7808

Szczegóły
Tytuł 7808
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7808 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7808 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7808 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

C.S. FORESTER Hornblower i jego okr�t Atropos Przek�ad: Henryka St�pie� WYDAWNICTWO MORSKIE GDA�SK "TEKOP" GLIWICE 1991 Tytu� orygina�u angielskiego: Hornblower and the Atropos Redaktor: Alina Walczak Opracowanie graficzne: Erwin Pawlusi�ski, Ryszard Bartnik Korekta: Teresa Kubica ISBN 83-85297-16-2 Wydawnictwo Morskie, Gda�sk 1991 we wsp�pracy z "Tekop" Sp�ka z o.o. Gliwice Bielskie Zak�ady Graficzne zam. 1720/K Rozdzia� I Pokonawszy �luzy, ��d� kana�owa p�yn�a teraz kr�t� tras� przez urocze okolice Cotswoldu . Hornblowera rozpiera�a rado��: by� w drodze do obj�cia dow�dztwa nad now� jednostk� i syci� wzrok nie znanymi widokami, podr�uj�c w zupe�nie nowy dla siebie spos�b, podczas gdy kapry�na pogoda angielska zdecydowa�a si� zainscenizowa� jasny, s�oneczny dzie� w po�owie grudnia. Mimo ch�odu ten rodzaj podr�owania bardzo mu odpowiada�. - Przepraszam na chwilk�, moja droga - powiedzia�. Maria, z u�pionym Horatiem w ramionach, skwitowa�a westchnieniem niecierpliwo�� ma��onka i odsun�a kolana, �eby mu zrobi� przej�cie. Hornblower wyprostowa� si�, na ile by�o to mo�liwe w niskiej kajucie pierwszej klasy, i wyszed� na otwart� cz�� dziobow� �odzi pasa�erskiej, gdzie m�g� stan�� na skrzynce ze swoimi rzeczami i rozejrze� si�. By�a to dziwna jednostka, o d�ugo�ci najmniej siedemdziesi�ciu st�p i ledwie pi�ciu stopach szeroko�ci - przynajmniej tak mu si� wydawa�o, gdy patrzy� w kierunku rufy - podobne proporcje widywa� w zwariowanych canoe z wydr��onych pni, jakimi pos�ugiwano si� w Indiach Zachodnich. Zanurzenie musia�a mie� poni�ej stopy; wida� to by�o wyra�nie, kiedy mkn�a za id�cymi k�usem ko�mi z pr�dko�ci� na pewno o�miu w�z��w - dziewi�� mil na godzin� , przeliczy� szybko w my�li, bo tak mierzono pr�dko�� tu, na wodach �r�dl�dowych. ��d� pod��a�a z Gloucester do Londynu kana�em ��cz�cym Tamiz� z rzek� Severn. Sun�c znacznie spokojniej ni� dyli�ans, by�a prawie r�wnie szybka i zdecydowanie ta�sza, o pensa na mili, mimo �e zajmowali kabin� pierwszej klasy. On, Maria i dziecko byli w tej klasie jedynymi pasa�erami i kiedy Hornblower wr�cza� przewo�nikowi op�at� za przejazd, ten, obrzuciwszy porozumiewawczym spojrzeniem figur� Marii, zauwa�y�, �e po sprawiedliwo�ci powinni zap�aci� za dwoje dzieci, a nie za jedno. Maria zareagowa�a pogardliwym prychni�ciem na tak� wulgarno��, a obecni przy tej scence skwitowali to chichotem. Stoj�c na skrzynce i patrz�c przez obwa�owanie kana�u Hornblower widzia� szare kamienne ogrodzenia i z takiego samego szarego kamienia zabudowania gospodarskie. Rytmiczny stukot podk�w biegn�cych k�usem koni, kt�re holowa�y ��d�, podkre�la� g�adko�� jej biegu; �lizga�a si� niemal bez szmeru po powierzchni wody - Hornblower podejrza� sztuczk� stosowan� przez przewo�nik�w: gwa�townie przy�pieszaj�c wje�d�ali na grzbiet fali dziobowej wywo�anej ruchem �odzi i utrzymywali na niej dzi�b �odzi, zmniejszaj�c w ten spos�b turbulencj� w kanale do minimum. A kiedy Hornblower obejrza� si� na ruf�, spostrzeg�, �e daleko w tyle trzciny przybrze�ne pochyli�y si�, aby wyprostowa� si� ponownie dopiero w d�u�sz� chwil� po ich przej�ciu. W�a�nie ta sztuczka pozwala�a na uzyskiwanie fantastycznych w tych warunkach pr�dko�ci. Konie zmieniane co p� godziny utrzymywa�y sta�� pr�dko�� dziewi�ciu mil na godzin�. Dwie liny holownicze uwi�zane by�y do drewnianych pacho�k�w na dziobie i rufie; jeden z przewo�nik�w jecha� na tylnym koniu w charakterze poganiacza konia przedniego, pokrzykuj�c i trzaskaj�c z bicza. Na �awce rufowej siedzia� drugi przewo�nik, o gburowatym wygl�dzie. Hak zast�powa� mu brakuj�c� d�o� u jednej r�ki; drug� dzier�y� rumpel, prowadz�c ��d� przez zakr�ty ze zr�czno�ci� budz�c� podziw Hornblowera. Nag�y d�wi�k podk�w na kamiennym pod�o�u ostrzeg� Hornblowera w sam� por�. Nie zwalniaj�c biegu konie cwa�owa�y pod niskim mostem, z trudem mieszcz�c si� na �cie�ce holowniczej mi�dzy wod� a �ukiem prz�s�a. Jad�cy konno przewo�nik wtuli� twarz w grzyw� zwierz�cia, �eby nie zawadzi� g�ow� o most; ledwo Hornblower zd��y� zeskoczy� ze skrzynki i przykucn��, a ju� most przemkn�� nad nim. Us�ysza�, jak sternik za�mia� si� g�o�no, widz�c jego pop�och. - Ucz si� pan szybko porusza� w �odzi kana�owej, kapitanie - powiedzia� g�o�no ze swego miejsca u steru. - Taki, co ostatni zbiega z maszt�w, dostaje dwa tuziny kij�w! Ale tu w Cotswold, kapitanie, p a � s k a g�owa si� rozbije, jak nie b�dzie pan dobrze uwa�a�. - Nie pozwalaj, Horatio, �eby ten cz�owiek by� taki niegrzeczny dla ciebie - odezwa�a si� Maria z kajuty. - Nie mo�esz kaza� mu przesta�? - Nie tak �atwo, moja droga - odpar� Hornblower. - Tutaj on jest dow�dc�, a ja tylko pasa�erem. - Jak nie mo�esz kaza� mu przesta�, to chod� tu, gdzie nie dosi�gn� ci� jego ordynarne odezwania. - Dobrze, skarbie, za minutk�. Hornblower wola� wystawia� si� na drwiny przewo�nika, byle tylko m�c rozgl�da� si� woko�o; by�a to dla niego doskona�a sposobno�� do obserwacji funkcjonowania kana��w, kt�re w ci�gu ubieg�ych trzydziestu lat zmieni�y ekonomiczne oblicze Anglii. A niedaleko przed nimi znajdowa� si� tunel Sapperton, cud techniki stulecia, najwi�ksze osi�gni�cie nowoczesnej nauki. Chcia� go koniecznie zobaczy�. Niech sobie sternik pokpiwa z niego, je�li ma na to ch��. To zapewne dawny marynarz, zwolniony ze s�u�by z powodu utraty d�oni. Dla takiego to nie lada gratka mie� pod swoj� komend� kapitana marynarki wojennej. W dali zamajaczy�a szarokamienna wie�a �luzy i drobna posta� �luzowego otwieraj�cego wrota. Na okrzyk przewo�nika, pe�ni�cego funkcj� poganiacza, konie zwolni�y bieg; pr�dko�� �odzi bardzo si� zmniejszy�a, gdy jej dzi�b ze�lizn�� si� z fali dziobowej. ��d� wesz�a do �luzy i jednor�ki sternik wyskoczy� na brzeg z lin�, owijaj�c j� zr�cznie wok� pacho�a; jedno, mo�e dwa silne poci�gni�cia za lin� i ��d� prawie stan�a. Przewo�nik pobieg� do przodu i zamocowa� lin� na nast�pnym pachole. - Kapitanie, niech nam pan