6067

Szczegóły
Tytuł 6067
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6067 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6067 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6067 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TOMASZ OLSZAKOWSKI PAN SAMOCHODZIK I... ZAGUBIONE MIASTO OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA WST�P By� rok 1927. Pu�kownik Percy Harrison Fawcett siedzia� na koronie kamiennego muru. Wiej�cy z g�r wiatr smaga� jego twarz. Siwe, przerzedzone w�osy powiewa�y w jego podmuchach. Za plecami podr�nika rozci�ga�o si� wymar�e pole ruin. Miasto �Z�, cel jego w�dr�wki. Kamienne �ciany dom�w, kt�re czas pozbawi� dach�w, rozsypywa�y si� kaskadami skalnych od�amk�w. Korzenie drzew i krzew�w wciska�y si� bezlito�nie w ka�d� szczelin�. W ruinach �wi�tyni baraszkowa�y ma�py. Podr�nik u�miechn�� si� ze smutkiem. A potem popatrzy� przed siebie. Miasto le�a�o na rozleg�ym plateau, p�askim szczycie bazaltowego garbu, stercz�cego czterdzie�ci metr�w ponad otaczaj�ce go lasy. Nic nie przeszkadza�o w podziwianiu linii horyzontu. Przed nim rozci�ga�a si� brazylijska d�ungla. Tysi�ce kilometr�w kwadratowych las�w i bagien. Tam w dole czeka�y na niego krokodyle, jadowite w�e, robactwo dr���ce sobie korytarze pod sk�r�, bagienne wyziewy przynosz�ce gor�czk�. Sokoli wzrok pu�kownika wypatrzy� pasmo g�r o pobielonych �niegiem szczytach. - To 150 kilometr�w - szepn��. Rozwin�� map�. Wi�ksza jej cz�� by�a niezadrukowana. Nani�s� swoj� pozycj�, odczytan� rankiem za pomoc� sekstansu. Zmierzy� pozosta�� odleg�o�� i podstawi� do skali. Od rzeki Rio de Sao Francisco dzieli�o go 180, mo�e 200 kilometr�w. Nie wi�cej ni� 2-3 tygodnie forsownego marszu. Poprawi� banda� na opuchni�tym kolanie. - Dojd� - mrukn��. - Nawet bez zapas�w... Przewodnik z plemienia Szawant�w wynurzy� si� z zaro�li. - Jutro p�jdziemy - pu�kownik wskaza� odleg�e g�ry. Ludo�erca skrzywi� si�. - Pora ju�, �ebym ci� zabi� - powiedzia�. - Daleko od domu... Pu�kownik nie przej�� si�. Od dwudziestu dni Indianin powtarza� to samo. ROZDZIA� PIERWSZY PASKUDNA POGODA � ZAGADKOWY STARODRUK � NIEOCZEKIWANA WIZYTA � MICHAI� PLANUJE WYPRAW� � ZAGINIONE KOPALNIE � TAJEMNICE MATO GROSSO - Ciep�� mamy zim� tego roku - zauwa�y� w zadumie Pan Samochodzik. - Najgorsza mo�liwa pogoda... Ta wilgo� w powietrzu - wzdrygn�� si� lekko. - Ju� wol� trzaskaj�ce mrozy. - A� si� nie chce wychodzi� z pracy - mrukn��em. - Pan mieszka bliziutko, ale ja musz� dotrze� a� na Ursyn�w... Pan Tomasz w zadumie pokiwa� g�ow�. - Wdepnijmy do mnie - zaproponowa�. - Napijemy si� dobrej herbaty, a wieczorem we�miesz mojego trabancika i pojedziesz do siebie. Jutro sobota, wi�c w poniedzia�ek odstawisz go na miejsce. Mnie nie b�dzie do niczego potrzebny... - jego oczy podejrzanie rozb�ys�y. Chyba co� knu�. Da�em si� skusi�. Posk�adali�my papiery i ruszyli�my na Star�wk�. W w�skich uliczkach Starego Miasta ulewa nie dokucza�a nam a� tak, ale nim doszli�my do domu prze�o�onego, i tak zd��yli�my solidnie zmokn�� i przemarzn�� do szpiku ko�ci. Pan Samochodzik nastawi� wod� na herbat�, a ja zapad�em w g��boki, wygodny fotel. Obserwowa�em zwierzchnika spod przymru�onych powiek. Zachowywa� si� dziwnie. Co jaki� czas odruchowo spogl�da� na zegarek, za� z szafki wyj�� nie dwie szklanki, a trzy. Czy�by kto� jeszcze mia� wpa�� w odwiedziny? Omiot�em spojrzeniem wn�trze i zatrzyma�em wzrok na stoliku pod oknem. Pod nim, w koszu na papiery, tkwi�a zmi�ta koperta ochronna, a na blacie le�a� opas�y wolumin, oprawiony w sk�r�. Okucia na rogach by�y r�ne, jedno autentyczne, na oko s�dz�c z XVIII wieku, drugie wyra�nie �wie�o dorobione na wz�r tamtego. Wsta�em z fotela i uj��em ksi��k� w d�o�. Otworzy�em. - Samuel Niemirycz �O naturze konopi� - przeczyta�em. - Bezcenna rzecz - powiedzia� szef, wracaj�c z trzema szklankami herbaty, ustawionymi na tacy. Jedn� nakry� spodkiem, aby nie styg�a zbyt szybko. - To dzie�o by�o znane z cytat�w w siedemnastowiecznych ksi�gach medycznych, ale dot�d nie znano ani jednego egzemplarza... Tre�� te� jest, w pewien odra�aj�cy spos�b, fascynuj�ca. Autor opisa� tu dok�adnie, jakie efekty wywo�uje d�u�sze stosowanie konopi ogrodowych, maku oraz innych zi�ek o w�a�ciwo�ciach narkotycznych. Wszystko to spisane z autopsji... - Konopie ogrodowe to przecie�... - W�a�nie. Trafnie odgad�e�. Marihuana. Jeszcze w po�owie XIX wieku by�a uprawiana w ogrodach. Robiono z niej wyci�gi i nalewki o dzia�aniu u�mierzaj�cym b�l. Zreszt� w tym okresie masowo u�ywano opium i tabletek zawieraj�cym znaczne ilo�ci kodeiny... O szkodliwo�ci opium przekonano si� dopiero w pocz�tkach XX wieku... Milczeli�my obaj. - Widz�, �e si� domy�lasz - u�miechn�� si� Pan Samochodzik, patrz�c ponownie na zegarek. - Michai�? - W�a�nie, Michai�. Nie r�b takiej zgorszonej miny... - Ten cz�owiek ma fataln� moc �ci�gania na nas k�opot�w. Nie wiem, co wymy�li� tym razem... - Oj tam - pan Tomasz machn�� r�k�. - By�o, min�o. To bardzo sympatyczny ch�opak. W tej chwili rozleg�o si� pukanie do drzwi. Nasz przyjaciel mia� na g�owie nasi�kni�t� deszczem papach� z kr�lika. Jego ko�uch te� ocieka� wod�. Popatrzy�em w jego jasne, zuchwa�e oczy, roz�wietlane iskierkami humoru. - Zgi�, przepadnij, si�o nieczysta - mrukn��em. Twarz go�cia rozci�gn�a si� w szerokim u�miechu. - C� dobrego s�ycha�? - zapyta�. - A by�o tak spokojnie przez ostatni rok - westchn��em. �ci�gn�� z siebie ko�uch i zzu� wysokie, eskimoskie buty. Po�o�y� mokre odzienie na kaloryferze. - S�dzi�em, �e b�dzie zima - powiedzia�, siadaj�c przy stoliku w drugim fotelu. - A tu sobie ju� wiosn� zafundowali�cie... Popatrzy�em w sufit. Pan Tomasz postuka� palcami w ok�adk� ksi��ki. - Jak rozumiem, znowu potrzebujesz pomocy fachowc�w - zagadn��. Michai� u�miechn�� si� i kiwn�� g�ow�, popijaj�c jednocze�nie �yk herbaty. - Pami�tasz, Pawle, co m�wi�em ci kiedy� w Helsinkach? - zagadn�� nasz przyjaciel. Wyt�y�em pami��. - M�wi�e� co� o jakiej� wyprawie - mrukn��em. - Ano w�a�nie. Zapragn��em, by moje nazwisko