4881
Szczegóły |
Tytuł |
4881 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4881 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4881 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4881 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Creme Forever
Filip Maciu� Aazrane
Kiedy poczu�a pierwsze, delikatne jeszcze skurcze, ze strachem obrzuci�a wzrokiem chat� i ju� w zupe�nej panice
zorientowa�a si�, �e pr�cz niej nikogo tu nie ma. Wn�trze spoczywa�o w �agodnym p�mroku, przez uchylone okno
dostawa�o si� do �rodka niewiele �wiat�a, w k�tach gromadzi� si� i t�umi� kszta�ty g�sty cie�. o �cian� opiera�y si�
niekszta�tne bry�y, worki z ziemniakami, przygotowane na zim�, nie zniesione jeszcze do schowka; od podmuchu, co
dochodzi� przez okienn� szpar�, pod sufitem prawie niedostrzegalnie ko�ysa�y si� p�ki zi�, na �rodku klepiska tli� si�
ogie�, bo zima by�a tu�, tu� i ch�ody zaczyna�y obejmowa� krain�; na wysokiej �awie po drugiej stronie izby garnki
czeka�y na obiad - lecz nadal nie by�o tu nikogo.
Wiedzia�a, �e sama nie da sobie rady. Ze swoj� drobn� budow� niezbyt dobrze radzi�a sobie z najwa�niejszym
obowi�zkiem kobiet. Cho� dot�d uda�o si� jej urodzi� ju� kilkoro i nigdy za d�ugo po tym nie chorowa�a, nigdy te� nie
zagrozi�o jej powa�ne niebezpiecze�stwo, lecz za ka�dym razem musia�a jej towarzyszy� jaka� stara, do�wiadczona
kobieta.
B�dzie si� ba�a. Gdy zaczyna� si� b�l, traci�a ca�kiem g�ow�, rzuca�a si� jak ryba w sieci i kilku ludzi musia�o jej
pilnowa�, �eby nie zrobi�a krzywdy dziecku i sobie; trzymali j� za wszystko, za co si� da�o i wsadzali kij mi�dzy z�by,
i kto� krzycza�, przyj, wstrzymaj, oddychaj, ale przecie� nie by�a w stanie robi� tego wszystkiego, w og�le nic nie
mog�a, cierpia�a tylko. Dziwi�a si�, jak inne kobiety umia�y spe�nia� te �mieszne polecenia, mo�e mniej je bola�o? w
ka�dym razie nigdy nie potrafi�a zrozumie�, jak otaczaj�cy j� ludzie w ko�cu jednak sprawiali, by wypad�a z jej
brzucha ta ma�a, o�liz�a istota, zanosz�ca si� p�aczem ju� ze swej w�asnej bole�ci.
W wiosce przy takich okazjach cz�sto zdarza�y si� niespodzianki. o wiele cz�ciej, ni� gdzie indziej, jak twierdzi�a
pewna stara kobieta, kt�ra nie urodzi�a si� tutaj. Podobno skutkiem z�ego powietrza trafia�o si� du�o niemowl�t, co nie
le�a�y w brzuchu jak powinny, p�powina owija�a im si� wok� szyi, pcha�y si� na �wiat ty�em do przodu, wielkie i
s�abowite.
Gdzie oni wszyscy poszli? Dlaczego nikt jej nie pilnowa�? Dlaczego j� zostawili? Dlaczego zapomnieli o niej?
Nie, nie mo�na zrzuca� winy na innych. Nie mogli wiedzie�, �e to nadejdzie dzisiaj, przecie� zawsze si� sp�nia�a albo
spieszy�a; raz nawet wyskoczy�a p�tora miesi�ca za wcze�nie. Bardzo si� o ni� troszczyli, i mimo �e mrozy jeszcze tak
naprawd� nie nadesz�y, zostawili j� ubran� ciep�o i wygodnie, wprawdzie nie zamkn�li okna... no tak, przecie� sama
chcia�a, �eby wpu�ci� troch� �wie�ego powietrza, bo w chacie by�o bardzo gor�co i duszno, a to jej grube ubranie, i
cho� nie mieli wiele pieni�dzy, sk�ry otulaj�ce cia�o by�y rozkosznie mi�kkie, a wierzchnie okrycie sk�ada�o si� z
obszernych p�at�w, nic nie ogranicza�o jej ruch�w i gdyby teraz wesz�a na szczyt wioskowej g�rki, gdzie wia�
najsilniejszy wiatr, pewnie te� wcale by nie zmarz�a.
