7268

Szczegóły
Tytuł 7268
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7268 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7268 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7268 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Anne Rice S�uga Ko�ci Servant of the Bones Przek�ad: Maciejka Mazan Wydanie oryginalne: � 1996 Wydanie polskie: � 2000 Ta ksi��ka dedykowana jest BOGU Psalm 137 Nad rzekami Babilonu - tam my�my siedzieli i p�akali, kiedy�my wspominali Syjon. Na topolach tamtej krainy zawiesili�my nasze harfy. Bo tam ��dali pie�ni od nas ci, kt�rzy nas uprowadzili, pie�ni rado�ci ci, kt�rzy nas uciskali: �Za�piewajcie nam jak�� z pie�ni syjo�skich!� Jak�e mo�emy �piewa� pie�� Pa�sk� w obcej krainie? Jeruzalem, je�li zapomn� o tobie, niech uschnie moja prawica! Niech j�zyk mi przyschnie do podniebienia, je�li nie b�d� pami�ta� o tobie, je�li nie postawi� Jeruzalem ponad najwi�ksz� moj� rado��. Przypomnij, Panie, synom Edonu, dzie� Jeruzalem, kiedy oni m�wili: �Burzcie, burzcie - a� do jej fundament�w!� C�ro Babilonu, niszczycielko, szcz�liwy, kto ci odp�aci za z�o, jakie nam wyrz�dzi�a�! Szcz�liwy, kto schwyci i rozbije o ska�� twoje dzieci* Wst�p Zamordowana. Czarne by�y jej w�osy, tak jak i oczy. Pope�niono je na Fifth Avenue, morderstwo, w pi�knym sklepie z ubraniami, pomi�dzy lud�mi. Histeria, kiedy upad�a... by� mo�e. Ujrza�em to w ciszy na ekranie telewizora. Estera. Zna�em j�. Tak, Estera Belkin. By�a moj� studentk�. Estera. Bogata i mi�a oku. Jej ojciec. G��wny kap�an tej og�lno�wiatowej �wi�tyni. Bana�y rodem z New Age, koszulki z has�ami. I prosz�: Belkinowie posiadaj� fortun�, jakiej pragn��by i o jakiej marzy�by ka�dy �miertelnik, a oto Estera, s�odka Estera, dziewczyna podobna kwiatu, zawsze tak p�ochliwie zadaj�ca pytania � nie �yje. W dzienniku, �wiadomo�ciach na �ywo�, ujrza�em jej �mier�. Czyta�em ksi��k�, nie darz�c jej uwag�. Telewizor pracowa� niemo, pl�cz�c ze sob� gwiazdy filmu i wojn�. Rzuca� jaskrawe refleksy na �ciany pokoju. Milcz�ce fajerwerki, nieogl�dane przez nikogo. Wr�ci�em do lektury, kiedy ju� umar�a �na �ywo�. W dniach, kt�re nast�pi�y potem, od czasu do czasu wraca�em do niej my�l�. Po jej �mierci dosz�o do innych strasznych wydarze�, zwi�zanych z jej ojcem i tym elektronicznym Ko�cio�em. Znowu rozlano krew. Nie zna�em jej ojca. Jego wyznawcy to proch z ulicy. Ale dobrze pami�ta�em Ester�. Chcia�a wiedzie� wszystko, jedna z tych pokornych, zawsze uwa�nych i s�odkich, tak bardzo s�odkich... Pami�ta�em j�. Pewnie. C� za ironia, zab�jstwo tej go��bicy, a potem upadek fa�szywych nauk jej ojca. Nigdy nie sili�em si�, by zrozumie� owo zdarzenie. Zapomnia�em o niej. Zapomnia�em, �e j� zamordowano. Zapomnia�em o jej ojcu. Chyba zapomnia�em, �e w og�le istnia�a. Wiadomo�ci, wiadomo�ci, ci�gle wiadomo�ci. Nadesz�a pora, by na jaki� czas zarzuci� nauczanie. Wycofa�em si� z �ycia, by napisa� ksi��k�. Wyjecha�em w g�ry, wyjecha�em w wieczne �niegi. Nie odm�wi�em nawet jednej modlitwy za dusz� Estery Belkin, ale jestem historykiem, nie kap�anem. W g�rach dowiedzia�em si� o wszystkim. Jej �mier� posz�a za mn�, prawdziwa i brzemienna znaczeniem. CZʌ� I Ko�ci niedoli Z�ote s� ko�ci niedoli. Gdzie podzieje si� ich blask. Si�gn�� mo�e do wn�trza, Dr��y� brzask. P�acz�cy ojcowie, z kt�rymi pili�my, i mleko matki, i finalny smr�d. Mo�emy marzy�, lecz nie my�le�. Z�ote ko�ci u twych st�p. Z�oto, srebro, jedwab, mied�. Niedola to woda wstrz��ni�ta z mlekiem. Atak serca, zab�jca, rak. Kto by pomy�la�, �e ko�ci ta�cz� tak. Z�ote s� ko�ci niedoli. Szkielet tuli szkielet. S�owa duch�w s� nieznane. Uczymy si� ignorancji. Stan Rice, �Pi�kne jagni�tko�, 1975 1. Oto historia Azriela, tak jak mi j� opowiedzia�, gdy poprosi�, bym sta� si� �wiadkiem i kronikarzem jego s��w. Nazywajcie mnie Jonatanem, tak jak on. To imi� wybra� owej nocy, kiedy pojawi� si� w otwartych drzwiach i uratowa� mi �ycie. Pewne jest, �e gdyby nie przyszed� w poszukiwaniu skryby, umar�bym przed �witem. Pozwol� sobie wyja�ni�, �e jestem powszechnie znany w �rodowisku historyk�w, archeolog�w, badaczy kultury sumeryjskiej. A Jonatan w rzeczy samej jest jednym z nadanych mi imion, cho� nie znajdziecie go na ok�adkach ksi��ek, kt�re studenci czytaj� z konieczno�ci lub przez zami�owanie do tajemnic historii staro�ytnej, r�wnie wielkie jak moje. Azriel by� tego �wiadom � i� jestem naukowcem, nauczycielem � kiedy przyszed�. Jonatan to poufa�e imi�, na kt�re obaj si� zgodzili�my. Wybra� je spo�r�d trzech imion, widniej�cych na notkach o prawach autorskich do moich ksi��ek. A ja na nie zareagowa�em. I sta�o si� dla niego moim w�a�ciwym imieniem, przez te wszystkie godziny, kiedy opowiada� swoj� histori� � histori�, jakiej nigdy nie opublikowa�bym pod swoim prawdziwym profesorskim nazwiskiem, poniewa� doskonale zdaj� sobie spraw�, podobnie jak i on, �e nikt nie zaakceptowa�by takiej opowie�ci pomi�dzy moimi pracami. Zatem jestem Jonatanem; jestem skryb�. Opowiadam t� histori� tak, jak przekaza� mi j� Azriel. Jest mu oboj�tne, jakim si� nazw� imieniem. Liczy si� jedynie, �e kto� spisa� to, co mia� do powiedzenia. Ksi�ga Azriela zosta�a podyktowana Jonatanowi. W istocie wiedzia�, kim jestem. Zna� wszystkie moje prace i przed pojawieniem si� u mnie zada� sobie trud ich mozolnego przeczytania. Zna� moj� akademick� pozycj� i co� w moim stylu i pogl�dach zdo�a�o go uj��. By� mo�e mi�e wyda�o mu si� to, i� osi�gn��em szacowny wiek sze��dziesi�ciu pi�ciu lat i nadal pisz� i pracuj� dniami i nocami niczym m�odzik, daleki od my�li o odej�ciu na emerytur�, cho� czasem musz� uciec z uczelni, w kt�rej wyk�adam. A wi�c to nie przypadek kaza� mu si� wspina� na strome zbocza poro�ni�tych lasami g�r, w �niegu, pieszo, ze zwini�t� gazet� jako jedynym baga�em. Jego wysok� sylwetk� otula�a gruba opo�cza czarnych k�dzierzawych w�os�w, si�gaj�cych mu daleko za ramiona � prawdziwie zacny przyodziewek, chroni�cy g�ow� i kark � a tak�e jeden z tych dwurz�dowych i powiewaj�cych zimowych p�aszczy, kt�re jedynie ludzie s�usznego wzrostu i romantycznego serca potrafi� nosi� z