13373
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 13373 |
Rozszerzenie: |
13373 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 13373 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 13373 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
13373 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
POC^JJ TEN STRACH.
WALKA Z SK-lMI CIEMNO�CI TRWA.
Devon March odkrywa, �e w Kruczym Dworze od wielu lat
wi�ziona jest tajemnicza, ob��kana czarodziejka. Uzyskuje
od niej niepokoj�ce informacje o swojej przesz�o�ci. Na do-
datek podczas pe�ni zaczyna grasowa� w okolicy krwio�er-
cza, przera�aj�ca bestia i wszystko wskazuje na to, �e zamie-
nia si� w ni� jaki� dotkni�ty przekle�stwem cz�owiek. Aby
rozwi�za� mno��ce si� zagadki, Devon musi ponownie
wkroczy� na Schody Czasu. Tym razem przenosi si� w lata
sze��dziesi�te XX wieku, kiedy Szaleniec, jego stary wr�g,
znalaz� si� u szczytu pot�gi...
Krwawy ksi�yc to trzeci -
po Czarodziejach Skrzyd�a Nocy
i W�adczyni demon�w -
tom przeznaczonego dla m�odzie�y
cyklu �Kruczy Dw�r",
swoistego skrzy�owania ksi��ek o Harrym Potterze
z serialem Buffy -postrach wampir�w.
Cena 29 A
W cyklu �Kruczy Dw�r" ukaza�y si�:
Czarodzieje Skrzyd�a Nocy
W�adczyni demon�w
Krwawy ksi�yc
EY HUNTINGTON
Tytu� orygina�u
Blood Moon
Copyright � 2006 by Geoffi-ey Huntington
Ali rights reserved
Copyright � for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd�
Pozna� 2006
Redaktor
Krzysztof Tropifo
Opracowanie gra�czne serii i projekt ok�adki
Jacek Pietrzy�ski
Fotografia na ok�adce
Bridgeman/BE&W
PfioCog
Wydanie I
ISBN 83-7301-736-4
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. �migrodzka 41/49, 60-171 Pozna�
tel. 0-61-867-47-08, 0-61-867-81-40; fax 0-61-867-37-74
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Fotosk�ad: Akapit, Pozna�, ul. Czernichowska 50B, tel. (0-61) 879-38-88
Druk i oprawa: Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca S.A. Krak�w
�tiaCColu-e.e-n. 1969
l�es
egendy m�wi�, �e je�li w deszczow� i wietrzn� noc wej-
dziesz na najdalej wysuni�t� w morze p�k� Czarciej Ska�y,
us�yszysz krzyki tych wszystkich, kt�rzy stracili �ycie we
wzburzonym morzu u jej podn�a.
M�ody cz�owiek obawia si�, �e dzisiejszej nocy ta lista
powi�kszy si� o jeszcze jedn� o�ar�.
Biegnie za kobiet�, rozpaczliwie pragn�� j� powstrzyma�
i zaprowadzi� z powrotem do Kruczego Dworu. Wie, �e
w przeciwnym wypadku Szaleniec si� zem�ci. Szaleniec �
tak nazywaj� w miasteczku Jacksona Muira, tak szepcze
przera�ona s�u�ba w swoich kwaterach w wielkim domu.
Szaleniec. Oto, kim jest.
I pozabija nas wszystkich.
Jednak Ogden McNutt nie pogodzi si� z tym. Nie zamie-
rza godzi� si� ze �mierci�, jeszcze nie. Wci�� jeszcze jest
czas. Mo�e zdo�a odmieni� los, jaki im przepowiedziano,
zapobiec katastrofie wisz�cej nad wszystkimi w Kruczym
Dworze. Je�li zatrzyma t� kobiet�, zanim ona dotrze do
klifu, je�li zdo�a sprowadzi� j� ca�� i zdrow� z powrotem
do mrocznej posiad�o�ci na szczycie wzg�rza, mo�e da si�
umkn�� tego, czego wszyscy si� obawiaj�.
� Emi�y! � krzyczy Ogden w wyj�cym wietrze. � Emi�y!
Widzi j� przed sob�, w d�ugiej i powiewnej bia�ej sukni,
biegn�c� w kierunku Czarciej Skaty. Nad nimi wielki ksi�yc
w pe�ni usi�uje przedrze� si� przez czarne chmury, kt�re prze-
mykaj� przed jego obliczem, a w oddali przetacza si� grom.
Ona nie przystaje, ale m�odzieniec zaczyna j� dogania�.
Ju� s�yszy jej �kania i okrzyki rozpaczy. Wybieg�a z domu, uj-
rzawszy Jacksona, swojego m�a, w ramionach s�u��cej � tej
dziwnej, niepokoj�cej dziewczyny o �widruj�cych ciemnych
oczach i l�ni�cych czarnych w�osach. Ogden byt �wiadkiem tej
sceny i dostrzeg� dziwny grymas, kt�ry wykrzywi� promienn�
twarz Emi�y, jakby w tym momencie nagle w pe�ni zrozumia-
�a ogrom niegodziwo�ci Szale�ca. Odwr�ci�a si� i uciek�a.
� Biegnij za ni� � powiedzia� Montaigne � m�czyzna,
kt�ry sprowadzi� Ogdena do tego dziwnego miejsca, kt�ry
obieca� mu nauk� staro�ytnej sztuki pod okiem Opieku-
n�w. � Sprowad� j� z powrotem.
Ona nie mo�e dotrze� do Czarciej Skaty, powtarza sobie
w my�lach biegn�cy Ogden, pami�taj�c o przepowiedzia-
nej zgubie. Musz� ja powstrzyma�! Musz� ja dogoni�!
Ona jednak ju� tam jest i stoi na skraju przepa�ci, w wy-
d�tej przez wiatr bia�ej sukni, kiedy Ogden w ko�cu j� do-
gania. Chwieje si�, �api�c oddech, ale mimo to chwyta j�
i oboje pochylaj� si� na skraju urwiska, patrz�c na szalej�ce
w dole morze.
� Emi�y � m�wi Ogden � musisz wr�ci� tam ze mn�!
Ona odwraca si� i obrzuca go oszala�ym wzrokiem.
� Wr�ci� do Kruczego Dworu? Do niego? Jeste� r�w-
nie szalony jak on? Dlaczego mia�abym tam wr�ci�, wie-
dz�c, co zaplanowa� dla nas wszystkich?
� Prosz�, Emi�y, musisz odsun�� si� od...
Ona wyrywa mu si�, pod wp�ywem gniewu silniejsza ni�
oczekiwa�. Jak�e jest teraz odmieniona, jak r�na od tej
s�odkiej, niewinnej, spokojnej dziewczyny, kt�ra przyby�a
do Kruczego Dworu.
� Jeste� jednym z jego s�ugus�w? � Emi�y przeszywa go
gniewnym, oskar�ycielskim spojrzeniem. � Czy tak, Ogde-
nie? Ty i Montaigne.-
� Nie, Emi�y, my chcemy go powstrzyma�! I mo�emy,
je�li tylko wr�cisz tam ze mn�!
Ona �mieje si� z gorycz�.
� Powstrzyma� go? Jeste� g�upcem. Wszyscy jeste�cie
g�upcami, je�li s�dzicie, �e zdo�acie go teraz powstrzyma�.
Opanuje Kruczy Dw�r � i Otch�a� pod nim te�!
� Nie, mo�emy go pokona�!
� Sp�jrz! � Wyci�ga r�k�, gdy b�ysk pierwszej b�yska-
wicy rozja�nia noc. � Zobacz to, co ja widz�! Patrz!
Ogden wznosi oczy ku niebu, gdy g�o�ny huk gromu zda-
je si� wstrz�sa� ska�ami, na kt�rych stoj�. A tam, niczym
w teatrze cieni rzucanych na chmury przez jak�� ogromn�
latarni� magiczn�, wida� obrazy, kt�re tak przera�aj� Emi�y.
Z dziury w niebie wype�zaj� piekielne stwory, wyg�odnia�e,
o�liz�e, z�o�liwe demony pragn�ce zaw�adn�� �wiatem.
� Stan� si� nami! � wo�a Emi�y. � Te okropne, odra�a-
j�ce stwory! One stan� si� nami, a my nimi!
Ogden nie mo�e oderwa� oczu od niebosk�onu. De-
mony wylewaj� si� z dziury jak karaluchy i rozbiegaj� po
ca�ym niebie, jak okiem si�gn��. Pokryte sier�ci� i �uska-
mi � o ludzkich ko�ciach i zwierz�cej sk�rze � b�oniasto-
skrzyd�e bestie i o�mionogie potwory. Wi�kszo�� z nich to
g�upie, oci�a�e stwory, lecz w�r�d nich Ogden dostrzega
r�wnie� szyderczo u�miechni�te, przebieg�e czarty o �le-
piach skrz�cych si� z�o�liw� inteligencj�.
� Oto �wiat, jakiego pragnie � m�wi Emi�y. � Oto jego
plan.
