8057
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 8057 |
Rozszerzenie: |
8057 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 8057 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8057 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
8057 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
ANDRE NORTON
LAWENDOWA MAGIA
T�UMACZY� W�ODZIMIERZ NOWACZYK
TYTU� ORYGINA�U LAVENDER � GREEN MAGIE
Dla pani Leny May Lanier,
kt�ra dzi�ki swym opowie�ciom
wprowadzi�a mnie w �wiat Wade��w.
I
DIMSDALE
Deszcz z w�ciek�o�ci� wali� w okna autokaru, uniemo�liwiaj�c dostrze�enie
czegokolwiek
na zewn�trz. Ostre podmuchy wiatru raz po raz wstrz�sa�y pot�nym pojazdem.
Wewn�trz szyby zupe�nie zaparowa�y. Powietrze by�o st�ch�e. Holly doskonale
wyczuwa�a
s�odkaw� wo� banana jedzonego przez ch�opca na przednim siedzeniu i nieprzyjemny
zapach
przemoczonej odzie�y ludzi, kt�rzy wsiedli na ostatnim przystanku. Duchota i
ludzki
smrodek.
Holly cierpia�a. By�o jej niedobrze, ale nie zamierza�a si� poddawa�. Tylko
maluchy
choruj� w autobusach. Zacisn�a usta i nieustannie prze�yka�a �lin�. Uciskaj�c
d�o�mi
�o��dek, mia�a �al do ca�ego �wiata.
Nie bez powodu zreszt�. Wszystko naprawd� by�o okropne. Nie tylko ta wichura,
ale i sam
autobus, powody, dla kt�rych w nim siedzieli, ca�y �wiat, kt�ry niespodzianie
rozpad� si� tak,
�e ju� nigdy nie b�dzie bezpieczny i szcz�liwy jak kiedy�. Zn�w prze�kn�a
�lin�. Nie, na
pewno nie zwymiotuje. Nie b�dzie te� becze� jak Judy, kt�ra od tej strasznej
chwili, od czasu
do czasu dawa�a upust �zom.
Crock, Crockett Wade, jej brat siedz�cy obok, optymistycznie stara� si� wyjrze�
na drog�,
przecieraj�c szyb� niecierpliwymi ruchami d�oni. Zniech�cony bezskutecznymi
wysi�kami
opad� na oparcie fotela i uwa�nie przyjrza� si� siostrze.
� Co z tob�? � spyta�.
Da�a mu kuksa�ca, uderzaj�c przy tym �okciem o por�cz dziel�c� siedzenia.
� Nic! � Ostrzegawczym gestem wskaza�a fotele z ty�u zaj�te przez mam� i Judy. �
Zupe�nie nic.
Nie odrywa� oczu od jej twarzy, a� wreszcie zrozumia�, o co jej chodzi.
� Jasne � mrukn��. � Chyba ju� doje�d�amy do Sussex.
Holly nie by�a pewna, czy ta uwaga mia�a doda� otuchy jej, czy te� jemu samemu.
Mniejsza o to. Najwa�niejsze, to pokona� md�o�ci. Holly Wade nie by�a przecie�
maluchem.
Za sob� us�ysza�a g�os mamy, ale ba�a si� odwr�ci�, �eby mama nie dostrzeg�a jej
wysi�k�w. Mia�a do�� w�asnych problem�w, aby martwi� si� jeszcze o c�rk�, kt�ra
by�a ju� w
sz�stej klasie i powinna umie� troszczy� si� o siebie.
� Holly, Crock, wysiadamy na nast�pnym postoju. Mam nadziej�, �e deszcz si�
troch�
uspokoi.
Nagle Holly zapragn�a, aby to nie by� ju� nast�pny przystanek, chcia�a, aby ta
podr� si�
nie ko�czy�a, bo kiedy ju� wysi�d�, zostan� tam na zawsze. Nie b�d� ju� w domu,
lecz w
miejscu, z kt�rego nigdy si� nie wydostan�.
Wszystko zacz�o si� od telegramu.
Holly zacisn�a powieki. Nie wolno jej p�aka� i nie wolno wymiotowa�. Nie mog�a
jednak
zapomnie� o telegramie. Kiedy go przyniesiono, mama natychmiast usiad�a na
kanapie i przez
chwil� trzyma�a go w d�oni, jakby ba�a si� otworzy� kopert�. Kiedy ju� to
zrobi�a� nie,
Holly nie chcia�a pami�ta� wyrazu jej twarzy w tym momencie.
�Sier�ant sztabowy Joel Wade zagin�� podczas akcji� � to wszystko. Mama zapad�a
si� w
fotel Jakby wype�ni�o j� nieszcz�cie�, jak mawia�a ciocia Ada. Potem dzwoni�a
do
Czerwonego Krzy�a, do ludzi, kt�rzy mogliby co� wiedzie�. Tyle, �e nikt nie m�g�
jej nic
powiedzie�.
W ko�cu mama stwierdzi�a, �e trzeba co� postanowi�. Musi zn�w by� piel�gniark�.
Dosta�a prac� w Domu Spokojnej Staro�ci Pine Mount. To nie by�o w Bostonie, w
kt�rym
mieszkali od wyjazdu taty do Wietnamu, ale gdzie� na wsi, na p�nocy stanu.
Tylko Judy odwa�y�a si� zada� pytanie, kt�re dr�czy�o ich wszystkich: � Czy my
r�wnie�
tam zamieszkamy?
Podczas ca�ej rozmowy mama u�miecha�a si� do nich, jakby stara�a si�, �eby
uwierzyli, �e
to dobra praca i nale�y si� cieszy�. U�miech nie zgas� na jej twarzy nawet
w�wczas, gdy
pokiwa�a przecz�co g�ow� i wyjawi�a im reszt� swego strasznego planu.
� Nie. To miejsce dla starszych ludzi, Zaj�czku. (Tato nazwa� Judy Zaj�czkiem,
poniewa�
przysz�a na �wiat na Wielkanoc kiedy, jak m�wi�, zaj�c zapomnia� koszyczka z
jajkami i
zamiast niego przyni�s� im j�).
� No to co b�dzie z nami? � spyta� Crockett. Holly sta�a jak pos�g, czuj�c w
�rodku
przera�liwy ch��d.
� Zamieszkacie z dziadkiem i babci� Wade w Sussex. To do�� blisko Pine Mount,
wi�c
b�d� do was przyje�d�a� w wolne dni.
� Nie! � Holly nie by�a w stanie si� powstrzyma�. � Nie!
Kiedy mama spojrza�a na ni�, u�miech zgas� na jej twarzy. Wygl�da�a spokojnie,
jak
zawsze kiedy kt�re� z nich sprawi�o jej zaw�d. Mimo to Holly, trz�s�c si� z
zimna, kt�re ni�
zaw�adn�o, nie potrafi�a si� opanowa�. Mama musi by� z nimi! Je�li ich opu�ci,
mo�e tak�e
zosta� uznana za �zaginion��.
� Zrozum, Holly � powiedzia�a mama. � To najlepsze wyj�cie dla nas wszystkich.
B�d� mia�a dobr� prac�. Pine Mount ma k�opoty ze znalezieniem piel�gniarek. To
zbyt
spokojne miejsce dla dziewcz�t, kt�re po pracy potrzebuj� rozrywki. Dlatego
pensja jest tam
wy�sza, ni� mog�abym si� spodziewa� tu, w mie�cie. Wiem te�, �e u babci i
dziadka b�dzie
wam dobrze. Ju� si� ciesz�, �e do nich przyjedziecie.
Holly mia�a ochot� zn�w zaprotestowa�, ale zabrak�o jej odwagi. St�umi�a kolejne
�Nie!�
cisn�ce si� na wargi, tak jak teraz prze�yka�a �lin�. Potem wszystko potoczy�o
si�
b�yskawicznie: wynaj�cie domu Elandom (Wade�owie nawet nie zabrali swoich mebli,
a
jedynie odzie� i takie rzeczy jak kolekcja znaczk�w Crocka, karton �cink�w Judy
i
najukocha�sze ksi��ki Holly) i podr� w nieznane. Teraz niemal ju� doje�d�ali do
jej
strasznego kresu, a towarzyszy� im p�acz deszczu, zawodzenie wiatru i w�asny
l�k.
Holly nawet nie pami�ta�a jak wygl�daj� babcia i dziadek. Zanim tatu� nie
wyjecha� do
Wietnamu, mieszkali w pobli�u baz wojskowych, a te znajdowa�y si� zbyt daleko od
Sussex,
aby mo�na by�o si� odwiedza�. Tato m�wi�, �e dziadek z babci� nie nawykli do
podr�owania. Zesz�ego lata chcia� zabra� ca�� rodzin� do Sussex, ale wys�ano go
za ocean i
nic z tego nie wysz�o. Holly pami�ta�a tylko niewyra�n� fotografi� pokazywan�
przez ojca �
zdj�cie dwojga zupe�nie obcych ludzi.
