802
Szczegóły |
Tytuł |
802 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
802 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 802 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
802 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ks. Tadeusz Fedorowicz
Drogi Opatrzno�ci
Instytut Bada� Nad Poloni� I Duszpasterstwem Polonijnym Katolickiego Uniwersyteyu Lubelskiego Duchowie�stwo Polskie w Wi�zieniach, �agrach i na Zes�aniu w ZSRR Pami�tniki i dokumenty Tom 1 Lublin 1992 NORBERTINUM Prymas Polski S�owo wst�pne Ksi�dza Tadeusza Fedorowicza zna wielu ludzi. Spotykaj� go najcz�ciej w Laskach w ko�ciele przy Zak�adzie dla Ociemnia�ych albo w Warszawie w ko�ciele �wi�tego Marcina, gdzie tak�e gromadz� si� niewidomi. Kap�an w obr�bie �wi�tyni: o�tarz, pulpit i konfesjona� - rzecz zupe�nie normalna. Ksi�dz Fedorowicz albo - jak m�wi� - ojciec Tadeusz czy te� ksi�dz infu�at to kap�an, kt�rego warto spotka�. W jego spojrzeniu zauwa�ysz zawsze, �e interesuje si� tob�. Chcia�by widzie� twoje troski w relacji do Boga. Aby ci wyt�umaczy� sprawy Bo�e, odwo�uje si� do drzewa, do pszczo�y, wyja�nia zapach kwiatu. Spostrzegasz, �e ma ogromn� wiedz� przyrodnicz�, ale to nie wyuczona wiedza, to mi�o�� do Boga, kt�rego widzi w szczeg�ach pi�knej, tajemniczej przyrody. Takiego ksi�dza Tadeusza Fedorowicza znamy dzisiaj, a w�a�ciwie go nie znamy, a raczej tak ma�o go znamy. Drogi Opatrzno�ci, ksi��ka zawieraj�ca wspomnienia, notatki, zapiski z lat II wojny �wiatowej, poczynione przez samego ojca Tadeusza, ods�oni� nam nieco jego posta� w sytuacjach trudnych, bolesnych, po�r�d los�w, jakie prze�ywali zsy�ani w g��b Rosji Polacy. Tam hartowa�o si� kap�a�stwo gotowe zawsze s�u�y� cz�owiekowi ze wzgl�du na Boga i ze wzgl�du - w�a�nie - na cz�owieka. Niech B�g daje dobre natchnienie wszystkim czytelnikom tych stronic. `rp J�zef kardyna� Glemp Warszawa, 29 maja 1991 r. `rp `tc Wprowadzenie do serii `tc Poczynaj�c od pierwszej po�owy lat czterdziestych zacz�y si� ukazywa� drukiem wspomnienia Polak�w, kt�rzy zostali uwi�zieni, zes�ani do �agr�w lub deportowani z ziem polskich na Syberi� i do Kazachstanu w latach 1939-1941, a wi�c po zaj�ciu przez ZSRR po�owy z g�r� terytorium II Rzeczypospolitej. Nieco p�niej dosz�y wspomnienia tych, kt�rzy znale�li si� w wi�zieniach, �agrach i na zes�aniu po ponownym wkroczeniu Armii Czerwonej na ziemie polskie w 1944 roku. Ukazywa�y si� one zagranic�, najpierw w Rzymie, Jerozolimie, Libanie, a nast�pnie we Francji, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Brazylii i w innych krajach, do kt�rych dotar�a wojenna i powojenna emigracja polska. Do najbardziej zas�u�onych pod tym wzgl�dem oficyn wydawniczych nale��: Biblioteka Or�a Bia�ego (Rzym), Instytut Literacki (Pary�), "Veritas" (Londyn), Gryf Publications (Londyn), Polska Fundacja Kulturalna (Londyn), Polonia Book Fundation (Londyn), Ksi�garnia "Orbis" (Londyn) i Editions Spotkania (Pary�). Dopiero po 1980 roku wspomnienia Polak�w z pobytu w wi�zieniach i �agrach sowieckich zacz�y wychodzi� r�wnie� w kraju, najpierw w wydawnictwach podziemnych, a p�niej - po roku 1988 - tak�e w wydawnictwach oficjalnych. Niekt�re wspomnienia dzi�ki wybitnym zaletom literackim lub bezcennej warto�ci historycznej by�y t�umaczone na j�zyki obce i zyska�y rozg�os mi�dzynarodowy, jak na przyk�ad Inny �wiat. Zapiski sowieckie Gustawa Herlinga-Grudzi�skiego (Londyn 1953) czy Na nieludzkiej ziemi J�zefa Czapskiego (Pary� 1949). Do chwili obecnej wydano w formie ksi��kowej znacznie ponad sto wspomnie� Polak�w o tematyce sowieckiej. W stosunku do liczby obywateli polskich wi�zionych w ZSRR lub deportowanych do tego kraju w latach 1939-1945, szacowanej na oko�o 1,5 miliona, jest to liczba znikoma. Nie zmienia tego faktu og�oszenie wielu kr�tkich relacji wspomnieniowych w prasie emigracyjnej, a od niedawna i krajowej. Autorzy wspomnie� - m�czy�ni i kobiety - reprezentuj� r�ne zawody. S� w�r�d nich profesorowie uniwersytet�w i szk� �rednich, zawodowi wojskowi, pisarze, arty�ci, dziennikarze, ziemianie, lekarze, robotnicy. Przez d�ugi czas brakowa�o jednak pewnej kategorii os�b, kt�ra - w�r�d innych grup inteligencji polskiej - by�a tak�e, i to stosunkowo licznie, obecna w �wiecie sowieckich wi�ni�w, �agiernik�w i zes�a�c�w, a mianowicie ksi�y polskich. Je�li pomin�� nieliczne i kr�tkie ich wspomnienia, jakie opublikowane by�y w polskiej prasie emigracyjnej pocz�wszy od 1967 roku*1, to pierwsze ksi��kowe wydania zacz�y si� pojawia� dopiero pod koniec lat siedemdziesi�tych*2. `pp 1 Ukaza�y si� w�wczas nast�puj�ce wspomnienia ksi�y: Kamila Kantaka Od Griazowca do Pahlewi (fragment pami�tnika), "Marianum w s�u�bie", Londyn 1967, nr 5-6 (71-72); Nikodema Dubrawki Wspomnienia z Rosji, tam�e 1976 nr 6 (140); Wac�awa Ko�odziejczyka TJ i Micha�a Szymankiewicza, tam�e. Wspomnienia wybitnego historyka, jakim by� ksi�dz Kamil Kantak, zas�uguj� na odszukanie i publikacj�. `pp `pp 2 Wprawdzie na pocz�tku lat siedemdziesi�tych ukaza�y si� w USA Wspomnienia z pierwszej i drugiej wojny �wiatowej w Polsce ks. Franciszka Tyczkowskiego (Brooklyn, N. Y., b. r. w.), ale tylko dwa rozdzia�y tej pracy, co prawda najobszerniejsze, dotycz� pobytu autora w sowieckich obozach i wi�zieniach. `pp Pierwsz� tego typu pozycj� wydawnicz�, kt�ra wkr�tce po ukazaniu si� na rynku czytelniczym wzbudzi�a du�e zainteresowanie i zosta�a bardzo pozytywnie oceniona, by�y Wspomnienia z Kazachstanu ksi�dza W�adys�awa Bukowi�skiego, opublikowane w Londynie w 1979 roku przez Editions Spotkania*3. Wolno przypuszcza�, �e u�wiadomi�y one czytelnikowi polskiemu, by� mo�e znu�onemu ju� niekiedy pewn� jednostajno�ci� tematyki w pami�tnikach i relacjach z pobytu w ZSRR, i� wspomnienia ksi�y polskich wnosz� zupe�nie nowy element, nie tylko dzi�ki opisowi �ycia religijnego i pracy duszpasterskiej prowadzonej w�r�d Polak�w i os�b innej narodowo�ci, ale przede wszystkim dzi�ki refleksji natury teologicznej i moralnej, stanowi�cej form� racjonalizacji cierpienia, ocalaj�cej godno�� ludzk� w tych miejscach poni�enia i krzywdy. To samo wydawnictwo w kilka lat p�niej opublikowa�o dwie kolejne ksi��ki z zakresu omawianej tu problematyki: wspomnienia ksi�dza J�zefa Kuczy�skiego Mi�dzy parafi� a �agrem (Pary� 1984), znacznie poszerzaj�ce tematyk� zapisk�w ksi�dza