5749
Szczegóły |
Tytuł |
5749 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5749 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5749 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5749 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JANINA WIECZERSKA
KORZENIACY
czyli jesie� wsamrazk�w
NIBEK
W pewien sierpniowy poniedzia�ek Nibek uzna�, �e w�a�nie nadesz�a
najodpowiedniejsza
pora na zbieranie je�yn, i jeszcze przed �niadaniem oznajmi� to braciom.
Przyznali mu racj� w
pierwszej chwili, ale w drugiej mieli ju� zastrze�enia.
� Owszem, to si� czuje w powietrzu, powietrze po prostu pachnie je�ynami �
powiedzia� Robek.
� Ale dzi� jest poniedzia�ek, a w poniedzia�ki zawsze chodzimy nad jezioro.
� Raz mo�emy nie i��, �miecie nam nie uciekn� � upiera� si� Nibek.
� �miecie na pewno nie � w��czy� si� Fantek � tylko �e potem przyjd� ci ze wsi i
zgarn� co
ciekawsze.
� To niech zgarn�! � zez�o�ci� si� Nibek i to tak, a� tupn��. Braci to strasznie
zadziwi�o, bo
Nibek prawie nigdy si� nie z�o�ci�.
Spojrzeli po sobie i szybko si� zgodzili. Wida� Nibkowi chodzi nie tylko o
je�yny.
Nibek, postawiwszy na swoim, przez ca�y ranek by� jak anio�: zaraz na �cie�ce
zaproponowa�
Fantkowi, �e go poci�gnie na w�zku, przy zrywaniu je�yn nadzwyczaj chwali� now�
drabin� produkcji Robka, a kiedy ju� odstawili do piwnicy dwa pe�ne w�zki,
powiedzia�, �e
trzeci to on sam za�aduje i przyci�gnie, a oni tymczasem mog� podskoczy� nad
jezioro, mo�e
jednak zd��� przed tymi ze wsi, przecie� jest jeszcze wcze�nie.
� Przyznaj si�, ty od samego pocz�tku nie chcia�e� i�� nad jezioro � domy�li�
si� Robek.
� A nie chcia�em. Obrzyd�o mi.
� Trzeba by�o od razu m�wi� � zdziwi� si� Fantek i ju� mia� zapyta�, dlaczego
obrzyd�o,
kiedy przypomnia� sobie, �e jeszcze wiosn� da� s�owo, �e nie b�dzie zadawa�
g�upich pyta�,
wi�c doda� tylko: � Zostawi� ci drabin�, czy zanie�� do domu?
� Mnie nie b�dzie potrzebna, ale wam nie po drodze.
� Eee, ten kawa�eczek mo�emy nad�o�y� � Robek, cho� bardzo mu si� spieszy�o, te�
chcia�
by� uprzejmy.
No i Nibek zosta� sam. A jak tylko zosta� sam, od razu z sierpniowego
poniedzia�ku zrobi�
si� zwyczajny sierpniowy dzie�, bez �adnej nazwy i numeracji. Pewnie Nibkowi o
to w gruncie
rzeczy chodzi�o, bo powesela�, zacz�� po�piewywa�, a je�yny z niskich, p�o��cych
si� p�d�w
jakby same wpada�y mu do r�k.
� O, przodkowie-czarodzieje! � westchn�� z g��bi serca. � Nie ma chyba
pi�kniejszego
miesi�ca ni� sierpie�. Chcia�bym, �eby trwa� bez ko�ca.
W drodze powrotnej, ci�gn�c w�zek z nale�yt� ostro�no�ci�, �eby je�yny nie
pospada�y
albo, co gorsza, nie pogniot�y si�, rozmy�la�, czemu w�a�ciwie tak bardzo lubi
sierpie�. Je�yny,
oczywi�cie. Ale przecie� w lipcu s� maliny, kt�re te� lubi, w ko�cu czerwca
jagody, no, a
maj, kiedy wszystko kwitnie i las trz�sie si� od �piewu...
�G�upio sobie pomy�la�em � u�miechn�� si�. � �adnie by�my wygl�dali, gdyby jaki�
przodek-
czarodziej spe�ni� moje �yczenie. Sierpie� jest taki nadzwyczajny, bo zbiera si�
w nim,
jak sok w je�ynie, ca�e bogactwo lata. Ale czybym umia� si� tym cieszy�, gdybym
nie wiedzia�,
�e potem b�dzie wrzesie�, a potem opadn� li�cie i przyjdzie zima? Okropna zima z
zawiejami,
d�ug� noc�, zimnem?�
Wyobrazi� sobie zimowy las: bardzo jasny, z czerwonym s�o�cem u kra�ca
zamarzni�tego
jeziora, kt�re tylko w zimie wida� z okienka ich domu pod korzeniami D�bu, i
odwo�a�, �e
�okropna�. Nie, zima jest gro�na, ale wspania�a. �wiat jest wtedy taki wielki i
z ka�dego
miejsca wida� niebo. I tylko w zimie zdarza�o mu si� naprawd� do�wiadczy� swojej
dzielno�ci.
W wiosennym albo letnim �wiecie wydaje si�, �e wszystko jest w sam raz: �opian,
�eby
pod nim przykucn�� w czasie ulewy, poziomki, �eby zebra� pi��, sze�� do
koszyczka, tyle co
na podwieczorek, wiklina, �eby jej u�y� jako trampoliny, gdy si� chce skoczy� w
g��bok�
wod�. ...A je�li trzeba komu� pom�c, jest to tak �atwe, �e prawie na niby. W
zimie co innego
� w zimie zwyk�y spacer do bobr�w staje si� niebezpieczn� wypraw�, no a �eby
uwolni� ze
�nie�nej pu�apki stado saren, trzeba ju� nie naddecyma�skiego, ale wr�cz
nadludzkiego wysi�ku.
�Czemu�my si� w�a�ciwie nazywali kiedy� decymanami? � zastanowi� si� Nibek. �
Przecie�
to nic nie znaczy. A mo�e znaczy? Musz� zim� zajrze� do Skrzyni Pami�ci, tam te
wszystkie nazwy �pi�, razem z ich znaczeniem i dziejami. A zreszt�, co mi tam
stare nazwy!
Wsamrazki � to jest nazwa w�a�ciwa. My jeste�my w sam raz i �wiat te� jest taki:
sierpie� jest
w sam raz, mi�dzy upalnym lipcem i cichym wrze�niem, i wiosna po zimie, i sama
zima te�,
w�a�nie dlatego, �e taka wielka... Bo �eby wiedzie�, co jest w sam raz, trzeba,
�eby czasem
by�o te� i czego� za du�o�...
Ju� prawie by� got�w uzna�, �e i poniedzia�ek jest w sam raz, cho� niemi�y, ale
czasem
po�yteczny, tak na przyk�ad jak deszcz � kiedy po�lizn�� si� i rymn�� jak d�ugi.
� A niech to
zgni�y muchomor przywali! � zakl��. Wsta� i zacz�� otrzepywa� ubranie z piasku.
Otrzepywa�
je nawet d�u�ej i dok�adniej, ni� trzeba by�o, bo nie chcia�, �eby go na dobre
opanowa�a z�o��.
Potrzebowa� jednak sporo czasu, zanim uda�o mu si� u�o�y� my�li w rozs�dne,
wsamrazkowe
zasady. Pierwsza z nich zaleca�a: zwr�ci� uwag� na to, co si� nie sta�o. A wi�c:
nie pot�uk�
si�, a je�yny si� nie rozsypa�y. Dobrze. Zasada druga: dociec, dlaczego to si�
sta�o. Popatrzy�
na dr�k� i ju� wiedzia� � szk�o! Kawa�ek rozbitej butelki, na kt�ry pechowo
spad� szczeg�lnie
dorodny li�� leszczyny. Nibek, wprowadzaj�c w czyn trzeci� zasad� (�zrobi�, co
mo�na,
�eby si� nie sta�o jeszcze raz�), �ci�gn�� ze szk�a drugi mniejszy listek, wyj��
z w�zka �opatk�
(ostatnio nie wyruszali nigdzie bez �opatki i toporka) i wzi�� si� do
zakopywania szk�a. Sz�o
to dosy� ci�ko, bo szk�o by�o du�e i trzeba by�o wykopa� g��boki d�. Wreszcie
uklepa� ziemi�
nad z�o�liwym �mieciem, wyprostowa� si� i czeka�. Czeka�, a� mu wr�ci dobry
humor �
przecie� po to stosuje si� te trzy zasady! Przecie� zastosowa� je prawid�owo!
Wi�c co? Wi�c
co go jeszcze gryzie? Strata czasu? Eee, przecie� mu si� nie spieszy, nic go nie
goni ani sam
nie ma zamiaru nikogo goni�, zw�aszcza za� Robka i Fantka. Niech sobie sami
grzebi� w
�mieciach!