zapisa�o si� z�otymi zg�oskami w anna�ach ludzko�ci - o�wiadczy� i ponownie �ykn�� herbaty. - Postanowi�e� lecie� na biegun na paralotni? - zagadn��em z�o�liwie. - Chc� dokona� wstrz�saj�cego odkrycia archeologicznego - wypali�. Szef wzruszy� ramionami. - �aden z nas nie jest archeologiem - powiedzia� na poz�r spokojnie, ale wyczu�em jego zaciekawienie i z trudem t�umion� ��dz� przygody. - Postanowi�em poprowadzi� nasz� wypraw� w zdecydowanie bardziej egzotycznym klimacie... Nasz� wypraw�!? Zauwa�y�em ju� wcze�niej, �e gdy si� zdenerwowa�, jego polszczyzna zaczyna�a roi� si� od b��d�w stylistycznych. - Pomy�lcie o powietrzu ciep�ym jak zupa, o szerokich pla�ach, zas�anych piaskiem bia�ym jak cukier... Pomy�lcie o chwiej�cych si� na wietrze palmach i o dzikich g�rach, wyrastaj�cych z d�ungli... Milczeli�my d�u�sz� chwil�, wa��c jego s�owa. - Poprosimy o konkrety - odezwa� si� - Pan Samochodzik. - Brazylia - wyja�ni� Michai�. - Kraina znakomitej kawy, z�ota i diament�w, raj na ziemi, najbardziej pierwotna puszcza �wiata... - Slumsy wok� Rio de Janeiro - mrukn��em. - Epidemia AIDS, masowa wycinka las�w deszczowych, niedobitki Indian, epidemie cholery, tyfusu, malaria... kryzys makroekonomiczny, przest�pczo�� i inflacja... - Klimat zab�jczy dla bia�ego cz�owieka - dorzuci� szef. - A czego konkretnie mieliby�my tam szuka�? Michai� usiad� wygodniej. - S�yszeli panowie kiedy� nazwisko Fawcett? Percy Fawcett? Wzruszy�em bezradnie ramionami, ale zwierzchnik skrzywi� si�, jakby nadgryz� cytryn�. - To mrzonka - powiedzia�. - Pu�kownik nabi� sobie g�ow� tajemniczym miastem i z tego, co s�ysza�em, zagin�� podczas swojej drugiej wyprawy... Ale widz�, Pawle, �e nie wiesz, o co chodzi? Michai� odchrz�kn��, a potem zacz�� snu� opowie��. - W 1500 roku odkryto Brazyli�. Odkryto j� zupe�nie przypadkowo, burza uszkodzi�a i zepchn�a z kursu okr�t p�yn�cy do Indii. Portugalczycy pod wodz� Bartolomeo Diaza wysiedli na l�d i spotkali plemi� przyja�nie nastawionych Indian. Zaraz te� ich ochrzcili. - Nie by�o z tym problem�w? - zdziwi�em si�. - �adnych. Indianie b�yskawicznie nauczyli si� kl�ka� i czyni� znak krzy�a, zw�aszcza, �e Portugalczycy ka�demu �nawr�conemu� dawali lusterko. - Faktycznie, ekspresowa metoda - u�miechn�� si� pan Tomasz. - Portugalczycy zacz�li organizowa� kolejne wyprawy. W 1516 roku, w pobli�u dzisiejszego portu Bahia, podczas sztormu zaton�a karawela. Z kipieli uratowa� si� tylko jeden cz�owiek: Diego Alvarez. Sp�dzi� kilkana�cie lat w niewoli u Indian, kt�rzy od czasu do czasu gustowali w ludzkim mi�sie. Wreszcie zdoby� sobie w szczepie odpowiedni� pozycj� i nawet si� o�eni�. Kolejne kilkana�cie lat zaj�o mu nawr�cenie �ony i jej siostry na wiar� katolick�. Niebawem w te strony przybyli kolejni Portugalczycy, mi�dzy innymi niejaki de Moreyra. Po�lubi� on siostr� �ony swojego kolegi, Alvareza. Z tego zwi�zku narodzi� si� syn, Melchior Diaz Moreyra, znany bardziej pod przezwiskiem Muribeka. Lizn�wszy nieco europejskiej cywilizacji, wyruszy� w g��b d�ungli, sk�d niebawem zacz�� przysy�a� na wybrze�e du�e ilo�ci wyrob�w ze z�ota i srebra. Jego agenci kupowali za nie r�ne towary i wywozili rzekami w g��b l�du. Muribeka zazdro�nie strzeg� swoich tajemnic, a w portach opowiadano sobie legendy o niezmierzonych bogactwach, kryj�cych si� w g��bi kontynentu. By� mo�e to jeden z pierwowzor�w opowie�ci o Eldorado. - I nikt nie pr�bowa� uszczkn�� jego skarb�w? - zaciekawi�em si�. - Ujmijmy to tak: nikt, kto spr�bowa�, nie powr�ci� - wyja�ni� Michai�. - W 1610 roku z d�ungli wyszed� Metys o imieniu Roberto Diaz. Obwie�ci�, �e jego ojciec Muribeka zmar�, pozostawiaj�c legendarne kopalnie jemu. Uda� si� do Portugalii, zabieraj�c ze sob� pr�bki rudy i na dworze kr�la Don Pedra II zaproponowa� interes. Chcia� odda� kopalnie w zamian za nadanie mu szlachectwa. Kr�l pozornie przysta� na taki uk�ad i wys�a� do Brazylii komisj� dla oceny warto�ci kopalni. Kapitan dowodz�cy wypraw� mia� przy sobie zalakowan� kopert� z dokumentem nadania szlachectwa, kt�ry mia� wr�czy� Diazowi, w razie gdyby ocena warto�ci kopalni wykaza�a ich warto��... Diaz jednak by� sprytniejszy. W po�owie drogi zdo�a� spoi� dow�dc� wyprawy i zapozna� si� z zawarto�ci� koperty. Mimo zapewnie� kr�la nie zawiera�a nobilitacji, tylko akt nadaj�cy mu rang� kapitana. Wystrychni�ty na dudka odm�wi� wskazania drogi do kopalni. Przywleczono go z powrotem na wybrze�e i uwi�ziono na d�ugie lata. W 1622 roku zmar�, nie wyjawiwszy swojego sekretu - miejsca po�o�enia kopalni... Prawdopodobnie le�� gdzie� za rzek� Sao Francisco. Pan Samochodzik zdj�� z p�ki atlas geograficzny i otworzy� na mapie Brazylii. - Czyli do przebadania jest 70% powierzchni kraju - mrukn��. - W dodatku nie mam tu zaznaczonych �adnych kopalni z�ota ani srebra... - Tak. Ale niewielkie ilo�ci tych kruszc�w wyst�puj� w d�ungli nad rzek� Los Muertos - wyja�ni� go��. - Poza tym jest tam tak�e uran i kilka innych interesuj�cych kopalin... Ale przejd�my do rzeczy. Kopalnie Muribeki szybko obros�y w legend� i zacz�to organizowa� banderie - grupy poszukiwaczy. Oddzia�y spragnionych z�ota m�czyzn, uzbrojonych po z�by i wyposa�onych w karawany jucznych zwierz�t, wyrusza�y w d�ungl�. - Po latach powraca�y z nich niedobitki, kt�rym uda�o si� uj�� z �yciem z r�k Indian... - dorzuci� szef, wpatruj�c si� w zadumie w map�. - Tak. Banderie liczy�y przewa�nie ponad 500 ludzi, najwi�ksza, z kt�rej notabene nie wr�ci� nikt, nawet 1600... Oczywi�cie, ich los �atwo przewidzie�. Sprowadzone z Europy zwierz�ta nie by�y przystosowane do zab�jczego klimatu i uk�sze� owad�w. Mu�y i konie chorowa�y, pada�y, wyprawa musia�a porzuca� cz�� zapas�w �ywno�ci, zdobywanie jedzenia drog� polowa� okazywa�o si� niemo�liwe. Ludzie zaczynali chorowa�, potem g�odowa�, czasem przedzierali si� przez tereny zamieszka�e przez wojownicze plemiona Indian. Wreszcie pozostawa�a tylko garstka, kt�ra z trudem dociera�a do cywilizacji. - Nie wygl�da to szczeg�lnie zach�caj�co - mrukn��em. - Szukanie ig�y w stogu siana... - Na