6313
Szczegóły |
Tytuł |
6313 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6313 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6313 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6313 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zbigniew Herbert
Poezje wybrane
Pismem Ministerstwa O�wiaty i
Szkolnictwa Wy�szego z dnia 3 II
1970 r. Nr PR 4_#5521
L$s$w_1871,
ksi��ka zalecona do
dzia��w nauczycielskich
bibliotek szk� �rednich.
Wyboru dokona� i wst�pem
opatrzy� Autor.
"Ludowa Sp�dzielnia Wydawnicza"
Warszawa 1973.
Rozmowa o pisaniu wierszy
A. Zaczn� od kwestii z pozoru
banalnej. Zauwa�y�am, �e na
wieczorach autorskich czytelnicy
cz�sto pytaj� o pocz�tki
pisarskie. Chc� po prostu
wiedzie�, jak zostaje si�
pisarzem. Czy takie pytania
zdarza�y si� tak�e panu?
B. Owszem, zdarza�y si�.
Bardzo dobrze to zreszt� pani
wyrazi�a, bo mnie te� si� zdaje,
�e u pod�o�a tych pyta� zawsze,
albo prawie zawsze, le�y ch��
zdobycia sekretu, tajemniczego
zakl�cia, formu�y, kt�ra
pozwoli�aby u�atwi� karier�
pisarsk� tym, co o tym marz�.
A. A na czym polega ten
sekret?
B. Nie wiem, czasem nawet
wydaje mi si�, �e nie ma �adnego
sekretu. Prosz� mnie dobrze
zrozumie�: nie lubi� tak zwanych
"natchnionych tw�rc�w", to jest
takich, kt�rzy udaj� przed
publiczno�ci�, �e poruszaj� si�
w strefach niedost�pnych dla
przeci�tnego czytelnika. Nie
lubi� tak�e tych, kt�rzy
wymy�laj� sobie r�ne dziwaczne
przygody �yciowe i twierdz�, �e
one w�a�nie wp�yn�y na to, i�
pewnego dnia stali si�
artystami. Takie kreowanie
siebie na kogo� niezwyk�ego jest
romantyczne i do�� mi obce.
A. Nie dam tak �atwo za
wygran�. Trudno chyba
zaprzeczy�, �e pewne elementy
biografii, powiedzmy og�lnie,
prze�ycia, wyzwalaj� zdolno��
pisania.
B. O�mielam si� twierdzi�, �e
zdolno�� pisania maj� wszyscy
lub prawie wszyscy, tak samo jak
zdolno�� malowania czy
komponowania prostych utwor�w
muzycznych. Gdyby by�o inaczej,
poeci pisaliby dla poet�w,
kompozytorzy byliby rozumiani
tylko przez swoich koleg�w po
fachu, a malarze malowaliby
tylko dla malarzy. Na szcz�cie
tak nie jest. Doskona�y odbiorca
jest te� artyst�, i to rzadkim.
Jest to kto� taki, kt�ry potrafi
odtworzy� w sobie ari�, koloryt
obrazu czy wiersz, i to
odtworzy� dok�adnie, z tak� sam�
bezinteresown� rado�ci�, jakby
to on by� autorem.
A. Dobrze. Za��my, �e ma pan
racj�. By� mo�e, �e istotnie
odbiorca_czytelnik, s�uchacz czy
widz jest potencjalnym autorem,
to znaczy, m�g�by tworzy�, ale
tego zaniecha�, prawdopodobnie z
braku odwagi. Ale pan si�
odwa�y�. Chcia�abym wiedzie�, w
jakim momencie i dlaczego?
B. No, wi�c dobrze, powiem;
mo�e to rzeczywi�cie jest wa�ne.
Zacz��em pisa� w czasie wojny.
Zamieszczony w tym tomie wiersz
"Dwie krople" nie jest, je�li
pami�tam, pierwszym, jaki
napisa�em, ale pierwszym, do
kt�rego mog� si� po latach
przyzna�. Mia�em w�wczas
kilkana�cie lat. By�a wojna. W
czasie jednego z ci�kich
bombardowa� zbieg�em do schronu
i wtedy na schodach zauwa�y�em w
przelocie, gdy� p�dzony by�em
strachem - dwoje m�odych ludzi,
kt�rzy ca�owali si�. To by�o
naprawd� niezwyk�e w tej
sytuacji.
A. Dlaczego niezwyk�e?
B. Niezwyk�e dlatego, �e w
takich jak opisana sytuacjach,
przera�enie wype�nia cz�owieka
ca�ego, ka�e mu zapomnie� o
najbli�szych. Obudzony w
momentach totalnego zagro�enia,
instynkt �ycia, wype�nia nas bez
reszty szczurzym l�kiem, jedyn�
wol�, aby ratowa� tylko siebie.
A tymczasem, tych dwoje ludzi
przeciwstawia�o szalej�cemu
okrucie�stwu kruch� pot�g�
mi�o�ci.
A. I postanowi� pan to opisa�?
B. Nie tyle opisa�, co
wyrazi�. Rozumie pani, mia�em
pod dostatkiem s��w, kt�re mog�y
wypowiedzie� m�j bunt i
sprzeciw. Mog�em napisa� co� w
tym rodzaju: "ach wy przekl�ci,
tacy owacy; zabijacie niewinnych
ludzi, wy dranie; poczekajcie,
dosi�gnie was zas�u�ona kara".
Nie powiedzia�em tego, poniewa�
chcia�em zauwa�onej jednostkowej
sytuacji nada� szerszy wymiar,
albo raczej ukaza� jej
perspektywy g��bsze,
og�lnoludzkie.
A. Ale czy taki zabieg nie
czyni z poezji czego� ch�odnego,
abstrakcyjnego, oderwanego od
�ycia? Pana wyt�umaczenie
genezy, przyczyny powstania
wiersza "Dwie krople" wyja�ni�o
mi wiele, ale co ma robi�
czytelnik, kt�ry nie zna tego
wyja�nienia?
B. Nie jest rzecz� mo�liw�, a
nawet potrzebn� obja�nianie
wierszy przy pomocy opisania
momentu, kt�ry powstanie wiersza
zainspirowa�. Dlatego w�a�nie,
na pocz�tku, broni�em si�
opowiadaniu o �yciu. Utw�r
literacki, jak ka�de dzie�o
sztuki, musi by� samoistny,
"sta� na w�asnych nogach"
niezale�nie od prze�y�, jakie go
powo�a�y z niejasnej krainy
obraz�w, emocji, przeczu�. I
musi by� utrwalony w j�zyku w
spos�b narzucaj�cy si�
wyobra�ni. W�a�nie pisz� teraz
szkic o kulturze minojskiej,
odkrytej na Krecie przed
siedemdziesi�ciu laty i od tego
czasu niepokoj�cej uczonych.
