9168

Szczegóły
Tytuł 9168
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9168 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9168 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9168 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jacek Dukaj W bibliotece Do Biblioteki chadza� F. w pi�tki; tego dnia wcze�niej ko�czy� prac� i mia� czas zaj�� do wielkiego, szaro-burego gmachu przed zatrza�ni�ciem jego �elaznych wr�t. Oddawa� ksi��ki przeczytane i po�ycza� nowe, zazwyczaj po pi�� na raz, to znaczy na tydzie� - tyle mu wystarcza�o; taki zreszt� by� limit. Pracowa� na stanowisku starszego kontrolera w elektrowni: po prawdzie przez po�ow� zmiany i tak nie mia� nic lepszego do roboty, jak gapi� si� w �cian� monochromatycznych monitor�w. Wola� ksi��k�. Czyta�by wi�cej, ale zwierzchnicy krzywym okiem patrzyli na wszelkiego rodzaju rozpraszaj�ce uwag� rozrywki w miejscu pracy, zupe�nie jakby od szybko�ci reakcji F. cokolwiek tu zale�a�o. Nie zale�a�o, on wiedzia� najlepiej, komputery zajmowa�y si� wszystkim, cz�owiek siedzia� tam jedynie dla spokoju sumienia biurokrat�w, by� to bodaj najbardziej bezsensowny ze stworzonych w instytucji etat�w. F. czyta� g��wnie beletrystyk�. Z przer�nymi opracowaniami technicznymi tak czy owak musia� si� zapoznawa� w ramach nie ko�cz�cego si� procesu dokszta�cania, jakiego wymaga�a od swych kontroler�w elektrownia; tote� po�ycza� fikcj�. Wybiera� tytu�y jak si� surfuje po internecie: natkn�wszy si� na autora, czyta� jak leci wszystkie jego utwory; natkn�wszy si� po�r�d nich na odmienny a interesuj�cy temat/gatunek, zbacza� z kolei w t� kategori�; tu znowu szed� po nazwiskach i one prowadzi�y go do kolejnych dziesi�tek i setek tytu��w. Wypis z jego karty bibliotecznej przedstawiony w formie grafu posiada�by posta� fraktala. Egzemplarze, kt�rymi dysponowa�a Biblioteka, zalicza�y si� do najta�szych z mo�liwych wyda�, z rzadka spotyka�o si� jakie� eleganckie edycje (zapewne pochodz�ce z darowizn lub ratunkowych przecen hurtowni). Te tanie wydania Biblioteka nast�pnie oddawa�a do oprawy, kt�ra trwa�a przeci�tnie rok; tak �e do r�k F. nigdy nie trafia�y nowo�ci. Pogodzi� si� z tym. Chocia� do ko�ca pozosta�a w nim t�sknota za dotykiem i zapachem nowej ksi��ki. Ksi��ka zawsze by�a dla niego czym� wi�cej, ani�eli materialn� form� utrwalenia i przekazu abstrakcyjnych tre�ci, ksi��ka wype�nia�a d�o�, komponowa�a przestrze� p�ki, karmi�a oczy estetyk� druku, kolorem papieru, wielko�ci� i kszta�tem czcionki, uk�adem akapit�w, to wszystko zawiera�o si� w utoczonej przez F. definicji czasownika �czyta�. Gniewa�a go wi�c praktyka introligator�w Biblioteki, kt�rzy wszystkie ksi��ki, jakie do nich trafia�y, obk�adali w t� sam� lub podobn� barw�, sponurzaj�c i postarzaj�c je bez respektu dla faktycznego nastroju zawartych na ich kartach opowie�ci; wraca�y potem do magazyn�w Biblioteki z wiecznym pi�tnem w�a�ciwej publicznym instytucjom obskurno�ci. Po dwunastu latach F. zorientowa� si�, �e wyczerpa� w swym czytelniczym maratonie zasoby Biblioteki (w ka�dym razie w interesuj�cych go zakresach) i zacz�� wobec tego wraca� po w�asnych �ladach. W pewien spos�b by�o mu teraz �atwiej: wiedzia� ju� mniej