7640

Szczegóły
Tytuł 7640
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7640 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7640 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7640 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Krystyna Boglar Zatrzymajcie �wiat, chc� wysi���! But, kt�ry si�� rozp�du przejecha� pomi�dzy rz�dami foteli, nie by�by sam w�sobie niczym specjalnym, gdyby nie to, �e znajdowa�a si� w�nim noga. Dok�adnie stopa, a�raczej to, co z�niej zosta�o. But ci�gn�� za sob� soczysty �lad �wie�ej krwi. Ludzie siedz�cy nieruchomo, wprasowani w�fotele obite szar� tkanin�, zachowali si� racjonalnie: wytrzeszczyli oczy, wzi�li g��boki oddech, a�potem Wrzasn�li z�si�� tysi�ca decybeli. Powsta� nieopisany tumult, kt�remu nie mog�y przeszkodzi� nawet pistolety maszynowe wycelowane w�ty�y g��w owej setki os�b unieruchomionych pasami bezpiecze�stwa. Samolot Polskich Linii Lotniczych LOT typu Boeing 737 przed nieca�� godzin� zosta� skierowany na jedno z�awaryjnych lotnisk �gdzie� w�Europie�. Odbywa� czarterowy lot z�Warszawy na Teneryf�, jedn� z�Wysp Kanaryjskich, o�kt�rej mawiano, �e jest rajem na ziemi. Ale znale�li si� w�piekle, zanim dotarli do raju. Tylko rozrzucone prospekty l�ni�y kolorami b��kitu i�zieleni. Na jednym z�nich, przedstawiaj�cym z�ot� pla�� pod palmami, zatrzyma� si� �w but, barwi�c sielski widoczek obfit� posok� w�kolorze keczupu. Niestety, nie by� to film, lecz, rzec mo�na, ponura rzeczywisto��. A�owi czterej uzbrojeni porywacze, przewa�nie w��miesznych, miejskich garniturach, do niedawna spokojnie siedzieli jako pasa�erowie na bocznych miejscach obok napis�w: wyj�cie awaryjne. Tylko �e na �adne wyj�cie, nawet awaryjne, si� nie zanosi�o. Jedna ze stewardes, m�oda blondynka z�zadartym nosem, kopniakiem i�wrzaskiem zosta�a zmuszona do zaj�cia si� nog�. � Posprz�ta�! Ju�! I�niech si� nikt nie rusza z�miejsc! Siedzia�am w�siedemnastym rz�dzie, jak wszyscy szara ze strachu, z�wyschni�tym podniebieniem i�uczuciem, �e �wiat si� sko�czy�. A�mia�am dosta� w�nagrod� pi�tna�cie dni na rajskiej pla�y, z�mo�liwo�ci� zobaczenia jedynych na ziemi b��kitnych papug. W�zamian los ofiarowa� mi skurcze �o��dka i�widok odci�tej ludzkiej stopy w�bucie na gumowej podeszwie. Stewardesa, kl�cz�c u�moich st�p, z�kredowo blad� twarz�, opanowywa�a uczucie md�o�ci. But wraz z�zawarto�ci� trafi� do plastykowego worka, w�jakich wynosi si� �mieci. � Czyj ttto bbut? � musia�am wymamrota� na g�os, bo siedz�ca obok mnie starsza pani spojrza�a z�ukryt� nagan�. � Ciii... pewnie kt�rego� z�pilot�w. Czu�am, jak mi �o��dek podje�d�a do gard�a. � Oni nie nosz� takich... byle jakich � wyj�ka�am czuj�c gwa�town� potrzeb� m�wienia. � S� eleganccy. � I�zapewne martwi � odpowiedzia�a staruszka. Spojrza�am na ni� zaskoczona. � Pani si� nie boi? Wzruszy�a ramionami. Mia�a br�zow� lu�n� sukni�, wi�niow� apaszk�, dobrze utrzymane siwe w�osy i�g�ste brwi. � Oczywi�cie, �e si� boj� � m�wi�a g�osem cichym i�jakim� takim... bez wyrazu. � Ale jestem racjonalistk�, kt�ra przez siedemdziesi�t pi�� lat nauczy�a si�, �e strach bywa tak samo bezu�yteczny jak lod�wka w�igloo. Spojrza�am przytomniej. Ludzie zdenerwowani, przera�eni zachowywali si� r�nie: niekt�rzy, przewa�nie m�czy�ni, tkwili wci�ni�ci w�fotele ze spuszczonymi g�owami, jakby boj�c si�, �e na ich spoconych twarzach spocznie wzrok uzbrojonych. Kobiety histeryzowa�y. P�aka�y, krzycza�y, pr�bowa�y nawet ucieka�. Cho� nie by�o gdzie. Tr�jka terroryst�w ustawi�a si� tymczasem przy wej�ciu na pok�ad tu� obok toalety. Jeden z�nich �u� gum� i�nerwowo repetowa� bro�. � Tu m�wi kapitan � z�megafonu rozleg� si� spokojny g�os. � Prosz� pa�stwa o�spok�j i�absolutne pos�usze�stwo. Ci panowie � cie� ironii zabrzmia� niezbyt przekonywaj�co � maj� bro� automatyczn� i�nie �artuj�. Na pok�adzie s� ju� trzy �miertelne ofiary. Wrzask w�kabinie zag�uszy� s�owa. Jeden z�opryszk�w, m�ody cz�owiek w�garniturze koloru marengo, przebieg� pomi�dzy rz�dami i�wycelowa� bro� w�najbli�ej siedz�c� blondynk� z�dzieckiem. � Cisza! Jeszcze jeden wrzask i�strzelam! Zrobi�o si� cicho jak makiem zasia�. Ale setka ludzi nie potrafi utrzyma� dyscypliny przez czas d�u�szy od minuty. Tu i��wdzie rozleg�y si� t�umione �kania. Szczeg�lnie ba�y si� dzieci. � M�wi kapitan � g�os brzmia� bardziej szorstko � oni, prosz� pa�stwa, nie �artuj�. W�a�nie zasztyletowali mechanika pok�adowego. Prosz� si� bezwzgl�dnie stosowa� do ich ��da�. Postaramy si�, by na czas rokowa� maksymalnie u�atwi� pa�stwu �ycie. Za chwil� otworzymy przej�cie do toalety. Chcieliby�my te� poda� kanapki. Pertraktacje trwaj�. Samolot znajduje si�... � No tak! Wy��czyli kapitanowi mikrofon � mrukn�� pan z�siedzenia po drugiej stronie przej�cia. Jego �ona pi�a lekarstwo z�br�zowej buteleczki. W�powietrzu unosi�a si� wo� waleriany, potu i�jakich� chemicznych odczynnik�w. � Co tak �mierdzi? � spyta�am ca�kiem bez sensu. � Ludzie � odpar�a moja s�siadka, grzebi�c w�przepastnej torbie. � Chcesz cukierka? Mi�t�wk�? Skin�am g�ow�. Wydawa�o mi si�, �e �wie�y zapach mi�ty wyeliminuje to, co wisia�o w�powietrzu. Niestety, terrorystom widocznie smr�d nie przeszkadza�, bo naradzali si� za niezbyt dok�adnie zaci�gni�t� zas�on�. Jeden z�nich m�wi� co� p�g�osem do telefonu kom�rkowego. � Gdzie my w�a�ciwie jeste�my? � zastanawia� si� pan w�szarym swetrze, wpatrzony w�ciemny otw�r okienka. � Widz� cztery gwiazdy. Jedn� jasn� � powiedzia�a pani w�b��kitnym golfie. � Pewnie jeste�my w�Betlejem � mrukn�am. Staruszka parskn�a �miechem, ale natychmiast si� opanowa�a. � S�dz�, �e powinni�my zawi�za� jaki� komitet! � wybuchn��, ni st�d, ni zow�d, pan ze spocon� �ysin� wstaj�c. � Jaki? � No... cho�by obrony przed terrorystami! Ja bym... � nie uda�o mu si� sko�czy� zdania. Pad� na siedzenie z�zakrwawion� szcz�k�. Ten z�karabinem wida� umia� nie tylko strzela�. � Polacy zawsze zak�adaj� jakie� komitety. Albo je podpalaj�. Ale nie potrafi� �y� w�ekstremalnie trudnych warunkach � pan w�szarym swetrze przetar� twarz chusteczk� nas�czon� wod� kolo�sk�. Wci�gn�am