MacLeod Ian R. - Dom Burz
Szczegóły |
Tytuł |
MacLeod Ian R. - Dom Burz |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
MacLeod Ian R. - Dom Burz PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie MacLeod Ian R. - Dom Burz PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
MacLeod Ian R. - Dom Burz - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DOM BURZ
CZʌ� I
1
Arcycechmistrzyni Alice Meynell jecha�a z synem do Invercombe
i by�a najzupe�niej pewna, �e wiezie go na miejsce �mierci. Nie, nie straci�a
nadziei - nadziei wci�� si� zawzi�cie trzyma�a - ale przez lata choroby
Ralpha odkry�a w zwyk�ych s�owach odcienie znacze�, kt�rych istnienia
wcze�niej ledwo si� domy�la�a.
Wygl�da�a z okna poci�gu, kt�ry wytacza� si� z Bristolu. By� ch�odny
szary poranek, wci�� obrze�ony noc�, Ralph dygota� pod kocami, usta
mia� sine. Najpierw jechali nocnym poci�giem z Londynu, a teraz �w
z wygl�du porz�dny, lecz lodowaty w �rodku samoch�d wi�z� ich wzd�u�
wewn�trznych podw�rzy pob�yskuj�cych tandet� miasta, kt�re zawsze
by�o jej bardziej obce ni� cho�by najdalsze rubie�e kontynentu. Tramwaje
porusza�y z szumem pa��kami sk�adaj�cymi nad ulicami swe ko�ce
jak rozmodlone d�onie. A te budynki! Festony koralowego kamienia hodowanego
i mutowanego przez mistrz�w budowlanych przypomina�y jej
ulepione z m�ki i wody maszkary z ciasta. Wszystko si� zakrzywia�o, skr�ca�o,
r�owe i b��kitne, jakby nadal ros�o - niczym eksplozja w ��obku.
Jak�e r�ni�o si� od uporz�dkowanej siatki Northcentral! W elegantszych
dzielnicach wok� tamy Clifton fantastyczne domy powoli budzi�y si�
do �ycia, a w�r�d gasn�cych z pob�yskiem latar� chodnikami do pracy
spieszyli s�u��cy. Wtem, tak raptownie, jak to si� nigdy nie zdarza w Londynie,
znale�li si� w�r�d pustych p�l.
Ralph pierwszy raz widzia� Bristol i ledwo zd��y� na� spojrze�. Mimo
�e miasto le�a�o nieopodal celu ich podr�y, Alice si� zastanawia�a, czy
jej syn kiedykolwiek jeszcze je zobaczy; ostatnio takie my�li budzi� w niej
niemal ka�dy nowy widok. Wzdrygn�a si�. Zegar, przyspieszony i rozgor�czkowany
jak jego puls, tyka� przez ca�y czas. Londyn, potem Bristol,
teraz ten rozfalowany krajobraz, o�wietlane lampami poci�gu, nietkni�te
jeszcze �witem bezlistne szpalery krzew�w.
Przedtem, jeszcze przedtem... Baden, potem Pary�, jaka� miejscowo��
w g�rach. Gabinety lekarzy. Blask fiolek. B�ysk binokli. Wyszeptywane
na pr�no zakl�cia. W jej wyobra�ni miesi�ce i pracokresy zlewa�y si�
9
niekiedy w jedn� d�ug� chwil�, rozpoczynaj�c� si� letnim popo�udniem
na londy�skich Wzg�rzach Latawcowych - by� to Dzie� Motyla; ju�
nigdy w to �wi�to nie poczu�a si� tak jak wtedy - gdy Ralph podbieg�
do niej, zacz�� kaszle�, a w�r�d kropelek �liny na jego d�oni dostrzeg�a
krwawe punkciki. Odt�d wygl�da�o to jak nieprzerwana ucieczka, czas
sp�dzany w licznych naprawd� pi�knych i ciekawych miejscowo�ciach
wydawa� si� jedynie przerw� na z�apanie oddechu przed kolejnym biegiem.
Znu�y�oby to nawet zdrowe dziecko - ona te� czasem czu�a si�
znu�ona. I wszystko po to, by si� dowiedzie�, �e takie s�owa jak �nadzieja"
daj� si� dzieli� na niesko�czone odcienie i niuanse, coraz s�absze, a�
trac� znaczenie. Lecz teraz, wyje�d�aj�c z doliny, gdy wschodz�ce s�o�ce
niespodziewanie wysun�o si� zza �ciany szarych chmur i zakr�ci�o
strz�pkami mg�y, zmierzali do Invercombe, kt�re b�dzie ich ostatnim
bastionem.
Ralph oddycha� teraz regularniej. S�o�ce o�wietla�o mu twarz i Alice
dostrzeg�a l�ni�cy w �wietle nowego dnia g�stniej�cy puch na jego policzkach.
Cho� choroba nie pozwoli�a mu na normalne dzieci�stwo, ju�
stawa� si� m�czyzn�.
Wyczuwaj�c zmian� w jej spojrzeniu, odwr�ci� si� ku niej. Na g�rnej
wardze mia� kropelki potu.
- D�ugo si� tam jedzie?
- Nie wiem, skarbie. Nigdy tam nie by�am.
- Powiedz jeszcze raz. Jak to si� nazywa?
- Invercombe.
Skin�� g�ow� i zn�w zapatrzy� si� w okno. Na szybie pulsowa�a mgie�ka
oddechu z jego ust.
- Wi�c tak wygl�da Zach�d.
Alice u�miechn�a si� i uj�a syna za r�k�, gor�c� i lekk�. Teraz, skoro
s�o�ce ju� naprawd� wsta�o, zacz�a sobie przypomina�, jak pi�kny, nawet
w p�nozimowy poranek, potrafi by� krajobraz Zachodu. Wzg�rza
wysuwa�y si� jedno zza drugiego - czy za kt�rym� kolejnym uka�e si�
morze? Niezbyt zna�a zachodnie ziemie. Nic ponad miasteczka o fasadach
z mellitu, gdzie w m�odo�ci bezczynnie trawi�a popo�udnia, siedz�c
na walizce i czekaj�c na poci�g. Ralph wydawa� si� jednak zadowolony,
patrzy� na drog� biegn�c� w d� zboczem ku rzece i dalekim wzg�rzom
Walii. Londyn, kilka sp�dzonych tam dni, g�sta mg�a i nieko�cz�ca
si� bieganina, zaciera�y si� ju� w pami�ci. Tak, Invercombe wydawa�o si�
odpowiednie, ze wszystkich tylekro� wyliczanych w my�lach powod�w,
10
a poza tym coraz bardziej czu�a, �e to miejsce niejasno, acz znacz�co
przemawia do niej.
- Naprawd� nie masz poj�cia, jak tam jest? - mrukn�� Ralph.
- Nie, ale...
Ralph odwr�ci� si� z powrotem do niej i razem wyskandowali zdanie,
kt�re wypowiadali zawsze, gdy przybywali w jakie� nowe miejsce:
- Zaraz si� oka�e...
Drzewa si� rozst�pi�y, ukazuj�c wysoki zewn�trzny mur z ma�� str��wk�
i d�ug� wewn�trzn� alej�, dalej po prawej za parkiem prze�witywa�
jakby zameczek czy ruina, a jeszcze dalej poro�ni�ta nibylipami i zimozieleni�
ziemia wznosi�a si� ku przysadzistej latarni morskiej. A nie, to jest
zapewne wiatroster.
Alice zrobi�a rozeznanie i wiedzia�a, �e Invercombe istnieje od bardzo
dawna. �w nadmorski przycz�ek u uj�cia Severn zapewne ufortyfikowali
ju� Rzymianie, i z pewno�ci� sta� tu ma�y zamek, kt�ry z�upi�y wojska
Cromwella. Potem nadszed� czas, gdy angielski krajobraz raz jeszcze
sp�yn�� krwi�, po tym jak samotny obsesjonat Joshua Wagstaffe wyekstrahowa�
ze zbieranych przez ca�e �ycie kamieni nieznan� dot�d substancj�.
Nazwa� j� eterem, od pi�tej formy materii, kt�rej domy�la� si� Platon; jej
poszukiwanie niebawem sta�o si� obsesj� Wieku. Eter nak�ania zbo�e do
rodzenia wielkich jak cebrzyki k�os�w na ziemiach, kt�re dot�d rodzi�y
g��wnie plewy. Eter sprawia, �e kr�c� si� zamarzni�te osie. Eter pozwala
nagina� materi� �wiata. A przede wszystkim eter stanowi pot�g�, a cechy
rzemios� rozumia�y to najlepiej i w swych walkach z kr�lem i Ko�cio�em
u�y�y go, jakby od zawsze do nich nale�a�.
