5099
Szczegóły |
Tytuł |
5099 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5099 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5099 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5099 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Justyna "Mariel" Kowalska
Kraina Cieni - Miasto Upior�w
Z chwil� przyj�cia na �wiat po�egna�em si� z nadziej�. Nie ma dla niej miejsca w
Krainie Cieni, gdzie dane by�o mi zaistnie�. Dzie� narodzin r�wna� si� z dniem
�mierci. Od najwcze�niejszych lat swojej egzystencji
poznawa�em uroki Miasta Upior�w, jedynego jakie znam i jakie istnieje w naszej
Krainie. Wiem, �e gdzie� s� inne l�dy. Kraina Przej�cia, o kt�rej odkryciu
marzy� ju� niejeden, graniczy podobno z nasz� Krain�. Nikt
jednak nie wie jak szuka� granic gdy Miasto nie chce wypu�ci� mieszka�c�w z
gniot�cego u�cisku. Kraina Blasku, kt�ra jest tak odleg�a, i� istnieje w naszej
�wiadomo�ci jedynie jako mit. Podobno tam ukrywa si�
Dobro. Nikt nie by� w stanie mi wyja�ni� czym�e ono jest, ale ka�dy chcia�by
cho� zerkn�� na ten niepoj�ty skarb. Wiem tylko, �e jest przeciwie�stwem Z�a,
lecz czy istnieje co� poza Z�em.
Przedmie�cie
Urodzi�em si� na Przedmie�ciu, tak jak i wszyscy. Dzieci�stwo trwa tu kr�tko i w
najlepszym wypadku ko�czy si� szybkim doro�ni�ciem, ugrz�ni�ciem w gnoju i
brudzie �wiata. Wi�kszo�� ko�czy sw�j �ywot po paru
latach decyduj�c si� na samodzielne ukr�cenie swoich m�k. Lecz to nie pomaga.
Nim jedna chwilka minie, wraca przep�ywaj�c otaczaj�c� Miasto rzek� jako nowe,
pot�pione istnienie, a czarne wrota zatrzaskuj� si� za
nim; od koszmaru �ycia nie ma ucieczki.
Teraz, gdy patrz� z perspektywy czasu, wydaje mi si�, �e Przedmie�cie nie jest
tak okropnym miejscem jak pozosta�e dzielnice Miasta. Panuje tu smutek, ale
mo�na odnale�� w�r�d t�umu mniej stroskan� twarzyczk�. Na
�rodku Przedmie�cia stoi stary zamek, a w nim mieszkaj� m�czy�ni uprawiaj�cy
s�owne czary. Czasem pozwalaj� bawi� si� dzieciom w ruinach dziedzi�ca. Na og�
spokojnie jest w przyzamkowej dzielnicy, tylko czasem
przedostaje si� tu mieszkaniec g��bszych cz�ci Miasta, by przypomina� o grozie
beztroskiej ludno�ci okolic. Kto zdr�w przy zmys�ach, ten nie marzy o
opuszczeniu Przedmie�cia; lecz istnieje co�, co pcha m�od�
duszyczk� ku przygodzie, pragnienie odnalezienia miejsca, kt�re by�oby lepsze,
ale w Krainie Cieni nie ma miejsca lepszego.
Brama
Gdy przyszed� na mnie czas, skierowa�em swe kroki ku Bramie, kt�ra otwiera si�
tylko dla przybysz�w, a oni w momencie jej przekroczenia stawali si� na wieki
mieszka�cami Miasta. Szuka�em jakiej� dziury, przez kt�r�
m�g�bym si� przecisn��, lecz nie dane mi by�o jej odnalezienie. My�la�em o tym,
by si� wspi�� na jej szczyt i w ten spos�b przedrze� si� na drug� stron�, lecz
Brama nie mia�a ko�ca, ci�gn�a si� w g�r� i w g�r�, a�
gin�a w k��bach czarnych chmur. Gdy ogl�da�em nieko�cz�c� si� Bram�, kt�rej
rozmiar studzi� m�odzie�cze zapa�y, zauwa�y�em �mia�ka pr�buj�cego odnale�� jej
koniec. Kiedy tylko wspi�� si� ju� dostatecznie wysoko,
nadlecia� jednooki kruk i ze skrzekiem str�ci� uciekiniera z wy�yn, by ten ku
przestrodze wyl�dowa� u moich st�p.
