6372
Szczegóły |
Tytuł |
6372 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6372 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6372 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6372 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Douglas Preston, Lincoln Child
RELIKWIARZ
Reliquary
T�umaczy�: Robert P. Lipski
Wydanie oryginalne: 1996
Wydanie polskie: 2002
Lincoln Child dedykuje t� ksi��k� swojej c�rce, Weronice
Douglas Preston dedykuje t� ksi��k�
dr. med. Jamesowi M. Gibbonowi
PODZI�KOWANIA
Autorzy pragn� podzi�kowa� nast�puj�cym osobom za pomoc przy pisaniu tej ksi��ki: Bobowi Gleasonowi, Matthew Snyderowi, Denisowi Kelly�emu, Stephenowi de las Heras, Jimowi Cushowi, Lindzie Quinton, Tomowi Espensheidowi, Danowi Rabinowitzowi, Calebowi Rabenowitzowi, Karen Lovell, Markowi Gallagherowi, Bobowi Winottowi, Lee Sucknowi i Georgette Piligian.
Specjalne podzi�kowania dla Toma Doherty�ego i Harveya Klingera, bez kt�rych wsparcia i wysi�ku Relikwiarz nigdy by nie powsta�.
Dzi�kujemy r�wnie� wszystkim osobom z dzia�u sprzeda�y Tor/Forge za ich ci�k� prac� i po�wi�cenie.
Chcieliby�my w tym miejscu wyrazi� swoj� wdzi�czno�� tym wszystkim czytelnikom, kt�rzy wspierali nas czy to telefonicznie podczas radiowych lub telewizyjnych wywiad�w, czy osobi�cie podczas spotka� literackich, czy te� za po�rednictwem poczty, zar�wno konwencjonalnej, jak i elektronicznej, oraz tym wszystkim, kt�rzy po prostu dobrze si� bawili podczas lektury naszych ksi��ek. Wasz entuzjazm i gor�ce przyj�cie Reliktu sta�o si� dla nas siln� motywacj� do napisania jego kontynuacji.
Wam wszystkim i tym, o kt�rych powinni�my tu byli wspomnie�, ale z r�nych wzgl�d�w tego nie uczynili�my, gor�co i z ca�ego serca dzi�kujemy.
S�uchamy tego, co nie wypowiedziane,
patrzymy na to, czego nie wida�.
Kakuzo Okakura, Ksi�ga herbaty
Cz�� pierwsza
STARE KO�CI
Relikwiarz � sanktuarium, �wi�tynia lub kaseta, gdzie wystawiony jest obiekt kultu, ko�� lub jaka� cz�� cia�a �wi�tego albo b�stwa.
1
Snow sprawdzi� regulator oraz oba zawory powietrza i przesun�� d�o�mi po �liskim neoprenie kombinezonu. Wszystko by�o w porz�dku, jak podczas poprzedniej kontroli minut� temu.
� Jeszcze pi�� minut � rzek� sier�ant, zmniejszaj�c pr�dko�� �odzi o po�ow�.
� �wietnie � pad�a sarkastyczna odpowied� Fernandeza, zag�uszana wyciem pot�nego diesla. � Po prostu �wietnie.
Nikt wi�cej si� nie odezwa�. Snow zauwa�y�, �e w miar� jak zbli�ali si� do punktu docelowego, ca�a dru�yna zrobi�a si� dziwnie milcz�ca.
Obejrza� si� przez ruf�, lustruj�c spienion� smug� pozostawian� przez �rub� w brunatnej toni rzeki Harlem. W tym miejscu rzeka by�a szeroka, toczy�a leniwie swe wody w gor�cej, szarawej mgie�ce sierpniowego poranka. Skierowa� wzrok ku brzegowi i lekko si� skrzywi�, gdy gumowany kaptur wpi� mu si� w szyj�. Wielkie kamienice czynszowe z powybijanymi szybami. Upiorne ruiny fabryk i magazyn�w. Opustosza�y plac zabaw. Nie, nie ca�kiem opustosza�y, jaki� dzieciak buja� si� na zardzewia�ej hu�tawce.
� Hej, mistrzu latania! � zawo�a� do niego Fernandez. � Przed startem sprawd�, czy masz w gatkach dostatecznie grub� pieluch�!
Snow obci�gn�� r�kawice i wci�� obserwowa� brzeg.
� Ostatnio pozwolili�my nurkowa� tutaj prawiczkowi � ci�gn�� Fernandez. � Szczeniak sfajda� si� w kombinezon. Ale� by� smr�d. Kazali�my mu przez ca�� drog� powrotn� do bazy siedzie� na d�wigarce. A to by�o daleko od Liberty Island. Pestka w por�wnaniu z Kloak�.
� Stul dzi�b, Fernandez � �agodnie uciszy� go sier�ant.
Snow wci�� gapi� si� za ruf�. Kiedy przeszed� z regularnej jednostki policji do p�etwonurk�w, pope�ni� podstawowy i najwi�kszy b��d w swoim �yciu � przyzna� si�, �e nurkowa� kiedy� na Morzu Corteza. Poniewczasie zorientowa� si�, �e cz�onkami tej jednostki byli zwykli nurkowie wykonuj�cy tak prozaiczne czynno�ci, jak zak�adanie kabli, naprawa ruroci�g�w i praca na platformach wiertniczych. W ich mniemaniu mistrzowie nurkowania, tacy jak on, byli mi�czakami, wypiel�gnowanymi gogusiami lubi�cymi czyst� wod� i czysty piasek. Zw�aszcza Fernandez stara� si� da� mu to wyra�nie do zrozumienia.
��d� wzi�a ostry przechy� na sterburt�, gdy sier�ant skierowa� j� gwa�townie ku brzegowi. Jeszcze bardziej zredukowa� pr�dko��, gdy� tu� przed nimi pojawi�y si� g�ste skupiska znajduj�cych si� na nabrze�u instalacji.
Ich oczom ukaza� si� niedu�y, murowany tunel prze�amuj�cy monotoni� szarych betonowych fasad. Sier�ant skierowa� ��d� w g��b tunelu i wyprowadzi� j� w p�mrok, po drugiej stronie. Snow poczu� niemo�liw� do opisania wo� bij�c� ze zm�conej wody. �zy same nap�yn�y mu do oczu, zacz�� kas�a�. Siedz�cy na dziobie Fernandez odwr�ci� si� i zachichota� drwi�co. Pod rozpi�tym kombinezonem Fernandeza Snow dostrzeg� podkoszulek z nieoficjalnym mottem policyjnego zespo�u nurk�w: P�awimy si� w g�wnie i szukamy martwych stworze�. Tym razem jednak nie chodzi�o o nic martwego, lecz o pakiet heroiny zrzucony z mostu kolejowego Humboldta podczas strzelaniny z policj� ubieg�ej nocy.
W�ski kana� by� z obu stron otoczony betonowymi obramowaniami. W oddali, pod mostem kolejowym, czeka�a policyjna ��d� motorowa; sta�a na wodzie z wy��czonym silnikiem, ko�ysz�c si� lekko w sp�achciach �wiat�ocieni. Snow dostrzeg� dwie osoby na pok�adzie: pilota i �ysiej�cego kr�pego, dobrze zbudowanego m�czyzn� w kiepsko dopasowanym garniturze z poliestru. Z jego ust wystawa�o wilgotne od �liny cygaro. Podci�gn�� spodnie, splun�� do wody i uni�s� d�o� w powitalnym ge�cie.
Sier�ant skin�� w stron� �odzi.
� Prosz�, prosz�, kogo my tu mamy.
� Porucznik D�Agosta � odpar� jeden z nurk�w na dziobie. � Sprawa musi by� naprawd� powa�na.
� Zawsze jest powa�na, gdy zostaje postrzelony policjant � mrukn�� sier�ant. Zgasi� silnik i zakr�ci� ko�em sterowym, aby jego ��d�, dryfuj�c, mog�a zbli�y� si� do s�siedniej.
D�Agosta przeszed� na ruf�, by zamieni� kilka s��w z dru�yn� nurk�w. Gdy si� poruszy�, policyjna ��d� zako�ysa�a si� lekko pod jego ci�arem, a Snow zauwa�y�, �e op�ywaj�ca burty woda pozostawia�a na nich oleisty, zielonkawy osad.
� Dobry � powiedzia� D�Agosta. Cho� mia� rumian� cer�, w ciemno�ciach pod mostem porucznik wydawa� si� blady niczym wampir unikaj�cy �wiat�a dziennego.
� Je�eli chce pan porozmawia�, to ze mn� � odezwa� si� sier�ant, przypinaj�c do nadgarstka g��boko�ciomierz. � O co chodzi?
