11794
Szczegóły |
Tytuł |
11794 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11794 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11794 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11794 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Owen West
Cztery dni do Veracruz
(Four days to Veracruz)
Przełożył Piotr Pawlaczek
Wstęp
SERYJNI MORDERCY SIEJĄ TERROR WŚRÓD MEKSYKAŃSKICH KOBIET
Matt Augustine, „The New York Times”
3 maja 2003 roku
JUAREZ, Meksyk. Juarez to centrum przemysłu ciężkiego, usytuowane między rzeką Rio
Grandę i miastem El Paso. Przy taśmach produkcyjnych dla amerykańskich przedsiębiorców
pracują głównie kobiety, zarabiając znacznie poniżej amerykańskiego minimum. Ale jakkolwiek
niebezpieczne bywają niektóre prace wykonywane w przemyśle za dnia, noce w Juarez są dużo
bardziej przerażające. Już od dziesięciu lat seryjny morderca pastwi się nad ludnością Juarez,
pozostawiając za sobą szlak znaczony okaleczonymi ciałami – od rozciągającej się za miastem
pustyni, aż po peryferyjne uliczki miasta.
Od 1991 roku 150 kobiet i 20 mężczyzn zostało zamordowanych przez mordercę z nożem,
któremu miejscowi nadali przydomek El Monstruo Carnicero – Potworny Rzeźnik – z powodu
bestialstwa, z jakim pastwił się nad ciałami. Nie wiadomo, czy masakry dokonywał przed, czy po
śmierci. W sumie zaginęło kilkaset osób. Niektórzy sądzą, że liczba ofiar wskazywałaby na
przyzwolenie ze strony rządu, jeśli nawet nie współudział.
– Co, policja nic nie wie? Proszę tylko spojrzeć na liczbę ofiar – mówi Valerie Hernandez,
której córka zaginęła w 1995 roku, ale dopiero w zeszłym roku odnaleziono ją martwą, pod
półmetrową warstwą piasku, z wyciętym sercem. – Ten psychopata jest na wolności i nikt nic
z tym nie robi. Kobiety chodząc po mieście mają duszę na ramieniu. Chcecie walczyć z terrorem?
Przyjedźcie do Juarez. A może boicie się wychodzić nocami z domu?
W 1999 roku meksykańskie władze aresztowały pochodzącego z Egiptu chemika
i oświadczyły, że El Monstruo Carnicero został schwytany. Rzeczywiście, doktor przyznał się do
kilku morderstw i doprowadził policję do dwóch ciał. Jednak miesiąc później zabójstwa znów
nabrały szaleńczego tempa, skłaniając władze do przyjęcia kolejnej teorii. – Potwór jest za
kratkami – mówi Esteban Manber, prokurator okręgu Juarez – ale nie potrafimy powstrzymać
jego wirusa przed wydostawaniem się z więzienia. Morderca ma bandę naśladowców, którzy
kontynuują okrutne dzieło.
Tom Barth, emerytowany agent FBI zatrudniony jako konsultant w sprawie owych
morderstw, potwierdza, że zabójstwa nie są dziełem jednej osoby.
– Proszę zwrócić uwagę na te przerażające liczby, pamiętając, że Ted Bundy zabił tylko 30-
40 kobiet. Myślę, że to cala banda zabójców jest odpowiedzialna za tragedię w Juarez. Jeśli się
mylę, to mamy do czynienia z największym seryjnym mordercą w historii.
Prolog
MOUNT COOK, NOWA ZELANDIA
Kobieta z trudem posuwała się naprzód, śnieg czepiał się jej butów, jak gdyby miał
właściwości kleju. Będąc na lodowcu zaledwie od godziny, zaczęła już odczuwać, jak chłód
wysysa jej energię przez goreteksową kurtkę. Starła szron z barometru na nadgarstku i zadrżała.
Sześćset trzydzieści milibarów i wciąż spada – taka prognoza oznacza złe samopoczucie na
poziomie morza, ale na dużych wysokościach to zwiastun cierpienia.
Przyspieszyła kroku, żeby podnieść temperaturę ciała, po chwili jednak zwolniła, aby się nie
spocić. Para spowijała jej twarz, unosiła się nad głową jak mgła i zamarzała w jej czarnych
włosach w miniaturowe sople, które pękały, w miarę jak włosy związane w koński ogon obijały
się o kołnierz.
Wspięła się na niewielki gzyms – zwisającą krawędź urwanej fałdy śniegu, zamarzniętą
w kształcie, w jakim wznosiła się dwa, dwadzieścia albo dwieście lat temu. Śnieg zaczął się
obsuwać. Był tak samo puszysty jak na dole, jednak gdy wiatr poderwał zmrożone płatki,
smagnął ją nimi prosto w twarz niczym śrutem ze sztucera. Włączyła latarkę Petzla i jeszcze raz
rzuciła okiem na trzech goniących ją mężczyzn.
W wąskim świetle latarki ledwie mogła ich dostrzec przez skrzące się drobinki śniegu
fruwające w powietrzu. Poruszali się niczym zjawy pięćdziesiąt metrów niżej. Już od pięciu dni
podążali jej śladem przez 300 mil dziczy – na półdzikich koniach, które gryzły i kopały, na
tratwach z belek, które przewracały się w lodowatych odmętach, to znów pieszo, torując sobie
drogę przez śliskie olchowe zarośla na dnie doliny, później wspinając się cały dzień na strome
zbocze góry, aż w końcu pozostawili za sobą całą roślinność i dotarli do granicy wiecznych
śniegów, brnąc jeszcze wyżej, do krawędzi lodowca, gdzie powietrze było zbyt rzadkie, aby
przez dłuższy czas podtrzymać życie. Ze 142 godzin, które upłynęły od momentu, gdy pierwszy
raz usłyszała huk wystrzału, Kate North wraz ze ścigającą ją grupą spała nie dłużej jak cztery.
„Nie rozczulaj się nad sobą”, pomyślała.
Lód pod jej stopami miał ciemnoniebieski kolor i wydawało się, że jarzy się w świetle
pełnego, zachodzącego już księżyca subtelnie i spokojnie. Ale przemierzanie nowozelandzkiego
lodowca bez zmrużenia oka nie było ani subtelne, ani spokojne. Było to wymagające zadanie.
Popełnienie błędu oznaczało, że albo tamci ją dogonią, albo zgubi szlak i stoczy się tysiąc stóp
w dół po lodowej gładzi, której krawędzie zaostrzył arktyczny wiatr.
Kate wyciągnęła z nieprzemakalnych spodni laminowaną mapę. Para na moment zmąciła
obraz, potem przy wdechu przerzedziła się, ale za chwilę znów przesłoniła mapę. Kate przyłożyła
kompas do linii południków, obróciła mapę szukając kierunku północnego i uniosła wzrok,
porównując kontury na mapie do terenu znajdującego się przed nią. Dotarła do Punktu
Kontrolnego nr 27, na skraju lodowej czaszy, wcześniej, niż zaplanowała.
Obróciła się i krzyknęła: – Chodźcie chłopaki, idziemy w dobrym kierunku! Jeszcze tylko
pięćdziesiąt mil do końca!