Jako, �e pozna�em ju� wszystkie zakamarki Przedmie�cia, a nie mog�em wydosta�
si� z Miasta, postanowi�em wyruszy� w jego g��b, by szuka� tam dla siebie
miejsca.
1.
O�lepia�o mnie czerwone �wiat�o, ale potykaj�c si�, szed�em dalej. Moje oczy
powoli przyzwyczaja�y si� do m�cz�cego blasku. Wtem co� si� na mnie rzuci�o.
Ob�api�o mnie ma�ymi r�czkami i zdar�o poniszczone ju�
szaty. By�a to cudowna istota, kt�ra wprowadzi�a mnie w tajniki rozkoszy.
Zrozumia�em, �e szcz�cie jest mo�liwe; pokaza�y mi to jej oczy, jej w�osy, jej
d�onie, biodra i piersi. Wkr�tce potem znikn�a. Szuka�em
jej nadaremnie przez wiele d�ugich dni. Zrezygnowany podda�em si� magii tego
miejsca, poszukuj�c zaspokojenia w �onach tamtejszych kobiet. Zadawa�em im b�l,
gryz�em do krwi lepi�ce si� od potu obrzmia�e sutki,
drapa�em ich po�ladki, bi�em po twarzy i karku, wyrywa�em potargane w�osy;
mia�em pretensj�, �e nie by�y Ni�. Przewala�em si� po ulicach legn�c w�r�d
nagich ludzkich i zwierz�cych cia�. �y�em w bolesnej rozkoszy
orgii. Zatapia�em si� w cierpieniu. Nie mog�em d�u�ej tam przebywa�.
Odetchn��em, pozostawiaj�c za sob� lubie�n� czerwie�.
2.
Do��czy�em do grupki wychudzonych w�drowc�w, kt�rzy pod��ali do miejsca, gdzie
nie musieliby si� martwi� o jad�o. Wkr�tce dotarli�my do jak�e upragnionego
celu. Usiedli�my przy wielkim stole, usytuowanym na �rodku
wielkiej pustyni. By� tak zastawiony, i� nie pozosta� nawet skrawek na po�o�enie
solniczki. Ucztowali�my przez kilka dni, a jedzenia nie ubywa�o. Przybra�em na
wadze. Moi wyg�odzeni towarzysze kosztowali ka�dej
potrawy, �apczywie rzucali si� na ka�dy k�sek. Ich brzuchy rozdyma�y si�, gro��c
nag�ym p�kni�ciem.
Zaspokoiwszy sw�j g��d, zaczyna�em odczuwa� nud�. Wyruszy�em w drog�,
opuszczaj�c biesiadnik�w, kt�rych t�uste nogi nie mog�y przej�� cho�by trzech
krok�w. W pewnym momencie odwr�ci�em si�, chc�c ostatnim
spojrzeniem po�egna� moich przyjaci�. Zobaczy�em, jak gwa�towny wiatr zrzuci�
ich z krzese�, przywalaj�c niedojedzonymi resztkami. Wyg�odzone hieny, koczuj�ce
w pobli�u, rzuci�y si� na ich nabrzmia�e twarze, myl�c
je z kawa�kami mi�sa. Odszed�em bez �alu.
3.
Dotar�em do dzielnicy, w kt�rej strojne dworki otoczone by�y wianuszkiem
wal�cych si� ruder. Widzia�em, jak bogate kobiety, przystrojone w kiczowate
suknie, falbanami uwodzi�y wyperfumowanych m�czyzn, kt�rzy i tak
woleli traci� swe fortuny na rzecz dziwek. One za� rekrutowa�y si� z biednych
cha�up. By�y poni�ane przez ca�e �ycie, wszystkie chwile po�wi�ca�y na prac� w
brudzie, do kt�rej by�y zmuszane przez m��w �a�uj�cych
im grosza, jakiego mieli pod dostatkiem w swoich sakiewkach.
Sk�pi m�czy�ni napadali na bogatych, bili ich i katowali, by potem przyjmowa�
ciosy od swoich ofiar. Kobiety wyd�ubywa�y paznokciami oczy swoim
przeciwniczkom. Trwa�a nieustaj�ca wojna mi�dzy klasami. To nie by�o
miejsce, kt�rego poszukiwa�em.
