1012

Szczegóły
Tytuł 1012
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1012 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1012 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1012 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Edith Wharton Wiek niewinno�ci PWZN Print 6 Lublin 1998 Prze�o�y�a: Urszula �ada-Zab�ocka Ksi�ga I Pewnego styczniowego wieczoru w pocz�tkach lat siedemdziesi�tych w Akademii Muzycznej Nowego Jorku mia�a wyst�pi� w "Fau�cie" Christine Nilsson. M�wi�o si�, co prawda, o wystawieniu gmachu nowej Opery, kt�ra wsp�zawodniczy�aby z Operami wielkich stolic europejskich pod wzgl�dem kosztowno�ci i przepychu, jednak�e elegancki �wiat rad by� spotyka� si� zim� w lo�ach poczciwej starej Akademii, wybitych wyblak�� purpur� i z�otem. Konserwaty�ci lubili j� za to, �e jest ma�a i niewygodna, dzi�ki czemu nie �ci�ga "nowych ludzi", kt�rych Nowy Jork zaczyna� si� l�ka�, cho� w gruncie rzeczy ku nim lgn��. Sentymentali�ci przywi�zani byli do niej ze wzgl�du na zwi�zki historyczne i muzyczne oraz �wietn� akustyk�, tak bardzo problematyczn� w salach budowanych dla s�uchania muzyki. By� to pierwszy wyst�p Madame Nilsson tej zimy, a tych, kt�rzy zebrali si�, by jej pos�ucha�, codzienna prasa okre�li�a jako "wyj�tkowo �wietn� publiczno��": przybyli �liskimi, za�nie�onymi ulicami w prywatnych karetach, w rodzinnych przestronnych landach czy skromniejszych, lecz bardziej dogodnych "karetach Browna". Przybycie do opery "karet� Browna" uchodzi�o za r�wnie szykowne, jak przybycie w�asnym powozem, a odjazd tym samym �rodkiem lokomocji mia� t� ogromn� zalet�, �e mo�na si� by�o (wywo�uj�c przy okazji �artobliw� aluzj� do demokratycznych zasad) w�lizn�� do pierwszej z brzegu karety, miast wyczekiwa�, a� zaczerwieniony od d�inu i zimna nos wo�nicy w�asnego pojazdu b�y�nie pod portykiem Akademii. W�a�ciciele wypo�yczalni powoz�w, wiedzeni genialn� intuicj�, dokonali odkrycia, �e Amerykanie szybciej uciekaj� od rozrywki, ni� do niej �piesz�. W momencie gdy Newland Archer otworzy� drzwi lo�y klubowej, kurtyna podnios�a si� ukazuj�c scen� ogrodow�. Nie by�o powodu, dla kt�rego m�ody cz�owiek nie m�g�by przyj�� wcze�niej, jako �e jad� obiad o si�dmej tylko z matk� i siostr�, a patem pali� sobie wolniutko cygaro w gotyckiej bibliotece o oszklonych szafach na ksi��ki z czarnego orzecha i krzes�ach z wysokimi oparciami. By� to jedyny pok�j w domu, w kt�rym pani Archer pozwala�a pali�. Chodzi�o jednak g��wnie o to, �e Nowy Jork stanowi� metropoli�, a Newland doskonale �wiadom by� tego, �e we wszystkich metropoliach "rzecz� niew�a�ciw�" jest zjawia� si� wcze�niej w Operze; a to, czy by�o co� "w�a�ciwe", czy nie, odgrywa�o r�wnie wa�n� rol� w Nowym Jorku Archera Newlanda, jak niezbadana si�a totem�w, kt�re przed tysi�cami lat kierowa�y losami jego praojc�w. Drugi pow�d jego sp�nienia podytkowa�y wzgl�dy osobiste. Mitr�y� czas nad cygarem, jako �e by� urodzonym dyletantem i bardziej wyrafinowane zadowolenie dawa�o mu oczekiwanie przyjemno�ci ni� jej urzeczywistnienie. Tym razem chodzi�o o przyjemno�� szczeg�lnie delikatnej natury, jak zreszt� wi�kszo�� jego przyjemno�ci; a w tym przypadku chwila, kt�rej wyczekiwa�, by�a tak rzadka i tak radosna... �e gdyby zsynchronizowa� swoje przybycie z kierownikiem scenicznym primadonny, nie m�g�by si� zjawi� w Akademii w bardziej znacz�cym momencie, jak w�a�nie kiedy �piewa�a: "Kocha... nie kocha... kocha", g�osem brzmi�cym czysto jak poranna rosa, rozsypuj�c p�atki stokrotek. Oczywi�cie �piewa�a "M'ama", a nie "Kocha", odk�d niepodwa�alne i niekwestionowane prawo muzycznego �wiata wymaga�o, �eby niemiecki tekst francuskich oper, wykonywanych przez szwedzkich artyst�w, by� t�umaczony na w�oski, a to dla lepszego zrozumienia przez m�wi�c� po angielsku publiczno��. Newlandowi zdawa�o si� to r�wnie naturalne, jak wszystkie inne utarte zwyczaje, na kt�rych opiera�o si� ca�e jego �ycie; podobnie jak obowi�zek u�ywania do w�os�w dw�ch szczotek w srebrnej oprawie z jego manogramem w b��kitnej emalii i pokazywania si� w towarzystwie z kwiatkiem (najlepiej z gardeni�) w butonierce. "M'ama... non m'ama..." - �piewa�a primadonna, a ko�cowe "m'ama" wyrzuci�a z siebie z wybuchem triumfuj�cej mi�o�ci, i przycisn�wszy do ust zmi�te stokrotki unios�a swe ogromne oczy ku chytremu obliczu ma�ego ciemnego Fausta-Capoula, kt�ry w fioletowym, aksamitnym, przyciasnym kubraczku i czapeczce koloru �liwki usi�owa� wygl�da� r�wnie zwyczajnie i naturalnie, jak jego niewinna ofiara. Archer Newland, opieraj�c si� o �cian� lo�y, odwr�ci� oczy od sceny i bada� pilnie wzrokiem miejsca po drugiej stronie sali. Akurat vis a vis mia�a swoj� lo�� starsza pani Mansonowa Mingott, kt�rej monstrualna wprost oty�o�� nie pozwala�a ju� od dawna bywa� w Operze, ale kt�r� zawsze w uroczyste wieczory reprezentowali m�odsi cz�onkowie rodziny. Dzisiejszego wieczoru pierwszy rz�d w lo�y zajmowa�y: jej synowa, �ona Lovella, i c�rka, pani Welland. Spoza tych przystrojonych w brokaty matron skromnie wychyla�a si� m�odziutka dziewczyna w bieli, utkwiwszy pa�aj�cy wzrok w scenicznych kochankach. Kiedy �piewane przez pani� Nilsson "M'ama" razbrzmiewa�o w milcz�cej sali (podczas arii "Kwiatki, powiedzcie jej" zawsze cich�y rozmowy w lo�ach), policzki dziewczyny okry�y si� rumie�cem, kt�ry przesun�� si� ku brwiom, a� po pi�kne sploty w�os�w i sp�yn�� ku jej m�odym piersiom, tam gdzie najmodniejsz� tiulow� chust� spina� kwiat gardenii. Spu�ci�a wzrok na le��cy na jej kolanach wspania�y bukiet konwalii i Newland spostrzeg�, jak koniuszkami palc�w w bia�ej r�kawiczce dotkn�a delikatnie kwiat�w. Powstrzyma� westchnienie zaspokojonej m�skiej pr�no�ci i wzrok jego zn�w powr�ci� ku scenie. Nie �a�owano koszt�w na scenografi�, kt�ra zosta�a uznana za pi�kn� nawet przez wytrawnych bywalc�w sal operowych Pary�a i Wiednia. Ca�e proscenium a� po scen� by�o przybrane turkusow� materi�. Po�rodku, w symetrycznych kopczykach, puszysty zielony mech przegradza�y ko�ki od krokieta, tworz�c podszycie krzew�w uformowanych na kszta�t drzew pomara�czowych, lecz przystrojonych wielkimi r�owymi i czerwonymi r�ami. Olbrzymie bratki, znacznie wi�ksze od r� i przypominaj�ce