3940
Szczegóły |
Tytuł |
3940 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3940 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3940 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3940 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jerzy Koperski
Do rzeki nale�y
moje �ycie
Copyright by Jerzy Koperski
Wydawnictwo �Tower Press�
Gda�sk 2001
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
Ksi��k� t� po�wi�cam
nade wszystko mojej ukochanej
Matce � Ewie z Dutkowskich;
siostrze � Teresie, bratu � Wies�awowi
i bratowej � Marii;
i Ojcu memu � Czes�awowi, w popi� spalonemu
w O�wi�cimiu;
a tak�e ��kom, polom, drzewom
i rzece �urawiance,
nad kt�r� sp�dzi�em dzieci�stwo,
a gdy powraca�em,
mog�em z ni� rozmawia�;
i ka�dej osobie z mojego
ukochanego Ilina;
i Tobie, stryjku, ks. Henryku,
za listy do mnie,
gdy zupe�nie zw�tpi�em, �e jestem �
dzi�kuj� Wam i prosz� o mi�o��.
Warszawa, 10 VIII 2000
5
Do rzeki nale�y
moje �ycie
Trudno opowiedzie� poprzez, metafor�
sens naszego: OD � DO
Jak zjawa realna
albo wiatr, albo deszcze, kt�re nie powracaj�
a teraz ju� bardzo za p�no
�adne drzewo ani woda nie poznaj�
mnie. A przecie� razem z Wami dorasta�em
nad t� sam� rzek�. W�r�d tych samych p�l
Tylko topoli ju� nie ma, pochylona os�ania�a
cisz� i ich �ycie � najcz�ciej kacze�ce.
A jednak, prosz�, pozw�lcie mi
Powiedzie�, wyzna� gorycz i t� niepowtarzaln�
mi�o��, jak zatrza�ni�te �wiat�o w piwnicy. Jak rdza,
kt�rej� nocy mo�e zjawi� si� ptak
mo�e p�omie�
i by� mo�e ca�a znajomo�� twarzy i d�oni
B�agam, kl�knijmy i pro�ba nasza o ich nade
wszystko powr�t. Potem, ze jeste�my gotowi do nowej
podr�y,
Jakakolwiek by by�a �
jest wyznaniem naszego ub�stwa, pokory i Wielko�ci
Najwy�szego.
Innej modlitwy � nie uznajmy.
Ilino, w dniu kolejnego mojego powrotu
6
Od autora. Odprysk �ycia.
�Ukocha�em drzewa za swoje dzieci�stwo� � napisa�em w wierszu, kt�ry ukaza� si� w
pierwszym numerze �Widze�. �Do drzew tych /do kamieni tych/ do ptak�w tych n a l e � y
m o j e � y c i e�. Drzew znad rzeki, kamieni znad rzeki, ptak�w znad rzeki...
Gdy tak, jak zatytu�owa�em, nazywa si� ten tekst, to nie tylko o tytu� chodzi, ale o ca�e
moje �ycie.
Kiedy by�em dzieckiem, koryto rzeki rozlewa�o si� po ��kach i polach, dochodz�c do
drzwi czworak�w � by�a dostojna, pi�knia�a deszczami, t�cz�, �arz�cym si� po�udniem. A�
przyszli z�oczy�cy. Rzeka przesta�a by� organizmem � �ycie w niej zamiera�o, wysycha�y
zau�ki i wn�trza pod ��kami; jakby zamiera�a ona sama.
Ja wtedy by�em poza jej zniewoleniem; uczyni� to kto� pod�y, nierozumny i byle jaki. Ona
by�a jak te syberyjskie tajgi i rzeki, kt�rym odebrano pierwotno��, czyli pi�kno i si�� Boga.
Bo z woli Boga �y�y pot�g� w�asnych w�d, zieleni� i tajemniczo�ci�. Zamiera�y i pewnie ju�
nie �yj�, zatarte �lady na mapach. Ludziom odebrano czysto�� duszy i prawo do �ycia z Najwy�szym.
I z ptakami, ��kami, rzekami.
Ta sama ludzka dzicz zniszczy�a i moj� �urawiank�, rzek� pi�kn� niegdy� i rozmown�.
To u jej brzeg�w rozmawia�em o swoim losie. Siada�em na k�adce (od strony naszej ��ki,
do strony ��ki Stryj�w, do niebywa�ej wielko�ci top�l � i ich nie ma), obok olchy i wielka
topola (pod kt�r� nawet przede mn� by�y w stanie obroni� si� p�ocie i okonie) � ta topola w
swej pot�dze by�a dobroci� milczenia i ciszy. To by�o dobre miejsce dla marze� moich i ch�opak�w,
z kt�rymi w ka�d� niedziel�, cz�sto w br�d przez rzek�, zd��a�em do las�w, aby z
niebywale wyd�u�onych ga��zi wy�uska� ka�dy najdrobniejszy orzech. Ja zawsze nazbiera�em
ich ze czterysta, koledzy z pobliskich dom�w � po dwie�cie dwadzie�cia. Teraz mog� ich
nazwa� prze�miesznie � u�omni kaznodzieje. Kazik Jobski, J�drek, Adam Kalista, Edek Pi�rkowski,
Leszek. Ch�opc�w z innych wiosek nie dopuszczali�my do takich rozboj�w, bo trudno
sobie wyobrazi�, by leszczyny � naginane a� po ziemi� � nie zapami�ta�y nas jako pod�ych.
C� mog�y jednak uczyni�? Dumnie wyprostowa�y swoje ramiona i w pokorze zn�w
czeka�y na nas � le�nych z�odziejaszk�w.
O, moje ukochane drzewa w lesie opodal rzeki, nad kt�r� � ile mogli�my, przebywali�my
jak najd�u�ej.
I tobie rzeko, pomna historii ca�ego Ilina, Wilamowic, Ilinka � tobie, kochana, te s�owa
po�wi�cam.
To by�o dawno, jak w bajkach.
A oto nieopodal drogi, co wiod�a na pastwiska, �egna�a mnie Matka. Opuszcza�em Ilino,
t� ziemi�, jej pi�kno, ale i smutki. Odchodzi�em, cho� nie powinienem. Pada� deszcz, a r�ka
Matki, uniesiona jak dumna chor�giew, wzywa�a mnie bym wr�ci�. Mia�em wr�ci� i � zgodnie
z wol� Ojca � poszerza� umys� o nauki � najpierw w seminarium duchownym w P�ocku, a
potem w klasztorze. Gdyby tak si� sta�o � my�l� dzi� � najpewniej by�bym gorliwym zakonnikiem
w klasztorze kamedu��w, (takim jak ten, o kt�rym po latach, rozmawia�em z cioci�,
siostr� Mart�, w dobrach siostry Beaty Led�chowskiej w Sokolnikach Wielkich).
Poci�g powoli odmierza� kilometry, stacja P�o�sk znika�a; pami�tam, jakbym to teraz odje�d�a�,
patrzy� na mijaj�ce pola, ��ki, drzewa � podobne do ili�skich.
Jak�e czule przyj�a mnie siostra mego Ojca, Pelagia, w Mi�o�nie. Pi�kny ogr�d, widziany
z mojego okna, przypomina� mi cz�stk� ili�skiej ciszy, bo i tu rozmawia�y ze mn� ptaki.
Pierwsza praca � w warszawskim (w budowie) metrze na Targ�wku, w fabryce Kasprzaka,
w fabryce farb i lakier�w, w tartaku. To by�y trudne pr�by i nieustaj�ce marzenia o studiach.
Bo poprzedniego roku nie przyj�to mnie na Uniwersytet Warszawski. Przedtem te� nie.
7
Prorektor Raczkiewicz powiedzia�, gdy poprosi�em go o rozmow�, w�tpi�c w sprawiedliwo��
(egzaminy zda�em na pi�tki i czw�rki): nadesz�y dobre czasy, jed� do hufc�w pracy, nabierzesz
manier i ducha klasy robotniczej, wtedy b�dziesz m�g� powr�ci� na uczelni�.
Tak te� uczyni�em. Noc�, najciszej jak mog�em, jakbym ucieka� przed w�asn� win�, opu�ci�em
go�cinne pokoje mojej ukochanej willi w Mi�o�nie i, jak z Ilina, poci�giem najwolniejszym,
zd��a�em do Stalinogrodu. Tak si� z�o�y�o, �e potrzebowano tu marzycieli, kt�rym
przesz�o�� rodziny odebra�a wol� i rozum. Zamieszka�em w hotelu nale��cym do kopalni
Wujek (Bryn�w, dok�adnie zapami�ta�em ten hotel, nawet ulic�). Mieszka�em tam z trzema
panami-robotnikami, kt�rzy � jak stwierdzi�em po jednej z szycht, dok�adnie wyczy�cili moj�
walizk�, kt�r� na podr� �ycia da�a mi moja Matka. T� walizk� przechowywa�em w Ilinie
przez wiele lat, a� kt�rego� popo�udnia sp�on�a wraz z trawami; mog�o si� to zako�czy� wi�zieniem.
