6106
Szczegóły |
Tytuł |
6106 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6106 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6106 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6106 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ALAN DEAN FOSTER
MISJA DO MOULOKINU
Tytu� orygina�u: Mission to Moulokin
Trylogia: Tran-ky-ky tom 2
Prze�o�y�a: Anna Wojtaszczyk
Data wydania polskiego: 1998
Data wydania oryginalnego: 1979
PROLOG
Wszystko zacz�o si� od ca�kowicie skopanej pr�by porwania. Dwaj m�czy�ni, kt�rzy usi�owali uprowadzi� zamo�nego Hellesponta du Kane�a i jego c�rk� Colette z liniowca o nap�dzie KK, kr���cego wok� lodowej planety Tran-ky-ky, zmuszeni byli zabra� ze sob� dw�ch �wiadk�w: drobnej postury nauczyciela szkolnego Millikena Williamsa i komiwoja�era Ethana Fortune. Nie liczyli si� jednak z dodatkow� obecno�ci� bia�ow�osego olbrzyma, odsypiaj�cego akurat pijatyk� na ty�ach szalupy ratunkowej, kt�r� zamierzali uciec. September niezbyt uprzejmie zareagowa� na to, �e go uprowadzono. W wyniku podj�tej przez niego akcji szalupa roztrzaska�a si� na zamarzni�tej planecie, wok� kt�rej liniowiec kr��y�, a oni znale�li si� o tysi�ce wietrznych kilometr�w od jedynej plac�wki ludzkiej. R�wnie� na skutek jego dzia�alno�ci �mier� poni�s� jeden z porywaczy, a drugi zosta� unieruchomiony.
Wydawa�o si�, �e nie maj� �adnych szans na przeprawienie si� przez wiecznie zamarzni�te oceany Tran-ky-ky, przy temperaturach stale poni�ej zera i nieustannym wietrze, dop�ki nie dotar�a do nich grupa zaciekawionych tubylc�w z miejscowego pa�stwa-miasta Wannome. Ludzie i tranowie, z pocz�tku ostro�ni i podejrzliwi, szybko si� ze sob� zaprzyja�nili, w czym wydatnie pomog�a im dzia�alno�� pewnego wybitnego, m�odego trana, rycerza Hunnara Rudobrodego.
Przybycie ludzi i ich szalupy zbudowanej z niezwyk�ego metalu na ubog� w te surowce Tran-ky-ky dobrze si� przys�u�y�o Rudobrodemu. Wykorzysta� to jako znak, �e Wannome i wyspa Sofold, na kt�rej miasto le�a�o, powinny stawi� op�r nadci�gaj�cym �upie�com, Sagyanak Nag�ej �mierci i jej Hordzie. Takie w�drowne plemiona koczowniczych barbarzy�c�w, dos�ownie ruchome miasta na tratwach lodowych, nawiedza�y sta�e miasta i miasta-pa�stwa na Tran-ky-ky, ��daj�c daniny i zadaj�c gwa�t wszystkim, kt�rzy odmawiali zap�aty.
Dzi�ki kuszom i jeszcze jednemu niezwykle wa�nemu wynalazkowi nauczyciela Williamsa i miejscowego czarodzieja nadwornego, Malmeevyna Eer-Meesacha, Horda zosta�a pobita na g�ow�. A wtedy Torsk Kurdagh-Vlata, Landgraf i w�adca Wannome, zgodzi� si�, cho� niech�tnie, dotrzyma� danej rozbitkom obietnicy i pom�c im dotrze� do D�tej Ma�py, plac�wki Wsp�lnoty.
Ludzie i tranowie wykorzystali duramiks, metal z rozbitej szalupy, �eby sporz�dzi� niezawodne p�ozy lodowe, pos�u�yli si� te� przystosowanym odpowiednio schematem budowy klipr�w, staro�ytnych statk�w z m�rz Ziemi, i skonstruowali olbrzymi� tratw� z o�aglowaniem przystosowanym dojazdy na lodzie. Nazwali j� Slanderscree.
Razem z Hunnarem i za�og� tra�skich marynarzy ocaleli ludzie wyruszyli w niebezpieczn�, d�ug� podr�. Uporali si� z zagro�eniem, jakie stanowi�y niedobitki Hordy, z niebezpieczn� lokaln� faun� w rodzaju guttorbyn�w i rozszala�ych stavanzer�w, kt�re niekiedy osi�ga�y wielko�� ma�ych statk�w kosmicznych, z klasztorem religijnych fanatyk�w i wybuchem gigantycznego wulkanu.
Wi�cej k�opot�w sprawia�y Ethanowi stosunki z Elf� Kurdagh-Vlat�, c�rk� Landgrafa, kt�ra znalaz�a si� na pok�adzie Slanderscree jako pasa�erka na gap�, oraz z czu��, cho� sarkastyczn� i despotyczn� Colette du Kane.
Ale ani zagro�enia, ani te k�opoty nie przeszkodzi�y Slanderscree dotrze� do wyspy Asurdun, gdzie by�a D�ta Ma�pa, plac�wka ludzi i port wahad�owc�w, z kt�rego mieli nadziej� bezzw�ocznie odlecie� z piekielnie zimnej, wietrznej planety Tran-ky-ky...
ROZDZIA� 1
Ethan Frome Fortune przechyla� si� przez drewnian� por�cz i wrzeszcza� co si�. Wiatr zniekszta�ca� jego s�owa. W dole male�ka, dwuosobowa ��d� usi�owa�a podjecha� jak najbli�ej burty p�dz�cego klipra lodowego. Jeden z m�czyzn wychyli� si� z jej wn�trza przez okno i p�aczliwym g�osem zawo�a� co� do Ethana, kt�ry w odpowiedzi przytkn�� obie d�onie do membrany swojego kombinezonu ochronnego i na nowo podj�� pr�by porozumienia si�.
� M�wi�em, �e jeste�my z Sofoldu, Sofoldu!
M�czyzna na ��dce roz�o�y� r�ce i potrz�sn�� g�ow� na znak, �e nadal nic nie rozumie. A potem musia� u�y� obu r�k i z�apa� za skraj okna, kiedy malutka ��dka ostro skr�ci�a, �eby umkn�� spod jednej z olbrzymich, duramiksowych p��z Slanderscree.
Wielki statek lodowy sun�� na wspania�ych, metalowych �y�wach; dwie znajdowa�y si� na samym przodzie, dwie w tyle, gdzie pok�adnica statku maj�cego kszta�t grotu strza�y by�a najszersza, ostatnia za� przy spiczastej rufie. Ka�da z nich wznosi�a si� niemal na cztery metry w g�r� i by�a tak wielka, �e mog�aby przeci�� ��d� patrolow� na p�, gdyby jej kierowcy zabrak�o ostro�no�ci lub refleksu, �eby zej�� z drogi dwustumetrowemu statkowi.
Ethan odsun�� do ty�u wbudowan� w kombinezon ochronny mask�, nie ruszaj�c antyodblaskowych gogli, kt�re nosi� pod spodem, i zastanowi� si� nad tym, co w�a�nie wrzasn��. Z Sofoldu? On? On przecie� jest nie�le prosperuj�cym komiwoja�erem z Domu Malaiki. Sofold by� domem dla Hunnara Rudobrode go, Balavere�a Longaxa i innych tran�w, mieszka�c�w tego zamarzni�tego, surowego, lodowego �wiata Tran-ky-ky. Z Sofoldu? Czy�by przez te p�tora roku, na kt�re on i jego towarzysze tu utkn�li, do tego stopnia zaaklimatyzowa� si� na tej bezlitosnej planecie?
Mieciony wiatrem �nieg szorowa� po jego wypolerowanym do po�ysku nask�rku jak pumeks i Ethan odwr�ci� si�, �eby ochroni� ods�oni�t� sk�r�. Zerkn�� na termometr osadzony na wierzchu r�kawicy; wskazywa� balsamiczne minus 18 stopni. Nic dziwnego, znajdowali si� przecie� w pobli�u r�wnika Tran-ky-ky i nale�a�o si� spodziewa� takich tropikalnych warunk�w.
Na jego ramieniu spocz�a futrzasta �apa. Ethan obejrza� si� i ujrza� lwi� twarz Sir Hunnara Rudobrodego. Przyjrza� si� badawczo lekko ubranemu rycerzowi i pozazdro�ci� mu tego przystosowania do klimatu, kt�ry przeci�tnego, nie chronionego niczym cz�owieka zabi�by w godzin�. Przy gorszej pogodzie tranowie tak�e opatulali si� ciep�o, ale tutaj panowa�y bardziej umiarkowane warunki, wi�c Sir Hunnar i jego towarzysze mogli zrzuci� z siebie ci�kie futra z hessavara i przywdzia� l�ejszy str�j, taki jak sk�rzana kamizela i sp�dniczka, kt�re obecnie mia� na sobie rycerz. Chocia� tran by� wy�szy od Ethana o kilkana�cie centymetr�w, w barach by� niemal dwa razy szerszy od niego, a mimo to wa�y� niewiele wi�cej ni� przeci�tny cz�owiek, poniewa� jego na wp� puste ko�ci zmniejsza�y ci�ar cia�a.