Tak, mog�a i��, gdzie tylko chcia�a, ale nie teraz. Gdyby wysz�a na dw�r, by zapuka� do jakich� drzwi, i nasz�oby j� w
po�owie drogi, na tym okropnym mrozie...
Ale ona wiedzia�a. Nie mia�a ca�kowitej pewno�ci, lecz jakie� przedziwne uczucie, �e to nadejdzie w�a�nie dzisiaj. Nie
mog�a nikomu o tym powiedzie� - nie, �eby nie uwierzyli, bo przecie� nie zignorowaliby jej s��w, nawet gdyby nie
zrozumieli, zostaliby z ni� cho�by dlatego, �eby nie zrobi� jej przykro�ci. Po prostu wstydzi�a im si� przyzna� do tego
uczucia, kt�re by�o tak intymne i przepastne, do tego szeptu z g��bi, co szepta� tylko do jej ucha, tylko dla niej teraz
przeznaczony. Nie zatrzyma�a ich, gdy wyszli z chaty w swoich codziennych sprawach, potem otworzy�a star�,
zakurzon� skrzyni� w k�cie i w�o�y�a kolczyki, obr�cze, kokardy, wst��ki, koraliki i pier�cie�, by jak najpi�kniej
przywita� go�cia, co przyb�dzie na ten pad�, by godnie spotka� jego rozpacz, wyrwanego bezwolnie ze �licznej,
spokojnej krainy daleko st�d.
To dobrze, �e ich nie ma, pomy�la�a, przy nich nie mog�aby �adnie wygl�da�, bo nie zrozumieliby i nie chcieli zrobi�
jej przykro�ci. Nie ma ich, u�miechn�a si� i spodoba�a jej si� w�asna rado��, kt�ra mo�e potem zmniejszy jej b�l i
wszystko b�dzie dobrze. a b�l przep�yn�� znowu, lekki jeszcze, i przypomnia�a sobie dawne lata, gdy cz�sto si� tak
ubiera�a, by�a jeszcze m�od� dziewczyn� o czerwonych, bardzo d�ugich i pi�knych w�osach i marzy�a, �e kiedy�
zostanie czarownic�. Cho� wszyscy m�wili, �e to w�osy przewr�ci�y jej w g�owie, ona wiedzia�a, �e jest inaczej.
Wiedzia�a, �e marzy naprawd�.
Teraz rozumia�a to dobrze: nie mia�a wtedy zielonego poj�cia, co to znaczy czarownica. Nie wiedzia�a wcale, czym si�
czarownice zajmuj� i jakich u�ywaj� sposob�w, mia�a jednak pewno��, �e by� czarownic� to robi� niezwyk�e rzeczy,
by� pi�kn�, zawsze m�od� i mie� jakiego� ba�niowego zwierzaka. Ona by�aby ju� szcz�liwa, gdyby mia�a zwyk�ego
nied�wiedzia. Powinien tylko cho� troch� umie� lata�.
Jednak nie w�tpi�a, �e za chwil� i tak zacznie krzycze�, lecz marzenie, kt�re zjawi�o si� w niej, nie pozwala�o jej
krzykn�� przedtem. Ani chwili wcze�niej, ani chwili p�niej, pomy�la�a. Wtedy przybiegn�, bo na pewno us�ysz� jej
g�os, o tak. a mo�e jednak poradzi sobie bez ich pomocy?
