7925

Szczegóły
Tytuł 7925
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7925 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7925 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7925 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Poul Anderson �� � � Najd�u�sza podr� � �<BIGPo raz pierwszy us�yszeli�my o Statku Niebkdbyli�my na wyspie o trudnej do powt�rzenia, barbarzy�skiej nazwie Yarzik. Min�� ju� prawie rok, od kiedy Z�oty Skoczek wyp�yn�� z Lawre i przypuszczali�my �e jeste�my w po�owie drogi dooko�a �wiata. Nasza biedna karawela tak by�a oblepiona wodorostami i muszlami, �e przy pe�nych �aglach ledwie wlok�a si� przez morze. Reszta s�odkiej wody w beczkach pozielenia�a i st�ch�a suchary roi�y si� od robak�w i u niekt�rych cz�onk�w za�ogi wyst�pi�y pierwsze objawy szkorbutu. ��� Nie ma rady - zdecydowa� kapitan Rovic - musimy dop�yn�� do jakiego� l�du. - W jego oczach pojawi� si� znajomy b�ysk. Pog�adzi� rud� brod� i mrukn��: - Poza tym, dawno ju� nie pytali�my o Z�ote Miasta. Mo�e tym razem uda nam si� czego� dowiedzie�... ��� Pod��ali�my w kierunku tej potwornej planety, wznosz�cej si� coraz wy�ej w miar� jak posuwali�my si� na zach�d. Otacza�a nas tak bezmierna pustka, �e za�oga zn�w zacz�a si� buntowa�. W g��bi duszy nie mia�em do nich �alu. Wyobra�cie sobie tylko. Dzie� po dniu nie widzieli�my nic pr�cz bezmiaru w�d i pienistych fal, ob�ok�w na tropikalnym niebie, s�yszeli�my tylko wiatr, szum fal, skrzypienie drewna i czasem w nocy dziwne odg�osy wydawane przez morskie potwory. Ju� samo to by�o wystarczaj�co przera�aj�ce dla zwyk�ych �eglarzy, nieo�wieconych ludzi, kt�rzy nadal wierzyli, �e Ziemia jest p�aska. A tu jeszcze Tambur wisia� nieustannie nad bukszprytem tak, �e wszyscy wiedzieli�my, i� w ko�cu b�dziemy musieli przep�yn�� pod tym pos�pnym stworem... A co go trzyma�o w powietrzu - za�oga szemra�a w kajutach. - Czy rozz�oszczony B�g nie spu�ci go nam na g�owy? ��� Tak wi�c wys�ali delegacj� do kapitana Rovica. Ci krzepcy, nieokrzesani m�czy�ni stan�li przed nim onie�mieleni i pe�ni szacunku, prosz�c by zawr�ci� z drogi. Ale reszta zebra�a si� na pok�adzie - muskularne, spalone s�o�cem postacie w zniszczonych kitlach, ze sztyletami i ko�kami w r�kach. ��� Prawda, �e my, oficerowie, mieli�my szable i pistolety. Ale by�o nas zaledwie sze�ciu, licz�c przera�onego ch�opca, czyli mnie i s�dziwego Froada - astrologa, kt�remu szata i bia�a broda nadawa�y wielce czcigodny wygl�d, ale kt�ry nie na wiele zda�by si� w walce. ��� Po wys�uchaniu ��dania Rovic sta� d�ug� chwil� w milczeniu. Cisz� zak��ca� jedynie g�uchy gwizd wiatru. Wspaniale wygl�da� nasz kapitan, bo spodziewaj�c si� przybycia delegacji w�o�y� czerwone po�czochy, buty z dzwoneczkami, he�m i zbroj� wypolerowan� jak lustro. Nad o�lepiaj�cym stalowym che�mem powiewa�y pi�ra, a brylanty na placach rzuca�y b�yski na ozdabiaj�ce r�koje�� szpady rubiny. Jednak kiedy wreszcie przem�wi�, nie by�y to s�owa rycerza Kr�lowej, ale prosty andyjski dialekt, kt�rym pos�ugiwa� si� w dzieci�stwie. ��� - Wiec chcecie do domu, ch�opaki? Jak ju�e�my przep�yn�li po�ow� drogi przy dobrym wietrze? Jacywy inni ni� wasi ojcowie! Czy�cie zapomnieli, �e - jak osi legenda - ongi� wszystkie rzeczy robi�y to co cz�owiek kaza� i w�a�nie przez lenistwo pewnego Andyjczyka teraz ludzie musz� sami odwala� robot�? Ma�o mu by�o, �e siekiera �ci�a dla niego drzewo, chcia� �eby drwa same posz�y do domu, ale i tego by�o za ma�o i kiedy powiedzia�, �eby go zanios�y, B�g si� zgniewa� i zabra� mu jego w�adz�. Ale �eby go zanadto nie ukrzywdzi�, obdarzy� wszystkich Andyjczyk�w powodzeniem na morzu, w grze w ko�ci i w mi�o�ci. Czego wi�cej by�cie chcieli, ch�opcy? ��� Zak�opotany tak� odpowiedzi�, przedstawiciel za�ogi zaczerwieni� si�, spu�ci� oczy i j�kaj�c si� m�wi�, �e wszyscy zginiemy marnie... z g�odu, pragnienia, potoniemy, albo nas zmia�d�y ten straszny ksi�yc, albo dop�yniemy do kraw�dzi �wiata i spadniemy... Z�oty Skoczek dotar� dalej ni� jakikolwiek inny statek od czasu Upadku Cz�owieka i je�li wr�cimy to i tak okryjemy si� s�aw�... ��� - A czy s�awa da si� zje��, E1ien? - zapyta� Rovic, nadal sepokojny i u�miechni�ty. - Bili�my si� i przeszli�my burze i pohulali�my weso�o, ale�my nie widzieli ani �ladu Z�otego Miasta, a g�ow� daje, �e gdzie� tu musi by�, pe�ne skarb�w dla pierwszego kto przyb�dzie je zagarn��. Co� taki strachliwy? Nie�atwy rejs? A co by ludzie powiedzieli? Ale by si� pysza�ki z Sathaynu i te brudasy z Woodland �mia�y - nie tylko z nas, ale z ca�ego Montaliru - gdyby�my wr�cili ! ��� Tak oto ich uspokoi�. Tylko raz dotkn�� szabli, nawp� j� wyci�gaj�c, jakby w roztargnieniu, kiedy wspomina� o walce z huraganem w Xingu. A wszyscy pami�tali o buncie, kt�ry potem wybuch� i o tym jak ta szabla przebi�a trzech uzbrojonych marynarzy, kt�rzy go zaatakowali Zrozumieli, �e nie b�dzie przypomina� tego co by�o, je�li i oni nie b�d� do tego wracali. Obietnica nowych zabaw i rozkoszy w�r�d lubie�nych, prymitywnych plemion, opowie�ci o legendarnych skarbach i odwo�anie si� do ich dumy jako marynarzy i Montaliriaficzyk�w rozwia�y ich strach. A kiedy zobaczy�, �e zmi�kli post�pi� krok do przodu. Ponad jego g�ow� �opota�a wyblak�a flaga Montaliru, a on przem�wi� tonem rycerza Kr�lowej. ���- Rozumiecie teraz, �e zamierzam wr�ci� dopiero, gdy okr��ymy ca�� kule ziemsk� i przywieziemy jej Kr�lewskiej Wysoko�ci podarunek, zaszczyt wr�czenia kt�rego przypad� nam w udziale. Nie b�dzie to z�oto ani niewolnicy, ani nawet wiedza odleg�ych miejsc. Nie tego pragnie ona i jej Sp�ka Wypraw Handlowych. Tego dnia, gdy zn�w staniemy w doku Lavre, z�o�ymy jej w ho�dzie nasze osi�gnie�cie: czyn, na kt�ry nikt w �wiecie do tej pory si� nie odwa�y�. ���Stali jeszcze chwile w ciszy zak��canej jedynce szumem morza. Potem powiedzia� cicho: - Rozej�� si�. - Odwr�ci� si� i odszed� do swojej kajuty. ��� Tak wiec p�yn�li�my dalej. Za�oga by�a cicha, ale pogodna, a oficerowie starali si� ukrywa� swoje w�tpliwo�ci. Ja bytem zaj�ty nie tyle obowi�zkami duchownego, za co mi p�acono, czy te� kszta�ceniem si� na przysz�ego kapitana, ile pomaganiem astrologowi Froadowi. Przy tak wspania�ej pogodzie cz�sto pracowa� na pok�adzie. Jemu by�o oboj�tne czy utoniemy, czy b�dziemy p�yn��, prze�y� ju� tak