Bukowi�skiego, oraz ojca Ryszarda Czes�awa Grabskiego OFC pt. Gdyby nie Opatrzno�� Bo�a. `pp 3 Wydanie 2 ukaza�o si� w Rzymie w 1981 r. w tym samym wydawnictwie. `pp Wspomnienia zes�a�ca 1940-1955 (Pary� 1986). Ka�da z tych pozycji dawa�a �wiadectwo odr�bnych do�wiadcze�, gdy� dotyczy�a innych okoliczno�ci aresztowania i odbywania kary, innych teren�w. W 1988 roku zas�u�ony londy�ski o�rodek wydawniczy "Veritas" opublikowa� obszerne, t�umaczone z j�zyka angielskiego wspomnienia jezuity ameryka�skiego polskiego pochodzenia - ksi�dza Waltera Ciszka, zatytu�owane Z Bogiem w Rosji (1939-1963). Na tym ko�czy si� rejestr osobnych, ksi��kowych edycji wspomnie� ksi�y polskich z pobytu w ZSRR w latach II wojny �wiatowej i w okresie powojennym. Ponadto w pierwszej po�owie lat osiemdziesi�tych wychodz�ce w Pary�u "Zeszyty Historyczne" zamie�ci�y wspomnienia ojca Remigiusza Hranca OFC z lat 1945-1948, b�d�c rzadkim w Polsce �wiadectwem pobytu na Ko�ymie*4, a ukazuj�cy si� w Rzymie kwartalnik "Duszpasterz Polski Zagranic�" opublikowa� w odcinkach niezwykle cenne historycznie wspomnienia ksi�dza W�odzimierza Cie�skiego ze Lwowa, naczelnego kapelana Armii Polskiej w ZSRR pod dow�dztwem genera�a W�adys�awa Andersa. Obie te prace ze wszech miar zas�uguj� na wydanie ksi��kowe. W kraju jako pierwsze zosta�y og�oszone na �amach "Przegl�du Powszechnego" ksi�dza Stanis�awa Czapskiego TJ pt. Przez zakratowane okienka. Wspomnienia syberyjskie*6. Powy�sza lista, licz�ca zaledwie kilka pozycji, jest wi�c wyj�tkowo uboga. Spo�r�d kilkuset ksi�y polskich, kt�rzy poczynaj�c od rewolucji bolszewickiej 1917 roku przeszli przez wi�zienia, �agry i zes�ania w ZSRR, tylko niewielu pozostawi�o wspomnienia, a i te, jak dot�d, jedynie w skromnej cz�ci zosta�y opublikowane. Tymczasem ze wzgl�du na r�norodno�� los�w ich autor�w, na ich specyficzne do�wiadczenia, stanowi� one niezwykle wa�ne �r�d�o historyczne, zw�aszcza wobec trwaj�cego ci�gle zakazu dost�pu do �r�de� urz�dowych dotycz�cych polityki w�adz sowieckich wzgl�dem Polak�w i wzgl�dem Ko�cio�a. Wspomnienia z okresu mi�dzywojennego, ukazuj�ce dotychczas niemal zupe�nie nie znane tragiczne losy Ko�cio�a katolickiego w ZSRR, s� nieliczne*7. `pp 4 By�em skazany na 10 lat Syberii, "Zeszyty Historyczne" 1984, nr 67, 68. `pp `pp 5 Zob. numery: 2 (155), 3 (156), 4 (157) z 1985 r. oraz 1 (158) i 2 (159) z 1986 r. Nosz� one tytu� Z dziej�w polskiego duszpasterstwa wojskowego. Wspomnienia z lat 1941-1945 od Zwi�zku Radzieckiego do Wielkiej Brytanii. `pp `pp 6 Zob. numery: 10 (818), 11 (819) i 12 (820) z 1989 r. `pp `pp 7 Okresu mi�dzywojennego dotycz� wspomnienia ksi�y: Jana Wasilewskiego W szponach antychrysta (Krak�w 1924), Teofila Skalskiego Garstka wspomnie� z mego �ycia ("Zeszyty Historyczne" 1978 nr 45 i 46; 1979 nr 47 i 49; 1980 nr 51). Z nie opublikowanych znane s� wspomnienia ksi�y: Donata Nowickiego Wspomnienia 1924-1932 (mps w dziale r�kopis�w Biblioteki KUL) i Mariana Soko�owskiego Jeszcze jedna karta z �ycia kap�ana kresowego (mps w posiadaniu autora niniejszego tekstu). `pp O wiele bogatsza jest na szcz�cie lista wspomnie� dotycz�cych okresu II wojny �wiatowej i lat powojennych, cho� w wi�kszo�ci s� to teksty r�kopi�mienne b�d� czekaj�ce w formie maszynopisu na zainteresowanie wydawcy. Autorzy poszczeg�lnych wspomnie� nale�eli do r�nych kategorii wi�ni�w b�d� zes�a�c�w, ich udzia�em by�y cz�sto zupe�nie odmienne losy, tote� pole ich obserwacji i dozna� by�o r�norodne i bogate. I tak w�r�d autor�w znanych dotychczas wspomnie� - zar�wno og�oszonych, jak i nie publikowanych - spotykamy co najmniej kilka kategorii os�b. S� to: 1. Aresztowani w latach 1940-1941 na ziemiach polskich, skazani i deportowani do ZSRR; 2. Udaj�cy si� dobrowolnie do ZSRR z deportowan� tam ludno�ci� polsk�, by s�u�y� jej opiek� duchow� lub prowadzi� dzia�alno�� misyjn� (znane s� trzy przypadki); 3. Aresztowani w latach 1940-1941, skazani i deportowani, zwolnieni po tzw. amnestii w 1941 roku, ponownie aresztowani i skazani w ZSRR; 4. Aresztowani na ziemiach polskich w latach 1940-1941, skazani na �mier� lub 25 lat �agr�w, ocaleni przez wybuch wojny w 1941 roku, a nast�pnie ponownie aresztowani po powrocie Armii Czerwonej na ziemie polskie w 1944 roku, skazani i deportowani; 5. Aresztowani po raz pierwszy w 1944 roku lub p�niej na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej; 6. Aresztowani po 1944 roku na ziemiach I Rzeczypospolitej, za przedwojenn� granic� polsk�, po pewnym okresie pracy duszpasterskiej w�r�d tamtejszej ludno�ci polskiej; 7. Aresztowani kilkakrotnie po 1944 roku poza przedwojennymi terenami polskimi, w tym podczas zes�ania w Kazachstanie, za prowadzenie pracy duszpasterskiej w tym kraju. Ramy chronologiczne pierwszych aresztowa� autor�w wspomnie� i ostatecznych ich zwolnie� z wi�zienia obejmuj� lata 1940-1965, a wi�c pe�ne �wier�wiecze. Losy ka�dej z powy�szych kategorii os�b po ostatecznym uwolnieniu by�y r�wnie� - jak wspomniano - bardzo r�ne. Jedni opuszczali ZSRR wraz z armi� genera�a Andersa jako kapelani wojskowi, inni aresztowani ponownie - wracali do kraju w latach pi��dziesi�tych. Niekt�rzy wr�cili na teren swoich macierzystych diecezji i zostali stamt�d wydaleni do Polski. Cz�� ksi�y aresztowanych po wojnie przyj�a dobrowolnie obywatelstwo sowieckie i zdo�a�a pozosta� na terenie tamtejszych diecezji, by pracowa� w nich do �mierci, ale niekt�rych spo�r�d nich po kilku latach wydalono do Polski. Zdarza�o si� wreszcie, �e kap�ani, jak na przyk�ad ksi�dz Bukowi�ski, pozostawali na sta�e w miejscu zes�ania ze wzgl�du na tamtejszych wiernych, Polak�w i Niemc�w. Wyj�tkowe s� losy ksi�dza Waltera Ciszka, kt�ry po 24 latach przymusowego pobytu w ZSRR zosta� wymieniony na dw�ch szpieg�w i odes�any do USA. Wspomnienia niekt�rych ksi�y (np. W�adys�awa Bukowi�skiego, J�zefa Kuczy�skiego, Hilarego Wilka, Stanis�awa Ry�ki, J�zefa S�ka TJ) maj� wyj�tkowe znaczenie dla poznania dziej�w ludno�ci polskiej i Ko�cio�a katolickiego na ziemiach I i II Rzeczypospolitej podczas II wojny �wiatowej i po jej zako�czeniu na terenach wschodniej Ukrainy, w Kazachstanie i w innych republikach. Szczeg�owe relacje o prowadzonej przez nich pracy duszpasterskiej s� cz�sto pierwszymi i jedynymi, jak dot�d, �wiadectwami istnienia tam spo�eczno�ci polskich i pr�b