Odkrywca tej kultury, Evans, a
tak�e inni archeolodzy
przekazali nam ruiny wspania�ych
pa�ac�w, freski, zachwycaj�c�
ceramik� sprzed 3 tysi�cy lat i
wobec tych arcydzie� widz staje
pe�en podziwu i zadumy. Ale
bardzo niewiele wiemy o tym, jak
�yli Minojczycy i co przede
wszystkim my�leli. Bo ich pismo
(tzw. linearne B i
hieroglificzne) nie zosta�o
odczytane.Chc� przez to
powiedzie�, �e dopiero w j�zyku
ujawnia si� cz�owiek ca�y - jego
niepokoje i rado�ci, warto�ci,
kt�re akceptowa�, i wierzenia.
A. Chcia�abym jednak wr�ci� do
mego pytania. To co przeszkadza
czytelnikom w odbiorze poezji
wsp�czesnej, to - jak mi si�
zdaje - jej ch��d,
abstrakcyjno�� i przesadny
intelektualizm. Czy nigdy nie
stawiano panu podobnych
zarzut�w?
B. Dotkn�a pani bardzo
istotnej kwestii i trzeba b�dzie
po kolei wyja�ni� pewne
nieporozumienia, jakie istotnie
naros�y wok� poezji
wsp�czesnej. Nie b�d� m�wi� o
ca�ej poezji wsp�czesnej, bo
nie potrafi�, sk�ada si� na ni�
tyle r�nych kierunk�w i z
wieloma nie solidaryzuj� si�.
B�d� natomiast m�wi� o tym, jak
ja widz� te sprawy. Na chwil�
jednak pozwol� sobie odwr�ci�
nasze role i zada� pani pytanie.
Na czym - zdaniem pani -
najbardziej zale�y autorowi?
A. �eby by� czytanym, i to
czytanym z uznaniem czy nawet z
uwielbieniem.
B. Na pewno, ale jeszcze
wa�niejsze od tego jest, aby
czytelnik zaakceptowa� co�, co
bym nazwa� regu�ami gry.
Kardynaln� zasad� jest
zrozumienie intencji autora,
jego zamiar�w, jego poetyki,
jego �wiata. Nie ma to nic
wsp�lnego z bezkrytycznym
stosunkiem do sztuki, ale z
drugiej strony nie wolno ��da�
od autora wszystkiego, �eby by�
jednocze�nie zabawny i smutny,
g��boki i �atwy, uczony i
prostaczek. Pisarz zaprasza
czytelnika do gry, do gry na
serio, do gry wyobra�ni i mo�e
by� s�dzony tylko za to, jak t�
gr� przeprowadzi�, to znaczy,
jak si� wywi�za� ze swoich
obietnic w ramach zaproponowanej
konwencji, czyli umowy. Tylko
tak wolno krytykowa� ksi��k�.
Ale wr��my do owego
nieszcz�snego intelektualizmu
poezji wsp�czesnej.
A. Dlaczego nieszcz�snego...?
B. Bo sprawa polega na
nieporozumieniu, co postaram si�
wyja�ni�. Jest prawd�, �e
wi�kszo�� czytelnik�w lubi
wiersze, powiedzmy, emocjonalne,
to znaczy takie, w kt�rych �atwo
mo�na rozpozna� znane nam
uczucia. Oto zach�d s�o�ca i
towarzysz�ce mu wra�enie smutku
lub �al po osobie, kt�ra
odesz�a, albo te� rado�� ze
spotkania z kim� bliskim, a
dawno nie widzianym. Nie mam
bynajmniej zamiaru o�miesza�
tych uczu�...
A. Zw�aszcza, �e pod pi�rem
S�owackiego czy
Kochanowskiego...
B. W�a�nie, "Smutno mi Bo�e",
"Treny" itd. Natomiast wracaj�c
do siebie, chcia�bym powiedzie�,
�e odnosz� si� do uczu� z pewn�
podejrzliwo�ci� czy rezerw�,
zbyt wiele bowiem w �yciu
widzia�em wybuch�w entuzjazmu
czy wybuch�w nienawi�ci w
stosunku do os�b czy spraw,
kt�re na to nie zas�ugiwa�y. I
wtedy nieocenion� kontrol� jest
kontrola rozumu.
A. No wi�c, jest pan jednak
poet� intelektualnym.
B. Nie lubi� tego epitetu,
poniewa� nie wiem, co on znaczy.
Wiem tylko, �e nie napisa�em ani
jednej linijki, �eby kogokolwiek
ol�ni� wiedz� czy erudycj�. A
poza tym mia�em do�wiadczenie,
kt�re pozwol� sobie przytoczy�.
Ot� w czasie moich studi�w
filozoficznych mieli�my
obserwowa� wybrane dzieci w
przedszkolu i na wielkich
arkuszach notowa�, w jakich to
zachowaniach dochodzi do g�osu
ich wola, rozum i uczucie.
Szybko doszed�em do wniosku, �e
nie mo�na tych trzech sfer duszy
oddzieli�, odseparowa� od
siebie. To te� dotyczy ludzi
doros�ych.
A. Ale tematem pana wierszy
jest nie bezpo�rednie prze�ycie,
ale raczej refleksja nad
�wiatem?
B. Je�li nawet tak jest, nie
wyklucza to zupe�nie
emocjonalnego stosunku. Przecie�
mo�na, a nawet trzeba my�le�
�arliwie.
A. Zgodzi si� pan jednak, �e
pewne tre�ci intelektualne, ich
przewaga w utworach mog�
utrudni� lektur�.
B. By� mo�e. Ale prosz� mnie
dobrze zrozumie�: wiersz, kt�ry
brzmi jak nastawiona p�yta
starego tanga, nie poci�ga mnie.
Chcia�bym, i to jest moja wiara
w czytelnika, �eby by� on moim
wsp�lnikiem, �eby pracowa� ze
mn�. S�dz�, �e ci kt�rzy
dostarczaj� �atwej rozrywki,
maj� jaki� pogardliwy stosunek
do swego odbiorcy. Ja go
traktuj� jako swego partnera, z
ca�ym szacunkiem dla jego
odmienno�ci, w�adzy s�dzenia i
ktytycyzmu.
A. Czy zgodzi� si� pan z
twierdzeniem, �e w pana utworach
tre�� jest wa�niejsza od formy,
to znaczy, �e k�adzie pan
wi�kszy nacisk na to, "co" ma
by� powiedziane ni� na to "jak".
