13373

Szczegóły
Tytuł 13373
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13373 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13373 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13373 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

POC^JJ TEN STRACH. WALKA Z SK-lMI CIEMNO�CI TRWA. Devon March odkrywa, �e w Kruczym Dworze od wielu lat wi�ziona jest tajemnicza, ob��kana czarodziejka. Uzyskuje od niej niepokoj�ce informacje o swojej przesz�o�ci. Na do- datek podczas pe�ni zaczyna grasowa� w okolicy krwio�er- cza, przera�aj�ca bestia i wszystko wskazuje na to, �e zamie- nia si� w ni� jaki� dotkni�ty przekle�stwem cz�owiek. Aby rozwi�za� mno��ce si� zagadki, Devon musi ponownie wkroczy� na Schody Czasu. Tym razem przenosi si� w lata sze��dziesi�te XX wieku, kiedy Szaleniec, jego stary wr�g, znalaz� si� u szczytu pot�gi... Krwawy ksi�yc to trzeci - po Czarodziejach Skrzyd�a Nocy i W�adczyni demon�w - tom przeznaczonego dla m�odzie�y cyklu �Kruczy Dw�r", swoistego skrzy�owania ksi��ek o Harrym Potterze z serialem Buffy -postrach wampir�w. Cena 29 A W cyklu �Kruczy Dw�r" ukaza�y si�: Czarodzieje Skrzyd�a Nocy W�adczyni demon�w Krwawy ksi�yc EY HUNTINGTON Tytu� orygina�u Blood Moon Copyright � 2006 by Geoffi-ey Huntington Ali rights reserved Copyright � for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd� Pozna� 2006 Redaktor Krzysztof Tropifo Opracowanie gra�czne serii i projekt ok�adki Jacek Pietrzy�ski Fotografia na ok�adce Bridgeman/BE&W PfioCog Wydanie I ISBN 83-7301-736-4 Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. ul. �migrodzka 41/49, 60-171 Pozna� tel. 0-61-867-47-08, 0-61-867-81-40; fax 0-61-867-37-74 e-mail: [email protected] www.rebis.com.pl Fotosk�ad: Akapit, Pozna�, ul. Czernichowska 50B, tel. (0-61) 879-38-88 Druk i oprawa: Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca S.A. Krak�w �tiaCColu-e.e-n. 1969 l�es egendy m�wi�, �e je�li w deszczow� i wietrzn� noc wej- dziesz na najdalej wysuni�t� w morze p�k� Czarciej Ska�y, us�yszysz krzyki tych wszystkich, kt�rzy stracili �ycie we wzburzonym morzu u jej podn�a. M�ody cz�owiek obawia si�, �e dzisiejszej nocy ta lista powi�kszy si� o jeszcze jedn� o�ar�. Biegnie za kobiet�, rozpaczliwie pragn�� j� powstrzyma� i zaprowadzi� z powrotem do Kruczego Dworu. Wie, �e w przeciwnym wypadku Szaleniec si� zem�ci. Szaleniec � tak nazywaj� w miasteczku Jacksona Muira, tak szepcze przera�ona s�u�ba w swoich kwaterach w wielkim domu. Szaleniec. Oto, kim jest. I pozabija nas wszystkich. Jednak Ogden McNutt nie pogodzi si� z tym. Nie zamie- rza godzi� si� ze �mierci�, jeszcze nie. Wci�� jeszcze jest czas. Mo�e zdo�a odmieni� los, jaki im przepowiedziano, zapobiec katastrofie wisz�cej nad wszystkimi w Kruczym Dworze. Je�li zatrzyma t� kobiet�, zanim ona dotrze do klifu, je�li zdo�a sprowadzi� j� ca�� i zdrow� z powrotem do mrocznej posiad�o�ci na szczycie wzg�rza, mo�e da si� umkn�� tego, czego wszyscy si� obawiaj�. � Emi�y! � krzyczy Ogden w wyj�cym wietrze. � Emi�y! Widzi j� przed sob�, w d�ugiej i powiewnej bia�ej sukni, biegn�c� w kierunku Czarciej Skaty. Nad nimi wielki ksi�yc w pe�ni usi�uje przedrze� si� przez czarne chmury, kt�re prze- mykaj� przed jego obliczem, a w oddali przetacza si� grom. Ona nie przystaje, ale m�odzieniec zaczyna j� dogania�. Ju� s�yszy jej �kania i okrzyki rozpaczy. Wybieg�a z domu, uj- rzawszy Jacksona, swojego m�a, w ramionach s�u��cej � tej dziwnej, niepokoj�cej dziewczyny o �widruj�cych ciemnych oczach i l�ni�cych czarnych w�osach. Ogden byt �wiadkiem tej sceny i dostrzeg� dziwny grymas, kt�ry wykrzywi� promienn� twarz Emi�y, jakby w tym momencie nagle w pe�ni zrozumia- �a ogrom niegodziwo�ci Szale�ca. Odwr�ci�a si� i uciek�a. � Biegnij za ni� � powiedzia� Montaigne � m�czyzna, kt�ry sprowadzi� Ogdena do tego dziwnego miejsca, kt�ry obieca� mu nauk� staro�ytnej sztuki pod okiem Opieku- n�w. � Sprowad� j� z powrotem. Ona nie mo�e dotrze� do Czarciej Skaty, powtarza sobie w my�lach biegn�cy Ogden, pami�taj�c o przepowiedzia- nej zgubie. Musz� ja powstrzyma�! Musz� ja dogoni�! Ona jednak ju� tam jest i stoi na skraju przepa�ci, w wy- d�tej przez wiatr bia�ej sukni, kiedy Ogden w ko�cu j� do- gania. Chwieje si�, �api�c oddech, ale mimo to chwyta j� i oboje pochylaj� si� na skraju urwiska, patrz�c na szalej�ce w dole morze. � Emi�y � m�wi Ogden � musisz wr�ci� tam ze mn�! Ona odwraca si� i obrzuca go oszala�ym wzrokiem. � Wr�ci� do Kruczego Dworu? Do niego? Jeste� r�w- nie szalony jak on? Dlaczego mia�abym tam wr�ci�, wie- dz�c, co zaplanowa� dla nas wszystkich? � Prosz�, Emi�y, musisz odsun�� si� od... Ona wyrywa mu si�, pod wp�ywem gniewu silniejsza ni� oczekiwa�. Jak�e jest teraz odmieniona, jak r�na od tej s�odkiej, niewinnej, spokojnej dziewczyny, kt�ra przyby�a do Kruczego Dworu. � Jeste� jednym z jego s�ugus�w? � Emi�y przeszywa go gniewnym, oskar�ycielskim spojrzeniem. � Czy tak, Ogde- nie? Ty i Montaigne.- � Nie, Emi�y, my chcemy go powstrzyma�! I mo�emy, je�li tylko wr�cisz tam ze mn�! Ona �mieje si� z gorycz�. � Powstrzyma� go? Jeste� g�upcem. Wszyscy jeste�cie g�upcami, je�li s�dzicie, �e zdo�acie go teraz powstrzyma�. Opanuje Kruczy Dw�r � i Otch�a� pod nim te�! � Nie, mo�emy go pokona�! � Sp�jrz! � Wyci�ga r�k�, gdy b�ysk pierwszej b�yska- wicy rozja�nia noc. � Zobacz to, co ja widz�! Patrz! Ogden wznosi oczy ku niebu, gdy g�o�ny huk gromu zda- je si� wstrz�sa� ska�ami, na kt�rych stoj�. A tam, niczym w teatrze cieni rzucanych na chmury przez jak�� ogromn� latarni� magiczn�, wida� obrazy, kt�re tak przera�aj� Emi�y. Z dziury w niebie wype�zaj� piekielne stwory, wyg�odnia�e, o�liz�e, z�o�liwe demony pragn�ce zaw�adn�� �wiatem. � Stan� si� nami! � wo�a Emi�y. � Te okropne, odra�a- j�ce stwory! One stan� si� nami, a my nimi! Ogden nie mo�e oderwa� oczu od niebosk�onu. De- mony wylewaj� si� z dziury jak karaluchy i rozbiegaj� po ca�ym niebie, jak okiem si�gn��. Pokryte sier�ci� i �uska- mi � o ludzkich ko�ciach i zwierz�cej sk�rze � b�oniasto- skrzyd�e bestie i o�mionogie potwory. Wi�kszo�� z nich to g�upie, oci�a�e