6151

Szczegóły
Tytuł 6151
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6151 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6151 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6151 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

W�adys�aw Stanis�aw Reymont �mier� - Ociec! ociec! wsta�ta, s�ysta? - no, wsta�ta troch�. - Loboga! Mario! - eh! - j�cza�, potrz�sany energicznie. Tylko twarz mu by�o wida� spod ko�ucha, twarz zapad�� a zmi�t� i pooran� w bruzdy, szar� jak ta ziemia, kt�r� tyle lat uprawia�, poro�ni�t� siwym w�osem jak podorywki p�nej jesieni, pczy mia� zwarte, a z wp�otwartych, sinych, pop�kanych warg wywiesi� j�zyk dysz�c ci�ko. - Wsta�ta! no! - krzycza�a c�rka. - Dziadu�! - zapiszcza�a niewielka, w koszuli tylko i zapasce, za�ci�gni�tej na piersiach dziewczyna, wspinaj�c si�, aby choremu w twarz popatrze�. - Dziadu�! - i �zy mia�a w oczach niebieskich, a �a�o�� w umorusanej twarzy. - Dziadu�! - ozwa�a si� raz jeszcze, ci�gn�c za poduszk�. - Pudzi st�d! - krzykn�a matka i chwyciwszy j� za kark, pchn�a pod piec. - Suka, na dw�r! - zakrzycza�a potykaj�c si� o stare, na p� �lepe psisko obw�chuj�ce ��ko. - Na dw�r! nie pu�dziesz mi ty! - i kopn�a swoim drewnianym trepem tak silnie, �e suczysko przewr�ci�o si�, lecz natychmiast ze skowytem przypad�o do drzwi zamkni�tych. Ma�a chlipa�a pod piecem, rozcieraj�c sobie pi�ciami nos i oczy. - Ociec, wstania, p�ki m�wi� po dobroci! Chory milcza�, g�owa przekr�ci�a mu si� w bok i cha-r. cza� coraz ci�ej. Niewiele pozostawa�o mu do �ycia. - Wsta�ta, co to, tu u mnie chceta zdycha�? Niedoczekanie wase. Do Juliny id�, stary psie - ty! Dali�ta i grunt, to niech wos trzymo... No, p�ki prose... - O Jezusiecku! O Mario!... - Twarz zroszon� potem m�ki kurcz mu wykrzywia�. C�rka naraz gwa�townym ruchem �ci�gn�a z niego pierzyn�, potem podj�wszy.w pasie, rzuci�a go w po�owie na ziemi�, bo tylko g�ow� i plecami le�a� na ��ku, jak drewno bezw�adny i jak drewno sztywny i wyschni�ty. - Ksindza! Ojca! - wyszepta� poprzez rz�enie. - Dom ja warna ksindza, dom! - W chliwie ano zdycha�, ukrzywdzicielu, jak pies - i wzi�a go silnie pod pachy, ale w tej chwili pu�ci�a i spiesznie ca�ego przyrzuci�a pierzyn�, bo cie� jaki� mign�� przez okno. Kto� szed� do cha�upy. Zd��y�a zaledwie nogi starego wrzuci� do ��ka. Posinia�a ze z�o�ci i z pasj� otrzepywa�a pierzyn�, ogarniaj�c ��ko. Wesz�a Dyziakowa. - Niech b�dzie pochwalony. - Na wieki! - mrukn�a patrz�c spode �ba na przyby��. - Witojta, jak si� mota? zdrowi�ta?... - B�g zap�a�... niceg�j... - C� stary - zdrowsy? I tupa�a otrz�saj�c �nieg z trep�w. - E! - gdzie za�, ino zipi. - Kumie! kumie! - pochyli�a si� nad starym. - Ksindza! - j�kn�� chory. - Widzita wy, moi ludzie! Nie pozno� me. Ksindza nieborocek kce... Zamrze si� starymu, pewnikiem si� zamrze, ani chybi, sko�czy. O ludzie, ludzie... No c�, pos�ali�ta po ojca duchowny go? - A boga�, mom ta kogo? - Przecie krzese� j a�ski dusy nie ostawita bez �wintego wspomo�ynio. -Samy go nie ostawie i nie polec�, a mo�e jesce wydobrzej�. - A ju�ci - ech� - nie s�ysyta ano, jak to gra w piersiach chudziockowi? To nic - ino pewnikiem w�tpia tak pisc� - albo mu si� macico kurcy. Przecie �o�skiego roku, jak ano Wa�ek m�j chorzo�... - Moi�ciewy - skoknijcie po probosca, ino duchem, bo patrzta... - Prowda, prowda, wygl�da chudziok jak w ostatniej mizerii, trza bie�y�, trza - i obciska�a zapask� lepiej ko�o g�owy. - Panu Bogu oddaje. - Id�ta z Bogiem! Dyziakowa wysz�a, Antkowa za� zabra�a si� do porz�dk�w, zeskroba�a z pod�ogi b�oto, wymiot�a, wysypa�a popio�em, a potem wzi�a si� do ustawiania i mycia garnk�w. Co