Pami�ta�a sw�j najwi�kszy k�opot - nikt nie m�g� nic jej powiedzie� o tym, jak sta� si� czarownic�. Gdy by�a jeszcze
ca�kiem ma�� dziewczynk�, my�la�a wtedy, �e wystarczy robi� r�ne sztuczki z ch�opakami, ale pr�dko da�a sobie z
tym spok�j, bo nie tylko nie zacz�li si� do niej odnosi� z wi�kszym szacunkiem, a wr�cz przeciwnie - traktowali j� tak
samo jak te inne dziewczyny, co puszcza�y si� z ka�dym, gdzie tylko mo�na, jakby by�a jedn� z nich, cho� robi�y to
byle jak i bez jej zapa�u. Ona by�a pomys�owa i wk�ada�a w to serce, bo wiedzia�a o tym, �e gdy chce si� zosta�
czarownic�, trzeba i�� na ca�ego. (Wprawdzie najpierw s�dzi�a, �e jest na dobrej drodze, bo wydawali z siebie
przer�ne dziwne, ca�kiem nieludzkie d�wi�ki, lecz nigdy nie uda�o si� do ko�ca - raz my�la�a ju�, �e zaraz, zaraz
ch�opak zmieni si� w �ab�, lecz w ko�cu tylko zwymiotowa� zielonym �luzem, a ona nie mia�a ju� si�y.)
Stare kobiety, mimo �e ich opowie�ci a� roi�y si� od czarownic, milcza�y na to pytanie.
- Po co ci by� czarownic�, dziecino? - dziwi�y si� najwy�ej.
Jedna starucha, prawie �lepa i bardzo brzydka, kt�rej zawsze si� troch� ba�a, powiedzia�a jej wprost:
- Starcz� ci bajki.
Bajki! Gdyby teraz by�a czarownic�, do�� by�oby machn�� r�d�k�, a to ma�e, dr��ce stworzonko znikn�o by z jej
brzucha i pojawi�o si� czarodziejskim sposobem przed jej oczami, unosz�c si� nad ziemi� w mgie�ce iskierek.
W�a�ciwie mo�na by nawet u�y� r�d�ki, zamiast robi� to ze starym Ogonem... cho� nie, jednak jej stary Ogon mia�
swoje zalety, by� mi�y, ciep�y, ci�ki i wystraszony, i mimo �e r�d�ka, jak palec, pozwoli�aby jej na w�asny, prywatny
rytm, to...
O rety, co za bzdury chodz� jej po g�owie! To wszystko na pewno ze strachu, pomy�la�a. Nie mo�e teraz st�d ucieka�.
Musi zosta� i pom�c tej dziwnej istocie. Mo�e to wcale nie b�dzie takie straszne? Nieraz ju� rodzi�a, a za ka�dym
nast�pnym razem wcale nie by�o �atwiej, jednak teraz... Nie mog�a powiedzie� dlaczego, ale teraz by�o jako� inaczej.
To naprawd� mog�o by� dobre, �e jest sama. Zawsze ze wstydem s�ucha�a historyjek o tym, co wyczynia�a na stole, jak
trudno by�o j� okie�zna�, przez par� dni nie mog�a doj�� do siebie, gdy Ogon rzek� jej, co us�ysza� przy piwie, jak
m�czy�ni opowiadali sobie o jej krzykach, i jeszcze si� przechwalali, �e po tym lepiej radzili sobie ze swymi
kobietami. Wzdrygn�a si� na wspomnienie, jak mocno j� trzymali, na pewno te� odczuwali przy tym jak��
przyjemno��.
Oo, znowu zabola�o! Kiedy� nigdy by nie pomy�la�a, �e mo�e mie� dzieci. Nie wyobra�a�a sobie, �eby prawdziwa
czarownica mia�a w domu gromad� bachor�w, co wrzeszcz� bez powodu, brudz� wszystko, t�uk�, co im si� nawinie,
nie chc� spa� i niestety maj� j� gdzie�, troszcz� si� tylko o w�asne potrzeby, za ca�e swoje okrucie�stwo podsuwaj�c jej
puco�owate buzie i wy�upiaste oczy. W�a�nie dlatego spodoba� jej si� pewien czarodziej, kt�rego kiedy�, gdzie� uda�o
si� jej spotka�. Tak, pot�ga jego czar�w by�a imponuj�ca, lecz w ko�cu mo�e najwa�niejsze okaza�o co innego - jego
wygl�d.