rzuci t� lin� - zawo�a� i Hornblower pos�usznie cisn�� w jego stron� cum� dziobow� �odzi. Prawo morza obowi�zywa�o r�wnie� na wodach �r�dl�dowych - najpierw okr�t, a nast�pnie, w znacznie dalszej kolejno�ci, godno�� osobista. Dozorca zamyka� ju� za nimi wrota �luzy, a jego �ona otwiera�a zasuwy wr�t g�rnych, przez kt�re zacz�a wdziera� si� woda. Pod jej naporem dolne wrota zamkn�y si� z trzaskiem i ��d� posz�a w g�r� na wzbieraj�cej z bulgotem wodzie. W mgnieniu oka zmieniono konie; przewo�nik-poganiacz wgramoli� si� na siod�o. Przytkn�wszy do ust ciemn� butelk�, przechyli� g�ow� do ty�u i ci�gn�� przez kilka sekund pozosta�ych do wype�nienia si� �luzy. Sternik odrzuci� liny - Hornblower odebra� od niego cum� dziobow� - �ona �luzowego napiera�a na jedn� po�ow� wr�t g�rnych, a �luzowy, nadbieg�szy od do�u �luzy zacz�� napiera� na drug�. Poganiacz krzykn��, trzasn�� z bicza i konie szarpn�y ��d� do przodu. Sternik wskoczy� na swoje miejsce na �awce rufowej i ju� p�yn�li dalej, nie straciwszy ani sekundy. Niew�tpliwie ruch na tym kanale by� szczytem nowoczesno�ci i przyjemnie by�o podr�owa� "Queen Charlotte", najszybsz� ze wszystkich �odzi kana�owych, kt�rej wszystkie inne jednostki ust�powa�y z drogi. Na dziobie mia�a przytwierdzony po�yskuj�cy brzeszczot kosy, dumny symbol swojej wa�no�ci. Jego ostrze przeci�oby lin� holownicz� ka�dej zbli�aj�cej si� �odzi, kt�ra nie opu�ci�aby jej dostatecznie szybko, �eby da� im przej�cie. Oko�o czterdziestu �on wie�niak�w i dziewcz�t wiejskich w drugiej klasie, na rufie, wioz�o kury, kaczki, jajka i mas�o na targ odleg�y o dwadzie�cia mil, z zamiarem powrotu jeszcze tego samego dnia. Naprawd� zadziwiaj�ce. Teraz, kiedy p�yn�li ku szczytowi wzg�rza, �luza goni�a �luz�, a przy ka�dej poganiacz podnosi� swoj� ciemn� butelk� do ust. Pokrzykiwa� na konie coraz bardziej ochryp�ym g�osem i coraz cz�ciej strzela� z bata. Przy ka�dej �luzie Hornblower pos�usznie podawa� cum� dziobow�, mimo usilnych pr�b Marii, �eby tego nie robi�. - Moja droga - perswadowa� jej - oszcz�dzamy w ten spos�b czas. - Ale to nie jest w porz�dku - upiera�a si� Maria. - On wie, �e jeste� kapitanem w marynarce wojennej. - Wie a� za dobrze - odpar� Hornblower z krzywym u�miechem. - Ale ja mam dow�dztwo do obj�cia. - Jakby to nie mog�o poczeka� - fukn�a Maria. Trudno by�o jej poj��, �e dla dow�dcy okr�tu jego stanowisko jest najwa�niejsze ze wszystkiego i �e nie b�dzie on chcia� traci� ani godziny, ani minuty w drodze do przej�cia dow�dztwa nad swoj� korwet� wojenn� na Tamizie; nie m�g� si� doczeka� chwili, gdy ujrzy "Atroposa", miotany nadziej� i obaw�, jak narzeczony zakwefionej dziewicy na Wschodzie - o takiej jednak analogii lepiej by�o nie m�wi� Marii. Sun�li teraz cz�ci� kana�u wiod�cego przez szczyt wzniesienia; wykop pog��bia� si� i stukot kopyt ko�skich odbija� si� dzwoni�cym echem od skalistych brzeg�w. Za ma�ym zakr�tem b�dzie ju� na pewno tunel Sapperton. - Nie popuszczaj, Charlie! - zawo�a� nagle sternik. Zaraz te� skoczy� do rufowej liny holowniczej, �eby zdj�� j� z drewnianego pacho�ka. Nast�pi�o wielkie zamieszanie. Krzyki i wrzaski na �cie�ce holowniczej, r�enie koni, uderzenia podk�w. Hornblower ujrza�, jak ko� czo�owy w szale�czym wysi�ku pr�bowa� wdrapa� si� na strom� �cian� wykopu - tu� przed nimi by� zako�czony blankami mroczny otw�r tunelu i ko� nie mia� innej drogi. "Queen Charlotte" przechyli�a si� niebezpiecznie w kierunku brzegu przy akompaniamencie krzyk�w pasa�erek drugiej klasy; przez chwil� Hornblower by� przekonany, �e si� wywr�c�. Jednak�e po zlu�nieniu lin ��d� wyprostowa�a si� i stan�a; gwa�towna szarpanina drugiego konia zapl�tanego w dwie liny holownicze sko�czy�a si� wyzwoleniem go z ich uwi�zi. Sternik wygramoli� si� na �cie�k� holownicz� i za�o�y� cum� rufow� na pacho�. - �adny klops - powiedzia�. Jaki� m�czyzna zbieg� ku nim z wysokiego obwa�owania, sk�d r��c spogl�da�y na nich zapasowe konie. Uj�� za uzdy konie holuj�ce "Queen Charlotte". Na ziemi, tu� u jego st�p, le�a� Charlie, przewo�nik-poganiacz, z twarz� zmienion� w krwaw� mask�. - Wraca� mi z powrotem! - hukn�� sternik na kobiety wysypuj�ce si� t�umnie z kabiny drugiej klasy. - Nic si� nie sta�o. Z powrotem do kabiny! Jak da im si� wyj�� na l�d - doda� do Hornblowera - to potem trudniej je po�apa� ni� te ich kury. - Horatio, co si� dzieje? - pyta�a Maria staj�c w drzwiach kajuty pierwszej klasy, z dzieckiem w ramionach. - Nic takiego, skarbie, �eby� musia�a si� niepokoi� - odpar� Hornblower. - Opanuj si�. To nie jest czas na nerwy. Odwr�ci� si� i patrzy�, jak jednor�ki sternik pochylony nad Charliem sprawdza, co mu si� sta�o; zaczepiwszy swoim stalowym hakiem o prz�d jego bluzy uni�s� jego tu��w do g�ry, ale g�owa Charliego zwis�a bezw�adnie do ty�u. Po policzkach sp�ywa�a krew. - Z Charliego niewiele b�dzie po�ytku - stwierdzi� sternik. Odczepi� hak i cia�o opad�o z t�pym stukni�ciem. Gdy Hornblower schyli� si�, �eby popatrzy� z bliska, zauwa�y� stru�k� d�ynu o trzy stopy od krwawi�cych ust. Na p� zemdlony i na p� pijany - w�a�ciwie bardziej pijany ni� zemdlony. - Musimy przen�kowa� przez tunel - o�wiadczy� sternik. - Jest tam kto� w budnyku na g�rze? - Ani �ywej duszy - odpowiedzia� cz�owiek trzymaj�cy konie. - Ca�y ruch przeszed� wczesnym rankiem. Sternik gwizdn��. - B�dziesz musia� pop�yn�� z nami - zdecydowa�. - Ja nie - sprzeciwi� si� koniarz. - Mam szesna�cie koni - z tymi dwoma osiemna�cie. Nie mog� ich zostawi�. Sternik bluzn�� stekiem wyszukanych przekle�stw, zadziwiaj�c nawet Hornblowera, kt�ry tyle ich s�ysza� w swoim �yciu. - Co to znaczy "przen�kowa�" przez tunel? - zapyta�. Sternik wskaza� kikutem r�ki pos�pn�, ziej�c� mrokiem gardziel tunelu oblankowan� u wlotu. - W tunelu nie ma �cie�ki holowniczej, to chyba jasne, kapitanie - powiedzia�. - Zostawiamy tu konie i przepychamy ��d� nogami. Na dzi�b zak�ada si� par� "skrzyde�" - co� jak kotbelki. Charlie k�adzie si� na jednej, ja na drugiej, g�owami do �rodka, a nogami do �cian tunelu. A potem tak jakby idziemy i tak si� przeci�ga ��d� przez tunel, a tam, na po�udniowym ko�cu, bierze si� �wie�� par� koni. - Rozumiem - powiedzia� Hornblower. - Wylej� par� wiader