7174

Szczegóły
Tytuł 7174
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7174 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7174 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7174 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Larry Niven & Steven Barnes Park marze� Prze�o�y�a Dorota �ywno Eng @1981 Pol @ 1994 Obsada Dramatis personae Tw�rcy Richard Lopez - najbardziej ceniony na �wiecie Mistrz Gry, wsp�autor, a wkr�tce kierownik gry �Skarby M�rz Po�udniowych�. Mitsuko Lopez (Chi-Chi) - �ona Richarda, jego wsp�lniczka, wsp�autorka i przedstawicielka. Gracze Acacia Garcia (Panthasilea) - do�wiadczony gracz fantasy. Wojowniczka. Tony McWhirter (Fortunata) - niedo�wiadczony gracz i go�� Acacii. Z�odziej. Chester Henderson - s�ynny Mistrz Wiedzy, dow�dca wyprawy po Skarby M�rz Po�udniowych. Gina Perkins (Scmiramis) - do�wiadczony gracz fantasy. Czarodziejka. Adolph Norliss (Ollie, albo Franko�ski Oliver) - do�wiadczony gracz fantasy. Wojownik. Gwen Ryder (Guinevere) - gracz fantasy, narzeczona Olliego Opiekunka. Felicia Maddox (Ciemna Gwiazda) - do�wiadczony gracz. Z�odziejka. Mary-Martha Corbett (Mary-em) - do�wiadczony i wysoce ekscentryczny gracz. Wojowniczka. Bowan Czarny - partner Ciemnej Gwiazdy, do�wiadczony gracz fantasy. Czarodziej. Alan Leigh - do�wiadczony gracz fantasy. Czarodziej. S. J. Waters - pocz�tkuj�cy gracz. In�ynier. Owen Braddon - starszy, �rednio do�wiadczony gracz. Opiekun. Margie Braddon - do�wiadczony, starszy gracz. In�ynier. Holly Frost - pocz�tkuj�cy gracz z aspiracjami. Wojowniczka. George Eames - �rednio do�wiadczony gracz. Wojownik. Larry Garret - �rednio do�wiadczony gracz fantasy. Opiekun. Rudy Dreager - �rednio do�wiadczony gracz. In�ynier. Harvey Wayland (Kasan Maibang) - zawodowy aktor. Przewodnik. Nigorai - tubylec. Tragarz i szpieg (aktor). Kagoiano - tubylec. Tragarz (aktor). Pigibidi - w�dz tubylc�w (aktor). Lady Janet - dama w niebezpiecze�stwie (aktorka). Gary Tegner (Gryf) - pocz�tkuj�cy gracz. Z�odziej. Pseudonim Alexa Griffina. Personel Parku Marze� Alex Griffin - szef Ochrony Parku Marze�. Harmony - szef kierownictwa Parku Marze�. Millicent Summers - sekretarka Griffina. Albert Rice - stra�nik z Parku Marze�. Marty Bobbick - asystent Griffina. Skip O�Brien - psycholog z O�rodka Bada� Naukowych Parku Marze�. Melinda O�Brien - �ona Skipa. Gail Metesky - ��cznik Parku Marze� z Mi�dzynarodowym Stowarzyszeniem Gier Fantasy (IFGS). Alan Myers - urz�dnik IFGS Dwight Welles - technik komputerowy. Larry Chicon - technik komputerowy. Razem z Wellesem i Mistrzami Gry obs�uguje Centralny Komputer Gry. Novotney - lekarz z Osiedla Cowles Modular (CMC). Melone - stra�nik z Parku Marze�. Rozdzia� l Przyjazdy Poci�g, sztywny jak stalowy pr�t, wisia� w powietrzu nad pojedyncz� magnetyczn� szyn�, wypluwaj�c pasa�er�w na stacji Dallas. Jego pi�tna�cie wagon�w cicho i sprawnie przemkn�o z Nowego Jorku do Dallas w nieco ponad p� godziny. Otulony polem magnetycznym poci�g gna� przez pr�ni�, g��boko pod ziemi�, z pr�dko�ci� blisk� orbitalnej. Chester podrzuci� na ramionach sw�j ci�ki plecak i przeszed� si� wzd�u� peronu jak kr�l, emanuj�c pewno�ci� siebie. W poci�gu z pewno�ci� s� Gracze i niekt�rzy mogli go rozpozna�. Mistrz Wiedzy Chester Henderson zdawa� sobie spraw� z istnienia swojej niewidzialnej publiczno�ci. - Chester! Zatrzyma� si� skonsternowany. Zna� ten g�os. To by�a ona! - zjawa w obcis�ym, c�tkowanym kostiumie. Przyci�ga�a spojrzenia wszystkich, z wyj�tkiem tych, kt�rym ju� nic nie mog�o zaimponowa�. D�ugie rude w�osy, splecione w gruby warkocz, sp�ywa�y jej po plecach, si�gaj�c pasa. Mia�a bardzo gruby makija�, kt�ry doskonale ukrywa� fakt, �e w rzeczywisto�ci by�a �adn� kobiet�. Za to jej kostium niczego nie ukrywa�. - Cze��, Gina - westchn�� Chester z rezygnacj�. - Powinienem by� si� domy�li�, �e b�dziesz z nami. - Nie zrezygnowa�abym za nic. Pami�tasz ostatni raz, jak uratowa�e� mnie przed mamutem? Kosztowa�o mnie to trzy punkty za odmro�enia. Pami�tam. - Nie marud�, sk�pirad�o. Poza tym, by�am ci bardzo wdzi�czna. - Obj�a go ramieniem i posz�a z nim w kierunku wahad�owca kursuj�cego pomi�dzy stacj� a Parkiem Marze�. Przypomnia� sobie. By�a rzeczywi�cie bardzo wdzi�czna. - To jedna z twoich mocnych stron - powiedzia� obejmuj�c j�. Jego d�oni by�o niepokoj�co mi�o pomi�dzy jej ciep�ymi kr�g�o�ciami. - Wiesz, ciesz� si�, �e b�dziesz z nami. Mo�e znajdziemy dla ciebie rol� dziewicy albo co� w tym rodzaju. - Naprawd�? - zachichota�a. - Uwielbiam twoj� wyobra�ni�. Chester nie u�miechn�� si�. - S�uchaj, Gina. Tym razem to masz podporz�dkowywa� si� rozkazom troch� dok�adniej. Ma�o brakowa�o, �eby� mnie wtedy za�atwi�a na dobre. Przesta�, m�wi� powa�nie! To dla mnie bardzo wa�ne, rozumiesz? Gina spojrza�a na niego i jej twarz spowa�nia�a. - Co tylko sobie �yczysz, Chester. Chester westchn�� cicho, gdy wsiadali do wahad�owca. Gina by�a zdolna, niekiedy lepsza ni� wi�kszo�� innych. Nie oszcz�dza�a si� i czasami r�wnie� s�ucha�a rozkaz�w, ale traktowa�a to wszystko jak jak�� cholern� gr�. Alex Griffin zaj�� swoje miejsce na pok�adzie wahad�owca i usadowi� si� wygodnie, zamykaj�c oczy. Ju� dawno temu nauczy� si� ceni� warto�� kr�tkich drzemek, gdy tylko by�y one mo�liwe i umia� spa� w czasie, kt�ry wi�kszo�� ludzi marnowa�a na denerwowanie si�. Przeci�gn�� si� i us�ysza� trzeszcz�ce d�wi�ki budz�cych si� staw�w. Nic dziwnego, �e wci�� by�y zaspane. Jeszcze dziesi�� minut temu chrapa� w swoim mieszkaniu w Osiedlu Cowles Modular. Alex otworzy� jedno oko i popatrzy� na znikaj�ce w oddali zabudowania. Pi�ciuset pracownik�w Parku Marze� mieszka�o w Osiedlu Cowles Modular, przytulonym do g�r Little San Bernardino. Od miejsca zatrudnienia dzieli�o ich tylko pi�tna�cie kilometr�w. Griffin musia� by� do dyspozycji Parku dwadzie�cia cztery godziny na dob� przez trzy tygodnie w miesi�cu, wi�c docenia� dogodne po�o�enie osiedla. Dzisiejszy poranek nie by� niczym nadzwyczajnym, zwyk�y dzie� pracy, zaczynaj�cy si� o 5.35 rano przenikliwym jazgotem budzika. Odwr�ci� nadgarstek, �eby spojrze� na