Mia� na imi� Lleledlemlleseddeljoless (pozwala� jej m�wi� na siebie Llel) i by� wielkim magiem nader mizernej
postury: kr�tkie n�ki i d�ugie r�ce przyczepione do tu�owia jak kie�baska, a nad tym wszystkim na szyi ze spr�yny
tkwi�a g�owa, przedziwna, ogromna g�owa w kszta�cie jaja, o malutkiej twarzy z dziwnymi oczami i grubym dziobem.
My�l o dzieciach zrodzonych z tak szkaradnym stworem zdawa�a si� jej po prostu niedorzeczna i to pewnie dlatego od
razu nies�ychanie przypad� jej do gustu.
W�a�nie przez jego paskudny wygl�d sypia�a z nim, za� gdy go pyta�a, zawsze m�wi� jej z u�miechem, �e nie robi mu
to �adnej r�nicy, wi�c nie ma czym si� przejmowa�. Zreszt� Llel zawsze by� mi�y, dobrze wychowany i dworny dla
dam (stara� si� by� uprzejmy, na ile si� da�o, nawet dla tych, kt�re w swej pracowni wynaj�tej w Piekle przerabia� na
zakl�cia). Oczywi�cie mia� swoje m�skie przywary i tajemnice, kt�rych nie rozumia�a, jednak wcale jej nie obchodzi�y
i dlatego wszystko uk�ada�o im si� bez k�opot�w.
Mia� tylko jedn� obsesj�. M�wi� o tym cz�sto i nieraz w ca�kiem niespodziewanych chwilach i miejscach, wi�c
wnioskowa�a, �e to naprawd� stale siedzi w jego niekszta�tnym �bie, nigdy go nie opuszcza. w ko�cu nawet sama
zacz�a si� tym przejmowa�, �e zawsze m�wi� o �mierci.
- Boj� si� - szepta� i opiera� g�ow� na jej wynios�ej piersi.
- Ale�, o Llelu - zdziwi�a si�, gdy us�ysza�a to po raz pierwszy - azali wielki czarnoksi�nik nie jest wieczny?
- Nie jestem wieczny - odrzek� - lecz tylko nie�miertelny.
- Jaka to r�nica?
- Tam i tutaj czas podobnym si� zdaje - jego cichy g�os dochodzi� j� od do�u, szemra� i szura�, przepe�niony strachem -
lecz jest czas w nie�miertelno�ci, �e wszystkie przebyte lata nagle mniejsze si� staj� ni� moment, nie znacz� nic, a imi�
tego jest �mier�. Albowiem nie�miertelno�� to �mier� i �ycie, przeciwnie ni� wieczno��...
- a potem jest pustka? - zapyta�a.
- Nie.
- Nic nie rozumiem.
- Bo jeste� kobiet� - oznajmi�. - Nie rozumiesz, lecz wiesz. Za� s� na �wiecie rzeczy niewiadome.
- Och, wielki Llelu, nie zasmucaj swych my�li - powiedzia�a, �agodnie drapi�c go po jajowatym �bie. - Na pewno da si�
co� zrobi�. Znasz straszliwe czary, a potrafisz uku� i nowe. z pewno�ci� ofiara...
- Tak, ofiara - przerwa� jej. - Ale tu nie starczy byle kurczak, ni stado wrzeszcz�cych dziewic. To musi by� naprawd�
pot�ne, prawdziwe.
- Czyli?
- C�, nic nie przychodzi mi na my�l... Co� wielkiego... co� podobnego do mnie? Inny mag mo�e? Lecz nigdzie w
�wiecie nie ma takiego, co dor�wna�by mi moc�, albowiem jestem prawie wszechpot�ny.
- Wi�c mo�e jest kto� ca�kiem...
- Co za bzdura - fukn��, ale zaraz u�miechn�� si� lekko.
- No, uda�o ci si� mnie rozbawi�!
- Mo�e to w�a�nie twa pot�ga jest kluczem - nagle wpad�a na pomys�.
- S�ucham?
- Kto� tak mo�ny jak ty musi mie� swego wroga - wyja�ni�a, bardzo zadowolona z siebie.
- No tak - westchn�� w zamy�leniu.
