kilometr�w a kr�tszej oko�o trzech. Jej
pod�og� tak jak pod�ogi wi�kszo�ci
pomieszcze� wy�o�ono mozaik� z osiemnastu gatunk�w drewna. Stary Prezydent
si�gn�� d�oni� po le��cego obok
fotela pilota i od niechcenia pstrykn�� prze��cznikiem. Jedna �ciana rozb�ys�a
staj�c si� gigantycznym ekranem. Patrzy�
na� przez chwil�. Jego oczom ukaza�a si� Ziemia. Skierowa� swoje spojrzenie na
�rodkow� Europ�. Pstrykn��
prze��cznikiem uruchamiaj�c wydawanie polece� g�osem.
-Zbli�enie - poleci�.
Obraz zacz�� si� powi�ksza� a� wreszcie dostrzec m�g� s�abo �wiec�ce punkciki.
Miasta.
-Zatrzyma�.
Jego g�os by� mi�kki i �agodny. To myli�o wielu jego wrog�w... w czasach gdy
jeszcze mia� takowych. Obecnie
wszyscy oni rozsypali si� w proch. A z niekt�rymi porobi�y si� znacznie gorsze
rzeczy.
Patrzy�. Kraj pomi�dzy Odr� a Bugiem by� ciemny. Martwy. Bezludny. Jedyn�
ja�niejsz� plamk� by� Gda�sk. Skrzywi�
si� lekko. Nigdy nie lubi� Gda�ska. Tyle wojen wybuch�o o to zakichane miasto.
Zreszt� zatru� si� tam kiedy� lodami
zanim jeszcze zosta� prezydentem. Powi�kszy� obraz tak aby widzie� siatk� ulic
wyznaczon� pal�cymi si� latarniami.
Domy by�y ciemne. Ludzie spali. Jego pami�� podsun�a mu fragment z ksi��ki
kt�r� czyta� setki lat wcze�niej. Nar�d
mo�e spa� spokojnie bo jest kto� kto czuwa nad jego snem. U�miechn�� si�. Tamten
czuwa� na Kremlu, on, w nieco
bardziej komfortowych warunkach i nie czuwa� nad jednym narodem, czy jedn� klas�
spo�eczn�, ale nad ca��
ludzko�ci�. Ale by�y analogie. Obaj na przyk�ad byli zbrodniarzami. Zgasi� okno
i wyj�� z torby le��cej ko�o fotela
swojego laptopa. Otworzy� go i zadumie przesun�� opuszkami palc�w po klawiszach.
Nast�pnie wystuka� kr�tkie
polecenie i wcisn�� enter. W pomieszczeniu bezg�o�nie zmaterializowa� si�
kominek na�adowany solidn� porcj�
p�on�cych drzewek. Prezydent odkorkowa� szampana. Pi� prosto z butelki. Nie
musia� przejmowa� si� zwyczajami
cywilizowanego spo�ecze�stwa. By� u siebie. Cisn�� opr�nion� butelk� do ty�u
przez lewe rami�. Na szcz�cie. S�dz�c
po odg�osie jaki wyda�a, trafi�a w kt�r�� z poprzednich butelek i roztrzaska�a
si�. By�o mu to oboj�tne. Ciska� je tak od
dziesi�cioleci. Zreszt� nie musia� si� obawia�, �e wdepnie w szk�o. Na fotel
zawsze przenosi� si� za pomoc�
teleportacji. Samowar �piewa� cichutko swoj� pie�� gor�cej pary i wibruj�cej
blachy. U�miechn�� si� lekko. Zawsze
u�ywa� samowara niezgodnie z zasadami. Nie chcia�o mu si�. Zamiast parzy�
esencj� w czajniczku nalewa� do
samowara wody a potem wrzuca� cegie�k� herbaty i zagotowywa� to wszystko razem.
Grozi�o to oczywi�cie zatkaniem
kurka i zabrudzeniem wn�trza, ale nie przejmowa� si� tym specjalnie. Podczepi�
lew� r�k� kawa�ek plastikowej rurki
do kranika, drugi jej koniec umie�ci� w ustach i przekr�ci� kurek. Z�ocisto
br�zowa stru�ka pop�yn�a leniwie do jego
�o��dka. Ziewn��. W�a�ciwie to my�lenie o ludziach tam na dole nie by�o ani
specjalnie ciekawe ani specjalnie
absorbuj�ce, a nic innego nie mia� do roboty. Na razie...
I I
7 czerwca wczesnym rankiem.
Nie wiedzia� kim jest ani sk�d wzi�� si� wewn�trz czego� co wygl�da�o jak szafa.
Pomieszczenie by�o bardzo ciasne
ciemne i niskie. Czu� pod palcami drewniane �cianki. w rami� uciska� go dr��ek
na kt�rym wisia�o kilka drewnianych
wieszak�w. Kiedy� w dzieci�stwie czyta� jak�� ksi��k� o starej szafie, z kt�rej
by�o przej�cie do innego �wiata.
Pomaca� d�oni� dooko�a. Szafa by�a ciasna i lita. Z pewno�ci� nie mia�a innych
wyj�� ni� przez drzwiczki. Usi�owa�
wysili� pami��, ale nic nie m�g� sobie przypomnie�. Jego umys� by� pusty. Nie
wiedzia� jak si� nazywa. Nie wiedzia�
kim jest.
-Pewnie wyjd� z tej szafy i wpadn� prosto na m�a jakiej� kobiety kt�ra mnie tu
schowa�a - powiedzia� sam do siebie.
C� nie by�o to takie wykluczone. Ucieszy� si� �e pami�ta co to jest m��,
kobieta i szafa. Uczepi� si� tej my�li, ale nie
przypomnia� sobie nic innego. Pchn�� drzwi. Cz�owiek o wygl�dzie m�a siedzia�
na krze�le ko�o le�anki. Na le�ance
nie by�o �ladu po�cieli, zreszt� go�ej kobiety te� nigdzie nie by�o wida�.
Wychodz�cy z szafy stwierdzi�, �e ma na sobie
garnitur i wygodne p�buty.
G�osu cz�owieka siedz�cego na krze�le te� nie pami�ta�.
-Zastanawiasz si� kim jeste� i nie mo�esz uzyska� odpowiedniego poziomu
samo�wiadomo�ci - domy�li� si� siedz�cy.
- To zupe�nie naturalny stan. Twoja pami�� zosta�a wyczyszczona.
Poruszy� ustami i za kt�rym� razem zdo�a� wykrztusi� z siebie pytanie.
-Dlaczego?
-Ach. Czujesz si� pokrzywdzony? Raczej powiniene� si� cieszy�. Zrobi�e� du�e
kuku naszemu spo�ecze�stwu, ale dano
ci drug� szans�.
-Nie...
-Nie rozumiesz. Poczekaj.
Siedz�cy poda� mu bia�� tabletk� i szklank� z wod�. Woda by�a �r�dlana. Sk�d�
zna� ten smak. Ucieszy� si�, �e jednak
co� mu si� w g�owie ko�ata.
-Po kolei - powiedzia� siedz�cy. - By�e� wielokrotnym maniakalnym morderc�.
Zabi�e� kilkana�cie kobiet i dzieci o
m�czyznach nie wspominaj�c.
Brwi cz�owieka z szafy unios�y si� do g�ry.
-Ja?
-�r�d�em osobno�ci s� wspomnienia. By�e� morderc� na skutek tego co zapisa�o ci
si� w m�zgu. Mo�na powiedzie�, �e
zosta�e� wyleczony, ale oczywi�cie co� za co�. Musisz sp�aci� d�ug. Zosta�e�
wybrany spo�r�d wielu przest�pc�w.
Twoi kumple po fachu gryz� ziemi�.
Kropelki potu zrosi�y jego skronie.
-Co mam robi�?
-Zajmiesz si� �ledzeniem pewnego cz�owieka, kt�rego poczynania mog� zagrozi�
spo�ecze�stwu.