B. Szko�a przyzwyczai�a nas do
rozdzielania tre�ci i formy i
pami�ta pani zapewne, jak to
nasi nauczyciele zam�czali nas
zadaniami, kt�re polega�y na
tym, �eby w�asnymi s�owami
opowiedzie� wiersz. Jest to
oczywi�cie nonsens. Tylko w
z�ych wierszach tre�� mo�na
odseparowa� od formy, szlachetne
my�li, od niezdarnego wyra�ania
tych my�li. To jest zupe�nie
b��dne wyobra�enie, �e poeta
jest kim�, kt�ry wlewa swoj�
tre�� w r�ne flakoniki formy.
Ten flakonik, to jest sonet, �w
oktawa, inny zn�w tak zwany
wiersz bia�y. W istocie, od
samego pocz�tku aktu tw�rczego
tre�� jest nieod��czna od formy.
Pisz�c nie staram si� zadziwi�
czytelnika bogactwem por�wna�,
niezwyk�o�ci� j�zyka czy
wyszukan� rytmik� i
obrazowaniem. Chcia�bym, aby w
moich wierszach s�owa, ich
uk�ady by�y przejrzyste.
A. A co to znaczy?
B. To znaczy, �eby nie
zatrzymywa�y uwagi czytelnika,
�eby nie zmusza�y go do okrzyku
"Och, c� to za majster", ale
�eby w spo�b mo�liwie czysty i
przejrzysty ukazywa�y
rzeczywisto��.
A. A wi�c pana idea�em
poetyckim jest poezja
przedmiotowa, obiektywna,
inaczej nazwana klasyczn�, w
odr�nieniu od rozwichrzonej,
emocjonalnej, subiektywnej
poezji romantycznej?
B. Niekt�rzy krytycy tak
w�a�nie zechcieli to okre�li�.
Dla mnie jednak sprawa sporu
r�nych szk�, kierunk�w czy
poetyki nie jest najwa�niejsza.
W poezji toczy si� tak�e sp�r
daleko istotniejszy, a
mianowicie sp�r postaw.
A. Czy m�g�by pan o tym
powiedzie� szerzej?
B. My�l�, �e ka�dy
pocz�tkuj�cy poeta stara si�
wyda� sobie i bliskim kim�
wyj�tkowym, niepodobnym do
nikogo, zademonstrowa� sw�j
niepowtarzalny talent. Ale je�li
zaw�d czy powo�anie pisarza
uprawia si� tak�e po 30 roku
�ycia, nieodmiennie nasuwa si�
refleksja - po co pisz�, w
obronie jakich warto�ci,
przeciwko jakiej krzywdzie?
Talent jest rzecz� cenn�, ale
taalent bez charakteru marnieje.
Co to znaczy bez charakteru? To
znaczy, bez u�wiadomionej sobie
postawy moralnej wobec
rzeczywisto�ci, bez upartego,
bezkompromisowego wyznaczania
granic mi�dzy tym, co dobre, a
tym co z�e. Dlatego obok
sprawno�ci warsztatowej, ceni
si� wysoko u pisarzy ich
bezkompromisowo��, odwag�,
bezinteresowno��, a wi�c walory
pozaestetyczne.
A. Jeden z tom�w pana poezji
nosi tytu� "Studium przedmiotu".
Napisa� pan wiele wierszy,
kt�rych "bohaterami" s� kamie�,
sto�ek, ko�atka, krzes�o -
s�owem banalne obiekty �ycia
codziennego. To mo�na by
okre�li� jako jedn� dziedzin�
pana zainteresowa�. Ale istnieje
tak�e druga, i to zupe�nie
kontrastowa, przeciwstawna grupa
wierszy takich jak "Tren
Fortynbrasa", po�wi�conych
mitologii, dziejom, postaciom
historycznym czy literackim. Jak
pan godzi t� sprzeczno��?
B. Sprzeczno�ci nie nale�y
godzi�. Natomiast trzeba je
sobie u�wiadamia�. Dzie�o sztuki
nie jest teori� naukow�, kt�ra
musi by� wewn�trznie sp�jna.
�yjemy w �wiecie sprzeczno�ci i
my sami jeste�my ofiarami
sprzecznych idei, impuls�w,
wyobra�e�. I to chyba wcale nie
�wiadczy o ub�stwie osobowo�ci,
je�li porusza si� ona mi�dzy
dwoma biegunami.
A. Czy jednak podzia� pana
wierszy - jaki zaprezentowa�am -
powiedzmy bardzo og�lnie, na
wiersze po�wi�cone przedmiotom i
wiersze po�wi�cone kulturze,
wydaje si� panu s�uszny?
B. Jest to podzia� wed�ug
temat�w, a wi�c w pewnym stopniu
u�atwiaj�cy wst�pne rozpoznanie.
Ale pani� interesuje chyba,
dlaczego pisa�em zar�wno wiersze
o sto�ku, jak i o Hamlecie, o
banalnej codzienno�ci i o
wznios�ych postaciach kultury?
A. Tak, bo jakie� motywy
musia�y panem kierowa�...
B. A wi�c spr�buj� to
wyja�ni�. Prze�y�em, je�li nie
osobi�cie, to na pewno jako
�wiadek, niejedn� kompromitacj�
ideologii, za�amanie si�
sztucznie stworzonego obrazu
rzeczywisto�ci, kapitulacj�
wiary wobec fakt�w. I wtedy
domena rzeczy, domena przyrody
wydawa�a mi si� punktem oparcia,
a tak�e punketm wyj�cia
umo�liwiaj�cym stworzenie
takiego obrazu �wiata, kt�ry
by�by zgodny z naszym
do�wiadczeniem. Po odej�ciu
fa�szywych prorok�w, rzeczy, aby
tak rzec, ukazywa�y swoj� twarz
niewinn�, nieskaln� k�amstwem.
��czy si� to zreszt� ze starym
marzeniem poet�w...
A. O Arkadii...
B. O raju, o miejscu ludzkiego
szcz�cia. Ale poeci nie maj�
w�adzy nad �wiatem. Ich jedynym
kr�lestwem jest mowa. Tylko w
tej dziedzinie s� suwerennymi
w�adcami i prawodawcami.
A. Ale j�zyk jest wsp�lnym
�rodkiem komunikacji wszystkich
ludzi.
B. W�a�nie w tym tkwi problem.
J�zyk jest nieczystym narz�dziem
wyrazu. Codziennie torturowany,
banalizowany, poddawany
nikczemnym zabiegom. Wi�c
marzeniem poet�w jest dotarcie
do dziewiczego sensu s��w, do
dawania odpowiedniego rzeczom
s�owa, jak m�wi Norwid. "Niech
s�owa znacz� to tylko, co znacz�
a nie przeciwko komu
zosta�y u�yte". To znowu cytat z
innego wielkiego poety. Dla mnie
dialog z rzeczami by� w�a�nie
tak� pr�b� dotarcia do czystych
�r�de� mowy. By� tak�e buntem
przeciwko k�amcom i szalbierzom.