wody na tego opoja - ci�gn�� sternik. - Mo�e to go ocuci. - Mo�e - zgodzi� si� Hornblower. Ale wiadra wody nie zrobi�y �adnego wra�enia na nieprzytomnym Charliem, kt�ry uleg� widocznie szokowi. Mimo obmycia pot�uczonej twarzy ciek�a z niej dalej powoli stru�ka krwi. Sternik wyrzuci� z siebie nowy potok przekle�stw. - Przyp�ynom tu za wamy inne - zauwa�y� koniarz. - Za jakie dwie godziny. W odpowiedzi us�ysza� now� porcj� wymy�la�. - Z prog�w na Tamizie musimy zjecha� za widna - stwierdzi� sternik. - Dwie godziny? Nawet jak ruszymy zaraz, ledwie zd��ymy tam za dnia. Powi�d� wzrokiem woko�o, po milcz�cym wykopie kana�u i gardzieli tunelu, po kobietach trajkoc�cych po pok�adzie �odzi i towarzysz�cych im paru zgrzybia�ych starcach. - B�dziemy sp�nieni dwana�cie godzin - powiedzia� zatroskany. Dla Hornblowera oznacza�o to dzie� zw�oki w obj�ciu dow�dztwa nad okr�tem. - Niech to diabli - mrukn��. - Pomog� wam przen�kowa�. - To zacnie z pana strony, sir - ucieszy� si� sternik, znacz�co zast�puj�c egalitarne "kapitanie" s��wkiem "sir", czego dot�d starannie unika�. - Tylko czy pan potrafi? - Chyba tak - uspokoi� go Hornblower. - No to zak�adamy te skrzyd�a - zdecydowa� natychmiast sternik. By�y to ma�e platformy wystaj�ce po obu stronach dziobu. - Horatio - zapyta�a Maria. - Co ty wyczyniasz? Takiego w�a�nie pytania mo�na si� by�o spodziewa� po Marii. Hornblower mia� ju� zamiar odpowiedzie�, �e doi kury, jak to kiedy� s�ysza� na "Renown", ale si� powstrzyma�. - Pomagam tylko przewo�nikowi, skarbie - wyja�ni� cierpliwie. - Za ma�o dbasz o swoj� pozycj� - gniewa�a si� Maria. Hornblower by� ju� teraz na tyle do�wiadczonym ma��onkiem, �eby wiedzie�, �e warto pozwoli� �onie m�wi�, co tylko chce, byle sam m�g� robi�, na co ma ochot�. Za�o�ono skrzyd�a i wszyscy trzej, on ze sternikiem na �odzi, a koniarz na brzegu, zaj�li stanowiska wzd�u� burty "Queen Charlotte". Silne zespo�owe odbicie pchn�o ��d� wykopem w stron� tunelu. - Sir, niech pan jej nie daje stan�� - rzuci� sternik gramol�c si� w stron� dziobu na lewe skrzyd�o boczne. By�o rzecz� oczywist�, �e znacznie �atwej jest utrzymywa� ��d� w ci�g�ym, acz powolnym, ruchu, ni� posuwa� si� skokami, to zatrzymuj�c si�, to ruszaj�c. Hornblower pospieszy� na prawe skrzyd�o, k�ad�c si� na nim na p�ask z g�ow� skierowan� ku �rodkowi. Dzi�b lodzi wsun�� si� ju� w mroczn� czelu�� tunelu. Hornblower wyczu�, �e wyci�gni�tymi nogami dotyka kamiennej obmur�wki. Zapar� si� stopami i przebieraj�c nimi posuwa� ��d� naprz�d. - Spokojnie, sir - doradzi� sternik, z g�ow� tu� przy g�owie Hornblowera. - Marny do przej�cia wi�cej jak dwie mile. Dwumilowy tunel wydr��ony w litej skale pog�rza Cotswoldskiego! Nic dziwnego, �e uznano go za �smy cud �wiata. Akwedukty Rzymian by�y niczym w por�wnaniu z tym dzie�em. Posuwali si� coraz dalej w g��b tunelu, w g�stniej�cych ciemno�ciach, a� mrok sta� si� kompletny i chocia� wyt�ali wzrok, przestali widzie� cokolwiek. Na pocz�tku tunelu kobiety gada�y, �mia�y si� i pokrzykiwa�y, �eby us�ysze� echo swoich s��w. - G�upie g�si - mrukn�� sternik. Teraz jednak, przygn�bione ciemno�ci�, zamilk�y wszystkie, z wyj�tkiem Marii. - Mam nadziej�, Horatio, �e pami�tasz o porz�dnym ubraniu, kt�re masz na sobie - gdera�a. - Tak, skarbie - odpar� Hornblower, rad, �e Maria nie mo�e go widzie�. To, co robi�, nie mia�o nic wsp�lnego z godno�ci� ani z wygod�. Po kilku minutach mocno ju� odczuwa� twardo�� platformy pod sob�, wkr�tce i nogi zacz�y si� buntowa� przeciwko wysi�kowi, do jakiego zosta�y zmuszone. Pr�bowa� zmienia� troch� pozycj�, pracowa� innymi mi�niami i le�e� na innych okolicach swego cia�a, ale szybko zorientowa� si�, �e nale�y to czyni� rytmicznie i w odpowiednich momentach, �eby nie zak��ci� r�wnomiernego tempa posuwania si� �odzi - sternik le��cy tu� przy nim ofukn�� go mrukliwie za to, �e ��d� chybn�a si� nieco, kiedy Hornblower nie zd��y� odepchn�� si� praw� nog� od muru. - Niech pan jej nie daje stan��, sir - powt�rzy�. Niczym w koszmarnym �nie posuwali si� w absolutnej ciemno�ci i ciszy. "Queen Charlotte" p�yn�a zbyt wolno, �eby wzbudzi� szmer wody pod dziobem. Hornblower przebiera� wci�� stopami, zmuszaj�c obola�e nogi do ci�g�ego wysi�ku; podeszwami but�w wyczu�, �e sko�czy�a si� obmurowana cz�� tunelu, a zacz�a naga ska�a - szorstka i nier�wna, jak j� zostawili dr���cy tunel robotnicy po rozbiciu oskardami i �adunkami prochu. To jeszcze bardziej utrudnia�o jego zadanie. Z dala dobiegi go jaki� odg�os, cichutki pomruk - pocz�tkowo tak s�aby, �e dopiero gdy zwr�ci� na niego uwag�, zorientowa� si�, �e s�ysza� go ju� od pewnego czasu. W miar� posuwania si� �odzi pomruk nasila� si�, a� przeszed� w g�o�ny ryk; Hornblower nie mia� poj�cia, co to takiego, a poniewa� le��cy obok sternik nie zdradza� niepokoju, postanowi� go nie pyta�. - Odpocznijmy minutk�, sir - zaproponowa� sternik. Zdziwiony jego s�owami Hornblower zlu�ni� nacisk obola�ych st�p, gdy tymczasem jego s�siad, dalej w pozycji le��cej, szuka� czego� obok po omacku. Po chwili naci�gn�� na nich obu plandek� a� po stopy wystaj�ce poza ni�. Pod plandek� nie by�o ciemniej ni� na zewn�trz, ale znacznie duszniej. - Pchamy dalej, sir - powiedzia� sternik i Hornblower znowu zacz�� odpycha� si� stopami od ska�y. Plandeka przyt�umi�a nieco s�yszany przedtem ha�as. Przetoczy�a si� po niej g�o�no stru�ka wody, potem druga, i Hornblower nagle poj��, co to by� za odg�os. - Nadchodzi - powiedzia� sternik spod plandeki. Podziemny strumie� przerwa� tu sklepienie tunelu i sp�ywa� hucz�c do kana�u. Woda la�a si� na nich og�uszaj�cymi kataraktami, cisn�c na plandek� i dudni�c po daszkach kabin. W tym huku uton�y krzyki kobiet. Po chwili potok wody os�ab�, zacz�� si� rozpada� na stru�ki i wkr�tce pozosta� za nimi. - Jeszcze raz b�dzie co� takiego - m�wi� sternik obok niego w dusznych ciemno�ciach. - Po suchym lecie jest lepiej. - Zmok�e�, Horatio? - rozleg� si� g�os Marii. - Nie, skarbie - odpar� Hornblower, tym prostym zaprzeczeniem zapobiegaj�c dalszym indagacjom. Stopy mia� faktycznie mokre, ale po jedenastu latach na morzu by�a to fraszka dla niego; znacznie bardziej martwi�o go zm�czenie odczuwane w nogach. Wydawa�o mu