4860

Szczegóły
Tytuł 4860
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4860 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4860 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4860 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

George Alec Effinger Koci�tko Schrodingera Nad zau�kiem, po zachodniej stronie nieba wisia� czysty sierp ksi�yca rozpoczynaj�cy nowy miesi�c. Jehan mia�a dopiero dwana�cie lat i by�a za m�oda, by nosi� zas�on� na twarzy, ale j� nosi�a. Nigdy dot�d nie przebywa�a poza domem o tak p�nej porze. S�ysza�a dobiegaj�ce z oddali odg�osy �wi�towania, trzydniowego festynu oznaczaj�cego koniec �wi�tego miesi�ca Ramadanu. Dwaj pijacy mijali zau�ek ze �piewem na ustach; dwaj inni wyk��cali si� podniesionymi, roze�lonymi g�osami o cen� jakich� s�odkich ciasteczek. �miech i pokrzykiwania dociera�y do Jehan jakby z innego �wiata. Dawniej przepada�a za festynami Id-el-Fitr; teraz jednak w og�le nie bra�a w nich udzia�u i dziwi�a si�, �e s� jeszcze tacy, kt�rych to bawi. Po chwili przesta�a zwraca� na to wszystko uwag�. Tego roku czeka j� spotkanie o wiele wa�niejsze od jakiegokolwiek �wi�ta. Westchn�a, wzruszy�a ramionami: za rok znowu b�dzie festyn. Dzisiejszej nocy, maj�c do towarzystwa tylko srebrny ksi�yc, dr�a�a owini�ta sw� niebieskoczarn� opo�cz�. Jehan Fatima Ashufi cofn�a si� kilka krok�w g��biej w zau�ek, dalej od �wiat�a. Wzd�u� ca�ej Ulicy bawili si� do upad�ego ludzie, kt�rych kiedy indziej nie u�wiadczy�by� w tej dzielnicy miasta. Jehan zadygota�a znowu i czeka�a. Po��dana chwila mia�a nadej�� o �wicie. Teraz niebo �ciemni�o si� zaledwie na tyle, aby ods�oni� ksi�yc i pierwsze niecierpliwe gwiazdy. W �wiecie Islamu noc zaczyna�a si� wtedy, gdy nie mo�na ju� by�o odr�ni� nici bia�ej od czarnej; to jeszcze nie by�a noc. Jehan zebra�a lew� r�k� fa�dy opo�czy, �ci�gaj�c j� ciasno wok� siebie. W prawej d�oni, skryty w d�ugim r�kawie, spoczywa� ostry, zakrzywiony kind�a�, kt�ry zabra�a z izby ojca. By�a g�odna i ch�tnie kupi�aby sobie co� do jedzenia, nie mia�a jednak pieni�dzy. W Budayeenie by�o wiele dziewcz�t w jej wieku, kt�re umia�y ju� same zarabia�; Jehan do nich nie nale�a�a. Rozejrza�a si� szybko dooko�a i zobaczy�a tylko pokryte nieczysto�ciami wilgotne i zab�ocone kocie �by. Smr�d panuj�cy w zau�ku przyprawia� j� o md�o�ci. By�a znu�ona, samotna i ba�a si�. I wtedy, jak gdyby ca�y ten plugawy �wiat rozwin�� si� w co� innego, co� ca�kowicie obcego, ujrza�a wi�cej. Jehan Ashufi mia�a dwadzie�cia sze�� lat. Ubrana by�a w tradycyjny ciemnoszary we�niany kostium skrojony d�u�ej i surowiej, ni� to nakazywa�a moda, ale stosownie dla m�odej, zdolnej fizyczki. Nie uznawa�a bi�uterii, a czarne w�osy zaplata�a w d�ugi warkocz spadaj�cy na plecy. Ka�dego ranka, towarzysz�c swemu wybitnemu nauczycielowi i opiekunowi, wk�ada�a troch� wysi�ku w to, by wygl�da� mo�liwie najzwyczajniej. To Heisenberg wymaga� tego od niej; kt� w tamtych czasach uwierzy�by, �e pi�kna kobieta mo�e by� r�wnocze�nie wysoce utalentowan� uczon�? Jehan szybko przekona�a si�, �e jej wysi�ki, by nie rzuca� si� w oczy, na nic si� zdaj�. Ciemna sk�ra i akcent zdradza�y jej nietutejszo��. Z daleka by�o wida�, �e nie jest Europejk�. By� mo�e mia�a domieszk� krwi lewanty�skiej. Wi�kszo�� ludzi, z kt�rymi si� styka�a, bra�a j� za �yd�wk�. Dzia�o si� to w Niemczech, w Getyndze, a by� rok 1925. Nazi�ci nie zdobyli jeszcze pe�ni w�adzy. Hitlera zwolniono w�a�nie z wi�zienia; przez sp�dzone tam miesi�ce podyktowa� Mein Kampf, ale jego marsz ku politycznemu Olimpowi dopiero si� zaczyna�. Jehan uwa�a�a, �e na pewno nie Hitler wymy�li� nienawi��. On tylko opanowa� idealn� metod� manipulowania ni�. Wybitnie zdolny Max Born, kt�ry w artykule napisanym dwa lata wcze�niej jako pierwszy u�y� okre�lenia "mechanika kwantowa", przewodniczy� sympozjum fizyk�w uniwersyteckich. Omawiali ostatnie sugestie Maxa Plancka dotycz�ce jego w�asnych teorii z dziedziny promieniotw�rczo�ci. Planck by� autorem pewnych za�o�e� le��cych u podstaw powstaj�cej w�a�nie fizyki kwantowej, jednak do opisu wzajemnych oddzia�ywa� pomi�dzy �wiat�em a materi� stosowa� klasyczn� mechanik� newtonowsk�. By�o oczywiste, �e nie jest to podej�cie w�a�ciwe, ale jak na razie lepszy spos�b nie istnia�. G�os zabra� jeden z uczestnik�w konferencji w Getyndze, Pascual Jordan, przedstawiaj�c rozwi�zanie kompromisowe; zanim jednak Born, przewodnicz�cy, zdo�a� odpowiedzie�, Werner Heisenburg dosta� nag�ego ataku kichania. - Nic ci nie jest, Werner? - spyta�, Born. Heisenberg machn�� tylko r�k�. Jordan usi�owa� kontynuowa�, ale Heisenberg znowu zacz�� kicha�. Oczy mu poczerwienia�y, a po policzkach p�yn�y �zy. Wyra�nie cierpia�. Zwr�ci� si� do swej dyplomowanej asystentki. - Jehan - wykrztusi� - za�atw natychmiast wszystko, co trzeba. Musz� st�d ucieka�. To ten m�j przekl�ty katar sienny. Chc� od razu wyjecha�. - Ale kolokwium... - zaprotestowa� jeden z uczestnik�w sympozjum. Heisenberg by� ju� na nogach. - Powiedzcie Planckowi, �eby poszed� sobie do wszystkich diab��w i �eby zabra� ze sob� de Broglie'a razem z tymi jego falami materii. To samo tyczy si� Bohra i jego cholernych skacz�cych elektron�w. Mam ju� tego po dziurki w nosie. - W kilku chwiejnych krokach opu�ci� sal�. Jehan zosta�a jeszcze chwil�, �eby poczyni� kilka notatek w swoim dzienniku. Potem wr�ci�a za Heisenbergiem do hotelu. Budayeen nie mia� ani jednego minaretu, ale na zewn�trz tej otoczonej murami dzielnicy miasta znajdowa�o si� wiele meczet�w. Z wysokich; staro�ytnych wie� silne g�osy nawo�ywa�y wiernych do porannych mod��w. - P�jd�cie si� modli�, p�jd�cie si� modli�! Modlitwa jest lepsza od snu! Jehan, oparta o brudny mur, s�ysza�a �piewne krzyki muezin�w, ale nie zwraca�a na nie �adnej uwagi. Wpatrywa�a si� w martwe cia�o le��ce u jej st�p, w cia�o ch�opca kilka lat starszego od niej, kogo�, kogo widzia�a ju� w Budayeen, ale nie zna�a z imienia. �ciska�a jeszcze w d�oni zakrwawiony kind�a�, kt�ry zada� mu �mier�. Po chwili przez t�um, jaki zgromadzi� si� u wylotu zau�ka, przepchn�o si� trzech m�czyzn. Popatrzyli z g�ry na Jehan. Jeden z nich by� oficerem policji, drugi kadim, kt�ry przek�ada staro�ytne przykazania Islamu na realia