7871
Szczegóły |
Tytuł |
7871 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7871 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7871 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7871 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zbigniew Dworak �� � � Antybajka
"tukomoria bolsze niet"
W�adimir Wysockij
� �Kiedy dawnymi czasy kupiec, ch�op, b�d� rycerz do drzemi�cego lasu trafia� - i nie wa�ne, z jakiej przyczyny: czy to po drodze, czy z przepicia, czy te� z g�upoty w ten g�szcz laz� - przepada� bez wie�ci i tyle go widzieli...
� � Tak, drzemi�cy las pod ka�dym wzgl�dem by� straszny. Je�li by�y tam s�owiki - to tylko rozb�jniki! W zaczarowanych za� b�otach �y�y kikimory, kt�re mog�y nieostro�nego w�drowca za�askota� do czkawki i zaci�gn�� na dno. A widziano te�, jak w czasie pe�ni, na mogi�ach - pod nieobecno�� ich sta�ych mieszka�c�w, kt�rzy w�a�nie udali si� straszy� przejezdnych pot�pie�czym wyciem - ta�czyli �wi�tokradcy, a wpad� im w r�ce ju� to pieszy, ju� to konny, zaraz go do bezbo�nych praktyk wci�gali w wampir�w przemieniaj�c.
� � Za� na kra�cu ziemi, gdzie niebo tajemniczo ja�nieje i gdzie S�o�ce zachodzi za widnokr�gu kordon, sta�o sobie zamczysko przeogromne przypominaj�ce z oddali rze�b� abstrakcyjn�, albo nowoczesne osiedla sp�dzielni mieszkaniowych. Wszystko tam b�yszcza�o jak �renice po paru g��bszych, istni: pi�kno��, tylko - ot! - w tym zamczysku jak w ciemnic kr�lewn� uwi�zi� Ko�ciej Nie�miertelny i smoka siedmiog�owego na stra�y postawi�, �eby nikomu dost�pu do kr�lewny nie dawa�. Sam Ko�ciej natomiast, kt�ry wcze�niej z ka�dej walki wr�cz i nie wr�cz wychodzi� zwyci�sko, teraz z mi�o�ci do kr�lewny wysech� i uwi�d�, zamieni� si� w staruszka nieszcz�liwego, lecz i jego smok nie dopuszcza� do kr�lewny. Przeklinaj�c swoje zbyt dok�adne i nieprzemy�lane zarz�dzenie Ko�ciej dzie� w dzie� b�aga� smoka:
� � - Przepu�� mnie!
� � - Czego tam? - p�aczliwym g�osem pyta� smok, poniewa� bardzo t�skni� za mam�-smoczyc�.
� � - Z nami�tno�ci ca�y dr��! Wpu��!
� � - Za nic nie wpuszcz�, nawet gdyby� mia� mnie zwolni� ze stanowiska - i biedny smok rozp�aka� si� jeszcze bardziej. Podczas gdy Ko�ciej wi�d� pertraktacje ze smokiem, kt�ry nazbyt dok�adnie zrozumia� rozkaz "nikogo do gmachu nie wpuszcza�", dowiedzia� si� o losie kr�lewny Ja� - na sw�j spos�b nieszcz�liwy g�uptas. Nie namy�laj�c si� wiele postanowi� uwolni� uwi�zion� pi�kno�� nad pi�kno�ciami. Przypasa� miecz i ruszy� na kraj �wiata, dok�d oczy ponios� - przez stepy i rzeki, przez las po pas i morza po kolana, przez g�ry, gdzie jedna za drug� schodz� lawiny i chocia� mo�na by�o stron� obej�� g�azy, on jednak wybiera� trudniejsz� drog� i niebezpieczn� jak �cie�ka wojenna.
