8126

Szczegóły
Tytuł 8126
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8126 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8126 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8126 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Coupland Douglas Pokolenie X S�o�ce twym wrogiem Pod koniec lat siedemdziesi�tych, kiedy mia�em pi�tna�cie lat, wyda�em wszystkie oszcz�dno�ci na przelot jumbo jetem na drugi koniec Ameryki, do Brandon w prowincji Manitoba, w samym sercu kanadyjskich prerii, by z obaczy� pe�ne za�mienie s�o�ca. To musia� by� dziwny widok: taki smar- kacz, chudy jak o��wek, prawie albinos, bierze pok�j w tanim motelu, �eby sp�dzi� w nim samotn� noc, z zadowoleniem ogl�daj�c to, co na za�nie�onym ekranie mia�a w�wczas do zaoferowania telewi- zja kablowa i popijaj�c wod� ze szklanek o grubym dnie, tyle razy mytych i owijanych w papierowe to- rebki, �e wygl�da�y, jakby kto� potraktowa� je papierem �ciernym. Ale noc wkr�tce si� sko�czy�a. Rano, gdy mia�o nast�pi� za�mienie, zrezygnowa�em ze specjalnie podstawianych autobus�w i zwyk�� lini� miej- sk� dojecha�em na skraj miasta. Tu ruszy�em przed siebie boczn�, wiejsk� drog� przez czyje� pole - pole jakiego� zbo�a, si�gaj�cego mi do piersi, zielonego, z szelestem parz�cego mnie w sk�r� potr�canymi �d�b�ami. I na tym w�a�nie polu, gdy nadesz�a oznaczona godzina, minuta i sekunda ciemno�ci, po�o�y- �em si� na ziemi w�r�d wysokich, j�drnych k�os�w i cichego bzykania owad�w; wstrzyma�em oddech, doznaj�c uczucia, od kt�rego ju� nigdy nie mia�em si� wyzwoli� tak do ko�ca - uczucia ciemno�ci, nie- uchronno�ci i fascynacji - uczucia, jakie musia�o by� udzia�em wszystkich m�odych ludzi od zarania dziej�w, kt�rzy wykrzywiali szyje, by spojrze� w g�r� i patrzyli, jak ga�nie im niebo. ***** P�tora dziesi�ciolecia p�niej moje uczucia s� r�wnie ambiwalentne. Siedz� na frontowej werandzie wynaj�tej chatki w kalifornijskim Palm Springs, g�aszcz�c moje dwa psy, wdychaj�c nocno-cynamonow� wo� lwich paszczy i rzeczowy zapach chloru z basenu w ogrodzie, kt�re docieraj� tu, gdy czekam na �wit. Spogl�dam na wsch�d, ku le��cemu po�rodku doliny jak kawa� przegotowanego mi�sa Uskokowi �w. Andrzeja. Ju� wkr�tce nad uskokiem i prosto w m�j dzie� wybuchnie s�o�ce, jak rz�d showgirls z Las Vegas, wpadaj�cych na scen�. Moje psy te� patrz�. Wiedz�, �e zaraz stanie si� co� wa�nego. M�wi� wam, one s� takie m�dre. Tylko, �e czasem mnie martwi�. Na przyk�ad, kiedy �cieram im z pysk�w t� blado- ��t�, serowat� ma�, jak ser na odgrzanej w kuchence mikrofalowej pizzie, zaczynam podejrzewa�, �e moje pieski, (cho� ich urocze, czarne, kundle oczy zdaj� si� zaprzecza�) znowu grzeba�y w �mietniku pobliskiej kliniki chirurgii plastycznej, a te ozdoby na ich pyskach to nic innego, jak, nie b�jmy si� tego s�owa, ode- ssany t�uszcz jakiego� yuppie. Nie mam zielonego poj�cia, jak im si� udaje dobra� do regulaminowych, czerwonych plastikowych work�w, kt�re podobno maj� nie da� si� nawet kojotom. To pewnie albo z�a wo- la, albo lenistwo tych lekarzy. Albo jedno i drugie. Pi�kny �wiat. M�wi� wam. Z g��bi chatki dochodzi mnie trza�niecie drzwi kredensu. Chyba m�j kolega, Dag, niesie naszej kole- �ance, Claire, jaki� skrobiowy albo cukrowy przysmak. Albo, co bardziej do nich podobne, d�inie z to- niczkiem. Maj� swoje na�ogi. Dag pochodzi z Toronto (ma podw�jne obywatelstwo), Claire z Los Angeles. Ja, skoro ju� o tym mowa, z Portland w stanie Oregon. Zreszt�, kogo dzisiaj obchodzi, kto sk�d jest (�skoro i tak wszyscy maj� te same sklepy", jak mawia m�j m�odszy brat Tyler). Jest nas troje; wszyscy nale�ymy do biednej z�otej m�odzie�y, wielkiej, mi�dzynarodowej grupy spo�ecznej, kt�rej cz�onkiem sta�em si�, jak ju� wspomnia�em, w wieku lat pi�tnastu podczas mojej wyprawy do Manitoby. W ka�dym razie, poniewa� wiecz�r nie uda� si� ani Dagowi, ani Claire, przywlok�o ich do mnie na koktajle i sorbety. Obojgu tego by�o trzeba. Oboje mieli swoje powody. Dag, na przyk�ad, sko�czy� o drugiej w nocy zmian� w barze �U Larry'ego", gdzie razem barma- nujemy. Kiedy wracali�my piechot� do domu, w �rodku rozmowy zostawi� mnie i pobieg� na drug� stron� drogi, a tam podniesionym z ziemi kamieniem przejecha� po pokrywie silnika i przedniej szybie jakiego� cutlassa supreme. To ju� nie pierwszy raz nachodzi go takie wandalstwo. Samoch�d by� koloru mas�a, a na zderzaku mia� nalepk� PUSZCZAMY SPADEK NASZYCH DZIECI; to chyba w�a�nie ten napis tak wkurzy� Daga, wynudzonego i dra�liwego jak �mierdz�ce jajo po o�miu godzinach tej naszej McPracy (�s�aba p�aca, s�aby presti�, s�abe uprawnienia socjalne, s�aba przysz�o��"). Szkoda, �e nie potrafi� zrozumie� tych destrukcyjnych ci�got Daga; to sk�din�d naprawd� dusza cz�o- wiek - raz na przyk�ad przez tydzie� si� nie k�pa�, bo nie chcia� niszczy� nici jakiemu� paj�czkowi, kt�re ten upl�t� sobie na jego wannie. - Sam nie wiem, Andy - powiedzia�, zatrzaskuj�c za sob� i pieskami siatkowe drzwi mojego domku; w przekrzywionym krawacie, w bia�ej koszuli, mokrej od potu pod pachami, z dwudniowym zarostem, w szarych spodenkach (�nie spodniach, tylko spodenkach") wygl�da� jak mormon, kt�ry zszed� na psy; niczym atakuj�cy �o� pochyli� �eb, by zaraz wrazi� go do mojej lod�wki, gdzie zacz�� odlepia� zwi�d�e li�cie sa�aty z omsza�ej butelki taniej w�dy. - Sam nie wiem, czy bardziej chodzi mi o to, �eby ukara� jakiego� starego pryka za roztrwonienie mojego �wiata, czy po prostu wkurza mnie, �e �wiat zrobi� si� taki du�y. Tak du�y, �e ju� nie potrafimy o nim opowiada� i �e zosta�y nam tylko te wszystkie urywki, skrawki, strz�pki i te dow- cipasy na zderzakach. - Poci�ga z butelki. - Tak czy siak, dopiekli mi. Czyli musia�a by� jaka� trzecia w nocy. Dag by� na wandalskim haju. Siedzieli�my obaj na kanapach w moim salonie, gapi�c si� w ogie� w kominku, i zaraz wpad�a Claire (bez pukania), powiewaj�c t� swoj� kruczoczarn�, rozczochran�, kr�tk� fryzurk�, imponuj�ca mimo niskiego wzrostu; niema�a w tym zas�uga szyku, jakiego nabra�a, pracuj�c na stoisku Chanel w miejscowym I. Magnin. McPRACA: Nisko p�atna, mato presti�owa, niekorzystna