Cz�owiek z szafy usiad� na le�ance i przypatrzy� si� uwa�nie siedz�cemu. Tamten
wygl�da� zwyczajnie, m�czyzna w
�rednim wieku z niewielkim w�sikiem i w okularach o grubej oprawie. Na czole
m�czyzny mieni� si� sinob��kitny
napis "Niagara Ognia" i numer 224. Na �cianie wisia� kalendarz. Przybysz z szafy
wpatrywa� si� w abstrakcyjny rz�d
cyfr stanowi�cy dat� roczn�. Nie m�wi� mu nic. Nie mia� poj�cia kiedy zosta�
wzi�ty na pranie m�zgu, ani jak� dat�
powinien zobaczy�. Po prostu zanotowa� w pami�ci to co ujrza�.
-Widz�, �e umys� ju� dzia�a. To dobrze. Par� s��w dla wi�kszej jasno�ci.
Wt�oczono ci pod hipnoz� wszystko, co
powinien wiedzie� student trzeciego roku geologii. To ci si� powoli przypomni,
musisz tylko nad tym popracowa�.
Jeste� Polakiem, masz dwadzie�cia jeden lat i nazywasz si� obecnie Artur
K�adkowski. Nie wstawaj jeszcze, niech
�rodek wzmacniaj�cy dobrze si� wch�onie. Jeste� jednym z siedmiu agent�w Starego
Prezydenta dzia�aj�cych w
PNTK.
Cz�owiek z szafy z�apa� si� za g�ow�.
-Kto to jest Stary Prezydent?
-Z grubsza to facet, kt�ry za�atwi� ci nowe �ycie. A poza tym w�adca tej
planety. By� jego agentem to zaszczyt.
Oczywi�cie musimy to trzyma� w �cis�ej tajemnicy.
-A co to jest PNTK?
-To nazwa naszego kraju. P�nocne Niezale�ne Terytorium Koncesyjne.
-Co oznacza ta nazwa?
Tym razem zdziwi� si� agent. Poprawi� okulary.
-Jak to co znaczy? Kraj le��cy na p�nocy, jest niezale�ny od s�siad�w, zajmuje
pewien obszar i podlega koncesji
osiedle�czej.
-Co to jest koncesja?
Siedz�cy westchn��.
-Doczytasz sobie p�niej. Wr��my do tematu. Tw�j pseudonim brzmi Wielki Mur.
B�dziesz go u�ywa� w kontaktach z
innymi agentami. Ja mam pseudonim Niagara Ognia. Pseudonimy wypisane s� na
naszych czo�ach tak samo jak
numery. Widoczne s� dopiero po o�wietleniu ultrafioletem. Nasze oczy s� na niego
uwra�liwione, my widzimy to i tak.
Otrzymasz niezb�dne papiery. Jutro wieczorem zg�osisz si� na szkolenie pod tym
adresem - poda� mu kartk� pocztow�
na kt�rej zapisano abstrakcyjny ci�g liczb.
-Jak mam tam trafi�?
-Przy pasie masz urz�dzenie teleportacyjne. Wystukujesz ten kod. Czerwonego
guzika u�ywa� wolno tylko w razie
zagro�enia. Powoduje on wyskoczenie do nadprzestrzeni nieci�g�ej.
-Co to jest nadprzestrze� nieci�g�a?
Po twarzy Niagary Ognia przebieg� sk�rcz zniecierpliwienia.
-Miejsce powsta�e na skutek odk�adania si� fal energii nieklauzualnych w
sze�ciowymiarowej strukturze wszech�wiata.
Oczywi�cie to wulgaryzacja zagadnienia. Fizyk wyja�ni�by ci to lepiej. Zielony
guzik powoduje powr�t na miejsce
sk�d zacz�to w�dr�wk�. To chyba proste?
-A energie nieklauzu....
-Ach, to zupe�nie proste. Je�li rozszczepisz dwunastowymiarowy wszech�wiat to na
styku b�d�cym rzutem tego
dwunastowymiarowego na rzeczywisto�� pi�ciowymiarow� powstaje odbicie i zachodz�
ca�kowicie nieprzewidywalne
zjawiska fizyczne. Z kolei po przebiegunowaniu takiego rzutu w stron�
antymaterii lub bezmaterii mo�na je nieco
uporz�dkowa�. W�wczas niekt�rych da si� u�ywa� do produkcji urz�dze�, kt�re
zak��caj� sam� struktur�
wszech�wiata. Oczywi�cie z naszego punktu widzenia, z naszych trzech wymiar�w,
na kt�rych rzutem s� wyniki do��
przypadkowe tych zdarze�, a punktu widzenia hipotetycznych osobnik�w �yj�cych w
dwunastu wymiarach jest to
pr�ba uporz�dkowania ich cieni na ni�szych poziomach odbi� w...
-Dzi�kuj�, nic nie rozumiem.
-Och to proste. Wiesz kt�re guziki mo�esz naciska� a kt�rych nie.
-Tak jest.
-Reszt� mo�e wyja�ni� ci na kursach. B�dziemy w kontakcie. Na razie przeczytaj
to. I zapami�taj bo dla ciebie nie
b�dzie ju� drugiej szansy.
Artur wyci�gn�� d�o� i wzi�� do r�ki podany mu papier. Dokument ozdobiony by�
wybitnie dziwnym, cho�
jednocze�nie ca�kowicie zrozumia�ym, tytu�em:
REGULAMIN POBYTU NA PLANECIE ZIEMIA
I I I
W ciemno�ci rozleg� si� dziwny chrapliwy d�wi�k. Kto� nabra� u p�uca powietrza i
zaraz z obrzydzeniem je wypu�ci�.
Odczeka� chwil� i nabra� ponownie. Ze stercz�cej z lodu wewn�trz sarkofagu
rurki, wydoby� si� niewielki, bia�y
ob�oczek pary. Pod centymetrow� ju� teraz warstw� lodu poruszy�y si� jakie�
cienie. Co� uderzy�o od spodu w tafl�,
by�a jednak zbyt gruba by mog�o j� rozbi�.
I V
7 czerwca godzina 8:45
Ruiny miasta Warszawa,
P�nocne Niezale�ne Terytorium Koncesyjne
Profesor Janusz Sele�niecki sta� w zadumie wpatruj�c si� w sun�ce tu� nad
horyzontem chmury. By�y nieco
ciemniejsze ni� by chcia�, ale na deszcz raczej si� nie zanosi�o. Miecz
samurajski w pochwie oblanej czerwon� lak�
ci��y� mu na plecach. Rzemie� na kt�rym wisia� nieco ociera� jego szyj�. Ozdobna
poz�acana grubo tsuba ugniata�a go
w kark. Zdj�� z g�owy czapk� z daszkiem i wachlowa� si� ni� przez kilka chwil.
Dzie� by� s�oneczny, a na tej
obrzydliwej pustyni upa� dawa� si� we znaki. Otar� czo�o z potu. Czapk�.
Pozosta� na niej ciemny zaciek. Wkr�tce
wyschnie. W zadumie obraca� j� przez chwil� w d�oniach, a potem haftowanym
r�kawem koszuli przetar� umieszczony
na niej niedu�y emblemat. Spod bia�ego py�u b�ysn�o z�otem god�o uniwersytetu.
Poplu� na palec i polerowa� je przez
chwil� a� nabra�o odpowiednio okaza�ego wygl�du. Przedstawia�o cz�owieka z
tr�jz�bem w d�oni oraz otwart� ksi��k�.
Woko�o bieg� napis wykonany cyrylic�:
Uniwersytet Narodowy w Gda�sku
Po bokach czapki wykonano prostym sitodrukiem rysunek szpachelki skrzy�owanej z
laserowym miernikiem grubo�ci
warstw kulturowych, oraz skromn� informacj�.
Ekspedycja Archeologiczna Warszawa 2486r.