stwory, lecz w�r�d nich Ogden dostrzega r�wnie� szyderczo u�miechni�te, przebieg�e czarty o �le- piach skrz�cych si� z�o�liw� inteligencj�. � Oto �wiat, jakiego pragnie � m�wi Emi�y. � Oto jego plan. Z oddali dobiega g�os � g�os samego Szale�ca, wo�aj�- cego �on�. Emi�y odwraca si� w tamt� stron� i pi�knymi niebieskimi oczami wpatruje si� w noc. Szaleniec zn�w wo�a jej imi�. � Oto jego plan � m�wi Emi�y, teraz ju� spokojna, gdy obraz na niebie znika i Ogden zn�w spogl�da na ni�. � Jed- nak nie m�j. I nim m�odzieniec zd��y j� z�apa�, Emi�y rzuca si� z urwi- ska i jej krzyk cichnie w ciemno�ciach. � Emi�y! � wo�a w �lad za ni� Ogden. � Emi�y! � wt�ruje mu Jackson Muir, w rozb�ysku b�y- skawicy wy�aniaj�c si� z mroku i staj�c na Czarciej Skale. Ogden zaczyna dr�e�. � Ja... pr�bowa�em... Szaleniec podbiega do kraw�dzi urwiska i wychyla si�. Z do�u dolatuje ryk rozbijaj�cych si� o ska�y fal. � Pr�bowa�em j� powstrzyma� � m�wi Ogden, trz�s�c si� jak li��. Szaleniec obraca si� do niego. W oczach ma gniew, ale tak�e zgroz� i �al, ogromny �al. Mimo swej mocy nie zdo�a jej wskrzesi� � a przynajmniej nie tak�, jaka by�a za �ycia. Ogden z l�kiem i fascynacj� patrzy na Szale�ca, rozdziera- nego przez straszliwy dylemat. Nagle Jackson odwraca si� twarz� do morza i unosi r�ce nad klifem, jakby za pomoc� czar�w chcia� wydosta� ukochan� �on� z toni. Zaraz jed- nak opuszcza d�onie i zakrywa nimi twarz. Zapewne zdo- �a�by wyrwa� Emi�y morzu, ale okropnie pokiereszowa- n� � na duchu i na ciele. Mo�e jest wielkim czarodziejem Skrzyd�a Nocy, ale wie, �e nie zdo�a wskrzesi� jej niewin- no�ci i czysto�ci. Gorzej � nie mo�e sprawi�, aby zn�w go pokocha�a. I Ogden wie, �e kto� za to zap�aci. � Pr�bowa�em � duka, cofaj�c si� przed Jacksonem. � Pr�bowa�em j� powstrzyma�. � I nie zdo�a�e� � prycha Szaleniec, przeszywaj�c go wzrokiem. Szeroko rozk�ada ramiona i wydaj e przera�liwy krzyk, r�wnie pot�ny jak huk gromu. I burza zdaje si� cichn��, oddawszy sw� furi� cia�u stoj�cego na skraju urwiska czar- noksi�nika. Jackson Muir zawsze by� wysoki i postawny, lecz teraz wydaje si� jeszcze wy�szy, jakby mierzy� nie metr osiemdziesi�t, lecz trzy razy tyle. W przyp�ywie gniewu b�yska bia�ymi z�bami i sypie skry z oczu. � Zap�acisz mi za to, Ogdenie McNutt! Zap�acisz za to, �e nie zdo�a�e� ocali� mojej �ony! � Nie, zostaw go w spokoju � odzywa si� inny m�- czyzna. To Montaigne wreszcie zdo�a� dotrze� na Czarci� Ska��. � To m�j ucze�, Jacksonie. Ja go ukarz�. Zostaw go mnie. � �miesz rozkazywa� czarodziejowi Skrzyd�a Nocy? � Szaleniec zdaje si� wypala� oczami dziury w mroku, gdy przenosi wzrok na nowo przyby�ego. � Ty, Opiekun, kt�ry ma mi tylko s�u�y�? � I uczy� ci� � m�wi Montaigne, nie zwa�aj�c na jego gniew. � Cz�onek Bractwa nie wykorzystuje mocy dla zemsty. Jackson Muir �mieje si�. � Zapomnia�e� o czym�, Montaigne. Jak nazwa� mnie m�j brat? Renegatem? Apostat�? � Zn�w parska �mie- chem, zwr�ciwszy przekrwione oczy na Ogdena. � Ucie- kaj, kr�liczku! Dostarcz mi troch� rozrywki! I Ogden ucieka. Wie, �e to na nic, ale ucieka, s�ucha- j�c pierwotnego instynktu samozachowawczego. Biegnie w ciemno��, oddalaj�c si� od klifu, w las. Wpada w k�uj�ce je�yny, potyka si� o le��cy pie�, pada w b�otnist� ka�u��. Jednak ucieka dalej, zag��biaj�c si� w g�szcz drzew i gro- madz�ce si� cienie. Z nieba zerka na niego pos�pnie i czuj- nie ksi�yc, okr�g�y i z�oty, pojawiaj�c si� raz po raz mi�dzy ga��ziami. Wreszcie Ogden przystaje, obejmuj�c pie� drzewa, ni- czym dziecko matk�. Wie, �e to koniec, �e nie mo�na uciec ^rze^ Szale�cem � lecz mimo to w jego sercu budzi si� na- Mo�e Montaigne go powstrzyma�? Mo�e przekona� �eby pu�ci� Ogdena? S�ycha� tylko szum fal bij�cych w oddali o brzeg. ^�n my�li o swojej kochanej Georgianne. _9_ r � �liczna ma�a, prawda? Ten g�os mrozi mu krew w �y�ach. Ogden odwraca si� i widzi Szale�ca, stoj�cego jakie� pot metra dalej. � Zr�b ze mn�, co chcesz � m�wi Ogden � ale nie r�b krzywdy Georgianne. Jackson Muir u�miecha si�. � Sta� w blasku ksi�yca, Ogdenie McNutt. Ogden waha si�, ale wykonuje rozkaz. Nie ma sensu si� opiera� czy pr�bowa� walczy�. � Sp�jrz na ksi�yc � m�wi Szaleniec. � Popatrz na jego tarcz�. Ujrzysz tam swoj� m�k�, m�ody g�upcze. Zoba- czysz kar� za to, �e nie zdo�a�e� uratowa� mojej �ony. Ogden spogl�da na l�ni�cy miesi�c. Ten nagle przybiera czerwon� barw� � jest jak jezioro krwi po�r�d czerni nieba. I nagle Ogden czuje sw�dzenie. Straszliwe pieczenie ca- �ego cia�a. Spogl�da na d�onie i widzi pow�d. W�osy � porastaj�ce ca�e jego cia�o. D�onie, r�ce, ra- miona pod ubraniem. Dotyka swojej twarzy. Tam te� s�. G�ste i sztywne. Potem przychodzi b�l. Okropny, rozdzieraj�cy. Ogden wije si� w konwulsjach. Jego szcz�ka wyd�u�a si� i zmie- nia kszta�t. Usta rozci�gaj� si� i przekszta�caj� w zwierz�cy pysk. Z�by staj� si� d�ugie i ostre, kalecz� j�zyk. Ogden McNutt osuwa si� na kolana. Ju� nie mo�e usta� na nogach. Jego �opatki wybrzuszaj� si� i rozszerzaj�. Kiedy pr�buje krzykn��, z jego gard�a wydobywa si� nieartyku�o- wany d�wi�k. To wycie zwierz�cia. A potem nie ma ju� nic. Ani b�lu, ani my�li. Tylko ch�� ch�eptania ciep�ej krwi. l. ZQ �UMCMt D. evon March podnosi kilof wysoko nad g�ow� i z �osko- tem wali nim w mur. � Kimkolwiek jeste� � wo�a � zaraz si� spotkamy! W ko�cu. Odpowied�, kt�rej szuka� od miesi�cy. Kto mieszka za t� �cian�? Kt� go wo�a, kto zdaje si� mie� klucz do tajemnicy jego przesz�o�ci? Kobieta, my�li Devon, s�dz�c po tonie g�osu. Po raz pierwszy us�ysza� jej g�os, kiedy trzymano j� na wie�y Kruczego Dworu, kiedy widywa� tam �wiat�o, kt�rego istnieniu wszyscy inni uparcie zaprzeczali. Potem widzia�, jak przeniesiono j� tutaj, do tego zamurowanego lochu, do kt�rego nie wiod�y �adne drzwi. I mimo swoich niema�ych mo�liwo�ci, pomimo magicznej mocy, kt�r� odziedziczy� jako czarodziej Skrzyd�a Nocy, Devon dotychczas nie zdo- �a� pokona� tego muru. Dlatego musia� pos�u�y� si� kilofem. Tynk z �atwo�ci� odpada pod uderzeniem. Devon po- nownie unosi kilof nad g�ow� i uderza. Tym razem udaje mu si�. Wybija otw�r w �cianie. � Cofnij