Po krwawej rzezi tak zwanych wojen zjednoczeniowych, u zarania
pierwszego z Wiek�w Przemys�u, Invercombe odbudowano, ju� nie jako
zamek, lecz eleganck�, przesycon� nowym bogactwem i mo�liwo�ciami
eteru rezydencj� na tym chwiejnym p�askowy�u; prawdziwy kamienny
klejnot. Przez pokolenia zamieszkiwa�a j� rodzina Muscoates, dop�ki
ich gwiazda nie przygas�a, kiedy dom sta� si� cz�ci� ugody upad�o�ciowej
i przeszed� pod w�adanie Wysokich Cech�w. Sta� si� zaledwie jedn�
z wielu inwestycji, jednym z wielu udzia��w przechodz�cych mimochodem
z testamentu do testamentu, z ma��e�stwa do ma��e�stwa, a�
wreszcie pod koniec Trzeciego Wieku dosta� si� Cechowi Telegrafist�w,
11
cho� w�tpliwe, by kiedykolwiek posta�a tam noga kt�rego� z arcycechmistrz�w.
Niemniej losy rezydencji meandrowa�y dalej i znaleziono dla niej
u�ytek: o�rodek rozwoju technologii, kt�ra mia�a si� sta� cudem i rogiem
obfito�ci obecnego Wieku. Oczyszczono stary kana� m�y�ski i postawiono
nad nim generator zaopatruj�cy Invercombe w elektryczno��. Potem
zainstalowano nowoczesn� jak na ten czas maszyn� obliczeniow�, a na
skraju posiad�o�ci wzniesiono ma��, ale sprawn� stacj� nadawcz�. Prowadzone
tam prace zrodzi�y nowy rodzaj elektrycznego telegrafu, kt�ry nie
potrzebowa� ju� wykwalifikowanych telegrafist�w ��cz�cych si� umys�ami
- dzi�ki niemu zwykli cechowi, o ile byli dostatecznie bogaci, mogli
po prostu rozmawia� tak, jakby siedzieli twarz� w twarz. Ten wielki wynalazek,
nazwany telefonem, odmieni� oblicze �wiata. Lecz Invercombe
raz jeszcze znalaz�o si� w cieniu s�awy i ludzkiej pami�ci. Salony, porzucone
w chaosie wie�cz�cym ostatni z Wiek�w Przemys�u, dryfowa�y przez
histori�, a� wreszcie zosta�y nadane w do�ywotni� dzier�aw� pewnemu
starszemu mistrzowi, niejakiemu Ademusowi Isumbardowi Porrettowi.
Invercombe by�o w�wczas na wp� zrujnowane i powa�nie zagro�one
przez fale podmywaj�ce klif pod jego fundamentami, ale starszy mistrz
Porrett energicznie zabra� si� do remontu. Alice widzia�a stuletnie dokumenty
�wiadcz�ce o odbudowie dachu, naprawie generator�w, rekonstrukcji
taras�w, za�o�eniu od nowa wielu ogrod�w. Starszy mistrz Porrett
postara� si� nawet nada� brzydkiej stacji nadawczej kszta�t imitacji
zamkowych ruin, aby nie psu� krajobrazu. Wed�ug Alice zakres tych rob�t
by� dziwnie du�y jak na zaledwie do�ywotniego dzier�awc� - ale najniezwykJejsz�
z przer�bek Porretta by�o wzniesienie wiatrosteru, kt�rego
ceglan� wie�� z mosi�n� kopu�� widzieli teraz, stoj�c� jak przysadzista
latarnia morska na po�udniowym zboczu wzg�rza, ponad kana�em. Mistrzowie
�eglugi dzi�ki takim urz�dzeniom potrafili lepiej wykorzystywa�
si�� wiatru, ale pomys�, by posadzi� je na l�dzie i sterowa� klimatem ca�ej
doliny, uzna�a za niezwykle wr�cz ambitny.
Samoch�d zatrzyma� si� z szurgotem na p�kolistej po�aci omsza�ego
�wiru. Alice wprawnym okiem osoby przyzwyczajonej do wizyt w nieznanych
miejscach otaksowa�a wysokie okna i kominy, eleganckie zwie�czenia,
misternie wyryte na szybach wzory. Dom by� �adniejszy, ni� sobie
wyobra�a�a.
12
Gestem poleci�a szoferowi, aby poczeka�, i zerkaj�c na zegarek - by�a
za pi�tna�cie �sma - podesz�a do frontowych drzwi. Poci�gn�a za dzwonek.
Pracokres czy dwa temu wys�a�a informacj�, �e przyje�d�aj�, ale,
jak to mia�a w zwyczaju, nie poda�a konkretnej daty i godziny. Zwykle
w takim momencie zza drzwi wygl�da�a przestraszona twarz jakiej�
na wp� odzianej pokoj�wki. Odk�d wysz�a za m�� za arcycechmistrza
Toma Meynella, rozpocz�a ma��, prywatn� krucjat� na rzecz nale�ytego
zarz�dzania wszystkimi posiad�o�ciami cechu. I dlatego w�a�nie jej uwag�
zwr�ci�o Invercombe, stosunkowo niewielka rezydencja, ale d�ugie kolumny
liczb pod t� nazw� wskazywa�y, �e ch�onie pieni�dze jak g�bka.
Jak Alice wyja�niono, koszty sz�y g��wnie na �w l�dowy wiatroster, zbyt
pot�ny, by go bez ogromnych nak�ad�w wy��czy�. Alice postanowi�a
zachowa� Invercombe, cho� sama nie potrafi�a okre�li� dlaczego. A teraz
sta�a u jego drzwi, Ralph marz� w samochodzie i nic si� nie dzia�o. Przez
nagie drzewa prze�witywa�a zielonkawoz�ota kopu�a wiatrosteru. Westchn�a
i przycisn�a palcem drgaj�c� powiek� prawego oka. Ju� mia�a
drugi raz poci�gn�� sznur dzwonka, gdy co� us�ysza�a, a raczej wyczu�a
za plecami czyj�� obecno��. Powoli odwr�ci�a si�, spodziewaj�c si�, �e to
z�udzenie wywo�ane zm�czeniem. Lecz sta�a tam pot�na Murzynka.
- Pani arcycechmistrzyni, witamy w Invercombe - powiedzia�a i dygn�a.
- Nazywam si� Cissy Dunning i jestem tu ochmistrzyni�...
2
Ralph by�, jak zawsze, najwa�niejszy. Znalaz�a mu najlepszy pok�j
o najlepszym powietrzu, ze stuletnimi, ale niemal nieu�ywanymi meblami
i �adn� boazeri�. Olbrzymi zielonoz�oty materac w �o�u z baldachimem
nawet jej wyda� si� w miar� czysty, okna wychodzi�y na po�udniowy
zach�d, a w kominku ju� trzaska� przyzwoity ogie�.
Wypatrzy�a wygodn� sof� i kaza�a j� przenie�� do pokoju Ralpha, �eby
mie� gdzie usi���, a w razie konieczno�ci tak�e sp�dzi� noc. Wszystko
trzeba by�o posprawdza�, poprzesuwa�, przewietrzy�, poustawia�, poprzegl�da�,
powyja�nia�, poza�atwia�. To potrwa nie godziny, lecz dni
ca�e. Ochmistrzyni wygl�da�a jednak na kompetentn� i nie dawa�a si�
wyprowadzi� z r�wnowagi, mimo �e by�a kobiet� i Murzynk�, a jej podw�adni,
jak si� zdaje, znali si� na swej pracy, cho� nie wygl�da�o, by ten
13
ca�y wiatroster w najdrobniejszym stopniu zmienia� mro�n� pogod�. No
i ta wymowa! Te drobne niuanse ich zachowania, ich stroj�w, delikatny,
obcy posmak wody, kt�ry jej dziwnie odpowiada�, a nawet jakby wzbogaca�
smak herbaty. Nic w�a�ciwie nie by�o tutaj takie samo i Alice niemal
wyczekiwa�a, kiedy w pozornej sprawno�ci mechanizmu Invercombe
pojawi si� jaka� luka, a wtedy ona �atwiej narzuci w�asn� dyscyplin� tym
ludziom.
- No i...? Co s�dzisz?
Siedzia�a przy Ralphie, na jego ��ku. By� p�ny �smkowy ranek,
czwarty dzie� ich pobytu tutaj; ogie� mieni� si� delikatnie. Spe�niono ju�
chyba wszystkie jej zarz�dzenia dotycz�ce spraw codziennych i niezb�dnych
i znalaz�a si� w dziwnej sytuacji. Niewiele pozosta�o do dogl�dania.
Na zewn�trz szarza� kolejny ponury dzie�.
Ralph si� u�miechn��. P�le�a� w ��ku, niemal ca�kowicie ubrany.
Spa� dobrze ju� trzeci� noc.
- Podoba mi si�. Podoba mi si� tutejsze powietrze. Kiedy pozwolisz mi
si� rozejrze� po wszystkim?