Ledwie wyobrazi� sobie braci na poniedzielnej pla�y przy jeziorze, mimo
najszczerszej
woli zachowania pogody ducha rozz�o�ci� si� po raz trzeci. Nie chcia�, z ca�ej
si�y nie chcia� �
a jednak musia�. Dobrze przynajmniej, �e Robek i Fantek s� daleko i nie widz�.
Nie na nich
si� z�o�ci�, gdzie�by, i nawet nie na ludzi, cho� tu ju� by mia� pow�d � tego
szk�a przecie� nie
rzuci�a wiewi�rka ani dzi�cio�.
To szosa! Czarna, dzie� i noc szumi�ca szosa wytr�ca go nie od dzi� z r�wnowagi.
Kiedy
j� budowano, w lesie zrobi�o si� nie do wytrzymania, tak okropnie, �e nie mogli
na to patrzy�,
i cho� �al im by�o rozkwitaj�cej wiosny, postanowili �ykn�� par� kropelek
nasennika.
Je�li ktokolwiek w�tpi� w istnienie przodk�w-czarodziej�w, to nasennik by�
dowodem nie
do odparcia nawet dla najwi�kszego niedowiarka. Po pierwsze � nikt z �adnego
szczepu czy
rodziny wsamrazk�w nie potrafi�by czego� takiego sporz�dzi�; po drugie � na
ciemnopurpurowej
butelce by�o wypisane z�otymi literami �Zakl�cie, czyli Zasady U�ycia�, kt�re
trzeba
by�o na g�os przeczyta�, a potem przez ca�� godzin� o nich my�le�, inaczej
nasennik nie
dzia�a�. Przekona� si� o tym Fantek, kiedy raz na przedwio�niu pok��ci� si� z
bra�mi i chcia�
im na z�o�� przespa� ca�y rok: niech zobacz�, co to jest �y� bez jego pomys��w!
Z �Zasad
U�ycia� przeczyta� tylko to, co dotyczy�o dawkowania. Odmierzy� dwie
kropeleczki, �ykn�� i
wyci�gn�� si� na ��ku czekaj�c na sen. I co? I nic, a nawet gorzej ni� nic, bo
przez ca�y rok
m�g� spa� tylko cztery godziny na dob� i zwija� si� z nud�w, kiedy d�ugo przed
�witem sen
ulatywa� i Fantek musia� znosi� smaczne chrapanie braci, gdy on sam nie mia� co
robi�.
To by�o dawno, ale Fantkowi zosta� wida� l�k przed nasennikiem i w ostatniej
chwili si�
wycofa�.
� Dziej� si� zbyt niebezpieczne rzeczy � t�umaczy� si�. � Kto� z nas musi jednak
czuwa�.
Robek, kt�ry w og�le mia� najmniej ch�ci na spanie, bo budowa szosy bardziej go
fascynowa�a
ni� m�czy�a, szybko przy��czy� si� do Fantka:
� Nie b�dziesz si� sam przez rok p�ta� po tym ca�ym ba�aganie. B�d� ci�
ubezpiecza�.
I tak tylko Nibek pow�drowa� w Krain� Snu. Kiedy potem zobaczy� u�miechni�te
twarze
braci, ci na wyprz�dki zacz�li go zapewnia�, �e ju� po k�opocie, ludzie i
maszyny s� daleko,
daleko, a w lesie jest zn�w cicho i spokojnie jak dawniej.
�Poczciwi moi braciszkowie � my�la� Nibek ruszaj�c z w�zkiem w dalsz� drog�. �
Niech
im si� zdaje. Ale naprawd� ju� nigdy nie b�dzie tak, jak by�o. Ludzie z
maszynami poszli
dalej, fakt, lecz tylko po to, �eby t� szos� pod��czy� do innej, jeszcze
wi�kszej. No i zacz�o
si�: na szosie ci�g�y ruch, a co gorzej, las si� zaludni� i zaauci�. Nad jezioro
zawsze latem
przyje�d�ali ludzie, ale niewiele, wi�cej zwyczajnie przychodzi�o. Byli to
jednak tutejsi, kt�rzy
las i jezioro uwa�ali za swoje, to znaczy � szanowali je. A ta dzika horda, nie
wiadomo
sk�d, wrzeszczy, �mieci, tratuje, jakby po nich mia� nast�pi� ju� tylko koniec
�wiata�.
Ze swojakami da�o si� �y�, nawet przyjemnie. Kiedy� na przyk�ad dw�jka dzieci,
myszkuj�c
wzd�u� brzegu, odkry�a ich port z ma�� flotyll�. Trzem braciom zadr�a�y serca,
gdy to
zobaczyli z wierzbowej dziupli. Ale nic si� nie sta�o.
� Mamo � zawo�a� ch�opczyk � tu jest port krasnoludk�w! Zobacz!
Mama przysz�a, popodziwia�a, przykaza�a dzieciom, �eby bro� Bo�e czego� nie
zepsu�y.
Dzieci nie tylko nie zepsu�y, ale jeszcze zostawi�y dla �krasnoludk�w� (mama
oczywi�cie
udawa�a, �e wierzy w krasnoludki, ale one wierzy�y naprawd�) swoj� w�asn�
nakr�can� ��dk�,
troch� ciasta i list. Zrobi�a si� z tego �wietna zabawa na ca�e wakacje.
�Takie to by�y mi�e stworzenia! � po�a�owa� Nibek. � Od dw�ch lat si� nie
pokazuj�, ca��
rodzin� wyp�oszy� t�ok. Dziwne to, �e porz�dni znikaj�, a horda si� mno�y. Nie
mog�oby by�
na odwr�t?�
Tak, szosa sprowadzi�a �hord�, i to jest mo�e najdotkliwsze z�o. Albo �
najwidoczniejsze.
Mniej widoczne, jakby rozpylone w powietrzu, by�o co innego. Przedtem �yli sobie
pod D�bem,
z rzadka wyruszaj�c na d�u�sze wyprawy, bo tak im si� podoba�o. Jakby im si�
przesta�o
podoba�, mogliby pow�drowa� w �wiat cho�by i na lata, maj�c w sercu pewno��, �e
D�b na
nich poczeka. Teraz tej pewno�ci nie maj�. W ka�dym razie on, Nibek. Przyby�a
szosa, uby�o
spokoju, a ze spokojem i swobody. I przyjaci�...
�Ale to, co nam zosta�o, jest i tak w sam raz dla nas� � pocieszy� si�, jak ju�
nieraz si� pociesza�,
i odetchn�� g��boko, zbieraj�c si�y na ostatni kawa�ek drogi, troch� ci�ki. Ich
D�b
sta� na wzniesieniu, a Je�ynowej �cie�ynki tego roku nie porz�dkowali � im mniej
�lad�w,
tym bezpieczniej, licho mo�e nada� jakiego� grzybiarza czy innego �az�g�,
zacznie tropi� i...
strach pomy�le�!
�Powiedzieli�my: najmniej �lad�w, a oni cisn�li drabin� jak byle patyk �
roz�ali� si� Nibek,
kiedy przed domem zobaczy� drabink� ledwie przyrzucon� snopkiem suchej trawy. �
I
gdzie im si� tak spieszy�o? Po te �miecie?�
Bocznym wej�ciem zani�s� drabin� do magazynu, wr�ci� po w�zek i zabra� si� do
wy�adunku
je�yn. Uk�adaj�c je w plastikowych kubkach (znalezisko znad jeziora) my�la�
sobie:
�Bez w�tpienia, mo�na tam znale�� po�yteczne rzeczy. Ale czy my czasem jednak
nie
przesadzamy?�
W podziemnym magazynie pi�trzy�y si� bowiem s�oiki, kapsle od butelek, zwoje
drutu i
sznurka, latarka elektryczna, stos monet, rola papierowych banknot�w, b�yska�
czerwieni�
blaszany w�z stra�y po�arnej z cystern� i armata szczerzy�a czarny otw�r lufy.
�mieszne, �e z tych wszystkich rupieci najbardziej przyda� si� ten najg�upszy.
Nibek
u�miechn�� si�, bo przypomnia� sobie, jak to zesz�ej zimy usi�owa� dokopa� si�
do magazynu
tch�rz-przyb��da. T�umaczyli mu jak komu m�dremu, �e w magazynie nie ma nic do
jedzenia,
ale tch�rz z�o�liwie odpowiedzia�, �e w ka�dym razie s� oni trzej. Wtedy Fantek,
nie trac�c
czasu na dalsze gadanie, kaza� podtoczy� armat� pod otw�r strzelnicy (�a
m�wi�em, �e si�
przyda� � chwali� si� pchaj�c dzia�o), no i r�bn�li w �mierdziela stosownymi
kamykami.
Tch�rz wpad� w furi�, ju� byli w strachu, �e sforsuje wrota, i wtedy jemu,
Nibkowi, przyszed�
genialny pomys�:
� Perfumami go!
Bracia w mig zrozumieli. Robek odkr�ci� korek wytwornej buteleczki, otwart�
za�adowali
dzia�o i ciach! � �mierdziel dosta� w kark upojny �adunek �Soir de Paris�.