si� � wo�a do tego kogo� po drugiej stronie. � Nie chc� ci zrobi� krzywdy. Jednak kobieta milczy. Jeszcze przed chwil� szlocha�a i wo�a�a go po imieniu. Jednak�e jej imi� pozostaje zagad- k�, chocia� czarodziejska intuicja � kt�r� Devon nazywa G�osem � podpowiedzia�a mu, �e on ju� je zna. � 13 � Ale co to za imi�? Jeszcze raz unosi kilof nad g�ow�. Nast�pne uderzenie powinno wybi� otw�r wystarczaj�co du�y, �eby si� przeze� przecisn��, ewentualnie Devon poszerzy go go�ymi r�kami. Zbiera si�y do najsilniejszego z dotychczasowych cios�w. Jednak nie mo�e go zada�. Kilof pozostaje nieruchomy nad jego g�ow�. � Nie wolno ci tego robi� � s�yszy g�os. � Prosz�, pro- sz�, przesta�! Devon zna ten g�os. Nale�y do Bjorna Forkbearda, zarz�dcy Kruczego Dworu, ma�ego gnoma maj�cego prawie siedemset lat. Devon obraca si� i widzi, �e Bjorn, stoj�c na drewnianej skrzyni, przytrzymuje kilof kr�tkimi, lecz silnymi r�kami. � Pu��, Bjornie! � Nie, mistrzu Devonie! Sprowadzono mnie do Krucze- go Dworu, �ebym strzeg� tej komnaty, i b�d� jej strzeg�! Devon poddaje si�, rozlu�niaj�c chwyt. Bjorn te� puszcza kilof i zeskakuje ze skrzyni. Devon pozwala, by narz�dzie z dono�nym brz�kiem upad�o na piwniczn� posadzk�. � Zatem by�o tak, jak podejrzewa�em � m�wi De- von. � To z tego powodu pani Crandall sprowadzi�a ci� tutaj. Mia�e� pilnowa� tego kogo�, kogo trzyma�a na wie�y, a potem przenios�a do podziemi! � C� � wzrusza ramionami cz�owieczek � z tego i pa- ru innych powod�w. Jak wiesz, Kruczy Dw�r potrzebowa� zarz�dcy. A ja jestem bardzo dobrym kucharzem i pomy- waczem, o czym sam mo�esz za�wiadczy�! Bjorn usi�uje si� u�miechn��, patrz�c na Devona, ale na- stoletni czarodziej nie odpowiada u�miechem. Kiedy Bjorn pojawi� si� w Kruczym Dworze, wzbudzi� g��bok� nieuf- no�� Devona. Ch�opiec nie byt pewien, po czyjej stronie stoi gnom, czy jest dobry czy z�y. W tym domu zdarzy�o si� zbyt wiele, �eby Devon bez wahania zaufa� komukolwiek. �14� Jednak w p�niejszych zmaganiach z Isobel � zbuntowan� czarownic� z szesnastego wieku � Bjorn dowi�d� swej war- to�ci, i teraz Devon uwa�a go za sojusznika. Wie, �e Bjorn, jak wszystkie gnomy, jest lojalny wobec czarodziei Skrzyd�a No- cy. Mimo to, sprzymierzeniec czy wr�g, Bjorn najwidoczniej wci�� ma par� tajemnic, kt�re skrywa przed Devonem. � Kto jest za tym murem, Bjornie? I dlaczego nie powi- nienem tego wiedzie�? Devon staje nad gnomem, kt�ry ma zaledwie metr dzie- si�� wzrostu. Jego sk�ra jest r�owa, a w�osy bia�e i rozwi- chrzone. Nosi kr�tk�, rozwidlon� brod�. St�d si� wzi�� jego przydomek. � Odpowiedz mi, Bjornie! � Devon szturcha palcem w pier� gnoma. � Przeszli�my razem tyle, �e nie powinie- ne� mie� przede mn� tajemnic! Szeroka i rumiana twarz Bjorna zdradza wewn�trzn� walk�. � Ach, przecie� ci m�wi�em, mistrzu Devonie. Mo�e i zatrudniono mnie jako jej stra�nika, ale nigdy nie pozna- �em jej imienia ani dziej�w. � C� � m�wi Devon, zn�w odwracaj�c si� twarz� do �ciany � zaraz je poznamy. � Pani Crandall b�dzie w�ciek�a � ostrzega gnom. Devon u�miecha si� pod nosem. � Ju� dawno przesta�em si� obawia� gniewu pani Cran- dall. Czy jest to prawda czy nie, brzmi nie�le � my�li Devon. Ma do�� s�uchania polece� pani Crandall. W ko�cu jest po- tomkiem Sargona Wielkiego, za�o�yciela Bractwa Skrzyd�a Nocy, i zosta� stworzony do wielkich rzeczy. Najwy�szy czas dowiedzie� si�, do jakich � i nie pozwoli na to, �eby Aman- da Muir Crandall nadal sta�a mu na drodze do prawdy. Chwyta brzegi dziury w �cianie i zaczyna rozbiera� j� go- �ymi r�kami. �15� Oa ^d kiedy Devon przyjecha� do Kruczego Dworu, szuka� rozwi�zania tajemnicy swojej przesz�o�ci. Dorasta� jako syn Teda Marcha, zwyk�ego mechanika samochodowego � a przynajmniej tak my�la�, Jednak na �o�u �mierci ojciec wy- zna�, �e Devon zosta� adoptowany. Ch�opiec nie us�ysza� ani s�owa o tym, kim byli jego biologiczni rodzice, tylko dowie- dzia� si�, �e zamieszka u rodziny, o kt�rej nigdy wcze�niej nie s�ysza�: u Muir�w. Utrata taty � kt�ry by� najlepszym ojcem, jakiego ka�dy dzieciak m�g�by sobie �yczy� � by- �a dostatecznie ci�kim ciosem, a konieczno�� porzucenia domu, szko�y i przyjaci� jeszcze bardziej przygn�bi�a De- vona. Kilka dni po pogrzebie adwokat ojca wsadzi� ch�opca do autobusu i wyprawi� do smaganego wiatrami miasteczka na skalistym wybrze�u Rhode Island. Do miejsca zwanego Bied�. Przybywszy tam w szalej�cej burzy, Devon szybko zrozumia�, czemu miejscowo�� zawdzi�cza t� nazw�. Od tego czasu Devon mieszka� w tajemniczym mrocz- nym domu na skraju klifu i stopniowo odkrywa�, kim jest i co potrafi. Gdy� Devon nigdy nie by� zwyczajnym ch�op- cem. Od dziecka posiada� niezwyk�e umiej�tno�ci: na przy- k�ad potrafi� si�� woli unie�� psa w powietrze albo obr�ci� wszystkie �awki w klasie. Ojciec nigdy nie wyja�ni�, dlacze- go Devon ma tak� moc, tylko ostrzeg� go, �e wolno mu jej u�y� wy��cznie w szlachetnych celach. Nie wyja�ni� r�w- nie� obecno�ci demon�w � tych obrzydliwych, odra�a- j�cych bestii, kt�re mieszka�y w szafie i pr�bowa�y czasem wci�gn�� go w cuchn�c� czelu��, zwan� Otch�ani�. �Jeste� silniejszy od nich � zawsze powtarza� mu ojciec. � Pami�- taj o tym, Devonie. Jeste� silniejszy". Taak, jestem silniejszy, na pewno, my�li teraz Devon. Dowiod�em tego. Bytem w Otch�ani i wydosta�em si� z niej. Niewielu ludzi, nawet z Bractwa Skrzyd�a Nocy, mog�o si� tym poszczyci�. 