� � I zacz�y si� jego wyczyny nadaremne: id�c przez step kosi� swym mieczem try�-traw�, w lasach toczy� beznadziejn� walk� z wied�mami, r�wnie� wiele nieszcz�liwymi, jak on, istotami. Razu pewnego, g��bok� noc�, rozprawi� si� okrutnie z dwiema m�odziutkimi wied�mami. Gdy je rankiem zobaczy� - zap�aka� i �al mu si� zrobi�o mieszkanek le�nych. Popad� w odr�twienie i szed� dalej ze spuszczon� g�ow�, a� potkn�� si� o jeden z trzech ogon�w smoczych - biedne stworzenie cierpi�c bardzo w skwarze upalnego popo�udnia, zanurzy�o w�a�nie wszystkie g�owy w fontannie i �apczywie pi�o wod�. Wytrzeszczy� Ja� za�zawione oczy, przem�g� w sobie stan odr�twienia, odst�pi� o krok i wzi�wszy szeroki zamach g�adko uci�� wszystkie siedem g��w. Bluzn�a fontanna krwi mieszaj�c si� z wod�, a Ja� - nie przestaj�c wymachiwa� swym obosiecznym mieczem - podszed� zwolna do Ko�cieja, kt�ry wpad� w pop�och nie wiedz�c, czy cieszy� si� czy rozz�o�ci� z powodu niespodziewanej �mierci niefortunnego stra�nika kr�lewny.
� � - Zaraz i z tob� si� rozprawi� - rzecze g�uptas. - Wi�c zgi�, przepadnij!
� � Na to Ko�ciej, kt�remu od nadmiaru wra�e� - upa�, kr�lewna, odr�bane g�owy smoka, miecz w r�ku g�uptasa - pokr�ci�o si� co� w g�owie:
� � - Ja by�bym rad, lecz jestem nie�miertelny, nie mog�... Tu ju� Ja� z gniewu czerwony straci� panowanie nad sob� i opu�ciwszy miecz zawrzasn��:
� � - Ach, ty gnu�ny rozb�jniku! Patrzcie go, intryganta, ile to zbudowa� komnat, �eby ukry� w nich kr�lewn�, lecz ja spraw� doprowadz� do ko�ca wzi�wszy od ciebie zobowi�zanie, i� wi�cej grabi� ani babi� nie b�dziesz, zgodnie z postanowieniem rektora, rozporz�dzenie bie��ce numer osiem i p�, rozdzia� I, punkt 2 bis...
� � I od tej to nies�ychanej przemowy dosta� Ka�ciej udaru m�zgu i sko�czy� si� - bez �adnej postronnej interwencji. Przerwa� g�uptas mow� dziwi�c si�, co to za s�owa, kt�rych nigdy dot�d nie s�ysza�, wymykaj� mu si� z ust bezwiednie. Och�on��, splun�� gniewnie, kopn�� z odraz� Ko�cieja, prze�o�y� miecz do lewej d�oni i - z powodu swej niesko�czonej g�upoty - zamiast ucieka�, wszed� do komnat, wgi�� kr�lewn�...
� � �yli kr�tko i nieszcz�liwie. Rozeszli si� i nigdy wi�cej nie spotkali si�, nie powr�cili do siebie.
� � A ��komorze?...
� � Nie ma ju� ��komorza, nie ma wspania�ego boru d�bowego - ros�e acz g�upawe osi�ki zr�ba�y wszystkie d�by na trumny. Na pr�no �al serce �ciska, rani dusz� - nie wr�c� ju� ba�niowe czasy, kiedy to przed chatk� na kurzej stopie przechadza� si� Kot ju� to nuc�c piosenki, ju� to zabawiaj�c gawied� anegdotami. Dzi� uczony Kot - �eby unikn�� kary boskiej - dyktuje pami�tniki o naje�dzie tatarskim, kt�rego by� podobno �wiadkiem. Usi�uje w ten spos�b odkupi� swe przewinienia, poniewa� pewnego razu zdobywszy z niewiadomego �r�d�a nieco �rodk�w p�atniczych w brz�cz�cej monecie, przepi� je natychmiast w najbli�szej karczmie i taki urz�dzi� skandal na ca�e ��komorze oraz okolic�, jakiego najstarsi str�e porz�dku publicznego nie pami�tali - zjad� Z�ot� Rybk�, dotkliwie podrapa� rusa�ki, ukrad� lataj�cy dywan, brata� si� z myszami obieraj�c nie �owi� ich wi�cej itd., itp.
