8126
Szczegóły |
Tytuł |
8126 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8126 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8126 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8126 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Coupland Douglas
Pokolenie X
S�o�ce twym wrogiem
Pod koniec lat siedemdziesi�tych, kiedy mia�em pi�tna�cie lat, wyda�em wszystkie
oszcz�dno�ci
na przelot jumbo jetem na drugi koniec Ameryki, do Brandon w prowincji Manitoba,
w samym sercu
kanadyjskich prerii, by z obaczy� pe�ne za�mienie s�o�ca. To musia� by� dziwny
widok: taki smar-
kacz, chudy jak o��wek, prawie albinos, bierze pok�j w tanim motelu, �eby
sp�dzi� w nim samotn�
noc, z zadowoleniem ogl�daj�c to, co na za�nie�onym ekranie mia�a w�wczas do
zaoferowania telewi-
zja kablowa i popijaj�c wod� ze szklanek o grubym dnie, tyle razy mytych i
owijanych w papierowe to-
rebki, �e wygl�da�y, jakby kto� potraktowa� je papierem �ciernym. Ale noc
wkr�tce si� sko�czy�a. Rano,
gdy mia�o nast�pi� za�mienie, zrezygnowa�em ze specjalnie podstawianych
autobus�w i zwyk�� lini� miej-
sk� dojecha�em na skraj miasta. Tu ruszy�em przed siebie boczn�, wiejsk� drog�
przez czyje� pole - pole
jakiego� zbo�a, si�gaj�cego mi do piersi, zielonego, z szelestem parz�cego mnie
w sk�r� potr�canymi
�d�b�ami. I na tym w�a�nie polu, gdy nadesz�a oznaczona godzina, minuta i
sekunda ciemno�ci, po�o�y-
�em si� na ziemi w�r�d wysokich, j�drnych k�os�w i cichego bzykania owad�w;
wstrzyma�em oddech,
doznaj�c uczucia, od kt�rego ju� nigdy nie mia�em si� wyzwoli� tak do ko�ca -
uczucia ciemno�ci, nie-
uchronno�ci i fascynacji - uczucia, jakie musia�o by� udzia�em wszystkich
m�odych ludzi od zarania
dziej�w, kt�rzy wykrzywiali szyje, by spojrze� w g�r� i patrzyli, jak ga�nie im
niebo.
*****
P�tora dziesi�ciolecia p�niej moje uczucia s� r�wnie ambiwalentne. Siedz� na
frontowej werandzie
wynaj�tej chatki w kalifornijskim Palm Springs, g�aszcz�c moje dwa psy,
wdychaj�c nocno-cynamonow�
wo� lwich paszczy i rzeczowy zapach chloru z basenu w ogrodzie, kt�re docieraj�
tu, gdy czekam na �wit.
Spogl�dam na wsch�d, ku le��cemu po�rodku doliny jak kawa� przegotowanego mi�sa
Uskokowi
�w. Andrzeja. Ju� wkr�tce nad uskokiem i prosto w m�j dzie� wybuchnie s�o�ce,
jak rz�d showgirls z Las
Vegas, wpadaj�cych na scen�. Moje psy te� patrz�. Wiedz�, �e zaraz stanie si�
co� wa�nego. M�wi� wam,
one s� takie m�dre. Tylko, �e czasem mnie martwi�. Na przyk�ad, kiedy �cieram im
z pysk�w t� blado-
��t�, serowat� ma�, jak ser na odgrzanej w kuchence mikrofalowej pizzie,
zaczynam podejrzewa�, �e moje
pieski, (cho� ich urocze, czarne, kundle oczy zdaj� si� zaprzecza�) znowu
grzeba�y w �mietniku pobliskiej
kliniki chirurgii plastycznej, a te ozdoby na ich pyskach to nic innego, jak,
nie b�jmy si� tego s�owa, ode-
ssany t�uszcz jakiego� yuppie. Nie mam zielonego poj�cia, jak im si� udaje
dobra� do regulaminowych,
czerwonych plastikowych work�w, kt�re podobno maj� nie da� si� nawet kojotom. To
pewnie albo z�a wo-
la, albo lenistwo tych lekarzy. Albo jedno i drugie.
Pi�kny �wiat.
M�wi� wam.
Z g��bi chatki dochodzi mnie trza�niecie drzwi kredensu. Chyba m�j kolega, Dag,
niesie naszej kole-
�ance, Claire, jaki� skrobiowy albo cukrowy przysmak. Albo, co bardziej do nich
podobne, d�inie z to-
niczkiem. Maj� swoje na�ogi.
Dag pochodzi z Toronto (ma podw�jne obywatelstwo), Claire z Los Angeles. Ja,
skoro ju� o tym
mowa, z Portland w stanie Oregon. Zreszt�, kogo dzisiaj obchodzi, kto sk�d jest
(�skoro i tak wszyscy maj�
te same sklepy", jak mawia m�j m�odszy brat Tyler). Jest nas troje; wszyscy
nale�ymy do biednej z�otej
m�odzie�y, wielkiej, mi�dzynarodowej grupy spo�ecznej, kt�rej cz�onkiem sta�em
si�, jak ju� wspomnia�em,
w wieku lat pi�tnastu podczas mojej wyprawy do Manitoby.
W ka�dym razie, poniewa� wiecz�r nie uda� si� ani Dagowi, ani Claire, przywlok�o
ich do mnie na
koktajle i sorbety. Obojgu tego by�o trzeba. Oboje mieli swoje powody.
Dag, na przyk�ad, sko�czy� o drugiej w nocy zmian� w barze �U Larry'ego", gdzie
razem barma-
nujemy. Kiedy wracali�my piechot� do domu, w �rodku rozmowy zostawi� mnie i
pobieg� na drug� stron�
drogi, a tam podniesionym z ziemi kamieniem przejecha� po pokrywie silnika i
przedniej szybie jakiego�
cutlassa supreme. To ju� nie pierwszy raz nachodzi go takie wandalstwo. Samoch�d
by� koloru mas�a, a na
zderzaku mia� nalepk� PUSZCZAMY SPADEK NASZYCH DZIECI; to chyba w�a�nie ten
napis tak
wkurzy� Daga, wynudzonego i dra�liwego jak �mierdz�ce jajo po o�miu godzinach
tej naszej McPracy
(�s�aba p�aca, s�aby presti�, s�abe uprawnienia socjalne, s�aba przysz�o��").
Szkoda, �e nie potrafi� zrozumie� tych destrukcyjnych ci�got Daga; to sk�din�d
naprawd� dusza cz�o-
wiek - raz na przyk�ad przez tydzie� si� nie k�pa�, bo nie chcia� niszczy� nici
jakiemu� paj�czkowi, kt�re ten
upl�t� sobie na jego wannie.
- Sam nie wiem, Andy - powiedzia�, zatrzaskuj�c za sob� i pieskami siatkowe
drzwi mojego domku;
w przekrzywionym krawacie, w bia�ej koszuli, mokrej od potu pod pachami, z
dwudniowym zarostem, w
szarych spodenkach (�nie spodniach, tylko spodenkach") wygl�da� jak mormon,
kt�ry zszed� na psy; niczym
atakuj�cy �o� pochyli� �eb, by zaraz wrazi� go do mojej lod�wki, gdzie zacz��
odlepia� zwi�d�e li�cie sa�aty z
omsza�ej butelki taniej w�dy. - Sam nie wiem, czy bardziej chodzi mi o to, �eby
ukara� jakiego� starego
pryka za roztrwonienie mojego �wiata, czy po prostu wkurza mnie, �e �wiat zrobi�
si� taki du�y. Tak du�y,
�e ju� nie potrafimy o nim opowiada� i �e zosta�y nam tylko te wszystkie urywki,
skrawki, strz�pki i te dow-
cipasy na zderzakach. - Poci�ga z butelki. - Tak czy siak, dopiekli mi. Czyli
musia�a by� jaka� trzecia w
nocy. Dag by� na wandalskim haju. Siedzieli�my obaj na kanapach w moim salonie,
gapi�c si� w ogie�
w kominku, i zaraz wpad�a Claire (bez pukania), powiewaj�c t� swoj�
kruczoczarn�, rozczochran�, kr�tk�
fryzurk�, imponuj�ca mimo niskiego wzrostu; niema�a w tym zas�uga szyku, jakiego
nabra�a, pracuj�c na
stoisku Chanel w miejscowym I. Magnin.
McPRACA: Nisko p�atna, mato presti�owa, niekorzystna i bez przysz�o�ci praca w
sektorze
us�ugowym. Cz�sto uwa�ana za zadowalaj�c� alternatyw� kariery zawodowej przez
osoby,
kt�re nigdy nie splami�y si� prac�.