16� Wiadomo�� o tym, �e jest czarodziejem Skrzyd�a Nocy, by�a najwi�ksz� sensacj� w czternastoletnim �yciu Devona. Odkry�, �e jego ojciec wcale nie by� zwyk�ym mechanikiem samochodowym, lecz wiekowym Opiekunem, kt�ry wy- chowa� i wyuczy� wiele pokole� czarodziei. Dlaczego wi�c nie wyjawi� Devonowi prawdy o jego dziedzictwie? Ch�opiec by� zmuszony odkry� j� samodzielnie, z pomoc� Rolfea Montaignea � zaprzysi�g�ego wroga rodziny Mui- r�w, kt�ry by� synem Opiekuna i ca�y czas stara� si� znale�� w odziedziczonych po ojcu ksi�gach odpowied� na pytanie, dlaczego Ted March pos�a� Devona do Kruczego Dworu. Jednak Devon podejrzewa, �e odpowied� na to pytanie nie znajduje si� w �adnej ksi��ce, tylko tutaj, za tym murem. Devonie, kobiecy g�os wzywa� go, wiele razy. Czy to ty? Wreszcie mnie znalaz�e�! � Hej! � wo�a przez dziur� w �cianie, a� jego g�os odbija si� echem. � Wchodz� tam. Poka� si�! Gdzie jeste�? � Uwa�aj, m�j m�ody mistrzu � przestrzega stoj�cy za jego plecami Bjorn. Devon nabiera tchu. Po drugiej stronie jest ciemno. I ci- cho. Jakby nikogo tam nie by�o, nigdy. � Nie milcz teraz! � wo�a ponownie Devon. � Po tylu miesi�cach szloch�w i nawo�ywa�. Przek�ada nog� przez otw�r w �cianie i przeciska si� na drug� stron�. S�aby blask �wiecy s�cz�cy si� przez dziur� nie wystar- cza, by rozproszy� zalegaj�cy tam mrok. Devon podnosi praw� r�k� i pstryka palcami. Natychmiast na jego d�oni pojawia si� jasna kula bia�ego �wiat�a. Ch�opiec u�miecha si�. Zawsze jest rad, kiedy udaje mu si� wykorzysta� ma- giczne umiej�tno�ci. Devon musi przyzna�, �e fajnie jest "posiada� moc, kt�ra kiedy� wydawa�a si� tak niezrozumia�a i nieprzewidywalna. �17� Rozgl�da si�. Kula �wiat�a w jego d�oni pozwala mu dobrze przyjrze� si� otoczeniu. Jest tam ��ko, w kt�rym niedawno kto� spa�, oraz stolik, na kt�rym stoi taca z brudnymi naczy- niami. Devon przygl�da si� im: miska z niedojedzon� zup�, p�aski talerz zokruchami chleba. A obok nich oprawiona w sk�r� ksi��ka. Chwyciwszy j� i podni�s�szy do �wiat�a, De- von spogl�da na ok�adk�. Modlitwy i pie�ni �a�obne. Otwiera ksi��k� i na pierwszej stronie widzi s�owa napisane wybla- k�ym niebieskim inkaustem: Emily Day Muir. � Emily Muir? � g�o�no pyta Devon. Od kiedy przyje- cha� do Kruczego Dworu, kilkakrotnie widzia� smutnego ducha Emily Muir, kt�ry od ponad trzydziestu lat straszy w tym wielkim domu. Kto mia�by teraz korzysta� z jej mo- dlitewnika � i dlaczego? Devon odwraca si� i spogl�da na otw�r w �cianie. Bjorn patrzy na niego zaniepokojonymi niebieskimi oczami. � Kogo� tutaj wi�ziono � m�wi Devon. � Kogo, panie Klawiszu? I dlaczego ta kobieta mia�a modlitewnik Emily Muir? � M�wi�em ci, Devonie. Nie znam jej imienia. � A gdzie ona jest teraz? Jak si� st�d wydosta�a? Gnom odsuwa si� od dziury, za�amuj�c r�ce. Devon ponownie si� rozgl�da. Zauwa�a szaf� z otwar- tymi drzwiami. W �rodku wisz�ce na wieszakach ubrania. P�aszcze. I d�ugie suknie. � To nieludzkie � mruczy. � Trzyma� kogo� w takim lochu. Jednak jej ju� tu nie ma. Najwyra�niej mo�na tu wej�� � i wyj�� � inn� drog�. � Jak podawa�e� jej jedzenie? � rzuca Devon przez rami�. Bjorn nie odpowiada. Najwidoczniej nie mo�e si� zdecy- dowa�, czy ma by� lojalny wobec Devona, czy s�ucha� pani Crandall. l8 Nagle ch�opiec dostrzega co� w k�cie komnaty. Jaki� cie�. Zarys czego�. Podchodzi tam, wysoko trzymaj�c �wietln� kul�. To drzwi. Ruchoma p�yta maskuj�ca przej�cie do nast�p- nej komnaty. Przesuwa p�yt� najdalej jak si� da, po czym wk�ada g�ow� w otw�r, �eby si� rozejrze�. Za drzwiami zalega nieprzenik- niony mrok. Devon jeszcze wy�ej unosi kul� �wiat�a. I nagle w jej blasku widzi twarz, tu� przed swoim nosem. To twarz rozczochranej kobiety o b��dnym spojrzeniu, bezg�o�nie �miej�cej si� z niego. � Och! � sapie Devon, cofaj�c si� o krok. Teraz s�yszy jej �miech. Kobieta wydaje si� niesamowi- cie rozbawiona tym, �e Devon j� znalaz�, jakby bawili si� w chowanego. Chichocze histerycznie, po czym nagle od- wraca si� i umyka w ciemno��. Devon otrz�sa si� z zaskoczenia i o�wietlaj�c sobie drog�, pod��a za ni�. Zauwa�a, �e zamaskowane drzwi nie prowa- dz� do nast�pnej komnaty, lecz na schody, i dostrzega stopy wchodz�cej po nich kobiety. Jej kroki cichn� w oddali, gdy ucieka w g��b domu. � Nie id� za ni� � rozlega si� g�os Bjorna. Devon ogl�da si�. Zaniepokojony gnom wychyla si� z dziu- ry w �cianie. � S�dzisz, �e zaszed�em tak daleko po to, �eby teraz po- zwoli� jej uciec? Bjornie, ta kobieta zna moje imi�! Na pew- no wie, kim jestem! � Jest szalona � ostrzega go Bjorn. � Chora umys�owo. Wida� to po jej oczach. To prawda. Ta twarz... Devon nie potrafi�by orzec, czy nale�a�a do dwudziestoletniej czy dziewi��dziesi�ciolet- niej kobiety. D�ugie bia�e w�osy, blada sk�ra, wytrzeszczone oczy i ten op�ta�czy �miech... �19� Jednak czarodziejska intuicja podpowiada mu, �e powi- nien i�� za ni�. Mo�e to niebezpieczne, ale da sobie rad�. � Pani Crandall b�dzie w�ciek�a � ponownie ostrzega go Bjorn. � Je�eli martwisz si� o swoj� posad�, Bjornie, to nie mo- g� ci pom�c. � Devon spogl�da na ukryte schody, wiod�ce w g��b wielkiego domu. � Po prostu musz� to zrobi�. � Och, tylko b�d� ostro�ny, m�j m�ody przyjacielu � martwi si� Bjorn, bliski �ez. � Pos�uchaj � m�wi Devon. � W ci�gu kilku ostatnich miesi�cy poradzi�em sobie z dwojgiem zbuntowanych cza- rodziei Skrzyd�a Nocy i hord� demon�w r�nych odmian i rozmiar�w. Poradz� sobie z jedn� ob��kan� dam�. Jednak ta dama zdaje si� wiedzie� co�, czego nie wiedzia� �aden z tamtych. Wie, kim jest Devon i sk�d pochodzi. Owszem, poradz� sobie z ni�, my�li Devon, tylko czy uporam si� z tym, co ona wie? Intuicja podpowiada mu, �e to, czego za chwil� si� dowie, zmieni jego �ycie. Wysoko trzymaj�c w r�ku kul� �wiat�a, Devon zaczyna wchodzi� po schodach. �najduje si� w g��bi mur�w Kruczego Dworu. U�wiadamia to sobie, id�c po schodach. W�skie, kr�te przej�cie, tak ciasne, �e niemal ociera si� ramionami o �cia- ny. Po chwili pojmuje, �e nie�atwo b�dzie odnale�� t� ko- biet�. Schody cz�sto rozwidlaj� si�, prowadz�c do r�nych cz�ci wielkiego domu. Devon jest pewien, �e znajduje si� ju� na pierwszym pi�trze, poniewa� od co najmniej dzie- si�ciu minut wci�� szed� w g�r�. Poszukiwana mog�a ju� �20� z dziesi�� razy wybra� inn� drog�. Zgubi� j� w tym labiryn- cie korytarzy. Jak zdo�a j� odnale��? Wyobra�a sobie ten dom, stoj�cy na szczycie wzg�rza, z oknami z jednej strony wychodz�cymi na morze, a z dru- giej na miasteczko. To niesamowity stary dw�r, pewnie, ale te� bardzo majestatyczny: marmurowe posadzki, bel- kowanie z l�ni�cego czarnego drzewa i witra�owe okna z kryszta�owymi szybami. Kiedy Devon przyby� do Krucze- go Dworu, by� oczarowany wszystkimi tymi drobiazgami, kt�re pani Crandall nazywa�a rodzinnymi �pami�tkami" Zbroje rycerskie, kryszta�owe kule, spreparowane ludzkie