Steven Erikson - Wspomnienie Lodu [cz. 3-2]
Szczegóły |
Tytuł |
Steven Erikson - Wspomnienie Lodu [cz. 3-2] |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Steven Erikson - Wspomnienie Lodu [cz. 3-2] PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Steven Erikson - Wspomnienie Lodu [cz. 3-2] PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Steven Erikson - Wspomnienie Lodu [cz. 3-2] - podejrzyj 20 pierwszych stron:
1
Steven Erikson
Wspomnienie lodu: Jasnowidz
Opowie�� z Malaza�skiej ksi�gi poleg�ych
Prze�o�y�: Micha� Jakuszewski
Wydanie polskie: 2002
2
KSI�GA TRZECIA
CAPUSTAN
3
Ostatnim �miertelnym Mieczem Reve Fenera by� Fanald z
Cawn Vor, kt�ry poleg� podczas Przykucia. Ostatnim nosz�cym
dziczy p�aszcz Bo�ym Je�d�cem by� Ipshank z Korelri, kt�ry
zagin�� podczas Ostatniej Ucieczki Manask�w na Polach
Lodowych Stratem. By� te� inny, kt�ry pragn�� zdoby� �w tytu�,
lecz wyrzucono go ze �wi�tyni, nim zdo�a� tego dokona�, a jego
imi� wymazano ze wszystkich zapisk�w. Wiadomo jednak, �e
pochodzi� z Unty, zacz�� karier� jako z�odziejaszek na jej
plugawych ulicach, a jego wygnaniu ze �wi�tyni towarzyszy�a
wyj�tkowa kara, wymierzona przez Reve Fenera...
�wi�tynne �ycie
Birrin Thund
4
Rozdzia� czternasty
Przyjaciele, je�li tylko to mo�liwe, starajcie si� nie prze�ywa� obl�enia.
Ubilast (Beznogi)
W gospodzie stoj�cej na po�udniowo-wschodnim rogu Starej Ulicy Daru przebywa�o
zaledwie siedmiu klient�w. Wi�kszo�� z nich stanowili przybysze spoza miasta, kt�rzy �
podobnie jak Zrz�da � zostali w nim uwi�zieni. Otaczaj�ce Capustan pannio�skie armie ju�
od pi�ciu dni nie wykonywa�y �adnych ruch�w. Kapitan s�ysza�, �e za wzg�rzami na p�nocy
zauwa�ono ob�oki py�u, kt�re oznacza�y... z pewno�ci� co� oznacza�y. To jednak by�o kilka
dni temu i nic z tego nie wynik�o.
Nikt nie wiedzia�, na co czeka septarcha Kulpath, cho� kr��y�o mn�stwo domys��w.
Rzek� pokonywa�o coraz wi�cej przewo��cych Tenescowri barek. Wydawa�o si�, �e do
ch�opskiej armii przy��czy�a si� po�owa ludno�ci imperium.
� Przy takiej liczebno�ci ka�dy dostanie jedynie po k�sku Capa�czyka � zauwa�y� kto�
przed dzwonem. Zrz�da by� chyba jedynym, kt�remu �art si� spodoba�.
Siedzia� za sto�em obok wej�cia, odwr�cony plecami do otynkowanej, z�o�onej z
podw�jnych belek futryny. Drzwi mia� po prawej, a przed sob� g��wn� izb� o niskim
sklepieniu. Po klepisku, pod sto�ami, biega�a mysz, od jednego cienia do drugiego,
przemykaj�c mi�dzy butami klient�w. Kapitan obserwowa� j� spod opadni�tych powiek. W
kuchni mo�na by�o znale�� mn�stwo pokarmu. Tak przynajmniej m�wi� zwierz�tku w�ch.
Zrz�da zdawa� sobie spraw�, �e je�li obl�enie si� przeci�gnie, ta obfito�� wkr�tce si�
sko�czy.
Podni�s� wzrok na pokryty plamami sadzy g��wny d�wigar, kt�ry bieg� wzd�u�
pomieszczenia. Drzema� na nim miejscowy kot, z �apami zwisaj�cymi z belki. W tej chwili
polowa� tylko we �nie.
Mysz dotar�a do podstawy szynkwasu i ruszy�a wzd�u� niego do wej�cia na zaplecze.
Zrz�da poci�gn�� kolejny �yk rozcie�czonego wina. Po blisko tygodniu pannio�skiego
obl�enia by�a w nim wi�cej ni� po�owa wody. Sze�ciu pozosta�ych klient�w siedzia�o
samotnie za stolikami albo opiera�o si� o szynkwas. Od czasu do czasu kt�ry� z nich rzuca�
kilka niezobowi�zuj�cych s��w, na kt�re z regu�y odpowiadano jedynie chrz�kni�ciem.
Zrz�da zaobserwowa�, �e dniem i noc� gospod� odwiedzaj� dwa typy ludzi. Ci, kt�rych 5
widzia� teraz, praktycznie w niej mieszkali, ani na chwil� nie rozstaj�c si� z winem b�d� ale.
Byli obcy w Capustanie i wydawa�o si�, �e nie maj� tu przyjaci�, lecz mimo to uda�o si� im
osi�gn�� co� w rodzaju wsp�lnoty, kt�ra charakteryzowa�a si� wielk� umiej�tno�ci�
nierobienia zupe�nie niczego przez bardzo d�ugi czas. Gdy nadchodzi�a noc, zjawia� si� drugi
typ klient�w. Byli g�o�ni i swarliwi, wabili kurwy z ulicy pieni�dzmi, kt�re ciskali na
szynkwas, nie my�l�c o jutrze. By�a to energia p�yn�ca z desperacji, rubaszny ho�d dla
Kaptura. Zdawali si� m�wi�: �Jeste�my twoi, ty skurczybyku z kos�. Ale dopiero po �wicie!�.
Przypominali wzburzone morze omywaj�ce nieruchome, oboj�tne ska�y, jakimi byli
milcz�cy klienci pierwszego rodzaju.
Morze i ska�y. Morze �wi�tuje, gdy spojrzy w oblicze Kaptura. Ska�y patrzy�y
skurwysynowi prosto w oczy tak d�ugo, �e nie zamierzaj� si� nawet ruszy�, nie m�wi�c ju� o
�wi�towaniu. Morze �mieje si� g�o�no z w�asnych dowcip�w. Ska�y wyrzucaj� z siebie kilka
zwi�z�ych s��w, kt�re uciszaj� ca�� sal�. Capa�skie powiedzenie...
Nast�pnym razem b�d� trzyma� j�zyk za z�bami.
Kot przeci�gn�� si� na belce. Jego ciemnobr�zowe futro zdobi�y czarne pr�gi. Zwierz�
spojrza�o w d�, stawiaj�c uszy.
Mysz, kt�ra dotar�a ju� do wej�cia do kuchni, zamar�a w bezruchu.
Zrz�da sykn�� pod nosem.
Kot zerkn�� na niego.
Mysz czmychn�a na zaplecze.
Drzwi gospody otworzy�y si� z g�o�nym skrzypni�ciem. Do �rodka wszed� Buke, kt�ry
opad� na krzes�o obok Zrz�dy.
� �atwo ci� znale�� � mrukn�� starszy stra�nik. Zerkn�� na ober�yst� i zam�wi� gestem
dwa razy to samo.
� Ehe � przyzna� Zrz�da. � Jestem ska��.
� Ska��? Chyba raczej t�ust� iguan�, kt�ra na niej siedzi. A kiedy nadejdzie wielka fala...
� B�dzie, co ma by�. Znalaz�e� mnie, Buke. I co teraz?
� Chcia�em ci podzi�kowa� za pomoc, Zrz�da.
� Czy to mia�a by� subtelna ironia, kolego? Powiniene� troch� popracowa�...
� M�wi�em prawie serio. Ta b�otnista woda, kt�r� kaza�e� mi wypi�, mikstura Kerulego,
zdzia�a�a cuda. � Na jego w�skiej twarzy pojawi� si� lekko tajemniczy u�mieszek. � Cuda...
� Ciesz� si�, �e czujesz si� lepiej. Masz jeszcze jakie� inne wstrz�saj�ce wie�ci? Je�li
nie...
Buke odchyli� si�, by zrobi� miejsce ober�y�cie, kt�ry przyni�s� im dwa kufle.
� Rozmawia�em ze starszymi oboz�w � oznajmi�, gdy m�czyzna ju� si� oddali�. � Z
pocz�tku chcieli i�� prosto do ksi�cia...
� Ale dali sobie przem�wi� do rozs�dku.
� To nie by�o �atwe.
6
� Czyli, �e b�dziesz mia� pomoc potrzebn�, by przeszkodzi� temu szalonemu eunuchowi
w zabawie w od�wiernego bramy Kaptura. To dobrze. Nie mo�emy dopu�ci� do paniki na
ulicach, kiedy miasto oblega �wier� miliona Pannio�czyk�w.
Buke przymru�y� powieki, spogl�daj�c na Zrz�d�.
� S�dzi�em, �e b�dziesz zadowolony ze spokoju.