kwieciste stu�y, jakie parafianki haftuj� dla eleganckich duchownych, wy�ania�y si� z mchu pod r�anymi krzewami; tu i �wdzie stokrotka zaszczepiona na ga��zce r�y rozkwita�a bujnie jak jej przodkowie wyhodowani przez Luthera Burbanka. Po�r�d tego zachwycaj�cego ogrodu sta�a Madame Nilsson w bia�ej kaszmirowej szacie obramowanej b��kitnym at�asem, w siatce na w�osach utkanej z niebieskich nici, a jej starannie zaplecione grube warkocze sp�ywa�y na mu�linowy staniczek. Spu�ciwszy wzrok s�ucha�a nami�tnych b�aga� Capoula i udawa�a szczery brak zrozumienia dla jego zamiar�w, ilekro�, s�owem lub spojrzeniem, przekonywaj�co wskazywa� na okno parteru zgrabnej willi wy�aniaj�cej si� po prawej stronie sceny. Kochanek! - rozmy�la� Newland; jego spojrzenie pow�drowa�o zn�w ku dziewczynie z konwaliami. - Ona nawet nie ma poj�cia, o co tu chodzi. - Obserwowa� jej zafascynowan� m�od� twarzyczk� z dreszczykiem posiadacza, u kt�rego duma z w�asnego m�skiego wtajemniczenia miesza�a si� z pe�nym czci szacunkiem dla jej bezbrze�nej niewinno�ci. B�dziemy czytali razem "Fausta" nad w�oskimi jeziorami - my�la�, niejasno ��cz�c scen� projektowanego miesi�ca miodowego z arcydzie�ami literatury, jako �e przedstawienie tego planu narzeczonej stanowi�o jego m�ski przywilej. W�a�nie owego popo�udnia May Welland da�a mu do zrozumienia, �e jest "przychylna" (u�wi�cony w Nowym Jorku zwrot w dziewcz�cych wyznaniach), i natychmiast w wyobra�ni zobaczy� j� u swego boku w jakiej� scenie ze starej europejskiej czarownej sztuki, przeskakuj�c nad spraw� pier�cionka zar�czynowego, narzecze�skiego poca�unku i marsza z "Lohengrina". Nie �yczy� sobie, by przysz�a pani Newlandowa by�a g�uptaskiem. Pragn��, �eby (przy jego �wiat�ym wp�ywie) rozwija�a sw�j towarzyski takt i zalety, umo�liwiaj�ce jej przestawanie z najpopularniejszymi m�atkami "m�odego pokolenia", w�r�d kt�rych panowa� powszechny zwyczaj przyci�gania ho�d�w m�czyzn, a jednocze�nie �artobliwego ich odrzucania. Gdyby tak si�gn�� do g��bi swej pr�no�ci (co czasem zdarza�o mu si� robi�), znalaz�by tam �yczenie, by �ona by�a tak obyta i tak skora do podobania si�, jak owa zam�na dama, kt�rej uroki usidli�y jego wyobra�ni� na przeci�g dw�ch wolno p�yn�cych fascynuj�cych lat. Oczywi�cie nie bior�c pod uwag� owej lekkiej s�abo�ci, kt�ra omal nie przekre�li�a �ycia tej biedaczki i nie popsu�a jego w�asnych plan�w na ca�� zim�. Jak mog�o si� narodzi� to cudo z po��czenia ognia i lodu i osta� si� na tym surowym �wiecie - nigdy nie po�wi�ci� czasu, by si� nad tym zastanowi�. Jednak�e cieszy� si�, �e podtrzymuje taki pogl�d bez analizowania go, poniewa� wiedzia�, �e tak samo uwa�aj� ci wszyscy starannie uczesani, w �nie�nobia�ych kamizelkach z kwiatkami w butonierkach d�entelmeni, kt�rzy jeden za drugim wchodzili do klubowej lo�y, wymieniali z nim przyjacielskie pozdrowienia i zwracali swe krytyczne lornetki na kr�g pa�, stanowi�cych wytw�r tego systemu. Newland uwa�a�, �e w sprawach intelektualnych i artystycznych stoi niew�tpliwie o wiele wy�ej ni� te wybrane okazy nowojorskiej �mietanki towarzyskiej; prawdopodobnie czyta� wi�cej, rozmy�la� wi�cej, a nawet widzia� wi�cej �wiata ni� kt�rykolwiek spo�r�d tych m�czyzn. Ka�dy z osobna przyznawa� si� do swojej ni�szo�ci, lecz w gromadzie reprezentowali "Nowy Jork", i przez zwyk�� m�sk� solidarno�� akceptowa� ich doktryn� zwan� moralno�ci� we wszystkich jej przejawach. Czu� instynktownie, �e w tym wzgl�dzie mog�oby by� k�opotliwe - a tak�e w z�ym tonie - wyst�powanie z w�asnym zdaniem. - Na honor! - wykrzykn�� Lawrence Lefferts odwracaj�c gwa�townie lornetk� od sceny. Lawrence Lefferts by� najwy�szym autorytetem odno�nie "form" w Nowym Jorku. Z pewno�ci� po�wi�ci� wi�cej czasu ni� ktokolwiek inny na studiowanie tego intryguj�cego i fascynuj�cego zagadninia, ale same studia nie mog�y stanowi� o jego ca�kowitej i wszechstronnej kompetencji w tej dziedzinie. Wystarczy�o tylko spojrze� na niego, pocz�wszy od wydatnego czo�a i zakr�conych pi�knie, bujnych w�s�w, a sko�czywszy na d�ugich, w�skich stopach w lakierkach, kt�re uzupe�nia�y jego smuk�� i eleganck� sylwetk�, by nabra� prze�wiadczenia, �e znajomo�� "form" musi by� wrodzona u cz�owieka, kt�ry potrafi tak wytworny ubi�r nosi� z tak� niedba�o�ci� i zachowywa� si� tak wynio�le z r�wnie ujmuj�c� gracj�. Kiedy� powiedzia� o nim jeden z jego wielbicieli: "Je�li ktokolwiek m�g�by decydowa�, kiedy si� nosi czarny krawat do wieczorowego ubrania, a kiedy nie, to tylko Lawry Lefferts". A co do wy�szo�ci lakierk�w nad pantoflami z lakierowanej sk�ry, zwanych "oxfordami", to jego autorytatywne zdanie nie podlega�o dyskusji. - M�j Bo�e! - wykrzykn�� Lefferts i w milczeniu poda� swoj� lornetk� staremu Sillertonowi Jacksonowi. Newland, id�c za wzrokiem Leffertsa, spostrzeg� ze zdumieniem, i� okrzyk ten spowodowa�o pojawienie si� w lo�y pana Mingott nowej osoby. By�a to smuk�a kobieta, troch� ni�sza od May Welland; br�zowe g�ste pukle w�os�w okalaj�ce jej skronie przytrzymywa� diadem. To przybranie g�owy, kt�re przydawa�o jej podobie�stwa do cesarzowej J�zefiny, odcina�o si� wyra�nie od granatowej welurowej sukni artystycznie �ci�gni�tej pod biustem sznurem i spi�tej staro�wieck� brosz�. W�a�cicielka owego niezwyk�ego stroju, kt�ra zdawa�a si� by� ca�kowicie nie�wiadoma zainteresowania, jakie budzi, przez chwil� sta�a po�rodku lo�y dyskutuj�c z pani� Welland, czy powinna zaj�� miejsce tej ostatniej w pierwszym rz�dzie, w prawym rogu; wreszcie, z lekkim u�miechem, usiad�a w jednym rz�dzie ze szwagierk� pani Welland, pani� Lovellow� Mingott, kt�ra siedzia�a w drugim rogu lo�y. Pan Sillerton poda� na powr�t lornetk� Leffertsowi. Ca�y klub odwr�ci� si� instynktownie, czekaj�c, co starszy pan powie, jako �e stary pan Jackson by� r�wnie wielkim autorytetem w sprawach rodzinnych, jak Lawrence Lefferts w sprawach "form". Zna� wszystkie genealogie rodzinne w Nowym Jorku i nie tylko potrafi� wy�wietla� tak skomplikowane zagadnienia, jak powi�zania mi�dzy Mingottami (przez Thorley�w) z Dallasami z Po�udniowej Karoliny i pokrewie�stwo starszej ga��zi Tharley�w filadelfijskich z Chiversami z Albany (pod �adnym pozorem nie miesza� z Mansonem