410

Szczegóły
Tytuł 410
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

410 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 410 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

410 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stos k�opot�w Autor : Henry Kuttner HTML : ARGAIL Nazywali�my Lemuela Kulasem, bo mia� trzy nogi. Kiedy dor�s�, co przypad�o mniej wi�cej w okresie wojny P�nocy z Po�udniem, wola� raczej t� trzeci� nog� trzyma� za sob� w spodniach, tak �eby jej nie by�o wida� i �eby ludzie nie gadali. Oczywi�cie w ten spos�b przypomina� troch� wielb��da jednogarbnego, ale ostatecznie Lemuel nigdy nie by� pr�ny. Ca�e szcz�cie, �e mia� w tej nodze dwa kolana, boby dosta� kurczu. Nie widzieli�my Lemuela jakie� sze��dziesi�t lat. �y� w po�udniowej cz�ci g�r a my, reszta na p�nocy Kentucky. I my�l�, �e nigdy nie wpadliby�my w te wielkie tarapaty, gdyby Lemuel nie by� taki piekielnie niezdarny. A przez jaki� czas wygl�da�o, �e b�d� to k�opoty nie lada. Bo my, Hogbenowie, zanim si� przenie�li�my do Piperville, i tak mieli�my tego do��: ludzie bez przerwy do nas zagl�dali i wsadzali swoje trzy grosze usi�uj�c si� dowiedzie�, dlaczego w promieniu wielu mil tak szczekaj� psy. Dosz�o nawet do tego, �e w og�le nie mogli�my lata�. Wreszcie dziadek powiedzia�, �eby�my zaryzykowali i przenie�li si� do Lemuela na po�udnie. Nienawidz� przeprowadzek. Od tej podr�y do Plymouth Rock zbiera�a mi si� na wymioty. Wola�em lata� . No, ale ostatecznie dziadek by� szefem, nie ja. Kaza� nam wynaj�� ci�ar�wk� i za�adowa� na ni� ca�y dobytek. Najwi�kszy k�opot mieli�my z Bobasem, nie wa�y wprawdzie wi�cej jak trzysta funt�w ale pojemnik, w kt�rym go trzymamy, jest do�� p�katy. Bo z dziadkiem nie by�o �adnych problem�w: wsadzili�my go po prostu w stary jutowy worek i wepchn�li�my pod siedzenie. Ca�a robota spadla na mnie. Tata dobra� si� do samogonu i by� zalany w trupa. Skaka� no czubku g�owy i pod�piewywa� piosenk� ,:�wiat stan�� d�ba". A wujek nie chcia� wyj��. Zagrzeba� si� w szopie na kukurydzy i powiedzia�, �e na jakie� dziesi�� lat zapada w sen zimowy. No wi�c go zostawili�my. - Bez przerwy tylko podr�ujecie - narzeka�. - Nie mo�ecie usiedzie� na miejscu. Nie minie pi��set lat, a wy ju� w drog� i lato w lato by�cie si� tylko w��czyli. Wynocha ! No, to�my si� wynie�li. A zn�w Lemuel, ten, kt�rego nazywali�my Kulasem, to by� facet jedyny w ca�ej rodzinie. Z tego, co s�ysza�em, wybuch�a wielka draka, jak tylko przyjechali�my do Kentucky, jako �e wszyscy mieli obowi�zek zakasa� r�kawy i pomaga� przy budowie domu - wszyscy, z wyj�tkiem jednego Lemuela. O nie, co to, to nie on. Lemuel by� kompletnie bezradny. Odlecia� na po�udnie. Co roku czy co dwa lata budzi� si� na troch� i wtedy s�yszeli�my, jak my�li, ale przewa�nie to po prostu siedzia�. Postanowili�my przez jaki� czas poby� z nim. No i pobyli�my. Lemuel mieszka� w starym m�ynie wodnym w g�rach nad miasteczkiem zwanym Piperville. Ten m�yn to by�a ju� w�a�ciwie rudera. Zastali�my wujka na ganku. Siedzia� w fotelu, ale ten fotel ju� si� dawno rozlecia�, tyle �e Lemuel nie zada� sobie nawet trudu, �eby si� obudzi� i go zreperowa�. No wi�c siedzia� tak sobie wtulony we w�asn� brod� i troszk� nawet oddycha�. Mia� mi�y sen. Wi�c go nie budzili�my. Wtaszczyli�my tylko Bobasa do �rodka ,a dziadek z tat� zacz�li wnosi� butelki samogonu. I tak si� w�a�nie osiedlili�my. Pocz�tkowo nie czuli�my si� tam dobrze. Lemuel nie by� nawet na tyle zaradny, �eby mie� w domu jakie� zapasy. Budzi� si� po prostu od czasu do czasu, �eby zahipnotyzowa� gdzie� w lesie szopa i ten szop przy�azi� na ��danie, zupe�nie og�upia�y, got�w do zjedzenia. Lemuel musia� si� od�ywia� g��wnie szopami , bo one maj� bardzo zr�czne �apy, zupe�nie jak r�ce. I niech no skisn�, je�li ten niezaradny wujek Lemuel nie potrafi� tak zahipnotyzowa� szopa, �eby sam rozpali� ogie� i sam si� ugotowa�. Jednego tylko nie wiem do dzi� , jak on je obdziera� ze sk�ry. Mo�e po prostu wypluwa� futro. S� ludzie za leniwi na wszystko. A jak mu si� zechcia�o pi�, to zwyczajnie puszcza� sobie nad g�ow� ma�y deszczyk i otwiera� usta. Wstyd. Ale i tak nikt nie zwraca� uwagi na Lemuela. Mama