wsp�czesnego �ycia, trzeci za� imamem, wiod�cym modlitwy, co przybieg� z ma�ego meczetu znajduj�cego si� niedaleko wschodniej bramy Budayeenu. W obr�bie mur�w kieszonkowcy, dziwki, z�odzieje i mordercy mogli bezkarnie za�atwia� mi�dzy sob� swoje ciemne porachunki. �mier� w Budayeenie: nie przyci�ga�a wielkiej uwagi reszty miasta. Oficer policji by� wysoki i pot�nie zbudowany, nosi� g�ste czarne w�sy i mia� senne oczy. Zaciekawiony zaj�ciem by� tylko dlatego, �e cho� dba� o przestrzeganie prawa i porz�dku w Budayeenie od pi�tnastu lat, nigdy jeszcze nie prowadzi� �ledztwa w sprawie morderstwa pope�nionego przez tak m�od� dziewczyn�. Kadi by� m�ody, g�adko wygolony, wyra�nie okazywa� szacunek imamowi. Nie by�o jeszcze ca�kiem jasne, czy sprawa ta podpada pod kompetencje w�adz cywilnych czy religijnych. Imam by� wysoki, wy�szy nawet od oficera policji, ale chudy i w�ski w ramionach; jednak to nie asceza uczyni�a go tak w�t�ym. By� dobrze znany z dw�ch cech: z rozs�dku w rozstrzyganiu codziennych konflikt�w oraz z tego, �e nie stroni� od ziemskich uciech. On r�wnie� by� zaintrygowany i zaciekawiony. Mia� kr�tk�, szpakowat� br�dk�, a jego �agodne, br�zowe oczy kry�y si� prawie zupe�nie w siateczce zmarszczek, kt�re z wolna pory�y mu twarz. Podobnie jak oficer policji imam nosi� kiedy� zawadiacki czarny w�sik, ale te burzliwe lata dawno ju� dla� min�y. Teraz mia� wygl�d m�a przyzwoitego i dobrodusznego. W rzeczywisto�ci nie by� ani jednym, ani drugim; kultywowanie tej opinii uznawa� jednak za po�yteczne. - O, moja c�rko - odezwa� si� teraz chrapliwym g�osem. By� bardzo zdenerwowany. Nad ogl�danie tak wulgarnych widowisk, jak ra��ce poczucie estetyki trupy w okolicznych uliczkach, przedk�ada� wyja�nianie zawi�ych ust�p�w �wi�tego Koranu. Jehan spojrza�a na�, ale nic nie .powiedzia�a. Spu�ci�a znowu g�ow� i wpatrzy�a si� w cia�o nieznanego ch�opca, kt�rego zabi�a. - O, moja c�rko - powt�rzy� imam - powiedz mi, czy to ty zamordowa�a� to nieszcz�sne dziecko? Jehan znowu podnios�a na starca spokojny wzrok. Skrywa�a j� chusta, zas�ona na twarz i opo�cza; wida� by�o tylko jej czarne oczy i d�ugie, cienkie palce zaci�ni�te na r�koje�ci no�a. - Tak, o M�drcze - powiedzia�a. - To ja go zabi�am. Oficer policji zerkn�� na kadiego. - Czy modlisz si� do Allacha? - zapyta� imam. Nigdy nie zada�by tego pytania, gdyby nie by� to Budayeen. - Tak - odpar�a Jehan. I nie k�ama�a. Modli�a si� kilka razy w swoim �yciu przy r�nych okazjach i by� mo�e jeszcze kiedy� b�dzie si� modli�. - I wiesz, �e istnieje zakaz odbierania cz�owiekowi �ycia, kt�re Allach uczyni� �wi�tym? - Tak, o M�drcze. - I wiesz jeszcze, �e Allach wyznaczy� kar� dla tych, kt�rzy z�ami� to prawo? - Tak, wiem. - A zatem, o moja c�rko, powiedz nam, dlaczego zabi�a� tego biednego ch�opca. Jehan rzuci�a zakrwawiony kind�a� na bruk zau�ka. Upadaj�c, zad�wi�cza� g�o�no, a potem znieruchomia� przy nodze trupa. - Zabi�am go, bo skrzywdzi�by mnie w przysz�o�ci - oznajmi�a. - Grozi� ci? - spyta� kadi. - Nie, o Czcigodny. - A zatem... - A zatem sk�d wiesz, �e wyrz�dzi�by ci krzywd�? - doko�czy� za niego imam. Jehan wzruszy�a ramionami. - Widzia�am to wiele razy. Powali�by mnie na ziemi� i poha�bi�. Widzia�am to w wizjach. Pomruk przeszed� przez t�um cisn�cy si� wci�� u wylotu zau�ka, za plecami trzech m�czyzn i Jehan. Imam przygarbi� si�. Oficer policji czeka� cierpliwie. Kadi wygl�da� na zniech�conego. - A wi�c nie chcia� ci� skrzywdzi� dzisiejszego ranka? - zapyta� w ko�cu imam. - Nie. - No i jak sama m�wisz, n i g d y d o t � d nie chcia� ci� skrzywdzi�? - Nie. Nie znam go. Nigdy nie zamieni�am z nim s�owa. - A mimo to - wtr�ci� kadi wyra�nie ju� zniech�cony zamordowa�a� go na podstawie tego, co ci si� przywidzia�o? Jak we �nie? - Jak we �nie, o Czcigodny, ale bardziej prawdziwie ni� w wizji. - Sen - mrukn�� imam. - Prorok, niech b�dzie b�ogos�awione jego imi� i spok�j, nie przewidzia� �adnej �aski za morderstwo sprowokowane tylko snem. - Ale ona ma dopiero dwana�cie lat! - krzykn�a jaka� kobieta z t�umu. Imam odwr�ci� si� i przecisn�� przez ci�b�. - Sier�ancie - powiedzia� kadi - oddaj� t� dziewczynk� pod twoj� piecz�. S�owa Proroka jasno okre�laj�, co mamy czyni�. Sier�ant skin�� g�ow� i post�pi� krok naprz�d. Zwi�za� dziewczynie przeguby i popchn�� j� przed sob� ku wylotowi zau�ka. T�um fellach�w rozst�pi� si�, robi�c im przej�cie. Sier�ant zaprowadzi� Jehan do ma�ej, wilgotnej celi, gdzie mia�a przebywa� a� do chwili przes�uchania przez religijn� rad� starszych, kt�ra s�dzi� j� b�dzie wedle zalece� Szarijatu, �wczesnego kodeksu praw zaczerpni�tych ze staro�ytnego i szlachetnego Koranu. Jehan nie cierpia�a w swej niezdrowej celi. �yj�c od urodzenia w Budayeenie nauczy�a si� znosi� niewygody. Czeka�a cierpliwie; co postanowi w jej sprawie Allach. Nie czeka�a d�ugo. Wezwano j� na kolejne kr�tkie przes�uchanie, podczas kt�rego rada zadawa�a jej prawie te same pytania, co imam. Odpowiada�a na wszystkie bez wahania. S�dziowie byli zasmuceni, ale musieli wyda� wyrok. Dali jej szans� zmiany zeznania, ale nie skorzysta�a z niej. W ko�cu najstarszy cz�onek rady stan�� przed ni� i przem�wi� g�osem pe�nym b�lu: - O m��dko, Prorok, b�ogos�awione niech b�d� jego imi� i spok�j, powiedzia�: "Kto zabija wiernego, zap�at� b�dzie mu wieczne pot�pienie" i powiedzia� jeszcze: "Kto zabija istot� ludzk� za przewin� inn� ni� morderstwo albo zepsucie, b�dzie to, jakby zabi� ca�y rodzaj ludzki". A zatem, gdyby ten, kt�rego zabi�a�, nosi� si� z zamiarem pope�nienia na tobie czynu nierz�dnego, tw�j post�pek by�by usprawiedliwiony. Jednak ty temu zaprzeczasz. Opierasz si� na swych snach, na wizjach. Taka w�t�a obrona mo�e sk�oni� obecn� tu rad� tylko do orzeczenia twej winy. Musisz ponie�� sprawiedliw� kar�, jak to jest zapisane. Zostanie wykonana jutro rano, tu� przed wschodem s�o�ca. Na twarzy Jehan nie drgn�� ani jeden mi�sie�. Nic nie powiedzia�a. W wielu swych wizjach by�a wcze�niej �wiadkiem r�wnie� i tej sceny. Czasami, jak teraz, skazywano j�; czasami uniewinniano. Tego wieczora przyniesiono jej dobry posi�ek, lepszy od wi�kszo�ci tych, jakie spo�ywa�a dot�d, �yj�c w n�dzy. Przespa�a ca�� noc i kiedy rano przyszli po ni� przedstawiciele w�adz