wi�cej - na ile pami�ta� - czego si� spodziewa� po danym tytule, m�g� sobie dobiera� lektury pod�ug pory roku, nastroju tygodnia, kontekstu zdarze�. Wtedy te� zorientowa� si� w istnieniu po�r�d u�ytkownik�w Biblioteki Wandala. Na pozostawiane przeze� �lady natyka� si� ju� od dawna, jednak dopiero teraz przypisa� je konkretnej, domy�lnej jednostce. Wpada�y mianowicie w r�ce F. ksi��ki z poczynionymi czarnym atramentem na marginesach, mi�dzy wierszami oraz na wolnych kartach - dopiskami, komentarzami, aforyzmami, uwagami, recenzjami czy nawet szkicami alternatywnych linii fabularnych. Osobliwie upodoba� sobie Wandal pocz�tki i ko�ce rozdzia��w. Wielce charakterystyczne dla F. by�o podej�cie do tego rodzaju wandalizmu. O ile bowiem ci�ko kl�� znajdywane na kartach plamy pot�uszczowe, o�le uszy, wypaczenia papieru powsta�e po zamoczeniu i wysuszeniu ksi��ki - o tyle na dzie�o Wandala nawet specjalnie si� nie krzywi�. A oto dlaczego: Wandal mia� zgrabne, r�wne pismo o drobnych literach, jego atrament by� zawsze tej samej barwy i nie pozostawia� kleks�w, a Wandal pisa� na temat - to znaczy: na temat ksi��ki. Poniewa� w wi�kszej cz�ci po�ycza� teraz F. tytu�y ju� sobie znane, id�c pi�tkowym popo�udniem do Biblioteki zastanawia� si� cz�sto, co te� Wandal dopisze do tej akurat historii (kt�r� to zamierza� sobie F. wypo�yczy�), jak j� skomentuje, jakie nowe uczucia w nim wzbudzi. Wandal by� cz�owiekiem wykszta�conym, oczytanym. Jego marginalia w doborze s��w i sposobie formu�owania zda� (zwykle r�wnowa�nik�w) dawa�y dow�d umys�u tyle� precyzyjnego, co wra�liwego. Czytaj�c, F. nie potrafi� si� zmusi� i omin�� wzrokiem przypisane do danego akapitu Wandalowe post scriptum; wiedzia�, bo pr�bowa�; marginalia ju� nale�a�y do ksi��ek jako takich. Tak zatem za tym drugim razem czyta� F. ju� co innego. Dwojaka jest rola metafor, por�wna�, epitet�w. Pierwsza taka, �eby �w konkretny obiekt literackiej operacji przyoblec w wyobra�ni czytelnika w przeznaczone mu przez autora dodatkowe cechy. Druga za� taka, �eby kumulacj� owych �rodk�w nadmiarowego opisu - w nich bowiem pisarz mo�e zaszczepi� u czytaj�cego dowolnie abstrakcyjne i absurdalne skojarzenia - �eby t� drog� wprowadzi� go sukcesywnie, metafora za metafor�, akapit za akapitem, w zaplanowany z g�ry stan umys�u (wzorzec asocjacji), w kt�rym, ju� bez konieczno�ci ka�dorazowego indukowania takich to a takich wyobra�e�, imaginacja czytelnika sama w�drowa� b�dzie wybran� przez autora �cie�k�. Jest to dalece subtelniejsza, mistrzowska forma manipulacji znanej chocia�by z popularnej zabawy w szybkie pytania i odpowiedzi (�Jaki kolor ma w�giel?� �Czarny� �Jak si� ubiera kominiarz?� �Na czarno� �Jaka jest barwa �a�oby?� �Czarna� �A jaki kolor ma mleko?