6774

Szczegóły
Tytuł 6774
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6774 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6774 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6774 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

EDWARD BALCERZAN KTӯ BY NAS TAKICH PI�KNYCH tryptyk Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 Nie b�dziemy ju� odt�d umiera� wi�cej, Kt� by nas takich pi�knych i olbrzymich grzeba� (Bruno Jasie�ski, Pie�� o g�odzie) 5 HENERA� Jednego nie m�g� poj��: dlaczego po �mierci Henera�a, ilekro� musia� przej�� przez ciemn� jadalni� albo szed� do �azienki, w kt�rej zapada� zmierzch i woda na dnie wanny szemra�a jak strumyk w popielatym �niegu, bra� ze sob� karabin. Nie rozumia� tego ju� w nieca�y rok po �mierci ojca, kiedy od dawna zaprzesta� tych spacer�w z karabinem. Sylwester przypomina sobie dzi�, po tylu latach, �e trzy, najwy�ej cztery razy mia� istotnie w r�ku sw�j karabin o szerokiej lufie, ale z tego, co m�wi�o si� U Nich, wynika, �e spacery z karabinem trwa�y d�u�ej. Wci�� powraca� w Ich rozmowach jako biedne dziecko, kt�re ba�o si� wieczorem w domu. Czego m�g� si� tak bardzo obawia�? Czy mieszkania? �cian w r�owych tapetach czy pianin, a skoro ju� pianin, to kt�rego mocniej: czarnego z balkonu czy pianina ze Stra�nicy, z lichtarzem? My�la� potem, �e na l�k przed zagadkami instrument�w by� �za stary�. Mia� co prawda osiem lat, ale osiem lat w czterdziestym sz�stym roku. Wykluczone, by napawa�y go strachem �lady obecno�ci Henera�a. On by przecie� nie m�g� tej zabawki, kt�ra nie strzela�a z kork�w ani z kapiszon�w, a tylko z wygl�du by�a karabinem, nosi� przeciw ojcu, bo Henera� mu t� �bro� na jaki� czas przed �mierci� podarowa�. Fakt, �e chodzi� do �azienki z karabinem, �wiadczy o tym, �e czego� si� ba�, co� mu zagra�a�o, ale to, co zagra�a�o Sylwestrowi, by�o dla jego umys�u z a t r u d n e. Nie znaczy to, i �by by� dzieckiem s � abo rozwini�tym umys � owo. Mia � wysubtelniony zmys � komizmu. U Nich cz�sto powtarzano charakterystyczne powiedzonka ludzi i je �eli kto � ju� wkracza � do Ich rozm�w, to jedynie poprzez charakterystyczne powiedzonka. Te musia � y by � bezwarunkowo �mieszne. One tworzy � y ko �ciec rodzinnego szyfru. Na przyk � ad: Henera � . Albo: sto hram, lub: ten bolszewik. Na tym. tle szczeg�lnie uroczysty nastr�j budzi�o owo dumne, bo my�lane jakby z du�ych liter powiedzonko �U Nas�, jedno�jedyne, z kt�rego nie nale�a�o si� �mia�. Pierwotnie oznacza�o Ich miasteczko nad rzeczu�k� W., dop�ywem Do�ca, gdzie Henera� wcale nie by� Henera�em, za kt�rego potem uchodzi� na targu, ani nawet kapitanem Wojsk Ochrony Pogranicza, kt�rym zosta� pod koniec �ycia. Okre�la�o si� U Nich przez �U Nas� sta�y uk�ad odniesienia z topografi� okolic nad W., z architektur� mie�ciny o klonowych skwerach, w kt�rych ojca widywa�o si� z dwu�, a potem trzyletnim Sylwestrem, jak � na przek�r panuj�cym w�r�d ludno�ci obyczajom � obywatel dyrektor osobi�cie wozi syna �na powietrze�. Ukrai�skie �U Nas� mia�o smak makucha, pierog�w z wi�niami, syrop�w na kaszel, ciep�� barw� oleju z pestek s�onecznika, sprzedawanego przez baby z Ky�lak�wki, baby w m�skich marynarkach pod lejami megafon�w, w�r�d topoli, nad kt�rymi lata�y wr�ble. By�o przestronne, jak W., pe�ne uczni�w na d�tkach, niesionych przez pr�d w stron� w�dek z karasiami. Intymne jak szept. Zawiera�o pojedyncze zdania. U Nas dziecko ma sw�j k�cik. U Nas by� wizytator, pia� peany. U Nas nie to, co u nich� A z nastaniem wojny ojciec poszed�. Po raz pierwszy odczu� Sylwester wieloznaczno�� owego �U Nas�, gdy miasteczko opu�cili Nasi, a on zosta� w nim z matk� i z bratem. Nadal byli U Siebie, ale i u faszyst�w, m�czyzn w sinych butach skrzypi�cych na �niegu, z tabliczkami czekolady faszystowskiej. Oczywi�cie: wiedzia�, �e jest wojna. Na ten temat by�o du�o pie�ni. Wiedzia� tak�e, po co ojciec poszed�. Ot� ojciec poszed� z Naszymi, aby bi� faszyst�w. Ale nie m�g� sobie tego wyobrazi�. 6 Ojciec nigdy nikogo nie bi�. M�wi�o si�, �e ojciec nie zabije myszy. Mdla� przy zastrzykach do�ylnych. Nie znosi� widoku krwi. Sw�j gabinet dyrektorski przeni�s� na poddasze. Nie m�g� pracowa� w s�siedztwie lekarza, odk�d zobaczy� go, jak banda�owa� ucznia, kt�remu szyba skaleczy�a warg�. A jednak poszed� na krwawy b�j. Sylwester t�skni� za ojcem. Usi�owa� wyobrazi� sobie krwawy b�j, w kt�rym ojciec zwyci�a faszyst�w. Montowa� sobie przed oczami, na ekranach powiek, tak� scen�: faszysta i ojciec. To nie by�o nic trudnego. Na pocz�tku zawsze my�la�, �e to nie jest nic trudnego. Umia� zwabia� pod powieki posta� ojca, kt�rej kaza� wykonywa� ruchy. Taki ojciec m�g� na przyk�ad gimnastykowa� si� w t�cz�wkach Sylwestra, je�dzi� na rowerze lub temperowa� o��wek. Bez trudu te� rysowa� w oczach Lini� Frontu. By� ni� szeroki trakt ze �ladami opon. Na Linii Frontu ustawia� faszyst�. Posta� faszysty wychodzi�a z rz�s, sylwetka ojca jakby z g��bi �renic, z g�owy. Teraz, kiedy ju� mia� trzy podstawowe elementy wojny, front, ojca i faszyst�, wstrzymywa� oddech. Czu� pod j�zykiem ci�k� �lin�. Kaza� sylwetce ojca zaj�� wroga od ty�u. Potem pr�bowa� unie�� r�k� ojca. Bezskutecznie. Ojciec pod powiekami zaczyna� migota� i gas�. Sylwester wypluwa� �lin�, przeciera� powieki suchymi pi�ciami i po kr�tkim odpoczynku zaczyna� od nowa. Linia Frontu, ojciec, faszysta. Teraz pr�bowa� ojca rozweseli�. Wiedzia�, jacy s� Nasi. To s� �o�nierze, kt�rzy jad� na wozach drabiniastych i �piewaj� weso�e kuplety. Zawsze przed bitw� �artuj�. Pr�bowa� wi�c sk�oni� ojca, by ten poszed� do faszysty i tr�ci� go w brzuch. Albo szarpn�� za ucho. Albo nabra� w usta wody i spryska� go jak bielizn�. Ojciec w ten spos�b �artowa�. Zw�aszcza gdy Sylwester mia� czkawk�. Wtedy ojciec bra� czerwony czajnik z szyjk� wygi�t� jak u ptaka, udawa�, �e wypija z niego ca�� wod�, w rzeczywisto�ci za� nie po�yka� tej wody, lecz podchodzi�, niby nic, do Sylwestra i spryskiwa� go nagle. Po to, aby przestraszy�. Na �arty. Ale na Linii Frontu ojciec �artowa� nie chcia�. Faszysta czeka� w swoich sinych butach, a posta� ojca zanosi�a si� migotem i znika�a. Jak�e by�o z ojcem na wojnie naprawd�? Henera� tylko raz przekroczy� Lini� Frontu. By�a ni� p�ytka ka�u�a, z kt�rej