� Skopano ca�� akcj� � rzek� D�Agosta. � Okazuje si�, �e facet by� tylko pos�a�cem. Zrzuci� paczk� z mostu do rzeki. � Skin�� g�ow� na wielk�, toporn� konstrukcj� powy�ej. � Potem pocz�stowa� gliniarza kulk� i sam te� na�yka� si� o�owiu. Gdyby�my znale�li towar, mogliby�my przynajmniej zamkn�� ca�� t� zasran� spraw�.
Sier�ant westchn��.
� Skoro facet nie �yje, czemu nas wezwali�cie?
� A co, mieli�my zostawi� w rzece pakiet heroiny za sze��set patoli? � zdziwi� si� D�Agosta.
Snow podni�s� wzrok. Pomi�dzy poczernia�ymi wspornikami mostu widzia� wypalone fasady budynk�w. Tysi�c brudnych okien gapi�cych si� na martw� rzek�. Szkoda, �e pos�aniec musia� wrzuci� sw�j pakunek akurat do Humboldt Kill, znanej te� jako Cloaca Maxima, na cze�� wielkiego kana�u �ciekowego w staro�ytnym Rzymie. Nazywano j� Kloak� z uwagi na gromadz�ce si� tu od stuleci fekalia, odpady toksyczne, martwe zwierz�ta i �cieki.
W g�rze przetoczy�y si� z g�o�nym turkotem wagoniki metra.
Pod stopami Snowa ��d� zako�ysa�a si�, a powierzchnia g�stej, oleistej wody zafalowa�a lekko jak �elatyna tu� przed �ci�ciem.
� Dobra, ch�opcy � rozleg� si� g�os sier�anta. � Czas si� zamoczy�.
Snow raz jeszcze sprawdzi� kombinezon. By� wytrawnym nurkiem i zna� swoj� warto��. Dorasta� w Portsmouth, niemal nie wychodzi� z Piscataqua, tamtejszej rzeki, a w ci�gu swojej d�ugoletniej kariery ocali� �ycie kilku osobom. P�niej, na Morzu Corteza, polowa� na rekiny i zanurza� si� na g��boko�� ponad dwustu st�p, prowadz�c prace g��binowe. Mimo to dzisiejsze zej�cie pod wod� ani troch� mu si� nie u�miecha�o.
Cho� Snow nigdy dot�d tu nie by�, zesp� cz�sto rozmawia� w bazie na temat Kloaki. Spo�r�d wszystkich paskudnych miejsc do nurkowania w Nowym Jorku Kloaka by�a najgorsza, gorsza nawet ni� Arthur Kill, Hell Gate czy Gowanus Canal. Niegdy�, jak m�wiono, by�a to odnoga Hudsonu, przecinaj�ca Manhattan na po�udnie od Sugar Hill w Harlemie. Jednak�e gromadz�ce si� od stuleci �cieki, odpady przemys�owe i og�lne zaniedbanie zmieni�y j� w stoj�cy, bezodp�ywowy zbiornik nieczysto�ci, p�ynny �mietnik pe�en najgorszych odpad�w, jakie tylko mo�na sobie wyobrazi�.
Snow poczeka� na swoj� kolej po odbi�r butli z tlenem, zdejmowanych ze specjalnego stalowego stojaka, po czym, zak�adaj�c paski uprz�y na ramiona, powoli przeszed� na ruf� �odzi. Wci�� nie przywyk� do ci�kiego, kr�puj�cego ruchy, suchego kombinezonu. K�tem oka dostrzeg� podchodz�cego sier�anta.
� Wszystko w porz�dku? Got�w? � rozleg� si� cichy baryton.
� Chyba tak, sir � odpar� Snow. � A co z lampami-czo��wkami?
Sier�ant rzuci� mu zdziwione spojrzenie.
� Te budynki ca�kowicie blokuj� dost�p �wiat�a. Przyda�yby si� lampy, je�eli mamy tam co� wypatrzy�, no nie?
Sier�ant u�miechn�� si�.
� To bez znaczenia. Kloaka ma oko�o dwudziestu st�p g��boko�ci. Poni�ej zalega warstwa od dziesi�ciu do pi�tnastu st�p rzadkiego mu�u. Gdy tylko musn�� go p�etwami, wzbija si� w g�r� jak przy wybuchu bomby. Nie b�dziecie widzie� niczego, cho�by nawet znalaz�o si� tu� przed waszym nosem. Pod rzadkim osadem jest jeszcze trzydzie�ci st�p g�stego mu�u. Pakunek spoczywa gdzie� w tym w�a�nie mule. Tam na dole wa�niejsze od oczu b�d� dla was r�ce.
Spojrza� badawczo na Snowa i zawaha� si� przez chwil�.
� Pos�uchaj � rzek� p�g�osem. � To co� ca�kiem innego ni� �wiczebne nurkowanie w Hudsonie. Zabra�em ci� z nami tylko dlatego, �e Cooney i Schultz s� nadal w szpitalu.
Snow skin�� g�ow�. Obaj nurkowie z�apali �blasta�, czyli blastomykoz� � zaka�enie grzybicze atakuj�ce organy wewn�trzne � gdy zaledwie przed tygodniem poszukiwali podziurawionych kulami zw�ok le��cych wraz z limuzyn� na dnie North River. Mimo cotygodniowych bada� maj�cych na celu wczesne wykrycie w ciele potencjalnych paso�yt�w, ka�dego roku zdrowie nurk�w rujnowa�y rozliczne wyniszczaj�ce choroby.
� Je�li zechcesz przesiedzie� t� akcj� w �odzi, zrozumiem � ci�gn�� sier�ant. � Mo�esz zosta� na pok�adzie i pom�c przy linach prowadz�cych.
Snow spojrza� na pozosta�ych nurk�w, zapinaj�cych pasy obci��eniowe, doci�gaj�cych suwaki suchych kombinezon�w, przerzucaj�cych za burt� liny. Przypomnia� sobie pierwsz� zasad� zespo�u nurk�w: Wszyscy schodz� pod wod�. Fernandez sprawnie przymocowa� lin� do ko�ka, zerkn�� na koleg�w i u�miechn�� si� znacz�co.
� Schodz�, sir � rzek� Snow.
Sier�ant przygl�da� mu si� przez d�ug� chwil�.
� Pami�taj o podstawowych zasadach. Nie spiesz si�. Nie tra� g�owy. Zdarza si�, �e po dotarciu do mu�u nurkowie wstrzymuj� oddech. Nie r�b tego, to najszybsza droga do embolii. Nie przepompuj kombinezonu. I, na mi�o�� bosk�, nie puszczaj liny. W tym mule zapominasz, gdzie g�ra, gdzie d�. Zgubisz lin� i nast�pnym cia�em, kt�rego przyjdzie nam szuka�, b�dzie twoje.
Wskaza� najdalsz� z lin, zamocowan� na rufie.
� Tam b�dzie twoja pozycja.
Snow odczeka� chwil�, spowalniaj�c oddech, podczas gdy na g�ow� w�o�ono mu mask� i podczepiono do niego lin�. Nast�pnie, po ostatniej kontroli, znalaz� si� za burt�.
Mimo kr�puj�cego ruchy, obcis�ego kombinezonu, woda doko�a wyda�a mu si� jaka� dziwna. Lepka i g�sta jak syrop nie przep�ywa�a obok niego ani nie przelewa�a si� mi�dzy palcami. Przebijanie si� przez ni� wymaga�o wysi�ku, jak p�ywanie w ropie lub kleju.
Zaciskaj�c palce na linie prowadz�cej, zanurzy� si� kilka st�p pod powierzchni�. Kilu �odzi p�yn�cej powy�ej nie by�o ju� wida�, poch�on�� go miazmat drobin, kt�re wype�ni�y p�ynn� przestrze� wok� niego. Rozejrza� si� doko�a w s�abym, zielonkawym �wietle. Niemal natychmiast tu� przed swoj� twarz� dostrzeg� w�asn�, ur�kawiczon� d�o� zaci�ni�t� na linie. Nieco dalej zobaczy� swoj� drug� r�k�, wyci�gni�t� jak struna i sonduj�c� wod�. W przestrzeni pomi�dzy jedn� a drug� unosi�o si� mrowie wiruj�cych drobin. Nie widzia� swoich st�p, poni�ej by�a tylko czer�. Dwadzie�cia st�p ni�ej, po�r�d tej czerni, rozci�ga�o si� sklepienie ca�kiem innego �wiata � �wiata g�stego, lepkiego, wszechogarniaj�cego mu�u.