Z oddali dobiega g�os � g�os samego Szale�ca, wo�aj�-
cego �on�.
Emi�y odwraca si� w tamt� stron� i pi�knymi niebieskimi
oczami wpatruje si� w noc. Szaleniec zn�w wo�a jej imi�.
� Oto jego plan � m�wi Emi�y, teraz ju� spokojna, gdy
obraz na niebie znika i Ogden zn�w spogl�da na ni�. � Jed-
nak nie m�j.
I nim m�odzieniec zd��y j� z�apa�, Emi�y rzuca si� z urwi-
ska i jej krzyk cichnie w ciemno�ciach.
� Emi�y! � wo�a w �lad za ni� Ogden.
� Emi�y! � wt�ruje mu Jackson Muir, w rozb�ysku b�y-
skawicy wy�aniaj�c si� z mroku i staj�c na Czarciej Skale.
Ogden zaczyna dr�e�.
� Ja... pr�bowa�em...
Szaleniec podbiega do kraw�dzi urwiska i wychyla si�.
Z do�u dolatuje ryk rozbijaj�cych si� o ska�y fal.
� Pr�bowa�em j� powstrzyma� � m�wi Ogden, trz�s�c
si� jak li��.
Szaleniec obraca si� do niego. W oczach ma gniew, ale
tak�e zgroz� i �al, ogromny �al. Mimo swej mocy nie zdo�a
jej wskrzesi� � a przynajmniej nie tak�, jaka by�a za �ycia.
Ogden z l�kiem i fascynacj� patrzy na Szale�ca, rozdziera-
nego przez straszliwy dylemat. Nagle Jackson odwraca si�
twarz� do morza i unosi r�ce nad klifem, jakby za pomoc�
czar�w chcia� wydosta� ukochan� �on� z toni. Zaraz jed-
nak opuszcza d�onie i zakrywa nimi twarz. Zapewne zdo-
�a�by wyrwa� Emi�y morzu, ale okropnie pokiereszowa-
n� � na duchu i na ciele. Mo�e jest wielkim czarodziejem
Skrzyd�a Nocy, ale wie, �e nie zdo�a wskrzesi� jej niewin-
no�ci i czysto�ci. Gorzej � nie mo�e sprawi�, aby zn�w go
pokocha�a.
I Ogden wie, �e kto� za to zap�aci.
� Pr�bowa�em � duka, cofaj�c si� przed Jacksonem. �
Pr�bowa�em j� powstrzyma�.
� I nie zdo�a�e� � prycha Szaleniec, przeszywaj�c go
wzrokiem.
Szeroko rozk�ada ramiona i wydaj e przera�liwy krzyk,
r�wnie pot�ny jak huk gromu. I burza zdaje si� cichn��,
oddawszy sw� furi� cia�u stoj�cego na skraju urwiska czar-
noksi�nika. Jackson Muir zawsze by� wysoki i postawny,
lecz teraz wydaje si� jeszcze wy�szy, jakby mierzy� nie metr
osiemdziesi�t, lecz trzy razy tyle. W przyp�ywie gniewu
b�yska bia�ymi z�bami i sypie skry z oczu.
� Zap�acisz mi za to, Ogdenie McNutt! Zap�acisz za to,
�e nie zdo�a�e� ocali� mojej �ony!
� Nie, zostaw go w spokoju � odzywa si� inny m�-
czyzna. To Montaigne wreszcie zdo�a� dotrze� na Czarci�
Ska��. � To m�j ucze�, Jacksonie. Ja go ukarz�. Zostaw go
mnie.
� �miesz rozkazywa� czarodziejowi Skrzyd�a Nocy? �
Szaleniec zdaje si� wypala� oczami dziury w mroku, gdy
przenosi wzrok na nowo przyby�ego. � Ty, Opiekun, kt�ry
ma mi tylko s�u�y�?
� I uczy� ci� � m�wi Montaigne, nie zwa�aj�c na jego
gniew. � Cz�onek Bractwa nie wykorzystuje mocy dla zemsty.
Jackson Muir �mieje si�.
� Zapomnia�e� o czym�, Montaigne. Jak nazwa� mnie
m�j brat? Renegatem? Apostat�? � Zn�w parska �mie-
chem, zwr�ciwszy przekrwione oczy na Ogdena. � Ucie-
kaj, kr�liczku! Dostarcz mi troch� rozrywki!
I Ogden ucieka. Wie, �e to na nic, ale ucieka, s�ucha-
j�c pierwotnego instynktu samozachowawczego. Biegnie
w ciemno��, oddalaj�c si� od klifu, w las. Wpada w k�uj�ce
je�yny, potyka si� o le��cy pie�, pada w b�otnist� ka�u��.
Jednak ucieka dalej, zag��biaj�c si� w g�szcz drzew i gro-
madz�ce si� cienie. Z nieba zerka na niego pos�pnie i czuj-
nie ksi�yc, okr�g�y i z�oty, pojawiaj�c si� raz po raz mi�dzy
ga��ziami.
Wreszcie Ogden przystaje, obejmuj�c pie� drzewa, ni-
czym dziecko matk�. Wie, �e to koniec, �e nie mo�na uciec
^rze^ Szale�cem � lecz mimo to w jego sercu budzi si� na-
Mo�e Montaigne go powstrzyma�? Mo�e przekona�
�eby pu�ci� Ogdena?
S�ycha� tylko szum fal bij�cych w oddali o brzeg.
^�n my�li o swojej kochanej Georgianne.
_9_
r
� �liczna ma�a, prawda?
Ten g�os mrozi mu krew w �y�ach. Ogden odwraca si�
i widzi Szale�ca, stoj�cego jakie� pot metra dalej.
� Zr�b ze mn�, co chcesz � m�wi Ogden � ale nie r�b
krzywdy Georgianne.
Jackson Muir u�miecha si�.
� Sta� w blasku ksi�yca, Ogdenie McNutt.
Ogden waha si�, ale wykonuje rozkaz. Nie ma sensu si�
opiera� czy pr�bowa� walczy�.
� Sp�jrz na ksi�yc � m�wi Szaleniec. � Popatrz na
jego tarcz�. Ujrzysz tam swoj� m�k�, m�ody g�upcze. Zoba-
czysz kar� za to, �e nie zdo�a�e� uratowa� mojej �ony.
Ogden spogl�da na l�ni�cy miesi�c. Ten nagle przybiera
czerwon� barw� � jest jak jezioro krwi po�r�d czerni nieba.
I nagle Ogden czuje sw�dzenie. Straszliwe pieczenie ca-
�ego cia�a. Spogl�da na d�onie i widzi pow�d.
W�osy � porastaj�ce ca�e jego cia�o. D�onie, r�ce, ra-
miona pod ubraniem. Dotyka swojej twarzy. Tam te� s�.
G�ste i sztywne.
Potem przychodzi b�l. Okropny, rozdzieraj�cy. Ogden
wije si� w konwulsjach. Jego szcz�ka wyd�u�a si� i zmie-
nia kszta�t. Usta rozci�gaj� si� i przekszta�caj� w zwierz�cy
pysk. Z�by staj� si� d�ugie i ostre, kalecz� j�zyk.
Ogden McNutt osuwa si� na kolana. Ju� nie mo�e usta�
na nogach. Jego �opatki wybrzuszaj� si� i rozszerzaj�. Kiedy
pr�buje krzykn��, z jego gard�a wydobywa si� nieartyku�o-
wany d�wi�k.
To wycie zwierz�cia.
A potem nie ma ju� nic. Ani b�lu, ani my�li.
Tylko ch�� ch�eptania ciep�ej krwi.
l. ZQ �UMCMt
D.
evon March podnosi kilof wysoko nad g�ow� i z �osko-
tem wali nim w mur.
� Kimkolwiek jeste� � wo�a � zaraz si� spotkamy!
W ko�cu. Odpowied�, kt�rej szuka� od miesi�cy. Kto
mieszka za t� �cian�? Kt� go wo�a, kto zdaje si� mie� klucz
do tajemnicy jego przesz�o�ci?
Kobieta, my�li Devon, s�dz�c po tonie g�osu.
Po raz pierwszy us�ysza� jej g�os, kiedy trzymano j� na
wie�y Kruczego Dworu, kiedy widywa� tam �wiat�o, kt�rego
istnieniu wszyscy inni uparcie zaprzeczali. Potem widzia�,
jak przeniesiono j� tutaj, do tego zamurowanego lochu, do
kt�rego nie wiod�y �adne drzwi. I mimo swoich niema�ych
mo�liwo�ci, pomimo magicznej mocy, kt�r� odziedziczy�
jako czarodziej Skrzyd�a Nocy, Devon dotychczas nie zdo-
�a� pokona� tego muru.
Dlatego musia� pos�u�y� si� kilofem.
Tynk z �atwo�ci� odpada pod uderzeniem. Devon po-
nownie unosi kilof nad g�ow� i uderza. Tym razem udaje
mu si�. Wybija otw�r w �cianie.
� Cofnij si� � wo�a do tego kogo� po drugiej stronie. �
Nie chc� ci zrobi� krzywdy.