g�owy... P�niej dowiedzia� si�, �e by�y to pami�tki zgroma- dzone przez rodzin� Muir�w w trakcie wielu lat praktyko- wania magii. Jednak najbardziej zdumiewaj�ce byty kruki � ci czarno- ocy sprzymierze�cy czarodziej�w Skrzyd�a Nocy, od dawna gnie�d��cy si� na dachach starego dworu, kt�rzy znikn�li, kiedy Muirowie wyrzekli si� swych czarodziejskich umie- j�tno�ci. Dosz�o do tego po straszliwej tragedii � zwanej przez Muir�w �kataklizmem" � w wyniku kt�rej ojciec pani Crandall zgin�� w Otch�ani pod Kruczym Dworem. W�wczas to postanowiono zerwa� wieloletnie wi�zi z Brac- twem Skrzyd�a Nocy. Gdy to si� sta�o, jeszcze tej samej no- cy kruki odlecia�y w g�stniej�cy mrok i powszechnie uwa- �ano, �e ju� nigdy nie powr�c�. A jednak wr�ci�y. Kruki zn�w tu by�y. Ca�ym stadem ob- siad�y wielki dom, zajmuj�c swoje dawne honorowe miej- sce, gdy w Kruczym Dworze zamieszka� Devon March, ma- j�cy niezwykle silne magiczne zdolno�ci. Pani Crandall nie by�a z tego zadowolona. Devon nieraz widzia�, jak ze z�o�ci� przegania�a ptaki z tarasu. Jednak wiedzia�a, �e dop�ki w Kruczym Dworze b�dzie mieszka� czarodziej Skrzyd�a Nocy, kruki tu pozostan�. �21� I dobrze, gdy� niedawno kruki obroni�y Devona przed atakiem demon�w. Ch�opiec bardzo polubi� te czarne ptaki o b�yszcz�cych czarnych �lepiach. Nale�a�y do niego: by�y cz�ci� tego, kim by� i sk�d pochodzi�. Gdyby tylko umia�y m�wi�. Bo chocia� podczas tego kilkumiesi�cznego pobytu w Kru- czym Dworze Devon wiele si� nauczy�, nadal nie znalaz� odpowiedzi na najwa�niejsze pytania. Je�li Ted March nie by� jego biologicznym ojcem, to kto nim by�? Kim by�a jego matka? Czy oboje nale�eli do Bractwa? Co si� z nimi sta�o? Dlaczego oddali Devona na wychowanie Tedowi Marcho- wi? I dlaczego tato, na �o�u �mierci, wys�a� go do Kruczego Dworu? Co ��czy ten dom z przesz�o�ci� Devona? Ona to wie, podpowiada mu intuicja. Ta kobieta, kt�ra teraz �cigam... ona wie. Ona wie, kim jestem. Devon przystaje i nas�uchuje. Wydaje mu si�, �e s�y- szy jaki� d�wi�k, szmer st�p. Nie jest tego pewien. S�ucha uwa�nie, jak m�g�by s�ucha� sam Sargon Wielki � nie tylko nastawiaj�c uszu, ale u�ywaj�c wszystkich zmys��w. Czaro- dziej Skrzyd�a Nocy potrafi wykorzysta� ka�dy, nawet naj- s�abszy �lad. Czy w ten spos�b zdo�a j� znale��? Mo�e po zapachu? Jednak udaje mu si� wyczu� tylko zapach perfum Ceci�y. To dziewczyna, w kt�rej jest zakochany. Pr�buje zignoro- wa� jej zapach, ale nie mo�e. Ta wo� nie pozwala mu wy- tropi� uciekinierki. I Devon wie dlaczego. Chocia� czasem czuje si� przez to jak g�upiec, Ceci�y go osza�amia. Fascy- nuje. Czasami potrafi my�le� tylko o niej. Ceci�y jest nie tylko �liczna, ale r�wnie� silna, m�dra i zr�czna. No i jest c�rk� pani Crandall. A pani tego domu nie jest zachwycona rozkwitaj�cym romansem Ceci�y i Devona. Mo�e po prostu nie chce, by c�rka odzyska�a dziedzictwo Skrzyd�a Nocy, kt�rego pozbawiono j�, zanim przysz�a na �wiat. W rzeczy �22� samej, gdyby to zale�a�o od pani Crandall, Devon tak�e musia�by zrezygnowa� ze swoich magicznych umiej�tno- �ci � tak bardzo pani Crandall si� obawia, �e korzystaj�c z nich, zn�w sprowadzi na ten �wiat Szale�ca. Szale�ca, kt�ry zabi� jej ojca w Otch�ani. Devon musi przyzna�, �e jej obawy s� uzasadnione. Sza- leniec ju� raz wr�ci�, wi�c kto mo�e powiedzie�, �e nigdy wi�cej tego nie zrobi? A jednak Devon pokona� go � on, Devon, czarodziej nowicjusz, wykopa� Jacksona z powro- tem do Otch�ani. I zn�w mog� tego dokona�, my�li z du- m� � chocia� jednak wola�by by� do tego zmuszony. Nigdy nie zapomni, jak schodzi� w ciemn� Otch�a�. Ani towarzysz�cej temu udr�ki i rozpaczy � nie wspominaj�c o zapachu �mierci. Demony atakowa�y go, po�era�y �yw- cem, opanowa�y my�li. Jednak musia� tam zej��, gdy� Szale- niec porwa� ma�ego Alexandra i tylko Devon � jako jedyny pozosta�y w Kruczym Dworze czarodziej Skrzyd�a Nocy � m�g� uratowa� ch�opca. Od tego czasu Alexander, kt�ry w�a�nie sko�czy� dzie- wi�� lat, zaprzyja�ni� si� z Devonem. Pomimo wszystkich tych koszmar�w, z jakimi zetkn�� si� w Kruczym Dworze, Devon wci�� czu� si� tu jak w domu. Mia� Ceci�y, Alexan- dra i szkolnych przyjaci�: D. J., Marcusa, An�. I oczywi�cie Rolfe'a Montaigne'a, kt�ry m�g� pom�c mu odkry� tajem- nice jego przesz�o�ci. Jednak znalezienie Ob��kanej Damy mog�o przynie�� nawet wi�cej ni� poszukiwania Rolfe'a. Devon odizolowuje zapach perfum Ceci�y i stara si� skupi�. Gdzie ona si� po- dzia�a? Gdzie jest Ob��kana Dama? S�yszy co�. Tym razem to z pewno�ci� odg�os krok�w. Odwraca si� i dostrzega zbli�aj�c� si� posta�. Unosi kul� �wiat�a, �eby lepiej si� jej przyjrze�. To wcale nie kobieta. To m�czyzna. �23� Jest przezroczysty � �wiat�o po prostu przechodzi przez niego. � Kim jeste�? � pyta Devon. M�czyzna nie odpowiada. Devon widzia� w tym domu dosy� duch�w, by rozpozna� jeszcze jednego. Nie jest tylko pewien, czyj to duch: zapewne jakiego� Muira, jednak nie widzia� tej twarzy na �adnym z portret�w przodk�w, wisz�- cych na �cianach salonu. Ten m�czyzna jest m�ody, zaled- wie kilka lat starszy od Devona. Mo�e mie� osiemna�cie lub dziewi�tna�cie lat, a z pewno�ci� nie wi�cej ni� dwadzie- �cia. Jest ubrany w d�insy oraz bawe�nian� koszulk� i ma �redniej d�ugo�ci w�osy z r�wno obci�t� grzywk� �jak je- den z Beatles�w, my�li Devon, przypominaj�c sobie ok�adki starych p�yt ojca. � Kim jeste�? � pyta ponownie. Nie boi si� duch�w. W tym domu widzia� znacznie bar- dziej przera�aj�ce rzeczy. Mimo to ten go niepokoi. Po prostu stoi i patrzy na Devona. Przypomina mu kogo�, ale trudno powiedzie� kogo. � Dlaczego nic nie m�wisz? � zaczyna si� niecierpliwi� Devon. � Tak sobie spacerujesz przez �ciany czy te� poka- za�e� mi si� z jakiego� konkretnego powodu? � Ksi�yc jest w pe�ni � w ko�cu m�wi duch. Ma an- gielski akcent. � Hmm, tak, chyba masz racj�. � Devon zastanawia si� nad tym. Wcze�niej szala�a burza, ale pami�ta, �e spojrza� przez okno, zanim si� zacz�a. � Tak � m�wi. � Rzeczy- wi�cie jest pe�nia. Czy to ma jakie� szczeg�lne znaczenie? Duch nagle podnosi i opuszcza praw� r�k�, raz po raz, przed nosem Devona. Jakby dawa� mu jaki� znak. � Co