5734
Szczegóły |
Tytuł |
5734 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5734 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5734 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5734 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Weiner
Dzie� dobry... jak ci na imi�?
Dym. Gryz�cy czarny dym, kto� biegnie, gdzie� kto� krzyczy, z dala wyj� syreny,
strumie�
wody sika na wszystkie strony, tylko nie w ogie�. Krztusz� si�, niedobrze mi,
boli mnie
g�owa,
nag�y skurcz zgniata mi �o��dek. Rzygam.
Kl�cz�, �wiat wok� wiruje. J.E.! My�l przebiega mi przez g�ow�, biegn�
przedzieram si�
przez t�um, obra�am jakiego� stra�aka, ju� widz� siebie, bohatera, z ni� na
r�kach, osmalony
po�arem, i wtedy widz�, jak kto� k�adzie j� na nosze, n� do skrobania ryb
jeszcze
zaci�nfi�ty w oparzonej d�oni, chwyta powietrze ze �wistem. Chc� do karetki: nie
da rady,
trzy karetki na czterdziestu rannych, tak to jest, jak przedsi�biorstwo nie jest
cz�ci� jakiego�
koncernu i brak mu przemys�owej s�u�by zdrowia...
- No i ten jeden m�wi do tego drugiego, no co, przykro mi, �e ci si� fabryka
but�w spali�a, a
tamten odpowiada: cicho, fabryka but�w pali si� dopiero jutro...
Kto� si� �mieje - ja te� us�ysza�em ten stary dowcip - tylko dlaczego..? Ach, �e
ten po�ar..?
No to by t�umaczy�o... Staram si� przypomnie� sobie... o czym to ja my�la�em...
Przez chwil�
jestem zagubiony, nie wiem, gdzie jestem, kim s� ludzie wok� mnie, kto do mnie
m�wi, id�
prosto, przed siebie. Wiadomo�� wraca powoli, jak wzrok, gdy nagle zga�nie
�wiat�o. Musz�
odszuka� J.E..
*
Id� przed siebie dwupasm�wk�, karetki min�y mnie p� godziny temu... nikt t�dy
nie je�dzi,
mieszkamy w osiedlu ko�o fabryki, autobusy kursuj� tylko w niedziele. Do
szpitala - ile?
Godzina? Powinienem wiedzie�... kiedy brat J.E., jak on si� nazywa... mia�
terapi� genow�,
chodzili�my tam co drugi dzie�, to by�y pi�kne spacery, w �wietle �un od miasta,
wiele czasu
dla siebie, na rozmow�.
Czarny glider hamuje kilka metr�w przede mn�. Oboj�tnie przechodz� obok niego.
- Feb, musimy porozmawia�!
- J.E. jest w szpitalu... - zatrzymuj� si�. Mimo wszystko, mog� mnie podwie��.
- Feb, to... wejd� do �rodka. To, to.. to takie straszne... Wejd�.
- OK, mamo.
*
Tydzie� wcze�niej z J.E. obierali�my lewiatany - to takie nowe ryby, tym to ju�
kompletnie
namieszali w embriogenezie, pysk jak u minoga, ko�ci prawie nie ma, oczu te�
nie, takie
dziwaczne �uski. Karmi� to paskudztwo granulami z syntetyk�w w niemal sterylnych
akwariach - bo toto ma wszystko wyci�te, co nie pomaga w zwi�kszaniu masy cia�a.
Siedzimy w du�ej hali, sami, takie to ju� dziwne przedsi�biorstwo, niby kupa
ludzi
zatrudnionych, a zwykle prawie nikogo nie ma w pracy i nie wida�, �eby si� tym
kto�
przejmowa�. Jaki on ma z tego po�ytek, ten, no, jak mu tam, biskup czy kardyna�,
na Be,
zastanawia�em si� g�o�no. J.E. z w�a�ciwym sobie optymizmem stwierdzi�a, �e i
tak dobrze,
�e co� takiego poza koncernami jeszcze funkcjonuje, ale �e nie widzia�a, �eby z
tej fabryki
odjecha�a cho�by beczka polimer�w. Zakl��em g�o�no, bo skaleczy�em si� no�em -
znowu, te
kurewskie no�e s� do dupy, m�wi� - patrz�, J.E. �mieje si� w g�os..
- Czego si� �miejesz, czego?
- Za tob�, g�uptasie...
Obr�ci�em si� - rzeczywi�cie, nadzorczyni, purpurowa jak burak.
- Za chwil� przyjd� pa�stwo z Wydzia�u Biotechnologii. Prosz� naczas ich tu
pobytu
wykonywa� wy��cznie ich polecenia.
