4948

Szczegóły
Tytuł 4948
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4948 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4948 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4948 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROBERT A. HEINLEIN KOT, KT�RY PRZENIKA �CIANY (PRZE�O�Y�: MICHA� JAKUSZEWSKI) SCAN-DAL Dla Jerry�ego, Larry�ego, Harry�ego Deana, Dana, Jima Paula, Buza i Sarge�a (ludzi kt�rym mo�na zaufa�). R.A. H. Mi�o�ci! Zmow� twej mocy i losu Chcia�bym m�c obj�� tragedie Kosmosu M�c go zgruchota� w kawa�ki, a potem Zbudowa� bardziej wedle serca g�osu RUBAJJATY OMARA CHAJJAMA Czterowiersz 73 (wg Edwarda Fitzgeralda) prze�. Edward Raczy�ski KSI�GA PIERWSZA BEZSTRONNY, UCZCIWY ROZDZIA� I Cokolwiek robisz, b�dziesz tego �a�owa�. ALLAN McLEOD GRAY 1905-1975 - Chcemy, �eby zabi� pan cz�owieka. Nieznajomy rozejrza� si� nerwowo wok�. Uwa�am, �e zat�oczona restauracja nie jest odpowiednim miejscem do tego rodzaju rozm�w, gdy� g�o�ny ha�as zapewnia jedynie ograniczone bezpiecze�stwo. Potrz�sn��em g�ow�. - Nie jestem zawodowym morderc�. Zabijanie to jakby moje hobby. Czy jad� pan ju� kolacje? - Nie przyszed�em tu je��. Prosz� mi pozwoli�... - No, nie. Musz� nalega�. Zdenerwowa� mnie, gdy� przerwa� mi wiecz�r, kt�ry sp�dza�em z cudown� dam�. Postanowi�em odp�aci� mu pi�knym za nadobne. Nie nale�y tolerowa� z�ych manier. Trzeba im da� odp�r w spos�b uprzejmy, lecz zdecydowany. Wspomniana dama, Gwen Novak, wyrazi�a �yczenie udania si� w ustronne miejsce i odesz�a od stolika. W tej samej chwili zmaterializowa� si� Herr Bezimienny, kt�ry przysiad� si� nie zaproszony. Mia�em zamiar kaza� mu odej��, gdy wymieni� nazwisko Walker Evans. �Walker Evans� nie istnieje. Nazwisko to stanowi lub powinno stanowi� wiadomo�� od jednego z sze�ciorga ludzi, pi�ciu m�czyzn i jednej kobiety, szyfr, kt�ry ma mi przypomnie� o nie sp�aconym d�ugu. Mo�na sobie wyobrazi�, �e sp�ata kolejnej raty tej bardzo starej nale�no�ci b�dzie wymaga�a, bym kogo� zabi�, lecz niekoniecznie. Nierozs�dne by�oby, gdybym pope�ni� zab�jstwo na rozkaz nieznajomego tylko dlatego, �e je wymieni�. Uwa�a�em, �e jestem zobowi�zany go wys�ucha�, nie mia�em jednak zamiaru pozwoli�, by zmarnowa� mi wiecz�r. Skoro siedzia� przy moim stoliku, to m�g�, do cholery, zachowywa� si� jak zaproszony go��. - Prosz� pana, je�li nie ma pan ochoty na ca�� kolacj�, niech pan chocia� spr�buje czego� z zak�sek. Ragout z kr�lika na grzance jest, by� mo�e, robione ze szczura, nie z kr�lika, jednak�e tutejszy kucharz sprawia, �e smakuje jak ambrozja. - Ale ja nie chc�... - Prosz�. - Podnios�em wzrok i spojrza�em na kelnera. - Morris! Wezwany natychmiast znalaz� si� u mego boku. - Prosz� trzy razy ragout z kr�lika, Morris, i popro� Hansa, �eby wybra� dla mnie bia�e, wytrawne wino. - Tak jest, doktorze Ames. - Prosz� nie podawa�, dop�ki pani nie wr�ci, je�li mo�na prosi�. - Oczywi�cie, sir. Odczeka�em, a� kelner si� oddali. - Moja towarzyszka wkr�tce nadejdzie. Ma pan zaledwie chwil� na wyt�umaczenie wszystkiego na osobno�ci. Prosz� zacz�� od podania mi swego nazwiska. - Moje nazwisko nie ma znaczenia. Ja... - No nie, m�j panie! Nazwisko. S�ucham. - Kazano mi powiedzie� po prostu: �Walker Evans�. - To ju� s�ysza�em. Pan jednak nie nazywa si� Walker Evans, a ja nie zadaj� si� z lud�mi, kt�rzy nie chc� poda� nazwiska. Prosz� mi powiedzie�, kim pan jest. Dobrze by te� by�o, gdyby przedstawi� pan dow�d to�samo�ci na potwierdzenie pa�skich s��w. - Ale... pu�kowniku, znacznie wa�niejsze jest, bym wyt�umaczy� panu, kto ma umrze� i dlaczego to pan musi go zabi�! Musi pan to przyzna�! - Nic nie musz�. Pa�skie nazwisko, sir! I dow�d. Prosz� mnie te� nie nazywa� �pu�kownikiem�. Jestem doktor Ames. By�em zmuszony podnie�� g�os, �eby mnie nie zag�uszy� �omot perkusji. Zaczyna� si� op�niony wieczorny show. Lampy przygas�y. �wiat�o reflektora pad�o na konferansjera. - No dobrze, dobrze! - M�j nieproszony go�� si�gn�� r�k� do kieszeni i wyci�gn�� portfel. - Ale Tolliver musi umrze� przed po�udniem w niedziel�. W przeciwnym razie wszyscy zginiemy! - Otworzy� portfel, by pokaza� mi dow�d. Nagle na jego bia�ej koszuli pojawi�a si� ma�a, ciemna plama. Zrobi� zdziwion� min�, po czym powiedzia� cicho: - Bardzo mi przykro - i pochyli� si� ku przodowi. Zdawa�o si�, �e pr�buje powiedzie� co� jeszcze, lecz krew buchn�a mu z ust, a g�owa opad�a powoli na obrus. Zerwa�em si� natychmiast z krzes�a i stan��em u jego prawego boku. Niemal r�wnie szybko u lewego pojawi� si� Morris. By� mo�e pragn�� mu pom�c. Ja nie. By�o na to zbyt p�no. Czteromilimetrowa strza�ka pozostawia ma�y otw�r wlotowy, za� rany wylotowej nie zostawia w og�le. Eksploduje wewn�trz cia�a. Je�li trafia w tu��w, �mier� nast�puje b�yskawicznie. Moim zamiarem by�o przyjrze� si� zebranym - i jeszcze jeden drobiazg. Podczas gdy ja pr�bowa�em wypatrzy� morderc�, g��wny kelner i porz�dkowy podbiegli do Morrisa. Ca�a tr�jka porusza�a si� z tak� szybko�ci� i wpraw�, �e mo�na by pomy�le�, i� zab�jstwo jednego z go�ci za stolikiem jest tu codziennym wydarzeniem. Usun�li zw�oki szybko i w spos�b nie rzucaj�cy si� w oczy, jak chi�scy rekwizytorzy. Czwarty cz�owiek zwin�� obrus, zabra� go wraz z zastaw�, wr�ci� natychmiast z drugim i nakry� na dwie osoby. Usiad�em z powrotem. Nie zdo�a�em dostrzec ewentualnego mordercy. Nie zauwa�y�em nawet, by kto� okazywa� podejrzany brak zainteresowania zamieszaniem przy moim stoliku. Ludzie gapili si� w t� stron�, gdy jednak cia�o znikn�o, przestali to robi� i skierowali uwag� na przedstawienie. Nie by�o �adnych wrzask�w ani okrzyk�w grozy. Wygl�da�o na to, �e ci, kt�rzy dostrzegli to wydarzenie, uznali, �e widz� klienta, kt�ry nagle zachorowa� lub te� uderzy� mu do g�owy alkohol. Portfel zabitego spoczywa� teraz w lewej kieszeni mojej marynarki. Gdy wr�ci�a Gwen Novak, podnios�em si� ponownie i odsun��em jej krzes�o. U�miechn�a si� na znak podzi�kowania i zapyta�a: - Co mnie omin�o? - Niewiele. Dowcipy, kt�re zestarza�y si� przed twoim urodzeniem. I inne, kt�re zestarza�y si�, jeszcze zanim urodzi� si� Neil Armstrong. - Lubi� stare