robisz? � pyta Devon. � Zr�b to jeszcze raz. Jest ciemno i nie widz�... Jednak duch ju� znik�. �24� Co to za znak nakre�li� w powietrzu? I co ma z tym wsp�l- nego pe�nia? Nagle Devon czuje czyj�� d�o� na swoim ramieniu. Odwraca si� � i wrzeszczy na widok rozk�adaj�cej si�, trupiej twarzy. "7 ^�Jbyt d�ugo otrz�sa si� z zaskoczenia � zbyt wiele sekund mija, zanim opanowuje szale�cze bicie serca. Wie, jak bar- dzo rozczarowany jego reakcj� by�by Sargon Wielki. Stary mag ju� kiedy� podda� Devona pr�bie i spodziewa� si� cze- go� lepszego po swoim potomku w setnym pokoleniu. Nie- wa�ne, �e Devon nie cofn�� si� nawet o krok. Czarodziej Skrzyd�a Nocy nigdy nie powinien da� si� zaskoczy�. Jed- nak on ma dopiero czterna�cie lat i gnij�ce zw�oki s� jego s�abym punktem. Woli ju� duchy, demony lub zombi. Jednak po trzydziestu sekundach (czyli dwadzie�cia dzie- wi�� sekund p�niej ni� powinien) udaje mu si� skupi� na tym, co widzi, i zauwa�y�, �e to wcale nie trup. To kobieta, kt�rej szuka. Sp�ata�a mu figla. Teraz stoi jaki� metr od nie- go, histerycznie za�miewaj�c si� z jego reakcji. � Devon! � Op�ta�czy �miech, oznaka zaburze� umy- s�owych. � Przestraszy�am Devona! � Tak � mruczy ch�opiec. � I nigdy wi�cej ci si� to nie uda! � Teraz ty mnie przestrasz! � wo�a kobieta, wytrzesz- czaj�c oczy i wymachuj�c r�kami. � Jak to zrobi�a�? Jak przybra�a� posta� trupa? Ona tylko chichocze. � Jak si� nazywasz? � pyta Devon. � Znasz moje imi�, wi�c wyjaw mi swoje. � Tylko je�li mnie z�apiesz! � m�wi Ob��kana Dama i ze �miechem zn�w umyka korytarzem w ciemno��. �25� Devon p�dzi za ni�. Zastanawia si�, czy u�y� czar�w, �e- by j� schwyta�. Mo�e m�g�by wyci�gn�� r�k� i wyd�u�y� j� tak, �eby z�apa� uciekaj�c� za kark. Albo zmieni� swoj� d�o� w rodzaj magnesu, kt�ry przyci�gn��by kobiet� z po- wrotem. Czy potrafi�by to zrobi�? Czy powinien spr�bowa�? Przecie� dopiero uczy si� wykorzystywa� swoj� moc. Na- uczy� si� robi� niekt�re rzeczy sam� si�� woli: na przyk�ad stawa� si� niewidzialnym albo znika� i pojawia� si� gdzie indziej. To by�aby nowa sztuczka. Wybiera t� z magnesem i koncentruje si�, ale w tym momencie czuje gor�co. Ten �ar sygnalizuje, �e w pobli�u s� demony lub inny czarodziej. Devon przerywa po�cig. Je�li demony zn�w grasuj�... Jednak intuicja podpowiada mu, �e nie. �ar, kt�ry poczu� na policzkach, oznacza obecno�� innego czarodzieja. Tak wi�c ta kobieta, kt�rej �miech odbija si� echem w ciemnych i kr�tych korytarzach, te� jest czarodziejk�! � Poka� si�! � rozkazuje niespodziewanie Devon. Z mroku przed nim wy�ania si� kobieca posta�. Trzyma w d�oni tak� sam� kul� �wiat�a, jak� ma Devon. � Tyle lat � m�wi Ob��kana Dama, teraz zupe�nie przy- tomnie. � Tyle lat... Zapomnia�am o zaletach magii... � Kim jeste�? Kobieta u�miecha si� do Devona. � Naprawd� nie wiesz, prawda? � Nie, ale ty najwyra�niej du�o wiesz o mnie. Znasz mo- j� przesz�o��. Jej oczy l�ni� w blasku �wietlnej kuli. � Twoja przesz�o��... Przyby�e� do Kruczego Dworu, �e- by j� pozna�, Devonie? � Chc� pozna� tajemnic� mojej przesz�o�ci � m�wi ch�opiec. � Dowiedzie� si�, kim by� m�j ojciec. I moja matka. Ona zn�w si� u�miecha, niemal czule. �26� � To dla ciebie takie wa�ne? � Oczywi�cie, �e tak. Powinienem to wiedzie�! Kiedy pochodzi do niego, wydaje si� niemal zdrowa na umy�le. D�ugie bia�e w�osy okalaj� jej twarz, ale Devon nie potrafi zgadn��, ile ona ma lat. Dwadzie�cia? Czterdzie�ci? Osiemdziesi�t? Oczy ma ciemne, ale sk�r� blad� i bia�� � g�adk� jak u niemowl�cia, ale such� jak stary pergamin. � I mieszkaj�c w Kruczym Dworze, niczego si� nie do- wiedzia�e�, zupe�nie niczego? � pyta Ob��kana Dama, sto- j�c teraz tu� przed nim. Devon nie rusza si�, nie chc�c jej sp�oszy�. � Dowiedzia�em si� paru rzeczy, ale nie wszystkiego � m�wi, wytrzymuj�c jej spojrzenie. � Nie pozna�em imion moich rodzic�w ani ich zwi�zku z Kruczym Dworem. � Twoich rodzic�w? � Kobieta zdaje si� rozwa�a� jego s�owa. � Chcesz pozna� imiona swoich rodzic�w? � Tak. Ile razy mam ci to powtarza�? Chc� wiedzie�, kim byli m�j ojciec i moja matka. Ob��kana Dama zn�w wybucha �miechem, cichym i szy- derczym. � Twoja matka... ale� ona zawsze by�a tutaj, Devonie, przez ca�y czas! Ch�opiec wytrzeszcza oczy. � Co chcesz przez to powiedzie�? � Ca�y czas � powtarza kobieta. � Chyba nie m�wisz o... � be�kocze Devon, gdy w jego m�zgu formuje si� nowa my�l. � Nie ona... Tajemnicza czarodziejka tylko chichocze. � Chyba nie m�wisz o... pani Crandall?!� pyta De- von chrapliwym g�osem. Ob��kana Dama klaszcze w d�onie i parska odra�aj�cym �miechem, uradowana wyjawieniem mrocznego sekretu Kruczego Dworu. �27� 2. 'Be-Shd ^eyon stoi jak skamienia�y. Nie jest w stanie wydoby� z siebie g�osu ani zebra� my�li. Nic nie m�wi i nie reaguje, gdy Ob��kana Dama umyka w g��b korytarza, w ciemno��. � Nie � m�wi w ko�cu ch�opiec. To niemo�liwe. Nie pani Crandall... Nagle s�yszy jaki� d�wi�k. Zgrzyt. �ciana za nim zaczyna si� przesuwa�. Ukryte drzwi. Devon, jak przysta�o czaro- dziejowi, szykuje si� do odparcia ataku. Jednak to Ceci�y. � Devonie � m�wi, marszcz�c brwi i przypatruj�c mu si� w ciemno�ci. � Co robisz w �cianie mojej sypialni? Zza jej plec�w s�czy si� �agodna po�wiata nocnej lampki. Ch�opiec tylko patrzy na dziewczyn�, nie mog�c wykrztu- si� s�owa. � Us�ysza�am jakie� g�osy � m�wi Ceci�y. � Obudzi�y mnie. � Spogl�da na zamaskowane drzwi. � Nie u�ywa- �am ich, od kiedy bawi�am si� tutaj jako ma�a dziewczyn- ka. � Zn�w spogl�da na Devona i marszczy brwi. � Nie odpowiedzia�e� mi na pytanie, co ty tu robisz. On wci�� nie znajduje s��w. � Co si� z tob� dzieje? Ceci�y bierze go za r�k� i prowadzi do swojego pokoju. Devon idzie za ni� jak automat. Dziewczyna zamyka drzwi � 28 � i odwraca si� twarz� do niego, zak�adaj�c r�ce na piersi. W �agodnym blasku lampki i z rudymi w�osami rozpusz- czonymi na ramiona wygl�da naprawd� �licznie. Ma na so- bie koszul� nocn� z r�owej flaneli. � Och, rozumiem � m�wi z u�miechem. � Chcia�e� odwiedzi� mnie po kryjomu. Tak �eby mama nie wiedzia�a. Och, Devonie... Wyci�ga do niego r�ce, ale on cofa si�. � Nie! � wo�a. Ona