Piekielna randka - o�wiadczy�a, wi�c wymienili�my z Dagiem znacz�ce spojrzenia.
Porwa�a z kuchni
szklank� red bulla i rzuci�a si� na mniejsz� kanap�, nie bacz�c, �e grozi to
nieuchronn� katastrof� odzie-
�ow� - na jej czarnej, we�nianej sukience zaraz znajd� si� liczne psie w�oski.
S�uchaj, Claire. Je�eli trudno ci o tym m�wi�, to mo�e odegrasz nam to na
kukie�kach?
Bardzo �mieszne, Dag, bardzo �mieszne. Bo�e. Znowu makler i znowu nouvelle
cuisine: kie�ki i woda
Evian. Oczywi�cie, jest r�wnie� ekologiem. Ca�y wiecz�r nawija� o tym, jak to
przeniesie si� do Montany i co
te� b�dzie dolewa� do baku, �eby mu si� nie rozpu�ci�. Ja ju� nie mog�. Nied�ugo
sko�cz� trzydzie�ci lat. Czu-
j� si� jak posta� z komiksu.
BIEDNA Z�OTA M�ODZIE�: Grupa spo�eczna oddaj�ca si� nieustannym podr�om kosztem
sta�ej
pracy lub sta�ego miejsca zamieszkania. Cz�onkowie jej cz�sto pozostaj� w z g�ry
skazanych na
niepowodzenie i niezwykle kosztownych zwi�zkach telefonicznych z osobami o
imionach takich
jak Serge czy IIiana. Na przyj�ciach dyskutuj� zwykle o punktach frequent flyer.
Rozgl�dn�a si� po funkcjonalnym (i ma�o zachwycaj�cym) umeblowaniu pokoju,
kt�rego g��wne
urozmaicenie stanowi� tanie, nierzucaj�ce si� w oczy kilimy nawajskie. Potem
twarz jej si� rozlu�ni�a.
Ale kompletne dno by�o p�niej. W Cathedral City przy drodze 111 jest sklep, w
kt�rym mo�na do-
sta� wypchane kury. Przeje�d�ali�my tamt�dy i o ma�o nie zemdla�am, tak chcia�am
mie� tak� kur�. By�y
takie milutkie! Ale Dan (tak ma na imi�) m�wi: �Ale� Claire, po co ci taka
kura?", na co ja: �Nie o to
chodzi, Dan. Chodzi o to, �e ja chc� j� mie�". A on wtedy paln�� mi pora�aj�co
nudne kazanie o tym, �e
chc� t� kur� tylko, dlatego, �e �adnie wygl�da na wystawie, a gdybym j� dosta�a,
zaraz zacz�abym kombi-
nowa�, jak by j� tu wyrzuci� do rowu. Racja. Usi�owa�am wyja�ni� mu, �e taka
kura to w�a�nie to, o co
chodzi w �yciu i �e po to w�a�nie poznaje si� nowych ludzi, ale jako� zdech�o mi
to wyja�nienie analogie mi
si� popl�ta�y i w efekcie uraczy� mnie tym tragicznym milczeniem, typowym dla
pedanta, kt�remu wydaje
si�, �e rozmawia z p�g��wkiem. Chcia�am go udusi�.
-Czyli posz�o wam o kury? - zapyta� Dag.
-Tak, o kury.
-No, no.
-No w�a�nie.
-Ko ko ko.
Wtedy zrobi�o si� nam i g�upio, i smutno, i po paru godzinach przenios�em si� na
werand�, gdzie te-
raz jestem, czyszcz�c pyski moich ps�w z tego, co jest, by� mo�e, t�uszczem
yuppie, i wypatruj�c pierw-
szych r��w s�o�ca na dolinie Coachella, tam gdzie le�y Palm Springs. Na jednym
ze wzg�rz widz� sio-
d�owaty zarys domu pana Boba Hope'a, s�ynnego komika, wtapiaj�cy si� w ska�y jak
zegar u Dalego.
Jestem spokojny, bo jestem w�r�d przyjaci�.
-Pogoda na polipy - oznajmia Dag, wchodz�c na werand� i sadowi�c si� przy
mnie; przedtem
zmi�t� py�ki sza�wi z ko�lawego, drewnianego progu werandy.
-To obrzydliwe, Dag - m�wi Claire, siadaj�c obok mnie z drugiej strony i
okrywaj�c mnie kocem (je-
stem w samej bieli�nie).
-Wcale nie. Zreszt� wystarczy, �e si� przejdziesz w okolice restauracji w
Rancho Mirage, tak oko�o
po�udnia. Z ludzi lec� polipy, zupe�nie jak �upie�. Kiedy si� po tym idzie, to
tak, jakby si� sz�o po chrup-
kach ry�owych.
M�wi�: �Ciii..." i ca�� pi�tk� (nie zapominajmy o psach) gapimy si� na wsch�d.
Chwytaj� mnie dresz-
cze, wi�c szczelniej owijam si� kocem. Jest mi zimniej, ni� si� spodziewa�em, i
zaczynam si� zastanawia�,
dlaczego tyle rzeczy nazywamy teraz �piekielnymi": randki, prace, imprezy,
pogod�... Czy to, dlatego, �e ju�
nie wierzymy w piek�o? A mo�e obiecywano nam wszystkim raj ju� za �ycia, wi�c
wszystko, co mamy,
jest znacznie gorsze - w por�wnaniu.
Mo�e kto� tu kogo� wyjaja�. Ciekawe.
Wiecie, Dag i Claire du�o si� u�miechaj�, podobnie jak wielu innych moich
znajomych. Ja zawsze po-
dejrzewa�em, �e jest w tym co� mechanicznego albo nawet maniakalnego, bo te ich
wykrzywione w g�r�
k�ciki ust to gest, no, mo�e nie ob�udny, ale jakby obronny. Siedz�c tak mi�dzy
nimi, dokonuj� drobnego
odkrycia: u�miechy, kt�re codziennie przylepiaj� sobie na twarz s� idealnie
takie same jak u�miechy
ludzi, kt�rzy dali si� oskuba� - z humorem, ale mimo wszystko oskuba� - przez
nowojorskich szuler�w, a
kt�rym konwenans nie pozwala okaza� gniewu, bo wyszliby na jeszcze wi�kszych
g�upk�w. Taka ulotna
my�l.
Spoza lawendowej g�ry Joshua wychyla si� pierwszy r�bek s�o�ca, ale ca�a nasza
tr�jka jest zbyt cool,
�eby to zostawi� w spokoju. Dag nie wytrzymuje pierwszy, ma dla nas pytanie,
tak� ponur� pie�� porann�:
O czym my�licie, kiedy widzicie s�o�ce? Tylko szybko, zanim zaczniecie si�
zastanawia� i wykrzy-
wicie pierwsz� reakcj�. No, szczerze a� do b�lu. Claire, ty pierwsza.
NIEDOSYT HISTORII: �ycie w czasach, w kt�rych nic si� nie dzieje. G��wne objawy
to uzale�nienie
od gazet, czasopism wiadomo�ci telewizyjnych.
Claire zaraz si� za�apuje:
-No w�a�nie, Dag. Widz� ch�opa w Rosji. Prowadzi traktor przez pole zbo�a,
ale s�o�ce nie grze-
je go i muzyk zaczyna od niego blakn��, jak te czarno-bia�e zdj�cia w starych
�Life'ach". I dzieje si� jesz-
cze co� r�wnie dziwnego: s�o�ce wysy�a teraz nie promienie, ale smr�d starych
egzemplarzy �Life'a",
kt�ry niszczy plony. Zbo�e marnieje w oczach. Ch�op opiera si� o kierownic� i
p�acze, a jego zbo�e
dalej zatruwa historia.
-Dobre, Claire, niesamowite. A ty, Andy?
PRZESYT HISTORII: �ycie w czasach, w kt�rych dzieje si� zbyt du�o. Gt�wne objawy
to uzale�-
nienie od gazet, czasopism i wiadomo�ci telewizyjnych.
-Daj mi jeszcze chwil�.
-Dobra, to w takim razie teraz ja. Kiedy my�l� o s�o�cu, my�l� o lasce z
Australii, powiedzmy,
osiemnastoletniej, zapalonej surfistce, kt�ra gdzie� na Bondi Beach odkrywa na
swojej �ydce pierwsz�
zmian� zrogowaceniow�. W g��bi m�zgu drze si� ze strachu i ju� zaczyna
kombinowa�, jak podprowadzi�
mamie valium. A teraz ty mi powiedz, Andy, o czym my�lisz, kiedy widzisz s�o�ce?
Nie chc� bra� udzia�u w tym okropie�stwie. Nie chc� dopuszcza� innych do moich
marze�.