Potem kopalnia soli w Bochni. Kochali�my si�, jak dzieci, z pi�knym siwym koniem,
dumnym, bo o�lep�ym. A ja d�onie, a zw�aszcza palce, mia�em codziennie obola�e i pokryte
krwi� zasychaj�c�. Tu p�aka�em najwi�cej. Jak�e mog�o by� inaczej, gdy Bo�e Narodzenie, a
ja sam na strychu robotniczego baraku. Naprzeciw by� ko�ci�, kt�ry codziennie wzywa� mnie
na modlitw� (okolicznych robotnik�w na szycht� do kopalni). Wtedy napisa�em dwa listy.
Jeden z nich do Staffa. Odpowiedzia� mi natychmiast; napisa�, �ebym sobie przeczyta� jego
wiersz Kowal i doda�, �e jest bardzo ze mn� i czuje dlaczego moje �zy takie kanciaste. Ten list
powinien by� w Bibliotece Miejskiej w Bochni (nie sprawdza�em). Drugi list napisa�em do
mojej Matki. Pisa�em go z najwi�kszym l�kiem � przed p� rokiem w kopalni Wujek zdarzy�a
si� katastrofa, w kt�rej mog�em zgin��.
Pisa�em: �Mamuniu najukocha�sza, b�agam, zabierz mnie st�d. Albo nie � prosz� przy�lij
mi ziemniaki, jestem g�odny�. Odpowiedzi nie otrzyma�em. Nie poda�em adresu, bo ca�a ta
moja wyprawa w ��ycie z�oczy�c�w� odbywa�a si� w najwi�kszej tajemnicy.
A potem kamienio�omy � Kl�czany i kopalnia ropy naftowej � Turasz�wka. Kamienio�omy
to dla mnie najpodlejsze wspomnienia. Tu t�um kator�nicze pracuj�cych kamieniarzy nada�
mi pseudonim �Leszin�. M�j Bo�e, co si� sta�o z moim czystym sercem, marzeniami o
wolno�ci i sprawiedliwo�ci dla ka�dego cz�owieka, o ��kach i rzekach. Czas by� jak rdzewiej�ca
katiusza, jak skomlenie psa.
M�g�bym tak dalej opisywa� swoje �ycie, zapisywa� innych. Dodam jednak, �e do Ilina
powr�ci�em w drodze do PGR M�cicie, by stamt�d ostatecznie dosta� si� na studia na toru�skim
Uniwersytecie Miko�aja Kopernika.
Jaka� to by�a m�ka podczas egzamin�w. Obola�e cia�o, pozrywane �ci�gna odebra�y mi
mow� i pierwsze moje egzaminy odbywa�y si� pisemnie. Dostawa�em pytania, odpowiada�em
na kratkowanym papierze. To by�y moje najlepsze, wymarzone, lata. Pozna�em profesora
Konrada G�rskiego, op�tanego swoim Mickiewiczem, profesora Artura Hutnikiewicza, u
kt�rego w �aden spos�b nie mog�em zda� poetyki, i magister Bartosiewicz, kt�ra � pulchna i
dziwajstwo � przerazi�a si� moj� prac� o Wincentym Polu. Napisa�em 60 stron, kaza�a skr�ci�
do dwudziestu, a ja � niczego nie zmieniaj�c � przepisa�em j� na maszynie (od brata, Wies�awa)
i zmie�ci�em na dwudziestu. I profesor Czy�ewski, logik � dosta�em od niego czw�rk� na
egzaminie, m�j najznakomitszy stopie�...
A potem Stachura i �ernicki, Helikon�, �Nowe Zegary� i Tygodnie Poetyckie, o mocnym
programie awangardowym. Ja deklarowa�em � jestem za Peiperem, �ernicki � ja za Przybosiem,
Stachura � a mnie wszystko jedno. Potem pr�ba pomocy finansowej dla Tadeusza Peipera.
Klub Brodaczy. Radiow�ze� (Ordan). Innych formacji nie zak�ada�em, cho� w roku
1956 grupowali�my si�, by pojecha� na W�gry. J.�. przemawia� wtedy z ambony, rzecz si�
wyda�a i nie pojechali�my. Rewolucjoni�ci?
Zn�w Warszawa, marzec 1960 r. P�ny wiecz�r, nied�ugo p�noc. Ulica Mokotowska 48,
Centralny Klub Student�w Warszawy �Hybrydy�, jestem ze Stachur� i �ernickim. Gospodarz
8
Klubu � Tadeusz Krupi�ski (modl� si�, by �y� d�ugo) wskazuje nam nocleg, garderob�. Zapewne
to najdziwniejsza historia mojego �ycia, jego g��wny w�tek. Nie po to jednak powracam
do niego, by na powr�t snu� wspomnienia i opisywa� moj� prac� na rzecz poezji. Powiem
tylko, �e tu mieszka�a ze mn� moja Matka. Nie mog� poj��, jak by�a w stanie przygotowa�
obiady, kolacje, a potem �witem �niadania dla setek poet�w z �Hybryd�, najcz�ciej
tzw. stypendyst�w. Pokoik na strychu, wysoki na p�tora metra, schody jak na Giewont. Spali�my
razem na szerokim czerwonym tapczanie; albo � mnie w og�le nocami nie by�o. �witem
sz�a do ko�cio�a na Placu Trzech Krzy�y i modli�a si� za nas wszystkich. Ja wraca�em,
kl�ka�em i prosi�em o wybaczenie. Jak dziecko. Kiedy� uczyni� to tak�e Stachura, ale by�
opryskliwy, Matka go skarci�a; napisa� potem w dedykacji na swej ksi��ce: �Matuli wszystkich
poet�w... �
�Hybrydy� � to by�a �Orientacja�, grupa i pismo. Przedtem �Widzenia�. Potem �Generacje�,
�Integracje�, �Pokolenie, kt�re wst�puje� i dziesi�tki innych ksi��ek, almanach�w, monografii.
I aby by�y � dla nas wszystkich � potrzebne by�y deklaracje i wiem, �e by�oby � je�li
chodzi o mnie, o moje pocz�tki � korzenie �ycia � lepiej, gdyby kt�rej� nie by�o. To taki
ob��dny los ma�ej stabilizacji, przemoc ducha i wyobra�ni. Sama mi�o�� do poezji nie wystarcza�a.
To ob��d. Ten m�j okres �hybrydowy� (potem ruch studencki przy Ordynackiej 9)
trwa� do 30 czerwca 68 r., kiedy zosta�em po prostu usuni�ty, za papier kt�ry studenci zu�yli
na ulotki (marzec 68), a jaki uzyska�em w nieprawdopodobnym wysi�ku na druk pokoleniowych
manifest�w i prowadzone przeze mnie Tygodnie Poetyckie Stolicy, przez z g�r� 19 lat,
a� do stanu wojennego 1981, kiedy to afisze � wraz z innymi � zosta�y porozszarpywane i
poniszczone. Brali w nich udzia� najwybitniejsi krytycy, poeci i aktorzy, chocia�by prof. J.
Krzy�anowski, Iwaszkiewicz, Przybo�, Zofia Mrozowska, Tadeusz �omnicki, ale i Broniewski,
Peiper, Wa�yk, prof. M. Szyszkowska, (z inspiracji kt�rej podj��em studia dzienne (filozofia)
na Akademii Teologii Chrze�cija�skiej w Warszawie, 1960�1961), czy dr Piotr Kuncewicz
(on i Hybrydy, to nie napisana ksi�ga, ale i moje eksternistyczne studia na historii
sztuki w Poznaniu, wiele lat), prof. J. S�awi�ski i niemal ca�e pokolenie hybrydowc�w. Ile�
pozosta�o mi po��k�ych plakat�w, afiszy z niezliczonych imprez, spotka�, nie m�wi�c o
zdj�ciach � naj�ywszy dokument tak�e m�odo�ci i tych, kt�rych nie ma w�r�d nas.
A oto �Nowy Medyk� (obecnie �Medyk� i �Lek w Polsce�). Przez lata redagowa�em w
nim dodatek artystyczny �M�oda Sztuka�. Og�aszali w nim swoje manifesty literackie tw�rcy
�Nowej prywatno�ci�, dzisiaj dostojni i wybitni poeci, ale i mened�erowie; tak�e � kolumny
literackie �Poeci XX wieku�. Od z g�r� 29 lat, raz na miesi�c, drukuj� swoj� Poczt� literack�;
na pocz�tku jak�e drapie�na i frywolna, teraz bardziej wyciszona i jakby mia�a by� zapisem
czasu, postaci, wydarze�. Marz�, aby te swoje rozmowy o poezji i sztuce, ale i �yciu � zebra�
w jeden gruby tom, nie tylko, jak s�dz�, dla faktu wydania.