4.
Przez kolejn� dzielnic� ledwo przeszed�em. Gdy wkroczy�em w jej pierwsze ulice,
poczu�em z�owrogie spojrzenia. Potem kto� rzuci� we mnie kamieniem, potem kto�
drugi i tak wszyscy zacz�li mnie bombardowa�. Ucieka�em
przed rozw�cieczonym t�umem; szczuty przez psy chowa�em si� w zau�kach. Lecz i
tam nie mog�em zaczerpn�� tchu, bo odnajdywa�y mnie kobiety i opluwa�y m� twarz.
Cudem uda�o mi si� pozostawi� �mier� za plecami.
5.
Przegnany przez nienawistnych ludzi, znalaz�em si� na cmentarzu, w�r�d
spustoszonych grob�w, w kt�rych le�a�y rozk�adaj�ce si� cia�a. Szabrownicy
�amali krzy�e i okradali grobowce. Nekromanci wykradali porzucone
przez �ycie cia�a, o kt�re wyk��cali si� ��dni gwa�tu dewianci. Widzia�em
roz�upane czaszki, z kt�rych wylewa� si� sple�nia�y m�zg, w jaki wwierca�y si�
wyg�odzone larwy. Te potworne obrazy wywo�a�y md�o�ci i
pozwoli�y niestrawionym resztkom z niedawnej uczty ponownie ujrze� �wiat�o
dzienne. Rozsro�ony, przegna�em hieny cmentarne i wykorzysta�em niedogas��
jeszcze (o dziwo) �wieczk� do podpalenia cmentarzyska. Ogie�
niszczy� gnij�ce z�o nekropolii tudzie� pogarsza� stan wcze�niej zadanych mi
ran.
Oddali�em si�, by popatrze� na swoje dzie�o, dzi�ki kt�remu po raz pierwszy
poczu�em dum�. Wtedy odnalaz�em sw�j cel. Zapragn��em niszczy� otaczaj�ce mnie
z�o i je�li nie odnale��, to stworzy� miejsce, do kt�rego
nie mia�oby wst�pu. W�wczas jeszcze nie w�tpi�em we w�asne si�y, tak jak teraz.
Z odzyskanym zapa�em ruszy�em dalej.
6.
Cmentarz oddziela od kolejnej dzielnicy rzeka, przez kt�r� zmuszony by�em si�
przeprawi�. Od�r krwistej wody dra�ni� me nozdrza niemi�osiernie. Zwodniczy nurt
usi�owa� porwa� w wiry moje n�dzne cia�o, kt�re w
desperackim buncie nie da�o si� po�kn�� �ywio�owi. Wydosta�em si� na brzeg i
wyczerpany pad�em na ziemi�.
Obudzi� mnie kobiecy lament. Spostrzeg�em, �e le�� na twardym materacu w czyjej�
chacie. Przy stole siedzia�a pi�kna niewiasta, kt�rej drobne cia�o przypomnia�o
dawn� przyjaci�k�. Mimo znu�enia, podszed�em do niej
i pog�aska�em po ma�ej g��wce. Spojrza�a na mnie zl�knionymi oczkami i z
dr�eniem w delikatnym g�osie wyzna�a mi przyczyn� swojego roz�alenia. Jej
siostra od kilku dni nie pojawi�a si� w domu, a jej szwagier
poszukuj�c zaginionej �ony, odnalaz� tylko mnie. Dziewczyna ba�a si�, �e i on
zagin��, a je�li nawet nie, to nie uniknie kary, gdy� udzieli� pomocy obcemu.
Ba�a si�, �e sama nie uchroni si� przed gniewem
despotycznych w�adc�w. By�em zdziwiony, �e okazanie �aski choremu podr�nikowi
mo�e by� tak niebezpieczne, ale w�adza tej cz�ci miasta w ka�dym uczynku
potrafi�a odnale�� pow�d do kary. Ja, na przyk�ad, mog�em by�
szpiegiem. Uspokaja�em dziewczyn�, obiecuj�c jej, �e rych�o zabior� j� daleko od
z�ych ludzi jacy j� otaczaj�. Sca�owa�em �zy z jej policzk�w i w�druj�c wargami
po bia�ym ciele, doprowadzi�em j� do najwy�szych
uniesie�. W odwzajemnionych pieszczotach ukry�em sw�j b�l.