i bez przysz�o�ci praca w sektorze us�ugowym. Cz�sto uwa�ana za zadowalaj�c� alternatyw� kariery zawodowej przez osoby, kt�re nigdy nie splami�y si� prac�. Piekielna randka - o�wiadczy�a, wi�c wymienili�my z Dagiem znacz�ce spojrzenia. Porwa�a z kuchni szklank� red bulla i rzuci�a si� na mniejsz� kanap�, nie bacz�c, �e grozi to nieuchronn� katastrof� odzie- �ow� - na jej czarnej, we�nianej sukience zaraz znajd� si� liczne psie w�oski. S�uchaj, Claire. Je�eli trudno ci o tym m�wi�, to mo�e odegrasz nam to na kukie�kach? Bardzo �mieszne, Dag, bardzo �mieszne. Bo�e. Znowu makler i znowu nouvelle cuisine: kie�ki i woda Evian. Oczywi�cie, jest r�wnie� ekologiem. Ca�y wiecz�r nawija� o tym, jak to przeniesie si� do Montany i co te� b�dzie dolewa� do baku, �eby mu si� nie rozpu�ci�. Ja ju� nie mog�. Nied�ugo sko�cz� trzydzie�ci lat. Czu- j� si� jak posta� z komiksu. BIEDNA Z�OTA M�ODZIE�: Grupa spo�eczna oddaj�ca si� nieustannym podr�om kosztem sta�ej pracy lub sta�ego miejsca zamieszkania. Cz�onkowie jej cz�sto pozostaj� w z g�ry skazanych na niepowodzenie i niezwykle kosztownych zwi�zkach telefonicznych z osobami o imionach takich jak Serge czy IIiana. Na przyj�ciach dyskutuj� zwykle o punktach frequent flyer. Rozgl�dn�a si� po funkcjonalnym (i ma�o zachwycaj�cym) umeblowaniu pokoju, kt�rego g��wne urozmaicenie stanowi� tanie, nierzucaj�ce si� w oczy kilimy nawajskie. Potem twarz jej si� rozlu�ni�a. Ale kompletne dno by�o p�niej. W Cathedral City przy drodze 111 jest sklep, w kt�rym mo�na do- sta� wypchane kury. Przeje�d�ali�my tamt�dy i o ma�o nie zemdla�am, tak chcia�am mie� tak� kur�. By�y takie milutkie! Ale Dan (tak ma na imi�) m�wi: �Ale� Claire, po co ci taka kura?", na co ja: �Nie o to chodzi, Dan. Chodzi o to, �e ja chc� j� mie�". A on wtedy paln�� mi pora�aj�co nudne kazanie o tym, �e chc� t� kur� tylko, dlatego, �e �adnie wygl�da na wystawie, a gdybym j� dosta�a, zaraz zacz�abym kombi- nowa�, jak by j� tu wyrzuci� do rowu. Racja. Usi�owa�am wyja�ni� mu, �e taka kura to w�a�nie to, o co chodzi w �yciu i �e po to w�a�nie poznaje si� nowych ludzi, ale jako� zdech�o mi to wyja�nienie analogie mi si� popl�ta�y i w efekcie uraczy� mnie tym tragicznym milczeniem, typowym dla pedanta, kt�remu wydaje si�, �e rozmawia z p�g��wkiem. Chcia�am go udusi�. -Czyli posz�o wam o kury? - zapyta� Dag. -Tak, o kury. -No, no. -No w�a�nie. -Ko ko ko. Wtedy zrobi�o si� nam i g�upio, i smutno, i po paru godzinach przenios�em si� na werand�, gdzie te- raz jestem, czyszcz�c pyski moich ps�w z tego, co jest, by� mo�e, t�uszczem yuppie, i wypatruj�c pierw- szych r��w s�o�ca na dolinie Coachella, tam gdzie le�y Palm Springs. Na jednym ze wzg�rz widz� sio- d�owaty zarys domu pana Boba Hope'a, s�ynnego komika, wtapiaj�cy si� w ska�y jak zegar u Dalego. Jestem spokojny, bo jestem w�r�d przyjaci�. -Pogoda na polipy - oznajmia Dag, wchodz�c na werand� i sadowi�c si� przy mnie; przedtem zmi�t� py�ki sza�wi z ko�lawego, drewnianego progu werandy. -To obrzydliwe, Dag - m�wi Claire, siadaj�c obok mnie z drugiej strony i okrywaj�c mnie kocem (je- stem w samej bieli�nie). -Wcale nie. Zreszt� wystarczy, �e si� przejdziesz w okolice restauracji w Rancho Mirage, tak oko�o po�udnia. Z ludzi lec� polipy, zupe�nie jak �upie�. Kiedy si� po tym idzie, to tak, jakby si� sz�o po chrup- kach ry�owych. M�wi�: �Ciii..." i ca�� pi�tk� (nie zapominajmy o psach) gapimy si� na wsch�d. Chwytaj� mnie dresz- cze, wi�c szczelniej owijam si� kocem. Jest mi zimniej, ni� si� spodziewa�em, i zaczynam si� zastanawia�, dlaczego tyle rzeczy nazywamy teraz �piekielnymi": randki, prace, imprezy, pogod�... Czy to, dlatego, �e ju� nie wierzymy w piek�o? A mo�e obiecywano nam wszystkim raj ju� za �ycia, wi�c wszystko, co mamy, jest znacznie gorsze - w por�wnaniu. Mo�e kto� tu kogo� wyjaja�. Ciekawe. Wiecie, Dag i Claire du�o si� u�miechaj�, podobnie jak wielu innych moich znajomych. Ja zawsze po- dejrzewa�em, �e jest w tym co� mechanicznego albo nawet maniakalnego, bo te ich wykrzywione w g�r� k�ciki ust to gest, no, mo�e nie ob�udny, ale jakby obronny. Siedz�c tak mi�dzy nimi, dokonuj� drobnego odkrycia: u�miechy, kt�re codziennie przylepiaj� sobie na twarz s� idealnie takie same jak u�miechy ludzi, kt�rzy dali si� oskuba� - z humorem, ale mimo wszystko oskuba� - przez nowojorskich szuler�w, a kt�rym konwenans nie pozwala okaza� gniewu, bo wyszliby na jeszcze wi�kszych g�upk�w. Taka ulotna my�l. Spoza lawendowej g�ry Joshua wychyla si� pierwszy r�bek s�o�ca, ale ca�a nasza tr�jka jest zbyt cool, �eby to zostawi� w spokoju. Dag nie wytrzymuje pierwszy, ma dla nas pytanie, tak� ponur� pie�� porann�: O czym my�licie, kiedy widzicie s�o�ce? Tylko szybko, zanim zaczniecie si� zastanawia� i wykrzy- wicie pierwsz� reakcj�. No, szczerze a� do b�lu. Claire, ty pierwsza. NIEDOSYT HISTORII: �ycie w czasach, w kt�rych nic si� nie dzieje. G��wne objawy to uzale�nienie od gazet, czasopism wiadomo�ci telewizyjnych. Claire zaraz si� za�apuje: -No w�a�nie, Dag. Widz� ch�opa w Rosji. Prowadzi traktor przez pole zbo�a, ale s�o�ce nie grze- je go i muzyk zaczyna od niego blakn��, jak te czarno-bia�e zdj�cia w starych �Life'ach". I dzieje si� jesz- cze co� r�wnie dziwnego: s�o�ce wysy�a teraz nie promienie, ale smr�d starych egzemplarzy �Life'a", kt�ry niszczy plony. Zbo�e marnieje w oczach. Ch�op opiera si� o kierownic� i p�acze, a jego zbo�e dalej zatruwa historia. -Dobre, Claire, niesamowite. A ty, Andy? PRZESYT HISTORII: �ycie w czasach, w kt�rych dzieje si� zbyt du�o. Gt�wne objawy to uzale�- nienie od gazet, czasopism i wiadomo�ci telewizyjnych. -Daj mi jeszcze chwil�. -Dobra, to w takim razie teraz ja. Kiedy my�l� o s�o�cu, my�l� o lasce z Australii, powiedzmy, osiemnastoletniej, zapalonej surfistce, kt�ra gdzie� na Bondi Beach odkrywa na swojej �ydce pierwsz� zmian� zrogowaceniow�. W g��bi m�zgu drze si� ze strachu i ju� zaczyna kombinowa�, jak podprowadzi� mamie valium. A teraz ty mi powiedz, Andy, o czym my�lisz, kiedy widzisz s�o�ce? Nie chc� bra� udzia�u w tym okropie�stwie. Nie chc� dopuszcza� innych do moich