A moje podr�e? Indie, Filipiny, Tajlandia, Mongolia, Syberia, Kanada, Stany Zjednoczone,
Portugalia i jeszcze San Sebastian i Toledo, Rzym, Pary�, Wiede� ... i zn�w Ilino.
I jeszcze dwa nazwiska� ks. pra�at Zdzis�aw J. Peszkowski, kapelan Rodzin Katy�skich i
ks. Jan Twardowski, poeta sumienia.
Dzi�ki Bo�e, �e ich spotka�em na drodze swojego �ycia. To jakby drzewo pochylone, nagle
o�y�o poprzez listki zielone, zapowiadaj�ce jego pierwotno��.
I m�j stryjek, ksi�dz Henryk.
I ostatnie pytanie � co teraz? Na Nowe Tysi�clecie przygotowuj� antologi� poetyck�
�Krzy� � Drzewo Kwitn�ce�, kolejny, XXXI numer �Inetgracji� � po�egnanie pokolenia,
kt�re te� odchodzi wraz z mijaj�cym wiekiem � by pozosta�o �wiadectwo � cz�stka ich �ycia i
czasu, w kt�rym przysz�o nam �y�; tak brutalnego, �e a� po B�L. I spisuj� w�tki w�asnego
�ycia, najdok�adniej jak to tylko mo�liwe.
9
B�d� ko�czy�. Zm�czy�y mnie te wspomnienia. Gorycz d�awi wyobra�ni� i rozum. Jakby
si� wszystko urwa�o, nagle sko�czy�o. Nawet wiecz�r poet�w pokolenia �Hybryd�, 7 listopada
1999 r., nie przywr�ci� nadziei na rzetelno�� ducha i wielko�� metafor. Antologi� Zjawa
realna opasa�em napisem: �Poeci wieku mijaj�cego�. I tak pewnie jest, i z t� ksi��k� te�. Tylko
hardzi i w ob��dzie m�wi� inaczej. Dla nich wci�� istnieje tamten �wiat. Jakby nie by�o
�ycia: OD � DO. Mo�e ich los jest tak inny od mojego?
Marz�, aby pojecha� rowerem do Zbyszyna (sk�d moja Matka), do Galominka (tam
mieszka� m�� mojej siostry, Szpojankowski), do Siekluk, do Dzie��zni, G�ry i Wilamowic.
Pojecha� do dziewczyny Aliny, Marii, do zawalonego przez wieki mostu na rzece Dzie��zni.
I zbudowa� sobie lepiank� na skraju kawa�ka ziemi, tyle, �e krzy� tu stanie, i w tej lepiance
pozostawi� t� ksi��k�. I wyry� tablic�: tu urodzi� si� poeta, ob��kany marzyciel. I uzna�, �e
�ycie jego by�o niewa�ne.
K�ty Rybackie, 29 V 2000 Kocham Was
10
O w�asnych wierszach
Jak�e okrutnie trudno odnale�� siebie po latach, zawierzy� s�owom, wierszowi, nie by�
bu�czucznym. Odnale�� s�owo, uzna� go za swoje sumienie, nada� mu znaczenie wielorakie,
niczego nie wnosz�c blu�nierczo i po prostu by�. BLIZNY w KAMIENIACH � s� moim drugim
tomem. Tom pierwszy HOMONIMY METAFOR � napisa�em, kiedy �y�em NOWYMI
USTAMI i gdy mia�em wydawa�1 ZWROTNIC� NR 2 (za zgod� MISTRZA). Z tamtych
wierszy pozosta�y jedynie dwa: �ROZMOWA Z SAMYM SOB�� i �BLIZNY W
KAMIENIACH� i wiersze te powinienem pomin�� w niniejszym tomie. Nie uczyni�em tego z
wa�nych dla mnie powod�w:
a) wspomniane wiersze s� jedynymi, jakie pozosta�y z tamtych moich toru�skich lat;
ROZMOW� Z SAMYM SOB� � umieszczam za przejmuj�cy do mnie list od Staffa,
b) BLIZNY W KAMIENIACH � bo najbardziej wyra�nie tytu� ten oddaje tre�� i potrzeb�
tych a nie innych s��w, dzi�ki kt�rym wiersze te napisa�em. Wreszcie � gdybym wiersze te
pomin��, nie wyda�bym tego tomu nigdy. Odszed�bym od wierszy prawdopodobnie na zawsze
i, czy uczyni�bym m�drze � do nikogo taki s�d nie nale�y. Bo albo wiersz jest powi�zany
s�owem z innymi (blizna, kamie�, ptaki, drzewa, mur, linie, b�l, wo�anie), albo w og�le go
nie by�o i nie ma. W tamtym tomie (o ironio zarozumialstwa) by� taki wiersz, kt�ry sta� si�
pocz�tkiem wszystkich innych, wiersz, za kt�ry odda�bym ca�y ten tom. Skoro by� taki, wi�c
niechaj go odpryskami cho� zaznacz� i wiem, �e s��w tych odda� nie powinienem i nie chc�.
Pomy�la�em, �e mo�na odej�� ad takich ukochanych s��w, kt�re stwarzaj� pi�kny ogr�d, z
kt�rych mo�na by zobaczy� � jak uczy� NORWID � pi�kn� ruin�. Wiem, mow� ojczyst� tworzy
lud i dlatego w swoich wierszach b�d� powraca� do w�asnych s��w, do owych �homonim�w
metafor�. Bo �wiadomo�� jest najwa�niejsza, wszystkie inne �subtelno�ci� � s� wt�rne.
Dzisiaj mog� doda�, �e to Peiper obezw�adni� m�j umys� i wyobra�ni�. Niedoko�czone Jego
Poematy to jakbym zamy�la� o w�asnym �yciu. Coraz mniej mo�liwym do spe�nienia czegokolwiek,
co by�oby potwierdzeniem Poezji mojej:
nie wi� mnie, ptaku
ze tu przyszed�em, ze pozosta� musz�
cho�by �wiat�o sczernia�o i drzewo umar�e o�y�o
Niew�tpliwie �y�em i dzia�a�em na pograniczu EPOK (starego, okrutnego i pod�ego
�wiata) i POKOLE�: odchodz�cego: Broniewski, Wa�yk, Jastrun, Parandowski, Przybo�,
Peiper i wst�puj�cego: Grochowiak, Czychowski, Czycz, Stachura, Sadowska i tak�e ju� w
nierealno�ci �ycia. I teraz ja sam mam powita� Wiek Nowy? Powitam najpokorniej i Was
przywo�am � dla Dobra i Pi�kna.
Nawet nie wiedzia�em, �e te rozmowy by�y moim chwilowym istnieniem. Dopiero teraz
wiem, �e to stanowczo za ma�o; za ma�o, aby zdoby� dla w�asnego wiersza w�asne s�owo i
nada� mu rzeczywiste znaczenie.
Ilino, 23 kwietnia 69/70
1 Po ukazaniu si� HELIKONU. Teksty ukaza�y si� w tomiku Drzewa z pr�chna nie poznasz, w serii pokoleniowej
GENERACJE (1970).
11
*
Cokolwiek powiedzia�bym o swojej poezji, b�dzie nieprawd�. Wizje nie zast�pi� s��w, z
kt�rych sk�adaj� si� wiersze. I cho� nie jestem winien �adnej spowiedzi, to jednak zbyt wiele
l�ku jest we mnie, abym ograniczy� si� jedynie do prezentacji kilkunastu wierszy.
Od lat uwierzy�em, �e wielko�� sztuki � opr�cz spraw dla niej oczywistych, takich jak j�zyk,
s�owa, konstrukcja � musi by� stopiona z czasem, w kt�rym powstaje. To nie s�owa tworz�
histori�, ale wsp�czesna rzeczywisto�� powo�uje do zapisu wci�� inne fakty literackie.
Ten poeta jest, kt�rego wiersze s� sumieniem czasu i pokole�, dla kt�rego umi�owanie pi�kna
jest jego w�asn� godno�ci�. Kl�cze� m�g�bym jak najwi�kszy winowajca, aby nie zabrak�o
tego jednego s�owa, dla tego jedynego, wymarzonego wiersza. Nie wymarzy� swoich poemat�w
najwi�kszy z najodwa�niejszych, Tadeusz Peiper. Nawet Picasso w swojej �Guernice�
nie przekroczy� ludzkiego b�lu, zastyg� w bry�owato�ci swego protestu wobec ha�by.
Nie opisz� czasu, w kt�rym �yj�, ani sumie� w�asnego pokolenia. Pozostanie jedynie
prze�wiadczenie drobnego odprysku poetyckiego. Ma�o�� w�asna. Ale niech mi wolno b�dzie
od czasu do czasu pom�wi� z moj� Magdalenk�.
To jakbym spisywa� testament � u�omna moja POEZJO!
Warszawa, 22 listopada 1979
12
Tadeusz Peiper
Ci kt�rzy serce nosz� w krawacie,
b�d� mieli k�opot ze znalezieniem go
w tej ksi��ce /.../
A jednak nikt nie zna si� na poezji
lepiej ode mnie i z g��bi tej wiedzy /.../
zapewniam was �e daj� wam utwory,
kt�re nale�� do najlepszych jakie
stworzy�a wsp�czesno��. Kiedy indziej
nie napisa�bym tego, dzi� pisz�.