dowcipy, Richard. Wiem, w kt�rym miejscu si� z nich �mia�. - W takim razie dobrze trafi�a�. Ja r�wnie� lubi� stare dowcipy. Lubi� wszystko, co jest stare - starych przyjaci�, stare ksi��ki, stare poematy i sztuki. Rozpoczynali�my nasz wiecz�r jedn� z moich ulubionych - �Snem nocy letniej� w wykonaniu teatru baletowego z Halifax z Luann� Pauline w roli Tytanii. Balet przy obni�onej grawitacji, �ywi aktorzy i magiczne hologramy stworzy�y ba�niow� krain�, kt�ra zachwyci�aby Willa Szekspira. Bycie nowym nie jest wcale zalet�. Po chwili muzyka zag�uszy�a postarza�y humor konferansjera. Ch�rek wysun�� si� na parkiet falistym ruchem, ze zmys�ow� gracj� wywo�an� grawitacj� o po�ow� s�absz� od ziemskiej. Pojawi�o si� ragout, a wraz z nim wino. Gdy sko�czyli�my je��, Gwen poprosi�a mnie do ta�ca. Mimo mojej felernej nogi przy po�owie grawitacji potrafi� sobie poradzi� z powolnymi ta�cami klasycznymi - walcem, frottage glide, tangiem i tak dalej. Taniec z ciep��, �yw�, pachn�c� Gwen to uczta godna sybaryty. By�o to radosne zako�czenie udanego wieczoru. Pozostawa�a jeszcze kwestia nieznajomego, kt�ry wykaza� si� tak z�ym smakiem, �e da� si� zabi� przy moim stoliku. Poniewa� jednak Gwen najwyra�niej nie zauwa�y�a tego nieprzyjemnego incydentu, zapisa�em go sobie w pami�ci celem p�niejszego rozwa�enia. Rzecz jasna w ka�dej chwili spodziewa�em si� znajomego klepni�cia w rami�... tymczasem jednak cieszy�em si� dobrym jedzeniem i winem oraz przyjemnym towarzystwem. �ycie pe�ne jest tragedii. Je�li pozwolisz, by ci� one przygniot�y, staniesz si� oboj�tny na jego niewinne rado�ci. Gwen wie, �e moja noga nie zniesie zbyt d�ugiego ta�ca. Ju� podczas pierwszej przerwy w muzyce zaprowadzi�a mnie z powrotem do stolika. Skin��em na Morrisa, by przyni�s� rachunek. Przedstawi� mi go natychmiast. Wcisn��em kodowy numer kredytowy, doda�em p�tora zwyczajowego napiwku i umie�ci�em pod spodem odcisk kciuka, Morris podzi�kowa� mi. - Jeszcze kieliszek, sir? Albo brandy? A mo�e pani mia�aby ochot� na likier? Pocz�stunek od �Kra�ca T�czy�. W�a�ciciel lokalu - stary chytrus - by� zwolennikiem hojno�ci - przynajmniej dla sta�ych klient�w. Nie wiem, jak traktowano tam turyst�w ze starej gleby. - Gwen? - zapyta�em w oczekiwaniu, �e odm�wi. Wypija nie wi�cej ni� jeden kieliszek wina do posi�ku. Dos�ownie jeden. - Cointreau by�oby niez�e. Chcia�abym zosta� jeszcze chwil� i pos�ucha� muzyki. - Cointreau dla pani - zanotowa� Morris. - Doktorze? - Prosz� ��zy Mary� i szklaneczk� wody, Morris. Gdy kelner si� oddali�, Gwen powiedzia�a cicho: - Potrzebny mi by� czas, by z tob� porozmawia�, Richard. Czy chcesz spa� dzi� u mnie? Nie musisz si� ba�. Mo�esz spa� sam. - Wcale tak bardzo nie lubi� spa� sam. Sprawdzi�em w g�owie wszystkie mo�liwo�ci. Zam�wi�a drinka, na kt�rego nie mia�a ochoty, po to, by uczyni� propozycj�, w kt�rej co� by�o nie tak. Gwen to bezpo�rednia osoba. Mam wra�enie, �e gdyby chcia�a si� ze mn� przespa�, powiedzia�aby mi to, zamiast bawi� si� w ciuciubabk�. A wi�c zaprosi�a mnie do swej kom�rki, poniewa� uwa�a�a, �e post�pi�bym nierozs�dnie lub lekkomy�lnie, gdybym spa� we w�asnym ��ku. Z czego wynika... - Widzia�a� to. - Z daleka. Dlatego odczeka�am, a� wszystko si� uspokoi, zanim wr�ci�am do stolika. Richard, nie jestem pewna, co si� wydarzy�o, je�li jednak potrzeba ci kryj�wki, zapraszam do mnie! - Bardzo dzi�kuj�, najdro�sza! - Przyjaciel, kt�ry chce ci pom�c, nie stawiaj�c �adnych pyta�, stanowi nieoceniony skarb. - Jestem twoim d�u�nikiem bez wzgl�du na to, czy si� zgodz�, czy nie. Hmm, Gwen, ja te� nie jestem pewien, co si� wydarzy�o. Kompletnie nieznajomy facet zabity w chwili, gdy pr�buje ci co� powiedzie�. To kompletny bana�, do tego wytarty. Gdybym w dzisiejszych czasach spr�bowa� napisa� co� podobnego, m�j cech by si� mnie wypar�. - U�miechn��em si� do niej. - Wed�ug klasycznego schematu to ty okaza�aby� si� morderczyni�... fakt, kt�ry wyszed�by na jaw powoli, podczas gdy udawa�aby�, �e pomagasz mi w poszukiwaniach. Wytrawny czytelnik ju� od pierwszego rozdzia�u wiedzia�by, �e jeste� winna, jednak ja, jako detektyw, nigdy nie domy�li�bym si� faktu widocznego wyra�nie jak nos na twojej twarzy. Przepraszam, na mojej. - Och, m�j nos jest nieszczeg�lny. To usta wbijaj� si� m�czyznom w pami��. Richard, nie zamierzam ci pom�c w zwaleniu tego na mnie, po prostu oferuj� ci schronienie. Czy on naprawd� zgin��? Nie widzia�am tego wyra�nie. - H�? - Przybycie Morrisa z drinkami uratowa�o mnie przed konieczno�ci� udzielenia zbyt szybkiej odpowiedzi. Gdy odszed�, odpar�em: - Nie wzi��em pod uwag� �adnej innej mo�liwo�ci, Gwen. Nie zosta� ranny. Albo zgin�� niemal natychmiast... albo by�o to zaaran�owane. Czy to mo�liwe? Z pewno�ci�. Mo�na by to nakr�ci� na holo od r�ki, przy u�yciu drobnych tylko rekwizyt�w. - Zastanowi�em si� nad tym. Dlaczego personel restauracji usun�� �lady tak szybko i z tak� precyzj�? Czemu nie poczu�em wspomnianego klepni�cia w rami�? - Gwen, postanowi�em skorzysta� z twojej propozycji. Je�li stra�nicy b�d� mnie szuka�, znajd� mnie. Chcia�bym jednak porozmawia� z tob� na ten temat dok�adniej, ni� jest to mo�liwe tutaj, bez wzgl�du na to, jak bardzo �ciszymy g�osy. - Dobrze. - Wsta�a. - To nie potrwa d�ugo, najdro�szy - doda�a i skierowa�a si� w stron� toalety. Gdy si� podnios�em, Morris poda� mi lask�. Opieraj�c si� o ni�, pod��y�em za Gwen ku toaletom. W�a�ciwie nie musz� korzysta� z laski - jak wiecie, mog� nawet ta�czy� - ale to chroni moj� felern� nog� przed nadmiernym zm�czeniem. Gdy wyszed�em z toalety dla pan�w, usiad�em w foyer i zacz��em czeka�. � I czeka�. Gdy czekanie przed�u�y�o si� poza najdalsz� granic� zdrowego rozs�dku, odszuka�em maitre�a d�h�tel. - Tony, czy m�g�by� kaza� komu� z �e�skiego personelu sprawdzi�, czy w toalecie dla pa� jest Gwen Novak? My�l�, �e mog�a poczu� si� �le albo co� w tym rodzaju. - Chodzi o pa�sk� towarzyszk�, doktorze Ames? - Tak. - Ale� ona wysz�a przed dwudziestoma minutami. Sam j� wypuszcza�em. - Tak? Musia�em j� �le zrozumie�. Dzi�kuj� i dobranoc. - Dobranoc, doktorze. Z niecierpliwo�ci� czekamy, kiedy