chwila obrzuca�a nienawistnym wzrokiem ��ko, spluwa�a, zaciska�a pie�ci�, to zn�w z j�kiem chwyta�a si� za g�ow� w rozpaczliwej bezsilno�ci. - Pi�tna�cie morg�w, �wynioki, troje byd�a, statki, smaty - tak na p� - ani chybi - ze sze�� tysi�cy! Loboga! I jakby podra�niona jeszcze wi�cej przypomnieniem takiej wielkiej sumy, szorowa�a, a� hucza�o, a potem z ha�asem ustawia�a miski na policy. - A�eby�cie! a�eby�cie! - i my�la�a dalej g�o�no: Kuraki, g�si, cieloki, tyle dobra, tyle dobra! i to wszy�ko zapisa� ty lakudrze! A�eby ci� marnotki, a�eby ci� roboki roztoczy�y gdzie pod p�otem za moje ukrzywdzynie, za moje siroctwo! Przyskoczy�a do ��ka w pasji ca�a i z krzykiem ogromnym. - Wsta�! - a widz�c, �e chory si� nie porusza, nu� nad nim pi�ciami wytrz�sa� i wygadywa�: - Zdycha�, to�ta do mnie przy�li, mo�e woma poch�wek mam zrobi�? now� sukman� kupi�? -- a ju�ci! Niedoczekanie wase, b�dzieta bra�. Kiej Julina tako dobro, to wyno�ta si� du ni. Cy to ja woma mia�am wy cug da�? Una lepsa - kiej�ta... Nie sko�czy�a, bo dzwonek zad�wi�cza� i ksi�dz wszed� z sakramentami. Antkowa sk�oni�a mu si� do n�g, ocieraj�c za�zawione z�o�ci� oczy i naszykowawszy na wyszczerbionym talerzu �wi�con� wod� i kropid�o wysz�a do sieni, gdzie ju� kilkoro ludzi sta�o przyszed�szy za ksi�dzem. - Pochwalony. - Na wieki. - C� ta? - A nic, zdycha� przysed do ukrzywdzuny i nie zdycho. O bidno jo, bidno! - zacz�a p�aka�. - Prowda, prowda, jemu do gnicio, a woma do ,�ycio - odpowiedzieli jednog�o�nie, kiwaj�c g�owami. - To ociec rodzuny tak robi?... - podj�a. - To�ma z Jantkiem nie zabiegali, nie charowali jak te wo�y? Nie przeda�am ani jednygo jojka, ani pukwaterka mas�a, ino mu podtyka�am, te kapechne mlika tom ano dzieuse spod gymby wydzira�a, a dowalam jemu, bo. przecie stary i ociee - a un Tumkowi zapisa� wszy�ko! Pi�tna�cie morg�w, cha�upa, krowy, prosioki, cielok, a wozy, a statki, to nic! O jo niesc�liwa! ju� ni ma sprawiedliwo�ci na �wiecie, ni mo - o! o! Opar�a si� o �cian� i p�aka�a g�o�no. - Nie p�acta, kumo, nie p�acta. Pan B�g mi�osierny, ale i przebiemy, jesce warn wynagrodzi - powiedzia�a jedna z bab. - G�upio�, nie sceka�aby� po pr�nicy. Co krzywda, to krzywda. Starymu si� zamrze, a bida ostanie - odpowiedzia� m��. - Trudno wo�u wodzi�, kiej nie chce chodzi�! - dorzuci� inny sentencjonalnie. - II... jak si� kto przy�o�y, to mu w piekle niezgorzy! - szepn�� kt�ry� strzykaj�c �lin� przez z�by. Milczenie zaleg�o gromadk�. Wiatr targa� zamkni�tymi drzwiami i przez szczeliny sypa� �nieg do sieni. Ch�opi z odkrytymi g�owami, zamy�leni, stali potupuj�c z zimna. Baby, zbite w kupk�, z r�koma pod zapaskami, spogl�da�y cierpliwie na drzwi do izby, sk�d od czasu do czasu dolatywa� g�os ksi�dza lub cichy, chrapliwy szept chorego. Wreszcie ksi�dz zadzwoni� - weszli t�ocz�c si�. Chabry le�a� wznak, z g�ow� wci�ni�t� w poduszk�; spod rozpi�tej koszuli ��ci�y si� piersi, obro�ni�te siwym w�osem. Ksi�dz pochyli� si� nad nim i na wysuni�ty j�zyk k�ad� komunikant. Pokl�kali wszyscy, bij�c si� ci�ko w piersi, wznosz�c oczy w g�r�, z g�o�nym sapaniem i westchnieniami. Kobiety nachyla�y si� a� do ziemi, trzepi�c: "Baranku Bo�y, kt�ry g�adzisz grzychy �wiata". Pies, zaniepokojony ci�g�ym dzwonieniem, warcza� w k�cie. Nareszcie ksi�dz sko�czy� ceremoni� namaszczenia i przywo�a� c�rk�. - Gdzie wasz, Antoniowa? - A gdzie�by ta by�, ojce duchowny, jak nie na wyrobku. Ksi�dz posta�, pomedytowa�, popatrzy� si� na zebranych, otuli� si� szczelnie wytwornym futrem, przypomnia� sobie, �e trzeba by co� powiedzie� tym ludziom, ale nic mu na je�yk nie przysz�o, wi�c kiwn�wszy tylko g�ow� na po�egnanie, wyszed� wysuwaj�c