si�, �e wiek up�yn��, zanim nast�pne stru�ki wody i okrzyk sternika "Nadchodzi" oznajmi�y drugi potop. Gdy przeszli pod nim, sternik z westchnieniem ulgi �ci�gn�� z nich plandek�. A wtedy, wykr�ciwszy szyj�, Hornblower dojrza� co� daleko w przodzie. Oczy przywyk�y ju� do ciemno�ci i w g�stym mroku, bardzo bardzo daleko, mign�o nagle co� o rozmiarach mo�e ziarnka piasku. To by� drugi koniec tunelu. Hornblower zacz�� energiczniej pracowa� nogami. Wylot tunelu r�s� w oczach, od ziarnka piasku do nasiona grochu; jak si� nale�a�o spodziewa�, kszta�t mia� p�okr�g�y i wci�� si� zwi�ksza�, dzi�ki czemu w tunelu robi�o si� powoli coraz widniej, a� mo�na by�o dojrze� ciemn� powierzchni� wody i nier�wno�ci sklepienia. Tutaj tunel mia� znowu wymur�wk� z cegie� i �atwiej by�o si� posuwa� - przynajmniej si� zdawa�o, �e du�o �atwiej. - Koniec n�kownia - zakomenderowa� sternik odepchn�wszy si� ostatni raz. Hornblowerowi trudno by�o uwierzy�, �e nie musi ju� wysila� n�g, �e wyp�ywaj� ju� na �wiat�o dzienne i �e nie spadn� na niego kaskady z podziemnych �r�de�, gdy dusz�c si� b�dzie le�a� pod plandek�. ��d� wy�lizn�a si� wolno z gardzieli tunelu i mimo �e p�yn�a powoli, a zimowe s�o�ce �wieci�o s�abo, poczu� si� przez chwil� o�lepiony. G�o�ne teraz paplanie pasa�er�w uros�o prawie do rozmiaru ha�asu, z jakim podziemny strumie� la� si� na plandek�. Usiad� i mrugaj�c powiekami rozgl�da� si� woko�o. Na �cie�ce holowniczej czeka� cz�owiek z par� koni. Z�apa� lin� rzucon� przez sternika i konie przyci�gn�y ��d� do brzegu. Du�a grupa pasa�er�w, kt�rzy tu wysiadali, wyroi�a si� z tobo�kami i drobiem. Reszta czeka�a na pok�adzie. - Horatio - odezwa�a si� Maria wychodz�c ze swej kajuty. Male�ki Horatio obudzi� si� i troch� kaprysi�. - Co, skarbie? Hornblower czu� na sobie spojrzenie Marii, lustruj�ce nieporz�dny wygl�d jego odzie�y. Wiedzia�, �e Maria najpierw go zbeszta, a potem wyszczotkuje mu ubranie, traktuj�c go z tak� sam� macierzy�sk� zaborczo�ci�, z jak� on traktowa� swego syna. Ale w tym momencie nie chcia� by� traktowany zaborczo. - Chwileczk�, kochanie, wybacz mi - powiedzia� i zszed�szy spiesznie na �cie�k� holownicz�, w��czy� si� do rozmowy sternika i w�a�ciciela koni. - Nie ma tu ani jednego m�czyzny - m�wi� ten ostatni. - I nie znajdziecie nikogo a� do Oksfordu, to wam r�cz�. Sternik obrzuci� go takim samym stekiem przekle�stw, co poprzedniego koniarza. - Nie ma rady, tak sprawy stoj� - stwierdzi� filozoficznie koniarz. - B�dziecie musieli poczeka� a� kto� przyp�ynie. - Nie ma nikogo na podor�dziu? - dziwi� si� Hornblower. - Nikogo, sir - odpar� sternik i doda� po chwili wahania: - Mo�e pan, sir, zgodzi�by si� zaj�� par� koni? - Ja nie - odpowiedzia� natychmiast Hornblower - tak go zaskoczy�a ta propozycja, �e nie pr�bowa� nawet ukry� konsternacji na my�l o poganianiu koni, co dot�d robi� pot�uczony Charlie; potem przysz�o mu do g�owy, jak zachowuj�c swoj� godno�� mo�e si� wymiga� spod opieku�czych zakus�w Marii, wi�c doda�: - Ale zajm� si� sterem. - To by pan m�g�, sir - ucieszy� si� sternik. - Sterowa� dla pana nie pierwszyzna. Na pewno da pan sobie rad�. Sprawa jasna. A ja poprowadz� szkapy . Moja awaryjna r�ka mi w tym pomo�e - doda� kieruj�c spojrzenie na kikut ze stalowym hakiem. - Za�atwione - zdecydowa� Hornblower. - Jestem panu wdzi�czny, sir, jak pragn� zdrowia - ci�gn�� sternik, dorzucaj�c par� przekle�stw dla podkre�lenia swej szczero�ci. - Dosta�em zam�wienie na ten przejazd - tamte dwie skrzynie herbaty na dziobie dla Londenu , z pierwszego zbioru w Chinach. Zaoszcz�dzi mi pan funt�w, sir, i pomo�e zachowa� moje dobre imi�. Wdzi�czny jestem jak... Znowu podkre�li� przekle�stwami prawdziwo�� swoich s��w. - Nie ma o czym m�wi� - odpar� Hornblower. - Im wcze�niej ruszymy, tym szybciej b�dziemy na miejscu. Jak si� nazywacie? - Jenkins, sir. - Tom Jenkins, sternik, kt�ry teraz mia� pe�ni� funkcj� poganiacza, poci�gn�� za grzywk� nad czo�em. - Starszy obsady marsa na starej "Superb", pod kapitanem Keatesem, sir. - W porz�dku, Jenkins. Ruszamy. W�a�ciciel koni zabra� si� do przywi�zywania lin holowniczych. Jenkins odrzuci� cum� dziobow�; Hornblower rzuci� rufow� i czeka�, z lin� raz tylko owini�t� wok� pacho�ka; Jenkins �wawo wgramoli� si� na siod�o i zaczepi� lejce o hak u kikuta. - Ale�, Horatio - zawo�a�a Maria - co ty masz zamiar robi�? - Dop�yn�� do Londynu, skarbie - odpar� Hornblower. W tym momencie �wisn�� bat i liny holownicze napr�y�y si�. Hornblower, dzier��c lin� w r�ku, musia� skoczy� na �awk� rufow� i chwyci� za rumpel. Maria mog�a jeszcze gada� swoje, ale on by� ju� zbyt zaj�ty, �eby s�ucha�, co ona m�wi. Rzecz zadziwiaj�ca, jak szybko "Queen Charlotte" nabiera�a rozp�du, gdy konie, przeszed�szy nagle w k�us, wci�gn�y jej dzi�b na fal� dziobow�. Konie z k�usa przesz�y w cwa� i pr�dko�� sta�a si� fantastyczna - tak przynajmniej odbiera�a to wyobra�nia Hornblowera, kt�ry ze zwyk�ego pasa�era sta� si� teraz sternikiem. Brzegi ucieka�y szybko; na szcz�cie w tym g��bokim wykopie, przeprowadzonym szczytem wzniesienia, kana� bieg� pocz�tkowo prosto, bo sterowanie nie by�o wcale takie �atwe. Dwie liny holownicze, jedna zamocowana do dziobu, a druga do rufy, utrzymywa�y stateczek w po�o�eniu r�wnoleg�ym do nasypu przy minimalnym u�yciu rumpla - to ekonomiczne wykorzystanie si�y przemawia�o do matematycznego umys�u Hornblowera, lecz utrudnia�o nieco wyczuwanie ruchu �odzi, gdy Hornblower chcia� wypr�bowa� dzia�anie rumpla. Z pewn� obaw� patrzy� przed siebie na zbli�aj�cy si� zakr�t, a gdy podp�ywali do niego, przerzuca� spojrzenie z brzegu na brzeg, chc�c si� upewni�, �e id� �rodkiem toru wodnego. Za zakr�tem, prawie na wprost nich, by� most - jeszcze jeden z tych piekielnych most�w kana�owych, oszcz�dnie budowanych, gdzie z powodu wybrzuszenia �cie�ki holowniczej pod �ukiem mostowym trzeba by�o dobrze uwa�a�, �eby nie straci� z oczu �rodka bardzo tu zw�onego kana�u. Maria z pewno�ci� m�wi�a co� do niego, a ma�y Horatio niew�tpliwie dar� si� w niebog�osy, ale nie mia� czasu spojrze� na nich ani nawet o nich pomy�le�. Przeprowadzi� ��d� za zakr�t i kopyta konia czo�owego ju� zadzwoni�y o kocie �by pod mostem. O Bo�e! Za