A. A ten drugi biegun pana
tw�rczo�ci? Wiersze po�wi�cone
mitologii, historii? Krytycy
m�wi�, �e jest pan poet�
kultury.
B. Nie uwa�am tego za obelg�,
chocia� w ustach ludzi
��daj�cych od tw�rc�w
absolutnego nowatorstwa brzmi to
jak zarzut. Sprawa jest bardzo
powa�na, wi�c pozwol� sobie
wy�o�y� to, co mam do
powiedzenia, w miar�
systematycznie. Wydaje mi si�
rzecz� absolutnie niezb�dn� dla
ka�dego tw�rcy, aby stara� si�
wypracowa� sw�j aktywny stosunek
do tradycji, mo�liwie do ca�ej
tradycji, a nie tylko jednego
pokolenia, co cz�sto czyni�
m�odzi poeci, kt�rzy z lubo�ci�
pokazuj� j�zyk swoim
poprzednikom, zapominaj�c o
Homerze, Ajschylosie, Horacym,
Dantem i Szekspirze.
A. Czy proponuje pan ucieczk�
w przesz�o��?
B. Wcale tego nie proponuj�.
Powiedzia�em, aktywny stosunek
do tradycji, uznanie tego, �e
jeste�my ogniwem w wielkim
�a�cuchu pokole�, to nas
zobowi�zuje. M�wi si� cz�sto
potocznie "dziedzictwo kultury".
Ale kultury nie dziedziczy si�
mechanicznie, jak - powiedzmy -
domku zapisanego przez rodzic�w.
Trzeba j� natomiast w pocie
czo�a wypracowa�, zdoby� dla
siebie, potwierdzi� sob�. I nic
tu nie pomo�e usprawiedliwianie
i t�umaczenie, �e �yjemy w epoce
wyj�tkowej, bowiem ka�da epoka
ludzko�ci by�a wyj�tkowa. B��dem
jest tak�e mniemanie, �e kultura
istnieje, utrzymuje si� sama
przez si�, zmagazynowana w
bibliotekach i muzech. Historia
uczy nas, �e mo�na niszczy�
narody i ich dorobek w spos�b
niemal doskona�y. W czasie wojny
widzia�em po�ar biblioteki. Ten
sam po�ar trawi� ksi��ki m�dre i
g�upie, dobre i nikczemne. Wtedy
zrozumia�em, �e kulturze zagra�a
najbardziej nihilizm. Nihilizm
ognia, g�upoty, nienawi�ci.
A. A jednak wraca pan do
wspomnie�, do osobistych
do�wiadcze�?
B. Tak, cho� usi�uj� by� jak
najbardziej obiektywny i nie
opowiada� o sobie. Nie bardzo to
mi si�, widz�, udaje.
A. Wi�c mo�e powie pan na
koniec, czym jest dla pana
kultura i dlaczego znajduje si�
w poezji pana tyle aluzji do
Biblii, mitologii, historii?
B. Podstawow� funkcj� kultury
jest budowanie warto�ci, dla
kt�rych �y� warto. Istnieje
tak�e stare poj�cie - humanista,
dla mnie drogie i znacz�ce, dla
innych o�mieszone i niemodne.
Dla tych ostatnich jest to
starszy pan czytaj�cy klasyk�w,
ale zagubiony we wsp�czesnym
�wiecie, nieporadny relikt
przesz�o�ci. A przecie�
humanista to ten, kt�ry stara
si� asymilowa�, przyswaja� i
oswaja� jak najszersze obszary
rzeczywisto�ci. Tworzy� �wiat, a
przynajmniej obraz �wiata, na
miar� cz�owieka - jego zdolno�ci
rozumienia i wra�liwo�ci.
Dlaczego wracam w swoich
wierszach do temat�w biblijnych,
czy historycznych? Nie czyni�
tego nigdy, aby ol�ni�
czytelnika. Nie jest to tak�e w
moim przekonaniu ucieczka od
rzeczywisto�ci. Min�a ju� na
szcz�cie epoka, kiedy to
przeciwstawiano mitologi�
realizmowi. W starych podaniach,
legendach zosta�y zawarte bardzo
istotne do�wiadczenia ludzko�ci.
I kiedy na przyk�ad pisz� o
Apollonie i Marsjaszu, nie
przepisuj� po prostu tego mitu z
podr�cznika mitologii greckiej,
ale staram si� na nowo odczyta�
ten stary przekaz o okrutnym
pojedynku i odpowiedzie� na
pytanie, jakie tre�ci, jakie
prawdy s� w nim nadal aktualne i
�ywe. Nie tylko dla mnie, ale
mam nadziej�, tak�e dla moich
czytelnik�w.
Zbigniew Herbert
Wiersze
Prolog
On
Komu ja gram? Zamkni�tym
oknom@ klamkom b�yszcz�cym
arogancko@ fagotom deszczu -
smutnym rynnom@ szczurom co
po�r�d �mieci ta�cz�@
Ostatni werbel bi�y bomby@ by�
prosty pogrzeb na podw�rzu@ dwie
deski w krzy� i he�m dziurawy@ w
niebie po�ar�w wielka r�a@
Ch�r
Na ro�nie si� obraca ciel�@ W
piecu dojrzewa chleb brunatny@
Po�ary gasn� Tylko ogie�
u�askawiony wiecznie trwa@
On
I zgrzebny napis na tych
deskach@ imiona kr�tkie niby
salwa@ "Gryf" "Wilk" i "Pocisk"
kto pami�ta@ sp�owia�a w deszczu
ruda barwa@
Prali�my potem d�ugie lata@
banda�e Teraz nikt nie p�acze@
chrz�szcz� w pude�ku po
zapa�kach@ guziki z
�o�nierskiego p�aszcza@
Ch�r
Wyrzu� pami�tki Spal
wspomnienia i w nowy �ycia
strumie� wst�p@ Jest tylko
ziemia Jedna ziemia i pory roku
nad ni� s�@ Wojny owad�w - wojny
ludzi i kr�tka �mier� nad miodu
kwiatem@ Dojrzewa zbo�e Kwitn�
d�by W ocean schodz� rzeki z
g�r@
On
P�yn� pod pr�d a oni ze mn�@
nieub�aganie patrz� w oczy@
uparcie szepcz� s�owa stare@
jemy nasz gorzki chleb rozpaczy@
Musz� ich zawie�� w suche
miejsce@ i kopczyk z piasku
zrobi� du�y@ zanim im wiosna
sypnie kwiaty@ i mocny zielny
sen odurzy@
To miasto -@
Ch�r
Nie ma tego miasta@ Zasz�o pod