� Tak jest znacznie lepiej.
� Nadal potrzebuj� twojej pomocy.
� Nie wiem, w czym ci mog� pom�c, Buke. Chyba �e chcesz, �ebym poszed� na ca�o�� i
oddzieli� g�ow� Korbala Broacha od tu�owia. W takim razie b�dziesz musia� odwr�ci� uwag�
Bauchelaina. Podpal go albo co�. Potrzebna mi tylko chwila. Oczywi�cie, trzeba b�dzie
wybra� w�a�ciwy moment. Na przyk�ad wtedy, gdy w murach powstanie wy�om i na ulice
wtargn� Tenescowri. W ten spos�b b�dziemy mogli i�� r�ka w r�k� z Kapturem, �piewaj�c
weso�� piosenk�.
Buke u�miechn�� si�, zas�aniaj�c twarz kuflem.
� Mo�e by� � stwierdzi� i poci�gn�� �yk.
Zrz�da wysuszy� sw�j kufel i si�gn�� po nast�pny.
� Wiesz, gdzie mnie znale�� � stwierdzi� po chwili.
� Dop�ki nie nadejdzie fala.
Kot zeskoczy� z belki, przebieg� kawa�ek, capn�� karalucha i zacz�� si� nim bawi�.
� No dobra � warkn�� po chwili kapitan � co jeszcze masz mi do powiedzenia?
Buke wzruszy� ramionami.
� S�ysza�em, �e Stonny zg�osi�a si� na ochotnika. Ostatnie pog�oski m�wi�, �e
Pannio�czycy s� ju� gotowi do przypuszczenia pierwszego szturmu.
� Pierwszego? W�tpi�, by potrzebowali ich wi�cej. A je�li chodzi o gotowo��, byli
gotowi ju� od wielu dni, Buke. Je�li Stonny chce straci� �ycie, broni�c tego, czego si� nie da
obroni�, to ju� jej interes.
� A jaka jest alternatywa? Pannio�czycy nie b�d� brali je�c�w, Zrz�da. Pr�dzej czy
p�niej b�dziemy musieli walczy�.
Tak ci si� zdaje.
� Chyba �e � doda� po chwili Buke, unosz�c kufel � zamierzasz przej�� na drug� stron�.
Nawr�cenie bywa niekiedy op�acalne...
� A czy jest jakie� inne wyj�cie?
W oczach starego stra�nika pojawi� si� ostry b�ysk.
� Wype�ni�by� brzuch ludzkim mi�sem, Zrz�da? Tylko po to, by prze�y�? Zrobi�by� to,
prawda?
� Mi�so to mi�so � odpar� kapitan, nie spuszczaj�c wzroku z kota. Cichy trzask oznajmi�,
�e zwierz� sko�czy�o zabaw�.
� My�la�em, �e ju� niczym mnie nie zaskoczysz � obruszy� si� Buke, wstaj�c z krzes�a. � 7
S�dzi�em, �e ci� znam...
� S�dzi�e�.
� I to jest cz�owiek, za kt�rego Harllo odda� �ycie.
Zrz�da uni�s� powoli g�ow�. Buke cofn�� si� na widok tego, co dostrzeg� w jego oczach.
� Z kt�rym obozem obecnie wsp�pracujesz? � zapyta� spokojnie kapitan.
� Uldan � wyszepta� stary stra�nik.
� Znajd� ci�. A tymczasem, zejd� mi z oczu, Buke.
Cienie wycofa�y si� ju� z wi�kszej cz�ci placu i na Hetan oraz jej brata, Cafala, pada�y
promienie s�o�ca. Dwoje Barghast�w przykucn�o na wytartym, wyblak�ym dywaniku,
pochylaj�c g�owy. Ociekali czarnym od popio�u potem. Mi�dzy nimi sta� p�ytki, szeroki
piecyk, umocowany na trzech �elaznych, wysokich na pi�d� nogach i wype�niony tl�cymi si�
w�gielkami. Wok� rodze�stwa kr��yli bezustannie �o�nierze oraz dworscy pos�a�cy.
Tarcza Kowad�o Itkovian przygl�da� si� Barghastom, stoj�c przy bramie koszar. Nigdy
nie s�ysza�, by �w lud zbytnio kocha� medytacj�, wydawa�o si� jednak, �e od chwili przybycia
do Niewolnika Hetan i Cafal nie robi� niemal nic innego. G�odowali, nie chcieli z nikim
rozmawia� i zaj�li miejsce po�rodku koszarowego placu, gdzie wszystkim przeszkadzali.
Przypominali niedost�pn� wysp�.
To nie jest spok�j �mierci. W�druj� po�r�d duch�w. Brukhalian ��da, bym za wszelk�
cen� do nich dotar�. Czy Hetan ukrywa jeszcze jak�� tajemnic�? Drog� ucieczki dla siebie,
swego brata i ko�ci Duch�w Za�o�ycieli? Nieznany s�aby punkt w naszych murach? Luk� w
pannio�skim obl�eniu?
Itkovian westchn��. Pr�bowa� przedtem, lecz bez powodzenia. Teraz spr�buje raz jeszcze.
By� ju� got�w ruszy� w ich stron�, gdy nagle wyczu� obok siebie czyj�� obecno��. Odwr�ci�
si� i zobaczy� ksi�cia Jelarkana.
Twarz m�odego m�czyzny pokrywa�y g��bokie bruzdy spowodowane znu�eniem. Jego
szczup�e d�onie o d�ugich palcach dr�a�y, mimo �e spl�t� je kurczowo tu� nad pasem szaty.
Obserwowa� intensywny ruch panuj�cy na dziedzi�cu.
� Tarczo Kowad�o, musz� wiedzie�, co zamierza Brukhalian. Jest oczywiste, �e ma to, co
�o�nierze zw� przyci�tym k�ykciem w r�kawie. Dlatego po raz kolejny musia�em zabiega� o
audiencj� u cz�owieka, kt�rego zatrudniam. � Nawet nie pr�bowa� ukry� sardonicznej
goryczy kryj�cej si� w tych s�owach. � Niestety, bez powodzenia. �miertelny Miecz nie ma
dla mnie czasu. Nie ma czasu dla ksi�cia Capustanu.
� Ksi��� � rzek� Itkovian � mo�esz zada� swe pytania mnie, a uczyni�, co tylko b�d�
m�g�, �eby ci odpowiedzie�.
M�ody Capa�czyk spojrza� na Tarcz� Kowad�o.
� Czy Brukhalian ci� do tego upowa�ni�?
� Tak.
8
� Prosz� bardzo. T�lan Imassowie Krona i ich wilki-martwiaki. Pokonali te demony
K�Chain, kt�re wspomaga�y si�y septarchy.
� Tak.
� Ale Pannion Domin ma ich wi�cej. Ca�e setki.
� To prawda.
� W takim razie, dlaczego T�lan Imassowie nie pomaszeruj� na imperium? Atak na jego
terytorium m�g�by spowodowa� wycofanie armii Kulpatha. Jasnowidz nie mia�by innego
wyboru, jak kaza� jej wr�ci� na drugi brzeg rzeki.
� Gdyby T�lan Imassowie byli armi� �miertelnik�w, taka opcja w rzeczy samej
wydawa�aby si� oczywista. Odpowiada te� ona w pe�ni naszym potrzebom � wyja�ni�
Itkovian. � Niestety, Kron i jego martwiaki kieruj� si� nieziemskimi motywami, o kt�rych nie
wiemy prawie nic. Oznajmili nam, �e zmierzaj� na zgromadzenie, otrzymali milcz�ce
wezwanie o nieznanym celu. W tej chwili to jest dla nich najwa�niejsze. Kron i T�lan Ay
zlikwidowali K�Chain Che�Malle septarchy dlatego, �e uznali ich obecno�� za bezpo�rednie
zagro�enie dla zgromadzenia.
� Ale dlaczego? To nie jest wystarczaj�ce wyja�nienie, Tarczo Kowad�o.
� Zgadzam si� z tw� opini�, ksi���. Wygl�da na to, �e Kron nie �pieszy si� z marszem na
po�udnie r�wnie� z innego powodu. Chodzi o tajemnic� otaczaj�c� samego jasnowidza.
Wygl�da na to, �e �Pannion� to jaghuckie s�owo. By� mo�e wiadomo ci, i� Jaghuci byli
�miertelnymi wrogami T�lan Imass�w. Osobi�cie jestem przekonany, �e Kron czeka na
przybycie... sojusznik�w. Innych T�lan Imass�w, kt�rzy zjawi� si� na tym zgromadzeniu.
� Sugerujesz, �e Kron obawia si� Pannio�skiego Jasnowidza.
� Tak, poniewa� s�dzi, i� jest on Jaghutem.
Ksi��� milcza� przez d�ug� chwil�, po czym potrz�sn�� g�ow�.
� Nawet gdyby T�lan Imassowie zdecydowali si� pomaszerowa� na Pannion Domin, dla
nas b�dzie ju� za p�no.
� To wydaje si� prawdopodobne.
� W porz�dku. Teraz nast�pne pytanie. Dlaczego to zgromadzenie ma si� odby� tutaj?
