591
Szczegóły |
Tytuł |
591 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
591 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 591 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
591 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: ROMUALD PAWLAK
Tytul: Artie Libshit, kreator cielesny
Na pytanie, z czego �yjesz, Artie Libshit (prawdziwe
nazwisko musi pozosta� w ukryciu, b�dziemy si� pos�ugiwa�
pseudonimem artystycznym) odpowiada� zawsze:
- Ze Sztuki.
Czasem, kiedy by� w szczeg�lnie dobrym nastroju, dodawa�
�artobliwie:
- Sprzedaj�c Sztuk� na sztuki.
Podobnie, ale ju� znacznie mniejszemu gronu, odpowiada�
Artie na pytanie, z kim aktualnie �yje:
- Ze Sztuk�.
Tylko niewielu - wybrani z wybranych - wiedzia�o, �e
Sztuka Artiego w rzeczywisto�ci na imi� ma Monika i jest
studentk� pi�tego roku germanistyki. �e bardziej ni�
normaln� dziewczyn� przypomina d�ugonog� kasztanow� klacz,
za� aktualna jest od niepami�tnych czas�w, to znaczy co
najmniej od pi�ciu lat. Artie chroni� �ycie prywatne w
obawie, �e kto� zacznie interpretowa� jego sztuk� przez
pryzmat �ycia osobistego.
Artie by� kreatorem cielesnym. Oznacza�o to rze�biarstwo
w cia�ach cudzych i, przede wszystkim, we w�asnym. Jak ka�da
autentyczna sztuka, zaj�cie to wymaga�o tyle� talentu, co
po�wi�cenia.
Libshit by� jednym z najbardziej popularnych kreator�w w
naszym kraju. Dzi�ki odwadze oraz inwencji szybko osi�gn��
poziom sprzedawalnej komercji. Wcale si� tego nie wstydzi�.
Sztuka musi by� pe�na tre�ci, to jasne, ale skoro Micha�
Anio�, Rembrandt czy Velazquez brali za swe prace pieni�dze,
nie ma powodu, by dzi� udawa� idealist� bez potrzeb
materialnych, �yj�cego tchnieniem Sztuki i powietrzem. Artie
w ka�dym razie stara� si� wyci�gn�� tyle pieni�dzy od
sponsor�w i widz�w, ile tylko si� da�o.
Tym bardziej �e pokazy Artiego by�y naprawd�
wyczerpuj�ce i nie m�g� ich powtarza� zbyt cz�sto. Po
rozes�aniu zaprosze� i oplakatowaniu miasta ustawia� gdzie�
na Krakowskim Przedmie�ciu sw�j warsztat pracy i po
�ci�gni�ciu uwagi potencjalnych nabywc�w dzie�, zaczyna�
spektakl. Na przyk�ad "Odkupienie" wygl�da�o tak:
- Mam tylko swoje cia�o. - Tu obna�a� si�, pokazuj�c
wyrze�bione na si�owni musku�y. Wiedzia�, �e jego metr
dziewi��dziesi�t, trzydniowy zarost, d�ugie w�osy spi�te w
kitk� opadaj�c� na plecy musz� robi� wra�enie.
- Tylko swoim cia�em mog� rz�dzi� naprawd�. Tylko ono
musi mnie s�ucha�, cho�bym je nie wiem jak stanowczo
traktowa�. - Bra� do r�ki ostry n� i �apa� na ostrze
promienie s�o�ca, kieruj�c je w stron� publiczno�ci. N� by�
ostry, ale nawet gdyby by� t�py jak �y�ka, s�oneczne
zaj�czki sprawia�y wra�enie, �e Artie trzyma w d�oni ma�y laser.
- Tylko swoim cia�em mog� odkupi� krzywdy, jakie
codziennie, rozmy�lnie lub nie�wiadomie wyrz�dzam innym
ludziom. Tobie. Jemu. I tobie. Tak, i tobie r�wnie� -
wskazywa� no�em i za ka�dym razem, kiedy ostrze no�a
kierowa�o si� ku konkretnej osobie, w�drowa�o potem w
stron� Artiego, by zerwa� z torsu, n�g albo innej cz�ci
cia�a plaster sk�ry i mi�ni. Uci�ty kawa�ek cia�a Libshit
wrzuca� do ma�ego s�oiczka i ustawia� obok nast�pnych. I
jeszcze jeden kawa�ek. I jeszcze jeden. Co pewien czas
towarzysz�cy Artiemu koledzy przerywali pokaz, okrywaj�c
nago�� i b�l artysty bia�ym prze�cierad�em. Kreator d�wi�k�w
wydobywa� ze swej gitary pie�� stosown� do okoliczno�ci.