Szparki czarnych �renic odbija�y ra��co od ��tych, kocich oczu, jak odpryski obsydianu osadzone w kaboszonach jaskrawego topazu. Rozdziela� je szeroki, kr�tki pysk, kt�ry ko�czy� si� nad szerokimi ustami. Zaci�ni�te wargi i postawione, tr�jk�tne uszy by�y oznak� zaciekawienia. Prawy dan Hunnara, mocna membrana rozci�gaj�ca si� od nadgarstka do biodra, by� cz�ciowo otwarty i wyd�ty od wiatru, ale rycerz z �atwo�ci� utrzymywa� r�wnowag� na szifach, wyd�u�onych pazurach, kt�re pozwala�y tranom �lizga� si� po lodzie zgrabniej ni� najbardziej utalentowanemu �y�wiarzowi.
Chocia� na oko Hunnar wyr�nia� si� z t�umu swoich stalowoszarych towarzyszy jedynie rudaw� brod� i rdzawym odcieniem futra, zdaniem Ethana g�rowa� nad nimi tak�e swoj� dociekliw� osobowo�ci� i wrodzon� ciekawo�ci�.
� Chc� wiedzie� � powiedzia� Ethan po tra�sku, gestem wskazuj�c na ma�� ��dk� patrolu, muskaj�c� l�d poni�ej � sk�d przybyli�my. Powiedzia�em im, ale nie s�dz�, �eby mnie us�yszeli.
� A mo�e i s�yszeli ci� dobrze, Sir Ethanie, ale po prostu nic nie wiedz� o Sofoldzie.
� Powiedzia�em ci, �eby� do mnie przesta� m�wi� sir, Hunnarze. � Tytu�y, jakimi tranowie z miasta Wannome obdarzyli ludzi po pokonaniu Hordy Sagyanak wci�� jeszcze wprawia�y go w za�enowanie.
� Pami�taj � ci�gn�� dalej beztrosko Hunnar � �e zanim ty i twoi towarzysze wyl�dowali�cie w pobli�u Sofoldu w swojej metalowej, lataj�cej �odzi, nigdy nie widzieli�my ani nie s�yszeli�my o twojej rasie. Ignorancja jest mieczem o dwu ostrzach. � Pomacha� masywn� r�k� w kierunku ��dki patrolowej. � By�oby to w rzeczy samej zaskakuj�ce, gdyby twoi pobratymcy w tej plac�wce, kt�r� nazywasz D�t� Ma�p�, jedynej w swoim rodzaju na moim �wiecie, s�yszeli kiedy� o tak dalekim kraju jak Sofold.
Przerwa� im okrzyk dochodz�cy z g�ry, z klatki obserwatora osadzonej na wiekowym drzewie, kt�re teraz s�u�y�o za g��wny maszt Slanderscree. Wiele miesi�cy sp�dzonych w�r�d tran�w da�y Ethanowi zdolno�� szybkiego t�umaczenia s��w obserwatora. Po trwaj�cej p� dnia ostro�nej podr�y wzd�u� zamarzni�tego fiordu, ci�gn�cego si� od przeogromnego oceanu, wje�d�ali wreszcie do portu Asurdunu, tra�skiego miasta-pa�stwa, w kt�rym znajdowa�a si� rozdygotana z zimna plac�wka ludzko�ci na tym �wiecie.
Ethan i Hunnar stali na pok�adzie sterowym. Nie licz�c trzech maszt�w, by�o to najwy�sze miejsce na statku. Za ich plecami kapitan Ta-hoding miota� szybkostrzelnymi poleceniami w dw�ch tran�w, kt�rzy borykali si� z ogromnym ko�em po��czonym z duramiksow� p�oz�, za pomoc� kt�rej sterowano Slanderscree. Inni tranowie zgodnie z rozkazami kapitana manipulowali dwoma gigantycznymi p�atami powietrznymi na dziobie i rufie, �eby jeszcze bardziej wyhamowa� kliper lodowy. W tym samym czasie reszta za�ogi szybko przeprowadza�a skomplikowany i niebezpieczny manewr refowania �agli. Ethan zdumiewa� si�, jak wspaniale opanowali oni umiej�tno�� poruszania si� po olinowaniu przeogromnego statku lodowego. Gdyby nie pazury i grube szify, nie utrzymaliby si� w g�rze na oblodzonych rejach.
Chocia� Hunnar z �atwo�ci� sun�� po lodowej �cie�ce biegn�cej wzd�u� por�czy statku, Ethan musia� wyt�a� si�y, �eby si� utrzyma� w pionie, kiedy ruszyli do przodu, chc�c lepiej widzie�. Pok�ad sterowy ci�gn�� si� w ty� a� do szerokiego ko�ca przypominaj�cej grot strza�y Slanderscree. Kiedy stan�li tu� nad odzywaj�c� si� st�umionym skrzekiem tyln� lew� p�oz�, mogli patrze� wprost na port.
Port Asurdunu mia� kszta�t ba�ki i usadowi� si� na samym ko�cu d�ugiej, w�skiej zatoki, prowadz�cej od lodowego oceanu w g��b l�du. Podobnie jak ocean, zatoka i wszystkie inne otwarte wody na Tran-ky-ky tak�e port by� zamarzni�ty na ko��. By�a to po prostu p�aska tafla o wielu odcieniach bieli, pokryta cieniutk� warstewk� �niegu i lodowych kryszta�k�w. W miejscach, w kt�rych wiatr odwia� �nieg, koleiny znaczy�y szlak, jakim wcze�niej przejecha�y inne statki lodowe.
Ethan przybywa� tu z op�nieniem osiemnastu standardowych miesi�cy, mierzonych wed�ug czasu Wsp�lnoty. D�ta Ma�pa by�a tylko jednym z wielu przystank�w na nowym terytorium, kt�rym mia� za zadanie si� zaj��. Ale fakt, �e zosta� wpl�tany w nieudan� pr�b� porwania na pok�adzie mi�dzygwiezdnego liniowca Antares, a nast�pnie wraz z innymi rozbitkami znalaz� si� w pobli�u Wannome, rodzinnego miasta Hunnara, znacznie przed�u�y� jego pobyt na tej planecie.
Asurdun by� wysp� wi�ksz� ni� Sofold, cho� prawdopodobnie mniejsz� ni� wiele innych. O ile Ethan si� orientowa�, Tran-ky-ky by�a �wiatem wysp poutykanych w zlepku zamarzni�tych ocean�w. Gdzie� w pobli�u znajdowa�a si� thranxludzka plac�wka, D�ta Ma�pa, razem ze swoim portem dla wahad�owc�w i nadziej� na odlot z tego �wiata, kt�ry przypomina� postawione na g�owie piek�o. Ciep�o � Asurdun... jedno sz�o r�ka w r�k� z drugim. C� to b�dzie za rado�� przesta� si� bawi� w odkrywc� i zaj�� si� znowu zwyk�ymi, szanowanymi sprawami, takimi jak dostarczanie r�nych wyrob�w z jednego ciep�ego �wiata na drugi ciep�y �wiat!
To sprawi�o, �e pomy�la� o swoich towarzyszach nieplanowanej wyprawy. Przeprosi� Hunnara i poszed� ich odszuka�; najpierw rozejrza� si� po pok�adzie, a potem wszed� do dw�ch dwupoziomowych kabin, usytuowanych przed sterem.
Porywacze, kt�rzy ich uprowadzili, nale�eli ju� do przesz�o�ci, a osobnik, w zasadzie odpowiedzialny za ich �mier�, sta� w�a�nie na dziobie i wygl�da� ponad bukszprytem. Odleg�o�� sprawia�a, �e nawet jego imponuj�ca osoba wygl�da�a jak niewielka plamka br�zu na tle pok�adu i bia�ego lodu przed nimi.
Dziwne, ale z nich wszystkich to Skua September zdawa� si� najlepiej pasowa� do tego �wiata. Ze swoim ponad dwumetrowym wzrostem, wag� niemal dwustu kilogram�w, ze swoj� twarz� biblijnego proroka i faluj�cymi, bia�ymi w�osami, od kt�rych ostro odbija� z�oty kolczyk w prawym uchu, robi� wra�enie bry�y, kt�ra oderwa�a si� od czo�a lodowca. Na szalupie ratunkowej nie by�o wystarczaj�co wielkiego kombinezonu, przerzuci� si� wi�c na str�j miejscowy. W p�aszczu z futra hessavara, opo�czy i spodniach, pomimo swoich antyodblaskowych gogli sprawia� wra�enie jednego z tubylc�w.