Nagle k�tem oka dostrzeg� � lub tylko wydawa�o mu si�, �e zobaczy� � po�r�d s�abych, m�tnych pr�d�w rozci�gaj�c� si� poni�ej warstw� faluj�cej mg�y, ko�ysz�c� si� leniwie, pofa�dowan� powierzchni�. By�a to warstwa osad�w dennych. Podp�yn�� wolno w t� stron�, czuj�c, jak w �o��dku ro�nie mu gula strachu. Sier�ant m�wi�, �e nurkom cz�sto wydawa�o si�, �e widz� w tych wodach rozmaite dziwne rzeczy. Niekiedy trudno odr�ni�, co z nich istnieje naprawd�, a co jest tylko wytworem wyobra�ni.
Jego stopa dotkn�a dziwnej, faluj�cej powierzchni, przebi�a j� � i w okamgnieniu otoczy�a go chmura wzburzonych osad�w, uniemo�liwiaj�c dostrze�enie czegokolwiek. Snow przez chwil� walczy� ze wzbieraj�c� w nim panik�, zaciskaj�c d�onie na linie prowadz�cej. Ju� zacz�� pi�� si� po niej, lecz w ko�cu opanowa� si� na my�l o drwi�cym u�mieszku i uszczypliwych komentarzach Fernandeza. Opu�ci� si� z powrotem. Ka�dy ruch sprawia�, �e jego mask� atakowa�y kolejne fale sczernia�ej, g�stej od mu�u wody. Snow instynktownie wstrzyma� oddech, lecz gdy tylko u�wiadomi� sobie, co robi, zmusi� si�, by ponownie oddycha� normalnie i g��boko. Ale kana�, pomy�la�. Moje pierwsze prawdziwe zanurzenie w zespole, a jestem o krok od zamkni�cia u czubk�w. Znieruchomia� na chwil�, wyr�wnuj�c oddech i odzyskuj�c poprzedni regularny rytm.
Opuszcza� si� po linie, pokonuj�c etapy po kilka st�p naraz, porusza� si� wolno, spokojnie, usi�uj�c si� odpr�y� i uspokoi�. Troch� si� zdziwi�, stwierdziwszy, �e nie ma ju� dla� znaczenia, czy ma otwarte czy zamkni�te oczy. Powr�ci� my�lami do czekaj�cej poni�ej warstwy g�stego mu�u. Tkwi�y w nim najr�niejsze rzeczy, uwi�zione jak owady w bursztynie...
Nagle odni�s� wra�enie, �e dotkn�� stopami dna. Nie by�o to jednak pod�o�e, z jakim wcze�niej miewa� do czynienia. To pod�o�e zdawa�o si� rozk�ada�, ugina� pod jego ci�arem z odra�aj�cym, gnilno-elastycznym oporem, poch�aniaj�c jego nogi do kostek, do kolan, a� w ko�cu zanurzy� si� w mule po pas, jak w �ar�ocznej otch�ani lotnych piask�w. Jeszcze chwila i pogr��y� si� w mule ca�y, lecz mimo to wci�� opada�, osuwa� si� coraz ni�ej, cho� teraz ju� znacznie wolniej, otoczony ze wszystkich stron szlamem, kt�rego nie widzia�, lecz czu�, jak napiera na neoprenowy pancerz jego kombinezonu. S�ysza�, jak b�ble wydychanego przeze� powietrza op�ywaj� jego cia�o, unosz�c si�. Nie wzbija�y si� szybko, g�st� chmur�, jak zawsze, lecz leniwie d�wiga�y si� coraz wy�ej i wy�ej w mrok. W miar� jak schodzi� ni�ej, szlam zdawa� si� stawia� coraz wi�kszy op�r. Jak daleko powinien si� zag��bi� w to g�wno?
Tak jak go nauczono, jedn� r�k� zatoczy� przed sob� p�okr�g, usi�uj�c rozezna� si� w otoczeniu. Jego d�o� natrafi�a na co�. Po ciemku i w grubych r�kawicach trudno by�o powiedzie�, co napotka� � ga��zie drzew, jakie� rury, pl�taniny drut�w, nagromadzone przez stulecia �mieci uwi�zione w b�otnistym cmentarzysku.
Jeszcze dziesi�� st�p i wraca. Po czym� takim nawet Fernandez nie zechce si� z niego nabija�.
Wtem jego r�ka badaj�ca otoczenie uderzy�a w co� twardego. Kiedy Snow szarpn��, znalezisko wolno podp�yn�o w jego stron�, stawiaj�c op�r, co mog�o �wiadczy�, i� by�o do�� ci�kie.
Snow opl�t� jedn� r�k� lin� prowadz�c� i zacz�� bada� przedmiot.
Cokolwiek znalaz�, na pewno nie by� to pakunek z heroin�. Wypu�ci� przedmiot, pozwalaj�c mu odp�yn�� w czer�. Znaleziona rzecz zafalowa�a pod wp�ywem pr�d�w wznieconych ruchami jego p�etw i uderzy�a go po�r�d mroku, str�caj�c mu z oczu mask� i na kr�tk� chwil� wytr�caj�c ustnik. Odzyskawszy r�wnowag�, Snow zacz�� wodzi� d�oni� po odnalezionym obiekcie i szuka� sposobu, by odepchn�� go jak najdalej od siebie.
Zupe�nie jakby mia� do czynienia z czym� mocno spl�tanym i z�o�onym, jak na przyk�ad gruby konar drzewa lub co� w tym rodzaju. Miejscami to co� wydawa�o si� jednak do�� mi�kkie. Zacz�� maca� obiema d�o�mi, odnajduj�c g�adkie powierzchnie, zaokr�glone wyrostki i mi�kkie wypuk�o�ci. Nagle Snow zda� sobie spraw�, �e dotyka ko�ci. Niejednej, lecz kilku, po��czonych cienkimi pasmami �ci�gien. By�y to na wp� roz�o�one szcz�tki jakiego� stworzenia, by� mo�e konia, lecz w trakcie bada� Snow u�wiadomi� sobie, �e tak naprawd� dotyka cz�owieka. A raczej tego, co kiedy� nim by�o.
Ludzkiego szkieletu. Zn�w spr�bowa� spowolni� oddech, zmusi� umys�, aby pracowa� jak nale�y. Zdrowy rozs�dek i do�wiadczenie m�wi�y mu, �e nie mo�e zostawi� tych szcz�tk�w na dnie. Musia� wydoby� je na powierzchni�.
Przewl�k� lin� przez staw biodrowy i opl�t� ni�, najlepiej jak m�g�, d�ugie ko�ci, tkwi�ce jeszcze w mule. Uzna�, �e na ko�ciach by�o jeszcze do�� chrz�stek, by utrzyma�y szkielet w ca�o�ci, dop�ki nie znajdzie si� na powierzchni. Snow nigdy dot�d nie robi� w�z�a, gdy jest ciemno cho� oko wykol, a d�onie otulone s� grubymi r�kawicami. Sier�ant nie kaza� im wykonywa� takich zada� podczas morderczych trening�w.
Nie odnalaz� heroiny. Mimo to odkry� co�, by� mo�e r�wnie wa�nego. Kto wie, mo�e by�a to ofiara jakiego� nie rozwik�anego dot�d morderstwa. Ten mi�niak, Fernandez, sfajda si� w gacie, kiedy si� o tym dowie.
To dziwne, lecz Snow nie czu� wewn�trznej rado�ci. Chcia� jedynie jak najszybciej wydosta� si� z tego paskudnego b�ocka.
Oddycha� szybko, spazmatycznie i nie pr�bowa� ju� tego kontrolowa�. Kombinezon by� teraz lodowaty, ale nie zatrzyma� si�, by go podpompowa�. Lina wy�lizgn�a mu si�, spr�bowa� wi�c ponownie, trzymaj�c szkielet blisko siebie, by go nie zgubi�. Wci�� my�la� o ca�ych jardach b�ocka powy�ej, o wirze osad�w dennych ponad szlamem i g�stej, oleistej wodzie, kt�rej nie przenika�y promienie s�o�ca...
Lina wreszcie si� napr�y�a, a on odm�wi� w my�lach kr�tk� modlitw� dzi�kczynn�. Upewniwszy si�, �e lina jest dobrze zabezpieczona, szarpn�� trzy razy, daj�c zna�, �e co� znalaz�.
Zaraz potem zacz�� pi�� si� po linie, aby wydosta� si� z tego mrocznego koszmaru, znale�� si� na pok�adzie �odzi i zej�� na l�d, gdzie przez p� godziny, a mo�e i d�u�ej b�dzie moczy� si� pod prysznicem, zaleje pa�� i zastanowi si� nad powrotem do dawnej roboty. Za miesi�c zaczyna� si� sezon nurkowa�. Sprawdzi� lin�, upewni� si�, �e zawi�za� j� mocno wok� d�ugich ko�ci trupa. Jego d�onie przesun�y si� wy�ej, dotykaj�c �eber, mostka, przewlekaj�c lin� pomi�dzy kolejnymi ko��mi, aby nie ze�lizgn�a si�, gdy b�d� go wci�ga� na ��d�. Jego palce wci�� w�drowa�y ku g�rze, lecz w pewnym miejscu kr�gos�up ko�czy� si� i dalej nie by�o ju� nic, tylko czarna pustka.