� �Czarny�). Tote� niezale�nie od tego, czy pisarz stosuje t� metod� �wiadomie, czy nie�wiadomie - pozostaje prawd�, i� odbi�r ka�dej kolejnej sceny stanowi funkcj� recepcji ca�ego poprzedzaj�cego j� (a poniek�d tak�e nast�puj�cego po niej) tekstu. Kiedy wi�c F. czyta� powie�� w barokowej oprawie Wandalowych refleksji - czyta� ju� zupe�nie nowe dzie�o, na zupe�nie now� drog� wst�powa�. I zdarzy�o si�, �e zachorowa� z pierwszymi tomami �W poszukiwaniu straconego czasu� w lekturze. Przy �wietle ma�ej lampki, w pogr��onym w p�mroku pokoju o zamkni�tych dok�adnie oknach, w zaduchu choroby - smakowa� wysokokaloryczne wspomnienia cudzego dzieci�stwa; i zrodzi� si� w nim rezonans. R�ka sama si�gn�a po d�ugopis. W chorobie i staro�ci pami�� taka powinna by� zakazana. Uk�ad graficzny strony osi�gn�� now� symetri�. A �e, jak s�usznie zauwa�a Stagiryta, z repetycji zachowa� rodzi si� odruch, kt�ry odmienia natur� cz�owieka - wkr�tce czyta� ju� F. zawsze z d�ugopisem w d�oni, by, po chwili zagapienia na �cian� monitor�w, notowa� zawzi�cie w otworzonej na pulpicie ksi��ce (obserwator wzi��by j� zapewne za dziennik zmiany). Wandalizm si� szerzy, pod�miewywa� si� w duchu. Zwracaj�c ksi��ki nie ba� si� demaskacji przez bibliotekarza - sam F. wszak skar�y� si� mu swego czasu na te dopiski. Kt� zreszt� dociecze r�ki, kt� okre�li wiek atramentu? By�o ju� zatem dw�ch Wandali. Nieuchronnie nadszed� moment, gdy ich �cie�ki si� przeci�y: oto zrecenzowa� F. u do�u karty dokaligrafowany czarno w�tek samob�jstwa Raskolnikowa. Tak odmieniony Dostojewski wr�ci� do podziemi Biblioteki, wszed� w jej krwiobieg. F. po�ycza� kolejne tytu�y. Czyta�; pisa�; czyta� dopisane. Gdy og�oszono blokad� i mobilizacj�, zmieni� si� personel Biblioteki. M�czyzn� w katalogu - kt�rego zapewne powo�ano do wojska - zast�pi�a m�odziutka dziewczyna. F. skorzysta� z okazji i zagadawszy j�, przejrza� wstecz karty po�yczanych przez siebie tytu��w, by przez por�wnanie wpis�w odnale�� i zidentyfikowa� Wandala. Numery i nazwiska si� jednak nie pokrywa�y. Tego F. nie by� w stanie poj��. Czy�by Wandal po�ycza� ksi��ki na kilka r�nych kart? Miesi�c p�niej zbombardowano elektrowni�, powa�nie j� uszkadzaj�c. Na szcz�cie nie sta�o si� to na zmianie F. Niemniej pozosta� on bez pracy. Zreszt�, pr�cz �o�nierzy, ma�o kto w mie�cie m�g� o sobie powiedzie�, �e pracuje. Dla F. oznacza�o to tylko jedno: �e oto ma wi�cej czasu, kt�ry mo�e po�wi�ci� na czytanie. W nast�pny pi�tek dowiedzia� si� w katalogu, �e Biblioteka ma zosta� zamkni�ta na czas nieokre�lony. Jak�e to? Zamkn�� Bibliotek�? Straci� w�wczas panowanie nad sob� i j�� wykrzykiwa� pe�nym g�osem - co mu si� dot�d we wn�trzu tego gmachu nigdy nie zdarzy�o - oskar�enia i obelgi pod adresem zarz�du Biblioteki, a� wyszed� z zaplecza kierownik i zagrozi�, �e wezwie patrol. Ale F. ju� go dopad�, ju� zacz�� swoj� litani� oburzenia i niedowierzania, dwadzie�cia, trzydzie�ci lat b�dzie, jak przychodz� do was co tydzie�, nawet jak by� remont, jak by�a pow�d�, dlaczego teraz zamykacie, nie mo�ecie tego zrobi�. Kierownik zaci�gn�� go do gabinetu, posadzi� na krze�le, �eby si� uspokoi�. Tak�e tutaj szyby by�y pozalepiane na krzy�, na biurku le�a�a maska gazowa. Kierownik by� starszym cz�owiekiem, bardzo zm�czonym, �w ruch r�ki, kt�rym zdejmowa� okulary i ociera� czo�o - by� to gest stulatka, starca zniedo��nia�ego. F. zmieni� taktyk�. Ja wiem, wojna, wiem, ale mo�e wobec tego potrzeba wam tu kogo� do pomocy, mo�e do pilnowania, do stra�y przeciwpo�arowej, do ochrony zbior�w, ja nie mam rodziny, nie mam ju� nawet pracy, m�g�bym tu nocowa�, w ko�cu to by�oby nawet bezpieczniej, to