� � Z�y da� przyk�ad Kot swoim wyskokiem i trudno si� dziwi�, �e wkr�tce znalaz� na�ladowc�w: rozpi� si� Faun - przepi� sw�j dobytek i zacz�� regularnie bija� �on�, sw�, ksi�niczk� de Flore, nazywaj�c j� sk�pym, starym pr�chnem niegodnym jego awans�w.
� � I sta�a si� rzecz jeszcze bardziej nies�ychana. Trzydziestu Trzech Bohater�w dosz�o do wniosku - po opr�nieniu poka�nego g�siorka samogonu, p�dzonego zreszt� w bezksi�ycowe noce przez Fauna - �e ca�kiem zbytecznie ochraniali oni Kr�la. oraz wybrze�e morskie. Samowolnie porzuciwszy zaszczytn� s�u�b� obro�c�w ��komorza zagarn�li szmat ziemi (jako rekompensat� za dotychczasowe trudy -tak przynajmniej twierdzili wszem i wobec), rozdzielili j� pomi�dzy siebie i ka�dy z nich za�o�y�... ferm� kurz�. Od tej pory nie ruszali si� ze swych posiad�o�ci ochraniaj�c je niby ksi�stwa udzielone. Lecz nie do�� na tym - mieszkaj�ca w jeziorze, kt�rego brzeg�w dotyka�y w�o�ci by�ych bohater�w, rusa�ka powi�a pewnego dnia urocze niemowl� p�ci m�skiej, jednak �aden z trzydziestu trzech rycerzy ani my�la� uzna� syna. "Uwa�ajmy go na razie za syna pu�ku" - stwierdzili nad wyraz zgodnie. Nad biedn� rusa�k� zlitowa� si� jeden z miejscowych czarownik�w - wielki gaw�dziarz, a przy tym �garz i prze�miewca.. Jako znawca psychiki niewie�ciej zaproponowa�, �e we�mie j� i z dzieckiem za �on�, �e wszystko zrozumie i rozumie - wi�c posz�a do niego, jak do wi�zienia. A chocia� gorzko potem �a�owa�a swojej decyzji, to ani razu nie zaj�kn�a si� nawet o odej�ciu. Tymczasem harem czarownika z roku na rok powi�ksza� si�...
� � Tak to upad�y w ��komorzu dobre obyczaje. Zgubny wp�yw rozprz�enia i demoralizacji zacz�� szybko przenika� poza granice s�awnego ��komorza. W o�ciennym kr�lestwie, gdzie wszystko dot�d sz�o cicho i sk�adnie, pojawi� si� nie wiadomo sk�d zwierz ogromny - ni to smok, ni to wieprz, ni to... tur - i zacz�� bezkarnie grasowa� siej�c spustoszenia w�r�d kobiet i kur.
� � Sam kr�l cierpia� na padaczk� i astm�. Tylko kaszlem straszy� swoich poddanych, a tymczasem zwierz okrutny bez przeszk�d kogo zjada� na miejscu, kogo do lasu wl�k� - na deser niejako.
� � I by� w tym beztroskim kr�lestwie strzelec wyborowy, niegdy� chluba armii, lecz i on podczas jednej z wypraw do o�ciennego ��komorza, wpad� w z�e towarzystwo trzydziestu trzech rycerzy, a po powrocie za��da� zuchwale od Kr�la nadania. Kr�l uni�s� si� gniewem, rozkaszla� si� tak bardzo, �e omal ducha nie wyzion��, a och�on�wszy wygoni� precz z armii swojego najlepszego strzelca, kt�ry nie przej�� si� nawet tym zbytnio. Z braku innego zaj�cia sp�dza� czas w karczmie "Pod Trzema Wisielcami" na cz�stych pijatykach, podczas kt�rych z�orzeczy� Kr�lowi.