robi zdziwion� min�. � Co ci si� sta�o? � Nic. A raczej bardzo du�o. To znaczy... Zakrywa twarz r�kami i odwraca si� od niej. � Co si� sta�o, Devonie? Powiedz mi. Odrywa d�onie od twarzy i patrzy jej w oczy. � Nie mo�emy... nie mo�emy by�... no wiesz, nie mo�e- my... nie mo�emy si� ju� widywa�, Ceci�y! �Co? � Dosta�em si� za ten mur w piwnicy � m�wi Devon. � Spotka�em t� kobiet�, kt�rej g�os s�yszeli�my. Mia�em racj�. Ona wiedzia�a, kim jestem! � Spotka�e� t� szlochaj�c� kobiet�? � W oczach Ceci�y zapala si� b�ysk zaciekawienia. � T�, kt�rej p�acz s�ysz� od dziecka? Kim ona jest? � Nie wiem. Jednak to teraz nie ma znaczenia. � Nie ma znaczenia? Oczywi�cie, �e ma znaczenie, De- vonie. Matka zawsze zaprzecza�a jej istnieniu. Twierdzi�a, �e to duch. Je�li ona naprawd� istnieje... � Nie s�ysza�a�, Ceci�y? Ona wiedzia�a, kim jestem! Tyl- ko to ma znaczenie! � Och � m�wi cicho Ceci�y. Spogl�da na Devona i w jej oczach nagle pojawia si� l�k. � Co ci powiedzia�a? � Powiedzia�a, �e... �e moj� matk� jest... � Nie mo�e te- �2Q� go wykrztusi�. Wydusza z siebie s�owa. � Moj� matk� jest twoja matka! Ceci�y zakrywa d�oni� usta. � Nie mog� si� z tob� spotyka�, Ceci�y. Jeste�... jeste� moj� siostr�. Te s�owa pal� mu wargi. Jest mu niedobrze. � Niemo�liwe � m�wi Ceci�y, z przera�eniem patrz�c mu w oczy. � Tak mi powiedzia�a � m�wi Devon. Ceci�y nagle �apie go za ramiona. � Jeste� pewien? Czy dok�adnie tak powiedzia�a? Jeste� zupe�nie pewien? � Tak! Powiedzia�a, �e moja matka by�a tu ca�y czas, a kiedy zapyta�em, czy m�wi o pani Crandall... � Co odpowiedzia�a, Devonie? Co wtedy powiedzia�a? � Roze�mia�a si� � m�wi Devon. � Zatem nie potwierdzi�a tego. Tak naprawd� nie po- wiedzia�a, �e moja mama jest te� twoj� mam�. � Ale w�a�nie to mia�a na my�li. � Tego nie mo�esz by� pewien � m�wi Ceci�y, ogarnia- j�c sytuacj�. � Daj spok�j, Cess. Ju� wcze�niej podejrzewa�em, �e twoja matka jest te� moj� matk�! � Tak � odpowiada Ceci�y. � I zawsze dochodzi�e� do wniosku, �e to �mieszne. No wiesz, Devonie, popatrz na nas. Wcale nie jeste�my podobni! To prawda: Ceci�y ma jasn� cer�, zielone oczy i rude w�o- sy, a Devon ma �niad� sk�r�, piwne oczy i w�osy tak ciem- ne, �e prawie czarne. � R�ni ojcowie � kontruje Devon. � Mieli�my r�nych ojc�w. � Przecie� jeste�my w tym samym wieku. Ty urodzi�e� si� w marcu, a ja w sierpniu. Przepraszam, ale to za ma�o __g0� czasu, �eby mama mog�a urodzi� najpierw ciebie, a potem mnie. Je�li nie wierzysz, to zajrzyj do podr�cznika biologii. Devon na to te� ma odpowied�. � A sk�d wiadomo, �e nie mam ju� pi�tnastu lat? � py- ta. � Mog� by� starszy od ciebie, Ceci�y. Pami�taj, �e nie ma mojej metryki. Twoja mama mog�a urodzi� mnie rok wcze�niej ni� ciebie i odda� na wychowanie Tedowi Mar- chowi, kt�ry z jakiego� powodu postanowi� mi powiedzie�, �e jestem o rok m�odszy ni� w rzeczywisto�ci. Dziewczyna prycha. � Teraz wygadujesz g�upstwa. Nie chc� tego s�ucha�. A poza tym kim ona jest, ta zwariowana szlochaj�ca baba? Dlaczego mieliby�my jej wierzy�? Dop�ki nie dowiem si�, kim ona jest, nie uwierz� w ani jedno jej s�owo. Devon musi przyzna�, �e Ceci�y ma troch� racji. � Musz� tam wr�ci� i znale�� j�... � A co ci podpowiada twoja czarodziejska intuicja? � pyta Ceci�y. � Powinna ci powiedzie�, czy to prawda czy nie. � No w�a�nie � m�wi Devon, czuj�c ssanie w do�ku. � Podpowiada mi, �e to prawda. Ceci�y nie przyjmuje tego do wiadomo�ci. � No c�, ja te� mam intuicj�. Nie wiem, czy to pozosta- �o�� rodzinnych magicznych umiej�tno�ci, ale jest r�wnie dobra jak twoja, Devonie. I ona podpowiada mi, �e nie je- ste�my bratem i siostr�. � Mimo wszystko � m�wi Devon, �ami�c sobie serce. � Nie mog� ryzykowa�. Ona spogl�da na niego. � Co chcesz przez to powiedzie�? ~ To samo co przedtem, Ceci�y. Nie mo�emy by� razem. Nie tak jak dotychczas. Dop�ki nie b�d� mia� pewno�ci... ~ Zrywasz ze mn�, Devonie March? � 31 � Czuje si� gorzej ni� kiedykolwiek wcze�niej. Jeszcze go- rzej, je�li to mo�liwe, ni� w dniu, kiedy umar� tato. � Tak � m�wi z trudem. � Chyba tak. Ceci�y chwyta poduszk� i rzuca ni� w niego. � A wi�c wyno� si� z mojego pokoju! Nie powiniene� tu by�! Wyno� si�! Wychodzi. Kiedy kto� szuka odpowiedzi, m�wi mu G�os � Sargo- na? taty? pod�wiadomo�ci? � powinien by� na nieprzygo- towany. Devon nie mo�e zasn��. Jak�eby m�g�? Le�y, gapi�c si� w sufit. Moja matka jest pani Crandall. Kobieta, kt�ra tak mato obchodz�, �e kiedy zaatakowa�y mnie demony, ledwie mru- gn�a okiem. Kobieta, kt�ra usi�owa�a mnie zmusi�, �ebym zapomnia� o mojej przesz�o�ci i wyrzek� si� mojej mocy. Ko- bieta, kt�ra ma przede mn� sekrety, na ka�dym kroku ok�a- muje mnie i straszy. To ma by� matka, kt�rej szuka� ca�e �ycie? Ta... ogrzyca? Nie chce nawet zastanawia� si� nad burz� szalej�cych w nim uczu�. A najgorsze jest to, �e straci� Ceci�y. Ca�owa�em si� z ni�. Z moja siostra. Pr�buje zepchn�� to w niepami��. Zn�w czuje t� mdl�c� pustk� w brzuchu. Musi przesta� my�le� o Ceci�y i pani Crandall, a zamiast tego skupi� si� na tej tajemniczej kobiecie, kt�ra kr��y w �cianach dworu. S�yszy dzi�ki swoim magicznym umie- j�tno�ciom, jak przebiega z komnaty do komnaty i z pi�tra na pi�tro. Kim ona jest? Dlaczego pani Crandall � jego matka! � trzyma j� pod kluczem? S�yszy jaki� d�wi�k dolatuj�cy spoza domu. To pozwa- la mu oderwa� si� od tych rozwa�a� i skupi� na tera�niej- szo�ci. Le��c w ciemno�ci, zn�w s�yszy ten d�wi�k: d�ugie, �32� przeci�g�e wycie jakiego� zwierz�cia. To przejaw potwor- nego b�lu. Devon odrzuca ko�dr� i wstaje. I tak nie zdo�a�by zasn��. Pospiesznie podchodzi do okna. Zn�w s�ycha� to wycie. Dobiega gdzie� z miasteczka u st�p wzg�rza. Wycie psa, wilka lub nied�wiedzia... � Devonie � m�wi kto� za jego plecami. Odwraca si�. To Alexander. Pulchny ch�opczyk stoi w niebieskiej flanelowej pi�amie, z oczami rozszerzonymi ze strachu. � S�yszysz to? � pyta. � Co to za d�wi�k, Devonie? � Nie wiem, kolego � odpowiada Devon, otwieraj�c okno. Zimne powietrze wpada do pokoju i zn�w s�ysz� to wy- cie, odleg�e i dzikie. � Czy to demon? � pyta Alexander, podchodz�c do De- vona. � Nie s�dz�. Nie