Z kolei pod os�on� przedniej kabiny sta� Milliken Williams gaw�dz�cy ze swoim duchowym i intelektualnym bratem, tra�skim czarodziejem, Malmeevynem Eer-Meesachem. September m�g� pasowa� do Tran-ky-ky pod wzgl�dem fizycznym, ale Williams wtapia� si� w ni� pod wzgl�dem intelektualnym. Ten skromny nauczyciel wi�cej wiedzy m�g� przekaza� tutaj ni� w jakiejkolwiek szkole Wsp�lnoty, wi�cej te� informacji zdoby� o tym �wiecie, ni� zawiera�y jakiekolwiek infota�my. Williams mia� dusz� milczka. Aura mog�a mu nie odpowiada�, ale pogodny spok�j intelektualnej przygody z pewno�ci� tak.
Gdzie� w jednej z dw�ch kabin spali Hellespont du Kane i jego c�rka Colette, kt�rzy byli faktycznymi obiektami porwania. Colette by�a r�wnie� przyczyn� osobistej rozterki Ethana. Pewnego dnia, tak bez ogr�dek, zaproponowa�a mu ma��e�stwo. Chocia� by�a bardzo oty�a, Ethan powa�nie zastanawia� si� nad propozycj�. Zalety o�enku z jedn� z najbogatszych m�odych kobiet w tym Ramieniu Galaktyki by�y wystarczaj�ce, by przewa�y� takie nieistotne drobiazgi jak brak cielesnej urody oblubienicy. Colette by�a te� nies�ychanie kompetentn� osob�. Ethan wiedzia�, �e to ona kierowa�a finansowym imperium du Kane�a podczas okresowych atak�w starczego zdziecinnienia swojego ojca. Ale trzeba by�o te� liczy� si� z jej zjadliwym je�ykiem, zdolnym dos�ownie poszatkowa� ego cz�owieka na drobne kawa�eczki. Do tego mia�a niezwykle siln� osobowo��, nawyk�a te� do manipulowania dyrektorami korporacji i wydawania rozkaz�w przedstawicielom Wsp�lnoty. Musi si� dobrze zastanowi� nad perspektyw� sp�dzenia reszty �ycia z tak pot�n� indywidualno�ci�.
Gdzie� na dole spa�a te� narkotycznym snem Elfa Kurdagh-Vlata, c�rka Landgrafa Sofoldu, kt�ry by� w�adc�/wodzem/kr�lem Hunnara. Ta pasa�erka na gap� przechrapa�a du�� cz�� niebezpiecznej i obfituj�cej w wydarzenia podr�y z Sofoldu, ale kiedy si� zbudzi, Ethan z pewno�ci� b�dzie musia� upora� si� z jeszcze jednym problemem. Pomimo oczywistych r�nic fizjologicznych ludzie i tranowie byli wystarczaj�co do siebie podobni i Elfa, ku wielkiemu za�enowaniu Ethana, zapa�a�a do niego afektem. Jej zainteresowanie wyra�nie sprawia�o b�l Hunnarowi, chocia� nic na ten temat nie m�wi�. Zar�wno jemu, jak i Ethanowi uda�o si� opanowa� emocje i zachowywali si�, jak na przyjaci� przysta�o, ale problem z pewno�ci� pojawi si� znowu, kiedy si� kr�lewska latoro�l obudzi.
Ethan nie ukrywa� swojego braku uczu� przed Elfa, ale nie przeszkadza�o jej to w usilnych staraniach, �eby zmieni� swoje zdanie. Gdyby tylko spa�a o kilka dni d�u�ej, ju� by go nie by�o na tej planecie; pozwoli�oby to im unikn�� osobistych kontakt�w. I tak by�oby najlepiej. Chocia� g�o�no o�wiadcza�, jakie s� jego uczucia w stosunku do Elfy, nie m�g� jednak zaprzeczy�, �e jest w niej jaki� taki koci urok, kt�ry...
* * *
Opieraj�c si� na informacjach przekazywanych przez obserwator�w siedz�cych na szczycie masztu i bukszprycie, Ta-hoding umiej�tnie kierowa� Slanderscree w kierunku otwartego doku, stercz�cego z linii brzegowej portu. Dok by� po prostu drewnianym pomostem wysuwaj�cym si� w l�d. Pale, na kt�rych si� wspiera�, by�y niezb�dne, �eby podnie�� go do poziomu pok�adu statku, a nie �eby wynie�� go nad zamarzni�t� wod�.
Wok� Slanderscree zacz�y gromadzi� si� mniejsze �odzie lodowe, kt�re utrudnia�y manewrowanie kolosalnym statkiem.
Na szcz�cie Asurdun posiada� rozleg�y port, du�o szerszy ni� rodzimy port Slanderscree w Wannome, a Ta-hoding lawirowa� po mistrzowsku, obje�d�aj�c i wymijaj�c ciekawskich.
Za�oga klipra lodowego ostrzeg�a kilku przej�tych nabo�n� czci� gapi�w, �eby si� odsun�li. Ich og�upia�e zdumienie by�o usprawiedliwione, Ethan to rozumia�. Ca�kiem prawdopodobne, �e Slanderscree by�a ze dwa razy wi�ksza ni� jakikolwiek statek lodowy, jaki zdarzy�o im si� kiedykolwiek widzie�. Nie by�o w�tpliwo�ci, �e w t�umie gromadz�cym si� na brzegu znajdowali si� i pe�ni podziwu szkutnicy, i zazdro�ni kupcy. Trudno ich b�dzie utrzyma� z dala od statku, kiedy ten ju� przybije do doku. Wrodzona ciekawo�� popchnie ich do pr�b zapoznania si� z nieznanym uk�adem olinowania, b�d�cego modyfikacj� olinowania ziemskich klipr�w, zaadaptowanym przez Williamsa dla potrzeb lodowych ocean�w Tran-ky-ky. Na pewno b�d� wdrapywa� si� na wszystkie pi�� masywnych, duramiksowych p��z, na kt�rych je�dzi� lodowy kliper. Metal by� rzadkim towarem na Tran-ky-ky. Inne, mniejsze lodowe statki, jakie Ethan dot�d widywa�, wyposa�one by�y w p�ozy z drewna lub rzadziej z ko�ci czy kamienia.
Niekt�rzy z marynarzy na statku zacz�li kl��, bowiem obs�uga doku nie pospieszy�a im na pomoc. Wyra�nie ich r�wnie� oszo�omi�y rozmiary Slanderscree. W tej sytuacji oficerowie musieli rozkaza� swoim podw�adnym przeskoczy� przez por�cze na d� i obsadzi� cumy i brasy, ale kiedy manewr cumowania si� rozpocz��, za�oga naziemna przy��czy�a si� do roboty. A cumowanie Slanderscree wymaga�o du�ej zr�czno�ci. Statek mia� d�ugo�� niemal trzy razy tak� jak dok, ale w polu widzenia nie by�o �adnych d�u�szych dok�w. Nigdy dot�d nikomu nie by�y potrzebne; statki o rozmiarach Slanderscree po prostu na Tran-ky-ky nie istnia�y.
Ta-hoding by� jednak przygotowany na te trudno�ci. Jak tylko zabezpieczono dzi�b jego statku, rozkaza� zarzuci� rufowe kotwice lodowe, kt�re mia�y chroni� olbrzymi statek przed obr�ceniem go ruf� do przodu przez wiej�cy stale od ty�u wiatr.
Wiatr, wiatr i mr�z. Ethan nasun�� znowu przez gogle ochronn� mask�, �eby zabezpieczy� swoje delikatne ludzkie cia�o. Na Tran-ky-ky wiatr nie wia� wy��cznie wtedy, kiedy cz�owiek znalaz� si� pod os�on� jakiej� wyspy albo wewn�trz budynku. Tutaj by� tak oczywisty, jak s�o�ce na rajskiej Nowej Riwierze czy na jednym z thranxowskich �wiat�w, na Amropolous czy Hivehomie. Wia� wytrwale, zmienny wprawdzie, ale nigdy ca�kowicie nie ustaj�cy, d�� poprzez pustkowia i zamarzni�te morza. Uderza� ich teraz wytrwale prosto w plecy, wsysany przez wznosz�ce si� do g�ry, nieco cieplejsze powietrze nad wysp�. Po kobaltowe niebieskim niebie przep�yn�o z wiatrem kilka nabrzmia�ych chmur. Ethan odwr�ci� wzrok i ruszy� do przodu. Obramowana siwizn� i ukryta za goglami pobru�d�ona twarz Septembra obr�ci�a si� w jego kierunku. Skua spojrza� na niego i u�miechn�� si�, pokazuj�c z�by bia�e jak odpryski lodu z otaczaj�cego ich portu.