zn�w b�dziemy pana go�ci�. Wyszed�em z �Kra�ca T�czy�, posta�em przez chwil� w publicznym korytarzu na zewn�trz - pier�cie� trzydziesty, poziom grawitacji jedna druga, kawa�ek w stron� zgodn� z ruchem wskaz�wek zegara od promienia dwie�cie siedemdziesi�t przy Petticoat Lane. Ruchliwa okolica, nawet o pierwszej nad ranem. Sprawdzi�em, czy nie czekaj� na mnie stra�nicy. Na wp� spodziewa�em si�, �e Gwen zosta�a ju� zatrzymana. Nic w tym rodzaju. Nieprzerwany strumie� ludzi, g��wnie �ziemniak�w� przyby�ych na wakacje, s�dz�c po ich stroju i zachowaniu. Ponadto naganiacze z dom�w rozpusty, przewodnicy i s�omiani wdowcy, kieszonkowcy i ksi�a. Osiedle �Z�ota Regu�a� znane jest w ca�ym uk�adzie jako miejsce, gdzie wszystko jest na sprzeda� i Petticoat Lane pomaga podtrzyma� t� reputacj�, je�li chodzi o luksusy. W poszukiwaniu bardziej praktycznych instytucji trzeba si� przemie�ci� o dziewi��dziesi�t stopni w kierunku ruchu wskaz�wek zegara na Threadneedle Street. Ani �ladu stra�nik�w, ani �ladu Gwen. Obieca�a, �e spotka si� ze mn� przy wyj�ciu. Czy na pewno? Nie, niezupe�nie. Powiedzia�a dos�ownie: �To nie potrwa d�ugo, najdro�szy�. Wyci�gn��em z tego wniosek, �e spodziewa si� spotka� ze mn� przy wyj�ciu z restauracji na ulic�. S�ysza�em wszystkie te stare dowcipasy o kobietach i pogodzie. �La donna e mobile� i tak dalej. Nie wierz� w takie historyjki. Gwen nie zmieni�a nagle zdania. Z jakiego� powodu - i to wa�nego - wyruszy�a beze mnie i teraz czeka na mnie w domu. Tak przynajmniej to sobie wyt�umaczy�em. Je�eli pojecha�a �lizgaczem, by�a ju� na miejscu. Je�li posz�a na piechot�, za chwil� tam dojdzie. Tony powiedzia�: �Przed dwudziestoma minutami�. Na skrzy�owaniu pier�cienia trzydziestego i Petticoat Lane jest post�j �lizgaczy. Znalaz�em pusty i wcisn��em pier�cie� sto pi�ty, promie� sto trzydzie�ci pi�� i poziom grawitacji sze�� dziesi�tych, co mia�o mnie zaprowadzi� tak blisko kom�rki Gwen, jak to tylko mo�liwe przy u�yciu publicznego �lizgacza. Gwen mieszka w Gretna Green, tu� obok Drogi Apijskiej, w miejscu, gdzie krzy�uje si� ona z Drog� z ��tej Ceg�y - co nie oznacza nic dla kogo�, kto nigdy nie by� w osiedlu �Z�ota Regu�a�. Jaki� �ekspert� od informacji uzna�, �e mieszka�cy b�d� si� czuli bardziej jak w domu, je�li b�d� otoczeni przez nazwy znane ze starej gleby. Jest tu nawet (prosz� si� nie porzyga�) Chatka Puchatka. Cyfry, kt�re wcisn��em, stanowi�y wsp�rz�dne g��wnego cylindra: 105, 135, 0,6. M�zg �lizgaczy, mieszcz�cy si� gdzie� w pobli�u pier�cienia dziesi�tego, zarejestrowa� dane i czeka�. Wcisn��em sw�j kodowy numer kredytowy i zaj��em miejsce, oparty o poduszk� antyprzy�pieszeniow�. Temu krety�skiemu m�zgowi uznanie, �e m�j kredyt jest dobry, zaj�o oburzaj�co du�o czasu. Wreszcie owin�� mnie w paj�czyn�, zacisn�� j�, zamkn�� kabin� i wiu! brzd�k! bach! Ruszyli�my w drog�... potem szybki lot przez trzy kilometry od pier�cienia trzydziestego do sto pi�tego, po czym bach! brzd�k! wiu! by�em w Gretna Green. �lizgacz otworzy� si�. Dla mnie us�uga ta jest niew�tpliwie warta ceny, jednak�e ju� od dw�ch lat zarz�dca ostrzega nas, �e przynosi ona deficyt. Albo musimy cz�ciej z niej korzysta�, albo wi�cej p�aci� za przejazd. W przeciwnym razie maszyny zostan� zdemontowane, a zajmowane przez nie miejsce wynaj�te komu� innemu. Mam nadziej�, �e znajd� jakie� inne rozwi�zanie. Niekt�rzy ludzie potrzebuj� �lizgaczy. (Tak, wiem, �e teoria Laffera m�wi, i� podobny problem ma zawsze dwa rozwi�zania - g�rne i dolne - z wyj�tkiem sytuacji, gdy wynika z niej, �e oba rozwi�zania s� jednakowe... i maj� charakter fikcyjny. Tak w�a�nie mo�e by� tutaj. By� mo�e przy obecnym poziomie techniki ten system jest zbyt kosztowny dla kosmicznego osiedla). Droga do kom�rki Gwen by�a �atwa: w d� do poziomu grawitacji siedem dziesi�tych i pi��dziesi�t metr�w �naprz�d� do jej drzwi. Zadzwoni�em. Drzwi udzieli�y mi odpowiedzi. - M�wi nagrany g�os Gwen Novak. Posz�am do ��ka i, mam nadziej�, �pi� spokojnie. Je�li masz do mnie naprawd� pilny interes, wp�a� sto koron za po�rednictwem kodu kredytowego. Je�li zgodz� si� z opini�, �e obudzenie mnie by�o usprawiedliwione, zwr�c� pieni�dze, je�li nie - �miech, �mieszek, chichot! - wydam je na gin, a ciebie i tak nie wpuszcz�. Je�li sprawa nie jest pilna, prosz� nagra� wiadomo�� po us�yszeniu krzyku. Po tym nast�pi� przenikliwy wrzask, kt�ry urwa� si� nagle, jakby nieszcz�sn� dziewuch� zaduszono na �mier�. Czy sprawa by�a pilna? Warta stu koron? Uzna�em, �e tak nie jest, nagra�em wi�c wiadomo��: - Droga Gwen, m�wi tw�j w miar� wierny amant Richard. Jako� si� z sob� nie zgadali�my. Mo�emy to jednak naprawi� rankiem. Zadzwo� do mnie do chaty, jak si� obudzisz. Kocham i ca�uj�. Ryszard Lwie Serce. Stara�em si�, by w moim g�osie nie by�o s�ycha� sporego rozdra�nienia, jakie odczuwa�em. Czu�em, �e potraktowano mnie haniebnie, w g��bi duszy s�dzi�em jednak, �e Gwen nie zrobi�aby mi tego celowo. Musia�o to by� prawdziwe nieporozumienie, cho� w tej chwili nic z tego nie rozumia�em. Pojecha�em wi�c do domu. Wiu! brzd�k! bach!... bach! brzd�k! wiu! Mam luksusow� kom�rk� z oddzieln� sypialni� i salonem. Wszed�em do �rodka, sprawdzi�em, czy nie ma �adnych wiadomo�ci na terminalu - nie by�o - nastawi�em zar�wno terminal, jak i drzwi, bym m�g� spokojnie spa�, odwiesi�em lask� i poszed�em do sypialni. Gwen spa�a w moim ��ku. Wygl�da�a s�odko i spokojnie. Wycofa�em si� cicho, zdj��em bezg�o�nie ubranie, poszed�em do od�wie�acza i zamkn��em za sob� d�wi�koszczelne drzwi - m�wi�em, �e to luksusowy apartament. Mimo to od�wie�a�em si� do snu z tak ma�� doz� ha�asu, jak to tylko mo�liwe, gdy� s�owo �d�wi�koszczelne� wyra�a raczej nadziej� ni� pewno��. Gdy by�em ju� tak czysty i bezwonny, jak tylko mo�e by� naga ma�pa p�ci m�skiej bez uciekania si� do operacji, wr�ci�em cicho do sypialni i po�o�y�em bardzo ostro�nie do ��ka. Gwen poruszy�a si�, ale nie obudzi�a. O kt�rej� godzinie w nocy wy��czy�em budzik. Mimo to obudzi�em si� o zwyk�ej porze, gdy� nie potrafi� wy��czy� p�cherza. Wsta�em wi�c, za�atwi�em t� spraw�, dokona�em porannego