7682
Szczegóły |
Tytuł |
7682 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7682 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7682 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7682 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jayge Carr �� � � Paj�czarka
� � Wieczysta Sekunda sko�czy�a si�; jeszcze raz wysz�am z tego ca�o.
� � Na stacji oczekiwa� komitet powitalny. Nie na mnie - na to, z czym przyby�am. Zanim zd��y�am zrobi� dwa kroki do wyj�cia, otoczy�o mnie kilkana�cie os�b z niepokojem w oczach.
� � - Lewe udo - powiedzia�am.
� � Odwr�ci�am do nich lewy bok i trzej m�czy�ni kl�kn�li z takim po�piechem, �e zderzyli si� ze sob�. Nacisn�am przycisk ukryty pod sk�r� brzucha i moje lewe udo p�k�o r�wno i bezbole�nie. Niecierpliwe palce zag��bi�y si� w ods�oni�tej jamie o �ciankach z organisyntetyku. To, czego szukali, by�o tam; przenoszenie w udzie to naprawd� b e z p i e c z n y spos�b, chocia� szalenie uci��liwy dla przenosz�cego.
� � Gdyby to co�-czego-potrzebowali mia�o mniejsze rozmiary, u�y�abym do transportu ust. Nale�� do tych, kt�rzy umiej� trzyma� usta zamkni�te w czasie jazdy.
� � Wyj�li cztery niet�uk�ce fiolki i umkn�li w po�piechu. Reszta komitetu powitalnego zaj�a si� �ciskaniem moich r�k i wpychaniem mi kielich�w z nieznanymi napojami oraz p�misk�w z r�wnie egzotycznym jad�em, mamrocz�c jednocze�nie podzi�kowania z szybko�ci� tysi�ca na sekund�.
� � Jestem lewor�czna, wi�c wystawi�am prawe rami�.
� � - Od�ywka. Natychmiast - takie by�o moje trzecie i czwarte s�owo na tej planecie, kt�rej nigdy przedtem nie widzia�am i pewnie wi�cej nie zobacz�, kiedy mnie odwo�aj�.
� � Byli powiadomieni. Medyk - niewysoka, lecz szykowna ona o spojrzeniu pt. "Chod�-si�-zabawi�" - przycisn�a mi nieznanego typu aparacik do ramienia. Poczu�am, jak co� si� w nie wbija, naruszaj�c integralny obszar mego cia�a, by wprowadzi� od�ywk�. Metoda by�a prymitywna, lecz szybka. Czu�am, jak opuszcza mnie zm�czenie i wsz�dzie rozchodzi si� mi�e ciep�o.
� � - Dzi�ki - powiedzia�am. - Dobra rzecz.
� � - Zawsze do us�ug, szanowna Paj�czarko. Jestem medyk Miyoshi Alnasr. Je�li podczas pobytu na naszej planecie b�dziesz potrzebowa�a mojej pomocy...
� � Przycisn�a nie wi�kszy od paznokcia mini hologram swojej g�owy do mojego przegubu. Przylepi� si� mocno.
� � - Wystarczy zedrze� pierwsz� warstw�, by uaktywni� wzywacz. Dy�uruj� - doda�a ciszej - dwadzie�cia osiem godzin na dob�.
� � Groupie, pomy�la�am, ale nie zerwa�am wzywacza z przegubu. Turismus to chroniczna choroba paj�czarzy; prawdopodobnie b�d� jeszcze potrzebowa�a fachowej opieki lekarskiej. A je�li chodzi o inne sprawy... Jej oczy, tak samo jak oczy wszystkich pozosta�y, zdradza�y nieomylnie, �e dop�ki to, co przywioz�am, nie spe�ni swojego zadania, mo�e za��da� po�owy ich �wiata - i otrzyma� j�.
� � Jednak jej oczy m�wi�y wi�cej. Widnia�a w nich nie tylko chciwo��, jak� widywa�am o wiele za cz�sto. Udzielanie pomocy paj�czarce by�o zaszczytem i powodem do dumy - im wi�c cz�ciej tym lepiej - a w jaki spos�b, to ju� znaczy�o dla niej tyle, co zesz�oroczny �nieg.
� � Paj�czarze przyzwyczajaj� si� do tego - i do zazdro�ci. Paj�czarzom nigdy nie pozwala si� zapomnie� o tym, �e s� prawdziw� elit�, nielicznymi, kt�rzy mog� wej�� na stacj� na jednej planecie i wyj�� - �ywi! - na innej. Dla reszty pozostaj� tylko macice statk�w wolniejszych od �wiat�a oraz miesi�ce i lata podr�y nawet bior�c pod uwag� efekt relatywistyczny - z jednego �wiata do innego.
� � Nasza jest nie tylko wolno�� gwiazd, ale i niewypowiedziana chwa�a jazdy po sieci. Wieczysta Sekunda. Najpe�niejsze prze�ycie.
� � Jazda. P�ywanie w�r�d gwiazd niczym iskry p�omieni przelatuj�ce przez r�ce, kt�re nie s� r�kami; psychiczne Ja zwi�zane z Ja fizycznym b�d�cym zaledwie wzorem przesuwaj�cym si� po paj�czynie sieci; utrzymywane razem i egzystuj�ce tylko dzi�ki sile woli paj�czarza. �eglowanie w zamieraj�cych powiewach my�li przez kosmiczne pr�dy energii i materii, od jednego w�t�ego pasma sieci do drugiego. Uczucie rozdarcia, gdy wz�r twego Ja rozprasza si� na parseki przestrzeni, rozmazuje w�r�d gwiazd; a mimo to boska euforia zaznawania tych gwiazd, wyczuwania psychicznymi "oczami" ca�ego widma czasoprzestrzeni, tak �e �wiat�o pulsar�w jest jak bicie serca Wszech�wiata...