Nie cofnęła się jednak, żeby ich popędzić. Jakikolwiek krok do tyłu to strata energii – utrata
cennego paliwa – a w najcięższym wyścigu na świecie strzeże się zaciekle swoich kalorii. Byle
do przodu.
Trzej mężczyźni, członkowie jej grupy uczestniczącej w Eco-Challenge, wszyscy służący
w US Marines, nie zareagowali. Dalej z wysiłkiem kroczyli w górę: głowy spuszczone w dół,
uwaga skupiona na podążaniu śladami kapitana swojej drużyny i utracie jak najmniejszych ilości
energii przez stawianie nóg w zagłębieniach pozostawionych przez Kate.
Pierwszy mężczyzna w szeregu, Gavin Kelly, stanął i zgiął się wpół nad swoim czekanem.
Wydawało się, że zbocze odsysa mu tlen prosto z hiperwentylujących płuc. Zaczął wymiotować.
Gdy wzbierała żółć, głowa trzęsła mu się w torsjach tak, że przez chwilę robiło się mu nawet
ciepło. Cienka purpurowa linia ciągnęła się dwadzieścia stóp w dół stromego zbocza, po którym
spływały, zanim zamarzły, jego wymiociny. Splunął dwukrotnie, aby oczyścić gardło z kwasów
i trzęsąc się, zaczął łapać oddech.
– Co ja, do cholery, wyprawiam? – Kelly zwrócił się do mężczyzny, który chwiał się na
nogach tuż obok niego.
Major Darren Phillips, doradca wojskowy prezydenta Stanów Zjednoczonych, zdjął puchową
czapkę, otarł pot z łysiny i spojrzał na swojego kolegę. – Ten wyścig to ostateczny test.
Zobaczymy, jaki naprawdę jesteś, żołnierzu.
– Już nie służę w Marines.
– Kto raz był żołnierzem, pozostanie nim na zawsze.
– Niesamowite. Rząd ucieszy się na wieść, że twoje programowanie działa nawet
w ekstremalnych warunkach.
Darren zignorował go. Uczestnictwo w Eco-Challenge było tak wyczerpujące, że emocje
i prawdziwy charakter wychodziły na wierzch w sposób nieunikniony. W przypadku Kelly’ego
oznaczało to sporą dawkę uszczypliwych komentarzy. Darren kilka razy zapomniał się podczas
wyścigu i uzewnętrznił odczucia, co stanowiło naruszenie jego osobistego kodeksu. Lepiej, jeśli
koledzy określą cię mianem robota niż niezdyscyplinowanego i sentymentalnego mięczaka.
– Mdłości to rzecz normalna, zważywszy na to, ile spałeś, Kelly. To tylko długi dzień
w powiększeniu.
– Taa, piątka świrów jeden za drugim.
Wyczerpani uczestnicy wyścigu cierpieli na syndrom dnia poprzedniego od stu godzin. Kelly
wyprostował się i spojrzał wzdłuż ciągnącego się zbocza. – Dobra, trzeba znowu gonić tę twoją
cholerną dziewczynę.
– Czy ona nie jest wspaniała? – wyrzucił z siebie z zakłopotaniem Darren. Miał nadzieję, że
nie zabrzmiało to jak potrzeba potwierdzenia.
– A więc wielki Darren Phillips wreszcie dał się owinąć wokół palca. Grzeczny jak pudel
salonowy.
– Pieprz się, Kelly – Darren wykrzyczał pod wiatr, bez najmniejszego zdenerwowania.
Kelly poklepał go po ramieniu, zaśmiał się i ruszył naprzód. – Tak, Kate jest wspaniała, ale
mam nadzieję, że dajesz sobie radę z pielęgnowaniem ogródka. Oczywiście zakładając, że powie
sakramentalne tak.
Darren chrząknął i złapał się za wewnętrzną kieszeń puchowej kurtki, sprawdzając kolejny
raz podczas wyścigu, czy pierścionek jest na miejscu. Planował poprosić Kate o rękę przed
kamerami Discovery Channel już na linii mety: scena, która mogłaby się okazać przydatna,
gdyby w końcu wziął udział w wyborach do Kongresu. Pod warunkiem, oczywiście, że dotrą do
mety.
Ciężkim krokiem mężczyźni zaczęli znów forsować zbocze, wbijając czekany w śnieg dla
zapewnienia oparcia, ociekając potem, praktycznie nieświadomi, że to ona ponaglała ich do
posuwania się naprzód. Uderzenia raków o lodowiec rozlegały się nad zamarzniętą czaszą
i roznosiły wokół niczym fale w balii wody. Lewa noga, potem prawa, znowu lewa, prawa... setki
tysięcy już razy.
Kolejne setki tysięcy przed nimi.
PONIEDZIAŁEK
Oto mój karabin. Podobnych jest wiele, lecz akurat ten należy do mnie. Mój karabin jest
moim najlepszym przyjacielem. Moim życiem. Muszę nad nim zapanować tak, jak muszę
zapanować nad swoim życiem. Beze mnie mój karabin jest bezużyteczny. Bez mojego karabinu
sam jestem bezużyteczny. Muszę dobrze z niego strzelać. Muszę strzelać celniej niż mój wróg,
który chce mnie zabić. Muszę go zastrzelić, zanim on zastrzeli mnie. Zrobię to...
Kredo Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych.
1
ACAPULCO, MEKSYK
Darren Phillips obudził się z ostrym bólem głowy i zamachnął się, uderzając w powietrze
pięścią. Często śnili mu się somalijscy bojownicy z maczetami, którzy po raz kolejny
przychodzą, żeby go posiekać. Chwilę mu zajęło, zanim zorientował się, gdzie jest. Pokój
w hotelu. Meksyk. Miesiąc miodowy. Tequila. Usłyszał dźwięk otwieranej rolety, na moment
oślepił go blask promieni słonecznych.
Przez mgłę widział, że podchodzą do niego dwie nagie kobiety, niewyraźne i różnokolorowe.
Mrugnął kilka razy i kształty zlały się w jedną całość. Była mocno opalona, z widocznymi
białymi śladami po bikini. Stała teraz nad nim, około metra siedemdziesięciu, zbędny tłuszcz
dawno spalony, krępa sylwetka. Była wysportowana – na jej brzuchu można było zauważyć
wyraźnie wyrzeźbione mięśnie. Rozpuszczone teraz, proste ciemne włosy otaczały wyraźnie
zarysowaną twarz, brwi opadające w stronę długiego nosa nadawały jej lekko kocie spojrzenie.
Moja żona. O mój Boże, moja żona.
– Dzień dobry, misiu pysiu – powiedziała Kate. – Nie czujemy się za dobrze, co? –
Wskoczyła na łóżko i usiadła na mężu okrakiem, wesoło podrygując. Hop. Hop.
– Zostaw mnie – wymamrotał. – I obiecałaś, że nie będziesz już tak mnie nazywać. –
Czułości nie wydawały się być czymś odpowiednim dla majora US Marines, mimo iż tak
naprawdę podobało mu się to pieszczotliwe przezwisko. Problem w tym, że Kate lubiła droczyć
się z nim publicznie, często wzniecając burzę w morzu testosteronu. Dała nawet popis
w obecności samego prezydenta, który później zaczął żartobliwie używać pieszczotliwego
przezwiska jak bydlęcego pastucha dla ujarzmienia swojego dogmatycznego doradcy.