marze�. -My�l� o Jeziorze Vanda na Antarktydzie, gdzie deszcz nie pada� od przesz�o dw�ch milion�w lat. -No dobra. To wszystko? -Tak, wszystko. Chwila ciszy. Nie powiedzia�em, �e to samo s�o�ce przywodzi mi na my�l wielkie mandarynki, ot�pia�e motyle i leniwe karpie. I krople krwi granat�w, s�cz�ce si� w ekstazie przez sp�kane sk�rki owoc�w gnij�- cych na ga��zi w ogrodzie s�siada - krople, kt�re jak rubiny zwieszaj� si� ze swych starych, br�zowych, sk�rzastych �r�de�, p�kaj�cych w szwach od tej przemo�nej, jajniczej p�odno�ci. Claire r�wnie� nie wytrzymuje tej beznami�tnej maski. Przerywa milczenie, m�wi�c, �e to niezdrowo traktowa� �ycie jako ci�g odr�bnych cool moment�w. - Albo nasze �ycie stanie si� opowie�ci�, albo b�dzie nie do wytrzymania. Zgadzam si� z ni�. Dag r�wnie�. Wiemy, �e w�a�nie, dlatego ka�de z nas porzuci�o w�asne �ycie i prze- nios�o si� na pustyni� - by snu� opowie�ci i w ten spos�b przemienia� to �ycie w co�, co warto opowiada�. Nasi rodzice mieli wi�cej �Rozbieraj� si� do roso�u". "M�wi� do siebie". "Ogl�daj� widoki". "Masturbuj� si�". "Dzie� p�niej (no, tak naprawd� min�o nieca�e dwana�cie godzin) ca�a nasza pi�tka t�ucze si� po Indian Avenue w drodze na po po�udniowy piknik w g�rach. Jedziemy starym, zasyfia�ym saabem Daga, czer- wonym, rozkosznie blaszanym, przedpotopowym modelem, takim, jakie na disneyowskich kresk�wkach wje�d�aj� na pionowe �ciany, posklejane lizakami, gum� do �ucia i ta�m� klej�c�. Jad�c, zabawiamy si� szybk� gr� - Claire kaza�a nam �wymieni� wszystko, co ludzie robi�, kiedy znajd� si� sami na pusty- ni". �Robi� sobie akty polaroidem". "Gromadz� z�om i inne rupiecie". �Potem strzelaj� do tego z�omu i rozpieprzaj� go na kawa�ki". �Ej - ryczy Dag � to troch� jak w �yciu, nie?" Samoch�d ci�gle jako� si� toczy, �Czasem - m�wi Claire, gdy przeje�d�amy obok I. Magnin, gdzie pracuje - kiedy tak patrz�, jak u mnie w pracy te nieko�cz�ce si� fale siwych w�os�w z�eraj� bi�uteri� i perfumy, robi mi si� jako� dziwnie. Wydaje mi si�, �e patrz� na wielki, nakryty do obiadu st�, otoczony przez setki ma�ych �akomczuch�w, tak rozpuszczonych i tak niecierpliwych, �e nawet nie czekaj�, a� jedzenie b�dzie gotowe: �api� stawiane na st� �ywe zwierz�ta i jedzenie wysysaj� prostoz nich". Dobra, dobra. To nic innego, jak bezlitosna, pokr�tna interpretacja prawdziwego oblicza Palm Springs jako ma�ego miasteczka, w kt�rym starzy ludzie usi�uj� odkupi� sobie z powrotem m�odo�� i te par� szczebli drabiny spo�ecznej. Jak to si� m�wi, tracimy m�odo��, uganiaj�c si� za bogactwem, a potem bogactwo, uganiaj�c si� za m�odo�ci�. Tutaj wcale nie jest tak �le - jest przede wszystkim �licznie - w ko�- cu sam tu mieszkam, nie? Ale troch� mnie to martwi. **** W Palm Springs pogoda nie istnieje - zupe�nie jak w telewizji. Nie ma tu te� klasy �redniej i w tym sen- sie Palm Springs tkwi w �redniowieczu. Dag twierdzi, �e za ka�dym razem, gdy jakikolwiek Ziemianin u�y- wa spinaczy, dolewa zmi�kczacza do prania czy ogl�da powt�rk� starego serialu, kto� w naszej dolinie Co- achella dostaje za to centa. I Dag pewnie ma racj�. Claire zauwa�a, �e tutejsi bogacze p�ac� biednym za obcinanie kolc�w na kaktusach. - Widzia�am te�, �e wol� wyrzuca� z domu ro�liny w doniczkach, zamiast si� nimi zajmowa�. Bo�e. Wy- obra�cie sobie, jakie musz� by� ich dzieci. Ale mimo to wszyscy troje zdecydowali�my si� tu zamieszka�, bo przynajmniej mo�na tu uciec od bur- �uazyjnej moralno�ci. Nie mieszkamy przecie� w jednej z lepszych dzielnic - nie ma mowy. Prawda - s� tu takie dzielnice, gdzie, je�eli zobaczy si� jaki� b�ysk w wystrzy�onym na je�a trawniku, to mo�na spokoj- nie przyj��, �e le�y tam srebrna dolar�wka. Tu, gdzie my mieszkamy, w naszych ma�ych chatkach przy wsp�lnym podw�rku i basenie w kszta�cie nerki, b�ysk w trawie oznacza rozbit� butelk� po whisky albo woreczek po kolostomii, kt�re jako� uchroni�y si� przed ur�kawiczon� �ap� �mieciarza. ***** Samoch�d wyje�d�a na d�ug� prost�, prowadz�c� do g��wnej drogi. Claire tuli psa, kt�ry wsadzi� pysk mi�dzy dwa przednie fotele. Pysk ten grzecznie, lecz stanowczo domaga si�, by kto� si� nim zaj��. Claire przemawia do pary obsydianowych, psich oczu: - Ty, ty �liczne stworzonko. Ty nie musisz si� martwi� kupowaniem skuter�w �nie�nych, kokainy czy trzeciego domu w Orlando na Florydzie. No tak, nie musisz. Ty chcesz tylko, �eby ci� pog�adzi� po �ebku. WSPӣCZESNE NAWIEDZANIE UBOGICH: Odwiedzanie miejsc, takich jak tanie jad�odajnie, zamkni�te fabryki i zapad�e wioski - miejsc, w kt�rych czas jakby si� zatrzyma� by odczu� ulg� po powrocie do �tera�niejszo�ci". BRAZYFIKACJA: Poszerzaj�ca si� przepa�� mi�dzy bogatymi a biednymi i r�wnoczesny zanik klas �rednich. PODRӯE W CZASIE ZE SZCZEPIONK�: Fantazjowanie o podr�ach w przesz�o��, w kt�re jednak cz�owiek udaje si� tylko po przyj�ciu wszystkich koniecznych szczepie� ochron- nych. Pies tymczasem ma min� ch�opca hotelowego za granic�, kt�ry nic nie rozumie z tego, co si� do niego m�wi, ale i tak domaga si� napiwku. - No w�a�nie. Ty nie musisz si� martwi� o tyle rzeczy. A wiesz, dlaczego? (Pies strzy�e uszami na t� zmian� intonacji, udaj�c, �e rozumie. Dag uparcie twierdzi, �e wszystkie psy potajemnie znaj� angielski i �yj� zgodnie z zasadami moralno�ci g�oszonymi przez ko�ci� unitaria�ski, ale Claire si� z tym nie zgadza, bo kiedy by�a we Francji, dowiedzia�a si� na pewno, �e psy m�wi� po francusku). Bo te wszystkie przedmioty tylko by si� buntowa�y i bi�y ci� po pysku. Tylko by ci przypomina�y, �e ca�e �ycie trawisz na gromadzeniu przedmiot�w. I nic poza tym. ***** P�dzimy nasze ma�e �ycie gdzie� na peryferiach, na marginesie, �wiadomie odmawiaj�c uczestnictwa w wielu rzeczach. Pragn�li�my ciszy, to j� teraz mamy. Przyjechali�my tu upstrzeni pryszczami i siniakami, z tak poskr�canymi jelitami grubymi, �e ju� prawie zw�tpili�my w mo�liwo�� wypr�nienia. Nasze organizmy zaci�y si�, odurzone smrodem kserokopiarek, korektora, papier�w warto�ciowych i nieko�cz�- cym si� stresem zwi�zanym z wykonywaniem bezsensownych i nieprzynosz�cych niczyjego uznania zawo- d�w. Co� zmusza�o