zorganizowania �ycia religijnego, zniszczonego przez lata terroru. We wspomnieniach odnotowane zosta�y po�rednio tak�e przejawy pracy kapelan�w wojskowych s�owackich, czeskich i w�oskich podczas okupacji niemieckiej w�r�d Polak�w na Ukrainie. Te wspomnienia, kt�re odnosz� si� do okresu rozpocz�tego wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej w czerwcu 1941 roku, przedstawiaj� te� - praktycznie jeszcze prawie nie znan� - dzia�alno�� diecezji kresowych, kt�rych biskupi: Romuald Ja�brzykowski, Adolf Piotr Szel��ek, Boles�aw Twardowski, po otwarciu si� pewnych mo�liwo�ci wysy�ali kap�an�w na tereny s�siedniej Bia�orusi i Ukrainy w celu organizowania tam �ycia religijnego. Wszyscy ci kap�ani, z nielicznymi tylko wyj�tkami, je�li nie zgin�li z r�k niemieckich czy innych, przeszli - jak za�wiadczaj� wspomnienia - przez wi�zienia i �agry i w wi�kszo�ci pozostali potem na sta�e w ZSRR, by pracowa� dalej dla tamtejszych katolik�w*9. `pp 8 Por. Wac�aw Szetelnicki, Arcybiskup wygnaniec Eugeniusz Baziak, metropolita lwowski, Krak�w 1989; Antoine Wenger, Rome et Moscou 1900-1959, Pary� 1987, s. 564-565; Walerian Meysztowicz, Gaw�dy o czasach i ludziach, wyd. 2, Londyn 1983, s. 233-234; Zarys dziej�w diecezji �uckiej od 1 IX 1939 do ostatnich czas�w, 1975 (mps w dziale r�kopis�w Biblioteki KUL). `pp `pp 9 Por. wspomnienia ksi�y W�adys�awa Bukowi�skiego, J�zefa Kuczy�skiego, Hilarego Wilka, Stanis�awa Ry�ki oraz Zarys dziej�w diecezji �uckiej. `pp Mo�na mie� nadziej�, �e omawiane tu pozycje zainteresuj� r�wnie� naszych s�siad�w, a szczeg�lnie historyk�w Ko�cio�a na �otwie, Litwie i Ukrainie, gdy� na kartach wspomnie� jako towarzysze niedoli w wi�zieniach, �agrach i na zes�aniu wyst�puj� cz�sto ksi�a, a nieraz i biskupi, z tych kraj�w, na przyk�ad Kazimierz Dulbi�skis z �otwy, biskupi obrz�dku wschodniego: Hrihorij �akota z Przemy�la, Miko�aj Czarnecki z Kowla, Aleksander Chira z U�horodu na Zakarpaciu, oraz biskupi prawos�awni z Polski*10. Jak dot�d, znane s� bardzo nieliczne wspomnienia ksi�y �otewskich, litewskich, bia�oruskich, ukrai�skich, w�gierskich i innych narodowo�ci*11, kt�rych losy by�y podobne do tych, jakie sta�y si� udzia�em niema�ej cz�ci duchowie�stwa polskiego. Nie ulega jednak w�tpliwo�ci, �e wspomnienia tego rodzaju istniej� i b�d� w przysz�o�ci opublikowane. Odr�bny rys omawianych przez nas wspomnie� polega, jak ju� nadmieniono, na tym, �e ich autorzy w spos�b szczeg�lny zwracaj� uwag� na �ycie religijne wi�ni�w, �agiernik�w, zes�a�c�w. Je�li dola ksi�y na co dzie� niczym w zasadzie nie r�ni�a si� od losu innych os�b, to z racji swego powo�ania podejmowali oni z regu�y prac� duszpastersk� w formie mo�liwej w danych warunkach. By�a ona zar�wno potrzeb� ich serca, jak i odpowiedzi� na oczekiwania i potrzeby wielu towarzyszy niedoli, jakkolwiek ��czy�a si� zawsze z niema�ym, a niekiedy bardzo du�ym ryzykiem. Oto jeden z przyk�ad�w: Ksi�dz J�zef Kuczy�ski, aresztowany w 1945 roku za prowadzenie dzia�alno�ci duszpasterskiej w Dnieprodzier�y�sku, sp�dzi� dziesi�� lat w wi�zieniu, a po wyj�ciu na wolno�� podj�� j� na nowo, tym razem w Kazachstanie. Po dw�ch z g�r� latach zosta� ponownie skazany, tym razem na siedem lat kary, kt�r� w ca�o�ci odby�. Jak bardzo wysoko jednak ceni� sobie ten ostatni okres pracy w�r�d Polak�w, pozbawionych od dawna duszpasterza, �wiadczy� mog� jego s�owa zanotowane przez ksi�dza Bukowi�skiego: "Ci�ko, nawet bardzo ci�ko jest siedzie� 7 lat, zw�aszcza gdy si� ju� przedtem odsiedzia�o 10 lat. Ale musz� przyzna�, �e za tamte dwa i p� op�aci si� znowu siedzie� i 7 lat"*12. `pp 10 Dane dotycz�ce biskup�w zob. w: W. Bukowi�ski, Wspomnienie z Kazachstanu, s. 30, 73-74; J. Kuczy�ski, Mi�dzy parafi� a �agrem, s. 45, 61, 81; R. Cz. Grabski, Gdyby nie Opatrzno�� Bo�a, s. 105. `pp `pp 11 Do znanych ju� nale��: t�umaczone na j�zyk polski z bia�oruskiego wspomnienia ksi�dza J�zefa Hermanowicza pt. Chiny-Sybir-Moskwa. Wspomnienia z �agr�w sowieckich (Londyn 1966, wyd. "Veritas") oraz wspomnienia administratora apostolskiego w Mohylowie Boles�awa Sloskansa (�otysza, jednego z sze�ciu biskup�w potajemnie konsekrowanych w ZSRR w 1926 r. przez wys�annika papie�a Piusa XII, biskupa Michela d'Herbigny), aresztowanego w Mohylowie w 1927 r. i wydalonego na �otw� w 1933 r. Nosz� one tytu� Temoin de Dieu chez les sans Dieu. Journal de prison. Du bagne des iles Solowki a la deportation en Siberie, Mareil-Marly 1986. W 1958 r. ukaza�y si� w Pary�u wspomnienia ksi�dza Jeana Nicolas, duszpasterza francuskiego z Odessy, pt. Onze ans au paradis. Ed. Fayard. Maj� one znikom� warto�� historyczn�. J. Nicolasa spotka� w Workucie ksi�dz Kuczy�ski. Por. Mi�dzy parafi� a �agrem s. 61. `pp `pp 12 Tam�e, s. 69. `pp Podobne by�y losy przyjaci� ksi�dza Kuczy�skiego, wi�zionych kilkakrotnie za prowadzenie pracy duszpasterskiej: ksi�dza Bronis�awa Drzepeckiego (15 lat wi�zienia, �agr�w i zes�ania), ksi�dza W�adys�awa Bukowi�skiego (13 lat) i wielu innych. Taka by�a cena, jak� p�acili za niesienie pociechy religijnej rodakom i innym ludziom pozbawionym jej w ci�gu d�ugich lat. Jak prze�ywali to ci ostatni, mo�e �wiadczy� opis jednego ze spotka� w odwiedzanej przez ksi�dza Bukowi�skiego po raz pierwszy w 1957 roku wiosce polskiej ko�o A�ma Aty. "Powita� mnie - czytamy w nim miejscowy patriarcha pan Stanis�aw Lewicki. By�o to chyba najbardziej wzruszaj�ce przem�wienie wyg�oszone do mnie w ca�ym �yciu. Pan Lewicki m�wi�: �Wywie�li nas pod te g�ry, zostawili tutaj i wszyscy zapomnieli o nas. Nikt o nas nie pami�ta�. Dopiero Ojciec Duchowny do nas przyjecha�. My takie sieroty, my takie sieroty�. P�aka� czcigodny patriarcha, p�aka� ca�y zebrany lud, p�aka� ksi�dz razem z nimi. Ale by�y to dobre �zy"*13. Jedynie we wspomnieniach ksi�y mo�na spotka� przekonanie o ukrytym g��bszym sensie ich pobytu w wi�zieniach, �agrach czy na zes�aniu, o sensie cierpienia zaplanowanego przez Opatrzno�� dla dobra innych. Przekonanie to by�o bardzo cz�sto potwierdzane przez niespodziewane pojawienie si� mo�liwo�ci niesienia pomocy duchowej najbardziej opuszczonym. "Nabiera�em przekonania - pisze ksi�dz Kuczy�ski, wspominaj�c sw�j pobyt w �agrach Wierchnij Mi�sk i Workuta - �e B�g dopuszcza zajad�� z�o�� w�adzy, by da� opiek� religijn� ludziom najbardziej udr�czonym [...]