� � Nasza jest chwa�a, a cena, jak� za ni� p�acimy, to mi�dzy innymi groupie.
� � Nie �ebym si� martwi�a lekark�; ona nale�a�a do bezpiecznego rodzaju groupie. Tylko takich miejscowy rz�d m�g� i chcia� dopu�ci� do paj�czarza. Chciwych, lecz samolubnych; chc�cych by� blisko, �eby otrze� si� o czar - ale nie za blisko, �eby przypadkiem nie zaryzykowa� swojej cennej sk�ry.
� � Niebezpieczni s� groupie innego rodzaju - p r a w d z i w i groupie. Tacy, kt�rzy zrobi� wszystko, aby dosta� si� na sie�. Niezwykle gro�ni dla paj�czarza, dla spokoju jego umys�u - tak niezb�dnego do bezpiecznej jazdy. Pr�buj� niepostrze�enie zbli�y� si� do paj�czarza i...
� � Och, groupie s� potrzebni. Inaczej sk�d braliby�my rekrut�w? Jednak trzeba ich trzyma� z dala od paj�czarzy, poniewa� to zbyt bolesne, kiedy traci si� kogo�, kto sta� si� nam bliski. Podw�jnie bolesne dla mnie, bo moja siostra i ja te� kiedy� by�y�my groupie. Ja teraz je�d��, lecz nasze drzewo straci�o nas obie. Ona, tak podobna do mnie jak hologram, jest teraz chmur� atom�w rozrzuconych w Galaktyce. Op�akuj� t� strat� na nowo ze �mierci� ka�dego niedosz�ego paj�czarza - a tak wielu z nich ginie.
� � To inna cena, jak� p�acimy. A oni, mieszka�cy planet, pr�buj� nam to wynagrodzi�, zapominaj�c, �e co� niesko�czenie cennego na jednej planecie, na drugiej mo�e by� r�wnie powszechne jak tlen. Zreszt� i tak nie mog�abym niczego ze sob� wzi��. W udzie lub ustach przenosz� to, czego gdzie� rozpaczliwie potrzebuj�. Dla siebie - nigdy.
� � S� inne korzy�ci; rzeczy, kt�rych nie trzeba przenosi�. W otaczaj�cym mnie t�umie ludzi gadaj�cych gor�czkowo lub czekaj�cych, a� wypowiem swoje zdanie, by�y co najmniej cztery osoby umieszczone specjalnie, abym mog�a sobie wybra�. Muskularny si�acz; naj�liczniejszy ch�opta�, jakiego kiedykolwiek widzia�am; superszykowna babka przy�miewaj�ca urod� lekark� o kilka rz�d�w wielko�ci; wspania�a nimfetka. Sama �mietanka - wed�ug kryteri�w tego �wiata. Co w tym wypadku oznacza�o "niski, przysadzisty, bezogoniasty, niebieskosk�ry o bia�ym, prawie bezbarwnym futrze porastaj�cym drobnymi k�aczkami ka�dy nieos�oni�ty ubraniem skrawek cia�a - czyli prawie wszystko! - z wyj�tkiem okolic oczu i ust". Widzia�am brzydszych, o wiele, a poza tym prawdopodobnie wydawa�am si� im stworzeniem r�wnie dziwnym, je�eli nie dziwniejszym.
� � Jestem hetero, a muskularny wygl�da� na nie�le obdarzonego tym, co taki ch�op powinien posiada� - jego str�j nie pozostawi� wiele dla mojej bogatej wyobra�ni - wi�c nie trac�c czasu wzi�am go w posiadanie: po�o�y�am mu r�k� na ramieniu i poprosi�am, �eby si� nie zmywa�. Jednocze�nie uprzejmie da�am do zrozumienia pozosta�ej tr�jce, �e z pewno�ci� wybra�abym ich, gdybym gustowa�a w takich specjalno�ciach.
� � Nimfetka nad�a si�, lecz si�acz zmierzy� mnie bardzo nieprofesjonalnym spojrzeniem, w kt�rym odczyta�am troch� zadowolenia z tego, �e zosta� wybrany, ale w wi�kszo�ci nie wypowiedziane "mniam-mniam, b�dzie radocha!"
� � Bardzo mi to wszystko pochlebi�o.
� � M�j Li�ciu, jak ten t�um dooko�a mnie gada� i gada�. Paj�czarz potrzebuje dw�ch rzeczy, by odnowi� swoje si�y psychofizyczne po je�dzie; jak na razie, dosta�am tylko jedn� z nich. Kiedy kolana zacz�a si� pode mn� ugina�, pozwoli�am na to. Z�apa� mnie z �atwo�ci� i wzi�� na r�ce jak dziecko, chocia� by�am o g�ow� od niego wy�sza. Owin�am go ogonem w talii.
� � - Medyka - zawo�a� g�osem przepojonym trosk�. - Ciebie - powiedzia�am i u�miechn�am si�.
� � Dotar�o do niego; chwytny ogon przydaje si� czasem. Przedar� si� przez t�um nios�c mnie w ramionach, jakbym nic nie wa�y�a, jakbym by�a tylko pust� czarn� dziur� w sercu Galaktyki. W zupe�no�ci mi to odpowiada�o.
� � Mia� miejsce dziwny incydent. Jaka� babka - starsza, je�eli zmarszczki i przerzedzone futro oznacza�y to, co zwykle oznaczaj� - dostrzeg�a mojego si�acza i jej twarz przybra�a g��boko niebiesk� barw�.
� � - Malachi - sykn�a, lecz m�j si�acz nie zwolni� kroku.
� � W my�lach wzruszy�am ramionami: krewna czy kochanka, odzyska go z powrotem, jak tylko odlec�.
� � W pe�ni zregenerowa�am swoje si�y psychofizyczne.