Zaskowycza� z
przera�enia, podwin�� ogon pod siebie, i ju� go nigdy nikt w tych stronach nie
widzia�.
�Hej, �eby tak mie� perfumy na tych wszystkich zmotoryzowanych �mierdziuch�w �
zamarzy�o
si� Nibkowi i pomy�la� �yczliwiej o zbierackiej pasji braci. � Kto wie, mo�e
jednak
znajd� co� rewelacyjnego?�
Sko�czy� wy�adunek je�yn, zamkn�� i zamaskowa� wrota magazynu, po czym
niespiesznie
obszed� gruby korze� oddzielaj�cy wyjazd od frontowego wej�cia. Siad� sobie w
s�o�cu przed
drzwiami i ws�uchiwa� si� w siebie: czy wraca mu pogoda ducha? Hmm. Z�o�� jakby
przesz�a,
ale z pogod� nie za bardzo. Z�by jej u�atwi� przyj�cie, zacz�� nuci� sierpniow�
piosenk�:
Ostatnie jagody i pierwsze je�yny,
�agodne s�o�ce i poranna mg�a �
jesie� do lata pierwszy list wysy�a,
�e �niech si� nie spieszy�, �e �niech jeszcze trwa�...
Przerwa�, wyt�y� s�uch: jaki� nietutejszy szum przybli�a� si� od strony
jeziora. By� cichy,
ale do z�udzenia podobny do...
�Niemo�liwe, to si� nie zdarza, to si� nie mo�e zdarzy�!� � uspokaja� sam
siebie, zatrwo�ony
do g��bi.
A jednak si� zdarzy�o: zza k�py wrzos�w ukaza� si�, kurz�c z lekka, samoch�d.
Jak prawdziwy,
tyle �e w sam raz. W sam raz na Robka i Fantka, kt�rzy z promieniej�cymi minami
siedzieli: Robek przy kierownicy, Fantek obok.
� O przodkowie-czarodzieje! � j�kn�� Nibek. � To ju� koniec!
ROBEK
Robek i Fantek mieli szczer� wol� schowa� drabin� na miejsce, ale przeszkodzi�a
im Stara
Mysz. Z daleka zobaczyli, �e kr�ci si� niecierpliwie ko�o domu.
� Dzie� dobry, co s�ycha�! � krzykn�li i wtedy Stara Mysz od razu przesta�a si�
kr�ci�,
zrobi�a min� nies�ychanie oboj�tn�, ot, �jak gdyby nigdy nic� pomno�one przez
sto.
� Dzie� dobry � powiedzia�a, gdy podeszli bli�ej. � Och, widz�, �e�cie od �witu
gdzie�
pracowali. Zawsze podziwiam wasz� skrz�tno��! � doda�a uprzejmie i wytwornie.
� Staramy si�, staramy � r�wnie uprzejmie odpowiedzia� Robek � cho� gdzie� nam
do
chomika na przyk�ad.
� Ach � Stara Mysz po prostu nie mog�a si� oby� bez �och� lub �ach�. � Ach,
chomik mia�
dzi� straszn� przygod�: chcia� powi�kszy� swoj� spi�arni� l wlecia� do s�oja.
Ogromnego.
Przez przerdzewia�e wieczko. To gorsze ni� pu�apka, w pu�apce si� przynajmniej
zwierz nie
m�czy, trzask i koniec. Ale kona� z g�odu w szklanym s�oju! I to obok w�asnej
spi�arni.
Wstrz�saj�ce.
Robek podni�s� koniec drabiny, skin�� na Fantka, �eby bra� drugi.
� Ju� idziemy � powiedzieli obaj,
� Dok�d? � zdziwi�a si� Stara Mysz.
� Wyci�gn�� chomika, zanim skona z g�odu.
� Ach nie, on ju� dawno wylaz�. Przez to dziurawe wieczko zaraz zacz�� sypa� si�
piasek,
wi�c on po tym piasku... Ale je�li macie czas � doda�a szybko, widz�c, �e Robek
i Fantek
ruszyli z drabin� (no, skoro j� ju� podnie�li) w stron� magazynu � to mam dla
was ma�� ciekawostk�.
Taki drobiazg. Zupe�ny drobiazg...
� Pewnie s�onia � szepn�� Fantek do Robka. � Ona tak zawsze.
� Bywaj� zupe�nie mi�e drobiazgi � zauwa�y� grzecznie Robek.
� W�a�nie. Kiedy go spostrzeg�am, pomy�la�am: kto wie, mo�e si� przyda
Korzeniakom.
Teraz ka�dy chce mie� auto.
� Auto?! Znalaz�a� auto? � zawo�ali ze zdumieniem daj�cym pe�n� satysfakcj�
Starej Myszy.
� Och, powiedzmy, auteczko. W sam raz dla was. Nic szczeg�lnego, �adna limuzyna.
Nieprzyjemny
kolor, szarobury. Pewnie wam nie b�dzie odpowiada�...
� Nie, sk�d�e, bardzo � zaprzeczy� Fantek my�l�c r�wnocze�nie, �e Robek ani
chybi b�dzie
chcia� to �auteczko� zataszczy� do magazynu. Mo�e nie nam�cz� si� tak, jak przy
wozie
stra�y po�arnej, ale zawsze... No trudno, sam te� ich zmusi� do wleczenia
armaty.
� Och, to mo�e chcecie je obejrze�?
� Ale� tak, oczywi�cie! � zawo�a� Robek. � Ju� lecimy! Drabina leg�a ko�o
wej�cia, ostatkiem
poczucia obowi�zku Robek zmusi� si�, �eby rzuci� na ni� troch� zesch�ej trawy, i
polecieli.
Stara Mysz drepta�a przodem. Od czasu do czasu odwraca�a si� w stron�
Korzeniak�w
sprawdzaj�c, czy si� nie zgubili. Robek i Fantek ju� po trzech minutach zgadli,
dok�d ich
prowadzi, ale przez grzeczno�� udawali, �e ani troch� si� nie domy�laj�.
� Nad jezioro! � szepn�� Fantek do Robka.
� Wiem. �eby chcia�a i�� skr�tem...
Starej Myszy te� by�o pilno, wi�c wybra�a skr�t przez paprocie. Nie bardzo
dbaj�c, czy
pod��aj�cy za ni� s�ysz�, opowiada�a, jakim to niezwyk�ym sposobem znalaz�a
auto.
� Musia�am dzi� rano, ach, po prostu musia�am by� nad jeziorem � zapomnia�a, �e
miejsce
odkrycia mia�o by� p�ki co tajemnic�. � Rozumiecie, mam r�ne wa�ne sprawy w
r�nych
okolicach...
Rozumieli doskonale � wa�ne sprawy to resztki jad�a niedzielnych pla�owicz�w.
�...czasem tak�e nad wod�. Biegam wi�c sobie tu i tam, a� widz�, pod zmi�t�
gazet�, co�
du�ego. Czy�by bochen chleba? Akurat wiatr zdmuchn�� gazet�...
� I on stoi, zupe�nie widoczny? � zaniepokoi� si� Robek.
� Ach nie, jest w �opianach, tam gdzie oni lubi� wyrzuca� puszki po konserwach.
Ciekawe,
�e puszki wyrzucaj� tam, papiery zostawiaj� na trawie, a resztki jedzenia z
patelni ciskaj� do
wody. Co za g�upcy, my�l�, �e ryby to zjedz�? Ach, ci ludzie! O rybach to my�l�,
bo sami je
zjadaj�. A o biednych myszach to ju� nie.
� Czasem my�l�, przecie� stawiaj� pu�apki � nie wytrzyma� Fantek.
� Niesmaczny �art � obrazi�a si� Stara Mysz.
Robek min�� Fantka i zr�wna� si� z Mysz�.
� To chyba zabawka, to autko?
� Ach, zapewne. Zabawka � odpowiedzia�a Stara Mysz, ale takim tonem, �e Robkowi
serce
�ywiej zabi�o. Mo�e to jednak co� wi�cej ni� zwyk�e plastikowe albo blaszane
pud�o z bateryjkowym
nap�dem, tak s�abiutkim, �e utyka nawet na tej mizernej, zdeptanej trawie?
Widzia�
takich pude� dziesi�tki i s�ysza� te� nieraz, jak tata lub mama strofowali
dziecko: �M�wili�my,
�e tu ci nie b�dzie je�dzi�! To je�dzi tylko po pod�odze�. Sta�o to potem
porzucone
pod krzaczkiem albo przy prawdziwym aucie i Robek mia� okazj� gruntownie je
zbada�. Nie
by�o szans, �eby da�o si� praktycznie wykorzysta�. Toporny prymityw, jak ta
cysterna, kt�r�
tak uparcie i bez lito�ci dla braci pcha� w zesz�ym roku do magazynu. Tyle z
niej po�ytku, �e
s�u�y za zbiornik wody i od czasu do czasu za polewaczk�, bo w�e i pompa, o
dziwo, dzia�aj�,
� Pewnie jaki� malec bawi� si� tym autkiem i zapomnia�. Nie wiesz, jak wygl�da�?