t� wo� w�nozdrza, niczym dar niebios. Mia� racj�. Ale co z�tego? �Banda czworga� te� zapewne mia�a jakie� swoje racje. Tylko jakie? Co tu jest grane? � my�la�am gor�czkowo. Kto� nas porwa�. W�powietrzu. Zanim samolot osiad� na jakim� bocznym pasie nieznanego lotniska w�tajemniczym kraju. Kazali pilotowi l�dowa�. Po co? Co takiego znajduje si� we wn�trzu pot�nego Boeinga 737? To� to lot czarterowy! Wycieczkowy... nie ma w��adowniach sztab z�ota, bezcennych obraz�w lub tony narkotyk�w. A�je�li s�? Bzdura! Teraz jeste�my na pewno otoczeni policj�! Ka�dy kraj, zgadzaj�c si� na l�dowanie trefnego samolotu, natychmiast go otacza kordonem wojska. Tyle wiem z�telewizji. Nigdy nie my�la�am, ogl�daj�c te mro��ce krew obrazy, �e co� podobnego mo�e przytrafi� si� mnie! � Idzie! � mrukn�a siwow�osa s�siadka. � Kto? � ostro�nie odwr�ci�am g�ow�. Wysoka brunetka w�mundurze stewardesy pcha�a w�zek z�kanapkami i�piciem. � Mo�e to troch� uspokoi ludzi � westchn�� pan w�tweedowej marynarce z�rz�du obok nas. � Powinni�my pomy�le�... � Kiedy si� wlezie na min�, nie ma si� zbyt du�o czasu do my�lenia! � parskn�a jego �ona. No, wygl�da�a na �on�. M�czyzna umilk�. Stewardesa, czuj�c na plecach wycelowany pistolet, porusza�a si� jak w�transie. U�miechn�a si� tylko raz � podaj�c kanapk� mojej s�siadce spod okna. � To... na razie wszystko. Siwow�osa lekko zmarszczy�a brwi. � A�b�dzie... co� na gor�co? � Mo�e. P�niej. Je�li... oni pozwol�... Starsza pani musia�a by� bardzo g�odna, bo po�kn�a kanapk� trzema k�sami. Poczu�am do niej ogromn� sympati�. Dobrze na mnie dzia�a�a. Koj�co. � Mam na imi� Ewa � wykrztusi�am, po�kn�wszy kawa�ek og�rka. � A�ja Marianna. Chcia�am urz�dzi� swoje siedemdziesi�te pi�te urodziny na s�onecznej wyspie. Masz poj�cie? � Mam. Sama wy�udzi�am pieni�dze na t� wycieczk� od rodzic�w. Powiedzia�am im, �e nale�y mi si� nagroda. Zapomnia�am tylko doda�, za co... � Nie narzekaj. �yjesz. � Na razie. � Zamruga�a rz�sami. � Nikt ci nigdy nie obiecywa�, �e b�dziesz zdrowa, wiecznie m�oda i�bogata. Poczu�am z�o��. Nie na s�siadk�. Na sytuacj� i�zapach unosz�cy si� w�ciasnej przestrzeni, �lad po bucie, kt�ry, niedok�adnie wytarty, krzep� w�krwaw� plam� ko�o nogi fotela. Jako� zupe�nie nie pasowa�am do tego wn�trza. Takie mia�am wra�enie. Moje b��kitne oczy i�jasne w�osy z�grzywk� opadaj�c� na oczy nadawa�y si� raczej do bardziej sielskiego krajobrazu. Bo ja wiem? Mo�e ��ka ukwiecona, baranek i�motylek? Pan w�tabaczkowym ubraniu, zdesperowany, nacisn�� guzik wzywaj�cy obs�ug�. Ale zamiast fertycznej dziewczyny pojawi� si� garniturowiec z�przekrzywionym krawatem i�luf� pistoletu, wycelowan� w�nieszcz�nika. � No? � Moja �ona musi... do toalety... � wyb�ka� odpinaj�c g�rny guzik koszuli. Wygl�da�, jakby si� dusi�. Kobieta mia�a twarz zalan� �zami. Cienie od powiek i�rozmazany tusz tworzy�y na policzkach malownicze plamy. Co� z�Picassa. Ale nikomu nie by�o do �miechu. � Pani idzie � stwierdzi� kr�tko porywacz, a�potem, zwracaj�c si� do reszty pasa�er�w, wrzasn��: � Tylko po kolei! Nikt nie mo�e czeka� pod drzwiami! �ona Tabaczkowego wzi�a torebk� i�zacz�a si� przeciska�. � Otworzy�! � �ykn�� drugi z�porywaczy, trzymaj�cy karabin na wysoko�ci brzucha. � Co? � nie zrozumia�a. � Torb�. Otworzy�! Rozleg� si� szelest suwaka. Z�wn�trza polecia�y: puderniczka, grzebie�, klucze i�ca�a masa drobiazg�w. Na ko�cu ma�y, czerwony s�onik-maskotka. Musia� prze�o�y� bro� do lewej r�ki, by przyjrze� si� s�oniowi. Zarechota� z�rado�ci, wk�adaj�c maskotk� do kieszeni. � Ciekawe � szepn�a pani Marianna, obserwuj�c scen�. � Musi by� cz�owiekiem zabobonnym. � Mo�e s�dzi, �e czerwony s�o� przyniesie mu szcz�cie? � westchn�am, bo oprawca nijak si� nie mie�ci� w�kategoriach ludzkich. � Je�li przyniesie jemu, to nam nie � odezwa�a si� moja s�siadka, lekko wzruszaj�c ramionami. � To logiczne. Ludzie dojadali kanapki, popijaj�c sokiem winogronowym. To ich nieco uspokoi�o. Chwyt z�jedzeniem by� na pewno przemy�lany. Nie wiadomo tylko przez kogo: czterech jaskiniowc�w z��elazem czy obs�ug� samolotu. T�, kt�ra zosta�a przy �yciu. �ona Tabaczkowego wraca�a z�toalety nieco chwiejnym krokiem. Zanim usiad�a, wyb�ka�a g�osem zduszonym strachem: � Tam le�� dwaj. Martwi. � Kto? � jej m�� ociera� czo�o chusteczk�. � Obaj w�mundurach. Znaczy... nasi. Ju� pojawi�o si� okre�lenie: NASI. A�zatem w�zag�szczonym wn�trzu s� jacy� NASI i�ONI. Zdziwi�o mnie, jak �atwo rozwarstwia si� ka�da spo�eczno�� w�zale�no�ci od sytuacji. � Mo�liwe, �e w�r�d naszych s� jacy� inni oni? � powiedzia�am, cho� powinnam si� by�a raczej ugry�� w�j�zyk. � No tak... � zmartwi� si� Tabaczkowy. � Oni na pocz�tku podr�y byli... nasi. � W�a�nie. Pan w�szarym swetrze wsta�. Ruszy� przej�ciem w�kierunku napastnik�w. Na wszelki wypadek trzyma� r�ce wyci�gni�te nad g�ow�. � Bo to, prosz� pani, my jeste�my tch�rzliwym narodem! Po co on trzyma �apy w�g�rze? Nikt mu nie kaza�! � spojrza�am na t�g� kobiet� w�bluzce w�kwiaty. � Boi si�. � I�co z�tego? Mo�na si� ba� z�godno�ci�, no nie? Pani Marianna zaklaska�a w�d�onie. Musia� to by� gest aprobaty. � S�usznie. Ale, widzi pani, i�tak go obmacali. � Mo�e tu jeszcze inni maj� bro�? � wysapa�a Kwiecista. Pani Marianna przekrzywi�a g�ow�. Mia�a nieco ptasi profil. Stwierdzi�am to z�przykro�ci�. Nie wiem dlaczego. Moja s�siadka obdarzona latami, do�wiadczeniem i�niezwyk�� precyzj� my�li powinna by� idealna w�ka�dym calu. � M�wi kapitan � g�o�nik trzaska�, zag�uszaj�c poszczeg�lne sylaby � pro... by... kt... nie... dzi� drzwi. � Jezu, niech kto� przet�umaczy � poprosi�a pani w�b��kitnym golfie. W tym momencie przesta�am si� ba�. Nie wiem, jaki diabe� wst�pi� we mnie, ale unios�am si� z�fotela i�bardzo wyra�nie akcentuj�c zg�oski wyja�ni�am: � Kapitan prosi, by nikt nie podchodzi� do drzwi. Cz�� pasa�er�w spojrza�a na mnie jak na osob� kompletnie ob��kan�. � Sk�d... sk�d wiesz, �e chodzi o�drzwi? � pani Marianna nie mia�a tak dogodnego wgl�du w�sytuacj� ko�o toalety, jak ja. � Otwieraj� drzwi! � wrzasn�a ta, kt�ra wypi�a ju� ca�� walerian�. Ludzie zerwali si� z�miejsc, gotowi p�dzi� na