pewno�ci� siebie lub czaruj�c� nonszalancj�. Przy blasku ognia wyda� mi si� zrazu szlachetnym m�odzie�cem, o wielkich czarnych oczach i grubych wyra�nych brwiach, nosie kr�tkim i szerokim i wydatnych wargach cherubina; jego w�osy znaczy�y p�atki �niegu, a wiatr wydyma� mu p�aszcz i szarpa� nim z furkotem; jego podmuch wdar� si� do wn�trza domostwa i rozrzuci� na wszystkie strony cenne dokumenty. A� nagle p�aszcz sta� si� dla niego zbyt obszerny. Powierzchowno�� mojego go�cia zmieni�a si� zupe�nie, dopasowa�a si� do zdj�cia w gazecie, kt�r� ze sob� przyni�s�. By� to cud, kt�ry zobaczy�em najpierw, zanim dowiedzia�em si�, kim jest, a tak�e, �e b�d� �y�, �e gor�czka spad�a. Musicie zrozumie�, �e nie jestem szalony ani nawet ekscentryczny, a tak�e, �e nigdy nie mia�em sk�onno�ci autodestrukcyjnych. Nie wyjecha�em w g�ry, �eby umrze�. Wyda�o mi si� dobrym pomys�em poszuka� absolutnego odosobnienia w moim domu na p�nocy, niepo��czonym ze �wiatem telefonem, faksem, telewizj� ani elektryczno�ci�. Musia�em doko�czy� ksi��k�, kt�r� zajmowa�em si� ju� od dziesi�ciu lat, i chcia�em tego dokona� w�a�nie na owym dobrowolnym wygnaniu. Dom nale�y do mnie i w owym czasie by� dobrze zaopatrzony w mn�stwo wody pitnej, oleju i nafty do lamp, skrzynie pe�ne �wiec, a tak�e baterie wszelkich mo�liwych rodzaj�w: do ma�ego magnetofonu, z kt�rego zwyk�em korzysta�, jak r�wnie� do roboczych laptop�w; na ca�y okres pobytu mia�em te� szop� pe�n� suszonej d�biny. W metalowej skrzynce przenios�em niezb�dne lekarstwa. Zaopatrzy�em si� w proste po�ywienie, kt�re gotowa�em na ogniu w kominku: ry�, suszon� kukurydz�, mn�stwo puszek z niesolonym bulionem oraz par� bary�ek z jab�kami, dzi�ki kt�rym powinienem przetrwa� zim�. Przywioz�em r�wnie� par� work�w s�odkich ziemniak�w, poniewa� odkry�em, i� mog� zawin�� je w foli� i upiec w w�glu i d�binie na kominku. Podoba� mi si� soczy�cie pomara�czowy kolor s�odkich ziemniak�w. Spiesz� z wyja�nieniem, i� nie by�em szczeg�lnie dumny z tej diety i nie chcia�em napisa� o niej artyku�u do gazety. Jestem po prostu zm�czony obfitym jedzeniem; zm�czony modnymi restauracjami Nowego Jorku, wystawnymi przyj�ciami z bufetem, a nawet nierzadko wspania�ymi posi�kami, na jakie zapraszaj� mnie koledzy. Staram si� to wyt�umaczy�. Pragn��em pokrzepienia dla cia�a i umys�u. Przywioz�em z sob� wszystko, czego mi by�o potrzeba, by m�c w spokoju pisa�. Nie by�o w tym nic szczeg�lnego. Mieszkanie i tak ju� wype�nia�y ksi��ki; stare drewniane �ciany stodo�y zosta�y ocieplone i zabudowane p�kami a� po sufit. Trzyma�em tu duplikaty ka�dego istotnego tekstu, z jakiego korzysta�em w domu, a tak�e te nieliczne tomiki poezji, kt�re czytywa�em bez ko�ca ze wzgl�du na uniesienie, jakie mi dawa�y. Komputery, ma�e i pot�ne ponad wszelkie zrozumienie, jakim kiedykolwiek m�g�bym ogarn�� owe twarde dyski, bajty, megabajty pami�ci b�d� czterysta osiemdziesi�t sze�� chip�w, sprowadzi�em tu ju� wcze�niej, wraz z nieprawdopodobnie obfitym zapasem dyskietek, na kt�rych mia�bym zapisywa� prac� lub robi� jej kopi� zapasowe. Prawda wygl�da tak, �e przewa�nie pisz� r�cznie w du�ych ��tych notesach. Mam kartony pe�ne d�ugopis�w, z gatunku tych bardzo cienkich, z czarnym wk�adem. Wszystko zapowiada�o si� wspaniale. W tym miejscu powinienem zaznaczy�, �e �wiat, kiedy go porzuci�em, wydawa� si� jeszcze bardziej szalony ni� zazwyczaj. Dzienniki by�y pe�ne wie�ci o sprawie makabrycznego morderstwa na zachodnim wybrze�u, maj�cym co� wsp�lnego ze znanym sportowcem oskar�onym o poder�ni�cie gard�a swojej �onie; ta sensacja zelektryzowa�a bez reszty wszystkie talk-show, dzienniki i nawet ten mia�ki, naiwny i infantylny ��cznik ze �wiatem, kt�ry nazywa si� �R jak Rozrywka�. Budynek rz�dowy w Oklahoma City zosta� wysadzony w powietrze � i nie przez obcych terroryst�w, jak uwa�ano, lecz przez naszych rodak�w, cz�onk�w milicji obywatelskiej, za jakich si� maj�, kt�rzy na wz�r hipis�w z zamierzch�ych czas�w uznali nasz rz�d za niebezpiecznego wroga. Ale podczas gdy hipisi i uczestnicy protest�w przeciwko wojnie wietnamskiej ograniczali si� do le�enia na torach i wsp�lnego �piewania, ci �wie�o upieczeni dzia�acze � z g�owami pe�nymi roje� o nadchodz�cej zag�adzie � odebrali �ycie innym Amerykanom. Setkom Amerykan�w. Za granic� toczy�y si� walki, kt�re zacz�y przypomina� prawdziwe igrzyska. Nie by�o ani jednego dnia bez wzmianki o okrucie�stwach pope�nianych przez Bo�niak�w i Serb�w na Ba�kanach � w regionie, kt�ry od wiek�w by� aren� dzia�a� wojennych, toczonych z tego czy innego powodu. Straci�em rozeznanie, kto by� tu muzu�maninem, chrze�cijaninem, rosyjskim sprzymierze�cem czy przyjacielem. Dla ameryka�skich telewidz�w Sarajewo ju� od lat by�o dobrze znan� nazw�. Na jego ulicach codziennie umierali ludzie, nie wy��czaj�c tych, kt�rzy nazywali si� or�downikami pokoju ONZ. W krajach Afryki ludzie cierpieli g��d w wyniku wojen domowych lub n�dzy. Widok wychudzonych ma�ych Murzyni�tek ze wzd�tymi brzuszkami i twarzami oblepionymi przez muchy sta� si� r�wnie zwyczajny jak reklama piwa. �ydzi i Arabowie walczyli na ulicach Jerozolimy. Wybucha�y bomby; �o�nierze strzelali do uczestnik�w protest�w, a terrory�ci mordowali niewinnych ludzi, by udowodni�, �e nie �artuj�. Na Ukrainie ostatni zwolennicy upad�ego Zwi�zku Radzieckiego wszcz�li walki z narodem g�rali, kt�rzy nigdy nie poddali si� obcym naciskom. Ludzie umierali na �niegu i mrozie za sprawy, kt�rych w�a�ciwie nie spos�b by�o wyja�ni�. W sumie w dziesi�tkach miejsc gorza�y punkty zapalne, pe�ne walk, �mierci, dziennikarzy, podczas gdy rz�dy wszystkich pa�stw na pr�no stara�y si� je ugasi� bez u�ywania przemocy. Ta dekada by�a orgi� przemocy. A potem �mier� Estery Belkin, po niej za� skandal ze �wi�tyni� Umys�u. W jej filiach od New Jersey po Libi� znaleziono istny sk�ad �mierciono�nej broni. W szpitalach �wi�tyni utworzono magazyny materia��w wybuchowych i truj�cych gaz�w. Wielki przyw�dca tego popularnego mi�dzynarodowego Ko�cio�a � Gregory Belkin � by� szale�cem. Przed jego pojawieniem si� znali�my trzech innych ob��ka�c�w