bia��, delikatn�, prawdziwie kastow� r�k� - do ca�owania chyl�cej si� do kolan gromadzie. Rozeszli si� te� zaraz wszyscy. Kr�tki dzie� grudniowy ju� mia� si� ku schy�kowi. Wiatr ustawa�, natomiast �nieg grubymi p�atami opada�. W cha�upie robi�o si� szaro. Antkowa siedzia�a przed kominem, machinalnie ob�amuj�c ga��zie i podrzucaj�c je na ogie�... Wa�y�a co� w g�owie, bo co chwila spogl�da�a to w okno, to na ��ko. Chory chwil� ju� d�ug� le�a� cicho zupe�nie. By�a ogromnie zniecierpliwiona, podrywa�a si� z siedzenia, sta�a chwil� nas�uchuj�c i patrz�c... i zn�w siada�a. Noc szybko zapada�a. W izbie prawie ciemno by�o. Ma�a drzema�a skulona, przyciskaj�c si� do pieca. Ogie� migota� zaledwie, o�wietlaj�c bladoczerwonym �wiat�em kolana siedz�cej i szmat brudnej pod�ogi. Pies zacz�� skomle� i drapa� do drzwi wchodowych. Kury, usadowione w sieni na grz�dzie, krzekorzy�y cicho i przeci�gle. Cisza by�a ogromna w izbie, ch��d pe�en wilgoci wstawa� z mokrej pod�ogi. Antkowa zerwa�a si� z siedzenia, podesz�a do okna wyjrze� na drog�: pusta by�a, �nieg sypa� g�sty, na kilka krok�w nie by�o nic wida�. Przystan�a przy ��ku, jakby si� wahaj�c - chwil� to trwa�o, bo naraz z energi�, szorstko, �ci�gn�a z chorego pierzyn�, rzuci�a j� na drugie ��ko, a jego samego chwyci�a silnie pod pachy i unios�a. - Magda! otw�rz drzwi. Ma�a skoczy�a otwiera�. - Pudzi tu - we� za nogi. Magda obj�a stopy dziadkowe swymi ma�ymi r�kami i czeka�a. - No, chod�! poniesiemy! Nie �lipioj, ino nie�! - doda�a ostro. Stary ci�ki by�, bezw�adny i jakby nieprzytomny, bo nie pojmowa�, co si� z nim dzieje. Trzyma�a go mocno, nios�c, a raczej wlok�c, bo ma�a przewr�ci�a si� przez pr�g, puszczaj�c w �nieg nogi, gdzie ��obi�y dwie d�ugie bruzdy. Zimno przejmuj�ce musia�o go otrze�wi�, bo ju� na podw�rku zacz�� j�cze� i szepta� urywanie: - Ju-li-sia - lo-bo-ga. - I... - Krzyc, krzyc - cho�by� si� ozdar i tak nikt nie przy�dzie. Przeci�gn�a go przez podw�rze i otworzywszy nog� drzwi do chlewa, wci�gn�a go tam i rzuci�a za progiem pod �cian�. Maciora z prosi�tami tam zamkni�ta z chrz�kaniem podnios�a si� do wchodz�cej. - Malusie! malu, malu, malu! �winie wysz�y. Zatrzasn�a drzwi, ale zaraz wr�ci�a si� do chlewa, rozgarn�a staremu koszul� na piersiach i zerwawszy ze� du�y szkaplerz zabra�a go. - Zdychoj, zapowietrzony! Odepchn�a trepem nog�, le��c� w poprzek i wysz�a. Z sieni ju� wychyli�a si� wo�aj�c: - Malusie! malu, malu, malu! �winie z kwikiem przypad�y do niej - przynios�a im miark� kartofli i rozsypa�a. Maciora chciwie zabra�a si� do �arcia, a prosi�ta wspinaj�c si� wyci�ga�y z wysi�kiem blador�owe ryjki do piersi i ssa�y t�uk�c i targaj�c wymiona �bami. Antkowa zapali�a ma�� lampk� nad kominem i odwr�ciwszy si� plecami do okna, rozerwa�a szkaplerz. Oczy jej zaja�nia�y niezwykle, gdy wyjrza�o z niego banknot�w kilka i dwie czterdziest�wki. - Nie godo� po pr�nicy, ze mo na poch�wek a p�niej^ owijaj�c pieni�dze w szmatk� i chowaj�c do skrzynki, szepn�a: - A Judos! z�by ci� pomroka! I zabra�a si� do nastawiania garnk�w i rozniecania przygas�ego ognia. - A bodaj ci�! wody ani kapki - wysz�a przed dom wo�aj�c: - Ignac! Ignac! W dobre p� godziny �nieg zaskrzypia� i jaki� cie� przemkn�� za oknem. Porwa�a za drewno i stan�a przy drzwiach, otwieraj�cych si� z �oskotem: wlecia� nimi ma�y, mo�e dziewi�cioletni ch�opak. - Ty ladaco zapowietrzone, ty! b�dzies tu c�eka� po wsi, a w cha�upie kapki wody ni ma! - i przytrzyma�a jedn� r�k�, a drug� ok�ada�a krzycz�cego wniebog�osy. - Matulu, nie bedel matulu, pu��ta me... Matulu! T�uk�a go zapami�tale, wywieraj�c na nim ca�� z�o��, nagromadzon� przez