by�a bardzo zaj�ta. Tata naturalnie wymkn�� si� gdzie� z butelk� samogonu, no a ca�o robota spad�a na mnie. Nie by�o tego zreszt� wiele. Najgorszy k�opot polega� na tym, �e potrzebna nam by�a jaka� energia. Bobas w tym swoim pojemniku �re pr�d jak licho, a tata ci�gnie energi� elektryczn� dos�ownie jak smok. Gdyby Lemuel utrzyma� wod� w strumieniu, nie by�oby problemu, ale w�a�nie, to by� ca�y Lemuel! Pozwoli�, �eby strumie� wysech�. Zosta�a z niego dos�ownie male�ka stru�ka, nic wi�cej. Z pomoc� mamy zbudowa�em wi�c w kurniku takie specjalne urz�dzenie i od tej pory mieli�my ju� pr�du w br�d. K�opoty zacz�y si� pewnego dnia, kiedy drog� nadszed� jaki� chudy kurdupel i nie m�g� si� nadziwi�, �e mama robi pranie na podw�rku. Ja si� snu�em w pobli�u, ciekaw, co z tego wyniknie. - �adny dzie� - zagadn�a mama. - Mo�e pan si� czego� napije ? Powiedzia�, �e owszem, mo�e, wi�c mu poda�em ca�y czerpak samogonu. Wypi�, zatka�o go na chwil�, a potem powiedzia�, �e nie, dzi�kuje, nie chce wi�cej ani teraz, ani ju� nigdy. Powiedzia�, �e poder�n�� sobie gard�o jest taniej, a skutek ten sam. - Przyjechali�cie dopiero co - zagadn��. Mamo powiedzia�a, �e tak i �e Lemuel jest naszym krewnym. Facet spojrza� na Lemuela, kt�ry siedzia� na ganku z zamkni�tymi oczami, i zapyta�: - A to on �yje? - Jasne, �e �yje - odpar�a- mamo. - �yje i dobrze si� ma, jak to m�wi�. - A my�my my�leli, �e on ju� dawno umar� - rzek� m�czyzna. - Dlatego nigdy nie �ci�gali�my od niego podatku. Ale w�a�nie, wy�cie te� powinni zap�aci� podatek, skoro si� wprowadzili�cie. Ile was jest? - B�dzie ze sze�cioro - powiedzia�a mama. - Wszyscy doro�li ? - Jest tata i Saunk, i Bobas... - Ile on ma? - Bobas b�dzie mia� teraz ze czterysta lat, prawda, mamo - zapyta�em, ale mama da�a mi tylko w �eb i powiedzia�a, �ebym siedzia� cicho. M�czyzna pokaza� na mnie i wyja�ni�, �e on pyta�, ile ja mam lat. Piek�o i sztuczna noga! A sk�d ja mam wiedzie�. Straci�em rachub� mniej wi�cej w czasach Gomwella. W ko�cu facet orzek�, �e mamy p�aci� pog��wne wszyscy, z wyj�tkiem Bobasa. - To zreszt� i tak nie ma znaczenia - powiedzia� zapisuj�c co� w ma�ej ksi��eczce. - I tak w tym mie�cie trzeba g�osowa�, jak si� nale�y. Piperville ma tylko jednego szefa, nazywa si� Eli Gondy. Razem dwadzie�cia dolar�w. Mama kaza�a mi przynie��, jakie� pieni�dze, wi�c poszed�em szuka�. Dziadek nie mia� nic pozo czym�, co powiedzia�, �e si� nazywa denar i �e jest jego maskotk� twierdzi�, �e r�bn�� go jednemu facetowi imieniem Juliusz z Galii. Tata by� zalany w trupa. Bobas mia� trzy dolary. Przeszuka�em kieszenie Lemuelowi, ale nie znalaz�em w nich nic, poza starym gniazdem wilgi z dwoma jajeczkami w �rodku. Kiedy powiedzia�em o tym mamie, podrapa�a si� w g�ow�, wi�c j� uspokoi�em: - Jutro co� si� zrobi. Przyjmie , pan z�oto, prawda ? Mamo da�a mi kuksa�ca. M�czyzna popatrzy� na nas dziwnie i powiedzia�, �e oczywi�cie we�mie z�oto. A potem odszed� przez las. Po drodze min�� szopa, kt�ry ni�s� wi�zk� chrustu na rozpa�k�, z czego wywnioskowa�em, �e Lemuel zg�odnia�. M�czyzna przyspieszy� kroku. Rozejrza�em si� za jakim� starym �elastwem, kt�re m�g�bym zamieni� w z�oto. Nast�pnego dnia odstawiono nas do wi�zienia. Naturalnie wiedzieli�my o tym wcze�niej, ale niewiele mogli�my w tej sprawie zrobi�. Zawsze uwa�ali�my, �e nie nale�y si� wychyla�, �eby nie zwraca� no siebie zbytniej uwagi. I tym razem dziadek te� nam to przykaza�. Poszli�my wi�c na strych, wszyscy pozo Bobasem i Lemuelem, kt�ry, si� w og�le nie rusza�, i ja ca�y czas gapi�em si� no wisz�c� w rogu paj�czyn�, �eby nie musie� potrze� na dziadka - zawsze mnie bola�y od tego oczy. - A to �mierdz�ce pacho�ki - powiedzia� dziadek. - Najlepiej b�dzie, jak p�jdziemy do tego ich pud�a. Czasy Inkwizycji si� sko�czy�y. B�dziemy tam. zupe�nie bezpieczni. - A czy nie mogliby�my jako� schowa� tego naszego urz�dzenia ? - spyta�em. ` Mama da�a mi w �eb za to, �e si� odzywam przy starszych. - To si� na nic nie zda - powiedzia�a. - Ju� tu byli rano z Piperville na przeszpiegi i je widzieli. Na to odezwa� si� dziadek: - A czy wykopali�cie pod domem d� ? To dobrze. Schowajcie tam mnie i Bobasa. A wy, reszta... - I tu przeszed� na starodawny