Jednak kobieta milczy. Jeszcze przed chwil� szlocha�a
i wo�a�a go po imieniu. Jednak�e jej imi� pozostaje zagad-
k�, chocia� czarodziejska intuicja � kt�r� Devon nazywa
G�osem � podpowiedzia�a mu, �e on ju� je zna.
� 13 �
Ale co to za imi�?
Jeszcze raz unosi kilof nad g�ow�. Nast�pne uderzenie
powinno wybi� otw�r wystarczaj�co du�y, �eby si� przeze�
przecisn��, ewentualnie Devon poszerzy go go�ymi r�kami.
Zbiera si�y do najsilniejszego z dotychczasowych cios�w.
Jednak nie mo�e go zada�. Kilof pozostaje nieruchomy
nad jego g�ow�.
� Nie wolno ci tego robi� � s�yszy g�os. � Prosz�, pro-
sz�, przesta�!
Devon zna ten g�os. Nale�y do Bjorna Forkbearda, zarz�dcy
Kruczego Dworu, ma�ego gnoma maj�cego prawie siedemset
lat. Devon obraca si� i widzi, �e Bjorn, stoj�c na drewnianej
skrzyni, przytrzymuje kilof kr�tkimi, lecz silnymi r�kami.
� Pu��, Bjornie!
� Nie, mistrzu Devonie! Sprowadzono mnie do Krucze-
go Dworu, �ebym strzeg� tej komnaty, i b�d� jej strzeg�!
Devon poddaje si�, rozlu�niaj�c chwyt. Bjorn te� puszcza
kilof i zeskakuje ze skrzyni. Devon pozwala, by narz�dzie
z dono�nym brz�kiem upad�o na piwniczn� posadzk�.
� Zatem by�o tak, jak podejrzewa�em � m�wi De-
von. � To z tego powodu pani Crandall sprowadzi�a ci�
tutaj. Mia�e� pilnowa� tego kogo�, kogo trzyma�a na wie�y,
a potem przenios�a do podziemi!
� C� � wzrusza ramionami cz�owieczek � z tego i pa-
ru innych powod�w. Jak wiesz, Kruczy Dw�r potrzebowa�
zarz�dcy. A ja jestem bardzo dobrym kucharzem i pomy-
waczem, o czym sam mo�esz za�wiadczy�!
Bjorn usi�uje si� u�miechn��, patrz�c na Devona, ale na-
stoletni czarodziej nie odpowiada u�miechem. Kiedy Bjorn
pojawi� si� w Kruczym Dworze, wzbudzi� g��bok� nieuf-
no�� Devona. Ch�opiec nie byt pewien, po czyjej stronie
stoi gnom, czy jest dobry czy z�y. W tym domu zdarzy�o si�
zbyt wiele, �eby Devon bez wahania zaufa� komukolwiek.
�14�
Jednak w p�niejszych zmaganiach z Isobel � zbuntowan�
czarownic� z szesnastego wieku � Bjorn dowi�d� swej war-
to�ci, i teraz Devon uwa�a go za sojusznika. Wie, �e Bjorn, jak
wszystkie gnomy, jest lojalny wobec czarodziei Skrzyd�a No-
cy. Mimo to, sprzymierzeniec czy wr�g, Bjorn najwidoczniej
wci�� ma par� tajemnic, kt�re skrywa przed Devonem.
� Kto jest za tym murem, Bjornie? I dlaczego nie powi-
nienem tego wiedzie�?
Devon staje nad gnomem, kt�ry ma zaledwie metr dzie-
si�� wzrostu. Jego sk�ra jest r�owa, a w�osy bia�e i rozwi-
chrzone. Nosi kr�tk�, rozwidlon� brod�. St�d si� wzi�� jego
przydomek.
� Odpowiedz mi, Bjornie! � Devon szturcha palcem
w pier� gnoma. � Przeszli�my razem tyle, �e nie powinie-
ne� mie� przede mn� tajemnic!
Szeroka i rumiana twarz Bjorna zdradza wewn�trzn� walk�.
� Ach, przecie� ci m�wi�em, mistrzu Devonie. Mo�e
i zatrudniono mnie jako jej stra�nika, ale nigdy nie pozna-
�em jej imienia ani dziej�w.
� C� � m�wi Devon, zn�w odwracaj�c si� twarz� do
�ciany � zaraz je poznamy.
� Pani Crandall b�dzie w�ciek�a � ostrzega gnom.
Devon u�miecha si� pod nosem.
� Ju� dawno przesta�em si� obawia� gniewu pani Cran-
dall.
Czy jest to prawda czy nie, brzmi nie�le � my�li Devon.
Ma do�� s�uchania polece� pani Crandall. W ko�cu jest po-
tomkiem Sargona Wielkiego, za�o�yciela Bractwa Skrzyd�a
Nocy, i zosta� stworzony do wielkich rzeczy. Najwy�szy czas
dowiedzie� si�, do jakich � i nie pozwoli na to, �eby Aman-
da Muir Crandall nadal sta�a mu na drodze do prawdy.
Chwyta brzegi dziury w �cianie i zaczyna rozbiera� j� go-
�ymi r�kami.
�15�
Oa
^d kiedy Devon przyjecha� do Kruczego Dworu, szuka�
rozwi�zania tajemnicy swojej przesz�o�ci. Dorasta� jako syn
Teda Marcha, zwyk�ego mechanika samochodowego �
a przynajmniej tak my�la�, Jednak na �o�u �mierci ojciec wy-
zna�, �e Devon zosta� adoptowany. Ch�opiec nie us�ysza� ani
s�owa o tym, kim byli jego biologiczni rodzice, tylko dowie-
dzia� si�, �e zamieszka u rodziny, o kt�rej nigdy wcze�niej
nie s�ysza�: u Muir�w. Utrata taty � kt�ry by� najlepszym
ojcem, jakiego ka�dy dzieciak m�g�by sobie �yczy� � by-
�a dostatecznie ci�kim ciosem, a konieczno�� porzucenia
domu, szko�y i przyjaci� jeszcze bardziej przygn�bi�a De-
vona. Kilka dni po pogrzebie adwokat ojca wsadzi� ch�opca
do autobusu i wyprawi� do smaganego wiatrami miasteczka
na skalistym wybrze�u Rhode Island. Do miejsca zwanego
Bied�. Przybywszy tam w szalej�cej burzy, Devon szybko
zrozumia�, czemu miejscowo�� zawdzi�cza t� nazw�.
Od tego czasu Devon mieszka� w tajemniczym mrocz-
nym domu na skraju klifu i stopniowo odkrywa�, kim jest
i co potrafi. Gdy� Devon nigdy nie by� zwyczajnym ch�op-
cem. Od dziecka posiada� niezwyk�e umiej�tno�ci: na przy-
k�ad potrafi� si�� woli unie�� psa w powietrze albo obr�ci�
wszystkie �awki w klasie. Ojciec nigdy nie wyja�ni�, dlacze-
go Devon ma tak� moc, tylko ostrzeg� go, �e wolno mu jej
u�y� wy��cznie w szlachetnych celach. Nie wyja�ni� r�w-
nie� obecno�ci demon�w � tych obrzydliwych, odra�a-
j�cych bestii, kt�re mieszka�y w szafie i pr�bowa�y czasem
wci�gn�� go w cuchn�c� czelu��, zwan� Otch�ani�. �Jeste�
silniejszy od nich � zawsze powtarza� mu ojciec. � Pami�-
taj o tym, Devonie. Jeste� silniejszy".
Taak, jestem silniejszy, na pewno, my�li teraz Devon.
Dowiod�em tego. Bytem w Otch�ani i wydosta�em si� z niej.
Niewielu ludzi, nawet z Bractwa Skrzyd�a Nocy, mog�o si�
tym poszczyci�.
16�
Wiadomo�� o tym, �e jest czarodziejem Skrzyd�a Nocy,
by�a najwi�ksz� sensacj� w czternastoletnim �yciu Devona.
Odkry�, �e jego ojciec wcale nie by� zwyk�ym mechanikiem
samochodowym, lecz wiekowym Opiekunem, kt�ry wy-
chowa� i wyuczy� wiele pokole� czarodziei. Dlaczego wi�c
nie wyjawi� Devonowi prawdy o jego dziedzictwie?
Ch�opiec by� zmuszony odkry� j� samodzielnie, z pomoc�
Rolfea Montaignea � zaprzysi�g�ego wroga rodziny Mui-
r�w, kt�ry by� synem Opiekuna i ca�y czas stara� si� znale��
w odziedziczonych po ojcu ksi�gach odpowied� na pytanie,
dlaczego Ted March pos�a� Devona do Kruczego Dworu.
Jednak Devon podejrzewa, �e odpowied� na to pytanie nie
znajduje si� w �adnej ksi��ce, tylko tutaj, za tym murem.
Devonie, kobiecy g�os wzywa� go, wiele razy. Czy to ty?
Wreszcie mnie znalaz�e�!