ziemi�@
On
�wieci jeszcze@
Ch�r
Jak pr�chno w lesie@
On
Puste miejsce@ lecz wci��
ponad nim dr�y powietrze@ po
tamtych g�osach@
R�w w kt�rym p�ynie m�tna
rzeka@ nazywam Wis�� Ci�ko
wyzna�@ na tak� mi�o�� nas
skazali@ tak� przebodli nas
ojczyzn�@
Dwie krople
Lasy p�on�y -@ a oni@ na
szyjach splatali r�ce@ jak
bukiety r�@
ludzie zbiegali do schron�w@
on m�wi� �e �ona ma w�osy@ w
kt�rych si� mo�na ukry�@
okryci jednym kocem@ szeptali
s�owa bezwstydne@ litani�
zakochanych@
gdy by�o bardzo �le@ skakali w
oczy naprzeciw@ i zamykali je
mocno@
tak mocno �e nie poczuli
ognia@ kt�ry dochodzi� do rz�s@
do ko�ca byli m�ni@ do ko�ca
byli wierni@ do ko�ca byli
podobni@ jak dwie krople@
zatrzymane na skraju twarzy@
M�j ojciec
M�j ojciec bardzo lubi�
France'a@ i pali� Przedni
Macedo�ski@ w niebieskich
chmurach aromatu@ smakowa�
u�miech w wargach w�skich@ i
wtedy w tych odleg�ych czasach@
gdy pochylony siedzia� z
ksi��k�@ m�wi�em: ojciec jest
Sindbadem@ i jest mu z nami
czasem gorzko@
przeto odje�d�a� na dywanie@
na czterech wiatrach po
atlasach@ biegli�my za nim
zatroskani@ a on si� gubi� w
ko�cu wraca�@ zdejmowa� zapach
k�ad� pantofle@ zn�w chrobot
kluczy po kieszeniach@ i dni jak
krople ci�kie krople@ i czas
przemija lecz nie zmienia@
na �wi�ta raz firanki zdj�to@
przez szyb� wyszed� i nie
wr�ci�@ nie wiem czy oczy
przymkn�� z �alu@ czy g�owy ku
nam nie odwr�ci�@ raz w
zagranicznych ilustracjach@
widzia�em jego fotografi�@
gubernatorem jest na wyspie@
gdzie plamy s� i liberalizm@
Cmentarz warszawski
Tej �ciany@ ostatniego widoku@
nie ma@
wapno na domy i groby@ wapno
na pami��@
ostatnie echo salwy@
uformowane w kamienn� p�yt�@ i
zwi�z�y napis@ odbity spokojn�
antykw�@
przed najazdem �ywych@ umarli
schodz� g��biej@ ni�ej@
skar�� si� noc� w rurach �alu@
wychodz� ostro�nie@ kropla po
kropli@
jeszcze raz zapalaj� si�@ za
byle potarciem zapa�ki@ a na
powierzchni spok�j@ p�yty wapno
na pami��@
na rogu alei �ywych@ i nowego
�wiata@ pod stukaj�cym dumnie
obcasem@ wzbiera jak kretowisko@
cmentarz tych kt�rzy prosz�@ o
pag�rek pulchnej ziemi@ o nik�y
znak znad powierzchni@
Ballada o tym
�e nie giniemy
Kt�rzy o �wicie wyp�yn�li@ ale
ju� nigdy nie powr�c�@ na fali
�lad sw�j zostawili -@
w g��b morza spada wtedy
muszla@ pi�kna jak skamienia�e
usta@
ci kt�rzy szli piaszczyst�
drog�@ ale nie doszli do
okiennic@ chocia� ju� dachy by�o
wida� -@
w dzwonie powietrza maj�
schron@
a kt�rzy tylko osieroc�@
wyzi�b�y pok�j par� ksi��ek@
pusty ka�amarz bia�� kart� -@
zaprawd� nie umarli cali@
szept ich przez chaszcze idzie
tapet@ w suficie p�aska g�owa
mieszka@
z powietrza wody wapna ziemi@
zrobiono raj ich anio� wiatru@
rozetrze cia�o w d�oni@ b�d�@
po ��kach nie�� si� tego �wiata@
Sto�ek
W ko�cu nie mo�na ukry� tej
mi�o�ci@ ma�y czworon�g na
d�bowych nogach@ o sk�rze
szorstkiej i ch�odnej nad
podziw@ przedmiot codzienny bez
oczu lecz z twarz�@ na kt�rej
zmarszczki s�oj�w s�d dojrza�y
znacz�@ szary osio�ek
najcierpliwszy z os��w@ sier��
mu wypada od zbyt d�ugich
pos��w@ i tylko k�pk� szczeciny
drewnianej@ czuj� pod r�k� gdy
go g�adz� rano@
- wiesz m�j kochany byli
szarlatani@ kt�rzy m�wili:
k�amie r�ka k�amie@ oko kiedy
dotyka kszta�t�w co s� pustk� -@
to byli ludzie �li zawistni
rzeczom@ �wiat chcieli z�owi� na
w�dk� zaprzecze�@
jak ci wyrazi� moj�
wdzi�czno�� podziw@ przychodzisz
zawsze na wo�anie oczu@
nieruchomo�ci� wielk� t�umacz�c
na migi@ biednemu rozumowi:
jeste�my prawdziwi -@ na koniec
wierno�� rzeczy otwiera nam
oczy@
Wawel
Jerzemu Turowiczowi
Patriotyczn� katarakt� na
oczach mia� ten@ co ci� zr�wna�
z gmachem marmur�w@
Peryklesie@
smuci� si� musi twa kolumna@ i
prosty cie� dostojno�� g�owic@
harmonia ramion uniesionych@
a tu ceglany �mieszny zgie�k@
kr�lewskie jab�ko renesansu@ na
austriackich koszar tle@
i tylko mo�e w noc w gor�czce@
w ob��dzie w �alu barbarzy�ca@
co si� od krzy��w i szubienic@
dowiedzia� r�wnowagi bry�@
i tylko mo�e pod ksi�ycem@
kiedy anio�y od o�tarza@
odchodz� by tratowa� sny@
i tylko wtedy@
- Akropolis@
Akropol dla wydziedziczonych@
i �aska �aska dla k�ami�cych@
Nike kt�ra si� waha
Najpi�kniejsza jest Nike w
momencie@ kiedy si� waha@ prawa
r�ka pi�kna jak rozkaz@ opiera
si� o powietrze@ ale skrzyd�a
dr��@
widzi bowiem@ samotnego
m�odzie�ca@ idzie d�ug� kolein�@
wojennego wozu@ szar� drog� w
szarym krajobrazie@ ska� i
rzadkich krzew�w ja�owca@
�w m�odzieniec nied�ugo
zginie@ w�a�nie szala z jego
