15874

Szczegóły
Tytuł 15874
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15874 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15874 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15874 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ma�gorzata Musierowicz FRYWOLITKI czyli ostatnio przeczyta�am ksi��k�!!! (Wyb�r z lat 1998-2000) . W oczekiwaniu na wiosn� przesta�am pisa� w�asn� ksi��k�, ? \?? gdy� przeszkadza�o mi to w czytaniu cudzych. E, tam, ' * co ja tak b�d� pisa� i pisa�, bli�nich swym pisaniem nieustannym rozjusza� - pomy�la�am sobie. Cisn�am do kosza ksi��kowe dodatki do �Rzeczpospolitej", w kt�rych skarcono mnie za to, �e dzieci chc� kupowa� i czyta� �Je�ycjad�", a tak�e obra�ono pisarzy, kt�rzy mieli pecha znale�� si� na li�cie bestseller�w, oraz publiczno��, kt�ra - jak zawsze i jak wsz�dzie � woli ksi��ki weso�e od ponurych, ciekawe od nudnych, a zw�aszcza preferuje te, kt�re krzepi� i pomagaj� �y�. Nast�pnie spokojnie zaparzy�am sobie herbat�, ob�o�y�am si� ksi��kami i udzieli�am sobie rozgrzeszenia: tak, faktycznie, ulegam przedwiosennemu rozleniwieniu i owszem, tak, nawalam z terminem i nie b�dzie �Kalamburki" na majowe Targi Ksi��ki. Ale przynajmniej sobie spokojnie poczytam, odpoczn�, pospaceruj�. W k�rnickim arboretum kwitn� ju� ca�e pola ��tych zawilc�w, w ogr�dku - wysyp przebi�nieg�w, a bez ma ju� zielone, grube p�czki. Co za rado��. Przynajmniej raz zobacz�, jak - krok po kroku - nadchodzi wiosna. Z ulg� zamkn�am pud�o maszyny i pogr��y�am si� w rozkosznej lekturze. Ze wszystkich nagromadzonych na biurku i wok� niego nowo�ci, najwi�ksz� przyjemno�� sprawi�a mi �Prywatna historia poezji" 5 Ma�gorzaty Baranowskiej, wydana przez �Sic!" (1999). Pomijam najbardziej oczywist� przyczyn� - t� mianowicie, �e w ksi��ce pe�no jest wzmianek o moich bliskich i znajomych - i natychmiast podaj� pow�d najistotniejszy: urzekaj�c� oryginalno�� tej �Prywatnej historii", pasj�, rado��, m�dro�� i pe�ni� cz�owiecze�stwa samej Autorki. (Niewielu znam ludzi tak bardzo ludzkich, jak Ma�gorzata Baranowska). Ogromna to frajda dla czytelnika - zabra� si� we wsp�ln� z Autork� podr� w czasie, poprzez zachwycaj�ce j� obszary sztuki, da� si� prowadzi� przez jej znawstwo i zarazem jej prostot�, przez �wie�o�� odbioru. Ta oryginalno�� spojrzenia, weso�a przenikliwo��, wnikliwa powaga - uderzaj� mnie za ka�dym razem, gdy Ma�gosia m�wi lub pisze o sztuce, o anio�ach, o chorobie i �mierci, o �yciu wreszcie. Uczona zajmuj�ca si� badaniem literatury, poetka tworz�ca niezwyk�e wiersze, a wi�c osoba �yj�ca w poezji teoretycznie i praktycznie - a wci�� tak ni� rozbawiona, zaciekawiona, zafascynowana, tak o niej smacznie opowiada, a nawet plotkuje! I nieustannie o niej my�li. Ta ksi��ka, obejmuj�ca dwana�cie lat �ycia, jest jej prawdziwym pami�tnikiem (dziennikiem?), zapisem uczu� i rozmy�la�, wspomnie�, obraz�w i anegdot. Od innych pami�tnik�w i dziennik�w r�ni si� tym, �e kompletnie pomija ego Autorki, nic te� nie m�wi o jej codziennych sprawach bytowych, o jej troskach i udr�kach. Zajmuje si� wy��cznie poezj� oraz po trochu malarstwem, muzyk�, filmem, tak�e - �yciem jako takim. I anio�ami. Czyta si� to jednym tchem, z zaciekawieniem i podziwem. I z u�miechem! Oto, na przyk�ad, zapis z dnia 15 I 1993. Kiedy� spotykam Sternowa na placu Zamkowym, a ona: Ma�gosju! Natychmiast idziemy na Stare Miasto! Wiosna! Wi�c ja: Poczekaj chwilk�, tylko obiad zjem. Na to Sternowa: Wy, poeci! Wszyscy tacy sami! Za grosz w was romantyzmu! Wyje�d�amy ju� z ukochanego Zwiazusia. Koniec wojny. Jedziemy dniami, nocami poci�giem. Widoki wspaniale, wi�c m�wi� do Anatola: �Anatol, popatrz, Tie� Sza�". A on: �G�odny jestem". My�l�, �e Ma�gorzata B. wpisa�a do swego pami�tnika t� anegdotk�, bo zawiera kawa�ek prawdy o niej samej - o jej trze�wym i sceptycznym spojrzeniu na �wiat, o jej ironii i autoironii � kt�re przenigdy nie potrafi� odebra� jej zachwytu i oczarowania 6 Poezj�. Poezj�, kt�ra przenika i przepaja wszystko, i kt�r� trzeba tylko umie� zauwa�y�. 6 V 1995: Moja prywatna diagnoza, �e b��dy w leczeniu pope�niane na ca�ym �wiecie zar�wno przez lekarzy, jak i przez chorych, maj� swe �r�d�o w braku wykszta�cenia w poezji, potwierdza si�. Poezja to skrajny przyk�ad porozumiewania si�, to domena uczu�, w kt�rej ci�gle trzeba tworzy� i rozwija� porozumiewanie si� za pomoc� my�lenia metaforycznego. Zmusza do przeniesienia punktu ci�ko�ci z fizjologicznego my�lenia jednostki na szukanie porozumiewania si� z jak najwi�ksz� liczb� os�b przez j�zyk symboliczny. Domena uczu�! Poezja jest dla Ma�gorzaty B. domen� uczu�. Czytaj�c poezj�, wchodzi w naj�ywsze i najprecyzyjniejsze porozumienie z autorami. Wierzy�ski, Lecho�, Kochanowski, Jan Andrzej Morsztyn, Bia�oszewski, S�owacki, Swirszczy�ska, Kamie�ska, Grochowiak, Jules Super-vielle � ona ich zna do najmniejszego drgnienia duszy, wie o nich wszystko. Widzi w nich wi�cej, ni� widz� inni. Nie traktuje poezji jak materia�u do bada�, tylko zwyczajnie j� kocha, i najwyra�niej nigdy si� nie znudzi. Nie mo�e. Poezja jest jej sposobem bycia. Rozmow� ze �wiatem. Ratunkiem przeciwko zamkni�ciu w klatce cia�a. Czym jeszcze? 14 XII 1990: Umar� Kantor. Chyba z si�dmego na �smego. Zacz�� od happeningu - Linia podzia�u. W�a�ciwie nie on zacz��, tylko Pan B�g. To sta�o si� tajemnic� wygnania z Raju - podzia� na sacrum i profanum, na �ycie i nie�ycie, to, co wieczne, i to, co �miertelne, ograniczone ja i nieograniczone Niepoznane. Linia podzia�u jest podstawowym wzorem istnienia zar�wno duchowego, jak cielesnego. Cz�owiek, kt�ry cierpi na zaburzenia czucia, nie wie, gdzie ko�czy si� i zaczyna jego cia�o. Wbija sobie widelec w palec, nic o tym nie wiedz�c, nie mog�c rozpozna� ani odleg�o�ci, ani granicy mi�dzy nim a przedmiotem. Cz�owiek nie odczuwaj�cy tak zwanego Strachu Bo�ego przed lini� podzia�u jest potworem zdolnym, przez sw� nie�wiadomo��, zniszczy� �wiat. 7 Inna sprawa, do czego d��y poezja (to znaczy sztuka). Chce przekroczy� ograniczenia, chodz�c po tej linii. Obrazek ten - Poezji balansuj�cej na Linii Podzia�u i ��cz�cej - niekiedy - to, co �miertelne, z tym, co