Wiele rozumiem. I dlatego, chocia� znam
�miech przeciwko ludziom, znam te�
b�l w ich obronie. Gdy dzisiaj id�
za moimi poematami i my�l�
o krytykach, takim �miechem �miej� si�
i takim b�lem bolej�.
Tadeusz Peiper. Przedmowa do ,,Poemat�w�, 1935.
O swoim Mistrzu
�... Wszystko, co najwa�niejsze w dzisiejszej poezji � jest z Peipera. Z jego wizji. Z Jego
metafory, jedynej i niezb�dnej. Z Jego idei.
I wszystko, co niedo�cignione w sztuce, jest w metaforach Peipera. Peiper � najwi�kszy
po Norwidzie, jak nikt dot�d, tw�rca mo�liwo�ci niesko�czonych, bo � nie zrealizowanych...�;
�... �y� jak galernik. Jak �ebrak. Jak kto� wykl�ty. Przekl�ty.
�y� z wyn�dznia�� twarz�, ale kt� o�mieli�by si� zaprzeczy� temu, �e w tej starczej twarzy
by� rozum najdoskonalszy. Najwi�ksze po�wi�cenie dla poezji i �wiata. Konstruktor wizji
i marze�. Peiper ... �.
Jerzy Koperski. Fragment wst�pu do ksi��ki Tadeusza Peipera ,,Sam chc� nada� sobie imi�,
1993.
13
Blizny w kamieniach
(1970)
Moim ukochanym
Rodzicom
14
*
* *
Matce
czyje wargi tak a� po b�l
z jakiego dotyku albo rzeczy te linie
tutaj drzewa dawno ju� zaniem�wi�y � i s� krzykiem
nie wiedzia�em �e kamie� mo�na o szczeliny pomniejszy�
i potem w pierwotno�� przywr�ci�
jak �wiat�o w korytarzach
nie wiedzia�em �e drzewa pochylaj� si� ku tobie
ca�� swoj� wieloznaczno�� barw i ruch�w
a gdy po nich popi� to ty te� nim
nie wiedzia�em �e mury znacz� mury
a krzyk b�l cho� te� uwielbienie
jak u dziecka
nie wiedzia�em �e ptaki s� oszala�e
zawsze �e sw�j lot znacz� tymi liniami
teraz � i jak nazwa� to ich um�czenie
i jak ciebie przywo�a�
�eby popio��w nie dotkn��
i nigdy tutaj nie powr�ci�
Moskwa 1964
15
Rozmowa z samym sob�
Leopoldowi Staffowi
nie m�wcie mi o poezji
nie m�wcie mi o kwiatach
nie m�wcie mi o sercach
mia�em zielony ogr�dek
c�reczk� o tajemniczym u�miechu
�on� milcz�c� gdy by�em gniewny
by�em szcz�liwszy od miliona ludzi
szcz�liwszy od Boga od nie �ci�tej ga��zi jarz�biny
szcz�liwszy od wszystkich na �wiecie � przysi�g�bym na to
pami�tam jak w p�ne ciche wieczory
m�wili�my o poezji o kwiatach o sercach
o dobrych ludziach przyjacio�ach ptak�w
pami�tam jak ksi�yc rozp�dza� czarne chmury
krajobrazy wtapia�y si� w nasz� czyst� mi�o��
jak nasz anio�ek upodabnia� si� do klomb�w
o jak bardzo by�em szcz�liwy
nie wypowiem tego
nie wypowiedzia�by tego �aden
najwi�kszy wieszcz �wiata
by�em szcz�liwy i nie wierz�, �e jestem sam
�e zamiast zielonego ogrodu jest d� g��boki z brudn� wod�
�e jedynie we �nie widz� dotykam swego anio�ka swoj� �on�
dlatego
nie m�wcie mi o poezji
16
Blizny w kamieniach
Ojcu zamordowanemu w O�wi�cimiu
jestem
s� ptaki woko�o mnie
ze swoimi wyd�u�onymi cieniami drzewa
�lepcy czytaj�cy moje wiersze pod drewnianymi krzy�ami
jestem
nie uratuj� swoich wspomnie�
rozmy�la� �ebrak�w nad ustrojem spo�ecznym motyli
ani z�amanej ga��zi na kt�rej zawiesi�em w dzieci�stwie swoim
r�aniec
jestem
wiem o tym najlepiej sam
lecz czy kiedy� przypomni mnie kto� �
�e by�em
s� ptaki wko�o mnie
ze swoimi wyd�u�onymi cieniami drzewa
�lepcy czytaj�cy moje wiersze zapisane na przydro�nych
kamieniach
Jestem...
17
*
* *
pami�ci
W�adys�awa Broniewskiego
kamie� rozdarty a� po wn�trza wszystkich kamieni
drzewo widoczne ju� tylko z opad�ej kory drzew
ptak o wysch�ych skrzyd�ach ptak�w
s� poza b�lem
mury getta
mury zapad�ej guerniki
wypalona w y o b r a � n i a
s� poza b�lem
poza b�lem jestem i nie ma we mnie legendy
lecz oto zastygamy
� a� po wn�trze rozdarcia wszystkich k a m i e n i
� zastygamy po wn�trza rozdarcia b � l � w
� zastygamy po rozdarcia m i l c z e n i a
jak�e m�wi� i jak milcze�
gdy nie ma poety i jest tylko on
13 II 1962
18
*
* *
Nas nauczono. Nie ma mi�o�ci
Krzysztof Kamil Baczy�ski
Ziemia, gdzie ogrody i jedna mi�o�� � OJCZYZNA.
Jak dla ptak�w WOLNO�� � wi�c w obronie jej drzew,
a potem w obronie mur�w a potem w obronie blizn a� run�� mur
i wraz z nim ta wielka godno��
Jak�e m�g�bym teraz o W A S i n a c z e j �
wi�c upadam b�agaj�c �e nie by�em; krzywda to dla mnie?
nie dla dzisiaj te zwalone i zastyg�e
mury w kolor krwi innej ni� �mier� zwyk�a
a jednak przeciw jestem tej waszej odwadze i kl�sce
powiedz � najlepiej teraz gdy B�g znieruchomia�
w tej swojej potwornej pot�dze � b l u � n i l i � m y?
jaka godno�� dla nas, jaka chwa�a, jaka konieczno�� �mierci waszej?
odwo�uj� si� do was i nie wiem
czyja to prawda: wasza � co�cie odeszli dla tej ziemi ukochanej
czy: nasza � �e nie by�o nas wtedy i te r�e tylko dla m a t k i m o j e j?
by�bym jeszcze jednym
i chocia� jeszcze jeden mur zosta�by
teraz nie wi�cie! Niebo zg��bia�o! I jest mi�o��
19
14 sierpnia 1944
Pisz� � jak grabarz d� wybiera
Tadeusz Gajcy
wtedy ten mur by� jeszcze prosty
�e mo�na by�o wolno�� widzie� i �mier�
Jaka twoja wielko�� teraz i gdzie to s�owo O j c z y z n a
rysy pog��bia�y pami��
jakby wzgarda by�a ha�b� potomnych
Jaka twoja wielko�� gdy zwalony mur by� tylko dla godno�ci
zawr��cie oszala�e ptaki! Run�yby razem z
tym murem � i dla kogo! gdy oni jedynie dla siebie te grobowce
i nie ma ich. B�agam, zawr��cie te ptaki. By milczenie nam
przywr�ci�
podnie�� trzeba ten mur
cho�by potem nic nie by�o i nikogo
i �eby krzyk nie by� przera�eniem i by� b�lem
Ilino, sierpie� 1967
20
*
* *
Poetom zamordowanym przez faszyst�w
mur�w milczenie. I ten mit godno�ci
�e s�owa bez znacze�. Powtarzaj � POLSKA, to imi�
mojego drzewa. O�lep�em z mi�o�ci do tego piskl�cia
milczenie tu �e b�l
jakie rysy w dnie tym i d�o� twoja jakby� tu by�a.
Kamie� jest kamieniem. Drzewo popio�em. �eby cho� krzy�
i kto ten krzy�. Zas�ucham si� g��biej
a� rozdzwoni� si� blizny a� zamkn� kamienie.
Powiedz � znasz wolno�� tego ptaka. A wolno�� mur�w?
kolor r�y i nocy � jak rdza.
Nawet el greco by�by �ebrakiem. Teraz ta bia�o��.
