Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16632 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Ewa Bylica
SMS I PIESpublicat
WYDAWNICTWO
# \wwJa]lepszyPrezent.PL4
TWOJA KSIĘGARNIA INTERNETOWA
Zapoznaj się z naszą ofertą w Internecie i zamów, tak jak lubisz:
[email protected]
+ 48 61 652 92 60
+ 48 61 652 92 00
Publicat SA, ul. Chlebowa 24, 61-003 Poznań
książki szybko i przez całą dobę • łatwa obsługa • pełna oferta • promocje
jfj ...
Wydawca składa podziękowanie HODOWLI PSÓW RASOWYCH
- GOLDEN RETRIEVER „Butterfly Karczewskie Szuwary"
Katarzyna i Robert Kempka
61-372 Poznań, Kubalin 4
teł. (0-61) 893 99 82, tel./fax (0-61) 865 19 38
tel. kom. 0603 317 011
www.butterfly.golden-retriever.com.pl
e-mail:
[email protected]
„Porady Julki" przygotowała Agnieszka Mierzejewska
redakcja i korekta - Jadwiga Lang
fotografia na okładce - Fotografia Reklamowa Rafał Kolasiński
imię psa na okładce - GAYLORD GOLDEN ERINO
© Publicat S.A., MMV
Ali rights reserved ISBN 83-245-0010-3
Publicat S.A.
61-003 Poznari, ul. Chlebowa 24
tel. (0-61) 652 92 52, fax (0-61) 652 92 00
e-mail:
[email protected]
www.publicat.pl
Spis treści
Rozdział 1
Psia karma! 7
Rozdział 2
Prawdziwi przyjaciele 28
Rozdział 3
Lot na Łotwę 42
Rozdział 4
International Club 55
Rozdział 5
Bohater miesiąca 75
Rozdział 6
Enriąue, Julio i psy 88
Rozdział 7
Wieczorek łotewski z grzybkami i węgorzem 99
Rozdział 8
Archeologia 111
ROZDZIAŁ 1
Psia karma!
flHt. V
mi? ""?
0 p
Juper - powiedział tata, kiedy wyleciał z pracy. W zasadzie nie wyleciał, lecz
został zredukowany. Dużą amerykańską firmę, w której pracował, wchłonął jeszcze
większy amerykański koncern i okazało się, że tata nie jest już potrzebny, bo
koncern ma własnych pracowników.
- Nie martw się, jakoś to będzie - mama próbowała go pocieszyć przez telefon,
chociaż nogi się pod nią ugięły na tę wieść.
- A swoją drogą, czy ty nie masz przypadkiem jakichś wrogów w centralach
światowego biznesu? Zauważyłeś, że gdy tylko zatrudnisz się w jakiejś firmie, to
natychmiast ktoś ją kupuje?
- obudziły się w niej podejrzenia.
- Proszę, bądź poważna - tata nie miał ochoty na żarty, chociaż, znając mamę,
miał powody przypuszczać, że jego żona mówi to całkiem serio. - Kochanie, chyba
mnie przeceniasz... -uśmiechnął się, bo ta myśl mile połechtała jego próżność.
Tak więc po prawie dwóch latach pobytu w Warszawie tata wracał do Krakowa. Mama
niezwłocznie postanowiła przygotować Julkę i Michała na jego powrót.
7
- Wiecie, mam dla was niespodziankę... - tu tajemniczo zawiesiła głos i czujnie
spojrzała na dzieci.
Julka popatrzyła na nią podejrzliwie. Nie przepadała za niespodziankami,
zwłaszcza za niespodziankami, których sprawcami byli jej rodzice. Przeczuwała
kłopoty.
Misio natomiast poweselał. W chwili, kiedy zastanawia! się, co mama za moment mu
wręczy - czy jajko niespodziankę czy też mały tor wyścigowy, o którym od dawna
marzył -usłyszał:
- Tatuś niedługo wróci do Krakowa i nie pojedzie więcej do pracy do Warszawy.
Będzie z nami przez cały czas, nie tylko w weekendy!
Wtedy mina mu zrzedla. Nie o takiej niespodziance myślał.
- Znaczy, tata dostał nareszcie pracę w Krakowie? - ucieszyła się dla odmiany
Julka.
- Nie całkiem tak, córcia. Na razie zrezygnował z pracy w Warszawie i będzie
teraz szuka! czegoś w Krakowie. W końcu ileż można tak żyć na odległość. Chodzi
o to, żebyśmy nareszcie byli jak normalna rodzina, to znaczy razem... - mama na
poczekaniu stworzyła teorię na użytek córki, bo nie chciała martwić jej
wiadomością, że tata stracił pracę.
Julka oczywiście domyśliła się prawdy, lecz, by z kolei nie martwić mamy,
radośnie krzyknęła do brata:
- Misiek, tata do nas wraca! Wiesz, jak będzie fajnie?
Misio, widząc entuzjazm Julki, zaczął podskakiwać. Dopiero teraz dotarło do
niego, że tata będzie miat więcej czasu na to, żeby pograć z nim w piłkę,
pojeździć na rowerze i robić różne inne fajne rzeczy!
Julka oczywiście też bardzo ucieszyła się na wieść o powrocie taty, ale pewna
myśl nie dawała jej spokoju.
- Mamo, czy to oznacza, że tata, dopóki nie znajdzie pracy, będzie cały czas
siedział w domu?
8
- Na to, Bimbusiu, wygląda - potwierdziła mama i nieznacznie westchnęła.
Tak, Julka i mama zdecydowanie nie były przygotowane na tę ewentualność. Tata i
mąż na co dzień w domu - to była dla nich rzecz niewyobrażalna!
##*
Sielanka trwała cztery tygodnie. Wszyscy rozkoszowali się życiem rodzinnym. Tata
wstawał bardzo wcześnie i nie budząc nikogo, jechał na rowerze do sklepu po
świeże bułeczki i codzienne gazety. Potem mama przygotowywała śniadanie i
wszyscy gromadzili się przy kuchennym stole. Tata odwoził Julkę do gimnazjum na
Panieńską, Misia do pobliskiego przedszkola i wracał do domu, gdzie pomagał
mamie w zajęciach domowych.
- Kochanie, co ci jeszcze posprzątać? - wołał do żony, która z radosnym
zdziwieniem przyglądała się, czego tata dokonał w łazience.
Patrzyła na niego z czułością, kiedy z zapałem odkurzał, wymachując szmatką,
pozbywał się kurzu z mebli i zmywał podłogi. Z tym większym samozaparciem
wkraczała do kuchni, aby przygotować obiad, który znowu zjednoczy rodzinę przy
wspólnym stole. Popołudnia tata poświęcał rekreacji. Wszyscy razem wyruszali na
długie spacery po okolicy. Potem, już w domu, dopingował Julkę do nauki, a
Misiowi czytał książeczki. Wieczory rozdzielał równomiernie między mamę a
rakietę tenisową.
Kiedy mąż walczył na korcie, mama dzwoniła do przyjaciółek i opowiadała o tym,
jak cudowne naraz stało się jej życie.
- Nawet nie przypuszczasz, jak on się zmienił - opowiadała. -Ja naprawdę nie
zdawałam sobie sprawy z tego, że współ-
9
czesny mężczyzna ma taką potrzebę życia rodzinnego i że aż tak potrafi się w nie
angażować - doprowadzała koleżanki do spazmów zazdrości.