Wkr�tce Artie zn�w m�g� kontynuowa� spektakl. Zu�yte
prze�cierad�o rzuca� w publik�.
- Swoim cia�em prosz� was o wybaczenie. - Kiedy liczba
zape�nionych s�oiczk�w osi�gn�a optimum w stosunku do
liczby widz�w i potencjalnych kupc�w, Artie ociera� krew i
pot, po czym na kuchence gazowej hermetyzowa� pojemniki.
S�oiczki, do kt�rych Artie k�ad� kawa�ki swego cia�a, nie
by�y oczywi�cie zwyk�ymi szklanymi ba�kami. Mia�y
niepowtarzalne kszta�ty, nadane im przez Dubledaja,
przyjaciela Artiego specjalizuj�cego si� w rze�bie i
szk�oplastyce. W zale�no�ci od zag�szczenia emocji Artie
u�ywa� r�nych szablon�w. S�onik�w na szcz�cie. Karafek na
wino. ��wi. Penis�w. Albo jednego z kilkudziesi�ciu
pozosta�ych wzor�w. Niekiedy dostosowywa� je do konkretnej
osoby, je�li po spektaklu mia� jeszcze si�y i ochot�.
Wr�cza� je z pos�aniem:
- Wybaczajcie innym!
Artie niczego nie ba� si� bardziej ni� kolejnej wojny. I
nic, �adne tam pacta sunt servanda nie by�y go w stanie
przekona�. Wierzy�, �e tylko suma jednostek, zebranych w
spo�ecze�stwo pacyfist�w, mo�e jej zapobiega�.
Artiego zapraszano cz�sto do udzia�u w programach
telewizyjnych po�wi�conych sztuce. Zazwyczaj wyst�powa� tam
jako ekspert od najnowszych trend�w. Przynosi�o to �atwe i
szybkie pieni�dze, cho� wa�niejsz� spraw� by�a mo�liwo��
pokazania si� w okienku. Czego nie zobaczysz w telewizji, to
nie istnieje, taki ju� jest wsp�czesny, medialny �wiat.
Artie rozumia� to doskonale. W ko�cu renesansowi arty�ci te�
malowali swe cudowne freski tam, gdzie mog�y je ogl�da�
t�umy. Dzi�ki temu ros�a ich s�awa, a nie dzi�ki ukrywanym w
domach arcydzie�om dla nielicznych.
Najbardziej lubi� Artie bra� udzia� w marszach milczenia.
Odbywa�y si� tak cz�sto, �e wybiera� tylko te najwa�niejsze,
cho� zaproszenia otrzymywa� na wszystkie. To cudowne
uczucie, kroczy� na czele pochodu, w �wietle kamer, z
dziennikarzami wpychaj�cymi mu swe mikrofony do gard�a, byle
tylko wydusi� s��wko. Rola kreatora cielesnego w trakcie
marszu milczenia by�o oddanie okrucie�stwa �mierci, jej
bezsensu - bo czyja� �mier� jest uzasadniona, poza zej�ciem
zwyrodnialc�w? Artie wywi�zywa� si� ze swego zadania bardzo
dobrze, w powszechnej opinii akcenty zwi�zane z rodzajem
�mierci nie by�y ani nadekspresywne, ani przesadnie
oszcz�dne, jakby wydzielane przez kreatora. Zadowolenie
rodziny zmar�ego by�o najwa�niejsze. Jedni polecali Artiego
drugim. Zdarza�o si�, �e ju� policjanci, za niewielk�
op�at�, dbali, by rodzina ofiary dosta�a wizyt�wk� Artiego.
I wszystko by�oby pi�knie, jego kariera zapowiada�aby si�
�wietlanie, gdyby nie Jacek Lempusz.
- Nigdy go nie przeskoczysz - powiedzia�a Monika, ca�uj�c
Artiego. - Nigdy. Daj sobie spok�j, Artie. Nigdy nie
b�dziesz lepszy od Lempusza. Bo to �wir, wariat.