z�amanie karku. I�usiedli tak samo szybko. Grzechot pocisk�w wystrzelonych w�sufit zag�uszy� nawet p�acz dzieci. � Siada�! � �ykn�� porywacz, zmierzaj�c si� zn�w do serii. Przeszkodzili mu dwaj pozostali, otaczaj�c go i�odbieraj�c bro�. � Cholera! � wy� ten w�zielonej marynarce. � Czym polecimy dalej, jak rozhartujesz kabin�! No? M�ody m�czyzna, ubrany w�szary garnitur, najwy�ej dwudziestolatek, miota� si� jak oszala�y. Pozostali musieli przygwo�dzi� go do �ciany, nie pozwalaj�c na najmniejszy ruch. Gdy ju� przesta� toczy� pian� z�ust, wyprowadzili go za zas�on� do przedniej, pustej cz�ci samolotu. � Jednego oszo�oma mniej � wyszemra� Tabaczkowy. - A gdyby�my ich... � Idiota! � wrzasn�a �ona. � No, idiota! � doda�a ciszej. Co� si� dzia�o na zewn�trz maszyny. W�panuj�cych ciemno�ciach nie mo�na by�o jednak dostrzec nikogo. Wlepi�am, a� do b�lu, wzrok w�ciemny owal okienka. � Mo�e pani co� widzi? � Dalekie �wiat�a reflektor�w. Chyba samochodowych. Niestety, nie jestem pewna... � zawiesi�a g�os. � O, do licha... id�! Ludzie z�lewej strony samolotu przywarli nosami do niewielkich szybek. Tymczasem prawa strona jak zahipnotyzowana wpatrywa�a si� w�czarn� posta�, kt�ra, niczym diabe� z�pude�ka, pojawi�a si� w�przej�ciu mi�dzy rz�dami. Na moment oderwa�am wzrok od okienka i�te� zamar�am w�bezruchu. No, ten wygl�da� na porz�dnego terroryst�! W�czarnym kombinezonie i�kominiarce na twarzy. Jedyne jasne otwory to oczy i�nos. � Jeste�my Bojownikami o�Wolno�� � powiedzia� dono�nym g�osem. � Nikomu nic si� nie stanie, je�li go nam wydacie. Odpowiedzi� by�a g�ucha cisza. Nawet czterolatek przesta� chlipa� i�patrzy� ciekawymi �lepkami na diab�a z�szopki. Tak zapewne go sobie wyobra�a�. � Powtarzam: jak go nam wydacie! � Ko... kogo? � odwa�y� si� zapyta� siwy pan w�okularach na czole. Wida� u�ywa� ich wy��cznie do czytania. � Pseudonim: King. Ci, kt�rzy go znaj�, wiedz�, o�kogo chodzi. Za godzin� zaczniemy zabija�. Po jednym z�pasa�er�w. Lepiej si� dogadajcie. Z�lud�mi Kinga. Wed�ug naszych informacji zosta�o ich ju� tylko dw�ch. Jeden nie �yje. Chcia� uciec... wi�c odr�bali�my mu nog�. Wykrwawi� si�. To na razie. Czarny cofn�� si� do pakamery, w�kt�rej normalnie urz�duj� stewardesy. W kabinie czu�o si� narastaj�c� groz�. Sytuacja nagle skomplikowa�a si� jeszcze bardziej. Okaza�o si�, �e s� dwie bandy. Ta, kt�ra porwa�a samolot, chc�c zabi� Kinga. I�druga. Do kt�rej poszukiwany nale�a�. A�s�dz�c z�tonu czarnego, by� nawet ich przyw�dc�. � No, niech wstanie ten King! � zawo�a�a tleniona blondyna w�kwiecistej bluzce. � Chcesz, draniu, �eby przez ciebie zgin�a setka ludzi? � A�co to dla takiego wysadzi� samolot? � Pan w�tabaczkowej marynarce sk�ada� i�rozk�ada� mokr� od potu chusteczk�. � Mo�e to pan? � atakowa�a tleniona. No, teraz si� zacznie! � pomy�la�am nie bez dozy l�ku. Wszyscy m�czy�ni s� podejrzani! Wszyscy. Opr�cz tajemniczego Kinga, czyli m�wi�c po polsku: Kr�la, jest na pok�adzie jeszcze jeden jego cz�owiek. Zabitych trzymaj� gdzie� za zas�on�. Stopa wraz z�butem le�y pewnie w��mietniku. Ciekawe, gdzie w�samolocie wrzuca si� wszystkie �mieci? � M�j m�� nie jest �adnym Kingiem! � rozp�aka�a si� pani od waleriany. � Nazywamy si� Kotlarscy. M�� jest z�zawodu muzykiem. Gra na fagocie. W�filharmonii. Blondyna uspokoi�a si�. Pewnie to zas�uga fagotu. Wszystkim si� wyda�o, �e muzyk nie mo�e by� terroryst�. Wprost nie wypada. � Najlepiej niech ka�dy powie, kim jest � zako�czy�a wyst�p Kwiecista. Ludzie rozgl�dali si� po sobie. � My jeste�my zakonnicami � odezwa�a si� ubrana w�habit starsza kobieta o�pooranej zmarszczkami twarzy. � To jest siostra Brygida � wskaza�a na du�o m�odsz� towarzyszk�. � Ja mam na imi� Genowefa. Od �wi�tego Franciszka. � A�pod sp�dnicami ka�asznikowy! � zarechota� �ysiej�cy trzydziestolatek. � Wstydzi�by� si�, Zdzisiu! � szturchn�a go siedz�ca obok brunetka o�mlecznobia�ej cerze. � Zamilcz lepiej! � Sam widzia�em film na kasecie! � t�umaczy� si� zawstydzony. � Grza�y spod habit�w o�owiem, a� si� kurzy�o! Siostra Genowefa wsta�a, poci�gaj�c za r�k� przera�on� Brygid�. � Prosz�. Mo�e kto� chce nas obszuka�. Byle nie publicznie. W�toalecie. Jeste�my zakonnicami. Nie mamy nic wsp�lnego z�tym... wszystkim. Prosz�, �eby ju� nie by�o podejrze�. Jeden z�trzech napastnik�w, ten, kt�ry trzyma� przy uchu aparat telefoniczny, przyjrza� si� zamaszystym habitom. � To jest my�l. � Pan nas nie b�dzie rewidowa�! � Ton siostry Genowefy brzmia� ostro i�bezkompromisowo, M�czyzna wzruszy� ramionami. � Dobra. Kogo� si� wybierze. Co my�lisz, Rodan? Czarny przechadza� si� wolno wzd�u� samolotu, uwa�nie przygl�daj�c si� twarzom. Kogo wybierze? � my�la�am zaciskaj�c powieki. � Tylko nie mnie! Ale wida� zapomnia�am, �e zawsze, ilekro� o�czym� my�la�am negatywnie, sprawdza�o si�! G��wnie na egzaminach. Kiedy nie najlepiej przygotowana nie chcia�am odpowiada�, marzy�am zamykaj�c oczy: Tylko nie ja! Nie ja! I�zawsze na mnie pada�o. Teraz te�. � Ty! Poczu�am mrowienie na plecach i�przera�aj�c� sucho�� w�gardle. Siedzia�am dalej z�zaci�ni�tymi powiekami licz�c, �e to sen, z�kt�rego zaraz si� obudz�, prosz�c o��niadanie. Niestety. Otacza�a mnie do�� ponura rzeczywisto��. Ostry b�l w�lewym barku przypomnia�, z�kim naprawd� mam do czynienia. � Powiedzia�em: ty! Otworzy�am oczy. �eby mu spojrze� w�bia�e otwory, musia�am si� lekko odwr�ci�. Ucisk lufy karabinu nie zel�a�. To, co zobaczy�am, by�o doskonale skonstruowanym �elastwem, znanym mi wy��cznie z�film�w z�Sylvestrem Stallone. P�aski srebrno-czarny metal z�d�ug�, l�ni�c� luf� i�wygodnym spustem, na kt�rym tkwi� m�ski palec w�czarnej r�kawiczce. Sk�rzanej. Nie by�o rady. Musia�am si� podnie��. Nasz wzrok si� spotka�. W��rodku obu dziur tkwi�y niczym guziki oczy w�kolorze rozjarzonego kryszta�u. Nie wiem, dlaczego pomy�la�am, �e m�czyzna pewnie jest przystojny. Takie babskie, g�upie skojarzenie. � Co mam robi�? � m�j g�os brzmia� niczym blaszany, wyszczerbiony garnek. � Obszuka� je. Wzruszy�am ramionami. Strach nagle gdzie� odlecia�. Mo�e dlatego, �e wszystko to przypomina�o raczej marny ameryka�ski