j�zyk. - Szkoda, �eby�my po tylu lotach zostali odkryci przez tych ciemnych t�pak�w. By�oby lepiej poder�n�� im gard�a. Nie, Saunk, ja tak tylko �artowa�em. Nie mo�emy zwraca� na siebie uwagi. Znajdziemy jakie� wyj�cie. No i tak w�a�nie by�o. Wszystkich nas wynie�li, z wyj�tkiem dziadka i Bobasa, kt�rych do tego czasu zd��yli�my ju� schowa� w jamie pod domem. Wywie�li nas do Piperville i wsadzili do paki. Lemuel nawet si� nie obudzi�. Zawlekli go za pi�ty. Co do taty, to by� ca�y czas zalany. Bo tata zna tak� jedn� sztuczk�. Mo�e pi� samogon, a potem, tak jak ja to rozumiem, alkohol dostaje mu si� do krwi i zamienia w cukier czy co� w tym rodzaju. Nic, tylko czary. Pr�bowa� mi to kiedy� wyt�umaczy�, ale nie ma w tym sensu za grosz. W�dka idzie przecie� do �o��dka - jak mo�e i�� do g�owy i zamienia� si� w cukier ? Kompletna bzdura. Albo czary, tak czy siak. Ale co ja chcia�em powiedzie�... Chcia�em powiedzie�, �e tata przyuczy� takich swoich przyjaci�, Enzymy - to chyba cudzoziemcy, przynajmniej s�dz�c z imienia - i oni mu zamieniaj� cukier z powrotem na alkohol i dzi�ki temu tata mo�e by� pijany jak d�ugo zechce. Ale i tak woli �wie�y samogon , jak ma pod r�k� . Je�li chodzi o mnie, to nie przepadam za tymi czarodziejskimi sztuczkami - robi� si� nerwowy. Zaprowadzili mnie do pokoju, w kt�rym ju� byli jacy� ludzie, i kazali usi��� na krze�le. Zacz�li mi zadawa� pytania. Udawa�em g�upiego. M�wi�em, �e nic nie, wiem. - To niemo�liwe! - powiedzia� jeden z nich. Takie wiejskie ciemniaki nie mog�y tego zbudowa� same. W ka�dym razie bez w�tpienia moj� u siebie w kurniku stos atomowy! Te� co�! W dalszym ci�gu udawa�em g�upiego. Po chwili zabrali mnie z powrotem do mojej celi. By�y tam pluskwy. Ale wypu�ci�em z oka co� w rodzaju promienia i wyt�uk�em je ku wielkiemu zdziwieniu ma�ego obdartusa o r�owych bokobrodach, kt�ry sypia� no g�rnej pryczy, a kt�ry akurat nie spa�, co zauwa�y�em, niestety, jak ju� by�o za p�no. - Tu�a�em si� swego czasu po r�nych dziwnych wi�zieniach - powiedzia� ma�y obdartus gwa�townie mrugaj�c - i miewa�em r�nych niezwyk�ych towarzyszy niedoli, ale jeszcze- nigdy nie spotka�em takiego, kt�rego bym podejrzewa� o to, �e jest diab�em. Nazywam si� Armbruster, �mierdziel Armbruster, i siedz� za w��cz�gostwo. A o c� ciebie oskar�aj�, przyjacielu? Kupowa�e� dusze po zbyt wyg�rowanych cenach? Powiedzia�em, �e mi�o mi go pozna� i �e podziwiam jego j�zyk. Musia� by� wysoko kszta�cony. - Panie Armbruster, ja naprawd� nie mam poj�cia, za co tu siedz�. Po prostu mnie wywie�li - z tat�, z mam� i z Lemuelem. Ale Lemuel �pi, a tata jest pijany. - Chcia�bym by� pijany - zwierzy� mi si� pan Armbruster. - Nie dziwi�bym si� wtedy tak bardzo widz�c, jak si� unosisz na wysoko�ci dw�ch st�p nad ziemi�. Zmiesza�em si� troch�. Nikt nie lubi, �eby go no czym� takim z�apano. Ale to wszystko przez to, �e jestem taki roztrzepany. Poczu�em si� naprawd� g�upio i przeprosi�em go. - Nic nie szkodzi - powiedzia� pan Armbruster, przewracaj�c si� na bok i drapi�c po bokach. - Spodziewa�em si� tego od lat. Bior�c jedno z drugim, mia�em w sumie przyjemne �ycie. A zwariowa� w taki spos�b jest po prostu cudownie. Dlaczego, m�wi�e�, was aresztowali ? - Powiedzieli, �e mam stos atomowy - wyja�ni�em - A ja daj� g�ow�, �e nie mamy. Mamy za to stos drzewa. Wiem, bo sam je r�ba�em. A atom�w nie r�ba�em nigdy. - Pami�ta�by�, gdyby� r�ba�, no nie ? - powiedzia� pan Armbruster. - To pewnie jako� polityczna sztuczka. Do wybor�w zosta� ju� tylko tydzie�. Tworzy si� partia reform i Gandy chce j� zniszczy�, zanim powstanie. - Powinni�my si� zbiera� do domu - wtr�ci�em. - A gdzie ty mieszkasz? Kiedy mu powiedzia�em. przemy�la� spraw�. - Tak si� zastanawiam. Mieszkacie nad rzek�, prawda, to znaczy nad strumieniem Wielkiego Nied�wiedzia? - To nie jest nawet strumie� - odpar�em. Pan Armbruster roze�mia� si�. - To Gandy nazwa� go Rzek� Wielkiego Nied�wiedzia. Jeszcze zanim zosta�a zbudowana Tama Gandy'ego, tam poni�ej tego miejsca, gdzie wy mieszkacie. W tym strumieniu przez pi��dziesi�t lat nie by�o wody, ale stary Gandy dosta� na to wielkie kredyty - sam ju� nawet nie wiem ile - chyba z dziesi�� lat temu. I przez to, �e