Itkovian zawaha� si�, po czym skin�� g�ow�.
� Ksi��� Jelarkanie, ta, kt�ra wezwa�a T�lan Imass�w, zbli�a si� do Capustanu... w
towarzystwie armii.
� Armii?
� Armii, kt�ra maszeruje na wojn� z Pannion Domin, a jej dodatkowym celem jest
przyj�cie z odsiecz� obl�onemu Capustanowi.
� Co takiego?
� Ksi���, przyb�d� tu za pi�� tygodni.
� Nie utrzymamy si�...
� Zdajemy sobie z tego spraw�, ksi���.
9
� A czy owa wzywaj�ca dowodzi t� armi�?
� Nie. Dow�dztwo jest podzielone mi�dzy dwie osoby. Caladana Brooda i Dujeka
Jednor�kiego.
� Dujeka... wielk� pi�� Jednor�kiego? Malaza�czyka? W�adcy na dole, Itkovian! Od jak
dawna o tym wiecie?
Tarcza Kowad�o odchrz�kn��.
� Wst�pny kontakt nawi�zano jaki� czas temu, ksi���. Czarodziejskimi metodami.
P�niej ta droga sta�a si� jednak nieprzebyta...
� Tak, tak, wiem o tym. M�w dalej, niech ci� szlag.
� O obecno�ci w tej armii wzywaj�cej dowiedzieli�my si� dopiero niedawno. Od
rzucaj�cego ko�ci z T�lan Imass�w Krona...
� Armia, Itkovian! Powiedz mi wi�cej o tej armii!
� Dujek ze swymi legionami zosta� wyj�ty spod prawa przez cesarzow� Laseen i dzia�a
teraz niezale�nie. Jego odzia�y licz� sobie jakie� dziesi�� tysi�cy ludzi. Caladan Brood ma na
swoje rozkazy szereg niewielkich kompanii najemnik�w, trzy klany Barghast�w, rhivijski
nar�d oraz Tiste Andii. W sumie b�dzie tego ze trzydzie�ci tysi�cy.
Ksi��e Jelarkan wyba�uszy� oczy. S�owa Itkoviana skruszy�y jego wewn�trzne os�ony,
powoduj�c, �e rozkwit� w nim szereg nadziei, kt�re jednak szybko gas�y jedna po drugiej.
� Z pozoru � ci�gn�� cicho Tarcza Kowad�o � wydawa�oby si�, �e wszystko, co ci
powiedzia�em, ma wielkie znaczenie. Widz� jednak, �e zda�e� ju� sobie spraw�, i� nic to nie
zmienia. Pi�� tygodni, ksi���. Zostaw im ich zemst�, poniewa� to wszystko, co mog�
osi�gn��. A bior�c pod uwag� ich ograniczon� liczb�...
� Czy to opinia Brukhaliana, czy twoja?
� Musz� z �alem stwierdzi�, �e nas obu.
� Wy durnie � wychrypia� m�ody m�czyzna. � Wy przekl�ci przez Kaptura durnie.
� Ksi��e, nie zdo�amy opiera� si� Pannio�czykom przez pi�� tygodni.
� Wiem o tym, niech ci� szlag! Pytanie brzmi: dlaczego w og�le pr�bujemy?
Itkovian zmarszczy� brwi.
� Ksi���, tak ka�e nam kontrakt. Obrona miasta...
� Co mnie obchodzi wasz cholerny kontrakt, ty idioto? I tak ju� doszli�cie do wniosku, �e
przegracie! Dla mnie wa�ne jest �ycie moich ludzi. Czy ta armia nadci�ga z zachodu? Z
pewno�ci�. Maszeruje wzd�u� rzeki...
� Nie zdo�amy si� przebi�, ksi���. Wybij� nas w pie�.
� Skoncentrujemy wszystkie si�y na zachodzie. Nag�a wycieczka, kt�ra przerodzi si� w
exodus. Tarczo Kowad�o...
� Wyr�n�liby nas � przerwa� mu Itkovian. � Ksi���, rozwa�ali�my ju� t� mo�liwo��. To
si� nie uda. Skrzyd�a konnicy septarchy otocz� nas i zmusz� do zatrzymania si�. Potem
przyb�d� beklici i Tenescowri. Zamienimy pozycj� nadaj�c� si� do obrony na tak�, kt�rej nie 10
da si� broni�. Wszystko sko�czy�oby si� w ci�gu jednego dzwonu.
Ksi��� Jelarkan wpatrywa� si� w Tarcz� Kowad�o z nieskrywan� pogard�, a nawet
nienawi�ci�.
� Przeka� Brukhalianowi, co nast�puje � wychrypia�. � W przysz�o�ci Szare Miecze nie
b�d� my�la�y za ksi�cia. Nie jest ich zadaniem decydowa�, co ksi��� powinien, a czego nie
powinien wiedzie�. Ksi�cia nale�y informowa� o wszystkim, bez wzgl�du na to, czy uznacie
to za wa�ne. Zrozumiano, Tarczo Kowad�o?
� Przeka�� twe s�owa dok�adnie, ksi���.
� Musz� przyj�� za�o�enie, �e Rada Masek wie jeszcze mniej ni� ja przed dzwonem �
ci�gn�� ksi���.
� Z pewno�ci� jest to prawda. Ksi���, ich interesy...
� Oszcz�d� mi ju� swych uczonych opinii, Itkovian. �ycz� dobrego dnia.
Ksi��� oddali� si� w stron� wej�cia do koszar, krokiem zbyt sztywnym, by mo�na go by�o
uzna� za kr�lewski.
Ale na sw�j spos�b jest szlachetny. Przykro mi, m�j drogi ksi���, cho� nie �miem
powiedzie� tego g�o�no. Jestem przed�u�eniem woli �miertelnego Miecza. Moje osobiste
pragnienia si� nie licz�.
Odepchn�� od siebie gorzki gniew ukryty za tymi my�lami i ponownie spojrza� na dwoje
siedz�cych na dywaniku Barghast�w.
Hetan i Cafal wyrwali si� z transu i pochylali si� teraz nad piecykiem. Smugi bia�ego
dymu wznosi�y si� pod s�oneczne niebo.
Min�a chwila, nim zaskoczony Itkovian ruszy� w ich stron�.
Kiedy si� zbli�y�, zobaczy�, �e na w�glach piecyka le�y jaki� przedmiot. Mia�
czerwonawe brzegi, a po�rodku by� p�aski i mlecznobia�y. By�a to �wie�a �opatka, zbyt lekka,
by mog�a pochodzi� od bhederin, lecz w�sza i d�u�sza od ludzkiej. By� mo�e by�a to ko��
jelenia albo antylopy. Barghastowie przyst�pili do wr�by z ko�ci, kt�rej ich plemienni
szamani zawdzi�czali miano gnaciarzy.
S� czym� wi�cej ni� wojownikami. Powinienem by� si� domy�li�. Pie�� Cafala w
Niewolniku. Jest gnaciarzem, a Hetan jego �e�skim odpowiednikiem.
Zatrzyma� si� tu� przed dywanikiem, nieco na lewo od Cafala. Na �opatce zacz�y si� ju�
pojawia� szczeliny. Na d�ugich kraw�dziach ko�ci by�o wida� b�belki t�uszczu, kt�re �arzy�y
si�, skwiercz�c niczym pier�cie� ognia.
Najprostsza wr�ba polega�a na interpretacji tych szczelin, jakby by�y map�. W ten
spos�b odnajdywano stada dzikich zwierz�t dla plemiennych my�liwych. Itkovian wiedzia�,
�e w tym przypadku czary s� znacznie bardziej skomplikowane, a szczeliny to co� wi�cej ni�
zwyk�a mapa fizycznego �wiata. Tarcza Kowad�o milcza�, pr�buj�c pods�ucha� mamrotan�
wymian� s��w mi�dzy Hetan a jej bratem.
M�wili po barghascku, w j�zyku, kt�ry Itkovian zna� raczej s�abo. Co jeszcze 11
dziwniejsze, wydawa�o si�, �e w rozmowie uczestnicz� trzy osoby. Rodze�stwo unosi�o
g�owy albo kiwa�o nimi w odpowiedzi na s�owa, kt�rych nikt inny nie s�ysza�.
�opatk� pokrywa� ju� ca�y labirynt szczelin. Ko�� przybra�a kolor niebieski, be�owy i
bia�y. Nied�ugo zacznie si� kruszy�, gdy� duch zwierz�cia ust�pi przed przemo�n� moc�
atakuj�c� jego s�abn�c� si�� �yciow�.
Niesamowita konwersacja dobieg�a ko�ca. Cafal ponownie zapad� w trans, a Hetan
usiad�a, podnios�a wzrok i spojrza�a w oczy Itkovianowi.
� Ach, wilku, ciesz� si�, �e ci� widz�. Na �wiecie zasz�y zmiany, zaskakuj�ce zmiany.
� I czy jeste� z nich zadowolona, Hetan?
U�miechn�a si�.
� A czy ucieszy�by� si�, gdybym by�a?