– Przepraszam, misiaczku. Chcę cię tylko wyciągnąć z łóżka. Już po ósmej. Do dziesiątej
chcę być na morzu, a jeszcze muszę dostać moją poranną porcję miłości. – Zaplanowała na ten
dzień schodzenie na linie po skałkach, wędrówkę oraz pływanie kajakami po morzu w pobliżu
słynnych klifów Acapulco. Dla Kate Phillips – no, wciąż obstawała przy Kate North-Phillips, ale
czekała na odpowiedni moment, aby się do tego przyznać – pomysł na wakacje oznaczał dużą
dozę przygody i aktywności, a nie wylegiwania się na leżaku. – Poza tym, zostało nam jeszcze
około dziesięciu zdjęć w aparacie. Nie jestem pewna, czy złapię twój lepszy profil.
– Już nigdy więcej nic nie wypiję – jęknął Darren. Przed ślubem tylko raz w życiu się upił,
w noc przed wylotem do Arabii Saudyjskiej na „Pustynną Burzę”. Noc Zbrodni Przeciwko
Naturze. Po jej popełnieniu, chwiejąc się na nogach, powrócił do swojej kawalerki w San
Clemente i gapił się w lustro pytając: „Jak się nazywam? Kim ja jestem?”. Następnie wymył się,
traktując prysznic jako trening odkażania biologicznego. Nienawidził tego, iż, co prawda
w niewielkim stopniu, ale stracił kontrolę nad swoim zachowaniem. Jego najlepszy przyjaciel
i współlokator, Gavin Kelly, miał z niego niezły ubaw i powiedział: „Witaj w klubie, zdaje się, że
masz takie same skłonności jak my wszyscy”. Ale Darren Phillips nie popełniał takich błędów.
Żadnych błędnych osądów. Kelly mógł się z niego śmiać z powodu zbyt płytkiej rany na froncie,
ale był też zbyt krótkowzroczny, by zdać sobie sprawę, że jeśli masz więcej takich doświadczeń
jak Zbrodnia, zostaną one wyciągnięte przy starcie w wyborach. A gdyby kobieta sprzedała tę
ohydną historyjkę brukowcom?
Gdy Darren wyjrzał zza poduszki, oślepił go błysk flesza.
– To będzie ładne – zaśmiała się Kate, unosząc jeszcze raz aparat Canon Elph. – Niezbyt
perwersyjne, ale przecież będziemy musieli pokazać naszym dzieciom coś z miesiąca
miodowego.
W dziurawej pamięci Darrena zaczęły pojawiać się nagle niewyraźne obrazy baraszkującej
nagiej i pijanej pary oraz od czasu do czasu rozświetlających pokój błysków. – O nie. Co mi
kazałaś robić, Kate?
– Upiłam cię i wykorzystałam. To wszystko. Samowyzwalacz to wspaniały wynalazek.
Później pokażę ci szczegóły. A teraz dokończmy kliszę.
Darren przypuszczał, że jej drapieżny popęd seksualny był związany z zamiłowaniem do
sportu, być może miała zwiększony poziom estrogenu albo sport aktywował jakieś ukryte
kobiece hormony. Ciężko powiedzieć. Ostatnio wyjątkowo nasiliły się te objawy. Podciągnął
kołdrę aż do samej brody, podczas gdy Kate próbowała się pod nią przecisnąć, zachwycona
zmianą ról. Koniec współżycia, o którym wspominali niektórzy z jego kolegów, był czymś
niewyobrażalnym w jego małżeństwie, pomyślał z uśmiechem na ustach. – Jeśli coś ode mnie
chcesz, odłóż aparat, jestem już zbyt trzeźwy. Musimy naświetlić film. Mógłby zrujnować moją
karierę polityczną.
– Albo jej pomóc. Pomyśl o Pameli Anderson. – Rzuciła aparat na sofę, po czym ściągnęła
z Darrena kołdrę. Usiadł, by ją pocałować, ale odepchnęła go z powrotem na łóżko i pochyliła się
nad nim. Jej włosy opadały, przykrywając mu twarz ciepło i delikatnie.
*
Godzinę później zaparkowali wypożyczony samochód przy budce z kajakami na plaży
w Estero. Chwilę potem nieśli swój K-2 na dół, w kierunku brzegu. Darren był podirytowany.
Wypożyczalnia kajaków miała bardzo restrykcyjny regulamin, mówiący o wychodzeniu w morze
jedynie z molo w osłoniętej zatoczce, a Kate przekonała go do przebiegnięcia przez ruchliwą
ulicę, by wyruszyć w ocean przez strefę fal przybrzeżnych w Punta Pilares.
Darren był zwolennikiem przestrzegania reguł. Rozumiał konieczność konformizmu i był
wyjątkowym biurokratą: w Harvardzie, w Piechocie Morskiej, w CNN, a potem znów w Marines,
kiedy przypadła mu specjalna rola noszenia przy prezydencie walizki z przyciskiem atomowym.
Prawdziwym testem dla mężczyzny było, jak sprawnie działa wedle wytycznych, pokonując
innych zasłużenie i z determinacją. „Gdyby wszyscy robili wyjątki lub naginali te prawa, myślał,
mielibyśmy do czynienia z chaosem”.
– Musimy zostać w obrębie laguny – powiedział.
– Damy sobie radę – odezwała się Kate, kiedy przechodzili między liczną gromadą turystów,
w większości dzieciaków z college’u spędzających tam wiosenne wakacje i moczących się
w Pacyfiku. Przypieczone ciała były rozrzucone po plaży i przynosiły na myśl obraz bitwy
toczonej pomiędzy alkoholem, słońcem i zdrowym rozsądkiem. Na prawo od Kate młoda
kobieta, ze świecącym kolczykiem wtopionym w pępek, zdjęła górną część bikini i uniosła ręce
nad głowę, obracając się. „Jej piersi muszą być ze trzy razy większe od moich”, pomyślała Kate,
patrząc jak falują. Dla zabawy sama pokręciła tułowiem, śmiejąc się z niewyraźnego ruchu pod
koszulką. Zbyt dużo pokonanych basenów. Zbyt dużo ruchów wykonanych wiosłem.
Spojrzała w tył na swojego męża. W typowy dla siebie sposób wpatrywał się w kajak, wciąż
narzekając. Czasami przypominał jej jednego z typków z Wall Street, z którymi jeździła metrem,
pogrążonego we własnych myślach nawet w momencie, kiedy otaczający go mikroświat zdawał
się eksplodować. Mimo to nie miał takiego błędnego wzroku jak jej ojciec i przez większość
czasu jego uwaga była niewiarygodnie skupiona. Niczym magnes.
– Nie mówię o naszym powodzeniu, tylko o regułach – odezwał się Darren, stawiając kroki
pomiędzy nogami śpiącego chłopaka.