nas, by zakupy traktowa� jako co� tw�rczego, by bra� �rodki uspokajaj�ce, by uwa�a�, �e wystarczy po�yczy� na sobot� jak�� kaset� wideo. Ale teraz, kiedy mieszkamy tu, na pustyni, jest znacz- nie, znacznie lepiej. Przesta� odgrzewa� przesz�o�� Na zebraniach Anonimowych Alkoholik�w wsp�pijaczki wpadaj� w z�o��, je wyrzyga�. Wyrzyga�, czyli wygarn�� z siebie wszystko - tak do ko�ca wy�owi� z siebie te gnij�ce koszyki ze sfermentowanymi koci�tami, te narz�dzia zbrodni, kt�re le�� na dnie naszych w�asnych, osobistych jezior. Cz�onkowie AA chc� us�ysze�, jak nisko si� upad�o i nie zadowol� si� byle, czym. Ch�tnie widziane s� i dobrze oceniane opowie�ci o biciu �on, malwersacjach i publicznej obrazie moralno�ci. Wiem, bo bywa�em na tych zebra- niach (pikantne szczeg�y mojego �ycia zostan� podane nieco p�niej) i na w�asne oczy widzia�em popisy samodo�owania si�i wkurza�em si�, �e sam nie mia�em na koncie czego� takiego. �Nie trzeba si� ba� wypru� z siebie troch� flak�w dla publiczno�ci" - powiedzia� mi na jednym z takich zebra� facet siedz�cy obok; mia� sk�r� koloru niedopieczonego ciasta i pi�tk� dzieci, kt�re przesta�y odpowiada� na jego telefony:, �Bo jak niby maj� wzi�� si� w gar��, je�eli nie uda im si� podprowadzi� ci troch� twojego osobistego strachu? Tego chc�, tego w�a�nie im trzeba. Wystarczy kawa�ek cudzych flak�w, �eby nie ba� si� w�asnych". Jak dot�d, nie uda�o mi si� natkn�� na lepsz� definicj� narracji. Zainspirowany w�asnymi kontaktami z organizacj� Anonimowych Alkoholik�w, zapocz�tkowa�em uprawianie narracji we w�asnym �yciu, czyli zwyczaj �bajek na dobranoc". Wci�gn�- �em w to Daga i Claire. To bardzo proste: wymy�lamy historyjki i opowiadamy je sobie nawzajem. Mamy tylko jedn� zasad�: nie wolno przerywa� - zupe�nie jak w AA - i nie wolno krytykowa� na ko�cu. Atmosfera braku krytyki to du�y plus, bo ka�de z nas cholernie kryje si� uczuciami. Tylko dzi�ki takiej umowie nie boimy si� siebie nawzajern. Claire i Dag od razu polubi� t� zabaw�. - Wierz� �wi�cie - powiedzia� mi kiedy� na pocz�tku Dag, dobrych par� miesi�cy temu - �e ka�dy cz�o- wiek na ziemi ma g��boko skryt�, mroczn� tajemnic�, kt�rej przez cale �ycie nie wyjawi nikomu. Ani �onie, ani m�owi, ani kochance, ani ksi�dzu. Ja mam swoj� tajemnic�, ty masz swoj�. Masz, masz, widz� przecie�, jak si� u�miechasz. I w�a�nie sobie o niej my�lisz. No, wyrzu� to z siebie. Co to mo�e by�? Dobiera�e� si� do siostrzyczki? Wali�e� konia z kumplami? Jad�e� w�asn� kupk�, �eby wiedzie�, jak smakuje? Zdradzi�e� przyja- ciela? No, powiedz. Mo�e mo�esz mi pom�c i sam o tym nie wiesz. Tak czy inaczej dzisiaj na pikniku b�dziemy sobie opowiada� bajki na dobranoc. Prowadzony przez Daga staro�ytny, czerwony truposz skr�ca w�a�nie z Indian Avenuena zach�d, na autostrad� numer 10. Dag oznaj- mia swoim pasa�erom, �e jego czerwonym samochodzikiem nie �je�dzi si�", tylko �porusza": �Poruszamy si� na nasz piknik w piekle". Piek�em tym jest miasteczkoWest Palm Springs Village - wyblak�e i zwi�d�e, nieudane przedsi�wzi�cie budowlane z lat pi��dziesi�tych, przypominaj�ce do z�udzenia t� mie�cin� z kolorowych kresk�wek �Mi�dzy nami jaskiniowcami". Miasteczko le�y na dusz�co gor�cym wzg�rzu kilka kilometr�w w g�r� doliny z wido- kiem na l�ni�cy, aluminiowy naszyjnik autostrady nr 10, kt�ra ci�gnie si� na zach�d ku San Bernardino, na wsch�d do Blythe i Phoenix. W epoce, w kt�rej ka�dy inwestuje w nieruchomo�ci, West Palm Springs Village to prawdziwa rzadko��: nowoczesna ruina, niemal opustosza�a, je�li nie liczy� pan chwast�w mieszkaj�cych w przyczepach kempin- gowych i przewo�nych odziomkach, kt�rzy przygl�daj� nam si� ostro�nie, gdy mijamy powitaln� bram� mia- steczka opuszczon� stacj� benzynow� Texaco, otoczon� siatk�, oraz rz�dki zwi�d�ych i poczernia�ych palm Washingtonia, kt�re wygl�daj�, jakby pomalowa� je na pomara�czowo kto�, kto bardzo chcia� pozby� si� tu swojej dzia�ki. Og�lne wra�enie przywodzi na my�l scenografi� do filmu o wojnie wietnamskiej. - Cz�owiekowi si� zdaje - m�wi Dag, gdy w �limaczym tempie mijamy stacj� benzynow� - �e w roku, dajmy na to, 1958, grupa artyst�w estradowych z Las Vegas zrzuci�a si�, �eby tu troch� zarobi�, ale potem g��wny inwestor uciek� z fors�, no i ta dziura wzi�a i zdech�a. Ale �ta dziura" nie jest jednak ca�kiem wymar�a, bo par� os�b ci�gle tu mieszka. Ci twardziele maj� wspania�y widok na zagony wiatrak�w, ci�gn�ce si� w dole, wzd�u� autostrady - wzniesione na s�upy dzie- si�tki tysi�cy �migie�, wycelowanych w g�r� San Gorgonio, jedno z najbardziej wietrznych miejsc w Ame- ryce. Wybudowane przez kogo� jako spos�b na uzyskanie odlicze� od podatku tu� po kryzysie naftowym, wiatraki te s� tak pot�ne, �e ka�de z ich �migie� bez problemu przeci�oby cz�owieka na p�. Co ciekawe, okaza�o si� zaraz, �e przyda�y si� nie tylko do cel�w podatkowych; wytwarzane tam wolty bezszelestnie zasilaj� ogromne klimatyzatory tutejszego odwyku i przyssawki do wysysania t�uszczu z grubas�w w rozwi- jaj�cym si� w�a�nie miejscowym o�rodku chirurgii plastycznej. MIESZANIE DEKAD: W modzie: bezkrytyczna kombinacja dw�ch lub wi�cej element�w stroju z r�nych epok w celu uzyskania oryginalnego efektu: Sheila = kolczyki Mary Quanta (lata sze��- dziesi�te) + buty na korkowym koturnie (lata siedemdziesi�te) + czarna kurtka sk�rzana (lata pi��- dziesi�te i osiemdziesi�te). Claire ma dzi� na sobie jaskrawor�owe legginsy, bluzk� bez r�kaw�w, chustk� pod szyj� i okulary s�o- neczne - efekt ko�cowy: niedosz�a gwiazdka filmowa. W og�le lubi mod� retro; kiedy� powiedzia�a nam, �e je�li b�dzie mie� dzieci, �to dam im takie ekstra retro imiona, Madge, Verna albo Ralph, takie, jakie maj� ludzie, kt�rych spotyka si� w tanich jad�odajniach". Dag natomiast ubrany jest w wytarte bermudy, g�adk� koszul� z ko�nierzykiem, mokasyny, (ale bez skarpetek), taka okrojona wersja jego ulubionego motywu mormona, kt�ry zszed� na psy. Nie wzi�� oku- lar�w s�onecznych, bo b�dzie gapi� si� w s�o�ce, taki Huxley dla ubogich albo Montgomery Clift przygo- towuj�cy si� do roli i usi�uj�cy otrz�sn�� si� z proch�w. - Jak to si� dzieje - pytaj� mnie zawsze Dag i Claire - �e tak naspasjonuj� zmar�e s�awy? A ja? Ja po prostu jestem. Nigdy jako� nie udawa�o mi si� nauczy� u�ywa� �czasu jak koloru" w mojej garderobie, jak nazywa to Claire, czy �kanibalizowa� czas", jak nazywa to Dag. Mam do�� k�opot�w z samym byciem. Ubieram si� tak, by si� nie wyr�nia�, by si� ukry� - by nie rzuca� si� w oczy, zamaskowa�. ***** W ko�cu, po d�u�szym kr��eniu ulicami pozbawionymi dom�w, Claire wybiera na nasz piknik r�g Cottonwood i Sapphire, nie, dlatego, �e jest tam co� ciekawego, (bo nie ma, poza krusz�cym si� asfaltem, powoli zarastaj�cym zielskiem); ju� pr�dzej, dlatego, �e �z pewnym wysi�kiem mo�na sobie wyobrazi� optymizm urbanist�w, z jakim nadawali nazwy tym ulicom". Z brz�kiem otwiera si� baga�nik samochodu. Tutaj b�dziemy je�� kurze piersi, pi� mro�on� herbat� i nie- szczerze entuzjazmowa� si� patykami i zrzuconymi sk�rkami w��w, przynoszonymi przez psy. I w tym upalnym, skwiercz�cym s�o�cu b�dziemy sobie opowiada� bajki na dobranoc, tu, na pustych dzia�kach, kt�re w inaczej porozga��zianym �wiecie mog�yby mie�ci� stylowe, pustynne domy takich gwiazd filmo- wych, jak pan William Holden czy panna Grace Kelly. A w domach tych moi przyjaciele, Dagmar Bellin- ghausen i Claire Baxter, byliby zawsze mile widzianymi go��mi w�r�d wymieniaj�cych nad basenem plo- teczki pod oszronione drinki z rumem w kolorze hollywoodzkiego, kalifornijskiego zachodu s�o�ca. Ale tak by�oby w jakim� innym �wiecie, nie w tym. Tutaj jemy w tr�jk� suchy prowiant na ziemi ja�o- wej - takim odpowiedniku pustego miejsca na kartce pod koniec rozdzia�u - i tak pustej, �e wszystko, co znajdzie si� na jej dysz�cej, rozpalonej sk�rze, staje si� przedmiotem ironii. I tutaj, pod wielkim, bia�ym s�o�cem, mog� sobie popatrze�, jak Dag i Claire udaj�, �e mieszkaj� w tym drugim, przyjemniejszym �wie- cie. Nie jestem potencjalnym rynkiem zbytu Dag twierdzi, �e jest lesbijk� uwi�zion� w ciele m�czyzny. Poj�cia nie mam, co to znaczy. Kiedy cz�owiek przygl�da si� mu, jak pali papierosa z filtrem tu, na pustyni, a pot paruje mu na twarzy szybciej, ni� si� pojawia, podczas gdy Claire dra�ni psy kawa�kami kurczaka przy otwartym baga�ni- ku pi�ciodrzwiowego saaba, trudno nie my�le� o tych wyblak�ych, kodakowskich zdj�ciach sprzed ilu� tam dziesi�cioleci, kt�re znajduje si� potem na strychach w pude�kach po butach. Wiecie, o jakie mi chodzi: te takie po��k�e, niewyra�ne. Zawsze gdzie� w tle stoi wielgachny, sp�owia�y samoch�d, a postacie na zdj�- ciu ubrane s� zdumiewaj�co modnie. Kiedy si� to ogl�da, trudno nie pomy�le�, �e wszystkie chwile �ycia, gdy je uchwyci� jednym trzaskiem migawki, staj� si� mi�e, smutne i niewinne; bo nie zna si� wtedy przysz�o�ci, kt�ra rani nas dopiero potem, i w takiej jednej, kr�tkiej chwili wszystkie pozy staj� si� nagle szczere i uczciwe. Patrz�c, jak Dag i Claire dokazuj� na pustyni, uzmys�awiam sobie, �e dotychczasowe opisy postaci moich przyjaci� i mojej w�asnej osoby by�y do�� pobie�ne. Przyda�oby si� teraz troch� wi�cej szczeg��w - a wi�c nadesz�a pora, by indywidualnie poroztrz�sa� ka�de z nas. Zaczn� od Daga. Jego sa- moch�d zajecha� przed m�j domek jaki� rok temu; mia� rejestracj� pokryt� musztardow� skorup� oklahom- skiego b�ota i owad�w z Nebraski. Kiedy otwar� drzwi, �eby wysi���, ze �rodka wypad�y na chodnik jakie� pinkle, w tym r�wnie� flakonik perfum Chanel Crystalle, kt�ry si� st�uk�. (�Wiesz, lesbije uwielbia- j� Crystalle. To takie aktywne, takie sportowe".) Nigdy nie dowiedzia�em si�, po co mu by�y te perfumy, ale i tak �ycie sta�o si� od razu znacznie ciekawsze. Wkr�tce po pojawieniu si� Daga znalaz�em mu mieszkanie - pusty domek mi�dzy moim a Claire - i prac�, tam, gdzie sam pracuj�, u Larry'ego, i gdzie zaraz wysun�� si� na pierwszy plan. Kiedy�, na przy- k�ad, za�o�y� si� ze mn� o pi��dziesi�t dolar�w, �e uda mu si� nam�wi� miejscowych - przygn�biaj�cy wia- nuszek niedosz�ych Zsa Zsa Gabor, Anio��w Piekie� podlejszego gatunku, kt�rzy p�dz� kwas gdzie� w g�rach i ich Piekielnych Anielic z bladozielonymi, gangowymi tatua�ami na palcach, o potwornej cerze porzuconych i zmok�ych na deszczu manekin�w - za�o�y� si� ze mn�, �e przed zamkni�ciem baru nam�wi ich wszystkich do od�piewania z nim �It's a Heartache", paskudnego, dziwnie staro�wieckiego romansu szkockiego, kt�rego od dawna nikt nie w��cza� w szafie graj�cej. Pomys� by� tak bezsensowny, �e oczywi�cie przyj��em zak�ad. Par� minut p�niej, kiedy prowadzi�em rozmow� mi�dzymiastow� z automatu w koryta- rzu, pod gablotk� z india�skimi grotami strza�, us�ysza�em nagle - no, co? Wrzaskliwe fa�szowanie i wycie t�umu, ko�ysz�cego wielkimi fryzurami afro i arytmicznie wymachuj�cego woskowobladymi, wychud�ymi r�kami w takt piosenki. Nie bez podziwu wr�czy�em pi��dziesi�tk� Dagowi, �ciskanemu w�a�nie przez przera�aj�cego Anio�a Piekie� (�Kocham tego faceta!") i patrzy�em, jak Dag wsadza banknot do ust, prze- �uwa go i po�yka. - Hej, Andy. Cz�owiek je tym, co je. ***** Ludzie s� troch� nieufni wzgl�dem Daga przy pierwszym poznaniu, troch� tak jak mieszka�cy prerii wzdragaj� si� przed smakiem wody morskiej, kiedy na oceanicznej pla�y pr�buj� jej pierwszy raz w �yciu. - Ma brwi - m�wi Claire, opisuj�c go przez telefon jednej ze swych licznych si�str. Dag pracowa� dawniej w reklamie (a dok�adnie w marketingu), do Kalifornii za� przyjecha� z Toronto, czyli z Kanady. Kiedy pierwszy raz zobaczy�em Toronto, miasto wywar�o na mnie wra�enie o�ywionych, tr�jwymiarowych, ��tych stron ksi��ki telefonicznej, ozdobionych drzewami i spryskanych zimn� wod�. - Chyba nie by�em przyjemnym facetem. Szczerze m�wi�c, zalicza�em si� do tych baran�w, kt�rych widuje si� co rano, jad�cych do dzielnicy biznesu sportowym samochodem z opuszczonym dachem, w cza- peczkach baseballowych na g�owie, pewnych siebie i zadowolonych ze swojego �wawego, kompletnego wy- gl�du. Podnieca�a mnie, mile �echta�a i dawa�a spore poczucie si�y �wiadomo��, �e wi�kszo�� zachod- nich producent�w towar�w okre�laj�cych status spo�eczny jednostki uwa�a mnie za najbardziej po��- dany rynek zbytu. Mimo to pod