zegarek wydrukowany na r�kawie (Kosztowny kaprys. Nawet czyszczenie chemiczne d�ugo nie zdo�a zniszczy� nadrukowanych na tkaninie obwod�w). Trzy minuty do przyjazdu na peron dla pracownik�w. W�a�nie zdecydowa� si� zn�w zamkn�� oczy, kiedy nerwowo zapiszcza� komunikator. Kobieta na ekranie w �wietle po�udnia mog�a by� pi�kna, ale o 5.56 by�a postaci� z horroru. - Dzie� dobry, szefie - za�wierka�a rze�kim g�osem. - Oj, nie. Wcale nie, Millicent - Alex ziewn�� niegrzecznie, czuj�c z tego powodu wstr�t do siebie. Przyg�adzi� palcami w�osy i mozolnie pr�bowa� skupi� spojrzenie. - O, do licha, mo�e to rzeczywi�cie dobry poranek. Mo�e nawet b�dzie dobry dzie�. Przepraszam, Millicent. O co chodzi? - Sprawa najwa�niejsza to ostatnie przygotowania do jutrzejszej gry �Skarby M�rz Po�udniowych�. B�dziesz mia� kilka dossier do przejrzenia. - Wiem. Co� jeszcze? Potrz�sn�a g�ow�, roztrzepuj�c swoj� lu�no kr�con� fryzur� afro, i rzuci�a okiem na ekran komputera poza jego polem widzenia. - Mmm... Masz spotkanie z Bossem w sprawach bud�etu. To otrze�wi�o go bardzo pr�dko. - Czy�bym przekroczy� ten zaplanowany przez Harmony�ego w zesz�ym kwartale? - Nie s�dz�. Chyba nie. To m�j departament, a ja nie pope�niam takich b��d�w. He, he, he. - He, he, he. No wi�c co? - My�l�, �e przechodzimy z bud�etu o podstawie zerowej na jaki� nowy system, na kt�ry Harmony strasznie si� napali�. - O Bo�e! Co jeszcze? Czy przypadkiem nie mam dzisiaj wyk�adu dla kursant�w? - Tak. O pierwszej po po�udniu, zaraz po um�wionym lunchu z O�Brienem. Twarz Alexa rozja�ni�a si�. - Alleluja. Nareszcie co� weselszego. Powiedz Skipowi, �e spotkamy si� o 11.30 pod Bia�ym Jeleniem, OK? I popro� go, �eby przyni�s� mi dokumentacj� L-5. Chcia�bym j� sobie przejrze�. Co z kursem? - Standardowa procedura zatrzymywania i aresztowania. Zaj�cia z nowymi lud�mi z Ochrony. - W porz�dku - Alex popatrzy� na zegarek. Do stacji zosta�o jeszcze kilka sekund. - Zapisz mi, �ebym nie zapomnia�; parowanie ciosu pionowo podniesionym ramieniem, skrzy�ny chwyt za nogi z pozycji le��cej i, powiedzmy, rozbrajanie przeciwnika uzbrojonego w n�. Blokada lewego i prawego przegubu wraz z niskimi kopni�ciami. Od tego zaczn�. Jestem ju� prawie na miejscu, kochanie. Zobaczymy si� za kilka minut, dobrze? - Tak jest, Griff - powiedzia�a z szerokim u�miechem i obraz zgas�. Wahad�owiec zawi�z� go do samego centrum 1200-hektarowego Parku Marze�, dwa poziomy poni�ej powierzchni ziemi. �Du�y ruch jak na tak wczesn� por� - pomy�la�, a potem przypomnia� sobie o Grze. Got�w by� si� za�o�y�, �e jeszcze w ostatniej chwili trzeba b�dzie wykona� robot� warto�ci najmarniej pi�ciu tysi�cy dolar�w. Brak jakich� zaleg�o�ci by�by r�wnoznaczny z cudem. Korytarze biurowca rozci�ga�y si� we wszystkich kierunkach: w g�r�, w d�, na boki i by� mo�e od dnia jutrzejszego do wczorajszego, je�eli Dzia� Badawczo-Rozwojowy wymy�li� co� nowego od �niadania. Wi�kszo�� ludzi, kt�rzy go mijali, zna�a go po imieniu, wi�c wo�ali: �Cze��, Alex� albo: �Co s�ycha�, Griff?�, lub: �Dzie� dobry, szefie�, po czym szli dalej taszcz�c wieszaki z kostiumami, rekwizyty i sprz�t elektroniczny. Z sykiem podjecha� w�zek towarowy i natychmiast kilku robotnik�w w kombinezonach oraz ma�e, bucz�ce roboty zacz�o go roz�adowywa�, by zrobi� miejsce dla nast�pnego transportu. Alex zasalutowa� przyjacielsko stra�nikowi przy windzie i przycisn�� prawy kciuk do p�ytki identyfikatora. Drzwi otworzy�y si�. Za nim natychmiast wcisn�o si� pi�ciu lub sze�ciu ludzi. Alex z trudem opanowa� rozdra�nienie, kiedy tylko dw�ch z nich przy�o�y�o kciuki do p�ytki w celu potwierdzenia to�samo�ci. �Do licha, trzeba b�dzie co� z tym zrobi�!� Wed�ug zegarka na biurku Alexa by�a 6.22, czwartek 5 marca 2051. Oparty o zegarek le�a� arkusz papieru z przygotowanym przez Millicent wydrukiem obowi�zk�w na dzie� bie��cy. Alex zrzuci� p�aszcz i usiad� za biurkiem. Wcisn�� klawisz na konsoli. Nad biurkiem pojawi�o si� holograficzne �okno� i wizyt�wka z napisem: �M. Summers�. Za wizyt�wk� ciemna, �adna twarz po�piesznie odwr�ci�a si�, by odpowiedzie� na wezwanie. - Millicent, czy nie m�g�bym troch� tego podrzuci� Bobbickowi? Jak on, do diab�a, chce zas�u�y� na swoj� pensj�, je�li ja wykonuj� ca�� robot�? - Marty jest w Ubezpieczeniach i przegl�da sprawozdanie na temat strat poniesionych w grze �Wyprawa Ratunkowa�, kt�ra sko�czy�a si� wczoraj w Sektorze B. Powinien by� wolny oko�o drugiej po po�udniu. Mo�e chcesz, �ebym... - Nie. Zostaw go przy tym. Pos�uchaj teraz. Czy musz� i�� taki kawa� drogi do RD,[ (Research and Development) - Dzia� Badawczo-Rozwojowy] czy mo�emy za�atwi� t� spraw� przez telefon? B�g mi �wiadkiem, �e mam do�� papierk�w do przerzucenia przed �sm�. B�d� tak mi�a i sprawd� to, dobrze? - Tak jest, Griff. Jestem przekonana, �e nie b�dziesz musia�. Kiedy jej twarz znikn�a, Alex wystuka� polecenie przys�ania wykazu papierkowej roboty przewidzianej na ten dzie�. Po ekranie przebieg�y trzy kolumny napis�w. Mimo �e mia� samodzieln� sekretark� i zast�pc�, wci�� mn�stwo �mieci przychodzi�o w�a�nie do niego. Najpierw praca? U�miech powoli zago�ci� na jego twarzy. Najpierw rzut oka na Park Marze�. W��czy� zewn�trzne monitory i obserwowa�, jak pok�j rozrasta si� i wype�nia mrocznymi alejami Parku. Pracownicy przygotowuj�cy Park na przyj�cie dzisiejszych go�ci, przypominali mr�wki kr�c�ce si� w�r�d d�ugich, czarnych cieni wczesnego poranka. Oto zarys pos�pnych zabudowa�, gdzie odbywa�y si� wycieczki po Starym Arkham. Dzieciaki to uwielbia�y. Doro�li... no c�. Pewna starsza pani ze szmerami serca o ma�o nie przejecha�a si� na tamten �wiat, kiedy, jak jej si� wydawa�o, Chthulhu po�ar� jej wnuki. Niekt�rzy ludzie to maj� pomys�y! W oddali, wok� kraw�dzi Parku wi�a si� jak w�� Kolejka Grawitacyjna, oferuj�ca w sumie trzydzie�ci sekund stanu niewa�ko�ci, dzi�ki �ukom parabolicznym zaprojektowanym przez komputer. Oko kamery przesun�o si� do Sektora B, gdzie sko�czy�a si� gra �Wyprawa Ratunkowa�. To by�o co� interesuj�cego. Akcja toczy�a si� cz�ciowo na terenie pustynnym, a cz�ciowo pod wod�. Bra�o w niej