szcz�cie mamy lepsze wskaz�wki - u�miechn�� si� Michai�. - Uderzymy w sam �rodek... - Wskaz�wki? - zainteresowa�em si�. - Percy Harrison Fawcett odnalaz� w archiwum Rio de Janeiro dwa dokumenty, pierwszy pochodz�cy z 1753, drugi z oko�o 1850 roku. Wprawdzie trudno powiedzie�, czy opisane w nich szyby odnosz� si� do zaginionych kopalni Muribeki, ale wygl�da to zach�caj�co... - A wi�c mamy odnale�� jak�� tam kopalni� - mrukn��em. - A potem b�dziemy si� bawili w g�rnik�w i wydob�dziemy wielki stos od�amk�w rudy srebra, kt�re wytopimy metod� obserwowan� kilka lat temu w Etiopii... Michai� u�miechn�� si� lekko i dopi� do ko�ca herbat�. - Nie fatygowa�bym pan�w, gdyby chodzi�o tylko o jak�� kopalni�... - powiedzia�. - Tam podobno jest miasto - mrukn�� szef i poszed� wstawi� wod� w czajniku. - Miasto? - zdziwi�em si�. - Jakie miasto? - No w�a�nie, niezbyt wiadomo - powiedzia� Michai�. - Fawcett s�dzi�, �e to miasto Ink�w. Jego wspomnienia zatytu�owano ��ladami Ink�w�. Jest jednak problem z lokalizacj� tego tajemniczego grodu. Je�li faktycznie le�y gdzie� w Mato Grosso, to raczej wyklucza Ink�w... - Gdzie jest Mato Grosso? - pochyli�em si� nad map�. Wskaza� palcem wy�yn�, le��c� ponad tysi�c kilometr�w od o�nie�onych szczyt�w And�w. Pan Tomasz wr�ci� z herbat�. - Widzisz, Pawle - powiedzia� - Inkowie mieli kilka legend dotycz�cych swojego pochodzenia. Wedle jednej wyszli z groty Pachachamac, wedle innej przyszli znad jeziora Titicaca, ale w ich pa�stwie zawsze obowi�zywa�y r�ne wersje historii. By�y legendy przeznaczone dla ludu, by�y opowie�ci historyczne przeznaczone dla arystokracji, wreszcie by�a wersja tylko dla uszu rodziny kr�lewskiej. Je�li por�wnamy wszystkie trzy, oka�e si�, �e wersje pochodzenia s�, delikatnie m�wi�c, rozbie�ne. - Garsilaso Inka de la Vega, syn inkaskiej ksi�niczki i konkwistadora, a wi�c cz�owiek znaj�cy relacje przeznaczone dla rodziny panuj�cej, wspomnia�, �e Inkowie przybyli z Antinsuyu, czyli wschodniej cz�ci imperium - przypomnia�em sobie informacje zdobyte podczas poszukiwa� skarbu w Niedzicy. - W�a�nie - Michai� w��czy� si� do rozmowy. - Po podboju przez Hiszpan�w wycofali si� na pogranicze d�ungli, w g�ry Cordiliera de Vilcabamba. Po nieudanym powstaniu Tupaca Amaru II, niedobitki jego armii i cz�onkowie dworu uszli w ost�py le�ne i ukryli si� u Indian Canari... - Garsilaso de la Vega wielokrotnie rozmija� si� z prawd�, pisz�c swoj� kronik� - mrukn��em. - Nie mo�emy mu ufa�. Za��my nawet, �e faktycznie gdzie� w d�unglach u st�p And�w znajdowa�a si� pierwotna ich siedziba. Ale do Mato Grosso jest jeszcze przesz�o tysi�c kilometr�w las�w, bagien... Wykluczamy Ink�w. Nie sprzeciwiali si�. - Miasto w d�ungli - mrukn�� szef. - Niewiele wiadomo o historii Brazylii, z archeologicznego punktu widzenia ten kraj to bia�a plama. Ale mo�e stre�cisz nam ten dokument? Michai� wyci�gn�� z torby zeszyt z notatkami i kartkowa� go d�u�sz� chwil�. - W 1753 roku powr�ci�a z d�ungli wyprawa, dowodzona przez cz�owieka, kt�ry nazywa� si� przypuszczalnie Francisco Raposo. Dow�dca wyprawy pochodzi� ze stanu Minas Gerais. Na badanie lasu wyruszy� zaledwie z garstk� towarzyszy. Sp�dzili tam przesz�o dziesi�� lat. W trakcie w�dr�wki natrafili na wyrastaj�ce z d�ungli czarne g�ry. - Formacja bazaltowa - mrukn�� Pan Samochodzik. - Tu mamy pierwsz� wskaz�wk�, �e region ten musia� by� w przesz�o�ci aktywny wulkanicznie. - Wdrapali si� na szczyt i z wysokiej prze��czy spostrzegli u swoich st�p miasto. Pocz�tkowo si� przerazili, ale wys�ani na zwiady Metysi powr�cili z informacj�, �e jest ono opuszczone. Wtedy zeszli na d�. Przeszli przez bram�, zbudowan� z trzech wielkich blok�w skalnych, znale�li ulic�, a przy niej domy nakryte kamiennymi p�ytami. Po�rodku miasta, na placu wznosi�a si� kolumna z czarnego kamienia, na kt�rej sta� pos�g m�czyzny w wie�cu laurowym na g�owie. Przez miasto przep�ywa�a rzeka o szeroko�ci 30 jard�w. Po jej drugiej stronie znajdowa� si� budynek z kolumnad�, a w salach fontanny w kszta�cie rybich pyszczk�w. Woko�o ci�gn�y si� pola, poro�ni�te dzikim ry�em. Ca�y kompleks zniszczy�o trz�sienie ziemi. Portugalczycy szukali w mie�cie skarb�w, ale znale�li tylko jedn� z�ot� monet�. Widnia� na niej kl�cz�cy m�odzieniec, a po drugiej stronie korona, �uk i instrument muzyczny... Pan Tomasz zamy�li� si� na chwil�. - Na razie wystarczy - powiedzia�. - Nie podoba mi si� ta relacja. - Dlaczego? - zdziwi� si� nasz rosyjski przyjaciel. - Mamy tu monolityczn� bram�, jak na przyk�ad w Tihuanaco. Domy, nakryte kamiennymi p�ytami, jak w Ameryce �rodkowej. Pos�g m�czyzny na �rodkowym placu, stoj�cy na kolumnie, jak to praktykowano w Bizancjum. Kolumnady, jak w Grecji, podczas gdy w Ameryce praktycznie nie znano kolumn... Wodotryski w kszta�cie ryb, jak w Indiach... I wreszcie z�ota moneta, cho� �aden z lud�w Ameryki Po�udniowej nie zna� pieni�dzy przed przybyciem bia�ych... - A mo�e te monety trafi�y tam drog� handlu - zauwa�y� Michai�. - Przecie� podejrzewa si�, �e Fenicjanie p�ywali do Ameryki... W USA znaleziono nawet skarb fenickich monet... - Znam t� histori� - u�miechn�� si� szef. - Faktycznie, niedaleko Chicago natrafiono w pocz�tkach XX wieku na garnek z fenickimi monetami. Znalezisko d�ugo starano si� przemilcze�, a� wreszcie kilkana�cie lat temu specjali�ci z Metropolitan Museum of Art zbadali je dok�adnie. Monety niew�tpliwie by�y fenickie, a garnek india�ski, jednak naczynie to wykonano oko�o 1730 roku, a monety by�y o dobre dwa tysi�ce lat starsze. Przypuszczalnie jaki� kolekcjoner ukry� sw�j zbi�r w naczyniu, kt�re akurat mu si� nawin�o pod r�k�. Monety te m�g� kupi� w Europie... ale nie wykluczono te�, �e m�g� je znale�� w Ameryce. Tyle tylko, �e jest to skrajnie ma�o prawdopodobne. - Dlaczego? - zmartwi� si� Michai�. - To proste. Nie zapominaj, �e w USA jest wielu archeolog�w specjalizuj�cych si� w badaniach miejscowych kultur. Stare osady india�skie na wschodnim wybrze�u s� obejmowane wykopaliskami od co najmniej 150 lat. Gdyby Fenicjanie nawi�zali kontakty z