� Hej! � wo�a przez dziur� w �cianie, a� jego g�os odbija
si� echem. � Wchodz� tam. Poka� si�! Gdzie jeste�?
� Uwa�aj, m�j m�ody mistrzu � przestrzega stoj�cy za
jego plecami Bjorn.
Devon nabiera tchu. Po drugiej stronie jest ciemno. I ci-
cho. Jakby nikogo tam nie by�o, nigdy.
� Nie milcz teraz! � wo�a ponownie Devon. � Po tylu
miesi�cach szloch�w i nawo�ywa�.
Przek�ada nog� przez otw�r w �cianie i przeciska si� na
drug� stron�.
S�aby blask �wiecy s�cz�cy si� przez dziur� nie wystar-
cza, by rozproszy� zalegaj�cy tam mrok. Devon podnosi
praw� r�k� i pstryka palcami. Natychmiast na jego d�oni
pojawia si� jasna kula bia�ego �wiat�a. Ch�opiec u�miecha
si�. Zawsze jest rad, kiedy udaje mu si� wykorzysta� ma-
giczne umiej�tno�ci. Devon musi przyzna�, �e fajnie jest
"posiada� moc, kt�ra kiedy� wydawa�a si� tak niezrozumia�a
i nieprzewidywalna.
�17�
Rozgl�da si�. Kula �wiat�a w jego d�oni pozwala mu dobrze
przyjrze� si� otoczeniu. Jest tam ��ko, w kt�rym niedawno
kto� spa�, oraz stolik, na kt�rym stoi taca z brudnymi naczy-
niami. Devon przygl�da si� im: miska z niedojedzon� zup�,
p�aski talerz zokruchami chleba. A obok nich oprawiona
w sk�r� ksi��ka. Chwyciwszy j� i podni�s�szy do �wiat�a, De-
von spogl�da na ok�adk�. Modlitwy i pie�ni �a�obne. Otwiera
ksi��k� i na pierwszej stronie widzi s�owa napisane wybla-
k�ym niebieskim inkaustem: Emily Day Muir.
� Emily Muir? � g�o�no pyta Devon. Od kiedy przyje-
cha� do Kruczego Dworu, kilkakrotnie widzia� smutnego
ducha Emily Muir, kt�ry od ponad trzydziestu lat straszy
w tym wielkim domu. Kto mia�by teraz korzysta� z jej mo-
dlitewnika � i dlaczego?
Devon odwraca si� i spogl�da na otw�r w �cianie. Bjorn
patrzy na niego zaniepokojonymi niebieskimi oczami.
� Kogo� tutaj wi�ziono � m�wi Devon. � Kogo, panie
Klawiszu? I dlaczego ta kobieta mia�a modlitewnik Emily
Muir?
� M�wi�em ci, Devonie. Nie znam jej imienia.
� A gdzie ona jest teraz? Jak si� st�d wydosta�a?
Gnom odsuwa si� od dziury, za�amuj�c r�ce.
Devon ponownie si� rozgl�da. Zauwa�a szaf� z otwar-
tymi drzwiami. W �rodku wisz�ce na wieszakach ubrania.
P�aszcze. I d�ugie suknie.
� To nieludzkie � mruczy. � Trzyma� kogo� w takim
lochu.
Jednak jej ju� tu nie ma. Najwyra�niej mo�na tu wej�� �
i wyj�� � inn� drog�.
� Jak podawa�e� jej jedzenie? � rzuca Devon przez rami�.
Bjorn nie odpowiada. Najwidoczniej nie mo�e si� zdecy-
dowa�, czy ma by� lojalny wobec Devona, czy s�ucha� pani
Crandall.
l8
Nagle ch�opiec dostrzega co� w k�cie komnaty. Jaki� cie�.
Zarys czego�.
Podchodzi tam, wysoko trzymaj�c �wietln� kul�.
To drzwi. Ruchoma p�yta maskuj�ca przej�cie do nast�p-
nej komnaty.
Przesuwa p�yt� najdalej jak si� da, po czym wk�ada g�ow�
w otw�r, �eby si� rozejrze�. Za drzwiami zalega nieprzenik-
niony mrok. Devon jeszcze wy�ej unosi kul� �wiat�a.
I nagle w jej blasku widzi twarz, tu� przed swoim nosem.
To twarz rozczochranej kobiety o b��dnym spojrzeniu,
bezg�o�nie �miej�cej si� z niego.
� Och! � sapie Devon, cofaj�c si� o krok.
Teraz s�yszy jej �miech. Kobieta wydaje si� niesamowi-
cie rozbawiona tym, �e Devon j� znalaz�, jakby bawili si�
w chowanego. Chichocze histerycznie, po czym nagle od-
wraca si� i umyka w ciemno��.
Devon otrz�sa si� z zaskoczenia i o�wietlaj�c sobie drog�,
pod��a za ni�. Zauwa�a, �e zamaskowane drzwi nie prowa-
dz� do nast�pnej komnaty, lecz na schody, i dostrzega stopy
wchodz�cej po nich kobiety. Jej kroki cichn� w oddali, gdy
ucieka w g��b domu.
� Nie id� za ni� � rozlega si� g�os Bjorna.
Devon ogl�da si�. Zaniepokojony gnom wychyla si� z dziu-
ry w �cianie.
� S�dzisz, �e zaszed�em tak daleko po to, �eby teraz po-
zwoli� jej uciec? Bjornie, ta kobieta zna moje imi�! Na pew-
no wie, kim jestem!
� Jest szalona � ostrzega go Bjorn. � Chora umys�owo.
Wida� to po jej oczach.
To prawda. Ta twarz... Devon nie potrafi�by orzec, czy
nale�a�a do dwudziestoletniej czy dziewi��dziesi�ciolet-
niej kobiety. D�ugie bia�e w�osy, blada sk�ra, wytrzeszczone
oczy i ten op�ta�czy �miech...
�19�
Jednak czarodziejska intuicja podpowiada mu, �e powi-
nien i�� za ni�. Mo�e to niebezpieczne, ale da sobie rad�.
� Pani Crandall b�dzie w�ciek�a � ponownie ostrzega
go Bjorn.
� Je�eli martwisz si� o swoj� posad�, Bjornie, to nie mo-
g� ci pom�c. � Devon spogl�da na ukryte schody, wiod�ce
w g��b wielkiego domu. � Po prostu musz� to zrobi�.
� Och, tylko b�d� ostro�ny, m�j m�ody przyjacielu �
martwi si� Bjorn, bliski �ez.
� Pos�uchaj � m�wi Devon. � W ci�gu kilku ostatnich
miesi�cy poradzi�em sobie z dwojgiem zbuntowanych cza-
rodziei Skrzyd�a Nocy i hord� demon�w r�nych odmian
i rozmiar�w. Poradz� sobie z jedn� ob��kan� dam�.
Jednak ta dama zdaje si� wiedzie� co�, czego nie wiedzia�
�aden z tamtych.
Wie, kim jest Devon i sk�d pochodzi.
Owszem, poradz� sobie z ni�, my�li Devon, tylko czy
uporam si� z tym, co ona wie?
Intuicja podpowiada mu, �e to, czego za chwil� si� dowie,
zmieni jego �ycie.
Wysoko trzymaj�c w r�ku kul� �wiat�a, Devon zaczyna
wchodzi� po schodach.
�najduje si� w g��bi mur�w Kruczego Dworu.
U�wiadamia to sobie, id�c po schodach. W�skie, kr�te
przej�cie, tak ciasne, �e niemal ociera si� ramionami o �cia-
ny. Po chwili pojmuje, �e nie�atwo b�dzie odnale�� t� ko-
biet�. Schody cz�sto rozwidlaj� si�, prowadz�c do r�nych
cz�ci wielkiego domu. Devon jest pewien, �e znajduje si�
ju� na pierwszym pi�trze, poniewa� od co najmniej dzie-
si�ciu minut wci�� szed� w g�r�. Poszukiwana mog�a ju�
�20�
z dziesi�� razy wybra� inn� drog�. Zgubi� j� w tym labiryn-
cie korytarzy. Jak zdo�a j� odnale��?
Wyobra�a sobie ten dom, stoj�cy na szczycie wzg�rza,
z oknami z jednej strony wychodz�cymi na morze, a z dru-
giej na miasteczko. To niesamowity stary dw�r, pewnie,
ale te� bardzo majestatyczny: marmurowe posadzki, bel-
kowanie z l�ni�cego czarnego drzewa i witra�owe okna
z kryszta�owymi szybami. Kiedy Devon przyby� do Krucze-
go Dworu, by� oczarowany wszystkimi tymi drobiazgami,
kt�re pani Crandall nazywa�a rodzinnymi �pami�tkami"
Zbroje rycerskie, kryszta�owe kule, spreparowane ludzkie
g�owy... P�niej dowiedzia� si�, �e by�y to pami�tki zgroma-
dzone przez rodzin� Muir�w w trakcie wielu lat praktyko-
wania magii.