Prawda,
ciebie tam wczoraj nie by�o, sk�d masz wiedzie� � Robek mimo wszystko chcia� od
Myszy
co� wi�cej wyci�gn��.
� Ach, tobie si� zdaje, �e ja ju� nic nie mog� wiedzie�!
� Wiesz nies�ychanie du�o, tylko �e w tym wypadku...
� Och, w tym wypadku te� wiem. Wcale si� tym nie bawi�o �adne dziecko. Wiem, bo
s�ysza�am,
jak sobie opowiada�y sroki. Wczoraj, ju� bardzo p�nym popo�udniem, kiedy
wszyscy
si� zabierali, przyjecha� jaki� zupe�nie nietutejszy w�z. Wysiad� z niego lekko
siwawy pan
z kr�tk� brod�. Sroki ju� �azi�y po trawie, ale przez niego musia�y odlecie� na
olch�. Bardzo
by�y z tego niezadowolone.
� Mniejsza o sroki, co ten pan? � Robek straci� cierpliwo��.
� Nic, wyszed�, rozejrza� si� i zapali� fajk�.
� Ale co z autkiem? � zniecierpliwi� si� z kolei Fantek.
� Ach, z autkiem? No w�a�nie. Bardzo dziwne. Kiedy ostatni w�z odjecha�, brodacz
wyj��
autko, postawi� na trawie, autko ruszy�o, poje�dzi�o troch�, a kiedy by�o blisko
�opian�w,
podszed�, zatrzyma� ]e, rzuci� na nie gazet� i odjecha�. Sroki by�y bardzo
rozczarowane, my�la�y,
�e chocia� konserw� otworzy...
� Eee, to rzeczywi�cie tylko zabawka � rozczarowa� si� Fantek. � Nie mia� z ni�
co robi� i
wyrzuci�.
Umilkli, ju� im si� znacznie mniej spieszy�o. Ale Robek mia� jeszcze iskierk�
nadziei.
� M�wisz, �e to autko ruszy�o. Mog�a� spyta� srok�, jak brodacz je uruchomi�.
� Ach, Robku, nie wiem, czy jeste� tak dziecinny, czy niedokszta�cony.
Powiniene� wiedzie�, �e nie utrzymuj� stosunk�w towarzyskich z tymi
z�odziejkami.
� Przepraszam, zapomnia�em, �e sroki... � urwa�, nie m�g� przecie� doko�czy�:
�mog�yby
ci� zje��. � Zreszt� g�upstwo, zaraz sam to zbadam.
Wyszli ju� z paproci, przez chwil� widzieli jezioro i pla��, na szcz�cie wci��
jeszcze pust�
(�zaspali dzi� we wsi?�� pomy�la� Fantek), tyle �e oczywi�cie za�miecon�. Mysz
przyspieszy�a,
kieruj�c si� po zboczu, na skos przez ��czk�, wprost na olchy rosn�ce na skraju
r�wninki przy jeziorze.
� Pami�tam doskonale drog�, och, trudno zapomnie�, s� znaki rozpoznawcze �
chwali�a
si� Stara Mysz wymijaj�c s�oiki z resztkami ple�niej�cego sosu lub bigosu,
puszki po b��kitku
w oleju i inny ch�am.
Fantek schyli� si� i podni�s� zardzewia�y no�yk do otwierania konserw.
� Mo�e si� przyda? � zwr�ci� si� do Robka.
� Rzu� ten szmelc, szkoda czasu!
Wi�c rzuci� pos�usznie, ale by� zdziwiony: Robek zawsze ogl�da� dok�adnie ka�dy
�szmelc�. Spojrza� na starszego brata � nie ten Robek! Oczy mu b�yszcz�, szcz�ka
lata, a i
g�os te� jaki� niesw�j: st�umiony i szorstki. �O mamo � westchn�� Fantek � �eby
ten samochodzik
nie by� szmelcem, bo Robek si� za�amie! Kto by si� spodziewa�, �e nasz mistrz
techniki
a� tak kocha wozy!� Robek rzeczywi�cie kocha� wozy. R�wnie dobrze jak Nibek
wiedzia�,
ile zamieszania, a nawet kl�sk wnios�a do lasu szosa, a jednak... Jednak lubi�
rankiem
siada� przy kamieniu na skraju drogi i przygl�da� si� samochodom. Pocz�tkowo
chowa� si�
mi�dzy �ubinami, ale wkr�tce spotrzeg�, �e krycie si� jest niepotrzebne. I tak
nikt z ludzi go
nie zauwa�y. Nauczy� si� rozr�nia� marki samochod�w, poznawa� po szumie, czy
nadje�d�a
ci�ar�wka, autobus czy osobowy. Po jakim� czasie odwa�y� si� zwiedzi� jeden z
samochod�w
zaparkowanych przy jeziorze, ale na uboczu. Skoro okaza�o si� to bardzo �atwe i
bezpieczne,
rozzuchwali� si� tak, �e w samo po�udnie opuszcza� wierzbow� dziupl�, sk�d
bracia
obserwowali �ycie pla�owicz�w (najcz�ciej jednak on z Fantkiem, ale Nibek
czasem te� da�
si� nam�wi�), i kiedy sobotnio-niedzielni przybysze sma�yli si� na s�o�cu albo
chlapali w
wodzie, przemyka� si� od wozu do wozu, usi�uj�c zbada� ich natur�. Fantek mu
zazdro�ci�,
ale musia� s�ucha� najstarszego, a Nibek zabroni� mu z�azi� z wierzby. Robkowi
nie zabrania�,
bo Robek sk�din�d by� bardzo rozwa�ny, a umia� te� by� niezwykle uparty.
Przepowiada� mu
tylko, �e to si� kiedy� �le sko�czy. I poniek�d, to jest ze swojego punktu
widzenia, Nibek
mia� racj�. Robek natkn�� si� pewnego razu na nowiutkiego malucha z zielonym
listkiem,
otwartego na przestrza�. Oczywi�cie wlaz� do �rodka i a� gwizdn�� z rado�ci � na
siedzeniu
le�a�a ksi��eczka pt. �Je�d�� Fiatem 126p�. � To jest to, czego mi by�o brak �
mrukn�� i zabra�
si� do lektury. Zabra� si�? Gdzie tam, uton��, i to tak gruntownie, �e us�ysza�
g�osy w�a�cicieli
wozu tu� nad dachem, a gdy sp�oszony spojrza� w lewo-prawo, przy drzwiczkach z
obu stron zobaczy� d�insy i kraciaste koszule. Mia� tylko tyle czasu, �eby si�
ze�lizgn�� pod
fotel.
Do auta wsiedli ch�opak z dziewczyn�. Ch�opak powiedzia�: �No, to ja ci� troch�
podszkol�
po drodze�. Robek pomy�la�: �Mnie te��. I kiedy auto podskakiwa�o po le�nym
trakcie,
wyczo�ga� si� spod fotela, uwa�niej spenetrowa� wzrokiem wn�trze i po dyndaj�cym
pasku
szybko wspi�� si� do kieszeni kurtki wisz�cej obok kierowcy. Punkt obserwacyjny
okaza�
si� znakomity.
T� jedyn� lekcj� jazdy Robek op�aci� trzydniow� w�dr�wk� powrotn�, jednak mimo
wyrzut�w
Nibka (Fantka te� � zazdro�ci�, wi�c tym bardziej si� m�drzy�) uwa�a�, �e warto
by�o.
�e przyda�oby si� jeszcze.
�Ale i tak co� ju� umiem � m�wi� sobie teraz. � Gdyby to by�o co� warte...� � i
g�o�no
zwr�ci� si� do Myszy: � No, gdzie to jest? Daleko jeszcze?
� Zaraz, zaraz, w moim wieku trudno szybciej biega� � odpowiedzia�a Stara Mysz
nie
zdaj�c sobie sprawy, �e Korzeniacy prze�yli ju� wiele, wiele pokole� myszy. �
Tam, w tych
�opianach.
Fantek wystrzeli� naprz�d, Robek zwolni� � przej�� go strach przed
rozczarowaniem. Spomi�dzy
�opian�w dolecia� d�wi�k klaksonu i g�os Fantka:
� Tr�bi! Jaki fajny! W sam raz!
��e tr�bi, to jeszcze o niczym nie �wiadczy� � pomy�la� Robek, ale ju� si� nie
hamowa� i
ruszy� biegiem. Mysz te� przyspieszy�a kroku.
� Landrover! � wykrzykn�� Robek.
� Patrz, i kierownic� mo�na kr�ci�! � powita� go Fantek. � I pasy bezpiecze�stwa
ma!
Stara Mysz te� ju� dobieg�a, troch� z�a, �e Fantek by� pierwszy. Bo liczy�a, �e
sama zademonstruje
dzia�anie klaksonu. Mia�a jednak co� jeszcze w zapasie. Wsun�a �apk� przez
otwarte okienko, nacisn�a jaki� prze��cznik i p�mrok pod �opianami przeci�y
smugi reflektor�w.