Niepoznane, sam jest poezj� i zapada natychmiast w pami�� i w wyobra�ni�. Tworzenie takich b�ysk�w wizji to specjalno�� Ma�gorzaty B. - Ciekawe, jak by ona malowa�a, gdyby nie pisa�a? I co by malowa�a? Miasta i lustra - to wiem, na pewno. Anio�y? Portrety wewn�trzne? Wod�? Z ca�� pewno�ci� ta poetka ma oko malarza i precyzj� naukowca. Ma te�, rzecz jasna, to swoje specjalne poczucie humoru, kt�re, np. pozwala jej ujrze� �dziwne pokolenie" poet�w lat sze��dziesi�tych, zwane Now� Fal�, jako usi�uj�ce zd��a� �wiadomie do celu, stoj�c na dw�ch co najmniej tratwach nier�wno sun�cych do najbli�szego wodospadu. Co za obraz!!! A ciekawe, jakim by�aby filmowcem (nawiasem m�wi�c, sporo miejsca w pami�tniku po�wi�ca filmom Rybczy�skiego), skoro - pod dat� 15 VII 1990 - przedstawi�a nast�puj�c� scen�: W czasie powstania warszawskiego wielka bomba przebi�a od g�ry do do�u o�miopi�trow� wie�� kamienicy wydawnictwa Gebethnera i Wolffa. (...) Po uderzeniu bomby wylecia�a na ulic� ksi��ka znana wszystkim. (...) Byli to �Krzy�acy". Staro�ytni wr�yli z wn�trzno�ci zwierz�t. U staro�ytnych ich wr�by. U nas nasze znaki. Na tym polega cala interpretacja poezji, �eby zrozumie�, dlaczego po uderzeniu tej w�a�nie bomby z tej wie�y musia�a wypa�� ta w�a�nie ksi��ka. Nawet w obliczu wulgarnie namacalnej bomby trzeba si� umie� zachowa� symbolicznie. A popatrzmy na taki oto obraz: 4 VII 1993 Mamy do czynienia jakby z wielk� obrotow� scen� my�li. Po okresach bujnej niewidzialno�ci i metafizyki wy�aniaj� si� z cienia okresy rozumowe i przyziemniejsze. Teraz ma si� zbli�a� okres metafizyczny. Chcia�oby si� przyczepi� do tej sceny i przenie�� si� wystarczaj�cy kawa�ek, by zobaczy�, czy sprawdz� si� przepowiednie ko�ca wieku. Dwana�cie lat takiego my�lenia i odczuwania, dwana�cie lat niezwyk�ego zapisu � czasami dzie� po dniu � koegzystencji ze 8 Sztuk�. Imponuj�ca ksi��ka imponuj�cego cz�owieka. Autorka Surrealnej wyobra�ni i poezji" oraz niezwyk�ej i przejmuj�cej ksi��ki �To jest wasze �ycie. By� sob� w chorobie przewlek�ej" nie ma w�a�ciwie ani chwili wolnej w tym swoim bogatym, wype�nionym po brzegi �yciu. Dziwne rzeczy zdarzaj� si� jej co chwila. 13 czerwca 1993 pisze o metafizyce miejsc. 15 czerwca zagl�da do ksi��ki �L'univers secret du labirynthe". Ksi��ka oczywi�cie otworzy�a si� na zaginionych labiryntach z �ywop�ot�w - miejscowo�� Ver-uiers. Patrzy na nazw� rozdzia�u: Labirynty zaginione. A przecie� by�a w Verviers dwukrotnie, w 1969 i 1971 roku. Zajrza�am pod ka�dy szary kamie�. Jak mo�e zagin�� co�, czego nigdy nie by�o? 17 czerwca � ci�g dalszy zagadki labiryntu: w roku 1972 rada miejska Verviers posadzi�a krzewy, tworz�c labirynt 25x40 m. �ywop�ot mia� p�tora metra wysoko�ci. / to wszystko tak niedawno! 1972. Tyle �e dowiadujemy si�, dlaczego znalaz� si� w cz�ci �zaginione". Rada miejska jak w okresie t�ustym posadzi�a labirynt, tak w okresie chudym, nie maj�c na jego utrzymanie, wyrwa�a go z korzeniami. Trzeba si� umie� zachowa� symbolicznie. 20 czerwca (to ju� r�wny tydzie� chodzi za ni� ten labirynt) poetka zapisuje wiersz Cocteau {odwr�� si� do drzewa i odlicz do pi�ciu), po czym notuje: Ja si� tylko na chwileczk� obr�ci�am do drzewa, na jakie� dwadzie�cia dwa lata, a tam ju� Verviers zrobi�o labirynt i zniszczy�o go. Nigdy nie b�dzie jak przedtem. Wisi mi�dzy nami jaka� matryca w powietrzu, jaki� �labirynt z mo�liwo�ci� istnienia", skoro ju� istnia�. Zawsze istnieje �jako idea plato�ska. I ona oddziela mnie od Verviers, kt�rego nie widuj� i nie zobacz�. A j�, ide�, mog�, bez trudu, bez barier przestrzeni i czasu. Kto� taki, �yj�cy poza barierami czasu i przestrzeni � jednym s�owem: Feniks warszawski � nie ma czasu na nud�. Zycie takiej istoty jest nieprawdopodobnie zajmuj�ce i w�a�nie po to, by nauczy� si� �y� z poezj�, powinni�cie t� ksi��k� przeczyta�, Kochane Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy. Zreszt�, jak wszystko, co Ma�gorzata Baranowska pisze, tak�e i �Prywatna historia poezji" dodaje si�. Co do mnie, siad�am jednak przy biurku i otworzy�am maszyn� do pisania. Co tam wiosna. Co tam bli�ni. Trzeba si� umie� zachowa� symbolicznie. 9 . I iesz, �e mam umrze�? - spyta�em i rozp�aka�em si�. (\?/ Jonatan zastanawia� si� przez chwil�. Mo�e wola� nie ' ? odpowiada� mi, ale w ko�cu powiedzia�: - Tak, wiem. Wtedy zacz��em jeszcze bardziej p�aka�. - Przecie� to okropne. Jak tak mo�e by� - pyta�em - �eby niekt�rzy ludzie musieli umiera�, nie maj�c nawet dziesi�ciu lat? - Wiesz co, Sucharku, nie wydaje mi si�, �eby to by�o takie okropne. My�l�, �e ci b�dzie wspaniale. - Wspaniale? - zdziwi�em si�. - Czy to wspaniale le�e� w ziemi i nie �y�? - E, tam. To jest tak, jakby tylko twoja skorupa le�a�a. A ty od fruniesz ca�kiem gdzie indziej. (...) Do Nangijali. (...) Gdzie� po drugiej stronie gwiazd. (...) - Tam s� jeszcze czasy ognisk i bajek - doda�. - To ci si� spodoba. (...) D�ugo na mnie patrzy�, bardzo mi�o, jak zawsze. Widzia�em, �e jest smutny, bo powiedzia� bardzo cicho, jakby z b�lem: - A ja tymczasem b�d� musia� �y� na �wiecie bez mojego Sucharka. Mo�e nawet dziewi��dziesi�t lat! Astrid Lindgren stworzy�a �Braci Lwie Serce", swoj� najlepsz� ksi��k� (Nasza Ksi�garnia, 1988, przek�ad Teresy Ch�apow- 10 skiej), maj�c ju� 66 lat. Napisa�a j� dla wnuka, kt�ry ba� si� �mierci, i chyba ta w�a�nie motywacja tw�rcza � mi�o��, a wi�c wsp�czucie i zrozumienie � sprawia, �e ksi��ka jest tak przejmuj�ca i pi�kna. Jest w niej prawda i moc, odwaga jasnej prostoty, urok czysto�ci, surowo�ci, przejrzysto�ci, jest w niej szlachetno��, duma i t�sknota, s� kontrasty �wiat�a i cienia, i wyra�ny podzia� na dobro i z�o. W naszych brzydkich, b�aze�skich czasach czytelnik zanurza si� w tej ksi��ce z ulg� i rado�ci�, jak w najczystszym z g�rskich potok�w. Stara pani o �wietlistych oczach w twarzy pokrytej pi�knymi zmarszczkami, ta pani, kt�ra ma ostry j�zyk, gdy trzeba kogo� broni�, i filuterny u�mieszek, gdy trzeba kogo� os�dzi� � ta pani jest bardzo m�dra i wie wszystko o tajemnicach i t�sknotach ludzkiego serca. Jest w niej � dzi� dziewi��dziesi�cioletniej - si�a, kt�ra decyduje o prawdzie wyrazu. Je�li Astrid