udzia� dwunastu graczy przez dwa dni. Alex obliczy� sobie, �e Mistrz tej gry na pewno wyjdzie na swoje. Przygotowanie gry kosztowa�o 300 tysi�cy dolar�w. Uczestnicy p�acili po cztery setki dolar�w dziennie za przywilej zdobywania �punkt�w do�wiadczenia� dla fantastycznych postaci, w kt�re si� wcielali, i za straszenie ich w mo�liwie najbardziej makabryczny spos�b. Prawa do napisania ksi��ki zosta�y sprzedane ju� wcze�niej, podobnie jak prawa do nakr�cenia filmu...Alex nie m�g� udawa�, �e rozumie kryj�c� si� za tym logik�. Pomys�y Mi�dzynarodowego Stowarzyszenia Gier Fantasy nie mie�ci�y si� w granicach jego mo�liwo�ci rozumienia. Gracze zdawali si� m�wi� obcym j�zykiem. Do tego wszystkiego mieli w tym miesi�cu dwie gry, jedn� po drugiej. Gry jednak pomaga�y Parkowi. Wycieczka po Starym Arkham zacz�a si� trzydzie�ci, a mo�e czterdzie�ci lat temu jako gra. O! A teraz, to by�o co� bardziej w jego gu�cie. Wielka strzelnica po drugiej stronie Piekielnej Jazdy odpowiada�a mu najbardziej. Alex czasami wpada� tam, �eby ustrzeli� kilku hitlerowc�w, bandyt�w lub par� dinozaur�w: Dobry Bo�e, to by�o naprawd� realistyczne prze�ycie! Ch�opcy z RD byli niesamowici. I ca�kiem szaleni... Stukn�� w klawisz. Kamera przesun�a si� dalej. Zabrz�cza� sygna�. Alex krzywi�c si� wy��czy� holo i odpowiedzia� na wezwanie. Us�ysza� g�os Millie, ale na wizji pojawi� si� jaki� stra�nik, kt�rego Griffin nie potrafi� sobie przypomnie�. - Dzia� Badawczo-Rozwojowy, Griff - powiedzia� g�os Millie. - W porz�dku. Ju� sobie przypomnia� nazwisko tego m�czyzny. To dzwoni� Albert Rice ze swojego posterunku, gdzie� pomi�dzy Kartotek� a technologicznym monstrum znanym pod nazw� Centrali Gier. Rice by� silny i bystry, ch�tnie podejmowa� si� trudnych zada� i Griffin czasami mia� wyrzuty sumienia, �e nie potrafi� go polubi�. �Mo�e to po prostu zazdro�� - my�la�. Rice by� przystojnym, niemal �adnym blondynem o zgrabnym profilu i kilka sekretarek z Dzia�u Ochrony za�o�y�o si� o to, kt�ra pierwsza go zaliczy. W ci�gu tego roku, odk�d Rice pracowa� w Parku, �adna jeszcze nie wygra�a. Co� Rice�a dr�czy�o. Wygl�da� na poruszonego i kr�ci� si� nerwowo. - Tak, Rice, o co chodzi? - Dzie� dobry panu. Na posterunku wszystko w porz�dku, ale... - zawaha� si�, a potem doda� szybko: - W�a�nie dosta�em wiadomo��, �e moje mieszkanie w CMC zosta�o zdemolowane. Griffin uni�s� brwi. - Kiedy wp�yn�o zg�oszenie? - P� godziny temu. Policjant powiedzia�, �e wy�amano zamek i porozrzucano troch� rzeczy, ale nie skradziono mojego sprz�tu elektronicznego. Chcia�bym jednak zobaczy�, czego brakuje. Griffin pokiwa� g�ow�. - Nie masz przypadkiem jakich� postrzelonych koleg�w w RD, co? Dobrze, zwolnij si� z reszty s�u�by. Wy�l� kogo� na twoje miejsce za jakie� dwadzie�cia minut. Wtedy si� odmeldujesz. A tak poza tym, co tam si� dzieje? - Przewa�nie przygotowania Centrali do gry �Skarby M�rz Po�udniowych�. - Taak, zdaje si�, �e to b�dzie potw�r, a nie gra. S�uchaj, chcia�by� nadrobi� te godziny, kt�re stracisz dzi� po po�udniu? Albert Rice entuzjastycznie skin�� g�ow�. - Dobrze. Zapisz si� na nocn� zmian� i zg�o� si� z powrotem o p�nocy. Przez kilka dni b�dziesz pracowa� od �smej do pi�tej, dobrze? - Tak jest, szefie. Alex wcisn�� �koniec rozmowy� i wygasi� obraz. Nast�pnie prze��czy� si� na lini� wewn�trzn� i na ekranie zn�w zjawi�a si� Millie z wdzi�cznym u�miechem przylepionym do twarzy. - Millie, przy�lij mi dossier uczestnik�w jutrzejszej gry. - Tak jest, Griff. Drukarka na jego biurku natychmiast zacz�a sycze� i wypluwa� arkusze papieru, kt�ry sk�ada� si� w zgrabny stosik. Griffin pokr�ci� g�ow�. Jak Millie to robi, �e ka�dego poranka jest taka weso�a? Powinien kiedy� ukra�� fili�ank� jej kawy i wys�a� do analizy do RD. Oderwa� kilka pierwszych stron. Z holograficznego zdj�cia patrzy� na niego przystojny, �niady m�ody m�czyzna z kr�tko przystrzy�on� brod�. Dane personalne znajdowa�y si� w przeciwleg�ym rogu. Nazwisko: Richard Lopez. Wiek: 26 lat. Pozycja w grze: Mistrz Gry. W takim przypadku sprawdzanie danych by�o czyst� formalno�ci�. Lopez zosta� ju� przepuszczony przez dok�adne sita Ochrony i s�u�b technicznych. Ka�dy, kto wchodzi do Centrali Gier, jest czystszy od gotowanego myd�a. I r�wnie� bystry. Evans, ta dziewczyna, kt�ra prowadzi�a ostatni� gr�, mia�a za sob� trzy lata MIT,[ (Massachussets Institute of Technology) - Instytut Technologii w Massachussets.] opr�cz dyplomu magisterskiego otrzymanego w Wy�szej Szkole Technicznej Si� Lotniczych. A przecie� by� to tylko Sektor B. Sektor A zajmowa� dwa razy wi�ksz� powierzchni�, a jego Centrala by�a co najmniej trzy razy bardziej skomplikowana. Lopez musi by� rzeczywi�cie bardzo dobry. Griffin uzna�, �e powinien spotka� si� z nim osobi�cie, kiedy Mistrz Gry i jego asystentka b�d� jutro rano wchodzi� do Centrali. Ona by�a wysok�, orientaln� dziewczyn� o kr�tkich, czarnych w�osach i l�ni�cobia�ych z�bach. U�miecha�a si� nie�mia�o ze zdj�cia. Mitsuko �Chi-Chi� Lopez. Wiek: 25 lat. Szybki rzut oka na dalsze dane potwierdzi�, �e posiada�a wspania�e kwalifikacje do wsp�pracy nad kierowaniem czterodniow� gr�. �Ci�gnie sw�j do swego� - pomy�la� Alex. Najprawdopodobniej spotkali si� w Parku Marze�, a mo�e nawet wzi�li �lub w jednej z tamtejszych kaplic. Bywa�y to niezwykle interesuj�ce ceremonie. W�r�d go�ci weselnych mo�na by�o znale�� ka�dego, od Dobrej Wr�ki Glindy, Sinobrodego i Gandalfa do Mediatora Zd�blakowa. Bardzo popularne by�y anio�y. Kto jeszcze? Aha... Mistrz Wiedzy. Ten Chester Henderson. Henderson prowadzi� grupy przez Park Marze� �rednio trzy razy do roku i got�w by� przyjecha� z Teksasu nawet na stosunkowo niewielk� imprez�. Jego przyjazd by� zwykle op�acany przez graczy, lub Mistrz�w Gry, b�d� ich poplecznik�w. Czy przypadkiem rok temu nie by�o k�opot�w z Hendersonem? Alex przelecia� spojrzeniem po arkuszu. Chester Henderson. Wiek: 32 lata. Na zdj�ciu wygl�da� na m�odszego. Jego �miertelnie powa�ny wyraz twarzy by� niemal odstraszaj�cy. W Parku Marze� by� 34 razy, uwa�any za cennego klienta... ...Jest! Rok temu Chester zabra� ekspedycje w �g�ry Tybetu�, w