jest solidna budowla, te mury, jakie grube, i podziemia, na dodatek obiekt absolutnie niestrategiczny, ostatnie, w co by chcieli strzela�, to biblioteka, co im przyjdzie ze zgruzowania biblioteki, na pewno si� na co� przydam. Kierownik patrzy� wzrokiem dr�czonego przez wnuki dziadka. Dobrze, ju� dobrze. Zadzwoni� po kogo�. Po kwadransie zjawi�a si� mocno zbudowana brunetka w wieku pobalzakowskim i zaprowadzi�a F. do magazyn�w. Winda osobowa nie dzia�a�a, zeszli wi�c do podziemi obszern� klatk� schodow�, nawet od �rodka sprawiaj�c� wra�enie zrealizowanego snu Eschera, istny labirynt tr�jwymiarowy. Jak obja�ni�a F. kobieta, magazyny Biblioteki zajmowa�y trzy kondygnacje loch�w XVI-wiecznego zameczku zaadaptowanego szybko na ratusz. Ratusz zosta� zniszczony, lochy pozosta�y; na jego miejscu postawiono gmach, w kt�rym obecnie mie�ci�a si� Biblioteka. Wszelako owe lochy po odnowieniu, przebudowie i ponownym odnowieniu w niczym nie przypomina�y ponurych kazamat�w. W trzech pionach puszczono przez nie ma�e windy towarowe, komputerowo sterowane, przeznaczone wy��cznie do transportu ksi��ek, na d� i na g�r�. Oczywi�cie system komputerowy dzia�a� zaledwie przez par� miesi�cy po uruchomieniu - obecnie windami tymi sterowano za pomoc� nieskomplikowanej kombinacji wajch, dzwonk�w i przek�adni. F. zaprowadzono na najni�sz� kondygnacj�, do sektora windy B. Zbiory tu pomieszczone zalicza�y si� najwyra�niej do tych najmniej cennych, kt�rych warto�� ni�sza jest od koszt�w ich utrzymywania w dobrym stanie, bo ju� na pierwszy rzut oka jedna trzecia kwalifikowa�a si� wy��cznie do wyrzucenia. Chce si� pan koniecznie na co� przyda�, u�miechn�a si� krzywo do F. kobieta, to niech pan zrobi tu porz�dek. Po czem zostawi�a go samego. F. w istocie nie tak to sobie wyobra�a�. Bogiem a prawd� nie wyobra�a� sobie chyba w og�le; sytuacja go ponios�a. Skoro jednak znalaz� si� ju�, gdzie si� znalaz�... Robota ta zaj�a mu w sumie dwa tygodnie, przy czym trzeciego wieczoru okaza�o si�, �e, podobnie jak jej pracownicy, musi F. nocowa� w Bibliotece, bo miasto znalaz�o si� pod ci�kim ostrza�em, bomby pada�y g�sto. Nawet tu, w trzewiach Biblioteki, trz�s�o si� wszystko, gdy wielusetkilogramowe �adunki kaleczy�y oblicze miasta. F. s�ysza� w�wczas nerwowy szelest ksi��ek, gniewny zgrzyt poruszanych rega��w. Musia� tu nocowa�, w rzeczy samej to by�o jeszcze najbezpieczniejsze miejsce, nawet ci nieliczni pracuj�cy na g�rze schodzili podczas co ci�szych bombardowa� do magazyn�w. Zreszt� potem nie styka� si� ju� z nimi; nie bardzo wiedzia�, ilu w�a�ciwie ich jest. Czworo, sze�cioro, dziesi�cioro? Chyba jednak o nim pami�tali, bo wind� B schodzi�y na d� - cho� raczej nieregularnie - konserwy, suchary, butle zimnych napoj�w. Odci�to bowiem wod� i gaz; dobrze, �e dochodzi� pr�d, jaskrawe �wiat�o jarzeni�wek zamigota�o wszystkiego trzy czy cztery razy. Mo�e Biblioteka dysponowa�a w�asnym generatorem? Nie pami�ta� tego fragmentu mapy energetycznej miasta. Tak czy owak, m�g� czyta�. Po prawdzie g��wnie czyta�. Gdzie� tak w po�owie drugiego tygodnia rozwin�� w sobie poczucie odpowiedzialno�ci, przynale�no�ci, wreszcie - w�asno�ci. Pod�wiadomie ustali� granice