mocno wychyli� ster. Pchn�� go z powrotem. Za daleko w drug� stron�! Cofn�� ster i wyprostowa� kurs �odzi, gdy dziobem ju� wesz�a w zw�enie kana�u. Skr�ci�a, nawet do�� szybko - cz�ci� rufow� prawej burty, gdzie sta� Hornblower, uderzy�a z t�pym odg�osem o wygi�t� obmur�wk� �ciany kana�u, ale pas jej poszycia by� w tym miejscu zabezpieczony grub� lin� odbojow� - przypuszczalnie w�a�nie na takie sytuacje - co zamortyzowa�o wstrz�s; uderzenie by�o za s�abe, �eby pasa�erowie w kabinie pospadali z �awek, ale Hornblower, kt�ry nisko przykucn�� w czasie przechodzenia pod �ukiem mostu, omal nie upad� na twarz. Nie by�o czasu my�le� o tym, chocia� na dziobie ma�y Horatio, uderzywszy si� widocznie o co� wskutek wstrz�su, dar� si� teraz jeszcze g�o�niej ni� przedtem - kana� skr�ca� w przeciwn� stron� i trzeba by�o przeprowadzi� "Queen Charlotte" przez ten zakr�t. Trzask - trzask - trzask - trzask - to Jenkins z biczem - czy�by pr�dko�� wci�� mu by�a za ma�a? Na zakr�cie pojawi�a si� inna ��d�, holowana wolniutko przez jednego konia, p�yn�ca naprzeciw nim. Hornblower zrozumia�, �e te cztery trza�ni�cia biczem by�y sygna�em ��daj�cym wolnego przej�cia; mia� gor�c� nadziej�, �e je otrzymaj�, gdy� szybko zbli�ali si� do barki. Flisak prowadz�cy konia holuj�cego bark� zatrzyma� go i skierowa� za ogrodzenie przy �cie�ce holowniczej; jego �ona wychyli�a ster i barka reszt� rozp�du skr�ci�a majestatycznie w trzciny porastaj�ce przeciwleg�y brzeg. Zlu�niona w ten spos�b lina mi�dzy koniem i bark� opad�a na �cie�k� i dosy� g��boko w wod�. Poganiane przez Jenkinsa konie przesz�y nad ni� galopem, a Hornblower skierowa� ��d� w w�skie przej�cie mi�dzy bark� a �cie�k� holownicz�. Domy�la� si�, �e woda przy brzegu jest p�ytka i �e ��d� musi przep�yn�� mo�liwie blisko barki. �ona flisaka, przywyk�a mie� do czynienia z wytrawnymi sternikami, zostawi�a mu bardzo ma�o miejsca. Mkn�li szybko i Hornblower by� ju� bliski popadni�cia w panik�. Ster w lewo - wstrzymywa�. Ster w prawo - wstrzymywa�. Sam sobie wydawa� te rozkazy, jakby swemu sternikowi; poprzez zam�t w m�zgu przebi�a si� my�l, �e chocia� potrafi rzuca� polecenia, nie mo�e mie� pewno�ci, i� jego niezr�czne ko�czyny wykonaj� je z precyzj� do�wiadczonego sternika. Wp�ywa� w�a�nie w luk�; rufa skr�ca�a jeszcze i dopiero w ostatnim momencie uda�o mu si� opanowa� j� przy pomocy steru wy�o�onego na burt�. Mia� wra�enie, �e mijaj� bark� z szybko�ci� strza�y; ledwie zauwa�y� k�cikiem oka, jak pozdrowienie rzucone przez �on� flisaka przesz�o w zaskoczenie na widok "Queen Charlotte" sterowanej przez kogo� zupe�nie nieznajomego. Us�ysza�, �e kobieta co� powiedzia�a, ale nie dos�ysza� co - nie m�g� pozwoli� sobie na rozpraszanie uwagi przez wymian� grzeczno�ciowych zwrot�w. Przemkn�li jak b�yskawica i znowu m�g� odetchn�� spokojnie i wyszczerzy� z�by w u�miechu; wszystko idzie dobrze na tym cudownym �wiecie, kiedy steruje si� �odzi� p�yn�c� z pr�dko�ci� dziewi�ciu mil na godzin� kana�em Tamiza-Severn. Ale oto Jenkins znowu co� krzyczy i �ci�ga cugle koni; przed nimi wida� szar� wie�� budynku �luzy. Wrota s� otwarte i stoi przy nich �luzowy. Hornblower skierowa� tam ��d�, co przysz�o mu du�o �atwiej dzi�ki nag�emu spadkowi pr�dko�ci "Queen Charlotte", gdy fala dziobowa uciek�a spod jej dziobu. Z cum� rufow� w r�ce Hornblower wyskoczy� na brzeg, jakim� cudem utrzymuj�c si� na nogach. Podbieg� do pacho�ka oddalonego o dziesi�� st�p, zarzuci� na niego p�tl� liny i pocz�� hamowa� p�d �odzi. Idealnym rozwi�zaniem by�oby prawie ca�kowite wytracenie pr�dko�ci przez ��d�, tak aby wsun�a si� wolniutko do �luzy i stan�a przy nast�pnym pachole, lecz trudno by�o oczekiwa�, �e uda mu si� to za pierwsz� pr�b�. Przepuszcza� lin� mi�dzy d�o�mi, obserwuj�c posuwanie si� �odzi, ale w pewnym momencie poci�gn�� za ni� zbyt gwa�townie. Zaskrzypia� pacho�ek z lin�; "Queen Charlotte" obr�ci�a si� w �luzie i uderzy�a dziobem o przeciwleg�� stron�; stan�a, bezradna, w po�owie drogi, a� �ona �luzowego musia�a przybiec od wr�t wylotowych i odepchn�� dzi�b. Potem z�apa�a za cum� dziobow� i prze�o�ywszy j� sobie przez mocne plecy przeci�gn�a ��d� przez ko�cowe dwana�cie jard�w �luzy - w ten spos�b stracili kilka minut. Ale to jeszcze nie by� koniec, gdy� za szczytem wzniesienia �luza prowadzi�a w d�. Hornblower nie zd��y� przestawi� si� w my�lach na t� zmian� i zosta� zaskoczony nag�ym spadaniem "Queen Charlotte" wraz z opadaj�c� wod� po otwarciu skrzyde� wr�t. W ostatniej chwili zlu�ni� cum� rufow� - w przeciwnym razie ��d� mog�aby na niej zawisn��. - Hej, cz�owieku, masz marne poj�cie o �odziach - powiedzia�a �ona �luzowego, a Hornblowera zapiek�y uszy ze wstydu. Pomy�la� o zdanym przez siebie egzaminie z nawigacji i praktyki morskiej; o tym, jak cz�sto halsowa� wielkim okr�tem liniowym w sztormowej pogodzie. Do�wiadczenie to nie na wiele mu si� przyda�o tu, na �r�dl�dowych wodach hrabstwa Gloucester - a mo�e to ju� by�o hrabstwo Oksford - w ka�dym razie �luza opr�ni�a si�, wrota sta�y otworem, liny holownicze by�y napi�te i musia� szybko skoczy� sze��, a mo�e i wi�cej st�p w d�, na ruf� ju� b�d�c� w ruchu, pami�taj�c o zabraniu ze sob� cumy rufowej. Jako� mu to posz�o, niezdarnie jak zwykle, i przep�ywaj�c do�em, us�ysza� z g�ry serdeczny �miech �ony �luzowego; co� te� zawo�a�a, ale nie dos�ysza� co, bo musia� schwyci� za rumpel i przeprowadzi� pod mostem nabieraj�c� rozp�du ��d�. A kiedy na pocz�tku podr�y p�aci� za przejazd, my�la�, jakie przyjemne musi by� �ycie przewo�nika na kanale! O, niech to licho! Maria stan�a przy nim, przeszed�szy na ruf� przez kabin� drugiej klasy. - Kochany, jak mo�esz pozwala� tym ludziom, �eby si� tak bezczelnie zachowywali wobec ciebie? - pyta�a. - Czemu nie powiesz im, kim jeste�? - Moja droga... - zacz�� Hornblower i da� spok�j. Je�li Maria nie rozumie, co znaczy fakt, �e kapitan marynarki wojennej �le steruje �odzi� kana�ow�, to nie ma co si� z ni� spiera�. Nie m�g� zreszt� po�wi�ca� jej uwagi, gdy "Queen Charlotte" mkn�a lotem strza�y ci�gni�ta przez galopuj�ce konie. - Wszystko to razem wydaje mi si� ca�kiem niepotrzebne, m�j drogi - ci�gn�a Maria. - Po co masz si� tak poni�a�? Czy