� S�owo daj�, m�j ch�opcze, wzi�li�my i dojechali�my ca�o! � Skua z zadowolenia potar� sobie ogromny nos, potem odwr�ci� si�, bacznie przygl�daj�c si� miastu, wij�cym si� �cie�kom lodowym, kt�re tworzy�y l�ni�ce wst�gi pomi�dzy budynkami, krz�taj�cym si� tranom, kt�rzy po nich chodzili, czy szifowali. Ci z tubylc�w, kt�rzy nie zatrzymywali si�, �eby gapi� si� na kliper lodowy, rozpo�cierali ramiona r�wnolegle do ulicy, a wiatr wype�nia� b�oniaste dany i p�dzi� ich bez wysi�ku do przodu.
Z tysi�ca komin�w unosi�y si� w g�r� kr�te pasma dymu. Na �agodnym stoku wyspy wyrasta�y to tu, to tam wielopi�trowe budowle o dwuspadowych dachach i spi�trza�y si� pod nagim, szarym masywem poka�nego zamku. Wygl�da�o na to, �e w Asurdunie jest znacznie wi�cej mieszka�c�w ni� w Wannome i Ethana zaskoczy�o, �e zamek jest tak niewielki. To mog�o �wiadczy� albo o stosunkowym ub�stwie lokalnego rz�du, albo o skromno�ci Landgrafa. Sir Hunnar znalaz� trzecie wyja�nienie.
� Wygl�da, jakby mia� nie wi�cej jak z tuzin lat, Sir Ethanie... Ethanie. I wydaje si� wyj�tkowo dobrze zbudowany.
Hunnar niezgrabnie prze�azi przez por�cz i zszed� po spuszczonej ze statku drabinie. Odpr�y� si� wyra�nie, kiedy pod szifami poczu� �cie�k� lodow�, pokrywaj�c� �rodkow� cz�� doku. Jak wszyscy tranowie czu� si� du�o swobodniej na lodzie ni� na jakiejkolwiek innej powierzchni. Ethan i Skua September do��czyli do rycerza i jego dw�ch giermk�w, Suaxusa dal Jaggera i Budjira. Ci ostatni rozmawiali o mie�cie i o zebranych t�umach pe�nym podejrzliwo�ci szeptem. Trzymali r�ce mocno przyci�ni�te do bok�w, �eby jaki� niespodziewany podmuch wiatru nie nape�ni� im dan�w i nie popchn�� gwa�townie do przodu. Schodz�c� na l�d grup� dobieg� ze statku jaki� g�os. Ethan odwr�ci� si�, odruchowo przymru�y� oczy pod wiatr, chocia� pod mask� nic im si� nie mog�o sta�, i rozpozna� okr�g��, ubran� w kombinezon ochronny posta�, kt�ra macha�a do nich z dziobu.
� Kiedy si� ju� znajdziecie w porcie i b�dziecie mieli jakie� k�opoty z w�adzami, skorzystaj z numeru dwadzie�cia dwa RR! � G�os by� rzeczowy, w�adczy, a jednak kobiecy mimo ca�ej trzymanej w ryzach mocy. Colette du Kane przerwa�a, �eby powiedzie� co� p�g�osem do stoj�cej obok niej chwiejnej postaci, a potem troskliwie obj�a ojca ramieniem. � To nasz rodzinny kod. Ka�dy komputer rozpozna go natychmiast, Ethanie. Od osobistego kartometru do legitymacji ko�cielnej. Zapewni nam pierwsze�stwo przy rezerwacji na pierwszy odlatuj�cy st�d wahad�owiec i pomo�e upora� si� z biurokracj�.
� Dwadzie�cia dwa RR, w porz�dku. � Ethan zawaha� si�, bo Colette chcia�a chyba jeszcze co� doda�, ale w tym momencie jej ojciec gwa�townie si� pochyli� i musia�a si� nim zaj��. Z tej odleg�o�ci nic nie s�yszeli, ale ruchy postaci wskazywa�y na szarpi�cy, g��boki kaszel.
Odwr�cili si� i ruszyli w stron� miasta. Hunnar i giermkowie zredukowali szybko�� jazdy niemal�e do pe�zania, �eby nie wyprzedzi� ludzi. Jeszcze troch�, a musieliby zacz�� chodzi�.
� Silna kobieta � odezwa� si� pogodnie p�g�osem September.
Hunnar zapyta� o co� jakiego� tubylca, a ten skierowa� ich na lewo. Poszli wzd�u� portu i skr�cili w tym kierunku.
� Tak, jest silna � zgodzi� si� Ethan. � Ale ma troch� sk�onno�ci do despotyzmu.
� No c�, m�j ch�opcze, a czego spodziewa�e� si� po latoro�li jednej z rodzin kupieckich? Oczywi�cie mnie nic do tego. To tobie si� o�wiadczy�a, nie mnie.
� Wiem, Skuo. Ale szanuj� twoje zdanie. Jak my�lisz, co powinienem zrobi�?
� Prosisz o opini� cz�owieka, kt�rego poszukuje policja � szeroko u�miechn�� si� Skua. A potem u�miech znikn�� i September sta� si� niespodziewanie, nienaturalnie powa�ny. � Ch�opcze, mo�esz mnie prosi� o rad�, kiedy chodzi o walk�, i to oboj�tnie czy wr�cz, statek ze statkiem, czy mo�e pojazd z pojazdem. Mo�esz mnie prosi� o rad�, kiedy chodzi o polityk� czy religi�, jedzenie czy picie. Mo�esz mnie prosi� o rad� w dowolnych stu sprawach, w tysi�cu sprawach, a chocia� o po�owie z nich wiem tyle, co kot nap�aka�, mimo to zaryzykuj� i ci odpowiem. Ale � i tu popatrzy� na Ethana tak ostro, tak w�ciekle, �e ten w zdenerwowaniu a� si� potkn�� � nie pro� mnie o rad�, kiedy chodzi o kobiety, bo mia�em z nimi gorszego pecha ni� w walce, polityce, czy tysi�cu innych sprawach. Nie, m�j ch�opcze � ci�gn�� dalej, odzyskuj�c cz�ciowo sw�j niezmiennie dobry humor � tego wyboru b�dziesz musia� dokona� sam. Ale jedno ci powiem: nie uto�samiaj nigdy kszta�t�w i urody ze zdolno�ci� do odczuwania nami�tno�ci. Ten b��d pope�nia zbyt wielu m�czyzn. Pi�kno to nie jest rzecz powierzchowna... si�ga do g��bi, cholernie g��boko. A teraz przyspieszmy troch� kroku. Sir Hunnar i jego ch�opcy prawie ju� pozasypiali, pr�buj�c le�� w naszym tempie, a mnie w r�wnym stopniu jak tobie zale�y, �eby si� dosta� do kapitanatu...
* * *
Weszli na szczyt niewielkiego wzniesienia. W dole tu� przed nimi le�a�o osiedle thraxludzkie D�ta Ma�pa. W tym momencie Ethan nie by� w stanie oderwa� wzroku od trzech wkl�s�ych zag��bie� wykopanych w zamarzni�tej ziemi i schludnie wy�o�onych ok�adzin� z metalu, woln� od lodu. L�dowiska wahad�owc�w. Sama metalowa ok�adzina, te trzy idealne misy to wed�ug Ira�skich kategorii istna fortuna, a przecie� �adna z nich nie wygl�da�a na naruszon� ani przynajmniej uszkodzon�. Oczywi�cie, przypomnia� sam sobie, przyczyn� tego mo�e by� fakt, �e tranowie nie posiadali wystarczaj�co mocnych narz�dzi, �eby przeci�� duramiks czy metaloceramiczne krystaloidy.
Na jednym z l�dowisk sta� sobie niewielki, metalowy kszta�t; by�by nadzwyczaj podobny do Slanderscree, gdyby nie brak maszt�w i bardziej aerodynamiczna konstrukcja. Na widok tego niewielkiego statku Ethanowi a� co� zatrzepota�o w �o��dku. Mo�e si� ju� nied�ugo na nim znajdzie.