z wielkimi zamierzeniami, lecz mniejszymi mo�liwo�ciami. Jim Jones pope�ni� wraz ze swoj� �wi�tyni� Ludu zbiorowe samob�jstwo w d�unglach Gujany; David Koresh, uwa�aj�cy si� za wcielenie Chrystusa, zgin�� od kul i ognia na dziedzi�cu Waco w Teksasie. Ostatnio pewien japo�ski religijny przyw�dca zosta� oskar�ony o zabijanie niewinnych ludzi w metrze. Cz�onkowie Ko�cio�a o wdzi�cznym mianie �wi�tyni Solaire nie tak dawno pope�nili zbiorowe samob�jstwo jednocze�nie w trzech r�nych miejscach w Szwajcarii i Kanadzie. Gospodarz popularnego programu da� publiczno�ci wskaz�wki, jak zamordowa� prezydenta Stan�w Zjednoczonych. �mierciono�ny wirus zaatakowa� niedawno z furi� pewien afryka�ski kraj, a potem zanik�, przypomniawszy wszystkim my�l�cym ludziom o znanej od dawna obsesji: zbli�aj�cym si� ko�cu �wiata. Najwyra�niej istnia�y wi�cej ni� trzy mutacje wirusa, a wiele innych, r�wnie niebezpiecznych, czai si� jeszcze w d�unglach. Codziennie w wiadomo�ciach i rozmowach �wiatowc�w spotykamy si� z setkami r�wnie surrealistycznych opowie�ci. A wi�c uciek�em od tego, podobnie jak od wszystkiego innego. Uciek�em w samotno��, w �nie�n� biel, brutaln� oboj�tno�� niebosi�nych drzew i okruchy zimowych gwiazd. M�j jeep przewi�z� mnie przez �lasy Sk�rzanej Po�czochy�, jak jeszcze czasami si� je nazywa na cze�� Jamesa Fenimore�a Coopera, bym m�g� zamkn�� si� na zim� w swojej twierdzy. W samochodzie jest telefon, przez kt�ry mo�na przy pewnej dozie samozaparcia skontaktowa� si� ze �wiatem zewn�trznym. Zamierza�em go przenie��, ale prawda wygl�da tak, i� nie jestem zbyt zr�czny i nie potrafi�em wyj�� tego urz�dzenia, nie uszkadzaj�c samochodu. Zatem rozumiecie ju�, �e nie jestem g�upcem, a jedynie naukowcem. Mia�em plan. By�em przygotowany na nadej�cie obfitych �nie�yc i wichur, wyj�cych w metalowym kominie nad centralnym paleniskiem. Zapach ksi��ek, dymu z d�biny, �nieg pr�sz�cy od czasu do czasu w kominek oto rzeczy, kt�re kocham i kt�rych czasem potrzebuj� i przez wiele zim m�j dom dawa� mi dok�adnie to, o co prosi�em. Ta noc zacz�a si� jak ka�da inna. Gor�czka wzi�a mnie zupe�nie z zaskoczenia i pami�tam, jak rozpali�em pot�ny ogie� na okr�g�ym palenisku, poniewa� nie chcia�em do niego dok�ada�. Nie wiem, kiedy wypi�em ca�� wod� stoj�c� w pobli�u ��ka. Nie mog�em by� w�wczas w pe�ni przytomny. Przypominam sobie, �e podszed�em do drzwi, odci�gn��em zasuw� i nie potrafi�em jej zasun�� z powrotem; tyle potrafi� odnale�� w pami�ci. Prawdopodobnie chcia�em dosta� si� do jeepa. Zamkni�cie zasuwy okaza�o si� po prostu niemo�liwe. Przez d�ugi czas le�a�em w �niegu, po czym wczo�ga�em si� do domu, uchodz�c z paszczy zimy. Przynajmniej tak to wygl�da�o. Pami�tam to wszystko, poniewa� przypominam sobie, i� poczu�em, �e znajduj� si� w wielkim niebezpiecze�stwie. D�uga podr� powrotna do ��ka i ciep�a ognia wyczerpa�a mnie do cna. Pod stert� we�nianych koc�w i ko�der znalaz�em schronienie przed porywistym wichrem, kt�ry wtargn�� do wn�trza domu. I wiedzia�em, �e je�li nie odzyskam jasno�ci my�li, je�li jako� nie zdo�am doj�� do siebie, zima wkr�tce przekroczy pr�g, by na zawsze u�pi� ogie� i zabra� mnie ze sob�. Le��c na plecach, przykryty ko�drami po brod�, poci�em si� i dr�a�em na zmian�. Patrzy�em, jak p�atki �niegu wiruj� pod belkami sufitu. Patrzy�em na p�on�c� stert� bierwion. Czu�em sw�d spalonego garnka, z kt�rego wygotowa�a si� zupa. Widzia�em, jak �nieg zasypuje moje biurko. Zamierza�em wsta�, a potem zapad�em w sen. �ni� mi si� jeden z tych g�upich majak�w, jakie sprowadza ze sob� gor�czka. Wreszcie obudzi�em si� gwa�townie, poderwa�em, upad�em na wznak i znowu zasn��em. �wiece ju� si� wypali�y, ale ogie� jeszcze nie wygas�, a �nieg zd��y� zasypa� ca�y pok�j, pokry� grub� warstw� biurko, krzes�o, mo�e nawet i ��ko. Raz zliza�em �niegowe p�atki z warg, tyle sobie przypominam, i smakowa�y mi, wi�c od czasu do czasu pi�em roztopiony �nieg, kt�ry zgarnia�em d�oni�. Pali�o mnie piekielne pragnienie. Lepiej by�o spa�, ni� je czu�. Azriel pojawi� si� chyba oko�o p�nocy. Czy wybra� t� godzin�, kieruj�c si� zami�owaniem do mocnych efekt�w? Wprost przeciwnie. Ju� z daleka, id�c przez �nieg i wiatr, widzia� ogie� na szczycie g�ry, iskry strzelaj�ce z komina i �wiat�o migocz�ce przez otwarte drzwi. Pospieszy� ku tym drogowskazom. M�j dom by� jedynym gospodarstwem na tym terenie, a on o tym wiedzia�. Wywnioskowa� to z przypadkowych taktownych uwag tych wszystkich, kt�rzy oficjalnie i delikatnie dawali mu do zrozumienia, i� przez najbli�sze miesi�ce nie b�dzie ze mn� kontaktu, �e ukry�em si� w swojej pustelni. Ujrza�em go w chwili, kiedy stan�� w drzwiach. Widzia�em l�nienie g�stej fali czarnych k�dzierzawych w�os�w oraz ogie� w jego oczach. Widzia�em si�� i zr�czno��, kiedy zamkn�� drzwi i zbli�y� si� do mnie. Zdaje si�, �e powiedzia�em: � Umieram. � Nie, nie umierasz, Jonatanie � odrzek�. Natychmiast przyni�s� butelk� wody i uni�s� mi g�ow�. Pi�em i pi�em, i pi�a moja gor�czka, a ja go b�ogos�awi�em. � To zwyk�a rzecz, Jonatanie � powiedzia� z prostot�. Zapad�em w drzemk�, a on rozpali� ogie� na nowo, zmi�t� �nieg i przypominam sobie z wielk� wyrazisto�ci� i zdumieniem, jak pozbiera� zewsz�d moje notatki, bardzo pieczo�owicie, po czym ukl�k� i roz�o�y� je przed ogniem, by wysch�y i by mo�na by�o z nich co� jeszcze uratowa�. � To twoja praca, twoja cenna praca � odezwa� si�, kiedy spostrzeg�, �e na niego patrz�. Zdj�� obszerny, fa�dzisty p�aszcz. Zosta� w koszuli z d�ugimi r�kawami, co oznacza�o, �e nic nam ju� nie grozi. Zn�w poczu�em zapach gotuj�cej si� zupy, bulgocz�cy bulion z kury. Przyni�s� mi go w glinianej misce � z tych rustykalnych, jakie wybra�em specjalnie do tego domu � i kaza� mi wypi�, a ja us�ucha�em. W istocie to dzi�ki wodzie i bulionowi powoli sprowadzi� mnie z powrotem. Do tej pory nie mia�em na tyle przytomno�ci umys�u, by wspomnie� o lekarstwach z bia�ej apteczki. Obmy� mi twarz zimn� wod�. Umy� mnie ca�ego, powoli i cierpliwie, obracaj�c �agodnie moje cia�o. Na ��ku rozes�a� �wie�e prze�cierad�o. � Bulion � powiedzia�. � Bulion, nie, musisz. I