losem@ gwaa�townie opada@ ku
ziemi@
Nike ma ogromn� ochot�@
podej��@ i poca�owa� go w czo�o@
ale boi si�@ �e on kt�ry nie
zazna�@ s�odyczy pieszczot@
poznawszy j�@ m�g�by ucieka� jak
inni@ w czasie tej bitwy@
wi�c Nike waha si�@ i w ko�cu
postanawia@ pozosta� w pozycji@
kt�rej nauczyli j� rze�biarze@
wstydz�c si� bardzo tej chwili
wzruszenia@
rozumie dobrze@ �e jutro o
�wicie@ musz� znale�� tego
ch�opca@ z otwart� piersi�@
zamkni�tymi oczyma@ i cierpkim
obolem ojczyzny@ pod dr�twym
j�zykiem@
Arijon
Oto on - Arijon@ helle�ski
Caruso@ koncertmistrz antycznego
�wiata@ drogocenny jak
naszyjnik@ albo lepiej jak
konstelacja@ �piewa@ ba�wanom
morskim i kupcom b�awatnym@
tyranom i poganiaczom mu��w@
tyranom czerniej� na g�owach
korony@ a sprzedawcy plack�w z
cebul�@ po raz pierwszy myl� si�
w rachunkach na swoj�
niekorzy��@
o czym �piewa Arijon@ tego
dok�adnie nikt nie wie@
najwa�niejsze jest to �e
przywraca �wiatu harmoni�@ morze
ko�ysze �agodnie ziemi�@ ogie�
rozmawia z wod� bez nienawi�ci@
w cieniu jednego heksametru
le��@ wilki i �ania jastrz�b i
go��b@ a dziecko usypia na
grzywie lwa@
jak w ko�ysce@ patrzcie jak
u�miechaj� si� zwierz�ta@ ludzie
�ywi� si� bia�ymi kwiatami@ i
wszystko jest tak dobrze@ jak
by�o na pocz�tku@
to on - Arijon@ drogocenny i
wielokrotny@ sprawca zawrot�w
g�owy@ stoi w zamieci obraz�w@
ma osiem palc�w jak oktawa@ i
�piewa@
a� kiedy z b��kitu na
zachodzie@ wysnuwaj� si�
�wietliste niteczki szafranu@ co
oznacza zbli�aj�c� si� noc@
Arijon uprzejmym ruchem g�owy@
�egna@ poganiaczy i filozof�w@ i
wsiada w porcie na grzbiet@
oswojonego delfina@
- do widzenia -@
jak�e jest pi�kny Arijon -@ -
m�wi� dziewcz�ta -@ kiedy
wyp�ywa na morze@ sam@ z wie�cem
widnokr�g�w na g�owie@
Przedmioty
Przedmioty martwe s� zawsze w
porz�dku i nic im, niestety, nie
mo�na zarzuci�. Nie uda�o mi si�
nigdy zauwa�y� krzes�a, kt�re
przest�puje z nogi na nog�, ani
��ka, kt�re staje d�ba. Tak�e
sto�y, nawet kiedy s� zm�czone,
nie odwa�� si� przykl�kn��.
Podejrzewam, �e przedmioty robi�
to ze wzgl�d�w wychowawczych,
aby wci�� nam wypomina� nasz�
niesta�o��.
Chcia�bym opisa�
Chcia�bym opisa� najprostsze
wzruszenie@ rado�� lub smutek@
ale nie tak jak robi� to inni@
si�gaj�c po promienie deszczu
albo s�o�ca@
chcia�bym opisa� �wiat�o@
kt�re we mnie si� rodzi@ ale
wiem �e nie jest ono podobne@ do
�adnej gwiazdy@ bo jest nie tak
jasne@ nie tak czyste@ i
niepewne@
chcia�bym opisa� m�stwo@ nie
ci�gn�c za sob� zakurzonego lwa@
a tak�e niepok�j@ nie
potrz�saj�c szklank� wody@
inaczej m�wi�c@ oddam
wszystkie przeno�nie@ za jeden
wyraz@ wy�uskany z piersi jak
�ebro@ za jedno s�owo@ kt�re
mie�ci si�@ w granicach mojej
sk�ry@ ale nie jest to wida�
mo�liwe@
i aby powiedzie� - kocham@
biegam jak szalony@ zrywaj�c
nar�cza ptak�w@
a tkliwo�� moja@ kt�ra nie
jest przecie� z wody@ prosi wod�
o twarz@
i gniew@ r�ny od ognia@
po�ycza od niego@ wielom�wnego
j�zyka@
tak si� miesza@ tak si�
miesza@ we mnie@ to co siwi
panowie@ podzielili raz na
zawsze@ i powiedzieli@ to jest
podmiot@ a to przedmiot@
zasypiamy@ z jedn� r�k� pod
g�ow�@ a z drug� w kopcu planet@
a stopy opuszczaj� nas@ i
smakuj� ziemi�@ ma�ymi
korzonkami@ kt�re rano@ odrywamy
bole�nie@
Ko�atka
S� tacy kt�rzy w g�owie@
hoduj� ogrody@ a w�osy ich s�
�cie�kami@ do miast s�onecznych
i bia�ych@
�atwo im pisa�@ zamykaj� oczy@
a ju� z czo�a sp�ywaj�@ �awice
obraz�w@
moja wyobra�nia@ to kawa�ek
deski@ a za ca�y instrument@ mam
drewniany patyk@
uderzam w desk�@ a ona mi
odpowiada@ tak - tak@ nie - nie@
innym zielony dzwon drzewa@
niebieski dzwon wody@ ja mam
ko�atk�@ od nie strze�onych
ogrod�w@
uderzam w desk�@ a ona
podpowiada@ suchy poemat
moralisty@ tak - tak@ nie - nie@
Trzy studia
na temat realizmu
1
Ci kt�rzy maluj� ma�e lusterka
jezior@ ob�oki i �ab�dzie sceny
przy strumieniu@ ci kt�rzy jak
nikt potrafi� odda� s�odycz snu@
nagie rami� pod g�ow� otwarty
li�� i niebo@ a je�li ju� odwa��
si� opowiada� morze@ �atwo
mieszcz� to s�owo w ustach o
brzegach r�owych@
oni nosz� nas w ma�ych
koszykach z wikliny@ i sk�adaj�
na piersi z kt�rej pili�my ongi@
nie krzyczmy na nich �e �wiaat
ich bez burzy@ zwi�dnie jak
kwiat zerwany o zachodzie
s�o�ca@ ich ma�a kr�g�a ciep�a
rzeczywisto��@ jak policzek
pasterza kiedy gra na flecie@
oni my�leli �e znajdziemy
szcz�cie@ w zacisznym sercu
krajobrazu z t�cz�@
2
ci kt�rzy maluj� wn�trza
golarni@ niechlujne staruszki
os�y i warzywa@ sceny pijackie