Nie rozdmuchujcie popio��w. Niech s k a m i e n i e j �
21
*
* *
bohaterom Guevarze i Preedo
�ciany tak inne
�e tylko m�j ojciec to widzia� � spalony
� � �
kt�, o matko
drzewo to wyssie z cia� ich
wyros�e, z krwi o�y�e innych, zastyg�e w zemst�
� � �
nad la paz czarny ptak zawis� � i odszed�
i ziemia zaniem�wi�a � ta wielka niczyja, ani boga
ani ludu. Tutaj wszystkie ska�y jak �ciany � �lepa egzekucjo
nad la paz ptak bia�y przyb�dzie
i powr�ci lud do swojej ziemi, jak zm�czony cie�
i o�yje ta krew, jak r�a gdy mi�o�� ga�nie i jeszcze jej nie by�o
22
*
* *
z mur�w i drzew � jeden mur i jedno drzewo
pozna�em. Mur z blizn i o�lep�ego t�umu
Drzewo � �e sam o�lep�em
*
id�c�, jakby� pragn�a zn�w by� naga
�eby twoje ko�ci by�y bledsze ni� popi�?
Jak mo�esz, id�c, do mojego ojca po imieniu, tak �egnaj�c
nic nie wiem o tym
jakbym nie zna� dotyku r�y po�egna� z tob�
Id�c�, jak mo�esz tak tylko przed murem � m�wi� tak do mojego ojca
23
*
* *
kamie� jak chleb roz�upany dla ptak�w
I c� znacz� dla ciebie te blizny ju� w kolor
kamienia zamilk�e. I po c� ci r�e i dla kogo ta wzgarda.
pochyla si� drzewo � najdumniej i zawsze tak samo
jakby jesie� dla niego a po�udnie nawet nie dla kolor�w
Ta droga za kamienna i �eby cho� ptak by� jeden i jedno imi�
a p r z e c i e � o n t u p o z o s t a �
Ju� czas na otwarcie tego muru
cho�by blizny w krew o�y�y � i odesz�aby�
24
Oddalone drzewa
Mieszka�com mojej wioski po�wi�cam
Do drzew nale�y moje �ycie
Janusz �ernicki
ukocha�em drzewa za swoje dzieci�stwo
kamienie za napisane wiersze
ptaki za listy do was
do drzew tych powracam jesieni� gdy niebo jest bez Boga
do kamieni gdy popada zczernia�y mech i s� bez blizn
do ptak�w w swoich wierszach
d o d r z e w t y c h
d o k a m i e n i t y c h
d o p t a k � w � n a l e � y m o j e � y c i e
lecz napisy na murach s� niczyje
i mo�e dlatego
jestem jak niewidomy
dla kt�rego nie ma rzeczy oboj�tnych
25
*
* *
we wn�trzu kamienia jest moje dzieci�stwo
gdy tu wracam � drzewo zaczyna moj�
histori�, rzeka � �ebym pozosta�
przebaczenie trzeba wyb�aga�
a� pies zamilknie a� nowe
drzewo mnie pozna
i odejd� za �piewem starego ptaka
bo tylko to we mnie b�dzie
co po was pozosta�o
26
List II
jak na ten tw�j list odpowiedzie�
mo�e rys� w kamieniu mo�e d�o� twoj�
powtarza� jak �lepiec swoj� godno�� co by�a
mo�e wiesz gdzie to drzewo
tak chcia�bym zn�w siebie od pocz�tku
ciebie, gdy b�l ga��zi by� wi�kszy od krzy�a � co ro�nie
jaka� teraz we mnie racja
i sk�d to uwielbienie i ta wzgarda
kiedy na krzyk za wcze�nie a na mi�o�� za p�no
jeste� rze�b� mych palc�w
i nie dokocha�em w �adnej porze
i jak by�, aby s�owo znaczy�o ciebie i konieczno�ci� by� b�l
27
*
* *
Elizie K�os
Studentce tragicznie zmar�ej w Alpach
nie zbr�zowieje ta ska�a
czerwie� �e b�l i to nag�e milczenie
�e ptak nie powr�ci i tylko krzy� � jedyny od nas
W tym twoim odej�ciu Elizo �
c� znaczy ta rysa i jej nie b�dzie
Jaki czas i sens o nas za�wiadcza. By�a� i jak powiedzie� �e jeste�
Mo�e przetoczy si� bry�a kanciasta
jakby dla pog��bienia krzyku, dla samego milczenia
jakby tak by� mia�o � i jest. W tym twoim odej�ciu � c� jest Elizo?
Klestors, wrzesie� 1967
28
*
* *
T� r�� wymy�li�em dla Ciebie
Luis Aragon
nie ja wymy�li�em dla ciebie r��
ale czy� r�a dla tej mi�o�ci najprostszej �e pod�ej
Wsta� id�cy do ziemi p�on�cej. Tutaj drzewo zaniem�wi�o na d�ugo
a przecie� jest po�udnie czas przypominania
i ta ziemia p�on�ca aby� o�lep� cho� kolor dla ciebie
jedn� jest barw� i jeden ma tylko sens. Jakby�my z jednej ulepieni byli gliny
dok�d p�jdziesz za jak� cen� mi�o�ci upadasz
b�agaj�c jak o ja�mu�n�. Nadzieja to nasza czy tylko
pami�� konieczna. �ywym ten b�dzie kto nim nie m�g� pozosta�
29
*
* *
przyby�em tu teraz, w po�udnie
i rzeki w�asnej pozna� nie mog�. Jakby drzewa
zestarza�y si� o swoj� wielko�� i nigdy tu ich nie by�o
wo�a mnie ptak
jaki� to b�l i�� tak za nim polem
Wracasz ksi�ycu i dok�d znowu odchodzisz � nim pom�wisz ze mn�
zadzwoni� dzwony echo
i �eby cho� trwa�o to moje
modlenie za upad�ego ptaka. Co by�by tutaj i jak by� mo�e
jak nigdy mur nie b�dzie
bez blizn � z tej bole�ciwej blizny wy�ebrany. Jest
taka rzeka kt�rej dna nie pog��bi� ani drzewom dzieci�stwa nie przywr�c�
30
Matka
31
*
* *
kamienie kamieniej� poprzez tw�j b�l
�wiat�o �e odleg�o�� dotkn�� mo�na
Wtedy �lepcy zas�aniaj� oczy
lecz ten ptak powraca
Jakby jedna by�a �mier�
I jedno wo�anie � jak jeden krzyk i jedna pami��
32
�mier� staruszki
pami�ci Babuni
odprowadza�em ciebie z twoim synem. Jego czarny
habit wskazywa� drog�. Zawsze jest tak samo.
Ale wtedy by�a to tylko twoja podr�.
*
... swoj� skruch� ju� wyzna�em. Poprzez mi�o��
do ciebie i tego kamienia � co d�o� na nim otwiera�em.
Teraz wo�a mnie tw�j ojciec � Niechaj pami�� z mur�w wyrasta.
... bo wszystko tu nagle zamilcza�o.
Jakby �ycie si� ko�czy�o.
I nigdy go nie by�o.
*
niechaj odwr�ci i pochyli si� niebo ko�cz�ce
przed t� JEJ twarz� jak rozstrzelany mur
i ptak odejdzie i niech nie wraca
Ilino, 13 wrze�nia 1969
33
*
* *
pami�ci Jurka Falkowskiego
ta �mier� nie podobna do ciebie
jak nie ma r�y z kamienia wyciosanej
*
a je�eli ju� jest to okrucie�stwo
to dla rozja�nienia krwi zakrzep�ej, ciep�ej
jeszcze. Aby cho� g a r � � ziemi by�a t w o j a
ta �mier� nie podobna do ciebie
i cho� jest � Jest z ub�stwa i wzgardy twojej
aby wznio�lejsza by�a twarz � o ka�de czekanie o b�l jedyny
*
i w skowyt psa wychud�ego
(w tej twojej ostatniej godzinie mi�o�ci)
� syn tw�j tutaj przyb�dzie i bogu nigdy nie wybaczy
34
*
* *
Matkom um�czonego Wietnamu
w drzewach zasiad� si� ptak
i m�g�by tak do jesieni do staro�ci
U c i e b i e n i e m a t a k i c h m i e j s c
w popi� b�ogos�awiona ziemio niczyja
jak wtedy moja rzeka i cmentarz
U ciebie nie ma takich drzew
i nie doczeka�a� swojej mi�o�ci
jak ja gdy tylko z ko�ci mog�em ciebie dotkn��
U c i e b i e b � d � t a k i e d r z e w a d l a p t a k � w
wnuku, s�d ostatni
jeden b�dzie dla wszystkich
Jak jedna jest �mier� i jedno nasze wo�anie
35
*
* *
nie od ciebie nie od ptak�w � odszed�em
ani od �ciany jak wzrok prostej
Nie ma takich odej��
i przyby� tu musia�em
W g��b twojego milczenia, do rzeki swojej
ju� tylko znanej z z a ma r � e g o k a m i e n i a
nie ma takich odej��
cho�by nigdy ciebie nie by�o ani tego domu
Jak nie poznasz z korzeni ukochanego ci drzewa ani blizny � z krwi wysch�ej
36
Matka
jeszcze jeste�, tak jakby� �mia�a by�
w tej swojej godzinie � �mier� w po�udnie nadesz�a
a jeszcze wczoraj swoj� r�k� m�wi�a� mi o m i � o � c i
i �ebym powr�ci�. Oto jestem
zn�w ko�o ciebie i c� powiedzie� mi mo�esz
zawsze w�r�d drzew, ptakom by�a� n a j d r o � s z a
spotkamy si� jeszcze. Przyb�d� tam gdzie twoje
stopy �lad tak wielki pozostawi�y i nawet nie wiesz
jak b�d� tych twoich kamieni broni� przed b u r z a m i
*
a teraz c� mog� ci powiedzie�?