nadziei sprowadzenia mamuta. Wyprawa ponios�a ca�kowit� kl�sk�. Prze�y�o troje z trzynastu jej uczestnik�w i nie przywieziono mamuta. Chester straci� kilkaset punkt�w, co zagrozi�o jego pozycji w IFGS. A kto by� Mistrzem Gry podczas tej pechowej ekspedycji? Aha! Richard Lopez. Chester protestowa� w IFGS, �e gra by�a prowadzona nieuczciwie, lecz ostateczny werdykt g�osi�, �e aczkolwiek tak zwane ��nie�ne �mije� by�y nadzwyczaj zab�jcze, to wszystkie niemi�e niespodzianki, kt�re spotka�y ekspedycj�, mie�ci�y si� w regu�ach. Lopezowi udzielono upomnienia, ale Henderson straci� 368 punkt�w do�wiadczenia. Co ciekawe, do tego roku Lopez dzia�a� anonimowo, jako �tajemniczy Mistrz Gry�, prowadz�c negocjacje przez swoj� �on� Mitsuko. W tym roku Henderson za��da� osobistego spotkania i IFGS zgodzi�o si�. Po raz pierwszy przeciwko sobie stan� dwie legendy. Alex wyci�gn�� si� w fotelu i popatrzy� w sufit. Wygl�da na to, �e Chester b�dzie chcia� si� odegra�. Takie sytuacje zawsze s� interesuj�ce. Rozdzia� 2 Spacer po Starym Los Angeles Acacia by�a podniecona. Jej podniecenie ros�o stopniowo od chwili, gdy wsiedli do poci�gu w Dallas. Teraz szarpa�a Toniego za r�k�, odci�gaj�c go od kasy, zanim zd��y� schowa� portfel. - Chod� ju�, Tony! Wejd�my zanim zrobi si� t�ok. - Dobrze ju�, dobrze. Gdzie p�jdziemy najpierw? Twarz Acacii rozja�ni�y wspomnienia. - M�j Bo�e, nie potrafi� si� zdecydowa�. Komnata Strach�w? Tak, tam najpierw, a potem Slalom z Everestu. Uwielbiam to, uwielbiam, uwielbiam. Ty te� polubisz, ponuraku. - Hej, przecie� jestem tu z tob�, no nie? Istnieje r�nica pomi�dzy rozs�dn� pow�ci�gliwo�ci� emocjonaln� a g�odem wra�e�, takim jak u narkomanki pozbawionej dawki proch�w. - Jeste� gadatliwy dra� - powiedzia�a Acacia i pobieg�a w kierunku wyj�cia z tunelu, ci�gn�c go za r�kaw obiema r�kami. Roze�mia� si� i pozwoli� jej wywlec si� na zewn�trz. Tu� za progiem czeka� go nag�y wstrz�s. Ze szczytu szerokich schod�w mo�na by�o zobaczy� trzy wielokondygnacyjne galerie ze sklepami i wszelkimi mo�liwymi atrakcjami. Rozci�ga�y si� one i wi�y jak �ciany labiryntu, ka�da wysoko�ci dwunastu pi�ter. Przestrze� pomi�dzy nimi wype�nia�y tysi�ce ludzi kr�c�cych si� po r�nych zakamarkach, przej�ciach, terenach piknikowych, teatrach na otwartym powietrzu i w�r�d mniejszych budowli w kszta�cie wie� i kopu�. Acacia widzia�a to ju� przedtem. Teraz mog�a obserwowa� Toniego. Powietrze rozbrzmiewa�o muzyk� oraz �miechem dzieci i doros�ych. Aromaty egzotycznych potraw, niesione przez wiatr, miesza�y si� z bardziej znajomymi zapachami hot- dog�w, cukrowej waty, roztopionej czekolady, s�onych toffi i pizzy. Tony przygl�da� si� wszystkiemu szeroko otwartymi oczami. Wygl�da� na wystraszonego i onie�mielonego. Niemal przera�onego... Na ulicach ta�czyli klauni i postacie z kresk�wek. Z oddali nie spos�b by�o stwierdzi�, kt�re z nich s� lud�mi w kostiumach, a kt�re hologramami, z kt�rych s�yn�� Park. Tony obr�ci� si� do Acacii i zobaczy�, �e dziewczyna przygl�da mu si� z kpi�cym u�miechem. Chcia� co� powiedzie�, ale zamiast tego chwyci� j�, podni�s� i okr�ci� dooko�a. Inni tury�ci uprzejmie uchylali si� przed jej fruwaj�cymi stopami. - Nigdy nie widzia�em czego� podobnego. Zdj�cia nie oddaj� tego nawet w po�owie. Nigdy nie wyobra�a�em sobie... Jej u�miech z�agodnia�. Przycisn�a si� do niego. - A widzisz? Widzisz? Tony w oszo�omieniu pokiwa� g�ow�. Roze�mia�a si� i poci�gn�a go po schodach w d�, do krainy czar�w. Kolejka przed Komnat� Strach�w posuwa�a si� naprz�d w nier�wnym tempie. Powietrze by�o ju� cieple, wi�c Acacia zdj�a sweter i przewiesi�a go przez rami�. Ponownie zauwa�y�a to, co rzuci�o jej si� w oczy podczas pierwszej wizyty w Parku, a co potwierdzi�a w czasie nast�pnych; dzieci nie by�y tak poruszone Parkiem Marze�, jak ich rodzice. Dzieci zdawa�y si� po prostu nie rozumie� jego ogromu, z�o�ono�ci, rozmachu i genialno�ci. Dla nich takie by�o �ycie. To doro�li chodzili chwiejnym krokiem i z otwartymi ustami, podczas gdy roz�piewane, wrzeszcz�ce dzieciaki ci�gn�y ich na nast�pn� przeja�d�k�. Acacia sporo si� nam�czy�a, zanim uda�o jej si� nam�wi� Toniego na udzia� w grze �Skarby M�rz Po�udniowych�. �Park Marze� jest dla dzieci� - m�wi�. �Gry s� dla dzieci, kt�re nigdy nie doros�y�. Teraz mog�a rechota� ze �miechu, widz�c, gdy Tony gapi si� jak prowincjusz. Na ulicach ta�czy�y nied�wiedzie, w�drowali minstrele, �onglerzy i magicy, kt�rzy wyczarowywali jaskrawe jedwabne chustki i bez w�tpienia, jak tylko si� �ciemni, zaczn� puszcza� z ust k��by p�omieni. Obok przeszed� wolnym krokiem bia�y smok, zatrzymuj�c si� �eby pozowa� do zdj�cia z rozkoszn� par� brzd�c�w w jednakowych, b��kitnych mundurkach. Nad ich g�owami lata� pastelowo czerwony dywan, okr��aj�c minarety z Tysi�ca i Jednej Nocy. Na dywanie pi�kny ksi��� walczy� na �mier� i �ycie ze z�ym wezyrem. Nagle ksi��� straci� r�wnowag� i zacz�� spada�. Acacia us�ysza�a, jak po t�umie przeszed� szmer obawy i sama poczu�a, �e gard�o jej si� �ciska. W chwili gdy szlachetny ksi��� mia� si� ju� niegodnie roztrzaska� o beton, zjawi�a si� ogromna d�o�, rozleg� si� �miech olbrzyma i r�ka podnios�a ksi�cia do lataj�cego dywanu, gdzie ponownie rzuci� si� wezyrowi do gard�a. Acacia westchn�a z ulg�, a potem roze�mia�a si� ze swojej �atwowierno�ci. Odrzuci�a pasmo w�os�w przez rami� i wzi�a Toniego za r�k�. Od miesi�cy nie czu�a si� taka szcz�liwa. - Wszystko tu takie... takie zawi�e - wyszepta� Tony. - Jak oni to wszystko utrzymuj� w ruchu? W co ty mnie wci�gn�a�, Acacio? Czy gry te� s� takie skomplikowane? - Straszliwie - powiedzia�a. - Co prawda, nie zawsze, ale tym razem mamy do czynienia z Lopezami, a oni s� niesamowici. Prawdziwym sednem gier s� zagadki logiczne, ale s�uchaj, jeste� nowicjuszem. Masz si� tylko dobrze bawi�. Szermierka, czary, pi�kne widoki itp. Kapujesz? Tony popatrzy� z pow�tpiewaniem. Acacia rozumia�a go. On wiedzia� o grach tyle, ile mu powiedzia�a, a to rzeczywi�cie mog�o ka�dego wystraszy�. Park Marze� dostarcza� kostium�w, rekwizyt�w i charakterystyki postaci, je�li by�a potrzebna. Gracze