Nigdy nie dostali listu od dziadka, ale babcia pisywa�a do nich regularnie raz w
tygodniu.
Du�e litery na kartce papieru z liniami jak na szkolnej tabliczce. Niewiele w
nich by�o
interesuj�cych wiadomo�ci. G��wnie opisy pracy nad szyciem nowej ko�dry,
robieniem
zapas�w na zim� i tak dalej.
Na gwiazdk� zawsze dostawali paczk� wype�nion� r�wnie dziwacznymi rzeczami.
Zestaw
naczy� dla lalek w ca�o�ci wyrze�bionych w drewnie dla Judy, maciupe�ki
koszyczek ze
skorupy orzecha. Dla Crocka �o�nierzyki i drewniany piesek. Holly dosta�a torb�
na rami�
zszyt� z jaskrawych skrawk�w materia�u. Najpierw pomy�la�a, �e to do�� g�upie i
stara�a si�
j� gdzie� schowa�, jednak mama wymog�a, �eby zabra�a torb� do szko�y. W�wczas
wszystkie
dziewcz�ta w klasie koniecznie chcia�y si� dowiedzie�, gdzie j� kupi�a i w ko�cu
wysz�o na
to, �e to �wietny prezent. Mama dosta�a mn�stwo male�kich buteleczek
wype�nionych
zasuszonych li��mi i p�atkami kwiat�w. Niekt�rych u�ywa�a do gotowania, inne
wk�ada�a do
szafy, �eby bielizna pi�knie pachnia�a.
Wszystko to by�o zupe�nie niepodobne do wszystkiego, co Holly ogl�da�a w
bosto�skich
sklepach. By�a pewna, �e Sussex to zupe�nie inny �wiat, miejsce, w kt�rym
zdecydowanie nie
chcia�a zamieszka�.
Autokar zwolni�. Holly z ca�ego serca pragn�a, aby to jeszcze nie by� ich
przystanek.
Jednak pragnienia rzadko si� spe�niaj�, zw�aszcza kiedy ca�y �wiat rozpad� si�
na kawa�ki.
Za�o�y�a p�aszcz przeciwdeszczowy, zapi�a wszystkie guziki i naci�gn�a na
g�ow�
plastikowy kapelusz, ciasno wi���c tasiemki pod brod�.
Kiedy schodzili po stopniach autobusu pot�ny podmuch zapar� im dech w
piersiach.
Ruszyli biegiem w kierunku drzwi sklepu, przed kt�rym by� przystanek. Na
szcz�cie nie
musieli martwi� si� o baga� (mama wys�a�a go wcze�niej), a mimo to Holly czu�a
si�, jakby
kto� wyla� jej za ko�nierz szklank� wody, drug� chlusn�� prosto w twarz, a
wszystko sp�yn�o
do kaloszy.
� Wchod�cie, wchod�cie. � Jaka� kobieta otworzy�a drzwi na ich widok i wpu�ci�a
ich
do �rodka. Stan�a z boku, potrz�saj�c g�ow� tak mocno, �e grzywa siwych w�os�w
zas�oni�a
jej twarz i otoczy�a g�ow� niczym dmuchawiec.
By�a du�o ni�sza od mamy, na ramiona narzuci�a rozpi�ty sweter, pod kt�rym mia�a
wielki
bia�y fartuch. Jak tylko wszyscy znale�li si� w sklepie zatrzasn�a drzwi i
nadal energicznie
kr�ci�a g�ow�, spogl�daj�c przez szyb� za oddalaj�cym si� autokarem.
� W tak� pogod� i kaczka utonie � oznajmi�a odwracaj�c si�. Spojrza�a na nich
tak,
jakby to w�a�nie oni byli kaczkami. � Ale�cie przemokli. I to przez tych par�
krok�w. Niech
pani tego nie robi � zwr�ci�a si� do mamy, kt�ra zatrzyma�a si� tu� przy progu i
gestykuluj�c
usi�owa�a przyci�gn�� dzieci jak najbli�ej siebie. � Nie szkodzi, �e troszk�
nakapie. W taki
dzie� przez drzwi wlewaj� si� ca�e fale. Tych par� kropli, kt�re wnie�li�cie,
nie zrobi �adnej
r�nicy.
Si�gn�a r�k� za filar, na kt�rym wisia� p�k d�ugich miote� i kalendarz, i
wyci�gn�a
mopera. Zdecydowanymi ruchami zacz�a przeciera� pod�og� przed wej�ciem, przez
kt�re
rzeczywi�cie s�czy�a si� stru�ka wody.
� No dobrze, co mog� dla was zrobi�? Kto� ma po was przyjecha�? A mo�e chcecie,
�eby
Jim Bachus gdzie� was podrzuci� taks�wk�? Nie liczy�abym na to osobi�cie. Ci�gle
go kto�
wzywa. Patrzcie na to. � Wskaza�a na �cian� z telefonem. Obok aparatu wisia�a
kartka
papieru niemal w ca�o�ci pokryta pospiesznie nagryzmolonymi s�owami i numerami.
�
Wszyscy, dok�adnie wszyscy z tej listy dzwonili po Jima, a ten nie odzywa si�
ju� od ponad
godziny. Nie zanosi si� na to, �eby by� wkr�tce wolny.
Holly rozgl�da�a si� po sklepie. Zagracone pomieszczenie w niczym nie
przypomina�o
supermarketu, do kt�rego w Bostonie mama cz�sto wysy�a�a j� po zakupy. Trudno
by�oby
jednoznacznie stwierdzi�, czy to sklep spo�ywczy, s�dz�c po wystawionych
puszkach i
kartonach, przeszklonych ladach z mi�sem i serami oraz wielkiej pace z
ziemniakami, czy te�
co� innego. Pod jedn� ze �cian sta� wieszak ze zwisaj�cymi sm�tnie sukienkami,
jakby
zawstydzonymi, �e je tam umieszczono, st� zarzucony flanelowymi koszulami, rz�d
topornych gumiak�w zupe�nie innych ni� te, kt�re dosta�a na urodziny. By�y tak
ogromne i
wysokie, �e je�li nie ona, to Judy na pewno mog�aby w nich schowa� ca�e nogi. Na
p�kach
le�a�y bele materia�u, a w przeszklonej szafce umieszczono guziczki, koraliki i
zamki
b�yskawiczne jak w sklepie z pasmanteri�.
Powietrze przesycone by�o mieszanin� najrozmaitszych zapach�w, w�r�d kt�rych
rozpoznawa�a jedynie kaw� i sery. W g��bi sta�a znajoma skrzynia z
charakterystycznym
znakiem nad prostok�tnym okienkiem: Urz�d Pocztowy Stan�w Zjednoczonych.
W por�wnaniu z temperatur� na zewn�trz, sklep wydawa� si� ciep�y, lecz nie by�
tak
przegrzany i duszny jak autobus.
Kobieta ostatni raz machn�a moperem, od�o�y�a go na miejsce i jeszcze raz
spyta�a:
� Chce pani z�apa� Jima?
� M�j te�� ma po nas przyjecha�. Pan Wade, Luther Wade. � Mama u�miecha�a si�
uprzejmie, jak zawsze do obcych, ale Holly wyczu�a, �e co� jest niezupe�nie tak,
jak powinno.
Mama mia�a na sobie l�ni�cy czerwony p�aszcz przeciwdeszczowy kupiony przez
tatusia
(�eby by�a weso�a w szare dni) i czerwone kalosze, takie same jak Holly. W�a�nie
zdj�a
kaptur, wi�c jej kruczoczarne w�osy zn�w l�ni�y pe�nym blaskiem. By�a naprawd�
�adna z
g�adk� br�zow� sk�r� i w�osami upi�tymi na czubku g�owy. Kosmetyczka nazywa�a t�
fryzur� �zmodyfikowanym afro�. Holly westchn�a. Chyba jeszcze d�ugo nie b�dzie
mog�a
nosi� w�os�w w ten spos�b.
Nie, mama zdecydowanie wygl�da�a w porz�dku. Crock te� si� nie�le prezentowa� w
swych wyj�ciowych spodniach i p�aszczu. A Judy? W porz�dku. Z do�eczkami w
policzkach,
starannie zaplecionymi warkoczykami, w br�zowej pelerynie i kaloszach. Holly
ubrana by�a
w ��ty p�aszcz i r�wnie� by�a starannie uczesana. Wszyscy pasowali do tego, co
tatu�
okre�la� jako �odpowiedni, zadbany wygl�d�.
� Ach tak � powiedzia�a kobieta. � Wi�c to wy jeste�cie krewniakami starego
Lutka.
Wszyscy tu zamartwimy si�, od kiedy us�yszeli�my, �e jego syn zagin�� taki szmat
drogi st�d.