Jednak najbardziej zdumiewaj�ce byty kruki � ci czarno-
ocy sprzymierze�cy czarodziej�w Skrzyd�a Nocy, od dawna
gnie�d��cy si� na dachach starego dworu, kt�rzy znikn�li,
kiedy Muirowie wyrzekli si� swych czarodziejskich umie-
j�tno�ci. Dosz�o do tego po straszliwej tragedii � zwanej
przez Muir�w �kataklizmem" � w wyniku kt�rej ojciec
pani Crandall zgin�� w Otch�ani pod Kruczym Dworem.
W�wczas to postanowiono zerwa� wieloletnie wi�zi z Brac-
twem Skrzyd�a Nocy. Gdy to si� sta�o, jeszcze tej samej no-
cy kruki odlecia�y w g�stniej�cy mrok i powszechnie uwa-
�ano, �e ju� nigdy nie powr�c�.
A jednak wr�ci�y. Kruki zn�w tu by�y. Ca�ym stadem ob-
siad�y wielki dom, zajmuj�c swoje dawne honorowe miej-
sce, gdy w Kruczym Dworze zamieszka� Devon March, ma-
j�cy niezwykle silne magiczne zdolno�ci.
Pani Crandall nie by�a z tego zadowolona. Devon nieraz
widzia�, jak ze z�o�ci� przegania�a ptaki z tarasu. Jednak
wiedzia�a, �e dop�ki w Kruczym Dworze b�dzie mieszka�
czarodziej Skrzyd�a Nocy, kruki tu pozostan�.
�21�
I dobrze, gdy� niedawno kruki obroni�y Devona przed
atakiem demon�w. Ch�opiec bardzo polubi� te czarne ptaki
o b�yszcz�cych czarnych �lepiach. Nale�a�y do niego: by�y
cz�ci� tego, kim by� i sk�d pochodzi�.
Gdyby tylko umia�y m�wi�.
Bo chocia� podczas tego kilkumiesi�cznego pobytu w Kru-
czym Dworze Devon wiele si� nauczy�, nadal nie znalaz�
odpowiedzi na najwa�niejsze pytania. Je�li Ted March nie
by� jego biologicznym ojcem, to kto nim by�? Kim by�a jego
matka? Czy oboje nale�eli do Bractwa? Co si� z nimi sta�o?
Dlaczego oddali Devona na wychowanie Tedowi Marcho-
wi? I dlaczego tato, na �o�u �mierci, wys�a� go do Kruczego
Dworu? Co ��czy ten dom z przesz�o�ci� Devona?
Ona to wie, podpowiada mu intuicja. Ta kobieta, kt�ra
teraz �cigam... ona wie. Ona wie, kim jestem.
Devon przystaje i nas�uchuje. Wydaje mu si�, �e s�y-
szy jaki� d�wi�k, szmer st�p. Nie jest tego pewien. S�ucha
uwa�nie, jak m�g�by s�ucha� sam Sargon Wielki � nie tylko
nastawiaj�c uszu, ale u�ywaj�c wszystkich zmys��w. Czaro-
dziej Skrzyd�a Nocy potrafi wykorzysta� ka�dy, nawet naj-
s�abszy �lad. Czy w ten spos�b zdo�a j� znale��? Mo�e po
zapachu?
Jednak udaje mu si� wyczu� tylko zapach perfum Ceci�y.
To dziewczyna, w kt�rej jest zakochany. Pr�buje zignoro-
wa� jej zapach, ale nie mo�e. Ta wo� nie pozwala mu wy-
tropi� uciekinierki. I Devon wie dlaczego. Chocia� czasem
czuje si� przez to jak g�upiec, Ceci�y go osza�amia. Fascy-
nuje. Czasami potrafi my�le� tylko o niej. Ceci�y jest nie
tylko �liczna, ale r�wnie� silna, m�dra i zr�czna. No i jest
c�rk� pani Crandall. A pani tego domu nie jest zachwycona
rozkwitaj�cym romansem Ceci�y i Devona. Mo�e po prostu
nie chce, by c�rka odzyska�a dziedzictwo Skrzyd�a Nocy,
kt�rego pozbawiono j�, zanim przysz�a na �wiat. W rzeczy
�22�
samej, gdyby to zale�a�o od pani Crandall, Devon tak�e
musia�by zrezygnowa� ze swoich magicznych umiej�tno-
�ci � tak bardzo pani Crandall si� obawia, �e korzystaj�c
z nich, zn�w sprowadzi na ten �wiat Szale�ca.
Szale�ca, kt�ry zabi� jej ojca w Otch�ani.
Devon musi przyzna�, �e jej obawy s� uzasadnione. Sza-
leniec ju� raz wr�ci�, wi�c kto mo�e powiedzie�, �e nigdy
wi�cej tego nie zrobi? A jednak Devon pokona� go � on,
Devon, czarodziej nowicjusz, wykopa� Jacksona z powro-
tem do Otch�ani. I zn�w mog� tego dokona�, my�li z du-
m� � chocia� jednak wola�by by� do tego zmuszony.
Nigdy nie zapomni, jak schodzi� w ciemn� Otch�a�. Ani
towarzysz�cej temu udr�ki i rozpaczy � nie wspominaj�c
o zapachu �mierci. Demony atakowa�y go, po�era�y �yw-
cem, opanowa�y my�li. Jednak musia� tam zej��, gdy� Szale-
niec porwa� ma�ego Alexandra i tylko Devon � jako jedyny
pozosta�y w Kruczym Dworze czarodziej Skrzyd�a Nocy �
m�g� uratowa� ch�opca.
Od tego czasu Alexander, kt�ry w�a�nie sko�czy� dzie-
wi�� lat, zaprzyja�ni� si� z Devonem. Pomimo wszystkich
tych koszmar�w, z jakimi zetkn�� si� w Kruczym Dworze,
Devon wci�� czu� si� tu jak w domu. Mia� Ceci�y, Alexan-
dra i szkolnych przyjaci�: D. J., Marcusa, An�. I oczywi�cie
Rolfe'a Montaigne'a, kt�ry m�g� pom�c mu odkry� tajem-
nice jego przesz�o�ci.
Jednak znalezienie Ob��kanej Damy mog�o przynie��
nawet wi�cej ni� poszukiwania Rolfe'a. Devon odizolowuje
zapach perfum Ceci�y i stara si� skupi�. Gdzie ona si� po-
dzia�a? Gdzie jest Ob��kana Dama?
S�yszy co�. Tym razem to z pewno�ci� odg�os krok�w.
Odwraca si� i dostrzega zbli�aj�c� si� posta�. Unosi kul�
�wiat�a, �eby lepiej si� jej przyjrze�.
To wcale nie kobieta. To m�czyzna.
�23�
Jest przezroczysty � �wiat�o po prostu przechodzi przez
niego.
� Kim jeste�? � pyta Devon.
M�czyzna nie odpowiada. Devon widzia� w tym domu
dosy� duch�w, by rozpozna� jeszcze jednego. Nie jest tylko
pewien, czyj to duch: zapewne jakiego� Muira, jednak nie
widzia� tej twarzy na �adnym z portret�w przodk�w, wisz�-
cych na �cianach salonu. Ten m�czyzna jest m�ody, zaled-
wie kilka lat starszy od Devona. Mo�e mie� osiemna�cie lub
dziewi�tna�cie lat, a z pewno�ci� nie wi�cej ni� dwadzie-
�cia. Jest ubrany w d�insy oraz bawe�nian� koszulk� i ma
�redniej d�ugo�ci w�osy z r�wno obci�t� grzywk� �jak je-
den z Beatles�w, my�li Devon, przypominaj�c sobie ok�adki
starych p�yt ojca.
� Kim jeste�? � pyta ponownie.
Nie boi si� duch�w. W tym domu widzia� znacznie bar-
dziej przera�aj�ce rzeczy. Mimo to ten go niepokoi. Po
prostu stoi i patrzy na Devona. Przypomina mu kogo�, ale
trudno powiedzie� kogo.
� Dlaczego nic nie m�wisz? � zaczyna si� niecierpliwi�
Devon. � Tak sobie spacerujesz przez �ciany czy te� poka-
za�e� mi si� z jakiego� konkretnego powodu?
� Ksi�yc jest w pe�ni � w ko�cu m�wi duch. Ma an-
gielski akcent.
� Hmm, tak, chyba masz racj�. � Devon zastanawia si�
nad tym. Wcze�niej szala�a burza, ale pami�ta, �e spojrza�
przez okno, zanim si� zacz�a. � Tak � m�wi. � Rzeczy-
wi�cie jest pe�nia. Czy to ma jakie� szczeg�lne znaczenie?
Duch nagle podnosi i opuszcza praw� r�k�, raz po raz,
przed nosem Devona. Jakby dawa� mu jaki� znak.
� Co robisz? � pyta Devon. � Zr�b to jeszcze raz. Jest
ciemno i nie widz�...
Jednak duch ju� znik�.
�24�
Co to za znak nakre�li� w powietrzu? I co ma z tym wsp�l-
nego pe�nia?
Nagle Devon czuje czyj�� d�o� na swoim ramieniu.
