6313

Szczegóły
Tytuł 6313
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6313 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6313 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6313 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Zbigniew Herbert Poezje wybrane Pismem Ministerstwa O�wiaty i Szkolnictwa Wy�szego z dnia 3 II 1970 r. Nr PR 4_#5521 L$s$w_1871, ksi��ka zalecona do dzia��w nauczycielskich bibliotek szk� �rednich. Wyboru dokona� i wst�pem opatrzy� Autor. "Ludowa Sp�dzielnia Wydawnicza" Warszawa 1973. Rozmowa o pisaniu wierszy A. Zaczn� od kwestii z pozoru banalnej. Zauwa�y�am, �e na wieczorach autorskich czytelnicy cz�sto pytaj� o pocz�tki pisarskie. Chc� po prostu wiedzie�, jak zostaje si� pisarzem. Czy takie pytania zdarza�y si� tak�e panu? B. Owszem, zdarza�y si�. Bardzo dobrze to zreszt� pani wyrazi�a, bo mnie te� si� zdaje, �e u pod�o�a tych pyta� zawsze, albo prawie zawsze, le�y ch�� zdobycia sekretu, tajemniczego zakl�cia, formu�y, kt�ra pozwoli�aby u�atwi� karier� pisarsk� tym, co o tym marz�. A. A na czym polega ten sekret? B. Nie wiem, czasem nawet wydaje mi si�, �e nie ma �adnego sekretu. Prosz� mnie dobrze zrozumie�: nie lubi� tak zwanych "natchnionych tw�rc�w", to jest takich, kt�rzy udaj� przed publiczno�ci�, �e poruszaj� si� w strefach niedost�pnych dla przeci�tnego czytelnika. Nie lubi� tak�e tych, kt�rzy wymy�laj� sobie r�ne dziwaczne przygody �yciowe i twierdz�, �e one w�a�nie wp�yn�y na to, i� pewnego dnia stali si� artystami. Takie kreowanie siebie na kogo� niezwyk�ego jest romantyczne i do�� mi obce. A. Nie dam tak �atwo za wygran�. Trudno chyba zaprzeczy�, �e pewne elementy biografii, powiedzmy og�lnie, prze�ycia, wyzwalaj� zdolno�� pisania. B. O�mielam si� twierdzi�, �e zdolno�� pisania maj� wszyscy lub prawie wszyscy, tak samo jak zdolno�� malowania czy komponowania prostych utwor�w muzycznych. Gdyby by�o inaczej, poeci pisaliby dla poet�w, kompozytorzy byliby rozumiani tylko przez swoich koleg�w po fachu, a malarze malowaliby tylko dla malarzy. Na szcz�cie tak nie jest. Doskona�y odbiorca jest te� artyst�, i to rzadkim. Jest to kto� taki, kt�ry potrafi odtworzy� w sobie ari�, koloryt obrazu czy wiersz, i to odtworzy� dok�adnie, z tak� sam� bezinteresown� rado�ci�, jakby to on by� autorem. A. Dobrze. Za��my, �e ma pan racj�. By� mo�e, �e istotnie odbiorca_czytelnik, s�uchacz czy widz jest potencjalnym autorem, to znaczy, m�g�by tworzy�, ale tego zaniecha�, prawdopodobnie z braku odwagi. Ale pan si� odwa�y�. Chcia�abym wiedzie�, w jakim momencie i dlaczego? B. No, wi�c dobrze, powiem; mo�e to rzeczywi�cie jest wa�ne. Zacz��em pisa� w czasie wojny. Zamieszczony w tym tomie wiersz "Dwie krople" nie jest, je�li pami�tam, pierwszym, jaki napisa�em, ale pierwszym, do kt�rego mog� si� po latach przyzna�. Mia�em w�wczas kilkana�cie lat. By�a wojna. W czasie jednego z ci�kich bombardowa� zbieg�em do schronu i wtedy na schodach zauwa�y�em w przelocie, gdy� p�dzony by�em strachem - dwoje m�odych ludzi, kt�rzy ca�owali si�. To by�o naprawd� niezwyk�e w tej sytuacji. A. Dlaczego niezwyk�e? B. Niezwyk�e dlatego, �e w takich jak opisana sytuacjach, przera�enie wype�nia cz�owieka ca�ego, ka�e mu zapomnie� o najbli�szych. Obudzony w momentach totalnego zagro�enia, instynkt �ycia, wype�nia nas bez reszty szczurzym l�kiem, jedyn� wol�, aby ratowa� tylko siebie. A tymczasem, tych dwoje ludzi przeciwstawia�o szalej�cemu okrucie�stwu kruch� pot�g� mi�o�ci. A. I postanowi� pan to opisa�? B. Nie tyle opisa�, co wyrazi�. Rozumie pani, mia�em pod dostatkiem s��w, kt�re mog�y wypowiedzie� m�j bunt i sprzeciw. Mog�em napisa� co� w tym rodzaju: "ach wy przekl�ci, tacy owacy; zabijacie niewinnych ludzi, wy dranie; poczekajcie, dosi�gnie was zas�u�ona kara". Nie powiedzia�em tego, poniewa� chcia�em zauwa�onej jednostkowej sytuacji nada� szerszy wymiar, albo raczej ukaza� jej perspektywy g��bsze, og�lnoludzkie. A. Ale czy taki zabieg nie czyni z poezji czego� ch�odnego, abstrakcyjnego, oderwanego od �ycia? Pana wyt�umaczenie genezy, przyczyny powstania wiersza "Dwie krople" wyja�ni�o mi wiele, ale co ma robi� czytelnik, kt�ry nie zna tego wyja�nienia? B. Nie jest rzecz� mo�liw�, a nawet potrzebn� obja�nianie wierszy przy pomocy opisania momentu, kt�ry powstanie wiersza zainspirowa�. Dlatego w�a�nie, na pocz�tku, broni�em si� opowiadaniu o �yciu. Utw�r literacki, jak ka�de dzie�o sztuki, musi by� samoistny, "sta� na w�asnych nogach" niezale�nie od prze�y�, jakie go