film dla niedorostk�w. Dop�ki nie przyjrza�am si� trupom. One by�y realne. Szklane oczy jednego z�pilot�w wpatrywa�y si� w�sufit o�wietlony ��tawymi lampkami. Wstrz�sn�� mn� dreszcz. Pierwszy raz w��yciu widzia�am nieboszczyka. Zakonnice nie odzywa�y si�. Sta�y ze spuszczonym wzrokiem i�r�koma z�o�onymi jak do modlitwy. Czy si� naprawd� modli�y za zmar�ych? Kto to wie... Wesz�y�my do toalety. Porywacz nie pozwoli� ca�kiem zamkn�� drzwi. Nieporadnie przesuwa�am d�o�mi pod habitem siostry Brygidy. Nie umia�am tego robi�. Wstydzi�am si�. I�zn�w przypomnia�o mi si� kino: tam si� obmacuje ka�d� nog� z�osobna, bo ma�y rewolwerek mo�e tkwi� za cholew� buta lub poni�ej kolana. Siostra sta�a z�nogami szeroko rozstawionymi. Mia�a ci�kie p�buty i�czarne po�czochy. Wy�ej nie �mia�am si�gn��. Poklepa�am j� po brzuchu i�pod pachami. � Nie ma broni � powiedzia�am do tego, kt�ry teraz sta� przy drzwiach. Mia� na sobie zielon� marynark�. Jak �wie�a trawa. � A�n�? � Ma siostra n�? � wyszepta�am. Pokr�ci�a przecz�co g�ow�. Ale wida� o�czym� sobie przypomnia�a, bo b�kn�a r�wnie zduszonym g�osem: � Mam no�yczki. � Prosz� odda�. Tak b�dzie lepiej. Ale... jak siostra przesz�a przez bramk� na lotnisku? � zdziwi�am si�. � Musia�o brz�cze� jak cholera! Brygida walczy�a z�tasiemk�, na kt�rej wisia�a para male�kich no�yczek do paznokci. � Nie wiem. Chyba... siostro Genowefo, czy my�my przechodzi�y przez jakie� bramki? � Cicho tam! � wrzasn�� facet w�marengo, wtykaj�c czarn� luf� przez szpar�. � Nie gada�! Poda�am mu no�yczki. � Jasny gwint! � wrzasn��. � A�m�wi si�, �e lotnisko na Ok�ciu jest bezpieczne! Nie chcia�am pyta�, jak on sam dosta� si� do samolotu z�t� kup� �elastwa. Fakt, nowoczesnego! Siostra Genowefa sama u�atwi�a mi zadanie, unosz�c habit na tyle, ile to by�o mo�liwe. Przesun�am palcami, wyczuwaj�c jaki� twardy, kwadratowy przedmiot. � To ksi��eczka do nabo�e�stwa. Dziecko, naprawd� nie mam strzelby. �adnej. � Ani pilnika, no�yczek, otwieracza do konserw? Jej niebieskie oczy w�siateczce zmarszczek by�y pe�ne b�lu. Nieprzewidziane ogl�dziny musia�y na niej zrobi� du�e i�przykre wra�enie. � Nie mam nic. Ale zm�wimy obie z�siostr� Brygid� modlitw� za zmar�ych, Chcia�am powiedzie�: prosz� jeszcze zaczeka�, mo�e dojd� inni, jednak w�por� ugryz�am si� w�j�zyk. � S� czyste � powiedzia�am g�osem nie znosz�cym sprzeciwu. Niestety, nie zadowoli�am tyrana w�czarnej kominiarce. � Wszystkie kobiety. Po kolei. Stewardesa b�dzie przyprowadza�. Ta brunetka. � Jest ich za du�o! � j�kn�am. � Ja... Poczu�am b�l w�dolnej cz�ci szcz�ki. No, nikt dot�d mnie nie uderzy� w�ten spos�b! To by� cios raczej bokserski. �zy pociek�y mi po policzkach. Raczej z�w�ciek�o�ci ni� z�fizycznego cierpienia. � R�b, co ka��! Przez nast�pne dwie godziny ogl�da�am rewi� mody bieli�nianej. Pozna�am kolory majtek i�stanik�w. A�tak�e rajstop wszystkich wsp�pasa�erek. Szcz�ka mnie bola�a, d�onie puch�y, palce przypomina�y ugotowane ziemniaczane kopytka. Odebra�am cztery ostre, plastykowe pilniki, sze�� grzebieni. Wys�ucha�am nieprzebrane morze chamskich s��w, cho� nie by�y one bezpo�rednio do mnie skierowane. Kiedy um�czona wr�ci�am na swoje miejsce, s�siadka poda�a mi zimn�, mokr� chusteczk� pachn�c� alkoholem. � Przy�� do podbr�dka. B�l minie. � Dzi�kuj�, pani Marianno. To by�a straszna praca. I�naprawd� nie s�dzi�am, �e Polki potrafi� kl�� jak doro�karze. Nagle zacz�o si� nowe pandemonium. Czarny zabiera� po kolei wszystkich m�czyzn. Nie zadawa� sobie trudu wpychaniem ich do toalety. Spokojnie i�systematycznie obmacywa� nieszcz�nik�w na oczach setki pasa�er�w. �adnej broni nie znaleziono. Ani os�awionego ju� Kinga. Dzieci zn�w p�aka�y, toaleta poma�u si� zapycha�a, smr�d wisia� w�powietrzu, wi�c z�tym wi�ksz� nadziej� wlepi�y�my wzrok w�drzwi samolotu, kt�re si� nagle otworzy�y, wpuszczaj�c strumie� rze�kiego powietrza. � Pertraktuj�! � rzuci� pan z�pierwszego rz�du. � Z�kim? � Niewiele wida�. Na zewn�trz jest ciemno. I�nie ma schodk�w. Za to stoi ten w�marynarce marengo z�broni� wycelowan�... � Maj� doskona�y cel! Powinni go sprz�tn��! � wysycza� �ysiej�cy blondyn. � Na co czekaj�? � Nie mog�! � zdenerwowa�a si� pani z�kokiem. � Trzyma przed sob� stewardes�. � Fachowcy! � �ona fabrykanta zabawek, tak si� bowiem przedstawi� chudy i�brodaty z�trzeciego rz�du, zacz�a si� wachlowa� gazet�. � Kiedy trwaj� pertraktacje, nikt do nikogo nie strzela � powiedzia�a autorytatywnie. Zgodzi�am si� z�ni� w�duchu. Te� pewnie ogl�da�a ten sam film. Bo�e, kiedy to si� sko�czy? Pani Marianna wysup�a�a z�torby piersi�wk�. I�paczk� chusteczek. Zmieni�am ok�ad. � Nie przypuszcza�am, �e lubi pani koniak � wyszepta�am, bo facet w�zielonej marynarce przechadza� si� wzd�u� foteli. Mrugn�a okiem. � Czasami. Wiesz, czemu si� dziwi�? � Nie. � �e dot�d nie zrobili rewizji. Rzeczywi�cie. Nie zrobili. A�powinni. Skoro szukaj� jakiego� Kinga, kt�ry jest ich osobistym wrogiem, a�wr�g, jak wiadomo, musi by� w�dzisiejszych czasach uzbrojony � to dlaczego, u�Boga Ojca, nie przeszukali samolotu. Wszystkie schowki nad naszymi g�owami pe�ne s� p�aszczy, kurtek, swetr�w i�innych bambetli. W�r�d nich mo�na ukry� uzbrojenie dla pu�ku Legii Cudzoziemskiej! Spojrza�am na s�siadk�. Siedzia�a skurczona, z�g�ow� odchylon� i�przymkni�tymi powiekami. Wyda�a mi si� cierpi�ca. � �le si� pani czuje? � Tak, musz� i�� do toalety. Pomo�esz mi? Wsta�am i�natychmiast usiad�am przygwo�d�ona kolb�. � Nie wstawa�! � Ale... ta pani musi do toalety. To starsza osoba... Drzwi dot�d otwarte zamkn�y si� automatycznie. �wie�e powietrze przesta�o nap�ywa�. Ale we wn�trzu samolotu mo�na ju� by�o swobodnie oddycha�. Niekt�re kobiety zacz�y wk�ada� swetry. Prawda. Zima. I�tu� przed Wigili�. Nasz lot na Gra� Canaria mia� trwa� oko�o o�miu godzin. Wszyscy chcieli sp�dzi� �wi�ta i�sylwestra nad b��kitn� lagun� w�r�d szumi�cych palmowych li�ci. I�co? I nic. Moja s�siadka zacisn�a usta. Zdecydowana by�a dotrze� do toalety za wszelk� cen�. Nasz oprawca wyczu� jej determinacj�, bo machn�� luf�. � No. Ju�! � I�� z�pani�? � szepn�am. Skin�a