Czy mam postawi� krok nad t� przepa�ci�?
� Istnieje taka mo�liwo��.
Roze�mia�a si� i wsta�a powoli. Skrzywi�a si�, rozprostowuj�c ko�czyny.
� Niech to duchy, ale� mnie �upie w ko�ciach. Moje mi�nie domagaj� si� troskliwych
d�oni.
� S� rozlu�niaj�ce �wiczenia...
� My�lisz, �e o tym nie wiem, wilku? Czy zechcesz wykona� je ze mn�?
� Jakie masz wie�ci, Hetan?
U�miechn�a si�, wspieraj�c r�ce na biodrach.
� Na Otch�a� � wycedzi�a � w og�le nie wiesz, jak si� do tego zabra�. Ulegnij mi i
wyci�gnij ze mnie wszystkie tajemnice, czy takie zadanie ci postawiono? Powiniene� si�
wystrzega� tego rodzaju gierek. Szczeg�lnie ze mn�.
� By� mo�e masz racj� � przyzna�. Odwr�ci� si� i odszed�.
� St�j, cz�owieku! � zawo�a�a ze �miechem Hetan. � Uciekasz jak kr�lik? A ja nazwa�am
ci� wilkiem? Musz� zmieni� to imi�.
� Jak uwa�asz � odpar�, ogl�daj�c si� przez rami�.
Raz jeszcze us�ysza� za plecami jej �miech.
� Ach, teraz gra robi si� naprawd� ciekawa! Uciekaj, m�j drogi kr�liku! Moja
nieuchwytna zwierzyno, ha!
Itkovian wr�ci� do kwatery g��wnej i ruszy� korytarzem biegn�cym wzd�u� zewn�trznego
muru, a� wreszcie dotar� do wej�cia do wie�y i wspi�� si� z brz�kiem zbroi po stromych,
kamiennych schodach. Stara� si� zapomnie� o Hetan, o jej roze�mianej twarzy i b�yszcz�cych,
rozta�czonych oczach, o stru�kach potu, kt�re sp�ywa�y po jej pokrytym warstw� popio�u
czole, o tym, jak sta�a z wygi�tymi do ty�u plecami, wypinaj�c piersi w prowokuj�cym ge�cie.
Nie by� zadowolony z powrotu od dawna zapomnianych ��dzy. By� bliski z�amania �lub�w, a
na ka�d� modlitw� do Fenera odpowiada�a jedynie cisza, jakby b�g by� oboj�tny na
po�wi�cenia, kt�rych Itkovian dokona� w jego imi�.
12
By� mo�e to w�a�nie jest ostateczna, najbardziej pora�aj�ca prawda. Bog�w nic nie
obchodz� ascetyczne umartwienia �miertelnik�w ani zasady zachowania czy wypaczona
moralno�� �wi�tynnych kap�an�w i mnich�w. Niewykluczone nawet, �e �miej� si� z
�a�cuch�w, kt�re sami sobie zak�adamy, z naszej wiecznej, nienasyconej potrzeby
wyszukiwania skaz w wymogach �ycia. Albo si� nie �miej�, tylko gniewaj� na nas. By� mo�e
to w�a�nie odrzucenie rado�ci �ycia jest najwi�ksz� obelg� wobec tych, kt�rych czcimy i
kt�rym s�u�ymy.
Dotar� do po�o�onej na szczycie kr�tych schod�w zbrojowni, skin�� z roztargnieniem
g�ow� do dw�ch stoj�cych tam na warcie �o�nierzy i wspi�� si� po drabinie na pomost na
dachu.
Bo�y Je�dziec ju� tam by�. Karnadas przyjrza� si� uwa�nie nadchodz�cemu Itkovianowi.
� Widz�, �e masz zak�opotan� min�, Tarczo Kowad�o.
� W rzeczy samej, nie przecz�. W�a�nie odby�em rozmow� z ksi�ciem Jelarkanem. Nie
by� zadowolony z jej przebiegu. Potem rozmawia�em z Hetan. Bo�y Je�d�cze, moja wiara si�
chwieje.
� Kwestionujesz swe �luby.
� Tak. Przyznaj�, �e w�tpi� w ich autentyczno��.
� Tarczo Kowad�o, czy�by� dot�d s�dzi�, �e zasady, kt�rych przestrzegasz, istniej� po to,
by ug�aska� Fenera?
Itkovian zmarszczy� brwi. Opar� si� o blanki, by przyjrze� si� spowitym w ob�oki dymu
obozom nieprzyjaciela.
� Hmm, tak...
� W takim razie pozostawa�e� w fa�szywym przekonaniu.
� Wyt�umacz mi to, prosz�.
� Jak sobie �yczysz. Poczu�e� potrzeb� na�o�enia sobie �a�cuch�w, narzucenia w�asnej
duszy ogranicze�, kt�rymi s� twoje �luby. Innymi s�owy, Itkovian, zrodzi�y si� one z dialogu,
kt�ry wiod�e� z sob� samym, nie z Fenerem. To ty zaku�e� si� w �a�cuchy i ty posiadasz
klucze, kt�re pozwol� ci je zdj��, gdy ju� nie b�d� potrzebne.
� Nie b�d� potrzebne?
� Tak jest. Gdy wszystko to, co sk�ada si� na �ycie, przestanie zagra�a� twej wierze.
� Sugerujesz wi�c, �e istota kryzysu nie tkwi w mojej wierze, lecz w samych �lubach. �e
zatraci�em r�nic� mi�dzy nimi.
� Tak jest, Tarczo Kowad�o.
� Bo�y Je�d�cze � rzek� Itkovian, nie spuszczaj�c oczu z pannio�skiego obozowiska �
twoje s�owa prowokuj� mnie do sza�u cielesnych uciech.
Wielki kap�an wybuchn�� �miechem.
� Mam nadziej�, �e gdy si� mu oddasz, pry�nie tw�j ponury nastr�j!
Itkovian wykrzywi� usta.
13
� Tym razem domagasz si� cudu, Bo�y Je�d�cze.
� Chcia�bym wierzy�...
� St�j. � Tarcza Kowad�o uni�s� zakut� w stalow� r�kawice d�o�. � Beklici si� ruszyli.
Karnadas podszed� do niego. Nagle spowa�nia�.
� I tam te�. � Itkovian wyci�gn�� r�k�. � Urdomeni. Scalandi na ich flankach.
Jasnodomini zajmuj� pozycje dow�dc�w.
� Najpierw zaatakuj� reduty � zapowiedzia� Bo�y Je�dziec. � S�awetnych Gidrath�w
Rady Masek w ich fortecach. To mo�e da� nam troch� czasu...
� Znajd� m�j korpus kurier�w, Bo�y Je�d�cze. Zaalarmuj oficer�w. I przeka� s��wko
ksi�ciu.
� Tak jest, Tarczo Kowad�o. Zostaniesz tutaj?
Itkovian skin�� g�ow�.
� To dobry punkt obserwacyjny. Id� ju�.
Beklici utworzyli pier�cie� wok� fortecy Gidrath�w na polu �mierci. Groty w��czni
l�ni�y jasno w blasku s�o�ca.
Gdy Itkovian zosta� sam, skupi� ca�� uwag� na przygotowaniach.
� No c�, zacz�o si�.
Ulice Capustanu spowi�a cisza, a niebo by�o bezchmurne. Gdy Zrz�da zmierza� w stron�
Zau�ka Calmanark, nie spotka� po drodze prawie nikogo. W ko�cu dotar� do biegn�cego po
�uku muru samodzielnego obozu znanego jako Ulden, zszed� po za�mieconych schodach na
poziom po�o�ony poni�ej ulicy i waln�� pi�ci� we wprawione w fundamenty wie�y solidne
wrota, kt�re po chwili otworzy�y si� z g�o�nym skrzypni�ciem.
Zrz�da wszed� do w�skiego korytarza, kt�ry wznosi� si� stromo i w odleg�o�ci dwudziestu
krok�w wychodzi� na powierzchni�. W jaskrawych promieniach s�o�ca by�o wida� okr�g�y
centralny dziedziniec.
Buke zamkn�� za nim ci�kie drzwi, uginaj�c si� pod ci�arem masywnej antaby. P�niej
wychud�y, siwow�osy m�czyzna spojrza� na Zrz�d�.
� Szybko si� uwin��e�. I co?
� A jak ci si� zdaje? � warkn�� kapitan. � Zacz�� si� ruch. Pannio�czycy przygotowuj� si�
do szturmu. Kurierzy zapychaj� w t� i we w t�...
� Na kt�rej cz�ci mur�w sta�e�?
� Na p�nocnej, tu� przed Domem Lestarskim, je�li to ma jakie� znaczenie. A ty?
Zapomnia�em zapyta� ci� wcze�niej. Czy ten skurwysyn wyszed� ostatniej nocy na �owy?
� Nie. M�wi�em ci ju�, �e zdoby�em pomoc oboz�w. S�dz�, �e do tej pory stara si�
zrozumie�, dlaczego przedwczoraj wr�ci� z pustymi r�kami. To go poirytowa�o. Do tego
stopnia, �e Bauchelain to zauwa�y�.