Gdy zm�czeni odpoczywali�my w jej �o�u, do komnaty wdar�o si� trzech t�gich
m�czyzn. Pobili i zwi�zali nas. Szarpi�c zaci�gn�li przed oblicze radcy. On
odci�gn�� ukochan� ode mnie. Bi� j� i wyzywa�. M�wi�, �e jest
jego na�o�nic� i nie ma prawa sprzedawa� si� komu� innemu ni� on i jego
przyjaciele. Potem zmusi� mnie bym patrzy�, jak brutalnie w ni� wchodzi.
Postanowi� ukara� j�. Rozkaza� stra�y zaj�� si� jej sponiewieranym
cia�em. Czerpa� dzik� rozkosz, patrz�c, jak gwa�c� j� jego ludzie, �echta� si�
moim cierpieniem. Zabrano mnie do loch�w gro��c podobnymi katuszami.
Z przera�enia nie by�em w stanie nic zrobi�. P�aka�em jak dziecko. Do tej pory
my�la�em, �e pozna�em ju� wszelkie z�o. Odnalaz�em w Niej rado��, kt�ra zosta�a
zabita przez najokrutniejsze z�o. Zrozpaczony t�uk�em
g�ow� o mur. Wszed� do mnie jeden ze stra�nik�w i przygl�daj�c si� moim m�kom,
ulitowa� si�. Nigdy nie spodziewa� si�, �e na tym �wiecie kiedykolwiek
wykie�kuje tak wielkie uczucie. Nie przypuszcza�, �e kto� mo�e
by� do niego zdolny. Wzruszony stra�nik nakarmi� mnie, odzia� i wskaza� drog�
ucieczki. By�em zrezygnowany, wr�cz si�� zosta�em wypchni�ty z wi�zienia.
Nie spiesz�c si� szed�em przed siebie. Dotar�em do imponuj�cych rozmiar�w
�ywop�otu. W jego ostrych cierniach byli zapl�tani ludzie. Pragn�li �mierci,
lecz silne ga��zie kr�powa�y im ruchy. B�agali bym im pom�g�,
lecz oboj�tne by�y mi ich losy. M�wili, �e nawet ptaki nie pozwalaj� im umrze�
cho�by z g�odu. Wrzucaj� im do garde� jedzenie, korzystaj�c z chwil, gdy ci
skaml� o �mier�.
Sam zacz��em zastanawia� si� nad swoim �yciem. Postanowi�em omin�� krzaki, kt�re
mog�y, wi���c mnie, sprawi�, �e moje m�ki trwa�yby wieki. Powlok�em si� nad
rzek�. Jeszcze raz przyjrza�em si� swojej sytuacji i nie
odnalaz�szy niczego, co mog�oby mnie powstrzyma�, rzuci�em si� w jej odm�ty.
S�ona woda wbrew mojej woli wyrzuci�a mnie na mokry piasek. Widz�c, i� moje
trudy w samounicestwieniu by�y nadaremne, wsta�em.
Zdo�a�em zrobi� tylko kilka krok�w, gdy� gor�cy piach pra�y� mi stopy.
Spojrza�em przed siebie. Na czerwonych z gor�ca wydmach le�eli ludzie. S�ysza�em
ich krzyki, w kt�rych roi�o si� od przekle�stw dla
wszystkiego. Nie szcz�dzili z�ych s��w nawet dla siebie samych. Starali si�
chowa� g�owy w piasku, chroni�c je przed spadaj�cymi kulami czerwonej lawy.
Niekt�rzy pr�bowali ucieka� przed ognistym deszczem. Ich cia�a
okryte strz�pami przypalonych szat, nara�one by�o na dotkliwe poparzenia.
Wr�ci�em do rzeki, kt�ra mnie wyplu�a, by jej brzegiem kontynuowa� woja�. Do
wody wskakiwali m�czy�ni i robili ze sob� rzeczy jakie ja robi�em z moj�
ukochan�. Nie by� to zaskakuj�cy widok. Po jakim� czasie
spokojny strumie� przemieni� si� w gwa�towny wodospad. D�ugo walczy�em z
pragnieniem, by do niego wskoczy�. Schodz�c wydr��onymi w skale schodkami,
zauwa�y�em wystaj�ce spod kamieni ludzkie stopy przypieczone przez
ciemne, aczkolwiek uci��liwie gor�ce s�o�ce. Postanowi�em niczemu si� nie
dziwi�. Tyle osobliwych rzeczy widzia�em podczas swojej nied�ugiej w�dr�wki;
szuka�em ju� tylko spokoju.