byle pretekstem by�em got�w t�umaczy� si� z tego, co robi� w pracy jak to pracuj� od �smej do pi�tej przed plemnikob�jczym monitorem, wykonuj�c abstrakcyjne zadania, prowadz�ce do dalszego uzale�nienia Trzeciego �wiata. Ale o pi�tej -oho! - kompletny odjazd! Robi- �em sobie pasemka na w�osach i pi�em piwo z Kenii, nosi�em muszki, s�ucha�em alternatywnego rocka i rozbija�em si� po weso�ych dzielnicach miasta. Akurat �azi mi po g�owie historia o przyje�dzie Daga do Palm Springs, wi�c zrekonstruuj� j� do ko�ca jego s�owami z tego, co opowiedzia� mi przez ten ostatni rok spokojnych wieczor�w wsp�lnie sp�dzonych za barem. Zaczn� od tego, jak siedzia� w pracy i dosta� �Zespo�u Chorego Budynku": - Tego rana okna w biurowcu, w kt�rym pracowa�em, nie otwiera�y si�, a ja siedzia�em w mojej kanciapie, czule nazywanej klatk� dla brojlera. W miar� jak wentylatory miesza�y wok� mnie powietrzn� zup� biurowych toksyn i wirus�w, czu�em si� coraz gorzej i coraz bardziej bola�a mnie g�owa. Oczywi�cie te truj�ce wiatry p�yn�y przede wszystkim w moj� stron�, niesione szumem bia�ych klima- tyzator�w i po�wiat� monitor�w. Nie mog�em si� zabra� do roboty i tylko wpatrywa�em si� bezmy�lnie w mojego peceta, otoczonego morzem karteczek z notatkami, plakat�w rockowych zerwanych z tablic og�o- szeniowych na ogrodzeniach plac�w bud�w; wisia�o te� tam ma�e, po��k�e zdj�cie drewnianego statku wielorybniczego, zmia�d�onego przez antarktyczny l�d, kt�re kiedy� znalaz�em w jakim� starym nume- rze �National Geographic". Oprawi�em je sobie w kupion� w Chinatown z�ot� ramk�. Gapi�em si� na nie bez przerwy, nigdy nie potrafi�c zrozumie� do ko�ca rozpaczy uwi�zionych tam ludzi - zaraz przyjemniej by�o mi my�le� o w�asnym b�lu istnienia. Tak czy inaczej nie by�em szczeg�lnie produktywny i, szczerze m�wi�c, tego w�a�nie dnia uzna�em, �e nie widz� siebie za tym biurkiem przez nast�pne dwa lata - na sam� my�l r�wnocze�nie chcia�o mi si� �mia� i popada�em w depresj�. Dlatego te� zachowywa�em si� swobodniej ni� zwykle i dobrze mi z tym by�o. To ta euforia, jak� si� ma tu� przed rzuceniem pracy. Wiem, bo przerabia�em to ju� par� razy. KLATKA DLA BROJLERA: Ciasne pomieszczenie biurowe, odgrodzone od innych przeno�n�, po- kryt� tapicerk� �ciank� dzia�ow�, przeznaczone dla m�odszych pracownik�w. Nazwa pochodzi od pude�ek, w kt�rych umieszczany jest dr�b rze�ny w celu ograniczenia mu swobody ruch�w, a co za tym idzie osi�gni�cia maksymalnej wagi w minimalnym czasie. Karen i Jamie, �wilczyce komputerowe", kt�re pracowa�y w s�siednich klatkach (t� cz�� biura nazywali�my albo �magazynem m�odych", albo �gettem m�odych") te� nie czu�y si� najlepiej i te� nie za dobrze im si� pracowa�o. Zdaje si�, �e Karen najbardziej z nas wszystkich �wirowa�a na punkcie Chorego Budynku. Zmusi�a siostr�, technika radiologicznego z Montrealu, �eby za�atwi�a jej o�owiany fartuch - mia� chroni� jajniki podczas pracy z komputerem. Planowa�a zdegradowa� si� na pomoc biurow�: �Cz�owiek jest wtedy bardziej wolny i �atwiej podrywa� go�c�w rowerowych". No, wi�c pracowa�em wtedy, o ile pami�tam, nad kampani� jakiej� sieci, hamburgerowni, kt�rej szczytnym celem, wed�ug mojego zgorzknia�ego szefa, eks-hipisa Martina, by�o �tak podnieci� milusi�- skich, �e �r� hamburgera, �eby si� nim porzyga�". Martin, m�wi�c to, by� czterdziestoletnim starcem. Moje w�tpliwo�ci wzgl�dem tej pracy zaczyna�y mi coraz bardziej ci��y�. Akurat tego dnia pojawi� si� inspektor bhp, kt�rego sam �ci�gn��em telefonicznie, zakwestionowawszy warunki pracy w biurze. Martin by� przera�ony, �e jaki� jego pracownik wezwa� inspektora; kompletnie mu odwali�o. W Toron- to taka kontrola mo�e zmusi� pracodawc� do zmian architektonicznych, a to kosztuje jak cholera - nowe szyby wentylacyjne i tak dalej - i chocia� Martin mia� gdzie� zdrowie pracownik�w, stan�y mu w oczach znaczki $, id�ce w dziesi�tki tysi�cy dolar�w. Wezwa� mnie do gabinetu i rozdar� mord�, a� podskakiwa� ten jego malu�ki, szpakowaty kucyk. �Nie mam poj�cia, o co wam, m�odym, chodzi. Ju� nic si� wam nie podoba. Ma�ecie si� i narzekacie, �e macie tak� beznadziejn� prac�, �e si� marnujecie, a da� wam w ko�cu awans, to rzucacie robot� i jedziecie zbiera� winogrona w Queensland albo co� jeszcze g�upsze- go". Martin, jak wielu zgorzknia�ych eks-hipis�w, jest yuppie, a ja kompletnie nie umiem gada� z takimi lud�mi. Zanim zaczniecie mnie przekonywa�, �e yuppies nie istniej�, sp�jrzmy prawdzie w oczy - w�a�nie, �e istniej�: chujki takie jak Martin, kt�re zaczynaj� zachowywa� si� jak rozw�cieczone rosomaki, je�li nie dostan� w restauracji stolika przy oknie, w cz�ci dla niepal�cych, z materia�owymi serwetkami; androidy, kt�re nigdy nie rozumiej� kawa��w; jest w nich jaki� strach i pod�o�� zarazem. S� jak niedo�ywiony chihu- ahua, kt�ry obna�a te swoje male�kie k�y i zaraz dostanie kopa w pysk, albo jak fioletowawy, w�ocha- ty szasz�yk z karaluch�w, popity szklank� mleka: no, kr�tko m�wi�c, s� jakim� niesamowitym wynaturze- niem. Yuppies nigdy nie ryzykuj�; oni kalkuluj�. Niczym nie emanuj�: byli�cie kiedy� na imprezie yuppiel Zupe�nie, jakby si� by�o w pustym pokoju: puste, hologramowe postacie chodz� w k�ko i popatruj� na siebie w lustra, od czasu do czasu sprayuj�c sobie migda�ki, na wypadek gdyby mieli poca�owa� takie samo widmo. Pe�na pustka. EMOCJONALNY WYBUCH KETCHUPU: Narastanie w jednostce opinii i uczu�, kt�re, gdy w ko�cu ujawni� si� r�wnocze�nie, szokuj� i przera�aj� pracodawc�w i koleg�w - z kt�rych wi�kszo�� uwa�ata dot�d, �e wszystko jest w porz�dku. KRWAWI�CY KUCYK: Stary i pozbawiony dawnych, pi�knych idea��w cz�onek pokolenia baby boom, kt�ry t�skni do dawnych, pi�knych, idealistycznych, hipisowskich czas�w. Wi�c wchodz� do gabinetu Martina, gabinetu jakby �ywcem wzi�tego z Jamesa Bonda, z widokiem na drapacze chmur w centrum - siedzi za biurkiem w korea�skim swetrze o komputerowo generowanej faktu- rze. Taki sweter ma mn�stwo faktury. Martin lubi faktury. I pytam: �No, Martin, postaw si� na moim miej- scu. Czy naprawd� my�lisz, �e nam przyjemnie pracowa� na tym wysypisku odpad�w