wiele i liczy�a si� dla niego tylko wiedza o niebie, kt�r� tutaj m�g� pog��bia�. W nocy, kiedy sta� na dziobie statku z kwadrantem, astrolabium i teleskopem, oblany srebrn�, po�wiat�, przypomina� �wi�tego z witra�y ko�cio�a w Provien. ��� - Sp�jrz tam, Zhean. - W�sk� d�oni� wskaza� na Tambur, zawieszony na purpurowym niebie w otoczeniu kilku gwiazd, kt�re odwa�y�y si� mu towarzyszy�. O p�nocy ukazywa� si� w ca�ej pe�ni, ogromna lazurowa tarcza, po kt�rej przesuwa�y si� smugi z�ej czerni. Ma�y �wietlik - ksi�yc, kt�ry nazwali�my Siett, migota� tu� przy mglistej kraw�dzi giganta. ��� - Zobacz - stwierdzi� Froad - nie ma w�tpliwo�ci, wida� jak obraca si� wok� swojej osi, jak burze szalej� w atmosferze. Tambur przesta� by� najbardziej tajemnicz� ze strasznych legend i przera�aj�c� zjaw�, kt�ra pojawi�a si� przed nami na nieznanych wodach, on istnieje naprawd�. To �wiat taki jak nasz. O wiele wi�kszy, to pewne, ale po prostu sferoida w przestrzeni, wok� kt�rej porusza si� nasza planeta, zwracaj�c zawsze t� sam� p�kul� w stron� swego w�adcy. Przypuszczenia staro�ytnych zosta�y potwierdzone. Nasz �wiat nie tylko jest okr�g�y, ba, to dla ka�dego jest oczywiste... ale w dodatku okr��a wi�ksze centrum, kt�re z kolei odbywa roczn� podr� dooko�a s�o�ca. Ale, w takim razie, jak du�e jest to s�o�ce? ��� - Siett i Balant to wewn�trzne satelity Tambura - stara�em si� uporz�dkowa� swoje wiadomo�ci. - Vieng, Darou i inne ksi�yce, kt�re cz�sto wida� u nas w kraju, poruszaj� si� po szlakach le��cych na zewn�trz naszego �wiata. No tak! Ale jak to wszystko si� trzyma? ��� - Tego nie wiem. Mo�e kryszta�owa kula, zawieraj�ca gwiazdy wywiera na nie nacisk. Ten sam nacisk spowodowa� to, �e znale�li�my si� tutaj, w czasie Upadku z Nieba. ��� Noc by�a ciep�a, ale zadr�a�em jak z zimna. - W takim razie szepn��em - ludzie mog� by� r�wnie� ... na Sietcie, Balansie, Viengu... nawet na Tamburze? ��� - Kto wie? Wiele lat up�ynie zanim si� dowiemy. I jakie to b�d� lata! Dzi�kuj Bogu, Zhean, �e urodzi�e� si� w zaraniu nadchodz�cego wieku. ��� I Froad ponownie zaj�� si� obliczeniami. Pozostali oficerowie uwa�ali to za nudne zaj�cie, ale ja ju� pozna�em matematyk� na tyle, by zrozumie�, �e dzi�ki tym nieko�cz�cym si� tabelom mo�na dowiedzie� si�, jakie s� prawdziwe rozmiary ziemi, Tambura, s�o�ca, ksi�yc�w i gwiazd, jakie s� ich drogi w przestrzeni i gdzie le�y Raj. Tak wi�c pro�ci marynarze, kt�rzy przechodz�c obok naszych instrument�w czynili znaki i mruczeli zakl�cia, byli bli�si prawdy ni� d�entelmeni Rovica: bo Froad doprawdy mia� do czynienia z pot�n� si��. ��� Ju� z daleka dostrzegli�my p�ywaj�ce po powierzchni wodorosty, ptaki, sk��bione masy chmur - wszystkie oznaki l�du. Trzy dni p�niej dobili�my do wyspy. jej ziele� przy tak spokojnym niebie wydawa�a si� bardzo intensywna. Gwa�towniejsze ni� na naszej p�kuli fale przybrze�ne rozbija�y si� o wysokie ska�y i spienione wraca�y z rykiem. P�yn�li�my ostro�nie wzd�u� brzegu, wypatruj�c odpowiedniego podej�cia, a kanonierzy stali przy dzia�ach z zapalonymi zapalnikami. Niebezpiecze�stwo stanowi�y nie tylko nieznane pr�dy i mielizny - mieli�my ju� kilka potyczek z p�ywaj�cymi cz�nami kanibalami. Najbardziej bali�my si� za�mienia. Mo�ecie sobie wyobrazi�, jak na tamtej p�kuli s�o�ce codziennie zachodzi za Tambur. Na tamtej szeroko�ci geograficznej dzia�o si� to oko�o po�udnia i trwa�o prawie dziesi�� minut. By� to budz�cy groz� widok: g��wna planeta - bo tak nazywa� j� Froad - pokrewna Diellowi i Cointowi, stawa�a si� otoczonym czerwon� po�wiat� czarnym kr��kiem na nagle pe�nym gwiazd niebie Wia� zimny wiatr i nawet fale przybrze�ne zdawa�y si� uspakaja� . ��� A jednak ludzka dusza jest tak zuchwa�a, �e nasze czynno�ci przerywali�my tylko na modlitw� w chwili, gdy znika�o s�o�ce i my�leli�my wi�cej o niebezpiecze�stwie rozbicia statku w ciemno�ciach, ni� o Majestacie Boga. ��� Tambur jest tak jasny, �e p�yn�li�my okr��aj�c wysp� nawet w nocy. Od wschodu od zachodu s�o�ca, przez dwana�cie straszliwych godzin Z�oty Skoczek posuwa� si� wolno naprz�d. Kiedy zbli�a�o si� drugie ju� po�udnie, wytrwa�o�� kapitana Rovica zosta�a nagrodzona. Mi�dzy ska�ami ukaza� si� d�ugi fiord. Wiatr wia� od brzegu, wiec zwin�li�my �agle i wzi�li�my si� za wios�a. By� to niebezpieczny moment, zw�aszcza, �e dostrzegli�my wiosk� nad fiordem. ��� - Czy nie powinni�my zosta� tutaj poczeka� a� oni pierwsi do nas podp�yn�, kapitanie? - o�mieli�em si� zapyta�. ��� Rovic splun�� za burt�. ��� - Przekona�em si�, �e nigdy nie nale�y okazywa� wahania - odpar�. -Je�li ci z cz�na nas zaatakuj�, poka�emy im jak smakuj� nasze kule. Ale s�dz�, �e je�li od razu spostrzeg�, i� si� ich nie boimy, to nie b�d� sk�onni do przygotowania p�niej jakiej� zdradzieckiej zasadzki. ��� Okaza�o si�, �e mia� racj�. ��� P�niej dowiedzieli�my si�, �e natrafili�my na wschodni� kraw�d� wielkiego archipelagu. Mieszka�cy byli znakomitymi marynarzami, mimo �e mieli jedynie �odzie z wydr��onych pni. Jednak d�ugo�� tych �odzi cz�sto si�ga�a czterech metr�w i z czterdziestoma wios�ami lub trzema �aglami taki statek m�g� niemal dor�wna� pr�dko�ci� naszemu, a przy tym �atwiej by�o nim manewrowa�. Jednak niewiele miejsca na �adunek ogranicza�o ich zasi�g. ��� Tubylcy mieszkali w drewnianych, krytych s�om� chatach i u�ywali jedynie kamiennych narz�dzi, ale byli cywilizowanymi lud�mi. Uprawiali ziemi� i �owili ryby, a ich ksi�a mieli sw�j alfabet. Wysocy i silni, troch� ciemniejsi i mniej ow�osieni ni� my, wygl�dali imponuj�co, zar�wno nago, jak i w pe�nej gali ubra�, pi�r i ozd�b z muszli. Tworzyli lu�ne imperium, obejmuj�ce ca�y archipelag, handlowali a tak�e naje�d�ali le��ce dalej na p�noc wyspy. Ca�e pa�stwo nazywali Hisagazi, a wysp�, na kt�r� trafili�my - Yarzik. ��� Wszystkiego tego dowiedzieli�my si� stopniowo, w miar� jak opanowywali�my ich j�zyk. A sp�dzili�my tam kilka tygodni. Ksi��� wyspy, Guzan, przyj�� nas dobrze, dostarczaj�c nam po�ywienia, schronienia i potrzebnych pomocnik�w. My, z kolei, dawali�my im wyroby ze szk�a, bele wondyjskiego materia�u i inne podobne towary. Mimo to napotkali�my na wiele trudno�ci. Zbyt b�otniste brzegi uniemo�liwia�y wyci�gni�cie statku na l�d, wi�c aby oczy�ci� statek, musieli�my zbudowa� suchy dok. Wielu z nas