powiem, kiedy przyb�dziesz � zwo�am sejmik ptak�w
�eby ci� wszystkie matki i nasz ojciec powita� � najgodniej
*
pos�uchaj mamo � ja nic nie wiem o Bogu
ty wiedzia�a� najwi�cej � ale jak mam nie krzycze�
i c� znaczy to moje przybycie przed ten tw�j krzy� u k o c h a n y
powiedz � i ja mam tak jak ty
po�egna� rzek� Twoj� i moj�? Kto� z nas
musia� pozosta�, kiedy dalej w mi�o�ci razem by� nam nie pozwolono
W dniu �mierci mojej matki, 30 marca 1970
37
*
* *
ta twoja twarz � z krzyku poznana
w ska�� rozprys�a to w kamienny popi�
Zakuta w �elazo, wo�asz do Boga, to s y n a
� � �
na r�y motyl umiera
jakby po�udnia mia�o nie by�
Tylko powitanie dnia. Ta twoja r�ka na po�egnanie
� � �
jakim� blu�nierstwem b�dzie
b�l m�j? Pochylcie si� drzewa po z�amanie
T u t a j j e s t M A T K A s y n a u m � c z o n e g o
Syn pozosta� � nie z woli w�asnej
38
Rozmowa z pani� Ig�2
syn dro�szy od matki
tak powiedzia� m�j SYN. Teraz zabrak�o
dla niego kolor�w. To p��tno jest czarne
syn dro�szy od matki
jak stare drzewa od przebytej drogi
noc od po�udnia. To by� JEGO m�dry testament
� � �
jak mo�esz MATKO
tak prosto nazwa� b�l � to moje
pozostanie. Wo�anie mojej MATKI o �mier�
nie ma najdro�szej �adnej
�mierci. Jak SYNA bez MATKI. To tak
j a k b y p o g � � b i a n o b l i z n �.
2 Iga Szymanowicz, kt�rej syn, W�odzimierz, poeta i malarz, zgina� tragicznie (1967) w 21 roku �ycia.
39
I nie wymilcz� wi�cej
(1975)
40
Blu�nierstwo to?
Matce, jesieni�
nas�ucha�em si� pie�ni kamiennych
w popi� rozprys�ych, w blizny zabli�nionych.
�e s�uchaj�c � nie wiem dlaczego dot�d j e s t e m
po tych ich zagrzebanych pie�niach
i jakiej�e krwi jestem. I id�c � dok�d ta moja
droga. I niechby zaniem�wi�a ziemia w mur rozstrzelany.
pochylona nad klombem po r��, ju� wtedy
upad�a�, a wo�aj�c � jedynie szyderstwo pozosta�o
po tobie. I powiedz sama, kim�e jestem teraz i jak d�ugo
mo�na tak bez ciebie.
I nie wa�cie si� otwiera� grob�w.
I kamienia nie o�ywi� i sobie sam �ycie wyznacz�.
41
*
* *
Murom Torunia
c� mam powiedzie� temu MIASTU?
Nie by�o dla mnie �askawe, ale i ja by�em zuchwa�y,
jakbym cokolwiek mia� uczyni� � wi�cej od marze�
I nic nie uczyni�em, niczego wi�cej, mo�e tyle
�e jeszcze JESTEM
W pogardzie milcze� to tak
jakby nagle dzwony zawy�y o�y�y blizny
a potem � nawet popi� zaniem�wi�. I oto WOLNO��!
pob��ka�em si� jeszcze po tym mie�cie
i tylko wstyd �ebrakom przynios�, bo czy� mo�na
�ebra� samemu niczego nie daj�c � nawet lito�ci� gardz�c?
podejd� do �ciany przed kt�r�
jak przed chor�gwi� kl�kn� i nie wymodl� m�j ptaku
nie wymodl� � pewnie ju� zestarza�y, mo�e wi�c na gr�b tw�j przyby�
ju� pora na odej�cie a ty wci�� mnie wo�asz
MUROLINIE � tam by� m�j pocz�tek.
I nie przyby� POETA. I pozosta� bez w�asnej zgody. ZAMILCZ MIASTO!
23 II 75
42
Poeta poganin
I tak zesz�a z ziemi, by w niej �y� wieki
Zbigniew Jerzyna
zadrwi� ten poeta pokoleniowy
i ziemi� splugawi�, jakby z kamienia by�a. Nie �y�a.
Z ko�ci rozrasta�a si� w drzewa, opada�a umar�ymi. Co �yj�.
nie ma takiej wiecznej ziemi
o �mier� babki wiejskiej pomniejszon� dla jej �ycia.
Ziemi� umar�� razem z nami. Bo chrystusowe s� kwietnie.
i nie ma takiej �mierci ani kamienia ani ko�ci
ani krzy�a dla kt�rych ziemia powi�ksza�aby �ycie
�mier� znaczy �mier�. Jak krzyk dziecka zapami�tany.
i tylko blu�ni� mo�na
jak on, wiejskiej babki spadkobiercy.
23 VII 72
43
Do r�wie�nik�w po latach
Alicji
Je�li ju� mam powiedzie�
dlaczego pozosta�em
�e jeszcze b�d�
�e je�eli omijam mury i jestem dla nich
nie rozdmuchuj� popio��w i nie mam dla nich czci
nie opluwam wychud�ych Jezus�w i nie upadam przed nimi
Je�li mam wam powiedzie�
dlaczego drzew nie znacz� krzy�ami
i ka�da �mier� jest mi bli�sza i k�ami� teraz
gdybym m�g� wam to wszystko powiedzie�
� czym�e by�aby ziemia dla kt�rej tyle macie pogardy?
A samouwielbienie wasze? Powiedzie� � �e tylko omijanie miejsc
pustych?
i aby by� wystarczy wierszom przyw�aszcza� s�owa
wychud�e i tak ju� z chropowatych metafor i nie w�asnych?
By��ebym w�wczas dla was poet�? Niechaj to wszystko opowie
p�aczka lamentuj�ca
jak na sejmik �ebrak�w id�.
�eby nie rozkrwawia� ko�ci
nie b�aga� o b�l.
1 listopada 1971
44
*
* *
w moim ogrodzie nie ma ju� ptak�w.
Odesz�y na cmentarz.
do tej ziemi piaszczystej
i jak kamie� � niezmiennej.
nie oddalaj si� ode mnie
jeszcze za wcze�nie, poczeka� musz�
a� z blizny kamie� przywr�c�, z ko�ci � twarz.
45
*
* *
i tak ju� pewnie przyjdzie mi �y� bez ko�ca.
Ale jakie� to �ycie bez ludzkiej dobroci. Drzewa
bez miejsca narodzenia. Ptak�w bez deszczu. Boga bez nas.
jakie� to �ycie cieni bez grob�w. Ziemi bez mur�w
by id�c, rozkrwawia�. Ogrod�w bez �ebrak�w. Historii bez
upodlenia. Kurwy bez syna. I jest�e krzy� bez C h r y s t u s a ?
ucztowali�my. Teraz d�wign� ten kamie�.
Ziemi� spr�chnia�� �wiat�u przywr�c�. �eby�my byli ...
�eby pom�wi� o tej nikczemnej podr�y w popio�y ko�ciste.
i jak b�dziesz �ja ju� odejd�.
i nie wymodl� � czego ty nie wyskomla�a�.
1 XI 71
46
*
* *
t� twoj� i moj� �mier�
ja przepowiedzia�em i sam nie wiem dlaczego
Boga czy moj� rzecz� jest to twoje odej�cie. Winienem
ci wyzna�: spalonego ojca mog�a� �yciu przywr�ci�.
Teraz jeste� sama. I ziemia opada twoimi ko��mi.
kiedy ksi�yc b�dzie jak wtedy i klomb tw�j �
porozmawiam z rzek� dotkn� kamie� i przebudz� ptaka
� naszego proroka. Niech zwo�a sejmik. Niechby o�y�y trupi�gi.
Nie dosz�a� � id�c do mnie
id�c i prosz�c o �mier�.
I psom wychud�ym � skomlenie odbierzmy.