od�wie�enia, postanowi�em, �e chc� �y�, wci�gn��em na siebie kombinezon, uda�em si� bezg�o�nie do salonu, otworzy�em spi�arni� i przyjrza�em si� zapasom. Szczeg�lny go�� wymaga� szczeg�lnego �niadania. Pozostawi�em drzwi pomi�dzy pokojami otwarte, by mie� oko na Gwen. My�l�, �e to aromat kawy j� obudzi�. Gdy ujrza�em, �e otworzy�a oczy, zawo�a�em: - Dzie� dobry, pi�kna! Wstawaj i myj z�by. �niadanie gotowe. - My�am ju� z�by godzin� temu. Wracaj do ��ka. - Nimfomanka. Sok pomara�czowy, z czarnej wi�ni czy oba? - Hmm... oba. Nie zmieniaj tematu. Chod� tu i jak m�czyzna staw czo�o swojemu losowi. - Najpierw co� zjedz. - Tch�rz. Richard to beksa, Richard to beksa! - Absolutny tch�rz. Ile wafli mo�esz zje��? - Ech... decyzje! Czy nie mo�esz ich rozmra�a� jednego za drugim? - Nie s� mro�one. Jeszcze par� minut temu �y�y sobie w najlepsze. Sam je zabi�em i obdar�em ze sk�ry. No, gadaj albo sam zjem wszystkie. - Och, co za wstyd i �al! Porzucona dla wafli. Nie pozosta�o mi ju� nic, tylko wst�pi� do klasztoru m�skiego. Dwa. - Trzy. Chyba chcia�a� powiedzie� ��e�skiego�. - Wiem, co chcia�am powiedzie�. Wsta�a, uda�a si� do od�wie�acza i wysz�a z niego szybko, otulona w jeden z moich szlafrok�w. N�c�ce fragmenty cia�a Gwen wy�ania�y si� spod niego tu i tam. Poda�em jej szklank� soku. Poci�gn�a dwa �yki, zanim si� odezwa�a. - Plum, plum. Kurcz�, ale dobre. Richard, czy kiedy si� pobierzemy, b�dziesz mi codziennie robi� �niadanie? - To pytanie opiera si� na za�o�eniach, kt�rych nie jestem sk�onny potwierdzi�... - Po tym, jak ci zaufa�am i odda�am ci wszystko! - ...ale nie potwierdzaj�c niczego, przyznaj�, �e mog� r�wnie dobrze robi� �niadanie dla dw�ch os�b, jak i dla jednej. Dlaczego zak�adasz, �e si� z tob� o�eni�? Co masz do zaoferowania na zach�t�? Chcesz ju� tego wafla? - Pos�uchaj pan. Nie wszyscy m�czy�ni brzydz� si� my�l� o ma��e�stwie z kobiet�, kt�ra jest ju� babci�! Mia�am ju� propozycje. Tak, chc�. - Podaj talerz - u�miechn��em si� do niej. - Jeste� babci�, jak ja mam dwie nogi. Nawet je�li pocz�a� pierwsze dziecko tu� po menarche, twoje potomstwo musia�oby wyda� miot r�wnie szybko. - Nic z tych rzeczy. Jestem babci�, Richard. Chc� ci wyja�ni� dwie rzeczy. Nie, trzy. Po pierwsze naprawd� chc� za ciebie wyj��, je�li si� na to zgodzisz... albo, je�li nie, zrobi� sobie z ciebie pupilka i b�d� ci robi� �niadania. Po drugie, naprawd� jestem babci�. Po trzecie, je�li mimo mojego zaawansowanego wieku chcesz mie� ze mn� dzieci, cuda wsp�czesnej mikrobiologii pozwoli�y mi zachowa� p�odno��, podobnie jak wzgl�dnie woln� od zmarszczek sk�r�. Je�li chcesz mi zrobi� dzieciaka, nie powinno to by� zbyt trudnym zadaniem. - M�g�bym si� do tego zmusi�. W tej syrop klonowy, w tamtej jagodowy. A mo�e zrobi�em to ju� dzi� w nocy? - Data si� nie zgadza. Przynajmniej o tydzie�. Co by� jednak powiedzia�, gdybym zawo�a�a: �Trafiony!� - Przesta� si� wyg�upia� i ko�cz wafla. Nast�pny ju� czeka. - Jeste� sadystycznym potworem. I mutantem. - Nie jestem mutantem - sprzeciwi�em si�. - Amputowano mi stop�. Urodzi�em si� z ni�. M�j uk�ad immunologiczny po prostu odmawia przyj�cia przeszczepu i ju�. To jeden z powod�w, dla kt�rych mieszkam w warunkach grawitacji. Gwen spowa�nia�a nagle. - Najdro�szy! Nie m�wi�am o twojej nodze. O, m�j Bo�e! Noga jest niewa�na... z tym �e teraz, kiedy ju� wiem, o co chodzi, b�d� bardziej uwa�a�a, �eby ci� nie przem�cza�. - Przepraszam. Cofnijmy si� do punktu wyj�cia. Dlaczego wi�c jestem �mutantem�? Natychmiast odzyska�a sw�j zwyk�y, weso�y nastr�j. - Chyba wiesz! To, co masz, rozci�gn�o mnie na amen. Przesta�am si� ju� nadawa� dla normalnego m�czyzny, a teraz nie chcesz si� ze mn� o�eni�. Wracajmy do ��ka. - Sko�czmy najpierw �niadanie i rozstrzygnijmy t� spraw�. Czy nie znasz lito�ci? Nie powiedzia�em, �e si� z tob� nie o�eni�... i wcale ci� nie rozci�gn��em. - Och, c� za grzeszne k�amstwo! Czy zechcesz poda� mi mas�o? Jasne, �e jeste� mutantem! Jakiej d�ugo�ci jest ten guz z ko�ci� w �rodku? Dwadzie�cia pi�� centymetr�w? Wi�cej? A ile ma obwodu? Gdybym go najpierw zobaczy�a, nigdy nie podj�abym ryzyka. - Gadanie! Nie ma nawet dwudziestu centymetr�w. Wcale ci� nie rozci�gn��em. Mam przeci�tne wymiary. Szkoda, �e nie widzia�a� mojego wujka Jocka. Jeszcze kawy? - Tak, dzi�kuj�. Jasne, �e mnie rozci�gn��e�! Hmm... czy ten wujek Jock naprawd� ma w tym miejscu wi�cej? - Znacznie. - Hmm... gdzie on mieszka? - Sko�cz tego wafla. Czy nadal chcesz, �ebym wr�ci� do ��ka, czy wolisz list polecaj�cy do wujka Jocka? - Dlaczego nie mog� mie� obu tych rzeczy? Tak, z odrobin� wi�cej boczku, dzi�kuj�. Richard, jeste� dobrym kucharzem. Nie chc� wyj�� za wujka Jocka, jestem po prostu ciekawa. - Nie pro�, �eby ci go pokaza�, chyba �e jeste� gotowa p�j�� na ca�o��... poniewa� on zawsze jest do tego got�w. Uwi�d� �on� swego harcmistrza, gdy mia� dwana�cie lat. Uciek� z ni�. W po�udniowym Iowa wiele o tym m�wiono, poniewa� nie chcia�a z niego zrezygnowa�. To by�o przesz�o sto lat temu, kiedy takie rzeczy traktowano powa�nie, przynajmniej w Iowa. - Richard, czy sugerujesz, �e w wieku ponad stu lat wujek Jock jest wci�� pe�en si�y m�skiej? - Ma sto szesna�cie i nadal rzuca si� na �ony swych znajomych, ich c�rki, matki oraz inwentarz. Ma te� trzy w�asne �ony zgodnie z prawem do wsp�lnego po�ycia przys�uguj�cym w Iowa starszym obywatelom. Jedna z nich, moja ciotka Cissy, nie sko�czy�a jeszcze szko�y �redniej. - Richard, czasami podejrzewam, �e nie zawsze m�wisz prawd�. Lekkie sk�onno�ci do przesady. - Kobieto, nie wolno tak m�wi� do przysz�ego m�a. Za tob� jest terminal. Po��cz si� z Grinnell, w stanie Iowa. Wujek Jock mieszka tu� za miastem. Czy zadzwonimy do niego? Je�li grzecznie z nim porozmawiasz, mo�e ci poka�e sw�j pow�d do dumy i rado�ci. No jak, najdro�sza? - Chcesz si� po prostu wymiga� od powrotu do ��ka. - Jeszcze wafla? - Przesta� pr�bowa� mnie przekupi�. Hmm, mo�e p�. Podzielisz si� ze mn�? - Nie. Po ca�ym dla obojga. - Ave Caesar! Stanowisz z�y przyk�ad, kt�ry zawsze by� mi potrzebny. Gdy tylko wyjd� za ciebie, utyj�. - Ciesz� si�, �e to powiedzia�a�. Nie