W tym samym czasie Julka, ukryta w zaciszu własnego pokoju, korespondowała przez
komórkę z przyjaciółkami. Właśnie wysłała sms-a do Kasi: „nie mogę jutro iść z
wami do kina bo będziemy z tatą grabić liście a potem idziemy z nim na spacer a
potem tata chce mnie nauczyć grać w szachy ja już dłużej tego nie wytrzymam :(".
- Dobranoc, Jula - mama zajrzała do pokoju córki i ujrzała jej ponurą minę. -
Coś się stało? - zapytała z niepokojem.
- Mamo, kiedy tata pójdzie do pracy?
- Julka, nie martw się, na razie mamy za co żyć, tata dostał odprawę, na parę
miesięcy wystarczy...
- Ale ja się tym wcale nie martwię - westchnęła Julka. -Tylko... - nie bardzo
wiedziała, jak to mamie powiedzieć. W końcu zdobyła się na odwagę:
- Wiesz, od kiedy tata jest w domu, nie mam na nic czasu! Przecież ja bez
przerwy muszę robić jakieś pożyteczne rzeczy! Albo sprzątam, albo latam do
sklepu, do tego prace w ogrodzie... A jak tata tylko zobaczy, że oglądam
telewizję albo siedzę przy gadu-gadu, to natychmiast każe mi iść czytać książki,
bo mówi, że muszę się rozwijać intelektualnie. Nie pamiętam, kiedy mogłam sobie
spokojnie postać pod kasztanem i pogadać z Kaśką i Połą. - „Na przykład o
chłopakach", pomyślała, ale na wszelki wypadek wolała o tym nie wspominać.
Mama słuchała wynurzeń Julki i nie wiedziała, co powiedzieć. Nagle okazało się,
że nie wszyscy w domu są zadowoleni z życia rodzinnego.
- Julka, idź już spać, postaram się jutro z tatą na ten temat porozmawiać.
10
***
Niestety, rozmowa nie odbyła się tak, jak sobie to wyobrażała mama. Rozpoczęła
się od wymiany zdań na temat narzędzi ogrodniczych. Tata wybierał się właśnie do
sklepu. Chciał kupić kosę, taką samą, jaką jego dziadek z Sanoka pozbywał się
trawy.
- Może do naszego ogrodu lepsza byłaby kosiarka? - nieopatrznie zapytała go
przed wyjściem. - Kosa chyba tutaj nie wystarczy. A poza tym jest strasznie
niebezpieczna. Misio albo psy napatoczą ci się pod nogi ni stąd, ni zowąd, i
tragedia gotowa - zdrętwiała z przerażenia, kiedy sobie to wyobraziła.
- Ty zawsze przewidujesz najgorsze - burknął urażony tata, bo mama przy okazji
poddała w wątpliwość jego ogrodnicze kwalifikacje. - A nie pomyślałaś o tym, że
koszenie dymiącą spalinami kosiarką może nie sprawiać mi przyjemności i że wolę
to robić kosą? - mama nie wiedziała, co odpowiedzieć na ten ekologiczny argument.
Tata wyszedł z domu podenerwowany, a ona pomyślała, że chyba zbliża się koniec
sielanki.
W tym zwiastującym kryzys momencie pojawił się pan Waldek, sąsiad z naprzeciwka.
To znaczy najpierw przybył jego wielki rudy pies, Leon. Otworzył sobie nochalem
drzwi od werandy. Przemierzył pokój, przy okazji zostawiając na dywanie odciski
zabłoconych łap, i udał się prosto do kuchni. Tam zastał mamę.
- Cześć, Leon - powiedziała, wstając od komputera, żeby nastawić wodę na
herbatę, bo wiedziała, że zaraz będzie tu pan Waldek, właściciel psiska.
- Rączki całuję, pani Marto - kurtuazyjnie przywitał się sąsiad, i -jakby nie
było widać Leona, który zaścielał sobą olbrzymią połać kuchennej podłogi -
zapytał:
u
- Nie ma u pani mojego Leosia? Znowu gdzieś mi wywę-drował, gałganjeden...
Mama uśmiechnęła się nieznacznie, bo wiadomo było, że pana Waldka wcale nie
przywiódł tutaj niepokój o Leona, tylko nieopanowana ciekawość.
- No i co, pani Marto, jak się wam teraz żyje po powrocie pana Maćka? - zagaił
rozmowę po chwili milczenia, kiedy to mieszał łyżeczką herbatę.
- Wszystko dobrze, panie Waldku. Nie spodziewałam się, że będzie tak fajnie...
- mama rozpoczęła tak ulubione przez niego opowieści rodzinne. Nawet nie
spostrzegła, że od jakiegoś czasu sąsiad z naprzeciwka stał się powiernikiem i
przyjacielem domu. Dobrze jej się z nim rozmawiało.
- Widzę, że mąż nawet półeczki pani tutaj zamontował... - pan Waldek powiódł
wzrokiem po ścianie i taktownie zamilkł. Był szanowaną w okolicy „złotą rączką"
i znał się na wieszaniu półek. Dlatego w tym wypadku zachował milczenie.
- No, właśnie, panie Waldku, mam do pana prośbę. Chodzi o te półki. Ja na razie
nic na nich nie stawiam, bo przyznam, że się trochę boję. Czy mógłby je pan, że
się tak wyrażę, umocnić? Rozumie pan chyba, że trzeba to zrobić, kiedy męża nie
będzie w domu? - tak sobie konspirowali pod nieobecność taty.
W kuchni tymczasem trochę się zagęściło, bo psy, po spacerze z Julka, chciały
się napić wody, której nie było, ponieważ wcześniej zdążył ją wychłeptać Leon.
Golden retriever Figo oraz dwa jamniki szorstkowłose - Felek i Lucek - nerwowo
krążyły wokół swych pustych misek.
- O, tata idzie. A dlaczego trzyma w ręce kosę? -Julka zastygła z psią miską w
dłoni i przez kuchenne okno przyglądała się rodzicielowi, który pozostawił na
chwilę mordercze narzędzie przy furtce i właśnie zaczął się mocować ze skrzynką
na listy.
12
Chwilę później zmierzał już w kierunku drzwi, wczytując się treść jednego z
listów. Widać było, że jest tą treścią bardzo poruszony. Zanim dotarł do kuchni,
przytrafiły się dwie rzeczy, które jeszcze bardziej wytrąciły go z równowagi. Po
pierwsze, ujrzał na niedawno odkurzonym przez siebie dywanie błotniste ślady o
charakterystycznym kształcie psich łapsk. Po drugie, na kanapie spoczywał jego
syn Misio, niewątpliwie ocza-działy od zbyt długiego wpatrywania się w telewizor.
- Michał, proszę natychmiast wyłączyć mi te kretyńskie bajki! - huknął na niego
z całej siły. - Gdzie jest mama, dlaczego pozwala ci tak długo siedzieć przed
tym ogłupiaczem?
- Mamusia w kuchni, z panem Waldkiem herbatkę pije -wystękał jego syn.
- No tak, znowu ten wścibski emeryt... i ten jego rudy roz-nosiciel pcheł - w
tacie zaczynało się coś gotować. Do kuchni wkroczył już w stanie wrzenia.