� � By� te� mi�ym rozm�wc�, ch�tnie opowiadaj�cym o swoim egzotycznym - dla mnie - �wiecie p�ytkich m�rz i nie ko�cz�cych si� �a�cuch�w wysp. To nie jego wina, �e nieostro�nie napomkn�wszy o swojej rodzinie przypomnia� mi zn�w o mojej utraconej siostrze. Czuj�c, jak zamykam si� w sobie, roze�mia� si� i zmieni� temat nie pozwalaj�c mi wspomina� dzieci�stwa sp�dzonego w�r�d ga��zi gigantycznych drzew, ani utraty wi�cej-ni�-siostry. Nie przestaj�c m�wi� zaprowadzi� mnie na balkon o przezroczystej pod�odze, zawieszony nad kryszta�owymi wodami laguny, pe�nymi ruchliwych pstr�g�w �migaj�cych po dziwacznych labiryntach g�az�w.
� � Szybko potwierdzi�, �e nazywa si� Malachi. Czu�am, �e coraz bardziej interesuje go moje imi�. Ch�tnie bym mu wyjawi�a, ale... Nie mam �adnego...
� � Ga��zka nie mo�e przybra� imienia, dop�ki nie jest zapylona lub nie wypu�ci p�czk�w (stare zwyczaje maj� d�ugie �ycie teraz rodzimy dzieci tak jak inni ludzie, cho� zawsze seriami bli�niaczych osobnik�w, lecz identyfikujemy si� wed�ug naszych drzew, na przyk�ad...). Ja jestem - a raczej by�am - ga��zk� drzewa zwanego Tamaryszkiem, z 243 generacji urodzonej w cieniu Jego listowia. Jednak przychodz�c do sieci nie zd��y�am wypu�ci� p�czk�w - by�am na to za m�oda - i musz� bez p�czk�w pozostawa�, dop�ki nie umr� lub z jakiego� powodu spadn� z sieci, co wychodzi prawie na to samo. P�czkuj�c nie mo�na je�dzi� po sieci, a ja jestem paj�czark�, ja musz� je�dzi�.
� � W rejestrach sieci nosz� imi� "Ga��zka Tamaryszku z Sekwoi G�rnej", lecz to tylko dla wygody innych. Nigdy nie wybra�am sobie imienia i nigdy tego nie zrobi�.
� � Powiedzia�am mu, �eby nazywa� mnie "Ga��zk�". Obrzuci� mnie spojrzeniem i st�umi� �miech. S�dz�, �e dla kogo� tak szerokiego w barach jak on naprawd� wygl�da�am jak chodz�ca ga���.
� � Gestem wskaza� niebo i zamglone s�o�ce, pr�buj�c odwr�ci� moj� uwag� i zapanowa� nad wyrazem twarzy. Z ty�u dos�ysza�am jaki� szmer; przygryz�am warg�. Mieli�my by� sami, ale maniak�w mo�na spotka� na ka�dej planecie. Wypaczone umys�y, nienawidz�ce wszystkiego i wszystkich. Fanatycy atakuj�cy najdogodniejsze lub najwybitniejsze cele.
� � Nic nie powiedzia�am. Cokolwiek to by�o, Malachi r�wnie� m�g� by� w to zamieszany. Po prostu odesz�am troch� dalej, jakby chc�c lepiej przyjrze� si� widokowi, jaki mi pokazywa�. W ko�cu Malachi r�wnie� us�ysza� ten d�wi�k...
� � Intruz nie mia� �adnych szans. Bez broni, o szczup�ych ramionach i smuk�ym ciele dorastaj�cego ch�opca, zosta� zaskoczony gwa�townym atakiem. W ci�gu sekundy Malachi obali� go na pod�og�, wykr�ci� r�ce na plecy i zacz�� rozgl�da� si� za czym�, czym mo�na by go zwi�za�. Przybysz szamota� si� rozpaczliwie, lecz daremnie, a� w ko�cu uda�o mu si� odwr�ci� g�ow� i nasze spojrzenia spotka�y si�. Twarz mia� jeszcze m�odsz� ni� wci�� dorastaj�ce cia�o, a niebieskie oczy mocno podpuchni�te; ich �renice tylko troch� ciemniejsze od b��kitu bia�ek.
� � - Paj�czarko, prosz� - rzek� b�agalnie.
� � Zna�am ten wyraz twarzy w jego oczach, wszyscy paj�czarze si� z tym spotykaj�.
� � - Pu�� go, Malachi.
� � - Nie powinien tu przychodzi�. Mo�e chcia� zaatakowa�... S�owa te dowodzi�y, �e na tej planecie tak�e s�yszano o pewnych sprawach.
� � - Nie, Malachi, to groupie. Nieprawda�, kolego?
� � - Nie wiem, co to jest groupie - odpar� ponuro.
� � - Chcesz sam je�dzi� po sieci, czy tylko o tym pos�ucha� i o innych �wiatach?
� � Ka�dy k�aczek futra mia� zwi�zany wst��k� innego koloru. Otworzy� szeroko usta ukazuj�c czarne (mo�e pomalowane?) z�by - i wiedzia�am, �e zgad�am.
� � - Sk�d wiesz?
� � Roze�mia�am si�.
� � - Czy�by� my�la�, �e jeste� jedynym? - wyci�gn�am jedn� r�k� do Malachiego, a drug� do ch�opca, pomagaj�c im si� podnie��. - No dalej, rozlu�nijcie si�, odpr�cie. Jak...?
� � Z przyzwyczajenia chcia�am zapyta�, jak si� nazywa jego drzewo, ale opanowa�am si� w por�.
� � - Jak masz na imi�, kolego?
� � Malachi pozwoli� mu wsta�, lecz wci�� przygl�da� si� podejrzliwie; ch�opiec odpowiada� ponurym spojrzeniem.