dzie�. - Matulu! o jej! o loboga! rety! nie bij ta! - Ty psie, b�dzies loto�, ani wody nie przyniesies, ani drew nie uscibnies, darmo ci zry� b�d� dowa�, b�d� si� jesce z tob� k�y�ni�! - i bi�a coraz silniej. Ch�opak wyrwa� si� jej jako� z r�k i uciek� przez okno, na p� z p�aczem wykrzykuj�c: - Z�by ci kulosy do �okci�w poupada�y, ty suko! a�eby� zmarnia�a!... B�dzie �ajno ptokiem, jak jo woma pu�de po wod� - i polecia� na wie�. W izbie pusto by�o jako�, lampka migota�a s�abo. Ma�a pop�akiwa�a. - Ceg�j becys?! - Matulu!... o... o... skrzytwa dziadu�!... - szlochaj�c przytuli�a si� do kolan matki. - G�upio�! nie b�c. Wzi�a j� na kolana i przyciskaj�c do siebie, zacz�a iska�. Magda mrucza�a co� niewyra�nie, twarz mia�a rozgor�czkowan�, tar�a pi�stkami oczy i pochlipuj�c usn�a. Nied�ugo jako� przyszed� m��. Ch�op by� ogromny, ubrany w ko�uch, z g�ow� okr�con� basz�ykiem, twarz mia� sin� od mrozu, w�sy oszronia�e stercza�y jak wiechcie. Buty omi�t� ze �niegu, basz�yk razem z czapk� zdj��, otrzepa� si�, r�ce zzi�bni�te zabi� o ramiona i przysun�wszy �awk� do ognia - usiad�. Antkowa tygielek pe�ny kapusty z blachy zdj�a i postawi�a przed nim, a ukrajawszy kawa� chleba, poda�a razem z �y�k�. Ch�op jad� milcz�c, gdy kapust� sko�czy�, ko�uch rozpi��, nogi wyci�gn�� i rzek�: - Masz ta jesce co? Poda�a mu reszt� kaszy z obiadu; zjad�, przegryz� drusgim kawa�em chleba, potem wyj�� z kieszeni machork�, skr�ci� papierosa, zapali�, dorzuci� ga��zi na ogie� i przysun�� si� bli�ej; po chwili obejrza� si� dopiero po izbie. - Kaj stary? - Ano, kaj? w chliwie... Spojrza� pytaj�co. - A ju�ci, bo mi tu b�dzie ��cysko psu�, pierzyn� mara�, mo zdycha�, to niech sobie tam pr�dzy zdycho... D� mi co?... a przysed tutoj! Jesce mu mo�e poch�wek p�aci� albo zry� dowa�; jakby tero nie zdech, twardy jak pies, boga� ta, b�dzie chlo�, b�dzie. Hano, kiej Julinie d� wsy�ko, to una niech paminto o nim, ale co mi ta! - Nie m�j ociec i osuko� nos, niech go... ci�, jaki spekulant... - zaci�gn�� si� dymem, splun�� na �rodek i zamilk�. - �eby nos nie osuko�, mieliby�wa... cekoj... pi�� mowa, a sidym i po�ow�... to pi��... sidym.... - Dwana�cie i p�. To jo ju� dawno wyrachowa�em, mogliby�my mie� kunia, ze trzy krowy... A psio para... to Miemiec dopiro! - i splun�� ze z�o�ci�. Kobieta wsta�a, po�o�y�a ma�� na ��ku, wzi�a ze skrzyni szmatk� i wetkn�a ch�opu w gar��.- Co to? - Obac. Rozwin��. Przez twarz przelecia� mu b�ysk chciwo�ci, pochyli� si� ku kominkowi, zas�aniaj�c sob� pieni�dze i przeliczy� raz i drugi. - Wiela tu jest? Nie zna�a wcale pieni�dzy. - Pi�dziesi�t i �tyry ruble. - Loboga! jaz ty�a - oczy jej rozb�ys�y rado�ci�, wyci�gn�a r�k� i dotyka�a pieni�dzy z pieszczot�. - Skonde� wziena? - Hano - sk�d? nie bacys, jak godo� jesce �oni stary, �e mo na poch�wek. - Rychtyk prowda - godo�... godo�... - W skaplerzu mio� zasyte, zdjenam mu, bo co tam �winto�ci po chliwie poniwira�, grzych,, i pocu�am bez materi� te �rybne, ozerwa�am i wzienam. Przecie to nase, nie ukrzywdzi� to nos? - Ju�ci, prowda rzetelno. To nase, cho� si� ty�ka wr�ci�o! Po�� do tamtych, zdadz� si� w som r� tero. Smolec m�wi� mi wczoraj, ze chc� pozy cyc tysi�c z�otych, da�by w procencie na obsiw te �tyry morgi w lesie... - A starcy tero? - Pewnikiem chwaci. - To z zimy by� si�?... - Tak - a jakby nie chwaci�o, to si� maciork� przedo albo i z prosiakamy, a trza mu wygodzi�. A potym doda� - to un b�dzie mio� odda�! - zrobi� kontrakt u reinta, �e jak za pi�� rok�w nie sp�aci, to grunt m�j. - A mo�e ta by�? - A przecie. Bo to Dumin inakszym sposobem kupi� od Dyzioka?... Schowoj, a �teredziest�wki we� se, kupis lo siebie co. lgn�c