My�l, �e kie�baska z jajem na spr�ynie mo�e l�ka� si� �mierci, by�a dla niej do�� zabawna. Nawet mimo to, �e Llel by�
naprawd� niezwyk�ym magiem. Jego moc zdumiewa�a. a co takiego widzia�a w Ogenie?
W�a�ciwie nie mog�a sobie przypomnie�, c� szczeg�lnego w nim zobaczy�a. Chyba to, �e si� na ni� patrzy�. Prosto w
jej oczy. To nie mog�o by� ca�kiem zwyczajne, prosty ch�opak z wioski, co nie umie czyta� i nawet z trudem si�
wys�awia, a patrzy prosto w oczy. By� mi�ym ch�opcem, troch� nie�mia�ym, troch� od niej m�odszym i gdy ujrza�a go
po raz pierwszy, sta�o si� dla niej jako� oczywiste, �e mo�na go bli�ej pozna�.
No, w�a�ciwie to wcale nie by� pierwszy raz, kiedy go zobaczy�a. Urodzi� si� w wiosce jak ona, mieszka� tu ca�y czas,
spotykali si� cz�sto jako dzieci. Wtedy nie r�ni� si� dla niej od innych. Tak samo jak inne ch�opaki gania� za
dziewczynami, z ni� te� si� przespa�. Ale chyba czasami jest tak, �e widzi si� kogo�, kogo si� zna ju� od dawna, i nagle
zauwa�a si� w nim jak�� cech�, kt�rej przedtem si� nie zauwa�a�o, i nagle wszystko wygl�da inaczej, i trzeba si�
zdziwi�, jak to mo�liwe, �e dot�d nie widzia�o si� nic, a potem postara� si� zbli�y� do niego, bo widzi si�, �e co� mo�e
przepa��, �e wszystko mo�e pozosta� jak dawniej. Tak, Ogen by� naprawd� mi�ym ch�opcem, kt�remu na niej zale�a�o,
kocha� j� na sw�j spos�b i lubi�, czu� si� z ni� szcz�liwy i da�by jej wszystko, co m�g�. Ale to nie by� Llel.
Tym razem zabola�o ju� mocno.
- a je�li si� nie uda... - zapyta�a go pewnego dnia - czy zapiszesz mi w spadku Zamek?
- Co?! - wykrzykn��.
- Jak to co? Oczywi�cie tw�j wspania�y Zamek, kt�rego Wie�yce dotykaj� nieba, a Lochy si�gaj� do korzeni �wiata.
Masz przecie w nim obszerne Sale Krzyku i pokr�tne Korytarze J�ku, strzeliste Okna T�sknoty i ogromne Okna
Zw�tpienia, jak te� wiele Drzwi Oczekiwania, zamkni�tych na klucz, i Drzwi Smutku, co otwarte donik�d nie
prowadz�, Schody Nadziei, urywaj�ce si� w powietrzu, �ciany Po��dania, Pod�ogi Nami�tne i Sufity Odwr�conych
M�rz, K�ty Strachu i Koszmarne Szafy, jako� Piwnice �mierci, Kt�ra Nie Przychodzi - m�wi�a, ko�ysz�c stop� w
powietrzu, a jednocze�nie wachluj�c d�oni� wspania�y, prawie obna�ony biust, wstrz�saj�c w�osami, przymykaj�c oczy
i oblizuj�c wargi. - Do tego g��wna pracownia, wynaj�ta w Piekle. Przecie� sam wiesz najlepiej, jak trudno wynaj��
tam pok�j.
Ale on uciek� i potem w og�le nie chcia� o tym s�ysze�.
- Jak mo�esz my�le� o tym przekl�tym miejscu! - wykrzykiwa�. - w og�le nie m�w mi o �mierci, nigdy wi�cej! - �lini�
si� w pasji. - Jak ju�, to rozwal� t� nor� w drzazgi, w proch, w py�!
Przepe�niona my�lami, wpatrywa�a si� bezwiednie w okno, w ten male�ki skrawek b��kitu wci�ni�ty mi�dzy okiennice,
jak pi�ro rajskiego ptaka, co promieniowa�o pogod� i spokojem, p�ki nie wiadomo jak zmieni�o si� w niebieski n�,
zimniejszy od lodu, co porazi� jej oczy, wszystko za�mi�o si�, jakby wcze�niej spad� �nieg, wielka bia�a kurzawa, a
potem ca�kiem szara, przesta�a widzie� cokolwiek i osun�a si� bezw�adnie w d�.