Indianami, to ca�e wybrze�e by�oby usiane wyrobami ich cywilizacji. Gdyby natrafiono w india�skich grobach na fenickie szklane buteleczki, no�yczki z br�zu, paciorki ze szk�a lub b��kitnego fajansu lub jakie� inne towary znad Morza �r�dziemnego, to mo�na by stwierdzi�, �e faktycznie tam docierali. Tymczasem nie ma �adnych �lad�w podobnej wymiany handlowej... - A wi�c naszego miasta w Mato Grosso nie zbudowali Fenicjanie mrukn��em. - A mo�e Grecy? Przecie� byli to �wietni �eglarze... Op�yn�li nawet Afryk� woko�o, cho� zaj�o im to 3 lata... - Furda - Michai� klepn�� d�oni� w kolano. - Znajdziemy i ocenimy, kto wybudowa�. Poza tym, dlaczego od razu zak�adacie, �e to byli przybysze z zewn�trz? - Przez t� z�ot� monet� - westchn�� szef. A wiecie, co my�l�? Je�li gdzie� w tamtych stronach grasowa� cz�ciowo ucywilizowany Muribeka, to m�g� przecie� nakaza� wzniesienie miasta. Indianom za prac� przy wyciosywaniu g�az�w p�aci� na przyk�ad paciorkami, kupowanymi za srebro na wybrze�u. Po�rodku kaza� wznie�� sw�j pomnik, a potem taka megalomania go ogarn�a, �e nakaza� bi� monety z w�asn� podobizn�. Widzia� kawa�ek �wiata, wi�c w jego mie�cie znajdziemy mieszanin� styl�w architektonicznych... Kto wie, mo�e nawet chodzi� do szko�y i pokazali mu na obrazkach ryciny greckich czy egipskich miast... - Troch� nie ta epoka - u�miechn�� si� szef. - I jeszcze jedno. Zwr��cie uwag� na zachowanie Francisco Raposo. Wdrapali si� na prze��cz, zobaczyli miasto i wys�ali Metys�w na przeszpiegi. Musia�o wygl�da� na tyle, �e si� tak wyra��, �wie�o, �e wzbudzi�o ich niepok�j. - To ma r�ce i nogi - mrukn�� Pan Samochodzik. - A w�a�nie. Jak si� sko�czy�a wyprawa Raposo i jego towarzyszy? - zaciekawi�em si�. - Przebywali w mie�cie do�� kr�tko, po czym, gdy nieco si� odpa�li kaczkami i ry�em, ruszyli z biegiem rzeki. Po przebyciu oko�o 50 mil natrafili na wielki wodospad, a wok� niego odkryli szyby i jaskinie, zawalone wielkim g�azami. Na kamieniach wyryte by�y jakie� znaki. Przypuszczali, �e to grobowce mieszka�c�w miasta. Szyby by�y opuszczone, ale ko�o wodospadu, w os�oni�tym miejscu, spostrzegli fresk, przedstawiaj�cy ludzi na koniach. - Moim zdaniem, to potwierdza twoj� teori� - powiedzia� pan Tomasz. - Indianie przed przybyciem bia�ych ludzi nie znali koni. Czyli fresk musia� powsta� po wyl�dowaniu Portugalczyk�w. - Uczestnicy wyprawy byli przekonani, �e natrafili na zaginione kopalnie Muribeki. Przez 9 dni szli w d� rzeki, a potem skierowali si� na wsch�d i po kilku miesi�cach wyszli na brzeg rzeki Sao Francisco. Dopiero po up�ywie stu lat wyruszy�a kolejna wyprawa pod dow�dztwem jakiego� misjonarza, ale zako�czy�a si� totaln� kl�sk�... Ale s�dz�, ze nam si� powiedzie - zako�czy� z zadowolon� min�. - C� - mrukn�� Pan Samochodzik. - Nie chcia�bym ci� rozczarowa�, ale nadal wygl�da mi to na zupe�nie dzik�, szalon� awantur�. Mamy minimalne szans� na znalezienie czegokolwiek opr�cz kilku zatrutych strza� w plecach... Poza tym czuj� si� odrobin� za stary, �eby w��czy� si� po d�ungli. Michai� u�miechn�� si� lekko. - Nie b�dziemy musieli si� nigdzie w��czy� - powiedzia�. - Przynajmniej na razie. Poszukamy miasta, nie ruszaj�c si� ze Sztokholmu. Zaraz, zaraz, przecie� mia�o by� ciep�o i palmy? Spojrza�em na niego zaciekawiony. Wyra�nie co� knu�. - W jaki spos�b? - zdziwi�em si�. - Poszukamy miasta na zdj�ciach satelitarnych, a gdy b�dziemy mieli ju� z grubsza wytyczne, wynajmiemy samolot, polatamy nad d�ungl�, i zrobimy dok�adne zdj�cia lotnicze. A potem we�miemy helikopter i wyl�dujemy na g��wnym placu miasta! Zabierzemy ze sob� ekip� archeolog�w i butelk� szampana... U�miechn��em si� lekko. - To brzmi nieg�upio - mrukn�� szef. - Ale mam pewn� w�tpliwo��. Widzisz, m�j drogi, gdy pod koniec lat siedemdziesi�tych XX wieku El�bieta Dzikowska i Tony Halik ruszyli szuka� Vilcabamby, ostatniego punktu oporu Tupaca Amaru, penetrowali doliny g�rskie, zaro�ni�te d�ungl�. Szli wed�ug trasy opracowanej wedle hiszpa�skich kronik. Wreszcie znale�li pozosta�o�ci ruin, poro�ni�te lasem, kt�ry niszczy� je przez 300 lat. Zdj�cia lotnicze nic by tu nie pomog�y... Wr�cz przeciwnie, aby wezwany przez radio samolot m�g� zrobi� fotografie, musieli wykarczowa� po�a� lasu. Aby ods�oni� kawa�ek budynku, pracowali przez kilka dni maczetami. Podobnie Gene Savoy, kt�ry nawiasem m�wi�c te� szuka� Vilcabamby i te� j� znalaz�, tylko �e w zupe�nie innym miejscu ni� oni, mia� podobny problem. Rozleg�e miasto inkaskie le�a�o w lesie o rzut kamieniem od wsp�czesnej india�skiej wioski. Nikt o nim nie wiedzia�. Indianie, kt�rzy �yli tu� obok, owszem, ale ju� w miasteczku odleg�ym o 10 kilometr�w, nikogo to nie interesowa�o. Tam te� musiano przez ca�e tygodnie wycina� krzewy, zanim ods�oni�te cz�� ruin... - Czyli, je�li nasze miasto powsta�o w czasach Muribeki, a potem zosta�o opuszczone, to od co najmniej 350-400 lat zarasta d�ungl� - doko�czy�em. - Mogliby�my je odszuka�, gdyby�my znale�li si� dok�adnie w tym miejscu i wyci�li krzaki. Mo�na przecie� przej�� �cie�k� przez �rodek osady i nawet nie zauwa�y� oplatanych ro�linno�ci� mur�w. A je�li miasto jest starsze... - To niezbyt pocieszaj�ce - westchn�� nasz towarzysz. - Ale fotografia satelitarna pozwoli nam wy�apa� szczeg�y. Tam powinna by� inna flora: skoro uprawiali ry�, to woko�o musia�y by� pola... - Dawno zaro�ni�te przez las - wyja�ni� szef. - Widzisz, d�ungla to do�� elastyczny ekosystem. �atwo jest j� wypali� i za�o�y� plantacje. Ale je�li cz�owiek przestanie uprawia� ziemi�, las wraca na swoje miejsce i w ci�gu kilku lat wszystko zarasta z powrotem. - W�a�nie - mrukn��em. - Przecie� tyle si� m�wi o wycinaniu las�w w Amazonii. Czy�by w tym Mato Grosso nie by�o ludzkich osad? - To akurat wyj�tkowo trudny teren do kolonizacji - u�miechn�� si� Michai�. - Tamtejsi Indianie s� negatywnie nastawieni do bia�ych. Ju� w czasach Fawcetta parokrotnie wybili do nogi oddzia�y �o�nierzy, potem w latach trzydziestych XX wieku urz�dzili kilka powsta�. Nadal uprawiaj� kanibalizm. Mapy terenu zrobiono za