cywilnych i religijnych, by�a ju� gotowa. Przemawia� do niej d�ugo imam ciesz�cy si� wielkim szacunkiem, ale Jehan nie s�ucha�a go uwa�nie: Ostatnie czynno�ci i ruchy jej �ycia wydawa�y si� mechanicznie uporz�dkowane i nie przyk�ada�a do nich wielkiej wagi. Posz�a tam, gdzie j� zaprowadzono, odpowiedzia�a machinalnie na zadane jej pytanie i wspi�a si� na podwy�szenie ustawione na dziedzi�cu wielkiego Meczetu Szimaal. - Czy czujesz skruch�? - spyta� imam k�ad�c �agodnie d�o� na jej ramieniu. Jehan ukl�k�a i szykowa�a si� do po�o�enia g�owy na pniu. Wzruszy�a ramionami. - Nie - odpar�a. - Czy czujesz nienawi��, o moja c�rko? - Nie. - Niech zatem Allach w Swym mi�osierdziu ze�le ci pok�j. Imam odst�pi�. Jehan nie widzia�a kata, ale s�ysza�a zbiorowe westchnienie wydobywaj�ce si� z piersi zebranych, kiedy w pierwszych bladych promieniach �witu wielki top�r uni�s� si� wysoko, a potem ostrze spad�o. Jehan dygota�a w zau�ku. Obserwowanie w�asnej �mierci zawsze wywo�ywa�o u niej wyj�tkowo nieprzyjemne uczucie. Godzina by�a jeszcze do�� wczesna; nie tak dawno ucich�o pi�te i ostatnie wezwanie do mod��w i zapad�a ju� noc. �wi�towanie wok� niej trwa�o z jeszcze wi�kszym nat�eniem. To �e czyn, jaki zamierza�a pope�ni�, mo�e zawie�� j� na pie� katowski, nie odwiod�o jej od raz powzi�tej decyzji. Modl�c si�, by czas p�yn�� szybciej, �ciska�a mocno kind�a� i my�la�a o innych sprawach. Pod koniec maja 1925 roku zatrzymali si� w hotelu na male�kiej wysepce Helgoland, oddalonej jakie� pi��dziesi�t mil od wybrze�y niemieckich. Jehan odpoczywa�a w komfortowo wyposa�onym pokoju. Gospodyni kaza�a m�owi zanie�� baga�e Heisenberga i Jehan do najlepszego i najdro�szego apartamentu. Heisenberg �ywi� wielk� nadziej� na pozbycie si� swych dolegliwo�ci alergicznych. Zamierza� r�wnie� przemy�le� �w niejasny konglomerat teorii i przeciw teorii wyg�oszonych przez koleg�w na sympozjum w Getyndze. Tymczasem przy ka�dym spotkaniu gospodyni rzuca�a Jehan ponure, w�ciek�e spojrzenia, ale nic nie m�wi�a. Sam Herr Doktor by� zbyt zaabsorbowany, by przejmowa� si� czym� tak trywialnym, jak przyzwoito��, zasady moralne, reputacja w swym miejscu odosobnienia na Helgolandzie, czy spok�j sumienia Jehan. Je�li kto� unosi� brwi widz�c ten uk�ad, Heisenberg, w swoim transie, na pewno tego nie zauwa�a�; w��czy� si� po okolicy, jak gdyby by� �lepy na wszystko pr�cz zawarto�ci w powietrzu py�k�w kwiatowych dra�ni�cych jego drogi oddechowe oraz napotykanych od czasu do czasu stromych urwisk, z kt�rych szcz�ciem uda�o mu si� nie spa��. Jehan zdawa�a sobie spraw� z dezaprobaty starej. Jednak po dwudziestu jeden latach pe�nego, nie us�anego r�ami �ycia czyje� uniesienie brwi plasowa�o si� nisko w jej hierarchii rzeczy, kt�rymi nale�a�o si� przejmowa�. Widzia�a ju� zbyt wielu ludzi skazanych na �mier� g�odow�, zbyt wielu wyp�dzonych i zmuszonych do �ebractwa, zbyt wielu niewiernych zamordowanych w imi� Allacha, zbyt wielu okaleczonych lub skr�conych o g�ow� przez pogmatwane zasady islamskiego wymiaru sprawiedliwo�ci. Przez wszystkie te lata Jehan przechowywa�a zakrwawiony ojcowski kind�a�, upchni�ty teraz gdzie� mi�dzy swetrami z szetlandzkiej we�ny i nadal tak �mierciono�ny jak zawsze. Klimat wyspy s�u�y� Heisenbergowi, a z ich pokoju roztacza� si� przepi�kny widok na morze. Nastr�j uczonego poprawia� si� szybko. Pewnego ranka, kiedy spacerowali razem wzd�u� wybrze�a. Jehan przeczyta�a mu ust�p ze �wi�tego Koranu. - Ta sura zwie si� "Trz�sienie Ziemi" - powiedzia�a. - "W imi� Allacha �askawego, Mi�osiernego. Kiedy Ziemia zadr�y w swej ostatniej konwulsji i kiedy Ziemia wyda z siebie swe brzemi� i cz�owiek powie: Co jej dolega? Tego dnia ona opowie swe dzieje, bo tak natchnie j� Pan. T�go dnia rodzaj ludzki podzieli si� na osobne grupy, �eby ukazane im by�y ich czyny. A kto uczyni� dobro na ci�ar atomu, ujrzy je. A kto uczyni� z�o na ci�ar atomu, ujrzy je". I Jehan zap�aka�a wiedz�c, �e ile by dobra uczyni�a, nie przewa�y ono z�a, jakiego ju� si� dopu�ci�a. Ale Heisenberg tylko patrzy� na szare, przewalaj�ce si� fale oceanu. Nie s�ucha� uwa�nie �wi�tych werset�w i dotar�o do� jedynie kilka s��w wypowiedzianych przez Jehan. - A kto uczyni� dobro na ci�ar atomu, u j r z y je - wymamrota�, k�ad�c nacisk na to jedno s�owo. W k�cikach jego ust b��ka� si� niepewny, nik�y u�mieszek. Jehan otoczy�a go ramieniem, bo sprawia� wra�enie, �e jest mu zimno, i odprowadzi�a do hotelu. Och�odzi�o si� i w powietrzu unosi�a si� mgie�ka wilgoci nawiewanej znad morza; s�uchali razem wrzask�w mew nurkuj�cych za rybami albo unosz�cych si� z piskiem nad sp�achetkiem pla�y. Jehan rozmy�la�a o tym, co przeczyta�a, o ko�cu �wiata. My�li Heisenberga kr��y�y tylko wok� jego pocz�tku i wok� jego wci�� �ci�le strze�onych sekret�w. Oboje przepadali za codziennymi, d�ugimi spacerami po wyspie. W�a�nie teraz, cz�ciej ni� kiedykolwiek w swym �yciu, Jehan nosi�a przy sobie egzemplarz Koranu i cz�sto czyta�a mu kr�tkie wersety. Cho� by�y tak r�ne od znanej mu literatury biblijnej, Heisenberg wys�uchiwa� cytat�w ze �wi�tej ksi�gi Islamu bez komentarzy. Wydawa�o mu si� jednak, i� znaczenia pewnych zawartych w nich wyobra�e� dedykowane s� w�a�nie jemu. Jehan widzia�a przynajmniej,, �e naukowiec czuje si� lepiej. Heisenberg odda� si� znowu bez reszty rozsup�ywaniu spl�tanego w�z�a, jakim by� obecny stan fizyki kwantowej. Taka by�a. ju� jego praca i relaks. Wyzna� Jehan, �e najt�sze naukowe umys�y �wiata pracuj� gor�czkowo nad stworzeniem przybli�onego modelu matematycznego, kt�ry umo�liwia�by opisanie wszystkich obserwowanych zjawisk. �adne z podej��, jakich dot�d pr�bowali, nie pozwoli�o uwzgl�dni� wszystkich danych. Jednak o n znajdzie taki klucz; by� o tym prze�wiadczony. Nie bardzo jeszcze wiedzia�, jak tego dokona; ale przecie� nie po�wi�ci� si� jeszcze bez reszty temu zadaniu. Jehan wcale nie chcia�o si� �mia�. Przeczyta�a mu: - "Czy� nie widzia�e� takich, kt�rzy twierdzili, i� wierz� w to, co jest im objawiane, i w to, co by�o im objawione, a kt�rzy zwracaj� si� o rozs�dzenie swych spor�w do fa�szywych b�stw, chocia� nakazano im si� ich wyrzec? Szatan zwiedzie ich na manowce". Heisenberg roze�mia� si� serdecznie. - Tw�j Allach nie nawi�zuje chyba