Po wschodniej stronie osiedla wzniesiono gigantyczn� �cian� ze zmarz�ej ziemi i blok�w lodu oraz �niegu, maj�c� chroni� przed wytrwale wiej�cym od portu wiatrem. Zabudowania kapitanatu le�a�y niedaleko, po ich stronie przystani, ruszyli wi�c wszyscy w stron� dwupi�trowego gmachu o kszta�cie litery L. We wn�kach nad wolnym od �niegu g��wnym wej�ciem �wieci�y dwa jarz�ce si� znaki. Jeden z nich g�osi�: D�TA MA�PA � TRANKYKY ADMINISTRACJA. Pod nim znajdowa�y si� napisane kanciastym, lokalnym pismem s�owa, kt�re z grubsza mo�na by� przet�umaczy� jako MIEJSCE OBCOZIEMC�W Z NIEBA. Przez drzwi przep�ywa� nieprzerwany strumie� opatulonych ludzi, w�r�d nich pojawia� si� od czasu do czasu jaki� tran. Okna ze szk�otopu, tak grube, �e mo�na by ich u�ywa� na statkach gwiezdnych, pozwala�y mieszka�com budynku wygl�da� na zamarzni�ty �wiat. Ethan zajrza� przez nie do �rodka. W jaki� spos�b chroniono je od wewn�trz przed kondensacj� pary.
� Co zrobimy teraz, Ethanie?
G�os Hunnara brzmia� niepewnie. Bez w�tpienia rycerz zastanawia� si�, czy ci dziwni ludzie zamieszkuj�cy to miejsce b�d� mieli w obr�bie swoich budowli jakie� �cie�ki lodowe, czy te� b�dzie zmuszony i�� dalej na piechot�.
� Musimy zarezerwowa� sobie miejsca na odlot z waszego �wiata. Z powrotem do domu.
� Do domu � powt�rzy� jak echo Hunnar. � Oczywi�cie.
W g�osie rycerza da�y si� s�ysze� sprzeczne emocje. Ethan na tyle rozumia� ju� j�zyk, �e zauwa�a� takie niuanse. Hunnar wyra�a� smutek z powodu ich zbli�aj�cego si� odlotu, a r�wnocze�nie dog��bn� wdzi�czno��. A mo�e po prostu my�la� o Elfie Kurdagh-Vlata, �pi�cej na pok�adzie Slanderscree.
I znowu Ethan mia� ochot� pocieszy� Hunnara, �e je�li chodzi o ich rywalizacj� o wzgl�dy c�rki Landgrafa, to nie ma si� czym martwi�, ale uzna�, �e zarezerwowane miejsce na odlot powinno Hunnara pocieszy� w dostatecznym stopniu.
W stron� wej�cia prowadzi�a lodowa rampa dla u�ytku ludzi, obramowana po obu stronach g�adkim metalem. Metal by� po��obiony, �eby zwi�kszy� tarcie, chocia� chwilowo nie by�o na nim lodu. Drog� do �rodka zagradza�y dwie pary drzwi. Przez pierwsze przeszli bez wi�kszych k�opot�w, pomimo gwa�townego wzrostu temperatury, ale kiedy min�li drugie i weszli do wn�trza budynku, Sir Hunnar dos�ownie zatoczy� si�, a markotny Suaxus niemal upad�. Tranowie lubili w swoich pomieszczeniach utrzymywa� ciep�o, tak mo�e z pi�� stopni powy�ej zera, ale temperatura panuj�ca wewn�trz budynku, ustawiona na wysoko�� optymaln� dla ludzi, by�a dla nich zab�jczo wysoka. W tym momencie Ethan zorientowa� si�, �e w samym budynku nie by�o �adnych tran�w. Ci, kt�rzy wchodzili do �rodka, zatrzymywali si� w strefie pomi�dzy dwoma parami drzwi, w niedu�ym westybulu z wieloma okienkami. To tam oddawali i odbierali pakunki, czy toczyli rozmowy z lud�mi przy zainstalowanych w tym celu okienkach. Pomieszczenie by�o wystarczaj�co ch�odne dla nich, a zno�ne dla ludzi tu pracuj�cych, a mimo to tranowie ko�czyli swoje interesy w po�piechu i wypadali na zewn�trz, na krzepi�co arktyczne powietrze.
� Za... twoim pozwoleniem, przyjacielu Ethanie, przyjacielu Skuo... � Hunnar chwiejnie si� wyprostowa�. Nie czekaj�c na potwierdzenie Ethana, rycerz i jego dwaj towarzysze odwr�cili si� i potykaj�c wyszli na zewn�trz. Przez przezroczyste drzwi Ethan widzia�, jak Suaxus opada do pozycji siedz�cej i chwyta si� obiema r�kami za g�ow�, a Hunnar i Budjir, wci�gaj�cy ca�e hausty lodowatego powietrza, zajmuj� si� nim.
� Rozumiem, tu by dostali udaru cieplnego, jak nic. � September pospiesznie pozbywa� si� swoich futer z hessavara.
Ethan nie mia� tego problemu. Po prostu zsun�� mask�, gogle i kaptur. Kombinezon automatycznie dostosowa� si� do cieplejszego powietrza wewn�trz budynku; materia� by� rzecz jasna wra�liwy na ciep�o.
Podeszli do kratki informacyjnej. Jaki� g�os poinformowa� ich uprzejmie o nazwisku kapitana portu i lokalizacji jego biura. Na mapie osadzonej przy okienku wy�wietlona zosta�a trasa doj�cia.
W biurze powita� ich ma�y cz�owieczek o oliwkowej cerze i mocno skr�conych, czarnych w�osach. Kiedy weszli, uni�s� nieco w g�r� brwi, poza tym nie wydawa� si� zbyt zaskoczony ich obecno�ci�. Spogl�da� najcz�ciej na Septembra, co nie by�o niczym zaskakuj�cym; Skua musia� si� pochyli�, �eby wej�� do biura.
Znajdowali si� na drugim pi�trze budynku. Szerokie okna wychodzi�y na front i na ty�, ukazuj�c l�dowiska i dachy Asurdunu. Kontrast pomi�dzy zmro�onym �redniowieczem a op�ywow� nowoczesno�ci� powodowa�, �e okna wygl�da�y obco, sztuczne i nieprawdopodobne.
� Dzie� dobry, panowie, dzie� dobry. Carpen Xenaxis, kapitan portu. Doni�s� nam jeden z naszych patroli, �e jaki� du�y statek z lud�mi na pok�adzie wchodzi do portu. � Przerwa�, czekaj�c na potwierdzenie.
� Tak, byli�my na pok�adzie. � Ethan przedstawi� siebie i Septembra, a potem wda� si� w pospieszne wyja�nianie ich obecno�ci na Tran-ky-ky, nieudanego porwania du Kane��w... w tym momencie kapitan mu przerwa�.
� Chwileczk�, przepraszam. � Odwr�ci� si� do tr�jwymiarowego ekranu, wbudowanego z boku w biurko, i powiedzia� co� zwi�le i cicho do kogo�, kogo nie by�o wida�. Potem z mi�ym u�miechem odwr�ci� si� do nich. � Zak�adano, �e du Kane�owie zgin�li podczas awarii szalupy ratunkowej, a wy m�wicie mi, �e nie by�a to �adna awaria. Z�o�y�em w�a�nie raport, �e s� zdrowi i cali. Nap�ywa�o wiele pyta� o nich. Ca�y szereg os�b zainteresuje si� t� wiadomo�ci�. � Nagle Xenaxis zaniepokoi� si�. � Ale s� zdrowi i cali, prawda? � Ethan skin�� g�ow�.
� Sami porywacze nie �yj� � doda� September. � Ja zabi�em jednego z nich w�asnymi r�kami. Je�eli jest jaka� nagroda, chcia�bym jej za��da�.
� Naturalnie. Ma pan do niej prawo. � Kapitan portu przekr�ci� nast�pny wy��cznik, przygotowa� si� do nast�pnego nagrania. � Je�eli tylko poda mi pan nazwisko, �wiat, z kt�rego pan pochodzi, adres domowy i kod finansowy, jestem pewien, �e...
� No c�, w�a�ciwie to nie by�oby sprawiedliwe. To nie moja zas�uga. � September wskaza� gestem na swego towarzysza. � To ten ch�opak wszystkim dyrygowa�. Jemu nale�y przypisa� zas�ugi.
Ethan zwr�ci� sp�oszone spojrzenie na Septembra, otworzy� usta, �eby skomentowa� jego wypowied�, ale jako do�wiadczony komiwoja�er by� specjalist� w odczytywaniu wyraz�w twarzy. A w tej w�a�nie chwili na twarzy pot�nego m�czyzny malowa�o si� ca�e mn�stwo wyraz�w, kt�re m�g� interpretowa�.
Trzeba przyzna�, �e Ethan bezb��dnie rozszyfrowa� wi�kszo�� z nich.