Ale, ale � przecie� si� wam jeszcze nie przedstawi�am. Jestem Martha Pigot,
wdowa. Jethro,
m�j �wi�tej pami�ci m�� przej�� to imperium � tak w�a�nie nazywa� ten sklep
przez ponad
pi��dziesi�t lat � po swoim ojcu. Kiedy si� zmar�o biedakowi, nie pozosta�o mi
nic innego,
jak tylko pcha� dalej ten w�zek. Cz�owiek musi si� przecie� czym� zaj��.
� Ja nazywam si� Pearl Wade. � U�miech mamy sta� si� bardziej zwyczajny, ciep�y
i
przyjazny. � To Holly, nasza najstarsza.
Holly zdo�a�a si� u�miechn��, wiedz�c doskonale, �e w takich chwilach mama
oczekuje od
nich dobrych manier. Zebra�a wszystkie si�y i do�� uprzejmie wykrztusi�a z
siebie: �Dzie�
dobry�.
� Crockett � mama wskaza�a Crocka skinieniem g�owy, a on zareagowa� podobnie jak
Holly � i Judy, bli�ni�ta.
Zawsze to powtarza�a nowo poznanym, chyba dlatego, �e wcale nie byli do siebie
podobni.
Crock by� wysoki, chyba ju� o cal wy�szy od Holly, co stale jej wypomina� bo
by�a o rok
starsza. Z kolei Judy by�a malutka, pulchna i nie wygl�da�a na sw�j wiek. Jednak
doskonale
wiedzia�a jak si� zachowa� i cho� z natury nie�mia�a przywita�a si� uprzejmie.
� A to mi dopiero wspania�a rodzinka. � Pani Pigot promienia�a u�miechem. �
Jethro i
ja nie dorobili�my si� dzieci, ale jako� nam ich nie brakowa�o. Dzieciaki z
s�siedztwa
upatrzy�y sobie nasz sklep, wi�c czasami wi�cej z nimi przebywam ni� ich
rodzice. Chod�cie
tu bli�ej, do grzejnika. Na pewno przemarzli�cie do szpiku ko�ci w tak� pogod�.
W�a�nie
zagotowa�a si� kawa, a mam te� spory p�misek piernika pani Symmes. Przynios�a
mi go
rano, zanim jeszcze zacz�o tak la�. Jest dumna ze swoich piernik�w. Zawsze
piecze wielk�
blach� na ko�cielne wieczorki i kiermasze dobroczynne w remizie.
Tak wi�c ju� po chwili Wade�owie znale�li si� w pokoiku na zapleczu sklepu. Mama
na
krze�le, dzieci na szerokiej �awie, z solidnymi kawa�kami wilgotnego, pachn�cego
piernika w
jednej r�ce i dymi�cym kubkiem w drugiej. Mama dosta�a kaw�, a dla dzieci
znalaz�o si�
mleko.
Crockett szturchn�� Holly w bok. � Nie jest �le � wymamrota� z ustami pe�nymi
ciasta.
Jednak Holly nie mog�a pozby� si� niepokoju. Rzeczywi�cie, pani Pigot wydawa�a
si� mi�a
i �adnie ich przywita�a, ale co z reszt� miasta? W Bostonie by�o wielu takich
jak oni, dlatego
kolor ich sk�ry nie by� niczym szczeg�lnym. Tu mo�e by� zupe�nie inaczej. Nawet
pani Pigot
nazwa�a dziadka �starym Lutkiem�, a nie �panem Wade�. Holly nie by�a tym
zachwycona.
Mama z pocz�tku te� zachowywa�a si� nieco dziwnie, jakby spodziewa�a si�, �e
pani Pigot
mo�e nie by� zbyt mi�a. Holly chcia�a, �eby dziadek si� pospieszy�, przyjecha�
jak najszybciej
i zabra� ich wreszcie do� nie, nie potrafi�a nawet w takiej chwili pomy�le� o
tym miejscu jak
o domu. Piernik nagle straci� smak i z trudem przechodzi� przez gard�o.
� St�d jest szmat drogi do dawnej siedziby Dimesdale��w. � Pani Pigot nie
usiad�a z
nimi do sto�u. Sta�a oparta o framug� i nie przestawa�a m�wi�. � W taki deszcz
Lutek musi
jecha� bardzo ostro�nie. Nie zdziwi�abym si�, gdyby ta stara ci�ar�wka zacz�a
mu p�ata�
figle. D�ugo zamierzacie zosta� na wysypisku?
Wysypisku? Holly przesta�a je�� i wpatrywa�a si� w pani� Pigot szeroko otwartymi
oczami, �Stary Lutek�, a teraz �wysypisko�!
� Dosta�am prac� w Pine Mount � wyja�nia�a mama pogodnie. � Dzieci zostan� u
dziadk�w.
Pani Pigot pokiwa�a g�ow� ze zrozumieniem. � Wiele dzieciak�w z miasteczka
b�dzie im
zazdro�ci�. Nie znam ani jednego ch�opaka, kt�ry nie lubi�by tam poszpera�,
kiedy tylko
nadarzy si� okazja. Dla nich to prawdziwe skarby, przynajmniej tak im si�
wydaje. Sama tak
uwa�a�am w ich wieku. Oczywi�cie wtedy interes dopiero si� rozkr�ca�. Lutek i
Mercy byli
m�odym ma��e�stwem. Stara panna Elvery Dimsdale umar�a, kiedy zaczynali drugi
rok pracy
u niej. Potem pojawi�y si� k�opoty, problemy prawne ze spadkiem, cho� Bogiem a
prawd�
niewiele po niej zosta�o.
Du�y dom sp�on�� tu� przed �mierci� panny Elvery. Co� jej si� w g�owie
pomiesza�o i
chodzi�a po nim przez ca�e noce. Nigdy nie za�o�y�a elektryczno�ci, wi�c
�wieci�a sobie
lamp� lub �wiec�. Kiedy� wreszcie potkn�a si� i upad�a. Lutek cudem j�
uratowa�. Nafta z
lampy rozla�a si� po pod�odze i ca�y dom, a mia� ponad dwie�cie lat, sp�on�� jak
zapa�ka.
Ludzie zn�w zacz�li gada� o kl�twie Dimsdale��w, kiedy panna Elvery tak si�
poparzy�a, �e
zmar�a w cztery miesi�ce p�niej, a z domu zosta�y tylko zgliszcza. By�a
ostatni� z
Dimsdale��w, przynajmniej tak to ustalili prawnicy, nie licz�c jakiej� dalekiej
kuzynki
bodaj�e z Kalifornii.
Nie mogli sprzeda� posiad�o�ci, bo co� by�o nie tak w papierach, a miasto nie
znalaz�o
innego sposobu wykorzystania terenu, wi�c zrobiono tam wysypisko. I tak to si�
zacz�o.
� Co to za kl�twa? � zdo�a� wtr�ci� Crockett, kiedy pani Pigot przerwa�a na
moment,
�eby zaczerpn�� oddech.
� To kl�twa, jak� czarownica rzuci�a na ca�y r�d Dimsdale��w b�dzie ze dwie�cie
lat
temu, synku. To taka stara historia, �e nikt ju� nie wie, co jest prawd�, a co
zmy�leniem. No,
mo�e panna Sarah z biblioteki. Dzieje miasteczka to jej hobby i by� mo�e
dokopa�a si� do
czego� na ten temat. Dawno temu bywa�y tu czarownice. Nie wieszano ich tak jak w
Salem.
Dimsdale�owie musieli jedn� czym� tak rozz�o�ci�, �e ob�o�y�a ich kl�tw�. Co� w
tym musi
by�, bo trzeba przyzna�, �e pech prze�ladowa� t� rodzin�. Nieraz tak bywa.
Zreszt� nie ma ich
ju� w�r�d nas. A Lutek to dobry cz�owiek, tak jak i Mercy. Nie przeszkadza�o im
co�, co si�
sta�o zanim przyszli na �wiat.
� Czarownica? Z domku z piernika? � Judy spojrza�a na ostatni k�s ciasta w
d�oni, jakby
pochodzi� w�a�nie z tej strasznej budowli tak dobrze znanej wszystkim dzieciom.
� To tylko taka historyjka � powiedzia�a szybko Holly, �eby wszyscy od razu
wiedzieli,
co s�dzi o czarownicach i magii. � Kiedy� ludzie wierzyli w takie rzeczy, ale
teraz ju� nie.
Pani Pigot pokiwa�a g�ow�. � Tak jest, to zwyk�e ludzkie bajdurzenie. Nie lubili
samotnych staruszek, kt�re nie mia�y do kogo ust otworzy�, nie licz�c kota.
Nazywali je
czarownicami i mia�y z tego mas� k�opot�w. Ale nie b�j si�, kochanie, nie ma
czarownic w
Dimsdale, a tylko pe�no ciekawych rzeczy, kt�re na pewno ci si� spodobaj�.