zapad�o na jak�� nieznan� chorob� i chocia� wszyscy wyzdrowieli, to jednak op�ni�o to nasze prace. ��� - Nie ma teko z�ego, co by na dobre nie wysz�o - powiedzia� mi pewnego wieczoru Rovic. Przekonawszy si� o mojej dyskrecji, zwierza� si� czasem ze swoich my�li. Kapitan jest zawsze samotny, a Rovicowi, synowi rybaka, korsarzowi, samoukowi, zwyci�zcy nad Wielk� Flot� Sathyanu, kt�remu sama Kr�lowa nada�a szlachectwo, trudniej by�o zachowa� konieczn� pow�ci�gliwo�� ni� urodzonemu d�entelmenowi. ��� Czeka�em w milczeniu, tam, w trzcinowej chatce, kt�r� mu podarowano. Migota�a lampka, co� szele�ci�o w trzcinach. Za chat� podmok�y teren obni�a� si� stopniowo, a� do fiordu l�ni�cego w �wietle Tambura. W drzwiach mi�dzy zbudowanymi na palach domami, szemra� wiatr. Sza�em st�umiony g�os b�bn�w, monotonny �piew i tupot st�p wok� jakiego� rytualnego ognia. Ch�odne wzg�rza Montaliru wydawa�y si� tak daleko. ��� Rovic wyci�gn�� swe muskularne cia�o, w tym upale odziane jedynie w prosty marynarski kilt. Kaza� sobie przynie�� ze statku normalne krzes�o. ��� - Bo widzisz, przyjacielu - m�wi� dalej - gdyby�my mieli mniej czasu, mogliby�my najwy�ej wypyta� si� o z�oto. Mo�e nawet uda�oby si� nam zdoby� jakie� wskaz�wki. Ale us�yszeliby�my znowu to samo: �Tak, zamorski panie, jest naprawd� kr�lestwo, w kt�rym ulice wy�o�one s� z�otem... sto mil na zach�d", a wszystko byle pozby� si� nas jak najpr�dzej. A dzi�ki temu, �e nasz pobyt si� przed�u�y� wypyta�em ksi�cia i ba�wochwalczych kap�an�w troch� dok�adniej. Udzieli�em im tak sk�pych informacji na temat tego sk�d przybywamy i co ju� wiemy, �e powiedzieli mi wiele nowych rzeczy. ���- Z�ote Miasta? - krzykn��em. ���- Cicho! Nie chce, �eby za�og� ogarn�o podniecenie. Jeszcze nie. ��� Jego spalona s�o�cem i wiatrem twarz by�a dziwnie zamy�lona. - Zawsze s�dzi�em, �e opowie�ci o tych miastach to tylko czcze gadanie powiedzia�. Musia� zauwa�y� moje zaskoczenie, bo u�miechn�� si� i m�wi� dalej. - Chocia� po�yteczne - bo ci�gnie nas dooko�a �wiata jak magnes. - Rozbawienie min�o i zn�w przybra� ten wyraz twarzy, kt�ry niewiele r�ni� si� od wyrazu twarzy Froada spogl�daj�cego na gwiazdy. - Tak, oczywi�cie ja te� chc� z�ota. Ale je�li w czasie tej podr�y nie znajdziemy go, to nic. Po prostu przechwyc� kilka statk�w z Eralii albo Sathyanu, kiedy ju� b�dziemy na swoich wodach i koszt podr�y mi si� zwr�ci. M�wi�em tedy na pok�adzie szczer� prawd�. Zhean - ta podr� jest celem samym w sobie. ��� Otrz�sn�� si� z zamy�lenia i powiedzia� rze�kim g�osem: ��� - Daj�c mu do zrozumienia, ze wiem ju� prawie wszystko na ten temat, wyci�gn��em z ksi�cia Guzana potwierdzenie pog�osek, �e na g��wnej wyspie Hisagazi jest co�, o czym ledwie o�mielam si� my�le�. Statek bog�w, jak dowiedzia�, i prawdziwy �ywy b�g, kt�ry przyby� do nich z gwiazd. Tego mo�esz si� dowiedzie� od pierwszego lepszego tubylca. Tajemnica, kt�r� znaj� tylko wy�sze klasy to to, �e historia ta nie jest jedynie legend�, ale autentycznym faktem. Tak przynajmniej twierdzi Guzan. Sam nie wiem co o tym my�le�. A jednak... Zabra� mnie do �wi�tej jaskini i pokaza� przedmiot z tego statku. S�dz�, �e to jaki� zegarowy mechanizm. Ale co, nie wiem. Z l�ni�cego srebrzystego metalu, jakiego nigdy nie widzia�em. Kap�an powiedzia�, �ebym spr�bowa� to rozbi�. Nie by� ci�ki, wi�c metal musia� by� cienki, ale st�pi� moj� szpad�, ska�a, kt�r� w niego uderzy�em roztrysn�a si�, a m�j brylantowy pier�cie� nie zostawi� na nim �adnej rysy. ��� Wyszepta�em chroni�ce przed z�ym zakl�cie. Przeszed� mnie dreszcz. B�bny mamrota�y w ciemno�ciach, a nad wod� jak �ywe srebro wisia� Tambur, ka�dego popo�udnia zjadaj�cy s�o�ce. ��� Kiedy Z�oty Skoczek zn�w nadawa� si� do �eglugi, Rovic bez problemu uzyska� pozwolenie na z�o�enie wizyty monarsze Hisagazi na g��wnej wyspie. W�a�ciwie trudno by mu by�o tego unikn��. Wie�� o nas dotarta ju� do najdalszych zak�tk�w kr�lestwa i mo�ni panowie z niecierpliwo�ci� oczekiwali widoku b��kitnookich przybysz�w. Doprowadzeni do �adu i zn�w zadowoleni, uwolnili�my si� od u�cisk�w �niadych dziewcz�t i wr�cili�my na statek. W g�r� kotwica, w g�r� �agle! �egnani �piewem, kt�rego echo p�oszy�o kr���ce nad b�otami ptaki, wyszli�my w morze. Tym razem mieli�my eskort�. Sam Guzan wskazywa� nam drog�. By� to pot�ny m�czyzna w �rednim wieku, przystojny mimo sinego tatua�u na twarzy i ciele. Kilku jego syn�w roz�o�y�o sobie materace na naszym pok�adzie, a r�j wojownik�w w cz�nach wios�owa� przy burtach. ��� Rovic wezwa� bosmana Etiena do swej kajuty. ��� - Jeste� roztropnym cz�owiekiem - powiedzia�. - Powierzam a pilnowanie, by za�oga by�a czujna, z broni� w pogotowiu, ale to ma si� odbywa� dyskretnie. ��� - Dlaczego, kapitanie? - Na pokrytej bliznami twarzy pojawi�o si� przera�enie. - Czy podejrzewasz, �e tubylcy co� knuj�? ��� - Kt� to mo�e wiedzie�? - odpar� Rovic. - Ale nic nie m�w za�odze! Nie potrafi� ukrywa� swoich uczu�. Gdyby ogarn�a ich ch�� walki albo strach tubylcy od razu by to wyczuli i stali si� niespokojni - co z kolei pogorszy�oby nastroje w�r�d naszych ludzi i tylko Bo�a C�rka wie, co mog�oby si� w ko�cu zdarzy�. Zwr�� tylko uwag� na to, �eby bro� zawsze by�a pod r�k�, a nasi ludzie trzymali si� razem. ��� Etien uk�oni� si� i wyszed�. O�mieli�em si� zapyta�, co Rovic mia� na my�li. ��� - Nic konkretnego - powiedzia�. - Ale w tej oto d�oni trzyma�em mechanizm, kt�rego nawet Wielki Pan z Ciariu nie m�g�by sobie wyobrazi� i opowiadano mi niestworzone historie o Statku, kt�ry sp�yn�� z nieba przynosz�c boga czy te� proroka. Guzan wierzy, �e wiem wi�cej, ni� wiem naprawd�, i liczy na to, �e b�dziemy nowym elementem, zak��caj�cym ustalony porz�dek, dzi�ki czemu ma nadziej� zaspokoi� swoje ambicje. Nie bez powodu zabra� ze sob� tych wszystkich wojownik�w. A je�li chodzi o mnie... mam zamiar dowiedzie� si� czego� wi�cej. ��� Siedzia� przy stole, przygl�daj�c si� jak promie� s�o�ca przesuwa si� w g�r� i w d� po boazerii w rytm ko�ysania si� statku. Wreszcie odezwa� si� znowu: ��� - Pismo �wi�te m�wi, �e przed upadkiem cz�owiek mieszka� za gwiazdami. Astrologowie z zesz�ego wieku m�wili, �e planety s� cia�ami materialnymi, tak jak ta ziemia. Przybysz z Raju... ��� Kiedy stamt�d wyszed�em, szumia�o mi w g�owie. ��� Bez trudu posuwali�my si� mi�dzy