kaj? - Polofrowa� gdziesik. Hano wody ni ma, sieka schodzi... Ch�op milcz�c wsta�, zaj�� si� obrz�dzeniem inwentarza, przyniesieniem drew itd. Tymczasem kolacja si� ugotowa�a, lgn�c wsun�� si� po cichu, nikt mu nic nie m�wi�, milczeli wszyscy, czuli si� jakby niespokojnymi. Nie wspominali o starym, jakby nigdy nie istnia�. Antek my�la� o owych pi�ciu morgach, kt�re z pewno�ci� uwa�a� za swoje, a chwilami przychodzi� mu na pami�� stary, to zn�w maciora, kt�r� dawniej obiecywa� sobie zje��, jak tylko odkarmi prosi�ta - i spluwa� spojrzawszy na puste ��ko, jakby chc�c odegna� nieprzyjemny obraz. M�czy�o go to troch�, prawie �e nie dojad� kola'cji i zaraz poszed� spa�. Przewraca� si� na ��ku niespokojnie, ci��y�y mu te kartofle z kapust�, kasza, chleb, ale przem�g� wszystko i zasn��. Antkowa, gdy ju� wszyscy posn�li, otworzy�a cicho drzwi od komory i z motk�w prz�dzy wydoby�a w ga�gan owini�te paczki pieni�dzy, aby do�o�y� �wie�e. D�ugo je sk�ada�a, rozwija�a, a� nasyciwszy si� do syta widokiem ich, zdmuchn�a �wiat�o i wsun�a si� za m�em do ��ka. Stary tymczasem zmar�. Chlewik by� lada jak� przystawk� z �erdek i z zrzyn�w sklecon� napr�dce, nakryt� ga��ziami, pe�n� szpar - tak �e �nieg swobodnie prze"wiewa� ze wszystkich stron. Nikt nie s�ysza�, jak stary wo�a� ratunku g�osem przepojonym rozpacz� najg��bsz� - bo bezsiln�. Nikt nie widzia�, jak si� przyczo�ga� do drzwi zamkni�tych i z wysi�kiem strasznym stara� si� powsta�, otworzy� drzwi. Czu� �mier� w sobie, sz�a mu od n�g, chwyta�a jak w obr�cz piersi, gniot�a je w straszliwych kurczach, �ama�a szcz�ki, �e ich rozewrze� nie m�g�, �y�y st�a�y mu w druty jakie�. Rzuca� si� coraz s�abiej, a�-zosta� pode drzwiami z pian� na ustach, z przera�eniem w martwiej�cych oczach, z krzykiem okropnym w twarzy, skurczonej m�k� marzni�cia. Zosta� tak. Nazajutrz, nim si� dzie� zrobi�, Antkowie wstali. Pierwsz� my�l� jego by�o - i�� zobaczy�, co si� ze starym dzieje. Poszed�, ale drzwi do chlewa nie m�g� otworzy�. Trup, le��c w poprzek, zapiera� je od �rodka, jak k�oda; z wysi�kiem otworzy� na tyle, aby si� w�lizn�� do wn�trza, ale natychmiast cofn�� si�, trwog� przej�ty. Nie wiedzia�, jak i kiedy przebieg� podw�rko i pomieszany, nieprzytomny ze strachu, wpad� do domu. Nie pojmowa�, co si� z nim dzieje, dygota� ca�y jak w febrze, stan�� przy drzwiach bez s�owa dysz�c ci�ko. Antkowa m�wi�a w�a�nie pacierz z Magd�. Odwr�ci�a g�ow� do m�a z zapytaniem w oczach. - B�d� wola - m�wi�a machinalnie. ... wola... - Twoja... ... Twoja... - powtarza�a jak echo dziewczyna klec�c. - No, nie �yje? - rzuci�a zapytanie milcz�cemu. ... jako w niebie... - ci�gn�a dalej. ... jako w niebie... - Ju�ci, �e nie, le�y w poprzyk pode drzwiami - odpowiedzia� cicho. ... tak i na ziemi. ... tak i na ziemi. - Ale przecie lezy� tam ni mo�e, ludzie by podzieli, �e�wa go z umys�u zmrozili, jesce by... - Co z nim zrobis? - A bo jo wim! trza cosik... cho�by go przeniesi�?... - Aha! widzis, tutaj go... Niech tam gnije, jak... - G�upio�, trza go pochowa�. - To i p�acie za niego?... ... ale nos zbaw ode z�y go... - cegoj �lipio rozpalas! godaj!... ... nas... zbaw... z�ygo... - P�aci� tego nie my�l�, bo� po sprawiedliwo�ci Tomek musi p�aci�. ... amyn. ... amyn. Prze�egna�a ma��, obtar�a jej nos r�k� i podesz�a do m�a. - Trza go znie�� - szepn��. - Do cha�upy! tutoj? - Ino gdzie? - Na drug� stron�. Wyprowadzi si� cieloka, jego po�o�y na' �awie i niech paraduje - kiej taki. - Monika! - H�? - Trza by go przynie��... - To przynie�. - Ju�ci... ale... - Bois si�? - G�upio�, psiachma�! - Ino co? - Cimno, a po drugie... - A jak rozednieje, to jesce kto obacy. - Chod�wa