Chiversem University Place), lecz potrafi� r�wnie� wyliczy� g��wne cechy ka�dej z tych rodzin; tak na przyk�ad, legendarne sk�pstwo m�odszej ga��zi Lefferts�w (tych z Long Island); czy fataln� sk�onno�� Rushworth�w do produkcji tych g�upich zapa�ek; czy chorob� psychiczn� pojawiaj�c� si� w ka�dym nast�pnym pokoleniu Chivers�w z Albany, z kt�rymi ich nowojorscy kuzyni nie chcieli zawiera� ma��e�stw, poza nieszcz�snym wyj�tkiem biednej Medory Manson, kt�ra jak wszystkim by�o wiadomo... ale przecie� jej matka pochodzi�a z Rushwarth�w. Poza tym g�szczem familijnych drzew pan Sillerton nasi� pomi�dzy swoimi w�skimi zapadni�tymi skroniami, pod puszyst� strzech� srebrzystych w�os�w, ca�y rejestr skandal�w i tajemnic, jakie tylko m�ci�y spokojne wody nowojorskiego towarzystwa w ci�gu ostatnich pi��dziesi�ciu lat. Rzeczywi�cie tak daleko si�ga�y jego wiadomo�ci i tak doskona�� mia� pami��, �e uznawano go za jedynego cz�owieka, kt�ry m�g� powiedzie�, kim naprawd� by� ten bankier Juliusz Beaufort i co si� sta�o z przystojnym Bobem Spicerem, ojcem starej pani Mansonowej Mingott, kt�ry znikn�� w tak tajemniczy spos�b (z du�� sum� pieni�dzy nale��cych do trustu) w niespe�na rok po �lubie, tego samego dnia, kiedy pi�kna tancerka hiszpa�ska, �wi�c�ca triumfy w starej Operze na Battery, odp�yn�a statkiem na Kub�. Jednak�e te tajemnice, jak i wiele innych, by�y szczelnie zamkni�te w szufladkach pami�ci pana Jacksona, bowiem �ywe poczucie honoru nie pozwala�o mu powtarza� niczego, co by�o �ci�le prywatn� tajemnic�, a poza tym w pe�ni zdawa� sobie spraw�, �e jego reputacja cz�owieka dyskretnego stwarza mu mo�liwo�ci do wykrywania tego, co chcia� wiedzie�. Z tej to przyczyny lo�a klubowa zastyg�a najwyra�niej w niepewno�ci, gdy pan Sillerton Jackson oddawa� lornetk� Leffertsowi. Przez chwil� w milczeniu spogl�da� na pe�n� atencji grup� zamglonymi niebieskimi oczyma, os�oni�tymi przez starcze po�y�kowane powieki, po czym z namaszczeniem musn�� w�sa i powiedzia� po prostu: - Nie przypuszcza�em, �eby Mingattowie chcieli si� w to miesza�... Ii Podczas tego kr�tkiego epizodu Newland popad� w stan jakiego� dziwnego zak�opotania. By�o to irytuj�ce, �e akurat w tej lo�y, kt�ra skupia�a na sobie niepodzieln� uwag� ca�ej p�ci brzydkiej Nowego Jorku, siedzia�a jego narzeczona pomi�dzy swoj� matk� i ciotk�. Pocz�tkowo nie m�g� rozpozna� damy w stroju z okresu Cesarstwa ani te� poj��, dlaczego jej obecno�� wywo�uje takie podniecenie. Lecz raptem przysz�o ol�nienie, a wraz z nim przebieg� go nag�y dreszcz oburzenia. Doprawdy, kt� m�g�by przypuszcza�, �e Mingattowie chcieliby si� w to miesza�! A jednak chcieli. Bez w�tpienia. Ciche komentarze za jego plecami nie pozostawia�y �adnych w�tpliwo�ci, i� owa m�oda kobieta jest kuzynk� May Welland, kuzynk�, kt�r� zawsze nazywano w rodzinie "t� biedn� Ellen Olensk�". Archer wiedzia�, �e powr�ci�a z Europy zaledwie przed dwoma dniami; s�ysza� r�wnie� od panny Welland, �e odwiedzi�a (nawet ch�tnie) biedn� Ellen, kt�ra zatrzyma�a si� u starej pani Mingott. Archer ca�kowicie aprobowa� solidarno�� rodzinn�, a najbardziej godn� podziwu cech� Mingott�w by�a zdecydowana obrona kilku czarnych owiec, kt�re wyda� ich nieskazitelny r�d. Serce m�czyzny nie by�o ma�ostkowe ani pozbawione szlachetno�ci i cieszy� si�, �e jego przysz�a �ona nie powoduje si� fa�szyw� pruderi� okazuj�c uprzejmo�� (prywatnie) swej nieszcz�liwej kuzynce; jednak�e co innego przyjmowa� hrabin� Olensk� w rodzinnym gronie, a co innego pokazywa� j� publicznie, i to jeszcze w Operze, w jednej lo�y z m�od� dziewczyn�, kt�rej zar�czyny z nim, Newlandem Archerem, mia�y by� og�oszone w najbli�szych tygodniach! Nie, czu� to samo, co stary Sillerton Jackson - uwa�a�, �e Mingottowie nie powinni si� w to miesza�. Naturalnie wiedzia�, �e cokolwiek cz�owiek o�mieli�by si� powiedzie� (poza granicami Pi�tej Alei) o starej pani Mansonowej Mingott, matriarchini rodu, by�oby ryzykowne. Zawsze podziwia� t� wysok�, majestatyczn� starsz� dam�, kt�ra, chocia� by�a tylko Katarzyn� Spicer ze Staten Island i jej ojciec w tajemniczych okoliczno�ciach okry� si� nies�aw�, pozbawiona zar�wno pieni�dzy, jak i odpowiedniej pozycji, by ludzie zdo�ali jej to zapomnie�, skoligaci�a si� z g�ow� bogatszej linii rodu Mingott�w, wyda�a swoje dwie c�rki za m�� za cudzoziemc�w (w�oskiego markiza i angielskiego bankiera). Ukoronowaniem jednak jej odwagi sta�o si� wybudowanie obszernego domu z jasnokremowego kamienia (wtedy gdy uznawano tylko piaskowiec, podobnie jak noszenie fraka wy��cznie po po�udniu) w nieprzyst�pnym dzikim zak�tku, niedaleko Central Park. Zagraniczne c�rki starszej pani Mingott sta�y si� legend�. Nigdy nie przyjecha�y, by odwiedzi� matk�, kt�ra, jak wiele os�b o czynnym umy�le i silnej woli, b�d�c osob� oty�� i prowadz�c� osiad�y tryb �ycia, filozoficznie pozostawa�a w domu. A dom koloru bitej �mietanki (najprawdopodobniej wzorowany na prywatnych hotelach paryskiej arystokracji) sta� tutaj jako widomy dow�d jej moralnej odwagi, ona za� kr�lowa�a w nim w�r�d stylowych mebli sprzed Rewolucji i pami�tek z Tuileries z okresu panowania Ludwika Napoleona (gdzie b�yszcza�a w swych latach �rednich) tak spokojnie, jak gdyby nie by�o w tym nic szczeg�lnego, �e mieszka�a na Trzydziestej Czwartej ulicy albo �e mia�a okna francuskie, kt�re otwiera�y si� jak drzwi, a nie przez podnoszenie. Wszyscy (w��cznie z panem Sillertanem Jacksonem) byli zgodni, �e stara Katarzyna nigdy nie posiada�a urody - daru, kt�ry w oczach Nowego Jorku usprawiedliwia� ka�dy sukces i wybacza� wiele s�abostek. Nie�yczliwi powiadali, �e tak jak jej imienniczka, caryca, drog� do sukcesu zdoby�a si�� woli i osch�o�ci� serca, a tak�e czym� w rodzaju wynios�ej bezwzgl�dno�ci, kt�r� w pewnym stopniu usprawiedliwia�y obyczajno�� i dostoje�stwo, jakie cechowa�y j� w �yciu prywatnym. Pan Manson Mingott umar�, gdy mia�a zaledwie dwadzie�cia osiem lat, a pieni�dze "obwarowa� zastrze�eniami" powodowany ostro�no�ci�, jakie zrodzi�a jego g��boka nieufno�� wobec Spicer�w. Lecz �mia�a m�oda wdowa sz�a nieustraszenie swoj� drog�, obracaj�c si� ze swobod� w obcym towarzystwie, wydaj�c c�rki za m�� w B�g wie jak zepsutych i modnych ko�ach, blisko