� Widzicie? Bardzo praktyczne, mo�na by nork� o�wietla�!
� Tak, rzeczywi�cie � przytakn�� machinalnie Robek. � Przepraszam was.
Przepraszam,
ale wpu��cie mnie do �rodka. Niech ja to zbadam. Skoro ju� przezywacie mnie
technikiem...
Chcia� si� u�miechn��, ale u�miech wyszed� mu krzywo, bo ju� ze zmarszczonym
czo�em
wpatrywa� si� w tablic�. Stara Mysz i Fantek potulnie stan�li obok wozu.
� Zaraz. Poczekajcie � mrucza� Robek. � Sprz�g�o.... jest. Peda�... jest.
Stacyjka? W porz�dku.
� O, jakie �liczne kluczyki � ucieszy� si� Fantek.
� Tak, �liczne. Odsu�cie si� � Robek spi�ty do niemo�liwo�ci przekr�ci� kluczyk.
Rozleg�
si� szum silnika. Z westchnieniem opad� na oparcie fotela.
� I co, i co? � Fantek podskakiwa� z przej�cia.
� Zaraz, spokojnie. Zobacz�, co ma pod mask�.
Ale nie zd��y� zrobi� dw�ch krok�w, kiedy rozleg� si� �omot i trzask �amanych
ga��zek i
tu� obok auta spad�a wielka czerwona pi�ka. Zaraz rozleg� si� wrzask:
� Czemu wyrzucasz, �omie!
� A na co nam, to dobre dla szczawik�w.
� Mo�na by spyli�!
� To id� i przynie�!
� Benio i Henio � powiedzia� Robek � poznaj� po g�osie! Siadajcie i wiejemy.
Gdzie
Mysz? Aha, ju� uciek�a. Podzi�kujemy potem. Fantek, szybciej!
Fantek sta� przy drzwiach niezdecydowany.
� Nie lepiej si� schowa�?
� I zostawi� im Landrovera?! Jazda!
� A toto ruszy?
� Pewnie, co my�lisz? Sprz�g�o, stacyjka, gaz... Musi ruszy�.
Ruszy�o. I to jak! Fantka cisn�o w g��b fotela.
� Zapnij pas � nakaza� Robek.
� Jak to si� robi?
� No, to nie zapinaj, potem ci poka��!
Nie by�o czasu na instrukta�, w �opianach ju� szura�y buty Be�ka (czy mo�e
He�ka). Landrover
�miga� mi�dzy �opianami, potem podskoczy� par� razy na korzeniach olch, zaraz
b�dzie
��czka.
Czas by� najwy�szy. Od olch goni� ich g�os Benia (czy Henia).
� Kurde, p�kni�ta! Ty g�upi, po co� j� kopa�?! Fantek obejrza� si�, jakby m�g�
zobaczy�
�obuz�w, oczywi�cie nie zobaczy�, ale wyobrazi� sobie ich bezczelne, z�o�liwe
g�by i powiedzia�:
� Mieli�my fantastyczne szcz�cie. Pi�� minut p�niej i Benio...
� Raczej Henio, on jest mniejszy i s�ucha tamtego.
� Wi�c Henio wzi��by w�z w �apska i klops. Teraz dopiero na dobre dotar�o do
�wiadomo�ci
Fantka, �e od pi�ciu minut s� zmotoryzowani.
� Fantazja � powt�rzy�. � Je�dzi! I od pierwszego momentu jest niezawodny.
�Niezawodny to jestem i ja � pomy�la� z dum� Robek. � Fantek tr�bi�by do
upojenia i nic
wi�cej�.
Fantek te� pewnie co� takiego pomy�la�, bo wreszcie zada� pytanie do rzeczy:
� S�uchaj, a w�a�ciwie dlaczego on jedzie?
� Zrobi� wam kurs jazdy, to si� dowiesz.
� Tylko powiedz, na co on jest? Na spr�yn�, na bateryjk�?
� Fantek chcia� pokaza�, �e i on ma jakie� poj�cie o rodzajach nap�du.
� Co� ty? �adna bateryjka nie da�aby mu takiego ci�gu. Patrz na krzaki, jak
migaj� za
oknem. Ty, fantazja! Chyba prze�cign�liby�my rower?
� Bez trudu. A ja przecie� nie dociskam do dechy.
� Aha! � Fantek uda�, �e rozumie, ale zaraz si� podda�: � To znaczy, co robisz?
� Nie daj� pe�nego gazu.
� To jest na gaz! Aha! A czemu nie dajesz pe�nego?
� Bracie, stuknij ty si� w czo�o, przecie� ja pierwszy raz prowadz�. Boj� si�. I
musz� patrze�
na drog�.
Fantek zn�w wyjrza� przez szyb�: ��czka, na kt�r� zwykle potrzebowali dziesi�ciu
minut (i
to z g�rki, pod g�rk� kwadrans), zosta�a dawno za nimi, paprocie chyba te�. Nie,
przez paprocie
nie jechali. Robek wybra� inn� tras� � Je�ow� Dr�k�, dobrze ubit� przez
dzielnych tuptaczy.
Oczywi�cie, tu przy tym pie�ku jest odga��zienie nad strumie�, do bobr�w. Zaraz,
ale w
tym tempie za par� minut b�d� w domu!
� No, wyobra�am sobie, jak� min� zrobi Nibek! � zawo�a� z uciech�.
� Ja te� � odpowiedzia� Robek, ale bez uciechy.
FANTEK
Nim Landrover przeby� drog� od wrzos�w do ganku, Nibkowi starczy�o czasu, by
par� razy
przepowiedzie� sobie jeszcze jedn� zasad� �na wypadek wypadku�: co si� sta�o, to
si� nie
odstanie. Nie m�g� si� zdoby� na radosny wyraz twarzy, ale opanowa� panik� i
�podkr�ci��
zaciekawienie.
� Trzymajcie mnie, bo zemdl�j�! � zawo�a� z nieco sztuczn� werw�. � Mniej by
mnie
zdziwi� lataj�cy je� ni�... Co to jest? Sk�d to macie?
� Co to jest, to ja sam tak dok�adnie nie wiem � powiedzia� wysiadaj�c Robek,
ale Fantek
nie dopu�ci� go do g�osu:
� Jak to, nie widzisz? Samoch�d! Fantastyczny! Ledwie�my go dotkn�li, ju� nam
uratowa�
wolno��, a mo�e i �ycie!
� Nie przesadzaj � mitygowa� go Robek. � Stara Mysz bez wozu, a usz�a ca�o.
� Bez wozu to �adna sztuka! My by�my te� zd��yli si� schowa�.
� Czekajcie, nic nie rozumiem. Robek, opowiedz wszystko po kolei. A ciebie,
Fantek, b�agam,
nie przerywaj mu!
Robek szybko i zwi�le przedstawi� ca�e zdarzenie, tak zwi�le, �e Fantek m�g�
wytrzyma�
i nie przerywa�. Ale zaraz potem sobie u�y�:
� Wi�c widzisz, Nibek, to jest rzecz porzucona. Nie musisz zarz�dza� poszukiwa�
w�a�ciciela.
Ale Starej Myszy nale�y si� pi�kny prezent. Zaraz po obiedzie pojedziemy do wsi
po
s�onin�. Albo nie, lepiej do Zamku. Wprawdzie dalej, ale teraz to nie ma
znaczenia. Ty wiesz,
jak on p�dzi? Jak wiatr, jak huragan, jak rower! I po ka�dej drodze-nie drodze,
trawa, korzenie,
piach, ka�u�a... to nic dla niego. W�a�ciwie to niesprawiedliwe, �e Robek
wynalaz� mu
imi� od roweru.
� Landrover nie jest �od roweru�, tumanie � poucza� go Robek. � To jest marka
wozu, tak
jak fiat albo skoda.
� Niech ci b�dzie � nie przej�� si� Fantek i dalej wychwala� nabytek: � Ma
fantastyczne reflektory,
o p�nocy mo�esz je�dzi�! Na przyk�ad w Zamku mo�emy zosta� spokojnie do
wieczora
i obejrze� film. A jutro mo�emy pojecha� na Bukowe Wzg�rze i zobaczy� wreszcie,
co
si� dzieje z Bukowcami. A pojutrze mo�emy si� wybra� do sadu i przywie�� a�
dziesi��,
gdzie, pi�tna�cie, dwadzie�cia �liwek. Albo nie, zr�bmy d�ug� wycieczk�! Chyba
od dziesi�ciu
lat nie byli�my nad morzem. Ale od dzi�... wystarczy skok do Landroveru!
� ...Ra� poprawi� Robek.
� Co �ra�?
� Landrovera. Jak: fiata, nie jak: roweru. M�w poprawnie!
� E tam. Grunt, �e to cud, nie w�z. Szkoda tylko, �e taki brzydki.