powo�a�y z niejasnej krainy obraz�w, emocji, przeczu�. I musi by� utrwalony w j�zyku w spos�b narzucaj�cy si� wyobra�ni. W�a�nie pisz� teraz szkic o kulturze minojskiej, odkrytej na Krecie przed siedemdziesi�ciu laty i od tego czasu niepokoj�cej uczonych. Odkrywca tej kultury, Evans, a tak�e inni archeolodzy przekazali nam ruiny wspania�ych pa�ac�w, freski, zachwycaj�c� ceramik� sprzed 3 tysi�cy lat i wobec tych arcydzie� widz staje pe�en podziwu i zadumy. Ale bardzo niewiele wiemy o tym, jak �yli Minojczycy i co przede wszystkim my�leli. Bo ich pismo (tzw. linearne B i hieroglificzne) nie zosta�o odczytane.Chc� przez to powiedzie�, �e dopiero w j�zyku ujawnia si� cz�owiek ca�y - jego niepokoje i rado�ci, warto�ci, kt�re akceptowa�, i wierzenia. A. Chcia�abym jednak wr�ci� do mego pytania. To co przeszkadza czytelnikom w odbiorze poezji wsp�czesnej, to - jak mi si� zdaje - jej ch��d, abstrakcyjno�� i przesadny intelektualizm. Czy nigdy nie stawiano panu podobnych zarzut�w? B. Dotkn�a pani bardzo istotnej kwestii i trzeba b�dzie po kolei wyja�ni� pewne nieporozumienia, jakie istotnie naros�y wok� poezji wsp�czesnej. Nie b�d� m�wi� o ca�ej poezji wsp�czesnej, bo nie potrafi�, sk�ada si� na ni� tyle r�nych kierunk�w i z wieloma nie solidaryzuj� si�. B�d� natomiast m�wi� o tym, jak ja widz� te sprawy. Na chwil� jednak pozwol� sobie odwr�ci� nasze role i zada� pani pytanie. Na czym - zdaniem pani - najbardziej zale�y autorowi? A. �eby by� czytanym, i to czytanym z uznaniem czy nawet z uwielbieniem. B. Na pewno, ale jeszcze wa�niejsze od tego jest, aby czytelnik zaakceptowa� co�, co bym nazwa� regu�ami gry. Kardynaln� zasad� jest zrozumienie intencji autora, jego zamiar�w, jego poetyki, jego �wiata. Nie ma to nic wsp�lnego z bezkrytycznym stosunkiem do sztuki, ale z drugiej strony nie wolno ��da� od autora wszystkiego, �eby by� jednocze�nie zabawny i smutny, g��boki i �atwy, uczony i prostaczek. Pisarz zaprasza czytelnika do gry, do gry na serio, do gry wyobra�ni i mo�e by� s�dzony tylko za to, jak t� gr� przeprowadzi�, to znaczy, jak si� wywi�za� ze swoich obietnic w ramach zaproponowanej konwencji, czyli umowy. Tylko tak wolno krytykowa� ksi��k�. Ale wr��my do owego nieszcz�snego intelektualizmu poezji wsp�czesnej. A. Dlaczego nieszcz�snego...? B. Bo sprawa polega na nieporozumieniu, co postaram si� wyja�ni�. Jest prawd�, �e wi�kszo�� czytelnik�w lubi wiersze, powiedzmy, emocjonalne, to znaczy takie, w kt�rych �atwo mo�na rozpozna� znane nam uczucia. Oto zach�d s�o�ca i towarzysz�ce mu wra�enie smutku lub �al po osobie, kt�ra odesz�a, albo te� rado�� ze spotkania z kim� bliskim, a dawno nie widzianym. Nie mam bynajmniej zamiaru o�miesza� tych uczu�... A. Zw�aszcza, �e pod pi�rem S�owackiego czy Kochanowskiego... B. W�a�nie, "Smutno mi Bo�e", "Treny" itd. Natomiast wracaj�c do siebie, chcia�bym powiedzie�, �e odnosz� si� do uczu� z pewn� podejrzliwo�ci� czy rezerw�, zbyt wiele bowiem w �yciu widzia�em wybuch�w entuzjazmu czy wybuch�w nienawi�ci w stosunku do os�b czy spraw, kt�re na to nie zas�ugiwa�y. I wtedy nieocenion� kontrol� jest kontrola rozumu. A. No wi�c, jest pan jednak poet� intelektualnym. B. Nie lubi� tego epitetu, poniewa� nie wiem, co on znaczy. Wiem tylko, �e nie napisa�em ani jednej linijki, �eby kogokolwiek ol�ni� wiedz� czy erudycj�. A poza tym mia�em do�wiadczenie, kt�re pozwol� sobie przytoczy�. Ot� w czasie moich studi�w filozoficznych mieli�my obserwowa� wybrane dzieci w przedszkolu i na wielkich arkuszach notowa�, w jakich to zachowaniach dochodzi do g�osu ich wola, rozum i uczucie. Szybko doszed�em do wniosku, �e nie mo�na tych trzech sfer duszy oddzieli�, odseparowa� od siebie. To te� dotyczy ludzi doros�ych. A. Ale tematem pana wierszy jest nie bezpo�rednie prze�ycie, ale raczej refleksja nad �wiatem? B. Je�li nawet tak jest, nie wyklucza to zupe�nie emocjonalnego stosunku. Przecie� mo�na, a nawet trzeba my�le� �arliwie. A. Zgodzi si� pan jednak, �e pewne tre�ci intelektualne, ich przewaga w utworach mog� utrudni� lektur�. B. By� mo�e. Ale prosz� mnie dobrze zrozumie�: wiersz, kt�ry brzmi jak nastawiona p�yta starego tanga, nie poci�ga mnie. Chcia�bym, i to jest moja wiara w czytelnika, �eby by� on moim wsp�lnikiem, �eby pracowa� ze mn�. S�dz�, �e ci kt�rzy dostarczaj� �atwej rozrywki, maj� jaki� pogardliwy stosunek do swego odbiorcy. Ja go traktuj� jako swego partnera, z ca�ym szacunkiem dla jego odmienno�ci, w�adzy s�dzenia i ktytycyzmu. A. Czy zgodzi� si� pan z