woda. Nieustannie poi� mnie wod�. Czy wystarczy tak�e dla niego, spyta�. Niemal si� roze�mia�em. � Oczywi�cie, m�j przyjacielu, na Boga, bierz wszystko, czego chcesz. Zacz�� pi� �apczywymi �ykami i powiedzia�, �e tylko tego mu potrzeba teraz, gdy Droga do Nieba znik�a, a on pozosta� sam. � Nazywam si� Azriel � powiedzia�, siadaj�c przy mym ��ku. � Nazywaj� mnie S�ug� Ko�ci � ci�gn�� � lecz sta�em si� zbuntowanym duchem, rozgoryczonym i niepokornym. Rozwin�� gazet�, bym m�g� na ni� spojrze�. M�j umys� nie by� ju� tak zm�cony. Siedzia�em, podparty boskim dobrodziejstwem czystych poduszek. Wydawa� mi si� tak niepodobny do ducha, jak tylko mo�e by� niepodobny cz�owiek muskularny, tryskaj�cy �yciem, z ciemnymi w�osami na grzbietach d�oni i ramionach, co nadawa�o mu jeszcze bardziej witalny wygl�d. Ze strony s�ynnej gazety �Time� spogl�da�a na mnie twarz Gregory�ego Belkina. Gregory Belkin � ojciec Estery � za�o�yciel �wi�tyni Umys�u. Cz�owiek, kt�ry m�g�by skrzywdzi� miliony os�b. � Zabi�em go � powiedzia� Azriel. Odwr�ci�em si�, �eby na niego spojrze�, i wtedy po raz pierwszy ujrza�em cud. Chcia�, �ebym go zobaczy�. Uczyni� go dla mnie. Skurczy� si�, cho� nieznacznie; spl�tana grzywa ciemnych k�dzior�w znik�a. Mia� teraz schludn� fryzur� nowoczesnego biznesmena. Nawet jego obszerna koszula przekszta�ci�a si� w godny pochwa�y i nieskazitelnie skrojony czarny garnitur, a on sam sta� si�... na moich oczach... sta� si� Gregorym Belkinem. � Tak � odezwa� si�. � Tak wygl�da�em w dniu, w kt�rym dokona�em wyboru i na zawsze utraci�em moj� moc, kiedy przybra�em prawdziwe cia�o i prawdziwy wyraz cierpienia. Wygl�da�em tak jak Gregory, kiedy go zastrzeli�em. Zanim zdo�a�em wyrzec cho� s�owo, znowu si� zmieni�; jego g�owa sta�a si� masywniejsza, rysy � bardziej wyraziste, czo�o szersze i bardziej wypuk�e, a na miejsce zaci�ni�tych w linijk� ust Belkina pojawi�y si� wargi cherubina. P�on�ce oczy powi�kszy�y si� pod grubymi brwiami, kt�re obni�a�y si� przy u�miechu, nadaj�c i jemu, i intensywnemu spojrzeniu tajemniczy i uwodzicielski wyraz. U�miech ten nie by� wyrazem szcz�cia. Nie by�o w nim weso�o�ci ni s�odyczy. � My�la�em, �e zawsze b�d� tak wygl�da� � powiedzia�, podsuwaj�c mi gazet�, bym si� jej przyjrza�. � My�la�em, �e umr� w tej postaci. � Westchn��. � �wi�tynia Umys�u leg�a w gruzach. Ludzie nie b�d� umiera�. Kobiety i dzieci nie b�d� pada� na ulicach, odetchn�wszy �mierciono�nym gazem. Ale ja nie umar�em. Zn�w jestem Azrielem. Uj��em jego d�o�. � Jeste� cz�owiekiem z krwi i ko�ci. Nie wiem, co zrobi�e�, �e wygl�da�e� jak Gregory Belkin. � Nie, nie cz�owiekiem. Duchem � sprostowa�. � Duchem tak silnym, �e potrafi� otoczy� si� form�, jak� mia�em za �ycia, a teraz nie potrafi� si� jej pozby�. Dlaczego B�g mi to uczyni�? Nie jestem istot� niewinn�. Zgrzeszy�em. Lecz czemu nie mog� umrze�? Nagle jego twarz rozja�ni�a si� u�miechem. Sta� si� niemal dzieckiem ze spl�tanymi lokami wok� wypuk�ych policzk�w i pi�knymi mi�sistymi wargami cheruba. � Mo�e B�g kaza� mi �y�, bym m�g� ci� uratowa�, Jonatanie. Mo�e to wszystko dlatego. Odda� mi dawne cia�o, bym m�g� wspi�� si� na t� g�r� i opowiedzie� ci o wszystkim, a ty by� umar�, gdybym tu nie przyszed�. � By� mo�e, Azrielu. � Teraz odpoczywaj. Czo�o masz ch�odne. Zaczekam przy tobie i b�d� ci� pilnowa�, a je�li od czasu do czasu zobaczysz, �e zn�w zmieniam si� w tamtego m�czyzn�, to tylko dlatego, �e za ka�dym razem staram si� oceni�, jak trudne jest to zadanie. Nigdy nie by�o mi tak trudno zmieni� kszta�t � dla czarownika, kt�ry powo�a� mnie z ko�ci. Nigdy nie by�o mi tak trudno rzuci� czar, by oszuka� wrog�w mojego Pana lub tych, kt�rych chcia� okra�� lub zwie��. Ale teraz prawie nie mog� przybra� czyjejkolwiek postaci, z wyj�tkiem m�odzie�ca, kt�rym by�em, zanim wszystko si� zacz�o. Kiedy uwierzy�em w ich k�amstwa. Kiedy zosta�em duchem, a nie m�czennikiem, jak mi obiecali. Le� spokojnie, Jonatanie, �pij. Oczy masz czyste, a na policzki wr�ci�y ci kolory. � Daj mi jeszcze bulionu � poprosi�em. Us�ucha�. � Azrielu, naprawd� umar�bym bez ciebie. � Tak, tak wygl�da prawda, czy� nie? A ja sta�em ju� na Drabinie do Nieba, powiadam ci, tym razem ju� na niej by�em, kiedy dokona�em wyboru. I my�la�em, �e kiedy wszystko si� sko�czy, a �wi�tynia zostanie zniszczona, Droga znowu ku mnie sp�ynie. Chasydzi s� czy�ci i niewinni. S� dobrzy. Ale walk� musz� pozostawi� potworom takim jak ja. � Bo�e Wszechmog�cy � powiedzia�em. Gregory Belkin. Plan szale�ca. Przypomina�em sobie strz�py... � I ta pi�kna dziewczyna. Postawi� misk� z bulionem i otar� moj� twarz i d�onie. � Mia�a na imi� Estera. � Tak. Rozpostar� przede mn� pomi�t� i mokr� gazet�. Zaczyna�a schn�� w cieple i jej papier si� pomarszczy�. Ujrza�em s�ynne zdj�cie Estery Belkin na Fifth Avenue. Zobaczy�em j� le��c� na noszach tu� przed przeniesieniem do ambulansu, tu� przed �mierci�. Ale tym razem skupi�em si� na postaci, na kt�r� zwr�ci�em ju� uwag� w telewizyjnym dzienniku, i na wi�kszych fotografiach tej w�a�nie sceny. Ale a� dot�d nie przyjrza�em si� jej naprawd�. Przy noszach Estery sta� m�ody cz�owiek z r�kami uniesionymi do twarzy, jakby p�aka� nad ni� z �alu, m�odzieniec r�wnie trudny do rozpoznania, jak pozosta�e osoby z t�umu na s�ynnej fotografii, wyj�wszy jego mocne, pi�kne w kszta�cie brwi i grzyw� ciemnych k�dzierzawych w�os�w. � To ty � odezwa�em si�. � Azrielu, jeste� na tym zdj�ciu. By� roztargniony. Nie odpowiedzia�. Po�o�y� palce na postaci Estery. � Umar�a tam, Estera, jego c�rka. Wyja�ni�em, �e j� zna�em. �wi�tynia by�a w�wczas nowym zjawiskiem, raczej kontrowersyjnym, jeszcze nieustabilizowanym, niewzruszonym i niezmordowanym. Estera by�a dobr� studentk�, powa�n�, skromn� i uwa�n�. Patrzy� na mnie przez d�ug� chwil�. � By�a s�odk�, dobr� dziewczyn�, prawda? � Tak, rzeczywi�cie. Bardzo niepodobn� do swego ojczyma. Wskaza� na w�asn� posta� na zdj�ciu. � Tak, duch, S�uga Ko�ci. Widziano mnie w moim b�lu. Nigdy si� nie dowiem, kto mnie przywo�a�. Mo�e tylko jej �mier�, jej mroczne i straszne pi�kno. Nigdy nie b�d� tego wiedzia�. Ale teraz widzisz, teraz