- Niebawem. - Rozradowana, �cisn�a go za r�k�. � Ale nie mo�emy
si� spieszy�. Ledwo dwa pracokresy temu... - Przekl�te londy�skie
powietrze. Ralph mamrocz�cy, �e pal� go ko�ci. Nieco tej s�abo�ci przetrwa�o
a� do teraz. Pochyli�a si� i uca�owa�a go w policzek, czuj�c pod
wargami m�odzie�czy puch. U�miechn�a si� i wyprostowa�a. - Sprowadz�
twoje ksi��ki.
Cho� przyby�o ju� wiele rzeczy, kt�re na pocz�tku poleci�a wys�a�
z Londynu, podr�czniki, dzi�ki kt�rym dogl�da�a edukacji Ralpha,
jeszcze nie dotar�y. Jednak�e zmar�y lata temu starszy mistrz Porrett sw�
zadziwiaj�co dobrze wyposa�on� bibliotek� najwyra�niej wyszed� naprzeciw
jego potrzebom. Ksi��ki by�y stare, lecz Alice, roz�amuj�c przy
otwieraniu ich dziewicze grzbiety, wywnioskowa�a, �e przez ca�y obecny
Wiek niewiele istotnego dodano do sumy ludzkiej wiedzy. Studiowanie
pi�knych, r�cznie kolorowanych rycin kwiat�w, zar�wno naturalnych,
jak i eterowo modyfikowanych, ich szczeg�owych �aci�skich opis�w
oraz kaskadowych ilustracji przedstawiaj�cych ska�y, na pewno przys�u�y
si� Ralphowi, kiedy wst�pi do Telegrafist�w i zacznie prawdziw� prac�,
cho� Alice nigdy nie rozumia�a tej m�skiej potrzeby katalogowania.
- Czemu si� tak u�miechasz? - zapyta�.
- Bo planuj�. Zastanawiam si� kiedy, a nie czy. Po prostu ciesz� si�,
�e ty si� cieszysz.
14
Popatrzy� na ni� podejrzliwie.
- O ile ty te� jeste� szcz�liwa. - G�os mu si� za�amywa�, to by� niski,
to wysoki.
- Ale� jestem.
Miejscowy lekarz, niejaki Foot, zd��y� ju� j� odwiedzi� ze sw� w�cibsk�
ma��onk�, podobnie wielebny wy�szy mistrz Humphry Brown, proboszcz.
W niedzielne poranki chodzi�a oczywi�cie do ko�cio�a, jak ka�da
szanowana cechmistrzyni, ale przez lata us�ysza�a ju� zbyt wiele modlitw
i pie�ni. Zna�a etapy, przez jakie przechodz� matki suchotnik�w.
Ogromna udr�ka towarzysz�ca odkryciu choroby ust�puje pragnieniu
pojechania wsz�dzie, uczynienia wszystkiego. Dopiero po latach pojawia
si� przepe�niona poczuciem winy �wiadomo��, �e w ten spos�b tylko
przysparza si� dziecku cierpienia. Naturalnie, zdarza si�, �e suchoty ust�puj�,
ale jedynym znanym sposobem ich z�agodzenia jest wypoczynek
i �wie�e powietrze. A ty dalej podr�ujesz, dalej si� niepokoisz, dalej rzucasz
si� w niestrudzony po�cig za naj�wie�szym powietrzem i najpe�niejszym
wypoczynkiem. Okresy pogorszenia i poprawy zdrowia dziecka staj�
si� gwiazd�, na kt�r� orientuje si� ca�e twoje �ycie. W miejscowo�ciach
uzdrowiskowych i sanatoriach ca�ej Europy widzia�a wiele przypadk�w,
w kt�rych ten po�cig trwa� do �mierci dziecka albo zachorowania matki.
Lecz impuls ka��cy jecha� do Invercombe by� jasny i nieodwo�alny. Nie
czu�a ani odrobiny zwyk�ych w�tpliwo�ci.
Pod�o�y�a synowi dodatkow� poduszk� pod botaniczn� ksi��k� i zostawi�a
go przy lekturze. Na korytarzu spojrza�a na zegarek. Ju� prawie
po�udnie. Daleko w Londynie jej m�� Tom zapewne zmierza na lunch do
swego klubu. W tym zaduchu, podobnym do londy�skiego powietrza na
zewn�trz, ale dziesi�� razy g�stszym, nad czerwonym winem i obfitymi
posi�kami, przy snookerze, w�r�d tych samych kiepskich �art�w i u�miech�w
wymienianych mi�dzy tymi samymi lud�mi w ich krzes�ach z wysokimi
oparciami, odbywa�a si� wi�kszo�� prawdziwej pracy Wysokich
Cech�w. Postanowi�a, �e jeszcze przed lunchem zatelefonuje do niego.
Ale najpierw musi doprowadzi� si� do porz�dku.
Na pode�cie skr�ci�a do swojego pokoju, po�o�onego pod k�tem prostym
do pokoju Ralpha, z oknami wychodz�cymi na balkon chwiejnie
zawieszony nad wielk� zatok�. Invercombe mia�o wiele takich niespodzianek,
za�amuj�cych si� pod dziwnym k�tem korytarzy i otwieraj�cych
si� znienacka widok�w na l�d lub wod�, a po tej stronie domu
morze by�o tak blisko, �e nie mo�na by�o znie�� my�li o nieustannym
15
podmywaniu fundament�w przez silny przyb�j, ale wszystko to dawa�o
niezaprzeczalnie przyjemne uczucie. Zacz�a si� nawet zastanawia�, czy
dziwny komfort, jaki tu czuje pomimo ci�g�ego ch�odu na dworze i nisko
wisz�cego szarego nieba, nie jest pierwszym z objaw�w budz�cego si�
wiatrosteru. Przywitano ich tu tak spokojnie: gdzie indziej nadskakiwano
by im niezno�nie, by potem ulokowa� w cuchn�cych moczem ��kach.
Wszelkie podejrzenia, jakie �ywi�a w stosunku do Invercombe, okaza�y
si� bezpodstawne.
Otwieraj�c drzwi balkonowe, strz�sn�a z ramion zielon� jedwabn�
sukni�. Dotar�y ju� prawie wszystkie jej kufry, ubrania rozpakowano
i w�o�ono do szaf. Na stoliku przy oknie sta�a, po�yskuj�c od fal morskich,
czarna skrzyneczka z laki - gramofon. Zakr�ci�a jego talerzem,
zdj�a kolczyki i krokiem walca, raz-dwa-trzy, przemierzy�a l�ni�c�
pod�og�. Dotkn�a stalowych zamk�w kuferka, na jednym oddechu
wyszepta�a zwalniaj�ce je zakl�cie. Dwa akcentuj�ce muzyk� szcz�kni�cia
- i jego boki rozwin�y si�, ukazuj�c aksamitn� kryj�wk�. By� tam
olejek z bergamoty, z ogrzanych s�o�cem sok�w drzew cytrusowych. By�y
przypominaj�ce wosk destylaty z ambry, ziem rzadkich, by�y zawieraj�ce
o��w. Podr�e szkodzi�y zawarto�ci kuferka, tak jak dobremu winu, lecz
Alice, odkr�caj�c ��obkowany s�oik ch�odnego kremu i nak�adaj�c go
we�nianym puszkiem na twarz, poczu�a, �e w Invercombe wszystko si�
ju� powoli stabilizuje. Aromaty pszczelego wosku, migda��w, nutki wody
r�anej miesza�y si� z zapachem szumi�cego morza, a ona, ubrana w halk�,
obraca�a si� w rytm muzyki, raz-dwa-trzy, przed wysokimi lustrami
garderoby.
Przyjrza�a si� sobie z lewa i z prawa. Szcz�ka, szyja, profil, pozbawiona
wieku twarz i figura kobiety wci�� stuprocentowo pi�knej, cho�
mo�e nie ca�kiem m�odej. Stopy lekko st�paj� na palcach. J�drne biodra
i biust. Alice. Alice Meynell. W�osy, kt�re zawsze by�y bardziej srebrne
ni� blond, wci�� mog�a sobie pozwoli� nosi� d�ugie i rozpuszczone. Wysokie,
klasyczne czo�o. Szeroko rozstawione niebieskie oczy. Jeden wielki
szcz�liwy traf. Ludzkie cia�o, nic wi�cej, rozwieszone na przypadkowych
ko�ciach.
Nuc�c, wyci�gn�a srebrn� lampk� spirytusow�, przytkn�a �wieczk�
do jej knota i bia�ym p��tnem przetar�a szklany kielich. P�yta potrzaskiwa�a
w ostatnim rowku. Nastawi�a j� jeszcze raz, potem podgrza�a kielich
delikatnym ciep�em lampki, doda�a olejk�w, par� kropel spirytusu,
tynktur i balsam�w oraz greckiego miodu. Zamiesza�a �y�eczk� z ko�ci
16
wielorybiej, ma� nabra�a pienistej lekko�ci, czyni�cej j� bardziej ch�onn�
na ostatni sk�adnik - najczystszy z najczystszych eter. Alice, wci�� nuc�c,
ta�cz�c, wyci�gn�a z tajemnych czelu�ci kuferka male�k� fiolk� i wyszeptawszy
zakl�cie, kt�re nasili�o dziwoblask, �cisn�a pipet� i unios�a
rozjarzon� buteleczk� ku oczekuj�cemu kielichowi. A teraz wy�piewa�a
g�osem podobnym do d�wi�ku fietu g��wne wersy zakl�cia - d�wi�ki niegdy�
dopracowane przez ni� z zapa�em najgorliwszego z paromistrz�w.