twierdzeniem, �e w pana utworach tre�� jest wa�niejsza od formy, to znaczy, �e k�adzie pan wi�kszy nacisk na to, "co" ma by� powiedziane ni� na to "jak". B. Szko�a przyzwyczai�a nas do rozdzielania tre�ci i formy i pami�ta pani zapewne, jak to nasi nauczyciele zam�czali nas zadaniami, kt�re polega�y na tym, �eby w�asnymi s�owami opowiedzie� wiersz. Jest to oczywi�cie nonsens. Tylko w z�ych wierszach tre�� mo�na odseparowa� od formy, szlachetne my�li, od niezdarnego wyra�ania tych my�li. To jest zupe�nie b��dne wyobra�enie, �e poeta jest kim�, kt�ry wlewa swoj� tre�� w r�ne flakoniki formy. Ten flakonik, to jest sonet, �w oktawa, inny zn�w tak zwany wiersz bia�y. W istocie, od samego pocz�tku aktu tw�rczego tre�� jest nieod��czna od formy. Pisz�c nie staram si� zadziwi� czytelnika bogactwem por�wna�, niezwyk�o�ci� j�zyka czy wyszukan� rytmik� i obrazowaniem. Chcia�bym, aby w moich wierszach s�owa, ich uk�ady by�y przejrzyste. A. A co to znaczy? B. To znaczy, �eby nie zatrzymywa�y uwagi czytelnika, �eby nie zmusza�y go do okrzyku "Och, c� to za majster", ale �eby w spo�b mo�liwie czysty i przejrzysty ukazywa�y rzeczywisto��. A. A wi�c pana idea�em poetyckim jest poezja przedmiotowa, obiektywna, inaczej nazwana klasyczn�, w odr�nieniu od rozwichrzonej, emocjonalnej, subiektywnej poezji romantycznej? B. Niekt�rzy krytycy tak w�a�nie zechcieli to okre�li�. Dla mnie jednak sprawa sporu r�nych szk�, kierunk�w czy poetyki nie jest najwa�niejsza. W poezji toczy si� tak�e sp�r daleko istotniejszy, a mianowicie sp�r postaw. A. Czy m�g�by pan o tym powiedzie� szerzej? B. My�l�, �e ka�dy pocz�tkuj�cy poeta stara si� wyda� sobie i bliskim kim� wyj�tkowym, niepodobnym do nikogo, zademonstrowa� sw�j niepowtarzalny talent. Ale je�li zaw�d czy powo�anie pisarza uprawia si� tak�e po 30 roku �ycia, nieodmiennie nasuwa si� refleksja - po co pisz�, w obronie jakich warto�ci, przeciwko jakiej krzywdzie? Talent jest rzecz� cenn�, ale taalent bez charakteru marnieje. Co to znaczy bez charakteru? To znaczy, bez u�wiadomionej sobie postawy moralnej wobec rzeczywisto�ci, bez upartego, bezkompromisowego wyznaczania granic mi�dzy tym, co dobre, a tym co z�e. Dlatego obok sprawno�ci warsztatowej, ceni si� wysoko u pisarzy ich bezkompromisowo��, odwag�, bezinteresowno��, a wi�c walory pozaestetyczne. A. Jeden z tom�w pana poezji nosi tytu� "Studium przedmiotu". Napisa� pan wiele wierszy, kt�rych "bohaterami" s� kamie�, sto�ek, ko�atka, krzes�o - s�owem banalne obiekty �ycia codziennego. To mo�na by okre�li� jako jedn� dziedzin� pana zainteresowa�. Ale istnieje tak�e druga, i to zupe�nie kontrastowa, przeciwstawna grupa wierszy takich jak "Tren Fortynbrasa", po�wi�conych mitologii, dziejom, postaciom historycznym czy literackim. Jak pan godzi t� sprzeczno��? B. Sprzeczno�ci nie nale�y godzi�. Natomiast trzeba je sobie u�wiadamia�. Dzie�o sztuki nie jest teori� naukow�, kt�ra musi by� wewn�trznie sp�jna. �yjemy w �wiecie sprzeczno�ci i my sami jeste�my ofiarami sprzecznych idei, impuls�w, wyobra�e�. I to chyba wcale nie �wiadczy o ub�stwie osobowo�ci, je�li porusza si� ona mi�dzy dwoma biegunami. A. Czy jednak podzia� pana wierszy - jaki zaprezentowa�am - powiedzmy bardzo og�lnie, na wiersze po�wi�cone przedmiotom i wiersze po�wi�cone kulturze, wydaje si� panu s�uszny? B. Jest to podzia� wed�ug temat�w, a wi�c w pewnym stopniu u�atwiaj�cy wst�pne rozpoznanie. Ale pani� interesuje chyba, dlaczego pisa�em zar�wno wiersze o sto�ku, jak i o Hamlecie, o banalnej codzienno�ci i o wznios�ych postaciach kultury? A. Tak, bo jakie� motywy musia�y panem kierowa�... B. A wi�c spr�buj� to wyja�ni�. Prze�y�em, je�li nie osobi�cie, to na pewno jako �wiadek, niejedn� kompromitacj� ideologii, za�amanie si� sztucznie stworzonego obrazu rzeczywisto�ci, kapitulacj� wiary wobec fakt�w. I wtedy domena rzeczy, domena przyrody wydawa�a mi si� punktem oparcia, a tak�e punketm wyj�cia umo�liwiaj�cym stworzenie takiego obrazu �wiata, kt�ry by�by zgodny z naszym do�wiadczeniem. Po odej�ciu fa�szywych prorok�w, rzeczy, aby tak rzec, ukazywa�y swoj� twarz niewinn�, nieskaln� k�amstwem. ��czy si� to zreszt� ze starym marzeniem poet�w... A. O Arkadii... B. O raju, o miejscu ludzkiego szcz�cia. Ale poeci nie maj� w�adzy nad �wiatem. Ich jedynym kr�lestwem jest mowa. Tylko w tej dziedzinie s� suwerennymi w�adcami i prawodawcami. A. Ale j�zyk jest wsp�lnym �rodkiem komunikacji wszystkich ludzi. B. W�a�nie w tym tkwi problem. J�zyk jest nieczystym narz�dziem wyrazu. Codziennie