Wyglądał niczym grzyb atomowy.
Pierwszą ofiarą jego wybuchu była Julka.
- Masz i czytaj - pokazał jej pismo, które tak bardzo go zbulwersowało. - Co to
jest?!
- Mój rachunek za komórkę - wyjąkała Julka.
- Nie stać mnie na płacenie takich horrendalnych rachunków! Nie jesteś córką
milionera, jakąś tam Paris Hilton czy inną panną Onassis! Jak można wysłać
pięćset sms-ów w ciągu miesiąca?! Skąd ja wezmę na to teraz pieniądze?!
- Tato, boja ostatnio tak mało spotykam się z Kasią i Połą. .. -Julka próbowała
wytłumaczyć przyczynę nagłego wzrostu wydatków na telefon.
Tata nawet nie chciał jej słuchać. Zajął się teraz drugą ważną kwestią, czyli
nadmiernym przywiązaniem Misia do telewizora. Atak został przeniesiony na mamę.
Pan Waldek, który nigdy nie był żonaty i nie miał dzieci, przysłuchiwał się temu
wszystkiemu z wielkim zainteresowa-
13
niem. Miał niecodzienną okazję skonfrontować opowieści sąsiadki o rodzinnym
szczęściu z tym, jak ono może wyglądać w praktyce.
- Najmocniej przepraszam, trochę się zasiedziałem, będę już leciał - uznał, że
nadszedł odpowiedni moment, aby opuścić szczęśliwą rodzinę, chwilowo w stanie
wojny. Maszerując do furtki, zwierzył się Leonowi:
- Wiesz, piesku, czasami doceniam to nasze starokawa-lerstwo...
***
- Ale się porobiło... - Julka zwierzała się Kasi ze swoich kłopotów. Udało jej
się wyrwać na chwilę z domu. Stały teraz pod swoim ulubionym drzewem. Nareszcie
mogły sobie spokojnie poplotkować. Od czasu do czasu przeszkadzały im jedynie
spadające kasztany.
- Tata wrócił do Krakowa na stałe... - Julka rozpoczęła opowieść.
Kaśka się zaśmiała.
- Słuchaj, przecież to normalne, że ojcowie są w domu. Tak ma być i powinnaś
się cieszyć zamiast marudzić. Mój tata też czasem jest nie do wytrzymania, nie
masz pojęcia, jak potrafi zrzędzić, ale po prostu nie wyobrażam sobie, żeby mógł
gdzieś wyjechać na dłużej. Umarłabym z tęsknoty - Kasia w prostych słowach
przekazała Julce swoje przemyślenia na temat ojców.
- Kaśka, nie pojmujesz. Ja się bardzo cieszę, że tata nareszcie jest z nami.
Tyle że jak wcześniej było go za mało, to teraz jest za dużo. Twój tata chodzi
przecież do pracy, a mój teraz nie. I rozumiesz, on nie wie już, co ma z sobą
robić. Najpierw rzucił się w wir prac domowych, ale zapał szybko mu przeszedł -
Julka nabrała powietrza w płuca, żeby opowiedzieć przyjaciółce
14
0 najgorszym. - A teraz z prac domowych przerzucił się na mnie.
1 wszystko przez ten rachunek za komórkę!
- Nakrzyczał na ciebie? - zapytała ze współczuciem Kasia.
- Oczywiście, że tak. Ale nie o to chodzi... Jakby zbyt mocno interesuje się
moim życiem osobistym. Zaczęło się od tego, że nie mógł pojąć, do kogo ja mogłam
wysłać tyle sms-ów, więc najpierw przeanalizował billing, a potem zrobił mi
regularną komisję śledczą. Musiałam mu opowiedzieć szczegółowo o wszystkich
moich koleżankach i kolegach - o tobie, o Poli, Piotrku, Jaśku, całej mojej
nowej klasie, nie wyłączając Kajetana. A najbardziej, nie wiedzieć czemu,
zainteresował go Antek. Cały czas mi coś na jego temat dogaduje... Myśli, że
jest taki dowcipny -Julka była po prostu oburzona.
- O, jedzie jakiś gościu na rowerze, to nie jest przypadkiem twój tata? - Kasia
pierwsza dostrzegła zmierzającego w ich kierunku rowerzystę.
- Sama widzisz, ani chwili spokoju - usłyszała konspiracyjny szept Julki.
- Cześć, dziewczynki, nie zimno wam tutaj? - tata zatrzymał się przy Julce i
Kasi. -Jeżeli tylko chcecie, możecie się przenieść do nas. W domu jest mama i
Misio, ja też za chwilę wrócę, tylko zrobię sobie parę rundek na rowerze dla
rozprostowania kości - uśmiechnął się.
Kaśka pomyślała sobie, że Julka jak zwykle przesadza. Przecież jej tata jest
całkiem sympatyczny. Odwzajemniła więc uśmiech i powiedziała:
- Bardzo dziękujemy za zaproszenie, ale umówiłyśmy się tutaj z Antkiem, więc
poczekamy na niego...
- Kaśka, coś ty zrobiła! - zajęczała Julka, kiedy tata odpłynął w siną dal.
- O co ci chodzi? - Kasia nie była w stanie pojąć przyczyny zdenerwowania
przyjaciółki.
15
- Przekonasz się sama, już za chwilę - zapowiedziała proroczo Julka.
Kasia uznała, że już wystarczająco długo zajmowały się problemami Julki.
Nadszedł czas, aby z kolei porozmawiać o trapiącym ją zmartwieniu - a
zmartwienie to miało imię Kajetan.
- Tobie to fajnie, widujesz go na co dzień w klasie - zwróciła się z zazdrością
do Julki, która miała w tym momencie minę, jakby zaczynały ją boleć zęby. -
Poradź mi, co ja mam zrobić? Zupełnie straciłam z nim kontakt. Czasami widuję go
na korytarzu, ale kiedy chcę do niego podejść, to on się robi cały czerwony, a
potem ucieka. Może ty wiesz, co się dzieje?
Julka pomyślała, że Kasia oszalała, zakochując się w Kajetanie, ale z drugiej
strony wiadomo przecież, że miłość nie wybiera... Trzeba jakoś pomóc
przyjaciółce.
- Wiesz, Kasia, moim zdaniem, są dwie opcje. Pierwsza jest taka, że on jest
zabójczo w tobie zakochany i zachowuje się tak z powodu nieśmiałości. A druga
opcja jest taka... - tu na chwilę przerwała, bo zobaczyła nadjeżdżającego na
rowerze tatę.
- Cześć, dziewczęta - pomachał do nich wesoło i pognał
dalej.
- Za chwilę znowu tu przyjedzie - westchnęła Julka. - Będzie tak jeździł, aż
pojawi się Antek. Podejrzewam, że koniecznie chce zobaczyć, jak on wygląda...
- A ta druga opcja? - Kasia jak najszybciej chciała powrócić do przerwanego
wątku.
- Tylko się nie zmartw tym, co teraz powiem - powiedziała ciepło Julka i to
spowodowało, że Kasia natychmiast się
zmartwiła.
- U nas w klasie jest taka Zuzanna, strasznie przemądrzała. I oni z Kajetanem
spędzają mnóstwo czasu, dyskutując o różnych sprawach. Ostatnio o klonowaniu...