� Brzydki? � przerwa� mu z oburzeniem Robek. � Gdybym m�g� prosi�
przodk�wczarodziej�w
o w�z, innego bym nie wybra�! Przecie� on jest w sam raz na nasze potrzeby.
Nibek spojrza� uwa�niej na w�z i musia� przyzna�, �e istotnie jest w sam raz.
Nie tylko je�li
chodzi o wymiary. Kolor te� ma taki, �e nie trzeba mu maskowania. Nie b�yszczy
�adnymi
g�upimi niklami, szumi bardzo umiarkowanie, mysz czy zaj�c us�ysz�, ale cz�owiek
� mowy
nie ma. No i je�li to prawda, �e dla niego nie ma z�ych dr�g...
Poczu�, �e w miejsce odrazy do niechcianego nabytku zaczyna nabiera� do niego
troch�
sympatii. W sam raz i jakby z r�k przodk�w-czarodziej�w... Podszed� bli�ej do
Landrovera,
puszczaj�c mimo uszu kolejne pomys�y i propozycje Fantka. Zajrza� do wn�trza.
� Chyba wygodny i �adowny? � zwr�ci� si� do Robka.
� Jeszcze ma baga�nik, ale nie zagl�da�em do �rodka. Obeszli w�z dooko�a, Nibek
mimochodem
popatrzy� na �cie�k�, kt�r� bracia przed chwil� przyjechali, i chwyci� Robka za
rami�:
� Zobacz, on nie zostawia �lad�w!
� Niemo�liwe! To znaczy: masz racj�! Jak on to robi?
Przykucn�li, �eby przyjrze� si� oponom � by�y normalne. Ale za tylnymi ko�ami
zauwa�yli
co� w rodzaju ni to firanek, ni brony.
� Tajemnica wyja�niona! � ucieszy� si� Robek i odczu� ulg�: nie chcia�, �eby
Landrover
mia� jakie� niewyt�umaczalne w�a�ciwo�ci. � To takie wycieraczki-zacieraczki.
Pomys�owe,
nie powiem. Kiedy go b�d� wprowadza� do gara�u � odruchowo przemianowa� magazyn
na
gara� � przypatrzcie si� dok�adnie, jak dzia�aj�.
I zapomniawszy, �e mia� otworzy� baga�nik, siad� za kierownic�.
� Coo, ju� chcesz go schowa�?�roz�ali� si� Fantek.
� Na razie. Ma kolor ochronny, ale lepiej go nie trzyma� na widoku. I musz� mu
si� w
spokoju przyjrze�.
� Ty, ty! Wszyscy musimy. I wszystkich musisz nauczy�, jak si� prowadzi �
upomina� si�
o swoje Fantek.
� Tymczasem wszyscy musimy zje�� obiad i wycisn�� sok z je�yn, nim sple�niej� �
sucho
stwierdzi� Nibek.
� No wiesz! Takie nadzwyczajne wydarzenie, a ty o je�ynach i obiedzie.
� Nienadzwyczajne sprawy te� maj� swoje prawa � odpar� pojednawczo Nibek. � Nie
martw si�, to d�ugo nie potrwa, jeszcze dzi� dorwiesz si� do kierownicy.
� A nie m�g�bym ju�? � Fantek spojrza� na Nibka, potem na Robka tak b�agalnie,
�e starsi
bracia musieli si� u�miechn��.
� Och, ty czarusiu! No dobrze, siadaj! � zgodzi� si� Robek, a Nibek dorzuci�:
� Jak�� godzink� mo�ecie potrenowa�, ja w tym czasie przygotuj� obiad.
Popatrzy�, jak auto zatacza ko�o, jak wycieraczki � zacieraczki, kr�c�c si� i
przesuwaj�c w
lewo-prawo, zamiataj� �lady k�, po czym ruszy� do kuchni, do rondli. Dok�d ich
te� ponie-
sie? � zastanawia� si� kroj�c jarzyny na zup�. Mniejsza z tym. Przemy�li to
wszystko p�niej.
Mo�e ten samoch�d nie b�dzie a� tak� kl�sk�, jak mu si� zdaje?
Fantkowi oczywi�cie ani w g�owie nie powsta�o, �e w�z m�g�by by� kl�sk�. Kr�ci�
si�
obok Robka i nie m�g� si� doczeka�, kiedy zamieni� si� miejscami.
� Dok�d pojedziemy?
� My�l�, �e na Bobrow� Drog�. Jest dosy� szeroka, b�dzie jak zawraca�. I do
bobr�w mo�emy
przy okazji zajrze�, dawno�my nie byli.
� Tak. Albo wiesz, nie. Jed�my do bunkra!
� Eee. Tam tak ponuro, no i w�e.
� To w�a�nie bardzo dobrze. Nikt nie �azi. A tam jest ogromny betonowy plac, nie
ma strachu,
�e na co� wjad�.
� Prawda. Tylko �e w tej chwili na wygrzanym betonie �pi� sobie w�e.
� O mamo! Przeprosimy je, obiecamy, �e przywieziemy jutro mleka, to si� posun�.
Robek us�ucha� Fantka, ale z oporami. Nie chodzi�o mu o w�e, znajome przecie� i
prawie
zaprzyja�nione. Chodzi�o o bunkier i to, co si� z nim kojarzy�o. Zamkn�li te
sprawy w Skrzyni
Pami�ci, by�o-przesz�o, koniec. Ale wida�, Skrzynia si� nie domyka�a, najlepszy
dow�d, �e
Fantek raz po raz wykrzykiwa� �mamo�, on, Robek nie cierpia� bunkra, a Nibek
odzywa� si�
czasem tonem, kt�ry by�by w sam raz dla owego siwawego brodacza, co porzuci�
Landrovera,
ale nie dla wiotkiej postury i �agodnej, troch� zawsze rozmarzonej twarzy Nibka.
W�y nie musieli przeprasza�: wylegiwa�y si� na lekko pochy�ym betonowym bloku,
kt�ry
kiedy� by� cz�ci� innego bunkra, i nawet nie raczy�y podnie�� g��w, by
zobaczy�, co tam
szura w pobli�u. A szura�o nie�le � na g�adkiej przestrzeni Robek sprawdza�
swoje mo�liwo�ci,
coraz szybciej wykonuj�c p�tle i �semki. Fantek mniej wi�cej cierpliwie
obserwowa�
brata, wreszcie mia� do��:
� Jeste� �wietnym kierowc�. Poka� teraz, jakim jeste� instruktorem.
Robek, troch� zmieszany tym, �e go ponios�o i zapomnia�, po co przyjechali,
zahamowa� i
zacz�� t�umaczy� Fantkowi, co do czego s�u�y. Fantek by� bardzo poj�tny, w og�le
umys�
mia� lotny. A� za lotny, bo nieraz przelatywa� nad drobiazgami i szczeg�ami, i
prze�yli ju�
sporo tarapat�w z powodu tej lotno�ci. Teraz jednak skupi� si�, jak tylko m�g�,
ch�on�� ka�de
s�owo i wiernie na�ladowa� ka�dy gest instruktora.
� My�l�, �e ju� mo�esz spr�bowa� � zdecydowa� Robek. Ruszyli troch� zbyt
skocznie, ale
po chwili sz�o ju� dobrze. Po jednej, drugiej p�tli Fantek czu� si� tak pewny
siebie, �e zacz��
rozmow�.
� Ten samoch�d spad� nam jak z nieba. Nie wiem, jak ty, ale ja ju� si� troch�
zaczyna�em
ba�, �e przez t� szos� i ruch w lesie b�dziemy jak w wi�zieniu. Tu nie mo�na
i��, bo jaki�
biwak, dzi� siedzimy w domu, bo nadci�gn�a horda jagodziarzy, na drug� stron�
szosy tylko
noc�, a i to niebezpieczne... Od rozpocz�cia budowy nie wiemy, co z Bukowcami,
bo Nibek
si� boi nocnej wyprawy za szos� i przez zrujnowany las.
� Nibek boi si� czego innego � przerwa� Robek. � Boi si�, �e Bukowc�w ju� nie
ma. Przecie�
oni te� nas odwiedzali, a teraz si� nie pokazuj�.
Fantek, zaskoczony, straci� mow�. To mu nie przysz�o do g�owy. T�skni� za
Bukowcami,
za ich przezabawnym mieszkaniem wysoko, wysoko w konarach Buku, czasem nawet i
za
uci��liw� drabink� sznurow�, po kt�rej trzeba si� by�o wspina� do pierwszych
ga��zi (dalej
ju� by�y schodki). Najwi�cej za� t�skni� za nimi wszystkimi: za starym Bukowcem,
t�gim,
silnym wsamrazkiem, za jego dwoma synami, Korasem i Latasem. Mniej za c�rk�
�migie�ka
(co Nibek w niej widzia�? Aha, dlatego nie ma odwagi dowiedzie� si�...), lecz za
mam� Bukowcow�
� strasznie.
� Niemo�liwe! � przerwa� milczenie. � Ale je�li nawet, to tym bardziej trzeba
ich szuka�.