-My�l� o Jeziorze Vanda na Antarktydzie, gdzie deszcz nie pada� od
przesz�o dw�ch milion�w lat.
-No dobra. To wszystko?
-Tak, wszystko.
Chwila ciszy. Nie powiedzia�em, �e to samo s�o�ce przywodzi mi na my�l wielkie
mandarynki, ot�pia�e
motyle i leniwe karpie. I krople krwi granat�w, s�cz�ce si� w ekstazie przez
sp�kane sk�rki owoc�w gnij�-
cych na ga��zi w ogrodzie s�siada - krople, kt�re jak rubiny zwieszaj� si� ze
swych starych, br�zowych,
sk�rzastych �r�de�, p�kaj�cych w szwach od tej przemo�nej, jajniczej p�odno�ci.
Claire r�wnie� nie wytrzymuje tej beznami�tnej maski. Przerywa milczenie,
m�wi�c, �e to niezdrowo
traktowa� �ycie jako ci�g odr�bnych cool moment�w.
- Albo nasze �ycie stanie si� opowie�ci�, albo b�dzie nie do wytrzymania.
Zgadzam si� z ni�. Dag r�wnie�. Wiemy, �e w�a�nie, dlatego ka�de z nas porzuci�o
w�asne �ycie i prze-
nios�o si� na pustyni� - by snu� opowie�ci i w ten spos�b przemienia� to �ycie w
co�, co warto opowiada�.
Nasi rodzice mieli wi�cej
�Rozbieraj� si� do roso�u". "M�wi� do siebie". "Ogl�daj� widoki". "Masturbuj�
si�". "Dzie� p�niej
(no, tak naprawd� min�o nieca�e dwana�cie godzin) ca�a nasza pi�tka t�ucze si�
po Indian Avenue w
drodze na po po�udniowy piknik w g�rach. Jedziemy starym, zasyfia�ym saabem
Daga, czer-
wonym, rozkosznie blaszanym, przedpotopowym modelem, takim, jakie na
disneyowskich kresk�wkach
wje�d�aj� na pionowe �ciany, posklejane lizakami, gum� do �ucia i ta�m� klej�c�.
Jad�c, zabawiamy
si� szybk� gr� - Claire kaza�a nam �wymieni� wszystko, co ludzie robi�, kiedy
znajd� si� sami na pusty-
ni". �Robi� sobie akty polaroidem". "Gromadz� z�om i inne rupiecie". �Potem
strzelaj� do tego z�omu i
rozpieprzaj� go na kawa�ki". �Ej - ryczy Dag � to troch� jak w �yciu, nie?"
Samoch�d ci�gle jako� si�
toczy, �Czasem - m�wi Claire, gdy przeje�d�amy obok I. Magnin, gdzie pracuje -
kiedy tak patrz�, jak u
mnie w pracy te nieko�cz�ce si� fale siwych w�os�w z�eraj� bi�uteri� i perfumy,
robi mi si� jako� dziwnie.
Wydaje mi si�, �e patrz� na wielki, nakryty do obiadu st�, otoczony przez setki
ma�ych �akomczuch�w,
tak rozpuszczonych i tak niecierpliwych, �e nawet nie czekaj�, a� jedzenie
b�dzie gotowe: �api� stawiane
na st� �ywe zwierz�ta i jedzenie wysysaj� prostoz nich".
Dobra, dobra. To nic innego, jak bezlitosna, pokr�tna interpretacja prawdziwego
oblicza Palm
Springs jako ma�ego miasteczka, w kt�rym starzy ludzie usi�uj� odkupi� sobie z
powrotem m�odo�� i te
par� szczebli drabiny spo�ecznej. Jak to si� m�wi, tracimy m�odo��, uganiaj�c
si� za bogactwem, a potem
bogactwo, uganiaj�c si� za m�odo�ci�. Tutaj wcale nie jest tak �le - jest przede
wszystkim �licznie - w ko�-
cu sam tu mieszkam, nie?
Ale troch� mnie to martwi.
****
W Palm Springs pogoda nie istnieje - zupe�nie jak w telewizji. Nie ma tu te�
klasy �redniej i w tym sen-
sie Palm Springs tkwi w �redniowieczu. Dag twierdzi, �e za ka�dym razem, gdy
jakikolwiek Ziemianin u�y-
wa spinaczy, dolewa zmi�kczacza do prania czy ogl�da powt�rk� starego serialu,
kto� w naszej dolinie Co-
achella dostaje za to centa. I Dag pewnie ma racj�.
Claire zauwa�a, �e tutejsi bogacze p�ac� biednym za obcinanie kolc�w na
kaktusach.
- Widzia�am te�, �e wol� wyrzuca� z domu ro�liny w doniczkach, zamiast si� nimi
zajmowa�. Bo�e. Wy-
obra�cie sobie, jakie musz� by� ich dzieci.
Ale mimo to wszyscy troje zdecydowali�my si� tu zamieszka�, bo przynajmniej
mo�na tu uciec od bur-
�uazyjnej moralno�ci. Nie mieszkamy przecie� w jednej z lepszych dzielnic - nie
ma mowy. Prawda - s�
tu takie dzielnice, gdzie, je�eli zobaczy si� jaki� b�ysk w wystrzy�onym na je�a
trawniku, to mo�na spokoj-
nie przyj��, �e le�y tam srebrna dolar�wka. Tu, gdzie my mieszkamy, w naszych
ma�ych chatkach przy
wsp�lnym podw�rku i basenie w kszta�cie nerki, b�ysk w trawie oznacza rozbit�
butelk� po whisky albo
woreczek po kolostomii, kt�re jako� uchroni�y si� przed ur�kawiczon� �ap�
�mieciarza.
*****
Samoch�d wyje�d�a na d�ug� prost�, prowadz�c� do g��wnej drogi. Claire tuli psa,
kt�ry wsadzi� pysk
mi�dzy dwa przednie fotele. Pysk ten grzecznie, lecz stanowczo domaga si�, by
kto� si� nim zaj��. Claire
przemawia do pary obsydianowych, psich oczu:
- Ty, ty �liczne stworzonko. Ty nie musisz si� martwi� kupowaniem skuter�w
�nie�nych, kokainy czy
trzeciego domu w Orlando na Florydzie. No tak, nie musisz. Ty chcesz tylko, �eby
ci� pog�adzi� po �ebku.
WSPӣCZESNE NAWIEDZANIE UBOGICH: Odwiedzanie miejsc, takich jak tanie
jad�odajnie,
zamkni�te fabryki i zapad�e wioski - miejsc, w kt�rych czas jakby si� zatrzyma�
by odczu�
ulg� po powrocie do �tera�niejszo�ci".
BRAZYFIKACJA: Poszerzaj�ca si� przepa�� mi�dzy bogatymi a biednymi i r�wnoczesny
zanik
klas �rednich.
PODRӯE W CZASIE ZE SZCZEPIONK�: Fantazjowanie o podr�ach w przesz�o��, w kt�re
jednak cz�owiek udaje si� tylko po przyj�ciu wszystkich koniecznych szczepie�
ochron-
nych.
Pies tymczasem ma min� ch�opca hotelowego za granic�, kt�ry nic nie rozumie z
tego, co si� do niego
m�wi, ale i tak domaga si� napiwku.
- No w�a�nie. Ty nie musisz si� martwi� o tyle rzeczy. A wiesz, dlaczego?
(Pies strzy�e uszami na t�
zmian� intonacji, udaj�c, �e rozumie. Dag uparcie twierdzi, �e wszystkie psy
potajemnie znaj� angielski i
�yj� zgodnie z zasadami moralno�ci g�oszonymi przez ko�ci� unitaria�ski, ale
Claire si� z tym nie
zgadza, bo kiedy by�a we Francji, dowiedzia�a si� na pewno, �e psy m�wi� po
francusku). Bo te wszystkie
przedmioty tylko by si� buntowa�y i bi�y ci� po pysku. Tylko by ci przypomina�y,
�e ca�e �ycie trawisz
na gromadzeniu przedmiot�w. I nic poza tym.
*****
P�dzimy nasze ma�e �ycie gdzie� na peryferiach, na marginesie, �wiadomie
odmawiaj�c uczestnictwa w
wielu rzeczach. Pragn�li�my ciszy, to j� teraz mamy. Przyjechali�my tu upstrzeni
pryszczami i siniakami, z
tak poskr�canymi jelitami grubymi, �e ju� prawie zw�tpili�my w mo�liwo��
wypr�nienia. Nasze
organizmy zaci�y si�, odurzone smrodem kserokopiarek, korektora, papier�w
warto�ciowych i nieko�cz�-
cym si� stresem zwi�zanym z wykonywaniem bezsensownych i nieprzynosz�cych
niczyjego uznania zawo-
d�w. Co� zmusza�o nas, by zakupy traktowa� jako co� tw�rczego, by bra� �rodki
uspokajaj�ce, by uwa�a�,
�e wystarczy po�yczy� na sobot� jak�� kaset� wideo. Ale teraz, kiedy mieszkamy
tu, na pustyni, jest znacz-
nie, znacznie lepiej.