– Powiedzieli nam, dokąd mamy iść, a nie dokąd nie powinniśmy. Poza tym te głupie reguły
nie zostały stworzone z myślą o nas. „Typowe”, podsumował Darren. Kate przemycała jedzenie
na salę kinową, zabierała na plażę psa bez smyczy, spuszczała się po linie po ścianie budynku,
w którym mieścił się ich apartament. Był to minus, do którego już dawno zdążył przywyknąć.
Minus, który często z jakiegoś szaleńczego powodu był rozkoszny. „Ta kobieta jest dla mnie
stworzona”, pomyślał. Miał sztywną osobowość, którą trzeba było siłą ciągnąć w stronę granic
wyznaczanych przez życie, granic, które ona ciągle przekraczała.
Plan Kate przewidywał spokojne podpłynięcie kajakiem do klifu, z którego miejscowi
i turyści skaczą do wody, następnie dłuższe wiosłowanie na południe, w stronę bezludnej,
otoczonej przez skały plaży, na której będą mogli napić się piwa, urządzić piknik i podnieść
ciśnienie kilkoma zejściami na linie. Miała również nadzieję na urzeczywistnienie fantazji
dotyczącej plaży. Zapakowała aparat i jedzenie do wodoszczelnego plecaka, razem z uprzężą
i liną do wspinaczki, którą nazywali Piekielną Suką. Lina była już lekko przetarta, ale Kate nie
mogła się z nią rozstać i wymienić na inną, ku zmartwieniu Darrena. Niosła ze sobą zbyt wiele
wspomnień związanych z wyścigami Eco-Challenge.
Gdy kajak był już na mokrym piasku, Kate wśliznęła się do tylnej przegrody i chwyciła za
wiosło, próbując uwolnić się, kiedy potężna sprzączka Eco-Challenge przypięta do paska od
spodenek zahaczyła o krawędź.
– Powinnaś zdjąć tę cholerną sprzączkę – powiedział Darren, pochylając się z pomocą. –
Może się zaczepić i nie będziesz mogła się wyśliznąć, jeśli się przewrócimy. Poza tym nie wiem,
dlaczego w ogóle nosisz ją do krótkich spodenek. Wyglądasz jak jakaś amatorka rodeo lub coś
w tym stylu.
– Taak, kochanie. – Od dziewięciu miesięcy, które minęły od ukończenia Eco-Challenge,
Kate nosiła tę ciężką srebrną nagrodę, kiedy tylko mogła. Mniejsza o styl. Sprzączka była tylko
nagrodą za dotarcie do mety, więc Darren nie chciał jej nosić, ale z siedemdziesięciu pięciu
drużyn, które wystartowały w Nowej Zelandii, do końca dotrwało mniej niż piętnaście. Była
dumna z ósmego miejsca.
– Naprawdę się martwię – powiedział.
– Wszystko w porządku, kochanie. Jak się przewrócimy, zrobimy eskimoskę.
Darren wśliznął się na swoje miejsce i w sandałach Teva przetestował pedały kierujące
sterem. Czekał, lecz siedząca z tyłu Kate chciała posmakować większych fal niż te, które właśnie
dookoła narastały. Poczuł, że pcha kajak do przodu.
Wielka niebieska fala wezbrała, spieniła się i rozbiła niecałe dwadzieścia metrów od nich,
powodując głośne syczenie, kiedy bąbelki pękały trąc się o piasek i zmieniając go z białego
w brązowy. – Czy to nie piękne? Płyniemy! – krzyknęła.
Zebrała się niewielka grupka osób, więc gdy Darren odwrócił się, by się sprzeciwić, zobaczył
jakiegoś dzieciaka z college’u z dziwnym zarostem na twarzy, w koszulce z Britney Spears, który
powiedział: – Chyba nie wypłyniecie na te paskudne fale, co?
– A właśnie, że tak – odparł Darren.
– No to dalej, pokaż, co potrafisz.
Darren popychał kajak naprzód, dopóki ten nie zaczął się swobodnie unosić na wodzie.
Mocno pociągał wiosłem, zachęcony przez hałas przetaczających się fal i zastrzyk adrenaliny.
Prąd porwał kajak. Nabierali prędkości. Kate zaczęła wiosłować i łódka wystrzeliła do przodu.
Woda rozpryskiwała się na boki, a fale rozbijały się o dziób i powodowały, że co kilka sekund
Darren uderzał plecami o oparcie. Musiał pochylać się do przodu podczas uderzenia
i przytrzymywać wiosło równolegle do burty, aby nie zostało porwane przez szalejącą wodę.
Kiedy schodzili z fali, zaczynali szybko wiosłować, by nabrać rozpędu i wspiąć się na kolejną.
Kajak kołysał się potwornie. Ostatnia fala w cyklu wciągnęła ich w swoją seledynową toń i po
chwili wypluła z powrotem na powierzchnię.
– Uhaaa! – krzyknęła Kate, gdy już się wynurzyli. – O to właśnie chodzi!
Pacyfik miał ciemny, kobaltowoniebieski odcień. Swobodnie wiosłowali przez kilka godzin,
podziwiając, jak ich bratnie dusze skaczą do wody z trzydziestometrowych skał w La Ouebrada,
po czym skręcili na północ i podążyli w kierunku ukrytej plaży. Kate miała nadzieję, że jest ona
opustoszała z powodu trudno dostępnych terenów, które ją otaczały. Leżała w długim ciągu
prywatnych posesji, starannie określonych na mapie. Oczywiście nie powiedziała Darrenowi
o zakazie wstępu i tabliczkach ostrzegawczych.
Plaża była piękniejsza, niż oczekiwała: malutki półksiężyc wybielonego przez słońce piasku,
nie dłuższy niż pięćdziesiąt metrów, otoczony wysokimi klifami, które zaznaczały swoją
obecność wcinając się w morze koralowymi stopami. Zauważyła gromadę ptaków brodzących
wysoko na linii wody, pędzących w górę i w dół zbocza niczym gigantyczne mrówki. Ponad nimi
wznosiły się niebezpiecznie strome, drewniane schody, prowadzące z zatoczki na sam szczyt
klifu.
– Coś pięknego. To chyba idealne miejsce, prawda? – powiedziała Kate, wyciągając się
wygodnie na siedzeniu i kładąc wiosło w poprzek owalnej krawędzi kajaka. Słona morska woda
i pot ściekały jej po nosie. – Nie byłoby wspaniale zamieszkać tutaj? Wybudować dom na
szczycie wzgórza? Trenować, uprawiać seks i słuchać szumu fal?
– Tak, tylko mam wrażenie, że major Piechoty Morskiej i pełnoetatowa poszukiwaczka
przygód nie mogliby sobie na to pozwolić. – Darren zrezygnował z wyścigów
wytrzymałościowych po ostatnim Eco-Challenge w Nowej Zelandii, by skupić się na karierze
wojskowej. Nowe obowiązki w Białym Domu wiązały się z rezygnacją z niektórych zajęć,
zwłaszcza z zainteresowań wymagających codziennych, trzygodzinnych treningów. Jeśli miał
zająć jakieś wyższe stanowisko w rządzie, każdą wolną chwilę musiał spędzić pracując, a nie
maltretując rower górski, jak to co tydzień czyniła Kate.
Kate została mianowana ambasadorem nowo powstałego sportu – wyścigów przygodowych.