brutalnych �o�dak�w@ wszystko to
ci�kim i br�zowym ugrem@ a
promie� �wiat�a kt�ry si�
przedziera@ mi�dzy belkami
okopconej izby@ na st� upada na
nim porzucone@ soczyste ��cie
omglone b��kity@ promie� jest na
to aby na nim ostrzy�@ surowy
p�dzel zgarbionego mistrza@
wi�c przenikaj� wn�trza
czynszowych kamienic@ i
zagl�daj� w serce jak w mieszek
srebrnik�w@ i widz� tylko �lepca
kt�ry liczy per�y@ dziewczyn�
poha�bion� bitych oszukanych@
ciemny p�acz nisko i sznury na
strychu@
o jasn� wod� potop�w@ uprasza
p�dzel@
3
na koniec oni@ autorzy p��cien
podzielonych na praw� stron� i
lew� stron�@ kt�rzy znaj� tylko
dwa kolory@ kolor tak i kolor
nie@ wynalazcy prostych
symbol�w@ otwartych d�oni i
zaci�ni�tych pi�ci@ �piewu i
p�aczu@ ptak�w i pocisk�w@
u�miech�w i szczerzenia z�b�w@
kt�rzy m�wi�@ potem kiedy
zamieszkamy w owocach@ b�dziemy
u�ywali subtelnego koloru
"mo�e"@ i "pod pewnym warunkiem"
o per�owym po�ysku@ ale teraz
�wiczymy dwa ch�ry@ i na pust�
scen�@ pod o�lepiaj�ce �wiat�o@
rzucamy ciebie@ z okrzykiem:
wybieraj p�ki czas@ wybieraj na
co czekasz@ wybieraj@
i aby ci pom�c nieznacznie
popychamy j�zyczek wagi@
Deszcz
Kiedy m�j starszy brat@ wr�ci�
z wojny@ mia� na czole srebrn�
gwiazdk�@ a pod gwiazdk�@
przepa��@
to od�amek szrapnela@ trafi�
go pod Verdun@ a mo�e pod
Grunwaldem@ (szczeg��w nie
pami�ta�)@
m�wi� du�o@ wieloma j�zykami@
ale najbardziej lubi�@ j�zyk
historii@
do utraty oddechu@ podrywa� z
ziemi poleg�ych koleg�w@ Rolanda
Feliksiaka Hannibala@
krzycza�@ �e to ostatnia
wyprawa krzy�owa@ �e wkr�tce
Kartagina padnie@ a potem w�r�d
szlochu wyznawa�@ �e Napoleon go
nie lubi@
patrzyli�my@ jak blednie@
zmys�y go opuszcza�y@ wolno
obraca� si� w pomnik@
w muzyczne muszle uszu@
wst�pi� kamienny las@
a sk�ra twarzy@ zapi�ta
zosta�a@ na niewidome i suche@
dwa guziki oczu@
zosta� mu tylko@ dotyk@
co za historie@ opowiada�
r�kami@ w prawej mia� romanse@ w
lewej wspomnienia �o�nierskie@
zabrali mego brata@ i wywie�li
za miasto@
wraca teraz co jesie�@
szczup�y i cichy@ nie chce
wchodzi� do domu@ puka o szyb�
bym wyszed�@
chodzimy sobie po ulicach@ a
on mi opowiada@ niestworzone
historie@ dotykaj�c twarzy@
�lepymi palcami p�aczu@
Pan od przyrody
Nie mog� przypomnie� sobie@
jego twarzy@
stawa� wysoko nade mn�@ na
d�ugich rozstawionych nogach@
widzia�em@ z�oty �a�cuszek@
popielaty surdut@ i chud� szyj�@
do kt�rej przyszpilony by�@
nie�ywy krawat@
on pierwszy pokaza� nam@ nog�
zdech�ej �aby@ kt�ra dotykana
ig��@ gwa�townie si� kurczy@
on nas wprowadzi�@ przez z�oty
binokular@ w intymne �ycie@
naszego pradziadka@ pantofelka@
on przyni�s�@ ciemne ziarno@ i
powiedzia�: sporysz@
z jego namowy@ w dziesi�tym
roku �ycia@ zosta�em ojcem@ gdy
po napi�tym oczekiwaniu@ z
kasztana zanurzonego w wodzie@
ukaza� si� ��ty kie�ek@ i
wszystko roz�piewa�o si�@
woko�o@
w drugim roku wojny@ zabili
pana od przyrody@ �obuzy od
historii@
je�li poszed� do nieba@
mo�e chodzi teraz@ na d�ugich
promieniach@ z ogromn� siatk�@ i
zielon� skrzynk�@ weso�o
dyndaj�c� z ty�u@
ale je�li nie poszed� do g�ry@
kiedy na le�nej �cie�ce@
spotykam �uka kt�ry gramoli si�@
na kopiec piasku@ podchodz�@
szastam nogami@ i m�wi�:@ -
dzie� dobry panie profesorze@
pozwoli pan �e mu pomog�@
przenosz� go delikatnie@ i
d�ugo za nim patrz�@ a� ginie@ w
ciemnym pokoju profesorskim@ na
ko�cu korytarza li�ci@
Si�dmy anio�
Si�dmy anio�@ jest zupe�nie
inny@ nazywa si� nawet inaczej@
Szemkel@
to nie co Gabriel@ z�ocisty@
podpora tronu@ i baldachim@
ani to co Rafael@ stroiciel
ch�r�w@
ani tak�e@ Azrael@ kierowca
planet@ geometra
niesko�czono�ci@ doskona�y
znawca fizyki teoretycznej@
Szemkel@ jest czarny nerwowy@
by� wielokrotnie karany@ za
przemyt grzesznik�w@
mi�dzy otch�ani�@ a niebem@
jego tupot nieustanny@
nic nie ceni swojej godno�ci@
i utrzymuj� go w zast�pie@ tylko
ze wzgl�du na liczb� siedem@
ale nie jest taki jak inni@
nie to co hetman zast�p�w@
Micha�@ ca�y w �uskach i
pi�ropuszach@
ani to co Azrafael@ dekorator
�wiata@ opiekun bujnej
wegetacji@ ze skrzyd�ami jak dwa
d�by szumi�ce@
ani nawet to co@ Dedrael@
apologeta i kabalista@
Szemkel Szemkel@ - sarkaj�
anio�owie@ dlaczego nie jeste�
doskona�y@ malarze bizanty�scy@
kiedy maluj� siedmiu@ odtwarzaj�
Szemkela@ podobnego do tamtych@
s�dz� bowiem@ �e popadliby w
herezj�@ gdyby wymalowali go@
takim jak jest@ czarny nerwowy@
w starej wylenia�ej aureoli@
R�owe ucho
My�la�em@ znam j� przecie�
dobrze@ tyle lat �yjemy razem@
znam@ ptasi� g�ow�@ bia�e