Nie ma g�owy. Snow instynktownie cofn�� d�o� i w panice u�wiadomi� sobie, �e pu�ci� lin� prowadz�c�.
Zacz�� m��ci� r�koma i uderzy� w co� � znowu szkielet. Schwyci� go rozpaczliwie, z ulg�, niemal obejmuj�c go. Szybko si�gn�� w d�, usi�uj�c namaca� lin�. Wodzi� d�o�mi po d�ugich ko�ciach, pr�buj�c przypomnie� sobie, jak je obwi�za�.
Ale liny nie by�o. Czy�by si� obluzowa�a? Nie, to niemo�liwe. Pr�bowa� przesun�� i obr�ci� cia�o w poszukiwaniu liny, gdy nagle jego przew�d tlenowy zahaczy� o co� niewidocznego. Snow, zdezorientowany, cofn�� si� gwa�townie i poczu�, �e zaczyna mu spada� maska. Co� ciep�ego i g�stego wp�yn�o pod sp�d. Usi�owa� si� uwolni�, szarpn�� g�ow� i maska si� zsun�a. P�ynne b�ocko zala�o mu oczy, wp�yn�o do nosa, zacz�o wdziera� si� do lewego ucha. Z narastaj�c� zgroz� u�wiadomi� sobie, �e tkwi� spleciony w makabrycznym u�cisku z drugim szkieletem. A potem poch�on�a go �lepa, odbieraj�ca zmys�y panika. Zacz�� wrzeszcze�.
Z pok�adu policyjnej �odzi motorowej porucznik D�Agosta bez wi�kszego zaciekawienia obserwowa� operacj� wydobywania na powierzchni� m�odego nurka. Widok robi� wra�enie: m�czyzna miota� si� i wi�, jego bulgocz�ce wrzaski t�umi�o wype�niaj�ce usta b�oto, strugi substancji w kolorze ochry sp�ywa�y z kombinezonu, barwi�c wod� na czekoladowo. W kt�rym� momencie nurek musia� straci� kontakt z lin�; mia� szcz�cie, ogromne szcz�cie, �e uda�o mu si� odnale�� drog� na powierzchni�. D�Agosta czeka� cierpliwie, a� rozhisteryzowany nurek zostanie wci�gni�ty na pok�ad, rozebrany z kombinezonu, umyty i uspokojony. Patrzy�, jak m�czyzna wymiotuje za burt� � dobrze, �e nie na pok�ad, zauwa�y� z uznaniem D�Agosta. Nurek odnalaz� szkielet. A raczej dwa. Nie po to go, co prawda, wys�ano, ale ca�kiem nie�le jak na dziewicze zanurzenie. Napisze pochwa�� dla tego biedaka. Ch�opakowi pewno nic nie b�dzie, je�li tylko nie na�yka� si� tego �wi�stwa, kt�re oblepi�o mu usta i nos. A gdyby nawet... c�, w tych czasach antybiotyki czyni� cuda. Pierwszy szkielet, gdy wy�oni� si� ze wzburzonej wody, wci�� by� pokryty szlamem. P�yn�cy stylem bocznym nurek podholowa� zw�oki do �odzi D�Agosty, zebra� szcz�tki w sie� i wci�gn�� na pok�ad. Ociekaj�ce wod� u�o�ono je na brezencie u st�p D�Agosty niczym upiorny po��w.
� Jezu, mogli�cie to cho� troch� op�uka� � rzek� D�Agosta, krzywi�c si�, gdy dosz�a go dusz�ca wo� amoniaku. Powy�ej tafli wody to on przejmowa� jurysdykcj� nad szcz�tkami i z ca�ego serca mia� ochot� wrzuci� je z powrotem tam, sk�d je wydobyto. Zauwa�y�, �e szkielety pozbawione by�y czerep�w.
� Mam je op�uka�, sir? � spyta� nurek, si�gaj�c po szlauch.
� Najpierw siebie. � Nurek wygl�da� idiotycznie, z boku do g�owy przylepi� mu si� zu�yty kondom, po nogach �cieka�y stru�ki brudnej wody. Dw�ch innych nurk�w wspi�o si� na pok�ad i pospiesznie zacz�o wci�ga� kolejn� lin�, podczas gdy trzeci podholowa� w g�r� nast�pny szkielet. Gdy szcz�tki trafi�y na policyjn� ��d� i okaza�o si�, �e i one nie maj� g�owy, na pok�adzie zapad�a grobowa cisza. D�Agosta przeni�s� wzrok na gruby pakiet heroiny, r�wnie� odnaleziony i spoczywaj�cy bezpiecznie w podgumowanej torbie na dowody. Nagle przesta� mu si� wydawa� interesuj�cy.
�uj�c w zamy�leniu koniuszek cygara, D�Agosta odwr�ci� wzrok i zacz�� lustrowa� Kloak�. Jego spojrzenie pad�o na stary wylot bocznego kana�u z West Side. Ze sklepienia zwiesza�o si� kilka przypominaj�cych z�by stalaktyt�w. West Side Lateral by� jednym z najwi�kszych w tym mie�cie, stanowi� uj�cie dla prawie ca�ego Upper West Side. Za ka�dym razem gdy Manhattan nawiedza�a sroga ulewa, woda deszczowa odprowadzana by�a do przetw�rni odpad�w w dolnym biegu Hudsonu, a wylewane stamt�d �cieki trafia�y do West Side Lateral. I do Kloaki.
Wyrzuci� niedopa�ek cygara za burt�.
� B�dziecie musieli znowu si� zamoczy�, ch�opcy � rzek�, wypuszczaj�c ustami wielki k��b dymu. � Chc� dosta� czaszki.
2
Louie Padelsky, zast�pca koronera na miasto Nowy Jork, spojrza� na zegarek, czuj�c, �e kiszki graj� mu marsza. Kona� z g�odu. Od trzech dni �y� tylko na chipsach, dopiero dzi� mia� szans� zje�� obiad z prawdziwego zdarzenia. Pieczony kurczak � la Popeye. Przesun�� d�oni� po opas�ym brzuszku, macaj�c go i szturchaj�c leciutko. Jakby go troch� uby�o. Tak, zdecydowanie go uby�o.
Poci�gn�� �yk z pi�tego ju� kubka czarnej kawy i spojrza� na grafik. No, nareszcie co� ciekawego. �adnych ofiar strzelaniny, przedawkowania, �adnych ran od no�a.
Stalowe drzwi na ko�cu sali autopsyjnej otwar�y si� z hukiem i wesz�a piel�gniarka, Sheila Rocco, wtaczaj�c nosze z br�zowymi zw�okami, po czym przenios�a je na w�zek sekcyjny. Padelsky spojrza� na cia�o, odwr�ci� wzrok i zerkn�� raz jeszcze. Trup to niew�a�ciwe okre�lenie, skonstatowa�. To, co le�a�o na stole, wygl�da�o raczej jak szkielet pokryty strz�pami tkanek. Padelsky zmarszczy� nos.
Rocco przetoczy�a w�zek pod lampy i zacz�a pod��cza� rur� ods�czaj�c�.
� Odpu�� sobie � rzek� Padelsky. Jedyne, co mo�na tu by�o wys�czy�, to jego kubek kawy. Wypi� spory �yk, wrzuci� kubek do kosza, sprawdzi� plakietk� przy ciele, por�wna� z zapisem w grafiku, potwierdzi� zgodno�� i na�o�y� lateksowe r�kawiczki.
� Co mi tu przywioz�a�, Sheilo? � zapyta�. � Cz�owieka z Piltdown?
Rocco zmarszczy�a brwi i poprawi�a zawieszenie lamp nad w�zkiem.
� Te zw�oki musia�y by� pogrzebane od dobrych paru stuleci. Na dodatek chyba w gnoj�wce, bo �mierdz� jak wszyscy diabli. Mo�e to faraon Szajsenhamon we w�asnej osobie.
Rocco wyd�a wargi i czeka�a, podczas gdy Padelsky za�miewa� si� do rozpuku. Kiedy sko�czy�, bez s�owa poda�a mu podk�adk� z przypi�tymi kartkami.
Padelsky szybko je przejrza�, czytaj�c bezg�o�nie tre�� za��czonych wydruk�w. Nagle si� wyprostowa�.
� Wydobyte z Humboldt Kill � wymamrota�. � Chryste Panie. � Zerkn�� na pojemnik z r�kawicami, zastanawiaj�c si�, czy w�o�y� dodatkow� par�, ale w ko�cu zmieni� zamiar. � Hmm. Zdekapitowane, g�owy wci�� nie mamy... brak ubrania, ale gdy je znaleziono, zw�oki mia�y na sobie metalowy pasek.