W tej chwili drzwi sklepu otworzy�y si� z ha�asem, a deszcz i wichura niemal
wepchn�y
do �rodka niewysokiego m�czyzn� w mokrym deszczowcu i kaloszach takich, jakie
sta�y na
p�ce. G�ow� chroni� mu wielki rybacki kapelusz mocno zawi�zany pod brod�, bo
inaczej
spad�by przy pierwszym podmuchu. M�czyzna zmaga� si� z ciasnym w�z�em, a�
wreszcie
ods�oni� twarz.
� Tato Wade! � mama natychmiast wsta�a i ruszy�a mu na powitanie.
Tatu� by� m�czyzn� s�usznego wzrostu, lecz dziadek wydawa� si� ni�szy od mamy.
U�miecha� si� szeroko, pokazuj�c szczerby po z�bach. Przywita� mam� g��bokim
basem: �
Pearl, jeste� pi�kniejsza od swego imienia. Mercy ma twoje zdj�cie na �cianie,
ale w
rzeczywisto�ci jeste� ze dwa razy �adniejsza.
Wydawa� si� zaskoczony, kiedy mama poca�owa�a go w oba policzki. Potem z�apa� j�
za
ramiona i przycisn�� do siebie w ostro�nym u�cisku, jakby si� ba� zrobi� jej
krzywd�.
� A to dzieciaki! � Odwr�ci� g�ow�, �eby si� im przyjrze�, ale mamy nie pu�ci�.
�
Chyba mnie oczy nie myl�?
� Dziadek! � Judy zdecydowa�a si� natychmiast. Podbieg�a do niego tak, jakby
bieg�a
przywita� si� z tatusiem � z otwartymi ramionami. Dziadek uwolni� mam� i obj��
Judy. Z
Crockettem wymienili u�cisk d�oni � dziadek doskonale wiedzia�, �e przytulaniu
s� dla
dziewczynek i kobiet, m�czy�ni witaj� si� inaczej. Holly zbli�y�a si� do niego
ostatnia.
Male�ki staruszek w pocerowanym swetrze i kombinezonie pod wy�wiechtanym
p�aszczem � nie potrafi�a przywita� go tak serdecznie jak Judy. Jak mama
poca�owa�a go w
policzek i nie opiera�a si�, kiedy przygarn�� j� do siebie, mimo �e a�
zmarszczy�a nos, czuj�c
jego dziwny zapach. Mia�a wra�enie, �e nigdy jeszcze nie by�a r�wnie daleko od
tego, co
zawsze kojarzy�o si� jej z ciep�em i bezpiecze�stwem.
Przed sklepem czeka�a na nich niewielka ci�ar�wka. Mama i Judy zmie�ci�y si� z
dziadkiem w kabinie, ale Holly i Crck musieli wej�� na platform�, chowaj�c si�
pod
wyplamion� brezentow� p�acht�. Kiedy ruszyli, ze smutkiem wpatrywa�a si� w
o�wietlone
okna imperium pani Pigot, kt�re teraz wydawa�o si� ostatnim przycz�kiem
cywilizacji.
� Jak my�lisz, gdzie b�dziemy mieszka�? � spyta�a Crocketta. � Pani Pigot
powiedzia�a, �e dom si� spali�.
� Na pewno jest jeszcze jaki� � odpowiedzia� bez wi�kszego zainteresowania. �
Mo�e
dziadek zbudowa� nowy dom. Przecie� mieszkaj� tam ju� kop� lat. Tatu� si� tam
urodzi�.
� Na wysypisku! � Holly da�a upust swej z�o�ci. � B�dziemy mieszka� na starym,
brudnym wysypisku �mieci, Crock. Nie mog� w to uwierzy�! Mama na pewno nie
zdawa�a
sobie z tego sprawy, inaczej nie pozwoli�aby nam zosta� w takim miejscu!
� Poczekamy, zobaczymy. � Najwyra�niej Crockett niewiele si� tym przejmowa�.
Ch�opcy nigdy nie zaprz�taj� sobie g�owy takimi sprawami.
� B�dziemy musieli tu chodzi� do szko�y. � Przypomnia�a mu. � Chcesz, �eby
wszyscy
wiedzieli, �e mieszkasz na �mietniku?
� Pani Pigot m�wi�a, �e dzieciaki z miasta lubi� przychodzi� do Dimsdale. To
musi by�
fajne miejsce.
� Mo�e i fajne � powiedzia�a bez przekonania Holly � o ile nie trzeba tam
mieszka�.
Mama musi nas st�d zabra�. Musi! � podnios�a g�os, ale umilk�a, kiedy Crock
�cisn�� jej
r�k� tak mocno, a� zabola�o.
Patrzy� na ni� ze z�o�ci� � Holly Wade, daj mamie spok�j! Ani si� wa� teraz
narzeka�!
Zrozumia�a�!
Wszystkie zgryzoty, jakie by�y jej udzia�em od chwili nadej�cia telegramu,
skumulowa�y
si� nagle w jej duszy. Wyrwa�a si� bratu. � Nie b�dziesz mi m�wi�, co mam robi�!
� A w�a�nie, �e b�d�! Zw�aszcza kiedy chodzi o mam�. Ona ju� do�� prze�y�a.
My�lisz,
�e jeste� taka m�dra, bo masz dobre stopnie w szkole i jeste� starsza ni� ja i
Judy, ale tak
naprawd� jeste� wyj�tkowo g�upia. Nie dociera do ciebie, �e mamie trzeba teraz
pomaga�.
Jeste� pod�a i w og�le si� z ni� nie liczysz! Tatu� wstydzi�by si� za ciebie!
Holly mia�a ochot� wrzeszcze�, dopa�� Crocka i z ca�ych si� st�uc t� jego wredn�
g�b�, ale
to �wiadczy�oby o dziecinnym braku opanowania, tak jak wymiotowanie w autokarze.
Nie,
nie da mu pozna� jak bardzo jej dokuczy�. Nigdy, przenigdy! W g��bi duszy i tak
doskonale
wiedzia�a, �e mama ich st�d nie zabierze, bez wzgl�du na to jak mocno by j�
b�aga�a. Trudno,
b�dzie musia�a sta� si� now� Holly Wade, tak�, kt�ra mieszka na �mietnisku,
je�dzi star�
ci�ar�wk�, kryj�c si� przed deszczem pod brezentow� p�acht�, �yje w miejscu,
gdzie jaka�
wied�ma rzuci�a kl�tw� na ca�� rodzin�
Rzuci�a kl�tw� Ciekawe, jakie to uczucie: by� czarownic� z bajek i m�c spe�nia�
swoje
�yczenia? Holly nie mia�a najmniejszych w�tpliwo�ci, jakie by�oby jej pierwsze
�yczenie:
telegram mia� w og�le nie przyj��, mieli nadal mieszka� w Bostonie, wszystko
mia�o by� po
staremu. Gdyby zosta�a czarownic� zacz�aby od tego.
Dodawa�a coraz to nowe szczeg�y do swoich marze�, kiedy ci�ar�wka zjecha�a na
boczn� drog�. Otoczy�y ich drzewa i krzewy, pog��biaj�c mrok i sprawiaj�c, �e
dzie�
wydawa� si� jeszcze bardziej ponury.
II
SKARBCZYK
W Dimsdale sta� jednak dom, cho� by�a to do�� niezwyk�a budowla. W�a�ciwie
Wade�owie nie bardzo mieli okazj� go obejrze�, poniewa� szybko przebiegli z
ci�ar�wki
wprost do obszernego wn�trza. Dopiero tam Holly mog�a zsun�� kaptur i rozejrze�
si�
dooko�a.
Znajdowa�a si� w wielkiej sali, kt�rej naro�niki nikn�y w mroku, albowiem
jedynym
o�wietleniem by�a lampa stoj�ca na centralnie usytuowanym stole. Z jednej strony
stromo
wznosi�y si� schody, a cz�� pomieszczenia by�a poprzedzielana przepierzeniami
si�gaj�cymi
Holly do brody. Wygl�da�o to jak rz�d szaf bez drzwi ustawionych pod �cian�.
Przegrody
by�y ciasno wype�nione najr�niejszymi przedmiotami. Dwie mia�y p�ki zastawione
stosami
talerzy, p�misk�w, spodeczk�w, a na jednej sta� r�wny szereg elektrycznych
tester�w. W
pewien spos�b przypomina�o to zagracony sklep pani Pigot, z tym, �e wszystko
by�o jeszcze
cia�niej upakowane.
Za sto�em Holly dostrzeg�a ogromny kominek, nigdy dot�d nie widzia�a wi�kszego.
Jego
wn�trze by�o tak obszerne, �e w bocznych �cianach znajdowa�y si� siedzenia, by
ludzie mogli
tam wej�� ogrza� stopy i d�onie.