� � - No wi�c - m�wi�am sadowi�c si� na barierce balkonu i pozwalaj�c o�ywczym podmuchom wiatru rozwiewa� moj� sier�� - czy mamy ci� nazywa� Incognit, bracie?
� � - Inco... jak?
� � - Incognit. To znaczy "nieznany" w jednym z kilku j�zyk�w systemu Ascety. Nawet nazwali tak jedn� z planet, st�d znam to s�owo. Dziwne miejsce; grunt wygl�da solidnie, ale je�eli b�dziesz tak g�upi, �e staniesz na nim, to wpadniesz po uszy - albo jeszcze g��biej. Ca�a powierzchnia planety - przynajmniej w pobli�u stacji - jest taka. My�l�, �e to widok waszej piaszczystej pla�y - wskaza�am ruchem g�owy na z�ot� �ach� otoczon� faluj�cym b��kitem - przypomnia� mi tamt� planet� i w�o�y� w usta "Incognit".
� � - Chcesz powiedzie� - jego ogromne oczy wpatrywa�y si� we mnie z hipnotyczn� intensywno�ci� - �e istnieje zamieszka�a planeta bez skrawka sta�ego gruntu?
� � - Zgadza si�.
� � By�am g�upia i wiedzia�am o rym. Tylko to rozrzewniaj�ce uwielbienie, ta straszliwa nadzieja w b��kitnych oczach. Mo�e je�li podkre�l� negatywne strony...
� � - Nawet wi�cej ni� jedna. Planety lotnych piask�w jak Incognit i planety pokryte wod�. By�am na takiej, kt�r� ca�kowicie pokrywa�a woda, lecz sta�o na niej tyle budynk�w na fundamentach z pali wpuszczonych w dno, �e mo�na si� by�o o tym przekona� dopiero wtedy, kiedy si� zesz�o kilkaset pi�ter ni�ej. S� �wiaty, na kt�rych nie ma �adnej r�nicy mi�dzy powierzchni� a wn�trzem opr�cz zmiany g�sto�ci stopniowego wzrostu ci�nienia w miar� opadania w d�, do j�dra planety. A i ono mo�na uzna� za cia�o sta�e tylko wtedy, je�eli uznamy za takie supersprasowan� materi� bez struktury krystalicznej. I s� planety...
� � - A jak ludzie mog� �y� na takiej planecie bez sta�ego l�du?
� � - Dzi�ki tratwom.
� � Uporczywe sw�dzenie mi�dzy �opatkami, na lewo od grzywy, zmusi�o mnie do wyci�gni�cia ogona i podrapania si� chwytnym koniuszkiem.
� � - Wielkim i ma�ym tratwom - ci�gn�am u�miechaj�c si� na samo wspomnienie - a wszystkie z podwieszonymi kapsu�ami mieszkalnymi. �miertelnie przerazi�am mieszka�c�w tej planety. Wn�trza kapsu� wygl�da�y zupe�nie zwyczajnie, tyle �e czu�o si� ko�ysanie. Jednak od zewn�trz... Liny, maszty i drabinki przypomina�y mi pn�cza i konary drzewa, na kt�rym si� urodzi�am i wychowa�am. Oczywi�cie drzewo by�o znacznie wy�sze... Nie stan�am na gruncie, dop�ki nie rozpocz�am szkolenia. Na mojej planecie tylko zwierz�ta �yj� w�r�d podszycia, w zalegaj�cym tam wiecznym mroku; w ka�dym razie nie zdawa�am sobie sprawy, jak bardzo brakuje mi hu�tania si� na ga��ziach i zjazd�w po pn�czach, dop�ki nie znalaz�am si� na tym zalanym wod� �wiecie. Jednak musia�am przesta�, bo obawia�am si�, �e kto� mo�e przeze mnie dosta� ataku serca. To by� niesamowity widok, te tysi�ce tratw powi�zanych ze sob�; nigdy si� nie dowiedzia�am, z czego je robili, te tratwy. Czy powstawa�y sztucznie, czy naturalnie, mo�e z martwych organizm�w...
� � Nie przestaj�c m�wi� pr�bowa�am odgadn�� po jego reakcjach czy jest tylko s�uchaczem, czy te� potencjalnym paj�czarzem.
� � Powinnam by�a jednak wiedzie�. Ka�dy, kto mia� do�� odwagi, by zjawi� si� tu tak jak on, nie m�g� by� tylko s�uchaczem.
� � Opowiadaj�c w��czy�am si� do sieciom�zgu, tego prawie �ywego tworu powsta�ego ze wszystkich informacji zgromadzonych na wszystkich stacjach sieci. Nikt nie wie, w jaki spos�b paj�czarz potrafi pod��czy� si� wcze�niej czy p�niej, je�eli nie od razu, do sieciom�zgu. Ja umia�am to robi� ju� podczas pierwszej jazdy, wystarczy�o tylko, �ebym chcia�a, i nie wymaga�o wi�kszego wysi�ku ni� pami�tanie widoku li�ci rozwijaj�cych si� ka�dej wiosny w koronie mego rodzinnego drzewa albo t�czowych cia� Podwodospadowc�w na planecie zwanej Ultraniagar�.
� � Zada�am sieciom�zgowi proste pytanie: jaki procent powodzenia uzyska� ten �wiat.
� � Zaraza! �adnych sukces�w, nigdy; centrum szkoleniowe zamkni�te dawno temu, wszelkie pr�by jazdy nielegalne. (A jednak ch�tnie u�ywali sieci, byle tylko inni podejmowali ryzyko!) Paru fanatyk�w pr�bowa�o mimo zakazu i stra�nik�w; �adnemu si� nie uda�o.