przestawa�a z ksi���tami i ambasadorami, utrzymywa�a familiarne stosunki z papistami, przyjmowa�a �piewaczki operowe i by�a zaufan� przyjaci�k� Madame Taglioni; a przez ca�y ten czas (jak to pierwszy obwie�ci� Sillertan Jackson) na jej reputacji nie by�o nawet cienia i zawsze dodawa�, i� przynajmniej w tym wzgl�dzie r�ni�a si� od tej wcze�niejszej Katarzyny. Pani Mingott od dawna szcz�liwie uda�o si� odziedziczy� fortun� m�a i od p� wieku �y�a w dostatku. Lecz wspomnienia o pocz�tkowych tarapatach sprawi�y, �e sta�a si� nadmiernie oszcz�dna i dlatego, kiedy kupowa�a sukni� czy jaki� mebel, dba�a zawsze, �eby to by�o najprzedniejszego gatunku, i nie oddawa�a si� chwilowym przyjemno�ciom sto�u. Dlatego te�, aczkolwiek ze skrajnie r�nych powod�w, jej jedzenie by�o r�wnie skromne jak u pani Archer, a wina wiernie mu sekundowa�y. Kuzyni uznali, �e niedostatek jej sto�u dyskredytuje dobre imi� Mingott�w, kt�re zawsze ��czy�o si� z wystawnym �yciem. Niemniej nie przestano zachodzi� do niej na "gotowe dania" i kiepski szampan, a w odpowiedzi na protesty syna Lovella (kt�ry usi�owa� ratowa� rodzinn� reputacj� zatrudniaj�c najlepszego |chef w Nowym Jorku) zwykle odpowiada�a ze �miechem: - Po c� zatrudnia� a� dw�ch dobrych kucharzy w jednej rodzinie, teraz kiedy wyda�am za m�� dziewcz�ta i nie mog� jada� sos�w? Newland, zatopiony w takich my�lach, raz jeszcze skierowa� spojrzenie na lo�� Mingott�w. Spostrzeg�, �e pani Welland i jej bratowa s� zwr�cone w stron� p�kola swoich krytyk�w z t� mingottowsk� |aplomb, kt�r� stara Katarzyna wpaja�a w ca�e swoje plemi� i kt�rej tylko May Welland si� sprzeniewierzy�a, lekko si� rumieni�c (mo�e dlatego, �e zdawa�a sobie spraw�, �e on j� obserwuje) wobec powagi sytuacji. Przyczyna tego zamieszania siedzia�a pe�na gracji w rogu lo�y, oczy mia�a utkwione w scenie i ods�ania�a przy lekkim pochyleniu do przodu ramiona i piersi odrobin� wi�cej, ni� Nowy Jork by� przyzwyczajony ogl�da�, w ka�dym razie u dam, kt�re mia�y powody �yczy� sobie, by raczej ich nie zauwa�ano. Dla Newlanda Archera jedn� z najokropniejszych rzeczy by� wyst�pek przeciwko Dobremu Smakowi, temu dalekiemu b�stwu, kt�rego zwyczajnym i widomym zast�pc� i przedstawicielem by�a Forma. Blada i powa�na twarz Madame Olenskiej przemawia�a do jego wyobra�ni, wygl�da�a odpowiednio do tej okazji i do jej nieszcz�liwej sytuacji, lecz to, �e suknia (bez chusty) zsun�a si� z jej szczup�ych ramion, najwyra�niej go szokowa�o i martwi�o. Trudno mu by�o pogodzi� si� z my�l�, �e May jest nara�ona na wp�yw tej m�odej kobiety, kt�ra jest tak beztroska wobec wymog�w Dobrego Smaku. - Ostatecznie - us�ysza� kt�rego� z m�odych m�czyzn siedz�cych za nim (ka�dy rozmawia� podczas sceny Mefistofelesa z Mart�) - ostatecznie, co si� w�a�ciwie takiego zdarzy�o? - No c�, porzuci�a go. Nikt nie usi�uje temu zaprzecza�. - To podobno straszny brutal? - ci�gn�� dalej �w m�ody rozm�wca, szczery i otwarty Thorley, kt�ry najwidoczniej przygotowywa� si� do wpisania na list� obro�c�w dam. - Straszliwy. Pozna�em go w Nicei - powiedzia� Lawrence Lefferts autorytatywnie. - Na wp� sparali�owany siwow�osy cynik... raczej �adna g�owa, lecz rozbiegane oczy. Powiem wam jedno, �e jak nie ma kobiety, to kolekcjonuje porcelan�. Podobno p�aci ka�d� cen� za jedn� i za drug�. Wszyscy wybuchn�li �miechem, po czym m�ody obro�ca zapyta�: - No, a co potem? - C�, potem ona zwi�za�a si� z jego sekretarzem. - Ach tak! - obro�cy zrzed�a mina. - Jednak�e to nie trwa�o d�ugo. W kilka miesi�cy p�niej us�ysza�em od niej, �e mieszka samotnie w Wenecji. Wiadomo mi, �e Lovell Mingott pojecha�, �eby j� zabra�. M�wi�, �e jest okropnie nieszcz�liwa. To w porz�dku... ale takie paradowanie po Operze, to ca�kiem inna sprawa. - Mo�e - zaryzykowa� m�ody Thorley - czuje si� zbyt nieszcz�liwa, �eby pozostawa�a sama w domu? Wypowied� powitano pozbawionym szacunku �miechem, m�odzieniec sp�on�� krwistym rumie�cem i usi�owa� przybra� wygl�d, jaki eleganccy ludzie nazywaj� |double |entendre. - W ka�dym razie to dziwne, �eby przyprowadza� pann� Welland - powiedzia� kto� cicho, zerkaj�c na Archera. - Och, to jeden z punkt�w kampanii. Bez w�tpienia rozkaz babki - za�mia� si� Lefferts. - Kiedy stara dama co� robi, robi to sumiennie. Akt si� ko�czy� i w lo�y zapanowa�o og�lne poruszenie. Nagle Newland poczu�, �e musi zdecydowanie przyst�pi� do akcji. Zapragn�� by� pierwszym m�czyzn� wchodz�cym do lo�y pani Mingott, og�osi� oczekuj�cemu �wiatu o swoich zar�czynach z May Welland, zobaczy� j� mimo wszelkich niedogodno�ci, w jakie mog�a j� wci�gn�� nienormalna sytuacja kuzynki; ten nag�y impuls kaza� mu odrzuci� wszelkie skrupu�y i w�tpliwo�ci i pop�dzi� przez czerwone korytarze na drugi koniec budynku. Gdy wszed� do lo�y, oczy jego napotka�y wzrok panny Welland; dostrzeg�, �e zrozumia�a jego pobudki, jakkolwiek godno�� rodziny, kt�r� oboje uwa�ali za najcenniejsz� cnot�, nie pozwoli�a jej powiedzie� mu tego. Cz�onkowie ich �wiata �yli w atmosferze niewyra�nych implikacji i efemerycznych subtelno�ci, a fakt, �e on i ona rozumieli si� nawzajem bez s��w, zdaniem m�odego cz�owieka przybli�a� ich bardziej ni� jakiekolwiek wyja�nienia. Jej oczy m�wi�y: "Rozumiesz, czemu mama mnie przyprowadzi�a". A jego odpowiada�y: "Za nic w �wiecie bym nie chcia�, �eby� zosta�a w domu". - Znasz moj� siostrzenic�, hrabin� Olensk�? - spyta�a pani Welland, gdy wymienia�a u�cisk d�oni ze swym przysz�ym zi�ciem. Archer sk�oni� si�, nie wyci�gaj�c r�ki, zgodnie ze zwyczajem, gdy si� by�o przedstawianym damom. Ellen Olenska r�wnie� z lekka skin�a g�ow�, z�o�ywszy d�onie w jasnych r�kawiczkach na wachlarzu z orlich pi�r. Powitawszy pani� Lovellow� Mingott, postawn� blondyn� w szeleszcz�cych at�asach, usiad� przy swej narzeczonej i spyta� �ciszonym g�osem: - Mam nadziej�, �e powiedzia�a� Madame Olenskiej o naszych zar�czynach? Chc�, �eby ka�dy to wiedzia�, i pozw�l mi og�osi� je dzisiejszego wieczoru na balu. Twarzyczka panny Welland por�owia�a niczym jutrzenka i dziewczyna spojrza�a na niego rozpromienionym wzrokiem. - Je�li potrafisz nak�oni� mam� - powiedzia�a. - Ale dlaczego by zmienia� to, co ju� zosta�o ustalone? - Milcza�, lecz oczy jego wyra�a�y