Lindgren pisze: jasny, pogodny dzie� - to stwarza jakim� cudem obraz ca�kiem odmienny od tego, kt�ry potrafi�by stworzy� kto� inny; tak jakby - u�ywaj�c tych samych trzech s��w � wywo�ywa�a za ich pomoc� jedyne w swoim rodzaju napi�cie, b�d�ce czym� najzupe�niej jej w�asnym; tak jakby pomi�dzy tymi s�owami zaczyna�o iskrzy� jej osobiste pi�kno, odbicie takiego obrazu �wiata, jaki widz� jej oczy, a raczej: jej serce. Oto dlaczego wszelkie nasze referaty, recenzje, pr�by oceny jej ksi��ek z regu�y mijaj� si� z celem. Nie mo�na nazwa� czego� najbardziej nieuchwytnego w jej tw�rczo�ci; nie mo�na zdefiniowa� tego, co si� zaledwie wyczuwa, a co przerzuca �uki t�czy mi�dzy s�owem a s�owem. Wzrusza mnie jej mi�o�� dla �ycia, dla wszystkich jego prostych urok�w i zwyczajnych rado�ci, kt�re dla niej oznaczaj�: kwitn�ce wi�nie, zielone �cie�ki zasypane bia�ymi p�atkami, pachn�ce dzikie r�e, mi�e le�ne doliny, rzeki, poziomki, �wie�y chleb � i kt�re chcia�aby odnale�� po �mierci, po drugiej stronie gwiazd, w Nangijali, kt�ra nie jest rajem, nie jest te� czy��cem, tylko - inn� rzeczywisto�ci� poza czasem. I tam ma si� dusz� i cia�o, kt�re cierpi� b�l i g��d, i tam pachn� kwiaty, je si� chleb i baranin�, pali si� ogniska i kocha si� ludzi. I tam szumi� wodospady, snuje si� dym, 11 parskaj� konie. I tam, za wszystkim, co dobre i pi�kne, czai si� niewymowna groza z�a. I tam r�wnie� trzeba z nim walczy�, i tam s� rzeczy, kt�re si� musi zrobi�, bo inaczej nie jest si� cz�owiekiem, tylko n�dznym �mieciem. W Nangijali te� istnieje b�l, nienawi�� i �mier� - a po tej kolejnej �mierci przechodzi si� do rzeczywisto�ci jeszcze innej - do Nangilimy, tam gdzie jest �wiat�o, gdzie zn�w jest jeszcze czas ognisk i bajek, gdzie spotykaj� si� nareszcie wszyscy dot�d rozdzieleni, bliscy sobie, ludzie i mieszkaj� w drewnianych chatach po�r�d zieleni i kwiat�w, pomagaj�c sobie nawzajem. Opowiada� dzieciom ba�nie - po co to si� robi? Niekt�rzy s�dz�, �e po to, by dzieci oszuka�; samemu �yj�c doros�ym, brzydkim �yciem, wmawia� dziecku, �e musi by� dobre, �e ka�dy z�y uczynek zostanie przyk�adnie ukarany, a dobry - nagrodzony. Ale s� i tacy, kt�rzy wiedz�, �e naj�atwiej jest przekazywa� dzieciom wa�ne prawdy i zasady w formie przyk�ad�w. I s� wreszcie tacy, kt�rzy chc� dzieci umocni� - sprawi�, �e przestan� ba� si� z�a i odwa�� si� stawi� mu czo�o, �e odnajd� w rzeczywisto�ci wok� siebie g��bszy sens, �e zdo�aj� si� pogodzi� z nieuchronnym tragizmem w�asnego losu. Doros�y, kt�ry opowiada dzieciom w tym ostatnim w�a�nie celu, budzi zawsze m�j podziw. Je�li kto� tworzy dla dzieci, tylko dla dzieci, specjalnie dla dzieci � znaczy to, �e dzieci w�a�nie s� dla niego wa�ne. Ale je�li kto� tworzy specjalnie dla dzieci przez ca�e d�ugie �ycie � i tworzy arcydzie�o, przepojone prawd� i mi�o�ci� � oznacza to, �e dzieci s� dla niego najwa�niejsze na ca�ym �wiecie. W istocie � one s� najwa�niejsze � bos� Przysz�o�ci�, a zarazem s� tak bezgranicznie bezbronne i ufne, tak bez reszty wydane na �ask� i nie�ask� doros�ych, skazane bez odwo�ania na taki w�a�nie �wiat, jaki im doro�li urz�dzili. Dziecko zginie, je�li nikt o nie nie zadba, wydane na g��d, zimno i choroby. Zostanie zniszczone przez k�amstwo i nienawi��, je�li nie wska�e mu si� drogi mi�o�ci i prawdy. Ka�da kobieta, kt�ra urodzi�a dziecko i dogl�da�a go przez pierwszy rok jego �ycia � zna to uczucie grozy, bezsilno�ci i wreszcie skrajnej determinacji na my�l o wszystkim, co na dziecko czyha. 12 Zna te� poczucie odpowiedzialno�ci za jego losy, zdrowie, bezpiecze�stwo � i za jego rozw�j duchowy. Astrid Lindgren, matka dwojga dzieci, rozumie to wszystko doskonale. A dzi�ki wielko�ci i wspania�o�ci jej ducha poczucie odpowiedzialno�ci rozprzestrzeni�o si� z jej w�asnych dzieci � na cudze; na wszystkie dzieci �wiata. Wszystkie dzieci bowiem s� do siebie podobne: tak samo bezbronne. To poczucie odpowiedzialno�ci sprawi�o, �e w miar� up�ywu w�asnego �ycia Astrid Lindgren pisze coraz bardziej prawdziwe ba�nie. Nie oszukuje dzieci tak�e w powie�ci �Bracia Lwie Serce": Od �witu do zmierzchu nic tylko krew, strach, �mier�. W tej ba�ni wszystko jest jak w �yciu: bo tyrani naprawd� boj� si� najbardziej, marzenia o wolno�ci ziszczaj� si� naprawd�, mi�o�� naprawd� zdolna jest przenosi� g�ry i pokonywa� straszliwe przeszkody. Astrid Lindgren nie k�amie - a jej s�owa maj� tak� wag� i moc dlatego w�a�nie, �e ona sama jest silna, m�na, m�dra i pe�na mi�o�ci - jest wielka. Wyrasta si� z dzieci�stwa nieuchronnie; wyrzuca si� za ma�e kurteczki, zdarte buciki. Dzieci�stwo i ksi��ki dzieci�stwa pozostawia si� daleko za sob� - lecz nigdy nie traci si� ich z oczu. To dziecko, kt�rym kiedy� byli�my, �yje w nas do samej �mierci, a te ksi��ki, nad kt�rymi �miali�my si� i p�akali�my, s� tworzywem, z kt�rego buduje si� i wzrasta nasza doros�a dusza. Doprawdy, kiedy cz�owiek zda sobie spraw� z tego, ile milion�w dzieci Astrid Lindgren wychowa�a, pocieszy�a, podnios�a na duchu, skierowa�a na w�a�ciw� drog�, ilu da�a oparcie, wiar� w dobro, ile z nich utwierdzi�a w pragnieniu wolno�ci i prawdy - trudno mu si� oprze� my�li, �e ta pisarka jest postaci� opatrzno�ciow�. Krzyk po niebie, po ob�okach S�ycha� przy weso�ych skokach, Anio�owie �wi�ci, rado�ci� obj�ci Wy�piewuj�, wykrzykuj�, Ju� i skrzyd�a po�amali, Kiedy z rado�ci latali. Micha� ponad bud� Lec�c spad� na grud�, W bok si� ubi�, skrzyd�a zgubi�. Gabriel, kt�ry zwiastowa� Boga Tak�e przelatowa�, Natrafi� na dudy, Zbi� biodra i udy I szwankowa�, nahramowa�. Gdy tak skrzyd�a po�amali, Jak barany si� tarzali, Jeden przez drugiego �piewa� ochoczego, A �piewaj�c hoc wo�a�i. * � rozkoszn� pastora�k�, pochodz�c� z XVII wieku, znalaz�am i I w ksi��ce Marii Borejszo �Bo�e Narodzenie w polskiej -*- kulturze" (W Drodze, 1996). A �e mam w domu jeszcze pi�kny, dwutomowy album �Kol�dy polskie - �redniowiecze i wiek XVII" pod redakcj� Jana Nowaka-D�u�niewskiego 14 (PAX, 1966) - urz�dzam sobie teraz mi�e studia adwentowe. Zag��biam si� w histori� i anatomi� kol�d i pastora�ek, zanim zaczn� je wy�piewywa� i s�ucha� ich w najprzer�niejszych wykonaniach oraz, jak co