16
- No, nie... ja jej zrobię taki atak klonów, że po nocach będzie o nich śniła.
Jeszcze mnie popamięta. Wszędzie zobaczy moje klony! - Kasia najpierw się
zaperzyła, a potem zasmuciła. - Muszę coś zrobić, nie chcę go stracić, Julka,
ratuj...
Tę melodramatyczną sytuację przerwał tata, który właśnie zaliczył kolejną rundę
rowerowej przejażdżki.
- Jak wam leci, dziewczyny? - krzyknął.
- Wszystko dobrze - odkrzyknęła Julka i pomachała ręką w kierunku znikającego
punktu. Przy okazji przyszedł jej do głowy pomysł uratowania przyjaciółki.
- Mam genialny plan. Niedługo andrzejki, więc zrobię imprezę. Zaproszę Kajetana
i całą tę Zuzankę sasankę i wtedy będziemy mogły się przekonać, jak sprawy stoją
- ucieszyła się, bo zobaczyła, że w oczach Kasi zapaliły się iskierki nadziei.
- A co na to twoi rodzice, zgodzą się?
- Mama jakoś da się przekonać, a tata wpadnie w zachwyt, że nareszcie pozna
moich znajomych. Nie będzie już musiał się wczytywać w billingi. Można
powiedzieć, że robię tę imprezę ze względu na niego - Julka nie przyznała się,
że ten pomysł przyszedł jej do głowy również ze względu na Antka, który, owszem,
był jej najfajniejszym kolegą, w zasadzie przyjacielem, ale Julce to nie
wystarczało. Musiała się w końcu przekonać, czy zajmuje w jego sercu miejsce
szczególne. Na razie nie miała na to wystarczających dowodów. Być może na
imprezie zdarzy się coś wyjątkowego?
W głębi ulicy zamajaczyła postać rowerzysty.
- Twój tata znowu jedzie - szepnęła Kasia.
- To dobrze, zaraz załatwimy sprawę, trzeba kuć żelazo, póki gorące... -
powiedziała Julka i krzyknęła w stronę ojca cyklisty:
- Zatrzymasz się? Mam do ciebie sprawę! Tata zahamował z piskiem kół.
17
- Co powiesz na imprezę andrzejkową u nas w domu? Właśnie przyszedł nam z Kasią
do głowy taki pomysł.
- A kogo, córcia, chcesz zaprosić?
Julka uśmiechnęła się do niego najładniejszym swoim uśmiechem:
- Wszystkich tych, których numery były na rachunku za komórkę, i jeszcze parę
innych osób...
- Dzień dobry - pod kasztanem pojawi! się Antek i wydu-kał przywitanie w stronę
ojca Julki.
Tata zmierzył kolegę córki badawczym spojrzeniem (aż Antka przeszedł dreszcz).
Doszedł do wniosku, że musi się dokładniej przyjrzeć temu chłopakowi. Pomyślał,
że impreza andrzejkowa to dobra sposobność do przeprowadzenia wnikliwych
obserwacji.
- Witam. Zgadzam się, myślę, że to świetny pomysł -oznajmił szczęśliwym z tego
powodu dziewczynkom i odpłynął wdał.
Jadąc na rowerze, rozmyślał o smutnym losie ojców mających córki. Zdał sobie
sprawę z nieuchronnego faktu, że pewnego dnia Julka pozna jakiegoś bałwana,
zachwyci się nim i opuści rodzinny dom na zawsze. Bardzo się wzruszył.
Przygotowania do imprezy szły pełną parą. Julka z właściwą sobie energią
zaangażowała się w prace organizacyjne, przy okazji zmuszając do nich wszystkich
dokoła. Mama została wrobiona w przygotowanie atrakcyjnego menu i prawie się
załamała ciążącą na niej odpowiedzialnością za wyżywienie bardzo licznych gości.
Julka z koleżankami zajęły się oprawą artystyczną imprezy i już dwa tygodnie
przed planowanym wydarzeniem miały przygotowane wróżby. Dużo czasu poświęciły na
18
rozmowy o tym, w co się ubiorą, a potem na przymierzanie kreacji, co samo w
sobie okazało się niezłą zabawą.
- Jesteś pewna, że Kajetan przyjdzie? - Kasię cały czas dręczyła niepewność.
Stały w pokoju Julki przed lustrem, pośród sterty ubrań leżącej na dywanie.
- Przyjdzie, nic się nie martw - odparła Julka z niezachwianą pewnością. - Co
sądzisz o tej sukience? - popatrzyła do lustra i zaczęła robić głupie miny. -
Nie uważasz, że wyglądam jak prawdziwa Paris Hilton?
Kasia omiotła spojrzeniem strój przyjaciółki.
- Może być. Tylko musisz coś zrobić z siniakami na kolanach. Słuchaj, a co z
twoimi rodzicami? Gdzie oni będą podczas imprezy? - zadała dość istotne pytanie.
- Ups, nie pomyślałam o tym -Julka była kompletnie zaskoczona.
Podczas kolacji dowiedziała się strasznej prawdy.
- A niby gdzie mamy być? Wiadomo, że będziemy w domu - odpowiedział tata.
- Bimbusiu, chyba nie wyobrażałaś sobie, że zostawimy czeredę nastolatków
samych i gdzieś sobie pójdziemy na wieczór? Jeżeli o mnie chodzi, to taka
ewentualność w ogóle nie istnieje. Mowy nie ma. Za młodzi jesteście... -
oznajmiła mama nieugiętym tonem.
Julka poczuła, że tym razem żadne negocjacje nie wchodzą w grę i jak niepyszna
udała się do swojego pokoju, skąd rozesłała fatalne wieści do Poli i Kasi:
„szykuje się super impreza z moimi rodzicami i misiem bueee :(".
#**
Muzyka leciała na całego i zachęcała do tanecznych szaleństw. Niestety, w pokoju
znajdowały się same dziewczynki. Udając en-
19
tuzjazm, podrygiwały rytmicznie, ale widać było, że są wściekłe. Chłopaki
zachowywały się naprawdę poniżej poziomu. Prawie wszyscy siedzieli w pokoju
Julki i grali w wormsy, najwyraźniej bawiąc się przy tym świetnie. Ci, którzy
nie mieścili się przy komputerze, zajmowali się sportem, bo - na nieszczęście
dla dziewczyn - znajdował się tam również dmuchany gumowy kosz. Piłkę dostarczył
im zachwycony Misio. Podobała mu się ta impreza. Koledzy jego siostry okazali
się bardzo fajni. Antek właśnie go uczył, jak podrzucać piłkę, żeby wpadła do
kosza. Kasia zaciągnęła Julkę do kuchni.
- Coś trzeba z tymi głupkami zrobić, przecież to jakiś bezsens, oni się do
niczego nie nadają.
- Masz rację, są na poziomie mojego brata. Nie spodziewałam się tego po Antku -
powiedziała ze zniechęceniem Julka.
- A tak w ogóle, czy ty wiesz, co się dzieje z Kajetanem? W pewnym momencie
zniknął mi z oczu... - Kaśka była bliska płaczu.
Julka poczuła, że musi poszukać Kajetana, bo w przeciwnym razie przyjaciółka
wpadnie w desperację i jeszcze gotowa popełnić jakieś głupstwo.