I te zapachy, te dziwne wonie, jedne ostre, inne przypominaj�ce pieczone ciasto
i jeszcze
inne, kt�rych Holly nie potrafi�a nazwa�. Mimo postanowienia, �e b�dzie widzie�
wy��cznie
z�e strony mieszkania w domu na wysypisku, musia�a przyzna�, �e pachnia�o
znakomicie.
Nikt ich nie wita�. Dziadek odprowadza� ci�ar�wk� do gara�u, kt�rego nie uda�o
si� jej
zlokalizowa�, ale gdzie babcia?
Obok lampy na stole le�a�y rozpostarte gazety chroni�ce obrus w czerwono�bia��
krat�.
Sta�y na nich rozbite naczynia: fili�anki bez uszek, p�kni�te talerze. Czy�by
dziadek i babcia
byli a� tak� a� tak biedni, �e to w�a�nie by�a ich jedyna zastawa? To
przypuszczenie tak
wstrz�sn�o Holly, �e zapomnia�a o w�asnym nieszcz�ciu. Zanim jednak zd��y�a
zapyta� o to
mam�, w najdalszym ko�cu sali otworzy�y si� drzwi i wesz�a babcia.
O ile dziadek okaza� si� du�o mniejszy ni� Holly sobie wyobra�a�a, to babcia
by�a wy�sza.
By�a chuda i chodzi�a lekko pochylona do przodu, jakby tak bardzo si� spieszy�a,
�e g�owa
zawsze wyprzedza�a reszt� cia�a. W�osy zaczesywa�a ku g�rze, gdzie spina�a je w
ma�y
koczek dwoma grzebieniami wysadzanymi l�ni�cymi kamieniami, jeden czerwonymi,
drugi
zielonymi. Na nosie mia�a okulary w jaskrawo czerwonych oprawkach, kt�rych boki
ostro
wznosi�y si� w g�r�. Poniewa� niezbyt dobrze si� trzyma�y, babcia nieustannie je
poprawia�a.
Cho� pomieszczenie by�o dobrze ogrzane przez ogie� na kominku i du�y piec z
boku, tak �e
Wade�owie musieli od razu porozpina� p�aszcze, babcia mia�a na sobie dok�adnie
zapi�ty
sweter. Na nim i na jasnej sp�dnicy w krat� nosi�a ogromny fartuch tak pokryty
r�nokolorowymi plamami, �e trudno by�o stwierdzi�, czy kiedy� by� rzeczywi�cie
bia�y.
� Dzi�ki Panu za jego �ask�! Jeste�cie tu cali i zdrowi. Jestem szcz�liwa, �e
zn�w ci�
widz�, c�reczko! � Wyci�gn�a r�ce ku mamie, kt�ra wesz�a w jej obj�cia tak
ch�tnie, jakby
niczego bardziej od dawna nie pragn�a.
� B�g nam sprzyja, dziecko. � G�owa marny zupe�nie znikn�a w ramionach babci.
Holly poczu�a uk�ucie dziwnego l�ku, kiedy zobaczy�a, �e mama, tak zawsze silna,
p�acze jak
dziecko. � Wierz w Jego dobro�. W swoim czasie wszystko dobrze si� sko�czy. Z
nami te�
tak b�dzie. Luther i ja prze�yli�my wiele czarnych chwil, ale zawsze dobry B�g
zsy�a� nam
pocieszenie. Nie wierz�, �e Joel nie �yje. Nie dopuszczaj tej my�li ani do
g�owy, ani do serca!
Joel to wojownik, nie da si� pokona�, nie on!
� Siadajcie. � Podprowadzi�a mam� do �awy z wysokim oparciem stoj�cej przy
kominku. � Dzi� taki dzie�, �e chyba sam diabe� chce ukara� wszystkich, kt�rzy
musz�
wyj�� z domu. Si�d� tutaj, c�reczko, odpocznij i uspok�j si�. Jeste� tu
bezpieczna, a i Joel tu
do nas wr�ci, kiedy B�g tak postanowi.
Mama zacz�a si� u�miecha�, cho� jej policzki nadal l�ni�y od �ez. � Ty wiesz,
jak mi
doda� otuchy, mamo.
� Mercy, nazywaj mnie Mercy, c�reczko. W naszych stronach to milej brzmi. Oto i
dzieciaki. � Poklepa�a mam� po ramieniu i odwr�ci�a si� do wnucz�t. Starannie
poprawi�a
okulary na nosie. � Ho�ly � skin�a g�ow� � Crockett i Judy.
� Tatu� nazywa mnie Zaj�czkiem � powiedzia�a Judy. U�miech pog��bi� zmarszczki
na
twarzy babci.
� Naprawd�? On zawsze lubi� wynajdowa� r�ne przezwiska. Zawsze trafia� w samo
sedno. Sp�jrzcie na zegar. Luther zaraz b�dzie mia� ochot� wzi�� co� na z�b. Wy
te�?
Crock wci�gn�� nosem powietrze. � Co� tu �wietnie pachnie. � U�miechn�� si� do
babci.
� Pieczesz piernik? Pani Pigot, ta ze sklepu, pocz�stowa�a nas piernikiem.
� Nie, to nie piernik. Ale je�eli jeste�cie podobni do waszego ojca, na pewno
zasmakuje
wam moje nowe ciasto z odrobin� miodu. � Pochyli�a si� nad sto�em. � Troch� tu
posprz�tam i uszykuj� st� dla ca�ej rodzinki. � Chocia� naczynia rozstawione na
gazecie
by�y pot�uczone, przenosi�a je na p�k� za jednym z przepierze�, jakby to by�y
prawdziwe
skarby.
� S� pot�uczone � zauwa�y�a Judy.
� Jasne, �e tak. Dlatego tu trafi�y. � Szerokim gestem wskaza�a zagracone p�ki.
�
Tylko tu mo�na im pom�c. Je�li tylko mam ochot�, potrafi� wyczarowa� prawdziwe
cude�ka
z tych starych skorup. Wszystko z odzysku. Zdumiewaj�ce, czego to ludzie nie
wyrzucaj�,
zdumiewaj�ce! To, co dla jednych jest �mieciem, mo�e by� skarbem dla innych.
Luther ma
z�ote r�czki, naprawd�, i naprawia mn�stwo rzeczy, kt�re tu trafiaj�.
Nie przerywaj�c m�wienia, szybko uprz�tn�a st�, starannie z�o�y�a gazety i
po�o�y�a na
stosiku przy szafce. Z wysokiej skrzyni wyj�a inne naczynia, tym razem ju�
ca�e.
� Chod� tu, Holly. � Skin�a g�ow� tak energicznie, �e okulary zn�w si� zsun�y
i
musia�a je poprawi�. � Ty i Judy mo�ecie nakry� do sto�u. Miseczki do zupy,
reszta�
Holly ochoczo zabra�a si� do pracy. �adna z rozstawianych miseczek nie pasowa�a
do
pozosta�ych, ale przynajmniej nie by�y pop�kane, a jedna lub dwie, ozdobione
kwiatkami i
ptaszkami, naprawd� si� jej spodoba�y. Talerze te� by�y r�ne, tak samo jak i
widelce, �y�ki i
no�e, kt�re starannie rozk�ada�a Judy. W sumie by�a to do�� dziwna zastawa
sto�owa. Mama
wsta�a, �eby dogl�da� ich prac�, wzi�a w r�ce jedn� z miseczek, odwr�ci�a j� do
g�ry dnem i
zdumiona powiedzia�a:
� Ma� Mercy, przecie� to Minton!
Babcia za�mia�a si� z zadowoleniem. Sta�a przy piecu, zagl�daj�c pod pokrywki
garnk�w i
w�chaj�c wydobywaj�c� si� z nich par�, jakby mog�a jedynie po zapachu oceni� ich
zawarto��.
� Znalaz�am j� w�r�d r�nych skorup. Pewnie nie uwierzysz, �e by�a na p�
p�kni�ta.
Potrzeba wiele czasu i cierpliwo�ci, �eby to tak naprawi�. Czasu mi nie brakuje,
a
cierpliwo�ci stale si� ucz�. Staram si� jak mog�. Ale oto i Luther. Teraz mo�emy
usi��� do
sto�u. To co� do czego cierpliwo�� nie jest wcale potrzebna. Wystarczy dobry
apetyt.
Kiedy jedli gulasz babuni � nazywa�a go zup�, cho� bardziej przypomina� gulasz z
jarzynami � i jej �wie�o upieczony chleb (to chleb india�ski, powiedzia�a mamie
� m�ka
kukurydziana i �ytnia pieczone przez ca�� noc w staro�wieckim piecu z ociupink�
melasy i
innych dodatk�w dla lepszego smaku) szczodrze posmarowany zio�ow� galaretk� lub
miodem, babcia nie przestawa�a opowiada�. W ten spos�b wiele si� dowiedzieli o
Dimsdale.