pomoc� zdj�� satelitarnych. Na obrze�ach ci bardziej cywilizowani handluj� z bia�ymi, ale na sw�j teren ich nie wpuszczaj�. To chyba najdziksze i najmniej zbadane miejsce na naszej planecie. - Cudownie - mrukn�� pan Tomasz. - A wi�c zagubione miasto, strze�one przez hordy dzikich ludo�erc�w... Wiesz co, Michai�, mo�e poszukamy czego� w Kosowie albo Czeczenii? Bli�ej i, jak s�dz�, bezpieczniej. - Szefie - mitygowa�em go - przecie� na razie mamy sobie poogl�da� fotografie lotnicze. I to w Sztokholmie. To chyba bezpieczna odleg�o��... U�miechn�� si� i kiwn�� g�ow�. - Widzisz, Pawle, jako� tak ostatnio si� z�o�y�o, �e bez przerwy pakujemy si� w k�opoty... - spojrza� znacz�co na naszego go�cia. - Wr��my do meritum - Michai� zmieni� temat. - Czy zgadzaj� si� panowie mi pom�c? W zamian oferuj� przygody i udzia� w odkryciu zagubionego miasta. - Czemu by nie? - mrukn�� pan Tomasz. - Pomo�emy z przyjemno�ci�. Powiedzmy przez tydzie�. Obejrzymy fotografie satelitarne. Natomiast badanie weryfikacyjne w terenie... O tym zdecydujemy p�niej. ROZDZIA� DRUGI DOM - TWIERDZA � SKARBIEC DERKA TOMATOWA � FOTOGRAFIA SATELITARNA � WYPRAWA PU�KOWNIKA FAWCETTA Wysiedli�my z taks�wki. Zmrok pod Sztokholmem zapada zim� bardzo wcze�nie. Za wysokim ogrodzeniem majaczy�y czerwone �ciany sporej willi. �nieg pokrywa� krzewy i dach grub� warstw�. Z domu do furtki prowadzi� w�ski przekop. - A wi�c jeste�my - powiedzia� pan Tomasz. - Tu s�, jak wida�, jeszcze prawdziwe zimy. Powietrze parzy�o ch�odem. By�o co najmniej 20 stopni mrozu. - Interesuj�ce ogrodzenie - zauwa�y�em, naciskaj�c dzwonek przy furtce. - Co w nim widzisz takiego niezwyk�ego? - Podmur�wka ze zbrojonego �elbetu, s�dz�c po kolorze, to beton klasy 600, z portlandzkiego cementu. Wysoko�� i k�t nachylenia uniemo�liwia wjazd przez ogrodzenie lekkim transporterem opancerzonym, cho� czo�giem ju� by si� chyba da�o. - Czy ty ka�dy budynek traktujesz od razu jako twierdz� do zdobycia? - zdziwi� si� szef. - Takie skrzywienie z czas�w, gdy by�em w wojsku - usprawiedliwi�em si�. - Gdy widz� obiekt militarny, zamaskowany i udaj�cy cywilny... - I co jeszcze powiesz o tym budynku? - S�upki ogrodzenia to, s�dz�c po oznaczeniach, stal samohartuj�ca, podobnie jak siatka. Nie da si� tego przeci�� no�ycami czy przepi�owa�, dopiero tarcza karborundowa lub diamentowa, osadzona na szlifierce... - Pawle, nie �artuj... Michai� odchyli� zas�onk� i pomacha� nam d�oni�. Furtka zabrz�cza�a i gdy poci�gn��em j� do siebie, ust�pi�a. Weszli�my. - Zamek z�o�ony z trzech stalowych sworzni, cofanych pneumatycznie, a nie za pomoc� elektromagnesu. - �adny ogr�dek skalny - mrukn�� pan Tomasz, spogl�daj�c na bry�y granitu, spi�trzone woko�o domu. - Ogr�dek skalny - u�miechn��em si� - ale czo�giem ju� si� nie przejedzie. Podeszli�my do drzwi. Nacisn��em klamk�. By�y otwarte. Zaraz za nimi korytarz gwa�townie zakr�ca�. Przed wej�ciem do holu po pod�odze bieg�a cienka, stalowa listwa. - A jak kto� mu drzwi wy�amie, to i tak dalsz� drog� zagradza pancerna p�yta grubo�ci trzech centymetr�w - doko�czy�em. - Witajcie - Michai� pojawi� si� jak spod ziemi. - Oczywi�cie, ten dziwny dom posiada swoje tajemnice, jak r�wnie� jest naszpikowany kamerami, czujnikami ruchu, mikrofonami i wszelakim innym dobrem. M�j ojciec przesadnie dba� o bezpiecze�stwo. A i tak wyko�czyli go - mrukn��. - Oczywi�cie wszystko to mocno przestarza�e, cz�� mechanizm�w dawno ju� przesta�a dzia�a�, ale �al mi forsy na zabaw� w szpiega... Rozebrali�my si� i weszli�my do salonu. Panoramiczne okno wychodzi�o na ogr�d, tak�e zawalony wielotonowymi g�azami. Na kominku p�on�� ogie�. �ciany by�y pomalowane na b��kitny kolor, a g�r� bieg� z�oty szlaczek. Ko�o kominka pyszni�a si� wspania�a reprodukcja �Bur�ak�w na Wo�dze� Riepina. Na drugiej �cianie wisia�y dwa portrety konne przodk�w naszego gospodarza i jeszcze jeden ma�y portret m�czyzny. Podszed�em, �eby si� bli�ej przypatrzy�. Inteligentna, arystokratyczna twarz. Na ustach igra� mu lekki u�miech. - M�j ojciec, hrabia Derek Tomatow - wyja�ni� Michai�. - Widzia�em na listach go�czych - pochwali� si� szef. - Cho� nigdy nie spotka�em si� z nim osobi�cie. - Mo�e ba� si� grasowa� w Polsce, wiedz�c, �e pan tam jest - u�miechn�� si� nasz przyjaciel. - Pokoje go�cinne s� na pi�trze... Salon obiega�a galeryjka, z kt�rej prowadzi�o kilkoro drzwi. Weszli�my po schodach. Pokoje nie by�y du�e, ale sympatyczne. Umeblowane jasnymi, sosnowymi meblami z Ikei. Jedynie wisz�ce na �cianach obrazy i szable przypomina�y o dawnej �wietno�ci rodu. Rzucili�my walizki na ��ka. - To zapraszam na zwiedzanie stanowiska pracy - zach�caj�cym gestem wskaza� nam drzwi po drugiej stronie salonu. Przeszli�my naoko�o po galeryjce i weszli�my do rozleg�ej biblioteki. Po�rodku sta�y solidne, d�bowe sto�y i krzes�a na k�kach, a pod �cianami ci�gn�y si� szafy, zastawione tysi�cami opas�ych ksi�g. Na jednej ze �cian wisia� ekran, nieco tylko mniejszy ni� kinowy. Szef podszed� do szaf ruszy� wzd�u�, spogl�daj�c na grzbiety dzie�. - Masz tu jeszcze jedn� bibliotek� - powiedzia� w zadumie. - Skarbiec - sprostowa� Michai�. - Starodruki trzymam w skarbcu. Odsun�� rega� i naszym oczom ukaza�a si� stalowa �ciana, zaopatrzona w tarcz�, tak� jak w telefonie. Michai� wykr�ci� kilkunastocyfrowy numer i stalowa p�yta bezszmerowo odjecha�a w bok. Ukaza�y si� schodki, prowadz�ce gdzie� w d�. �wiat�o zapali�o si� automatycznie, zeszli�my dwie kondygnacje i po pokonaniu kolejnej stalowej przeszkody stan�li�my u wr�t skarbca. Tu szafy wykonane by�y ze szk�a i stali, zaopatrzono je w skomplikowane urz�dzenia i manometry. - Najcenniejsze rzeczy m�j ojciec trzyma� w wysokiej pr�ni - wyja�ni� gospodarz. - S�dzi�, �e to zabezpieczy ksi��ki przed utlenianiem. - B��d - mrukn�� Pan Samochodzik. - Oczywi�cie - kiwn�� g�ow� Michai�. A widz�c, �e nie rozumiem, pospieszy� z wyja�nieniami. - Gdy wypompuje si� powietrze, nie mog� rozwija� si� grzyby i ple�nie niszcz�ce papier, spowolnieniu ulegaj� te� procesy fizyczne i chemiczne, powoduj�ce jego