Zat�tni�a ciemno��. Sko�czy� si� za�piew. Kropelka spad�a. Eliksir nape�ni�
si� energi�.
Alice usiad�a przy toaletce i rozmasowa�a policzki. Potem umoczy�a
ko�ce palc�w w miksturze i zacz�a wciera� j� w sk�r� twarzy, zawsze ruchem
ku g�rze. Poczu�a przyjemne mrowienie. Trzask, trzask � odezwa�
si� gramofon na ko�cu p�yty, do��czaj�c do delikatnego poszumu fal
uderzaj�cych o klif daleko w dole i ca�ej �yciowej gonitwy, kt�ra przywiod�a
j� do tej chwili, do tego zakl�cia, do tego miejsca. Rozci�gn�a
wargi i mrugn�a do lustra. Nast�pnie popracowa�a nad szyj� i ramionami,
wmasowa�a delikatnie ma�� w r�ce i rowek mi�dzy piersiami, cho�
do cia�a by�y inne czary.
Zrobione. U�miechn�a si� szerzej do siebie, ko�cz�c wizerunek, kt�ry
chcia�a zaserwowa� Tomowi, kiedy do� zatelefonuje. Odrobina b��kitu
nad oczyma, kropla czerni na rz�sy, po czym wyczy�ci�a akcesoria, zamkn�a
kuferek i wyszepta�a zdanie unieruchamiaj�ca oba jego zamki.
Czu�a si� od�wie�ona pod ka�dym wzgl�dem. Magiczna toaleta mia�a
mn�stwo zalet, mi�dzy innymi by�a lepsza ni� dobrze przespana noc.
Alice z powrotem zdj�a z wieszaka zielon� sukienk� i poci�gn�a nosem
- czy materia� wch�on�� odpowiedni� porcj� zapachu jej cia�a? Przy
potrzaskiwaniu gramofonu nadal nuci�a, jakby wt�rowa�a p�ycie. Co
nuci�a? To przecie� niebezpieczne, mrucze� sobie co� niedbale podczas
pracy z eterem - pok�j, po kt�rym si� rozejrza�a, wygl�da�, jakby znieruchomia�
na chwil�. Szum, trzaski, odg�os fal. Jakby ca�y dom zacz��
oddycha�.
Zapomnia�a jeszcze o kolczykach. Pochyli�a si� nad toaletk�, aby wcisn��
w p�atki uszu z�ote pr�ciki. Wtedy sta�o si� co� strasznego. Kiedy tak
przygl�da�a si� sobie, kiedy na jej twarz zn�w pad� bystry wzrok nadmorskiego
s�o�ca, po raz pierwszy w �yciu zauwa�y�a, �e jej dot�d idealny
podbr�dek zaczyna po obu stronach obwisa�.
17
Budka telefoniczna pod najelegantszymi schodami w wewn�trznym
hallu Invercombe by�a ma�� klateczk� z czerwonego pluszu. Zwie�czaj�cy
j� mosi�ny dzwonek wygl�da�, jakby mniej razy dzwoni�, ni� by�
polerowany. Budka mia�a wn�trze przytulne, acz staro�wieckie. Stanowi�a
element historii tego domu, historii eksperyment�w cechu. Alice
znalaz�a si� przed lustrem, ale w �agodnym, padaj�cym z g�ry blasku
elektrycznej �ar�wki prawie mog�a siebie przekona�, �e wcale nie widzia�a
tego, co dostrzeg�a na g�rze.
�ar�wka przygas�a. Alice, wciskaj�c wy��cznik i wybieraj�c mosi�nym
ko�eczkiem numer klubu Toma, poczu�a, jak urz�dzenie znajomo,
z oporem ust�puje. Przeka�niki za��cza�y si� na kablach zakopanych pod
ziemi�, by nie psu� urody Invercombe, i biegn�cych do tej cudacznej
stacji nadawczej, by od niej skierowa� si� ku t�tni�cej, dudni�cej maszynie
obliczeniowej w izbie rozrachunkowej. Wejrza�a w lustro i dostrzeg�a
drgni�cie, przerw� w rzeczywisto�ci. Jej twarz si� rozp�yn�a, potem za�
znikn�o - czy raczej poszerzy�o si� - i samo lustro, wypuszczaj�c z siebie
gwar m�skich g�os�w. Poczu�a gryz�cy dym cygar i us�ysza�a st�umiony
uliczny ha�as Londynu; portal by� ju� w pe�ni otwarty.
Kelner z tamtej budki nachyli� si� do niej, aby zapyta�, z kim �yczy
sobie rozmawia�; kiedy odchodzi�, poczu�a powiew spowodowany przez
zamykaj�ce si� drzwi, potem us�ysza�a chichot nalewanego drinka - a�
wreszcie przyszed� jej m�� i usiad� w lustrze naprzeciwko niej.
- T a k my�la�am, kochanie, �e zastan� ci� w klubie.
- Znasz mnie. Punktualny jak w zegarku. - Czu� go by�o raczej potem
ni� wod� kolo�sk�. Krawat, cho� niew�tpliwie niedawno zawi�zany na
nowo, mia� ju� przekrzywiony. - Jak Ralph? Przez ca�y pracokres powtarza�em
sobie, �e brak wiadomo�ci to dobra wiadomo��, a poza tym
na pewno zabra�a� ze sob� wystarczaj�c� ilo�� rzeczy do tego... jak to si�
nazywa? Inverglade?
- Invercombe. I nie wzi�am prawie nic. - Alice figlarnie uda�a obra�on�,
gdy Tom wpatrywa� si� '.Y ni� znajomym, pe�nym t�sknoty wzrokiem.
Potrzebowa�a jego spojrzenia, zw�aszcza po tym, co dostrzeg�a na
g�rze, w lustrze toaletki. Ten ciep�y powiew jest lepszy ni� eter. - Raiph
ju� si� zadomowi�. A ja bardzo si� ciesz�, �e tu przyjechali�my, mimo �e
bardzo do ciebie t�skni�.
- T a k kr�tko by�a� w Londynie. I tak d�ugo ci� nie by�o. - U�miech
Toma niemal zgas�.
- Wiesz przecie� dlaczego. Musia�am.
18
- No tak, no tak. I Ralph... rozumiem, �e Londyn to nie miejsce dla
niego.
Wpatrywa� si� w ni�. Poruszy� ustami. Wok� jego oczu pojawi�y si�
zmarszczki. Mia� g�ste czarne w�osy jak Ralph, jednak na czole zacz�y
si� cofa�, a na skroniach siwie�; poza tym jego podbr�dek by� ju� z lekka
obwis�y wtedy, kiedy go pozna�a. M�czyznom w og�le �atwiej przychodzi
�adnie si� zestarze�.
- W ka�dym razie t�skni�em za tob�, kochanie.
Rozszerzonymi nozdrzami chwyta� jej zapach; jej zmys�y pobudza�
st�umiony uliczny zgie�k i grzechot przeje�d�aj�cego tramwaju, kiedy
opowiada�a Tomowi o osobliwo�ciach Invercombe: o tym, �e ochmistrzyni
jest kobiet� i Murzynk�; o wiatrosterze - �e wci�� nie wierzy�a w jego
dzia�anie; o dziwnej wymowie tutejszych mieszka�c�w; i o Ralphie, kt�ry
dobrze sypia�, przegryza� si� przez zaskakuj�co bogat� bibliotek� i nie
m�g� si� ju� doczeka� wyj�cia na zwiedzanie okolicy.
- T o brzmi wspaniale. Jestem z was dumny. Powiedz Ralphowi...
Powiedz mu, �e jestem z niego dumny. I �e nied�ugo b�dziemy du�o
przebywa� razem. Alice, jest tyle rzeczy, kt�rymi chcia�bym si� z nim
podzieli�.
- Ten czas by� trudny dla nas obojga.
- Kiedy wyje�d�a�a�, by�a� taka smutna.
- Ale ju� nie jestem.
- A wygl�dasz...
Alice, mimo �e wcale nie pozwoli�a podbr�dkowi obwisn��, unios�a
go jeszcze wy�ej.
- ...przewspaniale, kochanie.
Potem rozmawiali o interesach, a wie�ci wcale nie by�y pomy�lne.
Pewien kontrakt budowlany przeci�ga� si�, rzekomo z powod�w technicznych.
Tom by� za uwzgl�dnieniem dodatkowego czasu na zmiany
w projekcie, Alice za� by�a przekonana, �e nale�y si� z umowy wycofa�
i pozwa� klienta do s�du.