by�em pewien, czy powinienem o tym wspomina�, ale jeste� odrobin� za chuda. Spiczaste wynios�o�ci. Siniaki. Przyda si� troch� wy�ci�ki. Pomin� to, co Gwen powiedzia�a p�niej. By�o to barwne, nawet liryczne, ale (moim zdaniem) niegodne damy. Nie le�a�o to w jej charakterze, a wi�c zataimy to. - Doprawdy, to niewa�ne - odpar�em. - Podziwiam ci� za twoj� inteligencj�. Anielskie usposobienie. Pi�kn� dusz�. Nie wdawajmy si� w szczeg�y cielesne. Po raz kolejny - jak s�dz� - konieczna jest cenzura. - Dobrze - zgodzi�em si�. - Je�li tego w�a�nie pragniesz. Wracaj do ��ka i zacznij my�le� o sprawach cielesnych. Wy��cz� form� do wafli. W jaki� czas p�niej zapyta�em: - Czy chcesz �lubu ko�cielnego? - Uu! Czy mam si� ubra� na bia�o? Richard, czy nale�ysz do jakiego� ko�cio�a? - Nie. - Ja te� nie. Nie s�dz�, �eby ko�cio�y by�y odpowiednim miejscem dla takich jak my. - Zgadzam si�. Jak jednak chcesz zawrze� �lub? Wiem, �e w �Z�otej Regule� nie ma na to innego sposobu. W przepisach wydanych przez zarz�dc� nic o tym nie wspominaj�. Prawnie instytucja ma��e�stwa tutaj nie istnieje. - Ale�, Richard, masa ludzi bierze �lub. - Ale jak, najdro�sza? Wiem o tym, je�li jednak nie robi� tego w ko�ciele, to nie mam poj�cia w jaki spos�b. Nigdy nie mia�em okazji sprawdzi�. Czy lec� do Luna City? Albo na star� gleb�? Nie wiem. - Jak sobie tylko �ycz�. Mo�na wynaj�� sal� i jakiego� wa�niaka, �eby zawi�za� w�ze� w obecno�ci kupy go�ci, przy muzyce, a potem wyda� wielkie przyj�cie... albo zrobi� to w domu, zaprosiwszy tylko kilku przyjaci�. S� te� po�rednie mo�liwo�ci. Sam wybierz, Richard. - No wi�c, hmm... ty wybierz. Ja tylko wyrazi�em na to zgod�. Osobi�cie uwa�am, �e kobieta sprawuje si� najlepiej, je�li odczuwa lekkie napi�cie wywo�ane niepewno�ci� co do jej statusu. To j� trzyma w stanie gotowo�ci. Nie s�dzisz? Hej! Przesta�! - To mnie nie wkurzaj. Chyba �e chcesz za�piewa� sopranem na w�asnym weselu. - Jak to zrobisz jeszcze raz, nici z wesela. Najdro�sza, w jaki spos�b chcesz wzi�� ten �lub? - Richard, niepotrzebna mi ceremonia. Niepotrzebni mi �wiadkowie. Chc� ci tylko obieca� wszystko, co powinna obieca� �ona. - Jeste� pewna, Gwen? Czy nie za szybko? A niech to pokr�ci, obietnice poczynione przez kobiet� w ��ku nie powinny by� zobowi�zuj�ce. - Wcale nie. Postanowi�am za ciebie wyj�� ju� ponad rok temu. - Naprawd�? No, niech mnie... Hej! Poznali�my si� mniej ni� rok temu na Balu Pierwszodniowym. Dwudziestego lipca. Pami�tam. - To fakt. - A wi�c? - A wi�c co, najdro�szy? Postanowi�am za ciebie wyj��, zanim si� poznali�my. Masz z tym jaki� problem? Ja nie mam. Nigdy nie mia�am. - Hmm. Lepiej powiem ci par� rzeczy. Moja przesz�o�� zawiera epizody, kt�rymi si� zwykle nie chwal�. Niezupe�nie nieuczciwe, ale cokolwiek niejasne. Poza tym nie urodzi�em si� z nazwiskiem Ames. - Richard, b�d� dumna, gdy b�d� si� do mnie zwraca� �pani Ames�. Albo... �pani Campbell�... Colinowa. Nie powiedzia�em nic na g�os. Nast�pnie doda�em: - Co jeszcze wiesz? Spojrza�a mi prosto w oczy, bez u�miechu. - Wszystko, co powinnam. Pu�kownik Colin Campbell, znany swym �o�nierzom... a r�wnie� z tekst�w rozkaz�w, jako �Killer� Campbell. Anio� wybawca student�w Akademii Percivala Lowella. Richard albo Colin, moja najstarsza c�rka by�a jedn� z nich. - Niech mnie piek�o poch�onie. - W�tpi�, �eby to si� sta�o. - I z tego powodu zamierzasz za mnie wyj��? - Nie, m�j najdro�szy. Ten pow�d wystarcza� rok temu. Teraz jednak min�o ju� wiele miesi�cy, podczas kt�rych odkry�am cz�owieka ukrytego za wizerunkiem bohatera z czytanek. I... zwabi�am ci� wczoraj do ��ka, ale �adne z nas nie zawar�oby ma��e�stwa jedynie z tego powodu. Czy chcesz pozna� te� moj� pe�n� skaz przesz�o��? Opowiem ci. - Nie. - Spojrza�em na ni� i uj��em obie jej r�ce w d�onie. - Gwendolyn, pragn�, �eby� zosta�a moj� �on�. Czy zechcesz mnie za m�a? - Tak. - Ja, Colin Richard, bior� sobie ciebie, Gwendolyn, za �on� i przyrzekam ci mi�o��, wierno�� i uczciwo�� ma��e�sk�, i �e ci� nie opuszcz�, dop�ki tego nie zapragniesz. - Ja, Sadie Gwendolyn, bior� sobie ciebie, Colina Richarda, za m�a i przyrzekam ci mi�o��, wierno�� i uczciwo�� ma��e�sk�, i �e ci� nie opuszcz� a� do �mierci. - Kurcz�! To chyba za�atwia spraw�. - Tak. Ale poca�uj mnie. Zrobi�em to. - A sk�d si� wzi�a �Sadie�? - Sadie Lipschitz. To moje nazwisko. Nie podoba�o mi si�, wi�c je zmieni�am. Richard, musimy to tylko og�osi�, �eby nabra�o mocy prawnej. Chc� to zrobi�, zanim otrz��niesz si� z oszo�omienia. - Zgoda. Jak mamy to zrobi�? - Czy mog� skorzysta� z twojego terminalu? - Naszego. Nie musisz mnie pyta� o zgod�. - Naszego. Dzi�kuj� ci, najdro�szy. Wsta�a, podesz�a do terminalu, wywo�a�a spis numer�w, po czym po��czy�a si� z �Heroldem Z�otej Regu�y� i poprosi�a kierownika dzia�u towarzyskiego: - Prosz� zapisa�. Doktor Richard Ames i pani Gwendolyn Novak maj� przyjemno�� og�osi�, �e zawarli zwi�zek ma��e�ski. Prosimy o niedawanie prezent�w i kwiat�w. Prosz� potwierdzi� odbi�r. Przerwa�a po��czenie. Zadzwonili natychmiast. Odebra�em i potwierdzi�em. Westchn�a. - Zmusi�am ci� do tego, Richard. Musia�am jednak to zrobi�. Nie mo�na teraz ode mnie ��da�, �ebym �wiadczy�a przeciwko tobie. W �adnym s�dzie. Chc� ci pom�c tak, jak tylko b�d� mog�a. Dlaczego go zabi�e�, najdro�szy? I w jaki spos�b? ROZDZIA� II Budz�c tygrysa, korzystaj z d�ugiego kija. MAO TSE-TUNG 1893-1976 Spojrza�em w zamy�leniu na m� �wie�o po�lubion� �on�. - Jeste� dzieln� kobiet�, kochanie, i jestem ci wdzi�czny, �e nie chcesz �wiadczy� przeciwko mnie. Nie jestem jednak pewien, czy zasada prawna, kt�r� zacytowa�a�, ma zastosowanie pod tutejsz� jurysdykcj�. - Ale� to powszechna regu�a prawna, Richard. �ony nie mo�na zmusi� do �wiadczenia przeciwko m�owi. Wszyscy o tym wiedz�. - Pytanie brzmi: czy wie o tym zarz�dca. Kompania twierdzi stanowczo, �e w tym osiedlu istnieje tylko jedno prawo: z�ota regu�a i �e przepisy wydawane przez zarz�dc� stanowi� jedynie jego praktyczn� interpretacj� i mog� si� zmienia� nawet w samym �rodku rozprawy i z moc� wsteczn�, je�li zarz�dca tak postanowi. Gwen, nie jestem tego