roku, zastanawia� si�, kt�r� z nich w�a�ciwie lubi� najbardziej. Ka�da Wigilia przynosi mi nowe rozstrzygni�cia w tej kwestii, lecz chyba najcz�ciej typuj� do pierwszego miejsca kol�d� �Bracia, patrzcie jeno, jak niebo goreje" w wykonaniu ch�ru m�skiego, z przewag� porywaj�cych do czynu, elektryzuj�cych baryton�w i bas�w. Najmniejszych natomiast waha� nie odczuwam przy okre�laniu, kt�rej z kol�d najbardziej nie lubi�; jest to dzie�o Teofila Lenartowicza, z muzyk� Jana Karola Galla, powsta�e oko�o roku 1849. Odrobin� nieprzyjemne zabarwienie nada�a tej kol�dzie raz na zawsze (o, si�o wspomnie�!...) moja �acinniczka, pani Maria Graczykowa. Ilekro� uczennica liceum im. D�br�wki w Poznaniu udziela�a z�ej odpowiedzi, zw�aszcza w zakresie gramatyki �aci�skiej, pani Graczykowa obrzuca�a nieszcz�sn� lito�ciwym spojrzeniem, wyra�aj�cym, w spos�b nieco teatralny, bezmiar ubolewania, po czym stuka�a j� bole�nie w g�ow� o��wkiem i m�wi�a z drwin�: � Mizerna, cicha stajenka licha, co? Popraw si�! Niedostateczny. Bardzo �p. profesor Graczykowa lubi�y�my, bo by�a poza tym serdeczna i ludzka, doskonale opanowa�y�my te� �acin�, a jednak �Mizerna, cicha", cho�by nie wiem jak czule rozbrzmiewa�a, nie jest do dzi� zdolna wzbudzi� we mnie lirycznych wzrusze�, lecz jedynie buntowniczy �mieszek. Zreszt�, zapewne i bez udzia�u naszej �acinniczki nie lubi�abym przesadnie tej kol�dy. Chyba najbardziej irytuj� mnie utwory pozbawione si�y oraz blasku - w ka�dej zreszt� dziedzinie sztuki, a tak�e w �yciu. Nie musz� przecie� wyja�nia�, �e owa si�a i blask mog� wyst�powa� nawet w moderato cantabile. Rzecz nie dotyczy bowiem spraw zewn�trznych, jak forma, lecz wy��cznie wewn�trznych: chodzi o promieniuj�c� z g��bi dzie�a samoistn�, zachwycaj�c�, tajemnicz� moc. T� w�a�nie moc� przenikni�ta jest przecie� jedna z najbardziej czu�ych i �agodnych ko�ysanek - �Lulaj�e, Jezuniu". Lecz wracajmy do ciekawej i pouczaj�cej ksi��ki pani Borejszo, a �ci�lej � do jednego z rozdzia��w: �Geneza i dzieje polskich 15 � kol�d". Zacznijmy od przypomnienia, �e nazwa �kol�da", okre�laj�ca pie�� religijn� o tematyce bo�onarodzeniowej, upowszechni�a si� w j�zyku polskim dopiero na prze�omie XVIII i XIX wieku. Wcze�niej pie�� tak� zwano kantyk�, kantyczk�, rotu��, symfoni� lub hymnem. S�owo �kol�da" ma oczywi�cie zwi�zek z Calendae lanuariae, kt�re, po reformie Cezara, rozpoczyna�y w Rzymie nowy rok. By� to uroczysty dzie� odwiedzin, �ycze� i podark�w. W V i VI wieku ten rzymski obyczaj poprzez Ba�kany przyw�drowa� na Ru� i do Polski. Obyczaj przyj�� si�. W �wiadectwach z czas�w W�adys�awa Jagie��y i obu Zygmunt�w czytamy o powszechnym zwyczaju wymieniania podarunk�w i o rozdawaniu kol�dy, czyli upomink�w dla s�u�by i podw�adnych. Pierwotna pie�� kol�dowa mia�a charakter powinszowania i nie wi�za�a si� �ci�le z kultem religijnym. Przypuszcza si� - pisze pani Borejszo - �e pierwsza polska kol�da o tre�ci religijnej musia�a powsta� za przyczyn� polskich franciszkan�w-obserwant�w, zwanych w Polsce bernardynami. Zaprowadzili oni w naszym kraju w�oski obyczaj urz�dzania w ko�cio�ach, w okresie Bo�ego Narodzenia, ���bk�w, przy kt�rych wierni �piewali pie�ni religijne (dodajmy, �e z �ywota �w. Franciszka wiadomo, i� za�o�yciel zakonu franciszkan�w urz�dzi� w roku 1223 tak� w�a�nie szopk� w Greccio). Najstarsz� polsk� kol�d� jest ta, kt�r� Aleksander Bruckner odnalaz� pod koniec XIX wieku w zbiorach Biblioteki Za�uskich w Petersburgu. R�kopis, w kt�rym j� odnotowano, zawiera kazanie magistra praskiego Szczekny, p�niejszego spowiednika kr�lowej Jadwigi. Pie�� ta zapisana zosta�a w roku 1424: Zdraw b�d�, kr�lu anjelski ? nam na �wiat w ciele przysz�y. Ty� za jisty B�g skryty, W �wi�te, czyste cia�o wlity. W XV i XVI wieku nap�ywa�y do Polski pie�ni bo�onarodzeniowe z Europy, napisane w j�zyku �aci�skim. Typowym przyk�adem kol�dy hymnicznej - powa�nej, przypominaj�cej nawet ko�cielny chora� - jest �piewana do dzi� �Anio� pasterzom m�wi�" {Angelus pastoribus dixit uigilantibus). 16 Obok hymnicznych pojawi�y si� wtedy w Polsce pierwsze pie�ni paraliturgiczne, w kt�rych, obok przekazu ewangelicznego, zacz�y istnie� i elementy �wieckie, przenikaj�ce prawdopodobnie z apokryf�w i widowisk jase�kowych. I tu chyba przy�apujemy kol�d� polsk� na tworzeniu jej najbardziej uroczych cech. Jak wiadomo, Ewangelie nie podaj� zbyt wielu szczeg��w z �ycia Jezusa w dzieci�stwie. W �rednich wiekach powsta�a wi�c literatura apokryficzna, nasycona ba�niowo�ci� i naiwnym realizmem, dopowiadaj�ca to wszystko, czego domaga�a si� ludzka wyobra�nia i wiara. St�d w�a�nie, z tej bogatej wyobra�ni, wspartej o skromne realia, i z tej �ywej, mocnej, radosnej wiary, p�ynie �w charakterystyczny urok. W�tki takie pojawia�y si� w legendach i w pie�niach - to w�a�nie z apokryf�w przej�to mi�e postacie wo�ka i osio�ka, kt�re w mro�n� noc rozgrzewaj� Dzieci�tko swymi oddechami. W tym te� okresie powstaj� kol�dy-ko�ysanki, oryginalne ju�, polskie utwory, �piewane w czasie adoracji figurki Dzieci�tka, z�o�onej w ���bku. S� to cz�sto liryczne monologi skierowane ku Nowonarodzonemu lub opisuj�ce czu�o�� Matki Bo�ej; zawieraj� liczne zdrobnienia i spieszczenia typowe dla liryki ludowej i potocznych odmian polszczyzny. Na prze�omie wiek�w XVI i XVII - pisze pani Borejszo - nowatorscy poeci: Stanis�aw Grochowski, Kasper Twardowski i Kasper Miaskowski - tzw. pontani�ci, od nazwiska Jakuba Pontana, kt�ry w roku 1595 opublikowa� ksi�g� �Floridorum libri octo" - za przyk�adem tego w�oskiego jezuity stosuj� bardzo realistyczne i ludzkie spojrzenie na narodzenie i wczesne lata Jezusa, s�abego niemowl�cia, kt�re jest wra�liwe na g��d i zimno, wymaga opieki, przewijania i karmienia. Bez w�tpienia nowatorstwo to rodzi�o pewn� poufa�o�� wobec Majestatu, jak np. w utworze Kaspra Twardowskiego, opisuj�cym, jak to pasterze Wnid� w szop�, a tu mali Anio�kowie heblowali Z�otej wierzby such� lipk� ezusowi na kolebk�. 