Lempusz by� najwi�kszym rywalem Libshita. Zawsze
wyprzedza� go o krok do wielkiej s�awy. Albo o dwa. Pierwszy
w szpicy - oto jego zawo�anie. Z �elazn� konsekwencj�
realizowa� je w swej kreacji. Artie mia� pieni�dze i troch�
popularno�ci, ale to Lempusza wymieniano w gazetach i
bran�owych pismach jako najlepszego polskiego kreatora
cielesnego. Tylko jego niezno�ny charakter i upierdliwy
spos�b bycia powodowa�y, �e w mediach cz�sto preferowano
spokojnego i elokwentnego Libshita ni�, jak si� m�wi�o,
Lempurni�tego.
Teraz Artie mia� okazj� przeskoczy� Lempusza. Jeden z
przyjaci� da� cynk: pewna firma zamierza wprowadz� na rynek
nowy nap�j, adresowany do m�odych. I chce ostrej,
skandalizuj�cej reklamy. By� mo�e w�a�nie z udzia�em
kreatora cielesnego.
Kiedy Artie pierwszy raz zjawi� si� w firmie, skierowano
go do dyrektora do spraw reklamy. Ten�e, Jock Firlej, syn
emigrant�w z ziemi polskiej (dzi�ki czemu ch�tnie obj��
posad� w Starym Kraju, kiedy nadarzy�a si� okazja), najpierw
skrupulatnie obejrza� portofolio Artiego. Zerkn�� te� na
wideo, kt�re po przyjacielsku skr�cili koledzy Libshita w
czasie kilku pokaz�w. Wreszcie zaakceptowa� ide�, by to
Artie zrobi� reklam�. Byli po kilku rozmowach. Nadszed� czas
na konkrety.
- Wie pan, to musi by� co� spektakularnego! - Firlej
powt�rzy� swe ulubione has�o, niespokojnie wierc�c si� w
fotelu. Widok z biurowca by� osza�amiaj�cy, Ogr�d Saski w
ca�ej okaza�o�ci, ale zdenerwowanie Firleja nie opada�o.
Wydatki na kampani� reklamow� to prawdziwe pieni�dze, musz�
si� zwr�ci� podwy�szon� sprzeda��, a w nietypowej reklamie
ryzyko blama�u ro�nie. - Co� wyj�tkowego, �eby wszyscy to
zapami�tali. Ma pan co� takiego?
Artie po�o�y� przed nim oprawion� w sztywne ok�adki
kartk� z rysownika. W kilku kadrach rozrysowa� projekt,
gdzieniegdzie go podbarwiaj�c dla uzyskania lepszego efektu.
- To b�dzie mocna rzecz! - powiedzia� z przekonaniem. -
Tak mocna, �e t� reklam� b�dzie pan puszcza� kilka lat i
d�ugo nic jej nie przebije.
Kamery ustawione by�y na Artiego. Kamerzy�ci,
o�wietleniowcy, czterej skini, kt�rzy b�d� stanowi�
przebitkowe kontrapunkty pokazu Libshita - wszyscy znale�li
si� ju� na swoich miejscach. Niezb�dne papiery zosta�y
podpisane, zar�wno kontrakt reklamowy jak i sponsoring na
protez�, a je�li zajdzie potrzeba, koszty leczenia i �ycie.
Artie uj�� w praw� r�k� pi�� elektryczn�. Ciekawe, czy
ludzie b�d� si� zastanawia�, sk�d si� tu wzi�a? - pomy�la�
przelotnie. - Chocia� reklamy zawsze s� takie durne... -
Zapu�ci� motor. Pi�a szarpn�a mu si� w r�ku.
Pozosta�e uj�cia zosta�y nakr�cone wcze�niej - historyjka
poprzedzaj�ca fina�owy moment. Jacy� bandyci, w�a�nie ci
skini, kt�rzy uwi�zili go, odmawiaj�c jedzenia i wody. Teraz
umiera� z pragnienia, przykuty za lew� r�k� �a�cuchem do
�ciany, a dodatkow� tortur� by� stolik daleko poza zasi�giem
Artiego, pod przeciwleg�� �cian�, z samotnie stoj�c� puszk�
napoju.
Ostrze pi�y niebezpiecznie zbli�y�o si� do ow�osionego
nadgarstka lewej r�ki Artiego. Zagryz� z�by.
Trysn�a krew, rozleg� si� chrobot pi�owanej ko�ci. Jeden
z kamerzyst�w zemdla�, inny odchyli� si� w ty�, wymiotuj�c z
j�kiem. Niby byli uprzedzeni, ale posiada� wiedz�
teoretyczn�, a zobaczy�, to ca�kiem co innego.