� � M�wi�am dalej i w ko�cu groupie zada� nieuniknione pytanie:
� � - Co si� czuje, kiedy si� jedzie po paj�czynie?
� � - A co si� czuje, kiedy si� �yje?
� � Tylko paj�czarz wie...
� � Pr�bowa�am opisa� nieopisane. Ostrzega�am.
� � - Wi�kszo�� ludzi nie ma do�� si�y. Pr�buj�, lecz ich psychiczne Ja nie mo�e utrzyma� Ja fizycznego, kt�re zaczyna si� rozszerza� i rozszerza�, coraz cieniej i cieniej, a� wreszcie staje si� tylko chmur� atom�w rozsianych w�r�d mg�awic, niewykrywaln� nawet przez najczulsze instrumenty...
� � - Nazywamy to rozpry�ni�ciem.
� � - Dziewi�ciu z ka�dej dziesi�tki, bracie. Pami�taj o tym. Powtarzaj sobie. Dziewi�ciu z ka�dej dziesi�tki wyszkolonych. U nie szkolonych jeszcze gorzej.
� � Nie uwierzy� mi. My�la�, �e k�ami�. I k�ama�am, ale nie tak, jak my�la�. To nie dziewi�ciu na dziesi�ciu - to dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu na stu. Jednak gdybym mu powiedzia�a prawd�, �e mniej ni� jeden procent wychodzi ca�o z pierwszej jazdy, to nawet nie pr�bowa�by mi uwierzy�.
� � Musia�am go ostrzec, zmusi�, by zrozumia� ryzyko, swoje nik�e szanse. Przy odrobinie szcz�cia mog�am go zupe�nie zniech�ci�. Je�li jednak pragn�� sieci naprawd� mocno, to wiedzia�am, �e nic go nie powstrzyma - cokolwiek bym powiedzia�a czy zrobi�a. Lecz przynajmniej b�dzie ostrze�ony.
� � Czy te� tak sobie wmawia�am.
� � �cie�ki Zarazy, jak m�wi�, s� us�ane dobrymi ch�ciami.
� � Wreszcie wygoni�am go, zaspokoiwszy (mia�am nadziej�, �e na d�ugo!) jego ��dz� przyg�d.
� � Dopiero wtedy przysz�a zwyk�a reakcja. Sta�am bez ruchu, dop�ki nie poczu�am nie�mia�ego dotyku r�ki na ramieniu.
� � - Mog� w czym� pom�c? - Chrapliwy oddech i ciemna chmura niepokoju z ty�u za mn�.
� � Potrz�sn�am g�ow�, wci�� patrz�c niewidz�cymi oczami na b��kit b��kitnych dali. W ko�cu zda�am sobie spraw�, �e zaraz wpadnie w panik�.
� � - To boli, Malachi, nic wi�cej. Nie twoja wina. Nikt nie zdo�a utrzyma� z daleka dostatecznie zdecydowanego groupie, niezale�nie od przedsi�wzi�tych �rodk�w ostro�no�ci. Tylko �e... Starajcie si�, musicie si� stara�. Trzymajcie groupie z daleka ode mnie, Malachi. Z daleka!
� � - Jeste�my tu sami, ale wszyscy us�ysz� twoje s�owa i us�uchaj�, jak tylko zdecydujesz si� wr�ci� do miasta. Jednak - jego d�o� na moim ramieniu dr�a�a lekko - nie rozumiem ci�. By�a�... bardzo uprzejma dla tego m�odzie�ca. Czemu odmawiasz innym tego, czego pragn�? Trzymasz si� na uboczu, aby odzyska� si�y, rozumiem to. Jednak p�niej, troch� nieszkodliwych rozm�w...
� � - Nieszkodliwych! - odwr�ci�am si� gwa�townie, zwijaj�c i rozwijaj�c ogon w spos�b, jaki w koronie mojego rodzinnego drzewa zapowiada� walk� na �mier� i �ycie.
� � - To mnie rani, Malachi! Przypomina mi, �e zbyt wielu zgin�o. A je�li chodzi o nich - czy tego nie widzisz, nie rozumiesz? - oni chc� s i e c i. I dla niekt�rych spotkanie paj�czarza jest ostateczn� zach�t�. Widz� paj�czarza - paj�czarza, kt�remu si� powiod�o, i my�l�, �e im te� si� powiedzie. Pr�buj� wi�c. I gin�. Gin�, Malachi. Nie mo�na temu zapobiec, nikt tego nie dokona. Jednak mo�na ich przynajmniej zniech�ci�...
� � Obla� si� b��kitnym rumie�cem i czu� si� winny jak Zaraza. Ale to nie przez niego - a ch�op by� z niego na schwa�. Chwyci�am go za r�ce, opar�am g�ow� na ciep�ym, solidnie umi�nionym ramieniu i westchn�am.
� � - Nigdy tego nie zrozumiesz, prawda, m�j solidny, twardo stoj�cy na pniu przyjacielu? Jeste� zadowolony ze swojego �ycia i nigdy nie zarazi�e� si� szale�stwem, nigdy niczego nie pragn��e� tak rozpaczliwie, �e sprzeda�by� swoj� dusz�, swoje drzewo, wszystko, �eby to co� mie�. Ja wiem, ja zarazi�am si� tak� chorob� i nigdy nie wyzdrowia�am - paj�czarzom nigdy to nie przechodzi. Lecz ty... cieszysz si� dniem dzisiejszym, nie my�lisz o jutrze, co, si�aczu? Zaryzykowa�by� pewn� �mier� pr�buj�c zosta� paj�czarzem?
� � Zesztywnia� jak mieszkaniec drzewa uk�szony przez z�o�mija, po czym wstrz�sn�� nim g��boki chichot. Jeszcze raz pokaza� mi, jak przyjemne mog� by� rado�ci dnia dzisiejszego.