Jej cia�o chcia�o przechyli� si� w ty� i r�bn�a g�ow� w tward� �cian�. Uderzenie otrze�wi�o j�. Siedzia�a jeszcze
nieprzytomna, z otwartymi oczami, lecz odzyska�a pe�ni� zmys��w do�� szybko. Od razu poj�a, �e tylko przypadkiem
uda�o si� unikn�� nieszcz�cia - teraz nie czu�a �adnego b�lu, nic si� pewnie nie sta�o, ale gdyby upad�a na pod�og�?
Zadr�a�a chyba z zimna, i poczu�a zmarzni�ty pot przyklejony do cia�a, pod grub� warstw� sk�r. Nagle ogarn�a j�
panika na my�l, �e tylko dlatego mia�a tamto poczucie, �e lepiej sama sobie poradzi, bo nie zdawa�a sobie sprawy z
b�lu, co przyjdzie, zapomnia�a o tym, jak mo�e by� wielki. Zadr�a�a jeszcze mocniej, bo zrozumia�a, �e to prawda.
A jednak wiedzia�a, �e w rzeczywisto�ci powoduj� ni� wra�enia, przep�ywaj�ce jak fale, co dzieje si� zawsze, gdy kto�
przebywa w wielkim napi�ciu. My�li sprzeciwiaj� si� sobie, to b�d� j� pociesza�, to przera�a� i zawsze b�dzie pewna,
�e w�a�nie ta my�l jest prawdziwa, bo nie mo�e by� inaczej. w ko�cu nie wiedzia�a, co b�dzie i to chyba by�o
najgorsze. Lepiej teraz o tym zapomnie�, pomy�la�a, jeszcze mog� zapomnie�, jeszcze nie czas i wtedy, jak
ostrze�enie, zn�w poczu�a to i skurczy�a si�, mocno zacisn�a z�by.
Tak s�odko by�o wr�ci� pami�ci� do tego, jak szybko odzyska�a szcz�cie po utracie Llela. Cho� by� naprawd�
sympatyczny, jednak jak na kogo�, kto stoi po Czarnej Stronie i ma tak nieforemne, obrzydliwe kszta�ty, by�
przera�aj�co nudny. w ci�gu godziny potrafi� w�asnor�cznie obedrze� ze sk�ry dwadzie�cia dziewic, lecz robi� to w
jaki� zupe�nie nieciekawy spos�b, cho� nie mog�a tego sobie wyt�umaczy�, to jednak wcale na ni� nie dzia�a� i gdy
siedzia�a na tronie przygl�daj�c si� mu, nawet krzyki kobiet nie brzmia�y w�a�ciwie w jej uszach i zamiast dostarcza�
rozrywki, m�czy�y j� tylko, wk�ada�a sobie zatyczki do uszu i ze zrezygnowan� ironi� odwraca�a klepsydr� do
gotowania jajek.
Ten drugi to zupe�nie co innego. Mia� na imi� Sarles i by� p�omieniem, kt�ry spala mi�kko. Sta� po Zielonej Stronie, a
wszystko przy nim by�o g��bokie, czyste i pierwsze. Kt�rego� dnia us�ysza� o tamtym.
- Jak ma na imi�? - zapyta�.
- Lleledlemlleseddeljoless - powiedzia�a.
- �adne imi� - u�miechn�� si� Sarles. - To m�j najwi�kszy wr�g.
- Przecie� s�yszysz o nim pierwszy raz!
- Nie zrozumiesz tego, ukochana - u�miechn�� si� znowu, tak pi�knie, �e wewn�trzne �wiat�o rozja�ni�o �r�d�o, a �piew
s�owik�w wzni�s� si� na wysoko�ci.