. Najgorliwsi nawet duszpasterze nie potrafiliby tam dotrze�, gdzie pos�a�a ich w�adza. Tam, w tym mro�nym piekle, prawdziwi kap�ani doznali rado�ci niezmiernych, pocieszaj�c najbardziej strapionych"*14. `pp 13 Tam�e, s. 78. `pp Duszpasterska praca ksi�y w�r�d wi�ni�w i �agiernik�w s�u�y�a wi�c budzeniu wiary i nadziei na lepsz� przysz�o��, poczucie godno�ci ludzkiej i braterstwa bez wzgl�du na zapatrywania, religi�, wyznanie, obrz�dek, narodowo��. �ycie religijne, nierzadko wsp�lna modlitwa, zbli�a�o i ��czy�o Polak�w, Litwin�w, Ukrai�c�w, Niemc�w, ludzi r�nych narodowo�ci, r�nych religii i pogl�d�w. Niezwyk�ym przyk�adem ekumenizmu w obozowym �yciu religijnym by� zanotowany przez jednego z ksi�y fakt zast�powania w pracy podczas �wi�t Bo�ego Narodzenia katolik�w przez mahometan, a tych ostatnich z kolei przez katolik�w i prawos�awnych w czasie ramadanu, muzu�ma�skiego miesi�ca �wi�tego postu. Miar� autorytetu religijnego, jakim u wyznawc�w Mahometa cieszyli si� niekt�rzy ksi�a, by�o na przyk�ad zaproszenie przez nich ksi�dza Bukowi�skiego, by towarzyszy� im w modlitwie i zabra� g�os podczas ich nabo�e�stwa. Na podkre�lenie zas�uguje r�wnie� fakt, �e wspomnienia ksi�y, maj�ce z wielu wzgl�d�w rang� cennego dokumentu historycznego, s� zarazem wymownym �wiadectwem duchowej postawy ich autor�w. Wielu z nich, cho� mogli wraca� do kraju, �wiadomie z tej mo�liwo�ci zrezygnowa�o, przyjmuj�c obywatelstwo sowieckie, co dawa�o im szans� pozostania w ZSRR i s�u�enia w dalszym ci�gu tamtejszym katolikom, mimo �atwych do przewidzenia zagro�e� i trudno�ci, jakie taka decyzja za sob� poci�ga�a. Ksi�dz Bukowi�ski, opisuj�c moment, kiedy zrezygnowa� z proponowanej mu repatriacji do Polski, by pozosta� w Kazachstanie, zanotowa�: "Tym razem ja sam dobrowolnie pokierowa�em swym �yciem, doskonale zdaj�c sobie spraw� z podj�tej decyzji"*16. Podobn� decyzj� podj�o w latach powojennych dwustu ksi�y polskich, pozostaj�c na terenach dzisiejszej Litwy, Bia�orusi, Ukrainy, w Kazachstanie. Og�lna liczba ksi�y polskich, kt�rzy przeszli przez wi�zienia, �agry i zes�anie, nie jest jeszcze dok�adnie znana. Jest ona jednak, w por�wnaniu z analogiczn� grup� duchownych katolickich obrz�dku �aci�skiego innych narodowo�ci, i to zar�wno w okresie mi�dzywojennym*17, jak i w czasie wojny*18 i po jej zako�czeniu*19, zapewne najwi�ksza. `pp 14 Tam�e, s. 64. `pp `pp 15 R. Cz. Grabski, Gdyby nie Opatrzno�� Bo�a, s. 92-93. `pp `pp 16 Tam�e, s. 19. `pp `pp 17 Po 1920 r. w ZSRR pozosta�o ponad trzystu ksi�y, w�r�d kt�rych ogromn� wi�kszo�� stanowili Polacy. Wszyscy zostali do 1938 r. aresztowani, zes�ani do �agr�w b�d� fizycznie zlikwidowani. Niekt�rzy - po aresztowaniu i skazaniu - zostali p�niej wymienieni na aresztowanych w Polsce komunist�w. Na li�cie ksi�y wywiezionych do ZSRR pod koniec lat trzydziestych, wr�czonej przez ambasadora Rzeczypospolitej Polskiej Stanis�awa Kota komisarzowi spraw zagranicznych ZSRR Andriejowi J. Wyszy�skiemu w 1942 r., figuruj� 102 nazwiska. Zob. Stanis�aw Kot, Rozmowy z Kremlem, Londyn 1959, s. 255-256. Por. r�wnie� Archiwum Akt Nowych w Warszawie, Ambasada RP w Moskwie, 71, k. 47. `pp `pp 18 Lista ksi�y, kt�rzy wskutek aresztowa� na terenie Polski w latach 1939-1941 znale�li si� w ZSRR, a nast�pnie w tworzonej tam armii polskiej genera�a Andersa, obejmuje 83 nazwiska. Nie jest ona jednak kompletna. Por. Kamil Kantak, Aum�nerie militaire, Rzym 1962, s. 335-412, Sacrum Poloniae Millenium, t. 8-9. `pp `pp 19 Wed�ug niepe�nych jeszcze ustale� po 1944 r. uwi�zionych zosta�o i zes�anych do �agr�w oko�o 140 ksi�y polskich. Lista ustalona przez Romana Dzwonkowskiego SAC i Adama Hlebowicza. `pp Na terenach polskich, zaj�tych przez Armi� Czerwon� we wrze�niu 1939, a nast�pnie w 1944 roku, liczba wiernych i ksi�y narodowo�ci polskiej przewy�sza�a analogiczne liczby os�b innych narodowo�ci, kt�re znalaz�y si� pod w�adz� ZSRR w czasie II wojny �wiatowej i po jej zako�czeniu. W latach 1939-1950 na terenach nale��cych �wcze�nie do diecezji wile�skiej, pi�skiej, lwowskiej, �om�y�skiej i przemyskiej - wed�ug niepe�nych jeszcze oblicze� - zosta�o uwi�zionych og�em oko�o 220 ksi�y, w�r�d nich duchowni z r�nych zgromadze� zakonnych oraz kapelani wojskowi*20. W stosunku do tej liczby liczba znanych dotychczas zaledwie kilkunastu autor�w wspomnie� jest niewielka, cho� mo�na zapewne liczy� na odkrycie w przysz�o�ci jeszcze innych. Niezwykle ubogo przedstawia si� literatura naukowa po�wi�cona tragicznym losom ludno�ci polskiej zamieszkuj�cej wschodnie ziemie II Rzeczypospolitej w okresie II wojny �wiatowej i po jej zako�czeniu. Wobec ci�g�ego braku �r�de� pochodz�cych z archiw�w urz�dowych wspomnienia ksi�y polskich s� cennym poszerzeniem wiedzy na ten temat, niezwykle wa�nym dla pe�niejszej historycznej, psychologicznej i etycznej analizy tego trudnego do ukazania dramatu, jaki rozpocz�� si� na kresach wschodnich II Rzeczypospolitej dnia 17 wrze�nia 1939 roku i w pewnej formie trwa do dzi�*21. Szacunek dla w�asnej przesz�o�ci narodowej zobowi�zuje do jego poznawania. Temu celowi ma s�u�y� seria wydawnicza Duchowie�stwo Polskie w Wi�zieniach, �agrach i na Zes�aniu w ZSRR, zapocz�tkowana przez wydawnictwo "Norbertinum" wspomnieniami ksi�dza Tadeusza Fedorowicza. Roman Dzwonkowski SAC `pp 20 Zob. przypisy 18 i 19. `pp `pp 21 Oto jedno ze �wiadectw, pochodz�ce ze wsi w rejonie G��bokiego (dawniej woj. wile�skie, obecnie ob�ast' witebska), pisane w pi��dziesi�t� rocznic� 17 wrze�nia 1939 r.: "Chcia�oby si� du�o napisa� o naszym �yciu od oderwania nas od naszej kochanej matki Polski w 1939 r. Kto �y� w Polsce, prawie ka�dy cz�owiek, kto ma rozum na miejscu, straci� zdrowie i do tego naszego �ycia si� nie przyzwyczai�. Bo to nie zr�wna� ani kultury, ani w og�le �ycia naszego z �yciem Polski. Ojcze, jak zobacz� kap�ana polskiego, serce otwiera si� i rwie do Polski. Bo przypomina si� �ycie przedwojenne, ta wolno�� wiary, po kt�rej tutaj deptano". List J�zefy K. z 20 wrze�nia 1989 r. do autora niniejszego wst�pu. `pp `tc Wst�p do wspomnie�� Ksi�dza Tadeusza� Fedorowicza `tc Wspomnienia ksi�dza Tadeusza Fedorowicza ze Lwowa, po II wojnie �wiatowej d�ugoletniego kapelana w Zak�adzie dla Niewidomych w Laskach ko�o Warszawy, maj� pod wieloma wzgl�dami charakter wyj�tkowy. Ich Autor, b�d�c wikarym w jednej z parafii