stercza�y badyle; kiedy ju� osi�gn�li doz�r: zagajnik i zwr�cili si� w kierunku doz�r: s�up, Henera� spojrza� na ka�u�� z oddalenia. Brzegi jej porusza�y si� drgaj�c� traw�. Przypomina�a t�ustego wiciowca, kt�ry trawi cz�stki organiczne. Szli skokami, od drzewa do drzewa. Zagajnik pe�en by� czarnej pokrzywy, kt�ra k�sa�a przeguby. W�r�d korzeni wyplecionych w gruz�owate sznury le�a�y krople wilczych jag�d i starzej�ce si� �o�nierskie g�wna. Po jakim� czasie okaza�o si�, �e pod��aj� chyba w z�ym kierunku, bo doz�r: s�up, to wcale nie jest s�up, lecz komin. Doz�r: komin. Ojciec zarz�dzi� marsz ubezpieczony skrajem zagajnika. B��dzili kilka godzin, zachowuj�c cisz�. Gdy wreszcie zobaczyli czo�g zamaskowany trzcin�, a grunt, po kt�rym szli, by� coraz bardziej grz�ski, ojciec stwierdzi�, �e zabrn�li na mokrad�o. Spr�bowa� nanie�� po�o�enie czo�gu na map�, kt�r� mia� utrwalon� w pami�ci. Pomy�la�, �e jest ju� po wszystkim, u�ywaj�c idiomu �a tiepier� kryszka� (dos�ownie: a teraz pokrywka). Mokrad�o zaj�li Niemcy. On, Henera�, jest ju� w g��bi si� nieprzyjaciela. Oto staje si� czym� w rodzaju partyzanckiego wata�ki. B�dzie nim dop�ty, dop�ki ich nie wybij� do nogi, pomy�la�, a zobaczy�, nie wiadomo dlaczego, cztery pluskwy polewane wrz�tkiem. Z emaliowanego czajnika. Henera� ba� si�: kogo bardziej w tym momencie, Niemc�w czy my�li podw�adnych? Ba� si� popatrzy� im w oczy. Nie ruszali si� z miejsca. �Padnij�, to by�a ostatnia komenda, jak� wyda�. Podw�adni zerkali na czo�g, za kt�rym kto� pali� zapa�ki. Pewno jaki� Fryc. S�ycha� by�o �ciszon� rozmow�. I nagle na twarzach podw�adnych pojawi� si� u�miech, wyra�aj�cy � jednocze�nie � za�enowanie i beztrosk�, jakby ka�dy chcia� powiedzie�: �to ci heca, ale z nas frajery�. �wiate�ko za trzcinami zgas�o. U�miechali si� nerwowo, jak cz�owiek, kt�ry �pi i przez sen odp�dza z twarzy muchy. Henera� us�ysza� wreszcie s�owa rozmowy: kto� za czo�giem, w�r�d trzcin, streszcza� komu� po rosyjsku film. 7 Dow�dca batalionu, cz�owiek zagadkowy, ichtiolog, pachn�cy wiecznie benzyn�, przyj�� go w ziemiance. Pyta� ojca: urodzony w? Dziewi��set trzecim. Pochodzi z? Rodziny inteligenckiej. Studia w? Ojciec my�la� o tym, co go czeka. Nie wykona� zadania bojowego. Starania o prac� sztabow� wezm� w �eb. Czeka go haniebna degradacja. Walczy� pod? Sztandarem Komsomo�u. Ale pod? Dniepropietrowskiem. Nie rozstanie si� ju� z Lini� Frontu, my�la�. Deklaracj� ideow� wyg�osi po raz ostatni nie w sali, nie na tle transparentami zdobionej trybuny, lecz w biegu, z okrzykiem �hura�, pod os�on� ognia artyleryjskiego. Pochodzi z? Rodziny inteligenckiej. Ale z? Ojca nauczyciela, matki �piewaczki rewio� Ale z? Rodziny polskiej. T� odpowied� kaza� sobie dow�dca powt�rzy� g�o�niej. � W takim razie was to dotyczy � westchn��. Ojciec prosi� o wyja�nienie tych s��w, lecz ichtiolog odburkn��: � Nic, nic. Przejedziecie si� do sztabu. Tam wyja�ni�. �i w ten spos�b ojciec zosta� Henera�em. Zwykle po tym zdaniu w Ich rozmowach nast�powa�a bolesna refleksja, podawana jak przypowie�� o Kim�, Kto po dwakro� uszed� Linii Frontu, by za trzecim razem Linia sama go oplot�a i zamordowa�a. Front, m�wiono, zem�ci� si� na ojcu. Przyszed� do niego sp�niony, w rok po wojnie, elegancki, l�ni�cy deszczem na szosie granicznej, jak z�y M�ciciel, jak Kamienny Go��. Ale najpierw nast�pi�o wywy�szenie ojca. Stopie� �henera�a� mia� uzyska� z r�k ludno�ci, poza drog� s�u�bow�, na prawach honoris causa, nad W., dok�d przyby� w egzotycznej rogatywce ko�ciuszkowca, aby spo�y� W�r�d Nich dwie puszki �wininy i przej�� si� po rynku z Sylwestrem, wycieraj�c osobi�cie Sylwestrowi nos wojskow� chustk�. Niewielu spotka� uczni�w. Niekt�rzy pochowani byli na cmentarzu ky�lakowskim, w�r�d nich Marlena, odtw�rczyni Olgi ze spektaklu Oniegina, kt�ry ojciec sam re�yserowa�. Inni walczyli o Wroc�aw. Jednego �ciga�o NKGB za ukrnacjonalizm. Tylko baby jak dawniej, z olejem w butelkach, sta�y pod klonami. One w�a�nie nada�y mu stopie�. Ceremonia� odby� si�, jak ka�dy autentyczny ceremonia�, w tempie wolnym, z rozsmakowaniem chwili osobliwej: rozleg� si� najpierw szept, jarmarczny ferment, wzmocniony przeci�g�ym �dywys�!� (znaczy: popatrz) i melodyjnym �tiu!� (nieprzek�adalne, wyra�a najwy�sze zdumienie), by z tych szmer�w, mla�ni��, ostrych p�kni�� pestek s�onecznika, z chaosu, kt�ry by� gmeraniem we w�osach, w pami�ci, czy to ten dyrektor, czy nie ten, z namys�u, czy kr���cy ju� w chrz�kni�ciach epitet nie uchybi dostoje�stwu rogatywki, narodzi�o si� s�owo: � H e n e r a a a �!� Ojciec nigdy by nie zosta� genera�em. Taka by�a Ich opinia. Ale w�a�nie �henera��, s�owo� �miech, znak ska�ony zamian� jednej�jedynej literki, tak, to s�owo by�o najodpowiedniejsze dla ojca. Bo nie tylko przecie� �mieszne, u�omne, lecz i ambitne zarazem, nie poni�aj�ce jego dumy. �Stopie� ten pow�drowa� za ojcem szlakiem Pierwszej Armii. By� mu wierny w Ich rozmowach nawet wtedy, gdy w 1946 roku awansowa� jednak, zosta� kapitanem, i gdy zmieniono mu kolor obw�dki w rogatywce: na zielony; wtedy w�a�nie sprowadzi� ich a� znad W. do Stra�nicy pod Szczecinem, on, Henera�, kt�ry nosi� tak�e inne przezwiska: Sto Hram i Ten Bolszewik. �opowiadali sobie, jak do tego dosz�o. Gnie�dzili si� noc� w pokoju o br�zowych wn�kach, w zapachu starego kleju spod tapet, nie dlatego, i�by reszta izb nie nadawa�a si� do zamieszkania, wprost przeciwnie: od lat pod Ich stopami nie l�ni�a czystsza pod�oga, nie mieli tylu zmy�lnych skrytek w �cianach, wywietrznik�w, wanny � do wy�ycia si� za wszystkie czasy przesz�e, za Ul, jak nazywali pomieszczenie, do kt�rego wyrzucili Ich Niemcy, za Piec, na kt�rym wtedy spali, wi�c je�eli gnie�dzili si� w najmniejszym pokoiku teraz, gdy dostali sw� rekompensat� za Ul i za Piec, to dlatego, i� musieli opowiada� sobie, jak do tego dosz�o, �e ojciec sprowadzi� Ich do Stra�nicy, w kt�rej ludzie nazywaj� go Sto Hramem i Tym Bolszewikiem� Umawiali si� przy obiedzie, �e przed snem opowiedz� sobie To A To i ka�dy si� na To A To przygotowywa�. Sylwester k�ad� si� na sienniku na pod�odze i pierwszy oczekiwa� Rozm�w Sprzed Za�ni�cia. Ojciec wraca� p�no, kiedy ju� spali. Wieczorami by� zaj�ty 8 swym spektaklem. Pojawia� si� w�r�d Nich jak bohater czytanej