- Czy nie za ostro?
- Musimy dzia�a� ostro. Przecie� oni wobec naszego cechu zrobiliby
tak samo.
Tom skin�� g�ow�. Wiedzia�, �e instynkty zbyt cz�sto podpowiadaj�
mu ugodowe dzia�anie, polega� wi�c na sile i radzie Alice. Potem si�
po�egnali, jego obraz przygas�, lustro pociemnia�o, poczu�a - jak drzwi
zatrzaskuj�ce si� od niewyczuwalnego przeci�gu - roz��czaj�ce si� od
19
Londynu po Invercombe kolejne przeka�niki. Powinna ju� unie�� wy��cznik,
ale jeszcze par� chwil posiedzia�a przed otwart� lini�, a lustro
zn�w wygl�da�o, jakby si� rozszerzy�o. Patrz�c w nie, czu�a si� prawie
tak, jakby spada�a. By�a pewna, �e przy odrobinie wysi�ku mog�aby wej��
w t� przestrze� i pop�yn�� wzd�u� linii jako co� bezcielesnego, wychodz�c
gdzie� na drugim ko�cu. Od dawna bawi�a si� my�l� o takim eksperymencie,
zawsze jednak odrzuca�a j� jako zbyt absurdaln� i niebezpieczn�.
Ale jakie� mo�e by� lepsze miejsce na takie do�wiadczenie ni� ten
dom? - szepn�� do niej telefon. Przecie� w�a�nie tutaj zacz�y si� sztuczki
z lustrami. Zwalniaj�c wy��cznik, usiad�a g��biej w fotelu i obserwowa�a,
jak w szkle stopniowo pojawia si� jej w�asne odbicie. Unosz�c d�o�,
by dotkn�� mi�kkiego podbr�dka, poczu�a, �e grawitacja, burz�ca g�ry
i przetaczaj�ca ksi�yc po niebie, wyszarpuje cia�o z jej twarzy.
Wysz�a z budki, w�o�y�a p�aszcz i skierowa�a si� do drzwi. By�o zimniej,
ni� si� spodziewa�a. Owiana par� oddechu przesz�a przez frontowy
dziedziniec, potem przez mostek nad przypominaj�c� w�w�z dolink�
rzeki Riddle i ruszy�a �cie�k� wij�c� si� przez arboretum z drzewami iglastymi
ku zapachowi dymu. Wiatrosternik Ayres, �ysy, z kr�conym w�sem,
odziany w r�kawice, wl�k� czarne, przypominaj�ce kuku�cze ziele
sploty ciemiernika, by cisn�� je w ognisko na polanie.
- Ci�gle musz� to wyrywa�, prosz� pani! - zawo�a�, gdy j� dostrzeg�. -
Musz� te� bagrowa� kana�, przynajmniej dwa razy na wiosn�. - Ro�lina
by�a brzydka, sinofioletowa, pokryta truj�cymi niebieskoczarnymi jagodami,
p�omienie strzela�y z niej z mokrym sykiem w g�r�. Alice, wspomniawszy
swoj� twarz, cofn�a si�.
- Pomy�la�am, �e wst�pi� i zobacz�, jak pana post�py przy wiatrosterze
- powiedzia�a. - Prawd� m�wi�c, mia�am nadziej�, �e ju� zobaczymy
jakie� efekty. Przez wzgl�d na mojego syna...
Wiatrosternik Ayres zrzuci� r�kawice i otar� czo�o. Poprowadzi� j�
w g�r� b�otnist� �cie�k� wzd�u� w�wozu pod s�upami wznosz�cymi si�
nad ster�wk�, potem otworzy� skrzypi�ce �elazne drzwi i wprowadzi�
Alice w surowe, bursztynowe �wiat�o wiatrosteru.
- D�ugo pan tu pracuje?
- Dobre dwadzie�cia lat.
- I nigdy naprawd� pan tego nie u�y�?
20
- N o c�... - Z namys�em postuka� w tarcze paznokciem. - Widzi
pani, on tak naprawd� nigdy nie by� wy��czony. Na sw�j spos�b dzia�a
ca�y czas. Przynajmniej na biegu ja�owym. Maszyny du�o bardziej wol�
robi� to, do czego zosta�y stworzone, ni� nie robi� nic.
Kiedy si� u�miecha�, podwija� mu si� w�s. Poklepuj�c por�cze galeryjek,
g�adz�c ��te jak lwia sier�� ceg�y, oprowadzi� Alice po wszystkich
pi�trach. Tu wznosi�a si� g��wna maszyna wiatrosteru, karmi�ca si�
eterem i elektryczno�ci�, obro�ni�ta p�klami przewod�w. Ta budowla,
stwierdzi�a Alice, jest albo t�tni�c� �yciem �wi�tyni� przemys�u, albo
monstrualnym szwindlem. Ale przynajmniej panowa� tu wzorowy porz�dek.
Coraz wy�ej i wy�ej. Wreszcie znale�li si� na samej g�rze i przez
kolejne �elazne drzwi wyszli na zi�b zewn�trznej galerii, du�o wy�ej ni�
drzewa Invercombe. Wysoko�� robi�a wra�enie, zw�aszcza po stronie zbocza
opadaj�cego ku wirowi wody i b�yskowi ko�a wodnego.
Kopu�a wiatrosteru, pobru�d�ona i popstrzona plamami, wygl�da�a
jak powierzchnia jesiennego ksi�yca.
- Mo�na dotkn��?
- Lepiej nie, prosz� pani.
Popatrzy�a przez czyste powietrze nad wierzcho�kami drzew i roze�mia�a
si�, bo poza szaro�ciami i cieniami doliny Invercombe ca�y �wiat
zbiela�. Pola wygl�da�y jak pryzmy prze�cierade�, miasteczka i domy jak
zrobione z papieru.
- No prosz�, panie Ayres, spad! �nieg!
- A tu nic by pani nie zauwa�y�a, nieprawda�?
To prawda, nie spad�o go du�o, ale dosy�, by odmieni� krajobraz.
Niby-ruina - telefoniczna stacja przeka�nikowa - by�a bia�ym pa�acem.
A tam, za chusteczkowymi polami, wznosi�y si� wzg�rza Mendip. Na
p�nocy ponuro �arzy� si� Bristol. Tam z kolei le�a�o Einfell - zg�stek
mg�y zaledwie...
W Einfell, jak wie ka�de dziecko, mieszkaj� odmie�cy, osoby zniekszta�cone,
zmory przemys�u, kt�re pad�y ofiar� zbyt d�ugiego kontaktu
z eterem i przej�y niekt�re cechy wymawianych zakl��. W Wiekach nieco
mniej cywilizowanych odmie�c�w palono albo zakuwano w �a�cuchy,
wi�ono i prowadzano po ulicach jak chowa�c�w albo perszerony,
a wszystko to pod auspicjami Cechu Zbieraczy. Teraz jednak, w nowych
czasach, krzywiono si� na takie praktyki. W Einfell odmie�cy, trolle,
chochliki - w zasadzie mo�na by wybra� dowoln� nazw� - �y�y sobie po
swojemu. A cechy zgodnie przymyka�)' na to oko, poniewa� stanowi�o to
21
rozwi�zanie problemu, le�a�o w ich interesie, a poza tym tak naj�atwiej
by�o o nich zapomnie�.
Alice musn�a palcami drobn� blizn� Znaku po wewn�trznej stronie
lewego przegubu, przypominaj�c sobie, jak w Dniu Pr�by ustawi�a si�
ze wszystkimi dzieciakami z podw�rka w kolejce do zielonego furgonu.
Dziwn� chwil�, kiedy znalaz�a si� sama w tej szopie na k�kach, cuchn�cej
dymem fajkowym i zat�ch�� po�ciel�, a cechowy kapn�� jej na
lewy nadgarstek czego� �wiec�cego - by�a w�wczas biedna, wi�c nigdy
wcze�niej tego nie widzia�a, ale nawet najwi�kszy g�upek wiedzia�, �e to
si� nazywa eter. I ju�. Boli ca�a r�ka, zostaje rozpalona blizna - nigdy si�
do ko�ca nie zagoi - zwana Znakiem Starszych. Wysokie cechmistrzynie,
kt�re p�niej pozna�a, cz�sto dekorowa�y sw�j Znak pomys�owo
skonstruowanymi bransoletkami, u innych z czasem zaczyna�a otacza�
go obw�dka brudu codzienno�ci, ale naprawd� nie dawa�o si� o nim
zapomnie�. Je�li bowiem nale�ycie si� uwa�a�o, chodzi�o do ko�cio�a
i robi�o wszystko, co nakazuje tw�j cech, oraz unika�o tego, czego zabrania�,
Znak dowodzi�, �e wci�� jeste� cz�owiekiem. Ale co si� dzia�o
za murami Einfell, w�r�d odmienionych, pozostawa�o tajemnic�, cho�
Alice cz�ciej ni� wi�kszo�� ludzi miewa�a powody, by si� nad tym zastanawia�...