torturowany, banalizowany, poddawany nikczemnym zabiegom. Wi�c marzeniem poet�w jest dotarcie do dziewiczego sensu s��w, do dawania odpowiedniego rzeczom s�owa, jak m�wi Norwid. "Niech s�owa znacz� to tylko, co znacz� a nie przeciwko komu zosta�y u�yte". To znowu cytat z innego wielkiego poety. Dla mnie dialog z rzeczami by� w�a�nie tak� pr�b� dotarcia do czystych �r�de� mowy. By� tak�e buntem przeciwko k�amcom i szalbierzom. A. A ten drugi biegun pana tw�rczo�ci? Wiersze po�wi�cone mitologii, historii? Krytycy m�wi�, �e jest pan poet� kultury. B. Nie uwa�am tego za obelg�, chocia� w ustach ludzi ��daj�cych od tw�rc�w absolutnego nowatorstwa brzmi to jak zarzut. Sprawa jest bardzo powa�na, wi�c pozwol� sobie wy�o�y� to, co mam do powiedzenia, w miar� systematycznie. Wydaje mi si� rzecz� absolutnie niezb�dn� dla ka�dego tw�rcy, aby stara� si� wypracowa� sw�j aktywny stosunek do tradycji, mo�liwie do ca�ej tradycji, a nie tylko jednego pokolenia, co cz�sto czyni� m�odzi poeci, kt�rzy z lubo�ci� pokazuj� j�zyk swoim poprzednikom, zapominaj�c o Homerze, Ajschylosie, Horacym, Dantem i Szekspirze. A. Czy proponuje pan ucieczk� w przesz�o��? B. Wcale tego nie proponuj�. Powiedzia�em, aktywny stosunek do tradycji, uznanie tego, �e jeste�my ogniwem w wielkim �a�cuchu pokole�, to nas zobowi�zuje. M�wi si� cz�sto potocznie "dziedzictwo kultury". Ale kultury nie dziedziczy si� mechanicznie, jak - powiedzmy - domku zapisanego przez rodzic�w. Trzeba j� natomiast w pocie czo�a wypracowa�, zdoby� dla siebie, potwierdzi� sob�. I nic tu nie pomo�e usprawiedliwianie i t�umaczenie, �e �yjemy w epoce wyj�tkowej, bowiem ka�da epoka ludzko�ci by�a wyj�tkowa. B��dem jest tak�e mniemanie, �e kultura istnieje, utrzymuje si� sama przez si�, zmagazynowana w bibliotekach i muzech. Historia uczy nas, �e mo�na niszczy� narody i ich dorobek w spos�b niemal doskona�y. W czasie wojny widzia�em po�ar biblioteki. Ten sam po�ar trawi� ksi��ki m�dre i g�upie, dobre i nikczemne. Wtedy zrozumia�em, �e kulturze zagra�a najbardziej nihilizm. Nihilizm ognia, g�upoty, nienawi�ci. A. A jednak wraca pan do wspomnie�, do osobistych do�wiadcze�? B. Tak, cho� usi�uj� by� jak najbardziej obiektywny i nie opowiada� o sobie. Nie bardzo to mi si�, widz�, udaje. A. Wi�c mo�e powie pan na koniec, czym jest dla pana kultura i dlaczego znajduje si� w poezji pana tyle aluzji do Biblii, mitologii, historii? B. Podstawow� funkcj� kultury jest budowanie warto�ci, dla kt�rych �y� warto. Istnieje tak�e stare poj�cie - humanista, dla mnie drogie i znacz�ce, dla innych o�mieszone i niemodne. Dla tych ostatnich jest to starszy pan czytaj�cy klasyk�w, ale zagubiony we wsp�czesnym �wiecie, nieporadny relikt przesz�o�ci. A przecie� humanista to ten, kt�ry stara si� asymilowa�, przyswaja� i oswaja� jak najszersze obszary rzeczywisto�ci. Tworzy� �wiat, a przynajmniej obraz �wiata, na miar� cz�owieka - jego zdolno�ci rozumienia i wra�liwo�ci. Dlaczego wracam w swoich wierszach do temat�w biblijnych, czy historycznych? Nie czyni� tego nigdy, aby ol�ni� czytelnika. Nie jest to tak�e w moim przekonaniu ucieczka od rzeczywisto�ci. Min�a ju� na szcz�cie epoka, kiedy to przeciwstawiano mitologi� realizmowi. W starych podaniach, legendach zosta�y zawarte bardzo istotne do�wiadczenia ludzko�ci. I kiedy na przyk�ad pisz� o Apollonie i Marsjaszu, nie przepisuj� po prostu tego mitu z podr�cznika mitologii greckiej, ale staram si� na nowo odczyta� ten stary przekaz o okrutnym pojedynku i odpowiedzie� na pytanie, jakie tre�ci, jakie prawdy s� w nim nadal aktualne i �ywe. Nie tylko dla mnie, ale mam nadziej�, tak�e dla moich czytelnik�w. Zbigniew Herbert Wiersze Prolog On Komu ja gram? Zamkni�tym oknom@ klamkom b�yszcz�cym arogancko@ fagotom deszczu - smutnym rynnom@ szczurom co po�r�d �mieci ta�cz�@ Ostatni werbel bi�y bomby@ by� prosty pogrzeb na podw�rzu@ dwie deski w krzy� i he�m dziurawy@ w niebie po�ar�w wielka r�a@ Ch�r Na ro�nie si� obraca ciel�@ W piecu dojrzewa chleb brunatny@ Po�ary gasn� Tylko ogie� u�askawiony wiecznie trwa@ On I zgrzebny napis na tych deskach@ imiona kr�tkie niby salwa@ "Gryf" "Wilk" i "Pocisk" kto pami�ta@ sp�owia�a w deszczu ruda barwa@ Prali�my potem d�ugie lata@ banda�e Teraz nikt nie p�acze@ chrz�szcz� w pude�ku po zapa�kach@ guziki z �o�nierskiego p�aszcza@ Ch�r Wyrzu� pami�tki Spal wspomnienia i w nowy �ycia strumie� wst�p@ Jest tylko ziemia Jedna ziemia i pory roku nad ni� s�@ Wojny owad�w - wojny ludzi i kr�tka �mier� nad miodu