17 Ci suche drewka zbieraj� Drudzy ogie� rozdym�j�, Us�uguje ka�dy z duszy. Ten pieluchy mokre suszy, �w na k�piel wod� grzeje, A miesi�c si� z nieba �mieje (...) A miluchne Dziecko w ��obie �pi sen smaczny o tej dobie, Smokce usta swej g�busie W�a�nie jakby ssa� Matusie. Ten nowy typ kol�dy sielankowej zosta� szybko zapomniany (a szkoda!), jednak tw�rczo�� pontanist�w utorowa�a drog� nowemu nurtowi kol�dy polskiej, kt�ry upowszechni� si� w czasach baroku. W roku 1630 mianowicie wydano w krakowskiej drukarni Marcina Filipowskiego �Symfonie anielskie, albo kol�dy mieszka�com ziemskim od muzyki niebieskiej wdzi�cznym okrzykiem na dzie� Narodzenia Pa�skiego �piewanych" Jana �abczyca. Trzydzie�ci sze�� utwor�w, zamieszczonych w zbiorze, po raz pierwszy w tak znacznym stopniu wprowadza niekonwencjonalne motywy �wieckie, bogate i r�norodne. S� to zwykle obrazki z �ycia pasterzy, ukazane w lekkiej, cz�sto humorystycznej formie. Zgodnie z zaleceniem autora, mia�y one by� wykonywane z melodiami �ci�le okre�lonych, �wieckich pie�ni. �abczyc do��czy� specjalne instrukcje w tej sprawie - i tak np. X symfonia anielska rozpoczynaj�ca si� s�owami �Panna przedwieczna by�a bezpieczna" powinna by� �piewana na melodi� znanej pie�ni �Posz�a niewiasta z kurem do miasta", za� XXXI symfoni� anielsk� - �Przybie�eli do Betlejem pasterze" - nale�y �piewa� na melodi� �wczesnego przeboju �Ot� tobie, pani matko", co te� czynimy, nie�wiadomi, do dzi�. To zjawisko przenoszenia �wieckich melodii do tekst�w o tematyce religijnej nazywa si� kontrafaktur� i jej w�a�nie zawdzi�czamy fakt, �e sporo polskich kol�d ma melodie typowo taneczne, np. poloneza (�B�g si� rodzi", �Dzisiaj w Betlejem", �W ��obie le�y"), mazura (�W dzie� Bo�ego Narodzenia") czy kujawiaka (�Jezus 18 malusie�ki"). �Symfonie anielskie" wprowadzi�y now� odmian� kol�dy zwan� pastora�k� - czyli ludow� interpretacj� wydarze� biblijnych, z przymieszk� ludowych wyobra�e�, ludowego humoru i gwary, z u�yciem polskich imion, typowo polskich dar�w czy popularnych w Polsce instrument�w muzycznych. Pastora�ki, z charakterystycznym dla baroku upodobaniem do kontrast�w, przechodz� od wznios�o�ci do rubaszno�ci i wyra�nie maj� na celu rozweselenie prostego, zwykle ubogiego s�uchacza oraz odniesienie si� do jego �yciowych do�wiadcze�. R�wnie� barok wyda� w dziedzinie kol�d nurt spekulatywno-mistyczny (jak go nazywa pani Borejszo), a jego najdoskonalszy przyk�ad to kol�da �B�g si� rodzi" Franciszka Karpi�skiego, do dzi� �piewana w wersji prawie nie zmienionej. W wieku XVIII powsta�y najobszerniejsze r�kopi�mienne zbiory polskich kol�d, licz�ce niekiedy ponad trzysta pi��dziesi�t pozycji. Sporz�dzano je przewa�nie na u�ytek klasztorny, a gromadzi�y dorobek wielu pokole� anonimowych tw�rc�w. Do zebrania, uporz�dkowania i og�oszenia drukiem polskich kol�d dosz�o dopiero w nast�pnym stuleciu. Dziewi�tnastowieczni wydawcy, dzia�aj�cy pod patronatem Ko�cio�a, si�gn�li do wcze�niejszych druk�w, r�kopis�w i do tradycji ustnej. Dzi�ki wsp�pracy z organistami wszystkie teksty zosta�y opatrzone w�a�ciwym zapisem nutowym. I to ju� koniec historii polskiej kol�dy. �yjemy bowiem, jak ju� wielokrotnie o�wiadcza�am, w g�upich czasach. W czasach powojennych do liturgii mszalnej nie wprowadzono niemal �adnych nowych kol�d - zauwa�a Maria Borejszo - chocia� w latach 60. i 70. powsta�o wiele pie�ni religijnych, kt�re zdoby�y du�� popularno��. Bior�c pod uwag� bogaty dorobek wiek�w minionych, trudno ustali�, jakie wzgl�dy zdecydowa�y o tym, �e kol�da przesta�a budzi� zainteresowanie bardziej i mniej profesjonalnych tw�rc�w. Ciekawe, czy to ju� tak na zawsze zostanie? Z tym pytaniem zostawiam Was na �wi�ta, Kochane Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy, �ycz�c, �eby by�y jak zwykle weso�e i �eby jak zwykle przynios�y Now� Nadziej�. ^. /nauczanie to nie nape�nianie zbiornika, lecz rozpalanie i l\J ognia - Carl Gustav Jung. ** \ Prawdziwy to cud, �e nowoczesne metody nauczania nie zdo�a�y ca�kowicie zd�awi� �wi�tej pasji dociekania �Albert Einstein. Obie te opinie znalaz�am w ksi��ce Dawny Markovej i Ann� Powell �Twoje dziecko jest inteligentne - jak pozna� i rozwija� jego umys�" (Ksi��ka i Wiedza, 1996). Kiedy� ju� wspomina�am o tej ksi��ce na �amach ,,TP", zreszt� - wci�� o niej wspominam, komu si� da, i wci�� j� kupuj�, komu si� da; niestety, ju� wi�cej nie kupi� jej nikomu, bo nak�ad, jak to sprawdzi�am w wydawnictwie, zosta� wyczerpany (mam nadziej�, �e nie wy��cznie przeze mnie). Ka�dy polski rodzic, czytaj�c t� ksi��k�, doznaje uczucia ulgi i nadziei. Oto bowiem okazuje si�, �e nie jest nadopieku�czy, w�cibski, niezdyscyplinowany i wrogi, gdy twierdzi, �e nie podoba mu si� to, co szko�a robi z jego dzie�mi. Okazuje si�, �e taki rodzic ma po prostu racj�. Ameryka�skie autorki, kt�re s� i matkami, i nauczycielkami zarazem, pisz�: Zbyt wielu z nas zbyt cz�sto zbyt d�ugo wstrzymuje si� od g�osu. Nadszed� czas, by rodzice przerwali milczenie i rozmawiali ze sob� nawzajem i ze szko�� - o zdolno�ciach i potrzebach swoich dzieci, kt�re przecie� dobrze znaj�. Impuls, kt�ry zapocz�tkuje zmiany, musi wyj�� od rodzic�w, pierwszych i najwa�niejszych opiekun�w 20 duchowych dziecka. Zmiana jest mo�liwa. Ka�de osi�gni�cie w historii ludzkiego wysi�ku by�o dzie�em kogo�, kto nie chcia� si� pogodzi� z niezadowalaj�cym stanem rzeczy. Szkolnictwo nie spe�nia oczekiwa� i nawet dzieci, kt�re odnosz� w szkole sukcesy, wykorzystuj� tylko niewielk� cz�� zdolno�ci, a przy tym gwa�townie trac� wiar� w siebie, pogr��aj� si� w rezygnacji i cynizmie. Jest rzecz� niezwykle istotn�, �e autorki s� psychologami, nauczycielkami, konsultantkami do spraw nauczania; nie mog� by� podejrzane o to, �e walcz� z kast� nauczycielsk�. Zreszt�, pisz� o tym wyra�nie: Prze�wiadczenie, �e rodzice i nauczyciele s� jakby przeciwnikami, jest b��dne, odcz�owiecza i odbiera si�y. Zdrowy rozs�dek i dost�pno�� informacji pomagaj� znale�� drog�, kt�ra doprowadzi do wsp�od-czuwania i wzajemnej pomocy, i stanie si� mostem, ��cz�cym nas we wsp�lnym celu: rozwijanie umys��w naszych dzieci. Zauwa�my w tym miejscu, �e �w wsp�lny cel to nie jest bynajmniej realizacja programu nauczania. Nie. Jest nim: rozwijanie umys��w naszych dzieci. To, co dalej pisz� autorki na temat g��bokiego kryzysu, w jakim tkwi dzisiaj system szkolnictwa w Stanach