lwowskich, uda� si� dobrowolnie w g��b ZSRR wraz z wywo�onymi tam wiosn� 1940 roku Polakami ze Lwowa w celu zapewnienia im na wygnaniu opieki duchowej. Gdy po tzw. amnestii z 1941 roku warunki uniemo�liwi�y mu dotarcie do opuszczaj�cej ZSRR w 1942 roku armii polskiej genera�a Andersa, z zadowoleniem przyj�� ten fakt, pozostaj�c z ludno�ci� polsk� w Kazachstanie. Nast�pnie by� jednym z czterech pierwszych kapelan�w wojskowych w armii polskiej genera�a Zygmunta Berlinga. Niema�a cz�� wspomnie� obejmuje ten ostatni okres. Chocia� tak�e inni ksi�a - jak zaznacza to ksi�dz Fedorowicz - za zgod� swego ordynariusza arcybiskupa Boles�awa Twardowskiego pragn�li towarzyszy� deportowanym do ZSRR, tylko jemu jednemu uda�o si� ten zamiar z powodzeniem zrealizowa�. Na zes�aniu, gdzie pracowa� jako robotnik le�ny, m�g� w spos�b konspiracyjny, doznaj�c pomocy tak�e od niekatolik�w, spe�nia� swoje zadanie duszpasterza deportowanych. Na tle wielu wspomnie� z deportacji by�y to warunki wyj�tkowo pomy�lne. Relacje Autora z nielegalnej, a mimo to niemal nieprzerwanie prowadzonej pracy duszpasterskiej w Kazachstanie w latach 1940-1943 s� jedynym tego rodzaju dokumentem, tym bardziej cennym, �e zawieraj�cym bardzo szczeg�owe opisy r�nych jej form. Wielokrotnie ju� zwracano uwag�, �e we wspomnieniach os�b deportowanych do ZSRR, pomimo tragicznych cz�sto prze�y�, takich jak utrata na zawsze domu i stron rodzinnych, �mier� najbli�szych, trudna do opisania n�dza i poni�enie w wi�zieniach i �agrach, nie ma nienawi�ci do tych, kt�rzy to wszystko spowodowali. We wspomnieniach ksi�dza Fedorowicza jest jeszcze co� wi�cej. Maj� one niemal pogodny i tchn�cy duchem g��boko chrze�cija�skim charakter nawet w najbardziej dramatycznych momentach osobistego losu Autora. Wynika to niew�tpliwie z podstawowej decyzji dobrowolnego udania si� na zes�anie, z gotowo�ci� dzielenia tam tych samych warunk�w �ycia, jakie b�d� udzia�em innych. By� mo�e st�d r�wnie� p�ynie zdolno�� zauwa�ania niezwyk�ego pi�kna przyrody w Kazachstanie. Tekst wspomnie� ksi�dza Fedorowicza wzbogacaj� znacznie obszerne i cenne aneksy, zawieraj�ce mi�dzy innymi wyb�r kilkudziesi�ciu zachowanych list�w, w�r�d kt�rych na szczeg�ln� uwag� zas�uguj� listy adresowane do ksi�dza W�odzimierza Cie�skiego, dziekana generalnego armii polskiej genera�a Andersa, a przed wojn� proboszcza parafii �w. Marii Magdaleny we Lwowie, gdzie ksi�dz Fedorowicz pracowa� jako wikary. W aneksach zamieszczono r�wnie� Notatki z Kazachstanu, kt�re Autor prowadzi� od 17 grudnia 1941 do 17 lutego 1943 roku, Dziennik czynno�ci z okresu pobytu w armii genera�a Zygmunta Berlinga (3 maja - 3 sierpnia 1944 roku), a ponadto r�ne wzruszaj�ce dokumenty, dotycz�ce g��wnie religijnego i kulturalnego �ycia spo�eczno�ci polskiej w Kazachstanie w otoczeniu ksi�dza Fedorowicza. Pisane na zes�aniu wiersze, r�nego rodzaju okoliczno�ciowe pami�tki, a w�r�d nich sporz�dzane przez dzieci laurki, albumy, rysunki, a tak�e nieliczne fotografie ilustruj� w bardzo wymowny spos�b samoobron� duchow� �rodowiska w tak trudnych pod ka�dym wzgl�dem warunkach. Nale�y przy tym zaznaczy�, �e s� to jedyne - jak dotychczas - publikowane �wiadectwa tego typu. Wspomnienia ksi�dza Fedorowicza ukazuj� si� w ponad pi��dziesi�t lat po masowych deportacjach ludno�ci polskiej na Syberi� i do Kazachstanu, jakie mia�y miejsce zim�, wiosn� i latem 1940 roku. S� pierwszym krajowym wydaniem wspomnie� jednego z wielu ksi�y polskich, kt�rzy w czasie II wojny �wiatowej i w latach p�niejszych dzielili los Polak�w w ZSRR nie tylko przymusowo jako deportowani tam wi�niowie czy zes�a�cy, ale tak�e z wyboru - jako duszpasterze najbardziej opuszczonych. Roman Dzwonkowski SAC `pp 1 Nieco wcze�niej ni� ksi�dz Fedorowicz, bo w lutym 1940 r., do wywo�onych parafian do��czy� dobrowolnie ksi�dz Tadeusz Teliga spod Lwowa, kt�ry zmar� wkr�tce na wygnaniu (por. ks. Stanis�aw Bizu�, Kronika Seminarium Duchownego obrz�dku �aci�skiego we Lwowie. Od sierpnia 1939 do czerwca 1945, cz. 1, Krak�w 1979, s. 48, mps). Dobrowolnie wraz ze swoj� matk�, licz�c� w�wczas 86 lat, pojecha� do kamienio�om�w w Nowaja Ta�binka w ob�asti semipa�aty�skiej ksi�dz Leopold Dallinger z Ko�omyi - por. Zbigniew S. Siemiaszko, Problemy Polak�w w ZSRR. Deportacje - podsumowanie, "Dziennik Polski" 6 czerwca 1985 (Londyn). Ksi�dz Fedorowicz wspomina, �e do dobrowolnego wyjazdu z deportowan� na wsch�d ludno�ci� polsk� zg�osi�o si� kilku ksi�y. Jak dotychczas, nie wiadomo, czy opr�cz wy�ej wymienionych uda�o si� komu� z nich wyjecha�. `pp Od autora Ostatnio ukaza�o si� wiele relacji i wspomnie� napisanych przez ludzi, kt�rzy w czasie drugiej wojny �wiatowej znale�li si� w obozach pracy b�d� zostali wywiezieni w g��b Zwi�zku Radzieckiego, sk�d uda�o im si� szcz�liwie wr�ci� do Polski lub wydosta� na Zach�d. Moje wspomnienia z lat 1940-1944 r�ni� si� zupe�nie od tych, kt�re czyta�em. S� wobec tamtych blade, ma�o wyraziste. Ale taka by�a rzeczywisto��, takie by�y okoliczno�ci, w kt�rych stawia�a mnie Opatrzno�� przez cztery lata prze�yte w Zwi�zku Radzieckim. Najpierw z powodu aresztowania we Lwowie nie uda�o mi si� dosta� do transportu, kt�ry poszed� do Kazachstanu, w bardzo ci�kie warunki. Wyjecha�em dopiero z wywo�onymi "uchod�cami" spod okupacji niemieckiej. Tych - jako obcych obywateli - w�adze radzieckie traktowa�y znacznie lepiej. W poci�gu by�o lu�niej, dawali co� je��, cho� bardzo miernie. Umie�cili nas w lasach, w porz�dnych mieszkaniach-barakach. Znajdowa�a si� tam sto��wka, s�abo zaopatrzona, ale g�odu nie cierpieli�my. Traktowano nas z szacunkiem, praca by�a do zniesienia. Stamt�d po roku i paru miesi�cach pojecha�em do armii Andersa. Tam te� by�o wzgl�dnie dobrze. I zn�w po trzech miesi�cach wys�ano mnie dalej, do Kazachstanu, oficjalnie, jako kapelana wojskowego. Przysy�ano mi pieni�dze ze sztabu, a nasi ludzie bardzo o mnie dbali. Przez rok przychodzi�y dary zagraniczne, �ywno�ciowe i odzie�owe. I by�a wolno��. Pojecha�em wreszcie do "ludowej armii", gdzie jako kapelan dywizji mia�em dobre mieszkanie i wy�ywienie. Dlatego przez te cztery lata nie zazna�em ani prawdziwego g�odu, ani bezdomno�ci, ani osobi�cie z�ego traktowania. Nawet w czasie czteromiesi�cznego pobytu w wi�zieniu odnoszono si� do mnie z szacunkiem. Nie marz�em, nie brak�o mi odzie�y. Ponadto