Przesta� odgrzewa� przesz�o��
Na zebraniach Anonimowych Alkoholik�w wsp�pijaczki wpadaj� w z�o��, je
wyrzyga�. Wyrzyga�,
czyli wygarn�� z siebie wszystko - tak do ko�ca wy�owi� z siebie te gnij�ce
koszyki ze sfermentowanymi
koci�tami, te narz�dzia zbrodni, kt�re le�� na dnie naszych w�asnych, osobistych
jezior. Cz�onkowie AA
chc� us�ysze�, jak nisko si� upad�o i nie zadowol� si� byle, czym. Ch�tnie
widziane s� i dobrze oceniane
opowie�ci o biciu �on, malwersacjach i publicznej obrazie moralno�ci. Wiem, bo
bywa�em na tych zebra-
niach (pikantne szczeg�y mojego �ycia zostan� podane nieco p�niej) i na w�asne
oczy widzia�em popisy
samodo�owania si�i wkurza�em si�, �e sam nie mia�em na koncie czego� takiego.
�Nie trzeba si� ba�
wypru� z siebie troch� flak�w dla publiczno�ci"
- powiedzia� mi na jednym z takich zebra� facet siedz�cy obok; mia� sk�r�
koloru niedopieczonego
ciasta i pi�tk� dzieci, kt�re przesta�y odpowiada� na jego telefony:, �Bo jak
niby maj� wzi�� si� w gar��,
je�eli nie uda im si� podprowadzi� ci troch� twojego osobistego strachu? Tego
chc�, tego w�a�nie im trzeba.
Wystarczy kawa�ek cudzych flak�w, �eby nie ba� si� w�asnych". Jak dot�d, nie
uda�o mi si� natkn�� na
lepsz� definicj� narracji. Zainspirowany w�asnymi kontaktami z organizacj�
Anonimowych Alkoholik�w,
zapocz�tkowa�em uprawianie narracji we w�asnym �yciu, czyli zwyczaj �bajek na
dobranoc". Wci�gn�-
�em w to Daga i Claire. To bardzo proste: wymy�lamy historyjki i opowiadamy je
sobie nawzajem. Mamy
tylko jedn� zasad�: nie wolno przerywa� - zupe�nie jak w AA - i nie wolno
krytykowa� na ko�cu. Atmosfera
braku krytyki to du�y plus, bo ka�de z nas cholernie kryje si� uczuciami. Tylko
dzi�ki takiej umowie nie boimy
si� siebie nawzajern.
Claire i Dag od razu polubi� t� zabaw�.
- Wierz� �wi�cie - powiedzia� mi kiedy� na pocz�tku Dag, dobrych par� miesi�cy
temu - �e ka�dy cz�o-
wiek na ziemi ma g��boko skryt�, mroczn� tajemnic�, kt�rej przez cale �ycie nie
wyjawi nikomu. Ani �onie,
ani m�owi, ani kochance, ani ksi�dzu. Ja mam swoj� tajemnic�, ty masz swoj�.
Masz, masz, widz� przecie�,
jak si� u�miechasz. I w�a�nie sobie o niej my�lisz. No, wyrzu� to z siebie. Co
to mo�e by�? Dobiera�e� si� do
siostrzyczki? Wali�e� konia z kumplami? Jad�e� w�asn� kupk�, �eby wiedzie�, jak
smakuje? Zdradzi�e� przyja-
ciela? No, powiedz. Mo�e mo�esz mi pom�c i sam o tym nie wiesz.
Tak czy inaczej dzisiaj na pikniku b�dziemy sobie opowiada� bajki na dobranoc.
Prowadzony przez Daga
staro�ytny, czerwony truposz skr�ca w�a�nie z Indian Avenuena zach�d, na
autostrad� numer 10. Dag oznaj-
mia swoim pasa�erom, �e jego czerwonym samochodzikiem nie �je�dzi si�", tylko
�porusza": �Poruszamy
si� na nasz piknik w piekle".
Piek�em tym jest miasteczkoWest Palm Springs Village - wyblak�e i zwi�d�e,
nieudane przedsi�wzi�cie
budowlane z lat pi��dziesi�tych, przypominaj�ce do z�udzenia t� mie�cin� z
kolorowych kresk�wek �Mi�dzy
nami jaskiniowcami". Miasteczko le�y na dusz�co gor�cym wzg�rzu kilka kilometr�w
w g�r� doliny z wido-
kiem na l�ni�cy, aluminiowy naszyjnik autostrady nr 10, kt�ra ci�gnie si� na
zach�d ku San Bernardino, na
wsch�d do Blythe i Phoenix.
W epoce, w kt�rej ka�dy inwestuje w nieruchomo�ci, West Palm Springs Village to
prawdziwa rzadko��:
nowoczesna ruina, niemal opustosza�a, je�li nie liczy� pan chwast�w
mieszkaj�cych w przyczepach kempin-
gowych i przewo�nych odziomkach, kt�rzy przygl�daj� nam si� ostro�nie, gdy
mijamy powitaln� bram� mia-
steczka opuszczon� stacj� benzynow� Texaco, otoczon� siatk�, oraz rz�dki
zwi�d�ych i poczernia�ych palm
Washingtonia, kt�re wygl�daj�, jakby pomalowa� je na pomara�czowo kto�, kto
bardzo chcia� pozby� si�
tu swojej dzia�ki. Og�lne wra�enie przywodzi na my�l scenografi� do filmu o
wojnie wietnamskiej.
- Cz�owiekowi si� zdaje - m�wi Dag, gdy w �limaczym tempie mijamy stacj�
benzynow� - �e w roku,
dajmy na to, 1958, grupa artyst�w estradowych z Las Vegas zrzuci�a si�, �eby tu
troch� zarobi�, ale potem
g��wny inwestor uciek� z fors�, no i ta dziura wzi�a i zdech�a.
Ale �ta dziura" nie jest jednak ca�kiem wymar�a, bo par� os�b ci�gle tu mieszka.
Ci twardziele maj�
wspania�y widok na zagony wiatrak�w, ci�gn�ce si� w dole, wzd�u� autostrady -
wzniesione na s�upy dzie-
si�tki tysi�cy �migie�, wycelowanych w g�r� San Gorgonio, jedno z najbardziej
wietrznych miejsc w Ame-
ryce. Wybudowane przez kogo� jako spos�b na uzyskanie odlicze� od podatku tu� po
kryzysie naftowym,
wiatraki te s� tak pot�ne, �e ka�de z ich �migie� bez problemu przeci�oby
cz�owieka na p�. Co ciekawe,
okaza�o si� zaraz, �e przyda�y si� nie tylko do cel�w podatkowych; wytwarzane
tam wolty bezszelestnie
zasilaj� ogromne klimatyzatory tutejszego odwyku i przyssawki do wysysania
t�uszczu z grubas�w w rozwi-
jaj�cym si� w�a�nie miejscowym o�rodku chirurgii plastycznej.
MIESZANIE DEKAD: W modzie: bezkrytyczna kombinacja dw�ch lub wi�cej element�w
stroju z
r�nych epok w celu uzyskania oryginalnego efektu: Sheila = kolczyki Mary Quanta
(lata sze��-
dziesi�te) + buty na korkowym koturnie (lata siedemdziesi�te) + czarna kurtka
sk�rzana (lata pi��-
dziesi�te i osiemdziesi�te).
Claire ma dzi� na sobie jaskrawor�owe legginsy, bluzk� bez r�kaw�w, chustk� pod
szyj� i okulary s�o-
neczne - efekt ko�cowy: niedosz�a gwiazdka filmowa. W og�le lubi mod� retro;
kiedy� powiedzia�a nam,
�e je�li b�dzie mie� dzieci, �to dam im takie ekstra retro imiona, Madge, Verna
albo Ralph, takie, jakie
maj� ludzie, kt�rych spotyka si� w tanich jad�odajniach".
Dag natomiast ubrany jest w wytarte bermudy, g�adk� koszul� z ko�nierzykiem,
mokasyny, (ale bez
skarpetek), taka okrojona wersja jego ulubionego motywu mormona, kt�ry zszed� na
psy. Nie wzi�� oku-
lar�w s�onecznych, bo b�dzie gapi� si� w s�o�ce, taki Huxley dla ubogich albo
Montgomery Clift przygo-
towuj�cy si� do roli i usi�uj�cy otrz�sn�� si� z proch�w.