pewien. Pe�nomocnik zarz�dcy m�g�by uzna�, �e jeste� �wiadkiem numer jeden Kompanii. - Nie zrobi� tego! Nie zrobi�! - Dzi�kuj� ci, kochanie. Sprawd�my jednak, jak brzmia�oby twoje zeznanie, gdyby� mia�a by� �wiadkiem w... jak to nazwiemy? Hmm, za��my, �e jestem oskar�ony o nieuzasadnione spowodowanie �mierci, hmm... pana X. Pan X to nieznajomy, kt�ry podszed� wczoraj do naszego stolika, podczas gdy oddali�a� si� do toalety dla pa�. Co widzia�a�? - Richard, widzia�am, jak go zabi�e�. Widzia�am! - Oskar�yciel za��da wi�kszej liczby szczeg��w. Czy widzia�a�, jak podchodzi� do stolika? - Nie. Nie zauwa�y�am go do chwili, gdy wysz�am z toalety i skierowa�am si� w stron� stolika... i zdumia�am si�, widz�c, �e kto� usiad� na moim miejscu. - W porz�dku. Cofnij si� troch� i powiedz mi, co dok�adnie ujrza�a�. - Hmm. Wysz�am z toalety i skr�ci�am w lewo, w stron� stolika. Siedzia�e� plecami do mnie, pami�tasz... - Niewa�ne, co ja pami�tam. Powiedz mi, co ty zapami�ta�a�. W jakiej odleg�o�ci si� znajdowa�a�? - Och, nie wiem. Mo�e dziesi�ciu metr�w. Mog�abym tam p�j�� i to zmierzy�. Czy to wa�ne? - Je�li oka�e si� wa�ne, b�dziesz mog�a zmierzy�. Widzia�a� mnie z odleg�o�ci oko�o dziesi�ciu metr�w. Co robi�em? Sta�em? Siedzia�em? Rusza�em si�? - Siedzia�e� ty�em do mnie. - By�em zwr�cony do ciebie plecami. O�wietlenie nie by�o zbyt dobre. Sk�d wiedzia�a�, �e to ja? - Przecie�... Richard, celowo mi utrudniasz. - Tak, poniewa� prokuratorzy zwykle to robi�. Jak mnie rozpozna�a�? - Hmm... to by�e� ty, Richard. Znam tyln� stron� twojej szyi r�wnie dobrze jak twarz. Zreszt� gdy wsta�e� i si� poruszy�e�, dostrzeg�am te� i j�. - Czy to w�a�nie zrobi�em w nast�pnej chwili? Wsta�em? - Nie, nie. Zauwa�y�am ci� przy stoliku i nagle stan�am jak wryta, gdy dostrzeg�am, �e kto� siedzi naprzeciwko ciebie na moim krze�le. Sta�am tak i patrzy�am. - Czy rozpozna�a� go? - Nie. Nie s�dz�, �ebym go kiedykolwiek widzia�a. - Opisz go. - Hmm. Nie potrafi� tego zrobi� dok�adnie. - Niski? Wysoki? Wiek? Mia� brod�? Rasa? Jak by� ubrany? - Nie widzia�am go w pozycji stoj�cej. Nie by� m�ody, ale nie by� te� stary. Chyba nie mia� brody. - W�sy? - Nie wiem. (Ja wiedzia�em. Nie mia� w�s�w. Wiek oko�o trzydziestki). - Rasa? - Bia�a. W ka�dym razie mia� jasn� sk�r�, ale nie by� blondynem takim jak Szwed. Richard, nie by�o czasu, by zarejestrowa� wszystkie szczeg�y. Zagrozi� ci jak�� broni�, a ty go zastrzeli�e� i zerwa�e� si� z miejsca, gdy nadbieg� kelner. Wycofa�am si� i odczeka�am, a� go zabior�. - Dok�d go zabrali? - Nie jestem pewna. Schowa�am si� w toalecie i pozwoli�am, �eby drzwi si� zasun�y. Mogli go zabra� do toalety dla pan�w, po drugiej stronie korytarza. Na jego ko�cu s� jednak jeszcze inne drzwi z napisem: �Tylko dla personelu�. - M�wisz, �e zagrozi� mi broni�? - Tak. Potem go zastrzeli�e�, poderwa�e� si�, z�apa�e� jego bro� i schowa�e� do kieszeni w tej samej chwili, gdy z drugiej strony pojawi� si� kelner. (Oho!) - Do kt�rej kieszeni j� schowa�em? - Niech si� zastanowi�. Musz� sobie wyobrazi�, �e stoj� w ten spos�b. Do lewej. Lewej zewn�trznej kieszeni marynarki. - Jak by�em wczoraj ubrany? - Str�j wieczorowy. Poszli�my tam prosto z baletu. Bia�y sweter, kasztanowa marynarka, czarne spodnie. - Gwen, poniewa� w sypialni spa�a� ty, rozebra�em si� wczoraj tu, w salonie, i powiesi�em ubranie, kt�re mia�em na sobie, w szafie przy drzwiach wyj�ciowych z my�l�, �e przenios� je p�niej. Czy zechcesz otworzy� szaf�, odszuka� moj� marynark� i wyj�� z jej lewej zewn�trznej kieszeni �bro�, kt�r� jak widzia�a�, tam schowa�em? - Ale... - Zamkn�a usta i z uroczyst� min� post�pi�a tak, jak j� prosi�em. Po chwili wr�ci�a. - To wszystko, co by�o w tej kieszeni. - Wr�czy�a mi portfel nieznajomego. Wzi��em go w r�k�. - To w�a�nie jest bro�, kt�r� mi grozi�. - Pokaza�em jej prawy palec wskazuj�cy. - A to bro�, z kt�rej go zastrzeli�em, gdy wycelowa� do mnie z tego portfela. - Nie rozumiem. - Ukochana, w�a�nie dlatego kryminolodzy daj� wi�cej wiary poszlakom ni� zeznaniom naocznych �wiadk�w. Jeste� idealnym �wiadkiem: inteligentnym, prawdom�wnym, ch�tnym do wsp�pracy i uczciwym. Twoja relacja by�a mieszank� tego, co widzia�a�, co zdawa�o ci si�, �e widzisz, czego nie zdo�a�a� zauwa�y�, mimo �e znajdowa�o si� przed twoimi oczyma, i wreszcie tego, co jak podpowiada ci logiczne rozumowanie, musia�o wi�za� ze sob� to, co widzia�a�, z tym, co zdawa�o ci si�, �e widzisz. Ta mieszanka tkwi teraz mocno w twoim m�zgu jako prawdziwe wspomnienie, zapami�tane przez naocznego �wiadka. Nic takiego si� jednak nie zdarzy�o. - Ale, Richard, widzia�am... - Widzia�a�, jak zabito tego biednego b�azna. Nie widzia�a�, jak mi grozi� ani jak go zastrzeli�em. Zrobi�a to jaka� trzecia osoba, za pomoc� strza�ki wybuchowej. Poniewa� patrzy� w twoj� stron�, a pocisk uderzy� go w pier�, strza�ka musia�a przelecie� tu� obok ciebie. Czy zauwa�y�a� kogo�, kto tam sta�? - Nie. Och, kr�cili si� tam kelnerzy, sprz�tacze, ma�tre d�h�tel i r�ni ludzie, kt�rzy wstawali i siadali. Chc� powiedzie�, �e nie zauwa�y�am nikogo szczeg�lnego. Z pewno�ci� nikogo, kto strzela�by z pistoletu. Jaka to by�a bro�? - Gwen, mog�a w og�le nie przypomina� pistoletu. Zamaskowana bro� zawodowego mordercy, zdolna do strzelania strza�kami na niewielk� odleg�o��, mo�e wygl�da� jak cokolwiek, pod warunkiem, �e ma przynajmniej w jednym wymiarze swoje pi�tna�cie centymetr�w d�ugo�ci. Damska torebka. Kamera. Lornetka teatralna. Niesko�czona lista przedmiot�w o niewinnym wygl�dzie. To nam nic nie da. Ja by�em odwr�cony plecami do miejsca akcji, a ty nie dostrzeg�a� niczego osobliwego. Strza�ka zapewne nadlecia�a zza twoich plec�w. Zapomnijmy o tym. Sprawd�my, kim by�a ofiara. Albo za kogo si� podawa�a. Wyj��em wszystko z portfela, r�wnie� z kiepsko ukrytej �tajemnej� przegr�dki. Mie�ci�y si� w niej asygnaty skarbowe w z�ocie wydane przez bank w Zurychu, r�wnowarto�� siedemnastu tysi�cy koron - najpewniej jego pieni�dze na czarn� godzin�. By� tam dow�d to�samo�ci, kt�ry �Z�ota Regu�a� wydaje ka�demu, kto przybywa do piasty osiedla. Po�wiadcza on jedynie to, �e �zidentyfikowana� w nim osoba posiada twarz, podaje nazwisko i odnotowuje fakt, �e posiadacz dowodu wyda� o�wiadczenia odno�nie do narodowo�ci, wieku, miejsca urodzenia itd., a r�wnie� zostawi� w depozycie Kompanii bilet powrotny lub jego r�wnowarto�� w got�wce oraz ui�ci� op�at� oddechow� za dziewi��dziesi�t dni z g�ry. Te dwa ostatnie fakty to wszystko, co obchodzi Kompani�. Nie wiem z ca�� pewno�ci�, czy Kompania wyrzuci�aby w przestrze� cz�owieka, kt�ry - przez jakie� niedopatrzenie nie mia�by ani biletu powrotnego, ani pieni�dzy na powietrze. By� mo�e pozwolono by mu sprzeda� si� do kogo� na s�u�b�, nie liczy�bym jednak na to. Po�ykanie pr�ni nie jest rzecz�, na kt�r� chcia�bym si� narazi�. Dow�d stwierdza�, �e jego w�a�ciciel to Enrico Schultz, lat trzydzie�ci dwa, obywatel Belize, urodzony w Ciudad Castro, z zawodu rachmistrz. Obrazek przedstawia� tego biednego pata�acha, kt�ry pozwoli� si� zabi�, gdy� spotka� si� ze mn� w publicznym miejscu. Po raz kolejny zastanowi�em si�, dlaczego do mnie nie zadzwoni�, by potem porozmawia� ze mn� na osobno�ci. Jako �doktor Ames� figuruj� w spisie numer�w... a gdyby wymieni� nazwisko �Walker Evans�, z pewno�ci� zgodzi�bym si� go wys�ucha� sam na sam. Pokaza�em to Gwen. - Czy to nasz ch�opczyk? - Chyba tak. Nie jestem pewna. - Ja jestem. Rozmawia�em z nim twarz� w twarz przez kilka minut. Najdziwniejsze w tym wszystkim by�o to, czego portfel Schultza nie zawiera�. Poza szwajcarskimi asygnatami w z�ocie by�o tam osiemset trzydzie�ci jeden koron i wspomniany dow�d. To wszystko. Nie by�o kart kredytowych, licencji pilota pojazd�w silnikowych, polis ubezpieczeniowych, legitymacji zwi�zkowych czy cechowych, �adnych innych dowod�w to�samo�ci, legitymacji cz�onkowskich, zupe�nie nic. M�skie portfele przypominaj� damskie torebki - gromadz� si� w nich �mieci takie, jak fotografie, wycinki z gazet, listy zakup�w i tak dalej, bez ko�ca. Trzeba w nich regularnie robi� porz�dki. Nawet jednak w�wczas zawsze pozostaje w nich kilkana�cie rzeczy, kt�rych wsp�czesny cz�owiek potrzebuje do �ycia. M�j przyjaciel Schultz nie mia� nic. Wniosek: wola� nie ujawnia� swej prawdziwej to�samo�ci. Po drugie: gdzie� w osiedlu �Z�ota Regu�a� zachomikowa� wszystkie swe papiery... drugi dow�d to�samo�ci na inne nazwisko, paszport, niemal na pewno nie wystawiony w Belize, oraz inne przedmioty, kt�re mog�yby mi dostarczy� wskaz�wek, kim by�, jakie by�y jego motywy i (by� mo�e) sk�d wygrzeba� �Walkera Evansa�. Czy mo�na by�o je znale��? My�li zaprz�ta�a mi te� uboczna kwestia: siedemna�cie tysi�cy w asygnatach w z�ocie. Mo�e nie by�y to jego pieni�dze na czarn� godzin�, lecz spodziewa� si�, �e zdo�a mnie za tak mizern� sum� wynaj��, bym zabi� Tollivera? Je�li tak by�o, poczu�bym si� ura�ony. Wola�em przypuszcza�, �e �ywi� nadziej�, i� zdo�a mnie przekona�, bym zrobi� to dla dobra og�u. - Czy chcesz si� ze mn� rozwie��? - zapyta�a Gwen. - H�? - Popchn�am ci� do tego. Mia�am dobre intencje, doprawdy dobre! Okaza�o si� jednak, �e by�am g�upia. - Och, Gwen, nigdy nie �eni� si� i nie rozwodz� tego samego dnia. Nigdy. Je�li naprawd� chcesz si� mnie pozby�, pom�wimy o tym jutro. Chocia� uwa�am, �e aby post�pi� uczciwie, powinna� mi przyzna� trzydzie�ci dni na okres pr�bny. Albo przynajmniej dwa tygodnie. Pozw�l te�, bym ja uczyni� to samo. Jak dot�d wykonywa�a� swoje obowi�zki zadowalaj�co zar�wno w pozycji horyzontalnej, jak i stoj�cej. Je�li w kt�rej� z nich przestaniesz si� sprawdza�, powiadomi� ci� o tym. Zgoda? - Zgoda. Mog� ci� jednak pobi� na �mier� za pomoc� twej w�asnej sofistyki. - Bicie m�a na �mier� to przywilej ka�dej zam�nej kobiety, pod warunkiem, �e robi to na osobno�ci. Prosz�, spu�� z tonu, najdro�sza. Mam k�opoty. Czy przychodzi ci do g�owy jaki� istotny pow�d, dla kt�rego nale�y zabi� Tollivera? - Rona Tollivera? Nie. Nie przychodzi mi te� jednak do g�owy �aden pow�d, dla kt�rego nale�y pozwoli� mu �y�. To cham. - W rzeczy samej. Gdyby nie by� jednym z udzia�owc�w Kompanii, ju� dawno kazano by mu wzi�� sw�j bilet i zabiera� si� st�d. Nie powiedzia�em jednak �Rona Tollivera�, lecz tylko �Tollivera�. - Czy jest ich wi�cej? Mam nadziej�, �e nie. - Zobaczymy. - Podszed�em do terminalu, wywo�a�em spis numer�w i nastawi�em na T. - Ronson H. Tolliyer. Ronson Q., to jego syn. Jest jeszcze �ona. Stella M. Tolliver. Hej! Jest tu napisane: �Patrz te� �Taliaferro��. - To oryginalna pisownia - odpar�a Gwen. - Ale wymawia si� to �Tolliver�. - Jeste� pewna? - Jak najbardziej. Przynajmniej na starej glebie, na po�udnie od Unii Masona- Dixona. Tylko bia�a ho�ota, kt�ra nie zna ortografii, pisze to �Tolliver�, za� ci, kt�rzy u�ywaj� d�ugiej formy i potem wymawiaj� wszystkie litery, to jankeskie przyb��dy, kt�rych poprzednie nazwisko mog�o brzmie� �Lipschitz� lub co� w tym rodzaju. Autentyczny arystokrata, w�a�ciciel plantacji, bato��cy czarnuch�w i r�n�cy ich dziewuchy, u�ywa� d�ugiej pisowni, ale wymawia� to kr�tko. - Szkoda, �e mi to powiedzia�a�. - Dlaczego, najdro�szy? - Dlatego, �e jest tu wymienionych trzech m�czyzn oraz jedna kobieta, kt�rzy u�ywaj� d�ugiej pisowni. Taliaferro. Nie znam nikogo z nich, nie wiem wi�c, kogo mam zabi�. - Czy musisz kogo� z nich zabi�? - Nie wiem. Hmm, czas, �ebym ci wszystko wyja�ni�. Je�eli chcesz pozosta� w zwi�zku ma��e�skim ze mn� przez przynajmniej czterna�cie dni. Czy tak jest? - No jasne! Czterna�cie dni plus reszta �ycia! Jeste� m�sk�, szowinistyczn� �wini�! - Op�aci�em sk�adki do ko�ca �ycia. - I podpuszczalskim. - Te� s�dz�, �e jeste� �adniutka. Chcesz wr�ci� do ��ka? - Musisz najpierw postanowi�, kogo zamierzasz zabi�. - To mo�e troch� potrwa�. Zrobi�em, co mog�em, by przekaza� Gwen szczeg�ow�, zgodn� z faktami i nie upi�kszon� relacj� z kr�tkiego okresu mojej znajomo�ci z cz�owiekiem, kt�ry u�ywa� nazwiska Schultz. - I to ju� wszystko, co wiem. Zgin�� zbyt szybko, �ebym zdo�a� dowiedzie� si� wi�cej. Pozostawi� w spadku nie ko�cz�c� si� list� pyta�. Zwr�ci�em si� z powrotem do terminalu, przestawi�em go na edytor tekst�w, po czym stworzy�em nowy plik, jakbym zaczyna� pisa� bestseller: PRZYGODY B��DNIE NAPISANEGO NAZWISKA Pytania wymagaj�ce odpowiedzi: 1. Tolliver czy Taliaferro? 