strumyk nazwa� rzek� , doprowadzi� do zbudowania tamy. - Ale po co mu to by�o ? - spyta�em. - Czy ty sobie zdajesz spraw�, ile lewych pieni�dzy mo�na mie� ze zbudowania tamy? - odpar� pan Armbruster. - Ale Gandy i tak wygra wybory. Jak do faceta nale�y prasa to sta� go na w�asny program wyborczy. Oho, kto� idzie. Przyszed� jaki� m�czyzno z kluczami i zabra� pana Armbrustera. Po d�u�szej chwili przyszed� kto� inny i zabra� mnie. Zaprowadzili mnie do jakiego� pokoju, pe�nego �wiate�. By� tam ju� pan Armbruster, mama, tata i Lemuel, i kilku pot�nych facet�w ze spluwami. I by� te� ma�y, chudy, pomarszczony cz�eczyna, �ysy i z oczkami w�a, i wszyscy robili to, co im kaza�. Nazywali go panem Gandym. - Ten ch�opak to jest zwyk�y wiejski ciemniak - powiedzia� pan Armbruster, kiedy wszed�em. - Je�eli on wpad� w tarapaty, to tylko przez przypadek. Powiedzieli mu, �eby siedzia� cicho, i dali raz w �eb. Wi�c siedzia� cicho. Wtedy pan Gandy usiad� w rogu pokoju i skin�� g�ow�, a wygl�d mia� wredny. I z�e spojrzenie. - Pos�uchaj, ch�opcze - odezwa� si� do mnie. - Kogo ty kryjesz? Kto zbudowa� ten stos atomowy w waszym kurniku ? Radz� ci powiedzie� prawd�, bo mo�e ci� spotka� przykro��. Ale ja si� po prostu no niego gapi�em, wi�c kto� da� mi w �eb. �mieszne. Jeszcze nikt nie zrobi� w ten spos�b krzywdy Hogbenowi. Pami�tam, jak tacy jedni Adamsowie, co to si� z nami wadzili, z�apali mnie kiedy� i nat�ukli po g�owie , byli tak wyko�czeni, �e nie mi�li si�y nawet pisn��, jak ich wrzuci�em do cysterny. Pan Armbruster zacz�� wydawa� r�ne odg�osy. - Panie Gandy - powiedzia� wreszcie - ja wiem, �e gdyby pan odkry�, kto zbudowa� ten stos atomowy, to by�aby wielka sprawa, ale przecie� pan i tak wygra te wybory. A zreszt� mo�e to wcale nie jest stos atomowy? - Ja wiem, kto go zbudowa� - powiedzia� pan Gandy. - To uczeni zaprza�cy. Albo zbiegli hitlerowscy zbrodniarze wojenni. I mam zamiar ich uj��! - Aha - rzek� pan. Armbruster. - Ju� rozumiem. Taka historia odbi�aby si� echem w ca�ym kroju, prawda? - M�g�by pan kandydowa� na stanowisko gubernatora albo do senatu, albo... przedstawi� nawet w�asny program wyborczy, - Co ten ch�opak panu powiedzia�?.- spyta� pan Gandy. Ale pan Armbruster odpar� , �e nic. Wtedy zacz�li ok�ada� Lemuela. To by�o do�� m�cz�ce. Nikt nie jest w stanie obudzi� Lemuela, jak ma ochot� si� zdrzemn��, a jeszcze nigdy nie widzia�em, �eby kto� mia� na to wi�ksz� ochot� ni� on wtedy. No jaki� czas doli mu wi�c spok�j, bo go uznali za zmar�ego. I trudno si� dziwi�: Bo Lemuel jest tak piekielnie leniwy, �e jak mocno za�nie, to mu si� nawet nie chce oddycha�. Tata robi� jakie� kombinacje z tymi swoimi przyjaci�mi Enzymami i osi�gn�� znaczny stopie� upojenia alkoholowego. Co oberwa� - to jakby go po�askotali. Za ka�dym razem, jak mu przyleli- gumowym szlauchem, zaczyna� g�upio chichota�. A� mi by�o wstyd. W ka�dym razie nikt nie pr�bowa� la� mamy. Ktokolwiek zbli�y� si� do niej na tyle, �eby j� uderzy�, robi� si� zaraz bia�y jak g�sie jajo. oblewa� si� potem i trz�s�. Znali�my kiedy� takiego jednego profesora, co twierdzi�, �e mama potrafi wysy�a� w�sk� wi�zk� podd�wi�kow� . To by� �garz. Po prostu wydawa�a d�wi�ki, kt�rych nikt nie s�ysza�, i kierowa�a je tam, gdzie chcia�a. Po co zaraz takie wielkie s�owa! Sprawa jest prosta jak w mord� strzeli�. Sam to potrafi�. Pan Gandy zarz�dzi�, �eby nas zabrali z powrotem tam, gdzie byli�my, to on jeszcze potem si� z nami zobaczy. No wi�c wywlekli Lemuela , a my wszyscy wr�cili�my do swoich cel. Pan Armbruster mia� na g�owie �liw� wielko�ci kaczego jaja. Le�a� na pryczy i j�cza�, a ja siad�em sobie w k�cie, patrzy�em na jego g�ow� i strzela�em z oczu takim specjalnym �wiat�em, tylko �e nikt tego �wiat�a nie m�g� zobaczy�. I ono dzia�a�o jak... zreszt�, ja tam nie jestem kszta�cony. No, po prostu dzia�a�o jak kataplazma. Po chwili guz si� schowa� i pan Armbruster przesta� j�cze�. - - Grozi ci powa�ne niebezpiecze�stwo, Saunk - powiedzia�. Zd��y�em ju� zdradzi� mu swoje imi�. -. Gandy ma wielkie ambicje. I zupe�nie otumani� ludzi z Piperville. A chcia�by otumani� ca�y stan czy nawet ca�y nar�d. D��y do tego, �eby odegra� wa�n� rol� polityczn�. I dobra