Przeni�s� wzrok nad zw�okami i dostrzeg� przywieszony do w�zka woreczek z rzeczami osobistymi.
� Obejrzyjmy je sobie � powiedzia�, si�gaj�c po worek. Wewn�trz znajdowa� si� cienki, z�oty pasek ze sprz�czk� Uffizi i osadzonym w niej topazem.
Koroner wiedzia�, �e pasek zosta� ju� zbadany, ale mimo to nie wolno mu by�o go dotkn��. Zauwa�y�, �e po wewn�trznej stronie paska znajdowa� si� numer.
� Drogi � rzek� Padelsky, wskazuj�c na pasek. � Mo�e to kobieta z Piltdown. Albo transwestyta. � Zn�w si� roze�mia�.
Rocco zmarszczy�a czo�o.
� Doktorze Padelsky, czy mogliby�my okaza� temu cia�u nieco wi�cej szacunku?
� Oczywi�cie, oczywi�cie. � Odwiesi� podk�adk� na haczyk i poprawi� mikrofon wisz�cy nad w�zkiem. � Sheila, kochanie, w��cz, prosz�, magnetofon.
Gdy w��czy�a urz�dzenie, g�os lekarza sta� si� nagle surowy, osch�y i zawodowo konkretny.
� M�wi doktor Louis Padelsky. Jest drugi sierpnia, godzina dwunasta pi��. Wraz z moj� asystentk�, Sheil� Rocco, przeprowadzamy teraz sekcj�... � spojrza� na plakietk� � numeru A-1430. Mamy tu bezg�owe zw�oki, w�a�ciwie niemal sam szkielet � Sheila, zechcesz go wyprostowa�? � d�ugo�ci oko�o czterech st�p i o�miu cali. Dodaj�c brakuj�c� czaszk�, mo�emy oszacowa� pe�n� d�ugo�� cia�a na pi�� st�p i sze��, maksimum siedem cali. Okre�lmy p�e� szkieletu. Miednica do�� szeroka. S�dz�c po jej wygl�dzie, mamy tu kobiet�. Brak odkszta�ce� kr�gu l�d�wiowego, wi�c nie mia�a jeszcze czterdziestki. Trudno orzec, jak d�ugo przebywa�a w zanurzeniu. Czu� wyra�nie silny od�r... �ciek�w. Ko�ci s� brunatnopomara�czowe i wygl�daj�, jakby od d�u�szego czasu le�a�y w mule. Mamy jednak wci�� dostatecznie du�o zachowanych tkanek ��cznych, by utrzymywa�y zw�oki w ca�o�ci, natomiast wok� �rodkowych i bocznych k�ykci ko�ci udowej dostrzec mo�na postrz�pione ko�ce tkanek mi�niowych. Zachowa�y si� one tak�e przy ko�ci kulszowej i ko�ci krzy�owej. Sporo materii, by mo�na przeprowadzi� analiz� DNA i okre�li� grup� krwi. Poprosz� o no�yczki. � Odci�� fragment tkanki i w�o�y� do torebki. � Sheila, czy mog�aby� odwr�ci� miednic� na bok? O tak, przyjrzyjmy si�... szkielet jest prawie ca�y, oczywi�cie je�li nie liczy� brakuj�cego czerepu. Wygl�da na to, �e brak r�wnie� wyrostka osiowego... pozosta�o sze�� kr�g�w szyjnych... nie ma dw�ch wolnych �eber i ca�ej lewej stopy.
Kontynuowa� opisywanie szkieletu. W ko�cu odsun�� si� od mikrofonu.
� Sheila, podaj mi rongeur.
Sheila poda�a mu niedu�y przedmiot, za pomoc� kt�rego Padelsky oddzieli� ko�� barkow� od ko�ci �okciowej.
� D�wigacz okostnej. � Zag��bi� go w kr�gu, pobieraj�c tu� przy ko�ci pr�bki tkanki ��cznej. Nast�pnie za�o�y� jednorazowe okulary ochronne.
� Prosz� o pi��.
Poda�a mu ma�� pi�� o nap�dzie azotowym; uruchomi� j�, odczekuj�c chwil� i sprawdzaj�c na tachometrze, a� urz�dzenie osi�gnie odpowiedni� liczb� obrot�w na minut�. Kiedy diamentowe ostrze dotkn�o ko�ci, pomieszczenie wype�ni�o si� wysokim, piskliwym brz�czeniem, jakby wpuszczono tu stado rozjuszonych komar�w. R�wnocze�nie pojawi�a si� dra�ni�ca wo� py�u kostnego, �ciek�w, gnij�cego szpiku i �mierci.
Padelsky pobra� kilka pr�bek, a Rocco umie�ci�a je w plastykowych torbach.
� Chc� pe�nego skanu pod mikroskopem elektronowym i stereozoomowych zdj�� ka�dej z tych mikropr�bek � rzek� Padelsky, odst�puj�c od w�zka i wy��czaj�c magnetofon.
Rocco czarnym flamastrem napisa�a na ka�dej z plastykowych torebek, jakim analizom ma zosta� poddana ich zawarto��.
Rozleg�o si� pukanie do drzwi. Sheila podesz�a, by otworzy�, na chwil� znikn�a za drzwiami, po czym wychyli�a si� i zawo�a�a:
� Doktorze, maj� ju� wst�pn� identyfikacj� zw�ok na podstawie tego paska � oznajmi�a. � To Pamela Wisher.
� Pamela Wisher, ta dziewczyna z towarzystwa? � spyta� Padelsky, zdejmuj�c gogle i cofaj�c si� o kilka krok�w. � O Jezu.
� Jest jeszcze drugi szkielet � ci�gn�a Sheila. � Z tego samego miejsca.
Padelsky podszed� do g��bokiego, metalowego zlewu, gdzie zamierza� zdj�� r�kawice i umy� r�ce.
� Drugi? � burkn�� z irytacj�. � Czemu, u diab�a, nie przys�ali go tu od razu? M�g�bym przeprowadzi� r�wnocze�nie dwie sekcje. � Spojrza� na zegarek. Ju� kwadrans po pierwszej. Niech to szlag, obiad zje najwcze�niej o trzeciej. By� tak g�odny, �e niemal pada� z n�g.
Drzwi otwar�y si� na o�cie� i pod lampy wwieziono drugi szkielet. Padelsky ponownie w��czy� magnetofon i zaparzy� sobie kolejn� kaw�, podczas gdy piel�gniarka wykonywa�a czynno�ci przygotowawcze.
� Ten te� nie ma g�owy � rzek�a Rocco.
� �artujesz, prawda? � odpar� Padelsky. Podszed� bli�ej, spojrza� na szkielet i zastyg� w bezruchu, z kubkiem tu� przy ustach.
� Co, do... � Opu�ci� kubek i patrzy� przez chwil� z rozdziawionymi ustami.
Nast�pnie odstawi� kaw�, podszed� do w�zka i nachyliwszy si� nad szkieletem, wolno przesun�� ur�kawiczonymi palcami po jednym z �eber.
� Doktorze? � odezwa�a si� Rocco.
Padelsky wyprostowa� si�, wr�ci� do magnetofonu i wy��czy� go, naciskaj�c klawisz stop.
� Zakryj cia�o prze�cierad�em i sprowad� doktora Brambella. I ani s�owa na ten temat... � Skin�� w stron� zw�ok. � Nikomu.
Zawaha�a si�, spogl�daj�c z zak�opotaniem na okaleczony szkielet. Jej oczy z wolna przepe�ni�o niewyt�umaczalne przera�enie.
� Rusz si�, kochanie. Wyda�em ci polecenie i masz je wykona� natychmiast!
3
Telefon rozdzwoni� si� nagle, rozdzieraj�c cisz� ma�ego muzealnego gabinetu. Margo Green, ze wzrokiem wlepionym w ekran monitora, poderwa�a si� jak oparzona, a kosmyki kr�tkich kasztanowych w�os�w wpad�y jej do oczu.
Telefon zadzwoni� ponownie i ju� wsta�a, aby go odebra�, gdy nagle si� zawaha�a. To na pewno jedna z os�b wpisuj�cych dane, skar��ca si� na k�opoty z jej czasoch�onnym programem.
Usiad�a z powrotem w fotelu i czeka�a, a� telefon przestanie dzwoni�; mi�nie plec�w i n�g bola�y j� po wczorajszym treningu, niemniej by�o to ca�kiem przyjemne doznanie. Si�gn�a po le��ce na biurku urz�dzenie do �wicze� d�oni i zacz�a je �ciska� w zwyczajnym rytmie, kt�ry sta� si� dla niej tak rutynowy, �e robi�a to prawie instynktownie. Jeszcze pi�� minut i jej program zostanie zako�czony. Potem b�dzie mog�a przyjmowa� skargi od wszystkich, kt�rzy czuli si� zawiedzeni.