g�ow�. Przeciska�y�my si� wzd�u� rz�d�w foteli. Dopiero teraz spostrzeg�am, �e jest osob� niezbyt szczup�� i�do�� wysok�. Jej pi�kne siwe w�osy z�b��kitnym odcieniem l�ni�y w��wietle jarzeni�wek. Czarna Maska � bo tak nazwa�am w�my�lach faceta w�kominiarce � obszukiwa� w�a�nie niewysokiego m�czyzn� w�swetrze o�norweskim wzorku. Mia� szar�, zm�czon� twarz i�rzadkie w�osy. Pani Marianna przecisn�a si� obok i�utkn�a w�jakich� tobo�kach. Na pomoc pospieszy�a czarnow�osa stewardesa. � Pom�c pani? �le si� pani czuje? Moja s�siadka zatrzepota�a d�o�mi, niczym zestrzelony ptak tu� przed pikowaniem na ziemi�. Stewardesa w�ostatniej chwili podtrzyma�a j� przed upadkiem. Zmartwi�am si�. Staruszka wydawa�a si� dot�d pe�na energii. Nawet humoru. A�teraz... � Co jej jest? Zemdla�a? � Poczu�am szarpni�cie za lew� nogawk� spodni. Pytaj�ca te� by�a starsz� kobiet� w�niebieskim blezerze i��nie�nobia�ej bluzce. � Nie wiem � odpowiedzia�am, bo taka by�a prawda. � Dot�d czu�a si� dobrze. � Nazywam si� Borkowska. Stanis�awa � dorzuci�a przecieraj�c szk�a okular�w. � Mo�e si� na co� przydam? � No... nie wiem � zawaha�am si�. � Jest z�ni� stewardesa. � Ale ja jestem piel�gniark�. Dyplomowan� � dorzuci�a. � Mog�abym pomaga�... Skin�am g�ow�. To przydatne przy konieczno�ci opanowania setki zm�czonych, przera�onych ludzi i, na szcz�cie, tylko czworga ma�ych dzieci. � Zapytam Czarn� Mask�. Jak sko�czy obmacywa� m�czyzn. Nie wiem, dlaczego postanowi�am ob�askawi� w�a�nie tego z terroryst�w, kt�ry waln�� mnie w�szcz�k�. Mo�e prawdziwa jest teza, �e pomi�dzy ofiar� a�katem nawi�zuje si� tajemnicza ni� porozumienia? Jednak�e nie jest mo�liwe, by oprawcy pokochali nagle wszystkie swoje ofiary. By�o nas zbyt wielu. Ich ma�o. Z�moich obserwacji wynika�o, �e liczyli si� tylko dwaj: facet w�kominiarce i�ten w�marynareczce koloru trawy. Oni najcz�ciej wymieniali mi�dzy sob� uwagi. Czwarty, ten idiota, kt�ry opr�ni� magazynek robi�c durszlak z�podsufitki, gdzie� znikn�� za zas�on�. Czekaj�c na pani� Mariann�, kt�ra ju� do�� d�ugo tkwi�a w�toalecie, zrobi�am par� cennych obserwacji. Po pierwsze, gdzie� znikn�y zw�oki. Wszystkie. Chyba je wyniesiono, lub raczej wyrzucono, gdy drzwi samolotu sta�y otworem. Po drugie � tu� obok n�g Czarnej Maski znajdowa� si� kwadratowy obrys. Co� jak klapa, kt�r� mo�na przedosta� si� do brzucha boeinga. Pewnie w�az. Po trzecie, w�samolotowej kuchence pi�trzy�y si� tacki z�jedzeniem. A�jeszcze dalej sta�y metalowe w�zki. Z�sokami, alkoholem. Mia�y szczelnie zamkni�te boki i�s�u�y�y do przewo�enia r�wnie� gor�cych posi�k�w. Pani Marianna wysz�a dziwnie blada. Jej twarz pokrywa�y plamy oraz krople potu lub mo�e wody. Chwil� odpoczywa�a oparta o�jeden z�w�zk�w. � Odprowad� j� � mrukn�a czarnow�osa stewardesa. � Choruje na serce. � Ja mam leki! � zerwa�a si� piel�gniarka z�drugiego rz�du. Nie zd��y�a si�gn�� do schowka nad g�ow�, gdy rozjuszony terrorysta z�ca�ej si�y uderzy� j� w�bark. Przysiad�a j�cz�c z�b�lu. Odwr�ci�am si� do Czarnej Maski, kt�ry ko�czy� obszukiwa� szczup�ego dziewi�tnastolatka z�ostatniego rz�du. � Niech pan powie tym swoim... dupkom, �e bicie starszych kobiet to oznaka tch�rzostwa! � wrzasn�am. Doprawdy, czasem we mnie wst�puje stado diab��w. Gdybym wiedzia�a, jak na to zareaguje! Jeszcze zanim sko�czy�am zdanie, poczu�am tu� nad g�ow� ci�kie �elastwo. To rozw�cieczony Trawiasty chcia� mi zada� druzgoc�cy cios. W�tej samej sekundzie Czarna Maska odepchn�� go tak nieszcz�liwie, �e polecia� wzd�u� przej�cia, przewracaj�c si� na czyjej� podstawionej nodze. Nie koniec na tym. Jego �mierciono�ne cudo wyl�dowa�o na kolanach pasa�era spod okna. Ten z�apa� bro� za luf� i�wrzeszcz�c co� zupe�nie niezrozumia�ego, zacz�� ni� kr�ci� m�ynka nad g�ow� niczym Rambo w��Pierwszej krwi�. Powia�o groz�. Siedz�ce obok niego dwie kobiety wpad�y w�histeri� i�te� zacz�y si� drze�, a� uszy puch�y. Ludzie s� tylko lud�mi. Zapanowa� taki chaos, jakby ko�czy� si� �wiat. Jedni ��dali od zdobywcy, by natychmiast strzela� do terroryst�w, inni, wida� usposobieni bardziej pokojowo, by odda� bro�. W�krzyku, ba�aganie i�tumulcie Czarna Maska mia� dwa wyj�cia: posun�� seri� po wszystkich lub to, co zrobi�. Celnie rzucony stalowy n� ugodzi� nieszcz�nika w�samo serce. Pad� na oparcie, brocz�c krwi�. Teraz Zielona Marynarka m�g� ju� bez przeszk�d odzyska� swoje �elastwo. Dwie siedz�ce obok trupa kobiety wreszcie umilk�y. Obie le�a�y zemdlone. Nie patrzy�am, jak wynoszono nowego nieboszczyka. Czu�am, �e to moja wina. Mo�e gdybym nie oskar�a�a ich o�tch�rzostwo, facet spod okna, zupe�nie niewinny, m�g�by �y�. Ale on te� nie zachowa� si� jak m�czyzna. Jak mo�na wywija� nad g�ow� pistoletem maszynowym trzymanym za luf�? Czy nigdy nie by� w�wojsku? Takie... chuchro. Pewnie mu za�atwiono odroczenie... Pani Marianna wt�oczy�a si� w�sw�j fotel i�mog�am wreszcie usi���. � Lepiej si� pani czuje? � spyta�am. � Bo ja wiem? Ty ich wi�cej nie prowokuj, Ewa. Inaczej wszyscy zginiemy. � Przepraszam. Ponios�o mnie. Odchrz�kiwa�a zmieniaj�c tembr g�osu. Co� jej najwyra�niej utkwi�o w�prze�yku. Bez namys�u wcisn�am guzik wzywaj�cy obs�ug�. Czarna przyp�yn�a natychmiast. � Co� poda�? � Starszej pani chyba lekarstwo utkwi�o w�gardle. Po�yka�a jakie� pigu�ki � relacjonowa�am, k�tem oka obserwuj�c Zielonego. Wyra�nie by� na mnie ci�ty. Jego grdyka lata�a niczym pi�eczka tenisowa. A�wzrok m�g� zetrze� z�powierzchni ziemi. Stewardesa najwidoczniej kierowa�a si� ludzkimi uczuciami. I�chyba polubi�a moj� s�siadk�. U�miecha�a si� swoim LOT-owskim u�miechem, dziwnym, zwa�ywszy na fakt, �e liczba trup�w w�boeingu ros�a wr�cz zastraszaj�co. � Przynios� wod�. I�paczk� czips�w. Pani Marianna prze�kn�a wreszcie pastylk�. � Takie... dmuchane jedzenie? Moje wnuki je uwielbiaj�. � Serowe � dorzuci�a czarnula, bokiem wymijaj�c porywacza, kt�ry uparcie tkwi� ko�o mojego fotela. � Chyba b�d� nast�pna! � wycedzi�am. � Cholera, nie chc� umiera�! � czu�am, jak paroksyzm strachu nagle zje�y� mi w�osy. W�gardle, tam i�z powrotem, je�dzi�a mi kula. Czy te� pi�eczka... Uratowa�y mnie zn�w drzwi. Otworzy�y