historia w prasie by mu to za�atwi�a. A pozo tym zapewni�aby mu zwyci�stwo w przysz�otygodniowych wyborach. On zreszt� nie potrzebuje �adnych gwarancji. I tak ma to w kieszeni. Czy wy rzeczywi�cie macie stos atomowy ? Spojrza�em na niego tylko. - Gandy w�a�ciwie nie mo co do tego wqtpliwo�ci - podj��. - Pos�a� tam fizyk�w, kt�rzy mu powiedzieli, �e wygl�da im to na uran dwie�cie trzydzie�ci pi�� z grafitowym t�umieniem. Saunk, s�ysza�em, jak to m�wili. Dla w�asnego dobra nikogo nie os�aniaj. Dadz� ci wykrywacza prawdy - pentatol sodowy albo skopolamin�. - Niech pan si� lepiej prze�pi - poradzi�em mu, poniewa� w �rodku, w g�owie, s�ysza�em, jak mnie wola dziadek. Zamkn��em oczy i zacz��em nas�uchiwa�. Nie by�a to �atwa sprawa, bo ca�y czas w��cza� si� tata. O rany, ale by� zapruty ! - Mo�e si� napijesz ? - powiedzia� bardzo wesolutki tyle �e bez m�wienia, je�li rozumiecie, co mam na my�li - B�d� przekl�ty, wszawy stworze - skarci� go dziadek, znacznie mniej weso�y. - Zabieraj st�d sw�j t�py umys�. Saunk! - Tak jest, dziadku - odezwa�em si� bezg�o�nie. - Musimy u�o�y� plan... - Saunk, mo�e by� si� napi� - wtr�cil tata. - Tata, zamknij si� prosz� ci� bardzo - podregulowa�em tat�. - Miej troch� szacunku dla starszych. To znaczy dla dziadka. A poza tym, jak mog� si� napi�, skoro jeste� daleko, w innej celi. - Ale mam rurk� - wyja�ni� tata. - Mog� ci zrobi�...jak to si� nazywa... transfuzj�. O, w�a�nie, teleportacj� .Zrobi� zwarcie pomi�dzy moim a twoim krwiobiegiem i przepompuj� alkohol z moich �y� do twoich. O, patrz, tak si� to zrobi� - I wy�wietli� mi jak gdyby taki obrazek w g�owie. Sprawa by�a do�� prosta. To znaczy dla Hogbena. Wpad�em we w�ciek�o��. - Tata - powiedzia�em. - Nie zmuszaj swego kochaj�cego syna, �eby ci� zniewa�a� bardziej, ni� to jest normalne, ty stara zapijaczona mordo. Wiem, �e nie masz �adnej szko�y. Po prostu wydziobujesz te wszystkie trudne s�owa komu� prosto z g�owy. - Chlapnij sobie - powiedzia� tata, a nast�pnie wrzasn��. S�ysza�em, jak dziadek chichocze. - Kradniesz m�dro�ci z umys��w innych ludzi, - rzek�. - Ja te� to potrafi�. W�a�nie wyhodowa�em b�yskawicznie we w�asnej krwi wirusa migreny i w drodze teleportacji przenios�em go do twojej g�owy, ty �achmyto przekl�ty: Niech ci� morowe powietrze, hultaju jeden! Daj mi pos�uch, Saunk. Tw�j szubrawy rodzic nie b�dzie nas chwilowo niepokoi�. - Dobrze, dziadku - odpar�em. - Jeste� got�w ? - Tak . - A Bobas ? - Te�. Ale dzia�a� musisz ty. To twoje zadanie, Saunk. K�opot polega na tym, jak mu tam, stosie atomowym. - A wi�c, to jest w�a�nie to. - Jak mog�em si� spodziewa�. �e ktokolwiek si� na tym pozna? M�j w�asny dziad mnie wtajemniczy�, jak si� to robi, te stosy istnia�y w jego czasach. Prawd� powiedziawszy, to w�a�nie przez takie rzeczy my, Hogbenowie, zostali�my mutantami. Zaraz, sam musz� si� pod��czy� do jakiego� m�zgu, �eby to wyja�ni�. W tym mie�cie, w kt�rym ty jeste�, Saunk, s� tacy ludzie, co znaj� potrzebne mi s�owa. Zaraz, chwileczk�, zobaczymy. Dziadek przelecia� kilko m�zg�w, po czym podj��: - W czasach mojego dziada ludzie zacz�li rozszczepia� atom. Powsta�o... hm... promieniowanie wt�rne. Wywar�o ono wp�yw na geny i chromosomy niekt�rych ludzi - st�d mutacja dominuj�ca u nas Hogben�w . Tak wi�c jeste�my mutantami - To w�a�nie o tym m�wi� Roger Bacon, tak - spyta�em. - Tak. Ale on by� �yczliwy i siedzia� cicho. Gdyby ludzie w tamtych czasach poznali si� na naszych zdolno�ciach, to by nas niechybnie spalili. Nawet dzisiaj by�oby niebezpiecznie si� ujawnia�. Ostatecznie... wiesz, co planujemy ostatecznie, Saunk ? - Tak, dziadku - odpar�em, poniewa� wiedzia�em ? - Tu jest pies pogrzebany. Wygl�da no to, �e ludzie zn�w rozszczepili atom. Dlatego poznali ten stos. Musimy go zniszczy�. Zwracanie na siebie uwagi nie le�y w naszym interesie. Tyle �e potrzebna jest nam energia. Niewiele, ale jednak. Stos atomowy by� najprostszym sposobem na jej uzyskanie, ale nie mo�emy go teraz u�ywa�. A oto, Saunk, co musisz zrobi�, �eby zapewni� Bobasowi i mnie dostateczn� ilo�� energii. I powiedzia� mi co zrobi�. No to ja poszed�em i spe�ni�em jego polecenie. Kiedy troch� porusz� oczami, widz� nieraz naprawd� �adne rzeczy. Na