� Je�eli jest jaka� nagroda, to b�d� si� o ni� p�niej martwi�. � September odrobineczk� si� odpr�y�. � Przede wszystkim zale�y nam, �eby si� st�d jak najszybciej wydosta�.
� Mog� to sobie wyobrazi�. � Xenaxis nada� swojej wypowiedzi odpowiednio wsp�czuj�cy ton. � Mnie samemu nieszczeg�lnie odpowiada towarzystwo tych tubylc�w. Mo�na z nimi robi� interesy, ale stosunki towarzyskie s� niemal niemo�liwe. Nie do��, �e ka�da z ras przyzwyczajona jest do innej temperatury, to s� oni z natury k��tliwi i agresywni. � Ethan nic nie powiedzia�, zachowuj�c oboj�tny wyraz twarzy.
� A wi�c lokalny handel jest dochodowy? � G�os Septembra brzmia� tak, jak gdyby jego pytanie oznacza�o co� wi�cej ni� tylko uprzejm� wymian� zda�.
Xenaxis wzruszy� ramionami.
� Moim naczelnym zadaniem, panowie, jest dbanie o to, �eby wydzia� handlowy tej plac�wki dzia�a� sprawnie. Mamy tu w D�tej Ma�pie trzy magazyny, kt�rych zawarto�� cz�sto si� zmienia. Oczywi�cie ja jestem tylko cywilnym pracownikiem, na go�ej pensji. � Ethanowi zdawa�o si�, �e w g�osie kapitana s�yszy nut� zazdro�ci. � Ale s� takie kompanie i indywidualni przedsi�biorcy, kt�rzy bez w�tpienia dobrze zarabiaj� na tym lodowatym pustkowiu.
� A czym handluj�? � Xenaxisowi nie powinno to pytanie wydawa� si� podejrzane, pomy�la� Ethan. Musia� je zada�, w ko�cu to by� jego fach.
� Tak, jak si� mo�na spodziewa�.
Kapitan rozpar� si� w fotelu. Do Ethana doszed� cichy syk kompensator�w pozycji; wygl�da�o na to, �e Xenaxis ma k�opoty z plecami. Ale chyba zale�a�o mu na tej rozmowie. Bez w�tpienia w D�tej Ma�pie niecz�sto widywa�o si� nowe twarze. � G��wnie towary luksusowe: dzie�a sztuki, rze�by, futra, klejnoty, r�kodzie�o, niekiedy rze�by z ko�ci s�oniowej, najwspanialsze jakie mo�na by sobie wymarzy�. Tubylcy wygl�daj� na niezdarnych, ale zdolni s� do wspania�ej pracy.
Ethan pomy�la� o kle stavanzera i o tym, co m�g�by z niego zrobi� dobry lokalny artysta.
� Oczywi�cie wiecie, panowie, jak to jest � ci�gn�� dalej kapitan portu. � Kiedy cywilizacja robi si� tak nowoczesna, jak cywilizacja Wsp�lnoty, tanieje doskona�a pod wzgl�dem wykonania maszyneria i przyrz�dy potrzebne do codziennego �ycia. Ludzie maj� mn�stwo kredyt�w w nadmiarze, musz� co� z nimi zrobi�. Wydaj� je wi�c na luksusy, dzie�a sztuki i inne nieistotne rzeczy. � Jego krzes�o wr�ci�o do pozycji pionowej, a ton sta� si� zn�w oficjalny. � Je�li chodzi o wasz odlot z planety, zak�adam, �e b�d� wam potrzebne miejsca na wahad�owcu dla was dw�ch i dla du Kane��w.
� I dla jeszcze jednej osoby, nauczyciela o nazwisku Williams � powiedzia� Ethan.
� Pi��. Powinno mi si� to uda�, bior�c pod uwag� te niezwyk�e okoliczno�ci. Nie znam kapitana, kt�ry by wam odm�wi� miejsca. � Odwr�ci� si� do swojego tr�jwymiarowego ekranu i zacz�� naciska� guziki. � Je�eli chcecie, �eby kto� dowiedzia� si�, �e prze�yli�cie, wy�l� zawiadomienia, umieszcz� je na arkuszu wychodz�cej poczty. Pewnie obydwaj macie przyjaci� i krewnych, kt�rzy z rado�ci� si� dowiedz�, �e jeszcze jeste�cie z nami. Mo�e dla w�adz nie jeste�cie tak wa�ni jak du Kane�owie, ale pewnie dla paru os�b tak.
Chocia� by�o ca�kiem prawdopodobne, �e kapitan nie lubi tran�w, Ethan uzna�, �e ten cz�owieczek bardzo mu si� podoba.
� Colette du Kane powiedzia�a mi, �eby skorzysta� z kodu dwadzie�cia dwa RR. M�wi�a, �e mo�e to przyspieszy� za�atwienie spraw.
� Je�eli to ich finansowy kod rodzinny, to z pewno�ci� pomo�e � zgodzi� si� Xenaxis. Sprawdzi� co� na niewidocznym odczycie. � Nast�pny statek, kt�ry ma zatrzyma� si� na orbicie, to towarowy Palamas. Za�atwi� wam zaokr�towanie poprzez przeka�nik satelitarny, jak tylko Palamas znajdzie si� w naszym zasi�gu. � W jego g�osie pojawi� si� przepraszaj�cy ton. � My tu nie jeste�my ani tak wielcy, ani tak wa�ni, �eby kwalifikowa� si� do posiadania pasma cz�steczkowego dalekiego zasi�gu kosmicznego. Palamas, o ile pami�tam, jest statkiem kursuj�cym po obrze�u, ale w ko�cu wchodzi na orbit� Draxa IV, a stamt�d b�dziecie ju� mogli wsz�dzie dolecie�.
� Kiedy ma przylecie�? � Ethan zdumiony by� brakiem entuzjazmu w swoim w�asnym g�osie.
� O sz�stej pi�tna�cie dwudziestego czwartego. � Na dw�ch twarzach odmalowa� si� kompletny brak zrozumienia. Xenaxis przez chwil� wpatrywa� si� w nich, a potem si� lekko u�miechn��. � Przepraszam. Zapomnia�em, �e pewnie od momentu l�dowania stracili�cie kontakt z czasem lokalnym.
� Mieli�my chronometry � wyja�ni� Ethan � ale jedne nie przetrwa�y katastrofy, a te, kt�re przetrwa�y, nie przetrwa�y tego klimatu. M�j wprawdzie przetrwa� i jedno, i drugie, ale nie przetrwa�... � Wyci�gn�� praw� r�k� i pokaza� kapitanowi miejsce, gdzie rozerwany r�kaw zosta� za�atany od d�oni do ramienia. � Zabra� mi go stavanzer.
� Ma pan na my�li jednego z tych ro�lino�erc�w wielko�ci statku, z kt�rych ka�dy wa�y kilkaset ton? Nigdy sam �adnego nie widzia�em, tylko tr�jwymiar�wki, kt�re zrobi�a ekipa badawcza.
� Musieli�my jednego z nich zawr�ci� z drogi.
� Tak. � Xenaxis przypatrywa� si� obydwu m�czyznom z szacunkiem. � Palamas powinien wynurzy� si� z nadprzestrzeni za par� dni. Dajcie mu dwa dni, maksimum trzy, na wyhamowanie i wej�cie na orbit�. Przykro mi, �e nie mog� wam zaproponowa� odlotu w kr�tszym terminie. Nie mamy tu stacji mieszkalnej, na kt�r� m�g�bym was przewie��, ale je�eli uda mi si� oderwa� od moich obowi�zk�w, b�d� mia� do was pro�b�.
� S�uchamy?
Kapitan portu podni�s� si�, okr��y� swoje biurko, podszed� do bocznego okna i wpatrzy� si� w co� ponad dachami Asurdunu. P�atki �niegu podskakiwa�y po przejrzystej, zaizolowanej szybie jak t�uste, bia�e pch�y.
� Widz� st�d maszty tego statku, kt�rym przyjechali�cie. Jest du�o wi�kszy ni� wszystko, co dotychczas zarejestrowali�my. Bardzo bym chcia� przyjrze� mu si� dok�adniej.
� Prosz� porozmawia� z jego kapitanem, Ta-hodingiem � poradzi� mu Ethan. � Na pewno z rado�ci� pana oprowadzi. Jest dumny z tego statku.
� I ma ku temu powody. � Xenaxis niech�tnie odwr�ci� si� od okna. � Przypuszczam, �e powinienem znowu zabra� si� do pracy. Trzeba powype�nia� formularze. � Skrzywi� si�. � Je�eli panowie chcecie, mo�ecie zatrzyma� si� tutaj, na naszej plac�wce. Znajdzie si� dla was miejsce.