Za�o�y� j� na g�ow�. Poprawi� okulary przeciws�oneczne z filtrem chroni�cym oczy
przed promieniowaniem
ultrafioletowym. (w�a�ciwie od dobrych dwudziestu lat filtry takie nie by�y
potrzebne, ale okulary nadal profilaktycznie
produkowano wedle starej technologii). Popatrzy� w zadumie na swoje sk�rzane
kamaszki. By�y pokryte jak wszystko
wok� py�em zerodowanego betonu, ale porzuci� my�l, aby doczy�ci� je po�linion�
chustk� do nosa. I tak po minucie
nie wida� by�o by �adnej r�nicy. Westchn�� i z kieszeni szort�w wydoby� z�oty
zegarek kieszonkowy. Otworzy�
kopert� i ws�uchuj�c si� w pierwsze tony Mazurka D�browskiego wygrywane przez
ukryt� pozytywk� �ledzi� skacz�ce
arabskie cyfry. Wreszcie zatrzasn�� go. Mia� jeszcze chwil� czasu. Poprawi�
g��wk� wiecznego pi�ra wystaj�c� mu z
kieszeni i wolnym niemal spacerowym krokiem ruszy� w stron� wykopu. Najbli�sz�
godzin� musia� po�wi�ci� go�ciom
i nale�a�o wyda� dyspozycje studentom.
To by� dobry wykop. Koparka usun�a zaledwie czterometrow� warstw� zerodowanego
mia�u betonowego, gdy
ods�oni�o si� co� ciekawszego. S�dz�c po wygl�dzie trafili na kawa�ek ulicy z
lat dwudziestych dwudziestego wieku
pokrytej kocimi �bami. Profesor pochyli� si� nad wykopem. Przez chwil� lustrowa�
go spokojnie wzrokiem. Studenci
od�o�yli narz�dzia i stan�li tak, aby ods�oni� mu widok. Wykop przygotowany by�
po partacku. Najwyra�niej nie
nad��ali, ale jeszcze dwa czy trzy sezony i doszkol� si�. Czerwono po�yskiwa�a
siatka laserowych promieni tn�ca dno
na kwadraty o boku jednego metra. Za wcze�nie j� ustawili. Nie mia� specjalnej
ochoty na nich krzycze�. Lepiej by�o
wyja�ni� b��dy. B�dzie na to czas wieczorem. U�miechn�� si� do nich i zacz��
wydawa� polecenia jasnym spokojnym
rzeczowym tonem.
-Zwi�cie siatk�. Szkoda marnowa� baterii. Zabezpieczcie �ciany wykopu za
wyj�tkiem najni�szej cz�ci. Zdejmijcie
niwelacj� w co najmniej osiemdziesi�ciu punktach. Doczy��cie nawierzchni�,
dotnijcie d� profili i przygotujcie
wszystko do rysowania i fotografowania a ja zajm� si� naszymi go��mi.
-Wybra� ziemi� z pomi�dzy bruku? - zapyta�a jedna ze studentek.
Mia�a rude w�osy. Endemiczna cecha. Jeszcze rzadsza ni� niebieskie oczy.
-Tylko wymie�cie. Chc�, �eby wygl�da�o to jak w chwili u�ytkowania a nie
bezpo�rednio po u�o�eniu.
Studenci kiwn�li g�owami.
-Dobrze. Czy macie jakie� pytania?
-Profil od p�nocnej strony strasznie pyli - powiedzia� Jakub Wilkowski. - Mo�e
pola� go wod�?
Profesor zamy�li� si� na chwil�.
-Ile zosta�o z porannej przerwy?
-Jeszcze oko�o stu osiemdziesi�ciu galon�w.
-Nie zapominajcie �e przed wieczorem trzeba b�dzie jeszcze raz moczy� dno do
zdejmowania rysunk�w.
Kiwn�li g�owami, ale w ich oczach wyczyta� pro�b�. Faktycznie, tam na dole
musia�o by� gorzej ni� tu na g�rze.
Brakowa�o przewiewu. Czarne w�osy dziewcz�t by�y niemal siwe od ci�g�ego
osiadania cementu.
-Dobrze, polejcie - zmi�k�. - I nakryjcie foli� po polaniu. Tylko nie t� now�.
We�cie t� w kt�r� zawijali�my tamt�
framug� drzwi.
-Ale one jeszcze nie zosta�y przepakowane - protestowa�a Damao. - Mia� to zrobi�
Arkadij, ale odwie�li go wczoraj do
domu po przytruciu destrutoxem.
Profesor westchn��. Studenci mieli swoje wady, a on zobowi�zany by� je wypleni�.
Banda leni i cwaniak�w. Wiedzia�,
dlaczego odezwa�a si� Damao. Wiedzieli, �e j� lubi.
-Wykona� natychmiast - poleci�. - To ma jutro �witem jecha� do muzeum. Gdyby�cie
wiedzieli ile kosztuje transport
nie robili by�cie mi wstydu.
Kiwn�li g�owami.
-Jeszcze jakie� pytania?
-Mo�emy uruchomi� sond� ultrad�wi�kow� po po�udniu - zapyta� jeden ze student�w.
- Chcieliby�my wiedzie� co jest
pod nami... To niezb�dne dla lepszej inspiracji.
U�miechn�� si�. Inspiracja. Poszukiwacze skarb�w od siedmiu bole�ci.
-Dobrze. Mo�ecie. Tylko uwa�ajcie bo potencjometr siada. I oszcz�dnie z
agregatem. Przypominam o naradzie dzi�
wieczorem. O dwudziestej pierwszej chc� was widzie� przed namiotem. Z
dokumentacj�.
Nic wi�cej nie musia� m�wi�. Wiedzieli wszystko. To byli jego studenci.
Przeszed� do wykopu H. W tym wykopie
wszystko zosta�o wykonane z pedantyczn� dok�adno�ci�. Nie odm�wi� sobie
przyjemno�ci zej�cia na d�. Na dnie
siedzia� Tomasz Miszczuk. Profesor nie lubi� go specjalnie. By�o w nim co�
dziwnego. Jaka� twardo�� rys�w. Mo�e
sprawia� to jego wygl�d, ale w ka�dym budzi� mimowolny szacunek. Miszczuk by� o
g�ow� od nich wy�szy. Sk�r�
mia� znacznie bardziej bia�� ni� ktokolwiek z nich. W�osy wprawdzie mia� czarne,
ale profesor wiedzia�, �e je farbuje,
aby upodobni� si� do koleg�w. Tylko jego jasne oczy kt�rych b��kit widzia� nawet
przez przeciws�oneczne okulary
wskazywa�y na rzadkie nagromadzenie w jego genotypie szeregu cech recesywnych
jednocze�nie. Wygl�da� na nieco
zm�czonego, ale tryska� optymizmem. I zd��y� ju� si� uwin��. Profesor u�miechn��
si�.
-Ja kt�rego� dnia wy�ledz� gdzie trzymasz tego cyborga, kt�ry odwala za ciebie
robot� gdy tylko spuszcz� ci� z oka -
za�artowa�.
Miszczuk u�miechn�� si� z fa�szyw� niewinno�ci�.
-Ale� panie profesorze, przecie� w miejscu tak zapylonym �aden robot nie
poci�gn��by d�ugo.
-Sk�d wiesz jak d�ugo poci�gaj� roboty? - zaciekawi� si� profesor. - No dobrze,
�arty �artami. Masz jakie� problemy?
-�adnych. Wszystko idzie jak po ma�le.
-Poprosz� ci� po wieczornej naradzie o kilka s��w na osobno�ci.
-To b�dzie dzisiaj ta narada?
-Tak. To niestety niezb�dne. Ale nie przejmuj si�. Twoje plany i opisy warstw
jak zwykle oka�� si� bez zarzutu.
Prawda?
-Staram si�.
Profesor podni�s� rysownic� i ogl�da� przypi�ty do niej plan wykona� na papierze
milimetrowym cienkim pi�rkiem
maczanym w tuszu.
-Masz dobre oko i dobr� r�k� - powiedzia� w zadumie. - Mo�e trzeba by�o zdawa�
na grafik�?
-Archeologia dostarcza mi wi�cej satysfakcji.
Twarz dziwnego studenta by�a ca�kowice wyprana z emocji.
-Dobrze. Jakie� problemy?
-�adnych. Dyspozycje?
-Sko�cz rysowa� i do wieczora masz wolne. Tylko, �eby inni nie widzieli. Nie
nale�y wprowadza� niezdrowego
fermentu.
Usta studenta wygi�y si� w porozumiwawczym u�miechu. Reszta jego twarzy
pozosta�a nieruchoma. �aden cie�
u�miechu nie dotar� do oczu, kt�re pozosta�y obj�tne jak porcelanowe kulki.