wyspami. Po kilku dniach dotarli�my do wyspy centralnej, Ulas-Erkila. Mia�a ona oko�o stu mil d�ugo�ci i czterdzie�ci mil w najszerszym miejscu. Zielone pola wznosi�y si� stromo ku �a�cuchowi g�rskiemu z wulkanicznym sto�kiem. Hisagazi czcz� dwa rodzaje bog�w - wody i ognia - i my�l�, �e g�ra Ulas jest siedliskiem tych ostatnich. Kiedy zobaczy�em �nie�ny szczyt, unosz�cy si� nad szmaragdowymi stokami i plam� dymu na b��kitnym niebie, zrozumia�em co czuj� poganie. Naj�wi�tszy czyn, jakiego mo�e wed�ug nich dokona� cz�owiek, to rzucenie si� do p�on�cego krateru Ulas i wielu postarza�ych wojownik�w wnosz� na g�r�, �eby mogli to zrobi�. Kobiety nie maj� wst�pu na zbocza: ��� Nikum, kr�lewska siedziba, le�y nad fiordem jak wioska, w kt�rej mieszkali�my przedtem. Ale Nikum jest bogate i wielkie jak Roann. Wi�kszo�� dom�w zbudowana jest z drewna, nie z trzciny. Jest tam te� bazaltowa �wi�tynia na skale nad miastem, a za ni� ogrody, d�ungla i dalej g�ry. Maj�c pod dostatkiem wielkich drzew, zamiast bardziej prymitywnych miejsc do cumowania, jakimi zadowala si� wi�kszo�� port�w na �wiecie, Hixagazi zbudowali ca�y zesp�l dok�w takich jak w Lavre. Zaproponowano nam honorowe miejsce w centralnej cz�ci nabrze�a, ale Rovic, t�umacz�c, �e trudno manewrowa� naszym okr�tem, poleci� przycumowa� go w dalszym ko�cu. ��� - W �rodku mieliby�my wie�e stra�nicz� tu� nad nami - szepn�� do mnie. - A oni mo�e jeszcze nie wynale�li �uku, ale ich oszczepnicy s� �wietni. Poza tym by�by �atwy dost�p do naszego statku i chmara cz�en oddziela�aby nas od wyj�cia z zatoki. A st�d w ka�dej chwili mo�emy szybko odp�yn��. ��� - Ale czy mamy si� czego obawia�, kapitanie? - zapyta�em. Przygryz� w�sy. - Nie wiem. Wiele zale�y od tego, co oni naprawd� s�dz� na temat tego ich boskiego statku... i czym on jest rzeczywi�cie. Niech si� dzieje co chce, niech piek�o i �mier� szaleje, a my nie wr�cimy bez prawdziwych wiadomo�ci dla Kr�lowej Odeli. ��� Gdy nasi oficerowi schodzili na l�d, terkota�y b�bny i skakali ustrojeni pi�rami w��cznicy. Zbudowano dla nas wspania�y pomost. (Tubylcy przep�ywali poprostu od domu do domu w czasie przyp�ywu, a towary przewozili ma�ymi ��dkami. W�r�d malowniczych winoro�li i trzcin sta� pa�ac, d�ugi budynek z drewnianych bali, o fantastycznych rze�bach bog�w na dachu. ��� Iskilip, Kap�an-Imperator Hisagazi, by� stary i oty�y. Wysoki pi�ropusz, ozdobione pi�rami szaty, drewniane ber�o zako�czone ludzk� czaszk�, tatua� na twarzy, bezruch, wszystko to sprawia�o, �e nie wygl�da� na istot� ludzk�. Siedzia� na podwy�szeniu w�r�d s�odko pachn�cych pochodni. Synowie siedzieli u jego st�p, a dworzanie po obu bokach. Wzd�u� �cian sta�y stra�e. Nie mieli naszego zwyczaju stania na baczno��. Uzbrojeni w krzemienne topory i w��cznie, zabijaj�ce r�wnie �atwo jak �elazo, z tarczami z �uskowatej sk�ry jakiego� morskiego potwora, ci m�odzi, pr�ni ludzie o ogolonych g�owach wygl�dali naprawd� gro�nie. ��� Iskilip powita� nas uprzejmie, poleci� poda� pocz�stunek i wskaza� nam �aw� niewiele ni�sz� od jego podium. Zada� nam wiele bystrych pyta�. Hisagazi wiedzieli o istnieniu wysp le��cych daleko od ich archipelagu. Potrafili nawet wskaza� kierunek i okre�li� w przybli�eniu odleg�o��, dziel�c� ich od krainy o wielu zamkach, kt�r� zwali Yuradadak, chocia� �aden z nich nigdy tak daleko nie zaw�drowa�. S�dz�c z ich opis�w c� to mog�o by� innego ni� Giair, do kt�rego podr�nik z Wondii, Hanas Tolasson dotar� drog� l�dow�? Zatopiwszy si� w entuzjastycznych rozmy�laniach o tym, �e naprawd� okr��amy �wiat, dopiero po chwili zacz��em ponownie przys�uchiwa� si� rozmowie. ��� - Jak ju� powiedzia�em Guzanowi - m�wi� Rovic - nast�pna rzecz, kt�ra przywiod�a nas tutaj to wie�� o tym, �e zostali�cie wyr�nieni przybyciem statku z nieba. I on pokaza� mi, �e to prawda. ��� Szept przebieg� przez sale. Ksi���ta zesztywnieli, dworzanie przybrali dziwny wyraz twarzy i nawet wartownicy poruszyli si� i co� szemrali. W oddali s�ycha� by�o huk zbli�aj�cego si� przyp�ywu. Iskilip przem�wi� ostrym tonem: ��� - Czy�by� zapomina�, �e tych rzeczy nie wolno ogl�da� niewtajemniczonym, Guzanie? ��� - Nie, Wasza �wi�tobliwo�� - odpar� ksi�e. Pot sp�ywa� po jego twarzy, ale nie by� to pot strachu. - Ten kapitan wiedzia�. Jego ludzie r�wnie�... o ile zdo�a�em si� zorientowa�... on ma trudno�ci z m�wieniem w naszym j�zyku... ale zrozumia�em, �e jego ludzie te� s� wtajemniczeni. Jego ��danie brzmi rozs�dnie, Wasza �wi�tobliwo��. Prosi� spojrze� na cuda, kt�re przywi�z�. Twardy, l�ni�cy kamie�-nie-kamie�, taki jak w no�u, kt�ry mi podarowa�, czy� nie przypomina tego, z czego zbudowany jest Statek? Rurki, kt�re sprawiaj�, �e odleg�e rzeczy wida� jak na d�oni, takie jak� ty otrzyma�e�, Panie, czy� nie przypominaj� przyrz�du, kt�ry ma Pos�aniec? ��� Iskilip pochyli� si� w stron� Rovica. Dzier��ca ber�o r�ka dr�a�a tak mocno, �e szcz�ki czaszki zaklekota�y. - Czy Ludzie Gwiazd nauczyli was jak robi� te przedmioty? - krzykn��. - Nigdy nie przypuszcza�em... Pos�aniec nigdy nie m�wi� o innych... ��� Rovic uni�s� d�onie do g�ry. - Nie tak szybko, Wasza �wi�tobliwo��, bardzo prosz� - powiedzia�. - S�abo w�adamy waszym j�zykiem. Nie zrozumia�em ani s�owa. ��� To by�o k�amstwo. Wszystkim oficerom polecono udawa�, �e znaj� hisagazi gorzej ni� to by�o w istocie (wprawili�my si� w tym j�zyku przez �wiczenia ze sob� w tajemnicy). W ten spos�b mia� wspania�� wym�wk� dla wymijaj�cych odpowiedzi. ��� - Najlepiej b�dzie, je�li pom�wimy o tym na osobno�ci; Wasza �wi�tobliwo�� - zaproponowa� Guzan, spogl�daj�c na dworzan. Odwzajemnili mu si� pe�nym zazdro�ci spojrzeniem. ��� Iskilip siedzia� zgarbiony w swoim okaza�ym kr�lewskim stroju. Jego s�owa by�y stanowcze, ale wypowiedzia� je g�osem starego, zm�czonego cz�owieka. ��� - Nie wiem. Je�li ci przybysze s� ju� wtajemniczeni, z pewno�ci� mo�emy pokaza� im co mamy. Ale je�li nie - gdyby poga�skie uszy ma�y us�ysze� opowie�� naszego Pos�a�ca... ��� Guzan wzni�s� w�adcz� r�k�. Zuchwa�y i ambitny, od dawna dusz�cy si� w swej ma�o wa�nej prowincji, tego dnia by� w swoim �ywiole. - Wasza �wi�tobliwo�� - powiedzia� - czemu ta historia by�a przez wszystkie te lata otoczona tajemnic�? Cz�ciowo po to, by utrzyma� nar�d w pos�usze�stwie. Ale czy opr�cz tego Wy i Wasi