� To niedobra wiadomo��. B�dzie sondowa�, Buke.
14
� Ehe. M�wi�em ci, �e to ryzykowne, nie?
No jasne. Pr�ba przeszkodzenia ob��kanemu mordercy w znalezieniu kolejnych ofiar �
tak, �eby nic nie zauwa�y� � i to w chwili, gdy zaczyna si� obl�enie... niech ci� Otch�a�
poch�onie, Buke, w co ty pr�bujesz mnie wci�gn��?
Zrz�da zerkn�� w g�r� pochy�ego korytarza.
� M�wisz, �e zdoby�e� pomoc? A co o tym s�dz� ci twoi nowi przyjaciele?
Stary stra�nik wzruszy� ramionami.
� Korbal Broach woli wykorzystywa� do swych eksperyment�w zdrowe narz�dy. To ich
dzieciom grozi niebezpiecze�stwo.
� Grozi�oby mniejsze, gdyby o niczym nie wiedzieli.
� Zdaj� sobie z tego spraw�.
� Czy powiedzia�e� �dzieciom�?
� Ehe. Dom ca�y czas obserwuje przynajmniej czw�rka. Bezdomni ulicznicy.
Autentycznych jest wystarczaj�co wiele, by mog�y si� wtopi� w t�um. Patrz� r�wnie� na
niebo...
Przerwa� nagle, a w jego oczach pojawi� si� dziwnie tajemniczy wyraz.
Zrz�da u�wiadomi� sobie, �e Buke ukrywa jaki� sekret.
� Na niebo? A po co?
� Hm, na wypadek, gdyby Korbal Broach spr�bowa� przemieszcza� si� po dachach.
W mie�cie pe�nym zwie�czonych kopu�ami, stoj�cych daleko od siebie budynk�w?
� Chodzi�o mi o to, �e nie spuszczaj� domu z oczu � ci�gn�� Buke. � Na szcz�cie,
Bauchelain nadal siedzi w piwnicy, z kt�rej zrobi� jakiego� rodzaju laboratorium. W og�le
stamt�d nie wychodzi. A Korbal w dzie� �pi. Zrz�da, to co m�wi�em wcze�niej...
Kapitan przerwa� mu szybkim ruchem d�oni.
� Pos�uchaj � powiedzia�.
Obaj m�czy�ni znieruchomieli.
Ziemia pod ich stopami dr�a�a lekko, a zza miejskich mur�w dobiega� nasilaj�cy si�
powoli ryk.
Buke poblad� nagle i zakl�� pod nosem.
� Gdzie Stonny? � zapyta�. � Tylko nie pr�buj mi wmawia�, �e nie wiesz.
� Przy Bramie Portowej. Pi�� dru�yn Szarych Mieczy, kompania Gidrath�w, kilkunastu
lestarskich gwardzist�w...
� Tam jest najg�o�niej.
Zrz�da chrz�kn��, krzywi�c ze z�o�ci� twarz.
� Dosz�a do wniosku, �e zacznie si� od tamtej bramy. G�upia baba.
Buke podszed� bli�ej i z�apa� go za rami�.
� To czemu tu stoisz, do Kaptura? Szturm si� zacz��, a Stonny znalaz�a si� w samym jego
�rodku!
15
Zrz�da wyrwa� si� mu.
� Niech ci� Otch�a� poch�onie, staruchu. Jest ju� doros�a. M�wi�em jej. Tobie te�
m�wi�em! To nie moja wojna!
� Ale to nie przeszkodzi Tenescowri uci�� ci �ba i wrzuci� go do gara!
Zrz�da u�miechn�� si� szyderczo i odepchn�� Buke�a od drzwi. Uj�� w praw� d�o� ci�k�
antab� i wysun�� j� jednym ruchem z otwor�w. Spad�a na pod�og� z brz�kiem, kt�ry wype�ni�
korytarz. Zrz�da otworzy� wrota i pochyli� si�, by wyj�� na schody.
Gdy dotar� na poziom ziemi i wyszed� do zau�ka, og�uszy� go �oskot szturmu. S�ycha�
by�o szcz�k broni, krzyki, wrzaski oraz to nieokre�lone, urywane dr�enie, kt�re zawsze
towarzyszy�o tysi�com zakutych w zbroje cia� w ruchu � za murami, na ich szczytach oraz po
obu stronach bram, kt�re z pewno�ci� j�cza�y ju� pod uderzeniami taran�w.
Obl�enie w ko�cu pokaza�o �elazne ostrze. Oczekiwanie dobieg�o ko�ca. Nie obroni�
ani mur�w, ani bram. Do zmierzchu b�dzie po wszystkim.
Zastanowi� si�, czyby si� nie napi�, i pocieszy�a go ta my�l.
Jego uwag� przyci�gn�� nag�y ruch w g�rze. Podni�s� wzrok i zobaczy� p� setki kul
ognia, nadlatuj�cych z zachodu. Gdy pociski uderzy�y z g�o�nym hukiem w budynki i ulice,
wsz�dzie wok� eksplodowa�y p�omienie.
Odwr�ci� si� akurat na czas, by ujrze� drug� fal�, kt�ra nadlatywa�a z p�nocy. Jeden z
pocisk�w stawa� si� stopniowo wi�kszy od pozosta�ych, a� wreszcie przerodzi� si� w gorej�ce
s�o�ce, mkn�ce wprost na niego.
Zrz�da zakl�� szpetnie i rzuci� si� z powrotem ku schodom.
Smolista masa uderzy�a w ulic�, odbi�a si� od niej po�r�d p�omieni i gruchn�a w
�ukowaty mur obozu niespe�na dziesi�� krok�w od schod�w.
Kamienny rdze� pocisku przebi� mur, ci�gn�c za sob� p�omienie.
Na sk�pan� w ogniu ulic� posypa� si� gruz.
Posiniaczony, na wp� og�uszony Zrz�da opu�ci� po�piesznie schody. Z Uldanu dobiega�y
krzyki. Z otworu w murze bucha�y g�ste k��by dymu.
W razie po�aru te cholerstwa zamieniaj� si� w pu�apk� � pomy�la�, odwracaj�c si�. W tej
samej chwili drzwi na dole otworzy�y si� z hukiem. Pojawi� si� Buke, kt�ry ci�gn�� za sob�
nieprzytomn� kobiet�.
� Czy jest bardzo �le?! � krzykn�� Zrz�da.
Buke podni�s� wzrok.
� Jeszcze tu jeste�? Wszystko w porz�dku. Po�ar ju� prawie ugaszony. Zje�d�aj st�d. Id�
si� schowa� albo co�.
� �wietny pomys� � warkn�� kapitan.
Niebo przes�oni� dym, buchaj�cy czarnymi kolumnami z ca�ej wschodniej cz�ci
Capustanu. Wiatr znosi� go na zach�d, tworz�c jednolity ca�un. R�wnie� w dzielnicy Daru,
po�r�d �wi�ty� i dom�w mieszkalnych, by�o wida� po�ary. Zrz�da doszed� do wniosku, �e 16
naj�atwiej mo�na ukry� si� przed pociskami w cieniu miejskich mur�w, i ruszy� na wsch�d.
To czysty przypadek, �e tam, przy Bramie Portowej, jest Stonny. Podj�a ju� decyzj�.
To nie nasza walka, do cholery. Gdybym chcia� zosta� �o�nierzem, zaci�gn��bym si� do
jakiej� przekl�tej przez Kaptura armii. Niech Otch�a� poch�onie ich wszystkich...
Przez ob�oki dymu przemkn�a kolejna salwa pocisk�w wystrzelonych z katapult.
Kapitan przy�pieszy� kroku, ale kule ogniste przelecia�y ju� nad nim i wyl�dowa�y z �oskotem
gdzie� w sercu miasta.
Je�li nie przestan�, to oszalej�.
W k��bach dymu przed nim biega�y jakie� postacie. Szcz�k broni stawa� si� coraz
g�o�niejszy, przypomina� szum fal rozbijaj�cych si� o �wirow� pla��.
�wietnie. Po prostu znajd� bram� i wyci�gn� stamt�d dziewczyn�. To nie potrwa d�ugo.
Kaptur wie, �e je�li b�dzie si� opiera�a, zbij� j� do nieprzytomno�ci. Znajdziemy jak�� drog�
ucieczki i na tym koniec.
Zbli�y� si� do zaplecza stragan�w na Wewn�trznej Portowej. Zau�ki biegn�ce mi�dzy
wal�cymi si� budami by�y w�skie i po kolana brn�o si� w odpadach. Biegn�c� za nimi ulic�
zas�ania� dym. Zrz�da wyszed� na ni�, rozgarniaj�c nogami �mieci. Brama znajdowa�a si� po
lewej, ledwie widoczna. Masywne wrota zosta�y roztrzaskane, a w wej�ciu i na progu le�a�o
mn�stwo cia�. Z w�skich strzelnic baszt stoj�cych po obu stronach wej�cia bucha� dym, a na
ich poczernia�ych murach wida� by�o bia�e blizny pozostawione przez strza�y, be�ty i pociski
z balist. Ze �rodka dobiega�y krzyki i szcz�k or�a. Po obu stronach �o�nierze w mundurach
Szarych Mieczy torowali sobie drog� na szczyty wie�.