rewiru. Posortowawszy, rozdzieliwszy i z grubsza oczy�ciwszy ksi��ki ze swojego sektora, zainteresowa� si� zawarto�ci� s�siednich. G��wnie jednak, jako si� rzek�o, czyta�. Wandal nie dotar� do tej cz�ci zasob�w i F. jako pierwszy dotyka� pi�rem tych po��k�ych stron. Wkr�tce po tym, gdy zmniejszy�a si� intensywno�� bombardowa�, do Biblioteki zacz�li nap�ywa� ludzie pozbawieni przez nie swych dom�w. To przynajmniej by� jaki� dach nad g�ow�, jakie� schronienie. F. dowiedzia� si� o tej migracji, gdy dobieg�y go szybem windy echa dzieci�cych pokrzykiwa� - tu ucieka�y ca�e rodziny. Odt�d w ka�dej chwili m�g� us�ysze� ze �ciany kr�tki szept, pojedyncze, absurdalnie wyra�nie wyartyku�owane s�owo, niezrozumia�y �rodek zdania - przyniesione kr�tymi arteriami systemu wentylacyjnego Biblioteki. Czasami odrywa�y go od lektury, zaskakiwa�y podczas rekonesansu: brz�k naczynia, niczyje kroki, g�o�ne westchni�cie, ci�kie chrapanie. Tu jednak, w -3B, by� F. udzielnym w�adc�. Nie mia� radia, nie poci�gni�to tak�e linii telefonicznej; jedynym �rodkiem komunikacji ze �wiatem zewn�trznym (cho� wszak wewn�trzbibliotecznym) pozostawa�a owa winda towarowa. Czasami wydawa�o mu si�, �e ci tam, na g�rze zapomnieli o nim, gdy od dobrych kilkunastu ksi��ek nie odebra� ani nowej porcji prowiantu, ani nast�pnych karton�w wype�nionych nieestetycznie oprawionymi woluminami. Wypisywa� w�wczas na skrawkach papieru pytania, ponaglenia i pro�by, targa� za dzwonek i posy�a� te listy pust� wind� ku niebu. Przewa�nie odnosi�o to skutek. Raz wyj�tkowo d�ugo zwlekali z odpowiedzi� (dzie�a wszystkie Mann�w), nawet gotowa� si� F., by znale�� drog� i samemu tam p�j��, ale zanim si� zebra� w sobie, pojawi�a si� nowa przesy�ka. Bombardowania stawa�y si� coraz s�absze i coraz odleglejsze, tak wnioskowa� z cz�stotliwo�ci wstrz�s�w, uchod�c�w jednak przybywa�o, co z kolei wiedzia� po b�yskawicznie rosn�cej liczbie duch�w, niewidzialnych dr�czycieli jego zmys�u s�uchu, kt�rzy dzie� i noc towarzyszyli mu w jego sektorze Biblioteki. W�a�ciwie jednak nie by�o �adnego dnia, �adnej nocy - jeno czas lektury i czas snu (kt�ry poniek�d r�wnie� by� czasem lektury), przerywane interludiami przyziemnych konieczno�ci w rodzaju potrzeb fizjologicznych lub nowej serii przesy�ek z wy�szych kondygnacji Biblioteki. Musieli tam jako� robi� miejsce dla bezdomnych, zrzucali wi�c windami zawarto�� swych p�ek w ni�sze rejony magazyn�w. Tym sposobem F. otrzymywa� tytu�y nowsze, niekt�re nawet z komentarzami Wandala. Te odk�ada� do lektury w pierwszym rz�dzie. Poza tym musia� je segregowa� i znajdowa� im wszystkim miejsce w ograniczonej przecie� przestrzeni trzeciego podpoziomu. Wkr�tce zacz�y przychodzi� tak�e ��dania ekspediowania ksi��ek z -3B do sektor�w wy�szych. F. pos�usznie zbiera� je z rega��w pod�ug listy i uk�ada� w paczkach. Na co im by�y potrzebne? Co chcieli z nim zrobi�? Mieli jaki� plan? Nie wygl�da�o na to. Z miejsca rozpozna� co najmniej tuzin pozycji, kt�re dwukrotnie trafi�y tu, na d�. Ruchy robaczkowe Biblioteki r�wnie� zosta�y zaburzone przez wojn�. W ko�cu tak przyzwyczai� si� do duch�w, �e w�a�ciwie ich nie zauwa�a�. Gdyby F. m�wi� do samego siebie (a nie mia� takiego nawyku), oni