Wiedzia�a, �e z powodu przyj�tej w muzeum polityki ci�� bud�etowych wszystkie wa�niejsze projekty musia�y by� zatwierdzane odg�rnie. Oznacza�oby to jednak d�ugotrwa�� wymian� e-maili, zanim mog�aby wprowadzi� sw�j program w �ycie. A ona potrzebowa�a rezultat�w ju� teraz.
Przynajmniej na Uniwersytecie Columbia, gdzie pe�ni�a funkcj� instruktora dop�ty, dop�ki nie przyj�a stanowiska zast�pcy kuratora w nowojorskim Muzeum Historii Naturalnej, nie mia�a tylu problem�w z ci�ciami bud�etowymi. Ostatnimi czasy sta�o si� niemal regu��, �e z przyczyn finansowych w muzeum bardziej stawiano na form� ni� na tre�� ekspozycji. Margo widzia�a ju� reklamy zapowiadaj�ce na przysz�y rok wielk� wystaw� pod nazw� �Plagi XXI wieku�.
Spojrza�a na ekran, aby sprawdzi�, co z jej programem, po czym od�o�y�a przyrz�d do �wicze�, si�gn�a do torebki i wyj�a �New York Post�. Gazeta i kubek mocnej, czarnej kawy stanowi�y jej poranny rytua�. By�o co� od�wie�aj�cego w agresywnym stylu artyku��w �Post�, co przywodzi�o jej na my�l dawne dzieje i pocz�tki dziennikarstwa. Poza tym wiedzia�a, �e jej stary przyjaciel, Bill Smithback, zruga�by j� na czym �wiat stoi, gdyby dowiedzia� si�, i� przeoczy�a cho�by jeden artyku� jego autorstwa, nieodmiennie traktuj�cy o zbrodniach, gwa�tach i przemocy.
Roz�o�y�a gazet� na kolanach, a ujrzawszy nag��wek, mimo woli si� u�miechn�a. Na pierwszej stronie widnia� wielki, typowy dla �Post� krzykliwy nag��wek:
CIA�O W KANALE ZIDENTYFIKOWANE JAKO NALE��CE DO ZAGINIONEJ DZIEDZICZKI
Przeczyta�a pocz�tek artyku�u. Tak, to by�o dzie�o Smithbacka. To ju� drugi jego artyku� na pierwsz� stron� w tym miesi�cu, pomy�la�a. Bez w�tpienia po�echce to jego pr�no�� do tego stopnia, �e dziennikarz zacznie si� puszy�, nadyma� i stanie si� nie do wytrzymania. W kilku pierwszych zdaniach sprawnie opisa� fakty znane dzi� ju� chyba ka�demu nowojorczykowi. �Pi�kna dziedziczka�, Pamela Wisher, znana z do�� hulaszczego trybu �ycia, znikn�a przed dwoma miesi�cami z podziemnego klubu przy Central Park South. Od tej pory wizerunki jej �u�miechni�tej twarzy o �nie�nobia�ych z�bach, nieobecnych niebieskich oczach i blond w�osach u�o�onych w wykwintn� koafiur� zdobi�y rogi wszystkich ulic od Pi��dziesi�tej Si�dmej po Dziewi��dziesi�t� Sz�st�. Margo cz�sto widzia�a kolorowe kserokopie zdj�� Pameli, gdy biega�a do muzeum ze swego mieszkania przy West End Avenue.
Obecnie jednak � jak g�osi� surowy artyku�, stwierdzono, �e szcz�tki odkryte dzie� wcze�niej, zagrzebane w mule i nieczysto�ciach na dnie Humboldt Kill i pozostaj�ce w ko�cistym u�cisku z innym szkieletem, zosta�y zidentyfikowane jako nale��ce do Pameli Wisher. Drugi szkielet pozostaje nie rozpoznany. Do��czone zdj�cie przedstawia�o bliskiego przyjaciela Wisher, m�odego wicehrabiego Adaira siedz�cego na chodniku przed Platypus Lounge, z twarz� ukryt� w d�oniach; zdj�cie to zrobiono kilka minut po tym, jak dowiedzia� si� on o jej tragicznej �mierci. Policja, rzecz jasna, �prowadzi�a szeroko zakrojone dzia�ania�. Artyku� Smithbacka zamyka�o kilka cytat�w zaczerpni�tych od przypadkowych przechodni�w, w rodzaju: �Takich, co to zrobili, powinno si� usma�y� na krze�le�.
Od�o�y�a gazet�, my�l�c o ziarnistej twarzy Pameli Wisher, patrz�cej na ni� z licznych plakat�w. Zas�u�y�a na lepszy los. C� z tego, �e by�a teraz g��wn� atrakcj� w gazecie i zapewne stanie si� przebojem lata?
Przenikliwy d�wi�k telefonu ponownie wyrwa� Margo z zamy�lenia. Spojrza�a na komputer. Ucieszy�a si�, widz�c, �e program wreszcie zosta� zako�czony. W sumie czemu mia�abym nie odebra�?, pomy�la�a. Pr�dzej czy p�niej i tak b�dzie musia�a rozm�wi� si� z tymi lud�mi.
� Margo Green � powiedzia�a.
� Doktor Green? � rozleg� si� g�os. � W sam� por�.
Silny akcent z Queens wyda� si� jej dziwnie znajomy, jak na wp� zapomniany sen. Szorstki, apodyktyczny. Margo poszuka�a w my�lach wspomnienia twarzy przynale�nej do g�osu na drugim ko�cu ��cza.
...Mo�emy jedynie stwierdzi�, �e odnale�li�my cia�o. Co do okoliczno�ci zgonu prowadzone jest intensywne �ledztwo...
Wyprostowa�a si� w fotelu, kompletnie zdezorientowana.
� Porucznik D�Agosta? � spyta�a.
� Jeste� nam potrzebna w laboratorium medycyny s�dowej � rzek� D�Agosta. � I to natychmiast, bardzo prosz�.
� Czy mog� spyta�...?
� Nie mo�esz. Przykro mi. Cokolwiek robisz, rzu� to i przyjd� na d�. � Rozleg� si� g�o�ny szcz�k i na linii zapanowa�a cisza.
Margo odsun�a s�uchawk� od twarzy, wpatruj�c si� w ni�, jakby oczekiwa�a dalszych wyja�nie�. Nast�pnie otworzy�a swoj� torebk� i w�o�ywszy do �rodka egzemplarz �Post� w taki spos�b, by zas�oni� znajduj�cy si� wewn�trz ma�y, p�automatyczny pistolet, wsta�a od komputera i opu�ci�a gabinet.
4
Bill Smithback nonszalanckim krokiem min�� wielk� fasad� Nine Central Park South, wytworny gmach Mc Kima, Meada & White�a z ceg�y i rze�bionego piaskowca. Pod lamowan� z�otem markiz� si�gaj�c� a� po sam chodnik sta�o dw�ch od�wiernych. Dziennikarz widzia� te� innych pracownik�w obs�ugi czekaj�cych �na baczno�� w rozleg�ym holu. Tak jak si� tego obawia�, by� to jeden z tych krety�skich apartament�w, gdzie a� si� roi od s�u�by. B�dzie ci�ko. Bardzo ci�ko.
Skr�ci� za r�g Sz�stej Alei i przystan��, obmy�laj�c mo�liwie najlepszy plan dzia�ania. Pomaca� zewn�trzne kieszenie wiatr�wki, odnajduj�c klawisz nagrywania w dyktafonie. M�g� nacisn�� go niepostrze�enie, gdy nadejdzie w�a�ciwa pora. Spojrza� na swoje odbicie w�r�d niezliczonych par w�oskich but�w na wystawie. Jak na niego, prezentowa� si� niezgorzej. Wzi�� g��boki oddech i wr�ci� za r�g, po czym zdecydowanym krokiem skierowa� si� ku kremowej markizie. Bli�szy z mundurowych od�wiernych �ypn�� na� zuchwale, k�ad�c ur�kawiczon� d�o� na wielkiej mosi�nej klamce drzwi.
� Mam si� spotka� z pani� Wisher � rzek� Smithbach.
� Pa�ska godno��? � rzuci� monotonnie cerber.
� By�em przyjacielem Pameli.
� Przykro mi � mrukn�� tamten, nieporuszony � ale pani Wisher nie przyjmuje �adnych go�ci.
Smithback my�la� intensywnie. Zanim od�wierny spr�bowa� go sp�awi�, zapyta� go o nazwisko. Zatem pani Wisher spodziewa�a si� kogo�.