Babcia tylko tak nazywa�a to miejsce. Ani razu nie u�y�a s�owa �wysypisko�.
Opowiada�a
o wszystkim, co ich otacza�o, co przechowywa�a w budynku, kt�ry kiedy� by�
stodo��, a odt�d
mia� sta� si� ich domem. M�wi�a o tym wszystkim w taki spos�b, jakby oboje z
dziadkiem
rzeczywi�cie byli stra�nikami jakiego� skarbca. Wszystko co trafia�o na
wysypisko, starannie
sortowano. Z�om trafia� do punktu skupu w miasteczku, jednak reszta
niepodzielnie nale�a�a
do babci i dziadka. Rzeczy st�oczone w przegrodach, kt�re kiedy� s�u�y�y koniom,
czeka�y na
napraw�.
� Lem Granger wr�ci� z Korei bez n�g, ale on na pewno nie z tych, co si� poddaj�
nieszcz�ciu. Co to to nie! � Babcia postawi�a na stole nowy p�misek z pajdami
chleba. �
Poszed� do jakiej� szko�y prowadzonej przez weteran�w i nauczy� si� naprawia�
urz�dzenia
elektryczne. Kiedy tylko ko�czy zam�wienia i ma woln� chwil�, wpada tu, �eby si�
rozejrze�.
Na przyk�ad te tostery � wskaza�a brod� rz�d zape�niaj�cy jedn� z p�ek. � Na
pewno
zabierze je do siebie i tak odnowi, �e b�dzie m�g� je u siebie sprzedawa�.
Letnicy nie lubi� zawraca� sobie g�owy, kiedy co� si� zepsuje, po prostu to
wyrzucaj�.
Wszyscy byliby�cie zdumieni, widz�c co mo�na znale�� w ich �mieciach pod koniec
sezonu.
Od czasu gdy pobudowali te nowe osiedla za rzek�, nie ma dnia, �eby kto� si� u
nas nie zjawi�
z pe�nym workiem.
Tutejsze stare rodziny, kt�rych jest ju� coraz mniej, urz�dzaj� wyprzeda�e po
�mierci
krewniak�w. Czego nie da si� sprzeda�, przywo�� do nas, st�d mamy mas� dziwnych
rzeczy.
Jest tu taki mi�y m�ody cz�owiek, nazywa si� Correy, kt�ry wraz z �on� za�o�y�
sklep ze
starociami w starej ku�ni. Cz�sto przyje�d�a do nas na �owy. Odk�adamy dla niego
rzeczy ze
starych dom�w. To on nauczy� mnie klei� porcelan�. Teraz m�wi, �e jestem w tym
lepsza od
jego nauczycielki.
Dostajemy te� mn�stwo starych ksi��ek i wtedy dzwonimy po pann� Sarah, kt�ra
prowadzi bibliotek�. Skauci szukaj� zabawek, w og�le wydaje mi si�, �e dzieciaki
lubi� l tu
grzeba�. Naprawiaj� je, maluj�, a potem wszystko trafia na Blazedale Farm � do
sieroci�ca.
Miasto p�aci troszk� Lutherowi za pilnowanie tu porz�dku, ale ledwo mo�na z tego
wy�y�.
Mamy sw�j ogr�d, zio�a, sprzedajemy, co si� da naprawi� i wszystko razem daje
nam ca�kiem
niez�e dochody. Kiedy czytam w gazetach o tym, co si� teraz dzieje na �wiecie,
wiem, �e nam
si� w �yciu poszcz�ci�o!
Dziadek od�o�y� �y�k� obok pustej ju� miseczki. � Mercy kocha czyta� � ma tu
prawdziw� bibliotek�. Zawsze te� jest gotowa czego� si� nauczy�, na przyk�ad
klejenia
porcelany.
� Daj spok�j, Luther, pod tym wzgl�dem jestem taka sama jak ty, Przecie� to ty
naprawi�e� te wszystkie stoliki i krzes�a, kt�re potem pan Correy sprzeda� od
r�ki w swoim
sklepie. P�aci� nam po sto dolar�w za st� i dziesi�� za krzes�o, tak dobrze je
Luther odnowi�!
A krewniak starego pana Appelby s�dzi�, �e nadaj� si� ju� tylko na podpa�k�.
Holly mia�a wra�enie, �e wysypisko ma nieco inny charakter ni� pocz�tkowo
przypuszcza�a. Poczu�a to po raz pierwszy, kiedy mama podnios�a miseczk� Mintona
i
uwa�nie j� ogl�da�a.
� Nie widz� tu �ladu po klejeniu, Mercy. To czary!
� Jak te, czynione przez czarownice � wtr�ci�a w�wczas Judy. � Babciu, czy
widzia�a�
kiedy� czarownic�, t�, o kt�rej pani Pigot powiedzia�a, �e tu kiedy� mieszka�a?
D�o� babci sun�a w�a�nie do g�ry, �eby poprawi� okulary, ale zamar�a w po�owie
drogi.
� Czarownica! � powiedzia�a niemal gniewnie. � Ludzie, co maj� za ma�o roboty,
lubi�
bez potrzeby rozpuszcza� j�zyki. Nie ma �adnych czarownic. Mieszkamy tu z
Lutherem od
czterdziestu lat i nigdy ich nie widzieli�my. Czarownice �y�y w dawnych, z�ych
czasach �
teraz nie zawracaj� ludziom g�owy. Opowiadano takie bzdury o pannie Elvery, bo
lubi�a �y�
sama i nie by�a zbyt mi�a dla tych, co wpadali dowiedzie� si� jak si� miewa.
Zawsze tak by�o:
ludzie, kt�rzy nie m�wili wszystkiego, co wiedzieli i nie otwierali drzwi na
o�cie� przed byle
Tomem, Dickiem czy Harrym, byli bohaterami wszelkich plotek. Panna Elvery by�a
dobr�,
bogobojn� kobiet�, kt�ra przez wi�ksz� cz�� �ycia mia�a pecha. Nie by�a �adn�
wied�m�!
Si�a, z jak� babcia to powiedzia�a, uciszy�a Judy. Tyle, �e pani Pigot nie
m�wi�a, �e panna
Elvery by�a czarownic�, lecz �e ona � czy te� jej rodzina � byli ofiarami
rzuconej kl�twy.
Holly jednak uzna�a, �e nie jest to najlepszy moment na wyprowadzenie babci z
b��du. By�o
a� nadto widoczne, �e babcia nie chce rozmawia� na ten temat.
Babunia chyba pragn�a, aby zaraz po kolacji wszyscy zeszli jej z oczu i
po�o�yli si� spa�.
Zagoni�a ich pr�dko na g�r�, �eby pokaza� im dawne mieszkanie stangret�w i
strych stodo�y,
kt�re teraz zamieniono na szereg niewielkich pokoi. Ka�dy m�g� pomie�ci� jedynie
��ko,
krzes�o i wysok� drewnian� skrzyni� z drzwiami. Mama wyja�ni�a im, �e to szafa
na odzie�,
mebel pospolity w czasach, zanim pojawi�y si� wbudowane garderoby. Przy �adnym
pokoju
nie by�o �azienki z bie��c� wod�. Holly sceptycznie patrzy�a na misk� i stoj�cy
w niej
dzbanek z wod� w pokoju, kt�ry mia�a dzieli� z Judy i poczu�a nawr�t fali
sprzeciwu. C� to
za dom, gdzie trzeba si� my� w wodzie noszonej do g�ry i na d�. Ju�, ju� mia�a
wybuchn��,
lecz spojrza�a na zm�czon� twarz mamy, przypomnia�a sobie ostrze�enie Crocka i
pohamowa�a si�.
Pok�j jej i Judy musia� by� jednym z wi�kszych. By� przera�liwie zimny, wi�c
rozebra�y
si� b�yskawicznie i naci�gn�y ciep�e pi�amy roz�o�one przez babci� na ��kach.
Na kom�dce
sta�a lampa naftowa, kt�rej mama nie pozwoli�a im dotyka�. Powiedzia�a, �e sama
po ni�
przyjdzie.
� Podoba mi si� to wysypisko � stwierdzi�a Judy, kiedy sko�czy�y modlitw� i
usadowi�y
si� wygodnie pod starymi ale mi�kkimi ko�drami. � Polubi�am babci� i dziadka i
ciesz� si�,
�e tu przyjechali�my.
Holly nie odzywa�a si�. Nas�uchiwa�a zawodzenia wiatru, kt�re tu na g�rze by�o
znacznie
wyra�niejsze ni� na dole, przy kominku. S�ysza�a przer�ne tajemnicze
skrzypienia i szmery.
Uwa�a�a, �e to normalne w starym domu, stodole w�a�ciwie, kt�ra mia�a sporo
ponad sto lat,
jak m�wi� dziadek. Jednak nie chcia�a spa� w starej stodole, pragn�a by� w
domu, we
w�asnym ��ku, w swoim ��ku� Mimo wiatru, skrzypienia i ponurych my�li usn�a
niespodziewanie szybko.