w rodzinie powie�ci, �y� jak wytw�r brzmie� i znacze� s�ownych. A przecie� by� osobowo�ci� siln�. Wyznacza� Ich losy. Na bieg �ycia patrzyli z jego Punktu Widzenia, jak z okna, za kt�rym ca�y pejza� jest umowny, lekko zasygnalizowany o��wkiem; poruszaj� si� tam jakie� postacie, nacechowane jednym znakiem � �mieszno�ci�. Wype�niali ten widok z okna jego Poczuciem Humoru� �opowiastki zapala�y si� na kaflach, jak film, gdy ju� nastawa� zmrok, a j�k spr�yny mia� kszta�t du�ej budowli. Wtedy pojawia� si� Henera�, ten opowiadany, kt�rego gesty (gest g�askania palcem powiek), miny (mina zwana �zagonionym zaj�cem� czy �emblematem rozpaczy�) przechowywali w swoich gestach, w swych wyrazach twarzy. Budowali wok� ojca kt�r�� z �co za sytuacji�. To by�o jego powiedzonko: � Co za sytuacja! � Na przyk�ad kasyno, �pi�cy felczer. Wystarczy�o s�owo �felczer�, by �wiat gin�� w chichotach na tle szyb, kt�re dr�a�y od wiatru. � Co za sytuacja! � dorzuca� Sylwester i to trzeba by�o znowu od�mia�, odsia� w �miechu, co za sytuacja, do kasyna wpada ojciec, szuka kogo�, kto by go nauczy�, w jaki spos�b trzeba si� prze�egna�, bo kazali mu prowadzi� apel z modlitwami, temu bolszewikowi. Widzi: felczer. Chi, chi. Ojciec szarpie felczera, spryskuje go wod�. � No, a teraz m�dlcie si� po katolicku � m�wi ojciec. Tamten baranieje. Melduje, �e wypi�, ale po dy�urze. � A wam rozkaz modli� si� jest jasny? A? � pyta Henera�. Chi, chiii. � No, tak zaczynajcie, tylko �eby po prawid�ach rzymsko�katolickich. � Felczer blednie. Przygl�da si� Henera�owi z dzikim przera�eniem. Po chwili dochodzi do wniosku, �e to kawa�. Mruga porozumiewawczo. Pyta, o co si� ma modli�. � Czy ja wiem? � zastanawia si� ojciec. � No, jak zwykle, �eby winy wam odpuszczono, do nieba �eby was wzi�li, sami wiecie� � denerwuje si� ojciec i poprawia sw�j b�yszcz�cy pas. Felczer kl�ka. Osuwa si� na kolana i pochlipuje. To nie on pi� spirytus z apteczki. To piel�gniarz. Piel�gniarz okrada� wojsko. Czemu jego si� pos�dza? Kto� z�o�y� fa�szywy donos. Chyba Szyszka? Felczer zna niejedn� sprawk� Szyszki. Trzeba tylko pozwoli� mu m�wi�. Domaga si� �ledztwa. Wprost b�aga. � Ja wprost b�agam. Jest blady. � Nie wolno tak post�powa� z lud�mi. Min�y czasy sanacji. Ch�opi dostaj� ziemi�. Czy kapitan wie, jak go przezywa Szyszka? Ten bolszewik! Niech wi�c Szyszce B�g odpu�ci winy, jako w niebie, tak i na ziemi, amen, felczer robi znak krzy�a, Henera� wychodzi z kasyna; co on mia� za �ycia, co za sytuacje!� Ten Bolszewik w�ada� trzema j�zykami, ale nie zna� �adnego dobrze. Pos�ugiwa� si� konglomeratem �s�owia�skim�, przenosz�c akanie rosyjskie do s��w ukrai�skich, ukrai�skie d�wi�czne �h� do rosyjskiego i polskiego. Pojawia� si� w Rozmowach Sprzed Za�ni�cia jako bohater �art�w j�zykowych. �opowiadali sobie przed snem, jak to Henera� zamawia �sto hram�, jak �mieje si� z niego oty�a kelnerka. Jak Henera� sam wybucha �miechem. I zamawia nast�pne �sto hram�� Wkr�tce przecie� zasz�y zmiany w Ich istnieniu. W�a�nie tak: w istnieniu, nie w �yciu, kt�re zatrzyma�o si� jak gdyby mi�dzy Stra�nic� a miastem, rozrasta�o si� w przestrzeni, wszerz, w przedmiotach, i wydawa�o si�, �e wreszcie nie pod��a naprz�d. Wreszcie jest zwyczajnym �yciem! By�o dobrze. Ju� nie chcieli, aby by�o lepiej. Owe za� zmiany w istnieniu dotyczy�y j�zyka Ich rozm�w. Sylwester przynosi� z ulicy nowe powiedzonka. Powiedzonka nie o samym tylko ojcu, ale tak�e o Nich. Uwaga: Ich istnienie kto� dostrzega�! I kto� komentowa�. Przyni�s� z miasta powiedzonko �gdzie to u was?�. Kiedy� wyszed� na ulic� w swoich d�ugich spodniach. G�ow� wtedy mia� �wie�o ostrzy�on�. Jak zwykle na lato. Szed� zamy�lony; zdaje si�, �e co� do siebie g�o�no m�wi�. A mo�e uczy� si� nowych s��w? Niekt�re na pewno przekr�ca�, nadaj�c im niespodziewane sensy. Niedawno s�ysza� piosenk�: �w nocy nalot, w dzie� �apanka�; musia� us�ysze� j� niedok�adnie, bo w domu �piewa�: �w nocy narodzi�a panka�, zupe�nie nie rozumiej�c, kto tego �panka� urodzi� i dlaczego to takie wa�ne. Zaczepi�a go gromadka ch�opc�w w mundurkach harcerskich, z fi�skimi no�ami; zapytali, czemu �azi z glac�, czy po chorobie. U nich tak si� chodzi�o, wyja�ni�. � Gdzie to u was? 9 � Nad W. � Czy za Bugiem? (Sylwester przeje�d�a� przez Bug. Zapami�ta� ��k� i dwie krowy. Chcia� zobaczy� wiatr w�r�d p�l, szkar�atne ska�y, bo za s�owem Polska widzia� pole w ska�ach, a za s�owem Polsza � szkar�at, ale zrobi�o si� ciemno.) Powiedzia� harcerzom, �e W. jest za Bugiem i za innymi rzekami, przez kt�re przeje�d�a�, W. jest tak�e rzek�, chocia� p�ytk�. � Sk�d masz lornetk�? � zapytali. � Od nas. Zza Buga? � Nie, to ze Stra�nicy. Harcerze ruszyli g�siego w stron� pustego stadionu. Sylwester poszed� z nimi, poniewa� s�dzi�, �e uda�o mu si� zaprzyja�ni� z harcerzami, a U Nich m�wiono, �e powinien si� z r�wie�nikami zaprzyja�ni�. � Zabierzemy ci� w niedziel�, dobra? � Dok�d? � Nie s�ysza�e�? Mecz pi�karski, bratku!� � W niedziel� nie mog�. U nas graj� sztuk�. � U was? � U ojca. Harcerze otoczyli go i ogl�dali, jakby nie by� ich nowym koleg�, tylko znakiem na drzewie, kt�rego nie mog� zrozumie�. � �e � powiedzia� kt�ry� � ty co� kr�cisz. Gadasz u nas, u nas, ale gdzie to u was? Zdanie to wesz�o w krwiobieg Rozm�w Sprzed Za�ni�cia jak p�cherzyk tlenu. Sylwester przymierza� je do nowego otoczenia, w kt�rym mosty nad kana�em � pe�ne chwast�w i �o�nierzy w drelichowych spodniach � zawiesza�y �ar�wki, niekt�re p�kni�te, inne �wiec�ce jak z�oto, marki �OSRAM�. S�owa �gdzie � to � u � was� rozmieszcza� na jab�oniach rosn�cych po obu stronach drogi, kt�r� przebywa� doro�k�, jad�c ze Stra�nicy do Szczecina, z wioski o szerokich domach, tak zwanych osadach, rozrzuconych w�r�d zdzicza�ych �ywop�ot�w, na kt�rych dnie wala�y si� dzbanki z ple�ni� i niemieckie encyklopedie. � Znowu u nas strzelaj�� � nas�uchiwa� poprzez stukot bryczki, gdy za jego plecami gas�y w trawie strz�pki rakiet, a powietrze nawet tu, na drodze z jab�oniami, zdawa�o si� g�stnie� od spojrze� wopist�w ukrytych w zieleni. Druty telefoniczne goni�y za bryczk� kroplami deszczu w pancerzykach b��kitnego kurzu. Przypomina� sobie wtedy kino �Ba�tyk�, ekran dymi�cy ziarnem: to �o�nierze sfilmowani w polu kroczyli wzd�u� bruzd, a