Odnalezienie obiektu westchnień Kasi nie było takie trudne. Kierując się
intuicją, Julka skierowała swe kroki do pokoju, gdzie stały regały z książkami.
Tam, jak słusznie przeczuwała, zastała Kajetana. Znalazł się tutaj po tym, jak z
dużym niesmakiem zapoznał się z ubogim i bardzo niechlujnie dobranym, jego
zdaniem, księgozbiorem Julki. Wyruszył na poszukiwania czegoś bardziej godnego
uwagi i dotarł właśnie w to miejsce. Nie był sam, towarzyszyła mu Zuzanna.
- Słuchajcie, wychodzimy stąd i wracamy do pokoju. Będą wróżby. Obecność
obowiązkowa - kategoryczny ton gospodyni przyjęcia zmusił ich do karnego powrotu.
Ponieważ niespodziewanie łatwo poszło jej z Kajetanem, Julka postanowiła
20
także pozbyć się brata oraz zablokować dostęp do komputera. Pomaszerowała do
sypialni, gdzie ukrywali się rodzice, i zmusiła mamę do wyeliminowania Misia z
imprezy poprzez położenie go do łóżka, a tatę ubłagała, żeby udawał, że właśnie
musi popracować na komputerze.
Tym sposobem udało jej się z powrotem skupić wszystkich w miejscu, gdzie grała
muzyka. To znaczy prawie wszystkich, bo część chłopaków zdążyła umknąć do
piwnicy. Tam, ze względu na duże rozmiary pomieszczenia, mogli się spokojnie
oddać grze w nogę.
- Masz teraz szansę na odzyskanie Kajetana - Kaśka usłyszała konspiracyjny
szept Julki.
Chwilę potem zobaczyła ją na środku pokoju, jak mocnym głosem ogłaszała wszem i
wobec, że nastąpi biały walc. Z punktu widzenia dziewczynek pomysł był świetny,
bo tylko w taki sposób mogły zmusić kolegów do tańca. Na chłopaków padł blady
strach. Zwłaszcza na Kajetana, który jeszcze nigdy w życiu nie tańczy! z
dziewczyną. A widział wyraźnie, że zbliża się do niego Kasia, w której był od
jakiegoś czasu szaleńczo zakochany. I nie umiał sobie tego zjawiska wytłumaczyć.
Był człowiekiem racjonalnie myślącym, więc poświęcał długie godziny (zamiast się
uczyć) na analizowanie tego niepokojącego stanu, w jakim się znalazł. Nie
potrafił sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w obecności Kasi traci nagle
pewność siebie i swoją słynną elokwencję, a w zamian staje się przerażoną,
bezwolną istotą o inteligencji ameby.
- Zatańczymy? - zapytała nieśmiało Kasia i potrząsnęła nerwowo grzywką.
Kajetan, porażony propozycją, przywarł do ściany niczym skorupiak. Kasia
wyciągnęła do niego rękę.
- Raz kozie śmierć! - pomyślał heroicznie i, mimo że nie wiedział jak, ruszył w
tan.
21
Julka odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła Kasię z Kajetanem na parkiecie. Wzięła
głęboki oddech, bo teraz ją z kolei czekało duże wyzwanie. Postanowiła poprosić
Antka do tańca. Tyle że Antka nie było akurat w pokoju, bo znajdował się w
piwnicy, wraz z gronem miłośników futbolu. Rozejrzała się niespokojnie.
- Gdzie jest ten cholerny Antek? - tym razem Julka była bliska płaczu. - Tyle
starań i wszystko na nic! - niewiele myśląc, wybiegła do przedpokoju, a potem
oddała się rozpaczy na schodach korytarza. Tam zastał ją Antek, który porzucił
właśnie Jaśka i Piotrka i wydobywał się z czeluści piwnicy na powierzchnię.
- Julka, co z tobą? - zaniepokoił się. - Kto cię skrzywdził? Powiedz mi, to
zaraz mu wklepię - próbował żartować, ale Julka zareagowała na jego żart
wyjątkowo źle. Obróciła się do niego tyłem i zaczęła jeszcze mocniej szlochać.
- Ty chyba jakiś głupkowaty jesteś. To wszystko przez ciebie! - krzyknęła
gniewnie i Antek oniemiał, jakby ze szczęścia. Nie namyślając się długo, szybko
pocałował ją w policzek i zwiał.
Julka potrzebowała chwili, aby dojść do siebie po tym zdarzeniu. W końcu
odważyła się wejść z powrotem na górę. Dzięki białemu walcowi lody zostały
przełamane i wszyscy tańczyli teraz z zapałem. Był tam też Antek. Kiedy ujrzał
Jul-kę, spłoszył się nieco, ale chwilę później pomyślał, że powinien się
zachować jak prawdziwy mężczyzna. Podszedł więc do niej, uśmiechnął się i
zapytał:
- Zatańczymy?
W tym właśnie momencie do pokoju zajrzał tata. Po kilku chwilach obserwacji miał
pewność, że jego córka jest zakochana. Jak już wcześniej przypuszczał, jej
wybrańcem był ciemnowłosy Antek. Tata ponownie pomyślał o smutnym ojcowskim
losie, o zagrożeniu bałwanami i znowu bardzo się wzruszył.
22
***
Nie wiadomo, czy z powodu ponurej, zacinającej deszczem i gwiżdżącej lodowatym
wiatrem jesieni czy z jakichś innych przyczyn atmosfera w domu niewiele różniła
się od tego, co można było zaobserwować za oknem. Julka nie mogła zrozumieć,
czemu tak się dzieje. Jej taka pogoda wcale nie przeszkadzała. Była wręcz w
wiosennym nastroju, a wszystko to w związku z romantycznymi wydarzeniami podczas
niedawnej imprezy andrzejkowej. Jeżeli tylko się dało, po szkole umawiała się z
Antkiem na spacer z psami. Nie zważając na wybryki jesiennej aury, wędrowali
oboje po szlochających deszczem uliczkach i generalnie było im bardzo wesoło.
Jeżeli chodzi o towarzyszące im psy, to goldeny - Figo i Pyza - były zachwycone
i z wrodzoną sobie pogodą ducha lekceważyły zimno i deszcz. Jamniki były jakby
mniej szczęśliwe - z powodu krótkości swoich łap intensywniej przeżywały kontakt
z kałużami i po spacerze nadawały się wyłącznie do wyżymania.
Po jednej z takich deszczowych wędrówek rozpromieniona i szczęśliwa Julka wpadła
do domu. Niestety, już w przedpokoju usłyszała dochodzące z kuchni podniesione
głosy rodziców. „Kurczę, nie jest dobrze, pewnie tata znowu był na rozmowach w
sprawie pracy i coś się nie udało" - pomyślała.
Jej przeczucia były słuszne, bo faktycznie tata spotkał się tego dnia z
przedstawicielami firmy zajmującej się, jak się okazało, rozprowadzaniem broni
myśliwskiej. Tata, zagorzały przeciwnik polowań, zakończył rozmowę, zanim się na
dobre zaczęła. Ale nie to było przedmiotem ożywionej, nazwijmy to, dyskusji
odbywającej się w kuchni. Tym razem debata dotyczyła zmywarki, która ostatnio
odmówiła wykonywania jakichkolwiek czynności. Mama wezwała serwisanta, który
pojawił się, kiedy nie było jej w domu. Był za to tata.