Po prawej rozleg� si� g�o�ny tupot. Z dymu wybieg�o kilka dru�yn Szarych Mieczy.
Pierwsze dwa szeregi dzier�y�y tarcze i miecze, a nast�pne dwa na�adowane kusze.
Przemkn�li przed Zrz�d� i zaj�li pozycj� za stosem cia� w przej�ciu.
Wiatr zmieni� nagle kierunek, usuwaj�c dym z ulicy po prawej stronie kapitana. Le�a�y
tam dalsze cia�a: Capa�ski Dw�r, lestarczycy oraz pannio�scy betaklici. W odleg�o�ci
sze��dziesi�ciu krok�w wznosi�a si� barykada, za kt�r� le�a�a kolejna sterta zabitych
�o�nierzy.
Zrz�da podbieg� truchtem do Szarych Mieczy. Nikt z nich nie nosi� oficerskich
insygni�w, kapitan zwr�ci� si� wi�c do najbli�szej kuszniczki.
� Jaka jest sytuacja, �o�nierko?
Skierowa�a ku niemu twarz: pozbawion� wyrazu, pokryt� sadz� mask�. Zrz�da z
zaskoczeniem zorientowa� si�, �e kobieta jest Capank�.
� Oczyszczamy wie�e z nieprzyjaciela. Wycieczka powinna wkr�tce wr�ci�. Wpu�cimy
ich do �rodka, a potem b�dziemy broni� bramy.
Zrz�da wytrzeszczy� oczy.
Wycieczka? Bogowie, to szale�cy!
� M�wisz: broni�. � Zerkn�� na puste wej�cie. � A jak d�ugo?
17
Wzruszy�a ramionami.
� Saperzy z brygadami roboczymi ju� tu id�. Za dzwon albo dwa odbudujemy bram�.
� Ile jest wy�om�w? Co stracono?
� Nie mam poj�cia, obywatelu.
� Przesta� trzepa� ozorem � rozleg� si� m�ski g�os. � I przego� st�d tego cywila...
� Ruch przed nami! � krzykn�� inny �o�nierz.
Kusznicy wsparli bro� na ramionach przykucni�tych �o�nierzy z pierwszych szereg�w.
� Wstrzyma� ogie�! Jeste�my lestarczykami! � dobieg� od strony bramy czyj� g�os. �
Wchodzimy do �rodka.
Szare Miecze nie sprawia�y wra�enia uspokojonych. Po chwili pojawili si� pierwsi
wracaj�cy z wycieczki. Poranieni, zmordowani �o�nierze, d�wigaj�cy rannych i zakuci w
ci�kie zbroje, g�o�nym krzykiem domagali si� od Szarych Mieczy przej�cia.
Czekaj�ce dru�yny rozst�pi�y si�, tworz�c korytarz.
Ka�dy z pierwszych trzydziestu lestarczyk�w, kt�rzy weszli przez bram�, d�wiga�
rannego towarzysza. Uwag� Zrz�dy przyci�gn�y dobiegaj�ce z zewn�trz odg�osy walki. By�y
coraz bli�sze. Tylna stra� broni�a tych, kt�rzy nie�li rannych, a nacisk na ni� stawa� si� coraz
wi�kszy.
� Kontratak! � rykn�� kto�. � Scalandi...
Wysoko na murze, na prawo od po�udniowej baszty, zabrzmia� r�g.
Zza bramy dobiega� coraz g�o�niejszy ryk. Brukowce pod stopami Zrz�dy dr�a�y.
Scalandi. Zwykle atakuj� w legionach licz�cych sobie co najmniej pi�� tysi�cy...
Dalej, na Wewn�trznej Portowej, gromadzi�y si� szeregi uzbrojonych w miecze i kusze
Szarych Mieczy oraz �ucznik�w z Capa�skiego Dworu, gotowych os�ania� odwr�t. Za nimi
ustawi�a si� jeszcze liczniejsza kompania, wyposa�ona w balisty, trebusze oraz ciskacze.
Wy�adowane roz�arzonym �wirem wiadra tych ostatnich dymi�y niczym kot�y.
Tylna stra� dobrn�a do wej�cia. Pomkn�y za ni� dziryty, kt�re jednak odbi�y si� od
zbroi i tarcz. Tylko jeden trafi� w cel. �o�nierz pad� na ziemi�, gdy wyposa�ona w zadziory
bro� przebi�a mu szyje. Pojawili si� pierwsi pannio�scy scalandi, gibcy, w sk�rzanych
koszulach i sk�rzanych he�mach na g�owach. W d�oniach dzier�yli w��cznie i zdobyczne
miecze, a niekt�rzy r�wnie� wiklinowe tarcze. Napierali na cofaj�c� si� lestarsk� ci�k�
piechot� i cho� gin�li jeden po drugim, wci�� nap�ywali nowi. Z ich ust wydobywa� si�
przenikliwy okrzyk bojowy:
� Wy�om! Wy�om!
Wydano rykiem rozkaz, kt�ry natychmiast wykonano. Tylna stra� oderwa�a si� od
przeciwnika i rzuci�a do ucieczki, zostawiaj�c za sob� poleg�ych, kt�rych natychmiast porwali
scalandi. Wywleczone na zewn�trz cia�a znikn�y Zrz�dzie z oczu. Potem wr�g wype�ni�
wej�cie.
Pierwszy szereg Szarych Mieczy przepu�ci� lestarczyk�w i natychmiast uformowa� si� na 18
nowo. Zagra�y kusze. Dziesi�tki scalandi pad�y na bruk. Ich miotaj�ce si� w konwulsjach
cia�a utrudnia�y zadanie tym, kt�rzy szli za nimi. Szare Miecze spokojnie za�adowa�y po raz
drugi.
Garstka atakuj�cych dotar�a do pierwszej linii najemnik�w i natychmiast pad�a pod ich
ciosami.
Druga fala ruszy�a do natarcia, depcz�c po rannych pobratymcach.
I skosi�a j� kolejna salwa. Przej�cie wype�nia�y cia�a. Nast�pna grupa scalandi, kt�ra si�
pojawi�a, nie mia�a broni. Szare Miecze na�adowa�y kusze, podczas gdy nieprzyjaciel
wyci�ga� na zewn�trz swych zabitych i konaj�cych �o�nierzy.
Drzwi lewej baszty otworzy�y si� nagle, zaskakuj�c Zrz�d�. Odwr�ci� si� b�yskawicznie,
si�gaj�c jednocze�nie po swe gadrobijskie kordelasy. Z wie�y wysz�o sze�ciu kaszl�cych,
usmarowanych krwi� �o�nierzy Capa�skiego Dworu. Towarzyszy�a im Stonny Menackis.
Jej rapier by� z�amany pi�d� od sztychu. Ca�� bro�, ��cznie z koszem i poprzeczkami
jelca, a tak�e ur�kawicznion� d�o� i zakute w zar�kawie przedrami� kobiety grubo pokrywa�a
ludzka krew. Z w�skiego ostrza lewaka, kt�ry trzyma�a w drugiej d�oni, zwisa�o co� d�ugiego
i �liskiego, z czego skapywa�a br�zowa ma�. Jej cenna sk�rzana zbroja zwisa�a w strz�pach.
Jedno sko�ne ci�cie dotar�o tak g��boko, �e przeci�o koszul� z podszewk�, kt�r� mia�a pod
spodem. Sk�ra i tkanina rozchyli�y si�, ods�aniaj�c praw� pier�. Na bia�ej, delikatnej sk�rze
by�o wida� siniaki zostawione przez czyj�� d�o�.
Z pocz�tku kobieta nie zauwa�y�a Zrz�dy. Wlepi�a wzrok w bram�. Usuni�to ju� stamt�d
ostatnie trupy i do �rodka wlewa�a si� kolejna fala scalandi. Ich pierwsze szeregi pad�y
trafione be�tami, tak jak poprzednio, lecz nie powstrzyma�o to oszala�ego, wrzeszcz�cego
t�umu.
Z�o�ona z czterech szereg�w linia Szarych Mieczy rozst�pi�a si�. �o�nierze rzucili si� do
ucieczki, kryj�c si� w najbli�szych zau�kach po obu stronach Portowej. �ucznicy z
Capa�skiego Dworu czekali spokojnie, a� b�d� mogli bezpiecznie strzela� do nacieraj�cych
scalandi.
Stonny wyda�a warkni�ciem rozkaz garstce swych towarzyszy i jej oddzia�ek zacz�� si�
wycofywa� r�wnolegle do muru. Nagle zauwa�y�a Zrz�d�.
Spojrzeli sobie w oczy.
� Chod� tu, ty wole! � wysycza�a.
Kapitan potruchta� w jej stron�.
� Na jaja Kaptura, kobieto, co...