� Skoro ju� musi pan wiedzie�, by�em dzi� rano um�wiony na spotkanie � rzek� Smithback. � Niestety, ten termin musia� zosta� przesuni�ty. Zechce pan powiadomi� pani� Wisher, �e ju� jestem?
Od�wierny zawaha� si� chwil�, po czym otworzy� drzwi i przeprowadzi� Smithbacka przez marmurowy hol. Dziennikarz rozejrza� si� doko�a. Konsjer�, bardzo stary i potwornie wymizerowany m�czyzna, sta� za spi�ow� konstrukcj�, kt�ra bardziej ni� kontuar recepcji przypomina�a staro�ytn� fortec�. Na drugim ko�cu holu, za biurkiem w stylu Ludwika XVI siedzia� funkcjonariusz ochrony. Obok, na lekko rozstawionych nogach, z kciukami zatkni�tymi za szeroki pas, sta� windziarz.
� Ten pan twierdzi, �e jest um�wiony z pani� Wisher � rzek� do konsjer�a od�wierny.
Staruszek po raz pierwszy spojrza� na� zza swego sza�ca.
� Tak?
Smithback wzi�� g��boki oddech. Przynajmniej uda�o mu si� wej�� do holu.
� By�em um�wiony na spotkanie. Dzi� rano, ale ten termin zosta� przesuni�ty. Pani Wisher oczekuje mnie.
Konsjer� znieruchomia� na chwil�, lustruj�c zm�czonymi oczami buty Smithbacka, jego wiatr�wk� oraz fryzur�. Smithback czeka� w milczeniu, poddaj�c si� tej inspekcji w nadziei, �e udatnie na�ladowa� pe�nego werwy i zapa�u m�odzie�ca z dobrej i zamo�nej rodziny.
� Kogo mam zapowiedzie�? � wychrypia� staruszek.
� Przyjaciela rodziny. To powinno wystarczy�.
Konsjer� czeka�, nie odrywaj�c od niego wzroku.
� Bill Smithback � doda� pospiesznie. By� pewien, �e pani Wisher nie czytywa�a �New York Post�.
Konsjer� spojrza� na co�, co mia� roz�o�one przed sob� na biurku.
� A co ze spotkaniem um�wionym na jedenast�? � zapyta�.
� W zast�pstwie przys�ali mnie � odpar� Smithbach z zadowoleniem. By�a 10.32.
Konsjer� odwr�ci� si� i znikn�� w ma�ym gabinecie. Wyszed� stamt�d minut� p�niej.
� Prosz� podnie�� s�uchawk� stoj�cego obok pana telefonu � oznajmi�.
Smithback uni�s� s�uchawk� do ucha.
� Co? Czy George odwo�a� spotkanie? � rozleg� si� cichy, osch�y, dystyngowany g�os.
� Pani Wisher, czy mog� wjecha� na g�r�? Chcia�bym pom�wi� z pani� o Pameli.
Zapad�a cisza.
� Kto m�wi? � zapyta� g�os.
� Bill Smithback.
Zn�w zapad�a cisza, tym razem d�u�sza. Smithback kontynuowa�.
� Mam co� bardzo wa�nego, informacje na temat �mierci pani c�rki, kt�rych z pewno�ci� nie otrzyma�a pani od policji. S�dz�, �e chcia�aby pani wiedzie�...
� Tak, tak, nie w�tpi�, �e je pan posiada.
� Chwileczk�... � rzuci� Smithback. Jego umys� pracowa� jak szalony.
Po drugiej stronie ��cza cisza.
� Pani Wisher?
Trzask. Kobieta od�o�y�a s�uchawk�.
C�, pomy�la� Smithback, przynajmniej pr�bowa�em. Mo�e m�g�by zaczeka� na zewn�trz, na �awce po drugiej stronie ulicy, a� pani Wisher opu�ci domowe pielesze. Okazja z pewno�ci� si� nadarzy. Co� m�wi�o mu jednak, �e w najbli�szej przysz�o�ci pani Wisher nie zechce opuszcza� mur�w swej eleganckiej samotni.
Stoj�cy przy ramieniu konsjer�a telefon zadzwoni� piskliwie. Bez w�tpienia pani Wisher. Nie chc�c, by potraktowano go jak w��cz�g� i si�� wyrzucono za drzwi, Smithback odwr�ci� si� na pi�cie i szybkim krokiem skierowa� ku wyj�ciu.
� Panie Smithback! � zawo�a� za nim konsjer�.
Smithback odwr�ci� si�. Nie znosi� takich sytuacji.
Konsjer� spojrza� na� bez wyrazu, s�uchawk� wci�� trzyma� przy uchu.
� Winda jest tam.
� Winda? � spyta� Smithback.
Staruszek skin�� g�ow�.
� Siedemnaste pi�tro.
Windziarz otworzy� najpierw mosi�n� krat�, a nast�pnie ci�kie, d�bowe odrzwia, wpuszczaj�c Smithbacka do holu utrzymanego w brzoskwiniowej tonacji, pe�nego rozmaitych aran�acji kwiatowych. Na stoliku opodal le�a�y nades�ane kartki z wyrazami wsp�czucia, w tym ca�a sterta nie wyj�tych jeszcze z kopert. Na drugim ko�cu cichego pomieszczenia wida� by�o uchylone francuskie drzwi. Smithback podszed� do nich powoli.
Za drzwiami znajdowa� si� spory salon. Kanapy w stylu empire oraz szezlongi sta�y rozmieszczone niemal symetrycznie na grubym dywanie. Na przeciwleg�ej �cianie ci�gn�� si� rz�d wysokich okien. Smithback wiedzia�, �e po ich otwarciu mo�na cieszy� oczy przepi�kn� panoram� Central Parku. Teraz jednak by�y one zamkni�te i przes�oni�te �aluzjami, nadaj�cymi ca�emu pomieszczeniu wra�enie mrocznej pos�pno�ci.
Z boku co� si� poruszy�o. Odwracaj�c si�, Smithback ujrza� nisk�, eleganck� kobiet� o starannie u�o�onych kasztanowych w�osach, siedz�c� na skraju kanapy. Mia�a na sobie prost�, ciemn� sukienk�. Bez s�owa skin�a, aby usiad�.
Smithback wybra� fotel klubowy, dok�adnie naprzeciw pani Wisher. Na niskim stoliku pomi�dzy nimi sta� serwis do herbaty; dziennikarz zlustrowa� wzrokiem rz�dy talerzyk�w pe�nych ma�ych tr�jk�tnych placuszk�w, marmolady, miodu i �mietany. Kobieta nic mu nie zaproponowa�a, tote� Smithback domy�li� si�, �e zestaw ten przygotowano na um�wione spotkanie. Ogan�� go lekki niepok�j na my�l, �e George � go�� spodziewany o jecie nastej � mo�e zjawi� si� w ka�dej chwili. Smithback chrz�kn��.
� Pani Wisher, bardzo mi przykro z powodu tego, co spotka�o pani c�rk� � powiedzia�.
W g��bi duszy czu�, �e m�wi szczerze. Widok tego wytwornego pokoju i niezmierzonych bogactw, kt�re w obliczu bezlitosnej tragedii znaczy�y tyle, co nic, wstrz�sn�� nim do g��bi.
Pani Wisher wci�� patrzy�a w dal, z d�o�mi z�o�onymi na podo�ku. Wydawa�o mu si�, �e kobieta prawie niedostrzegalnie skin�a g�ow�, lecz ze wzgl�du na s�abe o�wietlenie nie m�g� mie� pewno�ci. Pora przej�� do rzeczy, pomy�la�, si�gaj�c do kieszeni i powoli wciskaj�c klawisz nagrywania.
� Niech pan wy��czy magnetofon � rzek�a pani Wisher. M�wi�a niezbyt g�o�no i z pewnym wysi�kiem, ale tonem zdecydowanym i w�adczym.
Smithback wyszarpn�� d�o� z kieszeni.
� S�ucham?
� Prosz� wyj�� magnetofon z kieszeni i po�o�y� go tutaj, �ebym zobaczy�a, �e na pewno jest wy��czony.
� Tak, tak, oczywi�cie � rzuci� Smithback, wy��czaj�c urz�dzenie.
� Nie ma pan za grosz przyzwoito�ci? � wyszepta�a kobieta.
Smithback po�o�y� dyktafon na niskim stoliku i poczu�, �e zacz�y go piec uszy.
� M�wi pan, �e wsp�czuje mi �mierci c�rki � ci�gn�a kobieta � a jednocze�nie uruchamia to plugawe urz�dzenie. Po tym jak zaprosi�am pana do mego domu.
Smithback poruszy� si� niespokojnie w fotelu, unikaj�c wzroku pani Wisher.