czyj� g�os m�wi�, �e �u nas zamieniono karabin na p�ug�. Sylwester zn�w powraca� do pytania: � Gdzie to u nas? � bo u nich, w Szczecinie, wojsko by�o wojskiem i strzela�o z karabin�w do makiet i ludzi w lasach na granicy. �Nasze die�o prawoje, my pabiedili� � czyta� wypuk�e litery na medalu ojca, najpierw lewym, potem prawym okiem, a potem palcami jak �lepiec. � Czyje: nasze die�o? � rozmy�la� Sylwester. � Ojca, majora, harcerzy? Najwygodniej by�o mu odnosi� owo �u nas� tylko Do Nich, do rodziny. Zacz�� tedy baczniej Ich obserwowa�, g��wnie Henera�a, bo gdy ju� si� oswoi� z ojcem literackim, m�wionym i �miesznym, zapragn�� pozna� ojca jako ojca, rozstrzygn�� zagadk� ojcostwa. Podpatrywa� jego cia�o w wannie, jak siedzia�o tam czerwone, w seledynowych mydlinach. Obraz ojca zr�s� si� w jego �wiadomo�ci z mundurem wojskowym tak silnie, �e Sylwester patrzy� na mydliny jak na mundur, tyle �e polany wrz�tkiem, z p�cherzami. Gromadzi� woko�o s�owa �ojciec� podpatrzone obrazy i swe w�asne wizje, nieraz fantastyczne, chcia� im nada� sens, uporz�dkowa� w ca�o��. Mniej uwagi po�wi�ca� konfliktowi ojca. Wiedzia� wprawdzie, z kim ojciec ma konflikt. Ojciec mia� konflikt z majorem. Syn by� z grubsza zorientowany w jego przebiegu. Major wzywa� ojca do komendy, a sam siedzia� przy biurku, bawi� si� piecz�tk�. Zachowywa� si� tak, jakby ojciec do niego wcale nie przyszed�, nie stan�� na baczno�� i nie czeka� na s�owo �spocznij�. Major winien by� powiedzie� ojcu �spocznij�. Spojrze� na ojca, otworzy� do niego usta; gdy czasem popatrzy� na ojca, to jak na powietrze, w kt�rym si� nic nie dzieje, nic nie lata, �aden papier ani komar, nic. Nigdy wprost Henera�owi nie powiedzia�, jakie ma do niego pretensje. Ojciec musia� dowiadywa� si� u innych, czemu major tak go nienawidzi, po co robi te hece, sk�d si� bierze ten konflikt. Major raz si� wygada�, �e nienawidzi ojca. On, major, zna ludzi na wylot. Ma co� w rodzaju w�chu do tych spraw i wieloletnie do�wiadczenie. Jest kategoria stuprocentowych m�- 10 czyzn, �o�nierzy. Major czuje si� od a do zet �o�nierzem. Chyba nikt nie powie, �e jest w b��dzie. Nikt mu chyba nie ma nic do zarzucenia jako �o�nierzowi i jako m�czy�nie. Wolno mu zatem gardzi� kategoriami gorszymi. Na kilometr czuje kogo�, kto nie jest od a do zet. Potrafi te� odr�ni� �o�nierza od ofermy i m�czyzn� od artysty. Mo�na wytrzyma� z artyst�, kt�ry umie gra� melodie, �rozwidnia�o si� i inne. Major nie jest cz�owiekiem bezwzgl�dnym wobec gorszych. Wszystko jednak ma swoje granice. Musi uzna�, niestety, za szczyt wszystkiego kogo�, kto potrafi by� w jednej osobie oferm� i marnym artyst�. Z wykszta�ceniem i du�ymi pretensjami. Ot� szczytem wszystkiego jest Henera�. � Ja ten jego teatrzyk pogoni�, a� si� im woda zagotuje � odgra�a� si� major i by�by rozp�dzi� teatr, gdyby nie podpu�kownik, kt�ry ojca os�ania�. Major m�g� tylko szkodzi� aktorom, zrywa� pr�by. Henera� zwleka� ze z�o�eniem raportu. Wierzy�, �e udobrucha majora. Liczy� na sukces premiery, na zm�czenie majora, kt�ry wreszcie sko�czy z tym i powie mu �spocznij�. � On mnie kiedy� zrozumie � m�wi� ojciec. � Jeszcze zmieni do mnie front. Przekona si�, �e warto mie� w jednostce oficera, kt�ry jest szczytem wszystkiego. � Broni� si� tylko �miechem, o�mieszaniem majora W�r�d Nich. Przedrze�nia� go, prowadz�cego musztr�, okrzyk �w ewo � zrrot!� i grymas tak uszcz�liwiony, jakby krzyk ten sprawia� majorowi uczucie najwy�szej rozkoszy. � m�wi�o si� U Nich, �e ojciec przesadza w szydzeniu z majora, �e si� nara�a. Henera� wpad� w melancholi�. Milcz�cy i ponury godzinami wystawa� przy otwartym oknie. Ju� nie kpi�, nie roz�miesza� Sylwestra. Wpatrywa� si� w mokr� jezdni�, w �ywop�ot biegn�cy obok tramwajowych szyn. Wygl�da�o to tak, jak gdyby usi�owa� rozm�wi� si� z miastem: nie z lud�mi, lecz z ziemi�. Sylwester stara� si� odci�gn�� go od okna. Szarpa� ojca za �okie� i za palce. Henera� nie stawia� oporu, r�ce mia� bezw�adne, pozwala� Sylwestrowi unosi� je ze sob� jak najdalej, a wygl�da�o to tak, jakby syn przemieszcza� jego cia�o po kawa�ku i jak gdyby ju� po odepchni�ciu ca�ego ojca od okna zostawa�a jednak jaka� jego cz�� na parapecie, kt�ra nadal obserwuje mokre usypiska iskier nad przeje�d�aj�cymi tramwajami i prowadzi jaki� niemy dialog z otwart� przestrzeni� zielonego miasta. Wkr�tce wydarzy�a si� historia ze szczeniakiem. Sylwester ju� od dawna chcia� mie� psa. Najlepiej wilka. Uzasadnia� sobie to pragnienie p�niej, z perspektywy lat, w�tpliw� chyba hipotez�, �e wilk mia� by� dla Nich obro�c�. Przed majorem. To przesada: chcia� mie� psa jak wielu ch�opc�w w jego wieku. Nie m�g� �y� nieustannie pod presj� konfliktu i wszystkie swoje my�li uzale�nia� od l�ku o ojca. Przecie� teatr, nienawistny majorowi, istnia�. Sylwester nie opu�ci� ani jednej pr�by. Zna� na pami�� wiele dziwnych, nie do ko�ca zrozumia�ych wierszy, kt�re wplata� do Rozm�w Sprzed Za�ni�cia. Kiedy wybra� si� z ojcem do komendy, �eby zobaczy� szczeniaka, by� w doskona�ym humorze. Szed� spr�ystym krokiem obok Henera�a i recytowa� g�o�no, by mogli s�ysze� go �o�nierze, czterowiersz ze sztuki: Kiedy ci lew poka�e swoje z�by, nie my�l, �e to dla u�miechu. W ojczyste wkr�tce wzlecisz por�by twych bor�w, skar��c si� echu. S�owa te nie mia�y najmniejszego zwi�zku z �o�nierzami, kt�rzy zwijali brezentowe p�aszcze �namioty na trawie, ani ze szczeniakiem, kt�rego mia� za chwil� zobaczy�, i to by�o w�a�nie cudowne! Towarzyszy� im kapral Szyszka. Przysadzisty blondynek o �ydkach odgi�tych do ty�u jak �agle, ten sam, kt�ry przezwa� ojca Tym Bolszewikiem. Ilekro� mia� s�u�b�, niewielu �o�nierzy wychodzi�o do miasta. Wystarczy�o, �e kt�remu� pas za s�abo b�yszcza�, albo 11 komu� z ucha stercza� w�osek. �w�e Szyszka wprowadzi� Sylwestra do altany obitej deskami, w kt�rej le�a�y psy. Ojciec nie wszed� do �rodka. Powiedzia�, �e jeden ze szczeniak�w jest najczarniejszy i �e ten w�a�nie szczeniak b�dzie psem Sylwestra. Niech go sobie Sylwester obejrzy. Ojciec zatrzyma� si� w przej�ciu i rozciera� w palcach li�cie dzikiego winogradu, wi�dn�cego pod deskami; pod pach� trzyma� ksi��k�, egzemplarz dramatu, z kt�rym chodzi� wsz�dzie, nawet na inspekcj� posterunk�w. Szyszka splun�� w popielaty k�t i mrukn��: � Tam le��. � Sylwester zacz�� szuka� wzrokiem najczarniejszego k��bka. Najpierw dostrzeg� d�ugi brzuch drzemi�cej suki. Potem zobaczy� szczeniaki. Wszystkie trzy oddychaj�ce k��bki by�y w tym p�mroku jednakowo czarne. Wtedy Sylwester zbli�y� si� do suki. I wyci�gn�� r�k�. Mo�e chcia� wynie�� na �wiat�o wszystkie trzy szczeniaki, tego nie wie. Mo�e chcia� je pog�aska� i sprawdzi�, kt�ra z tych oddychaj�cych r�kawiczek jest najmilsza w dotyku? Zanim zd��y� si� cofn��, p�mrok przeistoczy� si� w skacz�ce zwierz�. Sylwester krzykn��, ale nie uwierzy�, �e suka wyrz�dzi mu krzywd�, nawet gdy dopad�a go na �rodku altany i chwyci�a z�bami za przegub. Niczym przecie� nie zawini� wobec szczeni�t i ich matki, przyszed� bez wrogich zamiar�w. Uwierzy� dopiero w b�l i wtedy zacz�� odruchowo si� broni�, spodziewaj�c si� pomocy Szyszki. Kapral sta� tu� obok i patrzy�, jak Sylwester pada na brzuch, jak suka wyrywa mu koszul� ze spodni, jak rysuje plecy pazurami� Wtedy podbieg� Henera� i zacz�� bi� suk� ksi��k�. Uderza� jako� dziwnie, jakby wbija� jej m�otkiem mi�dzy �lepia gw�d�, ale musia�y to by� mocne uderzenia, bo suka pu�ci�a Sylwestra. Tego ruchu u ojca nie m�g� Sylwester przewidzie�, gdy pr�bowa� go sobie wyobrazi� na Linii Frontu. � Czemu� ty, durniu?� � krzykn�� ojciec na kaprala. Szyszka poblad�. � Mundur, panie kapitanie� � wybe�kota� � m�j mundur� mun mujdur� pan kpta� Stali oto naprzeciw siebie: Henera� i on. Ojciec ze sw� min� �emblemat rozpaczy�, z wysuni�t� grub� g�rn� warg� i Szyszka. Na swoich �ydkach jak �agle. Kapral powtarza� wci��: � M�j mundur, mun mujdur � jakby to, �e si� usprawiedliwia, mog�o jeszcze cokolwiek zmieni�. Dopiero po wizycie u felczera, gdy Sylwester znalaz� si� W�r�d Nich i ju� przesta� p�aka�, Henera� powiedzia�: � Znaczy, �e mojego syna mo�na zagry�� � s�owa te skierowa� do Sylwestra, jakby chodzi�o o innego syna Henera�a, albo w og�le o syna: z filmu albo z bajki. � Szkoda mu by�o munduru � m�wi� ojciec � i co? Gdyby mnie tam nie by�o, to co? Oni staliby i patrzyli, jak mojego syna zagryzaj� � powiedzia� to tak, jak na pr�bie, kiedy m�wi�: �tu stanie Nikefor, a tam b�dzie �wiat�o�, albo w domu, kiedy uczy� Sylwestra rachunk�w i powtarza� �dwa plus trzy jest pi�� i nic tu bracie nie poradzisz�. �komentowano U Nich ten wypadek jako bardziej wa�ny dla Henera�a ni� dla syna, kt�ry �liza� si� z ran i nie pojmowa� jeszcze wielu rzeczy�. To prawda, nie m�g� zrozumie�, dlaczego ojciec ma by� przej�ty zaj�ciem w altanie bardziej ni� on sam, Sylwester, skoro przecie� to nie ojca poprowadzono z altany do zastrzyku przeciw w�ciekli�nie, a krew, kt�ra pieni�a si� na strz�pkach waty z wod� utlenion�, je�eli nawet by�a krwi� ojca w tym sensie, w jakim m�wi�o si� U Nich, �e syn to Jego krew, nale�a�a jednak przede wszystkim do Sylwestra. Bra�a si� z niego, nie z ojca. Chwilami odnosi� wra�enie, �e wypominaj� mu to zaj�cie. Zw�aszcza odk�d zacz�li dzieli� pobyt w Szczecinie na przed i po pogryzieniu. Jak gdyby za tym zaj�ciem stali jacy� ludzie, jaka� banda. Prawdopodobnie ju� wtedy zacz�� przeczuwa� �w l�k, kt�ry mia� ow�adn�� nim p�niej, kiedy chodzi� po mieszkaniu z karabinem. Tymczasem poch�ania� go teatr. Premiera w komendzie wci�� nie dochodzi�a do skutku, ale spektakle odbywa�y si� � na prawach pr�by generalnej (U Nich si� m�wi�o: heneralnej) � w Stra�nicach, w�r�d przyjaci� ojca. Dni sp�dzane na pr�bach by�y tak zag�szczone wra�eniami, �e Sylwester zapami�ta� tylko chru�niak malinowy i wn�trze pokoju, w kt�rym nie m�g� zasn�� po spektaklu. Reszta wra�e� wyniszczy�a si� wzajemnie. Zapami�ta� pok�j, w 12 kt�rym sta�o biurko, a na biurku mn�stwo niesamowitych przedmiot�w. Ptaki z porcelany, klepsydra, orzech kokosowy, magnes. Pewne drobiazgi w og�le nie mia�y nazwy. Ale dobrze, �e znalaz�y si� na biurku. Nadawa�y si� wspaniale do tego, aby patrz�c na nie przypomina� sobie sceny ze sztuki. Na ich tle mo�na by�o wyobrazi� sobie ca�y spektakl w pomniejszeniu i panowa� nad przebiegiem akcji. Teatr bowiem przyci�ga� Sylwestra nie dziwno�ci�, ani nawet nie tym, �e znajomi przebierali si� i udawali jakich� mnich�w, spiskowc�w, Arab�w, lecz sko�czono�ci� fabu�y. �wiat dramatu by� gotowy, umowny i chocia� okrutny, to okrutny nie naprawd�, nie dla Nich. Mo�na w nim by�o przebywa� d�ugo, ca�� noc, albo te� kr�tko, tyle, ile potrzeba czasu na wypowiedzenie czterech wierszy. Mo�na by�o powo�ywa� go do �ycia w ka�dym miejscu od dowolnej sceny, powtarza�. Podzieli� na cz�ci, na wej�cia i wyj�cia, zburzy� �miechem, popi� wod� sodow�, odkaszln��. Charakterystyczne, �e �pr�by heneralne� udawa�y si� najlepiej na Stra�nicach, w�r�d przyjaci� ojca, oficer�w o �yciu burzliwym i pe�nym tajemnic. Byli to bowiem ludzie te� na sw�j spos�b umowni, jak ich nazywa� Henera� � z przestrzeni�. Henera� dzieli� ludzi na kategorie zupe�nie odmienne ni� major. Jednostka warto�ciowa, m�wi�, jest jak step, jest z krajobrazem w �rodku. Cz�owiek powinien nosi� w sobie przestrze�. Mia� zapewne na my�li wymiar wyobra�ni, bogactwo wewn�trzne, chyba te� i wiedz� o �yciu. Cz�sto powtarza� na pr�bach, �e nie sztuka gra� grymasy twarzy, sztuka zagra� przestrze� my�low�. Pozwala� na r�ne �arty, tolerowa� kawa�y, ale pod tym jednym wzgl�dem by� nieust�pliwy. � Tw�j Kalocyr jest jak nitka, rozumiesz? To jest nic. To nie jest posta�. Ty co� zr�b, co� zbuduj, �eby to by� kto�, rozumiesz? � zadr�cza� felczera. Oficerowie ze Stra�nic uwielbiali ojca. Ocaleni z wojny, pozszywani w �rodku jedwabnymi ni�mi, istotnie mie�cili w sobie ju� nie krajobrazy, ale ca�e mapy, z mn�stwem nazw geograficznych, imion �e�skich. Zapach smo�y syberyjskiej i muzea. Ordynarne kuplety (o ba�a�ajce), zapalczywo�� i trosk�. Obra�ali si� na ojca o g�upstwa. O dwie krople spirytusu, zostawione na dnie szklanki. � Ty Henera�, dzia�asz mi na nerwy � wo�a� kt�ry� i zaczyna� wmawia�, �e ojciec nim gardzi. � Jak ty to robisz, Henera�, co? Z tym teatrzykiem? Czasem sobie my�l�, �e w tym twoim teatrzyku jest ogromna bujda. Du�o w �yciu czyta�em. Na maturze dosta�em cztery plus z polskiego. Ale wiesz, co ci powiem? Nie mog� si� pogodzi� z poezj�. �eby� wiedzia�. Umiem polowa� na dziki, dawa� �o�nierzom w ko��, ale z poezj� nie umiem si� pogodzi�. Jak