� A jak ci si� zdaje? Zalali nas, wdarli si� przez bramy, do wie� i na te cholerne mury. �
Cofn�a gwa�townie g�ow�, jakby zadano jej niewidzialny cios. Do oczu Stonny wr�ci�y
spok�j i oboj�tno��. � Walczyli�my o ka�d� izb�. Jeden na jednego. Znalaz� mnie
jasnodomin... � Znowu targn�� ni� skurcz. � Ale skurwysyn zostawi� mnie �yw� i potem go
dopad�am. Ruszaj si�! � Machn�a lewakiem w stron� Zrz�dy, opryskuj�c mu pier� i twarz 19
��ci� oraz wodnistym g�wnem. � Porzn�am go na kawa�eczki i niech mnie szlag, je�li nie
b�aga� o lito��. � Splun�a. � Mnie to nie pomog�o, czemu wi�c mia�oby pom�c jemu? Co za
dure�. �a�osny, p�aczliwy...
Zrz�da musia� mocno wyci�ga� nogi, by nad��y� za Stonny, i dopiero po chwili dotar� do
niego sens jej s��w.
Och, Stonny...
Kobieta zwolni�a kroku. Jej twarz zbiela�a. Odwr�ci�a si� i spojrza�a na Zrz�d� z groz�
zastyg�� w oczach.
� To mia�a by� walka. Wojna. Ten skurwysyn... � Opar�a si� o mur. � Bogowie!
Pozostali �o�nierze poszli przed siebie, zbyt oszo�omieni, by cokolwiek zauwa�y�, albo
mo�e zbyt odr�twiali, by ich to obchodzi�o.
Zrz�da podszed� do niej.
� Por�n�a� go na kawa�eczki, tak? � zapyta� cicho, nie wa��c si� jej dotkn��.
Skin�a g�ow�, zaciskaj�c powieki. Oddech kobiety by� ochryp�y i urywany.
� A czy zostawi�a� co� dla mnie, dziewczyno?
Potrz�sn�a g�ow�.
� Szkoda. Ale z drugiej strony, jeden jasnodomin jest r�wnie dobry jak drugi.
Wtuli�a twarz w jego rami�. Obj�� j� mocno.
� Wypl�czmy si� z tej walki � szepn��. � Mam czysty pok�j z miednic�, piecem i
dzbanem wody. Wystarczaj�co blisko p�nocnego muru, �eby by�o tam bezpiecznie. Jest na
ko�cu korytarza. Tylko jedno wej�cie. Zostan� pod drzwiami, Stonny, tak d�ugo, jak tylko
zechcesz. Nikt si� nie przedostanie. Obiecuj�.
Poczu�, �e skin�a g�ow�. Si�gn�� w d�, by j� podnie��.
� Mog� i��.
� Ale czy chcesz, dziewczyno? Oto jest pytanie.
Po d�ugiej chwili potrz�sn�a g�ow�.
Zrz�da podni�s� j� z �atwo�ci�.
� Za�nij, je�li chcesz � powiedzia�. � Jeste� teraz bezpieczna.
Ruszy� przed siebie wzd�u� muru.
Kobieta zwin�a si� w ramionach kapitana, wtulaj�c mocno twarz w jego bluz�. Szorstka
tkanina stawa�a si� w tym miejscu coraz bardziej wilgotna.
Za nimi scalandi gin�li setkami. Szare Miecze i Capa�ski Dw�r bezlito�nie siali w�r�d
nich �mier�.
Zrz�da pragn�� by� z nimi. W pierwszej linii. Odbiera� �ycie kolejnym wrogom.
Jeden jasnodomin nie wystarczy. Tysi�c by�oby za ma�o.
Nie teraz.
Poczu�, �e marznie, jakby krew w jego �y�ach zmieni�a si� nagle w co� innego, jak��
gorzk� ciecz, kt�ra wype�nia�a jego mi�nie dziwn�, nieust�pliw� si��. Nigdy dot�d nie czu� 20
nic takiego, lecz nie by� teraz w stanie o tym my�le�. Nie by�o na to s��w.
Wkr�tce mia� si� te� przekona�, �e nie ma s��w na to, kim si� stanie i co uczyni.
Zgodnie z przewidywaniami Brukhaliana, wyci�cie w pie� K�Chain Che�Malle przez
T�lan Imass�w Krona oraz T�lan Ay wywo�a�o chaos w si�ach septarchy. Zamieszanie oraz
utrata mobilno�ci, do kt�rej doprowadzi�o, da�o Tarczy Kowad�u Itkovianowi kilka
dodatkowych dni na przygotowania do obl�enia. Teraz jednak czas ten dobieg� ju� ko�ca i
Itkovian musia� dowodzi� obron� miasta.
T�lan Imassowie i T�lan Ay tym razem ich nie uratuj�.
Ani �adna sojusznicza armia nie przyb�dzie nam z odsiecz� wraz z ostatnim ziarenkiem
przesypuj�cym si� w klepsydrze.
Capustan by� zdany na w�asne si�y.
Tylko to nam zosta�o. Strach, b�l i rozpacz.
Bo�y Je�dziec Karnadas odszed� i Itkovian zosta� sam na najwy�szej z wie� Muru
Koszarowego. Strumie� kurier�w nieustannie p�dzi� w obie strony, a nieprzyjacielskie
oddzia�y na wschodzie i po�udniowym wschodzie wykonywa�y pierwsze skoordynowane
ruchy. Pojawi�y si� tocz�ce si� z �oskotem machiny obl�nicze. Beklici i zakuci w ci�sze
zbroje betaklici zbierali si� naprzeciwko Bramy Portowej. Za plecami i po obu skrzyd�ach
mieli mas� scalandi. Wida� te� by�o szturmowe oddzia�y jasnodomin�w oraz grupki szybko
si� poruszaj�cych desandi � saper�w � kt�rzy rozmieszczali kolejne machiny obl�nicze. A w
ogromnych obozowiskach nad rzek� i na brzegu morza czeka�y k��bi�ce si� masy
Tenescowri.
Itkovian obserwowa� szturm na po�o�on� na zewn�trz redut� Wschodniej Stra�y
Gidrath�w. Nieprzyjaciel ju� przedtem izolowa� j� i otoczy�, a teraz rozbito w�skie drzwi i do
korytarza wtargn�li beklici, trzy kroki, dwa kroki, jeden, potem zatrzymali si�, by po chwili
cofn�� si� o krok, a nast�pnie o drugi. Z korytarza wywlekano cia�a. Coraz wi�cej cia�.
Gidrathowie � elitarna stra� Rady Masek � dowiedli swej dyscypliny i determinacji. Odparli
intruz�w i zast�pili drzwi kolejn� barykad�.
Beklici k��bili si� chwil� przed wyj�ciem, po czym wznowili szturm.
Bitwa trwa�a ca�e popo�udnie, lecz za ka�dym razem, gdy Itkovian odrywa� sw� uwag� od
innych wydarze�, widzia�, �e Gidrathowie jeszcze si� trzymaj� i k�ad� trupem dziesi�tki
wrog�w.
To dokuczliwy cier� w boku septarchy.
Wreszcie, gdy ju� zbli�a� si� zmierzch, machiny obl�nicze podtoczy�y si� do mur�w
reduty i zacz�y ciska� w nie pot�ne g�azy. �oskot nie ustawa� a� do chwili, gdy zrobi�o si�
zupe�nie ciemno.
To jednak by� tylko uboczny element dramatu. W tym samym momencie zacz�� si�
szturm na mury miasta. Okaza�o si�, �e atak od p�nocy by� jedynie pozoracj�. Wykonano go 21
niedbale i obro�cy szybko si� zorientowali, �e jest pozbawiony znaczenia. Kurierzy
poinformowali Tarcz� Kowad�o, �e na murach od zachodu tocz� si� podobne, drobne
utarczki.
Prawdziwy szturm przypuszczono od po�udnia i wschodu. Skupia� si� na bramach.
Itkovian, kt�ry znajdowa� si� w r�wnej odleg�o�ci od nich, by� w stanie obserwowa� obron�
po obu stronach. Wrogowie go widzieli i w jego kierunku pomkn�o sporo pocisk�w, lecz
tylko nieliczne z nich przelecia�y blisko. To by� pierwszy dzie�. Zasi�g i celno�� z czasem si�
poprawi�. Wkr�tce mo�e by� zmuszony do rezygnacji z tego punktu obserwacyjnego,
tymczasem jednak zamierza� drwi� z nieprzyjaciela sw� obecno�ci�.
Gdy beklici i betaklici ruszyli ku murom w towarzystwie d�wigaj�cych drabiny desandi,
Itkovian rozkaza� otworzy� ogie� z mur�w i baszt. Nast�pi�a straszliwa rze�. Atakuj�cy nie
zawracali sobie g�owy ��wiami ani innymi formami os�ony i w rezultacie ponosili
przera�aj�ce straty.
By�o ich jednak tak wielu, �e zdo�ali dotrze� do bram, u�y� taran�w i dokona� wy�om�w.