jako "dobrowolny podr�nik" nie czu�em si� skrzywdzony jak wszyscy wywo�eni, mia�em zupe�nie inny stosunek do tego, co mnie spotyka�o. Wiedzia�em, po co tam jestem. Swoje wspomnienia nagra�em na kasety ponad dziesi�� lat temu. P�niej spisa�a je z kaset pani Anna Kotarska, kt�r� pozna�em w Laskach jako przewodniczk� niewidomych. Sama mi zaproponowa�a, �e to zrobi. W czerwcu 1980 roku ta nadzwyczaj delikatna i mi�a starsza kobieta zmar�a, pozostawiaj�c po sobie trwa�e wspomnienie cz�owieka wyj�tkowo dobrego, cichego, s�u��cego ca�e �ycie innym. Jako �o�nierz Armii Krajowej walczy�a w Powstaniu Warszawskim. By�a odznaczona Krzy�em Zas�ugi, Krzy�em Zas�ugi z Mieczami oraz Krzy�em Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Stara�em si� spisane przez pani� Ann� teksty poprawi� i uzupe�ni�, cho� wiele ju� zapomnia�em z tamtych lat. Mog� si� wi�c zdarzy� jakie� b��dy w faktach czy nazwach. Pisz� to, co pami�tam. Wiele os�b od dawna do tego mnie nak�ania�o. Zawsze brakowa�o czasu. Mo�e teraz - je�li taka wola Bo�a - znajdzie si� czas na to zaj�cie w istocie niewa�ne, ale dla mnie bardzo mi�e. Serdecznie dzi�kuj� tym wszystkim, kt�rzy mi w opracowaniu mych wspomnie� pomogli. Szczeg�lnie jestem wdzi�czny pani Marii Wiernikowskiej, kt�ra najskuteczniej zach�ci�a mnie do tego i w�o�y�a wiele pracy w sporz�dzenie indeks�w. Raz jeszcze pragn� wspomnie�, jak wiele zawdzi�czam �p. pani Annie Kotarskiej, jej bezinteresownej pomocy. Wreszcie serdecznie dzi�kuj� siostrze Rut Wosiek z Lasek za trudn� korekt�. Tadeusz Fedorowicz Droga na wsch�d Po wkroczeniu wojsk sowieckich 17 wrze�nia 1939 roku na wschodnie tereny polskie zacz�y si� liczne aresztowania. Aresztowanych wywo�ono na wsch�d. W roku 1940 nast�pi�y trzy kolejne masowe wyw�zki Polak�w z zaj�tych teren�w. Wszystkie by�y doskonale zorganizowane: jednej nocy na ca�ej zagarni�tej przestrzeni, od p�nocy kraju do po�udnia, zaje�d�a�y przed domy wywo�onych, kt�rzy byli dok�adnie spisani, wozy konne lub samochody. Niemal wszystkich jednej nocy zabierano. Rzadko komu uda�o si� ukry�. Tak dzia�o si� na wsi i w mie�cie za ka�dym razem. Pozwalano zabiera� rzeczy, ile kto zdo�a�. Pierwsza wyw�zka nast�pi�a noc� z 11 na 12 lutego 1940 roku. Wywieziono wtedy tak zwanych kolonist�w, to jest tych, kt�rzy kupili ziemi�, przewa�nie z parcelacji wi�kszych maj�tk�w, przybywszy na tereny wschodnie z zachodu Polski, osadnik�w wojskowych, kt�rzy otrzymali tu ziemi� po pierwszej wojnie �wiatowej, s�u�b� le�n�: le�niczych, gajowych, a tak�e innych Polak�w, bardziej zaanga�owanych spo�ecznie czy politycznie. Nast�pna generalna wyw�zka mia�a miejsce z 13 na 14 kwietnia tego samego roku. Wywo�ono w�wczas rodziny ludzi poprzednio aresztowanych. (Na dwa, trzy dni wcze�niej aresztowano m�czyzn). By�y to rodziny urz�dnik�w, s�dzi�w, policjant�w, wojskowych, ziemian i ludzi innych kategorii spo�ecznych. Poza tym wcze�niej wywo�ono indywidualnie czy mniejszymi grupami, g��wnie ludzi wcze�niej aresztowanych. Zaraz po pierwszej lutowej wyw�zce kilku ksi�y um�wi�o si�, �e postaraj� si�, by je�li dojdzie do kolejnej, wzi�� w niej udzia� dobrowolnie. Poszed�em i ja do arcybiskupa Boles�awa Twardowskiego we Lwowie, a�eby otrzyma� pozwolenie dla mego proboszcza, ksi�dza W�odzimierza Cie�skiego z parafii �w. Marii Magdaleny we Lwowie, dla ksi�dza Mariana Folcika, wikarego u �w. El�biety, oraz dla siebie. Arcybiskup nie wyrazi� zgody na wyjazd ksi�dza Cie�skiego, gdy� potrzebowa� go we Lwowie, nam dwom natomiast pozwoli�. Niekt�rzy ludzie dziwi� si� s�ysz�c, �e wyjecha�em dobrowolnie do Zwi�zku Radzieckiego. A przecie� takich przypadk�w by�o wi�cej. Wraz ze mn� na przyk�ad, tym samym transportem, wyjecha�y dobrowolnie dwie doros�e dziewczyny, s�u��ce u jakich� wywo�onych rodzin. Nie chcia�y swoich pa�stwa opu�ci� w takiej biedzie. Czekali�my na okazj�. W kwietniu, gdy us�ysza�em o wywo�eniu, poszed�em z walizeczk� do ksi�dza Cie�skiego, gdy� obieca� mi u�atwi� przez znajomych wej�cie do wagonu. Ale nie uda�o si�, bo zasta�em u niego "kocio�". �o�nierz otworzy� drzwi. Aresztowano mnie wraz z moim bratem Andrzejem i siostr� Aniel� w�r�d trzydziestu innych os�b. Tamtych wypuszczono po kilku czy kilkunastu godzinach. Chwil� po moim przyj�ciu ksi�dza Cie�skiego zabrano do wi�zienia na Zamarstynowie. Kilkana�cie minut p�niej i mnie zawieziono tam wo�g�. Nie wiedzia�em - i dotychczas nie wiem - dlaczego mnie aresztowano. By�em w�wczas dyrektorem Domu Ubogich Miasta Lwowa. Podobno chodzi�o o co�, co wi�za�o si� z t� moj� funkcj�. Po dw�ch tygodniach w przedziwny spos�b wydosta�em si� na wolno��. A by�o to tak: siedzieli�my w szesnastu w celi przej�ciowej, z kt�rej wzywano na pierwsze przes�uchania. Po nich albo brano g��biej do wi�zienia, albo wypuszczano na wolno��. By� w�r�d nas m�ody, inteligentny �yd, dziennikarz, by� m�ody Ukrainiec Soroka, nacjonalista, ma�om�wny, ale sympatyczny, kt�ry ju� w polskich wi�zieniach kilkana�cie lat siedzia�. By� Edward Spillrein (pod zmienionym nazwiskiem Marczewski), te� �yd, matematyk, bardzo mi�y i kulturalny, p�niejszy profesor i rektor uniwersytetu we Wroc�awiu, o�eniony z pann� Bursche, osob� wielkiej kultury i inteligencji, c�rk� znanego, wybitnego pastora protestanckiego. Po dw�ch tygodniach niespokojnego czekania, co b�dzie dalej, gdy po obiedzie moi towarzysze po�o�yli si� do snu, a jeszcze kogo� nowego wprowadzono do celi, tak �e na pod�odze (w celi opr�cz "paraszy", czyli "kibla", �adnych mebli nie by�o) nie starczy�o ju� dla mnie miejsca, stan��em przy zakratowanym oknie i zacz��em rozmy�la� o sytuacji. Uzna�em, �e nie ma sensu tak bez ko�ca bezprogramowo czeka�. Przeto u�o�y�em sobie plan codziennych modlitw i jakich� pogadanek dla towarzyszy, bo dla zabicia czasu urz�dzali�my sobie czasami pogadanki z zakresu swoich specjalno�ci (m�wi�em ju� o �w. Augustynie i o jezuitach). Pomy�la�em, �e skoro kameduli siedz� zamkni�ci w celach za kratami, to i ja mog� t� sytuacj� dobrowolnie zaakceptowa�. Gdy tak to sobie u�o�y�em, sta�o mi si� lekko i rado�nie. By�em wprost szcz�liwy. Ale po paru minutach tego szcz�cia rozleg� si� zgrzyt klucza w zamku. Wszed� enkawudzista i spyta�: - Na bukwu F? - (taki by� rytua� wywo�ywania z celi, by ewentualnie nie zdradza�, kto siedzi w wi�zieniu, w razie pomy�ki). Zg�osi�em