Użyła swojej sławy do założenia akademii przygody dla dziewcząt o nazwie „Naprzód, Siostry!”,
w której poprzez wyprawy w trudne tereny uczyła, jak smakuje poczucie własnej wartości.
Artykuły dotyczące Kate ukazały się w większości magazynów sportowych, włączając jej zdjęcie
nago w „Sports Illustrated”. „No, nie do końca nago”, śmiała się wraz ze swoim zrzędliwym
mężem, wskazując na szarą glinę pokrywającą jej ciało, kiedy biegła z plecakiem, a za nią
podążał wielbłąd.
– Dzisiaj plaża jest nasza, kotku. I mam plany z nią związane, które pewnie ci się spodobają.
Darren słyszał o tej fantazji już kilka razy. Zaczął trochę szybciej wiosłować w stronę
brzegu.
Wyciągnęli kajak na brzeg i rozłożyli ręczniki. Kate wbiła stopy w miękki piasek i figlarnie
ugniatała go palcami. Słońce wzniosło się ponad klif, a intensywne promienie oświetliły plażę.
Ziarenka piasku mieniły się jak małe drobinki złota. Woda nabrała turkusowej barwy i zaczęła
lśnić.
– I co, nie mówiłam? – spytała.
– Miałaś rację. Jest niesamowicie.
– Muszę się rozgrzać. Przystawiła butelkę piwa Corona do kłody, uderzyła mocno w kapsel
i wyciągnęła pieniący się napój w stronę męża.
– Gdzie się tego nauczyłaś? – zapytał.
– Na studiach.
– No i odkryliśmy najbardziej znamienną różnicę pomiędzy Princeton i Harvardem. Nic
dziwnego, że rozłożyłem na łopatki każdego, z którym się siłowałem. – Kate rzuciła mu butelkę,
a on kontynuował: – No mas. Kotku, głowę mi rozsadza. Nigdy więcej alkoholu.
– Chcesz wyleczyć kaca? Wypij to, a zobaczysz, co się stanie.
Darrenowi wydawało się, że nie lubi smaku piwa, lecz po kilku sekundach zmienił zdanie.
Było naprawdę dobre. „Ostrożnie, pomyślał, w ten sposób słabeusze wpadają w pułapkę”.
Kate ściągnęła bluzkę i szorty, następnie rozpięła srebrną górę bikini. Darren przyglądał się,
głupio się uśmiechając.
Uśmiechnęła się do niego i ponętnie oblizała wargi. Kołysząc biodrami, powoli zsunęła
majteczki przez wspaniale rozbudowane uda i zrobiła krok do przodu. Podrzuciła je do góry
prawą nogą – paznokieć na dużym palcu, stracony podczas ostatniego wyścigu, jeszcze jej nie
odrósł – a Darren złapał je, nim doleciały do jego twarzy. Podała mężowi tubkę z kremem do
opalania i położyła się na brzuchu. – Plecy – powiedziała.
Darren spojrzał na otaczające klify i z powrotem na swoją żonę. „Ja to mam szczęście
w życiu”, pomyślał. Uklęknął obok niej i wycisnął trochę kremu, nawilżył jej mocne ramiona
i plecy, wymasował kark i zatopił ręce w mięśniach grzbietu. Rozbudowana muskulatura wcale
nie psuła, tylko jeszcze uwydatniała krągłości. – Och – zamruczała wesoło. – Dobry chłopczyk.
Darren nie był przyzwyczajony do picia alkoholu na pusty żołądek i poczuł wzbierające
w brzuchu ciepło. Gdy zaczął podłużnymi ruchami dłoni masować mięśnie jej ud i łydek, nabrał
chęci na kolejne piwo. I to bardzo dużej chęci. Kate zaczęła delikatnie pomrukiwać i Darren
poczuł pod rękami wibracje, jakby głaskał mruczącego kota. Gdy doszedł do jej kostek,
przekręciła się i wyciągnęła do tylu ręce, lekko westchnęła, prawie zakwiliła, i przeciągnęła się.
Piersi i dolna część brzucha miały kolor wanilii, poza sutkami i czarnym trójkącikiem włosów. –
Teraz z przodu – powiedziała, przykładając do skroni dłoń, by przysłonić rażące promienie
słońca. – I ściągnij to ubranie.
– Lepiej naucz się poprawnie salutować, zanim wrócę, żołnierzu.
Darren podszedł do plecaka i wyciągnął kolejną butelkę piwa, następnie rzucił podejrzliwie
okiem w górę klifów, ale zobaczył tylko oślepiające słońce, więc zdjął ubranie. Potarł sobie
butelką kark i to samo zrobił Kate, po czym wziął trochę większy łyk, wylał jej odrobinę na
pępek i płaski brzuch, zlizał, wylał trochę na piersi i obserwował, jak jej sutki powiększają się
i twardnieją. Następnie dokończył piwo i wyrzucił butelkę za siebie, szczęśliwy, podchmielony
i podekscytowany. Usiadł na niej okrakiem, posmarował kremem i zaczął masować piersi,
podczas gdy ona objęła go swoimi delikatnymi, mokrymi rękami i mocno do siebie przyciągnęła.
– Jesteś taka piękna – powiedział.
– Chcę to zrobić w wodzie – wyszeptała. Miała zachrypnięty głos. Podniósł ją i zaniósł do
wody tak szybko, jak tylko mógł, płosząc przy tym trzy brązowe pelikany, które trzepotały
skrzydłami, dopóki nie znalazły oparcia na niewidzialnej powietrznej poduszce.
Woda była chłodna i sięgała mu do pasa. Kate objęta go rękami i nogami, po czym opuściła
się w dół.
Obcy głos zagrzmiał od strony plaży:
– Hola! Que hace usted? Usted sabe que esto es la propiedad privada!
Kate odskoczyła od Darrena wydając z siebie piskliwy odgłos. Schowała się zaskoczona za
mężem i zerknęła w kierunku brzegu.
Obok kajaka stało trzech mężczyzn. Dwóch z nich było ubranych w luźne koszule
i marynarki prosto z serialu „Policjanci z Miami”, a trzeci – wyjątkowo tęgi mężczyzna
z kucykiem i w kwadratowych okularach słonecznych, takich, jakie nosiła jej babcia – miał na
sobie brzydką purpurową hawajską koszulę i długie szorty w kolorze khaki, naciągnięte na grube
nogi.
– Usted rompe la ley, mis amigos. Usted ensució. La natación desnuda no se permite. Entrar
ilegalmente tampoco!
– Co oni mówią? – spytał Darren, kolejny raz przeklinając dzień, w którym matka posłała go
w szkole podstawowej na język francuski zamiast na hiszpański.
– Mówią, że wdarliśmy się na prywatny teren. A pływanie na golasa jest nielegalne. I że
zaśmieciłeś im plażę wyrzucając butelkę. – Kate weszła głębiej, aż woda zakryła jej piersi, po
czym stanęła z boku i krzyknęła:
– Arrepentido, nosotros no supimos. Nosotros no saldremos las botellas. Hacemos nunca
sucio este lugar hermoso.
Tęgi mężczyzna coś powiedział, a pozostali dwaj zaczęli się śmiać.