-Powiem, �e poleci� mi pan przeprowadzi� rekonesans na wzg�rzach.
-Dobrze. We� sond� to b�dzie bardziej prawdopodobnie wygl�da�o.
-To mo�e od razu zrobi� ten rekonesans... Tak d�wiga� sod� bez po�ytku...
Profesor u�miechn�� si� szeroko.
-Jaka to przyjemno�� widzie� studenta kt�remu chce si� pracowa�. Pami�taj. Po
naradzie.
-Dobrze.
Profesor wygramoli� si� po drabince na g�r�. Otworzy� zegarek. Powia� leciutki
wiatr. Ob�ok py�u osiad� na nim jak
popi�. Przetar� szkie�ko skajem r�kawa. Bia�y nalot znikn�� bez �ladu. Zosta�
za to na r�kawie. Czas.
V
Uderzenie pogruchota�o l�d. Ludzka d�o�, ci�gn�c za sob� nitki czarnego �luzu
wynurzy�a si� na powierzchni�. Jej
palce z wysi�kiem zacisn�y si� w pi��, a potem ponownie opad�a w d� kryj�c
si� spowrotem w czarnym oleistym
roztworze.
V I
Profesor Janusz Sele�niecki wszed� na szczyt pag�rka i opar� si� o maszt. Nad
jego g�ow� powiewa� sztandar wydzia�u
Archeologii. God�o, szpachelka i miernik, po�yskiwa�y na nim z�ot� nici�. Go�cie
ju� si� toczyli drog�. Ruszy� na ich
spotkanie. Na l�dowisku opodal s�upa zatrzyma� si� szkolny poduszkowiec.
Wysypa�a si� z niego gromadka dzieci.
Mru��c oczy w ostrym wiosennym s�o�cu rozgl�dali si� ciekawie po okolicy.
U�miechn�� si�. Pami�ta� jak by� w ich
wieku i po raz pierwszy ogl�da� takie widoki. Szaro bia�aw� gleb� tworz�c�
garby, poprzecinan� niewielkimi �ladami
ciek�w wodnych. Z tym u�miechem na ustach ruszy� w ich stron�. Z luku baga�owego
wyjmowali w�a�nie krzese�ka.
Ustawili je w kr�g. Dla niego i dla nauczycielki przygotowali obite czerwonym
aksamitem. To by�a oznaka godno�ci
pedagogicznej. Dzieci wydoby�y notatniki, niekt�re noteboki i dyktafony.
Nauczycielka by�a m�oda i �adna. Mia�a na
sobie jedwabne kimono od Stankowskiego r�cznie malowane w chryzantemy. Gdy
podszed� bli�ej wykona�a
ceremonialny uk�on. Odpowiedzia� takim samym. Dzieci tak�e si� uk�oni�y.
-Witam pani�. Witajcie dzieci - powiedzia�.
-Dzie� dobry profesorze.
Ch�ralna odpowied� by�a dok�adnie taka jak powinna. U�miechn�� si�. Przem�wi�a
nauczycielka. Znali si� ju�
wcze�niej. Wiedzia�, �e nazywa si� Yoko Paw�owska. Z jej bratem astronomem
chodzi� do jednej klasy.
-Drogie dzieci oto �wiatowej s�awy profesor Janusz Sele�niecki. Pan profesor
jest archeologiem badaj�cym to i wiele
innych miast naszych przodk�w i zgodzi� si� po�wi�ci� nieco swojego cennego
czasu i opowiedzie� nam to i owo.
Popatrzy� na nich. Trzyna�cie, mo�e czterna�cie lat. Ciemne proste w�osy i
sko�ne oczy. Ubrani byli w wi�kszo�ci
normalnie, tylko grupka tradycjonalist�w za�o�y�a kimona lub kontusze z pasami.
Przypomnia� sobie aktualnie
przerabiany program szk� wst�pnych. Mia� ochot� na pocz�tek powiedzie� co� od
siebie, ale poczu� ogarniaj�ce go
za�enowanie i dlatego zacz�� bez wst�p�w.
-To na czym obecnie siedzicie to warstwa zerodowanego betonu. Zapewne w ramach
lekcji geografii zwiedzali�cie
g�ry, kt�re przesz�y proces krasowienia?
Kiwn�li powa�nie g�owami.
-To samo niemal zjawisko zachodzi tutaj. Pozosta�o�ci starego betonu wystawione
na dzia�anie deszczu i wiatru
stopniowo rozpuszczaj� si�. Oczywi�cie warstwa w�glan�w, siarczan�w i innych
zwi�zk�w wapnia jest tu zbyt cienka
aby zjawiska te mog�y rozwin�� si� w naprawd� powa�ny spos�b, ale tam w dolinie
- machn�� r�k� na poblisk� niemal
zupe�nie p�ask� powierzchni� - Tam s� znacznie bardziej czytelne. Powsta�y tam
nawet niewielkie jaskinie.
Jaka� dziewczynka podnios�a palce do g�ry.
-Mam pytanie, mo�na?
-Prosz�. Jestem tu po to �eby odpowiedzie� na wszystkie wasze pytania.
-Dlaczego powiedzia� pan panie profesorze �e tam jest dolina.
-Znajdujemy si� teraz w najwy�szym punkcie starego miasta. Pierwotnie znajdowa�a
si� w tamtym kierunku dolina
Wis�y. Obecnie rzeka ta toczy wody dwadzie�cia kilometr�w st�d w kierunku
wschodnim. Wod� musimy dowozi�
cystern�, ta pustynia jest doskonale sucha. Warstwa na kt�rej stoimy ma w tym
miejscu od dwu do sze�ciu metr�w
grubo�ci. Tam - ponownie machn�� r�k� - ma przesz�o dwadzie�cia.
-Co by�o przyczyn� takich zniszcze�? - podpowiedzia�a pytanie nauczycielka.
Zaczyna�a si� cz�� zasadnicza wyk�adu. U�miechn�� si�. U�miech zawsze pomaga
prze�ama� nieufno��.
-S�yszeli�cie zapewne o okresie wielkiego krachu cywilizacji? By� mo�e
opowiadano wam o tym w domach. By� mo�e
zacz�li�cie ju� realizowa� t� cz�� programu? - popatrzy� pytaj�co na
nauczycielk�.
-Zacz�li�my - potwierdzi�a.
By� tego pewien, ale wola� si� upewni� .
-Tak wi�c cywilizacja naszych przodk�w w dwudziestym pierwszym wieku rozwija�a
si� bardzo �ywio�owo. Post�p
techniczny gdyby�my chcieli ukaza� go za pomoc� wykresu wygl�da�by w ten spos�b
- kawa�kiem antycznej ceg�y
narysowa� na pod�o�u.
Rys I
- Jak zapewne si� domy�lacie na tej linii nale�y dok�ada� czas a na tej ilo��
nowych osi�gni�� technicznych. To by�o
wi�cej ni� post�p geometryczny. Jednocze�nie nie nad��a�y za tym rozwojem
konieczne przemiany spo�eczne. Okres
stu lat, w�a�ciwie ca�y wiek dwudziesty pierwszy to okres nieustannych wojen i
chaosu. W ich trakcie stosowano
najpierw bro� j�drow�, a gdy okaza�o si�, �e nie wystarcza dla eliminacji wrog�w
si�gni�to po antymateri� i na samym
ko�cu destrutox.
-Z czego sk�ada� si� ten zwi�zek chemiczny i do czego s�u�y�? - zapyta�a
dziewczynka z jasnymi warkoczykami.
Endemiczna cecha, jeszcze jeden przypadek , profesor u�miechn�� si� do niej.
-Och, wzoru chemicznego nie jest w stanie poda� nikt �yj�cy obecnie. Mo�e
jedynie Stary Prezydent go zna - popatrzy�
w zadumie na niebo.
Dzie� by� zbyt jasny, nie m�g� dojrze� wisz�cej gdzie� tam stacji orbitalnej.
-Ale nie liczcie na to �e podzieli si� z nami t� wiedz�. By� to �rodek kt�ry z
grubsza rozk�ada� materi� redukuj�c j� do
postaci prostych zwi�zk�w chemicznych takich jak w�glan wapnia.