doradcy nie. obawiali�cie si�, �e ��dny wiedzy �wiat przybywszy tu zaleje nas i zniszczy? C�, je�li pozwolimy, by b��kitnoocy ludzie nie zaspokoiwszy ciekawo�ci odjechali, z pewno�ci� wr�c� tu z posi�kami. Wi�c nic nie tracimy wyjawiaj�c im prawd�. Je�li nie maj� swego Pos�a�ca i na nic nam si� nie przydadz�, to i tak b�dzie czas, by ich zg�adzi�. Ale je�li naprawd� i do nich przyby� Pos�aniec, czego� nie b�dziemy mogli razem zdzia�a�! ��� Powiedzia� to szybko i cicho, �eby�my my, Montaliria�czycy, nie mogli go zrozumie�. I rzeczywi�cie nasi oficerowie nie zrozumieli, ale moje m�ode uszy uchwyci�y sens jego wypowiedzi, a Rovic u�miecha� si� tak bezmy�lnie, �e domy�li�em si�, i� rozumie ka�de s�owo. ��� W ko�cu zdecydowali zaprowadzi� naszego przyw�dc� - i moj� skromn� osob�, bo �aden hisagazia�ski szlachcic nie rusza si� nigdzie bez osoby towarzysz�cej - na g�r� do �wi�tyni. Iskilip osobi�cie prowadzi�, a za nim szed� Guzan i dwaj krzepcy ksi���ta. Dwunastu w��cznik�w zamyka�o poch�d. Pomy�la�em, �e szpada Rovica nie na wiele by si� zda�a w razie jakich� problem�w, ale zacisn��em usta i zmusi�em si� do pod��enia za nim. Wygl�da� tak ochoczo, jak dzieciak w Dzie� Dzi�kczynienia. Z�by b�yszcza�y w u�miechu, a pi�ra beretu fantazyjnie opada�y na czo�o. Nikomu nie przysz�oby do g�owy, �e zdaje sobie spraw� z niebezpiecze�stwa. ��� Wyruszyli�my o zachodzie s�o�ca - na tamtej p�kuli mniej zwraca si� uwag� na odr�nianie p�r dnia. Widz�c, �e Siett i Balant znajduj� si� w po�o�eniu oznaczaj�cym wysoki przyp�yw, nie by�em zadowolony, �e Nikum niemal�e znikn�o pod wod�. A jednak kiedy wspinali�my si� kamienist� �cie�k� do �wi�tyni, widok roztaczaj�cy si� przed moimi oczyma by� najdziwniejszym, jaki kiedykolwiek widzia�em. ��� Pod nami le�a�a tafla wody, nad kt�r� unosi�y si� dachy miasta, u wej�cia do zatoki fale pieni�y si� na ska�ach. Wzg�rza nad nami by�y ca�kiem czarne, a ognisty zach�d s�o�ca krwawo barwi� wody. Zza chmur wyziera� blady sierp Tambura. Po obu stronach �cie�ki ros�a sucha trawa. Na wschodzie, na purpurowym niebie zacz�y si� pojawia� pierwsze gwiazdy. Tym razem gwiazdy nie przynios�y mi uspokojenia. Szli�my w milczeniu. Bose stopy tubylc�w st�pa�y bezg�o�nie. Dzwoneczki przy butach Rovica brzecza�y cichutko. ��� �wi�tynia by�a zbudowana z rozmachem. Wewn�trz tworz�cych czworobok bazaltowych mur�w znajdowa�o si� kilka budynk�w z tego samego materia�u. Dachy pokryte by�y �wie�o �ci�tymi li��mi. Z Iskilipem na czele min�li�my zakonnik�w i kap�an�w i weszli�my do drewnianej chaty za sanktuarium. Dw�ch wartownik�w sta�o w drzwiach, ale na widok Iskilipa ukl�kli. Monarcha zastuka� swoim dziwnym ber�em. Zasch�o mi w ustach, a serce wali�o jak m�otem. Spodziewa�em si� ujrze� jak�� istot� szkaradn� lub cudown�. Kiedy drzwi si� otworzy�y, zaskoczony by�em widokiem zwyk�ego m�czyzny, w dodatku mizernej postury. W �wietle lampy przyjrza�em si� jego siedzibie - by� to pok�j czysty, skromny, ale wygodny, taki jak przeci�tne mieszkanie hisagazia�skie. On sam odziany by� w sp�dnic� z trzciny, spod kt�rej wychodzi�y cienkie i krzywe nogi starego cz�owieka. By� chudy, ale trzyma� si� prosto z dumnie uniesion� g�ow�. Jego sk�ra by�a nieco ciemniejsza od naszej, a ja�niejsza od sk�ry Hisagazia�czyk�w, oczy br�zowe, a broda rzadka. Nos, usta i zarys szcz�ki r�ni�y rysy jego twarzy od innych ras. Ale by� to cz�owiek, nic wi�cej. ��� Weszli�my do chaty, zostawiaj�c w��cznik�w na zewn�trz. Iskilip przedstawi� nas na wp� rytualnie. Guzan i ksi���ta stali niespokojnie, lecz wcale nie przera�eni. Od dawna przywykli do tego rodzaju ceremonii. Z twarzy Rovica nie spos�b by�o wyczyta� co my�li. Uk�oni� si� Val Nirowi, Pos�a�cowi Niebios i w kilku s�owach wyja�ni� sk�d i po co przybyli�my. Ale kiedy m�wi� ich oczy spotka�y si� i widzia�em, �e ocenia cz�owieka z gwiazd. ��� - Oto m�j dom - powiedzia� Val Nira. Powtarza� te s�owa zapewne ju� wiele razy. Nie zauwa�y� jeszcze naszych metalowych przedmiot�w, albo nie poj�� jakie maj� dla niego znaczenie. Od... czterdziestu trzech lat, nie myje si�, Iskilip? Traktowano mnie bardzo dobrze. I je�li czasem mia�em ochot� p�aka� w samotno�ci, to c�, taki jest los proroka. ��� Monarcha poruszy� si�, zak�opotany. - Jego demon opu�ci� go wyja�ni�. - Teraz jest zwyk�ym cz�owiekiem. To jest w�a�nie nasza tajemnica. Nie zawsze tak by�o. Pami�tam chwil�, kiedy przyby�. Przepowiada� niezwyk�e rzeczy, a wszyscy ludzie padali przed nim na twarz. Ale od czasu, kiedy jego demon wr�ci� do gwiazd straci� swoj� si��. Ludzie nie uwierzyliby w to, wiec nadal udajemy, �e nic si� nie zmieni�o, by unikn�� niepokoju. ��� - Kt�ry naruszy�by wasze przywileje - wtr�ci� Val Nira z ironi�. Wtedy Iskilip by� m�ody - doda� patrz�c na Rovica - i istnia�y w�tpliwo�ci co do - dziedziczenia tronu. U�yczy�em mu swego wp�ywu. Obieca�, �e w zamian zrobi co� dla mnie. ��� - Pr�bowa�em - powiedzia� kr�l. - Zapytaj wszystkich m�czyzn, kt�rzy uton�li, je�li nie wierzysz. Ale inna by�a wola bog�w. ��� - Najwidoczniej tak - wzruszy� ramionami Val Nira. ��� - Na tych wyspach jest niewiele rud i nikt nie potrafi rozpozna� tych, kt�re mi s� potrzebne. Do sta�ego l�du za daleko jest dla cz�en Hisagazi. Ale nie przecz�, �e pr�bowa�e�, Iskilip. Po raz pierwszy obcy zostali obdarzeni kr�lewskim zaufaniem, przyjaciele. Czy jeste�cie pewni, �e zdo�acie powr�ci� �ywi? ��� - Ale�, co te�, s� naszymi go��mi! - wybuchneli Iskilip i Guzan niemal r�wnocze�nie. ��� - Poza tym - u�miechn�� si� Rovic - zna�em ju� prawie ca�� tajemnice. M�j kraj ma r�wnie� swoje tajemnice. Tak, my�l�, �e mo�emy co� wsp�lnie zdzia�a�, Wasza �wi�tobliwo��. ���Kr�l zadr�a�. Jego g�os zabrzmia� jak skrzek. - Czy rzeczywi�cie wy te� macie Pos�a�ca? ��� - Co? - Val Nira wlepi� w nas zdziwiony wzrok. Czerwieni� si� i blad� na przemian. Potem usiad� na �awce i zaszlocha�. ��� - No, niezupe�nie. - Rovic po�o�y� r�k� na dr��cych ramionach starca. - Przyznaj�, �e �aden Statek Nieba nie zawita� do Montaliru. Ale mamy inne tajemnice, mo�e r�wnie cenne. ��� Tylko ja, kt�ry zna�em go dobrze, mog�em wyczu� jaki jest napi�ty. Patrzy� na Guzana tak d�ugo, a� ten spu�ci� oczy. A r�wnocze�nie, z matczyn� �agodno�ci�, m�wi� do Val Nira. ��� - Rozumiem, przyjacielu, �e tw�j statek uleg� katastrofie