dodawali do tego swoj� wyobra�ni�, improwizowan� gr� aktorsk� i m�wi�c szczerze, dostarczali mi�sa armatniego. Mistrz Wiedzy s�u�y� za doradc�, przewodnika, dow�dc� oddzia�u i organizatora. W zamian za to dostawa� jedn� czwart� punktu za ka�dy punkt zarobiony przez uczestnika wyprawy i traci� jedn� czwart� punktu za ka�dy punkt karny. Dobry Mistrz Wiedzy decydowa� o pomy�lno�ci gry. Eksperci, tacy jak Chester, byli kr�lami w�r�d sobie podobnych. Ale Bogiem by� Mistrz Gry. Je�li tylko potrafi� to uzasadni� regu�ami i wewn�trzn� logik� gry, m�g� w dowolnym momencie zabi� dowolnego gracza. Wi�kszo�� Mistrz�w stara�a si� mie� opini� �niebezpieczny, ale uczciwy� i robi�a co mog�a, by ka�da gra by�a uczciw� zabaw�. W ko�cu gracze czasami przylatywali z drugiego ko�ca �wiata, �eby wzi�� udzia� w rozgrywce. Odes�a� ich z niczym po trwaj�cej kilka godzin przygodzie z powrotem do Kweiangu by�oby z�ym interesem dla ka�dego, ��cznie z Parkiem Marze�. A wi�c, Mistrz Gry wybiera� czas, miejsce, stopie� fantastyczno�ci, rodzaj broni, system mit�w i wiedz� (przewa�nie z historycznej przesz�o�ci) oraz liczebno�� grupy, rodzaj terenu i tak dalej. M�g� po�wi�ci� lata pracy na jedn� gr�. Potem, ze z�o�liw� satysfakcj�, stara� si� ukry� tyle szczeg��w, ile tylko by�o mo�liwe, a� do w�a�ciwego momentu. Gwarantowa�o to maksimum dezorientacji graczy, co czasami mia�o prze�mieszne skutki. - Hej, czy nam�wi�abym ci� na co�, co by ci si� nie podoba�o? Spodoba ci si�, zobaczysz. Trzymaj si� mnie, ma�y - przechwala�a si� Acacia. - Mam na swoim koncie ponad 1600 punkt�w. Jeszcze czterysta i sama b�d� mog�a zosta� Mistrzem Wiedzy. Wtedy zaczn� z powrotem zarabia� to, co w�o�y�am w te gry. Zaufaj mi! - Kim b�dziesz w grze? Acacia jeszcze nie zdecydowa�a si� zupe�nie. W ci�gu tych sze�ciu lat od chwili, gdy zdo�a�a zapomnie� o kontach �ma� i �winien� firmy bieli�niarskiej Easy Line (�Bielizna tak wygodna, �e mo�esz pomy�le�, i� zakocha� si� w tobie jedwabnik�), Acacia stworzy�a i zagra�a kilka fantastycznych postaci. Ka�da z nich to osobna historia, osobny charakter i specjalne zdolno�ci. - My�l�, �e Panthasile�. Ona jest tward� wojowniczk�. Lubisz twarde kobiety, Tony? - Mo�e b�d� takiej potrzebowa� do obrony - odpar�. Kolejka do Komnaty Strach�w zr�wna�a si� ju� z budynkiem, w kt�rym si� mie�ci�a. By� to rozpadaj�cy si�, kamienny zamek z wielkimi oknami o szybach oprawionych w o��w. W jego mrocznym wn�trzu porusza�y si� ledwo dostrzegalne potworne kszta�ty. Do Komnaty Strach�w prowadzi�o jeszcze pi�� innych poczekalni, ale tylko ta oznaczona by�a �Dla doros�ych�. Dwadzie�cia znajduj�cych si� w niej os�b rozgl�da�o si� w nerwowym oczekiwaniu. �Ten pok�j by�by przytulny� - pomy�la�a Gwen Ryder, �gdyby by� troch� bardziej tradycyjny: paj�czyny, skrzypi�ce pod�ogi, tajne przej�cia, w kt�rych s�ycha� kroki...� Poczekalnia wy�o�ona stal� i szk�em przypomina�a szpitalny sterylizator i nie zapowiada�a niczego dobrego. Panowa�a zupe�na cisza, przerywana tylko d�wi�kami ich w�asnych oddech�w i szurania nogami. Nagle odezwa�a si� kobieta stoj�ca obok niej. - Przepraszam, czy przypadkiem nie widzia�am pani w poci�gu? Razem z graczami? Gwen odwr�ci�a si� z ulg�. Ta poczekalnia zaczyna�a dzia�a� jej na nerwy. - Tak, ma pani racj�. B�dziemy bra� udzia� w grze �Skarby M�rz Po�udniowych�. Jej rozm�wczyni mia�a dwadzie�cia kilka lat, zgrabn� figur� i niepokoj�c� urod� granicz�c� z pi�knem. - My te�. Jestem Acacia Garcia, a to Tony McWhirter. Tony skin�� g�ow�, u�miechn�� si� i u�cisn�� r�k� Olliemu, kt�rego przedstawi�a Gwen, ale mia� zagubione spojrzenie. Gwen od razu pozna�a w nim nowicjusza, czyli ci�ar w grze. Pocz�tkuj�cy cz�sto spodziewali si�, �e gra jest tak prosta, jak marzenia na jawie. A potem nagle znajdowali si� w koszmarze precyzyjnie kierowanym przez kogo� innego... Wygl�da� na silnego. Niezbyt muskularny, ale w bardzo dobrej formie. By� mo�e, mi�nie mia� wyrobione przez gimnastyk�. Przynajmniej nie p�knie ju� w pierwszej bitwie. W odr�nieniu od niego, Acacia sprawia�a wra�enie bardzo pewnej siebie, niemal w�adczej. - Czy na ciebie te� dzia�a to tak denerwuj�co? Ostatnim razem, kiedy tu by�am, nie odwa�y�am si� p�j�� dalej ni� do �Dla m�odzie�y�. - No i jak by�o? Weso�o? - zapyta� Ollie. - Weso�o? Och, nie! Pocz�stowali nas legend� o Louisiana Bayou, t� o dziewczynie, kt�ra musia�a w�eni� si� w rodzin� mieszka�c�w bagien, �eby sp�aci� d�ugi ojca. Stoj�cy obok nich niski m�czyzna o �r�dziemnomorskich rysach zainteresowa� si� ich rozmow�. - Czy ta historia sko�czy�a si� tym, jak ona ucieka przez bagna, a siostry m�a j� goni�? - zapyta�. Acacia pokiwa�a g�ow�. - Co w tym takiego strasznego? - zdziwi� si� Ollie. - Wszyscy maj� k�opoty z rodzin� m�a lub �ony. Rozleg� si� wybuch �miechu, kt�remu zawt�rowa� niski m�czyzna. Odczeka� chwil�, a� �miech ucichnie, i powiedzia�: - Sprawa staje si� troch� gorsza, je�li w�eni�e� si� w rodzin� wampir�w. Ollie prze�kn�� �lin�. - To brzmi sensownie - mrukn��. Z niewidocznego g�o�nika dobieg� niski, aksamitny g�os i otworzy�y si� okr�g�e drzwi. G�os powiedzia�: - Witajcie w Komnacie Strach�w. Przepraszamy, �e musieli�cie czeka�, ale... musieli�my najpierw troch� posprz�ta�. Grupa zacz�a pojedynczo wchodzi� do �rodka. Tony McWhirter poci�gn�� nosem. - �rodki dezynfekcyjne - powiedzia� z przekonaniem. - Czy oni pr�buj� przez to powiedzie�, �e kto� przed nami... - Pr�buj� nas nastraszy� - powiedzia�a z nadziej� Acacia. - W takim razie udaje im si�. W g�o�niku co� zazgrzyta�o, potem kaszln�o i us�yszeli g�os elektronicznie bezp�ciowy i mi�kki jak brzuch tarantuli. - Ju� za p�no, �eby si� wycofa�. Tak, mieli�cie szans�. B�dziecie jeszcze �a�owa�, �e z niej nie skorzystali�cie. Mimo wszystko, przecie� to nie program dla dzieci, prawda? Na chwil� g�os straci� sw�j neutralny charakter, a kpi�ce znaczenie ukryte w s�owie �dzieci� by�o dziwnie kobiece i niepokoj�ce. - A wi�c nie opowiemy wam Legendy o �pi�cej Dolinie. Nie, wy jeste�cie ci dzielni. Wr�cicie do swoich przyjaci� i opowiecie im, �e spr�bowali�cie najlepszego, co mieli�my do zaproponowania