Podni�s� cienki p�at betonu i prze�ama� go w d�oniach. Ukaza�a si� smolista
warstewka troch� jakiego� po�yskliwego
proszku oraz cienka ��ta nitka.
-To co tu widzicie mog�o by� dachem budynku. Mamy tu oczywi�cie wapie� z dawnego
betonu. Ta odrobina w�gla
mo�e by� pozosta�o�ci� pokrycia dachowego wykonanego ze smo�y lub podobnej
substancji bitumicznej. Ta ��tawa
warstewka to zapewne kaolinit pochodz�cy z roz�o�onego aluminium, czyli glinu.
Ten py� to tlenek kwarcu z szyb. Po
zniszczeniu masa ta przez d�ugi czas znajdowa�a si� w stanie p�p�ynnym i
dopiero potem zestali�a si�, a dzi� ulega
rozmywaniu przez deszcze. Oczywi�cie jest ca�kowicie ja�owa st�d te� miejsca po
dawnych miastach widzimy z
powietrza w postaci niedu�ych bia�ych plack�w.
-Czy archeologia bada t� warstw�?
-Nie, nie ma takiej potrzeby. Ani nawet specjalnych mo�liwo�ci. Te warstwy nic
nam nie powiedz�. Wyobra�cie sobie
�e jeste�cie w ciep�y letni poranek na pla�y. Budujecie zamek z piasku. A potem
przychodzi fala i rozmywa go.
Powstaje g�rka. Ten piasek jest tam nadal. Ale nie odtworzycie ju� swojego
zamku. Ziarna piasku przemiesza�y si�. Co
wi�cej nie pozostan� w tym �adne artefakty dawnych cywilizacji. Wszystko zosta�o
zniszczone. Prze�arte jak kwasem.
Aby uprzedzi� nast�pne pytanie. My archeolodzy zdejmujemy t� warstw�
mechanicznie a� osi�gniemy miejsce gdzie
destrutox przegryz�szy si� przez tak� ilo�� cementu straci� swoj� zjadliwo��.
Jest to warstwa kilkunasto, zazwyczaj,
centymetrowa. Poni�ej mamy ju� warstwy, kt�re nie zosta�y zniszczone.
-Jakie by�y nast�pstwa wielkiego za�amania? - zapyta�a jaka� dziewczynka o
czarnych w�osach i sko�nych b��kitnych
oczach.
Zamkn�� na chwil� oczy. Wola�by m�wi� im o swojej pracy i warstwach kulturowych
z okresu carskiej Rosji, kt�re
ostatnio odkryto.
-W ko�cu dwudziestego wieku zako�czy�a si� tak zwana zimna wojna. Nast�pi�a
jesie� lud�w i wiele narod�w
uzyska�o niepodleg�o��. W tym samym czasie grupa zwi�zk�w przest�pczych zacz�a
przejmowa� w�adz�. S�dzono, �e
okres wielkich wojen nale�y ju� do przesz�o�ci, ale pope�niono pewien b��d.
Wielkie wojny w kt�rych operowa�y
milionowe armie i wielomilionowe zwi�zki taktyczne rzeczywi�cie sko�czy� si�.
Zacz�y si� jednak wojny mniejsze, a
za to r�wnie krwawe. Nie mamy specjalnie du�o wiadomo�ci o tym okresie.
Wi�kszo�� z nich znamy tylko nazw.
Wojny Kaukaskie trwa�y do drugiej dekady dwudziestego pierwszego wieku. Wojna
Mafijna o Ural. Druga Wojna
Mafijna, Secesja Syberii, rozbiory Bia�orusi, Krymu, potem tak�e Ukrainy. A na
tych ziemiach secesja Niezale�nego
Terytorium Koncesyjnego Pomorze. Wojna Mafijna o Terytorium Powiernicze
Konigsberg. Wojna Mafijna o Woln�
Stref� Ekonomiczn� Posen. Najazdy wojowniczych ksi�stw i terytori ekonomicznych
z Niemiec. Wojna celna ze
Skandynawi�, gdy po raz pierwszy w obronie interes�w korporacji Vandersyfta
u�yto prywatnej bomby wodorowej.
Ten wst�pny okres chaosu uda�o si� opanowa� w drugiej dekadzie dwudziestego
pierwszego. Opanowa� tylko gro�b�
u�ycia broni opartej na antymaterii. Mafie cz�ciowo zalegalizowa�y si� jako
korporacje, cz�ciowo zbieg�y na wsch�d,
gdzie panowa� stan permamentnej wojny. W latach pi��dziesi�tych dwudziestego
pierwszego sytuacja powt�rzy�a si�.
Interesy walcz�cych o rynki pot�nych korporacji licz�cych setki tysi�cy
cz�onk�w i pracownik�w sta�y si� punktem
zapalnym. Wybuch�a wojna, kt�ra w ci�gu dwudziestu godzin ogarn�a ca�y �wiat.
Wszystkie praktycznie archiwa
zosta�y zniszczone tote� nie wiemy ani dok�adnie kiedy wybuch�a ani o co posz�o.
Sko�czy�a si� po stu latach. Wygas�a
z braku paliwa amunicji i rezerw ludzkich. W dwudziestym pierwszym wieku �y�o na
ziemi czterna�cie miliard�w
ludzi. W dwudziestym trzecim gdy powr�ci� Stary Prezydent na ziemi zamieszkiwa�o
dwana�cie tysi�cy istot gatunku
Homo Sapiens. Bytowali w niewielkich grupkach. Od nich to pochodzimy. Popatrzcie
na siebie. Jeste�my Polakami.
Kiwn�li powa�nie g�owami.
-Czy wiecie �e jeszcze w pocz�tkach dwudziestego wieku Polacy byli w
przewa�aj�cej masie ciemnymi lub jasnymi
blondynami? I nale�eli zdecydowanie do rasy bia�ej. Obecnie jeste�my ras� ��t�.
Wzi�o si� to zapewne z czas�w gdy
Chi�czycy najechali Europ�, ale brak dowod�w takiego najazdu. Rasa ��ta okaza�a
si� te� najodporniejsza. Moi
uczeni koledzy kwestionuj� fakt najazdu Chi�czyk�w. Wskazuj� raczej na japo�skie
kryty naszej kultury oraz niekt�re
zapo�yczenia j�zykowe kt�re funkcjonowa�y u nas przed reform� i oczyszczeniem
j�zyka sprzed oko�o stu dwudziestu
lat. Na podstawie starych ksi��ek uda�o si� kosztem powa�nych obci��e�
spo�ecznych odtworzy� nasz pierwotny
narodowy j�zyk. I utrzymujemy go w stanie nieska�onej czysto�ci. Cho� na
przyk�ad do zapisu u�ywamy cyrylicy, jako
jedyni obecnie na �wiecie, ten alfabet okaza� si� wygodniejszy. Natomiast nasza
kultura... C� nie jest czysto polska:
nosimy kimona hodujemy jedwabniki. Dziewcz�ta wplataj� sobie szpilki we w�osy.
Obowi�zuje nas kodeks honorowy
Bushido. Stare rody samurajskie przekazuj� z pokolenia na pokolenie miecze. Sam
mam jeden - poprawi� uwieraj�c�
go bro�. - Ale nasz klimat jest zbyt surowy aby�my mogli hodowa� herbat� i
sadzi� ry�, wi�c dieta jest niemal
doskona�� rekonstrukcj� diety dawnych Polak�w. Jemy du�o przetwor�w z m�ki i
sporo mi�sa. Natomiast powszechne
u�ywanie samowar�w jest niew�tpliwie rytem rosyjskim. Wprawdzie Rosjanie
gotowali w nich wod� na herbat�, a my
u�ywamy ich do grzania piwa na rodzinne uroczysto�ci ale na przyk�ad mosi�ne
lub srebrne czarki z kt�rych je pijemy
pochodz� ze �redniowiecznej Norwegii.
Roze�mieli si�.