– Bień entonces, sale del agua y me lo explica a mil – krzyknął.
Kate zauważyła na jego koszuli trójkątną plamę potu, przez którą widoczne były włosy na
klatce piersiowej. Język zwisał mu tak samo jak jej czarnemu labradorowi po ich codziennym
wspólnym bieganiu.
Kate przytuliła się do Darrena i szepnęła: – Chcą, żebyśmy wyszli, kotku. Chyba będziesz
musiał im zapłacić.
– Poczekaj.
Popchnęła go naprzód.
– No idź.
Spojrzał na nią, po czym pochylił głowę, kierując wzrok w dół. – Na razie nie mogę, muszę
trochę ochłonąć. On jest jeszcze odrobinkę podniecony.
Kate zaśmiała się, spojrzała w dół pod wodę i powiedziała dziecięcym głosem:
– Nie martw się, chłopczyku. Mamusia wkrótce się tobą zajmie – zaśmiała się ponownie
i krzyknęła w stronę mężczyzn.
Darren zaczął iść naprzód.
– Jak myślisz, ile to będzie nas kosztowało?
– Jestem pewna, że wymyślisz coś, abyśmy zapłacili jak najmniej – powiedziała.
Widziała, jak jej mąż wynurza się z Pacyfiku, pewny siebie i rozluźniony. Woda stopniowo
odkrywała jego ciało, ukazując muskularną sylwetkę, która zwężała się od szerokich barków
w stronę pasa. Kiedy znalazł się na jeszcze płytszej wodzie, na jego kolanie można było zobaczyć
bliznę po kuli, która rozszarpała mu rzepkę w Kuwejcie. Utrzymywał swoje ciało we wspaniałej
formie, dobrze zbudowane, lecz bez nadmiernej masy mięśniowej. – Pochyl się wystarczająco,
aby utrzymać dynamikę ciosu – usłyszała go pewnego razu, kiedy zwrócił się do Kelly’ego
podczas jednej z tych śmiesznych „męskich” pogaduszek – ale także zachować silę, aby rozwalić
facetowi gębę. – Mierząc metr osiemdziesiąt dwa, Darren nie był wyższy od mężczyzn na plaży,
jednak nie było to zauważalne, ponieważ pomimo nagości kroczył z niezachwianą pewnością
siebie. Była przekonana, że mężczyźni upomną ich i każą odpłynąć. Musiałaby wtedy znaleźć
inną plażę.
Aby złagodzić atmosferę, krzyknęła:
– Usted es agradable a mi esposo o el lo quizds golpee eon su herramienta Masina!
Mężczyźni roześmiali się. Kiedy się do nich zbliżył, wskazali palcami na jego pachwinę
i odkrzyknęli Kate po hiszpańsku, śmiejąc się z żartu. Chichoczący tłuścioch trzymał się za
wielki spocony brzuch, jakby ten miał wybuchnąć. Darren wiedział, że śmiali się z niego. Jego
sztywny charakter sprawiał, że często stawał się obiektem żartów ludzi z dużym poczuciem
humoru, takich jak Kate czy jego kumpel Kelly, więc był do tego przyzwyczajony.
W rzeczywistości, po części podobały mu się te żarty.
Darren uśmiechnął się i odwrócił w stronę żony. – Co im powiedziałaś?
Stała po szyję w wodzie, a jej długie włosy pluskały z tylu głowy. Wyglądała tak cudownie.
Wprawiło go to w zdenerwowanie, zważywszy na niechciane towarzystwo.
– Tylko to, że zrobisz, cokolwiek ci każą – powiedziała.
„Tak, pewnie”, pomyślał Darren.
Gil Saiz popatrzył na czarnego mężczyznę idącego w jego stronę i zaśmiał się ponownie.
Penis mężczyzny był skurczony i niewielki, oczywiście nie był żadnym „ciężkim narzędziem”,
którym można by było kogokolwiek wychłostać, jak powiedziała. Było to śmieszne ostrzeżenie
i Gil natychmiast poczuł sympatię do stojącej w wodzie kobiety. „Ładna i ma trochę indiańskie
rysy”, pomyślał, a to z powodu mocno zarysowanych brwi i kruczoczarnych włosów. Jednak
nawet mocna opalenizna nie mogła zatuszować jej europejskich korzeni. Wysoka i piękna. Być
może pochodziła z Irlandii lub Skandynawii, jednak teraz była Amerykanką, mieszanką ras, jak
większość tamtejszych kundli.
Ale to jeszcze nie dość nieczystości. Przyjechała tu, stała nago, w dodatku z Murzynem.
Taka gorąca biała kobieta z czarnym! Taki sam bezbożny i ohydny obraz, jaki musiał każdej
wiosny oglądać przez tych pieprzonych studentów, którzy okupowali miejscowe kluby, wszyscy
biali, a tańczący w takt recytowanych bredni i zachowujący się jak czarni – czapeczki daszkiem
do tyłu i spuszczone spodnie. Szurnięci gringo! Zły wpływ wdzierał się także do jego domu
przez ich pieprzoną telewizję MTV, agresywne hip-hopowe gówno, którego słuchał jego syn,
kiedy zostawał sam w domu.
Gil wciąż miał nadzieję, że fackrabbit wypuści dziewczynę. Spojrzał na nią – uśmiechała się.
Ogarnął go lęk – zbyt często bywał w podobnych sytuacjach. Ta kobieta była zbyt piękna, żeby
Jackrabbit zostawił ją w spokoju. Wkrótce uśmiech miał zniknąć z jej twarzy. Gil pracował jako
ochroniarz Jackrabbita od siedmiu lat i praca nigdy go nie dręczyła – to był biznes – dręczyło go
ogromne poczucie winy związane z wszystkimi kobietami, które miały styczność z jego równie
ogromnym szefem.
Czarny mężczyzna podszedł do nich, przepraszająco gestykulując rękami, i odezwał się po
angielsku, jak ci wszyscy zepsuci turyści. „Tu się mówi po hiszpańsku, arogancki skurwysynu,
pomyślał Gil. Przynajmniej dziewczyna zna nasz język”.
Murzyn założył szorty, by przynajmniej w części zakryć swoją brzydotę, wydobył z plecaka
portfel i uniósł brwi, wyciągając w ich stronę dziesięciodolarowy banknot. Dolary, a nie pesos.
– Ten sukinsyn próbuje mnie przekupić? – powiedział Jackrabbit. – Dziesięcioma dolarami?
Mógłbym kupić jego żonę, gdybym chciał. Przyprowadźcie ją tu. Chcę zobaczyć jej cycki.
Gil skinął przytakująco głową. Wytrącił mężczyźnie portfel z ręki i popchnął go gwałtownie
w tył. Czarny potknął się i stanął w rozkroku. Szybko odzyskał równowagę. Jeszcze nie
spanikował.
Gil był wysokim mężczyzną, jego praca wymagała, by czuł się swobodnie podczas walki.
Musiał być na tyle rozluźniony, żeby móc myśleć, nawet podczas zadawania ciosu. W oczach
Amerykanina zobaczył coś identycznego. Murzyn wyglądał jak jakiś pies do walki, czarne oczy
spoglądały raz na Jackrabbita, raz na jego ochroniarza, Juana, i wracały z powrotem na Gila. „Nie
boi się o siebie, ale o swoją kobietę”.