Od tego dnia wiele lat przygotowywa� czar, a ona sta�a u jego boku, daj�c mu si�� i nadziej�. Gdy czar by� got�w, dwaj
wrogowie spotkali si� na w�skiej prze��czy nad jedn� z bezdennych przepa�ci G�r Niddrath, i to czar Sarlesa
zwyci�y�, poniewa� z nim by�a. Jednak w tamtej chwili odmieni�a natur� magii, a p�omie� wybuchn�� i zgas� na
zawsze.
- Wi�c jeste� wieczny - przem�wi�a do Llela ponad otch�ani�.
On milcza� d�ugo. a gdy si� odezwa�, zadr�a�a, bo g�os jego prawie wype�ni� bezmiern� czelu��.
- Kobieto - rzek�. - C�e� ty uczyni�a?
- Co? - spyta�a ca�kiem zaskoczona.
- Jestem martwy.
- Jeste� wieczny - szepn�a.
- Tak. Jestem martwy.
Zn�w milcza�, a potem odezwa� si� g�osem powolnym, ci�kim jak g�ra:
- Zachwyt nad �yciem to strach przed �mierci� w�a�nie. Zdarzenia, wspomnienia, uczucia raduj� nas dlatego, �e wiemy
dobrze, i� mamy je utraci�. Ty odebra�a� mi �mier�, wi�c odebra�a� mi �ycie. �ycie i �mier� - to nie jest na darmo.
Jedno si� ��czy z drugim nierozdzielnie.
- Nie rozumiem - rzek�a.
- Jeste� kobiet� - oznajmi� - za� ta materia jest szale�stwem. Zaiste, ob��d nale�y do m�czyzn.
- Uratowa�a� mnie i zabi�a�, wi�c przeklinam ci� i b�ogos�awi�. Stracisz to, czego nie mia�a� i zyskasz to, co ju� by�o w
tobie. Albo odwrotnie. Wiedz, �e co m�wi�, na pewno si� sprawdzi.
A potem odwr�ci� si� i odszed� w�sk� dr�k� nad czarn� g��bi�, tak bardzo ma�y i �mieszny.
Dostrzega�a teraz ca�e mn�stwo szczeg��w, na kt�re nigdy przedtem nie zwraca�a uwagi. Przedmioty pozostawa�y w
p�mroku, co wci�� si� zag�szcza�, jednak ona widzia�a wszystko wyra�nie, coraz wyra�niej, jakby z ka�d� chwil�
wyostrza� si� jej wzrok. Zauwa�a�a kurz na �awie, od kt�rego �wiat�o odbija�o si� inaczej. Przy sto�owej nodze, przy
mysiej dziurce zobaczy�a kilka ziarenek zbo�a - wi�c dzieci wci�� pr�bowa�y karmi� myszki! Widzia�a ciemne rysy,
p�kni�cia na powierzchni glinianych garnk�w po drugiej stronie chaty, przedziwnie g��bokie i czarne. Widzia�a
nier�wno�� na pod�odze, na kt�rej kiedy� po�lizn�� si� Ogon, a potem nigdy nie uda�o si� jej odnale��. Mimo
p�mroku, wszystko by�o nader wyraziste, a� zamkn�a oczy, przestraszona niezwyk�� ostro�ci� w�asnego widzenia.
Czy to by�y jakie� czary? Lecz przecie� tak naprawd� nie by�a czarownic�, mimo kilku wspomnie�.
No w�a�nie, wspomnienia. Czy nie by�y dziwne?
Dlaczego ma�y, okrutny czarnoksi�nik wybra� w�a�nie j�, zwyk�� dziewczyn� z wioski? Czy widzia� w niej co�
specjalnego? Na pewno na �wiecie by�o mn�stwo innych, wiele pi�kniejszych czy brzydszych od niej, mniej i bardziej
winnych, lepiej reaguj�cych na b�l.
Lustro. Musi popatrze� do lustra.
Spr�bowa�a oderwa� g�ow� od �ciany. Wkr�tce jej si� uda�o - teraz trzeba si� wyprostowa�, co by�o o wiele
trudniejsze. Dobrze. a teraz wsta�. Jak trudno jest wsta�, gdy si� siedzi! Lecz jednak trzeba. Trzeba si� skupi�, zebra�
wszystkie si�y. a teraz podej�� do lustra.