� Nie wiem, jak inni � September przesuwa� si� w stron� drzwi � ale je�li chodzi o mnie, raczej zostan� z naszymi tra�skimi przyjaci�mi.
� Jak pan chce. � Xenaxis usiad� i odwr�ci� si� do Ethana. � Jeszcze chwilk�, panie Fortune. Chyba mamy tu jedn� czy dwie niewielkie skrzynki, zdeponowane na pana nazwisko; czekaj� w magazynie numer trzy.
� Pr�bki moich towar�w. Jedna z nich zawiera oko�o tuzina ma�ych grzejnik�w na pierwiastkach oboj�tnych. Rok temu da�bym tysi�c kredyt�w za taki piecyk. Pewnie spr�buj� sprzeda� kilka z nich przez nast�pne par� dni. � Dziwne, duma� Wychodz�c z biura kapitana portu, jak kompletnie zapomnia� O tych swoich towarach na sprzeda�. Z jakiego� nie daj�cego si� Wyja�ni� powodu sprawy takie jak mar�a zysku, akceptacja przez klient�w i rozszerzanie terytorium wydawa�y mu si� teraz dziecinad�. Czy�by Tran-ky-ky zmieni�a co� wi�cej ni� tylko jego odporno�� na zimno?
ROZDZIA� 2
Kiedy zeszli na pierwsze pi�tro, September zatrzyma� Ethana k�ad�c mu r�k� na ramieniu.
� Sir Hunnar i jego towarzysze nie b�d� nam mieli za z�e, �e poczekaj� jeszcze chwilk� d�u�ej, m�j ch�opcze. � Pokaza� palcem na korytarz, w kierunku przeciwnym ni� g��wne wej�cie. � Chod�my i rzu�my okiem na twoje pr�bki.
� Skuo, w tej chwili w mojej g�owie tyle r�nych spraw usi�uje na siebie �ci�gn�� uwag�, �e naprawd� nic mnie nie obchodz� te skrzynki.
� Wcale nie chc�, �eby� dla mnie rozk�ada� sw�j kramik, ch�opcze � powiedzia� cicho September. � To z innego powodu chcia�bym zajrze� do tego magazynu.
Ethan przyjrza� mu si� uwa�nie, ale Skua zd��y� si� ju� odwr�ci� i ruszy� korytarzem. Ethan pospieszy� dotrzyma� mu kroku.
� Powinien tu gdzie� by� ogrzewany tunel, kt�ry zaprowadzi nas do zespo�u magazyn�w, byle tylko znale�� w�a�ciw� wind�. Magazyny powinny znajdowa� si� na powierzchni, jak wszystko inne.
Magazyn trzeci by� typow� form� u�ytkow�, takim metalowym prostopad�o�cianem bez okien. September mia� racj� co do jego po�o�enia. Pomimo mrozu na Tran-ky-ky taniej by�o budowa� nad ziemi�; �atwiej na niej ustawi� budowl� z prefabrykat�w, zdoln� oprze� si� wiatrom, ni� rozkopywa� wieczn� zmarzlin� i zamarzni�t� ziemi�. Magazyn by� szczelny, ale niezbyt dobrze ogrzany. Gdyby Ethan nie mia� na sobie kombinezonu ochronnego, trz�s�yby nim dreszcze. Zerkn�� na �cienny termometr i zobaczy�, �e wewn�trz temperatura by�a ledwie powy�ej zera. Magazynu pilnowa�o dw�ch stra�nik�w, jednym z nich by�a kobieta. Kiedy Ethan i September zacz�li si� dopytywa�, z jakiego powodu w tak absurdalnym miejscu stoi stra�, m�czyzna wyja�ni� ochoczo:
� Kr��� pog�oski, jakoby tubylcy kradli wszystko, na co uda im si� po�o�y� �ap�. Nie jest to ciep�a posadka, ale gdzie u diab�a na tym �wiecie mo�na tak� znale��?
� Czy z�apali�cie kiedy� jakiego� tubylca na kradzie�y? � W g�osie Ethana s�ycha� by�o gniew.
Stra�nik wyra�nie si� obruszy�.
� Hej, s�uchaj no pan, ani ja, ani Jolene nie jeste�my od robienia polityki, pilnujemy tylko, �eby jej przestrzegano. � Stra�niczka w poczuciu wa�no�ci po�o�y�a r�k� na swoim promienniku. � Poka�cie no nam zezwolenie.
� Prosz� po��czy� si� z kapitanem portu. � Ethan nie mia� ochoty na wsp�prac�. Mo�e i tranowie nie byli najbardziej wylewnym ludem w galaktyce, ale odnosi� wra�enie, �e tu nikt nie pr�buje nawet przekona� si�, czy jest inaczej.
� Na Dierda! Nazwisko i numer skrzyni? � Ethan powiedzia� mu. � Tak, pana rzeczy s� gdzie� o cztery rz�dy w g��b, potem na prawo. Sekcja dwadzie�cia D. � Usun�� si� na bok.
September mi�o si� do niego u�miechn��, a do stra�niczki jeszcze milej. Nie odpowiedzia�a mu u�miechem.
� Nie rozumiem tego � burcza� Ethan, kiedy torowali sobie drog� pomi�dzy wysokimi rega�ami pe�nymi skrzy� i pak. � Wszyscy tranowie, jakich dot�d spotkali�my, byli uczciwi; nigdy nie s�ysza�em, �eby Hunnar czy kto� inny w Wannome napomkn�� o jakich� kradzie�ach.
� Nie zetkn�li si� w wystarczaj�cym stopniu z korumpuj�cym wp�ywem zach�annej cywilizacji � skomentowa� na wp� serio September. Skr�cili w prawo przy czwartym regale.
Ethan znalaz� swoje trzy ma�e, plastikowe skrzynki. Struktur� molekularn� niebieskiego materia�u, z kt�rego by�y zrobione, m�g� rozlu�ni� tylko jego kod piecz�tuj�cy. Piecz�cie kontrolne domu Malaiki wygl�da�y na nie naruszone i nie sfa�szowane.
� Mog� je zabra� w ka�dej chwili, Skuo. Na co chcia�e� popatrze�?
� W�a�nie na to patrz�, ch�opcze. � September obejmowa� wzrokiem wysokie po sufit stosy skrzy�. � Ju� zobaczy�em to, co chcia�em zobaczy�. Czas i��.
Wyszli z ch�odnego pomieszczenia, min�li stra�nik�w, kt�rzy obrzucili ich wrogim spojrzeniem. September milcza�, dop�ki nie doszli niemal�e do g��wnego wyj�cia.
� Co� nie dawa�o mi spokoju w wypowiedziach Xenaxisa dotycz�cych lokalnego handlu � wyja�ni�. � A teraz, kiedy zajrza�em do �rodka, jeszcze bardziej mnie to niepokoi. Je�eli s�dzi� po oznakowaniu tych skrzy�, dokonywane tu transakcje s� chyba okropnie jednostronne.
� Pod jakim wzgl�dem jednostronne?
� Ch�opcze, tamte skrzynie s� zupe�nie nowe, ich oznakowanie to potwierdza. Wida� du�o wi�cej odlatuje z tego �wiata, ni� tu przybywa. Oczywi�cie trudno jest oszacowa�, ile duramiksowych i ceramistalowych no�y wychodzi na jedn� rze�b�, ale s�dz�, �e tranowie nie znaj� warto�ci tego, co eksportuj�. Jak� warto�� ma sto litr�w wody dla cz�owieka na pustyni, a ile warte jest sto litr�w ziemi dla cz�owieka na oceanie? Kto� tu ci�gnie du�o wi�ksze zyski, ni� nakazuje uczciwo��, m�j ch�opcze. Na �adnych paczkach w tym magazynie, poza twoimi, nie widzia�em herbu rodzin kupieckich. Kto�, nie wiadomo kto, mo�e bez licencji, wprowadzi� tutaj wspania�y, �liczny monopol i do tego oszukuje tran�w przy ustalaniu ceny. Oczywi�cie oni nie maj� na tyle rozumu, �eby zorientowa� si�, �e s� oszukiwani. Ale ja to wiem i doprowadza mnie to, ch�opcze, do sza�u. To s� moi przyjaciele.
� Nasi przyjaciele � powiedzia� spokojnie Ethan.
� Pewno, nasi przyjaciele... jeszcze przez pi�� dni.
� A co mo�emy w tej sprawie zrobi�? Nie, zaczekaj. Jestem przecie� reprezentantem domu Malaiki. Nigdy si� ze starym osobi�cie nie spotka�em, ale o ile wiem, jest uczciwszy od wielu innych szef�w rodzin kupieckich. Niesprawiedliwo�� pewnie nie ruszy�aby go do dzia�ania, ale perspektywa zysk�w raczej tak. Jestem pewien, �e by�by got�w si� w��czy� i zaoferowa� tranom lepszy kontrakt.