odpowied�, a ona m�wi�a w dalszym ci�gu u�miechaj�c si� coraz �mielej: - Sam powiedz mojej kuzynce. Udzielam ci pozwolenia. M�wi�a, �e bawi�a si� z tob�, gdy byli�cie jeszcze dzie�mi. Odsun�a si� z krzes�em, by zrobi� mu przej�cie, a on szybko, troch� ostentacyjnie, pragn�c, by ca�a sala mog�a to widzie�, usadowi� si� u boku hrabiny Olenskiej. - Kiedy� bawili�my si� razem, nieprawda�? - zagadn�a zwracaj�c ku niemu powa�ne spojrzenie. - By� pan niezno�nym ch�opcem. A raz to poca�owa� mnie pan za drzwiami. Ale ja kocha�am si� w pa�skim kuzynie, Vandie Newlandzie, kt�ry nigdy na mnie nawet nie spojrza�. - Wzrok jej b��dzi� po lo�ach w kszta�cie podkowy. - Jak�e mi to wszystko tutaj przypomina... widz� ich w pumpach i d�ugich pantalonach - powiedzia�a z nieznacznym obcym akcentem, a oczy jej zn�w spocz�y na jego twarzy. Mia�y przyjemny wyraz i m�ody cz�owiek by� zaskoczony, �e mog�y w tak gorsz�cy spos�b przedstawia� obraz dostojnego trybuna�u, wobec kt�rego, w tym w�a�nie momencie, toczy�a si� jej sprawa. Nic nie mog�o by� bardziej w z�ym gu�cie ni� impertynencja nie w por�. Odpowiedzia� wi�c troch� sztywno: - Tak, bardzo d�ugo pani nie by�o. - Och, ca�e wieki, a� tak d�ugo - powiedzia�a - �e wydaje mi si�, jakbym umar�a i zosta�a pogrzebana, a to stare drogie miejsce jest niebem. - Archer z niewiadomych powod�w uzna� to jako jeszcze bardziej pozbawiona - szacunku spos�b przedstawiania nowojorskiego towarzystwa. Iii Odbywa�o si� to niezmiennie i zawsze tak samo. Pani Juliuszowa Beaufort w wiecz�r swego dorocznego balu nigdy nie omieszka�a zjawi� si� w Operze; rzeczywi�cie wydawa�a zawsze bal w ten wiecz�r, aby zadokumentowa� swoj� ca�kowit� niezale�no�� od obowi�zk�w domowych oraz to, �e posiada sztab s�u�by, kt�ra podczas jej nieobecno�ci potrafi zorganizowa� ca�e przyj�cie z najdrobniejszymi szczeg�ami. Dom Beaufort�w nale�a� do nielicznych w Nowym Jorku, kt�ry posiada� sal� balow� (jeszcze wcze�niej nawet ni� pani Mansonowa Mingott i Headly Chiversowie). Zaczynano w�a�nie uwa�a� za "prowincjonalizm" woskowanie pod��g w salonie i usuwanie mebli na pi�tro, w zwi�zku z czym posiadanie sali balowej, kt�ra by�a u�ywana w jednym tylko celu i przez trzysta sze��dziesi�t cztery dni w roku by�a zamkni�ta na g�ucho, a poz�acane krzes�a sk�adano w k�cie i �yrandole chowano w skrzyni, stanowi�o niezaprzeczaln� wy�szo�� i zdawa�o si� rekompensowa� wszystko, co by�o godne ubolewania w przesz�o�ci Beaufort�w. Pani Archer, kt�ra z zapa�em przeistacza�a swoj� towarzysk� filozofi� na maksymy, powiedzia�a kiedy�: - Wszyscy mamy swoich ulubionych prostaczk�w... - I chocia� powiedzenie by�o bardzo �mia�e, przyznawano mu w cicho�ci s�uszno�� w wielu ekskluzywnych ko�ach. Ale Beaufortowie, �ci�le m�wi�c, nie byli pro�ci; niekt�rzy powiadali, �e byli czym� gorszym. Pani Beaufort rzeczywi�cie nale�a�a do jednej z najbardziej godnych szacunku rodzin w Ameryce. By�a urocz� Regin� Dallas (z tych z Po�udniowej Karoliny), pi�kno�ci� bez posagu przedstawion� nowojorskiemu towarzystwu przez jej kuzynk�, nierozwa�n� Medor� Manson, kt�ra maj�c najlepsze ch�ci zawsze pope�nia�a nietakty. Gdy by�o si� spokrewnionym z Mansonami i Rushworthami, mia�o si� |droit |de |cite (jak to nazwa� pan Sillerton Jackson, kt�ry bywa� w Tuileries) w nowojorskim towarzystwie; ale czy� nie straci�o si� tego po�lubiaj�c Juliusza Beauforta? Pytanie, kim by� Beaufort? Uchodzi� za Anglika, by� mi�y, przystojny, opanowany, go�cinny i rozwa�ny. Przyby� do Ameryki zaopatrzony w listy polecaj�ce od angielskiego zi�cia starej pani Mingott, bankiera, i szybko ugruntowa� sobie pozycj� w �wiecie interes�w, jednak�e mia� rozwi�z�e obyczaje, ostry j�zyk i tajemniczych przodk�w. Ale kiedy Medora oznajmi�a o zar�czynach swojej kuzynki z Beaufortem, uznano to za jeszcze jeden szale�czy czyn w d�ugim rejestrze nierozwa�nych poczyna� biednej Medory. Lecz szale�stwo r�wnie cz�sto bywa usprawiedliwione jak m�dro�� i w dwa lata po zam��p�j�ciu uznano dom m�odej pani Beaufort za najbardziej wytworny dom w Nowym Jorku. Nikt dok�adnie nie wiedzia�, jaki cud to sprawi�. By�a leniwa, bierna, kostyczna, nawet uchodzi�a za nudn�; jednak�e ubrana jak modelka, obwieszona per�ami, stawa�a si� z ka�dym rokiem m�odsza, coraz bardziej jasnow�osa i pi�kna, kr�lowa�a w m�owskim pa�acu z ci�kiego, ciemnego kamienia i �ci�ga�a do� ca�y �wiat nie kiwn�wszy nawet swym upier�cienionym paluszkiem. Wtajemniczeni powiadali, �e to Beaufort sam musztrowa� s�u�b�, uczy� szefa kuchni, jak przyrz�dza� nowe potrawy, m�wi� ogrodnikowi, jakie ma hodowa� kwiaty do przystrajania sto�u w jadalni i salonach, selekcjonowa� go�ci, przyrz�dza� poobiedni poncz i dyktowa� �onie kr�tkie li�ciki do jej przyjaci�. Je�eli nawet tak by�o, to te domowe czynno�ci stanowi�y prywatn� domen�, a wobec �wiata ukazywa� si� jako beztroski i go�cinny milioner wkraczaj�cy do swego w�asnego salonu z min� zaproszonego go�cia i m�wi�: - Czy� gloksynie mojej �ony nie s� cudowne? Zdaje si�, �e je dosta�a z Kew Gardens. Wszyscy byli zgodni, �e sekret pana Beauforta polega� na umiej�tno�ci przechodzenia do porz�dku dziennego nad niekt�rymi sprawami. Mo�na by�o sobie szepta�, �e "dopom�g�" mu w opuszczeniu Anglii mi�dzynarodowy bank, w kt�rym by� zatrudniony. Zni�s� te pog�oski r�wnie �atwo, jak i ca�� reszt� - chocia� sumiennie ameryka�skiego biznesu by�o nie mniej wra�liwe ni� jego moralny wzorzec - przezwyci�y� wszystko, mia� ca�y Nowy Jork w swoich salonach i od przesz�o dwudziestu lat ludzie m�wili "id� do Beaufort�w" takim samym zdecydowanym tonem, jak wtedy, gdy szli do pani Mansonowej Mingott, maj�c jeszcze t� pewno��, �e dostan� dzik� kaczk� na gor�co i wyborne wina, zamiast letniego, nie maj�cego nawet roku Veuve Clicquot i odgrzewanych filadelfijskich krokiet�w. A wi�c pani Beaufort jak zwykle ukaza�a si� w swojej lo�y tu� przed ari� z klejnotami, a kiedy i tym razem, jak zazwyczaj, podnios�a si� pod koniec trzeciego aktu, narzuci�a etol� na swe pi�kne ramiona i wysz�a, Nowy Jork wiedzia�, i� jest to sygna�, �e za p� godziny rozpocznie si� bal. Taki dom, jaki mieli Beaufortowie, nowojorczycy z dum� pokazuj� cudzoziemcom, zw�aszcza w wiecz�r dorocznego