-Tak wi�c staro�ytny Polak gdyby znalaz� si� w�r�d nas z ca�� pewno�ci� by�by
mocno zdziwiony. Dla odmiany
Rosjanie, kt�rzy wcale nie u�ywaj� ju� samowar�w, wyst�puj� obecnie w dwu bardzo
r�nych grupach rasowych.
��czy je tylko j�zyk, cho� ju� do�� silnie si� zr�nicowa� i maj� k�opoty z
porozumieniem si�. Za Uralem �yj�
Rosjanie rasy ��tej i to jest ta stara grupa. Wi�cej Rosjan �yje w Afryce, ale
s� oni niemal zupe�nie czarni i tylko
nieliczne przypadki wskazuj� na niewielk� domieszk� rasy bia�ej wiele pokole�
wstecz. Prawdopodobnie s�
pozosta�o�ci�, du�ej grupy migracyjnej z ko�ca dwudziestego wieku kt�ra
osiedli�a si� w rosyjskich koloniach
wojskowych w Angoli. Z kolei Rosjanie rasy bia�ej bez domieszek wygin�li
zupe�nie. Jeszcze zabawniejsz� spraw� s�
religie. My jeste�my katolikami jednocze�nie sk�adamy ofiary duszom zmar�ych z
ry�u i otaczamy naszych przodk�w
kultem zaczerpni�tym z Shinto. Rosjanie z Afryki z kolei wierz� w religi� zwan�
komunizmem, czy te� jak to oni
wymawiaj� leninizmem. Wierz� �e przechowywane przez nich cia�o bia�ego cz�owieka
zmumifikowane nieznan�
naszej nauce metod� pewnego dnia zmartwychwstanie by przywr�ci� na ziemi pok�j,
co ju� osi�gn�li�my i
powszechn� sprawiedliwo��, co te� ju� osi�gn�li�my. Tymczasem z naszych archiw�w
wynika, �e komunizm kiedy�
wcale nie by� religi�, ale silnym ruchem filozoficznym. Ale o tym z pewno�ci�
uczyli�cie si�.
-Czy mo�liwe jest �e ten bia�y cz�owiek przechowywany w Afryce i Lenin o kt�rym
wiadomo �e przechowywany by�
w stanie zmumifikowanym w Moskwie to ta sama osoba?
-Raczej to samo cia�o. Trudno powiedzie�. W okresie mi�dzy jednym za�amaniem a
drugim z ca�� pewno�ci� mumia
by�ego wodza tam si� znajdowa�a, ale czy uleg�a zniszczeniu w stolicy? By�a z
pewno�ci� relikwi� dla tych kt�ry w to
wierzyli i wydaje mi si� ma�o prawdopodobne, aby mog�a si� znale�� na innej
p�kuli. Tak czy siak w Moskwie przez
najbli�sze stulecia raczej nikt nie przeprowadzi wykopalisk. Mamy to szcz�cie,
ze wojna j�drowa toczy�a si� daleko
od naszych teren�w, ale oni tego szcz�cia nie mieli. Zanim b�dzie mo�na
bezpiecznie kopa� w Moskwie up�yn�� musi
co najmniej osiemset lat. A dla pewno�ci nale�a�o by poczeka� dwa tysi�ce.
-Mo�e u�y� automat�w? -zaproponowa� kto�.
-Niestety. U�ywania robot�w w archeologii zabrania prawo Starego Prezydenta.
Archeologia jest nauk� bardzo m�od�.
Rekonstruowan� dopiero przed stu laty. Stary Prezydent obwarowa� swoja zgod�
setkami dziwnych niekiedy zakaz�w,
niemniej jednak ufamy, �e wiedzia� co robi. Rosjanie z Azji �yj� dopiero w
g�rach Jab�onowych i w wi�kszo�ci
odrzucili ca�� nauk� i technik�.
-Co nowego wnosz� archiwalia starego Prezydenta?
-No c�. Stary Prezydent w okresie za�amania przebywa� w podr�y do gwiazdy
Proksima Centauri. Powr�ci� gdy
dogasa�y zgliszcza a dwana�cie tysi�cy ludzi rozsianych po ca�ej planecie
budowa�o cywilizacj� startuj�c znowu z
poziomu epoki kamienia �upanego. Da� maszyny, technologie, lekarstwa. Ludzie
troch� si� otrz�sn�li i zacz�li budowa�
od podstaw. A on wyznacza� kierunki rozwoju cywilizacji by nie dopu�ci� do
powt�rzenia si� historii. Mia� ze sob� to
co zabra� na ewentualn� wymian� z mieszka�cami tamtego uk�adu. Odtworzono
metodami in�ynierii genetycznej stada
zwierz�t. Nigdy ju� nie zagrozi nam g��d. Wyleczono uszkodzenia gen�w b�d�ce
rezultatem wojny j�drowej. A
archiwa? C� nie s� takie wspania�e. To co nam przekaza� odnosi si� od okresu
przed jego odlotem. Mamy z nich na
przyk�ad fotografie tego miejsca i mapy miasta. Bez tego w og�le nasza praca nie
mia�aby sensu. A co do samego
Prezydenta, siedzi w polu czasu stoj�cego z kt�rego wynurza si� raz na
czterdzie�ci osiem godzin. Sprawdza czy
wszystko jest w porz�dku i wraca tam. Czas dla niego stoi. B�dzie nas tak
pilnowa� do si�dmej niesko�czono�ci. Par�
ruch�w religijnych ju� og�osi�o go Bogiem.
-Czy je�li zaczniemy robi� co� nie tak ukarze nas? -zaciekawi� si� ch�opiec
siedz�cy w tylnym rz�dzie.
-Ma namiernik i megawatowy laser. Teoretycznie mo�e zes�a� �mier� na ka�dego i w
dowolnie wybranym momencie i
czasami tak robi. Co wi�cej podarowa� nam pole czasu stoj�cego. Czy kto� mi mo�e
poda� przyk�ad gdzie si� takie
pole stosuje?
-W lod�wkach - pisn�� kto� schowany za plecami koleg�w.
-S�uszna uwaga. Umieszczamy �ywno�� w polu czasu stoj�cego i mo�e tam le�e� w
niesko�czono��. To znaczy dop�ki
nie wyczerpie si� zasilanie. Czy zastanawiali�cie si� kiedy� sk�d pochodzi s�owo
lod�wka?
-Chyba od lodu - zauwa�y�a dziewczynka w okularach z jasnymi kuckami. - Ale to
mo�e by� przypadkowa zbie�no��
nazw.
U�miechn�� si� rozbawiony.
-W dwudziestym wieku kiedy to odkryto lod�wki te pierwsze dzia�a�y w taki
spos�b, �e po�ywienie umieszczane by�o
w pobli�u generatora zimna w do�� �ci�le izolowanej skrzyni.
Roze�mieli si�.
-Oczywi�cie �ywno�� zamarzaj�c traci�a witaminy, do tego rozwija�y si� w niej
bakterie. Lod�wki s�u�y�y tak�e do
czego� innego. Niekt�rzy ludzie chorzy na nieuleczalne w�wczas choroby kazali
zamra�a� si� w tak zwanych
kriotoriach aby w przysz�o�ci gdy wymy�lone zostan� lekarstwa na ich
dolegliwo�ci zosta� przywr�conymi do zdrowia
i �ycia. Parokrotnie udawa�o si� znale�� takie ludzkie mro�onki. Niestety nie
mamy chwilowo mo�liwo�ci nic dla nich
zrobi�. S� martwi.
-Co si� z nimi robi? - jedna z dziewcz�t poblad�a ze strachu.
-Och jeste�my humanitarni. Mo�e kiedy� znaleziona zostanie metoda. Zbudowali�my
w�asne kriotorium. Oni
przebywaj� nadal w stanie zamro�onym, a w dodatku w polu czasu sta�ego i dzi�ki
czemu w ka�dej chwili mo�na ich
rozmrozi� i podj�� pr�by o�ywiania. My tak�e w niekt�rych przypadkach stosujemy
te pola. Na przyk�ad w przypadku
ugryzienia przez w�a rozpina si� namiot z pola i dzwoni po surowic� a ugryziony
cz�owiek mo�e czeka� na jej
dostarczenie nawet rok.