- Jak to si� dzieje - pytaj� mnie zawsze Dag i Claire - �e tak naspasjonuj�
zmar�e s�awy?
A ja? Ja po prostu jestem. Nigdy jako� nie udawa�o mi si� nauczy� u�ywa� �czasu
jak koloru" w mojej
garderobie, jak nazywa to Claire, czy �kanibalizowa� czas", jak nazywa to Dag.
Mam do�� k�opot�w z
samym byciem. Ubieram si� tak, by si� nie wyr�nia�, by si� ukry� - by nie
rzuca� si� w oczy, zamaskowa�.
*****
W ko�cu, po d�u�szym kr��eniu ulicami pozbawionymi dom�w, Claire wybiera na nasz
piknik r�g
Cottonwood i Sapphire, nie, dlatego, �e jest tam co� ciekawego, (bo nie ma, poza
krusz�cym si� asfaltem,
powoli zarastaj�cym zielskiem); ju� pr�dzej, dlatego, �e �z pewnym wysi�kiem
mo�na sobie wyobrazi�
optymizm urbanist�w, z jakim nadawali nazwy tym ulicom".
Z brz�kiem otwiera si� baga�nik samochodu. Tutaj b�dziemy je�� kurze piersi, pi�
mro�on� herbat� i nie-
szczerze entuzjazmowa� si� patykami i zrzuconymi sk�rkami w��w, przynoszonymi
przez psy. I w tym
upalnym, skwiercz�cym s�o�cu b�dziemy sobie opowiada� bajki na dobranoc, tu, na
pustych dzia�kach,
kt�re w inaczej porozga��zianym �wiecie mog�yby mie�ci� stylowe, pustynne domy
takich gwiazd filmo-
wych, jak pan William Holden czy panna Grace Kelly. A w domach tych moi
przyjaciele, Dagmar Bellin-
ghausen i Claire Baxter, byliby zawsze mile widzianymi go��mi w�r�d
wymieniaj�cych nad basenem plo-
teczki pod oszronione drinki z rumem w kolorze hollywoodzkiego, kalifornijskiego
zachodu s�o�ca.
Ale tak by�oby w jakim� innym �wiecie, nie w tym. Tutaj jemy w tr�jk� suchy
prowiant na ziemi ja�o-
wej - takim odpowiedniku pustego miejsca na kartce pod koniec rozdzia�u - i tak
pustej, �e wszystko, co
znajdzie si� na jej dysz�cej, rozpalonej sk�rze, staje si� przedmiotem ironii. I
tutaj, pod wielkim, bia�ym
s�o�cem, mog� sobie popatrze�, jak Dag i Claire udaj�, �e mieszkaj� w tym
drugim, przyjemniejszym �wie-
cie.
Nie jestem potencjalnym
rynkiem zbytu
Dag twierdzi, �e jest lesbijk� uwi�zion� w ciele m�czyzny. Poj�cia nie mam, co
to znaczy. Kiedy
cz�owiek przygl�da si� mu, jak pali papierosa z filtrem tu, na pustyni, a pot
paruje mu na twarzy
szybciej, ni� si� pojawia, podczas gdy Claire dra�ni psy kawa�kami kurczaka przy
otwartym baga�ni-
ku pi�ciodrzwiowego saaba, trudno nie my�le� o tych wyblak�ych, kodakowskich
zdj�ciach sprzed ilu�
tam dziesi�cioleci, kt�re znajduje si� potem na strychach w pude�kach po butach.
Wiecie, o jakie mi chodzi:
te takie po��k�e, niewyra�ne. Zawsze gdzie� w tle stoi wielgachny, sp�owia�y
samoch�d, a postacie na zdj�-
ciu ubrane s� zdumiewaj�co modnie. Kiedy si� to ogl�da, trudno nie pomy�le�, �e
wszystkie chwile �ycia,
gdy je uchwyci� jednym trzaskiem migawki, staj� si� mi�e, smutne i niewinne; bo
nie zna si� wtedy
przysz�o�ci, kt�ra rani nas dopiero potem, i w takiej jednej, kr�tkiej chwili
wszystkie pozy staj� si� nagle
szczere i uczciwe. Patrz�c, jak Dag i Claire dokazuj� na pustyni, uzmys�awiam
sobie, �e dotychczasowe
opisy postaci moich przyjaci� i mojej w�asnej osoby by�y do�� pobie�ne.
Przyda�oby si� teraz troch� wi�cej
szczeg��w - a wi�c nadesz�a pora, by indywidualnie poroztrz�sa� ka�de z nas.
Zaczn� od Daga. Jego sa-
moch�d zajecha� przed m�j domek jaki� rok temu; mia� rejestracj� pokryt�
musztardow� skorup� oklahom-
skiego b�ota i owad�w z Nebraski. Kiedy otwar� drzwi, �eby wysi���, ze �rodka
wypad�y na chodnik
jakie� pinkle, w tym r�wnie� flakonik perfum Chanel Crystalle, kt�ry si� st�uk�.
(�Wiesz, lesbije uwielbia-
j� Crystalle. To takie aktywne, takie sportowe".) Nigdy nie dowiedzia�em si�, po
co mu by�y te perfumy, ale
i tak �ycie sta�o si� od razu znacznie ciekawsze.
Wkr�tce po pojawieniu si� Daga znalaz�em mu mieszkanie - pusty domek mi�dzy moim
a Claire - i
prac�, tam, gdzie sam pracuj�, u Larry'ego, i gdzie zaraz wysun�� si� na
pierwszy plan. Kiedy�, na przy-
k�ad, za�o�y� si� ze mn� o pi��dziesi�t dolar�w, �e uda mu si� nam�wi�
miejscowych - przygn�biaj�cy wia-
nuszek niedosz�ych Zsa Zsa Gabor, Anio��w Piekie� podlejszego gatunku, kt�rzy
p�dz� kwas gdzie� w
g�rach i ich Piekielnych Anielic z bladozielonymi, gangowymi tatua�ami na
palcach, o potwornej cerze
porzuconych i zmok�ych na deszczu manekin�w - za�o�y� si� ze mn�, �e przed
zamkni�ciem baru nam�wi
ich wszystkich do od�piewania z nim �It's a Heartache", paskudnego, dziwnie
staro�wieckiego romansu
szkockiego, kt�rego od dawna nikt nie w��cza� w szafie graj�cej. Pomys� by� tak
bezsensowny, �e oczywi�cie
przyj��em zak�ad. Par� minut p�niej, kiedy prowadzi�em rozmow� mi�dzymiastow� z
automatu w koryta-
rzu, pod gablotk� z india�skimi grotami strza�, us�ysza�em nagle - no, co?
Wrzaskliwe fa�szowanie i wycie
t�umu, ko�ysz�cego wielkimi fryzurami afro i arytmicznie wymachuj�cego
woskowobladymi, wychud�ymi
r�kami w takt piosenki. Nie bez podziwu wr�czy�em pi��dziesi�tk� Dagowi,
�ciskanemu w�a�nie przez
przera�aj�cego Anio�a Piekie� (�Kocham tego faceta!") i patrzy�em, jak Dag
wsadza banknot do ust, prze-
�uwa go i po�yka.
- Hej, Andy. Cz�owiek je tym, co je.
*****
Ludzie s� troch� nieufni wzgl�dem Daga przy pierwszym poznaniu, troch� tak jak
mieszka�cy prerii
wzdragaj� si� przed smakiem wody morskiej, kiedy na oceanicznej pla�y pr�buj�
jej pierwszy raz w �yciu.
- Ma brwi - m�wi Claire, opisuj�c go przez telefon jednej ze swych licznych
si�str.
Dag pracowa� dawniej w reklamie (a dok�adnie w marketingu), do Kalifornii za�
przyjecha� z Toronto,
czyli z Kanady. Kiedy pierwszy raz zobaczy�em Toronto, miasto wywar�o na mnie
wra�enie o�ywionych,
tr�jwymiarowych, ��tych stron ksi��ki telefonicznej, ozdobionych drzewami i
spryskanych zimn� wod�.
- Chyba nie by�em przyjemnym facetem. Szczerze m�wi�c, zalicza�em si� do
tych baran�w, kt�rych
widuje si� co rano, jad�cych do dzielnicy biznesu sportowym samochodem z
opuszczonym dachem, w cza-
peczkach baseballowych na g�owie, pewnych siebie i zadowolonych ze swojego
�wawego, kompletnego wy-
gl�du. Podnieca�a mnie, mile �echta�a i dawa�a spore poczucie si�y �wiadomo��,
�e wi�kszo�� zachod-
nich producent�w towar�w okre�laj�cych status spo�eczny jednostki uwa�a mnie za
najbardziej po��-
dany rynek zbytu. Mimo to pod byle pretekstem by�em got�w t�umaczy� si� z tego,
co robi� w pracy jak to
pracuj� od �smej do pi�tej przed plemnikob�jczym monitorem, wykonuj�c
abstrakcyjne zadania,
prowadz�ce do dalszego uzale�nienia Trzeciego �wiata. Ale o pi�tej -oho! -
kompletny odjazd! Robi-
�em sobie pasemka na w�osach i pi�em piwo z Kenii, nosi�em muszki, s�ucha�em
alternatywnego rocka i
rozbija�em si� po weso�ych dzielnicach miasta.