balu. Beaufortowie jako nieliczni w Nowym Jorku posiadali w�asny czerwony dywan, kt�ry rozpo�cierali na stopniach ich w�a�ni lokaje, pod ich w�asn� markiz�, zamiast, wynajmowa� to wszystko wraz z krzes�ami do sali balowej i zamawia� kolacj�. Zapocz�tkowali r�wnie� zwyczaj, by damy zdejmowa�y okrycia w hallu, a nie sk�ada�y w sypialni gospodyni, i mog�y poprawi� fryzur� przy pomocy rurek ogrzewanych na palniku gazowym. Beaufort dawa� do zrozumienia, i� zak�ada, �e wszystkie przyjaci�ki jego �ony posiadaj� pokoj�wki, kt�re dbaj� o to, by ich panie by�y |coiffees, kiedy wyje�d�aj� z domu. Poza tym dom by� zaplanowany z takim rozmachem, �e do sali balowej, zamiast przeciska� si� w�skim korytarzem (tak jak u Chivers�w), kroczy�o si� uroczy�cie przez usytuowane w amfiladzie salony (koloru morskiej wody, karmazynu i |bouton |d'or) widz�c ju� z daleka wieloramienne �yrandole, kt�rych blask odbija� si� w l�ni�cych parkietach, a w g��bi oram�eri�, gdzie kamelie i ogromne paprocie rozpo�ciera�y swe bogate listowie ponad krzes�ami z czarno-z�otego bambusa. Newland Archer, jak przysta�o m�odemu cz�owiekowi jego pozycji, przyby� z niewielkim op�nieniem. Zostawi� okrycie lokajom w jedwabnych po�czochach (po�czochy by�y jedn� z kilku �miesznostek Beaufort�w), zmitr�y� chwil� w bibliotece obwieszonej kurdybanami, zastawionej meblami inkrustowanymi mosi�dzem, szylkretem i z malachitu, gdzie gaw�dzi�o kilku pan�w, nak�adaj�c r�kawiczki balowe, a� w ko�cu do��czy� do go�ci, kt�rych wita�a pani Beaufort w progu karmazynowego salonu. Archer by� najwyra�niej podenerwowany. Nie poszed� do swego klubu po Operze (jak zwykli czyni� m�odzi eleganci), a �e wiecz�r by� pi�kny, uda� si� na spacer Pi�t� Alej�, nim skierowa� swe kroki w stron� domu Beaufort�w. Naprawd� obawia� si�, �e Mingottowie mog� posun�� si� troch� za daleko; �e rzeczywi�cie babka ka�e im przyprowadzi� hrabin� Olensk� na bal. Z tonu, w jakim rozmawiano w klubowej lo�y, poj��, jak powa�nym by�oby to b��dem; i chocia� by� teraz bardziej ni� kiedykolwiek zdecydowany "wyja�ni� spraw� do ko�ca", nie odczuwa� ju� takiej rycerskiej gotowo�ci, by broni� kuzynki swej narzeczonej, jak przed kr�tk� z ni� rozmow� w Operze. B��dz�c po salonie koloru |bouton |d'or (gdzie Beaufort mia� �mia�o�� powiesi� "Zwyci�sk� mi�o��", bardzo dyskusyjny akt kobiecy Bouguereau) Archer natkn�� si� na pani� Welland i jej c�rk�, kt�re sta�y w pobli�u drzwi sali balowej. Tam ju� pojedyncze pary �lizga�y si� po l�ni�cej posadzce - �wiat�o woskowych �wiec pada�o na wiruj�ce tiulowe suknie, na dziewcz�ce g��wki przystrojone w najmodniejsze kwiaty, na osza�amiaj�ce egrety z pi�r lub drogich kamieni i kunsztowne |coiffures m�odych m�atek, na b�yszcz�ce gorsy koszul i r�kawiczki ze sk�rki glace. Panna Welland, kt�ra najwyra�niej zamierza�a przy��czy� si� do ta�cz�cych, zatrzyma�a si� w progu z bukietem konwalii w r�ce (nie mia�a �adnych innych kwiat�w); jej twarz by�a troch� blada, oczy p�on�y szczerym podnieceniem. Wok� niej zebra�a si� ju� grupka m�odych m�czyzn i dziewcz�t, �miano si� i �artowano, a stoj�ca troch� na uboczu pani Welland u�miecha�a si� pe�na umiarkowanej aprobaty. Najwyra�niej panna Welland oznajmi�a w�a�nie o swoich zar�czynach, podczas gdy jej matka emanowa�a rodzicielsk� niech�ci�, jak najbardziej stosowna na tak� okoliczno��. Archer przystan�� na chwil�. To przecie� na jego wyra�ne �yczenie dosz�o do ich og�oszenia, a jednak nie tak by sobie �yczy�, �eby dowiadywano si� o jego szcz�ciu. Og�aszanie zar�czyn w dusznej i gwarnej sali balowej, do tego jeszcze tak zat�oczonej, by�o odarciem ich z pi�knych kwiat�w intymno�ci, kt�ra winna towarzyszy� sprawom najbli�szym sercu. Jego rado�� by�a tak g��boka, �e to lekkie jej zm�cenie nie pozostawi�o nawet �ladu niezadowolenia. Ale pragn��by, �eby w og�le nie by�a m�cona. Pe�n� satysfakcj� znajdowa� w tym, �e May podziela�a jego uczucia. Jej oczy spocz�y na nim b�agalnie i m�wi�y: "Pami�taj, tak post�pujemy, jak trzeba". �aden apel nie znalaz�by szybszej odpowiedzi w sercu Archera. Niemniej pragn��, by ich dzia�anie wyp�ywa�o z jakich� wznio�lejszych pobudek, a nie ze wzgl�du na biedn� Ellen Olensk�. Grupka zebrana wok� panny Welland rozst�pi�a si� ze znacz�cymi u�miechami, robi�c mu przej�cie; przyj�wszy gratulacje poprowadzi� narzeczon� na �rodek sali balowej i obj�� jej kibi�. - A teraz ju� nie musimy rozmawia� - pozwiedzia� u�miechaj�c si� do jej ufnych oczu, gdy p�yn�li na spokojnych "Falach Dunaju". Nie odpowiedzia�a. Jej wargi dr�a�y w u�miechu lecz oczy pozosta�y dalekie i powa�ne, jakby zapatrzone w jak�� nieuchwytn� wizj�. - Najdro�sza - szepn�� Archer przytulaj�c j� mocniej. Wpojono w niego od dzieci�stwa, �e pierwsze godziny narzecze�stwa, nawet sp�dzone na sali balowej, maj� w sobie jak�� powag� i �wi�to��. Jakie� inne �ycie b�dzie wi�d� przy boku tej niewinnej, promiennej i dobrej dziewczyny! Po ta�cu para narzeczonych pow�drowa�a do oran�erii. Usiedli za wysok� a�urow� �cian� paproci i kamelii, Newland przycisn�� do ust jej d�o� w r�kawiczce. - Widzisz, zrobi�am tak, jak prosi�e� - powiedzia�a: - Och tak, nie mog�em si� doczeka� - odpar� z u�miechem. Po chwili doda�: - Wola�bym tylko, �eby to nie by�o na balu. - Tak, wiem. - Spojrza�a mu w oczy ze zrozumieniem. - Ale mimo wszystko... nawet tu jeste�my wy��cznie sami, prawda? - Och, najdro�sza... zawsze! - wykrzykn�� Archer. Niew�tpliwie zawsze go b�dzie rozumie� i zawsze m�wi� to, co trzeba. Odkrycie to przepe�ni�o kielich jego szcz�cia i powiedzia� weso�o: - Pragn� ci� poca�owa�, a nie mog�, i to jest najgorsze. M�wi�c to rozejrza� si� szybko po oran�erii, a upewniwszy si�, �e jest chwilowo pusta, pochwyci� j� w ramiona i z�o�y� przelotny poca�unek na jej ustach. Chc�c z�agodzi� zuchwalstwo, poprowadzi� j� ku bambusowej kanapce w mniej odosobnionej cz�ci oran�erii i usiad�szy przy niej zrywa� konwalie z jej bukiecika. Siedzia�a w milczeniu, a u st�p ich le�a� ca�y �wiat niczym dolina pe�na s�o�ca. - Czy powiedzia�e� mojej kuzynce Ellen? - spyta�a wreszcie, jakby zbudzona z g��bokiego snu. Ockn�� si� i przypomnia� sobie, �e nie zrobi� tego. Jaka� nieprzezwyci�ona niech�� powstrzymywa�a go od m�wienia o tych