do tego sympozjum w Getyndze? - powiedzia�. - Nie ma te� chyba na my�li Bohra i Einsteina w Berlinie? Jehan �achn�a si� na te blu�niercze s�owa. Oburzy� j� brak szacunku i ignoranckie kpiny ze strony tego niewiernego. Uderzy�o j�, �e ta stara religia, kt�rej tak naprawd� nigdy si� nie podporz�dkowa�a, nadal stanowi nieod��czn� jej cz�stk�. Ciekawa by�a, co by czu�a spaceruj�c znowu po tych wszystkich latach w�skimi, zat�oczonymi, ha�a�liwymi uliczkami Budayeenu. - Nie wolno ci tak m�wi� - wyrzuci�a z siebie w ko�cu. - Hmmm? - mrukn�� Heisenberg. Zapomnia� ju� ca�kiem, co jej przed chwil� powiedzia�. - Sp�jrz tam - ci�gn�a Jehan. - Co widzisz? - Ocean - powiedzia� Heisenberg. - Fale. - Te fale stworzy� Allach. A co t y mo�esz o nich powiedzie�? - M�g�bym okre�li� ich cz�stotliwo�� - odpar� naukowiec. - M�g�bym zmierzy� ich amplitud�. - Zmierzy�! - krzykn�a Jehan. Wyimaginowana zniewaga jej wiary przes�oni�a nagle d�ugie lata studi�w naukowych. - Popatrz na to - m�wi�a dalej, nie daj�c mu doj�� do s�owa. Gar�� piasku. To Allach stworzy� ten pianek. Co t y mo�esz o nim powiedzie�? Heisenberg nie bardzo rozumia�, o co chodzi Jehan. - Dysponuj�c odpowiednimi przyrz�dami - zacz�� niepewnie, nie chc� jej urazi� - odpowiednio wyregulowanymi, m�g�bym pobra� ka�de z tych ziarenek piasku z osobna i powiedzie� ci... - Urwa� nagle. D�wign�� si� powoli na nogi, jak starzec. Spojrza� najpierw na morze, potem pod nogi, na wybrze�e i znowu na bezmiar w�d. - Fale - mrukn�� - cz�steczki, co za r�nica? Liczy si� tylko to, co naprawd� potrafimy zmierzy�. Nie potrafimy zmierzy� orbit Bohra, bo one w rzeczywisto�ci n i e i s t n i e j �! A zatem linie widmowe, kt�re obserwujemy, powstaj� na skutek przej�� pomi�dzy dwoma stanami. Tak, pomi�dzy parami stan�w; ale w takim razie do opisania ich potrzebna by�aby ca�kowicie nowa forma zapisu matematycznego odwo�uj�ca si� do tabel grupuj�cych ka�dy mo�liwy... - Wernerze. - Jehan wiedzia�a, �e teraz dla niego nie istnieje. - Same obliczenia zaj�yby wiele dni, je�li nie tygodni. - Wernerze, w y s � u c h a j mnie. Ta wysepka jest tak ma�a, �e m�g�by� dorzuci� kamieniem do jej przeciwleg�ego brzegu. Nie zamierzam siedzie� na tej mro�nej pla�y ani tam na g�rze, na twoim �ysym, pos�pnym urwisku, kiedy ty dokonywa� b�dziesz swojego genialnego prze�omu w nauce, cokolwiek on ze sob� niesie. �egnaj. - Co? Jehan? - Heisenberg zamruga� powiekami i wr�ci� do �wiata materialnego. Nie mog�a ju� na niego patrze�. Przesypywa�a gar�� piasku przez palce drugiej d�oni. I wtedy przysz�a jej do g�owy ta my�l: je�li nie ma si� wody, aby dokona� niezb�dnej ablucji przed modlitw� w kierunku Mekki, dozwolone jest obmycie si� zamiast tego czystym piaskiem. Zacz�a szlocha�. Nie s�ysza�a, co m�wi do niej Heisenberg - je�li w og�le co� m�wi�. W zau�ku up�yn�y ju� dwie godziny i zrobi�o si� jeszcze ch�odniej. Jehan owin�a si� opo�cz� i przechadza�a tam i z powrotem. Wizje tej w�a�nie szczeg�lnej nocy, obrazy mo�liwych jej zako�cze� nawiedza�y j� od czterech lat. Czasami m�ody m�czyzna dostrzega� j� w zau�ku tu� po �wicie, a czasami nie. Raz go zabija�a, innym razem nie. I oczywi�cie pozostawa�o bez odpowiedzi pytanie o to, czy jej post�powanie doprowadzi do jej u�askawienia czy do egzekucji. Kiedy mia�a pierwsz� wizj�, nie wiedzia�a ani co si� dzieje, ani co widzi. Zdawa�a sobie tylko spraw� ze swego strachu, z b�lu i z przera�enia. Ch�opak powali� j� brutalnie na ziemi�, zdar� z niej ubranie i zgwa�ci�. Na tym wizja si� sko�czy�a. Jehan nikomu o niej nie powiedzia�a; rodzina wzi�aby j� za szalon�. Potem, jakie� trzy miesi�ce p�niej, wizja powr�ci�a; tylko �e tym razem r�ni�a si� nieco od poprzedniej. Znajdowa�a si� jak przedtem w zau�ku, ale tym razem u�miechn�a si� do ch�opaka i przywo�a�a go gestem. Odwzajemni� si� jej u�miechem i wprowadzi� g��biej w zau�ek. Kiedy po�o�y� jej r�k� na ramieniu, doby�a kind�a�u ojca i zatopi�a go w brzuchu ch�opca. Tyle wtedy pokaza�a jej wizja. Przerazi�a j� jeszcze bardziej, ni� scena gwa�tu z poprzedniej. Z biegiem czasu wizje przybiera�y coraz to inne formy. By�a teraz pewna, �e nie zawsze obserwuje swoj� przysz�o��, przysz�o��, jaka na pewno j� czeka, ale jak�� n i e o k r e � 1 o n � przysz�o��, r�wnie prawdopodobn�, jak ka�da inna. Nie wszystkie wizje musia�y si� sprawdzi�. W niekt�rych widzia�a siebie �yj�c� do p�nej staro�ci w mie�cie, dok�adnie tutaj, w tej pod�ej dzielnicy Budayeen. W innych porusza�a si� po nieznanych miejscach nie wygl�daj�cych wcale na islamskie i rozmawia�a j�zykami zdecydowanie nie arabskimi. Nie mia�a poj�cia, czy te wykluczaj�ce si� nawzajem wizje chc� jej co� przekaza�, czy przed czym� ostrzec. Jehan modli�a si� o wyjawienie, kt�r� z tych wersji naprawd� b�dzie musia�a prze�y�. Wkr�tce potem, jak gdyby w nagrod� za jej wiar�; zacz�y j� nawiedza� wizje mniej brutalne: mog�a zagl�da� w niedalek� przysz�o�� i odszukiwa� zagubione przedmioty lub ostrzega� przed planami niefortunnej podr�y, albo te� przepowiada� wzrost b�d� spadek cen zbo�a. S�siedzi, zaciekawieni z pocz�tku, zacz�li si� jej w ko�cu obawia�. Matka poradzi�a Jehan, aby nigdy nie rozmawia�a z nikim o swoich "snach", bo inaczej mog� j� zamkn�� w jakim� przera�aj�cym odosobnieniu. Jehan nigdy nie m�wi�a' o swych wizjach ojcu, bo ojcu nie zwierza�a si� z niczego. W tej rodzinie, tak samo zreszt� jak w innych rodzinach z Budayeenu, ojciec nie przejmowa� si� zbytnio problemami c�rek. Jego dum� byli synowie i mocno wierzy�, i� kt�rego� dnia ci trzej silni ch�opcy niepomiernie powi�ksz� presti� i maj�tek rodziny Ashufi. Jehan wiedzia�a, �e jest w b��dzie, bo widzia�a ju�, co si� stanie z bra�mi dw�ch zginie w wojnach z �ydami, trzeci za� b�dzie tch�rzem, s�abeuszem i zbiegnie do Stan�w Zjednoczonych. Ale Jehan nic nie powiedzia�a. By�a druga w nocy i kompanii dotrzymywa�y jej tylko dobiegaj�ce z oddali pijackie nawo�ywania. Czasami wizje by�y udr�k�, kiedy indziej przynosi�y ukojenie. Teraz powita�a je z zadowoleniem, jako wype�nienie samotno�ci; ale przynios�y jej wi�cej ni� kiedykolwiek rozmaitych mo�liwo�ci tego, co mo�e zdarzy� si� nad ranem. Kt�rej, z nich mog�a zawierzy�? Na kt�r� si� przygotowa�? Czy mia�a si� radowa� w sercu, czy