Akurat �azi mi po g�owie historia o przyje�dzie Daga do Palm Springs, wi�c
zrekonstruuj� j� do ko�ca
jego s�owami z tego, co opowiedzia� mi przez ten ostatni rok spokojnych
wieczor�w wsp�lnie sp�dzonych
za barem. Zaczn� od tego, jak siedzia� w pracy i dosta� �Zespo�u Chorego
Budynku":
- Tego rana okna w biurowcu, w kt�rym pracowa�em, nie otwiera�y si�, a ja
siedzia�em w mojej
kanciapie, czule nazywanej klatk� dla brojlera. W miar� jak wentylatory miesza�y
wok� mnie
powietrzn� zup� biurowych toksyn i wirus�w, czu�em si� coraz gorzej i coraz
bardziej bola�a mnie g�owa.
Oczywi�cie te truj�ce wiatry p�yn�y przede wszystkim w moj� stron�, niesione
szumem bia�ych klima-
tyzator�w i po�wiat� monitor�w. Nie mog�em si� zabra� do roboty i tylko
wpatrywa�em si� bezmy�lnie w
mojego peceta, otoczonego morzem karteczek z notatkami, plakat�w rockowych
zerwanych z tablic og�o-
szeniowych na ogrodzeniach plac�w bud�w; wisia�o te� tam ma�e, po��k�e zdj�cie
drewnianego statku
wielorybniczego, zmia�d�onego przez antarktyczny l�d, kt�re kiedy� znalaz�em w
jakim� starym nume-
rze �National Geographic". Oprawi�em je sobie w kupion� w Chinatown z�ot� ramk�.
Gapi�em si� na nie
bez przerwy, nigdy nie potrafi�c zrozumie� do ko�ca rozpaczy uwi�zionych tam
ludzi - zaraz przyjemniej
by�o mi my�le� o w�asnym b�lu istnienia.
Tak czy inaczej nie by�em szczeg�lnie produktywny i, szczerze m�wi�c, tego
w�a�nie dnia uzna�em, �e nie
widz� siebie za tym biurkiem przez nast�pne dwa lata - na sam� my�l r�wnocze�nie
chcia�o mi si� �mia� i
popada�em w depresj�. Dlatego te� zachowywa�em si� swobodniej ni� zwykle i
dobrze mi z tym by�o. To ta
euforia, jak� si� ma tu� przed rzuceniem pracy. Wiem, bo przerabia�em to ju�
par� razy.
KLATKA DLA BROJLERA: Ciasne pomieszczenie biurowe, odgrodzone od innych
przeno�n�, po-
kryt� tapicerk� �ciank� dzia�ow�, przeznaczone dla m�odszych pracownik�w. Nazwa
pochodzi od
pude�ek, w kt�rych umieszczany jest dr�b rze�ny w celu ograniczenia mu swobody
ruch�w, a co za
tym idzie osi�gni�cia maksymalnej wagi w minimalnym czasie.
Karen i Jamie, �wilczyce komputerowe", kt�re pracowa�y w s�siednich klatkach (t�
cz�� biura
nazywali�my albo �magazynem m�odych", albo �gettem m�odych") te� nie czu�y si�
najlepiej i te� nie za
dobrze im si� pracowa�o. Zdaje si�, �e Karen najbardziej z nas wszystkich
�wirowa�a na punkcie Chorego
Budynku. Zmusi�a siostr�, technika radiologicznego z Montrealu, �eby za�atwi�a
jej o�owiany fartuch -
mia� chroni� jajniki podczas pracy z komputerem. Planowa�a zdegradowa� si� na
pomoc biurow�:
�Cz�owiek jest wtedy bardziej wolny i �atwiej podrywa� go�c�w rowerowych".
No, wi�c pracowa�em wtedy, o ile pami�tam, nad kampani� jakiej� sieci,
hamburgerowni, kt�rej
szczytnym celem, wed�ug mojego zgorzknia�ego szefa, eks-hipisa Martina, by�o
�tak podnieci� milusi�-
skich, �e �r� hamburgera, �eby si� nim porzyga�". Martin, m�wi�c to, by�
czterdziestoletnim starcem. Moje
w�tpliwo�ci wzgl�dem tej pracy zaczyna�y mi coraz bardziej ci��y�.
Akurat tego dnia pojawi� si� inspektor bhp, kt�rego sam �ci�gn��em
telefonicznie, zakwestionowawszy
warunki pracy w biurze.
Martin by� przera�ony, �e jaki� jego pracownik wezwa� inspektora; kompletnie mu
odwali�o. W Toron-
to taka kontrola mo�e zmusi� pracodawc� do zmian architektonicznych, a to
kosztuje jak cholera - nowe
szyby wentylacyjne i tak dalej - i chocia� Martin mia� gdzie� zdrowie
pracownik�w, stan�y mu w oczach
znaczki $, id�ce w dziesi�tki tysi�cy dolar�w. Wezwa� mnie do gabinetu i rozdar�
mord�, a� podskakiwa�
ten jego malu�ki, szpakowaty kucyk. �Nie mam poj�cia, o co wam, m�odym, chodzi.
Ju� nic si� wam nie
podoba. Ma�ecie si� i narzekacie, �e macie tak� beznadziejn� prac�, �e si�
marnujecie, a da� wam w
ko�cu awans, to rzucacie robot� i jedziecie zbiera� winogrona w Queensland albo
co� jeszcze g�upsze-
go".
Martin, jak wielu zgorzknia�ych eks-hipis�w, jest yuppie, a ja kompletnie nie
umiem gada� z takimi
lud�mi. Zanim zaczniecie mnie przekonywa�, �e yuppies nie istniej�, sp�jrzmy
prawdzie w oczy - w�a�nie,
�e istniej�: chujki takie jak Martin, kt�re zaczynaj� zachowywa� si� jak
rozw�cieczone rosomaki, je�li nie
dostan� w restauracji stolika przy oknie, w cz�ci dla niepal�cych, z
materia�owymi serwetkami; androidy,
kt�re nigdy nie rozumiej� kawa��w; jest w nich jaki� strach i pod�o�� zarazem.
S� jak niedo�ywiony chihu-
ahua, kt�ry obna�a te swoje male�kie k�y i zaraz dostanie kopa w pysk, albo jak
fioletowawy, w�ocha-
ty szasz�yk z karaluch�w, popity szklank� mleka: no, kr�tko m�wi�c, s� jakim�
niesamowitym wynaturze-
niem. Yuppies nigdy nie ryzykuj�; oni kalkuluj�. Niczym nie emanuj�: byli�cie
kiedy� na imprezie yuppiel
Zupe�nie, jakby si� by�o w pustym pokoju: puste, hologramowe postacie chodz� w
k�ko i popatruj� na
siebie w lustra, od czasu do czasu sprayuj�c sobie migda�ki, na wypadek gdyby
mieli poca�owa� takie
samo widmo. Pe�na pustka.
EMOCJONALNY WYBUCH KETCHUPU: Narastanie w jednostce opinii i uczu�, kt�re, gdy w
ko�cu ujawni� si� r�wnocze�nie, szokuj� i przera�aj� pracodawc�w i koleg�w - z
kt�rych
wi�kszo�� uwa�ata dot�d, �e wszystko jest w porz�dku.
KRWAWI�CY KUCYK: Stary i pozbawiony dawnych, pi�knych idea��w cz�onek pokolenia
baby boom, kt�ry t�skni do dawnych, pi�knych, idealistycznych, hipisowskich
czas�w.
Wi�c wchodz� do gabinetu Martina, gabinetu jakby �ywcem wzi�tego z Jamesa Bonda,
z widokiem na
drapacze chmur w centrum - siedzi za biurkiem w korea�skim swetrze o komputerowo
generowanej faktu-
rze. Taki sweter ma mn�stwo faktury. Martin lubi faktury. I pytam: �No, Martin,
postaw si� na moim miej-
scu. Czy naprawd� my�lisz, �e nam przyjemnie pracowa� na tym wysypisku odpad�w
toksycznych?"
Najwyra�niej zaczyna�em ju� ulega� nieposkromionym pragnieniom.
�...I przez ca�y dzie� wys�uchiwa� twoich pogaduszek z tymi twoimi yuppie
kumplami o liposukcji, i pa-
trze�, jak w tym waszym raju s�czy si� z was ta sztucznie s�odzona galaretka?"