W zasadzie mog�a u�y� g�o�nika, ale nawet jej chyba jako� tak g�upio - og�asza�
si� przez
stuwatowe g�o�niki w olbrzymiej hali po to, �eby powiedzie� co� dwojgu ludzi,
kt�rzy siedz�
dwadzie�cia krok�w od pulpitu kontrolnego. A swoj� drog�, jeden kontroler na
dwoje ludzi
wykonuj�cych prac�... Kto za to p�aci, ja si� pytam? Wierni? Czy s� jeszcze
ludzie nie
zwi�zani z �adn� korporacj�, kt�rzy mog� wolno dysponowa� swoj� got�wk�? Co mi
tam
zreszt�, nasze osiedle daje swobod� wi�ksz� ni� �o�d zaci�nych, jak nazywam
pracownik�w
korporacji. J.E. ze swoimi klasyfikacjami dawno mog�aby wyfrun�� do Krakowa, ale
na razie
woli mieszka� ze mn�. Pewnie si� znudzi, za jaki� czas.
*
- Co? - drzwi glidera zasuwaj� si� za mn�. Jest ciep�o i pachnie r�an� esencj�.
R�e, r�e,
chcia�bym kiedy� zobaczy� jeszcze r�e. Teraz widz�, ojciec wygl�da staro,
starzej ni� przed
tygodniem, gdy go ostatni raz widzia�em. Patrzy nieruchomo przed siebie i nic
nie m�wi.
Matka...pr�buje m�wi� dalej.
- Jak dawno pracujesz w tej fabryce?
- Nie wiesz.? Ach, gdzie� ze dwa lata.
- Od kiedy pracujecie z lewiatanami?
- Rok..? Nie, nie pami�tam... Nie pami�tam. Czekaj, wiem, jak przywozili je, by�
maj,
trzeciego by�o wolne, jak przyjechali�my, te lewiatany...
- Feb... Male�stwo, te lewiatany. Te lewiatany!
- Co, lewiatany! - niepokoj� si� - czy dobrze us�ysza�em? Ja, male�stwo?
- Lewiatany maj� knockout w e-pe-te-cztery - odzywa si� zm�czonym g�osem ojciec
-
Normalnie, powinno to blokowa� wytwarzanie jednego z enzym�w szlaku
dehydrogenazy
alkoholowej. - bla, bla, bla. Pan inspektor, kurwa. - Jak si� okazuje, w
kombinacji z innymi
zmianami genetycznymi prowadzi to do powstania formy plus bia�ka Pe-er-
szesna�cie.
- No i?
- No i to jest prion.
Cisza.
- No i?
- Co no i, do cholery ci�kiej, nie rozumiesz?
Nie chc� rozumie�. Ciekawe, co czeka J.E. - Creutzfeld-Jacobs? Zale�na od
prion�w forma
Alzheimera? A co czeka mnie? Mo�e to ja pierwszy zapadn� na chorob�... zapadn�
na
chorob�... nie pami�tam nazwiska. Zimny pot na plecach. Nie pami�tam. Ci�gle
czego� nie
pami�tam... ... my mind is going. I can feel it. Kto to powiedzia�?
*
Kontrolerka nie wr�ci�a z hali, nie wr�ci�a za sw�j pulpit. Za przezroczystymi
�cianami hali
na pustym, spalonym s�o�cem parkingu zaparkowa� czarny glider. Kiedy weszli,
ca�owali�my
si� z J.E. nami�tnie na fotelu z plastikowych work�w i syropianowych trocin,
moje r�ce w jej
g�adkich w�osach, jej r�ce w moim skudlonym afro. Czu�em obecno�� tych dwojga, i
wiedzia�em, �e J.E. r�wnie�, ale �adne z nas nie zwraca�o uwagi.
- Feb, czy ty musisz mnie ignorowa�? Czy cho� raz w �yciu m�g�by� po�wi�ci� mi
troch�
swojej uwagi?!
- Zu Befehl, pani inspektor - wsta�em, otrzepa�em spodnie i poda�em r�k�
czarnow�osej
pi�kno�ci le��cej w styropianie - czym mo�emy s�u�y�?
- Och, przesta� - �achn�a si� pani inspektor.
- Lewiatany - powiedzia� pan inspektor patrz�c nade mn�.
Wychowany jeszcze na prawdziwym mleku i prawdziwym chlebie, i prawdziwych
jab�kach,
mia� prawie metr dziewi��dziesi�t - przewy�sza� mnie o g�ow�.
- W�a�nie je obierali�my, tato- wzi��em do r�ki n� i zademonstrowa�em.
- Co ty robisz, nie tak, po to pracowali�my nad w��knami sk�ry, �eby si� m�czy�
z
obskrobywaniem jak jakiego� karpia? - nie mia�bym nic przeciwko temu, �eby
jakiego�
karpia oskroba�. W �yciu nie widzia�em karpia, nie m�wi�c o skrobaniu. Mama
wzi�a do
r�ki n�, naci�a sk�r� tu� nad otworem g�bowym, i �ci�gn�a ca�� sk�r� jednym
ruchem. Jak
skarpetk�. Zamurowa�o mnie.
- �ci�gn�a sk�r� jak jeban� skarpetk�, widzia�a�, J.E.?
- FEB! - odwr�ci�em si�. J.E. sta�a obok nadzorczyni, kt�ranaj wyra�niej wr�ci�a
ju� z
wychodka.