23
Specjalista od domowego sprzętu zmechanizowanego rozejrzał się po pomieszczeniu,
które było spełnieniem marzeń mamy o prowansalskiej kuchni. Wszystko w niej było
murowane i pokryte pięknymi kafelkami. Również zmywarka ukryta została za
gustowną mozaiką.
- Aleś se pan wymyślił... - wystękał specjalista w czasie szarpaniny ze
zmywarką, którą próbował wydrzeć z murowanej konstrukcji. Niestety, bez skutku,
ta ani drgnęła.
- Jak pan to sobie wyobraża? Zamurowałeś pan zmywarkę na wieki... żeby
cokolwiek naprawić, muszę się dostać do mechanizmów, które są tam z tyłu.
Niepoważny pan jesteś -popatrzył na tatę z politowaniem, a potem zażądał
pieniędzy za stracony czas.
Tata nie był w stanie znieść dwóch porażek jednego dnia. Najpierw kompletna
pomyłka z pracą, a później ten bezczelny naprawiacz zmywarek!
Julka trafiła na ten moment, kiedy dawał upust rozgoryczeniu.
- Zamurowałaś sobie zmywarkę na wieki - powtarzał właśnie słowa specjalisty od
sprzętu AGD - a ja musiałem z tego powodu świecić oczami...
Julka od razu wyobraziła sobie tatę ze świecącymi jak żarówki oczami, a mama w
osłupieniu spoglądała raz na tatę, raz na zmywarkę.
- Przecież to nie ja instalowałam, tylko górale pana Ziąb-ka! Skąd mogłam
przypuszczać, że zamurują ją na amen? To podobno byli fachowcy, sam ich
wynalazłeś! - rozmowa zaczynała się rozkręcać i Julka pomyślała, że musi się
skończyć awanturą.
Nastały ciche dni, długie i smętne. Było po prostu okropnie.
A potem tata pojechał do Warszawy na kolejne rozmowy
w sprawie pracy. Wrócił wieczorem. Ściągnął mokry od desz-
24
czu płaszcz, odwinął się z szalika i wkroczył do pokoju, gdzie przy kominku i
telewizorze siedzieli mama, Julka i Misiek.
- Psia karma... - usłyszeli jego znużony głos. Mama obróciła się i z naganą w
głosie powiedziała:
- Proszę cię, nie klnij przy dzieciach...
Tata na moment zaniemówił, a potem wyjaśnił:
- Dostałem pracę... w amerykańskiej firmie zajmującej się psią karmą...
- Hurra!!! - niczym uszczęśliwiony kibic Julka powstała z fotela i uniosła ręce.
Zaraz po niej to samo uczynił Misiek i dzięki temu utworzyli coś na kształt
miniaturowej meksykańskiej fali.
- Bardzo się cieszę, nareszcie koniec kłopotów - mama również energicznie
poderwała się z kanapy. - Chodź do kuchni, zrobię kolację, a ty opowiadaj
wszystko po kolei.
Julka odetchnęła, bo zdaje się, że rodzice zapomnieli, że jeszcze rano byli
pogniewani. Kryzys zmywarkowy, jak go w myślach nazywała, chyba się zakończył.
- No, praca jest w Rydze - tata rozpoczął opowieść, która zaraz u początku
została przerwana, bo mamie wypadły z rąk talerze i z hukiem roztrzaskały się o
kamienną, na wzór pro-wansalski, podłogę.
- Gdzie?!-wykrzyknęła histerycznie.
- A gdzie ta Ryga leży? - zapytała Julka. Znała wprawdzie zwrot „pojechać do
Rygi", ale wyłącznie w kontekście kłopotów żołądkowych - temat poruszany z
niejakim upodobaniem przez jej mało subtelnych kolegów.
- Zaproponowano mi roczny kontrakt na Łotwie. Odpowiadałbym za trzy kraje,
Litwę, Łotwę i Estonię... Nie mogłem nie przyjąć tej pracy - tata starał się
cierpliwie tłumaczyć wzburzonej rodzinie okoliczności podjęcia decyzji. - Musimy
spłacić kredyt za dom. Naprawdę nie widzę innego wyjścia...
25
- A jak będziesz do nas dojeżdżał? - zapytała naiwnie Julka.
- Bimbusiu, to niemożliwe. Spakujemy się, weźmiemy psy i wszyscy pojedziemy do
Rygi. To przecież tylko rok... - mama odpowiedziała za tatę, który wpatrywał się
w napięciu w twarz córki. Pamiętał, co się działo, kiedy namawiał ją do wyjazdu
do Warszawy.
Tymczasem zdarzył się cud - Julka zachowała się inaczej, niż się tego spodziewał.
Owszem, była smutna. Pomyślała, że będzie musiała opuścić przyjaciół i ulubione
miejsca... Ale przecież tylko na rok! Nie każdemu zdarza się taka gratka - żyć w
egzotycznym, zupełnie nieznanym kraju. A ona przecież uwielbiała, kiedy działo
się coś ciekawego. Poczuła, że oto nadchodzi czas wielkiej przygody!
- Co jej się stało? - zapytał zdumiony tata, kiedy jego córka, wyściskawszy go
z radości, pobiegła do swojego pokoju.
- No cóż, cieszmy się, że jest zadowolona, na razie... - westchnęła mama.
Przeczuwała, że rozpacz zacznie się następnego dnia, kiedy córka zda sobie
sprawę z tego, że przez cały rok nie będzie mogła się spotykać z Antkiem i
przyjaciółmi i będzie musiała zamienić szkołę polską na łotewską.
Tymczasem Julka runęła na łóżko i przekopywała pościel w poszukiwaniu komórki,
którą chyba gdzieś tam porzuciła. Przy okazji przygniotła grzejącego się pod
kołdrą jamnika. Był to Lucek. Jego pełen oburzenia pisk przywołał Figo, który
też władowal się na łóżko.
- Jest! - telefon został odnaleziony. Julka, drapiąc golde-na za uchem,
układała treść sms-a: „muszę na rok wyjechać właśnie się dowiedziałam spotkamy
się jutro pod kasztanem?". Wiadomość poszła do Antka, Kasi i Poli oraz Jaśka i
Piotrka.
26
***
Po niedługim czasie w telefonie Julki zaczęły się odzywać nerwowe sms-y: „gdzie
musisz wyjechać? :/" - Piotrek i Jasiek ze zdziwieniem zapytali o to samo.
„naprawdę musisz? :[" - Pola była zdruzgotana, „o co właściwie chodzi? : |" - to
pytanie Kaśki, „julka dlaczego?! :(" - Antek był bardzo przygnębiony. A ona
naprawdę nie wiedziała, jak im to wszystko wyjaśnić. .. Zadali tyle trudnych
pytań...
ROZDZIAŁ 2
Prawdziwi przyjaciele
>jjp m
J ulka miała na rok wyjechać za granicę! Ta wiadomość to była prawdziwa bomba!
Po tym, jak spadła na nią poprzedniego dnia, powodując mętlik w głowie, siała
zamęt wśród jej przyjaciół i znajomych.
Kasia, Pola i Jasiek dopadli Julkę już w szkole, na długiej przerwie. Z radością
opowiedziała im o mających nastąpić w jej życiu zmianach.