- Prawie ka�dy patrzy w tamt� stron� - powiedzia� wiatrosternik Ayres,
pod��aj�c za jej wzrokiem. - Chocia� nie za bardzo jest na co. Nie
mia�em z nimi �adnych kontakt�w, ale s�ysza�em, �e ludzie czasami udaj�
si� do nich po pomoc - po lekarstwa, wr�by. W�tpi�, co prawda, �eby
co� dostawali. Wszyscy m�wi�, �e to miejsce to jedna zawiedziona nadzieja...
Tego wieczoru zjad�a kolacj� razem z Ralphem w jego sypialni. Powietrze
by�o zmys�owo ciep�e, chocia� poza Invercombe ziemi� skrywa�
�nieg. Podzieli�a si� z synem swym odkryciem, ta wiedza polatywa�a
mi�dzy nimi, kiedy rozgrywali partyjk� warcab�w. Je�li si� nie skupia�a,
Ralph potrafi� teraz z ni� wygra�. Sam za� m�g� jednocze�nie opowiada�
o swych najnowszych odkryciach na polu ukochanych nauk. Mimo
smutnej prawdy o obwis�ym podbr�dku by�a niemal ca�kowicie szcz�liwa.
Przyjemnie siedzia�o si� razem z Ralphem w tym starym, dziwnym
domu daj�cym os�on� przed noc� i �niegiem, jego s�owa dryfowa�y,
22
stuka�y pionki warcab�w, a ona pozwala�a sobie nawet na grzeszn� my�l,
�e chcia�aby zachowa� go w tym stanie - uwi�zionego w wie�y, jak jakiego�
stwora w bajkach, kt�re niegdy� tak lubi�. Ale nie, nie: naprawd�
chcia�a, �eby wyzdrowia� i �y� samodzielnie. Teraz, kiedy si� znale�li w Invercombe,
nawet troch� wierzy�a, �e to si� mo�e zdarzy�.
Ralph zm�czy� si�, dosta� lekkiej gor�czki. Czuj�c, �e przela�a na niego
zbyt du�o swej nerwowo�ci, poprawi�a mu poduszki, nala�a kolejn� porcj�
tynktury i przygl�da�a si� ruchom jego jab�ka Adama, kiedy prze�yka�.
Potem odwr�ci� si� do niej, maj�c jeszcze na ustach ciemny p�yn, a w jego
spojrzeniu pojawi�o si� co� obcego.
Przegarn�a ogie� i przygasi�a �wiat�a. Poprawi�a mu po�ciel, na czole
po�o�y�a zwil�on� chustk�. Ale wci�� by� niespokojny i le�a� w dziwnej
pozie na poduszkach. W takich chwilach by� wzruszaj�cy. Alice, kt�ra
bardziej ni� zwykle pragn�a, by noc� dobrze wypocz��, si�gn�a po
drewniane pude�eczko z cierpnikami, wypolerowanymi, pokrytymi misternymi
�y�kami. Od przyjazdu tutaj stara�a si� ich nie u�ywa�, dzi�
z pi�ciu r�nych ich mocy si�gn�a po trzeci� z kolei.
Ralph zakaszla� rozdzieraj�co. Przebieg� wzrokiem po jej twarzy. Nadchodzi!
kolejny spazm. Wcisn�a ch�odny kamie� w jego praw� d�o�.
Szukaj�c na prze�cieradle ostrzegawczych �lad�w krwi, poczu�a przyp�yw
zimnego potu. Tak wiele razy my�la�a: Niechbym to by�a ja. Teraz ta
sama my�l przemkn�a jej przez g�ow�, gdy Ralph odzyskiwa� oddech.
W ci�gu minuty zasn�� - tak szybko dzia�a� cierpnik.
W�a�ciwie by� to fa�szywy alarm. Sama si� nadmiernie zdenerwowa�a.
Wstaj�c, zerkn�a na kanap�. Czy powinna sp�dzi� tu noc? Ralph oddycha�
jednak regularnie, a jej obecno�� odebra�by jako sugesti�, �e zn�w
mu si� pogarsza. A tymczasem polepsza�o mu si�. Tak. Naprawd�... Uca�owa�a
go w policzek, wdychaj�c ju� niezaprzeczalnie m�ski zapach jego
cia�a, i zostawi�a Ralpha z jego snami.
Wr�ciwszy do swego pokoju, unika�a wzrokiem lustra nad toaletk�.
Zdj�a buty, potem �akiet i po�o�y�a si� na ��ku. S�ysza�a odg�osy zapadaj�cego
w sen domu: niski g�os Cissy Dunning, kroki pokoj�wek,
szepty na dobranoc, zamykanie drzwi. Ralph dorasta�. Niebawem, je�li
wszystko p�jdzie tak, jak pozwala sobie czasami wierzy�, glos przestanie
mu si� za�amywa� i jej syn zacznie miewa� t�skne, spragnione, abstrakcyjne
my�li o nami�tno�ci, jakie pojawiaj� si� u m�czyzn w tym wieku,
cho� wi�kszo�ci nie opuszczaj� nigdy. Mo�e nawet ju� si� sam zaspokaja�,
cho� w�tpi�a w to; �yli zbyt blisko siebie, �eby czego� takiego nie
23
dostrzeg�a. Na pewno jednak dojrzewa�, ona za�, na mocy tych samych
nieub�aganych praw bezeterowej fizyki i natury - tak jakby nikt nie m�g�
zyska� bez czyjej� straty - traci�a sw� urod�.
Wspomnia�a, jak pierwszy raz zda�a sobie spraw� z jej pot�gi, kiedy
stary ogrodnik zacz�� darzy� j� szczeg�lnymi wzgl�dami w starym, wilgotnym
domu, w kt�rym si� wychowa�a. �Z takim wygl�dem musisz,
dziewczyno, uwa�a�" - tylko tyle powiedzia�a ciotka, kiedy przysz�a do
niej, kulej�c, w rozdartej sukience. Ale przynajmniej Alice zacz�a inaczej
przygl�da� si� sobie w lustrze. Od zawsze wiedzia�a, �e matka i ojciec byli
atrakcyjn� par�, ale zadaj�c ciotce niespodziewane pytania i wertuj�c kolumny
towarzyskie starych gazet, dowiedzia�a si�, �e on, Freddie Bowdly-
-Smart, zanim poj�� za �on� Fay Girouard, by� �s�ynnym kawalerem",
�e �gra� do kilku bramek" (o jaki sport chodzi�o?), a Fay by�a aktork�,
cho� Alice nie rozumia�a w�wczas, co wynika z takiego okre�lenia, poza
faktem, �e los matki zale�y od jej cia�a, jej twarzy. Pobrali si�, urodzi�a
si� Alice Bowdly-Smart, a pewnego pogodnego poranka Fay i Freddie
zostawili j� w obj�ciach mamki, by wyruszy� w rejs swym wytwornym
nowym jachtem. Mniej wi�cej po jednym pracokresie fale wyrzuci�y na
brzeg ich cia�a, po czym j� i pieni�dze rodzic�w powierzono opiece niezam�nej
ciotki.
Starsza pani mia�a zarz�dza� tymi funduszami. Wyra�n� wskaz�wk�
umiej�tno�ci w tym wzgl�dzie by� jednak rozpaczliwy stan jej domu,
zniedo��niali s�u��cy i wodniste jedzenie. Ca�a posiad�o��, razem z d�ugami,
kt�re chyba pochodzi�y z czas�w m�odo�ci ciotki i jej zaginionego
zalotnika, stanowi�a lekcj� pogl�dow� na temat upadku wysokiego rodu.
Alice Bowdly, zrozumiawszy po �mierci ciotki, �e nic nie dziedziczy,
i porzuciwszy nazwisko Smart, opu�ci�a dom i wyprawi�a si� do dystyngowanego
miasta Lichfield, najdalej gdzie sta� j� by�o na bilet trzeciej
klasy w jedn� stron�. Tam, b�ysn�wszy u�miechem, mign�wszy nogami,
zdo�a�a znale�� sobie lokum, cho� niebawem odkry�a, �e sam u�miech nie
uchroni jej przed g�odem. Ale si� dostosowa�a. Robi�a, co by�o konieczne.
Zachowanie oboj�tno�ci zawsze dobrze jej wychodzi�o, a zarobione
pieni�dze i uzyskane kontakty reinwestowa�a w elegantsze stroje i elegantsze
maniery, potem tak�e w lepsze mieszkanie na staromiejskim rynku.
Zaraz po dwudziestce, teraz jako pi�kna, w miar� zamo�na kobieta,
przenios�a si� do Dudley, owego rogu obfito�ci Midland�w. Tym razem
uda�o jej si� zamieszka� w najelegantszej dzielnicy Tipton i chadza� na
spacery do Castle Gardens. Bogaci synowie wy�szych cechmistrz�w
24
w�adaj�cych miejscowymi rze�niami zabierali j� na pikniki, nauczy�a si�
te� do�� przyzwoicie malowa� akwarelami i gra� na fortepianie, odkry�a
w sobie upodobanie do lepszych rzeczy, przejecha�a si� tu i tam, lizn�a
nieco francuskiego. Otrzyma�a nawet par� niezgorszych propozycji ma��e�stwa,
wszystkie jednak by�y nie do�� dobre.