toksycznych?" Najwyra�niej zaczyna�em ju� ulega� nieposkromionym pragnieniom. �...I przez ca�y dzie� wys�uchiwa� twoich pogaduszek z tymi twoimi yuppie kumplami o liposukcji, i pa- trze�, jak w tym waszym raju s�czy si� z was ta sztucznie s�odzona galaretka?" Ni st�d, ni zow�d zacz��em wg��bia� si� w temat. Skoro i tak si� st�d wynosz�, to przynajmniej sobie ul��. �Chwileczk�", m�wi Martin, kompletnie zaskoczony. �Albo czy naprawd� ci si� zdaje, �e mi�o nam wys�uchiwa� o twoim nowiutkim domu za milion dolar�w, skoro nas, w tych obrzydliwych klitkach, ledwo sta� na kanapk� na lunch, a zaraz stuknie nam trzydziestka? O domu, kt�ry w dodatku wygra�e� na loterii genetycznej, wy��cznie, dlatego, �e urodzi�e� si� w dogodnym punkcie czasowo-historycznym? Martin, gdyby� by� w moim wieku, wytrzyma�by� jakie� dziesi�� minut, nie wi�cej. A ja jeszcze musz� znosi�, �e takie p�g��wki jak ty b�d� do ko�ca mojego �ycia tkwi� sobie spo- kojnie gdzie� nade mn�, zachapuj�c dla siebie to, co najlepsze, i jeszcze otaczaj�c to drutem kolczastym. Rzyga� mi si� chce na tw�j widok". Niestety, wtedy w�a�nie zadzwoni� telefon, wi�c nie otrzyma�em, na pewno ma�o przekonywaj�cej, odpowiedzi telefonowa� kto� z g�ry, komu Martin systematycznie si� podlizywa�, wi�c nie m�g� ju� ze mn� rozmawia�. Zanios�o mnie do sto��wki, gdzie akwizytor od ksero wylewa� styropianowy kubek wrz�cej kawy do doniczki z fikusem, kt�ry jeszcze nie ca�kiem doszed� do siebie po tych wszystkich kok- tajlach i niedopa�kach z imprezy bo�onarodzeniowej. Na dworze la� deszcz, po szybach sp�ywa�a woda, ale w �rodku wielokrotnie przepompowywane powietrze by�o suche jak na Saharze. ZAWI�� DO BABY-BOOMER�W: Zazdro��, jak� budzi w m�odszych pokoleniach materialny dobrobyt i d�ugoterminowe zabezpieczenie materialne b�d�ce udzia�em starszych przedsta- wicieli pokolenia baby boom li tylko dzi�ki urodzeniu si� we w�a�ciwym czasie. SOLIDARNO�� POKOLENIOWA: Potrzeba danego pokolenia, by krytykowa� wady pokole� nast�pnych w celu podniesienia si� na duchu: �Dzisiejsza m�odzie� w og�le nic nie robi. Jest taka apatyczna. My przynajmniej chodzili�my na demonstracje. Oni tylko chodz� na za- kupy i narzekaj�". TERROR KONSENSUSU: Proces decyduj�cy o postawach i zachowaniu si� w miejscu pracy. Ludzie narzekali na korki na ulicach w godzinie szczytu i rzucali kawa�ami o AIDS, wyliczali, kto si� u nas i jak �le ubiera, kichali, gadali o horoskopach, planowali kupno apartament�w przy pla�ach Santo Do- mingo i obgadywali s�awnych ludzi. Nala�em sobie kawy z ekspresu przy zlewie. Obok pracuj�ca na dru- gim ko�cu biura Margaret czeka�a, a� jej si� zaparzy zio�owa herbatka, i poinformowa�a mnie o konse- kwencjach mojego wybuchu sprzed paru minut. �Co� ty powiedzia� Martinowi?", m�wi do mnie. �On ma�o nie zacz�� rodzi�, rzuca za tob� miechem. Co si� sta�o? Bhp uzna�o nas za Czarnobyl?" Rzu� robot� �Zignorowa�em jej pytanie. Lubi� Margaret, bo naprawd� si� stara. Jest starsza i nawet do�� atrakcyj- na na sw�j sprayowowatowany-dwukrotnie-rozwiedziony spos�b. Prawdziwy z niej buldo�er. Jest jak te pokoiki, kt�re mo�na znale�� tylko w super drogich miesz kaniach w centrum Chicago i Nowego Jorku - pokoiki pomalowane na intensywne, jaskrawe kolory, na przyk�ad na szmaragdowo lub krwistoczerwono, by ukry� fakt, �e s� takie ma�e. Kiedy� powiedzia�a mi, jak� jestem por� roku: jestem latem. "Bo�e, Margaret. Naprawd� trzeba si� zastanowi�, po co my w og�le wstajemy, co rano. Serio:, Po co pracujemy? Tylko po to, �eby mie� wszystkiego wi�cej? To nie wystarczy. Przypatrz�e si� nam. Co sprawia, �e w og�le funkcjonujemy? Czym sobie zas�u�yli�my na lody, adidasy i we�niane marynarki z W�och? Widz� przecie�, �e wszyscy usi�ujemy mie� wszystkiego jak najwi�cej, ale nie mog� oprze� si� wra�eniu, �e nam si� to nie nale�y..." Ale Margaret z miejsca mnie ustawi�a. Odstawi�a kubek i powiedzia�a, �e zanim znowu upozuj� si� na M�odego Cierpi�cego, powinienem u�wiadomi� sobie, �e wstajemy, co rano do pracy tylko dlatego, �e boimy si�, co by si� sta�o, gdyby�my przestali. �Jako gatunek nie jeste�my przystosowani do wolnego czasu. My�limy, �e jeste�my, ale tylko nam si� tak wydaje". Potem m�wi�a ju� prawie tylko do siebie. Musia�em w niej co� wyzwoli�. M�wi�a, �e wi�kszo�� z nas mia�a w swoim �yciu tylko dwie, najwy�ej trzy naprawd� ciekawe chwile, �e reszta to woda, i �e pod koniec �ycia b�dziemy mogli m�wi� o szcz�ciu, je�eli zdo�amy te chwile po��czy� w opowie��, kt�r� ktokolwiek si� zainteresuje. MIGRACJA Z CHOREGO BUDYNKU: Sk�onno�� m�odszych pracownik�w do porzucania lub uni- kania pracy w z�ych warunkach bhp. ZEJ�CIE NA LEPSZ� KRZYW�: Rezygnacja z jednej pracy na korzy�� innej, gorzej p�atnej, ale daj�cej lepsze perspektywy. Widzisz, wi�c, jakie mroczne i samob�jcze impulsy mn� miota�y, i �e Margaret z rado�ci� skorzysta�a z okazji, �eby podrzuci� mi troch� w�asnych brud�w. Siedzieli�my, wi�c patrz�c, jak zaparza si� herbata (do- dam, �e nie jest to szczeg�lnie pasjonuj�ce zaj�cie) i wsp�lnie przys�uchiwali�my si� dyskusji biurowych do��w o tym, czy pewna prowadz�ca teleturniej gwiazda medi�w zrobi�a sobie ostatnio operacj� plastyczn�, czy nie. �No, Margaret", powiedzia�em. �Za�o�� si�, �e nie uda ci si� wymieni� cho�by jednej osoby w historii �wiata, kt�ra zdoby�a s�aw� bez r�wnoczesnego przep�ywu du�ej ilo�ci got�wki". Nie wiedzia�a od razu, o co mi chodzi, wi�c wyja�ni�em. Powiedzia�em jej, �e nie da si�, �e nie mo�na zdoby� wielkiej, �wiatowej s�awy, o ile kto� na tym nie zarobi. Wstrz�sn�� ni� ten cynizm, ale podj�a wy- zwanie. �Troch� demonizujesz, Dag. A taki Abraham Lincoln?" �Nic z tego. Chodzi�o przecie� o niewolnictwo i ziemi�. Czyli o kup� szmalu". Wi�c m�wi: �Leonardo da Vinci", na co ja zaraz stwierdzi�em, �e by� biznesmenem jak Szekspir i ci inni faceci, �e wszystkie dzie�a tworzy� na zam�wienie i �e, co gorsza, jego badania by�y wykorzystywane przez wojsko. �Wiesz, Dag, chyba w �yciu nie bra�am udzia�u w tak g�upiej dyskusji", zaczyna, bo ju� ogarnia j� roz- pacz. �Przecie� s� ludzie, kt�rzy stali si� s�awni i nikt na tym nie zarobi�". �No, to