– Wyjdź z wody, dziewczyno – krzyknął po hiszpańsku Gil. – Wyjdź i ubierz się. Mój szef
chce z tobą porozmawiać.
– Co on powiedział, Kate? – zapytał spokojnie Darren. W przeciwieństwie do innych
przedstawicieli swojej generacji Darren Phillips wiedział, co to jest prawdziwa przemoc, znał jej
konsekwencje i wymagania.
– Chce, żebym wyszła z wody.
– Nie ruszaj się z miejsca.
Darren popatrzył z wściekłością na mężczyzn i pokręcił głową. Poznał, że najtęższy
mężczyzna w szortach jest szefem. Zwrócił się w jego stronę w przepraszającym geście. Pokręcił
głową i próbował się wytłumaczyć. – Szanowny panie, bardzo przepraszam za...
Jackrabbit wzdrygnął się, jakby przed nim eksplodował granat. – Weźcie tego czarnucha
z moich oczu.
Gil ruszył w stronę Darrena, nie zdołał złapać go za łokieć, ale chwycił za nadgarstek
i szarpnął go do tyłu, powalając na piasek. Chciał go lekko kopnąć, by zwrócić uwagę
dziewczyny, ale Darren szybko się obrócił i wstał z zaciśniętymi pięściami. „Szybki skurwiel!”.
– Powiedz im, że nie chcemy żadnych kłopotów! – krzyknął.
Darren, kiedy był młodszy, uprawiał amatorsko boks i już dużo wcześniej stał się
profesjonalnym znawcą walki wręcz. Gorliwie trenował wszystkie wschodnie style i dawno temu
doszedł do wniosku, że walka nie jest żadną sztuką, tylko dyscypliną naukową z dodatkiem
odrobiny chaosu. W przemocy nie ma żadnej sztuki.
Był zestresowany i cieszył się z tego. Oznaczało to, że neurony w korze mózgowej już
uruchomiły autonomiczny system nerwowy, sposobiąc organizm do działania. Adrenalina
przygotowuje organizm do ucieczki, natomiast noradrenalina – do walki. W ciągu niecałych
pięciu sekund jego mięśnie wzmocniły się, czas krzepnięcia krwi się zmniejszył, tętno
podskoczyło, pęcherz się rozluźnił, a praca umysłu stała się bardziej intensywna.
„Teraz uspokój się”, pomyślał Darren, „odzyskaj kontrolę”.
Usłyszał Kate krzyczącą coś po hiszpańsku. Największy mężczyzna w białej marynarce
znowu podszedł. – Stój – powiedział Darren, ale ten nie cofnął ręki, więc cisnął mu garścią
piasku w oczy i zablokował cios, uderzając przeciwnika. „Mogło być znacznie gorzej,
przyjacielu”. Lewa pięść wróciła do pozycji wyjściowej. – Przestańcie! My stąd odejdziemy!
Gil padł na kolana z rękami na twarzy. Wydawało mu się, że dostał pałką. Głośno klął
i zaczął trzeć palcami posypane powieki. Piasek był ostry jak tłuczone szkło. Ból był
przeszywający i Gil poczuł kłucie w karku.
Kiedy Darren odwrócił się w stronę pozostałych mężczyzn, zauważył dwa automatyczne
pistolety o dużym kalibrze. Jeden z nich był srebrny i lśnił w słońcu.
Drugi ochroniarz w białym garniturze przyłożył pistolet Darrenowi do głowy. „Beretta,
kaliber 9 mm. Zabezpieczony. Nie wystrzeli, jeśli skieruję lufę w dół”. Darren pomyślał
o chwyceniu go, lecz gdy usłyszał krzyk Kate, podniósł ręce do góry. „Już za późno”.
Facet w garniturze uderzył go pięścią w brzuch i wydawało się, że chce mu wcisnąć lufę do
ucha. – Si usted mueve otra vez y yo fucking lo mata cabrón! – wykrzyczał. Darren pozwolił mu
przełożyć swoje ręce do tyłu i poczuł silny ból, kiedy plastikowe kajdanki ciasno zacisnęły mu
się na nadgarstkach. Próbował poluzować uchwyt, zaciskając pięści, ale mężczyzna ciągnął
mocniej, mimo iż plastik zaczął wżynać się w skórę. Darren czuł, jak krew cieknie mu po
palcach.
Juan zmusił Darrena, by pochylił się w przód, unosząc mu ręce w górę, powyżej łopatek.
Darren krzyknął i obrócił się, natykając się na pięść Gila. Upadł na ostry, wulkaniczny koral.
Czarny kolec wbił mu się w mięsień klatki piersiowej, ale mężczyzna miał tam wystarczająco
grubą warstwę mięsa, żeby ostra krawędź nie weszła głębiej jak na centymetr. Jego policzek był
zanurzony w pozostałej po przypływie kałuży, poczuł smak słonej wody zmieszanej z krwią.
– Yo no hecho eon usted – powiedział Gil. Jedną nogę postawił Darrenowi w okolicy nerek,
stawał ostrożnie, żeby przypadkiem nie porysować sobie o koral wypolerowanych butów.
Darren nie znał języka, jednak wiedział, co to władza i dominacja oraz zło, które czynią
ludzie. Obrócił głowę, kiedy usłyszał, że Kate wychodzi z wody, naga i bezbronna. Wolałby
trzymać ją z daleka od powracających do swojej barbarzyńskiej natury mężczyzn, dla których
jest ona na tej pustej plaży głównym obiektem zainteresowania. Kopnął lekko Gila, żeby tylko
zwrócić jego uwagę, i powiedział: – Ej! Tylko spróbujcie ją dotknąć, a was, kurwa, pozabijam!
Gil przesunął nogę w górę, opierając ją o kark Darrena, po czym powoli przekręcił ją
w przód i w tył, i znów spojrzał w stronę nagiej kobiety. Nie lubił się ślinić, ale była warta
wyrzutów sumienia. Jak na szczupłą kobietę miała masywne uda, których mięśnie napinały się
pod skórą za każdym razem, kiedy ciężar ciała przechodził z jednej nogi na drugą.
– Przestań! – krzyknęła po hiszpańsku Kate. – Jestem. Zadowoleni?
– On pogarsza waszą sytuację – powiedział Jackrabbit.
Jackrabbit nigdy nie widział kobiety z takim umięśnieniem, wyrzeźbionej niczym posąg. „A
i tak jest jakoś kobieca”, pomyślał. I wysoka! Jej biodra były szerokie i pełne, ale nie grube.
Miała ładną, ciemną skórę, która tylko w miejscach śladów po bikini była biała jak najczystsza
kokaina. Wpatrywał się w czarny trójkącik włosów łonowych, jakby zobaczył plik studolarowych
banknotów albo paczkę świeżo przywiezionego materiału, lub też dopiero co naoliwiony pistolet
– nie mógł oderwać oczu.
Jackrabbit zaczął się niecierpliwić. Rozważał wysłanie Gila i Juana, aby skończyli
z czarnuchem, mógłby wtedy ją wziąć od razu na plaży. Krzycz, malutka!