si�, podaj�c nazwisko. Na to on: - Dawaj z wieszczami! - to jest z rzeczami, co oznacza�o albo przeniesienie do innej celi, albo wyj�cie na wolno��. Zaprowadzi� mnie do kancelarii, gdzie oddano mi zabrane przedtem z kieszeni drobiazgi, mi�dzy innymi ma�ego formatu brewiarz, i wypuszczono na ulic�. By�em jak pijany. Nakazano mi, bym nikomu nie opowiada�, gdzie by�em i co tam si� dzia�o. Oczywi�cie, pojecha�em prosto do ksi�dza arcybiskupa i wszystko mu opowiedzia�em. Dlaczego mnie wypuszczono? Przez rok czy dwa spowiada�a si� u mnie w ko�ciele Karmelitanek staruszka, wdowa po lekarzu, pani Olga Klojzy. Po wybuchu wojny, gdy wielu ludzi uciek�o ze wsi do Lwowa, uciek� te� i zamieszka� u pani Klojzy pan Andrzej Onyszkiewicz, ziemianin spod Stryja. Aresztowano go. Siedzia� ze mn� w celi. Gdy po tygodniu zosta� wypuszczony, wr�ci� do pani Klojzy i opowiedzia� o wi�zieniu i o mnie. Zamieszkiwa� tam tak�e oficer NKWD, komendant tego w�a�nie wi�zienia. Pani Klojzy z p�aczem zwr�ci�a si� do niego, prosz�c, by mnie wypu�ci�. C�rka pani Klojzy da�a mu zegarek. Powiedzia�, �e rozpatrzy spraw� i mo�e wypu�ci. I wypu�ci�. Gdy wyszed�em z wi�zienia, powiedzia�em sobie: "Widzisz, tak jest z Panem Bogiem: trzeba przyj�� to, co ci� spotyka. Dzisiejsz� �ask�, aby otrzyma� jutrzejsz�". Po latach przeczyta�em ksi��k� szwajcarskiego lekarza, kt�ry pisze, �e gdy si� jest w jakiej� z�ej sytuacji, to trzeba na razie j� zaakceptowa�, by na now� sytuacj� nie przenosi� niezadowolenia i goryczy serca. Zamieszka�em w mojej parafii �w. Marii Magdaleny we Lwowie, ale poza miastem, we wsi Kulpark�w, przy zak�adzie dla umys�owo chorych. Mieszka�em u dobrych ludzi, pa�stwa Krajewskich, w ma�ym pokoiku. Tak by�o do ko�ca czerwca. Dnia 28 czerwca 1940 roku o godzinie pi�tej rano wszcz�� si� ruch we wsi. Powiedziano nam, �e znowu wywo�� ludzi. Tym razem wywo�ono wszystkich zarejestrowanych w komisji niemieckiej na wyjazd pod okupacj� niemieck�, a wi�c tych, kt�rzy uciekli przed frontem w 1939 roku na wschodnie tereny Polski i teraz chcieli wr�ci� do swoich dom�w. By�o w�r�d nich bardzo du�o �yd�w, gdy� komisja niemiecka osobom narodowo�ci polskiej pozwala�a wraca� na tereny zachodnie, �ydom natomiast nie. Komisja zako�czy�a ju� swoj� dzia�alno�� i wyjecha�a. Wszystkich zarejestrowanych, kt�rzy jeszcze pozostali, wywieziono na teren Zwi�zku Radzieckiego, w wielu wypadkach m�wiono tym ludziom, �e pojad� na zach�d. Wszystkie wyw�zki odbywa�y si� noc�. Kiedy wcze�nie rano dowiedzia�em si� o wyw�zce, poszed�em do swojej parafii, wzi��em jedn� czy dwie flaszki wina, hostie i co� tam jeszcze. Ju� wcze�niej przygotowa�em ma�y mszalik, napisany r�k� kt�rej� z si�str Sacre Coeur. By�y w nim trzy msze. Z domu wzi��em niedu�y szklany kieliszek, kto� zrobi� mi ze starego lnianego obrusa jakiej� mojej prababki ma�y korpora� i puryfikaterz. Spakowa�em to wszystko, dorzuci�em co� z ubrania i o godzinie sz�stej wyszed�em z walizeczk� do stacji Persenk�wka. By�a to podmiejska stacja, najbli�sza Kulparkowa. Na drodze zobaczy�em w�z, na kt�rym jecha�o dwoje starszych ludzi pa�stwo Cieszkowscy z Pozna�skiego; kilkadziesi�t krok�w za wozem szed� �o�nierz sowiecki. Przez chwil� szed�em obok wozu, potem po�o�y�em walizeczk� na w�z, wreszcie sam wsiad�em. �o�nierz nie reagowa� na to. Odda�em wo�nicy, jakiemu� tamtejszemu gospodarzowi, sw�j dow�d osobisty. Tak dojechali�my do stacji, gdzie zobaczyli�my du�y t�um ludzi, zdezorientowanych, przera�onych. Wszed�em do jednego wagonu, potem do drugiego. Stamt�d wyrzucono nas. By�y to wagony bydl�ce. Wreszcie stan��em przy trzecim, do kt�rego �adowano ludzi. Podszed� do mnie jaki� enkawudzista i spyta�: - Kak wasza familia? - Jackowski. W jakim� dokumencie rodzinnym nazwisko nasze brzmia�o: Fedorowicz-Jackowski. Poda�em swoje imi�, wykszta�cenie prawnicze, powiedzia�em, �e jestem z Krakowa z ulicy Kopernika, zmy�li�em jaki� tam numer. Blag� by� tylko Krak�w i ulica Kopernika. Poza tym wszystko prawdziwe, opr�cz tego, �e nie powiedzia�em, i� jestem ksi�dzem. En - Gdie wasz ankiet? U nich ka�dy wywo�ony mia� swoj� ankiet�, swoj� kart�. Mojej nie by�o, wi�c odpowiedzia�em, �e nie wiem i �e to ich rzecz, nie moja. - Dawaj, spiszem. No i spisa� mnie, wypisa� ankiet� i kaza� wsiada�. Wsiad�em. W�a�ciwie wszed�em, nie wsiad�em. Po obu stronach wozu zrobione by�y szerokie dwupi�trowe prycze, na kt�rych ludzie si� rozk�adali. W wagonie by�o dwadzie�cia dziewi�� os�b: pi�tnastu chrze�cijan katolik�w i czternastu �yd�w. Rodziny, ludzie starzy i m�odzi, wi�kszo�� kobiet i dzieci. Byli tam mi�dzy innymi: panny Kustroni�wny, Zofia i Stanis�awa, obie w �rednim wieku, nauczycielki z Lubelszczyzny (z Milejowa), bardzo religijne; pa�stwo Dobrz�ccy z Katowic z c�rkami - te� Zofi� i Stanis�aw�; pa�stwo Dzieka�scy z dwojgiem dzieci (on major sztabowy, urz�dnik ministerstwa). Po drugiej stronie wagonu ulokowali si� �ydzi: pa�stwo Grafowie z szesnastoletnim Munkiem i z dwojgiem siostrze�c�w, R� i Meirem Jakubowiczami, licz�cymi oko�o dwudziestu lat �ycia (Pan Graf, kupiec sk�r z Jaros�awia, cz�owiek dobrego serca, bardzo mi�y i religijny, zna� mego Ojca, gdy� zaopatrywa� si� w garbarni "Pellis" we Lwowie, kt�rej Ojciec by� wsp�w�a�cicielem. �ona pana Grafa te� by�a mi�� i zacn� osob�. Oboje mieli ju� oko�o pi��dziesi�tki. Byli mi bardzo przyja�ni), oraz pa�stwo Srebro z c�rk� Jasi� w wieku szko�y powszechnej. Odwiedzi�em ich po wojnie w �odzi. To za�adowywanie odbywa�o si� przed po�udniem. Po paru godzinach przez otwarte drzwi zobaczy�em ksi�dza Jana Kwiatkowskiego, kt�ry pracowa� przy ko�ciele parafialnym �w. Marii Magdaleny, i jeszcze paru moich znajomych. Przynie�li mi moje futro, co� do jedzenia i jakie� drobne przedmioty. Wreszcie pod wiecz�r poci�g ruszy� w kierunku lwowskiego Dworca G��wnego. Min�li�my tak dobrze mi znane Podzamcze i pod��yli�my dalej na wsch�d przez Z�ocz�w, Tarnopol. Tyle razy je�dzi�em t� tras� od dzieci�stwa. Zatrzymywali�my si� w r�nych miejscowo�ciach. Przejechali�my przez H�uboczek pod Tarnopolem, dok�d jako wikary w Tarnopolu przez rok doje�d�a�em i odprawia�em msz� �w. Na stacji jaki� kolejarz pozna� mnie. Zreszt� ja da�em mu si� pozna�. Przerazi� si�, przyni�s� mi jak�� flaszk� z sokiem i co� jeszcze. Za Tarnopolem, przed Podwo�oczyskami, we wsi Kamionki, gdzie mieszkali�my