� � W ci�gu nast�pnych dni obwo�ono mnie po planecie. M�j Malachi znikn��, kiedy tylko opu�cili�my nasz domek nad wod�, ale dosta�am go z powrotem, gdy o to poprosi�am.
� � Jego twarz zdradza�a zadowolenie z siebie, a twarze innych prawie namacaln� dezaprobat�. Jednak robi�am to, na co mia�am ochot�. Je�li w jaki� spos�b obra�a�am tutejsze poczucie moralno�ci - trudno. Nie zada�am sobie trudu i nie pod��czy�am si� do sieci, by pozna� zwyczaje tego �wiata i dowiedzie� si�, czy co� robi� �le i dlaczego.
� � Na ka�dej z planet, jakie widzia�am, jest zawsze co� nowego. Jaki� widok, sport, rozrywka. Tu wypr�bowa�am je z Malachitu. Czasem on by� mistrzem, a ja uczennic�, czasem oboje byli�my uczniami.
� � Jednak nie oddawa�am si� tylko biernie rozkoszom. Paj�czarz, kt�ry potrafi si� pod��czy� do sieci, mo�e by� u�yteczny na wiele sposob�w.
� � Pracuj�c czy bawi�c si�, zm�czona lub smutna, czy z jakiego� powodu przygn�biona, zawsze mog�am wyci�gn�� r�k� i uj�� jego siln�, pomocn� d�o�. Malachi zjawia� si�, kiedy go potrzebowa�am, i nigdy si� nie narzuca�. Jego obecno�� przypomina�a mi, �e istnieje codzienne �ycie i codzienne przyjemno�ci, a nawet ludzie, dla kt�rych jazda po sieci nie jest wszystkim. Mog�am tylko dzi�kowa� Li�ciowi, �e s� tacy, kt�rych �ycie jest wype�nione po brzegi i kt�rzy nie potrzebuj� sieci. �yj d�ugo i szcz�liwie, Malachi, m�j s�odki si�aczu. �yj d�ugo pe�ni� �ycia!
� � Och, by�am u�yteczna na tej planecie, a Malachi towarzyszy� mi wsz�dzie jak cie�. Wiedzia�am od sieciom�zgu, ile czasu trwa�o, zanim zdecydowali si� poprosi� o nasz� pomoc. Czekali z tym tak d�ugo, a� znale�li si� w �miertelnym niebezpiecze�stwie. Teraz by�am pewna, �e z niecierpliwo�ci� czekaj�, a� wr�c�, sk�d przyby�am.
� � Jednak jestem lojalna wobec sieci. Chcia�am, �eby tubylcy zrozumieli, jakie przynosi korzy�ci; jakie my wszyscy przynosimy. Oczywi�cie nie mog�am zosta� na d�u�ej; paj�czarz musi wci�� je�dzi�, �eby nie straci� wprawy. Lecz powiedzia�am sieciom�zgowi, by nie wzywa� mnie, dop�ki nie b�dzie to absolutnie konieczne.
� � Tak wi�c by�am tam, kiedy rozprysn�� si� Incognit.
� � Wezwali mnie natychmiast, ale za p�no. Znajdowa�am si� poza sieci�, a i tak w ci�gu sekundy by�o po wszystkim. Wiedzia�am, co si� sta�o, od razu wiedzia�am, �e nic nie mo�na zrobi�.
� � Rozprysn�� si� w ci�gu Sekundy - i ju�.
� � Mimo wszystko pojecha�am na stacj�, chocia� dotarcie do niej zabra�o mi kilkana�cie standardowych godzin.
� � Opr�cz zwyk�ego zestawu Bardzo Wa�nych Osobisto�ci, technik�w, medyk�w i ciekawskich zasta�am tam w�ciek�� bab�, kt�ra rzuci�a si� na mnie, jak tylko wesz�am do holu stacji.
� � - Sprowad� go, cudzoziemko! - warkn�a.
� � - Nie mog�.
� � Nie wiedzia�am, czy by�a jego matk�, siostr� czy kochank�, ale naprawd� to prze�ywa�a. Nie podejrzewa�am, �e ci flegmatycy s� do tego zdolni. By�a ni�sza ode mnie, ale solidnie umi�niona. R�bn�a mnie tak, �e wylecia�am w powietrze i silnie uderzy�am w �cian�, przygryzaj�c sobie warg�, po czym osun�am si� bez�adnie na ziemi�.
� � Sze�ciu ludzi, wzajemnie sobie przeszkadzaj�c, pomog�o mi wsta�, a kiedy przeja�ni�o mi si� w oczach, zobaczy�am Malachiego tarzaj�cego si� po pod�odze z moj� przeciwniczk�. Dusili si� nawzajem miotaj�c przekle�stwa w lokalnym, niezrozumia�ym dla mnie dialekcie.
� � Otar�am krew z warg, podczas, gdy widzom uda�o si� rozdzieli� dwoje walcz�cych. Napastniczka, cho� powstrzymywana za r�ce, przeszywa�a mnie wzrokiem jak laserem.
� � - Wy... - zakl�a w�ciekle.
� � - A wy? Wezwali�cie naszej pomocy. Chcecie, by sie� by�a otwarta, by paj�czarze je�dzili. Na ka�dego, kt�remu si� udaje, przypada blisko stu martwych. Ja te� mog�am zgin��. Zaakceptowa�am ryzyko - ten ch�opiec tak�e. I wy wszyscy ponosicie za to odpowiedzialno��, tak d�ugo, jak d�ugo wasz �wiat jest po��czony z sieci�.
� � Widzia�am, �e moje s�owa trafi�y do niej. Powiedzia�a:
� � - I te sto innych ofiar nic was nie obchodzi?
� � Kiedy jedn� z nich by�a moja siostra, moje drugie ja?