– Nie chcemy żadnych problemów – powiedziała dziewczyna.
Ledwie ją usłyszał. Obserwował mięśnie poniżej jej bioder. – Powiedz mu, żeby się uspokoił,
bo musimy porozmawiać. Przeciwstawianie się policji tylko pogarsza sytuację. Macie już
wystarczające kłopoty.
– Dobra. Spokojnie.
Kate podeszła do kajaka i wyciągnęła swoje szorty oraz bikini. – Napatrzyliście się już,
chłopcy, czy potrzebujecie jeszcze kilku sekund? – Włożyła dół bikini, następnie szorty oraz
bluzkę. Sięgnęła do plecaka po gumkę i spięła włosy w kucyk.
Darren usiłował znaleźć sobie punkt oparcia pod świecącym białym skórzanym butem Gila.
Kate pogłaskała go po twarzy. – Darren, pozwól, że się nimi zajmę. Uspokój się. To policja.
Przecież ludzie już wcześniej widzieli mnie nago.
Uśmiechnęła się łagodnie, jednak Darren nie miał nastroju na żarty. Sytuacja z sekundy na
sekundę stawała się coraz poważniejsza. – Kate, wsiadaj do kajaka i uciekaj stąd. Słyszysz mnie?
Spieprzaj jak najdalej stąd. Ja dam sobie radę. To nie jest policja.
– Ej, za dużo gadacie – przeszkodził Jackrabbit. – I co, będzie się teraz słuchał?
Kate stanęła wyzywająco z rękami opartymi na biodrach. – Bardzo pana proszę, to jest mój
miesiąc miodowy i chcieliśmy... zobaczyć plażę. Proszę nam wybaczyć. Niech nam pan pozwoli
wsiąść z powrotem do łódki, a odpłyniemy sobie.
Jackrabbit zaśmiał się, a jego towarzysze po chwili zwyczajowo dołączyli, chociaż Gil czuł
się coraz bardziej winny, zwłaszcza kiedy usłyszał, że jest to jej miesiąc miodowy. Nigdy nie
dołączał się do ich igraszek z kobietami i Jackrabbit akceptował to. Siedział w domku dla gości,
kiedy szef z Juanem się zabawiali.
– Nie, to nie jest takie proste, mata – powiedział Jackrabbit. – Musimy was zabrać na małe
przesłuchanie. Potem was wypuścimy.
2
ACAPULCO MEKSYK
Trójka mężczyzn poprowadziła parę w górę krętych schodów. Darren szedł z przodu
z pistoletem Gila przy żebrach i plecakiem przewieszonym na szyi. Gil przez pierwszych kilka
minut drwił z niego, ale Darren, chociaż miał ręce związane z tyłu, przyspieszał kroku. Niedaleko
szczytu wielki ochroniarz był skoncentrowany już tylko na swoim oddechu i łapał się poręczy,
żeby nadążyć za mężczyzną poruszającym się jedynie siłą własnych nóg.
Dotarli do zakończonego drutem kolczastym ceglanego muru, który znajdował się tylko parę
metrów od klifu. Nierdzewne kolce były gustownie ukryte w porastającym mur bluszczu. Gil
jedną ręką wstukał kod w czarną skrzyneczkę, podczas gdy drugą trzymał Darrena za szyję.
Darren zauważył kamerę przyczepioną do wielkiego drzewa palmowego. Grube, polakierowane
drewniane drzwi otworzyły się z trzaskiem. Weszli na ogrodzony teren, gdzie znajdowała się
willa, garaż na cztery samochody i domek dla gości z płaskim dachem. Dookoła pełno było liści
palmowych. Lekki wiatr poruszał taflę wody i basen migotał w słońcu.
– Podoba ci się? To wszystko jest moje – zwrócił się do Kate Jackrabbit. – Juan i Gil
mieszkają w domku dla gości. Pracują dla mnie, tak samo jak setki innych. – Wywodził się
z biednej rodziny i za każdym razem czuł konieczność podkreślania, że wszystko należy do
niego, aby kobieta nie pomyślała, iż rządzi tu jeden z ochroniarzy.
Jackrabbit poprowadził ich do domku gościnnego i wykonał szeroki gest ręką, zachęcając
obcych do rozglądnięcia się. Murzyn to zrobił – rzeczywiście zaczął się rozglądać, jakby
dokonywał oględzin – ale dziewczyna gapiła się tylko w jego stronę. „Czyżby była pod
wrażeniem?”.
Kiedy się poruszał, mięsiste złoża tłuszczu zaczynały się trząść, zauważyła Kate. Zrobiło jej
się niedobrze. Dach był częściowo oszklony, przez co promienie słoneczne wdzierające się do
środka były jeszcze mocniejsze. Kate poczuła, że zaschło jej w ustach – „a może to tylko
strach?”, zastanawiała się. Serce waliło jej w piersi z taką silą, jakby miała tam uwięzione jakieś
małe zwierzątko. Chciała, żeby się uspokoiło, mogłaby wtedy usłyszeć szepty trzech mężczyzn.
Usłyszała, jak Juan zapytał Jackrabbita, czy będzie mógł też zaliczyć kolejkę. Jackrabbit
odpowiedział, że gdy tylko on zrobi swoje, Juan będzie mógł zabawiać się do woli.
Ścisnęło ją w żołądku. Miała okazję rywalizować z mnóstwem mężczyzn w najtrudniejszych
warunkach i widziała, jak poddają się i rezygnują dużo szybciej niż ona. Pewnego razu została
porwana i przewrócona przez północno-wschodni wiatr dziesięć mil od Martha’s Vineyard, kiedy
płynęła małym kajakiem w deszczową noc; innym razem zeszła na linie w dół pokrytego lodem
stromego zbocza, by uratować swojego kolegę z drużyny, który wpadł do polodowcowego
jeziora; jeszcze innym wędrowała przez sto mil po australijskiej pustyni, niosąc plecak jednego
z towarzyszy, ale nigdy, nigdy nie czuła strachu, który ogarnąłby jej całe ciało. Zdziwiła się na
widok gęsiej skórki na trzęsących się ramionach i usiłowała odzyskać kontrolę nad racjonalnym
myśleniem pomimo wzbierającej i uniemożliwiającej logiczne myślenie paniki. Odczuwała
jedynie strach i niedowierzanie. Nie mogła zrozumieć, że przydarzyło się to akurat jej. „Przecież
to mój miesiąc miodowy”.
– Bądź silna, Kate – szepnął Darren, wodząc wzrokiem dookoła w poszukiwaniu jakiegoś
ostrego przedmiotu, którym mógłby przeciąć plastikowe kajdanki. Stał na nogach, lecz Gil
popchnął go na kanapę używając znacznej siły, która była zapowiedzią dalszej brutalności.
Wielki meksykański goryl położył swojego wypolerowanego Bruno Magli na klatce piersiowej
Darrena. Przycisnął mężczyznę do kanapy, przekręcając obcas tam i z powrotem, dopóki nie
znalazł odpowiedniego wgłębienia w jego klatce piersiowej. Wtedy mocno kopnął, zgniatając