-Czy nie mo�na by za�o�y� pola tylko na nog� albo r�k�? W�wczas jad nie
rozejdzie si�.
-W polu czasu stoj�cego nie zachodzi �aden ruch nawet drgania atomowe. Krew
trafia na krew zatrzyman� w czasie...
Mo�na to por�wna� do potwornego zatoru w �y�ach ca�ej ko�czyny. To wywo�a�o by
komplikacje z kr��eniem. Lepiej
zatrzyma� ca�o�� Pozwolicie teraz, �e wracaj�c do tematu poka�� wam kilka
naszych wcze�niejszych wykop�w.
V I I
Czarny olej zafalowa�. W ko�cu sarkofagu wynurzy�a si� z niego bosa stopa.
Zamro�one palce stercza�y sztywno we
wszystkich kierunkach. Drganie sk�ry �wiadczy�o, �e mi�nie podj�y ju� swoj�
prac�. D�wi�k wydostaj�cy si� z rurki
sta� si� bardziej chrapliwy. W�a�ciciel stopy prawdopodobnie �y�, ale s�dz�c po
oddechu jego szanse by�y nik�e.
V I I I
Laptop zapiszcza� cicho. Stary Prezydent przerwa� rozmy�lania o dupie Maryni,
(w�a�ciwie to nie mia�a na imi�
Marynia, tylko Zina, i rozmy�la� nie o jej dupie tylko o strefach nieco
ciekawszych), si�gn�� d�oni� i po�o�y� sobie
maszyn� na kolanach. Otworzy�. Ekran zal�ni� b��kitnym blaskiem. Po�rodku ekranu
czerwono jarzy� si� napis:
CZEKA POCZTA.
Palce dyktatora przebieg�y po klawiszach. Prze��czy� maszyn� na ��czno��
bezpo�redni�.
-M�wi agent numer 236, Hans Klops, odnotowali�my nielegaln� teleportacj� poza
stref� pierwsz�.
-Czy obiekt opu�ci� orbit� ksi�yca? - zagadn��.
-Nie. W ka�dym razie nie wyst�pi�y smugi dubluj�ce na czaszy pola.
Prawdopodobnie wyl�dowa� na stacji. Czy
przys�a� oddzia� celem przeszukania?
Prezydent zamy�li� si� na chwil�. Stacja by�a dzie�em genialnych konstruktor�w
rasy Tarani. Mia�a sze�� tysi�cy
poziom�w, ka�dy o powierzchni ponad trzystu kilometr�w kwadratowych. Odszukanie
ig�y w stogu siana by�o milion
razy �atwiejsze.
-Nie trzeba. Sam si� tym zajm�. Bez odbioru.
Zatrzasn�� laptopa i powr�ci� do swoich rozwa�a�. Wyobrazi� sobie jak �ci�ga
Zinie z�bami czarn� po�czoszk�...
Tajemniczego intruza w og�le nie zamierza� szuka�.
I X
Wykop mia� dobre pi�� metr�w g��boko�ci. By� doskonale sze�cienny, kraw�dzie,
idealnie r�wne, a dno p�askie, z
wyj�tkiem cz�ci w kt�rej wyrasta�y z niego dobrze zachowane fundamenty budynku
wzniesionego z ceg�y.
-Tu widzicie jedno z najwi�kszych odkry� ostatniego sezonu - powiedzia�
profesor. - To relikty zabudowy z pocz�tk�w
dziewi�tnastego wieku. Wydobyli�my z nich spor� ilo�� zabytk�w kt�re mo�ecie
podziwia� w Muzeum Narodowym
Terytorium.
-Jest to z pewno�ci� wa�ne i ciekawe znalezisko - odezwa� si� jeden z ch�opc�w,
- ale w�a�ciwie to tego typu relikty
powinny zachowa� si� pod ka�dym miastem...
-Powinny teoretycznie i tego w�a�nie szukamy za pomoc� wierce�. Jednak stan
zachowania warstw ni�szych zale�y
tylko i wy��cznie od st�enia destrutoxu kt�ry dzia�a� na dane miejsce. W
wi�kszo�ci przypadk�w przegryz� si� a� do
g��boko�ci kana��w podmiejskich. Mamy tam �lady ceg�y w postaci warstwy
czerwonego piasku.
-Czy destrutox tam w dole nie jest ju� aktywny?
-Ju� nie, cho� zdarzaj� si� przykre wypadki. Mierzymy aktywno�� warstw zanim
wejdziemy tam ze szpachelkami.
-Dlaczego nadal u�ywa si� w archeologii tak, wybaczy pan wyra�enie, zacofane
metody.
Profesor roze�mia� si�.
-Mo�na oczywi�cie ustawi� roboty do kopania, ziemi� wywozi� na przeno�niku
ta�mowym, plany robi� za pomoc�
kamery sprz�onej z komputerem. Tyle tylko, �e my wolimy tradycyjne metody. Tak
jak niekt�rzy z was robi� notatki
w laptopach, a inni wol� tradycyjny papier. Archeologia w przeciwie�stwie do
wszystkich innych dziedzin wiedzy jest
nauk� elitarn�. Obowi�zuje nas specjalny kodeks post�powania zatwierdzony przez
samego Starego Prezydenta. On
sam w m�odo�ci by� archeologiem. Mo�na powiedzie�, �e czerpiemy z najczystszych
�r�de�. A niekt�re metody
badawcze dopiero rekonstruujemy.
-Czy to znaczy �e nie powiedzia� wszystkiego?
-Mo�e nie o wszystkim wiedzia�. Nikt nie zna ca�ej wiedzy dost�pnej ludzko�ci.
Nawet on.
-Jakie s� plany na przysz�o��? - jeden z uczni�w wykona� r�k� p�okr�g�y gest
dla podkre�lenia, �e pyta o dalsze
wykopaliska.
-W przysz�ym roku zdejmiemy warstw� betonu z czterdziestu hektar�w tego terenu.
Cz�ciowo zrekonstruujemy
zabudow� i urz�dzimy tu wielkie muzeum na wolnym powietrzu. Podobno w okresie
przed wielkim za�amaniem by�y
bardzo popularne. Zobaczymy czy nadal co� z mentalno�ci naszych przodk�w nam
zosta�o.
Odprowadzi� dzieci i nauczycielk� do poduszkowca. Podczas gdy uczniowie sadowili
si� w �rodku Yoko zosta�a na
chwil�.
-Dzi�kuj� za interesuj�cy wyk�ad - powiedzia�a.
-To drobiazg.
-Mam dla pana zaproszenie. M�j czcigodny brat prosi� abym przekaza�a panu, �e z
przyjemno�ci� b�dzie go�ci� pana z
okazji �wi�ta w dzie� przesilenia letniego.
Brwi profesora unios�y si� lekko w zdziwieniu.
-Przyjd�. O kt�rej godzinie?
-O zachodzie s�o�ca. Tak jak ka�e tradycja. Tu jest adres - poda�a mu sztywn�
wizyt�wk�
Poca�owa� j� w r�k� na po�egnanie i patrzy� jak znika w brzuchu maszyny. Dolny
r�bek jej kimona pokry� si�
cementowym py�em w trakcie tej wycieczki. Tak jak on mia� nim powalane nogi do
kolan. Z westchnieniem ulgi zdj��
z plec�w miecz.
X
Ma� w t�a�a powoli. By�a obecnie g�sta jak serek homogenizowany. Dwie d�onie
wystrzeli�y z breji i wczepi�y w dwa
specjalne uchwyty przyspawane do �cian sarkofagu. Nie wszystkie palce zdo�a�y
zgi�� si� do ko�ca, ale te kt�re to
uczyni�y zapewni�y le��cemu wystarczaj�co dobry zaczep. Ciecz zadr�a�a i powoli
wynurzy�o si� z niej, pokryte
szarym �luzem, cia�o. Oddech sta� si� szybszy i bardziej rz꿹cy. Nogi wykona�y
kilka nieskoordynowanych ruch�w,
pog��biaj�c wra�enie agonii.