- Ty chyba oszalałaś, z czego tu się cieszyć? - powiedziała Kaśka, a Julka
poczuła się tak, jakby ktoś wylał jej kubeł zimnej wody na głowę. - Nie dość, że
wyjeżdżasz w połowie roku szkolnego, akurat teraz, kiedy zaczyna się sezon
narciarski, to jeszcze wybierasz się do kraju, o którym mało kto słyszał. Gdzie
ta Łotwa leży? Chyba gdzieś za kołem podbiegunowym... -nikt nie miał wątpliwości,
że Kasia nie była mocna z geografii.
Jasiek, ku zaskoczeniu wszystkich, coś wiedział o Łotwie. Konkretnie dwie rzeczy
- że kraj ten jest hokejową potęgą (oglądał przecież w telewizji, jak Łotysze
spuszczali lanie naszym hokeistom) oraz to, że terytorium Łotwy musi być płaskie
ni-
28
czym naleśnik. Nigdy nie zetknął się z informacją (a śledził sportowe wiadomości
bardzo dokładnie), aby odbywały się tam jakiekolwiek zawody w zjazdach
narciarskich.
- Julka, przykro mi to mówić... z jazdą po górskich stokach musisz się na ten
sezon pożegnać, lepiej spraw sobie biegówki
- zawyrokował, a Julce na tę wieść bardzo zrzedła mina.
- A co będzie z tobą i Antkiem? - szepnęła jej Kasia na ucho. Chyba postanowiła
być bardzo niedelikatna, bo akurat to
pytanie przygnębiło Julkę dokumentnie. Czuła, że za chwilę się rozpłacze. Pewnie
tak by się stało, gdyby nie Kajetan, przy którym nie chciała sobie pozwolić na
chwile słabości.
A Kajetan pojawił się obok na skutek interwencji Kasi, która spostrzegła, że
wybranek jej serca spaceruje po korytarzu z Zuzanną. Musiała natychmiast
zareagować.
- Kajtusiu, możesz pozwolić do nas na chwilkę, mamy problem dotyczący Łotwy! -
krzyknęła na cały głos w stronę Kajetana, co spowodowało, że ten zrobił się
czerwony jak burak. Przeprosił wściekłą Zuzannę, która wzrokiem przesłała Kasi
błyskawicę nienawiści, i na miękkich nogach udał się w kierunku dziewczyny, w
której, co tu dużo mówić, nadal był szaleńczo zakochany. Julka już dawno
zauważyła, że Kajetan bardzo się zmienia w obecności Kasi -jakby się kurczył i
garbił, przygnieciony brzemieniem miłości.
- Słyszałeś najnowsze wieści? Julka wyjeżdża na Łotwę!
- powiedziała do niego Kaśka.
- No i co z tego? - wydukał.
Nie bardzo rozumiał, dlaczego wszyscy są tym faktem tak podekscytowani.
- Ja też dużo jeździłem po Europie i nie tylko - wypowiadając to zdanie, nieco
się rozprężył. - Ostatnie wakacje spędziłem, przemierzając Kanadę samochodem
terenowym. I w Nowej Zelandii też byłem... - Kajetan, zdaje się, powracał do
rów-
29
nowagi i odzyskiwał pewność siebie. - Tam to dopiero można przeżyć przygody, o
jakich się wam nie śniło. Wędrowaliśmy z tatą po plenerach filmowych do „Władcy
pierścieni"...
Jasiek nie mógł wprost patrzeć, jak Kajetan nadyma się z dumy, więc postanowił
natychmiast przerwać zbliżający się nieuchronnie słowotok.
- Stary, my nie rozmawiamy o turystycznych wojażach pod patronatem biura
podróży, tylko o tym, że nasza koleżanka wyjeżdża na calusieńki rok do obcego,
nieznanego kraju i będzie musiała tam żyć! Ja, przyznam, trochę się o nią boję -
na dowód pomachał Kajetanowi trzymanym w rękach „Przeglądem Sportowym", z
którego w większości czerpał swoją wiedzę o świecie. - Zobacz, co tutaj jest
napisane.
Julka, Pola, Kasia i Kajetan pochylili się nad gazetową płachtą. Rzucił im się w
oczy tytuł: „Piłkarz bez zęba na przedzie". Brzmiał, trzeba przyznać,
intrygująco.
- Wiecie, co się stało z piłkarzami,Wisty", kiedy pojechali na kontrakt do
Moskwy? Zaczęło się od tego, że Gorawskiemu skradziono samochód, później miał
potworną kontuzję, którą długo leczył, a jak już wszedł na boisko, to mu jakiś
ruski piłkarz wybił przedni ząb. I on potem miał straszną chandrę, bo nie mógł
się z powodu koszmarnego wyglądu spotykać ze swoją dziewczyną, ponieważ się bał,
że go rzuci. A drugi nasz zawodnik, Jop, gdy tam pojechał, od razu dostał ataku
wyrostka robaczkowego i miał operację!
Wszyscy byli bardzo wstrząśnięci przytoczoną przez Jaśka historią, tylko nikt
nie wiedział, dlaczego ją opowiedział akurat w tym momencie. Pola ze
współczuciem spojrzała na Jul-kę, która wyglądała na dość przestraszoną.
- Jasiek, ale wytłumacz, dlaczego streszczasz przygody naszych piłkarzy w Rosji?
Przecież Julka nie tam jedzie, tylko na Łotwę - zapytała Pola.
30
- No jak to po co? Przecież Łotwa jest częścią Rosji, nie tak? - Jasiek
niepewnie powiódł wzrokiem po zebranych.
- Ale z ciebie głąb, Jasiek - Kajetan po raz kolejny walczył z uczuciem
niesmaku, które ogarniało go w zetknięciu z bezbrzeżną głupotą kolegi. - Łotwa
odzyskała niepodległość dwa lata przed twoim narodzeniem, i z Rosją nie ma w tej
chwili nic wspólnego.
- Poza granicami... - bystrze zauważyła Kasia, co Kajetan nagrodził pełnym
uznania spojrzeniem, aż się zaczerwieniła z wrażenia.
- Strasznie jesteś mądrutki - zaperzył się Jasiek. - Ciekawe, co jeszcze wiesz
o tej Łotwie?
Kajetan chciał coś odpowiedzieć, ale zdał sobie sprawę, że rzeczywiście nic
więcej nie wie. Na szczęście odezwał się dzwonek na lekcje i tym sposobem udało
się uniknąć kompromitacji. Tak był jednak zaprzątnięty tematyką łotewską
(próbował sobie przypomnieć, co wie o Łotwie), że w trakcie lekcji matematyki
posypał się przy tablicy na prościutkich ułamkach i dostał pierwszą w życiu
czwórkę z tego przedmiotu, co przejęło zdumieniem całą klasę.
- Tak to jest, kiedy się obniża loty, przebywając zbyt długo w nieodpowiednim
towarzystwie - skomentowała to wydarzenie przepełniona złośliwą satysfakcją
Zuzanka.
Julka w ogóle nie zwracała uwagi na to, co się dzieje w klasie. Siedziała w
ławce i wpatrywała się w okno, przy czym świat za szybą też jej zupełnie nie
obchodził. Podparłszy rękami brodę, smętnie kontemplowała swój przyszły los -
będzie musiała się rozstać z Antkiem, co nagle wydało jej się niemożliwe. Musi
porzucić narty, bo wyjeżdża do jakiejś dennie płaskiej podbiegunowej krainy.