7.
Dotar�em do ni�szych partii przekl�tego Miasta. Wodospad wpada� w jezioro.
Usiad�em nad jego czarnym brzegiem. Obok mnie jaki� cz�owiek usi�owa� sprzeda�
m�od� dziewczyn� urodziwemu ch�opcu. Nim jednak zd��y� dobi�
targu, nadbiegli stra�nicy i ok�adaj�c pejczami, przep�dzili tr�jk�. L�kaj�c si�
o w�asn� sk�r�, wkroczy�em na most, kt�rym pr�bowa�em przej��, nie zauwa�aj�c
kilku os�b taplaj�cych si� w jeziorze pe�nym ka�u.
Wszed�em pomi�dzy budynki, gdzie cicho snuli si� ludzie. Jednak co pewien czas
kto� wybucha� krzykiem, ujawniaj�c swoje prorocze wizje. Krzyk ten opowiada�
najcz�ciej o upadku Miasta, o fali, jaka je zaleje i
nieuchronnej zag�adzie jego mieszka�c�w. Radowa�bym si� wielce, maj�c pewno��,
�e przepowiednia si� spe�ni. Tego �wiata nie mo�na uratowa� przed cierpieniem
inaczej ni� zsy�aj�c na nie jeszcze wi�ksze. Omin��em
sadzawk� pe�n� smo�y. Wrzuceni do niej si�� ludzie usi�owali wm�wi� sobie i
innym, �e k�pi� si� dla przyjemno�ci w czystym jeziorze.
W najbardziej zaludnionej cz�ci tej dzielnicy roi�o si� od z�odziei, na
szcz�cie nie mia�em nic, co warto by�oby ukra��. Mieszka�cy bronili si� przed
nimi, chowaj�c w�e w kieszeniach p�aszczy z poz�acanego
o�owiu. Trudniono si� tutaj przewa�nie doradztwem, kt�re chyba nie by�o
najdoskonalsze, skoro gabinety oblegane by�y przez rozw�cieczonych klient�w,
w�r�d kt�rych nie brak by�o i pod�egaczy. Ci, kt�rzy nie
zajmowali si� doradztwem, robili modne o�owiane p�aszcze, kt�re potem usi�owali
sprzeda� jako z�ote.
Jako, �e dzielnic� opanowa�y gro�ne choroby, opu�ci�em j�, chc�c unikn��
zara�enia kt�r�kolwiek z nich.
8.
Dotar�em do zamarzni�tego jeziora, w kt�rego skorup� wtopi�y si� martwe cia�a.
Obawiaj�c si�, �e pod wp�ywem p�kni�cia lodu do��cz� do grona zimnych topielc�w,
przy�pieszy�em. Stan��em u st�p lodowego pa�acu. Nie
zosta�em wpuszczony do �rodka, gdy� tylko wybrani maj� tam wolny wst�p. Mieszka
tu kr�l Miasta Upior�w. Siedzi na szklistym tronie i drapi�c si� po oszronionej
br�dce, wymy�la nowe "udogodnienia" dla swych
podw�adnych.
Po moich naleganiach wyznaczono mi audiencj� za kilka lat, kt�re postanowi�em
przeczeka� w ostatnio zwiedzanej dzielnicy, oczekuj�c, �e najgorszy etap
epidemii min��. Nie mam ju� si�, by teraz spr�bowa� wdarcia si�
do zamku. Wr�c� tu w wyznaczonym terminie. Mo�e odzyskam wtedy si�y, mo�e na
nowo obudzi si� we mnie pragnienie, kt�re zmusi mnie do walki ze z�em. Mo�e
przysz�o�� mi wska�e drog� ku mitycznym krainom, w kt�rych
jest by� mo�e lepiej ni� tu - w Krainie Cieni.
18 sierpnia 1997, 2078 slowa, Justyna "Mariel" Kowalska