oba. - A to se id�! - Idzies, psio paro, czy nie? - krzykn��. - Przecie to tw�j ociec - doda� i wyszed�. Kobieta cicho posz�a za nim. Gdy weszli do chlewa, strach jaki�, niby tchnienie trupa, owion�� ich. Stary zimny by� jak l�d i sztywny; jednym bokiem przymarz� troch� do gnoju, musieli go si�� odrywa�, nim wywlekli za pr�g, na podw�rze. Antkowa zatrz�s�a si� z przera�enia, tak straszliwie wygl�da� w szarym brzaaku �witu na bia�ej p�achcie �niegu, z twarz� pokrzywion� m�czarni�, z oczyma otwartymi szeroko, z j�zykiem wywieszonym i przyci�tym z�bami. Siny by�, ca�y powalany nawozem przymarzni�tym. Koszula nie dochodzi�a mu kolan, ods�aniaj�c d�ugie, czarne, wyschni�te �erdki - nogi. By� wstrz�saj�co ohydny. -Bierzmy - szepn�� Antek nachylaj�c si�. - Zimno... Wiatr, taki jaki bywa tylko przed wschodem s�o�ca, lodowaty, zawia� strz�saj�c masy suchego �niegu z drzew i pochylaj�c z suchym chrz�stem ga��zie. Gwiazdy gdzieniegdzie b�yszcza�y jeszcze z t�a o�owianego niebios. Ze wsi dochodzi� odg�os skrzypienia �urawi przy studniach, koguty pia�y jakby na odmian� powietrza. Przywar�a oczy i przez fartuch podnios�a starego za nogi - ledwie donie�li, tak im ci�y�. Skoro go tylko u�o�yli na �awce, uciek�a do izby, wyrzucaj�c przez drzwi p�acht� do przykrycia trupa. Dzieci skroba�y kartofle. Czeka�a niecierpliwie m�a stoj�c przy drzwiach. - No chod��e - loboga, tak d�ugo. - Trza kogo do umycia - powiedzia�a, gdy wr�ci�, krz�taj�c si� ko�o �niadania. - Niemow� zawo�am. - Nie chod� do roboty. - P�j�� nie p�jd�. Nie m�wili ju� do siebie wi�cej. Jedli �niadanie bez apetytu, cho� zwykle zjadali czterogamcow� grap�. Przez sie� przechodzili spiesznie, nie patrz�c na drug� stron�. Co� im dolega�o, ale co? tego nie wiedzieli; nie by� to �al, ale raczej obawa trupa, �mierci, miota�a nimi i zamyka�a im usta. Jak tylko si� dobry dzie� zrobi�, Antek zawo�a� niemow�, ten zmar�ego umy�, ubra� i zapali� mu w g�owach gromnic�. Antek poszed� powiadomi� ksi�dza i w�jta, �e ociec pomarli, a on, jako nie maj�cy pieni�dzy, poch�wku robi� nie b�dzie. "Niech go ta Tumek chowa, kiej wzion wsy�ko". Po wsi w mgnieniu oka rozesz�a si� wie�� o �mierci. Ludzie schodzili si� gromadkami spojrze� na trupa, odmrucze� pacierz, pokiwa� g�owami i odej��, by rozpowiada� pozosta�ym. Ko�o wieczoru dopiero Tomek, zi�� zmar�ego, pod naciskiem opinii zaj�� si� pogrzebem. Na trzeci dzie�, przed samym pogrzebem przysz�a Tomkowa. W sieni spotka�a si� oko w oko z Antkow�, kt�ra jak raz wynosi�a picie krowom w ma�ej cebratce. - Niech b�dzie pochwalony! - szepn�a pierwsza, spiesznie bior�c za klamk�. - Widzis j�! Judoska! - i postawi�a spiesznie cebratk� na ziemi - przy�l� na prze�piegi, powinna� by�a pusca� starygo, co? Nie zapisa� to woma wszy�kiego! To chudziockowi taki�ta wy cug dowali, �e jaz po proszunem chodzi�. Ty lakudro jako�, ty! �mis tu jesce przychodzi�? ano, mo�e po re�te �ach�w, jakie ostawi�, co? - Kapotom mu sprawi�a na �wi�tki now�, to ju�ci w ni ostanie - ale co ko�uch, to wezm�, bo ty� za moj� krwawic� - odpar�a Tomkowa spokojnie. - We�mies? ty ropalasto! we�mies! ja ci dom, zaroz, zaroz - i ogl�da�a si� po sieni, szukaj�c czego do r�ki. Zabierzes? ty! pochlibiali�ta mu, ceckali, jaz �e�ta go zdurzyli, z ukrzywdzeniem moim zapisa� woma, a potym... - Wsyscy ano wiedz�, �e kupili�wa, stoi napisane przy �wiadkach... - Kupili�ta! I nie bois si� Boga obra�a�, w �ywe ocy mi cygani�! Kupili�ta! osuka�cy. Z�odzieje, psinorody! To�ta mu pieni�dze ukradli, a potym to co? mo�e nie w korytku jodo�? Mo�e Jadom nie widzio�, jak stary zimioki z korytka jad�, co? Do obory wyganiali�ta go spa�, bo �mierdz�o�, bo ano obrzydzi� woma chlanie! Za pi�tna�cie morg�w to ano taki wy cug dowali�ta! Za tyle dobra, co? A mo�e� go nie bi�a, ty �wynio, ma�po jako�?