Niemniej, gdy Pannio�czycy wtargn�li do �rodka, znale�li si� na otwartych placach, kt�re
zamieni�y si� w pola �mierci, kiedy Szare Miecze i �o�nierze Capa�skiego Dworu przywitali
ich morderczym ogniem krzy�owym zza barykad zamykaj�cych boczne ulice, skrzy�owania i
wyloty zau�k�w.
Przygotowana przez Tarcz� Kowad�o strategia warstwowej obrony okaza�a si� morderczo
efektywna. Kontrataki by�y tak skuteczne, �e mogli sobie nawet pozwoli� na wycieczki za
mury w po�cigu za uciekaj�cymi Pannio�czykami. Ponadto, przynajmniej dzi�, �adna z
kompanii nie zapu�ci�a si� za daleko. Capa�ski Dw�r zachowa� dyscyplin�, podobnie jak
lestarskie i koralesja�skie kompanie.
Pierwszy dzie� dobieg� ko�ca i przyni�s� zwyci�stwo obro�com Capustanu.
Nogi Itkoviana dr�a�y. Wiatr od morza d�� coraz silniej, osuszaj�c pot na jego twarzy i
si�gaj�c ch�odnymi witkami pod zas�on� he�mu, by muska� zaczerwienione od dymu oczy.
Gdy zrobi�o si� ciemno, Itkovian s�ucha� jeszcze przez chwil� pocisk�w uderzaj�cych w mury
reduty Wschodniej Stra�y, po czym odwr�ci� si�, by po raz pierwszy od wielu godzin
spojrze� na miasto.
Ca�e kwarta�y budynk�w ogarn�� po�ar. P�omienie si�ga�y pod niebo, kt�re zasnu�a
ci�ka, nieprzenikniona zas�ona dymu.
Wiedzia�em, co zobacz�. Czemu to mn� wstrz�sn�o i zmrozi�o mi krew w �y�ach?
Ogarni�ty nag�� s�abo�ci�, opar� si� o blanki plecami, dotykaj�c d�oni� szorstkiego
kamienia.
� Potrzebny ci odpoczynek, Tarczo Kowad�o � rozleg� si� dobiegaj�cy z mroku przy
wej�ciu do wie�y g�os.
Itkovian zamkn�� oczy.
� Masz racj�, Bo�y Je�d�cze.
22
� Ale nie b�dziesz mia� takiej szansy � oznajmi� Karnadas. � Druga po�owa
nieprzyjacielskich si� przygotowuje si� do akcji. Mo�emy oczekiwa� atak�w przez ca�� noc.
� Wiem o tym, Bo�y Je�d�cze...
� Brukhalian...
� Tak, trzeba to uczyni�. Chod� do mnie.
� Podobne zabiegi staj� si� coraz trudniejsze � wyszepta� Karnadas, zbli�aj�c si� do
Tarczy Kowad�a. Po�o�y� d�o� na piersi Itkoviana. � Zagra�a mi choroba grot � ci�gn��. �
Wkr�tce b�d� m�g� ju� tylko si� przed ni� broni�.
Znu�enie odp�yn�o z Tarczy Kowad�a. Jego ko�czyny wype�ni� �wie�y wigor. Itkovian
westchn��.
� Dzi�kuj�, Bo�y Je�d�cze.
� �miertelnego Miecza w�a�nie wezwano do Niewolnika, gdzie ma z�o�y� raport z
pierwszego dnia bitwy. I nie, nie mieli�my tyle szcz�cia, by okaza�o si�, �e Niewolnik zosta�
zniszczony przez kilkaset kul ognistych. Stoi nietkni�ty. Niemniej jednak, bior�c po uwag�,
kto w nim teraz zamieszka�, nie �ycz� mu ju� zag�ady w p�omieniach.
Itkovian oderwa� wzrok od ulic i przyjrza� si� pod�wietlonej czerwonym blaskiem twarzy
Bo�ego Je�d�ca.
� O kim m�wisz?
� O Barghastach. Hetan i Cafal wprowadzili si� do G��wnej Sali.
� Ach, rozumiem.
� Przed p�j�ciem do Niewolnika Brukhalian prosi�, bym ci� zapyta�, czy uda�o ci si�
odkry�, w jaki spos�b ko�ci Duch�w Za�o�ycieli maj� zosta� uratowane przed nadchodz�cym
po�arem.
� Niestety, nie, Bo�y Je�d�cze. Nie wydaje si� te� prawdopodobne, bym mia� okazj�
ponowi� te pr�by.
� Rozumiem, Tarczo Kowad�o. Przeka�� �miertelnemu Mieczowi twoje s�owa, lecz nie
wspomn� o twej widocznej uldze.
� Dzi�kuj�.
Bo�y Je�dziec podszed� do mur�w i spojrza� na wsch�d.
� Bogowie na dole, czy Gidrathowie ci�gle broni� reduty?
� Nie jestem pewien � wyszepta� Itkovian, zbli�aj�c si� do niego. � W ka�dym razie
bombardowanie nie usta�o. Niewykluczone, �e nie zosta�o ju� tam nic poza gruzami. Jest za
ciemno, �eby cokolwiek zobaczy�, ale mam wra�enie, �e przed po�ow� dzwonu s�ysza�em
huk wal�cego si� muru.
� Legiony znowu si� zbieraj�, Tarczo Kowad�o.
� Potrzebuj� �wie�ych kurier�w, Bo�y Je�d�cze. M�j oddzia�...
� Jest ju� zm�czony, wiem � odpar� Karnadas. � Oddal� si�, by spe�ni� twe �yczenia,
Tarczo Kowad�o.
23
Itkovian ws�uchiwa� si� w kroki schodz�cego po drabinie towarzysza, lecz nie odrywa�
wzroku od nieprzyjacielskich pozycji na wschodzie i po�udniu. Tu i �wdzie rozb�yskiwa�y
os�oni�te lampy. W ich �wietle ukazywa�o si� co�, co wygl�da�o na czworoboki utworzone z
�o�nierzy, kt�rzy poruszali si� niespokojnie za wiklinowymi tarczami. Pojawi�y si� mniejsze
kompanie scalandi i ruszy�y ostro�nie naprz�d.
Za plecami Tarczy Kowad�a rozleg�y si� kroki. Przybyli kurierzy.
� Zawiadomcie kapitan�w �ucznik�w i trebusznik�w, �e Pannio�czycy wkr�tce wznowi�
szturm � rozkaza�, nie odwracaj�c si�. � �o�nierze na mury. Kompanie przy bramach zebra�
si� w pe�nym sk�adzie, ��cznie z saperami.
Ku niebu pomkn�a salwa kul ognistych, kt�re wystrzelono zza szereg�w
Pannio�czyk�w. Pociski zatoczy�y �uk i przemkn�y wysoko nad g�ow� Itkoviana ze
skwiercz�cym rykiem. Wybuchy roz�wietli�y miasto, wstrz�saj�c okutymi br�zem p�ytami
pod�ogowymi pod jego stopami. Tarcza Kowad�o spojrza� na sw� kadr� kurier�w.
� Id�cie.
Karnadas galopowa� Bulwarem Tura�l. Wielki �uk pi��dziesi�t krok�w na lewo od niego
w�a�nie przed chwil� oberwa�. Pocisk uderzy� w r�g piedesta�u, zasypuj�c bruk oraz dachy
okolicznych dom�w deszczem od�amk�w kamienia oraz p�on�cej smo�y. P�omienie strzeli�y
w g�r�. Bo�y Je�dziec zauwa�y� wybiegaj�ce z drzwi jednego z dom�w postacie. Gdzie� na
p�nocy, na granicy Dzielnicy �wi�tynnej, po�ar ogarn�� inny budynek mieszkalny.
Karnadas dotar� do ko�ca bulwaru i, nie zwalniaj�c tempa, skr�ci� w ulic� Cieni. Po lewej
mia� �wi�tyni� Cienia, a po prawej �wi�tyni� Kr�lowej Sn�w. Potem ponownie skr�ci� w
lewo, we W��czni� Daru, g��wn� alej� dzielnicy. Przed nim majaczy�y ciemne kamienie
Niewolnika. Staro�ytna warownia g�rowa�a nad ni�szymi budynkami mieszkalnymi.
Bramy strzeg�y trzy dru�yny Gidrath�w. Mieli na sobie zbroje, a w r�kach trzymali
gotow� do u�ytku bro�. Poznali Bo�ego Je�d�ca i przepu�cili go skinieniem d�oni.
Na dziedzi�cu zsun�� si� z siod�a, zostawi� konia stajennemu i ruszy� do Wielkiej Sali.
Wiedzia�, �e znajdzie tam Brukhaliana.
Id�c g��wnym przej�ciem ku dwuskrzyd�owym drzwiom, zauwa�y� przed sob� kogo�
nieznajomego. M�czyzna by� odziany w szat� z kapturem. Nie towarzyszy�a mu eskorta,
kt�r� zwykle przydzielano w Niewolniku obcym. Mimo to zmierza� w stron� wej�cia z gracj�
i pewno�ci� siebie. Karnadas zada� sobie pytanie, w jaki spos�b uda�o mi si� przedosta� przez
war