na tym wybrze�u i nie mo�e by� zreperowany, dop�ki nie zdob�dziesz potrzebnych materia��w? ��� - Tak... tak... pos�uchaj... - o�ywiony my�l�, �e uda mu si� zobaczy� rodzinne strony, zanim umrze, Val Nira j�kaj�c si� pr�bowa� wyja�ni� na czym polega jego problem. ���- Teoretyczne za�o�enia, kt�re przedstawi� s� tak zdumiewaj�ce, a nawet niebezpieczne, �e jestem pewien, i� panowie woleliby �ebym nie powtarza� wszystkiego. Jednak�e nie s�dz�, aby by�y b��dne. Je�li gwiazdy s� s�o�cami takimi jak nasze, a ka�dej towarzysz� planety takie jak nasza - to znaczy, �e teoria kryszta�owej kuli jest fa�szywa. Ale Froad, kiedy mu to potem powt�rzy�em, uzna�, �e to nie ma znaczenia dla prawdziwej religii. Pismo �wi�te nie wspomina o tym, �e Raj le�y dok�adnie nad miejscem urodzenia Bo�ej C�rki. Tak po prostu s�dzono w czasie wiek�w, kiedy wierzono, �e �wiat jest p�aski. Dlaczego Raj nie mia�by by� jedn� z tych nale��cych do innego s�o�ca planet, tam gdzie ludzie �yj� w chwale i przenosz� si� z gwiazdy na gwiazd� tak �atwo jak my z Lavre do West Alaun? ��� Val Nira uwa�a�, �e nasi przodkowie rozbili si� na naszej planecie kilka tysi�cy lat temu. Prawdopodobnie uciekali, by unikn�� konsekwencji jakiego� przest�pstwa albo herezji i zabrn�li a� tak daleko. Ich statek uleg� jakiemu� uszkodzeniu, ci kt�rzy ocaleli stali si� na powr�t dzikimi lud�mi, a ich potomkowie stopniowo zdobywali wiedz� na nowo. Moim zdaniem takie wyja�nienie nie przeczy dogmatom o Upadku, a raczej je potwierdza. Upadek obejmowa� nie ca�� ludzko��, ale niewielk� grup� - o nieczystej jak nasza krwi - a reszta zosta�a w dostatku i rado�ci w niebie. Do dzisiaj nasz �wiat le�y z dala od handlowych szlak�w mieszka�c�w Raju. Ma�o kto z nich interesuje si� odkrywaniem nowych �wiat�w jednym z takich podr�nik�w by� Val Nira. W�drowa� kilka miesi�cy, zanim trafi� na nasz� ziemi�. A wtedy i jego dosi�g�o przekle�stwo. Co� si� zepsu�o, wyl�dowa� na Ulas-Erkila i Statek nie m�g� ju� lecie� dalej. ��� - Wiem, co si� zepsu�o - m�wi� gor�czkowo. - Nie zapomnia�em. Przez wszystkie te lata nie by�o dnia, �ebym nie powtarza� sobie, co mam zrobi�. Do jednego delikatnego silnika Statku potrzebna jest rt��. - Min�o troch� czasu zanim Rovicowi uda�o si� ustali�, �e s�owo, kt�rego starzec u�ywa oznacza w�a�nie rt��. - Kiedy silnik wysiad�, wyl�dowa�em tak ostro, �e zbiorniki wybuch�y. Ca�a rt�� si� wyla�a. Tyle, �e w tej zamkni�tej przestrzeni m�g�bym ulec zatruciu. Uciek�em na zewn�trz i zapomnia�em zamkn�� drzwi. Rt�� sp�yn�a po pochy�ym pok�adzie za mn�. Zanim och�on��em z przera�enia, tropikalny deszcz zmy� p�ynny metal. I tak oto zosta�em skazany na do�ywotnie wygnanie. Naprawd� by�oby lepiej, gdybym zgin�� od razu! ��� Schwyci� Rovica za r�k�. - Czy naprawd� mo�esz zdoby� rt��? zapyta� b�agalnym g�osem. - Potrzebuj� nie wi�cej ni� mog�aby pomie�ci� ludzka g�owa. Tylko tyle i kilka drobnych napraw, do kt�rych wystarcz� narz�dzia ze Statku. Kiedy powsta� ten kult musia�em rozda� niekt�re moje rzeczy, by ka�da �wi�tynia mia�a relikwie. Ale zawsze pami�ta�em, �eby nie odda� niczego potrzebnego. Wszystko czego potrzebuje jest tam. Troch� rt�ci i... och, Bo�e, mo�e moja �ona jeszcze �yje, na Ziemi! ��� Guzan w ko�cu zacz�� pojmowa�, co si� dzieje. Da� znak ksi���tom, kt�rzy �cisn�li mocniej swoje topory i przysun�li si� bli�ej. Wartownicy byli za drzwiami, ale jeden krzyk wystarczy�by, �eby wpadli do chaty ze swoimi w��czniami. Rovic przeni�s� wzrok z Val Niry na Guzana, kt�rego twarz zbrzyd�a z w�ciek�o�ci. M�j kapitan po�o�y� d�o� na r�koje�ci szpady. By�a to jedyna oznaka napi�cia. ��� - Rozumiem, panie - powiedzia� pogodnie - �e �yczy�by pan sobie, by Niebieski Statek m�g� znowu lata�. ��� Guzan by� zupe�nie zbity z tropu. Nie spodziewa� si� tego. - C�, oczywi�cie - krzykn��. - Dlaczego nie? ��� - Wasz oswojony b�g opu�ci was. Co wtedy stanie si� z wasz� w�adz� w Htsagazi7 ��� - Ja...ja nie zastanawia�em si� nad tym - wyj�ka� Iskiljp. Spojrzenie Val Nira wedrowa�o miedzy nami, jakby przygl�da� si� grze w pi�k�. Jego drobne cia�o zadr�a�o. ��� - Nie - zapiszcza� - Nie mo�ecie. Nie mo�ecie mnie zatrzyma�! Guzan kiwn�� g�ow�. - Za kilka lat -powiedzia� ca�kiem uprzejmie - i tak odejdziesz w cz�nie �mierci. Gdyby�my teraz chcieli ci� zatrzyma� wbrew twojej woli, m�g�by� nie chcie� wyg�asza� pomy�lnych dla nas proroctw. Nie, mo�esz by� spokojny, zdob�dziemy ci tw�j p�ynny kamie�. - I doda� przeszywaj�c Rovica zab�jczym spojrzeniem: - Kto go przywiezie ��� - Moi ludzie - odpar� rycerz. - Nasz statek mo�e z �atwo�ci� dotrze� do Giairu, gdzie na pewno maj� rt��. Nie trwa�oby to d�u�ej ni� rok. ��� - I wr�ciliby�cie z posi�kami, by zdoby� �wi�ty statek? - wypali� Guzan bez ogr�dek. ��� Rovic opar� si� nonszalancko o s�up podtrzymuj�cy dach: Wygl�da� jak wielki, pewny siebie, drapie�ny kot. ��� - Tylko Val Nira potrafi uruchomi� ten statek - powiedzia� cedz�c s�owa. - Czy to ma znaczenie kto pomo�e mu go zreperowa�? Z pewno�ci� nie s�dzisz by kt�ry� z naszych kraj�w m�g� podbi� Raj? ��� - Bardzo �atwo kierowa� tym statkiem - zaszczebiota� Val Nira. Ka�dy mo�e to zrobi�. Wielu szlachcicom pokaza�em, kt�rych d�wigni nale�y u�y�. Najtrudniej sterowa� mi�dzy gwiazdami. Nikomu z tego �wiata nie uda�oby si� dotrze� samodzielnie do moich rodak�w - nie m�wi�c ju� o pokonaniu ich w walce - ale czemu m�wicie o walce? Tysi�c razy ci powtarza�em, Iskilip, �e Mieszka�cy Mlecznej Drogi nie s� dla nikogo niebezpieczni, �e s� gotowi ka�demu pom�c. Maj� takie bogactwa, �e sami nie wiedz� co z nimi robi�. Z rado�ci� nie szcz�dziliby wydatk�w, by pom�c wam w powrocie do cywilizacji. - Zn�w spojrza� na Rovica z przepe�nionym pragnieniem, niemal histerycznym wyrazem oczu. - Nauczymy was wszystkiego. Damy wam silniki, automaty, ma�e cz�owieczki, kt�re b�d� za was wykonywa� ci�k� prace, fruwaj�ce w powietrzu ��dki i statki, przewo��ce pasa�er�w mi�dzy gwiazdami... ��� - Obiecujesz to od czterdziestu lat - wtr�ci� Iskilip. - Ale mamy tylko twoje s�owo. ��� - I wreszcie okazj�, by je potwierdzi� - nie wytrzyma�em i musia�em si� wtr�ci�. ��� - Nie jest to taka prosta sprawa - powiedzia� Guzan z teatraln� stanowczo�ci�. - Obserwuj� tych ludzi od tygodni, Wasza �wi�to-bliwo��. Nawet kiedy staraj� si� zachowywa� jak