przyk�ad takie pr�ty w oknie. Rozpadaj� si� na tycie kawa�eczki, kt�re zasuwaj� wko�o jak zwariowane. Podobno te kawa�eczki nazywaj� si� atomy. Rany, ale one zabawnie wygl�daj� : pchaj� si� jeden przez drugiego, jakby si� spieszy�y na niedzielne nabo�e�stwo. Oczywi�cie mo�na je �atwo przestawia� jak klocki. Skupisz na przyk�ad wzrok, bardzo mocno, a� ci co� wy�azi : jeszcze wi�cej tych malutkich facecik�w wy�azi ci z oczu i wszystkie razem si� mieszaj�, i to jest bardzo zabawne. Za pierwszym razem si� pomyli�em i te pr�ty w oknach zamieni�em w z�oto. Musia�em zgubi� jeden atom. Ale p�niej si� poprawi�em i zamieni�em je w nic. Wylaz�em i z powrotem zamieni�em je w �elazo. Ale najpierw musia�em si� upewni�, �e pan Armbruster �pi. Nic prostszego. By�a noc, wi�c nikt mnie nie widzia� ja wysun��em si� z okna na siedmiu pi�ter ponad ulic�, w wielkim budynku, kt�ry s�u�y� cz�ciowo za ratusz, a cz�ciowo za wi�zienie . Odlecia�em. Raz �mign�a ko�o mnie sowa . Pewnie my�la�a �e nie widz� po ciemku , wi�c na ni� naplu�em i jeszcze jej przy�o�y�em . Najpierw odnalaz�em ten stos atomowy. By� obstawiony stra�nikami , a ka�dy trzyma� �wiat�o . Ale ja zawis�em w powietrzu , tak �eby mnie nie widzieli i wzi��em si� do roboty . Najpierw rozgrza�em ca�e urz�dzenie , a� to co pan Ambruster nazywa� grafitem , rozwia�o si� w py� i znik�o . Za�atwienie reszty by�o ju� ca�kiem proste - dwie�cie trzydzie�ci pi�� - powiadacie , tak ? - zamieni�em wi�c wszystko w o��w. Bardzo kruchy . Tak strasznie kruchy , �e si� rozsypa� i znikn�� . Jeszcze chwila i po stosie nie zosta� nawet �lad . Polecia�em potem w g�r� strumienia . Woda prawie wysch�a i dziadek powiedzia� �e to mu nie wystarczy . Polecia�em wi�c wysoko w g�ry , ale nie mia�em szcz�cia . Dziadek zacz�� co� do mnie m�wi� . Bobas p�acze - powiada . Nie powinienem by� niszczy� tego stosu dop�ki nie upewni� si� �e znajd� inne �r�d�o zasilania . Nie pozostawa�o mi nic innego , jak tylko zrobi� deszcz . Jest na to kilka sposob�w , ale ja zamrozi�em chmur� . Musia�em si��� i szybko zbudowa� specjalne urz�dzenie , a nast�pnie wzlecie� wysoko ponad chmury , zabra�o mi to sporo czasu , ale wkr�tce nadesz�a burza i zaraz potem lun�o . Woda nie chcia�a jednak p�yn�� korytem strumienia . Szuka�em wi�c przez chwil� , a� wreszcie znalaz�em miejsce , w kt�rym ca�e dno strumienia si� zapad�o . Musia�y by� pod spodem jakie� groty . Zacz��em te dziury zatyka� . Nic dziwnego �e tak d�ugo nie by�o w strumieniu wody . Ale poradzi�em sobie i z tym . Dziadek domaga� si� jednak sta�ego zasilania , wi�c zacz��em w�szy� dooko�a ,a� znalaz�em du�e �r�d�o . Otworzy�em je . Przez ten czas zrobi�a si� nieziemska ulewa . Wr�ci�em �eby zobaczy� si� z dziadkiem . Ci ludzie , co pilnowali stosu atomowego , poszli ju� sobie chyba do domu . Dziadek powiedzia� �e strasznie si� zdenerwowali jak Bobas zacz�� p�aka� . Powsadzali palce w uszy i - w noki z krzykiem . Obejrza�em dok�adnie ko�o m�y�skie , jak mi dziadek kaza� i dokona�em kilku napraw . Niewiele by�o trzeba. Sto lat temu zupe�nie nie�le to robili, no i drewno si� �wietnie wysuszy�o. Podziwia�em to ko�o, jak si� obraca�o i obraca�o w miar� spi�trzania si� wody w strumieniu. W strumieniu - w jakim tam strumieniu! To ju� by�a rzeka. Ale dziadek powiedzia�, �e powinienem zobaczy�, jak by�a budowana Via �ppia. Urz�dzi�em jego i Bobasa wygodnie i polecia�em do Piperville. Zaczyna�o ju� �wita�, a nie chcia�em, �eby mnie kto zobaczy�, jak latam. Tym razem naplu�em na go��bia. A w ratuszu wybuch�a ca�a awantura. Wygl�da�o na to, �e mama, tata i Lemuel znikli jak kamfora. Ludzie biegali bardzo zdenerwowani i panowa� og�lny ba�agan. Ale ja wiedzia�em, co si� sta�o. Mama przem�wi�a do mnie, naturalnie w mojej g�owie, i powiedzia�a mi, �ebym przyszed� do celi na samym ko�cu budynku, bo ta cela jest bardzo przestronna. Byli tam wszyscy. Niewidzialni oczywi�cie. Zapomnia�em powiedzie�, �e i ja si� sta�em niewidzialny zaraz potem, jak si� w�lizn��em do �rodka, zobaczy�em, �e pan Armbruster �pi i �e jest takie zamieszonie. - Dziadek mi powiedzia�, co si� dzieje - wyja�ni�a mama. - Pomy�la�am sobie, �e b�dzie lepiej, jak si� na jaki� czas usuniemy. Leje