Rano mama wnios�a na g�r� wielki miedziany dzban gor�cej wody i pilnowa�a, aby
si�
dobrze umy�y. Powiedzia�a, �e od tej chwili b�dzie to obowi�zkiem Holly,
poniewa� sama
wyje�d�a najbli�szym autobusem do Pine Mount. Holly stara�a odsuwa� od siebie
my�l o
nieuchronnym wyje�dzie mamy, �udz�c si�, �e maj� jeszcze sporo czasu. Teraz
w�a�nie ta
chwila nadesz�a. Za�o�y�a jeansy i sweter, pos�a�a ��ko i pomog�a Judy u�o�y�
po�ciel w
nadziei, �e gdy b�dzie zaj�ta, nie b�dzie my�la�a o wyje�dzie mamy.
Kapy na ��kach by�y z kolorowych �atek, kt�re w oczach Holly rozja�nia�y pok�j
jak
lampa wieczorem. Za oknem by�o tak szaro i ch�odno, jakby czas skoczy� naprz�d o
dwa
miesi�ce i ju� nadesz�a zima, cho� nie by�o �niegu.
Na dole babcia sta�a przy piecu, fachowo podrzucaj�c nale�niki.
� Nie ma jak stara patelnia � m�wi�a do mamy. � Te wszystkie elektryczne nowinki
zawsze si� psuj� lub przypalaj�. Z tak� patelni� nie ma �adnych k�opot�w, o nie!
Nale�niki by�y takie jak nale�y. Babcia ustawi�a pe�en p�misek obok du�ej
szklanej
karafki ze szczup�� r�czk� i szyjk� r�ni�t� tak, �e l�ni�a jak diamenty.
� To prawdziwy syrop klonowy � powiedzia�a. � �aden tam kupny ze sztucznymi
dodatkami. Mamy go prosto od Hawkinsa. Luther cz�sto pomaga mu przy nocnym
warzeniu.
Nie by�o p�atk�w ani soku pomara�czowego, kt�re Holly zawsze jada�a na
�niadanie, ale
bekon, nale�niki i du�a szklanka mleka. Cho� dr�czy�a si� my�l� o wyje�dzie
mamy, jad�a z
apetytem.
� Nie ma sensu, �eby�cie dzi� szli do szko�y � ci�gn�a babcia. � Zosta�y dwa
dni do
ko�ca tygodnia. Nie zaszkodzi, jak zaczniecie od poniedzia�ku. Autobus zabierze
was z
podjazdu. Luther rozmawia� z Jimem Backusem, kierowc�. Powiedzia�, �e macie tam
czeka�
w poniedzia�ek. Luther ma spraw� do za�atwienia w miasteczku, kiedy odwiezie
wasz� mam�.
Trzeba zabra� resztki z wyprzeda�y w domu Elkins�w, Bo�e, wydaje si�, �e stare
rody
zaczynaj� coraz szybciej wymiera�. Elkinsowie zak�adali to miasto razem z
Dimsdale�ami,
Pigotami, Noyesesami i Oaksami. Dobrze przynajmniej, �e nie zburz� ich domu.
Kto� z
zewn�trz go kupi� i ma odnowi�, �eby wygl�da� jak dawniej. Jest na li�cie
zabytk�w. Luther
ma wywie�� wszystko, co tam zosta�o i na pewno przydadz� mu si� pomocnicy. Mo�e
mogliby�cie mu pom�c?
U�miecha�a si�, jakby to by� jaki� szczeg�lny zaszczyt. Holly chcia�o si� wy�,
ale zabrak�o
jej odwagi. Cho�by nie wiem co, by�o to wysypisko, �mietnik. Dziadek obje�d�a�
miasto
rozwalaj�c� si� ci�ar�wk� i zbiera� to, co ludzie wyrzucali. Jak �mieciarz w
Bostonie. Teraz
oni mieli z nim je�dzi� � pomocnicy �mieciarza! Wszystkie dzieci ze szko�y ich
zobacz�.
Holly a� skurczy�a si� w sobie, patrz�c na wybrudzony syropem talerz. �a�owa�a,
�e w og�le
jad�a � teraz by�o jej niedobrze.
� To super! � Crock prze�kn�� ostatni k�s i g�o�no dawa� upust rado�ci.
Judy chwyci�a mam� za r�kaw. � Nie chc�, �eby� wyje�d�a�a!� S�ycha� by�o dr�enie
w
jej g�osie. Holly doskonale j� rozumia�a. Mama usiad�a przy niej i obj�a j�
ramieniem.
� Pos�uchaj kochanie, tydzie� minie, zanim si� obejrzysz i zn�w tu b�d�.
B�dziemy mia�y
sobie mn�stwo do powiedzenia. Zapisuj wszystko, co si� wydarzy w dzienniczku, to
o
niczym nie zapomnisz. Mo�esz te� do mnie pisa�, a ja na pewno odpowiem na twoje
listy.
Mo�esz wzi�� moje czerwone pi�ro i masz przecie� papeteri�, kt�r� Lucy
podarowa�a ci na
urodziny, t� z kotkami.
� Je�li mowa o kotkach�� w drzwiach pojawi� si� dziadek. Trzyma� w r�kach ma�ego
kota, kt�ry nie m�g� mie� wi�cej ni� dwa miesi�ce. Zupe�nie przemoczony, le�a�
bezw�adnie
na d�oniach dziadka z na wp� przymkni�tymi powiekami. Kiedy jednak poczu�
ciep�o bij�ce
od kominka wyda� z siebie cichy pisk, kt�ry nie by� jeszcze miaukni�ciem.
� Zn�w to zrobili! � Dziadek delikatnie dotyka� kotka, szukaj�c rany czy
z�amania.
Zwierz�tko dr�a�o, lecz nie pr�bowa�o go udrapn��.
� Przynios� jaki� koszyk, Luther. Trzymaj go przy ogniu, niech troch� obeschnie.
Nie
�atwo mnie rozgniewa� � wi�kszo�� ludzi ma powody, �eby by� pod�ymi. Jednak ani
ja, ani
Luther nie mo�emy pogodzi� si� z pod�o�ci� wobec bezbronnych zwierzak�w.
Wesz�a do jednego z boks�w po sporych rozmiar�w koszyk z urwanym pa��kiem.
Wys�a�a
go najpierw gazetami, a na wierzch w�o�y�a sp�owia�� poduszeczk�, moszcz�c w ten
spos�b
wygodne gniazdko.
� Co za ludzie! � rzuci�a gwa�townie. Poprawi�a okulary na nosie tak
energicznie, �e
Holly pomy�la�a, �e czerwone oprawki zaraz p�kn�. � Potrafi� by� gorsi od
wszystkich
z�o�liwych skrzat�w i diab��w, jakie zes�a� na nich szatan. Poniewa� tu jest
wysypisko
uwa�aj�, �e nie ma nic z�ego w tym, �eby porzuca� tu te biedne istotki, kt�re
nie
zrobi�y im nic z�ego! � Spojrza�a na dzieci zgromadzone wok� koszyka z kotkiem
i
powstrzyma�a si�. � Nie, nie b�d� przy dzieciakach opowiada�a, co ju� tu
widywali�my.
Luther, postaw kosz i nalej mu troch� mleka na spodek. Zostawmy go na razie w
spokoju.
Je�eli sam nie dojdzie do siebie i nie napije si�, przygotuj� mu butelk� ze
smoczkiem.
� Czy mog� go pog�aska�? � Judy zawsze pragn�a mie� kota, ale mama twierdzi�a,
�e
w mie�cie, przy ca�ym tym ruchu ulicznym, mo�e to by� dla zwierz�cia
niebezpieczne.
� Za chwil�. � Dziadek u�o�y� kodaka na poduszeczce. � Jest jeszcze dziki i
my�li, �e
ca�y �wiat jest przeciw niemu. Zreszt� s�usznie, po tym, jak go potraktowano.
Trzeba b�dzie
si� z nim powoli zaprzyja�ni�.
Tu� przed wyjazdem do miasteczka deszcz przesta� pada�, ale dzie� nadal by�
szary i
ponury. Holly i Crock usiedli na stosie work�w na pace. Mama i Judy wsiad�y do
szoferki.
Tym razem Holly mog�a lepiej przyjrze� si� drodze dojazdowej do szosy. Przez
luki w
otaczaj�cej j� �cianie drzew i krzew�w widzia�a w�a�ciwy teren wysypiska. Im
wi�cej
widzia�a, tym mniej si� jej to podoba�o.
Wyjechali z wyboistego podjazdu na g�adki asfalt i skierowali si� w stron�
miasta,
napotykaj�c po drodze coraz wi�cej dom�w. By�o tak ciemno, �e w niekt�rych
�wieci�y si�
lampy. R�wnie� w sklepie pani Pigot, przed kt�rym si� zatrzymali, wszystkie
�wiat�a by�y
w��czone.