- O, przepraszam. To takie rodzinne powiedzenie.
- Nie przypominam sobie - odpar� pan inspektor.
- Sk�ra ma by� skrobana jak dotychczas. Takie s� zalecenia w manualu- warkn�a
nadzorczyni. Stara g�upia...
- Feb! - ostrzeg�a J.E.. Nigdy nie zna�em dziewczyny, kt�ra bylepiej od niej,
ba, lepiej ode
mnie samego - ale to chyba nie trudno -wiedzia�a, co si� w mojej g�owie dzieje.
Jak Boga
kocham, chcia�em wygarn�� w twarz tej g�upiej starej -
- Feb...
- No ju� nic nie m�wi�, jestem cicho, jak gr�b, nie, jak dwa!
- Feb, nie mamy du�o czasu. Musimy pobra� pr�bki - bia�ka, DNA, da si� tu na
miejscu
zrobi� southern?
- Aye, aye, kit�w do analizy ci u nas dostatek, Quiagen, Biosym, Eppendorff,
Polmed,
wszystko, co chcesz. Tamte drzwi to laboratorium, centryfugi drzwi na prawo.
B�dziecie
potrzebowali suchego lodu?
- A nie wiesz, do czego?
- No, bo ja wiem, ekstrakcja fenolem...
- Ekstrakcja fenolem, to jest dwudziesty wiek, kochanie - stwierdzi�a
lakonicznie J.E.. Jak j�
kocham, mia�em j� ochot� w tej chwili udusi�. Oczywi�cie, ma racj�, po dw�ch
latach bycia
razem powinienem si� ju� przyzwyczai� do tego, �e to ona zazwyczaj miewa racj�.
Ale jak
mog�o mi przyj�� do g�owy co� takiego? Przecie� pami�ta�em... a mo�e nie
pami�ta�em. Jak
J.E. m�wi, to wie co m�wi.
*
Siedz� na kraw�niku. Auta i glidery wzniecaj� tumany kurzu nabrudnych jak
zwykle
i nagrzanych pa�dziernikowym, gor�cym s�o�cem Alejach. Nie p�acz� ju�. W bloku
za
moimi plecami jest nielegalny, drogi przytu�ek dla os�b umys�owo chorych z
bogatych
rodzin, kt�re nie �ycz� sobie sobie �adnego eksperymentowania na �ywych
podmiotach.
Gard�o mam �ci�ni�te. Wstaj�. Nad strumieniem kolorowych pojazd�w unosi si�
twarz J.E.,
ob�liniona, z wyrazem og�lnej szcz�liwo�ci na naznaczonej bliznami poparze�
twarzy.
Zielone �wiat�o. Ludzie przede mn� rozsuwaj� si�, nikt nie chce dotkn��
cz�owieka po terapii
genetycznej. Terapii genetycznej kogo�tam-i i-jeszcze-kogo�, nie usi�uj� sobie
przypomnie�
nazwiska. Bardzo mo�liwe, �e chodzi o mojego ojca. Ale swojego nazwiska te� nie
pami�tam. Powinni je wytatuowa� na mojej wy�ysia�ej g�owie. J.E., J.E., czemu
nie
umar�a�??
Ekran. Na ekranie tekst. Czytam. Umiem jeszcze czyta�? Biskup...
Jankowski... (jak
si� nazywa� ten biskup na Be?) - wp�ata z tytu�u...eksperci... dwie�cie procent
netto...
pi�tna�cie miliard�w... osiedle...priony... kwarantanna... nie poczuwa si� do
odpowiedzialno�ci. Pan-ins-pek-tor-nie-po-czu-wa-si�-do-od-po-wie-dzial-no�-ci.
Paninspektornieczuwasi�dziedzialno�ci. Pan inspektor by� chory i le�a� w
�o�eczku. Z czego
to jest? Nie pami�tam. J.E.... J.E. by mi powiedzia�a.
*
- Dzie� dobry - m�wi J.E.. Ten wyraz niepewno�ci na twarzy, jakby gdzie� ju�
mnie
widzia�a. I ta nadzieja, �e mo�e sobie mnie przypomni.
- J.E., pami�tasz mnie? Feb!
- Feb... - m�wi J.E. i u�miecha si� - oczywi�cie �e pami�tam.
- J.E....
- Dzie� dobry - zaczyna zn�w J.E. - jak ci na imi�?
- Feb..
- No przecie� wiem, jak mog�abym zapomnie� - �mieje si�.
- Och, J.E.... pami�tasz.. pami�tasz mnie?
- No jasne, ty jeste�... no... no, akurat mi wylecia�o... ale twarz kojarz�...
- Feb!
- No w�a�nie, Feb - bior� j� za r�k�. Jej oczy nadal s� pi�kne, mimo �e nie nosi
ju� zielonych
szkie� kontaktowych. Jej r�ce... nigdy nie by�y tak wypiel�gnowane. Szepce do
mnie.
S�ucham jej szeptu...
- Dzie� dobry... jak ci na imi�?