naprawd� ca�y ten po�piech jest taki konieczny? Hornblower przeprowadza� ��d� przez zakr�t - pogratulowa� sobie, �e ju� wyczuwa ster. - Czemu mi nie odpowiadasz? - denerwowa�a si� Maria. - I obiad ju� czeka na nas, a ma�y Horatio... Jej g�os brzmia� jak g�os sumienia - i faktycznie Maria by�a jego sumieniem. - Mario - rzuci� Hornblower. - Wracaj na dzi�b! Na dzi�b, m�wi� ci. Id� z powrotem do kajuty. - Ale�, skarbie... - Id� na dzi�b! Tym razem Hornblower krzykn�� ostro - zbli�a�a si� nast�pna barka i nie mia� czasu na ma��e�skie cackanie si�. - Nie masz zupe�nie serca - westchn�a Maria - i to kiedy jestem w takim stanie. By� mo�e jest bez serca, ale tak bardzo by� zaabsorbowany tym, co robi�. Wychyli� ster, a Maria, z chusteczk� przy oczach, energicznym ruchem - na ile pozwoli� jej obecny stan - odwr�ci�a si� i wycofa�a si� do kabiny drugiej klasy. "Queen Charlotte" zgrabnie przemkn�a luk� mi�dzy bark� i �cie�k� holownicz� i Hornblower m�g� ju� teraz pomacha� r�k� �onie flisaka w odpowiedzi na jej pozdrowienie. Mia� te� czas na wyrzuty sumienia za spos�b, w jaki potraktowa� Mari�, ale tylko przez chwil�. Musia� dalej sterowa� �odzi�. Rozdzia� II By�o jeszcze widno, kiedy wp�ywali w dolin� Tamizy i Hornblower spogl�daj�c w prawo widzia� w dole stru�k� rodz�cej si� rzeki - nie tak bardzo zreszt� sk�p� przy zimowym stanie wody. Ka�dy zakr�t i ka�da �luza przybli�a�y kana� do strumienia, a� wreszcie dotarli do Inglesham, sk�d wida� by�o wie�� ko�cieln� w Lechlade, i do miejsca, gdzie kana� ��czy� si� z rzek�. Przy �luzie Inglesham Jenkins zostawi� konie i podszed� do Hornblowera. - Sir, teraz b�d� na rzece trzy progi i trzeba b�dzie z nich zjecha� - powiedzia�. Hornblower nie mia� poj�cia, jakie to s� te progi i bardzo mu zale�a�o, aby si� dowiedzie�, zanim b�dzie musia� z nich zje�d�a�, ale r�wnocze�nie nie chcia� si� zdradza� z ignorancj�. Mo�e Jenkins mia� tyle taktu, �eby to wyczu�, bo doda� wyja�niaj�co: - To s� takie tamy na rzece, sir. O tej porze roku, kiedy jest du�o wody, niekt�re zasuwki w tamach po stronie �cie�ki holowniczej s� otwarte na sta�e i robi si� tam ma�y wodospad, pi�� albo sze�� st�p w d�. - Pi�� albo sze�� st�p? - powt�rzy� zaniepokojony Hornblower. - Tak, sir. Co� ko�o tego. Ale to nie jest w�a�ciwie wodospad, je�li pan wie, co mam na my�li, sir. Stromy spadek, nic wi�cej. - I musimy zjecha� nim w d�? - Tak, sir. To dosy� �atwo, sir... przynajmniej w g�rnej cz�ci. - A na dole? - Tam robi si� wir, jak zreszt� mo�na si� spodziewa�. Ale je�li utrzyma pan ��d� prosto dziobem do przodu, to szkapy was przeci�gn�. - Utrzymam j� prosto - stwierdzi� Hornblower. - Jasna rzecz, sir. - Ale po co im, do diab�a, te progi na rzece? - �eby spi�trza� wod� dla m�yn�w... i dla nawigacji, sir. - Czemu nie robi� �luz? Jenkins roz�o�y� bezradnie r�ce - jedn� z hakiem zamiast d�oni. - Bo ja wiem, sir. �luzy s� znowu za Oksfordem. A te progi to istna plaga. Czasem trzeba sze�� koni, �eby wywindowa� na nie w g�r� "Queen Charlotte". Zastanawiaj�c si� nad t� spraw�, Hornblower nie doszed� jeszcze w my�lach do problemu pokonywania prog�w pod pr�d; by� troch� z�y na siebie, �e nie poruszy� tego tematu. Zrobi� wi�c tylko m�dr� min� i kiwn�� potakuj�co g�ow�. - Nie w�tpi� - powiedzia�. - No ale w tej podr�y nie musimy si� tym k�opota�. - Nie, sir - potwierdzi� Jenkins i ci�gn�� dalej, wskazuj�c na kana� przed nimi. - Pierwszy jest tam, p� mili za mostem lechladzkim. Bardziej z lewej burty. Na pewno go pan nie przeoczy. Hornblower mia� nadziej�, �e nie. Zaj�� swe miejsce na rufie i chwyci� za rumpel, dzielnie pr�buj�c ukry� obaw�. Pomacha� na po�egnanie dozorcy, gdy ��d� p�dem wyskoczy�a ze �luzy - nabra� ju� takiej wprawy, �e m�g� sobie na to pozwoli�, mimo �e musia� przeprowadzi� ��d� przez wrota. Wypadli na powierzchni� szerszej tu ju� rzeki; p�yn�li z do�� silnym pr�dem - Hornblower dostrzeg� wir ko�o cypelka - ale konie bieg�y tak szybko, �e zapewnia�y �odzi sterown� pr�dko��. Most lechladzki mieli wprost przed sob� - a Jenkins m�wi�, �e pr�g jest p� mili za nim. Chocia� powietrze by�o ca�kiem ch�odne, Hornblower czu�, �e jego d�onie spoczywaj�ce na rumplu s� zupe�nie mokre. Pomy�la� teraz, �e to wielka lekkomy�lno�� z jego strony podejmowa� pr�b� sp�yni�cia w d� przez tam� bez �adnego do�wiadczenia w tej mierze. Da�by wiele - bardzo wiele - �eby to by�o niepotrzebne. Ale musia� przeprowadzi� ��d� pod sklepieniem mostu - konie sz�y tu po p�ciny w wodzie, chlapi�c na wszystkie strony - a potem by�o ju� za p�no na zmian� decyzji. Ukaza�a si� linia tamy przecinaj�cej strumie� w poprzek, z dobrze widoczn� luk� po lewej stronie. Z powodu spadku za tam� nie by�o wida� powierzchni rzeki, natomiast nad luk� l�ni�ca woda spi�trza�a si� i by�a wy�sza po bokach ni� w �rodku; szcz�tki unosz�ce si� na wodzie bystro sp�ywa�y w t� stron�, jak ludzie w wielkiej sali pchaj�cy si� do jednego wyj�cia. Hornblower, trac�c dech z podniecenia, sterowa� na �rodek luki; czu� zmian� przeg��bienia �odzi, w miar� jak jej dzi�b opada�, a rufa podnosi�a si� na stromi�nie wody. Zlatywali w d�, coraz ni�ej. W dole g�adki strumie� wody zw�a� si� do miejsca, za kt�rym i po kt�rego obu stronach by� zm�tnia�y wir. ��d� sz�a jeszcze na tyle szybko wzgl�dem wody, �e Hornblower m�g� sterowa� na ten punkt; czu� reagowanie �odzi na ster, i chwilami kusi�o go p�j�� po linii matematycznego rozwi�zania tej sytuacji, podsuwanego mu przez m�zg, ale nie mia� na to ani czasu, ani w�a�ciwie ochoty. Dzi�b z pluskiem i wstrz�sem wbi� si� w zbe�tan� wod�. ��d� przechyli�a si� w wirze, lecz za chwil� liny holownicze poci�gn�y ich do przodu. Jeszcze dwie sekundy uwa�nego sterowania i ju� byli za wirem i szli znowu po g�adkiej powierzchni, wprawdzie ze smugami piany, ale g�adkiej, i Hornblower roze�mia� si� na g�os. Zadanie okaza�o si� proste, a fakt, �e si� uda�o, tak go ucieszy�, i� zapomnia� naur�ga� sobie w my�lach za swoje obawy. Jenkins obr�ciwszy si� w siodle spojrza� w jego stron� i pomacha� batem, a Hornblower odpowiedzia� ruchem d�oni. - Horatio - o�wiadczy�a Maria - m u s i s z przyj�� zje�� obiad. Przez ca�y dzie� zostawi�e� mnie sam�. - Teraz, skarbie, mamy ju� blisko do