Ni st�d, ni zow�d zacz��em wg��bia� si� w temat. Skoro i tak si� st�d wynosz�,
to przynajmniej sobie
ul��.
�Chwileczk�", m�wi Martin, kompletnie zaskoczony.
�Albo czy naprawd� ci si� zdaje, �e mi�o nam wys�uchiwa� o twoim nowiutkim domu
za milion dolar�w,
skoro nas, w tych obrzydliwych klitkach, ledwo sta� na kanapk� na lunch, a zaraz
stuknie nam trzydziestka?
O domu, kt�ry w dodatku wygra�e� na loterii genetycznej, wy��cznie, dlatego, �e
urodzi�e� si� w dogodnym
punkcie czasowo-historycznym? Martin, gdyby� by� w moim wieku, wytrzyma�by�
jakie� dziesi�� minut, nie
wi�cej. A ja jeszcze musz� znosi�, �e takie p�g��wki jak ty b�d� do ko�ca
mojego �ycia tkwi� sobie spo-
kojnie gdzie� nade mn�, zachapuj�c dla siebie to, co najlepsze, i jeszcze
otaczaj�c to drutem kolczastym.
Rzyga� mi si� chce na tw�j widok".
Niestety, wtedy w�a�nie zadzwoni� telefon, wi�c nie otrzyma�em, na pewno ma�o
przekonywaj�cej,
odpowiedzi telefonowa� kto� z g�ry, komu Martin systematycznie si� podlizywa�,
wi�c nie m�g� ju� ze
mn� rozmawia�. Zanios�o mnie do sto��wki, gdzie akwizytor od ksero wylewa�
styropianowy kubek
wrz�cej kawy do doniczki z fikusem, kt�ry jeszcze nie ca�kiem doszed� do siebie
po tych wszystkich kok-
tajlach i niedopa�kach z imprezy bo�onarodzeniowej. Na dworze la� deszcz, po
szybach sp�ywa�a woda, ale
w �rodku wielokrotnie przepompowywane powietrze by�o suche jak na Saharze.
ZAWI�� DO BABY-BOOMER�W: Zazdro��, jak� budzi w m�odszych pokoleniach materialny
dobrobyt i d�ugoterminowe zabezpieczenie materialne b�d�ce udzia�em starszych
przedsta-
wicieli pokolenia baby boom li tylko dzi�ki urodzeniu si� we w�a�ciwym czasie.
SOLIDARNO�� POKOLENIOWA: Potrzeba danego pokolenia, by krytykowa� wady pokole�
nast�pnych w celu podniesienia si� na duchu: �Dzisiejsza m�odzie� w og�le nic
nie robi.
Jest taka apatyczna. My przynajmniej chodzili�my na demonstracje. Oni tylko
chodz� na za-
kupy i narzekaj�".
TERROR KONSENSUSU: Proces decyduj�cy o postawach i zachowaniu si� w miejscu
pracy.
Ludzie narzekali na korki na ulicach w godzinie szczytu i rzucali kawa�ami o
AIDS, wyliczali, kto si� u nas
i jak �le ubiera, kichali, gadali o horoskopach, planowali kupno apartament�w
przy pla�ach Santo Do-
mingo i obgadywali s�awnych ludzi. Nala�em sobie kawy z ekspresu przy zlewie.
Obok pracuj�ca na dru-
gim ko�cu biura Margaret czeka�a, a� jej si� zaparzy zio�owa herbatka, i
poinformowa�a mnie o konse-
kwencjach mojego wybuchu sprzed paru minut.
�Co� ty powiedzia� Martinowi?", m�wi do mnie. �On ma�o nie zacz�� rodzi�, rzuca
za tob� miechem.
Co si� sta�o? Bhp uzna�o nas za Czarnobyl?"
Rzu� robot�
�Zignorowa�em jej pytanie. Lubi� Margaret, bo naprawd� si� stara. Jest starsza i
nawet do�� atrakcyj-
na na sw�j sprayowowatowany-dwukrotnie-rozwiedziony spos�b. Prawdziwy z niej
buldo�er. Jest jak te
pokoiki, kt�re mo�na znale�� tylko w super drogich miesz kaniach w centrum
Chicago i Nowego Jorku
- pokoiki pomalowane na intensywne, jaskrawe kolory, na przyk�ad na szmaragdowo
lub
krwistoczerwono, by ukry� fakt, �e s� takie ma�e. Kiedy� powiedzia�a mi, jak�
jestem por� roku: jestem
latem. "Bo�e, Margaret. Naprawd� trzeba si� zastanowi�, po co my w og�le
wstajemy, co rano. Serio:, Po
co pracujemy? Tylko po to, �eby mie� wszystkiego wi�cej? To nie wystarczy.
Przypatrz�e si� nam. Co
sprawia, �e w og�le funkcjonujemy? Czym sobie zas�u�yli�my na lody, adidasy i
we�niane marynarki z
W�och? Widz� przecie�, �e wszyscy usi�ujemy mie� wszystkiego jak najwi�cej, ale
nie mog� oprze� si�
wra�eniu, �e nam si� to nie nale�y..." Ale Margaret z miejsca mnie ustawi�a.
Odstawi�a kubek i powiedzia�a,
�e zanim znowu upozuj� si� na M�odego Cierpi�cego, powinienem u�wiadomi� sobie,
�e wstajemy, co rano
do pracy tylko dlatego, �e boimy si�, co by si� sta�o, gdyby�my przestali. �Jako
gatunek nie jeste�my
przystosowani do wolnego czasu. My�limy, �e jeste�my, ale tylko nam si� tak
wydaje". Potem m�wi�a ju�
prawie tylko do siebie. Musia�em w niej co� wyzwoli�. M�wi�a, �e wi�kszo�� z nas
mia�a w swoim �yciu
tylko dwie, najwy�ej trzy naprawd� ciekawe chwile, �e reszta to woda, i �e pod
koniec �ycia b�dziemy mogli
m�wi� o szcz�ciu, je�eli zdo�amy te chwile po��czy� w opowie��, kt�r�
ktokolwiek si� zainteresuje.
MIGRACJA Z CHOREGO BUDYNKU: Sk�onno�� m�odszych pracownik�w do porzucania lub
uni-
kania pracy w z�ych warunkach bhp.
ZEJ�CIE NA LEPSZ� KRZYW�: Rezygnacja z jednej pracy na korzy�� innej, gorzej
p�atnej, ale
daj�cej lepsze perspektywy.
Widzisz, wi�c, jakie mroczne i samob�jcze impulsy mn� miota�y, i �e Margaret z
rado�ci� skorzysta�a z
okazji, �eby podrzuci� mi troch� w�asnych brud�w. Siedzieli�my, wi�c patrz�c,
jak zaparza si� herbata (do-
dam, �e nie jest to szczeg�lnie pasjonuj�ce zaj�cie) i wsp�lnie
przys�uchiwali�my si� dyskusji biurowych
do��w o tym, czy pewna prowadz�ca teleturniej gwiazda medi�w zrobi�a sobie
ostatnio operacj�
plastyczn�, czy nie.
�No, Margaret", powiedzia�em. �Za�o�� si�, �e nie uda ci si� wymieni� cho�by
jednej osoby w historii
�wiata, kt�ra zdoby�a s�aw� bez r�wnoczesnego przep�ywu du�ej ilo�ci got�wki".
Nie wiedzia�a od razu, o co mi chodzi, wi�c wyja�ni�em. Powiedzia�em jej, �e nie
da si�, �e nie mo�na
zdoby� wielkiej, �wiatowej s�awy, o ile kto� na tym nie zarobi. Wstrz�sn�� ni�
ten cynizm, ale podj�a wy-
zwanie. �Troch� demonizujesz, Dag. A taki Abraham Lincoln?"
�Nic z tego. Chodzi�o przecie� o niewolnictwo i ziemi�. Czyli o kup� szmalu".
Wi�c m�wi: �Leonardo da Vinci", na co ja zaraz stwierdzi�em, �e by� biznesmenem
jak Szekspir i ci inni
faceci, �e wszystkie dzie�a tworzy� na zam�wienie i �e, co gorsza, jego badania
by�y wykorzystywane przez
wojsko.
�Wiesz, Dag, chyba w �yciu nie bra�am udzia�u w tak g�upiej dyskusji", zaczyna,
bo ju� ogarnia j� roz-
pacz. �Przecie� s� ludzie, kt�rzy stali si� s�awni i nikt na tym nie zarobi�".
�No, to wymie�, cho� jedn� osob�".