kwiatem@ Dojrzewa zbo�e Kwitn� d�by W ocean schodz� rzeki z g�r@ On P�yn� pod pr�d a oni ze mn�@ nieub�aganie patrz� w oczy@ uparcie szepcz� s�owa stare@ jemy nasz gorzki chleb rozpaczy@ Musz� ich zawie�� w suche miejsce@ i kopczyk z piasku zrobi� du�y@ zanim im wiosna sypnie kwiaty@ i mocny zielny sen odurzy@ To miasto -@ Ch�r Nie ma tego miasta@ Zasz�o pod ziemi�@ On �wieci jeszcze@ Ch�r Jak pr�chno w lesie@ On Puste miejsce@ lecz wci�� ponad nim dr�y powietrze@ po tamtych g�osach@ R�w w kt�rym p�ynie m�tna rzeka@ nazywam Wis�� Ci�ko wyzna�@ na tak� mi�o�� nas skazali@ tak� przebodli nas ojczyzn�@ Dwie krople Lasy p�on�y -@ a oni@ na szyjach splatali r�ce@ jak bukiety r�@ ludzie zbiegali do schron�w@ on m�wi� �e �ona ma w�osy@ w kt�rych si� mo�na ukry�@ okryci jednym kocem@ szeptali s�owa bezwstydne@ litani� zakochanych@ gdy by�o bardzo �le@ skakali w oczy naprzeciw@ i zamykali je mocno@ tak mocno �e nie poczuli ognia@ kt�ry dochodzi� do rz�s@ do ko�ca byli m�ni@ do ko�ca byli wierni@ do ko�ca byli podobni@ jak dwie krople@ zatrzymane na skraju twarzy@ M�j ojciec M�j ojciec bardzo lubi� France'a@ i pali� Przedni Macedo�ski@ w niebieskich chmurach aromatu@ smakowa� u�miech w wargach w�skich@ i wtedy w tych odleg�ych czasach@ gdy pochylony siedzia� z ksi��k�@ m�wi�em: ojciec jest Sindbadem@ i jest mu z nami czasem gorzko@ przeto odje�d�a� na dywanie@ na czterech wiatrach po atlasach@ biegli�my za nim zatroskani@ a on si� gubi� w ko�cu wraca�@ zdejmowa� zapach k�ad� pantofle@ zn�w chrobot kluczy po kieszeniach@ i dni jak krople ci�kie krople@ i czas przemija lecz nie zmienia@ na �wi�ta raz firanki zdj�to@ przez szyb� wyszed� i nie wr�ci�@ nie wiem czy oczy przymkn�� z �alu@ czy g�owy ku nam nie odwr�ci�@ raz w zagranicznych ilustracjach@ widzia�em jego fotografi�@ gubernatorem jest na wyspie@ gdzie plamy s� i liberalizm@ Cmentarz warszawski Tej �ciany@ ostatniego widoku@ nie ma@ wapno na domy i groby@ wapno na pami��@ ostatnie echo salwy@ uformowane w kamienn� p�yt�@ i zwi�z�y napis@ odbity spokojn� antykw�@ przed najazdem �ywych@ umarli schodz� g��biej@ ni�ej@ skar�� si� noc� w rurach �alu@ wychodz� ostro�nie@ kropla po kropli@ jeszcze raz zapalaj� si�@ za byle potarciem zapa�ki@ a na powierzchni spok�j@ p�yty wapno na pami��@ na rogu alei �ywych@ i nowego �wiata@ pod stukaj�cym dumnie obcasem@ wzbiera jak kretowisko@ cmentarz tych kt�rzy prosz�@ o pag�rek pulchnej ziemi@ o nik�y znak znad powierzchni@ Ballada o tym �e nie giniemy Kt�rzy o �wicie wyp�yn�li@ ale ju� nigdy nie powr�c�@ na fali �lad sw�j zostawili -@ w g��b morza spada wtedy muszla@ pi�kna jak skamienia�e usta@ ci kt�rzy szli piaszczyst� drog�@ ale nie doszli do okiennic@ chocia� ju� dachy by�o wida� -@ w dzwonie powietrza maj� schron@ a kt�rzy tylko osieroc�@ wyzi�b�y pok�j par� ksi��ek@ pusty ka�amarz bia�� kart� -@ zaprawd� nie umarli cali@ szept ich przez chaszcze idzie tapet@ w suficie p�aska g�owa mieszka@ z powietrza wody wapna ziemi@ zrobiono raj ich anio� wiatru@ rozetrze cia�o w d�oni@ b�d�@ po ��kach nie�� si� tego �wiata@ Sto�ek W ko�cu nie mo�na ukry� tej mi�o�ci@ ma�y czworon�g na d�bowych nogach@ o sk�rze szorstkiej i ch�odnej nad podziw@ przedmiot codzienny bez oczu lecz z twarz�@ na kt�rej zmarszczki s�oj�w s�d dojrza�y znacz�@ szary osio�ek najcierpliwszy z os��w@ sier�� mu wypada od zbyt d�ugich pos��w@ i tylko k�pk� szczeciny drewnianej@ czuj� pod r�k� gdy go g�adz� rano@ - wiesz m�j kochany byli szarlatani@ kt�rzy m�wili: k�amie r�ka k�amie@ oko kiedy dotyka kszta�t�w co s� pustk� -@ to byli ludzie �li zawistni rzeczom@ �wiat chcieli z�owi� na w�dk� zaprzecze�@ jak ci wyrazi� moj� wdzi�czno�� podziw@ przychodzisz zawsze na wo�anie oczu@ nieruchomo�ci� wielk� t�umacz�c na migi@ biednemu rozumowi: jeste�my prawdziwi -@ na koniec wierno�� rzeczy otwiera nam oczy@ Wawel Jerzemu Turowiczowi Patriotyczn� katarakt� na oczach mia� ten@ co ci� zr�wna� z gmachem marmur�w@ Peryklesie@ smuci� si� musi twa kolumna@ i prosty cie� dostojno�� g�owic@ harmonia ramion uniesionych@ a tu ceglany �mieszny zgie�k@ kr�lewskie jab�ko renesansu@ na austriackich koszar tle@ i tylko mo�e w noc w gor�czce@ w ob��dzie w �alu barbarzy�ca@ co si� od krzy��w i szubienic@ dowiedzia� r�wnowagi bry�@ i tylko mo�e pod ksi�ycem@ kiedy anio�y od o�tarza@ odchodz� by tratowa� sny@ i tylko wtedy@ - Akropolis@ Akropol dla wydziedziczonych@ i �aska �aska dla k�ami�cych@ Nike kt�ra si� waha Najpi�kniejsza jest Nike w momencie@ kiedy si� waha@ prawa