� N-no tak � wykrztusi�. � Przykro mi. Ale... ja tylko... to przecie� moja praca... � Zabrzmia�o to �a�o�nie i nieprzekonuj�co.
� Tak. W�a�nie straci�am jedyne dziecko, c�rk�, kt�ra by�a ca�� moj� rodzin�. Jak pan s�dzi, panie Smithback, czyje uczucia s� w tej sytuacji wa�niejsze?
Smithback zamilk� i zmusi� si�, by spojrze� na kobiet�.
Siedzia�a bez ruchu, wpatruj�c si� we� w p�mroku, d�onie wci�� mia�a z�o�one na podo�ku.
Nagle sta�o si� z nim co� dziwnego, co� tak osobliwego i obcego jego naturze, �e w pierwszej chwili nie rozpozna� charakteru tych odczu�.
Poczu� si� za�enowany. Zak�opotany. Nie, raczej zawstydzony. Mo�e gdyby walczy� o wielki temat i sam wpad� na jego trop, by�oby inaczej. Kiedy jednak znalaz� si� tutaj i na w�asne oczy widzia� smutek pogr��onej w �a�obie kobiety... To nowe odczucie odsun�o w cie� podniecenie i ekscytacj�, wywo�ane pod��aniem za kolejn� sensacj�.
Pani Wisher unios�a jedn� r�k� i wykona�a drobny gest, wskazuj�c na co�, co le�a�o na stoliku obok niej.
� Zak�adam, �e jest pan tym samym Smithbackiem, kt�ry pisuje do tej gazety?
Smithback pod��y� za jej gestem i z niejak� konsternacj� dostrzeg� le��cy na blacie egzemplarz �Post�.
� Tak � odpar�.
Zn�w splot�a d�onie.
� Chcia�am mie� pewno��. No wi�c, jakie ma pan wa�ne informacje dotycz�ce �mierci mojej c�rki? Nie, prosz� nie m�wi�, zapewne to kolejny humbug, jak ca�a reszta.
Raz jeszcze pomieszczenie wype�ni�a cisza. Smithback po raz pierwszy �yczy� sobie, aby wreszcie pojawi� si� go�� um�wiony na spotkanie o jedenastej. Cokolwiek, byle tylko m�g� opu�ci� to miejsce.
� Jak pan to robi? � zapyta�a w ko�cu.
� Co takiego?
� Jak pan wymy�la te brednie? Nie wystarczy, �e moja c�rka zosta�a okrutnie zamordowana? Jeszcze na dodatek ludzie tacy jak pan musz� szarga� jej dobre imi�.
Smithback prze�kn�� �lin�.
� Pani Wisher, ja tylko...
� Czytaj�c te pomyje � ci�gn�a � kto� m�g�by pomy�le�, �e Pamela by�a zepsut� dziewczyn� z towarzystwa, op�ywaj�c� w dostatki snobk� i egoistk�, kt�ra dosta�a to, co jej si� nale�a�o. Po lekturze pa�skiego artyku�u czytelnicy ciesz� si�, �e moja c�rka zosta�a zamordowana. Tak wi�c nurtuje mnie tylko jedno pytanie: Jak pan to robi?
� Pani Wisher, ludzie w tym mie�cie zwracaj� uwag� tylko na to, co krzykliwe i bije po oczach � zacz�� Smithback i nagle urwa�.
Pani Wisher nie dawa�a si� przekona�, podobnie zreszt� jak on sam.
Kobieta wychyli�a si� lekko do przodu.
� Panie Smithback, nic pan o niej nie wie. Zupe�nie nic. Dostrzega pan tylko to, co wida� na zewn�trz. I tylko to pana interesuje. Ocenia pan ksi��ki po ok�adkach.
� To nieprawda! � wybuchn�� Smithback, zdumiewaj�c tym samego siebie. � To znaczy, nie tylko to mnie interesuje. Chcia�bym pozna� prawdziw� Pamel� Wisher. Dowiedzie� si�, jaka by�a naprawd�.
Kobieta przygl�da�a mu si� d�u�sz� chwil�. W ko�cu wyprostowa�a si� i wysz�a z pokoju, by wr�ci� z niedu��, oprawion� w ramk� fotografi�. Poda�a j� Smithbackowi. Zdj�cie ukazywa�o sze�cioletni� mniej wi�cej dziewczynk�, bujaj�c� si� na linie zawieszonej na konarze ros�ego d�bu. Dziewczynka u�miecha�a si� szeroko, brakowa�o jej dw�ch przednich z�b�w, mysie ogonki unosi�y si� za ni� na wietrze.
� Tak� j� zapami�tam na zawsze, panie Smithback � rzuci�a ostro pani Wisher. � Je�li naprawd�jest pan zainteresowany, niech pan wydrukuje to zdj�cie. Nie tamto, na kt�rym wygl�da jak pustog�owa aktoreczka. � Ponownie usiad�a i wyg�adzi�a sukienk� na kolanach. � Jej ojciec zmar� p� roku temu. Od tego czasu w og�le si� nie u�miecha�a. Dopiero zaczyna�a dochodzi� do siebie po tej tragedii. Na nowo uczy�a si� u�miecha�. Chcia�a si� troch� zabawi� przed podj�ciem pracy na jesieni. Czy to taka wielka zbrodnia?
� Chcia�a podj�� prac�? � zapyta� Smithback.
Cisza trwa�a kr�tko. Smithback w grobowym p�mroku poczu� na sobie bezlitosny wzrok pani Wisher.
� Zgadza si�. Mia�a zacz�� prac� w hospicjum dla chorych na AIDS. Wiedzia�by pan o tym, gdyby tylko troch� si� pan przy�o�y�.
Smithback prze�kn�� �lin�.
� Oto prawdziwa Pamela � rzek�a kobieta, a g�os nagle zacz�� si� jej �ama�. � �yczliwa, wielkoduszna, pe�na �ycia. Chc�, aby napisa� pan o prawdziwej Pameli.
� Zrobi�, co w mojej mocy � wymamrota� Smithback.
Magiczna chwila prys�a, pani Wisher zn�w sta�a si� opanowana, zimna, zdystansowana. Unios�a g�ow�, wykona�a lekki ruch r�k�, a Smithback zorientowa� si�, �e ich spotkanie dobieg�o w�a�nie ko�ca.
Wykrztusi� kilka s��w podzi�kowania, schowa� dyktafon do kieszeni i szybkim krokiem skierowa� si� ku windzie.
� Jeszcze jedno � powiedzia�a pani Wisher; jej g�os sta� si� nagle osch�y i lodowaty. Smithback przystan�� przed francuskimi drzwiami. � Nie powiedzieli mi, kiedy, dlaczego ani nawet w jaki spos�b umar�a. Ale zapewniam pana, �e nie umar�a na pr�no. � M�wi�a z nowym o�ywieniem i intensywno�ci�, Smithback odwr�ci� si� do niej. � Przed chwil� powiedzia� pan co� bardzo wa�nego � ci�gn�a. � Pa�skim zdaniem ludzie w tym mie�cie zwracaj� uwag� tylko na to, co krzykliwe i bije po oczach. Tak w�a�nie zamierzam si� zachowywa�.
� Jak? � zapyta� Smithback.
Pani Wisher wr�ci�a ju� jednak na kanap�, jej oblicze skry�y mroczne cienie. Smithback przeszed� przez hol i przywo�a� wind�. Czu� si� kompletnie wypluty. Dopiero gdy wyszed� na ulic�, mrugaj�c powiekami w ostrym s�onecznym �wietle, zorientowa� si�, �e wci�� trzyma w d�oni zdj�cie Pameli Wisher z dzieci�stwa. I zacz�� u�wiadamia� sobie, jak niesamowit� kobiet� jest jej matka.
5
Metalowe drzwi na ko�cu szarego korytarza oznaczone by�y nie rzucaj�cym si� w oczy napisem LABORATORIUM ANTROPOLOGII S�DOWEJ. W tej cz�ci muzeum badano ludzkie szcz�tki. Margo nacisn�a klamk� i zdumia�a si�, stwierdziwszy, �e drzwi s� zamkni�te.
To dziwne. By�a tu niezliczon� ilo�� razy, asystuj�c przy badaniach szcz�tk�w, od peruwia�skich mumii po �yj�cych w ska�ach Indian Anasazi, i nigdy dot�d te drzwi nie by�y zamykane. Unios�a d�o�, aby zapuka�. Kto� jednak otworzy� drzwi od �rodka i jej r�ka uderzy�a w pustk�.
Wesz�a do �rodka i stan�a jak wryta. Laboratorium, zwykle jasno o�wietlone i pe�ne absolwent�w szk� wy�szych oraz asystent�w kustoszy, wygl�da�o dziwnie mroczno. Poka�nych rozmiar�w mikrosko