Niebawem dobiega�a trzydziestki, wci�� nieusatysfakcjonowana i wci��
pi�kna. Pojecha�a wi�c poci�giem do Londynu, tym razem jako Alice
Smart, i zrzuci�a wi�kszo�� z dziesi�ciu lat, kt�re ju� zaczyna�y jej ci��y�.
Osiedlaj�c si� w Northcentral, w ma�ym, ale niebywale drogim mieszkaniu
z widokiem na zigguratowe ogrody Parku Westminster, korzystaj�c
z pomocy ustosunkowanego wielkiego mistrza Cechu Elektryk�w, kt�ry
si� w niej zakocha�, zyska�a dost�p do wszelkich niezb�dnych kr�g�w
towarzyskich. Postara�a si� odpowiednio m�odo ubiera� i zachowywa�,
cho� jak na sw�j wiek wydawa�a si� do�wiadczona. Dla m�czyzn uosabia�a
wszystko, czego brakowa�o innym dziewczynom z towarzystwa.
Najwi�ksz� z jej zdobyczy by� arcycechmistrz Tom Meynell; z przyjemno�ci�
stwierdzi�a, �e nawet go lubi. Niemniej podczas ma��e�stw
pomi�dzy Wysokimi Cechami dokonywa�y si� olbrzymie przesuni�cia
w�adzy i maj�tk�w, ona za� mia�a do zaoferowania tylko siebie. Tego lata,
kiedy odrzuci�a wielkiego mistrza Elektryk�w, a Tom Meynell wreszcie
jej si� o�wiadczy�, gwiazda Alice �wieci�a jasno jak nigdy, a ich �lub by�
wydarzeniem sezonu. Byli ze sob� szcz�liwi. Uwielbia�a bogactwo, niezliczone
karety, samochody, s�u��cych, wielkie domy o nieko�cz�cych si�
korytarzach, trawniki, jeziora... wszystkie teraz nale�a�y do niej. Kocha�a
tak�e Toma, cho� dziecko, kt�rego oboje pragn�li, nie chcia�o si� pocz��.
Za�ywa�a eliksiry, radzi�a si� dyskretnie lekarzy, ale by�a dziesi�� lat starsza,
ni� my�la� Tom, a jej cia�o zawiod�o w�a�nie wtedy, gdy najbardziej
go potrzebowa�a. Wreszcie, po paru fi�szywych alarmach, zasz�a w ci���.
Czu�a si� dumna, czu�a si� �le, por�d potwierdzi� jej najgorsze obawy,
ale dziecko mia�a idealne - no i by� to syn. Takiego szcz�cia nie zazna�a
nigdy przedtem. Ralph Meynell uosabia� wszystko, co w niej najlepsze,
a szczeg�lnie zachwyca� j� fakt, �e on nigdy nie b�dzie musia� si� tak jak
ona zmaga� z losem.
W pewnym sensie jej uroda powinna teraz straci� na znaczeniu. Kobietom
z Wysokich Cech�w wolno nieco oklapn��, kiedy stan� si� matkami,
a od m��w oczekuje si�, �e dyskretnie spojrz� gdzie indziej. Ale
nie Alice Meynell. Nadal by�a uosobieniem wdzi�ku. Odkry�a te�, �e ma
o wiele wi�kszy ni� Tom talent do cechowej polityki. Po �mierci jego ojca
25
sta�a si� dla Toma jedyn� podpor� i wiernym s�uchaczem. Korzystaj�c
ze swych raut�w, kontakt�w, u�miechu, cz�sto umia�a przechyli� szal�
na korzy�� jego cechu. Nie potrafi�a okre�li�, kiedy zacz�a u�ywa� eteru
do piel�gnacji cia�a - ten proces by� bardzo stopniowy - ale nigdy nie
mia�a w�tpliwo�ci, tak jak rzadko miewa�a je przez ca�e �ycie, �e robi to
co w�a�ciwe, to co konieczne. Jej fortuna, jej cech, jej syn i m��, wszystko
zale�a�o od tego, czy pozostanie legendarn�, ol�niewaj�c� pi�kno�ci�,
arcycechmistrzyni� Alice Meynell.
Jej uroda nie przemija�a z up�ywem lat, przeciwnie, nawet wytwornia�a.
Oficjalnie Alice zbli�y�a si� do trzydziestki, a Ralph wyr�s� na ch�opca
bystrego, energicznego, wra�liwego, Oczywi�cie t�skni�a za czasami,
kiedy by� ma�y, i ch�tnie mia�aby wi�cej dzieci. Zdarzy�o si� nawet kilka
fa�szywych alarm�w. Potem nasta� �w upalny wiecz�r na londy�skich
Wzg�rzach Latawcowych. Ralph mia� dziewi�� lat, a ona, czuj�c, �e ju�
czas - najwy�szy czas - nauczy� go p�ywa�, wybra�a si� z nim na basen.
Nie z tego powodu, �e te uperfumowane chlorem publiczne przybytki
by�y idealnym miejscem, tylko dlatego, �e w basenie dla dzieci by�o p�ytko
i bezpiecznie. Tak jej si� wydawa�o, cho� Ralph sztywno sta� w roziskrzonej
wodzie w�r�d wrzeszcz�cych, chlapi�cych dzieciak�w i nie chcia�
ani zanurkowa�, ani nawet si� g��biej zanurzy�, a potem skar�y� si�, �e
boli go w piersi. Gdy wyszli z basenu, biega� po pag�rkowatym parku
jak uwolniony wi�zie�, ona za� usiad�a pod drzewem, aby utuli� swe
drobne rozczarowanie. Podbieg�szy do niej, zacz�� kaszle�. Ju� mia�a mu
przypomnie�, �e powinien u�y� chusteczki, gdy dostrzeg�a po�ysk krwi
na jego d�oni i ca�y �wiat run�� w posadach. Tego samego lata odkry�a
tak�e, �e nie jest p�odna. Ralph - jak to cz�sto powtarza�a w my�lach, ale
nie rozumia�a - Ralph by� dla niej wszystkim.
Tak oto rozpocz�a er� poszukiwa�, cho� nie pozwoli�a sobie przesta�
by� Alice Meynell. Zewn�trznie wszystko wskazywa�o, �e jest kobiet�
w pe�nym rozkwicie urody. W eleganckich cechowych domach musia�a
nawet ucieka� si� do comiesi�cznej farsy plamienia paru sztuk bielizny
krwi�, wiedzia�a bowiem, �e pod schodami rodz� si� plotki, ale
by�a Alice, Alice Meynell, i zadba�a, by jej obecno�� zapami�tano we
wszystkich europejskich uzdrowiskach i kurortach, do jakich je�dzi�a
z Ralphem. Odkry�a nawet, �e oddalenie przydaje jej dodatkowego mitycznego
poloru. A kiedy wraca�a do Londynu, swe wyj�cia na bankiety
i bale planowa�a z wojskow� dok�adno�ci�. Pojawi� si� tutaj. Nie pojawi�
si� tam. Bezwstydnie flirtowa�. Tak, stwierdzi�a k�ad�c si� do ��ka, teraz
26
jest bardziej ni� kiedykolwiek konieczne pozosta� stuprocentow� Alice
Meynell i po�o�y� kres tym fa�dkom kojarz�cym si� z okropn�, obwis��
twarz� jej koszmarnej ciotki.
Invercombe by�o ciche i spokojne. Lekko wzdrygaj�c si� od ch�odu
pod�ogi, podesz�a do swego kuferka, wyszepta�a zakl�cie zwalniaj�ce
zamki i wyci�gn�a postrz�piony, opuchni�ty notes. W elektrycznym
blasku lampy sto�owej rozpostar�a na ��ku rozdarte, wylatuj�ce, pozaginane,
poplamione kartki - przypominaj�ce cechow� ksi�g� zakl��, ale
ukradzionych, po�yczonych, skopiowanych czy znalezionych, zdobytych
ma�ym albo i du�ym kosztem. Jej w�asne, elegancko pochylone, zielone
pismo miesza�o si� ze z��k�ymi bazgro�ami dawno zmar�ych ludzi,
strz�pkami zapisanymi maczkiem, ledwie czytelnymi zawijasami i fragmentami
dziwnych ilustracji.