Według tego, co opowiadał Jasiek, może być tam narażona na utratę zębów i atak
wyrostka robaczkowego. No, i dotarło do niej najgorsze - będzie tam przecież
31
musiała chodzić do jakiejś szkoły, i uczyć się, rany Julek, chyba po łotewsku?!
Po prostu zmartwiała ze zgrozy.
Matematyczka tymczasem poszukiwała następnego „ochotnika" do odpowiedzi. I oto
nadarzyła się wspaniała okazja. W ławce przy oknie w pozie rozmarzonej Ani z
Zielonego Wzgórza siedziała jakaś rozkojarzona uczennica. Była to Julka.
Nauczycielka postanowiła przywrócić ją rzeczywistości:
- Proszę do tablicy! Równanie czeka na ciebie.
Charakterystyczne dla powieściowej Ani zamyślenie zniknęło z oblicza Julki, a w
zamian na jej twarzy odmalowała się rozpacz jelonka Bambi, który właśnie ujrzał
zastrzeloną przez myśliwych mamusię. Poderwała się z ławki.
- Dziecko, co z tobą? Przecież to proste równanie - zapytała matematyczka,
kiedy Julka dotarła pod tablicę i smętnie wpatrywała się w białe kredowe znaki,
jakby to było pismo klinowe, którego zwykły śmiertelnik nie jest w stanie
odczytać.
- Bo ona, proszę pani, wyjeżdża na rok na Łotwę, wczoraj się dowiedziała... -
ktoś, chyba Jarek, podjął próbę uratowania Julki przed niechybną jedynką.
- Jest!!! Nareszcie mi się przypomniało! -wrzasnął szczęśliwy Kajetan, zupełnie
nie zważając na trwającą właśnie lekcję, chociaż jego okrzyk miał jednak jakiś
związek z tym, co przed chwilą zostało powiedziane. - Już wiem, co mi się
kojarzy z Łotwą! Przecież tam w XIII wieku osiedli kawalerowie mieczowi, a potem
Krzyżacy!
Tego Julka już nie wytrzymała. Na wieść o Krzyżakach na Łotwie rozpłakała się na
całego. Naprawdę jednak wcale nie płakała z powodu Krzyżaków, lecz było jej
strasznie przykro, że Kasia, Pola i Jasiek powiedzieli tyle nieprzyjemnych
rzeczy związanych z jej wyjazdem. A przecież ona nie wybiera się do Rygi dla
własnego widzimisię, tylko z tego powodu, że tata dostał tam pracę! Dlaczego jej
przyjaciele nie chcą tego zrozu-
32
mieć? Liczyła na ich wsparcie, a oni uraczyli ją samymi złymi wiadomościami. Tak,
to właśnie ją najmocniej zabolało!
Skonsternowana matematyczka nerwowo grzebała w torebce, poszukując chusteczek
higienicznych. W końcu wręczyła je zapłakanej Julce.
- Dziecko, a czemuż ty tak rozpaczasz? Łotwa to taki piękny kraj... Ja
przeżyłam tam wspaniale chwile podczas studenckiego spływu kajakowego po Dźwinie.
Wtedy zakochałam się w moim mężu - lekko się spłoniła, wypowiadając te słowa. -
Ty też na pewno przywieziesz stamtąd piękne wspomnienia - następnie lekko
westchnęła i powiedziała to, co powiedzieć musiała:
- A teraz jedynka i maszeruj na miejsce - tym niezbyt optymistycznym akcentem
zakończyła swą wypowiedź.
- Czy będę mogła poprawić? Przepraszam, że się tak roz-ślimaczyłam - chlipnęła
nieco pocieszona Julka.
- Oczywiście, moja droga, nie mogę pozwolić, żebyś z jedynką pojechała na Łotwę
- odezwała się nauczycielka.
***
Julka lubiła moment powrotu do domu. Już dawno odkryła, że nawet najbardziej
przykry nastrój znika natychmiast, kiedy od samych drzwi spotykają cię dowody
bałwochwalczego wręcz uwielbienia. Ani kot, ani świnka morska, nie wspominając o
rybkach w akwarium, nie przywita cię tak jak pies. Julka uśmiechała się już w
momencie otwierania furtki w ogrodzie, bo wiedziała, że za chwilę rozpocznie się
ceremoniał powitalny. Weszła do domu i zaczęło się! Ze szczytu schodów runął na
nią Figo z chwyconym naprędce kapciem w zębach. Popiskując ze szczęścia,
wachlując ogonem i zarzucając tułowiem, wykonywał taniec wokół swej pani.
Jamniki skakały bez opamię-
33
tania, próbując dosięgnąć jej twarzy, co było oczywiście niewykonalne, bo nie
były w stanie tak wysoko podskoczyć. Wyglądało to, jakby wokół jej nóg fruwały
dwa kosmate przecinki. Nie był to koniec radosnego powitania. Drugi akt psiego
szaleństwa rozpoczynał się, kiedy Julce udało się wreszcie dotrzeć do
przedpokoju. Tam Felek i Lucek gonili w kółko, co było bardzo komiczne, bo na
zakrętach tracili przyczepność i rzucało nimi po ścianach. Kiedy jamniki
zatracały się w obłędnej bieganinie, Figo umiejętnie wykorzystywał sytuację -
mianowicie walił się grzbietem na podłogę i domagał się drapania, wymachując
łapami. Po chwili dołączali do niego Felek i Lucek i wtedy Julka musiała wołać
na pomoc Miśka, bo sama nie by ta w stanie uszczęśliwić wszystkich trzech
członków komitetu powitalnego naraz.
- Widzisz Misiu, to są prawdziwi przyjaciele - zwierzyła się bratu, drapiąc
goldena pod łopatką. - Oni nigdy, przenigdy nie zachowaliby się tak jak Kaśka i
Jasiek dzisiaj - ponieważ smętnie westchnęła, jej brat zrobił to samo, po czym,
jak mu się wydawało, nawiązał do słów siostry:
- Tak, Jasiek i Antek fajne moje kolegi są... - i ponownie ciężko westchnął.
Ponieważ przywołał imię Antka, Julka jeszcze bardziej posmutniała. Wyciągnęła z
kieszeni komórkę i wysłała sms-a: „co u ciebie?". Odpowiedź nie była wesoła:
„nie pytaj julka :(((". „może dasz się namówić na spacer?" - zapytała, „ok :)" -
odpowiedział Antek.
Julka zajrzała jeszcze do mamy, aby się przywitać i powiadomić ją, że wychodzi z
Figo. Trochę się zdziwiła, bo mama nie kazała jej zjeść obiadu przed wyjściem.
Siedziała przed komputerem, a obok leżała jakaś potworna liczba pootwieranych
książek.
- Robisz korektę?
Spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na córkę:
34
- Nieee, byłam dzisiaj w księgarni, bo muszę się przecież dowiedzieć czegoś o
Łotwie. Nie jest tak źle, jak myślałam. Wiesz, że ta miejscowość pod Rygą, gdzie
będziemy mieszkać, jak ona się nazywa?... o, już wiem, Jurmala! No, więc ta Jur-
mala to jest bardzo znany