porz�dnie, co ? - Jasne. Ale dlaczego wszyscy sq tacy podnieceni ? - Nie wiedz�, co si� z nami sta�o - odpar�a mama. - Jak si� tylko uspokoi, p�jdziemy do domu. Mam nadziej�, �e wszystko za�atwi�e�. - Zrobi�em, co mi kaza� dziadek - powiedzia�em i zaraz na korytarzu rozleg�y si� straszne wrzaski. Okaza�o si�, �e do budynku wparowa� stary, t�usty szop z wi�zk� drew. Szed� sobie spokojnie, a� si� zatrzyma� przed kratami naszej celi. Usiad� przed drzwiami i zacz�� uk�ada� patyki na ognisko. Po jego nieprzytomnym spojrzeniu od razu pozna�em, �e Lemuel musia� go zahipnotyzowa�. Na zewn�trz zbierali si� t�umnie ludzie. Nas oczywi�cie nie mogli widzie� - obserwowali tego starego szopo. I ja te� o obserwowa�em, bo by�em ciekaw, jak Lemuel te bydlaki obdziera ze sk�ry. Owszem, widywa�em ju�, jak rozpalaj� ogie� - do tego Lemuel potrafi� je zmusi� - ale jako� nigdy do tej pory nie by�em. �wiadkiem, jak si� obdzieraj� ze sk�ry. A to w�a�nie chcia�em zobaczy�. Ale zanim szop zacz�� sw�j program na dobre, przyszed� policjant, wsadzi� go do worka i zabra�. I zn�w si� nie dowiedzia�em. Tymczasem zrobi�o si� ju� widno. Ca�y czas dochodzi�y sk�d� wrzaski, a raz us�ysza�em, jak kto� g�o�no zawo�a� znajomym g�osem. - Mamo - powiedzia�em - to mi wygl�da no pana Armbrustero. Chyba p�jd� zobaczy�, co wyrabiaj� z tym biednym starowin�. - Czas na nas, trzeba wraca� . do domu - odpar�a mama. - Musimy od kopa� dziadka i Bobasa. M�wisz, �e ko�o si� obraca ? - Tak, mamy teraz pr�du elektrycznego pod dostatkiem. Mama si�gn�a r�k�, namaca�a tat� i porz�dnie go paln�a. - Wstawaj - powiedzia�a. - Mo�e by� sobie chlapn�a - odpar� tata. Ale mama go dobudzi�a i powiedzia�a, �e idziemy do domu. Nie by�o jednak takiego, co by dobudzi� Lemuela. W ko�cu mama i tata wzi�li go na sp�k� i wyrzucili przez okno; oczywi�cie przedtem zrobi�em porz�dek z pr�tami, tak �eby�my si� mogli wydosta�: Pozostali�my niewidzialni, a to z powodu t�umu, jaki si� k��bi� na dole. Pada�o w dalszym ci�gu, ale mama powiedzia�a, �e nie s� z cukru ani z soli i �ebym szed� z nimi, bo mi wygarbuje sk�r�. - Dobrze, mamusiu - powiedzia�em, ale nie mia�em zamiaru z nimi i��. Zosta�em z ty�u. Chcia�em si� przekona�, co robi� panu Armbrusterowi. Trzymali go w tym du�ym pokoju, gdzie wszystkie �wiat�a by�y zapalone. Pan Gandy sta� ko�o okna i mia� bardzo pod�� min�. Podwin�li panu Armbrusterowi r�kaw i zamierzali mu w�a�nie wpakowa� w sk�r� co� w rodzaju szklanej ig�y. Tego ju� by�o za wiele! W jednej chwili sta�em si� z powrotem widzialny. - Nie radz� wam tego robi� - powiedzia�em. - To ch�opak Hogben�w! - kto� wrzasn��. - �apa� go ! Z�apali mnie. Pozwoli�em im. Ju� po chwili siedzia�em na krze�le z podwini�tym r�kawem, a pan Goridy spogl�da� na mnie z wilczym u�miechem. - Dajcie mu wykrywacza prawdy - zarz�dzi�. - Nie ma sensu zadawa� teraz temu obwiesiowi pyta�. Zamroczony pan Armbruster powtarza� w k�ko: - Nie wiem, co si� sta�o z Saunkiem! Ale nawet gdybym wiedzia�, to i tok bym wam nie powiedzia�... Dali mu w �eb. Pan Gandy przysun�� twarz do mojej twarzy. - Teraz dowiemy si� prawdy o tym stosie atomowym - rzek�. - Jeden ma�y zastrzyk i odpowiesz na nasze pytania. Zrozumiano? No wi�c wbili mi ig�� w r�k� i wstrzykn�li, co mieli wstrzykn��. Poczu�em �askotanie. A potem zacz�li pyta�. Powiedzia�em, �e nic nie wiem. Pan Gandy kaza� mi da� drugi zastrzyk. Jeszcze nigdy nic mnie tak nie �askota�o. W tym momencie kto� wpad� do pokoju z krzykiem: - Tama zerwano! Tama Gandy'ego! Zala�o po�ow� farm w po�udniowej cz�ci doliny! Pan Gandy zerwa� si� i wrzasn��: - Zwariowa�e�! - zwr�ci� si� przy tym do wszystkich. - To niemo�liwe. Od stu lat w Rzece Wielkiego Nied�wiedzia nie by�o wody! A potem zebrani si� skupili i zacz�li szepta�. Co� o wyborach. I o wielkim t�umie na dole. - Musi ich pan uspokoi� - powiedzia� kto� do pana Gandy'ego. - Tom jest straszne wrzenie. Wszystkie plony posz�y na marne... - Ja ich uspokoj� - rzek� pan Gandy. - Nie ma �adnych dowod�w. I zaledwie tydzie� do wybor�w! Wypad� z pokoju, a reszta wybieg�a zo nim. Wsta�em z krzes�a i zacz��em si� drapa�. To, co we mnie wpompowali, piekielnie mnie mrowi�o. By�em w�ciek�y na pana