niszczenie. Jednak, gdy potem ksi��ka znajdzie si� z powrotem w normalnych warunkach, wyst�puje co� w rodzaju szoku tlenowego: nagle wszystko zaczyna si� rozsypywa�... Ba, nawet zmieniaj� si� napr�enia w drewnianych deseczkach, u�ywanych do wzmocnienia ok�adek... - Ano zobaczmy, co tutaj masz - szef a� zatar� z rado�ci r�ce. Otworzy� pierwsz� szaf� i wyci�gn�� ksi��ki. Przegl�da� je i co jaki� czas cicho pogwizdywa� przez z�by. - �adnie, �adnie - powiedzia�. Ja w zadumie ruszy�em w g��b. Stela� wype�niony obrazami, setki ikon, kilka zamkni�tych na g�ucho sejf�w. Korci�o mnie, �eby zapyta�, co jest w �rodku, ale powstrzyma�em si�. Pan Samochodzik utkn�� przy ksi��kach na d�u�ej. Michai� zni�s� mu na d� notebooka i bibliografi� Estreichera na CD-ROM-ie, �eby m�g� sobie w razie czego posprawdza�, a my zasiedli�my w bibliotece. - Mam projektor ciek�okrystaliczny o wysokiej rozdzielczo�ci - nasz przyjaciel klepn�� czule p�ask� skrzyneczk�. - Ale co ci b�d� opowiada�... Pstrykn�� prze��cznikiem i �aluzje w oknach opad�y, pogr��aj�c nas w mroku. Projektor rzuci� snop �wiat�a na ekran. - Fotografia Polski - wyja�ni�. - Robiona z satelity Geosat. Dwa tygodnie temu. Powi�kszmy. Stukn�� w klawisze komputera. Obraz rozci�gn�� si�. Michai� przesun�� fotografi� i ponownie rozci�gn��. Wielkie miasto. Warszawa. - Daj jeszcze wi�ksze zbli�enie - poleci�em. Obraz r�s� p�ynnie, jakby kamera umieszczona nad ziemi� opada�a w d�. Po chwili widzia�em ju� jasn� plam� rynku Starego Miasta oraz niezbyt wyra�ne dachy otaczaj�cych go kamieniczek. Obok by�y inne zau�ki i placyki, wyra�nie wida� by�o lini� mur�w obronnych i fos�. Obraz by� jednak solidnie zamglony. - To maksymalne powi�kszenie, dost�pne cywilom - wyja�ni� gospodarz. - Ale teraz uruchamiam pewien program, wydobyty z nara�eniem �ycia z systemu komputerowego FSB... Obraz uleg� nag�emu wyostrzeniu. - Rosyjscy informatycy s� naprawd� nie�li - mrukn��em. - Na jakiej zasadzie to dzia�a? - Program analizuje obraz i wybiera najbardziej prawdopodobn� wersj� - wyja�ni�. - Oczywi�cie, mog� wyst�pi� przek�amania, ale �aden program komputerowy nie jest pozbawiony wad. - Zdumiewa mnie post�p wsp�czesnej techniki - odezwa� si� pan Tomasz. Widocznie wyszed� ze skarbca i teraz siedzia� obok nas w ciemno�ci. - Przecie� to m�j dom... - Zgadza si� - w g�osie Michai�a wyczu�em u�miech. - Hm - mrukn�� Pan Samochodzik. - W ten spos�b znalezienie naszego miasta to b�dzie fraszka... - No, niezupe�nie - zaoponowa�. - Widzi pan, mo�na uzyska� bardzo dobre powi�kszenie, ale niestety najpierw trzeba cho�by w przybli�eniu wytypowa� miejsce, kt�re chce si� obejrze�. Warszawa jest du�a, a rynek Starego Miasta ma ponad hektar powierzchni... no i nie porastaj� go drzewa... Zreszt� to tylko demonstracja mo�liwo�ci. Rolety pojecha�y wolno do g�ry, wpuszczaj�c do biblioteki �wiat�o. Obraz na ekranie zblad�. - Te fotografie maj� fantastyczn� rozdzielczo��, ale s� bardzo du�e - westchn��. - Ka�da z nich zajmuje a� 16 gigabajt�w. - Ile? - zdumia�em si�. - 16 giga - wyja�ni�. - Bzdura, przecie� nawet by� tego nie otworzy�... - zacz��em. - zaraz, co masz tam pod obudow�? - klepn��em komputer. - Szesna�cie po��czonych procesor�w, l G ka�dy. Do tego osiemna�cie tysi�cy mega pami�ci. To urz�dzenia podobne do tych, na kt�rych robiono efekty specjalne w �Gwiezdnych wojnach� czy �Parku jurajskim�. Przystosowane do obr�bki grafiki, plik�w graficznych ekstremalnych wielko�ci i rozdzielczo�ci. - Z takim sprz�tem faktycznie mo�na rzuci� wyzwanie �wiatu - westchn��em. - Jego cena by�a do��... bolesna - u�miechn�� si� z przymusem. - Ale nie �a�uj�. Postuka� klawiszami. Na ekranie pojawi�a si�, s�abo widoczna, mapa Ameryki Po�udniowej. Michai� co� poczarowa� klawiatur� i na mapie ujrzeli�my nieregularn�, czerwon� plam�. - Wy�yna Mato Grosso - wyja�ni�. - Je�li skala mapy jest zachowana, to mamy do przebadania teren o wielko�ci zbli�onej do powierzchni Polski - mrukn��em. - Och, nie - zaprzeczy�. - Faktycznie tak si� mo�e wydawa�, ale nie musimy zbada� ca�ego tego obszaru. - Zaczniemy tak, jak pu�kownik Fawcett? - zagadn�� szef. - W przybli�eniu tak. Pierwsz� swoj� wypraw� w poszukiwaniu miasta nasz poprzednik zorganizowa� w 1920 roku. Niestety, znalaz� sobie zupe�nie nieodpowiedniego towarzysza, Francuza w wieku nieco ponad dwadzie�cia lat. Dochodzi�o mi�dzy nimi kilkakrotnie do scysji, mimo to ruszyli w g��b d�ungli na p�noc od Cuiaby. Pstrykn�� jakim� prze��cznikiem i na ekranie pojawi� si� wyra�ny punkt czerwonego koloru. Potem wykwit�a z niego animowana kreska na p�noc. - Po kilku tygodniach marszu osi�gn�li to miejsce: 11 stopni 43 minuty szeroko�ci geograficznej po�udniowej i 54 stopnie 35 minut d�ugo�ci geograficznej zachodniej. Tu Fawcettowi pad� ko�. Francuz chorowa�. Jedynym ratunkiem by�o zawr�cenie do cywilizacji... Miejsce, w kt�rym przerwa� poszukiwania, nazwa� Portem Martwego Konia... Zamy�li�em si�. - Czyli miasto powinno le�e� na p�noc od tego obozowiska - zauwa�y�em. - Co wiemy: trzeba odnale�� wodospad, a potem i�� w g�r� rzeki i po dziewi�ciu dniach jest si� na miejscu... - Nie wiem, jak si� chodzi po d�ungli - zauwa�y� szef. - Bo, szczerze m�wi�c, nie wierz�, �e mo�na si� posuwa� do przodu, tylko i wy��cznie wycinaj�c drog� maczetami. - Nie, oczywi�cie, �e nie - zaprotestowa�em. - Drzewa rosn� w pewnej odleg�o�ci od siebie, tak jak w naszym lesie mniej wi�cej, a niekiedy nawet rzadziej. Poszycia praktycznie nie ma. Wystarczy jednak, �e gdzie� grunt jest bardziej kamienisty, drzewa rosn� rzadziej i nie zabieraj� ca�ego �wiat�a. W�wczas z pod�o�a natychmiast wyrastaj� krzewy i ma�e drzewka. Podobnie jest nad rzekami, zw�aszcza je�li s� na tyle szerokie, �e korony drzew na ich brzegach nie mog� zas�oni� s�o�ca. Identycznie jest w przypadku g�r. Ich zbocza, je�li tylko nie s� nadmiernie kamieniste, pokrywa g�stwina... - Fawcett s�dzi�, �e miasto od wodospadu dzieli jakie� 50 mil, czyli oko�o 80 kilometr�w. - Poka� jeszcze raz map� - poleci� szef. Michai� wy�wietli� j�. - Z dziko�ci� Indian