ba�? Zm�wi�a modlitw� do Allacha, czego nie robi�a zbyt cz�sto, a by�a to naj�arliwsza modlitwa w jej kr�tkim �yciu. Potem odda�a si� znowu czekaniu. Wizja: By�o tu� po �wicie. M�ody m�czyzna - kt�rego imienia Jehan nigdy nie pozna�a - szed� brukowan� uliczk� w kierunku zau�ka. Jehan wiedzia�a to, chocia� nie wyjrza�a jeszcze za r�g. Wci�gn�a w p�uca g��boki oddech. Podesz�a kilka krok�w w stron� uliczki, spojrza�a w lewo i napotka�a jego oczy. Uczyni�a nieznaczny gest, odwr�ci�a si� i zanurzy�a g��biej w cieniste ustronie zau�ka. By�a 'pewna, �e p�jdzie za ni�. Bola� j� �o��dek, burcza�o jej w brzuchu i wyczerpana nerwowo, dr�a�a na ca�ym ciele. Kiedy m�odzieniec k�ad� d�o� na jej ramieniu wymrukuj�c nieskromne propozycje, jej r�ka pe�z�a w kierunku ukrytego kind�a�u, ale nie pochwyci�a za r�koje��. Powali� j� brutalnie na ziemi�, zdar� z niej ubranie i zgwa�ci�. Potem zostawi� j� tam. Le�a�a jak sparali�owana przeklinaj�c i roni�c �zy na mokre, cuchn�ce kamienie. Znalaz�y j� jaki� czas potem dwie kobiety i zaprowadzi�y do lekarza. Potwierdzi�y si� ich najgorsze obawy: jej cze�� skalano nieodwracalnie. Jej �ycie, w sensie stania si� normaln�, doros�� kobiet� w tej islamskiej spo�eczno�ci, by�o praktycznie sko�czone. Jedna z kobiet odprowadzi�a Jehan do domu, �eby podzieli� si� wie�ci� z jej matk�, kt�ra z kolei musia�a powiedzie� ojcu. Jehan skry�a si� w izdebce dzielonej z siostrami. S�ysza�a trzask �amanvch mebli i wulgarne s�owa wykrzykiwane przez ojca. Nie da�o si� ju� nic zrobi�. Jehan nie zna�a nawet imienia swego gwa�ciciela. By�a zrujnowana, mniej ni� bezwarto�ciowa. M�oda kobieta nie b�d�ca dziewic� nie mog�a domaga� si� �adnego wykupu. Tyle lat utrzymywania bezwarto�ciowej c�rki w nadziei na zwrot tej inwestycji w kontrakcie �lubnym - wszystko si� teraz rozwia�o. Trudno si� dziwi�, �e ojciec Jehan czu� si� zdradzony, �e uwa�a� si� za ojca bezrozumnego stworzenia. Nie by�o tu miejsca na wsp�czucie Jehan; prawdziwa historia, jak�kolwiek by�a, nie mog�a zmieni� fakt�w. Poczynaj�c od tego ranka Jehan by�a ju� zawsze odtr�cana i w ko�cu wyp�dzono j� z domu. Pozosta�o jej tylko zawodzenie si�str i matki. Ojciec i trzej bracia nawet nie spojrzeli na ni� ani si� z ni� nie po�egnali. Lata mija�y teraz szybciej. Jehan zosta�a ulicznic�. Przez jaki� czas, dzi�ki swej m�odo�ci i urodzie, zarabia�a na zno�ne �ycie. Potem, gdy lata odcisn�y na niej swe niezatarte pi�tno, mia�a ju� trudno�ci z zapracowaniem nawet na kawa�ek chleba i k�t do spania. Starza�a si�, robi�a coraz bardziej zgry�liwa i coraz bardziej nienawidzi�a samej siebie. Czy nienawidzi�a te� ojca i reszty rodziny? Nie, taki los, jakkolwiek trudno by�oby jej to poj��, wyznaczy� jej Allach, a mo�e skaza�a si� na� sama w tej jednej chwili zawahania, wiele lat temu, tam, w zau�ku, kiedy mia�a szans� wyboru przeznaczenia. Nie potrafi�a tego rozstrzygn��. Bez wzgl�du na to, jaka by�a odpowied�, nie mog�a teraz korzysta� ani z daru jasnowidzenia, ani ze swej m�dro�ci. Jej �ycie by�o, jakie by�o, i wiod�a je wedle niezbadanych wyrok�w Allacha Mi�osiernego. Nie musia�a niczego rozumie�. W ko�cu znaleziono j� martw�, wyn�dznia�� i zag�odzon�. Jej trup by� zniekszta�cony, skulony z zimna i dziwnym zbiegiem okoliczno�ci le�a� w tym samym zau�ku, w kt�rym kiedy� m�ody m�czyzna tak bezmy�lnie zniszczy� wszelkie szanse na szcz�cie jakie mia�a na tym �wiecie Jehan. Po �mierci nikt jej nie op�akiwa�. Mo�e u�ali� si� nad ni� Allach Wspania�omy�lny, lituj�c si� nad t�, kt�ra nie zazna�a lito�ci od bli�nich, w�r�d kt�rych �y�a: Dla Jehan by�o to zawsze zimne miejsce. Zra�ona na jaki� czas do Heisenberga, Jehan pracowa�a w Zurychu z Erwinem Schrodingerem. Idee Schrodingera powodowa�y zrazu zam�t w jej g�owie, bo sta�y w sprzeczno�ci z wieloma podstawowymi za�o�eniami Heisenberga. Na razie Heisenberg odrzuca� jeszcze ka�dy prosty model budowy atomu, a w�a�ciwie wszelkie modele. Schrodinger, starszy i bardziej konserwatywny ni� cz�onkowie grupy z Getyngi, pragn�� wyja�ni� zjawisko kwantowe nie pos�uguj�c si� now� matematyk� i z�udn� wyobra�ni�. Potraktowa� elektron jako funkcj� falow�, jednak innego rodzaju ni� uwa�a� de Broglie. W�asno�ci fal w �wiecie fizycznym by�y ju� dobrze poznane i nie kry�y w sobie �adnych tajemnic. Kiedy jednak Schrodinger przyst�pi� do wyliczania wp�ywu zmiany poziomu energetycznego na swoj� fal� elektronow�, wyniki nie zgadza�y si� z danymi uzyskiwanymi z obserwacji. - Czy�bym co� przeoczy�? - zapyta�. Jehan potrz�sn�a g�ow�. - Tam gdzie si� urodzi�am, mawiaj�: "Nie wylewaj wody z buk�aka na widok fatamorgany". Schrodinger przetar� zm�czone oczy. Spojrza� na trzymany w d�oniach plik papier�w. - A sk�d mam wiedzie�, czy ta woda warta jest zachowania, czy te� nadaje si� tylko do �cieku? Jehan nie odpowiedzia�a mu na to i Schrodinger, niezadowolony z wynik�w, zawiesi� swoje prace. Kilka miesi�cy p�niej w kilku artyku�ach wykazano, i� po uwzgl�dnieniu efekt�w relatywistycznych, obliczenia Schrodingera zgadzaj� si� jednak zadziwiaj�co dobrze z wynikami eksperymentalnymi. Schrodinger tryumfowa�. - Czuj� si� usatysfakcjonowany powiedzia�. - Ca�y czas mia�em nadziej�, �e znajd� spos�b �ci�gni�cia Borna i Heisenberga z powrotem na Ziemi�, do fizyki klasycznej. Mia�em przeczucie, �e fizyka kwantowa oka�e si� �wiatem realnym, a nie kr�lestwem zjaw, rz�dzonym przez widmowe si�y. - Dopiero teraz wydaje mi si� ona czym� nierealnym - powiedzia�a Jehan. - Powiadaj�c, �e elektron jest fal�, m�wi pan, i� jest on zjaw�. W oceanie faluje woda. W przypadku d�wi�ku, fale przenosi-powietrze. A co mo�e by� fal� w pa�skich r�wnaniach? - Born twierdzi, �e to fala prawdopodobie�stwa. Sam jeszcze nie w pe�ni to rozumiem - odpar� - ale moje r�wnania wyja�niaj� zbyt wiele spraw, aby by�y b��dne. - Prosz� pana - powiedzia�a Jehan marszcz�c czo�o - mo�e by� tak, �e w tym przypadku fatamorgana znajduje si� w pa�skim buk�aku, a nie przed panem, na pustyni. Schrddinger roze�mia� si�. - Mo�e to i prawda. Mo�e b�d� jeszcze musia� odrzuci� swoje konstrukcje my�lowe, ale nigdy nie wypr� si� swojej matematyki. By�o parne popo�udnie, d�awi�ce dech w piersiach. Skwar zdawa� si� nie przeszkadza� miejscowym Arabom, ale ma�a grupka