chcesz. Ale mnie czasem denerwujesz z tym swoim teatrem. � Po awanturach przepraszali ojca. Pojawiali si� na pr�bach. Wtr�cali si� do gry aktorskiej; sami zaczynali rozmawia� j�zykiem z tej dziwacznej sztuki. Zn�w by�o weso�o. � Ty, Henera�, nie potrafisz zabezpieczy� sobie �ycia. Koks na zim� masz? Aha! Bez koksu! Bardzo �adnie. Co ja mam z tym bolszewikiem. To nie dziewi��set dwudziesty drugi, cz�owieku, opami�taj si�, ja zreszt� wszystko za�atwi�em z koksem� �W ich rozmowach powiedzenie, �e Henera� nie potrafi zabezpieczy� sobie �ycia, nabra�o z chwil� jego �mierci sensu dos�ownego. Major wprost twierdzi�, �e Henera� sam zawini� w�asnej �mierci. Zaniedba� Stra�nic�, przej�ty teatrem i tylko tym swoim teatrem. Ojciec istotnie traktowa� teatrzyk jako najwa�niejszy teren dzia�a�. Mia� bowiem teatraln� wizj� kraju, w kt�rym przysz�o mu umrze�, i ludzi, z kt�rymi przysz�o mu �y�. Wiedza o rodakach sprowadza�a si� w umys�owo�ci Henera�a do kilku przypadkowych fakt�w historycznych, z kt�rych zbudowa� sobie pewien model. Zna� ksi��ki klasyk�w o rymuj�cych si� nazwiskach: Mickiewicz i Sienkiewicz. S�ysza� o Przewalskim i o koniu Przewalskiego. Wiedzia�, �e Olszewski i Wr�blewski skroplili tlen. Wiedzia� te�, �e Polacy od paru wiek�w walcz� o wolno��, w najdziwniejszych zreszt� miejscach Ziemi. Sam by� jednym z tych w�a�nie Polak�w. Mia� w sobie przestrze�. historyczn�, biografie ojca i dziadka, rodu Henera��w, owej szlachty, kt�ra uczestniczy�a w ekspansji polskiej na Wschodzie, lecz do�� wcze�nie potrafi�a wch�on�� idee wolno�ciowe, potraci� maj�tki, aby w�a�nie w jego �yciu, tego bolszewika, rozegra� fina� swojej d�ugotrwa�ej Odysei. Kronik� rodu, znan� co prawda w wypi- 13 sach, w celniejszych u�omkach, czyta� ojciec Sylwestra jak dzieje powrotu, ujmowa� je w formu�� Odysei i cokolwiek czyni�, post�powa� jak sp�niony Odys, kt�ry uczy si� sztuki wracania. Oczywi�cie wraca� nie do kraju, lecz do w�asnych wyobra�e� o nim. Do modelu z�o�onego z nami�tno�ci uczonych, kt�rzy skraplaj� tlen, z wolno�ciowych wierszy, pisanych w najdziwniejszych miejscach �wiata. I � jak ka�e obiegowe powiedzonko � uczy� si� sztuki powrotu na b��dach. Nie przewidzia� w swym modelu majora, z jego kategoriami ludzi gorszych, ani nawet Szyszki, kt�ry mo�e spokojnie patrze�, jak Henera�owi zagryzaj� syna� Tego nie przewidzia�. Nie mia� te� poj�cia, �e zabiera si� do wystawienia dramatu, kt�ry ani przed, ani d�ugo po jego �mierci nie doczeka si� realizacji scenicznej. Pos�a� kiedy� felczera do antykwariatu, powiedzia�: � Kupisz mi jaki� polski tekst dramaturgiczny. � Zabra� si� do grania kupionego tekstu. By� pewien, �e nale�y wraca� z czym�, z propozycjami konkretnych warto�ci. Co� zbudowa�, przecie� wojna si� sko�czy�a, nasta� czas kreacji, stwarzania przestrzeni. Czy naprawd� zaniedba� Stra�nic�? Wed�ug s��w majora � tak. Nie zwr�ci� uwagi na Szyszk�, kt�ry by� wrogiem. Major uczy� si� nowych s��w. Szyszka, m�wi�, by� wrogiem klasowym. W jaki� czas po wydarzeniach w altanie znalaz� si� w Stra�nicy Henera�a. Nie z�o�y� raportu, mo�e ba� si� zemsty, ale tego, �e boi si� zemsty, nie da� po sobie pozna�, nadal chodzi� w zadbanym mundurze, na swoich �ydkach, i zadr�cza� szeregowych pytaniami �to je pas?� i �to je kiesze�?�. Z powierzonych mu zada� wywi�zywa� si� wzorowo. Czasem pi� ze znajomymi we wsi, ale ojciec tych jego wycieczek wola� nie dostrzega�, udaj�c, �e nic si� nie sta�o w altanie zabitej deskami, �adnych ps�w tam nie by�o, nikt nikogo nie pogryz�� A� pewnego razu Szyszka znik�. W zwi�zku ze znikni�ciem Szyszki ojciec zosta� bohaterem ostatniego w swej biografii skeczu j�zykowego, kt�ry wszed� do Ich Rozm�w Sprzed Za�ni�cia: Podoficer dy�urny zameldowa�: � Obywatelu kapitanie, kapral Szyszka zwia�. � Ojciec by� t� nowin� wstrz��ni�ty. Temperowa� czerwony o��wek i podobno pr�bowa� go zdmuchn��, jakby to by�a p�on�ca zapa�ka. W gabinecie panowa�a cisza, stan�� nawet zegarek, kt�ry ojciec zacz�� zwolna nakr�ca�. By� wstrz��ni�ty t� nowin� nie dlatego, i�by dezercja Szyszki mog�a ukrywa� w sobie �aspekt polityczny� czy �aspekt bandycki�. �le zrozumia� s�owo �zwia��. S�owo to znaczy�o w jego przekonaniu tyle co uwi�d�, zmar�. Szyszka, kt�ry wi�dnie jak kwiat. Spr�bowa� sobie wyobrazi� wiotczej�cy mundur Szyszki, wzrok s�abn�cy, pytanie �to je �ycie�. W wyobra�ni Henera�a stre�ci� si� niewiarygodny dramat Gwidona Szyszki, zadr�czonego wyrzutami sumienia. Oto Szyszka jest �wiadkiem pogryzienia� Zachowuje si� jak tch�rz. Prze�ywa tragizm kogo�, kto spokojnie mo�e patrze� na dziecko gryzione przez psy� U�wiadamia sobie w�asn� pod�o�� z dnia na dzie� � wci�� bole�niej� Boi si� zemsty ojca� Ale zemsta nie przychodzi� Henera� udaje, �e nic si� nie sta�o� Kapral jest upokorzony� Nienawidzi, najpierw swego munduru, potem siebie� Obrzydzenie do samego siebie� Do r�k, kt�re wi�dn�, do m�zgu� Korzenie, kt�re ��cz� go z �yciem, podcinane s� przez wyrzuty sumienia� T�uste krety� Mszyce� Kapral wi�dnie� �To je �ycie?�� Nie, to nie jest �ycie� � No to c� � powiedzia� pos�pnie Henera�. � Trzeba zrobi� trumn�. � Trumn�, panie kapitanie? � podoficer pr�bowa� zrozumie� ojca i gapi� si� za okno, na plac w kocich �bach, po kt�rym dwaj �o�nierze je�dzili na motocyklu. � Wykonajcie rozkazy, w ty� zwrot! � odezwa� si� ojciec. Dy�urny wykona� w ty� zwrot, ale nie wyszed�. Cierp�a mu lewa noga. � Zaczekajcie � powiedzia� Henera�. � A na co on zwia�? � Nie wiem, panie kapitanie. Tak sobie. Ojciec zagryz� wargi. Przez chwil� ogl�da� �o�nierzy, kt�rzy g�o�no kl�li na motocykl i uderzali pi�ciami w bak. Umar� tak sobie, my�la� ojciec, czyli sobie odebra� �ycie. � Powiedzcie, co to by� za cz�owiek, bo ma�o go zna�em � sk�ama� ojciec. 14 � Przeszkolenie w cekaemach. Wyniki w strzelaniu dobre. Pochodzenie rzemie�lnicze. Poziom ideologiczny� � podoficer zar�owi� si� � �nie sprawdza�em, ale w komendzie b�d� wiedzieli. Ojciec ze swoj� min� �emblemat rozpaczy� przeszed� si� po pokoju, zrobi� o��wkiem jaki� znak na mapie, byle jaki znak na linii szosy, zapyta�: � A jako cz�owiek by� on dobry? Jak s�dzicie? Dy�urny musia� zwietrzy� w tym pytaniu podst�p. Zawaha� si� z odpowiedzi�. � Dobry, tak? � westchn�� ojciec. � No to c�? Mo�ecie odej��. �opowiadali sobie potem �mier� ojca jak film kryminalny, kt�ry jest z�ym filmem kryminalnym, bez ko�cowej odpowiedzi na pytanie �kto zabi�?