tam chyba ostatnio nie najlepiej - za�artowa�em. - Widz� tu zaznaczon� szos�. - Owszem. Przebiega oko�o 30 kilometr�w od Portu Martwego Konia. Oczywi�cie z faktu, �e jest zaznaczona, nic absolutnie nie wynika. Mo�e tam by� po prostu przecinka przez las, nieco utwardzona cementem lub �u�lem. - Niemniej jednak przejezdna - zauwa�y� szef. - A to dobrze. Pozwoli nam dotrze� bardzo blisko obozowiska Fawcetta... Tfu, co ja plot�... Ju� si� zasugerowa�em, a przecie� wcale nie mamy tam jecha�. - To co? - zagadn�� Michai� z u�miechem. - Ogl�damy sobie pierwsze zdj�cie? Czy najpierw kolacja? Chocia� mo�e lepiej jutro, s� panowie zm�czeni po podr�y... - Odrobin� - mrukn�� pan Tomasz. - Je�li pozwolisz, si�dziemy do tego jutro z rana, a na razie rzuci�bym jeszcze okiem na ksi��ki... Tak te� i zrobili�my. Szef poszed� do skarbca, a ja ruszy�em troch� pozwiedza� dom. Wsz�dzie wisia�o mn�stwo obraz�w. Przewa�nie by�y to r�cznie wykonane reprodukcje, bardzo dok�adnie na�laduj�ce styl orygina��w. G��wnie malarstwo rosyjskie, ale nie brakowa�o te� europejskiego. Moj� uwag� zwr�ci� wysoki na prawie trzy metry portret m�czyzny w mundurze z okresu wojen napoleo�skich. Jak mog�em zauwa�y�, mia�, podobnie jak hrabia Derek na portrecie, klinowate, kocie �renice. - Cecha rodzinna - wyja�ni� Michai� podchodz�c do mnie. - Ale ja mia�em operowane oczy. Widz�, �e podziwiasz kolekcj�... - Owszem - kiwn��em g�ow�. - Pi�kny zestaw kopii... - Orygina�y zwr�ci�em do Rosji - powiedzia�. - Pozostaje mie� nadziej�, �e nie zmarnuj�. Co nieco jeszcze zosta�o, tak na wszelki wypadek. No i pami�tki rodzinne... Przeszli�my kawa�ek korytarzem. Wisia� tu obraz, przedstawiaj�cy fronton pa�acu. - Tomatowo, w po�owie drogi mi�dzy Moskw� a Petersburgiem - wyja�ni�. - Nasz dom rodzinny. Teraz... - wskaza� niedu�e zdj�cie, wetkni�te za ram� obrazu. �al by�o patrze�. Zniszczone schody, dwie u�amane kolumny, a za nimi pustka. Jakie� w�do�y, kryj�ce kupy gruzu. - Kiedy� odzyskam m�j dom i odbuduj� go - szepn��. - Tak jak w A�abino pod Moskw�. Tam znajomy mojego ojca wznosi od podstaw pa�ac spalony przez bolszewik�w. Chod�my na kolacj�. ROZDZIA� TRZECI PORT MARTWEGO KONIA � FOTOGRAFIA SATELITARNA � ZAGADKOWE MIEJSCA W D�UNGLI � CZY BRAKUJE MI CIERPLIWO�CI - A wi�c Port Martwego Konia - zadysponowa� pan Tomasz. By�a �sma rano. Byli�my ju� po �niadaniu. Siedzieli�my w zaciemnionej bibliotece. Na stole sta� samowar z wod� na herbat� i czajniczek z esencj�. Poblask p�on�cego w samowarze w�gla drzewnego ta�czy� po suficie. Michai� postuka� w klawisze i obraz si� wyostrzy�. - To jest dok�adnie to miejsce - powiedzia�. - Oczy wi�cie, Fawcett nie oznaczy� go z dok�adno�ci� co do sekundy k�towej, ale przypuszczam, �e jego obozowisko znajdowa�o si� tutaj - pokaza� laserowym wska�nikiem zakole niewielkiej rzeki. Woda przedziera�a si� tu przez g�azy. Tak�e brzeg musia� by� bardzo kamienisty, skoro nie zar�s� go las. - Port sugeruje, �e obozowisko znajdowa�o si� nad wod� - mrukn�� szef. - Cho� mo�e niekoniecznie... M�g� si� roz�o�y� gdzie� w lesie albo na polanie, kt�ra do tej pory zaros�a na amen. Dobrze. Proponuj� teraz ruszy� w g�r� rzeki. - Co� mi si� tu nie zgadza - rzuci�em. - Fawcett, jak m�wili�cie, chcia� i�� na p�noc w poszukiwaniu wodospadu, a tymczasem ta rzeka wyp�ywa z g�r Roncador i, jak mo�emy przypuszcza�, p�ynie na p�nocny wsch�d. Czyli szed�by w d� rzeki, a nie w g�r�... Michai� wstawi� okno z map�. - Chyba masz racj�. P�ynie na p�nocny wsch�d i wpada pewnie do rzeki Xingu... - Spokojnie - zmitygowa� nas Pan Samochodzik. - Nigdzie nie jest powiedziane, �e pu�kownik chcia� szuka� wodospadu w�a�nie na tej rzece. Mo�e kawa�ek na p�noc znajduje si� jeszcze inny ciek, tym razem p�yn�cy z p�nocy w kierunku w przybli�eniu po�udniowym. - Racja. Michai� zmniejszy� skal�. Jakie� dwadzie�cia kilometr�w na p�noc od obozowiska wida� by�o ci�g ciemniejszej ro�linno�ci. - Rzeka zaro�ni�ta, cz�ciowo ukryta pod koronami drzew? - zasugerowa�em. Nasz przyjaciel da� powi�kszenie i pokr�ci� co� przy skali. Ciemny pas zaj�� prawie ca�y ekran. Nigdzie jednak nie prze�witywa�a woda. - Niedobrze - mrukn��em. - To chyba nie jest rzeka... - To dlaczego drzewa s� tu g�ciejsze? - zapyta� szef. - Mog�a kiedy� p�yn��. Potem uleg�a zamuleniu i w korycie wype�nionym �yzn�, wilgotn� gleb� wyros�y drzewa wi�ksze i g�ciejsze ni� gdzie indziej - odpar�em. - Pojed�my jeszcze dalej na p�noc - zasugerowa� Pan Samochodzik. Mi�dzy drzewami pojawi�a si� podejrzana plama. Michai� powi�kszy� j� maksymalnie i poprawi� ostro��. Nad lasem snu�y si� sine opary. - Chyba jaka� india�ska wioska - zauwa�y�em. - Pal� ogniska, a to chyba chaty? - wskaza�em plamy. - Zobaczmy w podczerwieni - zaproponowa� nasz przyjaciel. Kilka jasnych punkt�w na ciemnym tle. - Sporo tych ognisk - mrukn�� pan Tomasz. - Pewnie jakie� �wi�to. Mo�e kogo� z�apali i teraz go piek�... Niewykluczone, �e to kanibale... Wspomina�e� co� o tym? Kiwn�� g�ow�. - Plemi� Szawant�w. Pono� ci�gle jedz� swoich wrog�w... - Wie� powinna znajdowa� si� nad wod� albo w pobli�u do�� wydajnego �r�d�a - zauwa�y�em. - Indianie potrzebuj� wody do mycia, gotowania, prania ubra�... - Jakich ubra�? - u�miechn�� si� szef. - Nie wiem te�, czy gotuj� cokolwiek - doda� Michai�. - Nie zapominajmy, �e cho� wszystkie ludy znaj� tajemnice pieczenia, o tyle te bardziej pierwotne bardzo rzadko gotuj� po�ywienie... - Odbiegli�my od meritum. Szukajmy rzeki - zasugerowa� pan Tomasz. - To mo�e by� wioska, w kt�rej zako�czy�a si� wyprawa Fawcetta... - mrukn��em. - Ale faktycznie jed�my dalej. Znowu kilka kilometr�w d�ungli i pojawi�y si� wzg�rza. Musia�y by� do�� suche, ro�linno�� by�a tu bowiem raczej kiepska. - Pustynia w �rodku d�ungli - mrukn�� szef. - Ciekawe. - Wzg�rza odpadaj� - powiedzia� Michai�. - Nam potrzebne s� granitowe g�ry. - Bazaltowe - sprostowa�em. - Nie mo�esz sprawdzi� aktywno�ci sejsmicznej terenu? - Niestety nie. Pewnie i takie mapy mo�na by zam�wi�, ale to troch� nie na moj� kiesze�. - Cofnij - poleci� pan