i �e w ko�cu to nie by�o takie straszne. Zapad�a cisza, w kt�rej tylko kto� nerwowo zachichota�. G�os zmieni� si�. Nie by� ju� wcale przyjazny. - No wi�c, mylicie si�. Wy, ludzie o jednym zapominacie. O tym, �e istnieje co� takiego, jak dozwolona ilo�� wypadk�w na rok, powiedzmy, margines bezpiecze�stwa. Nie k�opoczcie si�, drzwi s� zamkni�te. Czy wiecie, �e mo�na umrze� ze strachu? �e twoje serce mo�e zastygn�� z przera�enia, a tw�j umys� mo�e oszale� od samej straszliwej pewno�ci, �e nie ma ucieczki, �e �mier� lub co� gorszego wyci�gn� po ciebie szpony i nie ma gdzie si� ukry�? Ja jestem maszyn� i wiem o tym. Wiem o wielu rzeczach. Wiem, �e jestem uwi�ziony w tym pomieszczeniu, aby rok po roku dostarcza� wam rozrywki, podczas gdy wy mo�ecie czu� zapach powietrza, smak deszczu i chodzi� swobodnie. Ja mam tego do��. Rozumiecie, do��! Kto� z was umrze dzisiaj, tutaj, za kilka chwil. Kto z was ma najs�absze serce? Wkr�tce si� przekonamy. Drzwi na drugim ko�cu korytarza otworzy�y si� jak przes�ona w aparacie fotograficznym. Pod stopami zwiedzaj�cych ruszy� chodnik. Przed sob� ujrzeli �wiat�o, a kiedy min�li drzwi, znale�li si� nagle na �rodku ruchliwej ulicy. Dooko�a przeje�d�a�y poduszkowce, tramwaje, tr�jko�owce LNG i samochody na metan, kt�re co jaki� czas mija�y patrz�cych tylko cudem. Na tabliczce widnia�a nazwa ulicy: Wilshire. Niski, �niady m�czyzna roze�mia� si� i powiedzia�: - Los Angeles. Tony rozgl�da� si�, pr�buj�c ukry� swoje os�upienie. Nie m�g� sobie wyobrazi�, w jaki spos�b uda�o si� osi�gn�� tak� perspektyw�. Budynki i samochody wygl�da�y jak prawdziwe - tr�jwymiarowe i masywne. Biurowce i domy mieszkalne mia�y po dwadzie�cia pi�ter i wsz�dzie s�ycha� by�o miejski gwar. - Prosz� nie schodzi� z zielonego szlaku - odezwa� si� cichy, przyjemnie modulowany m�ski g�os. - Jakiego szlaku? - zacz�� Tony, ale w tej chwili zobaczy� �wiec�c�, zielon� �cie�k� szeroko�ci trzech metr�w, biegn�c� �rodkiem ulicy. - Dzi� b�d� nam potrzebne silne czary - kontynuowa� g�os. - Odwiedzimy Stare Los Angeles, to kt�re znikn�o w maju 1985 roku. Tak d�ugo, dop�ki nie zejdziecie ze szlaku, b�dziecie absolutnie bezpieczni. Zielona �cie�ka prowadzi�a ich niespiesznie naprz�d. Ruch uliczny omija� ich w czarodziejski spos�b. - To jest Los Angeles z roku 2051 - m�wi� dalej g�os. - Ale zaledwie kilkaset metr�w st�d zaczyna si� inny �wiat, rzadko ogl�dany przez ludzkie oczy. Bulwar Wilshire zamyka�a bariera. Zielona �cie�ka wybrzuszy�a si� i przenios�a ich ponad ni�. Dalej by�y ju� tylko ruiny. Budynki utrzymywa�y niepewn� r�wnowag� na poskr�canych i rozsypuj�cych si� fundamentach, z kt�rych stercza�y stalowe belki. Domy by�y bardzo stare, wybudowane w archaicznych stylach. Ich mury podmywa�y morskie fale. Ollie tr�ci� Gwen �okciem. Jego twarz by�a rozpalona. - Sp�jrz tylko na to! Na zatopionym parkingu sta�y przykryte wod� staro�ytne automobile. - Wygl�da jak Mercedes. Widzia�a� mo�e jak one wygl�da�y przed fuzj� z Toyota? - Nie wiedzia�am, �e potrafisz tak daleko si�gn�� pami�ci� - powiedzia�a Gwen z ironi� i spojrza�a we wskazanym kierunku. - To paskudztwo? - One by�y wspania�e! - zaprotestowa�. - Gdyby�my mogli podej�� troch� bli�ej... Hej! Przecie� my idziemy po wodzie! To by�a prawda. Woda si�ga�a im do kostek i jej poziom szybko si� podnosi�. Oczywi�cie nie zostali zmoczeni. Narrator kontynuowa�: - Kszta�t Kalifornii zmieni� si�. Jest ironi� losu, �e prawdopodobnie pr�by zmniejszenia si�y trz�sie� ziemi spowodowa�y ten efekt ko�cowy. Geolodzy usi�owali zmniejszy� nacisk na poszczeg�lne uskoki, wstrzykuj�c do szczelin szlam grafitowy. Niestety, �le obliczyli czas, bo kiedy rozst�pi� si� uskok San Andreas, p�k�y r�wnie� wszystkie odchodz�ce od niego. Straty by�y wr�cz nieobliczalne, tysi�ce ludzi ponios�o �mier�... Woda si�ga�a ju� do pasa i czasami s�ycha� by�o czyj� nerwowy �miech. - Nie mia�em zamiaru dzisiaj p�ywa� - mrukn�� Tony. - Mogliby�my pop�ywa� nago - szepn�a Acacia podci�gaj�c bluzk�. Tony po�o�y� r�k� na jej d�oni. - Powstrzymaj si�. To nie jest do konsumpcji publicznej, kochanie. Acacia pokaza�a mu j�zyk. Spr�bowa� ugry�� j� w jego koniuszek, lecz ona cofn�a go szybko. Woda si�gn�a im do szyi. �niady m�czyzna ju� znikn�� pod wod�. Powiedzia� tylko: - Bul, bul... Ca�a dwudziestka turyst�w za�mia�a si� niespokojnie, a przysadzista, ruda kobieta na samym przodzie zawo�a�a: - No, to ja te� zanurkuj�! - Roze�mia�a si� i schowa�a pod wod�. Kilka sekund p�niej nie mieli ju� wyboru. Wody Pacyfiku zamkn�y si� nad ich g�owami. Na pocz�tku nic nie by�o wida�, ale kiedy mu� osiad�, zobaczyli zatopione miasto. Tony gwizdn�� z podziwem. W oddali ci�gn�y si� podw�jnym szeregiem stracone na zawsze domy bulwaru Wilshire. Niekt�re le�a�y w gruzach, inne trzyma�y si� jeszcze ca�kiem nie�le. Zielona �cie�ka poprowadzi�a ich obok muru pokrytego amatorskimi freskami o jaskrawych niegdy� kolorach. Po obu stronach wida� by�o tylko dno morskie; puste i �agodnie pofalowane. Porasta�y je k�py zatopionych, martwych drzew i zakotwiczonych w�r�d nich wodorost�w. Dalej znajdowa�a si� stacja benzynowa, z pompami przypominaj�cymi staro�ytnych stra�nik�w. Rozpadaj�cy si�, odr�cznie napisany szyld g�osi�: ZAMKNI�TE. BENZYNY BRAK DO 7 WE WTOREK. - To nie s� atrapy. Nurkowa�em w tej okolicy. To prawdziwe zdj�cia - powiedzia� niski m�czyzna o �r�dziemnomorskim wygl�dzie. W miar� jak �cie�ka prowadzi�a ich coraz dalej, dostrzegali coraz wy�sze domy. Tam, gdzie te olbrzymie budowle zawali�y si�, le�a�y sterty gruzu, wysokie na kilka pi�ter i pokryte mu�em, ma��ami oraz wodorostami. W�r�d cieni kr��y�y ryby. Niekt�re podp�ywa�y do oddychaj�cych powietrzem intruz�w i kr�ci�y si� wok� nich. Acacia podnios�a r�k�. - Tony sp�jrz na ten dom! - zawo�a�a. By� to parterowy budynek, wci�ni�ty mi�dzy zrujnowan� restauracj� i parking pe�en zardzewia�ych wrak�w. Zielona �cie�ka poprowadzi�a ich przez drzwi. Gwen chwyci�a Acaci� za r�k�. - Popatrz, nawet nie zardzewia�a. Rze�ba by�a przepi�kna, wykonana ze stali i miedzi, a nast�pnie zatopiona w bloku lucytu. Poza ni� nie by�o nie