z rodzicami od 1922 roku, nad ��kami snu�y si� du�e mg�y. Takie to by�o dziwne i wzruszaj�ce. Potem Podwo�oczyska, gdzie by�a nasza parafia i dawna granica ze Zwi�zkiem Radzieckim. Gdy przeje�d�ali�my przez Podwo�oczyska, wszyscy moi towarzysze spali. Noc by�a jeszcze, gdy ko�o godziny czwartej nad ranem us�ysza�em szybkie kroki wzd�u� poci�gu i troch� st�umiony g�os, powtarzaj�cy: "Fedorowicz, Fedorowicz". Przerazi�em si�. W pierwszej chwili nie wiedzia�em, co to znaczy, ale potem domy�li�em si�, �e to naczelnik stacji, kt�rego widzia�em w H�uboczku, da� zna� telefonicznie kolejarzom w Podwo�oczyskach, �eby mnie wyci�gn�li. Nie odezwa�em si� i pojechali�my dalej. Wie�li nas przez Wo�oczyska, Kij�w... Nie pami�tam kolejno�ci. Przez Uf�, Penz�. Mieli�my w wagonie map�, nawet par� map. Jechali�my bardzo powoli, nie wolno by�o wysiada� z wagon�w. Panowa� straszny upa� i by�o duszno. Niekt�rym ludziom robi�o si� s�abo. Kto� mia� parasol z zakr�can� r�czk�. Otwierali�my nim przez okienko drzwi, �eby mie� powietrze. �o�nierze zobaczyli otwarte drzwi i szukali laski, kt�r��my je otwierali, ale jako� uda�o si� ukry� parasol. Raz dziennie dawali nam je��. Jak�� zup�, kasz�. O r�nych porach. Czasem o drugiej w nocy czy p�nym wieczorem, czasem nad ranem, czasem w dzie�. Jechali�my dwa tygodnie. D�ugo to trwa�o. Na og� moi towarzysze nie chcieli je��. Ka�dy mia� jeszcze troch� prowiantu wzi�tego z domu. Ja za ka�dym razem jad�em, nawet do�� mi smakowa�o. Pami�tam stacj�, na kt�rej mogli�my wyskoczy� do kranu z wod�, �eby si� troch� ochlapa�. Na innej stacji ludzie, widz�c nas zdro�onych, patrzyli na nas z przera�eniem. Jaka� kobieta z daleka zrobi�a krzy� w naszym kierunku. Dojechali�my do Uralu w Czelabi�sku i stamt�d wzd�u� Uralu jechali�my na p�noc. �liczny by� Ural. Pami�tam or�a gdzie� w lasach wysoko na drzewie. Dojechali�my do stacji Dru�ynino, z kt�rej mo�na by�o przejecha� przez Ural na wsch�d, na Syberi�. I tego�my si� spodziewali. Tam stali�my do�� d�ugo. Nagle, ku naszemu najwi�kszemu zdumieniu, poci�g ruszy� na zach�d, a nie na wsch�d. Wreszcie na jakiej� stacji zatrzyma� si�. Przyjecha� tam r�wnie� drugi poci�g, id�cy z Moskwy na wsch�d, tak samo jak nasz pe�en wywo�onych Polak�w. �miali�my si�, oni i my, �e urz�dzaj� nam takie wycieczki krajoznawcze po Zwi�zku Radzieckim. Jednych wioz� t�dy, drugich tamt�dy. Nic z tego nie rozumieli�my. Nasz pan major znikn�� gdzie� z wagonu. Nied�ugo wr�ci�, prowadz�c dwoje dzieci. Okaza�o si�, �e w transporcie wiezionym na wsch�d jecha�a jego pierwsza �ona z dw�jk� dzieci. Dzieci si� pobawi�y z drug� park� dzieci, kt�re jecha�y z nim. Potem odprowadzi� je do ich poci�gu i znowu si� rozjechali. W armii Andersa spotka� si� p�niej z tamt� �on�. M�wi� mi, �e ma swoj� prywatn� "opiek� spo�eczn�", musi bowiem utrzymywa� dwie rodziny. Tak jad�c na zach�d, przybyli�my do Kazania, stolicy Republiki Tatarskiej. W Kazaniu postali�my. Nast�pnie od��czyli po�ow� naszego bardzo d�ugiego transportu. Od��czona cz�� pojecha�a do Czeboksar�w. Czeboksary to stolica Republiki Czuwaskiej, po�o�onej na zach�d od Tatarskiej. Nas powie�li zn�w 100 kilometr�w na p�noc, do Republiki Maryjskiej. Maryjcy dawniej nazywali si� Czeremisami. Czeremis od Horpyny z Ogniem i mieczem st�d pochodzi�. Obecnie w Zwi�zku Radzieckim nie wolno u�ywa� s�owa "Czeremis", bo jest ono obra�liwe nazywaj� si� wi�c Maryjcy. Jest to "jednoob�astna" republika, to znaczy o jednym wojew�dztwie, ma�a republika autonomiczna - Republika Maryjska. Przewa�nie lasy, ogromne lasy, puszcza, ale te� sporo uprawnych p�l. Maryjcy to szczep spokrewniony z Ugrofinami, m�wi�cymi podobnym j�zykiem. Jedyne s�owo, jakie zapami�ta�em, to "uke", co znaczy - "nie ma". Wci�� spotykali�my si� z tym s�owem. Tego nie ma i tamtego nie ma. To utkwi�o nam w pami�ci. Dowie�li nas do stolicy tej republiki - Joszkar-O�a (za czas�w carskich nazywa�a si� Krasnokokszajsk) i tam nas wy�adowano. Zmieni�a si� zupe�nie atmosfera. Usta�y wszystkie rygory z poprzednich dw�ch tygodni drogi. Oddali nas w r�ce tamtejszych w�adz, kt�re by�y mi�e i uprzejme. Dali nam wtedy bardzo dobre jedzenie na stacji. Pami�tam, �e by�y dwa dania, omlet i co� tam jeszcze. Naprawd� bardzo smaczne. By�o to oko�o 14 lipca. Tam, w Joszkar-O�a, za�adowali nas na ci�arowe samochody i znowu wie�li na po�udniowy wsch�d, jakie� 70 kilometr�w przez lasy i pola. Gdzie� po drodze widzia�em z poci�gu, jeszcze w Republice Tatarskiej chyba, drewniany meczet, bez szczeg�lnego charakteru, zwyk�y barak. Sz�y stamt�d rzesze kobiet z d�ugimi, bia�ymi welonami. Wygl�da�y jak nowicjuszki zakonne. Powiedziano nam potem, �e by�y to Tatarki powracaj�ce z meczetu, ich ko�cio�a. Po wsiach widzia�em te� z samochodu stare kobiety, kt�re mia�y na kr�tkich w�osach umocowane pi�kne ozdoby. Potem zobaczy�em z bliska, �e by�y zrobione ze srebrnych, jeszcze carskich monet, po��czonych ze sob� �a�cuszkami w cztery rz�dy, po 5-6 monet w ka�dym. Tworzy�o to opadaj�cy na kark prostok�t. Rzeczywi�cie pi�kna i cenna ozdoba. Bardzo �adnie wygl�da�a. Tatarki cz�sto na ko�cu d�ugiego warkocza nosi�y klucz od mieszkania. Wieczorem zjechali�my wreszcie z szosy na jak�� boczn� drog� w lesie. Droga by�a b�otnista, coraz bardziej kr�ta, coraz bardziej wyboista. Punkt eksploatacji las�w Ko�o godziny dziewi�tej wieczorem przywie�li nas na du�� polan� wyci�t� w puszczy. Zobaczyli�my drewniane domy - baraki. Niekt�re by�y stare, sczernia�e, niekt�re nowiutkie, jeszcze nie zamieszkane przez nikogo. By�o to osiedle robotnik�w pracuj�cych w lesie. W okolicy znajdowa�a si� miejscowo�� Nurumba�, a osiedle robotnicze zwa�o si� Uczastok nr 31, to znaczy trzydziesta pierwsza cz�stka instytucji "Nurumbalskij prorabskij punkt". "Prorabskij" to "Promyslennyj roboczyj punkt". By� to punkt eksploatacji las�w. Przywieziono 240 os�b: 70 chrze�cijan i 170 �yd�w. W tej czerwcowej wyw�zce chrze�cijan by�o mniej. Stanowili jedn� czwart�, najwy�ej jedn� trzeci� og�u. Reszta to byli �ydzi. W Joszkar-O�a pozna�em ma�ego �yda Adasia, syna doktora Friszera, lekarza. By� tam z matk� i z siostrzyczk� Alink�. Mia� dwana�cie lat. Bardzo mi�y ch�opak. Ojciec, wywieziony w okolice Irkucka, dojecha� potem do rodziny. Gdy nas wy�adowano na polanie, zacz��em pomaga� komu� lokowa� si� w tych starych, sczernia