Zjednoczonych, odnie�� mo�na do sytuacji polskiej o�wiaty, tyle �e wszystkie zarzuty nale�a�oby wzmocni� dziesi�ciokrotnie. U korzeni niepowodze� - pisz� autorki - le�y niezdolno�� naszych szk� do uczynienia nauki przyst�pn�. Nauka bowiem to nie tylko przyswajanie nowych informacji � to tak�e wspomaganie dzieci w rozwijaniu ich zdolno�ci, tak aby umia�y jak najlepiej je wykorzysta� w �yciu. Oznacza to wykszta�cenie w dziecku postawy zaufania do w�asnego umys�u, postawy, kt�ra pozwoli mu odkrywa� coraz to nowe mo�liwo�ci, pozwoli tworzy�, mie� w�asne zdanie, r�ni� si� od innych. I rodzice, i nauczyciele powinni zrezygnowa� z roli ekspert�w od edukacji � pisz� autorki � a sta� si� przewodnikami w procesie nauczania. Gdy wyobrazi� sobie wiedz� jako lampk� na kasku g�rnika - �atwo spojrze� na nauczyciela jako na �r�d�o wszelkiej wiedzy, kt�re promieniuje �wiat�em i o�wietla obiekt, czyli dzieci. Ale gdyby tak za�o�y�, �e ka�de dziecko ma w sobie �wiat�o, a zadaniem nauczyciela jest pom�c uczniowi w roznieceniu tego �wiat�a? Praca nauczyciela przypomina�aby wtedy raczej prac� 21 trenera czy przewodnika. By umie�ci� lampki tam, gdzie powinny by�, czyli na g�owach dzieci, trzeba pojmowa� edukacj� jako proces wymagaj�cy wsp�uczestnictwa. Nie potrzeba rewolucji w tym, co si� z dzie�mi robi, tylko odmiennego sposobu robienia tych samych rzeczy. W szkole dzieci powinny jak najszybciej uzyska� wiedz� o tym, jak funkcjonuje ich umys�. I rodzice, i nauczyciele, zdaniem autorek, powinni skupi� si� nie na zmuszaniu dzieci, by gromadzi�y informacje, kt�re zreszt� strac� aktualno��, zanim umys� na dobre je przyswoi - lecz raczej na tym, by pozna�, w jaki spos�b ucz� si� dzieci, na tym, by uznawa� i szanowa� r�norodno�� dr�g przyswajania sobie przez nie wiedzy. Zacz�� za� trzeba od zrozumienia, w jaki spos�b funkcjonuje umys� dziecka. Nie wszyscy my�limy i uczymy si� w ten sam spos�b; istnieje kilka r�nych sposob�w u�ywania umys�u. Dzieci s� z natury zdolnymi uczniami. W pewnym bardzo wa�nym sensie s� m�drzejsze, gdy przychodz� do szko�y, ni� gdy j� opuszczaj�. M�drzejsze - to znaczy �ywsze, bardziej ch�tne do eksperyment�w, gotowe myli� si� i �mia� si� z tego, ryzykowa� i d��y� do celu. Zanim p�jd� do szko�y, poruszaj� si� po �wiecie ze swobod�, jak� daje poczucie, �e s� panami samych siebie, �e maj� zaufanie do w�asnego rozumu. Nie ma przepa�ci mi�dzy ich prawdziw� natur� a zdolno�ci� wyra�ania jej. Jak to si� dzieje, �e zaledwie kilka lat p�niej te same oczy zasnuwa cie� podejrzliwo�ci? Jak to si� dzieje, �e cia�a dzieci sztywniej�, zamykaj� si�? Jak to si� dzieje, �e ich prawdziw� osobowo�� przysypuje lawina popio��w, lawina ograniczaj�cych prawd podanych do wierzenia? Zamiast uczy� dzieci, by wykorzystywa�y sw� wrodzon� inteligencj�, ciekawo��, zdolno�� dziwienia si� i wsp�odczuwania, reaktywno�� - uczymy je, by ba�y si� przyzna�, �e nie znaj� odpowiedzi. Klasyfikujemy je w r�nych kategoriach wed�ug ich brak�w. Przyjmujemy, �e wszyscy ucz� si� w taki sam spos�b, i skazujemy tych, kt�rzy nie pasuj� do schematu, na miano niezdolnych. Opuszczaj� oni szko�� w najlepszym razie znudzeni, w najgorszym - okaleczeni, ograniczeni w swych umiej�tno�ciach, nieufni i poni�eni. Przyzwyczaili�my si� to uwa�a� za normaln� sk�adow� procesu dorastania. Gdy patrzymy, jak z wolna gasn� iskry w oczach naszych dzieci, a ich barki kul� si� 22 w obronnym ge�cie, wzruszamy ramionami i przypominamy sobie, jak by�o z nami. Ale czy naprawd� musi tak by�? Przez kl�ski dzieci ucz� si� nienawi�ci - do siebie, do szko�y, do spo�ecze�stwa. Rewelacyjn� dla mnie nowo�ci� jest zawarty w ksi��ce �Twoje dziecko jest inteligentne" bogaty, lecz jasny system okre�lania wzorca my�lenia ka�dego dziecka, system maj�cy umo�liwi� rozpoznanie, w jaki spos�b umys� danego cz�owieka przetwarza informacje, w jaki spos�b cz�owiek ten my�li, uczy si� i komunikuje ze �wiatem. Umys� ludzki �trawi" my�li, obracaj�c nimi na trzech poziomach: �wiadomym (to s� jakby wrota umys�u, miejsce, gdzie informacja jest pobierana i porz�dkowana), pod�wiadomym (miejsce, gdzie umys� transportuje to, co nadesz�o z poziomu �wiadomo�ci, do bank�w pami�ci) i nie�wiadomym (tu wiadomo�ci zdobywane ��cz� si� z ju� wyuczonymi i na bardzo g��bokim poziomie powstaj� zwi�zki my�lowe). W istocie ka�dy z nas ci�gle w u�amku sekundy przeskakuje z jednego z tych trzech stan�w do drugiego wskutek nieustannej stymulacji odbieranych przez nas bod�c�w czuciowych. Lecz istniej� tak�e trzy kana�y, trzy odmienne rodzaje postrzegania: wzrokowy, s�uchowy i ruchowy. Nauczyciele na og� wiedz� ju�, �e wi�kszo�� ludzi ma jeden zmys� dominuj�cy, kt�rym naj�atwiej im si� pos�ugiwa� w procesie przyswajania sobie wiedzy � s�yszy si� np. o �wzrokowcach". Ale nie wystarczy powiedzie�, �e dziecko jest typem wzrokowym, s�uchowym czy ruchowym. Trzeba zrozumie� ca�y proces przyswajania przeze� informacji, w�dr�wk� my�li przez jego �wiadomo��, pod�wiadomo�� i nie�wiadomo��. Trzeba poj��, dlaczego na lekcji arytmetyki Ja� zdaje si� chwyta� wszystko w lot, spr�ony na samym brzegu krzes�a, got�w pyta� i odpowiada� na pytania, Basia rysuje na ok�adce zeszytu skomplikowany labirynt linii, za� Marek siedzi jak s�up, gapi si� w okno i najwyra�niej w og�le nie uwa�a. Nauczycielka, kt�ra w�a�nie m�wi o u�amkach, powinna zdawa� sobie spraw�, �e ka�dy z tych uczni�w w inny spos�b, na innym poziomie, przyswaja sobie jej nauki. Jej spos�b przedstawiania wiedzy o u�amkach pobudza r�ne sfery umys�u uczni�w. Ja� s�ucha - i przyswaja sobie wiedz� �wiadomie, zadaj�c pytania, kt�re pozwol� mu zrozumie� temat. Basia przetwarza to, co s�yszy, pod�wiadomie, jej umys� 23 analizuje, pr�buje dociec, czy te informacje przydadz� si� jej do czego� i jak si� maj� do wcze�niejszych do�wiadcze�. Marek, gapi�c si� w okno, dokonuje nie�wiadomego przetworzenia informacji. By� mo�e my�li o tym, jak wygra� bieg o u�amek sekundy, albo wyobra�a sobie wzory kalejdoskopu, z�o�one z u�amk�w kolorowych szkie�ek. Nauczycielka, wyk�adaj�c, pos�uguje si� kana�em s�uchowym uczni�w. Ale tylko Ja� u�ywa kana�u s�uchowego do �wiadomego my�lenia, tote� obja�nienia werbalne