47
*
* *
t�dy teraz sam powracam
a przede mn� jej twarz � coraz chudsza
jakby b�l zabli�niano, �wiat�o wyd�u�ano. Ptaka wo�ano
nie pozostan� tutaj p�jd� za nim
�eby ciebie zapyta� � jak tam ci jest
i jak d�ugo pozostaniesz jeszcze beze mnie
zatrza�nijcie te drzwi � pom�c wam nie mog�
�eby ciszy nie wyg�usi� kamienia nie o�ywi� p�l
nie zakrzycze�. I zasi�d� do wieczerzy i niech nikt nie przybywa
sam z nim pom�wi�
jak bolesn� jest jesie� � dla tych drzew wszystkich
co wierno�� swoj� dostoje�stwem maja chcia� by� na cmentarzach
48
Godziny jak krzy�e
b�l ja wybli�ni�em dla ka�dej mi�o�ci
Boga � zwyrodnia�o��. W rdzy jak w bieli � czyja to twarz?
cmentarze jak jesienie.
Nie dla mnie dzie� jeszcze jeden.
Ogarnij niebo. Nikogo tam nie ma.
I jest taka szczelina co pomniejsza kamie�. A b�l?
r��, Magdalenko, poeta wymy�li� �eby znaczy�a � JESTE�.
i tylko to czekanie. Ja, �ebrak u�omny. Magdalenko NAJJA�NIEJSZA.
i nie wymilcz� wi�cej
cho�by nadesz�a godzina �WIEC. Dla mnie.
13 listopada 72
49
*
* *
Januszowi Kryszakowi
odszed�em � m�g�bym powiedzie� � donik�d.
Jak ptaki, albo jak pies z pustego �mietnika
chudszy od ko�ci grobowej.
a jednak nie ma takich odleg�ych miejsc
do kt�rych nie szed�em � nawet upadaj�c z upodlenia
A gdy ju� b�d� � jakie� mie� b�dzie znaczenie METAFORA.
�w najdro�szy POEMAT?
powiedz, m�g�bym by� jak ONI czy tylko
by� jednym z NICH, tutaj pod tym nieub�aganym murem!
O, pycho moja! Id� pio�un pi� z �ebrakami. Z moimi druhami.
I nie wy�ebrzesz niczego
I nie doko�czysz podr�y tak
hardo i dumnie zacz�tej. Tutaj moje JA.
13 III 75
50
Drzewa z pr�chna nie poznasz
(1980)
Magdalenie
51
Magdalenka
zasn�a� Ju�
i wiatr zacich�. Ptaki ze zm�czenia poupada�y.
Jutro opowiesz mi swoj� bajk�. Ja opowiem ci sw�j sen.
kiedy� bardzo dawno
�e nie znajdziesz tego w �adnej napisanej
opowie�ci ani na cmentarzach cho�by� pozna�a
z popio��w ich ko�ci. To by�o za mojej pami�ci
cho� wypalono j� dla zarysowania mur�w. Oni, nie ja
zaznaczyli swoj� pogard�.
Nie zapami�taj tych szubienic. Kochaj w�asne sny.
I ziemi� ojczyst� � dzisiaj jak RDZA. Jak skomlenie psa.
i �e tw�j ojciec to znaczy ja
te twoje kolorowe sny b�dzie zapisywa� najdok�adniej
ju� nie dla ciebie. Ty sn�w moich nie zapami�tuj!
a teraz powiedz mi Magdalenko
jaki mia�a� sen o mojej matce. Ciebie ona marzy�a
Albo zamilcz. Tak b�dzie najokrutniej. Twoja matka ciebie nie pozostawi
kwiecie� 1976
52
*
* *
pozw�lcie mi kl�kn��
nie jak �ebrakowi albo jak kto� u�omny
czy zwierz�. Popi� z ko�ci czy ps�w bezdomnych
czy dziecka ta sama ha�ba dla takich
z�oczy�c�w. Cho� wyrok inny nam przekazali poeci.
Kl�cz�c nawet odwagi mi zabraknie � m�wi� co�cie uczynili, wykrwawili
I tak powracam w tamte miejsca
i odnajduj� jak czujny pies w�chem a przecie� wiem
powracam w tamto miejsce �eby ptaki ucisza�. Zacisza�
skowyt � kt�rych godno�� wystarczy ju�
dla naszego �ycia. I �eby drzewa w dostoje�stwo
nie wyros�y. Ani nikt nie wznosi� mur�w nie pogrubia� blizn
zemsto � jak mied� zrdzewia�a
wysch�a � jak obraz zamazany farb� �wie��.
Kl�cz� i wydziwi� si� nie mog� � �e jestem i jest Magdalenka.
23 I 77
53
*
* *
Andrzejowi K. Wa�kiewiczowi
powiedzie� s�owo niech jak Ziemia
znaczy. W tej jej wieloznaczno�ci. Nawet
drzewo co poszerza kamienie i jak popi� po tych
co nie tylko za spok�j ptak�w odej��
musieli bo ich takie by�o przeznaczenie, ka�dego
z nas takie jest. Ale popi� �eby Ziemi nie zabrak�o
w historii dziej�w nie dla ka�dego z nas
z osobna. �eby dzisiaj id�c �eby�my mogli za�wiadczy�
BYLI�MY. To tyle jakby id�c i chlubi�c si� My sami wyznaczyli�my
Ziemi jej dzieje. Pok�o�
si� �ebraku nad t� ich niem� powag�. Rozg�aszaj
to ich um�czenie cho� i tobie droga wyd�u�a si�
i sam nie wiesz dok�d. I jak d�ugo
b�dziesz musia� znaczy� bruku swoj� (nie z
dzieci�stwa wymarzon�) od ka�dej bieli bielsz� lask�?
mnie nie t�dy do pokuty
i ja sobie wyznaczy�em JESTEM
A by� blu�nierc� � zapami�taj � to ponad moje si�y
17 I 76
54
*
* *
�ebraczce z Bombaju
i zn�w musz� pom�wi�.
i sam nie wiem do kogo moje wo�anie.
Przed krzy�em nie kl�kn�, cho� nie ma we mnie wzgardy
Jeszcze raz musz� zwo�a� sejmik ptak�w
niech opowiedz� co widzia�y. Co s�ysza�y.
a ptaki maj� prawo w�asne cho� ludzkie �ycie.
� � � � � �
Przed jak� godno�ci�, dla jakiej wieczno�ci
to Twoje i ich �ycie. To �ebrak�w umieranie.
Zosta� tu, dla w�asnej ziemi
dla ich za�wiadczenia. Nie w�asnej pychy.
i nie pro� o chleb.
Kwiat�w zabrak�o.
Ziemia milczy.
9 II 1980
55
Niechaj ta ziemia nie zamilczy na zawsze
nasza ziemia jak gr�b milcza�a.
Po tych ich wyrokach, nawet nie haniebnych
Modlili si� g�upcy o jej �ycie,
wi�c odebrano i jej spok�j i nikt nie zna winowajcy.
niech nie zamilczy ta ziemia na zawsze
i nie rozdmuchujcie popio��w
to najwierniejsza ziemi godno��
id�cy, kl�knij
lecz drzewa z pr�chna i tak nie poznasz
56
Nie �miej si�, kiedy czyta� b�dziesz
te wiersze
ju� p�noc. Prosz�, id� ju� spa�, Magdalenko
Twoja gwiazda w�asn� modlitw� ci wymodli.
Ka�de dziecko ma swoj� gwiazd�, jak sen, jak krasnale
I niebo w g��boko�� zapad�o.
Zaciszy�a si� noc. Kamienie ku pierwotno�ci
powr�ci�y. Wszystko si� za�ni�o, poprzeinacza�o
jakby si� co� sta� mia�o.
� � � � � �
Ale dzie�, b�dzie jak co dzie�
B�dzie jak z bajki kolorowej.
A teraz �pij, c�reczko.
27 II 1980
57
Z rozproszenia
(wiersze z czasopism i almanach�w)
58
Powracanie do miasta
przyjacio�om � r�wie�nikom z lat pierwszej naszej m�odo�ci � po�wi�cam ten
wiersz z okazji 44-lecia
istnienia naszej szko�y i I Zjazdu wychowank�w
i absolwent�w gimnazjum p�o�skiego
my � kt�rzy uwa�amy siebie za rzeczy oboj�tne twarde
my � kt�rzy uciekamy w odleg�o�ci niewymiarowe poza istniej�ce
my � kt�rzy omijamy pos�gi �ciany pozacierane, miasta swoje, kamienie
p o w r a c a m y d z i s i a j
*
powracamy do miasta
powracamy do najw�szych ciemnych korytarzy
powracamy do siebie � najnieoboj�tniej nienazwanie
i jeste�my bli�si kamieniom
bli�si niebu �drzewom zwyczajnym� dzwonom og�uch�ym
bli�si w�asnemu odbiciu � bli�si wszystkiemu co tutejsze
w powrotach
powracamy do miasta jak ptaki do gniazd
a l e j e s t t o p r a w o d o g o d n o � c i
cho� wiem �e zwierciad�a najcz�ciej s� martwe powykrzywiane
*
ja, poeta wiejskiego krajobrazu
poeta miasta kt�rego �ciany pozapisywa�em swoimi wierszami
ja, dla kt�rego drogi s� nieg�uche a pokolenie rozdzieraj�ce
widnokr�gi
� p o z d r a w i a m w a s z e p o w r a c a n i e �
*
wasze powracanie pozdrawiaj� zadziwione rzeczy
*
ale powracajcie, powracajcie ...