Odwraca si� � i wrzeszczy na widok rozk�adaj�cej si�,
trupiej twarzy.
"7
^�Jbyt d�ugo otrz�sa si� z zaskoczenia � zbyt wiele sekund
mija, zanim opanowuje szale�cze bicie serca. Wie, jak bar-
dzo rozczarowany jego reakcj� by�by Sargon Wielki. Stary
mag ju� kiedy� podda� Devona pr�bie i spodziewa� si� cze-
go� lepszego po swoim potomku w setnym pokoleniu. Nie-
wa�ne, �e Devon nie cofn�� si� nawet o krok. Czarodziej
Skrzyd�a Nocy nigdy nie powinien da� si� zaskoczy�. Jed-
nak on ma dopiero czterna�cie lat i gnij�ce zw�oki s� jego
s�abym punktem. Woli ju� duchy, demony lub zombi.
Jednak po trzydziestu sekundach (czyli dwadzie�cia dzie-
wi�� sekund p�niej ni� powinien) udaje mu si� skupi� na
tym, co widzi, i zauwa�y�, �e to wcale nie trup. To kobieta,
kt�rej szuka. Sp�ata�a mu figla. Teraz stoi jaki� metr od nie-
go, histerycznie za�miewaj�c si� z jego reakcji.
� Devon! � Op�ta�czy �miech, oznaka zaburze� umy-
s�owych. � Przestraszy�am Devona!
� Tak � mruczy ch�opiec. � I nigdy wi�cej ci si� to nie
uda!
� Teraz ty mnie przestrasz! � wo�a kobieta, wytrzesz-
czaj�c oczy i wymachuj�c r�kami.
� Jak to zrobi�a�? Jak przybra�a� posta� trupa?
Ona tylko chichocze.
� Jak si� nazywasz? � pyta Devon. � Znasz moje imi�,
wi�c wyjaw mi swoje.
� Tylko je�li mnie z�apiesz! � m�wi Ob��kana Dama
i ze �miechem zn�w umyka korytarzem w ciemno��.
�25�
Devon p�dzi za ni�. Zastanawia si�, czy u�y� czar�w, �e-
by j� schwyta�. Mo�e m�g�by wyci�gn�� r�k� i wyd�u�y�
j� tak, �eby z�apa� uciekaj�c� za kark. Albo zmieni� swoj�
d�o� w rodzaj magnesu, kt�ry przyci�gn��by kobiet� z po-
wrotem. Czy potrafi�by to zrobi�? Czy powinien spr�bowa�?
Przecie� dopiero uczy si� wykorzystywa� swoj� moc. Na-
uczy� si� robi� niekt�re rzeczy sam� si�� woli: na przyk�ad
stawa� si� niewidzialnym albo znika� i pojawia� si� gdzie
indziej. To by�aby nowa sztuczka. Wybiera t� z magnesem
i koncentruje si�, ale w tym momencie czuje gor�co. Ten �ar
sygnalizuje, �e w pobli�u s� demony lub inny czarodziej.
Devon przerywa po�cig. Je�li demony zn�w grasuj�...
Jednak intuicja podpowiada mu, �e nie. �ar, kt�ry poczu�
na policzkach, oznacza obecno�� innego czarodzieja. Tak
wi�c ta kobieta, kt�rej �miech odbija si� echem w ciemnych
i kr�tych korytarzach, te� jest czarodziejk�!
� Poka� si�! � rozkazuje niespodziewanie Devon.
Z mroku przed nim wy�ania si� kobieca posta�. Trzyma
w d�oni tak� sam� kul� �wiat�a, jak� ma Devon.
� Tyle lat � m�wi Ob��kana Dama, teraz zupe�nie przy-
tomnie. � Tyle lat... Zapomnia�am o zaletach magii...
� Kim jeste�?
Kobieta u�miecha si� do Devona.
� Naprawd� nie wiesz, prawda?
� Nie, ale ty najwyra�niej du�o wiesz o mnie. Znasz mo-
j� przesz�o��.
Jej oczy l�ni� w blasku �wietlnej kuli.
� Twoja przesz�o��... Przyby�e� do Kruczego Dworu, �e-
by j� pozna�, Devonie?
� Chc� pozna� tajemnic� mojej przesz�o�ci � m�wi
ch�opiec. � Dowiedzie� si�, kim by� m�j ojciec. I moja
matka.
Ona zn�w si� u�miecha, niemal czule.
�26�
� To dla ciebie takie wa�ne?
� Oczywi�cie, �e tak. Powinienem to wiedzie�!
Kiedy pochodzi do niego, wydaje si� niemal zdrowa na
umy�le. D�ugie bia�e w�osy okalaj� jej twarz, ale Devon nie
potrafi zgadn��, ile ona ma lat. Dwadzie�cia? Czterdzie�ci?
Osiemdziesi�t? Oczy ma ciemne, ale sk�r� blad� i bia�� �
g�adk� jak u niemowl�cia, ale such� jak stary pergamin.
� I mieszkaj�c w Kruczym Dworze, niczego si� nie do-
wiedzia�e�, zupe�nie niczego? � pyta Ob��kana Dama, sto-
j�c teraz tu� przed nim.
Devon nie rusza si�, nie chc�c jej sp�oszy�.
� Dowiedzia�em si� paru rzeczy, ale nie wszystkiego �
m�wi, wytrzymuj�c jej spojrzenie. � Nie pozna�em imion
moich rodzic�w ani ich zwi�zku z Kruczym Dworem.
� Twoich rodzic�w? � Kobieta zdaje si� rozwa�a� jego
s�owa. � Chcesz pozna� imiona swoich rodzic�w?
� Tak. Ile razy mam ci to powtarza�? Chc� wiedzie�,
kim byli m�j ojciec i moja matka.
Ob��kana Dama zn�w wybucha �miechem, cichym i szy-
derczym.
� Twoja matka... ale� ona zawsze by�a tutaj, Devonie,
przez ca�y czas!
Ch�opiec wytrzeszcza oczy.
� Co chcesz przez to powiedzie�?
� Ca�y czas � powtarza kobieta.
� Chyba nie m�wisz o... � be�kocze Devon, gdy w jego
m�zgu formuje si� nowa my�l. � Nie ona...
Tajemnicza czarodziejka tylko chichocze.
� Chyba nie m�wisz o... pani Crandall?!� pyta De-
von chrapliwym g�osem.
Ob��kana Dama klaszcze w d�onie i parska odra�aj�cym
�miechem, uradowana wyjawieniem mrocznego sekretu
Kruczego Dworu.
�27�
2. 'Be-Shd
^eyon stoi jak skamienia�y. Nie jest w stanie wydoby�
z siebie g�osu ani zebra� my�li.
Nic nie m�wi i nie reaguje, gdy Ob��kana Dama umyka
w g��b korytarza, w ciemno��.
� Nie � m�wi w ko�cu ch�opiec.
To niemo�liwe.
Nie pani Crandall...
Nagle s�yszy jaki� d�wi�k. Zgrzyt. �ciana za nim zaczyna
si� przesuwa�. Ukryte drzwi. Devon, jak przysta�o czaro-
dziejowi, szykuje si� do odparcia ataku.
Jednak to Ceci�y.
� Devonie � m�wi, marszcz�c brwi i przypatruj�c mu
si� w ciemno�ci. � Co robisz w �cianie mojej sypialni?
Zza jej plec�w s�czy si� �agodna po�wiata nocnej lampki.
Ch�opiec tylko patrzy na dziewczyn�, nie mog�c wykrztu-
si� s�owa.
� Us�ysza�am jakie� g�osy � m�wi Ceci�y. � Obudzi�y
mnie. � Spogl�da na zamaskowane drzwi. � Nie u�ywa-
�am ich, od kiedy bawi�am si� tutaj jako ma�a dziewczyn-
ka. � Zn�w spogl�da na Devona i marszczy brwi. � Nie
odpowiedzia�e� mi na pytanie, co ty tu robisz.
On wci�� nie znajduje s��w.
� Co si� z tob� dzieje?
Ceci�y bierze go za r�k� i prowadzi do swojego pokoju.
Devon idzie za ni� jak automat. Dziewczyna zamyka drzwi
� 28 �
i odwraca si� twarz� do niego, zak�adaj�c r�ce na piersi.
W �agodnym blasku lampki i z rudymi w�osami rozpusz-
czonymi na ramiona wygl�da naprawd� �licznie. Ma na so-
bie koszul� nocn� z r�owej flaneli.
� Och, rozumiem � m�wi z u�miechem. � Chcia�e�
odwiedzi� mnie po kryjomu. Tak �eby mama nie wiedzia�a.
Och, Devonie...
Wyci�ga do niego r�ce, ale on cofa si�.
� Nie! � wo�a.
Ona robi zdziwion� min�.
� Co ci si� sta�o?
� Nic. A raczej bardzo du�o. To znaczy...
Zakrywa twarz r�kami i odwraca si� od niej.
� Co si� sta�o, Devonie? Powiedz mi.