�, z urwanym kawa�kiem ta�my� Wiadomo�� o zamordowaniu Henera�a przywi�z� Im sam major. Wtargn�� do Ich domu gwa�townie jak deszcz, by� mokry, zachlapany b��kitnawym b�otem. Snuli w�a�nie jedn� ze swych Rozm�w Przed Snem, gdy w Ich s�owa wmiesza� si� terkot gasn�cego pod oknami motoru, potem samo wej�cie majora, jego g�o�ny oddech i: � Przepraszam, musia�em� � Kiedy zacz�� m�wi�, pocieraj�c czo�o z odci�ni�tym �ladem cyklist�wki, jakby wszystko, co mia� do powiedzenia, przemy�la� nie m�zgiem, lecz t� bruzd� na spoconym czole, nie zd��yli nawet powychodzi� z wn�k pachn�cych klejem. Nie od razu wydostali si� z kr�gu literackiej umowno�ci Rozmowy Sprzed Snu. S�uchali majora z wysi�kiem, niech�tnie. Jakby zmuszano Ich do przyj�cia intruza, jak gdyby kto� kaza� Im oddycha� powietrzem, kt�re on wni�s� ze sob�. Dusznym, przepojonym woni� gaz�w spalinowych. � Wasz ojciec i m�� � powiedzia� � poleg� �mierci� �o�nierza, zastrzelony przez� bandyt�w na szosie granicznej oko�o godziny� Pr�bowali teraz z jego s��w i palc�w, kt�re k�ad� na mapie i kt�rymi strzela�, ilekro� brakowa�o mu odpowiedniego s�owa, czyta� przebieg wydarze�. Oko�o godziny jedenastej zero trzy, m�wi� major, Henera� wsiad� do samochodu marki �gazik� i kaza� si� zawie�� do komendy. W komendzie z�o�y� raport o dezercji Gwidona Szyszki, kaprala. � Kapitan, dow�dca Stra�nicy, winien by� natychmiast zarz�dzi� alarm! � wtr�ci� major. Po wyj�ciu z komendy ojciec uda� si� do baru, gdzie wypi� kieliszek �liw�wki. By�, jak twierdz� �wiadkowie, w dobrym nastroju. Opowiada� zabawnie i barwnie, jak to �le zrozumia� s�owo �zwia��. T� sam� historyjk� powt�rzy� w jednej ze Stra�nic, do kt�rej przyby� na pr�b�. W czasie pr�by spos�pnia�. Zwleka� z odjazdem, dokucza� aktorom, posprzecza� si� z dow�dc� tamtejszej Stra�nicy. Wyruszy� �gazikiem� o siedemnastej koma zero. W towarzystwie trzech �o�nierzy i felczera. Jechali szos�, kt�ra l�ni�a w s�o�cu. O godzinie siedemnastej dziewi�� felczer dostrzeg� w rowie ciemn� paczk�, o czym zameldowa�. � Kto si� tu wyg�upia? � zapyta� Henera�. Nie wiadomo, kogo mia� na my�li. Czy ludzi, kt�rzy zostawiaj� paczki w rowach, czy felczera. � Trzeba sprawdzi�, jak i co � powiedzia� po chwili Henera� i to zdanie r�wnie� nie do ko�ca by�o jasne. Mog�o znaczy�, �e Henera� chce na miejscu zbada� spraw� porzuconej paczki. Albo, �e zajmie si� t� spraw� po powrocie do domu. Kierowca zrozumia�, �e Henera� pragnie spraw� t� wyja�ni� na miejscu. Dlatego zatrzyma� auto. Wtedy rozleg�y si� strza�y. Henera� krzykn��: � Przesta�cie!� �o�nierze wyskoczyli z samochodu i zacz�li ostrzeliwa� zaro�la. Nie wykryli jednak napastnik�w. Nikt nie podj�� z nami walki. Henera�a trafiono w czo�o. Skona� o godzinie siedemnastej siedemna�cie. Pr�bowali odpowiedzie� sobie na pytanie: dlaczego major nie przys�a� �o�nierza, lecz zdecydowa� si� na t� karko�omn� jazd� sam, pod deszczem, w nocy mi�dzy szumi�cymi jab�oniami, za kt�rymi m�g� si� przecie� ukrywa� bandyta. Przywi�z� im wiadomo�� o strza�ach na szosie granicznej. Mia� te� okre�lony pogl�d na �mier� ojca i przyjecha�, aby Im ten pogl�d przedstawi�. Strza�y na granicy wi�za� z dezercj� Szyszki. Na odcinku powierzonym Henera�owi, powiedzia�, dzia�o si� niedobrze. Szyszka mia� kontakty z podejrzanym bractwem. 15 Trzeba by�o zaostrzy� czujno��. Przeprowadzi� aresztowania. Major pr�bowa� t� swoj� koncepcj� rozwin��, ale pr�dko zm�czy� si� Ich wystraszeniem, Ich rozpacz�. Mo�e zreszt� nie dlatego przesta� m�wi�. M�g� zrozumie�, �e jego koncepcja nigdy do Nich nie dotrze. Nigdy si� majorowi nie uda przekona� Ich o wa�no�ci swoich obserwacji. O wa�no�ci swojej problematyki. Dla Nich by�a to by� mo�e problematyka zbyt specjalistyczna. Poprosi� o co� do picia. Najad� si� paskudnego b�ota w czasie jazdy motocyklem, chcia� przep�uka� gard�o. �Jak on g�o�no �yka� � pomy�la� Sylwester. Major pi� sok malinowy z butelki. Sylwester stara� si� nie my�le� o ojcu. My�la� o majorze, ale nie potrafi� go sobie wyobrazi� osobno, chocia� major by� w�r�d Nich zupe�nie osobny, wydzielony nawet z t�a r�owych tapet. Siedzia� sam, ale widzia�o si� go na tle wojska, kt�re � w rowach, w zieleni, w samochodach � pije sok. Na tle armat. Kiedy wsta�, Sylwester widzia� go jak cz�stk� dwuszeregu, w kt�rym si� odlicza do dw�ch. Raz, dwa. Raz, dwa. Waw, wwa. Dwuszereg jakby przebiega� przez majora i ucieka� nie na dw�r, nie szos�, lecz w g��b czasu. W przesz�o��. W jak�� zupe�nie inn� ni� rodow�d i biografia ojca cz�� historii. W inny j�zyk, �wiat, we wszystko inne. �nigdy nie opowiadano U Nich o pogrzebie ojca. By� to pogrzeb bardzo uroczysty, l�ni�cy bagnetami, pe�en obcych dla Nich s��w. To nie by� pogrzeb Henera�a, chocia� w trumnie le�a� Henera�. To by� pogrzeb majora. Odbywa� si� wed�ug zasad jego �wiata, jego wojska. Na tym pogrzebie strzelali salwami. Sylwester chcia� krzycze�: � Przesta�cie!� Po pogrzebie wieczorami ba� si� w domu. Ilekro� szed� do �azienki, w kt�rej zapada� zmierzch i woda na dnie wanny szemra�a jak strumyk w �niegu, bra� ze sob� karabin. Wykluczone, by napawa�y go strachem �lady obecno�ci Henera�a. On by przecie� nie m�g� tej zabawki, kt�ra nie strzela�a ani z kork�w ani z kapiszon�w, a tylko z wygl�du by�a karabinem, nosi� przeciw ojcu. Co� mu w tamtych latach zagra�a�o. Ale to, co zagra�a�o Sylwestrowi, by�o dla jego umys�u za trudne. 