Widzia�em, �e m�zg Margaret ju� zaczyna dymi�, �e marszczy twarz i rozja�nia j�
na przemian, i za-
czyna�em by� troszeczk� zbyt pewny siebie, wiedz�c, �e inni od jakiego� czasu
przys�uchuj� si� tej rozmo-
wie. Znowu by�em tym jad�cym kabrioletem ch�opakiem w czapeczce baseballowej,
upajaj�cym si�
w�asnym cwaniactwem, przypisuj�cym wszystkim ludzkim dzia�aniom ciemne,
materialne pobudki. Tak,
to w�a�nie by�em ja.
�No dobra, wygra�e�", m�wi Margaret, przyznaj�c mi to Pyrrus�we zwyci�stwo. I
ju� mia�em wyj�� z
kubkiem kawy w r�ce (teraz we wcieleniu pt. Doskona�y, Lecz Nieco Zbyt Pewny
Siebie M�odzieniec), kie-
dy z k�ta sali dobieg�o mnie wypowiedziane cichym g�osikiem: �Anna Frank".
No w�a�nie.
OZMOZA: Sytuacja, gdy uprawiany zaw�d, k��ci si� z w�asnym image.
MG�A W�ADZY: Nieokre�lono�� hierarchii biurowej, powoduj�ca niemo�no�� jej
precyzyjnego zde-
finiowania.
Obr�ci�em si� na pi�cie i ujrza�em - kogo? Spokojnie wyzywaj�c�, ale okropnie
niepozorn�, grubaw�
Charlene, siedz�c� przy biurowej megaba�ce z acetaminofenem; Charlene, z t� jej
prowincjonaln�, tlenion�
trwa��, przepisami na dania wegetaria�skie, wyci�tymi z tanich czasopism
kobiecych, Charlene, zanie-
dbywan� przez jej ch�opaka - to taka osoba, �e kiedy w biurze losujemy przed
�wi�tami, kto komu ma da�
prezent, i cz�owiek wylosuje w�a�nie j�, pierwsze pytanie brzmi: �A kto to?"
�Anna Frank?", wrzasn��em. �Ale� oczywi�cie, �e chodzi�o o szmal, przecie�...",
a przecie� wcale
nie chodzi�o. Nie�wiadomie wyda�em moraln� bitw�, kt�r� natychmiast wygra�a. We
w�asnych oczach wy-
gl�da�em teraz g�upio i podle.
Wszyscy byli oczywi�cie po stronie Charlene - nikt nie lubi by� po stronie
szmaty. Ka�dy mia� na
twarzy u�miech z cyklu �Dobrze ci tak", a w ca�ej sto��wce zrobi�o si� cicho, bo
publiczno�� czeka�a, �e-
bym jeszcze bardziej si� pogr��y�; Charlene mia�a bardzo szlachet- ny wyraz
twarzy. A ja sta�em jak ko�, bez
s�owa; publiczno�� musia�a zadowoli� si� widokiem mojej bia�ej, puszystej karmy,
w jednej xhwili zmie-
niaj�cej si� w stalowoczarne kule armatnie, p�dz�ce na samo dno zimnego,
g��bokiego jeziora w Szwajca-
rii. Mia�em ochot� tu, zaraz, zmieni� si� w ro�lin� - w bezmy�lny, pozbawiony
oddechu tw�r w �pi�czce.
No, ale ro�linom w biurach wlewaj� do doniczek wrz�c� kaw� serwisanci od
kopiarek, no nie? Co mia�em
robi�? Nim zrobi�o si� jeszcze gorzej, spisa�em na straty doznane w tej pracy
urazy psychiczne, wyszed�em
ze sto��wki, z biura, i nigdy ju� nie wr�ci�em. Nawet nie przyszed�em po swoje
rzeczy do klitki.
Kiedy teraz o tym my�l�, dochodz� do wniosku, �e gdyby mieli tam w firmie cho�
odrobin� rozs�dku
(w co w�tpi�), moje biurko kazaliby uprz�tn�� w�a�nie Charlene. Bo oczyma duszy
mojej ch�tnie wyobra-
�am sobie, �e stoi tam z koszem na �mieci w tych t�ustych �apkach o
kie�baskowatych palcach i segreguje
moje papierzyska. I �e wreszcie znajduje to zdj�cie statku wielorybniczego
tkwi�cego, by� mo�e na
zawsze, w szklanym lodzie Antarktyki. I widz�, jak gapi si� na nie, nie wiedz�c,
co my�le�, zastanawiaj�c
si�, jaki naprawd� jestem, i mo�e dochodzi do wniosku, �e wcale nie taki z�y.
Ale w ko�cu zaczyna si� dziwi�, po co chcia�o mi si� oprawi� taki dziwny
obrazek, a potem stara si�
okre�li�, czy ma jak�kolwiek materialn� warto��. I widz� jeszcze, jak dzi�kuje
opatrzno�ci za to, �e nie rozu-
mie takich niezwyk�ych impuls�w, i wreszcie wyrzuca zdj�cie, zd��ywszy ju� o nim
zapomnie�, do �mieci.
Ale w tej kr�tkiej chwili niepewno�ci w tej kr�tkiej chwili, nim zdecydowa�a si�
wrzuci� zdj�cie do kosza,
no my�l�, �e prawie m�g�bym j� pokocha�.
A w�a�nie to my�l o mi�o�ci d�ugo podtrzymywa�a mnie na duchu, gdy po rzuceniu
pracy sta�em si� Su-
tereniarzem i ju� nigdy nie zatrudni�em si� w �adnym biurze.
*****
No, kiedy cz�owiek zostaje sutereniarzem, wypada z systemu. Musi pozby� si�, tak
jak ja to zrobi�em,
mieszkania na powierzchni i tych wszystkich wype�niaj�cych je g�upich,
matowoczarnych przedmiot�w,
podobnie jak bezsensownych prostok�t�w sztuki minimalistycznej znad kanapy w
kolorze owsianki i ca�ej
reszty tych funkcjonalnych mebli ze Szwecji. Sutereniarze wynajmuj� garsoniery w
suterenie; wsz�-
dzie wy�ej powietrze jest zbyt bur�ujskie.
Przesta�em si� strzyc. Zacz��em wypija� za du�o male�kich, mocnych jak heroina
kaw w kawiarenkach,
gdzie szesnastolatki obojga p�ci z kolczykami w nosach codziennie wymy�la�y nowe
sosy do sa�at, u�ywaj�c
zi� o najbardziej egzotycznych nazwach (�Ooo! Kardamon! Dawaj �y�eczk�,
zobaczymy!). Znalaz�em
nowych przyjaci�, bez przerwy gadaj�cych o niedocenianych powie�ciopisarzach
po�udniowoameryka�-
skich. Jada�em soczewic�. Nosi�em poncho, pali�em ma�e papieroski dla odwa�nych
(w�oskie Nazionali,
pami�tam jak dzi�). Kr�tko m�wi�c, gor�co wierzy�em w to, co robi�.
Subkultura sutereniarska jest �ci�le skodyfikowana: str�j z przewag�
w�asnor�cznie barwionych, sp�owia-
�ych podkoszulk�w z podobiznami Schopenhauera albo Ethel i Juliusa Rosenberg�w,
ozdobionych emble-
matami i odznakami rastafaria�skimi. Wszystkie dziewczyny z tego kr�gu robi�y
si� na dzikie, rudow�ose
lesbije; wszy scy ch�opcy chodzili bladzi, z obra�onymi minami. Seksu, zdaje
si�, nie uprawia� nikt, bo
wszyscy oszcz�dzali energi� na dyskusje o pracy spo�ecznej i wymy�laniu coraz to
nowych, politycznie po-
prawnych podr�y (Dolina Nama w Namibii - ale tylko �eby zobaczy� tamtejsze
stokrotki). Filmy ogl�dano
bia�o-czarne, najcz�ciej brazylijskie.
UCIECZKA ZA BURT�: Nadreakeja na obawy o przysz�o��, objawiaj�ca si�
po�wi�ceniem
bez reszty pracy lub stylowi �ycia ca�kowicie niezwi�zanemu z dotychczasowymi
zaintere-
sowaniami: Amway, aerobik, dzia�alno�� w partii republika�skiej, kariera
prawnicza, sekty,
McPraca...
BARWY ZIEMI: subkultura m�odzie�owa cechuj�ca si� wegetarianizmem, r�cznie
barwionymi
strojami, u�ywaniem s�abych, rekreacyjnych narkotyk�w i dobrego sprz�tu hi-fi.
Jej cz�on-
kowie zwykle gor�co wierz� w to, co robi�, i s� cz�sto pozbawieni poczucia
humoru.
ETNOMAGNETYZM: M�odzie�cza sk�onno�� do osiedlania si� w emocjonalnie otwartych,
bardziej bezpo�rednich wsp�lnotach e