Odrywa d�onie od twarzy i patrzy jej w oczy.
� Nie mo�emy... nie mo�emy by�... no wiesz, nie mo�e-
my... nie mo�emy si� ju� widywa�, Ceci�y!
�Co?
� Dosta�em si� za ten mur w piwnicy � m�wi Devon. �
Spotka�em t� kobiet�, kt�rej g�os s�yszeli�my. Mia�em racj�.
Ona wiedzia�a, kim jestem!
� Spotka�e� t� szlochaj�c� kobiet�? � W oczach Ceci�y
zapala si� b�ysk zaciekawienia. � T�, kt�rej p�acz s�ysz� od
dziecka? Kim ona jest?
� Nie wiem. Jednak to teraz nie ma znaczenia.
� Nie ma znaczenia? Oczywi�cie, �e ma znaczenie, De-
vonie. Matka zawsze zaprzecza�a jej istnieniu. Twierdzi�a,
�e to duch. Je�li ona naprawd� istnieje...
� Nie s�ysza�a�, Ceci�y? Ona wiedzia�a, kim jestem! Tyl-
ko to ma znaczenie!
� Och � m�wi cicho Ceci�y. Spogl�da na Devona i w jej
oczach nagle pojawia si� l�k. � Co ci powiedzia�a?
� Powiedzia�a, �e... �e moj� matk� jest... � Nie mo�e te-
�2Q�
go wykrztusi�. Wydusza z siebie s�owa. � Moj� matk� jest
twoja matka!
Ceci�y zakrywa d�oni� usta.
� Nie mog� si� z tob� spotyka�, Ceci�y. Jeste�... jeste�
moj� siostr�.
Te s�owa pal� mu wargi. Jest mu niedobrze.
� Niemo�liwe � m�wi Ceci�y, z przera�eniem patrz�c
mu w oczy.
� Tak mi powiedzia�a � m�wi Devon.
Ceci�y nagle �apie go za ramiona.
� Jeste� pewien? Czy dok�adnie tak powiedzia�a? Jeste�
zupe�nie pewien?
� Tak! Powiedzia�a, �e moja matka by�a tu ca�y czas,
a kiedy zapyta�em, czy m�wi o pani Crandall...
� Co odpowiedzia�a, Devonie? Co wtedy powiedzia�a?
� Roze�mia�a si� � m�wi Devon.
� Zatem nie potwierdzi�a tego. Tak naprawd� nie po-
wiedzia�a, �e moja mama jest te� twoj� mam�.
� Ale w�a�nie to mia�a na my�li.
� Tego nie mo�esz by� pewien � m�wi Ceci�y, ogarnia-
j�c sytuacj�.
� Daj spok�j, Cess. Ju� wcze�niej podejrzewa�em, �e
twoja matka jest te� moj� matk�!
� Tak � odpowiada Ceci�y. � I zawsze dochodzi�e� do
wniosku, �e to �mieszne. No wiesz, Devonie, popatrz na
nas. Wcale nie jeste�my podobni!
To prawda: Ceci�y ma jasn� cer�, zielone oczy i rude w�o-
sy, a Devon ma �niad� sk�r�, piwne oczy i w�osy tak ciem-
ne, �e prawie czarne.
� R�ni ojcowie � kontruje Devon. � Mieli�my r�nych
ojc�w.
� Przecie� jeste�my w tym samym wieku. Ty urodzi�e�
si� w marcu, a ja w sierpniu. Przepraszam, ale to za ma�o
__g0�
czasu, �eby mama mog�a urodzi� najpierw ciebie, a potem
mnie. Je�li nie wierzysz, to zajrzyj do podr�cznika biologii.
Devon na to te� ma odpowied�.
� A sk�d wiadomo, �e nie mam ju� pi�tnastu lat? � py-
ta. � Mog� by� starszy od ciebie, Ceci�y. Pami�taj, �e nie
ma mojej metryki. Twoja mama mog�a urodzi� mnie rok
wcze�niej ni� ciebie i odda� na wychowanie Tedowi Mar-
chowi, kt�ry z jakiego� powodu postanowi� mi powiedzie�,
�e jestem o rok m�odszy ni� w rzeczywisto�ci.
Dziewczyna prycha.
� Teraz wygadujesz g�upstwa. Nie chc� tego s�ucha�.
A poza tym kim ona jest, ta zwariowana szlochaj�ca baba?
Dlaczego mieliby�my jej wierzy�? Dop�ki nie dowiem si�,
kim ona jest, nie uwierz� w ani jedno jej s�owo.
Devon musi przyzna�, �e Ceci�y ma troch� racji.
� Musz� tam wr�ci� i znale�� j�...
� A co ci podpowiada twoja czarodziejska intuicja? �
pyta Ceci�y. � Powinna ci powiedzie�, czy to prawda czy
nie.
� No w�a�nie � m�wi Devon, czuj�c ssanie w do�ku. �
Podpowiada mi, �e to prawda.
Ceci�y nie przyjmuje tego do wiadomo�ci.
� No c�, ja te� mam intuicj�. Nie wiem, czy to pozosta-
�o�� rodzinnych magicznych umiej�tno�ci, ale jest r�wnie
dobra jak twoja, Devonie. I ona podpowiada mi, �e nie je-
ste�my bratem i siostr�.
� Mimo wszystko � m�wi Devon, �ami�c sobie serce. �
Nie mog� ryzykowa�.
Ona spogl�da na niego.
� Co chcesz przez to powiedzie�?
~ To samo co przedtem, Ceci�y. Nie mo�emy by� razem.
Nie tak jak dotychczas. Dop�ki nie b�d� mia� pewno�ci...
~ Zrywasz ze mn�, Devonie March?
� 31 �
Czuje si� gorzej ni� kiedykolwiek wcze�niej. Jeszcze go-
rzej, je�li to mo�liwe, ni� w dniu, kiedy umar� tato.
� Tak � m�wi z trudem. � Chyba tak.
Ceci�y chwyta poduszk� i rzuca ni� w niego.
� A wi�c wyno� si� z mojego pokoju! Nie powiniene� tu
by�! Wyno� si�!
Wychodzi.
Kiedy kto� szuka odpowiedzi, m�wi mu G�os � Sargo-
na? taty? pod�wiadomo�ci? � powinien by� na nieprzygo-
towany.
Devon nie mo�e zasn��. Jak�eby m�g�? Le�y, gapi�c si�
w sufit.
Moja matka jest pani Crandall. Kobieta, kt�ra tak mato
obchodz�, �e kiedy zaatakowa�y mnie demony, ledwie mru-
gn�a okiem. Kobieta, kt�ra usi�owa�a mnie zmusi�, �ebym
zapomnia� o mojej przesz�o�ci i wyrzek� si� mojej mocy. Ko-
bieta, kt�ra ma przede mn� sekrety, na ka�dym kroku ok�a-
muje mnie i straszy.
To ma by� matka, kt�rej szuka� ca�e �ycie? Ta... ogrzyca?
Nie chce nawet zastanawia� si� nad burz� szalej�cych
w nim uczu�. A najgorsze jest to, �e straci� Ceci�y.
Ca�owa�em si� z ni�. Z moja siostra.
Pr�buje zepchn�� to w niepami��. Zn�w czuje t� mdl�c�
pustk� w brzuchu.
Musi przesta� my�le� o Ceci�y i pani Crandall, a zamiast
tego skupi� si� na tej tajemniczej kobiecie, kt�ra kr��y
w �cianach dworu. S�yszy dzi�ki swoim magicznym umie-
j�tno�ciom, jak przebiega z komnaty do komnaty i z pi�tra
na pi�tro. Kim ona jest? Dlaczego pani Crandall � jego
matka! � trzyma j� pod kluczem?
S�yszy jaki� d�wi�k dolatuj�cy spoza domu. To pozwa-
la mu oderwa� si� od tych rozwa�a� i skupi� na tera�niej-
szo�ci. Le��c w ciemno�ci, zn�w s�yszy ten d�wi�k: d�ugie,
�32�
przeci�g�e wycie jakiego� zwierz�cia. To przejaw potwor-
nego b�lu.
Devon odrzuca ko�dr� i wstaje. I tak nie zdo�a�by zasn��.
Pospiesznie podchodzi do okna. Zn�w s�ycha� to wycie.
Dobiega gdzie� z miasteczka u st�p wzg�rza. Wycie psa,
wilka lub nied�wiedzia...
� Devonie � m�wi kto� za jego plecami.
Odwraca si�. To Alexander. Pulchny ch�opczyk stoi
w niebieskiej flanelowej pi�amie, z oczami rozszerzonymi
ze strachu.
� S�yszysz to? � pyta. � Co to za d�wi�k, Devonie?
� Nie wiem, kolego � odpowiada Devon, otwieraj�c okno.
Zimne powietrze wpada do pokoju i zn�w s�ysz� to wy-
cie, odleg�e i dzikie.
� Czy to demon? � pyta Alexander, podchodz�c do De-
vona.