� � - Potrzebuj� medyka, mam rozci�t� warg�. Trzeba zatamowa� krwawienie, zanim znowu wyrusz� - powiedzia�am.
� � Sieciom�zg poinformowa� mnie ju�, �e ch�opiec nie dotar� nawet do pierwszego splotu, lecz mimo to wyruszy�am. P�dzi�am z pasma na pasmo, w g�r� i w d�, zwalniaj�c przy w�z�ach i przyspieszaj�c na prostych, znowu i znowu.
� � Robi�am to niemal za d�ugo, w ko�cu wr�ci�am na stacj� - z pustymi r�kami.
� � - Pami�taj, je�eli musisz pami�ta�, o szcz�liwych chwilach jakie sp�dzili�cie razem - powiedzia�am.
� � - Przecie� nie by�o ci� tylko sekund�!
� � Wieczyst� Sekund�.
� � - W ci�gu tej sekundy mog�am nawet dotrze� do innego ramienia. Sprowadzi�abym go z powrotem, gdybym go znalaz�a. Na ca�ej sieci nie ma �ladu ch�opca.
� � Zn�w podnios�a zaci�ni�t� pi�� - i uwierzy�a mi. Zgarbi�a si�, opu�ci�a r�k� i odesz�a; ze stacji, z mojego �ycia.
� � Malachi zaczeka�, a� wstrzykn� mi od�ywk�, po czym zabra� mnie do siebie.
� � Od tej pory, mimo �e ten �wiat mia� wiele do zaoferowania, czeka�am tylko na Wezwanie.
� � Nie dlatego, �e nie mog�am si� oswoi� ze �mierci� Incognita i swoj� win�. To by z czasem przesz�o. Jednak nie tu, nie na jego planecie, gdzie ka�dy krok przypomina� mi o tym, �e zabi�am tego niewinnego ch�opca tak samo, jakbym zepchn�a go z niskiej ga��zi i patrzy�a, jak spada na �mierciono�ne podszycie.
� � W ko�cu przysz�o Wezwanie. Nale�a�o dostarczy� multiprogramy ratunkowe z pobliskiej planety na inn�, w odleg�ym Ramieniu. Kr�tki skok, a potem d�uga, d�uga jazda. Nie m�wi�am "do widzenia" - paj�czarze nigdy tego nie robi�. Nie ma szans, by�my dwukrotnie odwiedzili t� sam� planet�. Odchodzimy cicho jak koty (czasem zastanawia�am si�, kt�re z wielu zwierz�t, jakie widzia�am na r�nych planetach, jest kotem z tego powiedzenia).
� � B�dzie mi brakowa�o Malachiego. By� dla mnie kim� wi�cej ni� chwilowym towarzyszem �ycia. Mo�e nie potrafi� �y� tak jak on, ale nie mog� si� powstrzyma� od podziwiania go, chocia�by za up�r, jaki czasem wyczuwa�am pod mask� dobroduszno�ci.
� � Na stacji by�o ciep�o i jasno. Sta�am, oddychaj�c g��boko. Raz... dwa... trzy... Zrobi�am gigantyczny krok i...
� � Nie by�am sama!
� � Czu�am jak si� rozpryskuje - on, Malachi! - wi�c chwyci�am go instynktownie i trzyma�am mocno, z si�� psychiczn�, o jak� nawet si� nie podejrzewa�am. Przesz�o�� i tera�niejszo�� zmiesza�y si� ze sob�, na wiele r�nych sposob�w po��czyli�my nasze serca, umys�y i dusze, zespolili�my si�, stali�my si� sobie bliscy, �miali�my si�, p�akali, kochali - i �eglowali po sieci, razem.
� � Wieczysta Sekunda, rozci�gaj�ca si� w tobie przestrze�, galaktyki wiruj�ce jak diademy, pulsowanie s�o�c jak pulsowanie serc, sw�dzenie mg�awic, ostre uk�ucia dziur, mi�e ciep�o gwiezdnego �ona.
� � �mia� si� i p�aka� i tryska� rado�ci�, tak s�odk�, jak nowo otwarty kwiat kielichowca.
� � Byli�my tam, dwoje w jednym, omotani sieci� i p�dz�cy po niej, po nie ko�cz�cej si� linie rozci�gni�tej ku wieczno�ci. A� wynurzyli�my si� na stacji, zn�w rozdzieleni na dwie osobowo�ci. Szczerz�c z�by upad� bezsilnie na chromowan� pod�og�, �miej�c si�, �miej�c si� bez ko�ca.
� � Nie by�am w lepszej formie od niego, ale z�o�� doda�a mi si�. Pochyli�am si� i uderzy�am go tak mocno, �e �lad jego z�b�w pozosta� mi na d�oni.
� � - Nie r�b tego wi�cej ! - warkn�am.
� � Nie przestaj�c si� �mia� przyci�gn�� mnie do siebie i poca�owa�; a w oczach mia� g��d, kt�ry tak cz�sto widywa�am u innych. Tak cicho i spokojnie sta� za mn�, gdy opowiada�am o innych �wiatach; cierpliwie, nigdy nie przerywaj�c; za mn�, tak �e nie mog�am dostrzec ��dzy i w jego oczach.
� � - Ty draniu - powiedzia�am, kiedy mnie pu�ci� i zdo�a�am nabra� tchu. - Ty podst�pny w�u, ty...
� � Znowu si� roze�mia� i nagle zrozumia�am.
� � - To by�o celowe! Zaplanowa�e� to od samego pocz�tku!
� � Jego �miech m�g� zag�uszy� �oskot rozpadaj�cej si� planety.
� � - Wykorzysta�e� mnie!
� � By�am naprawd� w�ciek�a; w takim stanie lepiej nie wyrusza� na sie�. Technik przygl�da� si� nam ze zdziwieniem, w wyci�gni�tej d�oni trzymaj�c pojemnik, kt�ry mia� schowa� w moim udzie.