� Nie o to mi chodzi, �eby rozsmarowywa� zyski. Wyt�umacz� ci p�niej. � Powiedziawszy to olbrzym zamilk�; bez s��w ruszyli w stron� wyj�cia.
Tu� przed drzwiami min�li dw�ch thranx�w. Te wysokie na metr owady, kt�re wraz z ludzko�ci� dominowa�y we Wsp�lnocie, by�y opatulone tak, �e niemal nie dawa�o si� ich pozna�, mia�y na sobie kombinezony ochronne, zaprojektowane specjalnie dla ich maj�cych po osiem ko�czyn cia�. Nawet wewn�trz budynku nosi�y na pierzastych czu�kach specjalnie tkane r�kawy z futrzan� podszewk�. Wyra�nie wola�y pogodzi� si� z pewn� utrat� precyzji dozna�, byle tylko nie marzn��. Pochodz�cy z gor�cych, wilgotnych �wiat�w thranxowie szczeg�lnie kiepsko czuli si� tutaj, na Tran-ky-ky. Min�li ich mamrocz�c co� do siebie w j�zyku g�rnothranxyjskim. Ethan zastanawia� si�, co z�ego musieli ci dwaj zrobi�, �e skazano ich na podobne wygnanie. Tran-ky-ky mo�na by�o uzna� za istne wcielenie thranxyjskiej koncepcji piek�a.
� Ciekawe, co si� tam dzieje? � Septembra zainteresowa� widok za drzwiami. Przy rampie prowadz�cej do wej�cia zebra� si� t�umek gapi�w. Gdzie� w �rodku toczy� si� chyba jaki� sp�r. M�czy�ni pospiesznie wyszli przez zewn�trzne drzwi.
Ethan mia� wra�enie, �e prosto w oczy uderzy�o go smagaj�c fotonami z milion lumen�w. Szklane drzwi by�y chemicznie barwione, �eby przebywaj�cych w budynku nie razi� ostry blask bij�cy z dworu, a Ethan wychodz�c na zewn�trz zapomnia� naci�gn�� gogle. Teraz pospiesznie je opu�ci� i ostro�nie otworzy� oczy. Stopniowo wr�ci� mu wzrok i by� ju� w stanie dostrzec co� poza biel�, chocia� wci�� jeszcze czu� si� tak, jak gdyby mu si� kto� dobra� pilnikiem do nerw�w ocznych. Nasun�� na twarz mask�, zbyt jednak wolno i kilka �ez zd��y�o ju� zamarzn�� mu na policzkach. Pod mask� �zy natychmiast si� stopi�y.
Kiedy wszed� za Septembrem w t�um, zacz�y do niego dociera� s�owa sprzeczki. Niekt�rych nie potrafi� przet�umaczy�, a te, kt�re zrozumia�, wprawia�y go w za�enowanie. Dw�ch tran�w dawa�o wyraz przeogromnej niech�ci, jak� do siebie nawzajem odczuwali. Jednym z nich by� Hunnar, drugiego Ethan nie zna�. Stali naprzeciw siebie w pozycjach bojowych i z nie s�abn�c� swad� wymieniali obelgi. W pobli�u dostrzeg� Suaxusa i Budjira, nerwowo przebieraj�cych palcami po r�koje�ciach mieczy; ich z�by by�y na wp� obna�one. Ci, kt�rzy stali najbli�ej nich, gro�nie pomrukiwali.
� ...potomku kulawego k�nitha! � warcza� obcy tran na Hunnara.
Ethan z pewnym zaskoczeniem zauwa�y�, �e przeciwnik przewy�sza wzrostem rycerza, chocia� ani w przybli�eniu nie jest tak wspaniale umi�niony. Prawd� powiedziawszy, wygl�da� na mi�czaka i lalusia, ale poczucie w�asnej wa�no�ci a� z niego tryska�o. Spowija�y go dziwacznie udrapowane na piersi zielone i z�ote szarfy z jakiego� metalizowanego materia�u, si�gaj�ce od ramienia a� do biodra pod danami. Metalizowany materia� to towar importowany, tyle Ethan wiedzia�. Nic dziwnego, �e do lewej nogi ten bogato ubrany tran mia� przypasany kr�tki miecz ze stelamidu; ostrze Hunnara wykonane by�o z kiepskiej pod wzgl�dem jako�ciowym stali. R�koje�� tamtej broni zrobiono z plastiku uformowanego w zawi�e wzory.
� Nie b�d� z tob� walczy�. � Obcy usi�owa� przyoblec si� w p�urz�dow� godno��. � Nie zwyk�em walczy� z... � Ostatnie s�owo, kt�rego u�y� by�o wieloznaczne, mog�o mi�dzy innymi oznacza� obcokrajowca lub najpodlejsz� kast� ch�opstwa.
� Nosz� imi� Sir Hunnar Rudobrody � odpar� dosy� opryskliwie rycerz. � Zwyci�y�em Sagyanak Nag�� �mier�, zr�wna�em z ziemi� jej Hord�, jestem rycerzem z Wannome na Sofoldzie.
� Nigdy nie s�ysza�em ani o jednym, ani o drugim � parskn�� kto� w t�umie.
Naoko�o rozleg�y si� poni�aj�ce chichoty. Suaxus i Budjir usi�owali wypatrzy� �artownisia, nie uda�o im si�.
� Ju� nied�ugo o nich us�yszysz � zamrucza� Suaxus. � To b�dzie wspania�a inskrypcja na tw�j czas w�dr�wki.
� A skoro mowa o nawozach � ci�gn�� dalej Hunnar � to bez w�tpienia tym w�a�nie handluje twoja rodzina, �eby otrzyma� b�yskotki, kt�rymi si� obwiesi�e�, i ten l�ni�cy, nowy miecz. Prawd� m�wi�c, taki jest nowy, �e chyba nigdy nikt go nie u�ywa�. No, ale do czego m�g�by potrzebny by� miecz komu�, kto si� grzebie w g�wnach?
Stoj�cy naprzeciw niego tran zesztywnia�. Ethan wiedzia�, �e, przynajmniej na Sofoldzie, naturalne odchody zamarza�y natychmiast, jak tylko wystawiono je na powietrze. A wtedy zbierali je tranowie nale��cy do najni�szej kasty i odsprzedawali rozmaitym farmerom, kt�rzy podgrzewali je i rozrzucali jako naw�z. Nietrwa�� ekologi� na wyspach Tran-ky-ky mo�na by�o utrzyma� w r�wnowadze wy��cznie przez rygorystycznie sta�y obieg dost�pnych sk�adnik�w pokarmowych w glebie. To, �e taka profesja by�a niezwykle potrzebna, nie �agodzi�o obra�liwo�ci uwagi Hunnara.
Wszyscy w t�umie poznali si� na tej obeldze. Parskni�cia i uwagi ust�pi�y miejsca gniewnemu mamrotaniu; r�ce zacz�y przesuwa� si� w kierunku broni. �aden doros�y tran, a i niewiele koci�t pokaza�oby si� bez przynajmniej sztyletu, przymocowanego po zewn�trznej stronie uda. Chocia� Hunnar i jego giermkowie byli bardziej zaprawieni w walkach i mieli wi�cej do�wiadczenia ni� miejski mot�och, ten ostatni mia� po swojej stronie mia�d��c� przewag� liczebn�. September i Ethan weszli w kr�g przeciwnik�w.
� Jeste�my tu go��mi i nic �yczymy sobie �adnych zadra�nie�. � Ethan badawczo przygl�da� si� zebranym. Ci trzej to nasi przyjaciele.
Kiedy to oznajmi�, w t�umie zasz�a ogromna zmiana. Tran, kt�ry sprzecza� si� z Hunnarem, zacz�� ze skruch� gestykulowa� w kierunku Ethana. Jego zachowanie zmieni�o si� gwa�townie z agresywnego w s�u�alcze.
� Niech guttorbyn porwie moje koci�ta, je�eli obrazi�em was, obcoziemcy z nieba! Nie wiedzia�em, �e ci � tu niemal znowu u�y� s�owa okre�laj�cego ch�opstwo � inni to wasi osobi�ci przyjaciele. Gdybym to wiedzia�, zdarzenie nie mia�oby miejsca. B�agam o wybaczenie dla mojej rodziny.
� No c� � zacz�� Ethan nieco skonsternowany szybko�ci�, z jak� tamten zacz�� go przeprasza� � ja wybaczani ci, je�eli o to chodzi.
� Ale powiedz Hunnarowi, �e jest ci przykro. � September szeroko si� u�miechn��.
Jaskrawo przyodziany tran wytrzeszczy