/ - Stul pysk, bo jak ci� chlasn� bez niego, to obacys, �wynio, suko jako�! - No, chla�nij, chla�nij, dziad�wko! - Jo dziad�wka!... - A ty! ty! zdech�aby� pode p�otem jak suka, wszy by ci� zjad�y, �eby si� Tumek z tob� nie o�eni�. - Jo dziad�wka! O ty �cirwo zapaminta�e! Skoczy�y do siebie, chwyci�y si� za �by i wodzi�y po ciasnej sieni, wykrzykuj�c schrypni�tymi ze z�o�ci g�osami: - A ty t�uku so�dacki! Ty obie�y�wiacie, mos! mos! za moje pi�tna�cie morg�w, za moje ukrzywdzenie, ty wycieruchu! - Kobity, b�jta si� Boga! dajta se spok�j, to wstyd ano - wo�a�y drugie baby. - Pu�� me, ty zapowietrzuno, pu��! - Jo ci� tu zakatrupi�, jo ci� tu ozerw�, ty! Przewr�ci�y si� na ziemi�, bij�c zapami�tale, z piskiem, z kwikiem dzikim. Tarza�y si� po rozlanych z przewr�conej cebratki pomyjach. Z�o�� zatamowa�a im mow�^ rz�a�y tylko, a bi�y si�. Ledwie ch�opi potrafili je rozdzieli�. Czerwone by�y, podrapane, utyt�ane w b�ocie, rozczochrane jak wied�my a pe�ne w�ciek�o�ci. Kl�y, przyskakiwa�y do siebie, plu�y i krzycza�y bez zwi�zku. Rozdzielili je, bo chcia�y si� jeszcze wzi�� za �by/ Antkowa z wielkiej irytacji, ze zm�czenia zacz�a szlocha� spazmatycznie, dr�c sobie w�osy i wyrzeka�: - O Jezu! o Jezusiecku! o Mario! a bodaj ci� marnotki �cisn�y!... o loboga! a poganiny, przekl�tnikio! o! �rycza�a opar�szy si� o �cian�. Tomkowa zn�w przed domem pomstowa�a t�uk�c nogami we drzwi. Ludzie porozdzielali si� w gromadki i radzili stoj�c na �niegu i mrozie i przest�puj�c z nogi na nog�. Kobiety jak czerwone plamy przyciska�y si� do �cian, �ciskaj�c kolana, bo wiatr zawiewa� przejmuj�cy. Rozmawiali cicho i spogl�dali na drog�, ku ko�cio�owi, kt�rego wie�e poprzez nagie ga��zie drzew rysowa�y si� na tle powietrza wyra�nie. Do zmar�ego ci�gle kto� przychodzi� i wychodzi�, przez uchylone drzwi b�yskamy �wiat�a ��tych �wiec, wyd�u�ane przewiewem i miga� ostry, czarny profil le��cego w trumnie. Zapach ja�owcu dolatywa� razem z pomieszanymi s�owami mod��w i mruczeniem niemowy. Ksi�dz wreszcie nadszed� z organist�. Wyniesiono bia��, sosnow� trumn� na w�z. Baby za wiod�y zwyczajny p�acz i ca�y orszak ruszy�, �piewaj�c, d�ug� ulic� wioski ku cmentarzowi. Ksi�dz zaintonowa� �piew i szed� spiesznie przodem w swoim czarnym berecie na g�owie, otulaj�c futrem bia�� kom��, kt�rej wst�gi szele�ci�y na wietrze... Od czasu do czasu rzuca� tylko w powietrze przyciszone, zmro�one niejako, s�owa �aci�skiej pie�ni i znudzonym a pe�nym niecierpliwo�ci wzrokiem wybiega� naprz�d. Wiatr szamota� czarn� chor�gwi�, a wymalowane na niej �mier� i piek�o chwia�y si�, podrywane na wszystkie strony, jakby pogl�daj�c ku domom, przed kt�rymi sta�y kupkami baby w czerwonych zapaskach na g�owie i ch�opi z odkrytymi �bami. Wszyscy si� pochylali nabo�nie i bili w piersi, �egnaj�c. Psy pomi�dzy op�otkami dociera�y zajadle, niekt�re wskakiwa�y na kamienne p�oty i wy�y. Przez okna patrza�y ciekawie ma�e, umorusane dzieci i bezz�bne, pomarszczone a wytarte, jak ugory jesieni�, twarze starc�w. Gromadka ch�opak�w w parciankach i granatowych, z mosi�nymi guzikami lejbikach, z nogami bosymi w trepach, bez czapek, sz�a jeszcze przed ksi�dzem, wpatrzona w obraz piek�a na chor�gwi i powtarza�a cichymi, przemarzni�tymi g�osikami tonacj�: a! o!... - i ci�gn�a j� dop�ki organista nie zmieni� jej na inn�. lgn�c szed� z dum� na czele, trzymaj�c si� jedn� r�k� dr�ga chor�gwi i najg�o�niej �piewaj�c. Czerwony by� z wysi�ku i mrozu - ale nie ustawa�, jakby chcia� pokaza�, �e ma prawo do