X I
W wykopie trwa�a gor�czkowa praca, ale na dobr� spraw� wszystkie jego polecenia
by�y ju� wykonane. Obejrza� kilka
plan�w. U�miechn�� si� lekko. Z politowaniem. Wdrapa� si� na pobliski pag�rek i
da� znak r�k�. Odsun�li si�.
Wykona� zdj�cie.
-Dobra. Narysowane i sfotografowane, teraz kilofami to. Pod brukiem b�dzie
warstwa podsypki z piasku, mo�e by�
prawie czarny a ni�ej warstwa bruku z ko�ca siedemnastego wieku. Na tym poziomie
zako�czymy eksploracj� a jutro
p�jdziemy w lewo.
Kiwn�li g�owami i zabrali si� do pracy. Zajrza� do wykopu Miszczuka. nie by�o
go. No tak, sam go wys�a� na wzg�rza.
Z obozowiska po�yczy� sobie �lizgacz jednego ze student�w i ruszy� na
poszukiwania. Znalaz� go szybko. Tomasz
siedzia� na bryle wapnia i co� szuka� w zadmie w laptopie.
-I jak? - zapyta�.
-Puste przestrzenie dwadzie�cia metr�w pod nami - powiedzia� student. -
Por�wnuj� siatk� z planem. Wydaje mi si�, �e
to co� wi�kszego ni� kana�y. Mo�e metro.
-Nie mo�liwe. Rozpylony destrutox musia� wedrze� si� do wentylacji i rozproszy�
po podziemnych pasa�ach. Metro
je�li tu by�o to zawali�o si�.
B��kitne oczy b�ysn�y w zadumie znad szkie�.
-Warto by wywierci� ma�� g��bok� dziurk� - powiedzia�. - Tak z dwadzie�cia
metr�w. Spu�ci� w ni� �wiat�ow�d z
soczewk� na ko�cu i zajrze�.
-Pomy�limy. Jad� nad rzek�. Chcesz zobaczy� troch� zieleni?
-Z przyjemno�ci�. Ale sonda si� nie zmie�ci.
-Niech sobie poczeka na nas powr�t.
Tomasz wsiad� na tylne siode�ko i przypi�� nogi karabi�czykami. Profesor
pstrykni�ciem w��czy� pole si�owe i wcisn��
starter. Pojazd wykona� gwa�towny skok do przodu, a� wgniot�o ich w siedzenia i
po chwili �agodnie wyhamowa� na
pla�y. Dwie�cie trzydzie�ci kilometr�w na godzin�.
X I I
Uchwyt po lewej stronie prze�arty by� korozj�. Uchwyt po prawej stronie by�
zupe�nie dobry, skorodowa� tylko spaw.
Oba urwa�y si� w tym samym momencie i gramol�cy si� z sarkofagu cz�owiek wpad�
spowrotem w czarn� oleist� to�.
Ciecz zamkn�a si� wko�o niego leniwie. By�a g�sta jak smo�a. Za p� godziny
stanie si� twarda jak asfalt. Oddech
ucich� i tylko ob�oczki pary snuj�ce si� nad rurk� wskazywa�y, �e zatopiony w
mazi cz�owiek jeszcze �yje.
X I I I
Kanion nie by� specjalnie g��boki, za to jego szeroko�� wynosi�a ponad p�
kilometra. Rzeka p�yn�a meandrami i na
jednej z �ach znalaz�o si� akurat do�� miejsca �eby zaparkowa� �lizgacz.
-Te� b�d� musia� sobie taki kupi� - powiedzia� profesor uwalniaj�c nogi.
Odpi�� obr�cze od nadgarstk�w i pozostawi� je dyndaj�ce przy kierownicy.
Zeskoczyli na mokry piasek. Profesor
pochyli� analizator nad wod�. Urz�dzenie zapiszcza�o cicho.
-U psia krew. Prawie jedna dziesi�ciotysi�czna promila - powiedzia�. - Nici z
p�ywania.
Tomasz wpatrywa� si� w zadumie w wod�. Po wierchu przep�yn�a �awica zdech�ych
rybek.
-Jedna dziesi�ciotysi�czna promila - powiedzia�. - Jedna cze�� destrutoxu na
milion cz�ci wody... Gdzie� musia�a si�
znowu otworzy� kawerna wype�niona tym �wi�stwem. Gdyby tylko da�o si� to
zneutralizowa�...
Kawa�kiem patyka zacz�� pisa� na piasku skomplikowane r�wnanie chemiczne.
Profesor obserwowa� go przez chwil�
spod oka. By�o w Tomaszu co� co go niepokoi�o. Jaka� ledwo uchwytna fa�szywo��.
Odrobin� inny akcent. R�nice
rasowe. I czasami wyskakiwa� z wiedz� kt�ra wydawa�a si� przerasta� poziom
studenta.
-Nie znasz wzoru chemicznego destrutoxu - powiedzia�.- Co piszesz?
Patyk drgn�� w d�oni Miszczuka.
-Taki uniwersalny neutralizator na bazie dwuchloramidu teflonu. Gdyby doda�
polinadtlenek wodoru...
Profesor poczu� si� jeszcze dziwniej. Nadtlenek wodoru? Przecie� tego nie mo�e
by�. Student "odruchowo" zatar� wz�r
nog�.
-Nie wa�ne - powiedzia�. - M�drzejsi ode mnie z�by sobie po�amali. Wracamy?
-Chyba tak - powiedzia� Profesor. - Wsiadaj.
-Je�li pan pozwoli przejd� si� troch�.
-Do bazy jest st�d dwadzie�cia kilometr�w.
-Przybiegn� si�. To godzina z kawa�kiem. Mo�e dwie, po takim terenie.
-Chcesz sobie pobiec p� maraton, ot tak?
-A co w tym dziwnego?
-A je�li z�amiesz nog�, albo utkniesz w jakiej� dziurze?
-Mam namiernik satelitarny. Wywo�a mnie pan przez komunikacyjnego delta 3, ale
nie s�dz�, �ebym mia� sprawi�
k�opot. b�d� na czas.
Profesor skin�� g�ow� i przypi�� si� do �lizgacza. Pomkn�� jak strza�a w g�r�
rzeki. Dziwny student wyj�� z torby
laptopa i wprowadzi� do� jakie� wzory. Potem rozejrza� si� w oko�o. Nigdzie ani
�ladu �ywej duszy. Wyci�gn�� z boku
urz�dzenia antenk� i wcisn�� guzik przemy�lnie ukryty pod obudow�. Na brzegu
rzeki zmaterializowa�o si� niedu�e
pude�ko tkwi� w nim ma�y rozpylacz i butelka. Zerwa� plomb�, wyj�� zawleczk� po
czym wszed� spokojnie do wody.
Wcisn�� guzik i z dyszy rozpylacza wytrysn�� strumie� jasnob��kitnej cieczy.
Woda woko�o jego st�p troch� si�
burzy�a i po chwili zacz�a go piec sk�ra ale nie przerywa� swojego zaj�cia a�
cichn�cy syk przekona� go �e zawarto��
butli sko�czy�a si�. W��czy� analizator. Woda przesta�a by� aktywna. Wyszed� na
brzeg i podni�s� z ziemi podrywk�.
Zr�cznie brodz�c w wodzie pozbiera� martwe rybki.
-Biedactwa - powiedzia�. - Zobaczymy co si� da dla was zrobi�.
W�o�y� je do pude�ka b��kitnego koloru a po chwili wysypa� z powrotem do wody.
By�y �ywe i w niczym nie
przypomnia�y tych martwych sprzed kilku chwil. U�miechn�� si� lekko. Wrzuci�
podrywk�, rozpylacz i pude�ko do
pud�a i przekr�ci� w��cznik. Pud�o sapn�o i przesta�o istnie�. Nie by�o wida�
czy rozpad�o si� na atomy, czy po prostu
odlecia�o tunelem w czasoprzestrzeni. Popatrzy� na swoje nogi. Sk�ra by�a lekko
zaczerwieniona. W kilku miejscach w
kt�rych destrutox przegryz� si� a� do mi�ni pojawi�y si� niewielkie krwawi�ce
rany. Zaczerpn�� gar�ci� wod� z rzeki i
przemy� je spokojnie. W�o�y� laptopa do swojej torby i przewiesiwszy j� przez
rami