Oksfordu - odpar� Hornblower - jako� uda�o mu si� nie zdradzi�, �e przez pewien czas, a� do tej chwili, zapomnia� o istnieniu �ony i syna. - Horatio... - Za momencik, kochanie - powiedzia� Hornblower. Zapada� zimowy wiecz�r, jasno�� dnia blad�a, gasn�c nad polami ornymi i ��kami, nad og�owionymi wierzbami, kt�rych pnie sta�y w wodzie, nad domostwami i zabudowaniami gospodarskimi. Wygl�da�o to tak pi�knie, �e Hornblower zapragn��, aby chwila ta trwa�a wiecznie. Czu� si� szcz�liwy; dobre samopoczucie przesz�o w spok�j, spokojna te� sta�a si� powierzchnia wody za wirem. Wkr�tce b�dzie �y� znowu innym �yciem, w �wiecie okrucie�stwa i wojny - �wiecie, jaki zostawi� za sob� na wodach rzeki Severn i w jaki wejdzie znowu w obszarze p�ywowym Tamizy. By�o co� symbolicznego w fakcie, �e t� przelotn� chwil� g��bokiego szcz�cia prze�y� tu, w �rodku Anglii. Byd�o na polach, gawrony na drzewach - czy i one w cz�ci wp�yn�y na to uczucie? Mo�e tak, a mo�e nie. Szcz�cie mia�o �r�d�o w nim samym, a zale�a�o od czynnik�w mo�e jeszcze bardziej ulotnych. Hornblower wdycha� z lubo�ci� powietrze wieczorne, gdy zauwa�y�, �e Jenkins daje mu z siod�a znak, wskazuj�c na co� biczem, i chwila szcz�cia umkn�a, stracona na zawsze. To, co pokaza� Jenkins, to by�a nast�pna zapora. Hornblower skierowa� ��d� na ni�, bez zdenerwowania; ustawi� ��d� na kurs nad zapor�, wyczu� podniesienie �odzi i nag�e przyspieszenie, gdy wesz�a na szczyt stromizny wodnej i ukaza� z�by z ukontentowaniem, kiedy posz�a w d� jak strza�a, trafi�a w wir pod tam� i wysz�a z niego, jak poprzednio, po kr�ciutkiej chwili niepewno�ci. P�yn�li w d� rzeki w�r�d g�stniej�cych ciemno�ci, min�li mosty i jeszcze jedn� tam� - Hornblower ucieszy� si�, �e ju� ostatni�. Jenkins mia� wiele racji m�wi�c, �e trzeba je pokonywa� przy �wietle dziennym. Zostawiali za sob� wsie, ko�cio�y. W ko�cu zrobi�o si� ca�kiem ciemno i Hornblower poczu�, �e jest zzi�bni�ty i zm�czony. Gdy Maria znowu przysz�a do niego na ruf�, rozmawia� z ni� w mi�y spos�b i nawet podzieli� jej oburzenie, �e Oksford jest tak daleko. Jenkins zapali� latarnie �wiecowe: jedna wisia�a u chom�ta konia czo�owego, a druga u tylnego ��ku siod�a konia, na kt�rym jecha�. Ze swojej �awki rufowej na "Queen Charlotte" Hornblower widzia� plamki �wiat�a ta�cz�ce na �cie�ce holowniczej - sygnalizowa�y mu one zakr�ty rzeki i umo�liwia�y prowadzenie �odzi bezpiecznym kursem, chocia� dwukrotnie serce skoczy�o mu do gard�a, gdy otarli si� burt� o trzciny przybrze�ne. �ciemni�o si� ju� zupe�nie, kiedy Hornblower poczu�, �e ��d� zwalnia nagle wskutek zlu�nienia lin holowniczych. Na spokojne zawo�anie Jenkinsa skierowa� ��d� w stron� o�wietlonej latarniami przystani. Czekaj�cy tam ludzie chwycili za liny i zacumowali ��d�, i pasa�erowie zacz�li j� t�umnie opuszcza�. - Kapitanie... sir? - odezwa� si� Jenkins. Nie w taki spos�b u�y� s�owa "kapitanie" przy ich pierwszym spotkaniu. Wtedy pobrzmiewa� w nim egalitarny ton szyderstwa; teraz u�y� formu�ki i intonacji, jakiej by u�y� ka�dy cz�onek za�ogi okr�tu zwracaj�c si� do swego dow�dcy. - S�ucham? - odpar� Hornblower. - To Oksford, sir, i zmiana obsady. W chwiejnym blasku latarni Hornblower zobaczy� dw�ch m�czyzn, na kt�rych wskazywa� Jenkins. - Wi�c mog� ju� zje�� obiad? - zapyta� z �agodn� ironi�. - No chyba, sir. I bardzo mi przykro, sir, �e musia� pan z tym czeka�. Sir, jestem pa�skim d�u�nikiem. Sir... - Nie ma o czym m�wi�, Jenkins - przerwa� mu Hornblower z rozdra�nieniem. - Mia�em w�asne powody, �eby chcie� si� dosta� do Londynu. - Dzi�ki serdeczne, sir, i... - Jak daleko st�d do Londynu? - Sto mil rzek� do Brentford, sir. B�dziecie tam o �wicie. Jem, jak b�dzie wtenczas z p�ywem? - Akurat b�dzie przyp�yw - odpowiedzia� cz�onek obsady zmianowej, z biczem w r�ku. - Mo�e pan tam z�apa� odp�yw, sir, i za godzin� by� przy Schodach Whitehall. - Dzi�kuj� - rzuci� w odpowiedzi Hornblower. - A zatem, Jenkins, do zobaczenia. - Do widzenia, sir, i jeszcze raz dzi�kuj� za prawdziw� szlachetno��. Maria stal� na dziobie �odzi, s�abo widoczna, lecz Hornblower wyczul wyrzut w jej postawie. Jej s�owa jednak nie odzwierciedli�y tego. - Dosta�am dla ciebie, Horatio, gor�c� kolacj� - powiedzia�a. - Na Jowisza! - ucieszy� si� Hornblower. Na nabrze�u czeka�o kilku ch�opc�w i dziewcz�t sprzedaj�cych r�ne rzeczy do jedzenia pasa�erom podr�uj�cym rzek�. Ten, na kt�rym spocz�� wzrok Hornblowera, by� m�odzie�cem silnej budowy, z bary�k� na nosid�ach, niew�tpliwie zawieraj�c� piwo; Hornblower poczu�, �e m�czy go pragnienie silniejsze chyba od g�odu. - Tego mi w�a�nie potrzeba - powiedzia�. - Daj mi kwart� . - Tylko w p�kwaterkach, sir - odpowiedzia� m�odzieniec. - To dawaj dwie, ciamajdo. Bez trudu, jednym tchem opr�ni� drewniany kufel i ju� bra� si� za drugi, kiedy przypomnia� sobie, �e f powinien uwa�a� na swoje zachowanie. Ale tak by� spragniony, �e zupe�nie o tym zapomnia�. - A ty, skarbie? - zapyta� Mari�. - Wypi�abym �wier� kwaterki - odpowiedzia�a - m�g� od razu domy�li� si�, co powie. Wed�ug Marii damy pij� piwo wy��cznie �wier�kwaterkami. - Tylko w p�kwaterkach - powt�rzy� m�odzian. - No to podaj pani, a jak nie wypije, to ja doko�cz� - zdecydowa� Hornblower, wypr�niaj�c drugi kufel. - Wszyscy na pok�ad! - zawo�a� nowy sternik. - Wszyscy na pok�ad! - Nale�y si� szyling, sir - oznajmi� sprzedawca. - Cztery pensy za p�kwaterk� takiego piwska! - cudowa�a Maria. - Wcale niedrogo - stwierdzi� Hornblower. - Masz tu, ch�opcze. W przyst�pie dobrego humoru da� sprzedawcy monet� dwuszylingow�. Ten, uradowany, podrzuci� j� w g�r� i dopiero potem wsun�� do kieszeni. Hornblower wzi�� kufel z r�k Marii, wypi� do ko�ca i rzuci� ch�opcu. - Wszyscy na pok�ad! Hornblower wszed� do �odzi i uwa�nie pom�g� wej�� Marii. By� niemile zaskoczony faktem, �e "Queen Charlotte" przyj�a dalszych pasa�er�w pierwszej klasy, tu czy na wcze�niejszym etapie podr�y. W kajucie o�wietlonej lamp� siedzia�o dw�ch lub trzech m�czyzn i z p� tuzina kobiet; ma�y Horatio spa� w rogu kabiny. Maria by�a zdenerwowana; chcia�a pom�wi� o sprawach rodzinnych, ale kr�powa�a si� obecno�ci� obcych. Powiedzia�a szeptem, co mia�a powiedzie�, wykonuj�c od czasu do