Artie chwiejnym krokiem pod��y� do stolika, po drodze
upuszczaj�c pi��, kt�ra nieplanowo zrani�a go w �ydk�.
Zdrow� r�k� si�gn�� po puszk�, otworzy� gestami
wytrenowanymi w czasie pr�b, i unosz�c j�, wyst�ka�: -
Superata jest najlepszym napojem na �wiecie! - Po czym
u�miechaj�c si� z trudem, wypi� kilka �yk�w, nim zemdla�.
- Brawo! Brawo! - Firlej rozp�ywa� si� we frenetycznych
oklaskach. - Brawo!!!
Lekarz z workiem lodu ju� bieg� ku Artiemu.
W trzy dni p�niej wyczyn Artiego nie wygl�da� ju� tak
wspaniale. Nie budzi� te� wielkich emocji. Ostatniej nocy
ignorant amator wykona� seppuku w trakcie spadania z
wie�owca, malowniczo wyszarpuj�c wn�trzno�ci na zewn�trz.
Wariat po prostu, zrobi� to pod wp�ywem zawodu mi�osnego.
�adne tam profesjonalne body art, performers. Nawet list
po�egnalny zostawi�, barchan jeden.
A Demia�czuk, kt�ry odwiedzi� Artiego w szpitalu, mi�dzy
wierszami przemyci� sugesti�, �e Firlej waha si�, czy jednak
nie zmontowa� reklamy z materia�u skr�conego przez
przypadkowego widza tamtego zdarzenia. Ju� podobno kupi�
prawa do wykorzystania zdj��. Artie z�apa� za kom�rk�.
- �wier� stawki, tyle mog� panu da� - g�os Firleja
brzmia� stanowczo. - I tylko przez grzeczno��, panie
Libshit, bo w kontrakcie by�a klauzula... Umawiali�my si� na
wielk�, niepowtarzaln� rzecz, a tymczasem mija kilka dni i
najwi�kszym kreatorem cielesnym okazuje si� m�ody, nikomu
dot�d nie znany.
- To czubek, idota, kt�remu odbi�o - przerwa� Artie. W
lewej, przyszytej r�ce �upa�o go strasznie, z najwy�szym
trudem powstrzymywa� krzyk. - Nawet nie amator, tylko
niezdrowy psychicznie facet, kt�rego pies z kulaw� nog� by
nie zna�, gdyby nie natchniony kamerzysta, kt�ry akurat
�azi� po Warszawie, szukaj�c plener�w. To ma by� body art?
- Mo�e i amator, ale ludziom si� spodoba�o. Ten fragment
dziennik�w telewizyjnych we wszystkich stacjach mia�
najwi�ksz� ogl�dalno�� - nieub�agalnie dowodzi� Firlej. - A
reklamy kr�cimy w�a�nie dla nich, panie Libshit, czy�by pan
nie wiedzia�?
Artie d�ugo le�a�, wbijaj�c oczy w sufit. Najpierw by�
w�ciek�y, potem roz�alony. Te� sobie wybra� profesj�.
Wreszcie zn�w z�apa� za telefon.
- A g�owa? - spyta�, kiedy w s�uchawce rozleg� si� g�os
Firleja. - Czy kreacja g�owy b�dzie odpowiednia?
Firlejowi odebra�o dech. W s�uchawce d�ugo panowa�a
cisza.
- Tak, g�owa b�dzie w sam raz - powiedzia� wreszcie
cicho. - Podziwiam pana, Libshit.
Werble. Natr�tne werble, rozbrzmiewaj�ce w g�owie
Artiego.
Strach. Body art, kreacja cielesna, wymaga po�wi�ce�. �zy
Moniki by�y najlepszym dowodem, jak wielkie mia�o by�
po�wi�cenie Artiego. Nic nie m�wi�a, �yka�a je w milczeniu.
Artie nigdy jej nie oszukiwa�, przeciwnie cz�sto powtarza�:
- Sztuka mnie zabija, Moni�. Kt�rego� dnia... - tu znacz�co
zawiesza� g�os.
�w dzie� nadszed�.
Konstrukcja by�a skomplikowana, nie ma sensu wyja�nia�
wszystkich szczeg��w. Do�� powiedzie�, �e Artie zaplanowa�
j� jako tw�r jednolity ze swym cia�em, osadzonym w fotelu.