go pobudzaj�. U Basi natomiast kana� s�uchowy zwi�zany jest z pod�wiadomo�ci�, tote� s�owa nauczycielki wywo�uj� w jej umy�le rodzaj chaosu. Z kolei kana� s�uchowy Marka przypisany jest do stanu nie�wiadomo�ci, do najg��bszych pok�ad�w jego umys�u, tote� s�owa wyzwalaj� u niego my�lenie nie�wiadome, powoduj�c, �e wy��cza si� i przestaje uwa�a�. Gdyby o Marku by�o wiadomo jedynie to, �e jest typem ruchowym, nauczycielka mog�aby mu da� np. uk�adank�, co zapewne utrzyma�oby jego uwag�. Lecz my�lenie nie�wiadome uruchamia si� u niego poprzez s�uch. Dlatego Marek si� wy��czy�, gdy nauczycielka m�wi�a, m�wi�a i m�wi�a. Nie wiedz�c o przyczynie jego nieuwagi, nauczycielka z pewno�ci� skarci Marka, gdy ten nie potrafi odpowiedzie� na jej pytanie. Poniewa� Marek jest wra�liwy na wszystko, co s�yszy, s�owa krytyki zachwiej� jego poczuciem warto�ci; po sko�czonej lekcji Marek uzna, �e jest g�upi. Nauczycielka za� w pokoju nauczycielskim rozg�osi, jaki to on jest t�py i nieuwa�ny. Podaj�c rozliczne kryteria oceny (J�zyk dziecka, Sfera wzrokowa, Wrodzone zalety, Jakie stwarza problemy, Mocne strony, Trudno�ci w nauce), autorki proponuj� ustalenie wzorc�w my�lenia dzieci. Wyr�niaj� sze�� typ�w takich wzorc�w i nazywaj� je z uderzaj�c� trafno�ci�: Przewodnik Stada, Akrobata S�owny, �ywe Srebro, W�druj�cy Poszukiwacz, Wsz�dobylski Obserwator i Prezenter Gaw�dziarz. Wreszcie - podaj� najw�a�ciwszy dla danego typu spos�b uczenia si�, najw�a�ciwsz� form� wypowiedzi, wiadomo�ci o sferze fizycznej i sferze wzrokowej dziecka tego typu, przyk�adowy portret i rady: jak si� porozumie�. Prosz� tylko nie s�dzi�, �e ma to cokolwiek wsp�lnego z horoskopami lub inn� hochsztaplerk�. Jest to porcja rzetelnej wiedzy psychologicznej, zestaw celnych i prawdziwych obserwacji, kt�ry ka�demu rodzicowi i ka�demu nauczycielowi mo�e by� nieocenion� pomoc�. 24 To, do czego namawiaj� autorki - a wi�c ca�kowite przewarto�ciowanie my�lenia, odwr�cenie niejako dotychczasowego systemu nauczania, generalne uporz�dkowanie priorytet�w - w warunkach polskich jest jeszcze bardziej niezb�dne ni� w USA. Odk�d jestem matk�, a wi�c od dwudziestu sze�ciu lat, obserwuj�, �e w Polsce wci�� si� dokonuje Reforma Edukacji. Zmieniano ju� i ilo�� klas podstaw�wki, i podr�czniki, i system nauczania matematyki, i ilo�� godzin WF. Nie zmienia�o si� tylko jedno: podej�cie do ucznia. I nic dziwnego: nie zmieni�y si� przecie� tak�e przepisy o liczebno�ci klas. Owszem, nie wolno ju� formowa� klas czterdziestopi�cioosobowych, ale i dwadzie�cia pi�� os�b to za wiele, by nauczyciele mogli zanalizowa� umys�owo��, usposobienie i uzdolnienia ka�dego z uczni�w. �eby �zrealizowa�" prze�adowany program, musi nauczyciel - nie ogl�daj�c si� na nic i na nikogo - gna� z nauk� do przodu. Musi wi�c, spotykaj�c nieuchronne trudno�ci w przyswajaniu wiedzy przez dzieci, zamienia� si� w Egzekutora i Kata, miast by� Mistrzem, Przewodnikiem i Przyjacielem. To dlatego w�a�nie rodzice dostaj� w dzienniczku dziecka uwag�: Nie uwa�a� na lekcji - i g�owi� si�, co maj� z tym zrobi� i czyja to wina, �e nie uwa�a�. Dziecka? Czy ich? Mam pomys� na reform� szkolnictwa. Zmniejszy� dopuszczaln� liczb� dzieci w klasie do tylu, ile jest w stanie opanowa� przeci�tna matka. A wi�c, powiedzmy - do dziesi�ciorga (to i tak wiele). P�aci� nauczycielom tak, jak ministrom lub spikerom telewizyjnym. Szczerze m�wi�c, praca nauczyciela jest o wiele wa�niejsza. I o wiele trudniejsza. Nie nudzi�. Nie t�pi� dzieci, nie gn�bi� i nie upokarza�. Zrozumie�! Zamiast prze�adowywa� umys�y dzieci wiedz� encyklopedyczn� - nauczy� je, by pos�ugiwa�y si� intelektem i samodzielnie przetwarza�y nowe informacje. A dedykacj� z ksi��ki Dawny Markovej i Ann� Powell - Dzieciom -prawdziwemu skarbowi narodowemu umie�ci� na ok�adce programu reformy edukacji w Polsce. Poniewa� bez zrozumienia, �e dzieci s� naszym prawdziwym skarbem, nie mo�e si� uda� �adna reforma. 25 pozna�skim Radiu �Merkury" prowadzi�y�my - Gra�yna Wro�ska i ja - rozmowy z dzie�mi i m�odzie�� pod has�em �Kto czyta - nie b��dzi". Kt�rego� dnia goszcz�ca w tej audycji licealistka opowiedzia�a o przeczytanej ostatnio ksi��ce �Oddajcie mi �wi�tego Miko�aja". I oto nazajutrz zadzwoni�a do mnie Autorka - pani profesor Wanda Koci�cka, pracuj�ca w Klinice Chor�b Paso�ytniczych i Tropikalnych Instytutu Mikrobiologii i Chor�b Zaka�nych AM w Poznaniu - zadzwoni�a tylko po to, by podzi�kowa� za wzmiank� o swojej ksi��ce i wyrazi� rado�� z tego, �e w�a�nie m�odzie� t� ksi��k� czyta i lektur� t� prze�ywa. B��dem by�oby s�dzi�, �e reakcja Autorki wynika z - jak�e ludzkiej w ko�cu - ch�ci ocalenia od zapomnienia w�asnej osoby, w�asnych uczu� i prze�y�. Pow�ci�gliwa, elegancka relacja, z jak� mamy do czynienia w tej ksi��ce, usuwanie w cie� siebie, a eksponowanie postaci swoich najbli�szych lub celne portretowanie s�siad�w, przyjaci� czy wrog�w (swoj� drog�, jak�e silne musia�y by� wra�enia tej dziewczynki �wczesnej, skoro zapami�ta�a tak wiele z tamtych wydarze�, i z tak� wyrazisto�ci�!) - �wiadcz� o nadrz�dnym celu tej opowie�ci. Jest nim danie �wiadectwa i -jak pisze w przedmowie do ksi��ki o. Marcin Babraj OP - �przechowanie dziedzictwa". Tym bardziej zrozumia�a staje si� rado�� Autorki, kt�ra przekonuje si�, �e cel ten osi�gn�a: ksi��ka �yje, jest W 26 ,zytana, jest prze�ywana tak g��boko, �e dzisiejsza m�oda dziewczyna, r�wie�niczka �wczesnej ma�ej Wandy, opowiada o lekturze z ogromnym przej�ciem. Na ok�adce ksi��ki (Wydawnictwo Literackie Parnas, Pozna�, 1993) widnieje fotografia matki z c�rk�; pani o twarzy m�drej, dobrej i stanowczej, o ciep�ym, g��bokim spojrzeniu ciemnych oczu, ubrana w letni� jasn� sukienk�, siedzi na krzese�ku w jakim� letnim pejza�u, kt�rego fragment zaledwie wida� nad ramieniem dziewczynki - ma�ej Wandy. Dziewczynka ma mo�e osiem, mo�e dziewi�� lat, jej opalone n�ki wy�aniaj� si� z bia�ych skarpetek, bia�a jest te� jej sukienka. Jedn� r�k� dziewczynka wspiera o kolano matki, w zagi�ciu �okcia drugiej r�ki trzyma �adn� lalk�. Patrzy prosto w obiektyw powa�nymi, czarnymi oczami spod silnie zarysowanych brwi. Swobodny uk�ad cia�a dziecka, kt�re