czujesz, jak prawdziwy jest ten kszta�t, kt�ry dot�d stanowi� jedynie mg��. B�g przyodzia� mnie w dawne cia�o; sprawi�, �e coraz trudniej jest mi znika� i wraca�; wtapia� si� w powietrze, nico�� i zn�w si� z niej wy�ania�. Co si� ze mn� sta�o, Jonatanie? Tak bardzo rosn� w si�� w tej ludzkiej postaci, �e boj� si�, i� nie mog� umrze�. �e nigdy nie umr�. � Azrielu, musisz mi o wszystkim opowiedzie�. � O wszystkim? O, bardzo tego pragn�, Jonatanie. Pragn� tego. Po godzinie mog�em ju� chodzi� po domu bez zawrot�w g�owy. Azriel przyni�s� mi gruby szlafrok i sk�rzane kapcie. Min�o jeszcze kilka godzin i poczu�em g��d. Pewnie ju� �wita�o, kiedy zapad�em w sen. I wreszcie obudzi�em si� p�nym popo�udniem, b�d�c ju� sob�, przytomny i bystry, i dom by� zapobiegliwie ogrzany ogniem, a w dodatku Azriel porozstawia� par� �wiec, z tych grubych, kt�re daj� subtelny i niejaskrawy blask. � Czy mo�e tak by�? � spyta� �agodnie. Powiedzia�em, �eby przyni�s� jeszcze kilka i zapali� naftow� lamp� na biurku. Poradzi� sobie z tym bez k�opotu. Zapa�ki nie by�y mu obce, tak jak zapalniczka. Przyci�� knot lampy. Postawi� dwie nowe �wiece na kamiennym blacie stolika przy ��ku. Pok�j z drewnianymi okiennicami zamkni�tymi r�wnie szczelnie jak drzwi by� o�wietlony r�wnomiernie i �agodnie. W kominie wy� wiatr. W palenisko znowu osypa� si� �nie�ny py�, kt�ry wyparowa� przy zetkni�ciu z p�omieniami. Burza ju� straci�a impet, ale �nieg nadal pada�. Zima nas osaczy�a. I nikt nie mia� si� pojawi�, nikt nie mia� nam przeszkadza�, odrywa� od tematu. Patrzy�em na niego z �ywym zainteresowaniem. By�em szcz�liwy. Niebywale szcz�liwy. Nauczy�em go robi� kaw� po kowbojsku, gdy nale�y wrzuca� ca�e ziarna do garnka, i wypi�em jej mn�stwo, rozkoszuj�c si� aromatem. Cho� chcia� mnie wyr�czy�, wymiesza�em ziarno na solidny posi�ek i pokaza�em mu, �e znajduje si� ono w ma�ych torebkach i wystarczy jedynie zagotowa� wod� i wymiesza� z nim, by otrzyma� g�st� i pyszn� kukurydzian� polewk�. Przygl�da� si�, jak jad�em. Powiedzia�, �e nie trzeba mu niczego. � Mo�e cho� spr�bujesz? � spyta�em. Zacz��em nalega�. � Moje cia�o tego nie przyjmie � odpar�. � Nie jest ludzkie. M�wi�em ci. Wsta� i powoli podszed� do drzwi. S�dzi�em, �e otworzy je na szalej�cy za nimi wicher, i skuli�em si�, got�w na przyj�cie uderzenia nawa�nicy. Nawet nie pomy�la�em, by zabroni� mu wyj�cia. Po tym, co dla mnie zrobi�, nie mog�em mu niczego odm�wi�. Ale on uni�s� ramiona. I cho� drzwi si� nie otworzy�y, nagle zerwa� si� silny podmuch wiatru, a sylwetka Azriela zblak�a, przez chwil� jak gdyby migota�a, jej kolory i faktura rozp�yn�y si� w wirze i wreszcie wszystko znik�o. Jak zaczarowany wsta�em powoli w krzes�a przy kominku. W rozpaczliwym dziecinnym ge�cie przygarn��em misk� do piersi. Wiatr usta�. Nigdzie nie widzia�em Azriela, a potem wiatr uderzy� znowu, i tym razem by� gor�cy: podmuch z pieca hutniczego. Azriel sta� naprzeciw ognia i spogl�da� na mnie. Ta sama bia�a koszula, te same czarne spodnie. Te same kruczoczarne w�osy, g�sto porastaj�ce mu pier�, wy�aniaj�c� si� z rozpi�cia ko�nierzyka. � Czy nigdy nie b�d� ju� nefesz? To znaczy jednym cia�em i dusz�. Zna�em to hebrajskie s�owo. Poprosi�em, by usiad�. Powiedzia�, �e mo�e pi� wod�. Powiedzia� te�, �e wszystkie duchy i dusze mog� pi� wod� i ch�on�� zapachy ofiar, dlatego wszyscy staro�ytni m�wi� o kadzid�ach, paleniu ofiar i dymie, unosz�cym si� z o�tarzy. Napi� si� wody, kt�ra wydawa�a si� go uspokaja�. Usiad� na jednym z moich licznych pop�kanych i kulawych krzese�, nie zwa�aj�c na jego podart� sk�rzan� tapicerk�. Przysun�� stopy do kamiennego paleniska; zauwa�y�em, �e ma mokre buty. Doko�czy�em posi�ek, posprz�ta�em i wr�ci�em ze zdj�ciem Estery. Wok� mojego okr�g�ego paleniska mog�oby usi��� sze�� os�b. Znajdowali�my si� blisko siebie, wystarczaj�co blisko, on ty�em do biurka i znajduj�cych si� za nim drzwi, ja w cieplejszym, odleglejszym i ciemniejszym k�cie pokoju, w ulubionym fotelu z po�amanymi spr�ynami i okr�g�ymi, grubymi oparciami, poplamionymi nieostro�nie pitym winem i kaw�. Przyjrza�em si� jej. Zdj�cie zajmowa�o p� strony, przypomniane wy��cznie przy okazji historii upadku Gregory�ego. � To on j� zabi�, prawda? � spyta�em. � To by�o pierwsze morderstwo. � Tak � potwierdzi� Azriel. Z zadziwieniem przygl�da�em si� jego brwiom, tak g�stym, mocnym i pi�knym, i ustom tak delikatnym gdy si� u�miecha�. � Nikt nie m�g� umrze� zamiast niej. Zabi� w�asn� pasierbic�. Wtedy si� pojawi�em � ci�gn��. � Wtedy w�a�nie wy�oni�em si� z ciemno�ci, jakby wezwany przez mojego Pana, cho� go nie odnalaz�em. Zjawi�em si� w pe�nym kszta�cie i pobieg�em ulic� Nowego Jorku tylko po to, by by� �wiadkiem jej �mierci, okrutnej �mierci, i po to, by zabi� tych, kt�rzy odebrali jej �ycie. � Tych trzech? Tych, kt�rzy j� zasztyletowali? Nie odpowiedzia�. Przypomnia�em sobie. M�czy�ni zostali zak�uci w�asnymi szpikulcami do lodu zaledwie o dwie przecznice od miejsca zbrodni. Tego dnia Fifth Avenue by�a tak zat�oczona, �e nikt nie powi�za� �mierci trzech wyrzutk�w z zamordowaniem pi�knej dziewczyny w modnym sklepie Henri Bendela. Dopiero nast�pnego dnia szpikulce do lodu zdradzi�y histori� mordu, wszystkie zbrukane krwi� Estery; jeden nosz�cy na sobie krew ich trzech zosta� przez kogo� wybrany za narz�dzie zemsty. � A wi�c to musia� by� spisek � powiedzia�em. � Oznajmi�, �e zabili j� terrory�ci, i sam si� pozby� swoich siepaczy, by bez przeszk�d g�osi� k�amstwo. � Nie, ci siepacze mieli uciec, by on m�g� g�osi� k�amstwo o terrorystach. Ale pojawi�em si� i zabi�em ich. � Spojrza� na mnie. � Zobaczy�a mnie przez okno, zanim umar�a, przez okno ambulansu, kt�ry j� zabra�, i wypowiedzia�a moje imi�: Azriel. � Wi�c to ona ci� wezwa�a. � Nie, nie by�a czarodziejk�, nie zna�a zakl�cia. Nie mia�a ko�ci. By�em S�ug� Ko�ci. � Odchyli� si� na oparcie fotela. W milczeniu spojrza� w ogie�, oczami o pal�cym spojrzeniu, ocienionymi ciemnymi wygi�tymi rz�sami. Jego czo�o by�o r�wnie mocno zarysowane jak szcz�ka. Min�o sporo czasu, zanim rzuci� mi promienny i niewinny ch�opi�cy