16 RYNIEN FLET Dosta� jajko na twardo, bu�k�, herbat� w bia�ym kubku �co� za ma�o s�odk�� i �niesamowicie niejadalne� jab�ko, przetarte na br�zow� miazg�. Opisa� to w li�cie do matki. Ubrano go w kusy szlafrok, kt�ry mia� barw� �szaro�buro�malinow�� i by� za ciasny w ramionach. O swym stroju rozpisa� si� na �wier� strony, narysowa� go nawet, potem do szlafroka dorysowa� siebie, d�onie, nogi, g�ow�, ca�ego jak stoi przy ��ku, na tle ��ek z le��cymi maluchami. List zako�czy� zwyczajnie: �Ca�uj� i t�skni�. Po namy�le dopisa�: �Twoje Niewiadomokto, ni niedziecko, ni dziecko, chore na chorob� nienumerowan�. Tw�j syn�. W nocy spa� niespokojnie, rzuca� si� na ��ku, kaszla�, co� mamrota� przez sen, �nili mu si� ludzie wyrze�bieni z ciemnego, grubego srebra. Natyka� si� na nich co chwil�, oni ukrywali si� w�r�d wydm, nieruchawi, przysypani piaskiem. Pami�ta te�, �e pochyla�a si� dwa razy nad nim siostra Warda. � Kawaler, jak ty le�ysz, spadniesz na pod�og�. Budzi� si�, naci�ga� ko�dr� a� pod nos, potem patrzy�, jak siostra oddala si� d�ugim, o�wietlonym korytarzem, niziutka, prawie jak dziewczynka, w rozpi�tych sanda�ach. Jakie ma taneczne, p�ynne ruchy. Siostra Warda rano powiedzia�a, �e gdy przysz�a na dy�ur, us�ysza�a kaszel. G��boki, tubalny, niby wybuch. Przestraszy�a si�. Wydawa�o si� jej, �e to kaszle m�czyzna. �Zn�w to samo�, pomy�la� Sylwester. Wczoraj w rejestracji naradzali si� i naradzali, z kim go po�o�y�, z m�czyznami czy z dzie�mi. Matka milcza�a, poci�a si� lekko na nosie, by�a u kresu si�. W uniesieniu mog�a powiedzie� co� bardzo przykrego. Mog�a nawymy�la� biuralistom, �e zajmuj� tu nieswoje miejsca, na chorobach znaj� si� jak g�usi na skrzypcach, nadaj� si� raczej do t�uczenia cegie� albo do podtrzymywania s�oniom w cyrku tr�b, jakim prawem porozsiadywali si� w okienkach i okradaj� spo�ecze�stwo? Um�czone twarze z okienek przypatrywa�y mu si� tak, jak gdyby jego wiek by� czym� nad wyraz rzadko spotykanym. Mia� czterna�cie lat, nieca�e jednak: trzyna�cie i dziesi�� miesi�cy. Chcia� do dzieci. Powtarza� sobie w my�lach �b�d� z dzie�mi, b�d� z dzie�mi� i wierzy�, �e kto� go przecie� wys�ucha i zado��uczyni jego pro�bom. Gdy biegali od gmachu do gmachu, on i matka, od kolejki do kolejki, napatrzy� si� na chorych m�czyzn. Obserwowa�, jak si� zachowuj�. Stoj� pod �cianami, pal� papierosy, strz�saj� popi� za kaloryfery, a gdy tylko pojawi si� kto� w bieli, zaczynaj� macha� r�kami, dmucha� ile si� w powietrze, aby rozp�dzi� dym. Za co by go mogli polubi�? Oni by nim pomiatali. Siostra Warda rano powiedzia�a, �e nie ma si� smuci�, wkr�tce go �przetransportuj�� do izby, zreszt� na korytarzu le�y si� ciekawiej, widzi si� wci�� nowe twarze. Nie umia�a rozmawia�, stoj�c nieruchomo. Za ka�dym s�owem cofa�a si� lub post�powa�a p� kroku do przodu. Schyla�a si� lekko, k�ad�a d�onie na udach, i potem od razu w kieszenie fartucha, i natychmiast unosi�a r�ce, poprawia�a w�osy nad czepkiem. W�osy mia�a jasne, utlenione, b�yszcz�ce. Troch� go zabola�y te s�owa: �przetransportujemy kawalera�. M�wi�o si� tu o nim jak o meblu. Albo jak o zbo�u, kt�re transportuje si� w parcianych workach. Powiedzia�a jeszcze, ciszej, w zaufaniu, �e � oby by�a z�� wr�k�! � boi si�, �e miejsce pod dziewi�tk� zwolni si� niebawem, poniewa� z Andrzejkiem jest co�� niewyra�nie� Sylwester pomy�la�, �e nie powinna go w to wtajemnicza�. (Zobaczy� zaraz matk�, jak poucza m�od� piel�gniark�, aby na drugi raz nie m�wi�a synowi takich rzeczy.) 17 Napisa� list, ca�uj� i t�skni�, Twoje Niewiadomokto, cho� wydawa�o mu si�, �e matka nadal przebywa w budynku szpitala, chodzi wci�� za szklanymi drzwiami, poci si� i denerwuje i dobija do okienek. Kiedy go zapisywali, by�a u kresu si�. Ten ba�agan, ta d�ungla. To wyczekiwanie na �awkach, kiedy� mo�e bia�ych, teraz odrapanych, brudnych. Mog�o doj�� do nieprzyjemnej sceny. Matka zawsze podkre�la�a, �e wychowano j� w �ci�le okre�lonym duchu. Nienawidzi dw�ch rzeczy. Z�odziejstwa i k�amstwa. A tam, gdzie ba�agan, tam kwitnie z�odziejstwo i k�amstwo. Wszystkich wred�w trzeba by rozstrzeliwa�. � Wzi�abym i wystrzela�a bez o, bez tyle�ki lito�ci. � M�wi�c to, zaciska�a dwa palce, du�y i wskazuj�cy. Rozstrzeliwanie widzia� nader abstrakcyjnie: jako wolne rozpraszanie si� w przestrzeni, w chmurach, wszystkich ludzkich wred�w. Solidaryzowa� si� z matk�. Wi�cej, roi� sobie czasem, �e to on. Sylwester, trzynastoletni m�odzieniec, ustawia w dwuszeregu k�amc�w i z�odziei, odczytuje wyrok �mierci, daje znak, padaj� strza�y, ale bez pocisk�w, same g�osy, jak na filmie, tu�tu�du�du!, i skaza�cy, nagle przejrzy�ciej�c, rozsypuj� si� na cztery strony �wiata. � Czy w tym budynku nie ma nikogo, kto by si� zaj�� chorym? � zapyta�a wczoraj matka, bardzo cicho, zwracaj�c si� wprost do t�umu w poczekalni, i cho� nikt si� nie odezwa�, by�o wida�, �e ludzie s� oburzeni na panuj�ce tu porz�dki. Wtedy w�a�nie� poczu�, �e cierpnie mu twarz. Z warg i z policzk�w ucieka�a pr�dko krew. Czo�o mia� coraz l�ejsze i l�ejsze. Ni to �nieg w g��bi skroni, ni to piasek. Co� jak piana. Po�yskliwa i sucha. Otworzy� szeroko usta. Chcia� nabra� powietrza do p�uc, ale powietrze, nagle ci�kie, twarde, a� drewniane, zatrzymywa�o si� na z�bach� Pami�ta, �e kto�� w bia�ym kitlu� roztr�caj�c t�um� (i pami�ta, �e ten kto� przeprasza� ludzi� roztr�canych� �o, przepra� o, przepr��)� szed� ku niemu� Id�c, ciemnia� Sylwestrowi w oczach� Wydawa�o si�, �e si� przebija przez szk�o� butelkowe, zielone, wci�� grubsze i grubsze� Potem zaraz� Lecz co by�o potem?� Siostra Warda, nisko pochylona: kawaler, jak le�ysz� i powracaj�cy sen, w kt�rym porusza�y si� czarne postacie, ludzie ze srebra na pla�y, i natr�tny, zawodz�cy g�os, kt�ry powtarza�: ale� to s� trupy. Na obiad dosta� zup� mleczn�, bukiet z jarzyn i po raz drugi tarte jab�ko. W�a�ciwie, to by� temat na kolejny list. Tak si� U Nich przyj�o, �e o wszelkich �dobrach�, jak to okre�la�a matka, otrzymywanych za darmo, nale�a�o si� dok�adnie informowa�. Co, od kogo, ile, w jakich to okoliczno�ciach. Ale pisz�c o obiedzie, musia�by najpierw opisa� wa�enie. By�o tak. Siostra Warda znik�a. Ju� nie pojawia�a si� przy jego ��ku. Po korytarzu biega�a inna piel�gniarka (czy salowa), siwa, ca�a w piegach; kaza�a mu wsta� i maszerowa� do wagi. Mija� izby z maluchami. Zagl�da� do �rodka. Zrobi�o mu si� nagle g�upio, �e jest �taki stary�. Maluchy gramoli�y si� z ��ek, stawa�y w otwartych drzwiach, wlok�y za sob� � nicianymi warkoczami po pod�odze � go�e lalki; wk�ada�y paluchy do ust. Szuka� kogo� w swoim wieku. W jednej z izb zobaczy� ch�opca � mo�e z sz�stej klasy? a mo�e i z si�dmej? siedzia� na parapecie, z du�� g�ow�, czarniawy, jakby sko�nooki, grzeba� w szeleszcz�cej paczce, z kt�rej wyjmowa� coraz mniejsze, zat�uszczone pakuneczki. Na Sylwestra, zdaje si�, nie zwr�ci� najmniejszej uwagi. �Nie przejmujmy si� � pomy�la� Sylwester � b�d� go mia� na oku.� Dalej szed� rozradowany. Rozbawiony powiedzeniem �mie� na oku�. (Pomy�le