najprzyk�adniej, s� zapalczywi i zach�anni. Nie mam do nich za grosz zaufania. Tak�e tej nocy przekona�em si�, jak nas oszukuj�. Znaj� nasz j�zyk lepiej ni� utrzymywali. I wprowadzili nas w b��d daj�c do zrozumienia, �e maj� Pos�a�ca. Gdyby Statek rzeczywi�cie mia� zn�w unie�� si� w powietrze i mieliby go w swoich r�kach, to kto wie co by zrobili? ��� - Co proponujesz, Guzan? - g�os Rovica zabrzmia� jeszcze przyja�niej. ��� - Mo�emy to om�wi� innym razem. ��� Zobaczy�em jak pi�ci zaciskaj� si� na kamiennych toporach. Przez chwile s�ycha� by�o tylko nerwowy oddech Val Niry. Guzan sta� sztywno w �wietle lampy, pocieraj�c brod� w zamy�leniu. W ko�cu powiedzia� szorstko: ��� - Mo�e za�oga, z�o�ona g��wnie z Hisagazia�czyk�w mog�aby pop�yn�� twoim statkiem po p�ynny kamie�. Kilku twoich ludzi, Rovic, pop�yn�oby z nimi jako doradcy. Reszta zosta�aby tutaj w roli zak�adnik�w. ��� M�j kapitan nie odpowiedzia�. - Nic nie rozumiecie - j�kn�� Val Nira. - Sprzeczacie si� nie wiadomo o co! Kiedy moi ludzie tu przyb�d�, nie b�dzie ju� wi�cej wojen, ucisku, wylecz� was ze wszystkich chor�b. Naucz� przyja�ni i r�wno�ci. B�agam was... - Wystarczy - przerwa� mu Iskilip. - Wr�cimy do tego jutro, a teraz p�jdziemy spa�. Je�li ktokolwiek b�dzie m�g� zasn�� po tylu dziwnych s�owach. ��� Rovic spojrza� na Guzana, omijaj�c wzrokiem kr�la. - Zanim podejmiemy decyzje - zacisn�� palce na r�koje�ci szpady tak mocno, �e paznokcie zrobi�y si� bia�e, ale g�os nawet mu nie zadr�a� - najpierw chce zobaczy� ten Statek. Czy mo�emy uda� si� tam jutro? ��� Iskilip by� kr�lem, ale skuli� si� w swojej szacie z pi�r. Guzan kiwn�� g�ow� na znak, �e si� zgadza. ��� �yczyli�my sobie dobrej nocy i wyszli�my. Zbli�a�a si� pe�nia Tambura i dziedziniec zalany by� zimn� po�wiat�, ale chata sta�a w cieniu �wi�tyni. W o�wietlonych �wiat�em lampy drzwiach widnia�a w�t�a sylwetka Val Nira z gwiazd. Patrzy� w �lad za nami a� nie znikn�li�my w oddali. ��� W drodze powrotnej Guzan i Rovic targowali si� ostro. Statek znajdowa� si� o dwa dni marszu w g��b l�du, na stokach g�ry Ulas. Mieli�my go obejrze�, ale tylko dwunastu Montaliriaficzyk�w mog�o wzi�� udzia� w wyprawie. A potem mieli�my ustali� dalsze przedsi�wzi�cia. ��� Latarnie na rufie naszej karaweli rzuca�y ��te �wiat�o. Dzi�kuj�c Iskilipowi za go�cin�, Rovic i ja wr�cili�my tam na nocleg. Wartownik przy schodni zapyta� czego si� dowiedzia�em. ��� - Zapytaj mnie jutro - odpar�em wymijaj�co. - Dzi� ju� mi si� kreci w g�owie. ��� - Wst�p do mnie na kielich wina zanim p�jdziemy odpocz�� zaprosi� mnie kapitan. ��� B�g jeden wie, jak tego potrzebowa�em. Weszli�my do niskiego pokoiku, zat�oczonego �eglarskimi przyrz�dami, ksi��kami i mapami. Rovic usiad� za sto�em i wskaza� mi krzes�o. Nape�ni� dwa kielichy z ouaynijskiego kryszta�u. Czu�em, �e my�li o donios�ych sprawach - o wiele wa�niejszych ni� ocalenie naszego �ycia. Przez chwil� s�czyli�my wino w milczeniu. Drobne fale pluska�y, wartownicy st�pali na pok�adzie, cisza. W ko�cu Rovic wyprostowa� si�, patrz�c na rubinowe wino na stole. ��� - No i jak, ch�opcze - powiedzia� - co o tym my�lisz? - Sam nie wiem co mam my�le�, kapitanie. ��� - Ty i Froad jeste�cie troch� przygotowani do wie�ci, �e gwiazdy s� s�o�cami. Jeste�cie wykszta�ceni. Je�li chodzi o mnie, to tyle ju� dziwnych rzeczy prze�y�em... Ale reszta naszych ludzi... ��� - Co za ironia losu, �e barbarzy�cy tacy jak Guzan od dawna o tym wiedz� - od czterdziestu lat maj� tego starca z nieba - czy on naprawd� jest prorokiem, kapitanie? ��� - Zaprzecza temu. Gra rol� proroka, bo musi, ale to oczywiste, �e wszyscy ksi���ta i panowie w tym kr�lestwie wiedz�, �e jest to tylko sztuczka. Iskilip jest ju� stary i prawie ca�kiem nawr�cony na t� sztuczn� wiar�. Gada� co� o proroctwach, kt�re Val Nira wyg�asza� dawno temu, prawdziwych proroctwach. Ba! Zawodna pami�� i pobo�ne �yczenia. Val Nira jest tak samo zwyk�ym i omylnym cz�owiekiem jak ja. My Montaliria�czycy jeste�my takimi samymi lud�mi jak Hisagazi, chocia� nauczyli�my si� stosowa� metal wcze�niej od nich. Ludzie Val Niry z kolei wiedz� wi�cej ni� my, ale te� s� tylko �miertelnikami, na Niebie. Musz� pami�ta�, �e tak w�a�nie jest. - Guzan pami�ta. ��� - Brawo, ch�opcze! - Rovic u�miechn�� si�. - On jest sprytny i �mia�y. Zrozumia�, �e ma szans� osi�gn�� co� wi�cej ni� zarz�dzanie ma�o znacz�c� wysp�. Nie pozwoli tej szansie umkn�� bez walki. Jak ka�dy ob�udnik, nas pos�dza o knucie tego, co sam zamierza zrobi�. ���- Ale co! ��� - Przypuszczam, �e chce mie� Statek dla siebie. Val Nita powiedzia�, �e �atwo nim lata�. Podr� miedzy gwiazdami by�aby niemo�liwa dla ka�dego opr�cz niego i �aden cz�owiek przy zdrowych zmys�ach nie pr�bowa�by zosta� piratem na Mlecznej Drodze. Jednak�e... gdyby Statek zosta� tutaj, ten, do kogo by nale�a�, m�g�by podbi� wiecej narod�w ni� sam Lame Darveth. ��� Os�upia�em. - Czy uwa�asz, �e Guzan nie pr�bowa�by nawet szuka� Raju? ��� Rovic w zamy�leniu patrzy� na sw�j kielich. Zrozumia�em, �e chce by� sam. Wymkn��em si� cicho do mojej koi na rufie. Kapitan wsta� przed �witem. Pop�dza� za�og� i najwyra�niej podj�� ju� jak�� decyzj�, niezbyt przyjemn�. Ale kiedy ju� raz co� postanowi�, nigdy nie zmienia� zdania. D�ugo rozmawia� z Etienem, kt�ry wyszed� z kajuty przestraszony. Dla dodania sobie odwagi bosman ostrzej dyrygowa� lud�mi. ��� Na wypraw� mieli p�j�� Rovic, Froad, ja, Etien i o�miu marynarzy. Wszyscy zaopatrzeni zostali w he�my, muszkiety i ostr� bro�. Poniewa� Guzan powiedzia� nam, �e do statku prowadzi ubita �cie�ka, przygotowali�my w�z do przewo�enia zapas�w. Etien nadzorowa� jego za�adowanie. Zdumia�em si� widz�c, �e prawie ca�y, a� j�kn�y osie, za�o�ony by� beczkami z prochem. Ale przecie� nie zabieramy armaty! - zaprotestowa�em. ��� - Rozkaz szypra - warkn�� Etien. Odwr�ci� si� do mnie plecami. Jedno spojrzenie na twarz Rovica wystarczy�o, by powstrzyma� nas od pytania o pow�d. Przypomnia�em sobie, �e b�dziemy w�drowa� na szczyt g�ry. W�z pe�en prochu i zapalony lont wystarczy pchn�� go w d� na wrog� armie, by wygra� bitw�. Ale czy Rovic spodziewa� si� otwartej walki tak szybko? ��� Z ca�� pewno�ci� rozkazy, kt�re wyda� pozostaj�cym na statku marynarzom i oficerom wskazywa�y na to, �e w�a�nie tak by�o. Mieli zosta� na pok�adzie