Nie mo�emy przecie� zosta� zupe�nie sami na �wiecie!
Zawr�ci� ostro, jakby ju� mieli jecha� na poszukiwanie przyjaci�, i nie zdaj�c
sobie dobrze
sprawy z tego, co robi, coraz mocniej naciska� peda�.
� Noga z gazu! � krzykn�� Robek.
Fantek docisn�� do dechy. Szyby by�y podci�gni�te, mimo to us�yszeli gwizd za
oknem.
� Hamuj, wariacie! � Robek rzuci� si� w lewo, chwyci� kierownic� i w ostatniej
chwili
zdo�a� zakr�ci�. Sekunda, p� i wystrzeliliby z p�yty mi�dzy od�amki gruzu i
powalone pnie.
Wyszli z wozu, Robek by� blady, Fantkowi kolana si� trz�s�y.
� O mamo! � wyszepta� patrz�c na rumowisko u ko�ca p�yty.
� Teraz �o mamo� � rozpiekli� si� Robek. � A jak wo�a�em �zwolnij�, to�
przyspieszy�!
� Wo�a�e�: �no, gaz, gazu�.
� Wo�a�em: �noga z gazu�, a nie: �no, gaz, gazu�.
Zawstydzony Robek t�umaczy� si�, �e wtedy �w m�ody ch�opak z fiacika tak w�a�nie
komenderowa�,
a dziewczyna rozumia�a, �e nie ma dociska�. Fantek ju� wr�ci� do siebie:
� S�uchaj, on ma fantastyczn� szybko��. Przecie� ta p�yta jest d�uga, a my�my
dos�ownie w
ci�gu paru sekund... Patrzy�e� na szybko�ciomierz?
� Nie. W og�le jeszcze nie patrzy�em. Zaraz... Co to ma znaczy�, u licha? �
pokr�ci� g�ow�
Robek. � Na zdrowy rozum, to to jest szybko�ciomierz. Ale niech po�kn� �abi
skrzek, je�li
wiem, w czym on mierzy.
� No w tym, w tej szybce.
� Oj, ty, nie strzelaj bez prochu. W jakich jednostkach? Metrach? Kilometrach?
Milach?
� Tu jest napisane: WM. Chyba w metrach.
� Trzeba to b�dzie wyskalowa� � Robek mi�osiernie zrezygnowa� z pouczania
Fantka. � A
wska�nik zu�ycia paliwa te� przeinaczony... Tkni�ty jak�� my�l�, wyskoczy� i
podni�s� mask�.
� Fantek, sp�jrz! � zawo�a� sko�owany, bo pod mask� by� wprawdzie silniczek, ale
nic
wi�cej. � Gdzie on ma �r�d�o energii?
Fantek po raz pierwszy w �yciu zobaczy�, co jest pod mask�, ale mo�e w�a�nie
dlatego trafi�
w dziesi�tk�:
� A to? To, do czego prowadz� te kable? � wskaza� na co� w rodzaju kanistra z
szarego
metalu, umocowanego w najg��bszej g��bi.
� Automatyczna skrzynia bieg�w � paln�� Robek, �eby si� popisa�, ale zaraz
spokornia�: �
Ty, to chyba jest jaka� superbateria albo co�... Nie wiem. Ale ja jeszcze
zg��bi� t� tajemnic�.
� Nie zg��biaj, nie zg��biaj! � odpowiedzia� Fantek. � Z tajemnicami jest tak,
�e wystarczy
czeka�: albo si� same wyja�ni�, albo stan� si� niewa�ne. Gdyby�my wszystko
chcieli wiedzie�,
toby nam dawno g�owy pop�ka�y.
�No, twojej p�kni�cie nie grozi� � pomy�la� Robek, ale g�o�no powiedzia� tylko:
� Tak czy
owak, trzeba wraca�. Nibek si� na pewno niecierpliwi.
� Nibek w og�le ostatnio ma znacznie mniej cierpliwo�ci. Nie m�w mu o tym, no,
�noga z
gazu�, dobrze?
� Nie mia�em zamiaru.
� Widzisz, bo Nibka trzeba oswoi� z wozem. On si� bardzo stara, ale ja my�l�, �e
wcale
si� z niego nie ucieszy�.
� Prosz�, i ty to zauwa�y�e�?
� Nie jestem taki roztrzepany, jak wam si� wydaje � odpowiedzia� Fantek z
godno�ci�. �
Tylko my�l� bardzo szybko i o wielu rzeczach naraz.
�To racja� � b�ysn�o Robkowi i w dow�d uznania ust�pi� bratu miejsca przy
kierownicy.
� Je�li ty zajedziesz przed dom � t�umaczy� Fantkowi � Nibek nabierze
przekonania, �e
prowadzenie to nic takiego. Nie martw si�, oswoimy go z wozem.
Ale Fantek ani my�la� si� martwi�. Skupi� po�ow� uwagi na drodze i kierownicy, a
drug�
wypu�ci� w przysz�o��. Bukowce, Zamek, morze, �liwki, wie�... a w�a�ciwie czemu
by nie i
miasto? Przysz�o�� zapowiada si� fantastycznie!
II. SAMA RADO�� ALBO PRAWIE...
ZAMEK
Zobaczyli Nibka spokojnie naprawiaj�cego okiennice z kory przy oknie jadalni.
Fantek
dobrze wiedzia�, co znaczy ten spok�j: najwyra�niej Nibek nie m�g� sobie miejsca
znale��,
wi�c zabra� si� do roboty, kt�r� niby trzeba by�o zrobi�, ale mog�a poczeka�.
� Robek, pami�tasz? O �tamtym� ani-ani.
� M�wi�em przecie� � mrukn�� Robek. Te� si� domy�la�, czemu Nibek akurat teraz
dokr�ca
zawiasy, a cho� �technik�, mia� do�� wyobra�ni, �eby wczu� si� w niepok�j
najstarszego
brata. Gdyby jeszcze tamten wiedzia�, �e byli o krok od katastrofy, chybaby si�
zamartwi� na
�mier�.
Nibek od�o�y� �rubokr�t i ruszy� w ich stron�.
� No i jak posz�o?
� Fantastycznie! � zaterkota� Fantek. � To jest tak �atwe, jak... jak... Jak nie
wiem co. Do
wieczora i ty b�dziesz umia�. Nauczysz si� po drodze.
� Po jakiej drodze?
� No, mamy przecie� jecha� do Zamku.
� Nie przypominam sobie. Pogadamy przy obiedzie.
Robek waha� si� chwil� � zostawi� w�z czy wprowadzi� do gara�u? �al go spuszcza�
z
oczu, jednak licho nie �pi.
� Nibek, mo�esz otworzy� wrota? � zawo�a�.
Nibek oczywi�cie m�g�. M�g� tak�e przesun�� kubki z je�ynami, �eby w�z stan��
mniej
wi�cej swobodnie.
� Trzeba b�dzie troch�, a nawet sporo, powi�kszy� magazyn. Kto wie, czy w og�le
nie
zrobi� drugiego � zauwa�y�, gdy Robek, wysiadaj�c, ledwie si� przecisn�� obok
armaty.
� Chyba tak! � ucieszy� si� Robek. Nie akurat z tego, �e b�d� kopa� drugie
pomieszczenie
(cho� i to lubi�), ale �e Nibek troszczy si� o samoch�d. Wi�c si� �oswaja�!
Wewn�trznymi schodami weszli do mieszkania. Fantek zd��y� tymczasem nala� zup�
do
talerzy i postawi� na stole misk� makaronu. Ledwie siedli, wr�ci� do swego:
� S�uchajcie, naprawd� jed�my po obiedzie do Zamku. I tak by�my musieli gdzie�
si� ruszy�
po zapasy. Ja nie narzekam, ale powiedzcie sami: pi�ty dzie� jemy makaron...
� Starczy go jeszcze na miesi�c � wtr�ci� Robek.
� No w�a�nie! Kto to wytrzyma! A przyznajcie, gdzie jest lepszy prowiant ni� w
Zamku? I
to bez �adnego tam skradania si� i innych takich.
� Je�yny.... � zacz�� Nibek.
� O, je�yny! Mam pomys�: zabierzmy je w prezencie. Dawniej nie mogli�my, a teraz
bez
k�opotu. Postawimy na progu i staniemy za floksami, a babcia Romkowa wyjdzie i
powie do
dziadka Romka: Romeczku, zobacz, jakie �liczne je�yny! Chyba krasnoludki
przynios�y! Jak
si� um�czy�y, nieboraki! A pan Romek na to: Nie do wiary, przecie� krasnoludk�w
nie ma na
�wiecie. Ona zabierze je�yny, a on zostawi drzwi szeroko otwarte i naumy�lnie
b�dzie szuka�
czego� na p�ce, �eby�my mogli wej��...
W miar� jak Fantek roztacza� wizj� odwiedzin, Nibkowi twarz pogodnia�a,
pogodnia�a, a�
zawo�a�:
� Bardzo dobry pomys�, bracie! �wietnie. Jedziemy!