Stalowe d�wigary przenika�y pod jego sk�r�, wychodzi�y po
drugiej stronie, stabilizuj�c konstrukcj� ludzkiej i
mechanicznej wsp�lnoty.
G�ow� Artiego wyeksponowano w spos�b szczeg�lny.
Uwi�ziona w metalowej obejmie z logo sponsora pokazu,
wygolona do samej sk�ry, l�ni�a w �wietle reflektor�w niby
ksi�yc. Nad ni� zawiesza�y s� trzy ostrza, rozsiewaj�ce
wok� oleiste b�yski najlepszej stali, oraz chwytnik z
otwart� puszk� napoju, kt�ra dotrze do ust Artiego po
ostatnim ci�ciu. "Nawet martwi, chcemy Superaty!" - brzmia�
nowy slogan reklamowy.
Pomocnik Libshita przekr�ci� trzy stoj�ce na niewielkim
stoliku klepsydry, kt�re odmierza�y czas: najmniejsza pi��
minut do pierwszego ci�cia, �rednia dziesi�� do kolejnego i
najwi�ksza pi�tna�cie do absolutnego fina�u. Artie poci�gn��
za d�wigni�, uruchamiaj�c� maszyneri�.
�yciowy sektakl cielesny Artiego Libshita rozpocz�� si�
d�wi�kiem dzwonu. Mia� podkre�la� g��bi� kreacji.
Zgromadzone t�umy w napi�ciu czeka�y na pierwsze ci�cie.
Na telebimach twarz Artiego miesza�a si� z materia�ami
reklamowymi firmy i zegarem odliczaj�cym czas.
Wreszcie pierwsze ostrze leniwie zacz�o kr��y� wok�
Artiego. Dla ka�dego z nich wybra� inn� krzywizn� ci�cia,
aby uczyni� pokaz bardziej atrakcyjnym.
Ostrze dotkn�o szyi Libshita. Wycofa�o si�. T�um
zafalowa�, rozczarowany, zaszmera� z�o�liwymi uwagami.
I nagle, jeszcze przy cichn�cym pomruku gawiedzi, ostrze
z rozmachem wykre�li�o d�ug� szram� na gardle Artiego!
Pokaza�a si� krew. Kto� histerycznie krzykn��.
Dziennikarz, kt�rego rozg�o�nia dobrze za t� chwil�
zap�aci�a, podsun�� Artiemu mikrofon na d�ugim wysi�gniku.
- Ostatnie wra�enia? - krzykn��. Za jego plecami Libshit
dostrzeg� czaj�cego si� krytyka z "Naszego Cia�a", nerwowo
stenografuj�cego w notesie.
- To dobra chwila na �mier� - wyszepta� Artie. - �wiat
si� ko�czy...
Mocarne ramiona rozgarn�y t�um. Na podwy�szenie wskoczy�
ubrany na czarno, szpakowaty m�czyzna.
- Jeste� millenaryst�, synu? - spyta�.
Artie ch�tnie by odpowiedzia�, ale w�a�nie drugie ostrze
posz�o w ruch, z wyre�yserowanym skrzypem zmierzaj�c w
kierunku jego gard�a. Z�apa� ostatni �yk powietrza przed
uderzeniem. M�czyzna za� z panik� odskoczy�, z trudem �api�c
r�wnowag�.
Ciach!
Kamerzy�ci uwijali si� jak oszala�e mr�wki, filmuj�c
reakcje t�umu i blad� twarz artysty. Jego palce kurczowo
zaci�ni�te na oparciach fotela. Artie z trudem oddycha�, w
krwawej pr�dze na szyi p�ka�y r�owe banieczki powietrza.
Czas na reklam�, przebitki, ostatnie korekty przed
wielkim fina�em.
I naraz w t�umie dziennikarzy i kamerzyst�w gruchn�a
bomba: Jacek Lempusz w studiu filmowym na Totumfackiego
w�a�nie przygotowuje si� do odci�cia sobie trzech g��w!
Dotar�o to do s�abn�cego Artiego niby g�os z piekie�.
Nim si� obejrza�, wszyscy go opu�cili, wszyscy poza
wiern� Monik�. T�um ciekawskich nikn�� w oczach, po
trzydziestu sekundach plac by� pusty. Ludzie dopadali
samochod�w albo biegli na najbli�szy przystanek miejskiej
komunikacji.