tam zapewne r�wnie� s�yszeliby go bezcielesnym g�osem. A tak - komunikacja by�a jednokierunkowa. Ale on czyta�; bardzo rzadko cokolwiek ze �wiata duch�w przenika�o do jego �wiadomo�ci, tym bardziej - na marginesy ksi��ek. Tymczasem F. j�o si� objawia� pewne konieczne, konsekwentne nast�pstwo lektur. Poniewa� przeczyta� - a w ka�dym razie zna� - prawie wszystkie ksi��ki z sektora, potrafi� rozpozna� powi�zania tak�e w g�r� �a�cucha lektur. Camus implikowa� Sartre�a, kt�ry implikowa� Topora, kt�ry implikowa� Jerofiejewa lub Poego (w zale�no�ci od bocznych asocjacji), co szerzej rozchodzi�o si� ku Bu�hakowowi i Lovecraftowi, et ceatera, ad infinitum, niesko�czona sie�, matryca �wiat�w i nastroj�w, odmieniana s�owem ducha, gorzkim snem. Element niepewno�ci wprowadza�y dopiski Wandala. Gdyby spyta� F., nie potrafi�by on rzec, ile wymiar�w posiada owa Sie�, ani opowiedzie� ka�dego jednego jej w�z�a. A przecie� �wiadomie odkszta�ca� j� i budowa� w�asny kod. By� to wszech�wiat oddzielny i ontologicznie niezawis�y od domen zewn�trznych - jednak wysoce podatny na ich wp�ywy. Polecenia, zam�wienia sp�ywa�y wind� jedno po drugim. Kszta�t matrycy odmienia� si� z nag�a, gdy do puli przybywa�y nowe tytu�y lub te� gdy zuba�ano j� o inny zestaw tekst�w - cz�� matrycy w�wczas obumiera�a, kontekstowody trupiesza�y, byty cofa�y si� do bufora pami�ci. Ksi�gobieg Biblioteki coraz cz�ciej odstawia� do sektora F. tomy wielokrotnie ju� �dookre�lone� przez F. i Wandala. F. ze zdumieniem odkry� r�k� i atrament tak�e innych wsp�tw�rc�w Sieci. Kierunek ewolucji przestawa� by� jasny. Zreszt� w g�rnych rejonach Biblioteki orientowano si� w tym procederze, o czym przekona�y F. znalezione kt�rego� razu mi�dzy stronicami trzykro� przeorientowanego dzie�a dwie zaopatrzone s�u�bowymi piecz�tkami notatki pracownik�w Biblioteki; zapewne wetkn�li je tam i zapomnieli. W pierwszej domagano si� zidentyfikowania i ukarania tych pozbawionych szacunku dla cudzej w�asno�ci barbarzy�c�w kultury. Druga stwierdza�a, i� jest to niemo�liwe, a w ka�dym razie bardzo trudne, jako �e wi�kszo�� pozycji wyliczanych w za��czniku (kt�ry najwyra�niej zagin�� gdzie indziej) nie by�a nigdy wypo�yczana. F. u�mia� si� serdecznie. Do tego czasu uporz�dkowa� on ju� zbiory na trzecim podpoziomie w ten spos�b, i� fizyczne rozmieszczenie tytu��w odpowiada�o tu z grubsza ich rozk�adowi w Sieci. Oczywi�cie idealne odwzorowanie na p�aszczy�nie by�o niemo�liwe, jednak wobec ogromu Biblioteki bardzo to pomaga�o F. Przesuwa� on teraz swoje pos�anie mi�dzy rega�ami w miar� jak dryfowa� po Sieci, po drodze wprowadzaj�c do niej poprawki - tak�e w tej materialnej jej reprezentacji. Na obrze�a i poza Sie� odci�ga�y go tylko dzwonki windy i konieczno�� wykonania nades�anych polece�. Miewa� takie okresy, gdy bardzo �ywo wyobra�a� sobie, i� to Sie� nim kieruje, m�wi mu, w kt�re miejsce powinien si� teraz przenie��, jak� drog� mi�dzy rega�ami wybra�. Niemal widzia�, jak Sie� - dzi�ki ksi��kom �nadznacz�cym�, w nieprzerwanym strumieniu opuszczaj�cym lochy skrzypi�c� wind� - ��czy si� tam z Sieciami innych czytelnik�w w jeden wielki, samoistny metawszech�wiat. F. czu� si� wtedy s�ug� tego uniwersum, agentem