ramiona@ i brzuch@
a� pewnego razu@ w zimowy
wiecz�r@ usiad�a przy mnie@ i w
�wietle lampy@ padaj�cym z ty�u@
ujrza�em r�owe ucho@
�mieszny p�atek sk�ry@ muszla
z �yj�c� krwi�@ w �rodku@ nic
wtedy nie powiedzia�em -@ dobrze
by�oby napisa�@ wiersz o r�owym
uchu@ ale nie taki �eby
powiedzieli@ te� sobie temat
wybra�@ pozuje na orygina�a@
�eby nawet nikt si� nie
u�miechn��@ �eby zrozumieli �e
og�aszam@ tajemnic�@
nic wtedy nie powiedzia�em@
ale noc� kiedy le�eli�my razem@
delikatnie pr�bowa�em@
egzotyczny smak@ r�owego ucha@
Pi�ciu
1
Wyprowadzaj� ich rano@ na
kamienne podw�rze@ i ustawiaj�
pod �cian�@
pi�ciu m�czyzn@ dwu bardzo
m�odych@ pozostali w sile wieku@
nic wi�cej@ nie da si� o nich
powiedzie�@
2
kiedy pluton podnosi@ bro� do
oka@ wszystko nagle staje@ w
jaskrawym �wietle@ oczywisto�ci@
��ty mur@ zimny b��kit@ czarny
drut na murze@ zamiast
horyzontu@
jest to moment@ buntu pi�ciu
zmys��w@ kt�re rade by uciec@
jak szczury z ton�cego okr�tu@
zanim kula dojdzie do miejsca
przeznaczenia@ oko zauwa�y
nadlatuj�cy pocisk@ s�uch
utrwali stalowy szelest@ nozdrza
nape�ni� si� ostrym dymem@
mu�nie podniebienie p�atek krwi@
a dotyk skurczy si� i rozlu�ni@
teraz ju� le�� na ziemi@
cieniem nakryci po oczy@
pluton odchodzi@ ich guziki
rzemienie@ i stalowe he�my@ s�
bardziej �ywe@ od tych le��cych
pod murem@
3
nie dowiedzia�em si� dzisiaj@
wiem o tym nie od wczoraj@ wi�c
dlaczego pisa�em@ niewa�ne
wiersze o kwiatach@
o czym m�wi�o pi�ciu@ w nocy
przed egzekucj�@
o snach proroczych@ o
przygodzie w burdelu@ o
cz�ciach samochodu@ o morskiej
podr�y@ o tym �e jak mia� piki@
nie trzeba by�o zaczyna�@ o tym
�e w�dka najlepsza@ po winie
boli g�owa@ o dziewczynach@
owocach@ o �yciu@
a zatem mo�na@ u�ywa� w poezji
imion greckich pasterzy@ mo�na
kusi� si� o utrwalenie barwy
porannego nieba@ pisa� o
mi�o�ci@ a tak�e@ jeszcze raz@
ze �mierteln� powag�@ ofiarowa�
zdradzonemu �wiatu@ r��@
Ornamentatorzy
Pochwaleni niech b�d�
ornamentatorzy@ ozdabiacze i
sztukatorzy@ tw�rcy anio�k�w
fruwaj�cych@
i ci tak�e kt�rzy robi�
wst��ki@ a na wst��kach napisy
krzepi�ce@ (pod wst��kami wiatr
od wysch�ych rzek)@
a tak�e skrzypkowie i
fleci�ci@ kt�rzy dbaj� aby ton
by� czysty@ oni strzeg� arii
Bacha na strunie G@
no i ma si� rozumie� poeci@
bowiem staj� w obronie dzieci@
m�wi� u�miech d�onie i oczy@
oni maj� racj� nie jest spraw�
sztuki@ prawdy szuka� to s�
rzeczy nauki@ sztukatorzy
czuwaaj� nad ciep�em serca@
�eby by�a nad bram� mozaika@
go��b ga��� albo s�o�ce w
kwiatach@ (kto� za bram� ci�gnie
symbole za sznurek)@
s� ju� takie s�owa kolory i
rytmy@ co si� �miej� i p�acz�
jak �ywe@ sztukatorzy
przechowuj� te s�owa@
�e si� p�dzi przy tym ciemne
m�yny@ my si� o to sztukatorzy
nie martwimy@ my jeste�my parti�
�ycia i rado�ci@
na ulicy radosnych pochod�w@
szary mur wi�zienny w oczy
k�uje@ brzydka plama w
krajobrazie idealnym@
sztukator�w co najlepszych
wezwali@ ca�� noc sztukatorzy
malowali@ nawet plecy tych co
siedz� z tamtej strony na
r�owo@
Pie�� o b�bnie
Odesz�y pasterskie fletnie@
z�oto niedzielnych tr�bek@
zielone echa waltornie@ i
skrzypce tak�e odesz�y -@
pozosta� tylko b�ben@ i b�ben
gra nam dalej@ od�wi�tny marsz
�a�obny marsz@ proste uczucia
id� w takt@ na sztywnych nogach@
dobosz gra@ i jedna my�l i s�owo
jedno@ gdy b�ben wzywa strom�
przepa��@
niesiemy k�osy lub nagrobek@
co m�dry nam wywr�y b�ben@ gdy
w sk�r� bruk�w bije krok@ ten
hardy krok co �wiat przemieni@
na poch�d i na okrzyk jeden@
nareszcie idzie ludzko�� ca�a@
nareszcie ka�dy trafi� w krok@
ciel�ca sk�ra pa�ki dwie@
rozbi�y wie�e i samotno��@ i
stratowane jest milczenie@ a
�mier� niestraszna kiedy t�umna@
kolumna prochu nad pochodem@
rozst�pi si� pos�uszne morze@
zejdziemy nisko do czelu�ci@ do
pustych piekie� oraz wy�ej@
nieba sprawdzamy nieprawdziwo��@
i wyzwolony od przestrach�w@ w
piasek si� zmieni ca�y poch�d@
niesiony przez szyderczy wiatr@
i tak ostatnie echo przejdzie@
po niepos�usznej ple�ni ziemi@
zostanie tylko b�ben b�ben@
dyktator muzyk rozgromionych@
Substancja
Ani w g�owach kt�re gasi ostry
cie� proporc�w@ ani w piersiach
otwartych poniechanych na
r�ysku@ ani w d�oniach
d�wigaj�cych zimne ber�o i
jab�ko@ ani w sercu dzwonu@ ani
pod stopami katedry@ nie zawiera
si� wszystko@
ci kt�rzy tocz� w�zki po �le
brukowanym przedmie�ciu@ i
uciekaj� z po�aru z butl�
barszczu@ kt�rzy wracaj� na
ruiny nie po to by wo�a�
zmar�ych@ ale aby odnale�� rur�
�elaznego pi