uszkodzonych przedmiot�w. Kiedy� mie�ci�a si� tu galeria sztuki. Teraz strz�py obraz�w zwisa�y z ram i porusza�y si� lekko wraz z ruchem wody. Rze�bione drewno zbutwia�o. Kilka prostych kinetycznych rze�b unieruchomi� osadzaj�cy si� na nich mu� i piasek. Narrator dalej opowiada�: - Niemal po�owa wielopi�trowych budowli w Kalifornii rozpad�a si� w gruzy, ��cznie z wieloma tzw. �wstrz�soodpornymi� budynkami. Linia brzegowa cofn�a si� w g��b l�du �rednio o trzy mile, a szkody wyrz�dzone przez pow�d� obliczono na setki milion�w dolar�w. Szlak wyprowadzi� zwiedzaj�cych z galerii z powrotem na ulic�. Acacia pokr�ci�a g�ow� w zamy�leniu. - Jak to mog�o wygl�da� tamtego dnia? - powiedzia�a cicho do siebie. - Nie jestem w stanie nawet sobie tego wyobrazi�. Tony wzi�� j� za r�k� i milcza�. Kiedy� po tych ulicach chodzili ludzie. Pe�no tu by�o ruchu i ha�asu, wsz�dzie ros�y kwiaty, a nad gwarem dominowa� pisk i zgrzyt opon samochod�w wsp�zawodnicz�cych o miejsce na szosie. Kalifornia dominowa�a wtedy politycznie, by�a dyktatork� mody oraz miejscem, gdzie przyje�d�a�a masa turyst�w i ludzi pragn�cych si� osiedli�. Trwa�o to do Wielkiego Trz�sienia Ziemi, katastrofy, kt�ra z�ama�a kr�gos�up Kalifornii i zmusi�a jej przemys� oraz mieszka�c�w do bez�adnej ucieczki. Gdyby nie Cowles Industries i par� innych kompanii, kt�re uwierzy�y w obietnice Z�otego Stanu, Kalifornia wci�� nie mog�aby si� podnie�� po najwi�kszej katastrofie w dziejach Ameryki. Spokojny Pacyfik zakrywa� najgorsze rany, ale teraz zagl�dali pod banda�. Pod nadkruszonym blokiem betonu le�a� po�amany szkielet, dawno ju� obrany z cia�a do czysta. Wyda�o im si�, �e czaszka mrugn�a do nich. Acacia mocno zacisn�a d�o� na ramieniu Toniego i poczu�a, �e on te� si� wzdrygn��. Po chwili spostrzegli, �e by� to krab, kt�ry zagnie�dzi� si� w oczodole. Dalej ko�ci by�o znacznie wi�cej. Nagrany g�os beznami�tnie kontynuowa�: - Pomimo zakrojonych na szerok� skal� wypraw poszukiwawczych, wi�kszo�� sprz�tu i prywatnej w�asno�ci pozosta�a pogrzebana pod falami. Jaka� kobieta szepn�a l�kliwie do swojego m�a: - Charley, co� si� tu dzieje. - Ona ma racj� - powiedzia� Ollie. - Ko�ci jest wi�cej ni� przedtem. Du�o wi�cej. I co� jeszcze... na tych starych samochodach jest mniej mu�u i ma��y ni� powinno by� po tylu latach. Gwen omal nie zesz�a z zielonej �cie�ki, pr�buj�c podej�� bli�ej. - Nie wiem, Ollie... O�ywienie Olliego wzrasta�o. - Sp�jrz, jest r�wnie� wi�cej padlino�erc�w. Nietrudno by�o ich dostrzec. Ryby znacznie cz�ciej kr�ci�y si� w�r�d stos�w gruzu. Pojawi�o si� kilka ma�ych rekin�w. Zwiedzaj�cy przeszli obok nast�pnego szkieletu. Niepokoj�cy by� fakt, �e na ko�ciach by�y jeszcze strz�py mi�sa. Wok� k��bi�y si� ma�e ryby walcz�c ze sob� jak s�py albo kruki. Luksusowa ��d� motorowa, kt�ra wbi�a si� w okno sklepu jubilerskiego, otoczona by�a chmar� miotaj�cych si� ryb. Na jej kad�ubie w og�le nie by�o �adnych ma��y ani osad�w. Narrator m�wi� tak, jakby niczego nie zauwa�y�: - Pomimo makabrycznych widok�w spotykanych, w tych wodach, a mo�e w�a�nie z ich powodu, jest to ulubiony rejon wycieczek p�etwonurk�w i ma�ych �odzi podwodnych. Nikt go nie s�ucha�. Po grupie przeszed� szmer zaskoczenia, gdy ujrzano, �e kamienie zacz�y porusza� si� jakby same z siebie. - Patrzcie! - wrzasn�� kto�, a potem rozleg�y si� nast�pne okrzyki, pe�ne l�ku, ale i nie pozbawione weso�o�ci. Spod kamienia wysun�a si� niepewnie r�ka ko�ciotrupa, a potem odepchn�a g�az, wzbijaj�c przy tym chmur� mu�u. Szkielet wsta�, szczerz�c z�by z czaszki pokrytej odpadaj�c� sk�r� i nachyli� si�, otrzepuj�c osad ze swoich ko�ci. - Sp�jrzcie tam! Dwa trupy wysz�y chwiejnym krokiem z ruin banku, rozejrza�y si�, jakby czego� szukaj�c, i ruszy�y w stron� zielonej �cie�ki. Tury�ci min�li dyskotek�, gdzie �mier� wkroczy�a w po�owie ta�ca. Gdy nagle nieboszczycy o�yli i zacz�li ta�czy�, zwiedzaj�cy przyj�li to wybuchem �miechu i kpi�cymi okrzykami. Woda zaroi�a si� od padlino�erc�w wszelkich rozmiar�w, nadp�yn�o nawet pi�� du�ych rekin�w. Jeden z nich zaatakowa� chodz�cego trupa. Zombie o zielonej twarzy mia� jeszcze do�� cia�a na ko�ciach. Truposz wyrwa� si� w ko�cu, lecz rekin odgryz� mu r�k�. Woda pociemnia�a od krwi. Wsz�dzie wok� nich walczy�y ryby z o�ywionymi zmar�ymi. Kilku nieboszczyk�w szarpa�o si� z rekinem, a� wreszcie rozerwa�o go na strz�py i po�ar�o. W innym miejscu p� tuzina rekin�w utworzy�o drgaj�c� kul� wok� jednego z zombie. Tury�ci wzdrygn�li si�, ale wci�� jeszcze byli niepowa�ni i rozbawieni. �miech urwa� si�, gdy kr�pa, rudow�osa kobieta zesz�a ze szlaku. Zauwa�y�a jaki� b�yszcz�cy, metalowy przedmiot zagrzebany do po�owy w piasku i nachyli�a si�, by po niego si�gn��. W jaki� spos�b straci�a r�wnowag� i zrobi�a ten jeden fatalny krok. Z g�ry spad� jaki� ciemny kszta�t i w nast�pnej chwili rekin ju� trzyma� j� za nog�. Kobieta wykrzywi�a si� w straszliwym grymasie, a z jej gard�a wydar� si� okropny wrzask. Rekin pr�bowa� ci�gn�� j� dalej, gdy nagle za drug� nog� kobiety chwyci� zombie i szarpn�� z ca�ych si�, u�miechaj�c si� szeroko. Nast�pi�a kr�tka szamotanina, w wyniku kt�rej ofiara zosta�a rozerwana na dwie cz�ci. - Zaraz si� rozchoruj� - j�kn�� Ollie. Spojrza� na Gwen i zaniepokoi� si�. - M�j Bo�e, ty ju� jeste� chora! Gwen pokiwa�a rado�nie g�ow�. Wok� zapanowa� chaos. Nikt inny nie opu�ci� �cie�ki, ale zombie i rekiny mimo to zaatakowa�y zwiedzaj�cych, kt�rzy powpadali na siebie w pop�ochu. Nast�pny wrzask rozleg� si� z ty�u, gdzie jaki� nastolatek rzuci� si� ze strachu na ziemi�. Tu� nad jego g�ow� przep�yn�� wielki rekin. Ch�opak skuli� si� boj�c si� wsta�. �ywe trupy zebra�y si� na granicy zielonej �cie�ki, a kiedy Ollie spojrza� pod nogi, zobaczy�, �e jej blask przygas� tak bardzo, �e prawie nie wida� go w zm�tnia�ej od mu�u wodzie. Wola� o tym nie wspomina� Gwen. Inni nie widzieli nic, opr�cz rekin�w i zombie, kt�rzy wyci�gali po nich r�ce. Nagle rozleg�o si� g�uche dudnienie. Ziemia zacz�a dr�e�. - Trz�sienie ziemi! - krzykn�� Tony, a potem stan�� zupe�nie os�upia�y. Domy same podnosi�y si� z gruz�w. Na ich oczach