� � - Trzymajcie go! - wskaza�am na Malachiego - Zrzu�cie go z drzewa na po�arcie trogom... Ci�nijcie go do najg��bszego, najciemniejszego lochu, jaki macie, i nigdy...
� � - Paj�czarko - powiedzia� Malachi siadaj�c, z twarz� rozci�gni�t� w szerokim u�miechu - masz mi za z�e, �e wykorzysta�em ci�, by uzyska� to, czego zawsze pragn��em. Przecie� sama te� chcia�a�... nie, nie chcia�a�, uwa�a�a� si� za uprawnion� - by wykorzysta� mnie lub kogo� takiego jak ja, tylko dlatego, �e jeste� paj�czark�. A winisz mnie za to, �e pos�u�y�em si� tob�.
� � Nie mo�na by�o nie dostrzec humorystycznej strony zdarzenia.
� � - A lepiej udawa� - spyta�am - i budzi� nadzieje, kt�rych si� nie mo�e spe�ni�? A mo�e uwa�asz, �e paj�czarze powinni �y� w celibacie?
� � - Och, ty nie - mrugn�� porozumiewawczo. - A je�li chodzi o nadzieje... Wiem, �e twoja nast�pna podr� jest zbyt daleka, zbyt trudna dla pocz�tkuj�cego. Jednak spodziewam si�, �e wr�cisz po mnie tak szybko, jak b�dziesz mog�a.
� � - Ty pr�ny... Mia�am stu albo wi�cej lepszych od ciebie !
� � Wsta�, wci�� ni�szy ode mnie, wci�� u�miechni�ty.
� � - Ty te� nie by�a� moj� pierwsz�.
� � Sta�am spokojnie tylko dlatego, �e medyk zamyka� skrytk� w udzie.
� � - Wr�cisz do mnie. Widzisz, pozna�em tw�j s�aby punkt.
� � - Naprawd�? - zn�w zacz�am g��boko oddycha�.
� � - Tak paj�czarko. Znam twoj� s�abo��. Wiesz dobrze, �e je�li nie wr�cisz, pojad� za tob�. A twoj� s�abo�ci� jest to, �e masz sumienie.
� � Wyruszanie w gniewie to najlepszy spos�b, �eby si� rozprysn��. Oddycha�am wolno, odm�wi�am w my�li uspokajaj�ce mantry, przygotowa�am si�. Wiedzia�am, �e ma racj�, ale nie mia�am zamiaru powiedzie� mu o tym. Niech si� troch� pomartwi mimo pozornej arogancji nie by� taki pewny, �e wr�c�.
� � Jednak wr�c� po niego, nie z powodu jakich� nonsensownych, niemodnych wyrzut�w sumienia - chocia� mia� racj�, �e je mam, niech go Zaraza! - ale dlatego, �e teraz n a l e � a � do sieci.
� � Nigdy jeszcze nie uda�o si� pojecha� dw�m osobom na raz. Nigdy. Dlatego te� zabroniono takich jazd. A wi�c czemu nam si� uda�o? Czy�by�my byli lepsi?
� � A mo�e - mo�e po prostu silnie zwi�zana, mieszana para paj�czarzy jest potrzebna do uzyskania r�wnowagi na sieci? Za dawnych dni paj�czarze byli pe�ni uprzedze�, tak jak ich planety. Zapomnieli�my ju� o tym, �e s�owo "inny", okre�laj�ce podr�uj�cych straszliwie powolnymi, skazuj�cymi ich na �mier� w Kosmosie statkami, by�o wyra�eniem pogardliwym tak samo jak "parias". Za dawnych dni, przed Abednego Jonesem i wielk� wsp�lnot�, dwoje paj�czarzy pochodzi�oby z tej samej planety; albo jeszcze gorzej: z r�nych - lecz po��czeni wbrew swym ch�ciom i uprzedzeniom, w najlepszym razie g��boko skrywanym. Mo�e teraz, kiedy zapomnieli�my ju� o dawnych urazach, wystarczy tylko para zwi�zanych ze sob� uczuciowo istot?
� � A gdyby tak by�o, gdyby nowicjusz wyruszy� z do�wiadczonym ju� paj�czarzem, to mo�e nie musieliby�my ju� p�aci� �yciem dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu za ka�dego nowego paj�czarza?
� � A� do tej pory groupie byli kategorycznie odsuwani. Kr�tka wymiana s��w, przelotny kontakt w razie konieczno�ci, ale nigdy bli�sza znajomo��. Nie by�am jedynym paj�czarzem, kt�ry mia� sumienie i nie mo�e znie��, jak rozpryskuje si� kto�, kto sta� si� nam bliski.
� � Teraz Malachi udowodni�, �e mo�na je�dzi� we dwoje. A wi�c pozw�lmy groupie robi�, co chc�, niech ��cz� si� emocjonalnie, fizycznie, jak tylko mog� z do�wiadczonymi paj�czarzami. Mo�e...
� � Czy to mo�liwe, by sko�czy�a si� ta wieczna samotno��, udr�ka jazdy... Czu�am j�; przenikaj�c� do szpiku ko�ci, tn�c� jak lancet, a� przyjdzie pokusa do ostatecznej wspania�ej podr�y na koniec Wszech�wiata i dalej...
� � Wieczysta Sekunda - i �mier�.
� � Zaryzykowa�am jeszcze jedno spojrzenie, zanim opu�ci�am stacj�. Otaczali go stra�nicy w mundurach koloru mchu, ale u�miecha� si�.
� � Mia� racj�.
� � Wr�c�.
� � Po raz ostatni wyruszy�am w drog� sama.
Prze�o�y� Zbigniew A. Kr�licki
��� powr�t