czuj� �aru, a w obecno�ci demon�w za- wsze go czuj�. � Wichrzy ch�opczykowi w�osy. � Mo�e to tylko pies. � Nigdy nie s�ysza�em, �eby pies wydawa� takie d�wi�- ki � m�wi Alexander. Devon u�wiadamia sobie, �e je�li pani Crandall jest jego matk�, to Alexander, jako syn jej brata Edwarda, jest je- go kuzynem. Devon pozna� ju� Edwarda Muira: nieodpo- wiedzialnego i wiecznie w��cz�cego si� po �wiecie play- boya, kt�ry zostawi� swego syna w Kruczym Dworze pod opiek� siostry. Chocia� Alexander podziwia nieobecnego ojca, Devon �a�uje, �e ch�opczyk ma tak ch�odnego i nie- czu�ego rodzica. Ja przynajmniej mia�em wspania�ego tat�, nawet je�li nie by� moim biologicznym ojcem, my�li Devon, wspominaj�c Teda Marcha. Tato zawsze mia� dla mnie czas. Byt najlep- szym ojcem, jakiego mo�na mie�. � 33 � Je�li jednak pani Crandall jest jego prawdziw� matk�, za- daje sobie pytanie Devon, spogl�daj�c przez okno, to kto jest moim prawdziwym ojcem? Wycie rozlega si� znowu, tym razem jeszcze g�o�niejsze, bardziej przeci�g�e i przejmuj�ce. � My�lisz, �e go boli? � pyta Alexander. S�o�ce zaczyna wznosi� si� nad horyzont, rzucaj�c r�o- wy blask na dachy dom�w miasteczka. � By� mo�e � m�wi Devon. � Wydaje si� do�� zroz- paczony. � Ale jeste� pewien, �e to nie demon? Devon kiwa g�ow�. Alexander widzia� wiele tych paskud- nych stwor�w i wie o nich do��, �eby si� ich obawia�. I cho- cia� nie pami�ta, jak Jackson Muir porwa� go do Otch�ani, pod�wiadomie obawia si� nast�pnego ataku Szale�ca. � Jestem pewien, �e to tylko pies � m�wi Devon, pr�bu- j�c go uspokoi�. � Albo nied�wied�, kt�ry wpad� w sid�a. � Biedak � m�wi Alexander. � S�o�ce wschodzi � m�wi Devon, odchodz�c od okna. � Powinienem przygotowa� si� do p�j�cia do szko�y. � Tak, ja te� � m�wi Alexander. � Hej, ucich�o. To wycie. � Mo�e kto� mu pom�g� � podsuwa Devon. Ch�opczyk kiwa g�ow� i kieruje si� do swojego pokoju. � Do zobaczenia przy �niadaniu, Devonie. � W porzo, kolego. Oczywi�cie Devon wie, �e przy �niadaniu spotka nie tylko Alexandra. Spotka r�wnie� Ceci�y, a tego wola�by unikn��. Jednak Devon nie zastaje na dole energicznej rudow�osej dziewczyny. Jako pierwszego napotyka Bjorna, kt�ry poda- je talerze z jajecznic� i francuskimi grzankami. Devon na- k�ada sobie, gdy gnom mierzy go karc�cym wzrokiem. �34� � Widzisz, co narobi�e� � szepcze do ch�opca. � Uwol- ni�e� j�. Teraz kr��y po ca�ym domu. Jak mam to wyja�ni� pani Crandall? � Powiedz jej, �e ja to zrobi�em � rzuca wyzywaj�co Devon. � Je�li jej powiem, urwie ci g�ow�! � Powiedz jej nie tylko to, �e ja to zrobi�em � m�wi De- von, siadaj�c przy stole i talerzu � ale r�wnie� to, �e wiem wszystko. Znam ca�� prawd�! Bjorn mru�y oczy, patrz�c na Devona. � Ca�� prawd� o czym? � B�dzie wiedzia�a o czym. Powiedz jej to. � Och, b�dzie na mnie w�ciek�a. � Bjorn zaciska pi�ci. Devon widzi, jak d�ugie pazury gnoma, nawyk�e do dr��e- nia tuneli w ziemi i skale, wbijaj� si� w sk�r� d�oni. � Mog� przez to nawet straci� prac�. � Nie pozwol� jej ci� wyla� � zapewnia Devon przyja- ciela. � Wezm� ca�� win� na siebie. � Wk�ada sobie do ust troch� jajecznicy. � Dlaczego Ob��kana Dama nie mog�a wcze�niej przej�� przez sekretne drzwi? Dlaczego w prze- sz�o�ci nie grasowa�a po ca�ym domu? � Czar rzucony na t� komnat� straci� moc, kiedy rozbi�e� mur � m�wi Bjorn. � Z�ama�e� zakl�cie, kt�re j� tam wi�zi�o. � To nieludzkie, wi�zi� j� w taki spos�b � orzeka De- von. � Mam ochot� zg�osi� to na policj�. Je�li pani Cran- dall spr�buje ci� zwolni�, zrobi� to. Bjorn siada obok Devona. � Och, ona w�a�ciwie by�a dla niej bardzo mi�a. Ona i zmar�a pani Muir. Prowadzi�y z ni� d�ugie rozmowy, w podziemiach i w wie�y, w kt�rej przebywa�a przedtem. Czyta�y jej i gra�y z ni� w r�ne gry... uwielbia�a gra� w kar- ty. Najbardziej lubi�a gra� w durnia. Devon u�miecha si� krzywo. �35� � Czemu mnie to nie dziwi? � I chodzi�y na d�ugie spacery po dziedzi�cu lub po le- sie, kiedy wy byli�cie w szkole. � Jednak trzyma� tak kogo� w zamkni�ciu, Bjornie... � To dla jej w�asnego dobra � upiera si� gnom. � W ten spos�b j� chroni�y. � Przed czym? � Nie wiem � wzdycha gnom. � Nigdy mi nie wyja�ni�y. � Pani Crandall robi tylko to, co jest dobre dla niej sa- mej � m�wi kwa�no Devon. � Przede wszystkim my�li o w�asnych korzy�ciach. Jestem pewien, �e z egoistycznych pobudek trzyma�a biedn� Ob��kan� Dam� pod kluczem. Gnom spogl�da mu w oczy. � Dlaczego jeste� do niej tak nieprzychylnie nastawiony? � S�uchaj, Bjornie, ona walczy�a ze mn�, od kiedy przy- jecha�em do Kruczego Dworu. Wiesz o tym. Pr�bowa�a ukry� przede mn� prawd� o moim dziedzictwie. � Poniewa� obawia�a si� powrotu Szale�ca � przypo- mina mu Bjorn. Devonowi nie chce si� ju� je��. Straci� apetyt. Odsuwa talerz. Nie ma ochoty d�u�ej prowadzi� tej rozmowy. � B�d� w salonie � m�wi, wstaj�c. � Zawo�aj mnie, kiedy trzeba b�dzie jecha� do szko�y. Wychodzi z jadalni i idzie przez hali. Mija wysokie dzie- lone okno, wychodz�ce na frontowy podjazd, na kt�rym dostrzega czerwone camaro D. J. Cieszy go ten widok: po- trzebuje teraz przyjaciela. Pospiesznie podchodzi do drzwi i otwiera je na o�cie�. � Hej, D. J.! � wo�a. � Cz�owieku, musz� z tob� poga- da�! Przyjecha�e� podwie�� nas do szko�y? Jego przyjaciel, siedz�cy za kierownic�, opuszcza boczn� szyb�. � Cze��, facet � m�wi D. J. i metalowy �wiek w jego �36� g�rnej wardze l�ni w porannym s�o�cu. Bejsbol�wk� Red Sox ma nasuni�t� na oczy, a jego g�os brzmi troch� mniej ra�nie ni� zwykle. Zazwyczaj D. J. wita Devona g�o�nym okrzykiem i serdecznym klepni�ciem w plecy. Dzi� wydaje si� cichy i pow�ci�gliwy. Devon natychmiast pojmuje dlaczego. Na fotelu obok D. J. siedzi Ceci�y. Gwa�townie odwraca g�ow�, podrzucaj�c d�ugimi w�osami, gdy Devon podchodzi do auta. � S�uchaj, facet � m�wi D. J., patrz�c na niego b�agal- nie przez okienko samochodu. � Cess... no, zadzwoni�a do mnie i... no wiesz, poprosi�a, �ebym przyjecha� i podwi�z� j� do szko�y. � Rozumiem � rzuca Devon. � �eby nie musia�a je- cha� ze mn�. � No, hm, ja tylko... no wiesz, cz�owieku, tylko pomy�la- �em, �e... Devon przeci�gle wzdycha. � W porz�dku, D. J. P