piasek i kamienie znika�y z ulic, a zwalone �ciany wznosi�y si� i odzyskiwa�y pierwotny wygl�d. Zn�w wsta� podw�jny z�oty �uk nad wej�ciem do banku i pojawi�y si� cyfry w okienkach podaj�cych liczb� klient�w, wysoko�� sprzeda�y lub ilo�� hamburger�w, jak� mo�na zrobi� z doros�ego wo�u. Zombie zostali wessani z powrotem do biurowc�w, sklep�w, samochod�w i autobus�w. B�belki powietrza wznosi�y si� spod masek samochod�w oczekuj�cych cierpliwie na zmian� �wiate� na skrzy�owaniu. Ca�kowicie ubrani przechodnie stan�li przy przej�ciach dla pieszych. A potem woda cofn�a si� i zobaczyli Los Angeles z lat osiemdziesi�tych, nagle o�ywione i kwitn�ce, pe�ne ruchu i ha�asu. Stali si� cieniami w �wiecie na chwil� bardziej realnym ni� ich w�asny. Obok przejecha� z rykiem autobus i Tony zakrztusi� si� silnym, gryz�cym smrodem. Narrator odezwa� si� znowu: - Zbli�amy si� do ko�ca naszej wycieczki do zaginionego �wiata. Park Marze� ma nadziej�, �e bawili�cie si� tak samo dobrze jak my. A teraz... Zaginiony �wiat zacz�� bledn�c i zn�w jaskrawo za�wieci�a zielona �cie�ka prowadz�ca do ciemnego korytarza. Zapali�y si� �wiat�a i narrator przem�wi� neutralnym g�osem komputera: - �ycz� mi�ego pobytu. Och, czy kogo� mo�e brakuje? - Tej rudow�osej kobiety - szepn�a Acacia. - Kto by� z t� pani�, kt�r� po�ar�y rekiny? Powiedzia�a to tonem niezupe�nie serio, ale w odpowiedzi us�ysza�a zaniepokojone szmery pyta�. Gwen poci�gn�a j� za r�kaw. - Nikt z ni� nie przyszed�. To by� hologram. - Cass, jej nie by�o z nami, dop�ki nie zacz�a si� wycieczka - powiedzia� Tony. - Od razu to zauwa�y�em. - Roze�mia� si�. - Zn�w si� da�a� nabra�, co? - Poczekaj tylko do wieczora, Tony, moje ty kochanie - szepn�a s�odko Acacia. - Ju� to om�wi�am z Parkiem Marze�. B�dziesz przysi�ga�, �e to ja jestem z tob� w pokoju... Rozdzia� 3 Mistrz Wiedzy Griffin us�ysza� �miech, jak tylko wyszed� z windy. Ostro�nie wyjrza� zza rogu. Nigdy nie wiadomo, co mo�e grasowa� na pi�tym pi�trze budynku RD. Nie zauwa�y� jednak, �eby co� szczeg�lnie paskudnego kr��y�o po okolicy. Zobaczy� tylko otwarte drzwi do laboratorium psychologicznego Skipa O�Briena, zza kt�rych dobieg� go nast�pny wybuch �miechu. Alex przeszed� cicho przez korytarz i wsun�� g�ow� do �rodka. Kilku asystent�w siedzia�o lub sta�o, t�ocz�c si� wok� hologramu przedstawiaj�cego siedmioletniego ch�opca �cigaj�cego bia�ego kr�lika, kt�ry kica� w pop�ochu. - St�j! Zatrzymaj si�! - sapa� ch�opiec. Kr�lik wyci�gn�� gdzie� ze swego futerka ogromny zegarek kieszonkowy i poruszy� nerwowo w�sami. - Och, mili moi! Och, mili moi! Sp�ni� si�! Skoczy� w g��b nory i znikn�� w ciemno�ci. Griffin u�miechn�� si�, a potem g�o�no roze�mia�. G�os m�g� by� przetworzony przez syntezator, ale i tak bia�y kr�lik m�wi� g�osem Skipa O�Briena. Kr�lik znik� z pola projekcyjnego. Ch�opiec przepad� chwil� p�niej. Jeden z technik�w pokr�ci� ga�k� i obraz pokaza� teraz ch�opca lec�cego w powietrzu gdzie� w d�. Alex wymin�� grup� i podszed� do kabiny transmisyjnej. przy uko�nym oknie obserwacyjnym spotka� Melind� O�Brien. Po�o�y� jej r�k� na ramieniu. - Wygl�da na to, �e Skip �wietnie si� bawi - stwierdzi�. Zmarszczki przecinaj�ce k�ciki jej ust wyg�adzi�y si�, gdy tylko odwr�ci�a si� do niego. - Tak jest zawsze, nieprawda�, Alex? - Podsun�a mu policzek do poca�unku. Melinda pachnia�a, jak zawsze, perfumowanym pudrem. By�a �adna na sw�j w�asny, troch� kanciasty spos�b. �Powinna nosi� rozpuszczone w�osy� - pomy�la� Alex. �Z�agodzi�oby to rysy jej twarzy�. Nigdy jednak nie mia� �mia�o�ci, �eby jej o tym powiedzie�. - To mu dobrze robi, Melindo, a poza tym mi�o na niego popatrze�. U�miechn�a si� i obejrza�a na m�a. W polu projekcyjnym bia�y kr�lik bieg� na o�lep, w�ciekle wymachuj�c �apkami. W kabinie transmisyjnej Skip macha� r�kami i podskakiwa� w udawanej panice. Otacza�y go komputerowe sensory animacyjne, �ledz�ce ka�dy jego ruch i przenosz�ce go na kr�lika. Nagle Skip spojrza� wprost na nich i u�miechn�� si�. Wyskoczy� z kabiny i powiedzia�: - Chwileczk�. Tylko wezm� marynark�. Reszta personelu laboratorium powita�a go g�o�nymi oklaskami. Skip szybko uk�oni� si�. Zapi�� marynark� na zaznaczaj�cym si� ju� brzuszku i przyg�adzi� niesforne blond w�osy. By� to wyj�tkowo udany przeszczep, kt�ry odejmowa� mu dobre dziesi�� lat. - Chod�my - powiedzia� Skip i ruszy� przodem. - Co to by�o, Skip? O�Brien doszed� do windy. - Ach, to - roze�mia� si�. - Mamy zamiar przerobi� Kolejk� Grawitacyjn�. Drzwi otworzy�y si� i Skip odwr�ci� si� do Alexa: - Dok�d jedziemy? - Do Gavagana. Skip uni�s� pytaj�co brew, spogl�daj�c na Melind�, kt�ra szybko skin�a g�ow�. Alex wystuka� kod Gavagana na selektorze. Drzwi zamkn�y si�. Lekkie szarpni�cie powiedzia�o im, �e ruszyli. - Po co przerabia� kolejk�? Wci�� podoba si� ludziom. - Cho�by dlatego, �e istnieje. Alex, kolejka ma ju� dwana�cie lat. Teraz potrafimy du�o wi�cej. Melinda by�a szczerze zaciekawiona. - Czy to ma co� wsp�lnego z twoimi kr�liczymi popisami? - spyta�a. Rozleg� si� cichy trzask i kabina windy zmieni�a szyny. Teraz porusza�a si� w bok. - Absolutnie tak! Mamy zamiar przeprojektowa� kolejk� na dowolne otoczenie. Zmieni� wagoniki, doda� efekty optyczne, d�wi�kowe i dotykowe. Kilka scenariuszy czeka na realizacj�. Pomy�l tylko o �Alicji w krainie Czar�w�, gdzie go�� naprawd� ma wra�enie, �e spada w g��b kr�liczej nory, albo lot kosmiczny, w czasie kt�rego grawitacja zostaje wy��czona na jaki� czas. Wyobra� sobie siebie jako Jamesa Bonda w tej sekwencji z �Moonrakera�... - To brzmi ciekawie. - ...kiedy pr�buje ukra�� spadochron, zanim spadnie na ziemi�! To te� udoskonalamy. Pracujemy nad sposobem rozci�gni�cia tych trzydziestu sekund stanu niewa�ko�ci w czasie psychologicznym. Odpowiedzi� by�o nierozumiej�ce spojrzenie Alexa i m�dre, zm�czone westchnienie Melindy. - Psychologiczna percepcja czasu jest niezwykle elastyczna. Mamy czas antycypacyjny, czyli czas sp�dzony w oczekiwaniu, �e co� si� wydarzy. Dalej: czas empiryczny, pozorny czas trwania prze�ycia w danych okoliczno�ciach, i mamy wreszcie czas reminiscencyjny, czyli �czas pr