Z�otego Skoczka, gotowi do natychmiastowej walki lub ucieczki. ��� O wschodzie s�o�ca odm�wili�my modlitw� do Bo�ej C�rki i wymaszerowali�my z portu. Lekka mgie�ka by�a rozpostarta nad zatok�, blady sierp Tambura wisia� nad cichym Nikum. ��� Guzana spotkali�my przy �wi�tyni. Dowodzi� nimi syn Iskilipa, ale ksi��� ignorowa� m�odzie�ca podobnie jak i my. Mieli ze sob� stu ludzi w �uskowatych zbrojach, o ogolonych g�owach, pokrytych na ca�ym ciele wizerunkami smok�w i burz. Pierwsze promienie s�o�ca l�ni�y na obsydianowych ostrzach w��czni. Obserwowano nasze nadej�cie w milczeniu. Ale kiedy zbli�yli�my si� do tej bez�adnej chmary, Guzan podszed� do nas. On te� ca�y by� okryty sk�rami i trzyma� miecz, kt�ry dosta� od Rovica na Yarzik. Rosa migota�a na pi�rach jego p�aszcza. ��� - Co macie na tym wozie? - zapyta�. - �ywno�� - odpar� Rovic. ��� - Na cztery dni? ��� - Ode�lij do domu wszystkich z wyj�tkiem dziesi�ciu twoich ludzi - powiedzia� ch�odno Rovic - a ja ode�l� ten w�z. ��� Zmierzyli si� wzrokiem, a� wreszcie Guzan odwr�ci� si� i da� rozkaz wymarszu. Ruszyli�my - grupka Montaliria�czyk�w, otoczona poga�skimi wojownikami. Przed nami rozci�ga�a si� d�ungla, morze zieleni, wznosz�ce si� do po�owy stoku Ulas. Wy�ej by�y ju� tylko nagie czarne ska�y, uwie�czone czap� �niegu wok� dymi�cego krateru. ��� Val Nira szed� mi�dzy Rovicem a Guzanem. Dziwne, pomy�la�em, �e wygnaniec Boga by� taki skurczony. Powinien i�� pot�ny i wynios�y, z gwiazd� nad czo�em. Przez ca�y dzie�, w nocy, gdy rozbili�my ob�z i zn�w nast�pnego dnia Rovic i Froad wypytywali go o jego rodzinne strony. Nie s�ysza�em wszystkiego, bo musia�em, kiedy przypad�a moja kolej, ci�gn�� w�z w�sk�, pn�c� si� w g�r�, piekieln� �cie�yn�. Hisagazi nie maj� zwierz�t poci�gowych, wiec nie u�ywaj� k� i nie maj� dobrych dr�g. Ale to, co us�ysza�em wystarczy�o, bym d�ugo nie m�g� zasn��. ��� Cuda, o jakich nie �ni�o si� poetom! Ca�e miasta mieszcz�ce si� w jednej wie�y, ponad p� kilometra wysokiej. �wiat�a na niebie, tak �e nigdy nie jest naprawd� ciemno, nawet po zachodzie s�o�ca. Po�ywienie nie uprawiane w ziemi, ale robione w alchemicznych pracowniach. Najbiedniejszy mieszkaniec ma kilka maszyn, kt�re s�u�� mu lepiej i pokorniej ni� tysi�c niewolnik�w, ma powietrzny w�z, w kt�rym mo�e przez jeden dzie� oblecie� ca�y sw�j �wiat, kryszta�owe okno, w kt�rym pojawiaj� si� obrazy jak w teatrze, by urozmaici� mu wolny czas. Statki kr��� mi�dzy s�o�cami, wy�adowane bogactwem tysi�ca planet, a ka�dy z nich bez broni i stra�y, bo nie ma tam pirat�w, a kr�lestwo od dawna jest w tak dobrych stosunkach z innymi pa�stwami gwiazd, �e usta�y wszystkie wojny. Te inne kraje maj� bardziej nadprzyrodzony charakter ni� kraj Val Nita, bo narody, kt�re je tworz� nie s� ludzkie, chocia� potrafi� m�wi� i my�le�). W tym szczeg�lnym pa�stwie niewiele jest przest�pstw. A je�li co� z�ego si� wydarzy, przest�pca zostaje schwytany, ale go nie wieszaj� ani nie zamykaj�. Jego umys� zostaje wyleczony z pragnienia �amania prawa i wraca do domu jako szczeg�lnie powa�any obywatel, bo wszyscy wiedz�, �e ju� mo�na mu ca�kowicie ufa�. Je�li chodzi o rz�d - ale tego w�a�nie nie zdo�a�em us�ysze�. S�dz�, �e jest to republika, rz�dz� wybrani pe�ni po�wi�cenia ludzie, dbaj�cy o dobrobyt wszystkich. Doprawdy, my�la�em, to jest Raj! ��� Nasi marynarze s�uchali z rozdziawionymi ustami. Rovic przyjmowa� to z rezerw�, ale wci�� przygryza� w�sy. Guzan, kt�ry s�ysza� to ju� wiele razy, niecierpliwi� si�. Wyra�nie nie podoba�a mu si� nasza za�y�o�� z Val Nir� i �atwo�� z jak� pojmowali�my jego s�owa. ��� Ale w ko�cu pochodzili�my z kraju, w kt�rym od dawna popierano rozw�j filozofii i wszystkich sztuk mechanicznych. Ja sam, w moim kr�tkim �yciu, by�em �wiadkiem zast�pienia ko�a wodnego w rejonach o niewielkiej ilo�ci strumieni przez nowocze�niejszy wiatrak. Zegar wahad�owy wynaleziono rok przed moim urodzeniem. Przeczyta�em wiele powie�ci o lataj�cych maszynach, kt�re wielu pr�bowa�o zbudowa�. Przyzwyczajeni do tak zawrotnego tempa rozwoju, my, Montaliria�czycy, gotowi byli�my do zaakceptowania jeszcze �mielszych pomys��w. ��� W nocy, kiedy siedzieli�my z Froadem i Etinem przy ognisku, zagadn��em uczonego co o tym my�li. ��� - Tak - powiedzia� - dzisiaj objawiono mi Prawd�. Czy s�ysza�e�, co m�wi� cz�owiek z gwiazd? O trzech prawach ruchu planet wok� s�o�ca i g��wnym prawie przyci�gania, kt�ry ten ruch t�umaczy? Na Wszystkich �wi�tych, to prawo mo�na uj�� w jednym kr�tkim zdaniu, ale trzysta lat min�oby zanim uczeni doszliby do tego! ��� Patrzy� gdzie� poza p�omienie, ogniska, ciemn� plama d�ungli i gniewny wulkaniczny blask w g�rze. Zacz��em go wypytywa�. Zostaw go, ch�opcze - uciszy� mnie Etien. ��� Przysun��em si� bli�ej masywnej, budz�cej zaufanie postaci bosmana. - Co s�dzisz o tym wszystkim? - zapyta�em cicho. W d�ungli co� szemra�o i rechota�o. ��� - Ja ju� jaki� czas temu przesta�em my�le� - powiedzia�. - Po tym dniu na pok�adzie, kiedy szyper nam�wi� nas na �eglowanie dalej, cho�by�my mieli dotrze� na kraw�d� �wiata i spa�� z pian� mi�dzy te gwiazdy... c�, jestem tylko biednym marynarzem i moja jedyna szansa powrotu do domu to trzymanie si� kapitana. ��� - Nawet je�li poleci w niebo? ��� - Mo�e to mniej ryzykowne ni� p�yni�cie dooko�a �wiata. Ten ma�y staruszek przysi�ga�, �e jego pojazd jest bezpieczny i �e w�r�d s�o�c nie ma burz. ���- Czy wierzysz w to co m�wi? ��� - O tak. Nawet taki prosty stary cz�owiek jak ja, je�li pozna� w �yciu wielu ludzi potrafi wyczu�, �e kto� jest zbyt nie�mia�y i pe�en entuzjazmu, by k�ama�. Nie boj� si� ludzi w Raju i szyper te� si� ich nie boi. Tylko w pewien spos�b... - Etien potar� d�oni� broda, marszcz�c brwi. - Chocia� w jaki� spos�b, kt�rego nie potrafi� zrozumie�, napawaj� Rovica obaw�. Nie obawia si�, �e przyb�d� tu zniszczy� nas ogniem i mieczem, ale jest w nich co�, co go niepokoi. ��� Poczu�em jak ziemia zadr�a�a leciutko. To Ulas. - Zdaje si�, �e nara�amy si� na gniew Boga... ��� - Nie to trapi kapitana. Nigdy nie by� przesadnie pobo�ny. Etien podrapa� si�, ziewn�� i wsta�. - Ciesz� si�, �e nigdy nie b�d� kapitanem. On musi my�le�, co nale�y zrobi�, czas �eby�my poszli spa�. ��� Ale niewiele spa�em tej nocy. ��� Rovic chyba dobrze wypocz��. Jednak nast�pnego dni