Artie zawy� z rozpaczy. Cholerny Lempusz! Sens pokazu
ulotni� si� w jednej chwili. Ju� wiedzia�: reklama nie
zostanie wyemitowana. C� znaczy jedna g�owa wobec trzech.
Ostatnie ostrze ruszy�o. Zbli�a�o si� nieuchronnie, ze
�lamazarn� powolno�ci�.
- Nie! - wrzasn�� Artie. - Pokaz trzeba przerwa�! -
chrypia�.
Monika zacz�a krzycze�. Artie t�umaczy� jej przed
pokazem, �e wprawionej w ruch maszyny nic nie zdo�a
zatrzyma�. Na tym polega�a si�a pokazu: krew musi by�
prawdziwa, a bieg ostrza nieub�agany. Fa�sz zawsze da si�
wykry�. Artie by� prawdziwym artyst�, nie pozerem. Odda� si�
Sztuce na dobre i z�e.
Ostrze dobieg�o szyi Artiego. Kredowobia�a twarz
kontrastowa�a z czerwieni� stru�ek krwi �ciekaj�cych na
ubranie i podest. Kwikn�� i poczu�, jak puszczaj� jego
zwieracze. Ruszy�a te� puszka z napojem.
Ciach!
Sztuka to niewierna kochanka. To, co przydarzy�o si�
Artiemu Libshitowi, wcale nie nale�y do wyj�tk�w.
Chyba lepiej, �e nie zdo�a� zatrzyma� maszyny. Co by
zrobi� biedny Artie, gdyby si� dowiedzia�, �e kreacja Jacka
Lempusza si�gn�a wy�yn, przynios�a mu s�aw� prawdziwie
�wiatow�? Dzi�ki swym dw�m sklonowanym i podhodowanym w
kompletnej tajemnicy g�owom oraz po�wi�ceniu w�asnej pom�g�
Lempusz Longinusowi Podbipi�cie owe trzy g�owy �ci�� w taki
spos�b, i� film z udzia�em graj�cego go aktora dosta� Oscara
w kategorii dzie�a nieangloj�zycznego oraz efekt�w
specjalnych.
Tego Artie Libshit, kreator cielesny, na pewno by nie
prze�y�.
Nawet gdyby by� �ywy i zdr�w na umy�le.
Romuald Pawlak
ROMUALD PAWLAK
Urodzony 13 maja 1967 r. w Sosnowcu. Autor fantastyki,
przez kilka lat pr�bowa� si� jako wydawca. Zaczyna�
opowiadaniem "Koniec ery g�odu" w "Wizjach alternatywnych"
(antologia Wojtka Sede�ki, 1990); u nas pokaza� si� tylko
raz urokliw� swiftowsk� w tonie stylizacj� "Overland i
okolice" ("NF" 1/93). Od dwu lat wsp�pracuje z "Fenixem"
jako krytyk; tam�e pomie�ci� w latach 1991-98 dziesi�tk�
opowiada�. Najlepiej wspomina "Wielki bunt, najwi�kszy",
"R�k� karawaniarza" i kontrowersyjne "Wniebowst�pienie
Menela" (nie chcia�em tekstu do "NF", tymczasem dosta� Romek
za "Menela" nominacj� do Zajdla za rok 1991). Publikowa�
tak�e kr�tk� proz� w "M�odym Techniku", "Na prze�aj" (kto
pami�ta to pismo!?), w weekendowym dodatku "Gazety
Wyborczej".
Prezentowane opowiadanie pochodzi z obszernego zbioru
"Dzieciostw�r z krainy po�yczek", traktuj�cego o r�nych
przypadkach indywidualnych paranoi. Wybieram ze� "Artiego
Libshita, kreatora cielesnego", bowiem przegl�da si� w
tek�cie co� wi�cej - marny stan ducha, szale�stwa i
pozoranctwa ca�ej kultury. Makabryczny humor, ironia,
niekt�re rozwi�zania sytuacyjne pozwalaj� m�wi� o
pokrewie�stwach "Libshita" z klasycznymi dokonaniami
"fantast�w przekl�tych". Ze "Studni� i wahad�em" oraz "Nie
zak�adaj si� nigdy z diab�em o sw� g�ow�" Edgara Allana
Poego (1809-1959) b�d� z "Tajemnicami szafotu" i cz�ciowo z
"Podniebnymi reklamami" Villiersa de l'Isle Adama (1838-
1889). Pawlak przyznaje si� do powinowactwa tylko z Poem -
autor strzela, krytyk kule nosi!
(mp)