u�miech. � Jeste� ju� zdrowy, Jonatanie. Gor�czka ci� opu�ci�a. Roze�mia� si�. � Tak � potwierdzi�em. Siedzia�em, ch�on�c suche ciep�o pokoju, zapach p�on�cej d�biny. Wypi�em kaw� do ko�ca, a� poczu�em na z�bach jej ziarna. Potem odstawi�em kubek na okr�g�e kamienne palenisko. � Czy pozwolisz mi spisa� swoje s�owa? Jego twarz znowu rozpromieni�a si� intensywnym blaskiem. Pochyli� si� ku mnie z ch�opi�cym entuzjazmem, opar� pot�ne d�onie na kolanach. � Zrobisz to? Zapiszesz wszystko, co ci powiem? � Mam urz�dzenie, kt�re zapami�ta za nas ka�de twoje s�owo. � A, wiem. � U�miechn�� si� z zadowoleniem i znowu opar� si� wygodnie. � Nie s�d�, �e jestem ograniczonym duchem, Jonatanie. S�uga Ko�ci nigdy taki nie by�. Zosta�em stworzony na pot�nego ducha. Zosta�em stworzony jako ten, kt�rego Chaldejczycy nazwaliby geniuszem. Kiedy mnie sprowadzono, wiedzia�em wszystko, co powinienem wiedzie� � o czasach, j�zyku, obyczajach �wiata bliskiego i odleg�ego � wszystko, czego trzeba, bym m�g� s�u�y� mojemu Panu. Przerwa�em mu, b�agaj�c, by wstrzyma� si� na chwil�. � Pozw�l, niech w��cz� magnetofon. Dobrze by�o znowu wsta� bez zawrot�w g�owy, b�lu w piersiach i zam�tu gor�czki. Przynios�em dwa ma�e urz�dzenia, jak to le�y w zwyczaju wszystkich tych, kt�rzy ju� kiedy� stracili opowie��, zawierzywszy tylko jednemu magnetofonowi. Sprawdzi�em baterie i przekona�em si�, czy kamienie paleniska nie s� dla nich zbyt ciep�e. Potem w�o�y�em do nich kasety i wreszcie ze s�owami: �Opowiadaj� w��czy�em je, by ich ma�e uszka s�ucha�y nas uwa�nie. � I pozw�l, �e wyja�ni� � doda�em, zwracaj�c si� do mikrofon�w � i� wydajesz si� m�odym m�czyzn�, nielicz�cym wi�cej ni� dwadzie�cia lat. Masz ow�osion� pier� i ramiona, tw�j zarost jest ciemny i zdrowy, sk�ra ma oliwkow� karnacj�, a burza w�os�w na g�owie musi by� obiektem zazdro�ci kobiet. � Lubi� jej dotyka� � powiedzia� ze s�odkim i dobrym u�miechem. � I ufam ci � powiedzia�em, by to nagra�. � Ufam ci. Uratowa�e� mi �ycie i ufam ci. I nie wiem, dlaczego to robi�. Na moich oczach zmieni�e� si� w innego cz�owieka. P�niej uznam, �e mi si� to przy�ni�o. Widzia�em, jak znikasz i znowu si� pojawiasz. P�niej nie b�d� w to wierzy�. To tak�e pragn� zarejestrowa�, jako skryba Jonatan. A teraz rozpocznij swoj� opowie��, Azrielu. Zapomnij o tym miejscu, zapomnij o czasie. Wr�� razem ze mn� do samego pocz�tku. Powiedz mi o tym, co jest wiadome duchowi: jak si� to zaczyna, co si� pami�ta z �ycia, lecz... � urwa�em, nie bacz�c na pracuj�ce magnetofony. � Ju� teraz pope�ni�em najgorszy b��d. � Jaki� to b��d, Jonatanie? � spyta�. � To ty chcesz mi opowiedzie� histori� i to ty powiniene� j� mi przekaza�. Skin�� g�ow�. � Szlachetny nauczycielu � powiedzia�. � Zbli�my si� do siebie. Zsu�my fotele. Przysu�my te ma�e urz�dzenia, by�my mogli m�wi� cicho. Ale nie widz� nic z�ego w rozpocz�ciu w spos�b, jaki mi podsun��e�. Chc� zacz�� w�a�nie w ten spos�b. Chc� ci wszystko powiedzie�. Przesun�li�my fotele tak, jak sobie �yczy�, a� zetkn�y si� oparciami. Uj��em jego d�o�, a on jej nie cofn��. Jego u�cisk by� mocny i ciep�y. A kiedy znowu si� u�miechn��, nieznaczne drgni�cie brwi nada�o mu wyraz niemal figlarny. Ale by� to tylko uk�ad jego rys�w: brwi zbiegaj�ce si� jak przy gro�nym grymasie, a potem unosz�ce si� �agodnym �ukiem. Dzi�ki nim jego spojrzenie wydaje si� pe�ne sekretnej wiedzy, a u�miech staje si� jeszcze bardziej promienny. Poci�gn�� �yk wody, d�ugi �yk. � Czy jest ci przyjemnie przy ogniu? � spyta�em. Skin�� g�ow�. � Ale wygl�da jeszcze pi�kniej. Potem spojrza� na mnie. � B�dzie si� zdarza�, �e si� zapomn�. B�d� do ciebie przemawia� po aramejsku lub hebrajsku. Czasem po persku. Mog� te� u�y� greki lub �aciny. Sprowad� mnie z powrotem, szybko przypomnij mi swoj� mow�. � Dobrze, cho� nigdy wcze�niej tak g��boko nie �a�owa�em braku znajomo�ci tych j�zyk�w. M�g�bym zrozumie� hebrajski, r�wnie� �acin�, ale nie perski. � Nie �a�uj � powiedzia�. � Mo�e strawi�e� ten czas na patrzeniu w gwiazdy, przygl�daniu si� padaj�cemu �niegowi lub mi�o�ci. M�j j�zyk powinien by� mow� duch�w. Geniusz przemawia j�zykiem Pana, kt�remu musi s�u�y�, a tak�e tych, kt�rych spotyka, wype�niaj�c jego rozkazy. Tutaj to ja jestem Panem. Teraz ju� to rozumiem. Wybra�em dla nas tw�j j�zyk. To wystarczy. Byli�my gotowi. Je�li m�j dom by� kiedykolwiek cieplejszy i rozkoszniejszy, je�li kiedykolwiek bardziej cieszy�o mnie towarzystwo drugiej osoby, nie pami�tam tego. Pragn��em tylko jednego: by� z nim i rozmawia�, a s�aby b�l w sercu przypomina� mi, �e kiedy Azriel sko�czy sw� opowie��, kiedy ta blisko�� mi�dzy nami zostanie przerwana, nic ju� nie b�dzie takie samo. Od tej chwili nic ju� nie b�dzie takie jak kiedy�. I zacz�� m�wi�. 2. � Nie pami�ta�em Jeruzalem. Nie urodzi�em si� tam. Moja matka zosta�a wywieziona jako dziecko przez Nabuchodonozora wraz z ca�� nasz� rodzin� i plemieniem, a ja ujrza�em �wiat�o dzienne jako Hebrajczyk w Babilonie, w bogatym domu � pe�nym ciotek, wuj�w i kuzyn�w, bogatych kupc�w, skryb�w, czasami prorok�w, a od czasu do czasu tancerzy, �piewak�w i pazi�w na dworze. U�miechn�� si�. � Naturalnie ka�dego dnia p�aka�em za Jeruzalem. �piewa�em pie��: �Jeruzalem, je�li zapomn� o tobie, niech uschnie moja prawica�. A w nocnych modlitwach b�agali�my, by Pan przywi�d� nas do naszej ziemi, i czynili�my to tak�e w modlitwach porannych. Ale chc� tylko powiedzie�, �e to Babilon by� moim ca�ym �yciem. W wieku dwudziestu lat, kiedy spotka�a mnie pierwsza � niech mi b�dzie wolno powiedzie� � wielka tragedia, znalem pie�ni i bog�w Babilonu r�wnie dobrze jak hebrajski i psalmy Dawidowe, kt�re codziennie przepisywa�em, albo Ksi�g� Samuela czy jakiekolwiek inne teksty, kt�re nieustannie studiowali�my w rodzinie. By�o to wspania�e �ycie. Ale zanim opisz� samego siebie i moje, by tak powiedzie�, otoczenie, pozw�l opowiedzie� mi o Babilonie. Pozw�l, �e za�piewam pie�� Babilonu w obcym kraju. Nie jestem mi�y Panu, w przeciwnym razie nie by�oby mnie tutaj, wi�c chyba wolno mi �piewa� pie�ni, na kt�re mam ochot�, jak ci si� wydaje? � Chc� j� us�ysze� � powiedzia�em z