Europejczyk�w zaczyna�a ju� cierpie� katusze. Ich statek przycumowa� w ma�ym porcie i zorganizowano wycieczk� do miasta po�o�onego jakie� osiemdziesi�t kilometr�w na po�udnie. Dwie godziny p�niej tury�ci doszli do wniosku, �e wyprawa by�a pomy�k�. W�r�d nich znajdowa� si� David Hilbert, niemiecki matematyk, od 1895 roku wyk�adowca na uniwersytecie w Getyndze. Towarzyszy�a mu �ona Kathe i ich s�u��ca Clarchen. Z pocz�tku byli zauroczeni egzotyk� miasteczka, nieznanymi widokami, d�wi�kami i zapachami; ale wkr�tce ich zmys�y przesyci�y si� nowo�ci� i to co z pocz�tku by�o dla nich egzotyczne, teraz wydawa�o si� godne ubolewania. Przepychaj�c si� noga za nog� przez bazary ocienione nieskutecznie markizami lub w�t�ymi daszkami z patyk�w, t�sknili za cho� jednym powiewem ch�odnego wietrzyka. Arabscy m�czy�ni odziani w d�ugie bia�e cha�aty pokrzykiwali wrzaskliwie nie spuszczaj�c oka z Europejczyk�w. Nie spos�b by�o zrozumie�, co m�wi�. Niekt�rzy ci�gn�li ma�e w�zki wy�adowane brudnymi kubkami i ba�kami - wody? herbaty? lemoniady? Wszystko jedno. Cholera czyha�a w ka�dym straganie; od ka�dego �ebraka, kt�ry z�apa� ci� za r�kaw, mo�na si� by�o zarazi� tyfusem. �ona Hilberta wachlowa�a si� bez przekonania. By�a u kresu si� i bliska upadku. Hilbert rozgl�da� si� rozpaczliwie dooko�a. - Dawidzie - wymamrota�a s�u��ca Clarchen, jedyna kochanka m�a, jak� Frau Hilbert tolerowa�a - chyba ju� dosy� daleko zabrn�li�my. - Wiem - odpar� - ale nigdzie nic... nie widz�... - Tam s� jacy� panowie i panie. Wydaje mi si�, �e to jad�odajnia. Zostaw tam Kathe i mnie, i id� poszuka� taks�wki. Potem wr�cimy na statek. Hilbert zawaha� si�. Zrazu nie m�g� znie�� my�li o pozostawieniu bez opieki dw�ch kobiet po�rodku tego rozgrzanego jak patelnia targowiska. Potem spostrzeg�, jak blada jest jego �ona, jak opadaj� jej powieki, jak wspiera si� ci�ko na ramieniu Clarchen. Kiwn�� g�owi: - Daj, pomog� ci - powiedzia�. Wsp�lnymi si�ami doprowadzili Frau Hilbert do restauracji, gdzie wcale nie by�o ch�odniej, ale przynajmniej obracaj�ce si� leniwie pod sufitem wentylatory stwarza�y z�udzenie �wie�ego powietrza. Hilbert przedstawi� si� dobrze ubranemu m�czy�nie, kt�ry siedzia� przy stole z ca�� rodzin� - �on� i czworgiem dzieci,. Matematyk pr�bowa� a� trzech j�zyk�w, zanim tamten go zrozumia�. Po wyja�nieniu sytuacji m�czyzna wraz z �on� zapewnili Hilberta, �e nie musi si� martwi�. Hilbert wybieg� na ulic�, by poszuka� taks�wki. Szybko zab��dzi�. Nie by�o tu ulic, a przynajmniej w europejskim sensie tego s�owa. W�skie przesmyki mi�dzy budynkami ko�czy�y si� �lepym zau�kiem albo wychodzi�y na ma�e placyki, z kt�rych odchodzi�y inne w�skie, kr�te przej�cia prowadz�ce w pogtmatwanych kierunkach. Po nied�ugim czasie Hilbert znalaz� si� z powrotem na suku; z pocz�tku wydawa�o mu si�, �e to targ, z kt�rego wyruszy� i zacz�� si� rozgl�da� za restauracj�, ale by� w b��dzie. To by� zupe�nie inny suk; w mie�cie by�o ich zapewne setki. Zacz�� wpada� w panik�. Nawet je�li uda mu si� znale�� taks�wk�, to jak wr�ci ni� tam, gdzie czeka�y na niego �ona i Clarchen? Wczepi�a si� we� czyja� r�ka. Hilbert usi�owa� wyrwa� rami� z uchwytu d�ugich palc�w. Spojrza� na twarz chudego m�czyzny z zapad�ymi policzkami, w pasiastym cha�acie i w niebieskiej czapce z w��czki. Arab powtarza� w k�ko kilka s��w, ale Hilbert nie m�g� wy�apa� z nich sensu. Arab schwyci� go za r�k� i na wp� poprowadzi�, na wp� poci�gn�� przez t�um. Hilbert nie stawia� oporu. Przecisn�li si� przez dwa bazary, jeden blacharski, drugi drobiarski. Skr�cili w brukowan� kocimi �bami uliczk� i wyszli ni� na wielki plac. Po przeciwleg�ej stronie placu wznosi� si� ogromny, wielowie�owy meczet zbudowany z r�owego kamienia. Pierwsz� reakcj� Hilberta by� nabo�ny zachwyt; budowla by�a tak cudowna jak Taj. Przewodnik to popycha� Hilberta przez ci�b�, to zn�w bieg� przodem toruj�c mu drog�. Plac by� zat�oczony i zatarasowany cisn�cymi si� lud�mi. Wkr�tce Hilbert przekona� si� dlaczego - po�rodku placu wzniesiono podwy�szenie, a na nim sta� m�czyzna dzier��cy w d�oniach co�, co mog�o by� tylko katowskim toporem. Hilbert poczu�, jak �o��dek podchodzi mu do gard�a. Jego arabski przewodnik odpycha� ka�dego, kto wszed� im w drog�, dop�ki Hilbert nie stan�� u samych st�p podwy�szenia. Ujrza� umundurowanych policjant�w i brodatego starca prowadz�cych m�od� dziewczyn�: Mot�och rozst�pi� si�, �eby ich przepu�ci�. Dziewczyna by�a uderzaj�co pi�kna. Hilbert spojrza� w jej ogromne, czarne oczy - "jak oczy gazeli" przypomnia�o mu si� z lektury Omara Khayyama - i przez chwil� mign�a mu jej smuk�a sylwetka widoczna pod skromnym odzieniem. Wst�puj�c na stopnie spojrza�a w d�, znowu bezpo�rednio na niego. Hilbert poczu� skurcz serca i przeszed� go dreszcz przera�enia. Potem odwr�ci� wzrok. Arabski przewodnik krzykn�� co� Hilbertowi do ucha. Matematyk nic z tego nie zrozumia�. Patrzy� zdj�ty zgroz�, jak Jehan kl�ka; jak kat unosi sw�j top�r. Kiedy t�um zawy� w ekstazie, Hilbert zauwa�y�, �e garnitur ma teraz spryskany ma�ymi plamkami czerwieni. Arab krzykn�� zn�w do niego i zacisn�� na jego ramieniu tak silny chwyt, �e Hilbert a� j�kn�� z b�lu. Arab nie pu�ci�. Hilbert wyci�gn�� woln� r�k� portfel. Arab u�miechn�� si�. Hilbert podni�s� wzrok i zobaczy�, jak kilku m�czyzn odci�ga cia�o �ci�tej dziewczyny. Arabski przewodnik nie pu�ci� go, dop�ki nie otrzyma� sowitej zap�aty. W zau�ku min�a kolejna godzina. Jehan wycofa�a si� w najciemniejszy jego zakamarek i usiad�a w wilgotnym k�cie podci�gaj�c kolana pod brod� i opieraj�c g�ow� o chropowat�, ceglan� �cian�. Gdyby tylko mog�a zasn��, pomy�la�a, noc min�aby szybciej; ale nie za�nie, b�dzie walczy� ze snem, je�li ogarnie j� znu�enie. Mo�e zapad�aby w drzemk� i obudzi�a si� p�nym rankiem, kiedy jej zagro�enie i szansa dawno ju� min�? Opu�ci� j� jedyny towarzysz - sierp ksi�yca; spojrza�a w niebo na fragmenty konstelacji, gwiazd znajomych w grupach, ale ka�da z osobna zupe�nie teraz nie do odr�nienia. Jak�e to inaczej, ni� w�r�d ludzi, gdzie obowi�zuje co� wr�cz przeciwnego. Westchn�a; nie by�a osob� o�wiecon� i nie przystoj� jej g��bokie my�li. Tych my�li nie trzeba zaraz nazywa� g��bokimi, zadecydowa�a; po prostu znu�enie zsy�a na