si� automatycznie. Zielony natychmiast pogalopowa� w�ich pobli�e. Nie widzia�am dok�adnie, co tam si� dzieje. Jako� nie chcia�am zbytnio kusi� losu. Ale ludzie s� ciekawscy. Nawet w�tak ekstremalnych warunkach. Tylko dopiero co docucone kobiety g�o�no p�aka�y. � Kogo� wynosz�! � teatralnym szeptem donosi� pan Kotlarski. Wk�ada� swoj� tabaczkow� marynark�, bo zn�w powia�o grudniowym ch�odem. � Nie, chyba... kto� wchodzi... � Wi�c wynosz� czy wnosz�? � denerwowa� si� �ysiej�cy Zdzisio Kondek. � Mo�e wreszcie kto� nas wyratuje? Jego �ona, o�wspania�ej mlecznej cerze, okry�a si� szalem. � Zdzisiu, usi�d�! Tylko sobie biedy napytasz! Na zewn�trz co� si� dzia�o. Dochodzi�y stamt�d dziwne d�wi�ki. I�cho� w�samolocie panowa� ha�as, najwyra�niej us�ysza�am kroki na wysoko�ci lewego skrzyd�a. � Pani Marianno � szepn�am � s�yszy pani? Kto� chce do nas dotrze�. Przywar�a nosem do szyby. � Nic nie widz�. Nikogo tu nie ma. Stewardesa przywlok�a w�r chrupek. By�y obrzydliwie ��te. � Prosz�. To zabija g��d. Wie pani... � pochyli�a si� konfidencjonalnie � co� si� dzieje. Wojsko otoczy�o samolot. � Ju� przed dwoma godzinami to zrobili! � Ale teraz chc� koniecznie m�wi� z�kapitanem. St�d wiem, �e Paw�owski wci�� �yje. I�nic mu nie jest. Nie wiadomo jak d�ugo. Podobno � pochyli�a si� jeszcze ni�ej � rozmawiaj� po angielsku. � No, niech pani nie przesadza! � j�kn�am. � Nie uwierz�, �e tak szybko przylecieli�my do Londynu! � Bazy ameryka�skie s� w�Europie � wyja�ni�a cierpko. � Mi�dzy innymi we W�oszech. Na Sycylii. � Jezu! � j�kn�am �api�c si� za g�ow�. � Porwali nas terrory�ci, �eby dopa�� jakiego� Kinga. A�teraz otacza nas sycylijska mafia gadaj�ca po angielsku! To zbyt wiele jak na odporno�� mojego organizmu! Jednak rzeczywi�cie co� si� dzia�o. W�ciemno�ciach zapala�y si� dalekie �wiat�a. Pot�ny reflektor wysy�a� smugi omiataj�ce cielsko boeinga. Bulaje co i�raz rozjarza�y si� niczym bombki na choince. Ludzie przywarli nosami do grubej, zmro�onej szyby. � Jakie� cienie � meldowa� p�g�osem Komornicki. � Du�o ich? � dopytywa�a si� nasza s�siadka w�kwiecistej bluzce. � Nie. Widz� trzech. Chyba z�psami. Drzwi zn�w si� zamkn�y z�cichym stukni�ciem. Uzbrojona tr�jka naradza�a si� w�przedniej cz�ci samolotu. � �e te� akurat nam musia�o si� to przytrafi�! � biadoli�a pani Basia. Jej wspania�e czarne w�osy rozsypa�y si� wok� twarzy. Odwr�ci�a g�ow�, s�ysz�c g�o�ny p�acz. To �ona zasztyletowanego poma�u przychodzi�a do siebie. Zastanowi�am si�, co ja bym zrobi�a na jej miejscu. Przed minut� m�� by�. I�nagle go nie ma. I�nigdy ju� nie b�dzie. Co w�og�le mo�e odczuwa� kobieta, kt�r� spotka� taki los? Postanowi�am co� zrobi�. Chocia�by przemy�le� sytuacj�. Nigdy nie by�am bohaterk�. Szcz�liwie omin�y mnie gro�ne zakr�ty naszej historii. Niegdysiejsze zawirowania polityczne mojego kraju, strajki stoczniowc�w nie obchodzi�y mnie bardziej ni� wojowie Boles�awa Krzywoustego. Druga wojna i�szwedzki potop to jedna, do�� nudna i�przera�liwie daleka chwila. Zamkni�ta w�podr�czniku do historii, szcz�liwie ju� do�� dawno od�o�onym na pawlacz. Tak, wiem. Ka�da historia wymaga jakich� ofiar. Niekt�rym po latach przypinaj� ordery. Lub nie. To zale�y od przypadku. Sprawiedliwo�ci nie ma. Bo i�by� nie mo�e. Nikt, faktycznie, nie obieca� mi, �e zawsze b�dzie s�o�ce. �al mi biednych murzy�skich zag�odzonych dzieci w�Afryce. Ale te kraje s� o��wietlne kilometry od naszego samolotu. By� mo�e o�nas te� nadaj� wieczorne wiadomo�ci od Londynu po Bangkok. � Na pewno m�wi� o�nas w�telewizji � powiedzia�am unosz�c wzrok. Ludzie zareagowali tak, jak powinni: nadziej�. � A�pewnie! W�wieczornych Wiadomo�ciach! � ucieszy� si� Zdzisio Kondek. � Mo�e nas nawet sfilmowali! � A�ja? � wyszepta�a �ona zabitego. � Jak ja mam �y�? No, powiedzcie? Jak? � jej g�os r�s� o�oktaw�. Przebija� szmery rozm�w, trwo�y�, powoduj�c parali� my�li. Wsta�am i�usiad�am obok niej. Zrobi�am to spontanicznie. Bezmy�lnie. Jakbym potrafi�a znale�� odpowied� na jej egzystencjalne pytania. Sama przecie� nie wiedzia�am, jak po tym wszystkim b�d� �y�. I�czy b�d�. � Chce pani porozmawia�? Chlipa�a, niezdarnie wycieraj�c �zy mokr� chusteczk�. Nacisn�am guzik. Zamiast czarnej pojawi�a si� drobniejsza blondynka. Ta sama, kt�rej w�udziale przypad�o likwidowanie nogi wraz z�butem. Musia�a ju� zapomnie� o�koszmarnym incydencie, bo zn�w mia�a przyszyty do warg, niczym guzik, sztuczny u�miech rodem z�pok�ad�w PLL LOT. � W�czym mog�... � Paczk� chusteczek i�co� mocniejszego � szepn�am wstaj�c. � Pani jest �on� tego... � Wiem � przerwa�a mi blondynka. � Przynios� koniak. Ludzie, ci siedz�cy najbli�ej, starali si� zachowywa� w�miar� poprawnie. Pytali, jak pom�c, co zrobi� i�czy nie trzeba waleriany. Nalewaj�c ostro pachn�cy bursztynowy p�yn do plastykowego kubeczka, stwierdzi�am ze szczerym zdumieniem, �e ludzie pomalutku opanowali Wielki Strach. �e si� przystosowuj� do zaistnia�ych warunk�w i�staraj� si� �y� w�nich mo�liwie bezkonfliktowo. Wi�kszo�� z�wycieczkowicz�w poj�a ju� oczywist� prawd�, �e nie wyzwolimy si� sami �si�ami ludu� ani zbrojnym powstaniem narodowym. To naprawd� nadzwyczajne, jak szybko moi rodacy posiedli t� umiej�tno�� i�potrafili j� b�yskawicznie zastosowa�. Na dodatek zacz�a si� tworzy� wi�. Wsp�lnota powsta�a nie z�woli, lecz z�sytuacji. � Prosz� wypi�. Duszkiem! � powiedzia�am stanowczo. Kobieta nie sprzeciwi�a si�. Prze�kn�a alkohol, jak si� po�yka lekarstwo. Wytar�a oczy, nos i�spojrza�a mi w�twarz ca�kiem przytomnie. � Dzi�kuj�. � Nie ma za co. Wszyscy jeste�my w�trudnej sytuacji. � Ale on nie �yje. Bronek. Co mia�am powiedzie�? Pociesza�? Bzdura! Nikt nie chce by� pocieszany dla samych s��w. Nie zna�am ich zreszt�. � Nie �yje � przytakn�am. � B�dzie si� pani musia�a z�tym pogodzi�. I�trwa� dalej. Mia�a br�zowe oczy w�ciemnej oprawie. Wiek niejasny. Czterdziestka albo wi�cej. S� takie kobiety o�nieokre�lonej urodzie. Jedno, co mnie dziwi�o, to fakt, �e jej towarzyszka zmieni�a miejsce. Siedzia�a w�tyle samolotu, zap�akana i�milcz�ca. � Ale on ju� dawno... odchodzi�. � Kto? � spyta�am