powag�. � Nadaj jej kszta�t, jaki ci si� spodoba. Niech s�owa p�yn�. Nie chcesz chyba ogranicza� swojej wymowy? Zwracasz si� do Boga czy tylko opowiadasz histori�? � Dobre pytanie. Zwracam si� do ciebie, �eby� w moim imieniu ubra� t� opowie�� w s�owa. Tak. Gniewam si�, krzycz� i blu�ni� wtedy, kiedy zechc�. Niech moje s�owa sp�yn� niczym potok. Zawsze tak jest, musz� wyzna�. Uciszenie Azriela to obsesja ca�ej rodziny. Po raz pierwszy us�ysza�em jego �miech i by� on lekki i serdeczny, tak naturalny jak oddech, ani powstrzymywany, ani �wiadomy. Przyjrza� mi si� uwa�nie. � M�j �miech zaskoczy� ci�, Jonatanie? � spyta�. � Wed�ug mnie �miech to jedna z najpowszechniejszych cech duch�w, zjaw, a nawet byt�w tak pot�nych jak ja. Nie uczestniczy�e� w uczonych dysputach? Duchy s�yn� ze swego �miechu. Anio�y si� �miej�. �wi�ci si� �miej�. �miech to odg�os z niebios. Tak mi si� wydaje. Nie wiem. � Mo�e czujesz si� bliski niebu, kiedy si� �miejesz. � Mo�e. � Jego du�e wargi cherubina by�y prawdziwie pi�kne. Gdyby by�y mniejsze, nadawa�yby mu wygl�d dziecka. Ale nie by�y, a z grubymi czarnymi brwiami i �ywymi wielkimi oczami doprawdy wygl�da� wyj�tkowo pi�knie. On tak�e patrzy� na mnie, jakby potrafi� czyta� w my�lach. � M�j uczony panie � powiedzia�. � Przeczyta�em wszystkie twoje ksi��ki. Studenci ci� kochaj�, prawda? Ale zdaje si�, �e starzy chasydzi s� wstrz��ni�ci twoimi biblijnymi studiami. � Ignoruj� mnie. Dla chasydyzmu nie istniej�, ale je�li to si� liczy, moja matka by�a chasydk�, wi�c by� mo�e b�d� mia� nieco zrozumienia dla tego, o czym mi opowiesz. Ju� wiedzia�em, �e go lubi�, bez wzgl�du na to, czego si� dopu�ci�; lubi�em go za niego samego � dwudziestoletniego m�odzie�ca, jak twierdzi� � i cho� by�em jeszcze ot�pia�y po gor�czce, jego pojawieniu si�, jego sztuczkach, naprawd� zaczyna�em do niego przywyka�. Odczeka� par� minut, zamy�lony, po czym podj�� opowiadanie: � Babilon. Babilon! Kt� zna miasto, kt�rego echa nios�y si� r�wnie g�o�no i daleko jak echa Babilonu? Powiadam ci, nie jest nim nawet Rzym. A w owych czasach nie by�o jeszcze Rzymu. Centrum �wiata le�a�o w Babilonie. Babilon zosta� wzniesiony przez bog�w. Babilon by� wielkim miastem Hammurabiego. Statki Egiptu, Ludzie Morza, lud Dilmun przybywali do port�w Babilonu. A ja by�em szcz�liwym jego dzieci�ciem. Widzia�em to, co istnieje dzi� w Iraku, uda�em si� tam osobi�cie, by ujrze� mury odbudowane przez tyrana Saddama Husajna. Widzia�em kopce piasku znacz�ce oblicze pustyni, wszystkie ukrywa�y stare grody i miasta, niegdy� asyryjskie, babilo�skie, judejskie. Poszed�em te� do muzeum w Berlinie, by op�aka� to, co wasz archeolog Koldewey odtworzy� z pot�nej niegdy� Bramy Isztar oraz Drogi Procesji. O m�j przyjacielu, czym�e by�o chodzenie po tej ulicy! Czym by�o spogl�danie na �ciany l�ni�ce glazur� b��kitnych cegie�, mijanie z�otych smok�w Marduka!... Ale cho�by� schodzi� star� Drog� Procesji wzd�u� i wszerz, poczu�by� jedynie przedsmak tego, czym by� Babilon. Wszystkie nasze ulice by�y proste, wiele z nich pokrywa� bruk z wapienia i czerwonej brekcji. Mieszkali�my w miejscu jakby ca�ym wykutym z p�szlachetnych kamieni. Wyobra� sobie miasto pe�ne glazury i emalii w najpi�kniejszych kolorach, pomy�l o wszechobecnych ogrodach. B�g Marduk wzni�s� Babilon w�asnymi r�kami, tak nam m�wili, a my wierzyli�my. �y�em wed�ug babilo�skich obyczaj�w, a wiesz, �e ka�dy z nas mia� w�wczas prywatnego boga, w�asnego boga, do kt�rego si� modli� i kt�rego prosi� o pomoc. Zatem wybra�em Marduka. Sam Marduk sta� si� moim bogiem. Wystaw sobie zamieszanie, kt�re powsta�o, gdy wszed�em do domu z ma�ym szczeroz�otym pos��kiem Marduka, rozmawiaj�c z nim tak, jak to by�o w zwyczaju Babilo�czyk�w. Ale potem m�j ojciec wybuchn�� �miechem. Bardzo to do niego podobne, do mojego pi�knego i niewinnego ojca. Odrzucaj�c g�ow� do ty�u, za�piewa� swym cudownym g�osem: �Jahwe jest twoim Bogiem, Bogiem twego Ojca i Ojca twego Ojca, Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba�. Na to poderwa� si� jeden ze spochmurnia�ych wuj�w. � A c� on przyni�s� za bo�ka? � To zabawka! � odpar� m�j ojciec. � Dajcie si� mu ni� bawi�. Azrielu, kiedy znudz� ci si� te babilo�skie przes�dy, roztrzaskaj pos��ek. Albo go sprzedaj. Naszego Boga nie mo�na sprzeda�, poniewa� nie jest on ze z�ota czy innego cennego kruszcu. Nie ma on swojej �wi�tyni. Jest ponad to. Skin��em g�ow� i poszed�em do swojego pokoju, du�ego i pe�nego jedwabnych poduszek i zas�on, z przyczyn, do kt�rych przejd� p�niej, po�o�y�em si� i zacz��em � pojmujesz � prosi� Marduka o opiek� nade mn�. W obecnych czasach Amerykanie zwracaj� si� w tej sprawie do anio�a str�a. Nie wiem, ilu Babilo�czyk�w traktowa�o to powa�nie, swego osobistego boga. Znasz przys�owie: B�g pomaga tym, kt�rzy pomagaj� sobie? I co ono mo�e znaczy�? � Babilo�czycy � powiedzia�em � byli raczej praktyczni ni� przes�dni, prawda? � Jonatanie, byli dok�adnie tacy jak wsp�cze�ni Amerykanie. Jeszcze nigdy nie spotka�em ludzi tak podobnych do staro�ytnych Sumeryjczyk�w i mieszka�c�w Babilonu jak oni. Handel by� dla nich wszystkim, ale ca�y nar�d chodzi� do astrolog�w, rozprawia� o magii i zajmowa� si� wyp�dzaniem z�ych duch�w. Ludzie zak�adali rodziny, jedli, pili, walczyli o sukces w ka�dej mo�liwej dziedzinie, a jednak bez przerwy zabiegali o przychylno�� losu. Obecnie Amerykanie nie rozmawiaj� o demonach, o nie, za to paplaj� o �my�leniu negatywnym� i �samosprawdzaj�cych si� przepowiedniach� oraz �wizualizacji�. Maj� ze sob� wiele wsp�lnego, Babilon i Ameryka, wiele wsp�lnego. Powinienem wspomnie�, �e dopiero w Ameryce znalaz�em co� najbardziej pokrewnego Babilonowi w dobrym znaczeniu tego wyra�enia. Nie byli�my niewolnikami naszych bog�w! Nie byli�my niczyimi niewolnikami. O czym to m�wi�em? O Marduku, moim prywatnym bogu. Modli�em si� do niego przez ca�y czas. Sk�ada�em mu ofiary, pojmujesz, ma�e kawa�ki kadzid�a, kiedy nikt nie patrzy�; ulewa�em mu odrobin� miodu i wina w �wi�ty�ce, kt�r� dla niego zrobi�em w grubej ceglanej �cianie swojej sypialni. Nikt nie zwraca� na to zbytniej uwagi. A� wreszcie Marduk zacz�� mi odpowiada�. Nie jestem pewien, kiedy zrobi� to po raz pierwszy. Zdaje si�, �e by�em jeszcze bardzo m�ody. Powiedzia�em do niego co� nierozwa�nego: �Sp�jrz, moi bracia dokazuj�, a ojciec tylko si� �mieje, jakby s�dzi�, �e jest jednym z nich, ja za� musz� wszystko robi� sam!