Pisa�em w Ilinie, w wiosce niezapomnianego mojego dzieci�stwa w latach 1960�1961.
59
Cmentarzysko
Janowi Jerzemu Czarneckiemu
szed�em wo�a�em ojca po imieniu
ca�owa�em ziemi� kamienie puste ko�ci
nas�uchiwa�em czy nie odezwie si� czyj� g�os
dzwoni�y wichry o suche badyle pokrzyw
k�ad�y si� wy��k�e trawy na grzbietach nagich kopc�w
najbole�niejszymi obrazami wr�ci�o do mnie dzieci�stwo
ujrza�em siebie rozpi�tego na krzy�u
ci�arn� matk� kopan� w brzuch niemowl�ta bez g��wek
ujrza�em zapadaj�cy si� wszech�wiat ze wszystkimi �ywymi
p�on�y ksi�gi wieszcz�w ogrody
morza przemienia�y si� w otch�anie krwi
cuchn�o mi�so nie ptak�w nie ps�w ...
o! ziemio moja ...
wiem s� takie miejsca kretowisk
kt�rych wyrzekli si� poeci malarze
tam nie us�yszeliby�cie w�asnego krzyku
60
*
* *
Matce
teraz ju� wr�c� najlepiej w po�udnie
�eby palenia drzew nie by�o
�eby motylom nie po�ama� r�
przebaczenie trzeba wyb�aga�
�eby potem wedrze� si� w g��b kamienia
do dna r�y do dna blizn
a� pies zamilknie
a� nowe drzewo mnie pozna
tutaj mog� z ptakami o drzewach
co mia�y pozosta� ale burza wi�c ju� po nich
mo�e kto� wyobra�ni� poszerza� jakby krajobrazy zw�gla�y
tutaj we wn�trzu kamienia swoje dzieci�stwo
tak jakbym dzi� za motylami to za �wiat�em po zburzeniu nieba
i r�ka aliny
wracam � oto krzy� i matka co o mnie
i ja sam � wi�c nie oddalajcie si�
ja tutaj jak dziecko do kolor�w jak echo w g��b korytarza
jest tu drzewo i jest ptak �e gdy na kamieniu
to drzewo zaczyna moj� histori�
a ptak �ebym wraca� � i nie tylko w po�udnie
aleja nic nie wiem o godno�ci tych rzeczy
wi�c jak�e mog� przeciw tobie drzewo kochane
i jak mog� otworzy� kamie� � moje oddalaj�ce si� dzieje
odchodz� � i powr�c� gdy tylko nowe drzewo mnie pozna
gdy pies zamilknie
gdy ptak stary za�piewa
Ilino, 65
61
Pokolenie 60/62
Januszowi �ernickiemu
i oto jeszcze bez s�owa
tak zaczyna swoj� podr� ka�dy ptak
i �wiat�o kiedy tylko p�knie marmur albo kamie�
i oto my jeszcze z norwidem jeszcze z komun� parysk�
na pocz�tku zawsze razem takie prawo rewolucji
i �eby legenda cho� nie o to nam wtedy
i tak teraz ze znak�w kszta�t m�wicie
dzisiaj tylko znaki w linie barokowe
i tak za �cian� aby nie by�o twarzy
a przecie� przeciw nie z zemsty
nawet ptak nie upada cho� run�� musi
dla godno�ci �eby s�owa czas ten co jest naszym
�eby by� trzeba zawsze przeciw i nowe wiem
to dlatego znaki? � tak nawet r�wie�nicy z grodu jadwigi
ja przeciw i nie wiem jaka droga
teraz ju� nawet krzyk jest cisz�
i cisz� nie po to by s�ysze�
i nie takie znaki ale �e s� niech b�d�
i nie jest w was dzi� tyle kwok
�e wiersz zastyga nim jest nim a m�g�by w auror�
wi�c moje uwielbienie w pocz�tku
cho� czas by wiersz ju� by�
Ilino, 65
62
Christiane dziewczyna zakochana
w saint john persie
Cz. I
moje miasto Guerniko um�czona teraz Nike dla Was
wtedy krzy�e nie dla wszystkich sk�d tyle
nawet �wiat�o czernia�o w rozdartym murze
oto chopin pos�uchaj christiane
i nie wiem kt�ry mur i nikt �e krzy� tutaj
jakby tego nie by�o. Krwi� zapisane karty kronik. Pami�tamy!
*
kto mur do wn�trza rozedrze aby nie by�o domem
kto twarz twoj�, pi�kna, przed zwierciad�o dla godno�ci
kto �ebrakom r�e lecz czy r�a dla �ebrak�w. Nie blu�nij!
*
miasto nie umiera gdy lud w�asne dzieje
ale jak�e nie umrze miasto gdy ju� tylko legenda
i niechby by�a ale kto nowe dzieje. Ten lud nie ma miasta! Lud
umiera!
poeto, doko�cz poemat � !
Cz. II
kochasz saint john persa christiane
a ja �e w�osy masz z kolor�w z dna wn�trza r�y
tyle w nich ciebie �e tylko w uwielbienie poety wyobra�nia
albo r�ka �e kamie� o�y�by jej ciep�em
a szyja po prostu linia �wiat�o w szczelinach cho� dalej �ciana
nie wiem czy mo�na inaczej i ka�dy malarz inny obraz. Przysi�g�bym!
Noc. Niebo �e nawet twoje oczy nie dosi�gn� ptaka
m�wisz � i john zaniem�wi� cho� krzyk we mnie. Milcz!
nie wiem czy odej�cie naszego ksi�yca niebo uczyni pustym
*
i jak teraz o tobie christiane
nago�� drzew z b�lu kto nazwa�by ich umieranie
bez dotyku r�a zastygnie a c� ze mn� i jak ty teraz
63
*
wi�c saint john persa wys�ucham
mo�e noc nasza powr�ci mo�e r�ka twoja po klawiszach chopina
milczenie w krzyk i krzyk w milczenie! Jeste� i czym bez ciebie!
*
zamilcz, wierszu, jest jesie�, ptaki odchodz�
ptaki powr�c� i my zn�w rozpoczniemy drog�
nie dla b�lu
jak ksi�yc co widzia� �
Stambu� � Ankara, sierpie� 1965
64
*
* *
Ojcu zamordowanemu w O�wi�cimiu
tych omijanych dzisiaj miejsc
wolno� to zapomina� albo li tylko upada�
i zamilcze� jakby t�umu by�o to rozkrwawienie a nie ich
i znowu grob�w przyb�dzie
a mog�yby tutaj jeszcze d�ugo przybywa� ptaki
i cho� przyb�d� � inn� i trwalsz� b�d� zapami�tywa� �mier�.
Tak zawsze jest i jest to najwi�ksze umieranie
Dla nas co jeste�my? Dla was co b�dziecie? Dla krwi
zwyk�ej a przecie� innej w kolor i w b�l czerwie�szej
dla jakiej wielko�ci, z pogardy jakiej
� koniecznej czy dlatego �e Bogu zabrak�o lito�ci
i takiej zapragn�� daniny? I jeszcze powr�ci s�d nad wami
co�cie bezprawnie s�dzi� zapragn�li
i kt�rzy s�d powo�uj�c ziemi w�asnej nie wi�cie
ani ludu. Niechaj to co by�o nawet przeciw Wam nie b�dzie
65
*
* *
Mojej matce, w rocznic� �mierci
ta twoja twarz w gorycz przeinaczona
�e B�g nie chcia�by us�ysze�. I nadesz�a �mier�
zza grobu � wiedzia�em. I b y � � e o n w t e d y ?
nie czekajcie na mnie � do jeruzalem
nie przyb�d�, moja droga gdzie mury znacz� mury.
Tam ciebie odnajd� i tylko krzy� ci p r z y d � w i g a m.
a potem niech kamie� popio�em b�dzie
ptak � niebem a upadaj�c ziemi� si� sta�cie.
A popi� � �eby nie m�wi�. Nie dotykajcie! Z b�lu ta mi�o��.
�e pozosta�em
�e jestem i nikt nie powie �e tak by� powinno
30 marca 1971
66
Proces przeciw w�asnej matce
pom�w ze mn� drzewo
tak pochy�e, �e nie pami�tasz ju� mnie.
Z modlitw wyros�e, z mi�o�ci po��dliwej. Ja tu by�em.
z rzek� zro�ni�ty jak jej dno
w burzach przewidywa�em sw�j los.
Tylko ty ptakom upad�ym poszerza�a� jesie� � sama kamienna.
i wiedzia�a�, �e �mier� z upodlenia nadchodzi
cho� B�g twarz twoj� wy