2. Dlaczego T musi umrze�? 3. Dlaczego �wszyscy zginiemy�, je�li T nadal b�dzie �ywy w niedziel� w po�udnie? 4. Kim jest nieboszczyk, kt�ry u�ywa� nazwiska Schultz? 5. Dlaczego ja jestem odpowiednim kandydatem na zab�jc� T? 6. Czy to zab�jstwo jest konieczne? 7. Kt�ry z cz�onk�w Towarzystwa Pami�ci Walkera Evansa napu�ci� na mnie tego nieudolnego przyg�upa i w jakim celu? 8. Kto zabi� Schultza i z jakiego powodu? 9. Dlaczego personel �Kra�ca T�czy� zatuszowa� morderstwo? 10. (Og�lne) Dlaczego Gwen wysz�a przede mn�, czemu przysz�a tutaj, zamiast p�j�� do domu, i jak si� dosta�a do �rodka? - Czy b�dziemy je rozpatrywa� po kolei? - zapyta�a Gwen. - Znam odpowied� tylko na pytanie numer dziesi��. - To ostatnie wepchn��em przed chwil� - odpar�em. - Je�li chodzi o pozosta�ych dziewi��, to s�dz�, �e je�eli uzyskam odpowied� na dowolne trzy z nich, zdo�am domy�li� si� reszty. Nie przestawa�em umieszcza� s��w na ekranie: MO�LIWE SPOSOBY DZIA�ANIA W sytuacji niepewnej albo niebezpiecznej biegaj w k�ko z wrzaskiem, to bardzo skuteczne. - Czy rzeczywi�cie? - zapyta�a Gwen. - Niezawodne! Zapytaj kogokolwiek, kto s�u�y� w wojsku. Rozpatrzmy teraz wszystkie pytania po kolei: Ad 1. Zadzwoni� do wszystkich Taliaferr�w w spisie numer�w. Dowiedzie� si�, jak wymawiaj� swoje nazwisko. Wykre�li� wszystkich, kt�rzy u�ywaj� pe�nej wymowy. Ad 2. Sprawdzi� kontakty tych, kt�rzy zostan�. Zacz�� od archiw�w �Herolda�. Ad 3. Za�atwiaj�c punkt drugi, trzyma� uszy otwarte na wszystko, co ma si� odby� lub wydarzy� w niedziel� w po�udnie. Ad 4. Gdyby� by� kim�, kto przyby� do osiedla kosmicznego �Z�ota Regu�a� i pragnie ukry� sw� to�samo��, ale musi mie� w zasi�gu r�ki sw�j paszport oraz inne dokumenty na wypadek konieczno�ci wyjazdu, gdzie by� je ukry�? Wskaz�wka: Dowiedz si�, kiedy ten truposz przyby� do �Z�otej Regu�y�, a potem sprawd� hotele, skrytki, biura depozytowe, poste restante itp. Ad 5. Od�o�y�. Ad 6. Od�o�y�. Ad 7. Po��czy� si� przez telefon z tak wieloma lud�mi zwi�zanymi przysi�g� �Walkera Evansa�, jak to tylko mo�liwe. Nie ust�powa�, a� kt�ry� pu�ci farb�. Wskaz�wka: jaki� je�op m�g� powiedzie� za du�o, nie zdaj�c sobie z tego sprawy. Ad 8. Morris, ma�tre d�h�tel, porz�dkowy, wszyscy oni albo tylko dwaj z nich wiedz�, kto zabi� Schultza. Co najmniej jeden z nich spodziewa� si� tego. Sprawd�my wi�c ich s�abe punkty: alkohol, narkotyki, pieni�dze, seks (comme ci ou comme �a)... i jak brzmia�o twoje nazwisko na starej glebie, kole�? Czy jest na ciebie gdzie� jaki� nakaz? Znale�� to s�abe miejsce. Nacisn��. Zrobi� to z ca�� tr�jk� i sprawdzi�, czy ich opowie�ci si� zgadzaj�. W ka�dej zamkni�tej szafie kryje si� szkielet. To prawo natury, trzeba wi�c je wszystkie znale��. Ad 9. Za pieni�dze. (Trzeba tak przyj��, dop�ki nie dowiedziemy, �e jest inaczej). Pytanie: Ile to wszystko b�dzie mnie kosztowa�? Czy mog� sobie na to pozwoli�? Kontrpytanie: Czy mog� sobie pozwoli�, by to zignorowa�? - W�a�nie si� nad tym zastanawia�am - wtr�ci�a si� Gwen. - Kiedy wsadzi�am w to sw�j nos, wydawa�o mi si�, �e masz powa�ne k�opoty. Wychodzi jednak na to, �e nic ci nie grozi. Dlaczego musisz w tej sprawie co� zrobi�, m�j m�u? - Musz� go zabi�. - Co? Nie wiesz nawet, o kt�rego Tollivera chodzi! Ani dlaczego powinien umrze�. Je�li rzeczywi�cie powinien. - Nie, nie. Nie Tollivera. Cho� mo�e si� okaza�, �e powinien umrze�. Nie, najdro�sza, chodzi mi o cz�owieka, kt�ry zabi� Schultza. Musz� go odszuka� i zabi�. - Och. Hmm, rozumiem, �e powinien umrze�. Jest morderc�. Dlaczego jednak ty musisz to zrobi�? Nie zna�e� �adnego z nich. Ani ofiary, ani zab�jcy. W gruncie rzeczy to nie tw�j interes, prawda? - To jest m�j interes. Schultza, czy jak si� tam nazywa�, zabito w chwili, gdy by� go�ciem przy moim stoliku. To chamstwo nie do zniesienia. Ten numer nie przejdzie. Gwen, moja kochana, je�li toleruje si� z�e maniery, staj� si� one coraz gorsze. Nasze mi�e osiedle mog�oby si� stoczy� do poziomu, jaki reprezentuje El-Pi��, z jego t�okiem, niekulturalnym zachowaniem, niepotrzebnym ha�asem i nieuprzejmym j�zykiem. Musz� odszuka� tego palanta, kt�ry to zrobi�, wyja�ni� mu, na czym polega�o jego wykroczenie, da� mu szans� na przeprosiny, a potem go zabi�. ROZDZIA� III Nale�y wybacza� swym wrogom, nie wcze�niej jednak, ni� ich powiesz�. HEINRICH HEINE 1797-1856 Moja �liczna ma��onka wbi�a we mnie wzrok. - Zabi�by� cz�owieka? Za to, �e jest �le wychowany? - Czy znasz jaki� lepszy pow�d? Czy chcia�aby�, �ebym si� godzi� z chamskim zachowaniem? - Nie, ale... Mog� zrozumie�, �e traci si� cz�owieka za morderstwo. Nie jestem przeciwna karze �mierci. Czy jednak nie powiniene� zostawi� tej sprawy stra�nikom i zarz�dowi? Dlaczego musisz bra� prawo we w�asne r�ce? - Gwen, nie wyrazi�em si� jasno. Moim celem nie jest ukaranie go, lecz usuni�cie chwastu... plus estetyczna satysfakcja p�yn�ca z odpowiedniej odp�aty za chamskie zachowanie. Ten nieznany morderca m�g� mie� znakomity pow�d, by zabi� cz�owieka, kt�ry u�ywa� nazwiska Schultz... ale zab�jstwo w obecno�ci ludzi jedz�cych posi�ek jest r�wnie nieuprzejme jak publiczne k��tnie ma��e�skie. Ponadto ten palant pogorszy� sw� sytuacj�, uczyniwszy to w chwili, gdy ofiara by�a moim go�ciem, co uczyni�o rewan� zar�wno moim obowi�zkiem, jak i przywilejem. Domniemana zbrodnia morderstwa mnie nie interesuje - ci�gn��em. - Je�li jednak mowa o tym, �e powinni si� tym zaj�� stra�nicy i zarz�d, to czy znasz jakie� przepisy zakazuj�ce morderstwa? - Co? Richard, musz� jakie� by�. - Nigdy o takich nie s�ysza�em. Przypuszczam, �e zarz�dca m�g�by uzna� morderstwo za pogwa�cenie z�otej regu�y... - No, to chyba jasne! - Tak s�dzisz? Nigdy nie potrafi� przewidzie�, co on pomy�li. Jednak�e, Gwen, moja kochana, nie ka�de zab�jstwo jest morderstwem. W gruncie rzeczy cz�sto nim nie jest. Je�li zarz�dca kiedykolwiek zwr�ci uwag� na ten incydent, mo�e go uzna� za usprawiedliwione pozbawienie �ycia, co stanowi pogwa�cenie dobrych obyczaj�w, ale nie moralno�ci. Jednak�e - ci�gn��em, zwr�ciwszy