Mama mia�a bilet, a autobus powinien przyjecha� lada moment. Holly nie cierpia�a
takiego
oczekiwania. Nie mo�na w niesko�czono�� powtarza� �do widzenia� i �pami�taj o
tym i o
tamtym�. Wkr�tce nie by�o ju� o czym m�wi� i pozostawa� jedynie niezno�ny ucisk
w gardle
i przemo�na ch��, �eby ze wszystkich si� wo�a�, �e mama musi zosta�, �e trzeba
wr�ci� do
domu, �eby wszystko by�o jak dawniej. Boj�c si�, �e nie zapanuje nad sob�, Holly
stara�a si�
nie patrze� na mam�.
Wkr�tce autokar wjecha� na przystanek. Dziadek z Crockiem wnie�li walizki mamy.
Poca�owa�a Holly i Judy, przesz�a na drug� stron� i szybko wspi�a si� po
schodkach, jakby i
ona nie by�a w stanie nic wi�cej powiedzie�. Autobus warkn�� i ju� go nie by�o.
Holly
podnios�a r�k� i pomacha�a troch�, cho� wiedzia�a na pewno, �e mama na nich nie
patrzy.
R�ka bezw�adnie opad�a.
� Robi si� ch�odniej � powiedzia� dziadek, prowadz�c ich do ci�ar�wki. �
Wejd�cie
wszyscy do szoferki. Nie chc�, �eby�cie zamarzli przez drog�.
Crock wcisn�� si� na miejsce tu� przy dziadku, Judy usiad�a na kolanach Holly.
Zas�oni�a
tym samym prawie ca�y widok. Holly by�a z tego zadowolona. Nie p�aka�a, ale
wymaga�o to
wielkiego wysi�ku. Ci�ar�wka ko�ysa�a si�, skr�caj�c w kolejne uliczki, a�
wjecha�a na
podjazd i ty�y du�ego, ciemnego domostwa. Tu te� sta�a stodo�a, cho� nie tak
wielka jak w
Dimsdale. Wrota by�y zamkni�te, a okna pozabijane deskami. Obok drzwi sta�y
jednak r�ne
beczki, pud�a i stare, ogromne skrzynie, wyszczerbione, z po�amanymi zawiasami.
� Jeste�my � rzuci� weso�o dziadek. � Mam nadziej�, �e nic nie b�dzie dla nas za
ci�kie.
Crock od razu zabra� si� do przenoszenia. Judy i Holly stan�y z boku. Holly nie
mia�a
najmniejszej ochoty dotyka� tych zakurzonych, brudnych rzeczy. Judy pewnie
odczuwa�a to
samo. Jednak dziadek sprawia� wra�enie, �e liczy na ich pomoc, wi�c zabra�y si�
do pracy.
Holly trafi�a na skrzyneczk� zas�oni�t� przez solidny kufer. Upu�ci�a j� w
drodze do
ci�ar�wki � by�a okropnie niewygodna w niesieniu � i wtedy na ziemi� wypad�a
poduszka. By�a ma�a, jak poduszka dla niemowlaka, czy raczej dla du�ej lalki, a
na jej
poszewce by� wyszyty dziwny wz�r, kt�ry nie pr�bowa� niczego przedstawia� � po
prostu
ko�a w nieregularnych odst�pach. Podnios�a j� pospiesznie i poczu�a jej zapach,
dziwn� wo�,
kt�ra przypomina�a jej� nie, w�a�ciwie Holly nie mia�a poj�cia, co przypomina�
jej ten
zapach. Wsun�a poduszeczk� pod kurtk�, a ten zapach dochodzi� do niej przy
ka�dym
poruszeniu. Taka dziwna rzecz, ale w jaki� spos�b wa�na. Dlaczego? Na to Holly
nie potrafi�a
odpowiedzie�.
III
TOMKIT I PODUSZKA MARZEN
Wnie�li skrzynki i dwa kufry do szopy. Dziadek powiedzia�, �e p�niej przejrzy
ich
zawarto��. Holly nie wierzy�a, �e kt�rakolwiek z tych rzeczy mo�e si� do czego�
przyda�.
Jednak Crock i Judy zdawali si� wierzy�, �e pod wierzchnimi warstwami �mieci
paki kryj� w
sobie prawdziwe skarby. Przez ca�� drog� z miasteczka dziadek opowiada� im o
cude�kach,
jakie czasami znajdowa�.
� Czasami � m�wi� � ludzie sami nie wiedz�, co maj�. Chc� uporz�dkowa� strych
albo
piwnic�, wi�c wyrzucaj� wszystko bez ogl�dania. M�wi�, �e nie maj� czasu albo,
�e na
pewno nic warto�ciowego tam nie wstawiano. We�my na przyk�ad ten kufer�
� Jest ca�y po�amany � wtr�ci�a Holly. Przez to, �e Judy siedzia�a jej na
kolanach i
przyciska�a si� do niej, zapach wydobywaj�cy si� z poduszeczki by� silniejszy
ni� przedtem.
Nie by�a nawet pewna, czy mo�na uzna� go za przyjemny. Zacz�a �a�owa�, �e nie
wrzuci�a
jej do jakiej� paczki zanim ruszyli.
� Jasne, �e tak. � Dziadek nie przej�� si� jej uwag�. � Ale mo�na go naprawi�.
Dzi�
wielu ludzi zap�aci niez�e pieni�dze za stary kufer. Pan Correy sprzeda� ju�
trzy takie, a dwa z
nich by�y w jeszcze gorszym stanie. Elkinsowie to stara rodzina, mieszkali tu od
pocz�tku, oni
i Dimsdale�owie. Trzeba si� wi�c dobrze przyjrze� tym gratom. Nigdy nic nie
wiadomo.
� B�dziemy mogli ci pom�c, dziadku? � dopytywa� si� Crock.
� Jasne. Przydadz� mi si� m�ode, bystre oczy.
Nawet Holly poczu�a uk�ucie ciekawo�ci.
Dziadek m�wi� dalej: � Nie b�dziemy mogli zabra� si� do tego ju� dzi�. Pani Dale
ma
przyprowadzi� do nas swoje zuchy. Chc� wyszuka� zabawki, kt�re b�d� si� nadawa�y
do
naprawy, na kiermasz w przysz�ym miesi�cu. Zawsze maj� z tego niez�e zyski, a
reszt�
zanosz� do sieroci�ca.
�mieci, czy te� skarby, z domostwa Elkins�w z�o�ono w szopie i wszyscy wr�cili
do
stodo�y, �akomie patrz�c na to, co babcia stawia�a na stole. Odsun�a �eliwne
drzwiczki w
�cianie kominka i za pomoc� specjalnej szufli z d�ug� r�czk� wyci�ga�a br�zowy
gliniany
garnek.
� Od samego zapachu cz�owiek nabiera apetytu. � Dziadek powoli odwija� z szyi
d�ugi
szal.
� Fasola z wieprzowin� � powiedzia�a babcia. � Po�ywne. Uda�o ci si� zwie��
wszystko za jednym razem?
� Tak. Mia�em dobrych pomocnik�w � gestem g�owy wskaza� na dzieci.
� Woda i myd�o s� tam. � Babcia poprawi�a okulary i podprowadzi�a ich do �awy
pod
�cian�. Sta�y na niej trzy miednice i talerzyk z dziwnym, nieregularnym
kawa�kiem myd�a. Na
ko�cu sta�a spora konew wody.
Dziadek porozlewa� wod� do misek. � Trzeba si� umy� zanim Mercy dopu�ci nas do
sto�u.
Crock natychmiast zabra� si� do mycia. Judy mia�a zdziwiony wyraz twarzy, ale
pos�usznie
ruszy�a ku �awie. To by�o co� zupe�nie innego ni� bieg na g�r� do �azienki na
pro�b� mamy.
Holly zn�w poczu�a potrzeb� powrotu do domu, gdzie wszystko by�o na swoim
miejscu i
takie jak trzeba. Rozpi�a suwak i powoli �ci�gn�a kurtk�. Ma�a poduszka upad�a
tu� przed
babci�, kt�ra nios�a w�a�nie talerz z kromkami chleba na st�.
Holly podnios�a poduszk� z ziemi. Teraz pachnia�a zbyt intensywnie. W dotyku nie
przypomina�a te� zwyczajnej puchowej poduszki, mia�o si� wra�enie, �e by�a
wypchana
kawa�kami li�ci lub traw�.
� Wypad�a z ma�ego kuferka, kiedy �adowali�my ci�ar�wk� � powiedzia�a szybko
Holly. � To poduszeczka, przynajmniej tak mi si� wydaje. � Widz�c j� teraz w
pe�nym
�wietle, zw�tpi�a, czy pierwsze wra�enie by�o s