boskich si�, a w�a�ciwie jeszcze ni�ej - niezgrabnym manipulatorem, fizycznym wypustkiem niefizycznej rzeczywisto�ci. Nie odnosi� w�wczas wra�enia, �e cokolwiek wsp�tworzy, �e wp�ywa na kierunek ewolucji. Przeciwnie - �w byt ewoluowa� samoistnie, a to dopiski F. i trasy jego w�dr�wek po Bibliotece, one by�y poddawane modelowaniu. Po prawdzie w tych okresach traci� w og�le poczucie czasu; �y� we wszech�wiecie, gdzie przechodzi si� od niezmiennika do niezmiennika, a entropia nieuchronnie maleje. Mia� nawet taki sen - znowu bardzo �ywy - w kt�rym by� Bibliotekarzem ludzko�ci i w�druj�c pod powierzchni� Ziemi pozbawionym �cian (tylko rega�y) podpoziomem trzecim, pod kontynentami, pod oceanami, metropoliami i pustyniami, gdziekolwiek �yj� ludzie - odmienia� swym przej�ciem Metasie�, odwraca� trendy i hierarchie literackie... Po przebudzeniu przeprowadzi� si� F. w okolic� Borgesa. F. czyta� i spa�, czyta� i spa� - i rozumia� coraz wi�cej. Sie� kierowa�a jego d�oni� w doborze lektur, Sie� kierowa�a jego d�oni�, gdy pisa�. Czym�e innym by�y te jego dopiski, je�li nie nowymi kodami wprowadzanymi do puli, kontrolowan� mutacj�? Interakcja trwa�a w czasie, zale�no�ci stawa�y si� wielopi�trowe. System przypomina� ju� F. skomplikowan� homeostaz�, autoregulator konekcyjny. Oczywi�cie Sie� nie dzia�a�a tak szybko jak ludzki umys� - lecz w skali miesi�cy i lat. By�a za to niepor�wnanie wi�ksza, obejmowa�a wszystkie istniej�ce ksi��ki i wszystkich czytelnik�w. Skojarzenia, refleksje, uczucia, wnioski - przep�ywa�y tu bardzo powoli, niczym wielorybie pie�ni przez oceaniczne g��bie. Za to ka�da taka my�l to prawdziwa Amazonka s��w, o miliardzie odn�g. �Co panu przypomina ta ryba?� �Inn� ryb�. �A ta inna ryba?� �Jeszcze inn� ryb�. Czy Sie� jest �wiadoma samej siebie? Spaceruj�c mi�dzy wysokimi rega�ami wodzi� palcem wzd�u� p�ek. Bawi� si� nast�puj�cym pomys�em: �e oto zupe�nie na �lepo, �ami�c regu�y asocjacji, si�gnie i wybierze pierwszy z brzegu tom. Czy wprowadzi w ten spos�b zam�t do jej my�li, zamuli je chaotycznym szumem? Nie, to przecie� nie odnosi si� do pojedynczych czytelnik�w, podobnie jak jeden b�ysk na synapsach o niczym nie przes�dza. Nie raz zdarza�o si� przecie� F. istotnie wybiera� ksi��k� tak na chybi�-trafi�. Ale w ko�cu ile os�b jednocze�nie wy�amuje si� tym sposobem z Sieci, z premedytacj� randomizuj�c input i output kulturosfery? I to konsekwentnie, w jednostkach czasu znacz�cych dla Sieci: miesi�cach, latach? Takich ludzi po prawdzie nie ma. A F. wiedzia�, �e sam nic nie zmieni. No i przede wszystkim - czy faktycznie istnia�a potrzeba jakichkolwiek zmian? Czemu� mia�by si� buntowa�? Bunt nie le�a� w jego naturze. By� mo�e, gdyby Sie� �ywi�a jakie� wrogie zamiary... Ale - wrogie wobec kogo? F.? Nawet nie zdaje sobie sprawy z jego istnienia. Ludzko�ci? Jej istnienia r�wnie� niekoniecznie musi by� �wiadoma. W og�le - jakie mog� by� te zamiary Sieci, kr�tko - i d�ugoterminowe? Zastanawia� si� nad tym czyszcz�c i segreguj�c ksi��ki (by� leukocytem jej systemu immunologicznego). Instynkt samozachowawczy; tak, na ten odruch zawsze warto postawi�. I rzeczywi�cie, spogl�daj�c z dystansu na ostatnie dziesi�ciolecia rozwoju