r�ka pi�kna jak rozkaz@ opiera si� o powietrze@ ale skrzyd�a dr��@ widzi bowiem@ samotnego m�odzie�ca@ idzie d�ug� kolein�@ wojennego wozu@ szar� drog� w szarym krajobrazie@ ska� i rzadkich krzew�w ja�owca@ �w m�odzieniec nied�ugo zginie@ w�a�nie szala z jego losem@ gwaa�townie opada@ ku ziemi@ Nike ma ogromn� ochot�@ podej��@ i poca�owa� go w czo�o@ ale boi si�@ �e on kt�ry nie zazna�@ s�odyczy pieszczot@ poznawszy j�@ m�g�by ucieka� jak inni@ w czasie tej bitwy@ wi�c Nike waha si�@ i w ko�cu postanawia@ pozosta� w pozycji@ kt�rej nauczyli j� rze�biarze@ wstydz�c si� bardzo tej chwili wzruszenia@ rozumie dobrze@ �e jutro o �wicie@ musz� znale�� tego ch�opca@ z otwart� piersi�@ zamkni�tymi oczyma@ i cierpkim obolem ojczyzny@ pod dr�twym j�zykiem@ Arijon Oto on - Arijon@ helle�ski Caruso@ koncertmistrz antycznego �wiata@ drogocenny jak naszyjnik@ albo lepiej jak konstelacja@ �piewa@ ba�wanom morskim i kupcom b�awatnym@ tyranom i poganiaczom mu��w@ tyranom czerniej� na g�owach korony@ a sprzedawcy plack�w z cebul�@ po raz pierwszy myl� si� w rachunkach na swoj� niekorzy��@ o czym �piewa Arijon@ tego dok�adnie nikt nie wie@ najwa�niejsze jest to �e przywraca �wiatu harmoni�@ morze ko�ysze �agodnie ziemi�@ ogie� rozmawia z wod� bez nienawi�ci@ w cieniu jednego heksametru le��@ wilki i �ania jastrz�b i go��b@ a dziecko usypia na grzywie lwa@ jak w ko�ysce@ patrzcie jak u�miechaj� si� zwierz�ta@ ludzie �ywi� si� bia�ymi kwiatami@ i wszystko jest tak dobrze@ jak by�o na pocz�tku@ to on - Arijon@ drogocenny i wielokrotny@ sprawca zawrot�w g�owy@ stoi w zamieci obraz�w@ ma osiem palc�w jak oktawa@ i �piewa@ a� kiedy z b��kitu na zachodzie@ wysnuwaj� si� �wietliste niteczki szafranu@ co oznacza zbli�aj�c� si� noc@ Arijon uprzejmym ruchem g�owy@ �egna@ poganiaczy i filozof�w@ i wsiada w porcie na grzbiet@ oswojonego delfina@ - do widzenia -@ jak�e jest pi�kny Arijon -@ - m�wi� dziewcz�ta -@ kiedy wyp�ywa na morze@ sam@ z wie�cem widnokr�g�w na g�owie@ Przedmioty Przedmioty martwe s� zawsze w porz�dku i nic im, niestety, nie mo�na zarzuci�. Nie uda�o mi si� nigdy zauwa�y� krzes�a, kt�re przest�puje z nogi na nog�, ani ��ka, kt�re staje d�ba. Tak�e sto�y, nawet kiedy s� zm�czone, nie odwa�� si� przykl�kn��. Podejrzewam, �e przedmioty robi� to ze wzgl�d�w wychowawczych, aby wci�� nam wypomina� nasz� niesta�o��. Chcia�bym opisa� Chcia�bym opisa� najprostsze wzruszenie@ rado�� lub smutek@ ale nie tak jak robi� to inni@ si�gaj�c po promienie deszczu albo s�o�ca@ chcia�bym opisa� �wiat�o@ kt�re we mnie si� rodzi@ ale wiem �e nie jest ono podobne@ do �adnej gwiazdy@ bo jest nie tak jasne@ nie tak czyste@ i niepewne@ chcia�bym opisa� m�stwo@ nie ci�gn�c za sob� zakurzonego lwa@ a tak�e niepok�j@ nie potrz�saj�c szklank� wody@ inaczej m�wi�c@ oddam wszystkie przeno�nie@ za jeden wyraz@ wy�uskany z piersi jak �ebro@ za jedno s�owo@ kt�re mie�ci si�@ w granicach mojej sk�ry@ ale nie jest to wida� mo�liwe@ i aby powiedzie� - kocham@ biegam jak szalony@ zrywaj�c nar�cza ptak�w@ a tkliwo�� moja@ kt�ra nie jest przecie� z wody@ prosi wod� o twarz@ i gniew@ r�ny od ognia@ po�ycza od niego@ wielom�wnego j�zyka@ tak si� miesza@ tak si� miesza@ we mnie@ to co siwi panowie@ podzielili raz na zawsze@ i powiedzieli@ to jest podmiot@ a to przedmiot@ zasypiamy@ z jedn� r�k� pod g�ow�@ a z drug� w kopcu planet@ a stopy opuszczaj� nas@ i smakuj� ziemi�@ ma�ymi korzonkami@ kt�re rano@ odrywamy bole�nie@ Ko�atka S� tacy kt�rzy w g�owie@ hoduj� ogrody@ a w�osy ich s� �cie�kami@ do miast s�onecznych i bia�ych@ �atwo im pisa�@ zamykaj� oczy@ a ju� z czo�a sp�ywaj�@ �awice obraz�w@ moja wyobra�nia@ to kawa�ek deski@ a za ca�y instrument@ mam drewniany patyk@ uderzam w desk�@ a ona mi odpowiada@ tak - tak@ nie - nie@ innym zielony dzwon drzewa@ niebieski dzwon wody@ ja mam ko�atk�@ od nie strze�onych ogrod�w@ uderzam w desk�@ a ona podpowiada@ suchy poemat moralisty@ tak - tak@ nie - nie@ Trzy studia na temat realizmu 1 Ci kt�rzy maluj� ma�e lusterka jezior@ ob�oki i �ab�dzie sceny przy strumieniu@ ci kt�rzy jak nikt potrafi� odda� s�odycz snu@ nagie rami� pod g�ow� otwarty li�� i niebo@ a je�li ju� odwa�� si� opowiada� morze@ �atwo mieszcz� to s�owo w ustach o brzegach r�owych@ oni nosz� nas w ma�ych koszykach z wikliny@ i sk�adaj� na piersi z kt�rej pili�my ongi@ nie krzyczmy na nich �e �wiaat ich bez burzy@ zwi�dnie jak kwiat zerwany o zachodzie s�o�ca@ ich ma�a kr�g�a ciep�a rzeczywisto��@ jak policzek pasterza kiedy gra na flecie@ oni