ni� omamy. G�owa opad�a jej powoli. Skrzy�owa�a ramiona na kolanach i wspar�a na nich czo�o. Min�a ju� du�a cz�� nocy i z ulicy dociera�a tylko cisza. Do �witu pozosta�o jeszcze jakie� trzy godziny... Okaza�o si� wkr�tce, �e mechanika falowa Schrodingera jest r�wnowa�na mechanice macierzowej Heisenberga. By�o to potwierdzenie s�uszno�ci prac obu uczonych, a przy tym ca�ej dziedziny fizyki kwantowej. W rezultacie zarzucono uproszczony, falowy model elektronu zaproponowany przez Schrodingera, ale wyprowadzone przez niego prawa matematyczne zachowa�y bezsprzecznie sw� wa�no��. Jehan wspomnia�a Schrodingera przewiduj�cego, �e by� mo�e b�dzie zmuszony do takiego kroku. Fizycy, kt�rym asystowa�a i od kt�rych si� uczy�a, podejrzewali o wiele wi�cej, ni�by �wiadczy�y o tym ich publiczne wypowiedzi; zachowywali te podejrzenia dla siebie do czasu, kiedy zdo�aj� poprze� je zimnymi cyframi. Co za niesamowite, nowe teorie l�g�y si� w ich umys�ach i,jak d�ugo jeszcze �wiat mia� czeka� na ich og�oszenie? Jehan wr�ci�a w ko�cu do Getyngi i do Heisenberga. "Wybaczy� jej krn�brno��" i powita� z zadowoleniem, bo autentycznie j� lubi�, a poza tym mia� du�o pracy. Nadawa� w�a�nie formaln� posta� temu, co potem zosta�o nazwane Zasad� Nieokre�lono�ci Heisenberga. By� to pierwszy sygna�, �e bezstronny obserwator mo�e odgrywa� tylko zasadnicz�, aktywn� rol� we wszech�wiecie cz�stek subatomowych. Jehan ochoczo podchwyci�a ide� Heisenberga. Inni uczeni s�dzili, �e Heisenberg wyst�puje tylko ze zwyk�� krytyk� ogranicze� cechuj�cych ich eksperymenty czy te� podwa�a jako�� ich obserwacji. W jego hipotezie tkwi�o jednak co� g��bszego. Heisenberg twierdzi�, �e w . � a d n y c h okoliczno�ciach nie mo�na mie� nadziei na jednoczesne wyznaczenie po�o�enia i momentu elektronu. Niszczy� na zawsze za�o�enie bezstronnego obserwatora. - Obserwowa�, to znaczy zak��ca� - m�wi� Heisenberg. Newtonowi wcale by si� to nie podoba�o. - Einsteinowi i w tej chwili to si� nie podoba - powiedzia�a Jehan. - Chcia�bym dostawa� mark� za ka�dym razem, kiedy wyg�asza ten sw�j oklepany komentarz: "B�g nie gra wszech�wiatem w ko�ci". - On tak w�a�nie widzi "fal� prawdopodobie�stwa". Nie mo�na pozna� toru elektronu., je�li si� na niego nie patrzy; ale spojrzenie na� powoduje zafa�szowanie informacji. - A wi�c mo�e jednak B�g nie gra wszech�wiatem w ko�ci powiedzia� Heisenberg. - On gra nim w oczko, a .je�li nie ma w Swoim r�kawie dodatkowego asa, to go stwarza - najpierw r�kaw, potem asa. I wychodzi Mu wi�cej naturalnych dwudziestek jedynek ni� to statystycznie prawdopodobne. Zaczekaj, Jehan! Ja nie blu�ni�. Nie twierdz�, �e B�g szachruje. On raczej wynalaz� regu�y tej gry i n a d a 1 je wynajduje; a to daje Mu wielk� przewag� nad biednymi fizykami i ich op�nionym pojmowaniem. Jeste�my jak wie�niacy przygl�daj�cy si� z rozdziawionymi g�bami, jak kto� - albo geniusz, albo szarlatan - wyczynia na naszych oczach magiczne sztuczki z kartami. Jehan zastanowi�a si� nad t� metafor�. - Na Konferencji w Solvay Bohr przedstawi� swoj� hipotez� Komplementarno�ci, w kt�rej wysuwa przypuszczenie, �e elektron by� funkcj� falow�, dop�ki go nie wykryto, a potem ta funkcja falowa zapad�a si� do punktu i teraz wiadomo, gdzie znajduje si� elektron. Wtedy sta� si� on cz�stk�. Einsteinowi i to si� nie podoba. - To karciana sztuczka Boga - podsumowa� Heisenberg wzruszaj�c ramionami. - No wi�c, szlachetny Koran m�wi:."Pytaj� ci� o mocny alkohol i gry hazardowe. Powiedz: W obu tkwi wielki grzech i pewna u�yteczno�� dla m�czyzn; ale grzech w nich tkwi�cy jest wi�kszy od ich u�yteczno�ci." - Zapomnijmy zatem o ko�ciach i kartach - zaproponowa� Heisenberg z nik�ym u�mieszkiem. - Jaka gra wyda�aby si� Allachowi s t o s o w n a, aby w ni� zagra�? - Fizyka - odpar�a Jehan i Heisenberg roze�mia� si�. - I wiesz, �e istnieje zakaz odbierania cz�owiekowi �ycia, kt�re Allach uczyni� �wi�tym? - Tak, o M�drcze. - I wiesz jeszcze, �e Allach wyznaczy� kar� dla tych, kt�rzy z�ami� to prawo? - Tak, wiem. - A zatem o moja c�rko, powiedz nam, dlaczego zabi�a� tego biednego ch�opca. Jehan rzuci�a zakrwawiony kind�a� na bruk zau�ka. Upadaj�c, zad�wi�cza� g�o�no, a potem znieruchomia� przy nodze trupa. �wi�towa�am Id-el-Fitr - odpar�a. - Ten ch�opak szed� za mn� i zacz�am si� ba�. Czyni� nieprzyzwoite gesty i wykrzykiwa� straszne rzeczy. Przy�pieszy�am kroku, ale on rzuci� si� za mn� w pogo�. Chwyci� mnie za ramiona i przypar� do muru. Pr�bowa�am mu si� wyrwa�, ale nie mog�am. �mia� si� z mojego przera�enia, a potem uderzy� mnie wiele razy. Wl�k� mnie potem najw�szymi uliczkami, gdzie spotka� mo�na niewielu przechodni�w; a potem wci�gn�� mnie w to pod�e miejsce. Powiedzia�, �e chce mnie poha�bi� i opisa� ze wszystkimi plugawymi szczeg�ami, co b�dzie ze mn� robi�. Wtedy w�a�nie wyci�gn�am ojcowski kind�a� i d�gn�am go. Sp�dzi�am t� noc przera�ona jego niecnymi zamiarami i swoim czynem, i modli�am si� do Allacha o przebaczenie. Imam przy�o�y� dr��c� d�o� do policzka Jehan. - Allach jest Wszechwiedz�cy i Wszechwybaczaj�cy, o moja c�rko. Pozwala mi odprowadzi� ci� do domu, gdzie b�d� m�g� wla� pok�j w serca twego ojca i matki. Jehan ukl�k�a u st�p imama. - Niech dzi�ki b�d� Allachowi - wyszepta�a. - Chwa�a niech b�dzie Allachowi - odpowiedzieli ch�rem imam, oficer policji i kadi. Ponad dziesi�� lat p�niej, kiedy Jehan mia�a ju� swoje c�rki, opowiedzia�a im t� histori�. Ale w�wczas dzieci nie zwa�a�y ju� na przestrogi rodzic�w, i synowie i c�rki Jehan oraz jej m�� pope�nili wiele g�upstw. �wit w�lizgn�� si� nawet w w�ski zau�ek, w kt�rym czeka�a Jehan. By�a bardzo �pi�ca i g�odna, ale wsta�a i post�pi�a kilka chwiejnych krok�w. Mi�nie si� jej zasta�y, a w uszach s�ysza�a bicie w�asnego serca. Przytrzyma�a si� r�k� ceglanej �ciany. Podesz�a powoli do wylotu zau�ka i wyjrza�a na ulic�. Nie zobaczy�a nikogo. Ch�opak nie nadchodzi� ani z lewej, ani z prawej. Jehan czeka�a, dop�ki na ulicy nie pojawi�o si� kilku innych przechodni�w �piesz�cych do swych codziennych zaj��. Wtedy ukry�a kind�a� z powrotem w r�kawie i opu�ci�a zau�ek. Skierowa�a si� szybkim krokiem do domu ojca. Matka b�dzie jej potrzebowa�a przy przyrz�dzaniu �niadania. Jehan mia�a teraz nieco ponad czterdzie�ci