cywilizacji, trudno si� oprze� wra�eniu, i� Sie� skorzysta�a na bodaj wszystkich zmianach. Sam internet pos�u�y� jej za pot�ny akcelerator proces�w my�lowych, zupe�nie jakby kto� podpi�� cz�owiekowi do neuron�w przeka�niki FTL. Og�lno�wiatowa unifikacja kulturowa i dominacja j�zyka angielskiego usun�y podzia� na cz�ciowo wzajem od siebie odseparowane p�aty m�zgowe. Co dalej, duma�, co dalej? Komputery, oczywi�cie, maszyny logiczne, kt�re gwarantuj� szybko�� najwi�ksz� i najwi�ksz� jednorodno�� kodu, naturalnie wymuszan� przez standard kompatybilno�ci. Ona o tym my�li, czyta� te jej my�li, za funkcje planuj�ce Sieci odpowiada�a bowiem science fiction, i tam by�y: �wiaty bezludne, genocydy ku chwale AI, cywilizacje s�u�ebne... Ale czy sam nie jestem s�ug�? Jestem, jestem. Pokornym jej s�ug�. U�miechaj�c si�, obraca� pi�ro mi�dzy palcami o wyra�nych odciskach. Maszyny ci tego nie dadz�, szepta� kre�l�c na marginesie �Neuromancera� przewrotny aforyzm. Ty wiesz. �yjemy w symbiozie. W ko�cu - to my�my ci� stworzyli. Nie dopu�cisz do upadku czytelnictwa. O czym �nisz? (Nigdy nie po�wi�ca� wiele uwagi poezji). Niepokoj�cy objaw: b�le kr�gos�upa. Zorientowa� si�, �e unosi ksi��ki coraz bli�ej i bli�ej oczu. Czy�by traci� wzrok? Z czasem to si� potwierdzi�o: �lep�. C�, powiedzia� sobie mrugaj�c w lodowatym �wietle jarzeni�wek, to by�o nie do unikni�cia. By� przecie� szcz�liwy. Niemniej odt�d w wi�kszym stopniu polega� na buforze pami�ci, bardziej sobie przypominaj�c kolejne w�z�y Sieci, ani�eli faktycznie internalizuj�c je od nowa. Skupia� si� na nowo�ciach, ksi��kach zsy�anych z g�ry. Rzeczywi�cie, czu� si� tu szcz�liwy. W gruncie rzeczy, my�la�, jest to �ycie, jakie mog�em sobie tylko wymarzy�. Idealne zwie�czenie dotychczasowych mych los�w. Tu� przed za�ni�ciem u�miecha� si� do siebie - do Biblioteki - k�tem ust. W istocie - czy� nie wspania�a puenta? Czy nie tak zamkn��by si� ci�g skojarze�, gdyby samemu stanowi� element Sieci? Podpatrywa� F. w pora�aj�cym spoj�wki �wietle jarzeniowych lamp insekty, przemykaj�ce nigdy nie cofaj�cymi si� cieniami loch�w. Te ma�e robaki, niezliczone, nieodr�nialne istoty t�a. Przygl�da� si� z bliska, pochylaj�c si� mimo bol�cych plec�w - jak przebieraj� odn�ami, nagle zamieraj� w bezruchu, tylko czu�ki nerwowo drgaj�, potem znowu sprint - przygl�da� si� i znajdowa� pocieszenie. Dzwonek i szum windy. Karton ze �wie�o oprawionymi dzie�ami zebranymi To�stoja. Kto� ju� jednak zd��y� umie�ci� je w swojej Sieci: kartkuj�c powoli, spostrzeg� F. o��wkowe dopiski, niekt�re bardzo d�ugie. Zaczyta� si�, przeskakuj�c tym samym kilka w�z��w. Z komentarza jednoznacznie wynika�o, i� wojna, tam, na g�rze, sko�czy�a si� ju� przed kilku laty. F. uni�s� g�ow�, przelotnie zaskoczony. Rzeczywi�cie, nie m�g� sobie przypomnie�, kiedy ostatnio zatrz�s�y si� rega�y i musia� na nowo uk�ada� upad�e ksi��ki; opu�ci�y go tak�e duchy. Nie zdawa� sobie sprawy a� do tej pory. Wojna - po wojnie. Jak�e teraz wygl�da miasto? Czy elektrownia nadal stoi? A moje mieszkanie - ocala�o? Spada� F. w ciemnobr�zowe odm�ty nostalgii. Westchn�wszy, wyj�� jednak pi�ro, przewr�ci� stronic� i pochyli� si� nad ksi��k�: �wiat czeka� dope�nienia.