niezbyt przytomnie. � M�j m��. Bronek. Stara�am si� ze wszelkich si�, by nie zada� g�upiego pytania. � Tak? � Do niej. Do Teresy. Ale drama! � pomy�la�am prze�ykaj�c �lin�. Okazuje si�, �e �wie�a wdowa w�a�ciwie ju� wcze�niej zosta�a samotna i�porzucona. � To... ta druga pani? Co tu siedzia�a? � Tak. On j� kocha�. Bronek. Wydmucha�am powietrze z�p�uc. Wi�c mamy dwie wdowy. Za �ycia faceta siedzia�y razem. Teraz osobno. Czy to ma znaczy�, �e m�czyzna by� spoiwem tej sk�din�d zapewne trudnej przyja�ni? � A... pani? � Co: ja? � spyta�a ca�kiem logicznie. Szybko nala�am brandy do pustego kubeczka. Trzyma�a go w�obu d�oniach, jak si� trzyma gor�cy nap�j, by sobie ogrza� zzi�bni�te palce. � Razem panie lecia�y na wycieczk�? Wiem, nie powinnam by�a. Ale nie potrafi�am zrozumie� sytuacji. Nie mam do�wiadczenia. Moje dziewi�tna�cie lat up�yn�o na rzadkich podbojach blondyn�w i�brunet�w, bez �adnej konsekwencji czy zbytniego �alu, gdy znikali. Ja te� znika�am. � Ona jest chora � spojrza�a na mnie wzrokiem prosz�cym o�zrozumienie. � To znaczy? � Ma raka. I�niewiele miesi�cy przed sob�. Odetchn�am g��boko. Chyba by�o s�ycha� �wist powietrza wydobywaj�cego si� z�moich p�uc. � Trudny tr�jk�t. Pokiwa�a g�ow�. � Pani nie wie, jak on j� kocha�. Znaczy... Bronek. Pami�ta�am jego twarz jak przez mg��. Wci�� widzia�am trzonek sztyletu, wystaj�cy z�marynarki. Mo�e dlatego, �e by� taki realny. I niecodzienny. Nikt o�zdrowych zmys�ach nie zwraca uwagi na kolor krawata czy ko�nierzyka. Ale kr�tki, ostry n�? To si� pami�ta. � Czy... � czu�am, �e ona czeka na jak�� moj� reakcj� � mia� zamiar rozwie�� si� z�pani�? � Z�pocz�tku mia�. Ale potem... jak si� dowiedzia�, �e mo�e nie zd��y�... Wyrachowanie? Facet liczy dni, tygodnie? Wie, �e s�d jest mo�e sprawiedliwy, ale okropnie nierychliwy! Nie op�aca si� wyst�powa� z�pozwem? Za drogo? No tak... i�mo�na nie zd��y�... � I�co? � Jak to co: odszed�by ode mnie. Pokr�ci�am g�ow�. � Czy to nie dziwne? Czu� si� dobrze tylko wtedy, gdy mia� was obie? Razem? Skin�a g�ow�. � Tak. Tak by�o. Wida� �ycie samo rozwi�zuje najtrudniejsze w�z�y. � Chce si� pani ni� zaj��? No... jest �miertelnie chora... � Teres�? Nigdy! O, ju� nigdy! By�a naprawd� kobiet� woln�. Jednym haustem wypi�a pot�n� dawk� alkoholu. Na jej mizerne policzki wyp�ywa�y r�owe plamy. � Dobrze by by�o si� przespa� � powiedzia�am, bo tylko tyle przysz�o mi do g�owy. � Niestety, w�takim ha�asie. � To nic � powiedzia�a wyci�gaj�c d�o� z�pustym kubkiem. Zobaczy�am grub�, z�ot� obr�czk�, jakich nikt ju� dzisiaj nie nosi. � To nic. Wypij� i�zasn�. Wiesz... dzi�kuj�, �e mog�am o�tym porozmawia�. Naprawd� dzi�kuj�. Z butelk� w�d�oni sz�am na swoje miejsce. Sko�owana i�kompletnie oszo�omiona. � Pani da ten koniak! � us�ysza�am g�os pana Zdzisia. I�zobaczy�am las wyci�gni�tych r�k. Odda�am butelk�. Sama nie pij� nic pr�cz czerwonego wina. Najlepiej, �eby to by�o w�oskie chianti w�buk�aczku oplecionym rafi�. Usiad�am obok pani Marianny, kt�rej ogromne jak na kobiet� stopy tkwi�y w�do�� ci�kich mokasynach. Odwr�ci�a twarz od okienka. � Gdzie by�a�? � Siedzia�am przy anonimowym �r�dle wiarygodnej informacji. � Jaki� kapu�? Spojrza�am na jej siwe w�osy. � �artuje pani? � A�s�yszysz �miech? Terroryst�w mamy ostatnio taki urodzaj, �e obok w�gla mog� si� sta� naszym g��wnym towarem eksportowym! Zachichota�am. Organizm sam odreagowywa� stres. � W�a�ciwie... dlaczego oni przestali szuka� tego Kinga? I�kim on jest? Szefem konkurencyjnej bandy? Spojrza�a swymi wyp�owia�ymi oczyma. Wci�� mia�a zaczerwienione policzki, lekko pokryte warstw� pudru. By� zbyt jasny, prawie bia�y. Ale nie chcia�am robi� starej damie przykro�ci, wi�c nic nie powiedzia�am. Z ty�u samolotu, z�ostatniego rz�du rozleg�y si� ostre g�osy. Nie byli to napastnicy, lecz pasa�erowie g�o�no czego� si� domagaj�cy. Czego? Nie wiedzia�am. Krzycza�a jaka� kobieta w�zielonym swetrze. � Przesta�cie, natychmiast przesta�cie! � Ho�ota, nie umie si� zachowa�! � wt�rowa� inny �e�ski g�os, wysoki i�piskliwy. � Co wam si� zdaje, �e tu jest burdel? Nie mo�esz si� powstrzyma�, gnoju? Nie wytrzyma�am. Unios�am si�, opieraj�c d�onie na podg��wku fotela. Zobaczy�am dziewczyn� o�d�ugich, jasnych w�osach, mocno pochylon� nad oparciem. Nad ni� g�rowa� ch�opak, prawie le��c na jej plecach. W�pierwszej chwili nie zrozumia�am tej dziwnej konfiguracji. Dopiero po chwili krew uderzy�a mi do g�owy. � Oni si� normalnie pieprz�! � wybuchn�� Zdzisio Kondek. � To jeszcze nie pow�d, �eby si� wyra�a�! � zajazgota�a chuda spod okna. Dziewczyna mia�a zaci�ni�te powieki i�wyraz twarzy, kt�rego si� nie zapomina. Ca�kowita ekstaza. Przypomnia�am j� sobie w�u�amku sekundy. � To ta, kt�ra nie mia�a na sobie majtek! � wyb�ka�am. � Pami�tam, bo j� obszukiwa�am w�toalecie. � Du�a wygoda � stwierdzi�a pani Marianna. � Tak powinno by�. Zdumienie odebra�o mi mow�. I�kto to m�wi? Siedemdziesi�ciopi�cioletnia dama pami�taj�ca tak zwane �dawne, dobre czasy�? � Zadziwia mnie pani � wyszepta�am. � A�ty? Nosisz bielizn�? Kiwn�am g�ow�. Nale�a�am do tych, kt�re nosz� nawet staniki. Zn�w si� obejrza�am. Dziki wyraz znikn�� z�twarzy m�odziutkiej dziewczyny. Podci�ga�a spodnie ruchem tak naturalnym, jak czyni� to dzieci w�piaskownicy. Ch�opak odrzuci� z�czo�a d�ugie pasmo w�os�w. Zapinaj�c rozporek mia� w�oczach rado�� �wiata. Ale s�siedzi m�odej pary nie przestawali wrzeszcze� w�pe�ni oburzenia. Nie mog�o to nie przywo�a� oprawc�w. � Cisza! Co to za jazgoty! � wrzasn�� blondyn w�marengo. Mia� teraz czarne okulary, co mu nadawa�o w�a�ciwszy wygl�d. Nareszcie zapad�a cisza. Chcia�o mi si� �mia� i�p�aka�. Jednocze�nie. Po prostu ludzie s� tylko lud�mi. Zaakceptowawszy nietypow� sytuacj�, trwaj�c� ju� od czterech, godzin wyra�ali zbiorowy protest w�sprawie... moralno�ci. Bo jedno by� porwanym, a�drugie zezwoli� na bezece�stwa. I�to publiczne. Moralno�� Polak�w tkwi w�ich korzeniach. Ja staram si� �y� wed�ug w�asnych zasad. Chc� by� tak zwanym porz�dnym cz�owiekiem. Ale nie wierz� w�Najwy�szego, w�dobro p�yn�ce z�wiary i�sprawiedliwo�� wiekuist�. Uwa�am, �e religia