sprawach z t� dziwn� obc� kobiet�. - Nie, nie mia�em sposobno�ci - uknu� k�amstwo na poczekaniu. - Aha! - Wygl�da�a na zawiedzion�, lecz �agodnie sk�ania�a go, by przyj�� jej punkt widzenia. - Jednak�e musisz to zrobi�, poniewa� ja nie mog�. A nie chcia�abym, �eby my�la�a... - Oczywi�cie, �e nie. Ale czy nie ty w�a�nie powinna� to zrobi�? Zastanowi�a si�. - Tak, gdybym zrobi�a to w odpowiednim czasie. Ale teraz, kiedy nast�pi�a pewna zw�oka, s�dz�, �e ty musisz jej wyt�umaczy�, �e na moj� pro�b� mia�e� jej powiedzie� w Operze, jeszcze zanim og�osimy to wszystko oficjalnie. Inaczej mo�e pomy�le�, �e zapomnia�am o niej. Widzisz, nale�y do rodziny, i tak dawno jej nie by�o, �e sta�a si� troch�... dra�liwa. Archer spojrza� na narzeczon� rozpromienionym wzrokiem. - M�j drogi aniele! Oczywi�cie, �e jej powiem! - Popatrzy� z lekk� obaw� w stron� zat�oczonej sali balowej. - Ale jeszcze jej nie udzia�em. Czy przysz�a? - Nie, w ostatniej chwili postanowi�a nie przychodzi�. - W ostatniej chwili? - powt�rzy� zdumiony, �e - og�le mog�a bra� pod uwag� tak� mo�liwo��. - Tak. Ona wprost uwielbia taniec - m�oda dziewczyna odpar�a po prostu. - Jednak�e dosz�a nagle do wniosku, �e jej suknia jest nie do�� wytworna na bal, chocia� wszystkie uwa�a�y�my, �e jest prze�liczna. Wobec tego ciotka musia�a j� zabra� do domu. - Ach, tak - mrukn�� Archer oboj�tnie, lecz uszcz�liwiony. Nic go bardziej nie radowa�o w narzeczonej, jak jej odwaga i zdecydowanie, by za wszelk� cen� ignorowa� t� "nieprzyjemn� spraw�", w kt�r� oboje zostali wci�gni�ci. R�wnie dobrze jak ja - rozmy�la� - zna prawdziw� przyczyn� nieobecno�ci swej kuzynki. Jednak�e nawet najmniejszym gestem nie dam jej nigdy odczu�, i� wiem, �e na reputacji biednej Ellen Olenskiej rysuje si� skaza. Iv W ci�gu nast�pnego dnia sk�adano pierwsze narzecze�skie wizyty, jak by�o w zwyczaju. W tych sprawach nowojorski rytua� by� dok�adny i niezmienny. Zgodnie z nim Newland Archer pierwszy przyby� z matk� i siostr� na zaproszenie pani Welland, potem on, pani Welland i May udali si� do starszej pani Mansonowej Mingott, by otrzyma� b�ogos�awie�stwo czcigodnej antenatki. Wizyta u pani Mingott by�a dla m�odego cz�owieka zawsze zabawnym wydarzeniem. Sam dom stanowi� ju� historyczny dokument, chocia� oczywi�cie nie tak czcigodny, jak niekt�re stare rodzinne domostwa na University Place czy na pocz�tku Pi�tej Alei. Tamte by�y autemtycznie z 1830 roku; z ponuro zharmonizowanymi dywanami w girlanely stulistnych r�, z konsolami z r�anego drzewa, �ukowato sklepionymi kominkami o gzymsach z czarnego marmuru i szafami bibliotecznymi z mahoniu na wysoki po�ysk, tymczasem starsza pani Mingott, kt�ra budowa�a sw�j dom p�niej, wyrzuci�a wszystkie posagowe masywne meble i pomiesza�a frywolne wy�cie�ane mebelki z okresu Ii Cesarstwa ze sched� po Mingottach. Mia�a zwyczaj siadywania w oknie salonu na parterze, jak gdyby wyczekiwa�a spokojnie, co jej przyniesie �ycie i moda nadci�gaj�ca z p�nocy ku jej samotnym drzwiom. Chyba jednak w tym oczekiwaniu nie przejawia�a po�piechu, by�a bowiem r�wnie cierpliwa, co ufna. Mia�a absolutn� pewno��, �e obecne p�oty, zwierzyna, parterowe bary, drewniane altanki w zachwaszczonych ogrodach i ska�y, z kt�rych kozy obserwuj� t� sceneri�, znikn� pod naporem rezydencji tak wspania�ych jak jej dom - a mo�e (nale�a�a do kobiet bezstronnych) nawet wspanialszych; �e kocie �by, po kt�rych tocz� si� stare rozklekotane omnibusy, zostan� zast�pione g�adkim asfaltem, tak jak to ludzie powiadaj�, �e widzieli w Pary�u. Tymczasem, jak ka�dy, tak i ona zabiega�a, by u niej bywano (mog�a r�wnie �atwo jak Beaufortowie zape�nia� go��mi swoje pokoje, bez potrzeby dodawania cho�by jednej pozycji do kolacyjnego menu), i wcale nie cierpia�a z powodu swojego geograficznego odosobnienia. Ogromny przybytek na wadze - kt�ry zacz�� post�powa� u niej w wieku �rednim, a przywodzi� na my�l strumienie lawy zalewaj�cej skazane na zag�ad� miasto - zmieni� j� z pulchnej, energicznej ma�ej kobietki o kszta�tnych stopach i cienkich kostkach w co� tak ogromnego i dostojnego jak stworzony przez natur� fenomen. Przyj�a ten zalew oty�o�ci r�wnie filozoficznie jak wszystkie swoje dopusty �yciowe i teraz, w podesz�ym ju� wieku, by�a nagrodzona ogl�daj�c w lustrze prawie pozbawian� zmarszczek g�adk� powierzchni� j�drnego, r�owobia�ego cia�a, po�rodku kt�rego przetrwa�y �lady ma�ej twarzyczki, jakby czekaj�cej odkopania przez odkrywc�. Kilka kondygnacji g�adkich podbr�dk�w opada�o ku osza�amiaj�cym g��biom wci�� jeszcze �nie�nobia�ego �ona otulonego biel� mu�lin�w spi�tych brosz� z miniaturk� ostatniego pana Mingotta. A wok� i poni�ej wzbiera�y fale za fal� czarnego jedwabiu na oparciach przestronnego fotela, na kt�rym dwie malutkie bia�e d�onie unosi�y si� niczym mewy na grzbiecie wzburzonych ba�wan�w. Z powodu ci�aru cia�a pani Mingott od dawna ju� nie mog�a wchodzi� ani schodzi� po schodach i z w�a�ciw� sobie niezale�no�ci� urz�dzi�a swoje pokoje recepcyjne na pi�trze, a sama (z jaskrawym pogwa�ceniem wszystkich nowojorskich zasad przyzwoito�ci) przenios�a si� na parter; tak wi�c, kiedy si� usiad�o w jej saloniku, ukazywa� si� niespodziewanie (przez drzwi zawsze otwarte i z odchylonymi ��tymi portierami z adamaszku) widok sypialni z wielkim niskim �o�em przybranym podobnie jak kanapa i toaletka frywolnymi koronkowymi falbankami i lustrem w z�oconych ramach. Jej go�cie byli zdumieni i zafascynowani inno�ci� tego urz�dzenia, kt�re przywodzi�o na my�l sceny z francuskich powie�ci, z architektonicznymi szczeg�likami stanowi�cymi podniet� do takich frywolno�ci, o jakich przeci�tnemu Amerykaninowi nawet si� nie �ni�o. Tak w�a�nie kobiety �y�y z kochankami w dawnych niemoralnych sferach, w apartamentach, gdzie wszystkie pokoje znajdowa�y si� na jednym pi�trze, i tak samo �yli ich nieprzyzwoici krewni opisywani w ksi��kach. Bawi�o Newlanda (kt�ry w tajemnicy umie�ci� w sypialni pani Mingott mi�osne sceny z "Monsieur de Carnors") ukazywanie jej nieposzlakowanego �ycia w takiej scenerii cudzo��stwa. Lecz m�wi� sobie ze szczerym podziwem, �e gdyby zechcia�a mie� kochanka, ta nieustraszona kobieta nie zawaha�aby si� nawet przez chwil�. Wszyscy