my�leli �e znajdziemy szcz�cie@ w zacisznym sercu krajobrazu z t�cz�@ 2 ci kt�rzy maluj� wn�trza golarni@ niechlujne staruszki os�y i warzywa@ sceny pijackie brutalnych �o�dak�w@ wszystko to ci�kim i br�zowym ugrem@ a promie� �wiat�a kt�ry si� przedziera@ mi�dzy belkami okopconej izby@ na st� upada na nim porzucone@ soczyste ��cie omglone b��kity@ promie� jest na to aby na nim ostrzy�@ surowy p�dzel zgarbionego mistrza@ wi�c przenikaj� wn�trza czynszowych kamienic@ i zagl�daj� w serce jak w mieszek srebrnik�w@ i widz� tylko �lepca kt�ry liczy per�y@ dziewczyn� poha�bion� bitych oszukanych@ ciemny p�acz nisko i sznury na strychu@ o jasn� wod� potop�w@ uprasza p�dzel@ 3 na koniec oni@ autorzy p��cien podzielonych na praw� stron� i lew� stron�@ kt�rzy znaj� tylko dwa kolory@ kolor tak i kolor nie@ wynalazcy prostych symbol�w@ otwartych d�oni i zaci�ni�tych pi�ci@ �piewu i p�aczu@ ptak�w i pocisk�w@ u�miech�w i szczerzenia z�b�w@ kt�rzy m�wi�@ potem kiedy zamieszkamy w owocach@ b�dziemy u�ywali subtelnego koloru "mo�e"@ i "pod pewnym warunkiem" o per�owym po�ysku@ ale teraz �wiczymy dwa ch�ry@ i na pust� scen�@ pod o�lepiaj�ce �wiat�o@ rzucamy ciebie@ z okrzykiem: wybieraj p�ki czas@ wybieraj na co czekasz@ wybieraj@ i aby ci pom�c nieznacznie popychamy j�zyczek wagi@ Deszcz Kiedy m�j starszy brat@ wr�ci� z wojny@ mia� na czole srebrn� gwiazdk�@ a pod gwiazdk�@ przepa��@ to od�amek szrapnela@ trafi� go pod Verdun@ a mo�e pod Grunwaldem@ (szczeg��w nie pami�ta�)@ m�wi� du�o@ wieloma j�zykami@ ale najbardziej lubi�@ j�zyk historii@ do utraty oddechu@ podrywa� z ziemi poleg�ych koleg�w@ Rolanda Feliksiaka Hannibala@ krzycza�@ �e to ostatnia wyprawa krzy�owa@ �e wkr�tce Kartagina padnie@ a potem w�r�d szlochu wyznawa�@ �e Napoleon go nie lubi@ patrzyli�my@ jak blednie@ zmys�y go opuszcza�y@ wolno obraca� si� w pomnik@ w muzyczne muszle uszu@ wst�pi� kamienny las@ a sk�ra twarzy@ zapi�ta zosta�a@ na niewidome i suche@ dwa guziki oczu@ zosta� mu tylko@ dotyk@ co za historie@ opowiada� r�kami@ w prawej mia� romanse@ w lewej wspomnienia �o�nierskie@ zabrali mego brata@ i wywie�li za miasto@ wraca teraz co jesie�@ szczup�y i cichy@ nie chce wchodzi� do domu@ puka o szyb� bym wyszed�@ chodzimy sobie po ulicach@ a on mi opowiada@ niestworzone historie@ dotykaj�c twarzy@ �lepymi palcami p�aczu@ Pan od przyrody Nie mog� przypomnie� sobie@ jego twarzy@ stawa� wysoko nade mn�@ na d�ugich rozstawionych nogach@ widzia�em@ z�oty �a�cuszek@ popielaty surdut@ i chud� szyj�@ do kt�rej przyszpilony by�@ nie�ywy krawat@ on pierwszy pokaza� nam@ nog� zdech�ej �aby@ kt�ra dotykana ig��@ gwa�townie si� kurczy@ on nas wprowadzi�@ przez z�oty binokular@ w intymne �ycie@ naszego pradziadka@ pantofelka@ on przyni�s�@ ciemne ziarno@ i powiedzia�: sporysz@ z jego namowy@ w dziesi�tym roku �ycia@ zosta�em ojcem@ gdy po napi�tym oczekiwaniu@ z kasztana zanurzonego w wodzie@ ukaza� si� ��ty kie�ek@ i wszystko roz�piewa�o si�@ woko�o@ w drugim roku wojny@ zabili pana od przyrody@ �obuzy od historii@ je�li poszed� do nieba@ mo�e chodzi teraz@ na d�ugich promieniach@ z ogromn� siatk�@ i zielon� skrzynk�@ weso�o dyndaj�c� z ty�u@ ale je�li nie poszed� do g�ry@ kiedy na le�nej �cie�ce@ spotykam �uka kt�ry gramoli si�@ na kopiec piasku@ podchodz�@ szastam nogami@ i m�wi�:@ - dzie� dobry panie profesorze@ pozwoli pan �e mu pomog�@ przenosz� go delikatnie@ i d�ugo za nim patrz�@ a� ginie@ w ciemnym pokoju profesorskim@ na ko�cu korytarza li�ci@ Si�dmy anio� Si�dmy anio�@ jest zupe�nie inny@ nazywa si� nawet inaczej@ Szemkel@ to nie co Gabriel@ z�ocisty@ podpora tronu@ i baldachim@ ani to co Rafael@ stroiciel ch�r�w@ ani tak�e@ Azrael@ kierowca planet@ geometra niesko�czono�ci@ doskona�y znawca fizyki teoretycznej@ Szemkel@ jest czarny nerwowy@ by� wielokrotnie karany@ za przemyt grzesznik�w@ mi�dzy otch�ani�@ a niebem@ jego tupot nieustanny@ nic nie ceni swojej godno�ci@ i utrzymuj� go w zast�pie@ tylko ze wzgl�du na liczb� siedem@ ale nie jest taki jak inni@ nie to co hetman zast�p�w@ Micha�@ ca�y w �uskach i pi�ropuszach@ ani to co Azrafael@ dekorator �wiata@ opiekun bujnej wegetacji@ ze skrzyd�ami jak dwa d�by szumi�ce@ ani nawet to co@ Dedrael@ apologeta i kabalista@ Szemkel Szemkel@ - sarkaj� anio�owie@ dlaczego nie jeste� doskona�y@ malarze bizanty�scy@ kiedy maluj� siedmiu@ odtwarzaj� Szemkela@ podobnego do tamtych@ s�dz� bowiem@ �e popadliby w herezj�@ gdyby wymalowali go@ takim jak jest@ czarny nerwowy@ w starej wylenia�ej aureoli@ R�owe ucho My�la�em@ znam j� przecie� dobrze@ tyle lat �yjemy razem@ znam@ ptasi� g�ow�@ bia�e ramiona@ i brzuch@ a� pewnego razu@ w zimowy wiecz�r@ usiad�a przy mnie@ i w �wietle lampy@ padaj�cym z ty�u@ ujrza�em r�owe ucho@ �mieszny p�atek sk�ry@ muszla z �yj�c� krwi�@ w �rodku@ nic wtedy nie powiedzia�em -@ dobrze by�oby napisa�@ wiersz o r�owym uchu@ ale nie taki �eby powiedzieli@ te� sobie temat wybra�@ pozuje na orygina�a@ �eby nawet nikt si� nie u�miechn��@ �eby zrozumieli �e og�aszam@ tajemnic�@ nic wtedy nie powiedzia�em@ ale noc� kiedy le�eli�my razem@ delikatnie pr�bowa�em@ egzotyczny smak@ r�owego ucha@ Pi�ciu 1 Wyprowadzaj� ich rano@ na kamienne podw�rze@ i ustawiaj� pod �cian�@ pi�ciu m�czyzn@ dwu bardzo m�odych@ pozostali w sile wieku@ nic wi�cej@ nie da si� o nich powiedzie�@ 2 kiedy pluton podnosi@ bro� do oka@ wszystko nagle staje@ w jaskrawym �wietle@ oczywisto�ci@ ��ty mur@ zimny b��kit@ czarny drut na murze@ zamiast horyzontu@ jest to moment@ buntu pi�ciu zmys��w@ kt�re rade by uciec@ jak szczury z ton�cego okr�tu@ zanim kula dojdzie do miejsca przeznaczenia@ oko zauwa�y nadlatuj�cy pocisk@ s�uch utrwali stalowy szelest@ nozdrza nape�ni� si� ostrym dymem@ mu�nie podniebienie p�atek krwi@ a dotyk skurczy si� i rozlu�ni@ teraz ju� le�� na ziemi@ cieniem nakryci po oczy@ pluton odchodzi@ ich guziki rzemienie@ i stalowe he�my@ s� bardziej �ywe@ od tych le��cych pod murem@ 3 nie dowiedzia�em si� dzisiaj@ wiem o tym nie od wczoraj@ wi�c dlaczego pisa�em@ niewa�ne wiersze o kwiatach@ o czym m�wi�o pi�ciu@ w nocy przed egzekucj�@ o snach proroczych@ o przygodzie w burdelu@ o cz�ciach samochodu@ o morskiej podr�y@ o tym �e jak mia� piki@ nie trzeba by�o zaczyna�@ o tym �e w�dka najlepsza@ po winie boli g�owa@ o dziewczynach@ owocach@ o �yciu@ a zatem mo�na@ u�ywa� w poezji imion greckich pasterzy@ mo�na kusi� si� o utrwalenie barwy porannego nieba@ pisa� o mi�o�ci@ a tak�e@ jeszcze raz@ ze �mierteln� powag�@ ofiarowa� zdradzonemu �wiatu@ r��@ Ornamentatorzy Pochwaleni niech b�d� ornamentatorzy@ ozdabiacze i sztukatorzy@ tw�rcy anio�k�w fruwaj�cych@ i ci tak�e kt�rzy robi� wst��ki@ a na wst��kach napisy krzepi�ce@ (pod wst��kami wiatr od wysch�ych rzek)@ a tak�e skrzypkowie i fleci�ci@ kt�rzy dbaj� aby ton by� czysty@ oni strzeg� arii Bacha na strunie G@ no i ma si� rozumie� poeci@ bowiem staj� w obronie dzieci@ m�wi� u�miech d�onie i oczy@ oni maj� racj� nie jest spraw� sztuki@ prawdy szuka� to s� rzeczy nauki@ sztukatorzy czuwaaj� nad ciep�em serca@ �eby by�a nad bram� mozaika@ go��b ga��� albo s�o�ce w kwiatach@ (kto� za bram� ci�gnie symbole za sznurek)@ s� ju� takie s�owa kolory i rytmy@ co si� �miej� i p�acz� jak �ywe@ sztukatorzy przechowuj� te s�owa@ �e si� p�dzi przy tym ciemne m�yny@ my si� o to sztukatorzy nie martwimy@ my jeste�my parti� �ycia i rado�ci@ na ulicy radosnych pochod�w@ szary mur wi�zienny w oczy k�uje@ brzydka plama w krajobrazie idealnym@ sztukator�w co najlepszych wezwali@ ca�� noc sztukatorzy malowali@ nawet plecy tych co siedz� z tamtej strony na r�owo@ Pie�� o b�bnie Odesz�y pasterskie fletnie@ z�oto niedzielnych tr�bek@ zielone echa waltornie@ i skrzypce tak�e odesz�y -@ pozosta� tylko b�ben@ i b�ben gra nam dalej@ od�wi�tny marsz �a�obny marsz@ proste uczucia id� w takt@ na sztywnych nogach@ dobosz gra@ i jedna my�l i s�owo jedno@ gdy b�ben wzywa strom� przepa��@ niesiemy k�osy lub nagrobek@ co m�dry nam wywr�y b�ben@ gdy w sk�r� bruk�w bije krok@ ten hardy krok co �wiat przemieni@ na poch�d i na okrzyk jeden@ nareszcie idzie ludzko�� ca�a@ nareszcie ka�dy trafi� w krok@ ciel�ca sk�ra pa�ki dwie@ rozbi�y wie�e i samotno��@ i stratowane jest milczenie@ a �mier� niestraszna kiedy t�umna@ kolumna prochu nad pochodem@ rozst�pi si� pos�uszne morze@ zejdziemy nisko do czelu�ci@ do pustych piekie� oraz wy�ej@ nieba sprawdzamy nieprawdziwo��@ i wyzwolony od przestrach�w@ w piasek si� zmieni ca�y poch�d@ niesiony przez szyderczy wiatr@ i tak ostatnie echo przejdzie@ po niepos�usznej ple�ni ziemi@ zostanie tylko b�ben b�ben@ dyktator muzyk rozgromionych@ Substancja Ani w g�owach kt�re gasi ostry cie� proporc�w@ ani w piersiach otwartych poniechanych na r�ysku@ ani w d�oniach d�wigaj�cych zimne ber�o i jab�ko@ ani w sercu dzwonu@ ani pod stopami katedry@ nie zawiera si� wszystko@ ci kt�rzy tocz� w�zki po �le brukowanym przedmie�ciu@ i uciekaj� z po�aru z butl� barszczu@ kt�rzy wracaj� na ruiny nie po to by wo�a� zmar�ych@ ale aby odnale�� rur� �elaznego pi