� Nie s�dz�. Nie czuj� �aru, a w obecno�ci demon�w za-
wsze go czuj�. � Wichrzy ch�opczykowi w�osy. � Mo�e to
tylko pies.
� Nigdy nie s�ysza�em, �eby pies wydawa� takie d�wi�-
ki � m�wi Alexander.
Devon u�wiadamia sobie, �e je�li pani Crandall jest jego
matk�, to Alexander, jako syn jej brata Edwarda, jest je-
go kuzynem. Devon pozna� ju� Edwarda Muira: nieodpo-
wiedzialnego i wiecznie w��cz�cego si� po �wiecie play-
boya, kt�ry zostawi� swego syna w Kruczym Dworze pod
opiek� siostry. Chocia� Alexander podziwia nieobecnego
ojca, Devon �a�uje, �e ch�opczyk ma tak ch�odnego i nie-
czu�ego rodzica.
Ja przynajmniej mia�em wspania�ego tat�, nawet je�li nie
by� moim biologicznym ojcem, my�li Devon, wspominaj�c
Teda Marcha. Tato zawsze mia� dla mnie czas. Byt najlep-
szym ojcem, jakiego mo�na mie�.
� 33 �
Je�li jednak pani Crandall jest jego prawdziw� matk�, za-
daje sobie pytanie Devon, spogl�daj�c przez okno, to kto
jest moim prawdziwym ojcem?
Wycie rozlega si� znowu, tym razem jeszcze g�o�niejsze,
bardziej przeci�g�e i przejmuj�ce.
� My�lisz, �e go boli? � pyta Alexander.
S�o�ce zaczyna wznosi� si� nad horyzont, rzucaj�c r�o-
wy blask na dachy dom�w miasteczka.
� By� mo�e � m�wi Devon. � Wydaje si� do�� zroz-
paczony.
� Ale jeste� pewien, �e to nie demon?
Devon kiwa g�ow�. Alexander widzia� wiele tych paskud-
nych stwor�w i wie o nich do��, �eby si� ich obawia�. I cho-
cia� nie pami�ta, jak Jackson Muir porwa� go do Otch�ani,
pod�wiadomie obawia si� nast�pnego ataku Szale�ca.
� Jestem pewien, �e to tylko pies � m�wi Devon, pr�bu-
j�c go uspokoi�. � Albo nied�wied�, kt�ry wpad� w sid�a.
� Biedak � m�wi Alexander.
� S�o�ce wschodzi � m�wi Devon, odchodz�c od okna. �
Powinienem przygotowa� si� do p�j�cia do szko�y.
� Tak, ja te� � m�wi Alexander. � Hej, ucich�o. To wycie.
� Mo�e kto� mu pom�g� � podsuwa Devon.
Ch�opczyk kiwa g�ow� i kieruje si� do swojego pokoju.
� Do zobaczenia przy �niadaniu, Devonie.
� W porzo, kolego.
Oczywi�cie Devon wie, �e przy �niadaniu spotka nie tylko
Alexandra. Spotka r�wnie� Ceci�y, a tego wola�by unikn��.
Jednak Devon nie zastaje na dole energicznej rudow�osej
dziewczyny. Jako pierwszego napotyka Bjorna, kt�ry poda-
je talerze z jajecznic� i francuskimi grzankami. Devon na-
k�ada sobie, gdy gnom mierzy go karc�cym wzrokiem.
�34�
� Widzisz, co narobi�e� � szepcze do ch�opca. � Uwol-
ni�e� j�. Teraz kr��y po ca�ym domu. Jak mam to wyja�ni�
pani Crandall?
� Powiedz jej, �e ja to zrobi�em � rzuca wyzywaj�co
Devon.
� Je�li jej powiem, urwie ci g�ow�!
� Powiedz jej nie tylko to, �e ja to zrobi�em � m�wi De-
von, siadaj�c przy stole i talerzu � ale r�wnie� to, �e wiem
wszystko. Znam ca�� prawd�!
Bjorn mru�y oczy, patrz�c na Devona.
� Ca�� prawd� o czym?
� B�dzie wiedzia�a o czym. Powiedz jej to.
� Och, b�dzie na mnie w�ciek�a. � Bjorn zaciska pi�ci.
Devon widzi, jak d�ugie pazury gnoma, nawyk�e do dr��e-
nia tuneli w ziemi i skale, wbijaj� si� w sk�r� d�oni. � Mog�
przez to nawet straci� prac�.
� Nie pozwol� jej ci� wyla� � zapewnia Devon przyja-
ciela. � Wezm� ca�� win� na siebie. � Wk�ada sobie do ust
troch� jajecznicy. � Dlaczego Ob��kana Dama nie mog�a
wcze�niej przej�� przez sekretne drzwi? Dlaczego w prze-
sz�o�ci nie grasowa�a po ca�ym domu?
� Czar rzucony na t� komnat� straci� moc, kiedy rozbi�e�
mur � m�wi Bjorn. � Z�ama�e� zakl�cie, kt�re j� tam wi�zi�o.
� To nieludzkie, wi�zi� j� w taki spos�b � orzeka De-
von. � Mam ochot� zg�osi� to na policj�. Je�li pani Cran-
dall spr�buje ci� zwolni�, zrobi� to.
Bjorn siada obok Devona.
� Och, ona w�a�ciwie by�a dla niej bardzo mi�a. Ona
i zmar�a pani Muir. Prowadzi�y z ni� d�ugie rozmowy,
w podziemiach i w wie�y, w kt�rej przebywa�a przedtem.
Czyta�y jej i gra�y z ni� w r�ne gry... uwielbia�a gra� w kar-
ty. Najbardziej lubi�a gra� w durnia.
Devon u�miecha si� krzywo.
�35�
� Czemu mnie to nie dziwi?
� I chodzi�y na d�ugie spacery po dziedzi�cu lub po le-
sie, kiedy wy byli�cie w szkole.
� Jednak trzyma� tak kogo� w zamkni�ciu, Bjornie...
� To dla jej w�asnego dobra � upiera si� gnom. � W ten
spos�b j� chroni�y.
� Przed czym?
� Nie wiem � wzdycha gnom. � Nigdy mi nie wyja�ni�y.
� Pani Crandall robi tylko to, co jest dobre dla niej sa-
mej � m�wi kwa�no Devon. � Przede wszystkim my�li
o w�asnych korzy�ciach. Jestem pewien, �e z egoistycznych
pobudek trzyma�a biedn� Ob��kan� Dam� pod kluczem.
Gnom spogl�da mu w oczy.
� Dlaczego jeste� do niej tak nieprzychylnie nastawiony?
� S�uchaj, Bjornie, ona walczy�a ze mn�, od kiedy przy-
jecha�em do Kruczego Dworu. Wiesz o tym. Pr�bowa�a
ukry� przede mn� prawd� o moim dziedzictwie.
� Poniewa� obawia�a si� powrotu Szale�ca � przypo-
mina mu Bjorn.
Devonowi nie chce si� ju� je��. Straci� apetyt. Odsuwa
talerz. Nie ma ochoty d�u�ej prowadzi� tej rozmowy.
� B�d� w salonie � m�wi, wstaj�c. � Zawo�aj mnie,
kiedy trzeba b�dzie jecha� do szko�y.
Wychodzi z jadalni i idzie przez hali. Mija wysokie dzie-
lone okno, wychodz�ce na frontowy podjazd, na kt�rym
dostrzega czerwone camaro D. J. Cieszy go ten widok: po-
trzebuje teraz przyjaciela. Pospiesznie podchodzi do drzwi
i otwiera je na o�cie�.
� Hej, D. J.! � wo�a. � Cz�owieku, musz� z tob� poga-
da�! Przyjecha�e� podwie�� nas do szko�y?
Jego przyjaciel, siedz�cy za kierownic�, opuszcza boczn�
szyb�.
� Cze��, facet � m�wi D. J. i metalowy �wiek w jego
�36�
g�rnej wardze l�ni w porannym s�o�cu. Bejsbol�wk� Red
Sox ma nasuni�t� na oczy, a jego g�os brzmi troch� mniej
ra�nie ni� zwykle. Zazwyczaj D. J. wita Devona g�o�nym
okrzykiem i serdecznym klepni�ciem w plecy. Dzi� wydaje
si� cichy i pow�ci�gliwy.
Devon natychmiast pojmuje dlaczego. Na fotelu obok
D. J. siedzi Ceci�y. Gwa�townie odwraca g�ow�, podrzucaj�c
d�ugimi w�osami, gdy Devon podchodzi do auta.
� S�uchaj, facet � m�wi D. J., patrz�c na niego b�agal-
nie przez okienko samochodu. � Cess... no, zadzwoni�a do
mnie i... no wiesz, poprosi�a, �ebym przyjecha� i podwi�z�
j� do szko�y.
� Rozumiem � rzuca Devon. � �eby nie musia�a je-
cha� ze mn�.
� No, hm, ja tylko... no wiesz, cz�owieku, tylko pomy�la-
�em, �e...
Devon przeci�gle wzdycha.
� W porz�dku, D. J. P