Trzy kubki je�yn umie�cili w baga�niku. Robek chcia� przy okazji zbada�, co le�y
na dnie,
opakowane w ochronny materia�, ale Fantek tak pogania�, �e z ci�kim sercem
musia� od�o�y�
to na potem.
Uradowany Fantek wielkodusznie zgodzi� si� siedzie� w tyle i pilnowa� czwartego
kubka.
Zreszt�, to by�a taka ich �wi�ta zasada: ten, kt�ry poda pomys�, bierze na
siebie najmniej
przyjemn� rol�. Na przyk�ad: kto chce ognia na kominku, r�bie drzewo, kto chce
miodu, pertraktuje
z pszczo�ami.
Robek chcia� ju� od domu zacz�� lekcj� jazdy, Nibek jednak mia� zastrze�enia:
� Wiesz, ja najpierw wol� si� przypatrzy�, jak ty to robisz. Poza tym pojedziemy
chyba
trudn� tras�, nie mo�emy w bia�y dzie� pcha� si� na ludzkie �cie�ki. A niech ja
na jakim�
zakr�cie w�aduj� w�z w drzewo albo co... Fantek przypomnia� sobie, �e on sam na
najprostszej
drodze o ma�o nie w�adowa�, i skruszony postanowi� nie dopomina� si� o
kierownic�.
Chyba �e b�d� wraca� ludzk� drog� � z�agodzi� sobie szybko kar�.
Robek przez chwil� zastanawia� si� nad tras�.
� My�l� � powiedzia� wreszcie � �e najrozs�dniej b�dzie jecha� najpierw do
je�yn, potem
Sarnim Traktem do wodopoju, a stamt�d �cie�k� W�dkarzy. Je�li tam nawet kt�ry�
siedzi nad
strumieniem, to nas nie zauwa�y, oni by i traktora nie zauwa�yli. No, a potem
ju� pod g�r�
prosto, to znaczy krzywo, bo zakosami, obok Klubu Jaszczurek, do bramy.
� Ale� to jest okropne ko�o! � zdziwi� si� Nibek. � Trasa na p� dnia.
� Pieszo tak. Wozem za godzin� powinni�my by�. Za godzin�! Nibek zacz��
przelicza�
trasy piesze na samochodowe. Do wsi � trzy godziny bez baga�u, na powr�t cztery,
bo z obci��eniem,
wi�c autem w sumie godzina. Na Bukowe Wzg�rze � z plecakami i namiotem,
ostry marsz, z dwoma noclegami, zawsze im zesz�o dwa i p� dnia. A wozem liczy
si� na godziny!
Szosa odci�a ich od �wiata, a samoch�d �wiat im otwiera � ol�ni�o go. Klin
klinem!
Poczu� si� jako� inaczej w wozie. Opar� si� wygodnie i z zaciekawieniem
ws�uchiwa� w
siebie: jak prze�ywa jazd�? �wiat mijany p�dem inaczej wygl�da. Na przyk�ad te
je�yny: nie
ty si� do nich zbli�asz, ale one biegn� tobie naprzeciw. Li�cie krzew�w
nadlatuj� jak szybkie
zielone chmury, promienie s�o�ca nie prze�wituj� przez listowie, tylko padaj� na
mask�, troch�
jak ��te li�cie, troch� jak wielkie p�atki �niegu, kt�re b�yskawicznie
topniej�. Ale c� to?
Co to takiego szarego, wysokiego wyros�o przed nimi?
� Robek, uwa�aj, zaj�c! � zawo�a�.
� Widz�, zwalniam przecie�.
Niepotrzebnie, bo zaj�c da� susa i znikn�� w sosnowym m�odniaku.
� Przestraszyli�my go � zmartwi� si� Fantek. � Trzeba mu b�dzie potem
wyt�umaczy�.
Kt�ry to by�?
� Chyba Marchwiarz. Ale s�uchacie � Robek plasn�� d�oni� w czo�o � co zrobimy z
kurami?
� Z kurami? � zdziwi� si� Fantek.
� Z kurami Romk�w. Narobi� wrzasku, jakby pi�� jastrz�bi spad�o.
� To mo�e ja wysi�d� w bramie i p�jd� je uprzedzi�? � zaproponowa� Nibek.
� Kury? Kaczki, g�si, nie m�wi�. Ale kury s� takie g�upie. Za minut� zapomn�.
� Eee, mamy si� czym przejmowa�. Rozgdacz� si�, no i co? Romkowa powie: A c�
si�
tam dzieje? I wyjdzie, i zobaczy w�z, i dopiero si� zdziwi � za�mia� si�
beztrosko Fantek.
� Lepiej uwa�aj teraz, jeste�my na �cie�ce W�dkarzy. A nu� kt�ry ju� si� ob�owi�
i wraca?
Robek spojrza� w prawo � na skraju lasu schodz�cego ze wzg�rza by�o do��
wysokiej trawy,
by w razie czego da� nura. Spojrza� w lewo � na ��kach wzd�u� strumienia pusto,
je�li nie
liczy� krowy, uwi�zanej zreszt� do ko�ka. Tylko w oddali, ju� opodal Zamkowej
G�ry, tkwi�
nad wod� m�czyzna z w�dk�, lecz ten by� niegro�ny, gdyby chcia� wraca�, to nie
t�dy.
�A jednak z wozu mniej si� widzi��rozmy�la� Nibek, kiedy ��ka, strumie� i
olszyna nad
strumieniem zosta�y w tyle. Jechali teraz bit� drog� wok� Zamkowej G�ry, pod
murkiem
oddzielaj�cym j� od stromego zbocza. Gdyby maszerowali po murku, mieliby z
jednej strony
��czk� i dalej ca�e morze drzew, z drugiej widok na g�r� i Zamek. A teraz co: na
prawo mur,
na lewo mur, w �rodku szosowe kamienie. Jaszczurek na pewno nie zobacz�.
Oczywi�cie,
przecie� to ju� brama!
Ogarn�� ich ch�odny cie�, Robek zwolni�, bo w d�ugiej bramie obronnej by� ju�
bruk i dalej
na dziedzi�cu te�. Nie chc�c mimo wszystko zaje�d�a� przy wt�rze kurzego larum,
wybra�
objazd wzd�u� mur�w. I bardzo dobrze: zd��yli bowiem spostrzec rower oparty o
p�otek przy
ogr�dku Romk�w.
� A to pech! Kto� u nich jest � rozczarowa� si� Fantek.
� Nie szkodzi � pocieszy� go Robek. � Zapomnia� zamkn�� furtk�, wi�c wjedziemy,
zaparkuj�
za floksami i poczekamy.
� Ty te� zapomnia�e� o furtce � zauwa�y� Nibek.
� Fakt � przyzna� Robek. � Do tej pory nas nie obchodzi�a, przechodzili�my
mi�dzy sztachetami.
Wysiedli.
� I co dalej? � denerwowa� si� Fantek. � Wszystko nie tak, jak mia�o by�.
Postawmy chocia�
je�yny na progu.
� Dobrze � zgodzi� si� Nibek. � Ale ty w�a� na okno i pilnuj, czy rowerzysta nie
ma zamiaru
wyj��.
Fantek wspi�� si� po dzikim winie, korzystaj�c z os�ony doniczek przemkn�� po
parapecie
do znajomego k�ta za firank�. Spojrza� ciekawie na kuchni�. Przy stole siedzieli
Romkowie i
ich go��. Chyba ju� d�ugo siedzieli, bo herbata by�a wypita, a na talerzu
pozosta�y tylko dwa
kawa�ki placka.
� Ale ja si� na to nie zgodz� � m�wi� pan Romek. � To jest zabytek, pami�tka po
dawnych
czasach, tu wycieczki przychodz�...
� Bo jak�e tak? � doda�a Romkowa. � My�my tu ca�e �ycie mieszkali, dzieci
wychowali,
ka�dy kamie�, ka�de stworzenie znamy. I teraz na stare lata... � Co ja cioci
poradz�? � roz�o�y�
r�ce go��. � Co s�ysza�em, to powtarzam. M�wili: ruiny gro�� zawaleniem.
� Zawaleniem! Pr�dzej si� ich zakichane wille zawal� ni� te ruiny � oburzy� si�
Romek.
� To niech wuj im to wyt�umaczy, napisze do urz�du. � Go�� wsta�. �
Przyjedzie...
Fantek nie s�ucha�, kto przyjedzie, tylko podpe�z� do kraw�dzi okna i wyjrza� na
dw�r.
Kubki z je�ynami sta�y na progu, bracia siedzieli pod floksami.
� Za chwil� go nie b�dzie! � zawo�a� do nich szeptem. � Ja tu ju� zostan� �
doda�, bo
strasznie mu pachnia� placek.
Ledwie ludzie wyszli z sieni, zsun�� si� po firance na pod�og�, potem z dawna
praktykowanym
sposobem wspi�� si� na por�cz krzes�a, skoczy� � i ju� by� przy placku. Wpakowa�
do
ust najw