czasu gesty w kierunku nowo przyby�ych siedz�cych z oboj�tnymi twarzami, maj�ce da� do zrozumienia, o ile wi�cej powiedzia�aby, gdyby ich tu nie by�o. - Da�e� ch�opcu dwa szylingi, m�j drogi - stwierdzi�a. - Czemu� to zrobi�? - Straci�em chyba rozum, skarbie, straci�em rozum Maria spojrza�a z westchnieniem na swego nieobliczalnego ma��onka, kt�ry wyrzuca� szylinga i m�wi� przy obcych, �e musia� zg�upie�, nie przyciszaj�c wcale g�osu. - A tu kolacja, kt�r� kupi�am, kiedy rozmawia�e� z tymi lud�mi - ci�gn�a Maria. - Chyba jeszcze ciep�a. Nie bra�e� nic do ust przez ca�y dzie�, a chleb i mi�so, kupione na obiad, ju� nie s� dobre do jedzenia. - Zjem wszystko, co jest i jeszcze wi�cej - zapewnia� j� Hornblower, maj�c w pustym �o��dku tylko przesz�o kwart� piwa. Maria wskaza�a na dwa drewniane talerze stoj�ce na �awie obok ma�ego Horatia. - Wyj�am nasze �y�ki i widelce - powiedzia�a. - A talerze zostawimy tu, na �odzi. - Wy�mienicie - pochwali� j� Hornblower. Na ka�dym talerzu le�a�y dwie kie�baski i masa dymi�cego jeszcze puree z grochu. Hornblower usiad� z talerzem na kolanach, i zabra� si� do jedzenia. Kie�baski by�y naturalnie z wo�owiny, je�li nie z baraniny, a mo�e z mi�sa koziego lub ko�skiego, zrobione z najmniej warto�ciowych cz�ci. Sk�rka by�a r�wnie twarda jak nadzienie. Hornblower spojrza� ukradkiem na Mari�, kt�ra jad�a z wyra�nym zadowoleniem. Tego dnia urazi� j� ju� parokrotnie i nie chcia� dotkn�� jej znowu; w przeciwnym razie wyrzuci�by te kie�baski przez burt� do rzeki, gdzie mo�e ryby poradzi�yby sobie z nimi. Ale w tej sytuacji zabra� si� do nich dzielnie. Gdy jednak zaczai drug�, uzna�, �e to ponad jego si�y. Przygotowa� chusteczk� w lewej r�ce. - Lada chwila dop�yniemy do pierwszej �luzy - powiedzia� do Marii, gestem prawej r�ki odci�gaj�c jej uwag� w stron� ciemnego okna. Maria pr�bowa�a co� dojrze�, a on w tym czasie zawin�� kie�bask� w chusteczk� i wpakowa� w kiesze�. Pochwyci� spojrzenie starszawego m�czyzny siedz�cego prawie na wprost nich w w�skiej kabinie. Osobnik ten, okutany w obszerny p�aszcz i szal, z kapeluszem nisko nasuni�tym na czo�o, z dezaprobat� obserwowa� spod oka ka�dy ruch Hornblowera. Hornblower mrugn�� porozumiewawczo w stron� podejrzliwego starucha, widz�c zdumienie maluj�ce si� na jego twarzy, zamiast poprzedniego nieprzychylnego zaciekawienia. Nie by�o to mrugni�cie spiskowca; nie podj�� te� Hornblower beznadziejnej pr�by udawania, �e co dzie� wsadza do kieszeni gor�ce kie�baski. Mrugni�ciem tym da� po prostu do zrozumienia starszemu cz�owiekowi, aby nie robi� uwag i nawet nie zastanawia� si� specjalnie nad tym cudacznym post�pkiem. Sam zabra� si� do zjedzenia resztek puree z grochu. - Tak szybko jesz, m�j drogi - odezwa�a si� Maria. - To nie wyjdzie na dobre twojemu �o��dkowi. Ona sama zmaga�a si� desperacko ze swymi kie�baskami. - Taki jestem g�odny, �e po�ar�bym konia - odrzek� Hornblower. - A teraz zabior� si� do tego, co mia�o by� na obiad, nawet je�li ju� jest niezbyt �wie�e. - Bardzo si� z tego ciesz� - powiedzia�a Maria. - Pozw�l, �e... - Nie, skarbie. Sied� spokojnie. Dam sobie rad�. Hornblower si�gn�� po paczk� z jedzeniem i otworzy� j�. - Ca�kiem dobre - stwierdzi�, z ustami pe�nymi chleba i mi�sa. Stara� si� teraz wynagradza� Marii nonszalancj�, z jak� traktowa� j� przez ca�y ten dzie�. Im wi�cej jad�, tym wi�kszy okazywa� apetyt i tym wi�ksz� sprawia� Marii przyjemno��. Ma�y gest, taki jak wzi�cie sobie samemu obiadu, radowa� j� ogromnie. M�g� dawa� jej tyle szcz�cia; i tak �atwo j� rani�. - �a�uj�, moja droga - powiedzia� - �e tak ma�o sp�dzi�em dzi� z tob� czasu. To strata dla mnie. Ale gdybym nie pom�g� w prowadzeniu �odzi, tkwiliby�my dotychczas przed tunelem Sapperton. - Tak, skarbie - przyzna�a Maria. - Bardzo chcia�em pokazywa� ci mijane krajobrazy - ci�gn��, walcz�c z budz�c� si� w nim odraz� dla w�asnej hipokryzji. - Ale i tak chyba ci si� podoba�y? - Nie tyle co gdyby� by� ze mn�, kochany - odpar�a Maria, uszcz�liwiona ponad wszelk� miar�. Obrzuca�a spojrzeniami inne kobiety w kabinie, aby dostrzec zazdro��, jak� musz� odczuwa�, �e ona ma takiego nadzwyczajnego m�a. - Czy dzieciak by� grzeczny? - zapyta� Hornblower. - Zjad� swoj� kaszk�? - Wszy�ciutko - powiedzia�a Maria, z dum� patrz�c na �pi�cego synka. - Chwilami pop�akiwa�, ale teraz �pi �adnie. - Gdyby�my odbywali t� podr� dwa lata p�niej - ci�gn�� dalej Hornblower - jak by go to interesowa�o! Pomaga�by przy cumach, a ja pokaza�bym mu, jak trzyma� rumpel. Teraz w jego s�owach nie by�o ani krzty hipokryzji. - Ju� dzisiaj zdradza� zaciekawienie - chwali�a syna Maria. - A jak tam jego siostrzyczka? - dopytywa� si� Hornblower. - Czy dobrze si� zachowywa�a? - Horatio! - Maria by�a wyra�nie zgorszona. - Mam nadziej�, skarbie, �e nie najgorzej - odpowiedzia� za ni� Hornblower, u�miechem pokrywaj�c jej zmieszanie. - Tak, bardzo dobrze - potwierdzi�a Maria. Wp�ywali w �luz�; Hornblower s�ysza� szcz�k zamykanych za nimi wr�t. - Jako� wolno ci idzie z kie�baskami, kochanie - zauwa�y�. - Pozw�l, �e ja zajm� si� nimi, a ty zjedz tymczasem troch� chleba z mi�sem - naprawd� smakuje �wietnie. - Ale, skarbie... - Prosz� ci� o to - powiedzia� z naleganiem. Wzi�� talerz sw�j i Marii i przeszed� na dzi�b �odzi, gdzie by�o ciemno. Wystarczy�a chwila na sp�ukanie za burt� tego, co zosta�o na talerzach; nast�pnie wyrzuci� b�yskawicznie do wody kie�bask� ukryt� w kieszeni i wr�ci� z ociekaj�cymi talerzami do Marii, zgorszonej i zachwyconej, �e ma��onek jej zni�y� si� do tak pospolitej czynno�ci. - Za ciemno, �eby podziwia� krajobraz - rzek� - ��d� opuszcza�a ju� �luz�. - Mario, kochanie, jak sko�czysz kolacj�, przygotuj� ci w miar� wygodne pos�anie na noc. Sta� pochylony nad �pi�cym dzieckiem, podczas gdy Maria pakowa�a resztki z kolacji. - No ju�, skarbie. - Horatio, naprawd� nie powiniene�. Prosz� ci�, Horatio ... - Kapelusz nie jest konieczny o tej porze nocy. A wi�c zdejmiemy go. Jest dosy� miejsca dla ciebie na �awie. Po�� tu nogi. Buciki te� niepotrzebne. Cicho, ani s�owa. Teraz poduszka pod g�ow�. Pod�o�ymy pod ni� worek. Czy tak ci wygodnie? A teraz przykryjemy ci� kocem, �eby ci by�o ciep�o. No ju�, �pij dobrze, koch