tego, bo dziadka prowadzi�. Wyszli za wie�. Wiatr silniej da� si� uczu� Antkowi, kt�rego olbrzymia posta� przenosi�a wszystkich, w�osy rozlatywa�y si� na wszystkie strony - nie czu� tego, zaj�ty ko�mi i przytrzymywaniem trumny na wybojach. Tu� za wozem sz�y obie siostry odmawiaj�c pacierze i mier��c si� co chwila zaiskrzonym wzrokiem. - Cucu! a do domu! pu�dzies, ty �cirwo! - i schyli� si� jeden z id�cych, jakby po kamie�. Pies, kt�ry od samego domu wl�k� si� przy wozie zaskowycza�, wtuli� ogon pod siebie i zemkn�� przed przydro�n� kamionk�, a gdy si� troch� oddalili, zrobi� p�kole i przypad� do koni, l�kliwie id�c dalej. �aci�skie pienia sko�czy�y si�. Baby za�piewa�y piskliwie: Kto si� w opiek� odda Panu swemu! G�os rozchodzi� si� kr�tko, mieszany przez wiatr i �nie�yc�, kt�ra zaczyna�a si� zrywa�. Zaciemni�o si�. Z p�l bia�ych, olbrzymich jak step, poznaczonych miejscami szkieletami drzew, wiatr toczy� ca�e tumany kurzawy i uderza� nimi w gromadk�. A ca�ym sercem szczerze ufa Jemu... Brzmia�a pie��, przerywana �wistem wichury i cz�stym a g�o�nym: - Wio! wio, malusie! - Antka, kt�remu zaczyna�o by� zimno. Na drodze, miejscami, od kamieni i od drzew, robi�y si� d�ugie, poprzeczne zaspy, rodzaj klin�w olbrzymich. Pie�� si� rwa�a, bo i ludzie niespokojnie spogl�dali doko�a na bia�� przestrze�, kt�ra z chrz�stem, z porykiwa niem jakim�, rzuca�a si�, targana huraganem, k��bi�c si� w wa�y, rozpryskuj�c, tocz�c jak fala lub olbrzymie pasma, odwijaj�ce si� z k��ba, to zn�w podskakuj�c i uderzaj�c w twarze orszaku miliardami ostrych igie�. Wi�ksza cz�� id�cych w obawie wi�kszych jeszcze zakurek, cofn�a si� w p� drogi do domu, reszta za� z po�piechem, prawie biegn�c dopad�a cmentarza. Sprawili si� szybko, d� czeka� gotowy, co� tam za�piewali, ksi�dz pokropi� wod�, zasypali trumn� zmarzni�t� ziemi� i �niegiem i odeszli. Tomek zaprosi� wszystkich do siebie. "Jako �e ociec duchowny pedo, �e w karczmie bez obrazy Boskiej oby� by si� nie oby�o". Antek zakl�� tylko na odpowied� i zabrawszy ze sob� Smolca, tak we czworo, bo i z.Ignacem, poszli do karczmy. Wypili pi�� kwaterek w�dki z t�usto�ci�, zjedli trzy funty kie�basy i um�wili si� o po�yczk�. Antka rozebra�o i ciep�o, i w�dka; gdy wychodzi� z karczmy, zatacza� si� pot�nie. Uj�a go silnie pod pach� �ona i tak poszli do domu. Smolec pozosta� jeszcze pi� a conto po�yczki, a lgn�c polecia� duchem, bo zimno, mu by�o. - Matka - aha, moje pi�� morg�w, moje, widzis, na bezrok sieje psenice, incmi�, lato� kartofle... moje. I�e� rzek� Panu, Ty� nadzieja moja! Za�piewa� ni st�d, ni zow�d. Zawieja wy�a prawie, rzucaj�c si� w�ciekle. - Cichoj, cichoj ty! Obalis si� i ty�a!... - "Anio�om swoim ka�e ci� pilnowa�" - i zamilk�. Kie�basa mu si� odbija�a. Ciemno si� robi�o, zamie� tak si� rozszala�a, �e na dwa kroki nie by�o nic wida�. Olbrzymi szum i �wist, i ca�e g�ry �niegu bi�y w nich co chwila. Z domostwa Tomk�w, kiedy je mijali, dolecia�y ich �piewy stypowe i gwar rozm�w. - A poganiny! z�odzieje! cekojta! jo woma dom, moje : pi�� morg�w; potym dziesi��, co mi zrobita? psie pary, aha, co? b�d� robi�, b�d� harowa� i b�d� mio�, b�d�, prowda, matka, bedziewa! - i t�uk� si� pi�ci� w piersi, przewracaj�c zamglonymi oczyma. Gada� tak d�ugo jeszcze. Gdy tylko weszli do domu, kobieta odprowadzi�a go do ��ka, upad� jak martwy, ale spa� nie spal, bo zawo�a�: - Ignac! Ch�opak podszed�, ale ostro�nie, �eby go wypadkiem ojcowska nie dosi�g�a noga. - lgn�c, psia�cirwo, lgn�c! bedzies gospodarzem, nie �achmytkiem, nie profesjantem! - krzycza� wal�c pi�ci� w ��ko. - Moje pi�� morg�w, moje! aha! Deputniki! Miemcy! psia... psiach... I zasn��.