Tomasz. Michai� przesun�� obraz w d�. - Co to jest? - Pan Samochodzik wskaza� dziwnie regularn�, plam� na stoku jednego ze wzg�rz. Nasz przyjaciel pos�usznie powi�kszy� obraz, a potem wyostrzy� go. - Co� dziwnego - powiedzia�. - Prostok�tny zarys... To jest co� sztucznego! - Nie da si� jeszcze bardziej powi�kszy�? - Przykro mi - Michai� bezradnie roz�o�y� r�ce. - Jakie to jest du�e? - zaciekawi�em si�. - Racja, zobaczmy... Na ekranie pojawi�a si� skala. - Jakie� sto trzydzie�ci na sto czterdzie�ci metr�w - mrukn��. - Jak na miasto zdecydowanie za ma�e. - Ferma otoczona murem? - zamy�li�em si� - Tu s� jakie� pod�u�ne kszta�ty, mo�e zabudowania? Daj na podczerwieni, zobaczymy, czy kto� tam mieszka. Prze��czy�. Tajemnicza budowla nie odbiega�a kolorem od otoczenia. - Ognisk nie zaobserwowano - zameldowa� Michai�. - Nie szkodzi. Warto sprawdzi� - mrukn�� szef. - Nanie� na map�. Trzeba b�dzie o to zahaczy�... Nawet nie zauwa�y�, �e si� wygada�. By� got�w jecha�. U�miechn��em si� do swoich my�li. - Ogl�dajmy dalej - poleci� pan Tomasz. - Te wzg�rza nie pasuj� do opisu... ale mo�e wci�� gdzie� przep�ywa przez nie rzeka? Wypi�trzenie mo�e oznacza� wodospad. Michai� zmniejszy� skal� i zatoczy� kr�g. - Niestety, nic z tych rzeczy - powiedzia�. - Ale dalej na p�noc zaczyna si� pasmo g�r Roncador. - Przyj�li�my, �e Fawcett szed� na p�noc z Portu Martwego Konia - zauwa�y�em. - A mo�e wcale tak nie by�o? Mo�e wypytywa� Indian i modyfikowa� tras� w�dr�wki? - Mo�e - pochwyci� szef. - Ale szuka� wodospadu... Czekaj - zwr�ci� si� do Michai�a. - Skoro przy wodospadzie maj� by� zaginione kopalnie Muribeki, to mo�e poszukajmy od drugiej strony? Mo�e poka� skupiska rud srebra? - Panie Tomaszu, obawiam si�, �e to niemo�liwe... - Dlaczego, przecie� szuka si� z�� bogactw mineralnych za pomoc� fotografii satelitarnych? - zdziwi� si� pan Tomasz. - Tak, ale nie wszystkich. Mo�na poszukiwa� rud uranu, bo w tej okolicy b�dzie zwi�kszone promieniowanie, mo�na te� szuka� z�� ropy naftowej czy gazu, bo w�glowodory przenikaj� przez ska�� i ich obecno�� w powietrzu da si� wychwyci�... Natomiast srebra chyba nie mo�na... - Czekaj - wpad�em mu w s�owo. - A mo�e by tak poszuka� po prostu rzek? Nie wiem, przecie� paruj�. Zwi�kszona ilo�� wilgoci w powietrzu... - Nie musimy - zaprotestowa�. - Wodospad ko�o kopalni, wedle tego, co m�wili Indianie, jest naprawd� du�y. Jego grzmot s�ycha� w promieniu kilku kilometr�w. - Czyli musi spada� z wysoka - westchn�� szef. - Na tych pag�rkach go nie znajdziemy. Si�gn�� po myszk� i sam zacz�� przewija� zdj�cie. Krajobraz przesuwa� si� powolutku. Znowu zacz�y si� lasy. Kawa�ek dalej ponownie trafili�my na �yse miejsce. - G�ra, samotny bazaltowy ostaniec, stercz�cy z d�ungli - zawyrokowa� Michai�. - D�ugo�� jakie� czterysta metr�w. Wysoko�ci mo�na si� tylko domy�la�, ale chyba spora... - Na szczycie co� dziwnego - mrukn�� pan Tomasz. Michai� ju� uruchamia� program wyostrzaj�cy. - Wioska, zdaje si�, ale chyba opuszczona - wyrazi�em przypuszczenie. - Nie�le si� usadowili. Nikt im nie wlezie bez drabiny, a maj� tam z g�ry widok na ca�� okolic�. Nasz przyjaciel przeszed� na podczerwie�. Dwie jaskrawe plamki. - Gotuj� sobie obiadek - mrukn��. - To znaczy, gotowali kilka dni temu, gdy by�o robione to zdj�cie. - Faktycznie - u�miechn�� si� szef. - Jako� mi si� wydawa�o, ze to wszystko ogl�damy w czasie rzeczywistym. A przecie� tam chyba o tej porze jest noc... Popatrzy�em na zegarek: dochodzi�a trzynasta. Od czterech godzin przeczesywali�my wzrokiem lasy. Michai� dostrzeg� m�j gest. - Czas co� przek�si� - powiedzia�. - Skoczmy na obiad. Wy��czy� projektor i ods�oni� okna. �wiat�o dnia porazi�o nasze oczy, ale po chwili przywykli�my. Zeszli�my do gara�u umieszczonego w piwnicy. Wsiedli�my do opla ascony. Samoch�d mia� co najmniej pi�tna�cie lat, ale wygl�da� na ma�o u�ywany. Przez jedne drzwi bieg� rz�d otwor�w, starannie zaklejonych mas� plastyczn�. - Kto� do ciebie strzela�? - zapyta�em. - To pami�tka po przyjacielu... po by�ym przyjacielu mojego ojca - wyja�ni�. Pojechali�my do miasta. Przemkn�li�my ko�o dworca i niebawem zaparkowali�my na nabrze�u. Sta� tu zacumowany stary statek rybacki, na kt�rym urz�dzono restauracj�. Z�o�one stoliki na pok�adzie �wiadczy�y, �e latem mo�na sobie tam posiedzie� i co� zje�� na �wie�ym powietrzu. Teraz by�a zima. Woko�o statku rozci�ga� si� bia�y, po�yskliwy l�d. Jedynie daleko od brzegu, wzd�u� kana�u portowego, ci�gn�� si� tor wolny od lodu. By�o zimno, powietrze szczypa�o w policzki zanurkowali�my przez w�skie, metalowe drzwiczki do �rodka. Owia�o nas ciep�o i zapach pieczonego mi�sa. Usiedli�my przy drewnianym stoliku. Zaraz te� podesz�a bardzo �adna jasnow�osa kelnerka. - Witaj, Svea - odezwa� si� Michai� po szwedzku. - Co dobrego s�ycha�? Jej odpowiedzi prawie nie zrozumia�em, ale u�miechn�a si�, widocznie wszystko by�o w najlepszym porz�dku. Poda�a nam karty da�, w ca�o�ci po szwedzku. Nasz przyjaciel z�o�y� za nas zam�wienie, zupa pomidorowa z ry�em. - Po obiedzie mogliby�my si� przej�� po mie�cie - zaproponowa� Michai�. - Wybacz, ale przywyk�em do troch� innego klimatu... Dwadzie�cia pi�� stopni poni�ej zera nie nastraja mnie do spacer�w - mrukn�� pan Tomasz. - Oczywi�cie - nasz przyjaciel wycofa� propozycj�. - W Polsce od kilku lat mamy bardzo �agodne zimy - westchn��em. - Z jednej strony to dobrze, bo mniej jest problem�w z od�nie�aniem czy p�kaniem rur, ale z drugiej niedobrze, bo organizmy ulegaj� nadmiernemu wydelikatnieniu. - Pami�tam, zaraz po wojnie, takie mrozy nie by�y niczym nadzwyczajnym - mrukn�� szef. - Potem klimat zacz�� si� ociepla� - Efekt cieplarniany - b�ysn�� wiedz� Michai�. - Mylisz si�. S�dz� raczej, �e to pojawi�o si� kolejne ciep�e optidum klimatyczne. W XVII wieku na Ba�tyku istnia�a karczma, s�u��ca podr�nym, kt�rzy po lodzie w�drowali z Polski do Szwecji... Teraz po prostu ociepla si� klimat, a za kilka tysi�cy lat przyjdzie kolejna epoka lodowcowa. Chyba �e efekt cieplarniany faktycznie do tego czasu na tyle ogrzeje nam klimat, �