wspiera si� z ufno�ci�, ale i z szacunkiem, na ciele matki, wiele m�wi o wzajemnych relacjach tych dw�ch istot. W rzeczy samej, ksi��ka �Oddajcie mi �wi�tego Miko�aja" jest przede wszystkim ho�dem z�o�onym w�a�nie matce - jej odwadze, m�dro�ci, szlachetno�ci i dumie. J�zefa Brzozowska, z domu Jarmo�owicz, �ona legionisty, by�a kobiet� bohatersk�, cho� o jej czynach nie przeczytamy w podr�cznikach historii; ograniczaj� si� bowiem tylko do tego, co sta�o si� udzia�em jak�e wielu matek: do walki o ocalenie rodziny, a zw�aszcza dzieci, przed szale�stwem wojny. Ocalenie nie tylko od chor�b, g�odu, wyw�zki, od fizycznej zag�ady; by� mo�e najbardziej przejmuj�ce w ksi��ce s� wspomnienia o tym, jak matka usi�owa�a ratowa� dzieci od �mierci duchowej, jak walczy�a o to, by nie straci�y nadziei, aspiracji, wiary. Jesieni� roku 1943, wobec narastaj�cego niebezpiecze�stwa w miasteczku (by� to Kobylnik na Wile�szczy�nie, w pobli�u Naro-czy), napad�w partyzant�w, represji gestapo, pacyfikacji ca�ych wsi, wobec pog��biaj�cego si� g�odu i niedostatku, rodzina pa�stwa Brzozowskich postanowi�a przenie�� si� na wie�. Zamieszkali w bia�oruskim chutorze, wynajmuj�c izb� w zamian za prac� w gospodarstwie i na roli. Do�wiadczenie okaza�o si� ci�kie, niemal ponad si�y. Znosili�my wszelkie poni�enie - byle przetrwa�. Najbardziej tym stanem rzeczy martwi�a si� nasza Mama. Mija� czas, ro�li�my 27 - a nie uczyli�my si� i nie rozwijali�my umys�owo. (...) Zasypiali�my szybko po ca�ych dniach ci�kiej pracy, nierzadko w ubraniach, by nazajutrz zn�w zerwa� si� o �wicie do swoich obowi�zk�w. Mama ratowa�a nas w rozpaczliwy spos�b. By�o to dla nas denerwuj�ce, wr�cz niekiedy �mieszne i naiwne. Zmusza�a nas po prostu do my�lenia. Zadawa�a nam lekcje z geografii, historii, j�zyka polskiego i rzuca�a zdania z j�zyka francuskiego; usi�owa�a przerabia� z bratem �Pana Tadeusza" i co pewien czas wyjmowa�a z ukrycia naszywki od mundurka gimnazjalnego brata, kt�ry tu� przed wybuchem wojny zda� egzamin do Gimnazjum Jezuit�w w Wilnie. Czyni�a, co mog�a, aby przekaza� nam cho� strz�p jakiego� nastroju, cho� cie� jakiego� innego �wiata, kt�ry przecie� na pewno powr�ci, �lad jakiej� wiedzy. Cho� nie mogli�my sprosta� wymaganiom Mamy i niewiele skorzystali�my w tym okresie z Jej edukacji, to jednak sama �wiadomo�� istnienia czego� wi�cej poza przyt�aczaj�c� nas prac� gospodarsk� w tym okresie, obecno�� naszej Mamy, pe�nej godno�ci, nieugi�tej, otoczonej rekwizytami z dawnych dobrych czas�w, m�wi�cej pi�kn� polszczyzn� (...) by�y dla nas oparciem i pokrzepieniem. Dzi�, analizuj�c to wszystko, wiem, jak� mia�o to warto�� i znaczenie. To, co da� Autorce dom rodzinny, okaza�o si� najcenniejszym posagiem na ca�e �ycie: zasady post�powania, system warto�ci, na kt�rych odebranie sobie cz�owiek nie powinien pozwoli�. Dom by� g��wnym �r�d�em wra�e� i prze�y�, kt�re pozostawi�y we mnie niezatarty �lad - pisze pani Koci�cka. - Na zawsze pozosta� mi opok�. Z osobliwym wzruszeniem prze�ywano w nim �wi�ta Bo�ego Narodzenia, z autentyczn� pokor� - okres Wielkiego Postu, a z rado�ci� Dzie� Zmartwychwstania Pa�skiego. Czczono dzie� Konstytucji 3 Maja, w dniu 11 listopada uczono nas sk�ada� ho�d poleg�ym i dzi�kczynienie Bogu za Polsk� Niepodleg��. S�owa �ojczyzna ponad wszystko, patriotyzm, ofiarno�� i po�wi�cenie" - nie by�y czczymi frazesami w ustach Rodzic�w, lecz cnotami obowi�zuj�cymi ju� od dziecka. W domu naszym od dawna panowa�a zasada, �e dzieci mog�y si� bawi� z ka�dym dzieckiem, niezale�nie od statusu spo�ecznego, narodowo�ci czy wyznania, byleby pochodzi�o z porz�dnej rodziny. 28 Dzi�ki temu wychowywali�my si� w zdrowej atmosferze i otoczeni byli�my du�ym gronem koleg�w i kole�anek, zar�wno polskiego, iak i �ydowskiego b�d� tatarskiego pochodzenia. Ze wzgl�du na zrozumia�e uprzedzenie naszych Dziadk�w (d�ugoletni pobyt w Petersburgu) zabroniono nam jedynie wchodzi� do cerkwi, lecz batiuszce i popadii kazano si� grzecznie k�ania�. (...) Ro�li�my w�r�d ludzi r�norodnych, ciekawych i to nas wzbogaca�o wewn�trznie. Niezwykle lubi�am przychodzi� w wiecz�r szabasowy do naszej znajomej, �yd�wki Chojki, mieszkaj�cej przy rynku. St� bia�o zas�any, ze �wiecznikiem miedzianym; ona od�wi�tnie ubrana, ogie� trzaskaj�cy w piecu. Do b�yszcz�cego miedzianego rondla wk�ada�a poci�te ryby, dodawa�a mas� cebuli, przypraw i przystawia�a do ognia. T� sam� Chajk� zobaczy ma�a Wanda ju� wkr�tce, b��kaj�c� si� w rozpaczy po lesie, zawodz�c�, nawo�uj�c� po imieniu swoje dzieci. Jedynie ona ocala�a z masowej egzekucji �yd�w w pobliskim miasteczku. �wiat spokojnego, pi�knego dzieci�stwa sko�czy� si� 18 wrze�nia 1939, kiedy do miasteczka Kobylnik wkroczy�y wojska sowieckie. Zacz�a si� przymusowa sowietyzacja i t�pienie wszelkich przekona� religijnych. Wkr�tce groza si� spot�gowa�a: zacz�y si� rewizje NKWD, masowe deportacje w g��b Rosji, g��d. Z nadej�ciem Niemc�w nasta� nowy porz�dek: egzekucje, pacyfikacje i naloty. Wreszcie najgorsze z wydarze�: matka Wandy zagin�a (uwi�ziona przez NKWD na �ukiszkach w Wilnie). Troje dzieci, dorastaj�cych w tych warunkach, musia�o znosi� strach, niepewno��, groz�. Ma�a Wanda, kt�ra w wojn� wkroczy�a jako dziewi�cioletnie dziecko, w sierpniu 1944 by�a ju� kilkunastolatka. Po latach tu�ania si� i ucieczek zn�w mieszka�a w rodzinnym, drewnianym domu w�r�d kwiat�w - i zn�w trzeba by�o go opu�ci�. Przeczuwa�am, �e oto rozpocznie si� nieznany i bolesny etap w moim �yciu. Chcia�am gdzie� uciec przed nim, schowa� si� i po prostu nie by�, nie istnie�... W jakiej� niemej rozpaczy przybieg�am w�wczas do Babci, siedz�cej z r�a�cem w r�ku, i bez s�owa, jak niegdy�, gdy by�am ma�� dziewczynk�, zwin�am si� w k��bek na jej kolanach. (...) Tak naprawd�, by�o to moje po�egnanie z dzieci�stwem. I dalej: Wo�nice poganiali, by odje�d�a�, gdy� s�o�ce 29 nied�ugo mia�o wschodzi�, jednak Babcia w ostatniej chwili odwr�ci�a si� w stron� domu i zawo�a�a do nas bolesnym g�osem: �Dzieci, odwr��cie si�, cho�by jeszcze raz popatrze�....'". W tym jej zawo�aniu by�o wszystko, co chcia�a nam przekaza� w ostatniej chwili, �eby zapami�ta�, �eby nie zapomnie�! Nigdy w �yciu