odetchn�li z ulg�, �e podczas wizyty narzeczonych nie by�o hrabiny Olenskiej w salonie jej babki. Pani Mingott wyja�ni�a, �e wysz�a. Co, zwa�ywszy, �e by�a pi�kna s�oneczna pogoda i godzina odpowiednia na robienie zakup�w, mo�na by�o uzna� za nietakt ze strony skompromitowanej kobiety. Niemniej zaoszcz�dzi�o im to zak�opotania, jakie spowodowa�aby jej obecno��, oraz tego, �e wspomnienie nieszcz�liwej przesz�o�ci hrabiny mog�oby rzuci� cie� na ich promienn� przysz�o��. Wizyta przebiega�a wi�c pomy�lnie, tak jak nale�a�o si� spodziewa�. Stara pani Mingott cieszy�a si� z zar�czyn, kt�re, od dawna przewidywane przez czujnych krewnych, zosta�y starannie rozpatrzone na radzie familijnej. Pier�cionek zar�czynowy, du�y okaza�y szafir osadzony w delikatnych pazurkach, spotka� si� z jej niek�amanym zachwytem. - To nowoczesna oprawa. Naturalnie pi�knie uwypukla kamie�, ale wygl�da troch� zbyt go�o dla moich starych oczu - powiedzia�a pani Welland rzucaj�c swemu przysz�emu zi�ciowi pojednawcze spojrzenie. - Starych oczu? Ufam, �e nie masz na my�li moich oczu, moja droga? Lubi� wszelkie nowo�ci! - wykrzykne�a matriarchini rodu unosz�c kamie� do swych ma�ych b�yszcz�cych oczu, kt�rych dotychczas nie oszpeci�y okulary. - Bardzo udany - doda�a zwracaj�c klejnot - bardzo odpowiedni. Za moich czas�w uwa�ano, �e wystarczy kamea otoczona pere�kami. Lecz czy� jest to r�ka odpowiednia do noszenia pier�cionka, co, drogi panie? - pomacha�a sw� drobna r�czk� o ma�ych ostrych paznokciach i zwa�ach starczego t�uszczu okalaj�cych jej przegub niczym bransolety z ko�ci s�oniowej. - M�j by� wykonany w Rzymie przez wielkiego Ferrigianiego. Powiniene� by� zrobi� tam dla May. Niew�tpliwie by ci zrobi�, moje dziecko. Ona ma szerok� d�o�, to skutek tych nowoczesnych sport�w, kt�re rozci�gaj� wi�zad�a, ale sk�r� ma bia��. A kiedy odb�dzie si� wesele? - przerwa�a utkwiwszy oczy w twarzy Archera. - Och - mrukn�a pani Welland, a tymczasem m�ody cz�owiek, u�miechaj�c si� do swej narzeczonej, odpowiedzia�: - Tak szybko, jak tylko mo�liwe. A je�li jeszcze pani zechce mnie poprze�, prosz� pani... - Musimy im da� czas, �eby si� troch� lepiej poznali, mamo - wtr�ci�a pani Welland ze zrozumia�ym uczuciem niech�ci, na kt�re babka zareplikowa�a: - Pozna�? Bzdury! W Nowym Jorku zawsze wszyscy znaj� si� nawzajem. Pozw�l, moja droga, m�odemu cz�owiekowi postawi� na swoim, nie czekaj, a� wino skwa�nieje. Niech si� pobior� przed wielkim postem. Mog� teraz zim� dosta� zapalenia p�uc, a chc� wyda� weselne �niadanie! Te nast�puj�ce po sobie deklaracje by�y przyjmowane z odpowiednimi objawami zdziwienia, niedowierzania i wdzi�czno�ci. Wizyta up�ywa�a w nastroju umiarkowanej weso�o�ci, gdy drzwi si� otworzy�y i wesz�a hrabina Olenska, ubrana w kapturek i p�aszcz, a za ni� nieoczekiwanie ukaza� si� Juliusz Beaufort. W�r�d pa� nast�pi�y mi�e kuzynowskie pomruki powitalne, a pani Mingott wyci�gn�a ku bankierowi model Ferrigianiego. - O, Beaufort, c� za niezwyk�y zaszczyt! (Posiada�a dziwaczny cudzoziemski zwyczaj zwracania si� do m�czyzn po nazwisku). - K�aniam si�. Pragn��bym, �eby si� to mog�o zdarza� cz�ciej - powiedzia� do�� swobodnie i nonszalancko. - Jestem ci�gle zaj�ty. Ale spotka�em hrabin� Ellen na Madison Square i by�a tak uprzejma, �e pozwoli�a mi sobie towarzyszy� a� do samego domu. - Och, mam nadziej�, �e ten dom stanie si� weselszy teraz, kiedy jest Ellen! - wykrzykn�a pani Mingott z godn� podziwu bezczelno�ci�. - Niech pan siada, niech pan siada, Beaufort. Przysu� ten ��ty fotel. A teraz, skoro ju� pana tu mam, chce pos�ucha� najnowszych ploteczek. S�ysza�am, �e pa�ski bal by� wspania�y. Podobno zaprosi� pan pani� Struthers? C�, sama jestem ciekawa i ch�tnie zobacz� t� kobiet�. Zapomnia�a o swoich cz�onkach rodziny, kt�rzy wychodzili teraz do hallu poprzedzani przez Ellen Olensk�. Stara pani Mingott zawsze darzy�a Juliusza Beauforta wielkim podziwem, a w ich ch�odnym, dominuj�cym sposobie bycia i omijaniu pewnych konwenans�w by� pewien rodzaj pokrewie�stwa. Teraz gor�co pragn�a si� dowiedzie�, co te� sk�oni�o Beaufort�w do zaproszenia po raz pierwszy pani Lemuelowej Struthers, wdowy po fabrykancie pasty do but�w, kt�ra zesz�ego roku powr�ci�a z d�ugiego pobytu w Europie, by przyst�pi� do obl�enia hermetycznej, ma�ej nowojorskiej fortecy. - Oczywi�cie, je�li pan i Regina j� zapraszacie, to sprawa za�atwiona. No c�, potrzebujemy �wie�ej krwi i nowych pieni�dzy... Podobno ci�gle jest bardzo pon�tna - o�wiadczy�a krwio�ercza starsza pani. Podczas gdy w hallu pani Welland i May nak�ada�y futra, Archer zauwa�y�, �e hrabina Olenska spogl�da na niego z lekkim, pytaj�cym u�miechem w oczach. - Naturalnie ju� pani wie... o May i o mnie odezwa� si�, odpowiadaj�c na jej przeci�g�e spojrzenie, za�enowany. - Zbeszta�a mnie za to, �e nie przekaza�em pani tej wiadomo�ci owego wieczoru w Operze. Dosta�em rozkaz, �ebym powiedzia� pani, �e jeste�my zar�czeni... ale nie zdo�a�em... w takim t�umie... U�miech sp�yn�� z oczu hrabiny Olenskiej na jej usta. Wygl�da�a m�odziej, bardziej przypomina�a t� zuchwa��, ciemnow�os� Ellen Mingott z okresu jego lat ch�opi�cych. - Oczywi�cie, �e wiem. Bardzo si� ciesz�. Ale po pierwsze takich rzeczy nie og�asza si� w t�umie... - Panie sta�y ju� w progu, wi�c wyci�gn�a do niego r�k�. - Do widzenia! Prosz� kt�rego� dnia mnie odwiedzi� - rzek�a nie spuszczaj�c z Archera wzroku. Jad�c powozem Pi�t� Alej� rozmawiali swobodnie o pani Mingott, o jej wieku, usposobieniu i r�nych zachwycaj�cych przymiotach. Nikt nie wspomnia� o Ellen Olenskiej. Jednak�e Archer wiedzia�, �e pani Welland my�la�a: To b��d ze strony Ellen, �eby zaraz, nast�pnego dnia po przybyciu, paradowa� Pi�t� Alej� w porze, kiedy jest najbardziej zat�oczona, maj�c u boku Juliusza Beauforta... A m�ody cz�owiek doda� w duchu: Jednak ona powinna wiedzie�, �e m�czyzna �wie�o zar�czony nie ugania si� za m�atkami. Niemniej sk�onny jestem twierdzi�, �e w tym �rodowisku, w jakim ona si� obraca, tak robi�... poza tym nie robi� nic innego. I pomimo tych kosmopolitycznych pogl�d�w, jakimi si� che�pi�, dzi�kowa� niebiosom, �e jest nowojorczykiem, i got�w by� sprzymierzy� si� z ka�dym, kto wyznawa� te same zasady co on.