jest niezb�dna tym ludziom, kt�rzy w��aden inny spos�b nie potrafi� wyt�umaczy� sobie wiedz� lub cho�by intuicj� doznawanych prze�y�. Ja wierz� w�nauk� i�szare kom�rki. Bo tak� b�d� mia�a przysz�o��, jak� wiedz� zdob�d� dzi�. No, chyba �e wysadz� w�ko�cu ten samolot w�powietrze. Wtedy, by� mo�e, duch m�j uleci w�kosmos. A�na ziemi zostanie po mnie troch� energii. Co mi si� plecie w�m�zgownicy? Tak naprawd� mam nadziej�, �e wyjd� z�blaszanki. Ja zupe�nie nie pasuj� do tej sytuacji. Od rozmy�la� uratowa�o mnie czteroletnie dziecko, kt�re niepostrze�enie podpe�z�o do stoj�cego w�rozkroku terrorysty i�wyci�gn�o r�czk� w�kierunku broni. � Da � powiedzia�o z�u�miechem. Ludzie zamarli. Matka zerwa�a si� z�krzykiem. Kto� j� brutalnie usadzi� na miejscu. Wsta�am swobodnie, cho� czu�am lekkie mrowienie na plecach. Nikt nie chce by� bohaterem na si��. To tylko odruch solidarno�ci. Porywacz cofn�� si�. Otworzy� usta, by wrzasn��, ale nie zd��y�. Chwyci�am malca pod pachy, posy�aj�c uzbrojonemu d�ugie spojrzenie. Wiedzia�am, �e mnie nie znosi. Dlatego b�yskawicznie odwr�ci�am si� plecami. Podobno w�plecy si� nie strzela. Tyle wiedzia�am z�western�w. Udaj�c �wietn� zabaw�, podrzuca�am malca, id�c a� do rz�du, w�kt�rym tkwi�a jego na p� oszala�a ze strachu matka. � Niech go pani lepiej pilnuje, do ci�kiej cholery! Nie mia�am si�y, by wraca� wzd�u� siedemnastu rz�d�w. Klapn�am na jakim� wolnym fotelu, czuj�c pot sp�ywaj�cy spod w�os�w. Wzi�am gazet�, by si� powachlowa�, kiedy si� odezwa�a: � Nigdy bym tego nie zrobi�a. Spojrza�am w�bok. To by�a druga z�tr�jk�ta: m��, �ona, kochanka. Jak ona si� nazywa? Aha! Teresa. � Ja te�. Gdybym wcze�niej pomy�la�a. Czy on jeszcze stoi w�przej�ciu? Ten w�zielonym? � Nie. Jest trzeci. W�marengo. � Dlaczego pani zmieni�a miejsce? � spyta�am w�a�ciwie bez nadziei, �e mi odpowie. � Bo ju� nic mnie z�ni� nie ��czy. Bronek nie �yje. A�za dwa, trzy miesi�ce to ja si� z�nim spotkam. Tam, w�za�wiatach. Ona zostanie w�r�d �ywych. � Wierzy pani w�niebo i�piek�o? � Tak. � Nie mo�e wi�c pani jej nienawidzi�. To nie po chrze�cija�sku. Jest w�ko�cu �on�. Wi��e ich... przepraszam, wi�za�... sakrament ma��e�ski. Przymkn�a oczy. � Tak. Niemniej to ma��e�stwo by�o nieudane. Od pocz�tku. � Co m�wi Pan? Co na ziemi zwi�zane, niech nikt si� nie wa�y rozwi�za�. � Nie wiem, dlaczego by�am okrutna. Otwar�a powieki. Jej szczup�a, w�a�ciwie wychudzona twarz nie mie�ci�a olbrzymich p�on�cych oczu. Przypomina�y dwie latarnie morskie, o�wietlaj�ce burzliwy przyl�dek. D�ugie, czarne rz�sy rzuca�y cie� na policzki. Musia�a by� kiedy� bardzo pi�kn� kobiet�. Do tego szykownie ubrana. Spodnie z�granatowego flauszu, d�uga bluzka w�granatowo-bia�e pasy i�kamizelka ze srebrnymi guzikami. Ani cienia bi�uterii. � Dlatego... nie �y�am z�nim. Nie chcia�am. Wystarczy�o, �e by�. Patrzy�. Podawa� wino lub wod�. Mia� w�sobie ogromne pok�ady czu�o�ci. � Ale ona cierpia�a � upiera�am si�. � �ona. � Dlatego na pewno si� spotkamy w�czy��cu. Ani ja, ani Bronek nie zas�u�yli�my na niebo. Wiem o�tym. Reflektory zn�w z�apa�y samolot w�trzy d�ugie pasma, niczym roz�wietlona mg�a. Wszyscy przylgn�li nosami do szyb. Wsta�am i�korzystaj�c z�zamieszania ruszy�am na swoje miejsce. Ale nie uda�o mi si� tam dotrze�. Poczu�am szarpni�cie za r�k�. Odwr�ci�am g�ow�. To siostra Genowefa. � Jak masz, dziecko, na imi�? � Ewa. � Jeste� odwa�na. Bo widzisz... to ju� po p�nocy. W�a�nie zacz�� si� dzie� wigilijny. Bo�e m�j! Zupe�nie o�tym zapomnia�am! Porzuci�am dom rodzinny, by cho� raz, w�ten �wi�teczny wiecz�r, zamiast barszczu i�sma�onego karpia zje�� na Teneryfie ostrygi z�bia�ym winem. A�potem, w�rozgwie�d�on�, ciep�� noc brodzi� boso po pla�y, ws�uchuj�c si� w�szum palmowych li�ci. Chcia�am, �eby by�o inaczej. No, i�by�o! � Chyba nikt o�tym nie pami�ta � wymrucza�am. � A�powinni � w��czy�a si� siostra Brygida. Mia�a taki zabawny, bardzo seksy pieprzyk na policzku. � Mo�na by zebra� ludzi, za�piewa� kol�d�: B�g si� rodzi. To nic, �e jeste�my porwani. To nie ma znaczenia! Spojrza�am na ni�, nie wiedz�c, czy si� �mia�, czy p�aka�. � Prosz� siostry � zacz�am mi�kko � oni zabili pi�� os�b. Czy siostra s�dzi, �e pozwol� nam tu urz�dzi� szopk� i�pasterk�? Genowefa prostowa�a fa�dy habitu. � Spr�buj. Ty si� nie boisz. O �wi�ty Franciszku, patronie zakonu, z�kt�rego pochodz� te poczciwe dusze! One naprawd� uwierzy�y, �e nie czuj� strachu? � odrzuci�am z�czo�a spocon� grzywk�. I�wtedy zn�w co� we mnie wst�pi�o. Diabli nadali... � Prosz� pa�stwa! � zawo�a�am najg�o�niej, jak mo�na. � Dzi� jest Wigilia! Ludzie milkli, popatruj�c jedni na drugich. � Dzi� jest Wigilia! � powt�rzy�a z�pierwszego rz�du pani Borkowska, piel�gniarka. � B�g si� rodzi! Nie wiem dlaczego, ale rzuci�y�my si� sobie w�ramiona. �ycie stwarza sytuacje, o�jakich nie �ni�o si� filozofom. � Ja mam op�atki! � ucieszy�a si� �ona pana Kotlarskiego. Ta, co pi�a walerian�. � Trzeba si� podzieli�. Tego ju� by�o zbyt wiele jak na cierpliwo�� faceta w�kominiarce. Dopad� mnie i�wykr�caj�c rami� wrzasn��: � Uwa�aj, bo b�dziesz nast�pna! Zamkn�am oczy. Znikn�a gdzie� wizja pla�y pod gwiazdami. Tak�e ta druga: choinka, kol�dy, op�atek. Czu�am b�l w�wykr�conym ramieniu, w�ciek�o�� na ca�y �wiat i�tych, kt�rzy nie przychodz� nam z�pomoc�. Cho� kr�c� si� wok� samolotu i��wiec� nam w�oczy. Nie mog�am spojrze� w�bia�e otwory Czarnej Maski, poniewa� sta� za mn�. I�nie zamierza� mnie pu�ci�, cho� szarpa�am si� niczym z�owiony we wnyki dzik. Jego chwyt by� precyzyjny. Ka�dy m�j ruch powodowa� jeszcze dotkliwszy b�l. Facet zna� si� na rzeczy. Fachowiec. � Niech pan jej nie zabija! � siostra Genowefa z�o�y�a r�ce jak do modlitwy. � To dzie� narodzin Pana! Chwyt nie zel�a�, ale sz�stym zmys�em wyczu�am, �e on mnie nie ukatrupi. Pozostali terrory�ci tak. Nie mia�am co do tego �adnych w�tpliwo�ci. Zn�w rozleg� si� szelest odsuwanych drzwi. Czarna Maska jednym ruchem pchn�� mnie za zas�on�, do przedniej cz�ci samolotu. Nast�pnie wzd�u� dziewi�ciu ca�kowicie pustych rz�d�w przeci�ga� mnie facet w�zielonej marynarce. Zanim mnie wrz