� � Owego dnia, kiedy doniesiono Kr�lowi o tajemniczym zwierz�ciu n�kaj�cym dniem i noc� kraj, w karczmie "Pod Trzema Wisielcami" bawiono si� szczeg�lnie g�o�no korzystaj�c z obecno�ci w�drownych trubadur�w. Zamiast ballad trubadurzy wy�piewywali wielce spro�ne piosenki. Na pod�odze karczmy le�a�y sk�ry i ludzie - pili mocne wino, zagryzali rybami, wt�rowali niesk�adnie rozwi�z�ym trubadurom. W chwili najwi�kszego rozochocenia rozleg� si� g�os tr�b, po czym herold og�osi� wol� Kr�la - stra� wpad�a do karczmy, schwyta�a strzelca wyborowego i zawlok�a go przed oblicze majestatu. Kr�l zakaszla� i przem�wi�:
� � - Nie b�d� ci teraz prawi� mora��w, zapomnijmy o tym, co by�o, hm, hm, lecz je�li pokonasz to bydl�, co mi pomniejsza liczb� poddanych, to kr�lewn� powiedziesz do o�tarza.
� � Na to strzelec:
� � - A ci dopiero nagroda! Ja bym tak wola� dosta� beczu�k� portweinu... Mnie kr�lewna nawet za darmo na nic nie jest potrzebna. Za� to bydl� i tak jedn� strza�� po�o��! Tu Kr�l ze zdenerwowania zapomnia� o kaszlu:
� � - We�miesz kr�lewn� i kropka. A nie, to my ciebie raz, dwa i do ciemnicy! Jak ty �miesz odmawia�?! Wszak to kr�lewska jest c�rka!...
� � A strzelec:
� � - Zabij mnie, lecz nie wezm�! Po co mi ona, skoro tyle rusa�ek w lesie?
� � Kr�l si� z gniewu zatrz�s� ca�y. Tupa�, krzycza�, ber�em bi� w st�, a strzelec swoje:
� � - Nie chc� i ju�!
� � I p�ki si� tak Kr�l ze strzelcem spiera�, grozi�, prosi� potw�r zjad� ju� wszystkie prawie kobiety i kury, i ukaza� si� nie opodal zamku - ten ni to smok, ni to wieprz, ni to tur.
� � Przysz�o wi�c Kr�lowi przerwa� sp�r i przysta� na warunki strzelca. Ten - jak obieca� - jedn� strza�� zabi� zwierza i... uciek� przezornie nie zapominaj�c jednak o portweinie. Tak to Kr�la i kr�lewn� o�mieszy� i upokorzy� by�y najlepszy, lecz zuchwa�y strzelec.
� � Sk�d ja o tym wszystkim wiem? I ja tam by�em... Tak. Na brzegu morza, gdzie wysadzili mnie piraci (dziwnym zbiegiem okoliczno�ci by�o ich trzydziestu trzech) - spaliwszy po uprzednim spl�drowaniu m�j wspania�y statek pod szkar�atnymi �aglami - natkn��em si� o zachodzie S�o�ca na przedziwny obrazek: na pla�y �wi�ty Jerzy raczy� si� ze smokiem kwasem siarczanym, a� im si� kurzy�o z g��w. Dziewicy ju� nie by�o. Zdj�ty strachem i odraz� rzuci�em si� do ucieczki...
� � Dotar�em do uj�cia si�dmej; a mo�e trzynastej rzeki, za si�dm�, a mo�e dziewi�t� g�r�, gdzie spotka�em owego strzelca wyborowego oraz Jasia-g�uptasa. Pili w�a�nie ten sam portwein, kt�ry strzelec wytargowa� od Kr�la.
� � Zaprosili i mnie do towarzystwa, i p�ki pili�my, opowiadali o swoich i nie swoich wyczynach w ��komorzu i okolicy.
��� powr�t