�, a Marduk si� roze�mia�. Jak powiedzia�em, duchy cz�sto si� �miej�. Potem powiedzia� �agodnie: �Znasz swojego ojca. Zrobi, co mu powiesz, Du�y Bracie�. Jego g�os by� cichy i m�ski. Ale nie zacz�� szepta� mi pyta� do ucha, dop�ki nie zbli�y�em si� do dziewi�tych urodzin, a wtedy by�y to proste zagadki i �arty, a tak�e przekomarzanie si� na temat Jahwe... Nigdy nie by�o mu dosy� wykpiwania Jahwe, Boga, kt�ry mieszka� w namiocie i nie potrafi� wyprowadzi� swego ludu z ma�ej n�dznej pustyni przez ponad czterdzie�ci �at. Roz�miesza� mnie. I cho� stara�em si� traktowa� go z jak najwi�kszym respektem, zacz��em zwraca� si� do niego ze swobod�, a czasem nawet nieco przem�drzale i niegrzecznie. � Mo�e sam powt�rzysz te nonsensy Jahwe, skoro jeste� bogiem? � pyta�em. � Zapro� go do swej bajecznej �wi�tyni pe�nej cedr�w liba�skich i z�ota. Na co Marduk wybucha�: � Co? Rozmawia� z twoim bogiem? Nikt nie mo�e spojrze� mu w twarz i pozosta� przy �yciu! Czego ty mi �yczysz? A je�li zmieni si� w ognisty s�up jak wtedy, gdy wywi�d� was z ziemi egipskiej... ho, ho, ho... i zburzy mi �wi�tyni�, tak �e i ja b�d� musia� zamieszka� w namiocie? Nie zastanawia�em si� nad tym zbytnio a� do czas�w, gdy uko�czy�em jedena�cie lat. Dopiero wtedy dowiedzia�em si�, �e nie ka�dy s�yszy swojego osobistego boga, a tak�e odkry�em jedn� rzecz: nie musz� odzywa� si� pierwszy do Marduka. Przemawia� do mnie, kiedy chcia�, czasem w najbardziej niesprzyjaj�cych momentach. Mia� te� g�ow� pe�n� pomys��w. M�wi�: �Chod�my do dzielnicy garncarzy� albo �Chod�my na targ�. I szli�my. � Azrielu, pozw�l, �e przerw� � odezwa�em si�. � Kiedy wszystko to mia�o miejsce, m�wi�e� do pos��ka Marduka i nosi�e� go ze sob�? � Nie, ale� sk�d. Widzisz, osobisty b�g jest zawsze przy tobie. Bo�ek w domu, no c�, otrzymywa� kadzid�o, my�l�, �e mo�na powiedzie�, i� b�g wst�powa� w niego, by poczu� zapach kadzid�a. Ale nie, Marduk po prostu by�. Przej��em do�� g�upio zwyczaj Babilo�czyk�w, kt�rzy czasami straszyli swoich bog�w... Pojmujesz, m�wi�em: �Ha, co z ciebie za b�g, skoro nie potrafisz pom�c mi odnale�� naszyjnika siostry! Nie dam ci ju� wi�cej kadzid�a!�. Babilo�czycy tacy ju� byli, ostro ganili swoich bog�w, je�li sprawy nie sz�y po ich my�li. Azriel znowu wybuchn�� �miechem. Zastanawia�em si� nad tym problemem, kt�ry naturalnie nie by� mi ca�kiem obcy jako historykowi. Ale tak�e si� roze�mia�em. � Zdaje si�, �e czasy jednak a� tak si� nie zmieni�y. Katolicy potrafi� si� bardzo rozsierdzi� na swoich �wi�tych, kiedy ci nie sprawuj� si� jak nale�y. Przypominani sobie, �e kiedy� w Neapolu, gdy miejscowy �wi�ty odm�wi� uczynienia dorocznego cudu, zebrani w ko�ciele wierni wstali ze swoich miejsc i krzykn�li: �Ty �wi�ta �winio!�. � Istnieje tu pewne podobie�stwo � przyzna� Azriel. � W�a�ciwie ma ono par� poziom�w. W�z��w, by tak powiedzie�. A prawda wygl�da tak, �e bogowie nas potrzebuj�! Tak by�o z Mardukiem... � Znowu urwa�. Nagle wyda�o mi si�, �e nadzieja go opu�ci�a. Wbi� wzrok w p�omienie. � Potrzebowa� ciebie? � A przynajmniej mojego towarzystwa. Nie mog� powiedzie�, �eby potrzebowa� akurat mnie. Mia� do dyspozycji ca�y Babilon. Ale te uczucia s� niezno�nie skomplikowane. � Zwr�ci� spojrzenie na mnie. � Gdzie le�� ko�ci twojego ojca? � Tam gdzie je porzucili hitlerowcy w Polsce � wyja�ni�em. � Albo unosz� si� w powietrzu, je�li je spalono. Wygl�da� tak, jakbym go uderzy�. � Wiesz, �e m�wi� o drugiej wojnie �wiatowej i holokau�cie, zag�adzie �yd�w, prawda? � Tak, tak, wiem o tym do�� du�o, ale to tak boli, wiedzie�, �e tak�e twoi rodzice wtedy zgin�li. Poza tym moje pytanie traci sens. Chcia�em tylko zauwa�y�, �e prawdopodobnie jeste� przes�dny w zwi�zku ze swoimi rodzicami, tylko tyle, �e nie chcia�by� zak��ca� spoczynku ich ko�ci. � Jestem przes�dny � potwierdzi�em. � Tylko w przypadku fotografii rodzic�w. Nie pozwoli�bym, �eby co� si� im przytrafi�o, a kiedy zdarza mi si� zgubi� cho� jedn�, czuj� si� jak grzesznik, jakbym zha�bi� moich przodk�w i ca�y nar�d. � Ach � rzek� Azriel. � Ot� w�a�nie o tym chcia�em powiedzie�. I pragn� ci co� pokaza�. Gdzie jest m�j p�aszcz? Wsta� od paleniska, odnalaz� sw�j fa�dzisty p�aszcz i wyj�� z jego wewn�trznej kieszeni plastikow� torebeczk�. � Ten plastik, rozumiesz. Mo�na rzec, �e go uwielbiam. � Tak � zgodzi�em si�, podczas gdy on wr�ci� na swoje miejsce i otworzy� torebk�. � Pozwol� sobie zauwa�y�, �e ca�y �wiat uwielbia plastik, ale dlaczego ty? � Poniewa� dzi�ki niemu rzeczy pozostaj� czyste i nieskalane � oznajmi�, podnosz�c na mnie wzrok, a potem poda� mi zdj�cie, kt�re przedstawia�o kogo� wygl�daj�cego zupe�nie jak Gregory Belkin. Jednak nie by� to on. M�czyzna ze zdj�cia mia� d�ug� brod� i pejsy, a tak�e czarny jedwabny chasydzki kapelusz. By�em zbity z tropu. Azriel niczego mi nie wyja�ni�. � Zosta�em stworzony, by niszczy� � powiedzia� � a na pewno pami�tasz pi�kne hebrajskie s�owa przed tak wieloma psalmami, kt�re mieli�my �piewa� na t� okre�lon� melodi� �Nie b�dziesz niszczy�. Musia�em si� zastanowi�. � No, Jonatanie, z pewno�ci� wiesz � ponagli� mnie. � Altaszet! � wykrzykn��em. � �Nie b�dziesz niszczy�. U�miechn�� si�, a w jego oczach pojawi�y si� �zy. Dr��cymi d�o�mi zabra� zdj�cie i z�o�y� plastikow� torebk� na niskim zydlu pomi�dzy naszymi fotelami, na tyle daleko od paleniska, by ogie� nie uczyni� jej szkody. Potem na powr�t zapatrzy� si� w p�omienie. Nagle dozna�em dojmuj�cego wra�enia. Nie mog�em si� odezwa�. Nie chodzi�o tylko o to, �e wspomnia� o moich rodzicach zamordowanych w Polsce przez hitlerowc�w. Nie sz�o wy��cznie o to, �e przypomnia� mi o szalonym planie Gregory�ego Belkina, katastrofalnie bliskim realizacji. Nie chodzi�o jedynie o jego urod� ani o to, �e byli�my tu razem, ani te� o to, �e rozmawia�em z duchem. Nie wiem, co si� ze mn