Gandy'ego. - Szybko! - ockn�� si� pan Armbruster. - Teraz si� wymkniemy. Najlepsza okazja. Wymkn�li�my si� tylnym wej�ciem. By�o to bardzo proste. Okr��yli�my budynek i przed frontem zobaczyli�my stoj�cy na deszczu olbrzymi t�um. No stopniach budynku sta� pan Gandy, z�o�liwy jak zawsze, twarz� w twarz z wielkim, krzepkim facetem, kt�ry si� zamierza� kamieniem. . - Ka�da tama ma swojq wytrzyma�o�� - m�wi� pan Gandy ale wielki facet wrzeszcza� i wymachiwa� mu nad g�ow� kamieniem. - Ju� ja potrafi� odr�ni� dobry beton od z�ego! - piekli� si�. - A to jest sam piasek. Te tama nie wytrzyma�aby i galona wody, gdyby j� spi�trzy�! Pan Gandy potrz�sn�� g�ow�. - Oburzaj�ce! Jestem tak samo wstrz��ni�ty jak i wy. Zawierali�my kontrakty w dobrej wierze. Je�eli Przedsi�biorstwo Budowlane Ajax u�y�o z�ych materia��w, to ich podamy do s�du. W tym momencie sw�dzenie tak mi ju� dopiek�o, �e postanowi�em co� z tym zrobi�. No i zrobi�em. Krzepki facet cofn�� si� o krok i wymierzy� palec w pana Gandy'ego. - Wie pan, co m�wi�? M�wi�, �e to pan jest ,w�a�cicielem Przedsi�biorstwa Budowlanego Ajax. Prawda to? Pan Gandy otworzy� usta i zaraz potem je zamkn��. Wzdrygn�� si� lekko. - Prawda - odpar�. - Owszem, jestem. Trzeba by�o s�ysze� ten ryk, jaki si� wydoby� z t�umu .Du�ego faceta zatka�o. - Sam pan to przyznaje? To mo�e pan te� przyzna, �e pan wiedzia�, �e tama jest nic niewarta, co? Ile pan na tym zorobi� ?. - Jedena�cie tysi�cy dolar�w - rzek� Gandy. - Netto, ju� po op�aceniu szeryfa, burmistrza i... Ale w tym momencie t�um wtargn�� wy�ej na stopnie i ju� wi�cej nie by�o s�ycha� pana Gandy'ego. - No, no -, powiedzia� pan Armbruster. - Teraz to ju� widzia�em wszystko. Rozumiesz, co to znaczy, Saunk? Gandy zwariowa�. Nie mo�e by� inaczej. Partia reform wygra wybory, wyrzuc� wszystkich oszust�w i ja zn�w b�d� mia� s�odkie �ycie w Piperville. To znaczy dop�ki nie wyrusz� na po�udnie. Bo na zim� zawsze przenosz� si� na po�udnie. Jakim� dziwnym trafem znalaz�em w kieszeni par� groszy. Napijesz si� ze mn�, Saunk? - Nie, dzi�kuj� - odpar�em. - Mama si� b�dzie o mnie niepokoi�a. Nic ju� panu nie grozi, panie Armbruster? - P�niej tak. Ale na razie jeszcze przez jaki� czas nie. O, prowadz� pana Gandy'ego do wi�zienia, widzisz ?Prawdopodobnie ze wzgl�du na jego bezpiecze�stwo: Musz� to uczci�, Saunk. A ty na pewno nie... Saunk! Gdzie jeste� ? Ale ja ju� by�em niewidzialny. No i tak si� to sko�czy�o. Przesta�o mnie ju� sw�dzi�, wi�c polecia�em do domu pom�c im jeszcze przy tym pr�dzie elektrycznym z ko�a wodnego. Po jakim� czasie pow�d� si� uspokoi�a, ale my�my od tej pory ju� mieli sta�y poziom wody w strumieniu dzi�ki temu, co zrobi�em w g�rnym biegu.-I zacz�li�my spokojne, osiad�e �ycie, takie, jakie my, Hogbenowie, najbardziej lubimy. I jakie jest zreszt� najbezpieczniejsze dla nas. Dziadek powiedzia�, �e by�a to pow�d� nie lada. Przypomina�a mu ono co� takiego, o czym mu opowiada� jego dziadek.. Wygl�da na to, �e kiedy �y� dziadek dziadka, Mieli nie tylko stosy atomowe, ale jeszcze wiele innych rzeczy i �e bardzo szybko wymkn�o im si� to wszystko z r�k i zrobi�a si� prawdziwa pow�d�. Dziadek dziadka musia� si� po�piesznie wynosi� z kraju, o kt�rym zreszt� od tamtej pory wszelki s�uch zagin�� - je�li si� nie myl�, to chyba wszyscy na Atlantydzie potopili si� na �mier�. Ale to byli sami cudzoziemcy. Pana Gondy'ego zamkn�li w wi�zieniu. Nikt si� nigdy nie dowiedzia�, co go sk�oni�o do takiego wyznania, mo�e wyrzuty sumienia? Nie s�dz�, �eby to mia�o co� wsp�lnego ze mn�. To ma�o prawdopodobne. Chocia�... Pami�tacie numer taty z tym zwarciem na odleg�o�� i przepompowaniem samogonu z jego �y� do moich? No wi�c musz� przyzna�, �e mnie do�� zm�czy�o to sw�dzenie, zw�aszcza tam gdzie nie mog�em si� podrapa�, i sam zastosowa�em t� sztuczk�. �wi�stwo, kt�re mi wstrzykn�li, tak paskudnie mnie sw�dzia�o, �e wzi��em i ciut ciut skr�ci�em przestrze� doko�a siebie, i przepompowa�em to wszystko prosto do krwi pana Gandy'ego, tak jak tam sta� na tych stopniach. Zaraz potem przesta�o mnie sw�dzi�, a za to musia�o nie�le zacz�� sw�dzi� jego. Dobrze mu tak. Ciekawe, czy mog�o go za sw�dzie� do tego stopnia, �eby a� powiedzia� prawd� ? KONIEC