wymie�, cho� jedn� osob�". Widzia�em, �e m�zg Margaret ju� zaczyna dymi�, �e marszczy twarz i rozja�nia j� na przemian, i za- czyna�em by� troszeczk� zbyt pewny siebie, wiedz�c, �e inni od jakiego� czasu przys�uchuj� si� tej rozmo- wie. Znowu by�em tym jad�cym kabrioletem ch�opakiem w czapeczce baseballowej, upajaj�cym si� w�asnym cwaniactwem, przypisuj�cym wszystkim ludzkim dzia�aniom ciemne, materialne pobudki. Tak, to w�a�nie by�em ja. �No dobra, wygra�e�", m�wi Margaret, przyznaj�c mi to Pyrrus�we zwyci�stwo. I ju� mia�em wyj�� z kubkiem kawy w r�ce (teraz we wcieleniu pt. Doskona�y, Lecz Nieco Zbyt Pewny Siebie M�odzieniec), kie- dy z k�ta sali dobieg�o mnie wypowiedziane cichym g�osikiem: �Anna Frank". No w�a�nie. OZMOZA: Sytuacja, gdy uprawiany zaw�d, k��ci si� z w�asnym image. MG�A W�ADZY: Nieokre�lono�� hierarchii biurowej, powoduj�ca niemo�no�� jej precyzyjnego zde- finiowania. Obr�ci�em si� na pi�cie i ujrza�em - kogo? Spokojnie wyzywaj�c�, ale okropnie niepozorn�, grubaw� Charlene, siedz�c� przy biurowej megaba�ce z acetaminofenem; Charlene, z t� jej prowincjonaln�, tlenion� trwa��, przepisami na dania wegetaria�skie, wyci�tymi z tanich czasopism kobiecych, Charlene, zanie- dbywan� przez jej ch�opaka - to taka osoba, �e kiedy w biurze losujemy przed �wi�tami, kto komu ma da� prezent, i cz�owiek wylosuje w�a�nie j�, pierwsze pytanie brzmi: �A kto to?" �Anna Frank?", wrzasn��em. �Ale� oczywi�cie, �e chodzi�o o szmal, przecie�...", a przecie� wcale nie chodzi�o. Nie�wiadomie wyda�em moraln� bitw�, kt�r� natychmiast wygra�a. We w�asnych oczach wy- gl�da�em teraz g�upio i podle. Wszyscy byli oczywi�cie po stronie Charlene - nikt nie lubi by� po stronie szmaty. Ka�dy mia� na twarzy u�miech z cyklu �Dobrze ci tak", a w ca�ej sto��wce zrobi�o si� cicho, bo publiczno�� czeka�a, �e- bym jeszcze bardziej si� pogr��y�; Charlene mia�a bardzo szlachet- ny wyraz twarzy. A ja sta�em jak ko�, bez s�owa; publiczno�� musia�a zadowoli� si� widokiem mojej bia�ej, puszystej karmy, w jednej xhwili zmie- niaj�cej si� w stalowoczarne kule armatnie, p�dz�ce na samo dno zimnego, g��bokiego jeziora w Szwajca- rii. Mia�em ochot� tu, zaraz, zmieni� si� w ro�lin� - w bezmy�lny, pozbawiony oddechu tw�r w �pi�czce. No, ale ro�linom w biurach wlewaj� do doniczek wrz�c� kaw� serwisanci od kopiarek, no nie? Co mia�em robi�? Nim zrobi�o si� jeszcze gorzej, spisa�em na straty doznane w tej pracy urazy psychiczne, wyszed�em ze sto��wki, z biura, i nigdy ju� nie wr�ci�em. Nawet nie przyszed�em po swoje rzeczy do klitki. Kiedy teraz o tym my�l�, dochodz� do wniosku, �e gdyby mieli tam w firmie cho� odrobin� rozs�dku (w co w�tpi�), moje biurko kazaliby uprz�tn�� w�a�nie Charlene. Bo oczyma duszy mojej ch�tnie wyobra- �am sobie, �e stoi tam z koszem na �mieci w tych t�ustych �apkach o kie�baskowatych palcach i segreguje moje papierzyska. I �e wreszcie znajduje to zdj�cie statku wielorybniczego tkwi�cego, by� mo�e na zawsze, w szklanym lodzie Antarktyki. I widz�, jak gapi si� na nie, nie wiedz�c, co my�le�, zastanawiaj�c si�, jaki naprawd� jestem, i mo�e dochodzi do wniosku, �e wcale nie taki z�y. Ale w ko�cu zaczyna si� dziwi�, po co chcia�o mi si� oprawi� taki dziwny obrazek, a potem stara si� okre�li�, czy ma jak�kolwiek materialn� warto��. I widz� jeszcze, jak dzi�kuje opatrzno�ci za to, �e nie rozu- mie takich niezwyk�ych impuls�w, i wreszcie wyrzuca zdj�cie, zd��ywszy ju� o nim zapomnie�, do �mieci. Ale w tej kr�tkiej chwili niepewno�ci w tej kr�tkiej chwili, nim zdecydowa�a si� wrzuci� zdj�cie do kosza, no my�l�, �e prawie m�g�bym j� pokocha�. A w�a�nie to my�l o mi�o�ci d�ugo podtrzymywa�a mnie na duchu, gdy po rzuceniu pracy sta�em si� Su- tereniarzem i ju� nigdy nie zatrudni�em si� w �adnym biurze. ***** No, kiedy cz�owiek zostaje sutereniarzem, wypada z systemu. Musi pozby� si�, tak jak ja to zrobi�em, mieszkania na powierzchni i tych wszystkich wype�niaj�cych je g�upich, matowoczarnych przedmiot�w, podobnie jak bezsensownych prostok�t�w sztuki minimalistycznej znad kanapy w kolorze owsianki i ca�ej reszty tych funkcjonalnych mebli ze Szwecji. Sutereniarze wynajmuj� garsoniery w suterenie; wsz�- dzie wy�ej powietrze jest zbyt bur�ujskie. Przesta�em si� strzyc. Zacz��em wypija� za du�o male�kich, mocnych jak heroina kaw w kawiarenkach, gdzie szesnastolatki obojga p�ci z kolczykami w nosach codziennie wymy�la�y nowe sosy do sa�at, u�ywaj�c zi� o najbardziej egzotycznych nazwach (�Ooo! Kardamon! Dawaj �y�eczk�, zobaczymy!). Znalaz�em nowych przyjaci�, bez przerwy gadaj�cych o niedocenianych powie�ciopisarzach po�udniowoameryka�- skich. Jada�em soczewic�. Nosi�em poncho, pali�em ma�e papieroski dla odwa�nych (w�oskie Nazionali, pami�tam jak dzi�). Kr�tko m�wi�c, gor�co wierzy�em w to, co robi�. Subkultura sutereniarska jest �ci�le skodyfikowana: str�j z przewag� w�asnor�cznie barwionych, sp�owia- �ych podkoszulk�w z podobiznami Schopenhauera albo Ethel i Juliusa Rosenberg�w, ozdobionych emble- matami i odznakami rastafaria�skimi. Wszystkie dziewczyny z tego kr�gu robi�y si� na dzikie, rudow�ose lesbije; wszy scy ch�opcy chodzili bladzi, z obra�onymi minami. Seksu, zdaje si�, nie uprawia� nikt, bo wszyscy oszcz�dzali energi� na dyskusje o pracy spo�ecznej i wymy�laniu coraz to nowych, politycznie po- prawnych podr�y (Dolina Nama w Namibii - ale tylko �eby zobaczy� tamtejsze stokrotki). Filmy ogl�dano bia�o-czarne, najcz�ciej brazylijskie. UCIECZKA ZA BURT�: Nadreakeja na obawy o przysz�o��, objawiaj�ca si� po�wi�ceniem bez reszty pracy lub stylowi �ycia ca�kowicie niezwi�zanemu z dotychczasowymi zaintere- sowaniami: Amway, aerobik, dzia�alno�� w partii republika�skiej, kariera prawnicza, sekty, McPraca... BARWY ZIEMI: subkultura m�odzie�owa cechuj�ca si� wegetarianizmem, r�cznie barwionymi strojami, u�ywaniem s�abych, rekreacyjnych narkotyk�w i dobrego sprz�tu hi-fi. Jej cz�on- kowie zwykle gor�co wierz� w to, co robi�, i s� cz�sto pozbawieni poczucia humoru. ETNOMAGNETYZM: M�odzie�cza sk�onno�� do osiedlania si� w emocjonalnie otwartych, bardziej bezpo�rednich wsp�lnotach e