Przez ca�� noc rozwa�a�a w�tpliwo�ci i niemo�liwo�ci. Wyszeptywa�a
fragmenty zakl��, wprawiaj�ce w trzepot strony, cz�sto nasycone �ladowymi
ilo�ciami eteru naniesionego przez odciski palc�w i wycieki. Ach,
gdyby tak wszystkie splot�y si� w jeden zaczarowany lataj�cy dywan,
kt�ry uni�s�by w dal j�, Ralpha i ich k�opoty! Zamiast tego zadowoli�a
si� jednak czym� z niekompletnego leksykonu, skromnym dodatkiem
do arsena�u urok�w i zakl��, kt�ry wype�nia� jej kuferek i m�g�, by�
mo�e - nie, na pewno m�g�, wiara jest zawsze wa�na - przep�dzi� z jej
podbr�dka te obsceniczne fa�dy. Dobrze si� sk�ada�o, �e znalaz�a si� teraz
nad uj�ciem rzeki, w kt�rym wyst�powa�y silne p�ywy; leksykon zapewni�
j�, �e tu mo�na naprawd� znale�� to, czego poszukuje.
Z�o�y�a notes, zamkn�a kuferek, naci�gn�a buty i w najcieplejszej
pelerynie ruszy�a w d� schod�w. Par� minut zabawi�a w bibliotece, przegl�daj�c
r�cznie kolorowane ilustracje ma��y i mi�czak�w, a� dosz�a do
has�a, kt�re j� interesowa�o, wydar�a je i wysz�a z ciemnego domu bocznymi
drzwiami.
Posiad�o�� Invercombe nadal spowija� cie�. Tylko wiatroster chwyci�
ju� odrobin� �wiat�a brzasku i kiedy schodzi�a po tarasach, kt�rych kamienie
l�ni�y od osadzaj�cego si� na nich lodu, przeb�yskiwa� pomi�dzy
nagimi drzewami. Z zielonej k�pki czego�, co gdzie indziej by�oby zwyk��
traw�, uni�s� si� dziwnie przyjemny aromat. Alice, wiedziona impulsem,
pochyli�a si�, by powachlowa� palcami - rosa skapuj�ca z koniuszk�w
�d�be� smakowa�a intensywn� s�odycz�. Tu, na skraju posiad�o�ci, poza
wierzbowym zagajnikiem i p�askim terenem do gier i zabaw, zbiega�y si�
�cie�ki z ogrodu, prowadz�c przez bram� do mozaikowej g��bi s�onego
27
stawu nape�nianego morsk� wod� - jak si� domy�la�a - przez podziemne
kana�y, kt�rymi od strony zatoki Clarence Cove przyp�yw wdziera� si�
pod szczyt Durnock Head. Id�c energicznie wok� wypi�trzonego cypla,
odkry�a, �e co wi�ksze ska�y nad Kana�em Bristolskim s� oproszone
�niegiem - w mglistym p�mroku wygl�da�y jak lukrowane baby. By�
odp�yw, nadal pob�yskiwa�y dalekie �wiate�ka na mo�cie na Severn, na
jego delikatnych mackach przypominaj�cych p�yn�c� meduz�.
W pami�ci mia�a czyste wyobra�enie poszukiwanej muszli, nadbrze�na
rzeczywisto�� by�a jednak brudna, o�liz�a i �mierdz�ca. Alice wyj�a
z kieszeni peleryny stalowy no�yk i zanurzy�a d�o� w rozlewisku, kt�re
okaza�o si� o wiele zimniejsze i g��bsze, ni� oczekiwa�a. Zamoczy�a r�kaw,
ale wyci�gn�a pierwsze ze stworze� i od razu, po pr��kach na skorupie,
pozna�a, �e to nie Cardium glycimeris - mi�czak, kt�rego szuka�a. Wyrzucaj�c
go z powrotem, prostuj�c si� i zastanawiaj�c, jak najlepiej szuka�
dalej, zauwa�y�a, �e po ska�ach skacze co� ciemnego. Poczu�a uk�ucie
strachu, kszta�t by� jednak niew�tpliwie ludzki.
- Ej, ty! - krzykn�a, bo w kontaktach z gminem wa�ne by�o, aby
natychmiast narzuci� dominacj�. - Co tam robisz?
Posta� si� wyprostowa�a. Mia�a w r�ku co� jakby worek, za sob� ci�gn�a
grabie. Nie zbli�y�a si�, wi�c Alice musia�a narazi� kostki na szwank
i przej�� po zielonkawych g�azach.
- J a k si� nazywasz? - Zachowa�a wynios�y ton.
Posta� po prostu si� jej przygl�da�a. Nosi�a czapk� i stary, na oko
przemoczony do nitki kaftan. Co zaskakuj�ce, mimo zi�bu by�a boso.
Ch�opak w wieku Ralpha lub troch� m�odszy. Wyra�nie biedny, mo�e
te� niedorozwini�ty albo tylko ograniczony. Ju� mia�a da� sobie spok�j
z rozmow�, gdy stworzenie zamruga�o, obliza�o wargi i wyprostowa�o
si� - okaza�o si� prawie wzrostu Alice - po czym przem�wi�o.
- Zbieram serc�wki. Jestem Marion Price i to jest m�j kawa�ek brzegu.
Czyli to dziewczyna. Ani �prosz� pani", ani �pani", ani dygni�cia. No
i ten �m�j kawa�ek brzegu", ca�kiem jakby by�a jego w�a�cicielk�.
- A ja jestem arcycechmistrzyni Alice Meynell. Mieszkam w tym
wielkim...
- Invercombe.
A nawet przerywa. Alice jednak postanowi�a ci�gn�� rozmow� i roz�o�y�a
plansz� wydart� z ksi��ki o faunie morskiej.
- T a k i . B�dziesz mog�a mi pom�c?
- Ostryga paciorkowa. Przewa�nie je wyrzucamy.
28
- Potrzebne mi co� takiego, sp�jrz. W ksi��ce nazwano je krwawymi
per�ami.
-Tak? - Dziewczyna z wybrze�a zasznurowa�a usta spierzchni�te od
wiatru i ch�odu, mia�a zaczerwienione policzki, co przypad�oby do gustu
niejednej cechmistrzyni. - Je�li chce pani zrobi� z nich naszyjnik, to si�
nie nadaj�. S� nietrwa�e, w sam raz dla dzieci do zabawy.
Tak jakby sama nie by�a jeszcze dzieckiem. Zanim jednak Alice zd��y�a
zapewni� j�, �e poszukuje krwawej per�y w�a�nie dla jej krucho�ci,
dziewczyna z wybrze�a skaka�a ju� zygzakiem po kamieniach, kt�re Alice
pokaleczy�yby stopy do ko�ci.
- A ty zbierasz ma��e?
- Serc�wki. Gotujemy je i sprzedajemy na targu w Luttrell, po trzy
szylingi za kube�ek. Ale wodorosty zatrzymujemy sobie i robimy z nich
chleb.
- Jecie wodorosty?!
- No pewnie. - Dziewczyna i kobieta przypatrywa�y si� sobie ponad
ka�u��, nad kt�r� kl�cza�y, obie r�wnie zdumione. - Nigdy pani nie pr�bowa�a
chleba z wodorost�w?
Alice u�miechn�a si� i pokr�ci�a g�ow�.
- Sk�d jeste�? Tu jest w pobli�u wie�?
- Nazywa si� Clyst. Niedaleko, za tym za�omem cypla. Mieszkam
z matk� i ojcem. Mam brata i... - zawaha�a si� - siostr�.
Jej rozgwia�dziste palce porusza�y si� pomi�dzy pasmami wodorost�w
i pulsuj�cymi paszczami ukwia��w.
- I tak codziennie rano? Zbierasz serc�wki?
- Nie codziennie. Tylko kiedy jest dosy� �wiat�a i odpowiedni odp�yw.
Co za �ycie! Miotani tam i z powrotem wzd�u� uj�cia rzeki, jak niesione
pr�dem �mieci.
- Mam... - Dziewczyna podwa�y�a kraw�d� muszli, uni�s�szy j� wysoko
w posinia�ych, pomarszczonych palcach. Istotnie, Cardium glycimeris,
ale po otwarciu szybkim ruchem kr�tkiego szerokiego no�yka okaza�o
si�, ze w �rodku nie ma per�y.
-Twoja rodzina nale�y do cechu?
- No pewnie. - w�dr�wka palc�w usta�a na chwil�.
Alice zrozumia�a. Tu, na Zachodzie, nawet nadbrze�ni zbieracze i budowniczowie
��dek z wikliny mieli si� za cechowych. Md�e �wiat�o odbija�o
si� od lodowatej wody i o�wietla�o twarz dziewczyny, kt�ra przy
29
pracy mia�a rysy ca�kiem nieruchome, pe�ne g��bokiego skupienia. Jej
dziwny akcent, jej zwierz�cy spok�j wyda�y si� Alice przyjemnie uspokajaj�ce.
�ycie straci�o jeszcze par� ostryg paciorkowych. Szum przyp�ywu
stawa� si� coraz g�o�niejszy.
- Nie powinny�my ju� i��? Nie znajdziemy ich gdzie� wy�ej?
- To najlepsze miejsce. Mamy jeszcze par� minut.
Kolejna muszla, kolejna pusta paszcza.