lat, kr�tko przyci�te, czarne w�osy, oczy obramowane okularami w grubych oprawkach; urod� skrad�a jej praca, pod�e wy�ywienie i bezsenno��. Ubrana by�a w bia�y fartuch laboratoryjny, a w r�ku trzyma�a notes stanowi�cy tak samo nieod��czn� jej cz�stk�, jak i jej tytu� - Fraulein Professor Doktor Ashufi. Nie by�a to ju� Getynga; to by� Berlin i trwa�a na pewno ju� przegrana wojna. Pracowa�a nadal z Heisenbergiem. Os�ania� j�, dop�ki jej w�asne osi�gni�cia naukowe nie sta�y si� os�on� sam� w sobie. Wtedy w�adze nazistowskie zmuszone by�y przyzna� jej status "honorowej" Aryjki, jak to robi�y w przypadku wszystkich fizyk�w i matematyk�w �ydowskiego pochodzenia, kt�rzy byli im potrzebni. W Niemczech trzyma�a Jehan tylko d�ugotrwa�a lojalno�� wobec Heisenberga. Wojna ma�o j� obchodzi�a; nie by� to jej nar�d, ale nie byli nim te� Brytyjczycy, Francuzi, Rosjanie ani Amerykanie. Interesowa�a j� tylko praca, udoskonalanie fizyki, nie ko�cz�ce si� wyczekiwanie na odkrycie. By�a zatem rada, kiedy nadz�r nad realizacj� projektu niemieckiej bomby atomowej odebrano armii i przekazano Radzie Naukowej Rzeszy. Jednym z pierwszych posuni��, jakich nale�a�o dokona�; by�o zwo�anie konferencji naukowej w Instytucie Fizyki Cesarza Wilhelma w Berlinie. Konferencja mia�a przebiega� w naj�ci�lejszej tajemnicy; nie og�aszano wcze�niej �adnej wst�pnej listy temat�w, �eby okre�lenia w rodzaju "przekroje czynne po rozszczepienie", albo "wzbogacanie izotop�w" nie sprowokowa�y agenta jakiego� obcego wywiadu do spekulacji na temat dalekosi�nych cel�w stawianych sobie przez fizyk�w bior�cych udzia� w konferencji. Jednocze�nie Rada Naukowa Rzeszy postanowi�a zorganizowa� tego samego dnia drug� konferencj� specjalnie dla wysokich urz�dnik�w pa�stwowych. Chodzi�o o to, �eby naukowcy uczestnicz�cy w posiedzeniu w Instytucie Cesarza Wilhelma mogli przedstawi� w prostych s�owach kr�tkie, przyst�pne podsumowania bada� prowadzonych przez siebie, prezentuj�c w ten spos�b przyw�dcom politycznym i wojskowym zaawansowanie prac nad broni� nuklearn�. Potem po zaspokojeniu ciekawo�ci laik�w, uczeni mieli si� zebra� ju� we w�asnym gronie i przedyskutowa� te same zagadnienia w bardziej technicznym �argonie. Heisenbergowi podoba� si� ten pomys�. By� rok 1942 i coraz trudniej przychodzi�o zdobywanie materia��w, poparcia politycznego i fundusz�w. Armia chcia�a zaanga�owa� wszystkie dost�pne �rodki badawcze w program rakietowy; wojskowi argumentowali, �e eksperymenty nuklearne nie przynosz� zadowalaj�cych rezultat�w. Heisenberg by� fizykiem teoretycznym, nie in�ynierem; nie potrafi� znale�� argument�w na przekonanie rady, �e prac� nad skonstruowaniem bomby uranowej musz� by� z konieczno�ci prowadzone powoli i metodycznie. Ka�dy nowy krok naprz�d w teorii trzeba by�o dok�adnie przetestowa�, a ka�dy eksperyment by� kosztowny zar�wno pod wzgl�dem czasu, jak i pieni�dzy. Rzesz� jednak interesowa�y tylko pozytywne wyniki. Pewnego wieczora Jehan siedzia�a samotnie w biurze administracyjnym Rady Naukowej Rzeszy przepisuj�c na maszynie swoj� propozycj� przeprowadzenia wa�nego testu ich metody separacji izotop�w. Jej wzrok pad� na dwa stosy papier�w le��ce na biurku. Jeden stos zawiera� referaty Otto Hahna, Heisenberga, Hansa Geigera, jej samej oraz kilku innych - proste konspekty, kt�re przygot�wali specjalnie dla ministr�w Rzeszy legitymuj�cych si� niewielk� lub zgo�a �adn� wiedz� naukow�. Wzi�a te papiery i schowa�a je do swojego nesesera. Drugi stos zawiera� tajny porz�dek dnia posiedzenia samych fizyk�w - odczyty: profesora doktora Schumana "Fizyka nuklearna jako bro�", profesora doktora Hahna "Rozszczepienie atomu uranu", Heisenberga "Teoretyczne podstawy wytwarzania energii w drodze rozszczepiania uranu", profesora doktora Bothe'a "Dotychczasowe osi�gni�cia w kontrolowanym uwalnianiu energii", profesora doktora Hartecka "Wytwarzanie ci�kiej wody" itd. Ka�da osoba uczestnicz�ca w seminarium mia�a otrzyma� program dopiero p o wej�ciu na sal� wyk�adow� i obowi�zkowo pokwitowa� jego odbi�r. Nie by�a to zwyczajowa procedura, ale najwyra�niej Rada Naukowa Rzeszy przekona�a kogo� z rz�du o niezb�dno�ci takich posuni��. Jehan rozmy�la�a d�ugi czas w cichym biurze. Wspomina�a swoje nieszcz�liwe dzieci�stwo. Przypomnia�a sobie swoje przybycie do Europy i ludzi, kt�rych tu pozna�a, �ycie, jakie przysz�o jej tu wie��. Rozmy�la�a o tym, jak zmieni�y si� Niemcy, kiedy ona kry�a si� w swym zamku naukowej abstrakcji, nie mieszaj�c si� w sprawy �wiata zewn�trznego. W ko�cu pomy�la�a, co te nowe Niemcy mog� zrobi� z bomb� uranow�. Wiedzia�a bardzo dobrze, co musi uczyni�. Umieszczenie wysoce specjalistycznych opracowa� w zaadresowanych ju� kopertach przeznaczonych do wys�ania do Geringa, Himmlera, Speera, Keitela, Bormanna i wielu innych pan�w Trzeciej Rzeszy zaj�o tylko kilka minut. By�a przekonana, �e tym samym zyskuje gwarancj�, i� na kr�tkiej dyskusji wprowadzaj�cej nie, zjawi si� �aden z nich. Jehan potrafi�a sobie wyrazi�cie wyobrazi� reakcj�, jak� wywo�aj� zawi�e referaty naukowe na przyw�dcach politycznych i wojskowych - zwi�z�e, uprzejme przeprosiny, �e nie b�dzie ich tego dnia w Berlinie albo �e napi�te harmonogramy dnia nie pozwalaj� im na uczestnictwo. To by�o takie proste. W�adcy Rzeszy nie wys�uchali sprawozda� i nie dowiedzieli si�, jak bliskie skonstruowania bomby atomowej by�y Niemcy. P�niej nie by�o ju� nadziei na zbudowanie takiej broni w takim czasie, by ocali�a Rzesz� - a wszystko przez wsuni�cie niew�a�ciwych zaprosze� do kilku kopert. Jehan ockn�a si� ze snu i stwierdzi�a, �e w nocy bardzo si� och�odzi�o. Ju� nied�ugo s�o�ce zacznie zalewa� niebo �wiat�em. Ju� nied�ugo roz�aduje dr�cz�cy j� niepok�j. Dowie si�, czy ch�opiec przejdzie obok zau�ka, czy wcale si� nie pojawi. Dowie si�, czy j� zgwa�ci, czy te� ona zdob�dzie si� na odwag� i, obroni przed nim. Dowie si�, czy zostanie uniewinniona, czy uznana za winn� morderstwa. Dane jej b�dzie ujrze� rezultaty wszystkich dotycz�cych jej kwestii. Mimo to by�a tak zm�czona, tak g�odna i tak niespokojna, �e najch�tniej przerwa�aby swe czuwanie. Pokusa powrotu do domu by�a bardzo silna. Zawsze jednak wierzy�a, �e jej wizje s� darami Allacha i �e zlekcewa�enie tych wyra