Nie zrobi� z niej ofiary, niewolnicy, nawet na�o�nicy, ale towarzyszk� �ycia. Traktowa� j� z powa�aniem, jednak tak
samo powa�a� te kobiety, kt�re obdziera�, rozrzyna�, nabija�, rozci�ga�, rozgniata� czy nadziewa�... Lecz jego szacunek
wobec niej nie by� lito�ci�, w ka�dym razie nie tylko lito�ci�. Uwa�a� j� za kobiet�, za istot� r�wn� sobie.
Po drodze mo�na si� opiera� o worki z kartoflami, a potem o beczk� z kapust�, bo �ciana zrobi�a si� bardzo �liska. z
ka�dym kolejnym workiem jej twarz nabiera�a wi�kszego blasku, dopiero przy kapu�cie sta�o si� jasne, �e si� poci, pot
zacz�� zalewa� jej oczy, ale wtedy ju� wiesza�a si� na beczce, do lustra brakowa�o tylko kilku krok�w, i gdyby nic jej
nie przeszkodzi�o...
Lubi�a go i pomaga�a mu w pracy, a przecie� to nie by�o takie proste. Jak ona, zwyk�a wie�niaczka, by�a do tego
zdolna? Sk�d mia�a t� wiedz�? a potem, gdy rzuci�a go, kmiotka tak od razu znalaz�a sobie drugiego czarodzieja
ogromnej si�y, a potem, nad niezg��bion� przepa�ci�, odmieni�a magi�.
Ale beczka koniecznie chcia�a j� zatrzyma�. Co nowego? Jak idzie? a mo�e troch� kiszonej kapusty? a mo�e wr�ci na
sto�ek, a tam ju� jako� krzyknie? Dobrze, ju� dobrze. Nie mia�a si�y, by zaprotestowa�, by walczy� z beczk�, kt�ra
trzyma�a j� w �elaznym u�cisku, cho� to jej ramiona obejmowa�y drewno. Jak�e �atwo by�o teraz upa��, pomy�la�a i
nag�y przyp�yw w�ciek�o�ci a� odrzuci� j� od bary�ki, stopy zata�czy�y na pod�odze, ale zaraz stan�a prosto i na
ca�kiem sztywnych nogach dotar�a do lustra.
Z trudem przetar�a oczy zalane potem i westchn�a cicho, gdy b�l przyszed� zn�w, i westchn�a jeszcze raz, gdy nie
odchodzi�. Wcale nie dostrzega�a twarzy, zaledwie jak�� jasn�, m�tn� plam�. Jej w�osy sp�owia�y i mia�y teraz barw�
s�omy. Czy mog�y zbledn�� a� tak? Te kilka krok�w okropnie wyczerpa�o j� ca��, oddycha�a ci�ko, jej oczy bardzo
powoli odzyskiwa�y zdolno�� widzenia, a b�l nie opuszcza� jej, kurczy� si� i rozpr�a�, oddycha� wraz z ni�. Jak bardzo
twarz widziana w lustrze r�ni si� od ogl�danej w ka�u�y! Otar�a pot zalewaj�cy oczy. Tak dawno nie patrzy�a na
siebie w lustrze. W�a�ciwie nie pami�ta�a, sk�d w ubogiej chacie wzi�o co� tak cennego. Nikt w wiosce nie mia� lustra.
Przyjrza�a si� lepiej jego kryszta�owej powierzchni, dotkn�a ram z g�adkiego, nieznanego tworzywa, rze�bionych we
wzory, kt�rych jej niezdarne palce nie mog�y odczyta� i nie mog�a zrozumie�, dlaczego, przecie� to by�o �atwe, takie
�atwe! Mrugaj�c od potu, co la� si� ci�gle, zn�w podnios�a wzrok. Jej twarz by�a niezwyk�a, wielkie oczy spogl�da�y ze
zdziwion� zadum�. Co w og�le robi�a w tej wiosce? Tak, oczywi�cie powinna tu by�. Ale co� dzia�o si� nie tak.
Milcza�a, gdy b�l mala� i r�s�, rozrywaj�c j� od �rodka. Dlaczego te oczy, te wielkie, czerwone oczy, pe�ne m�dro�ci,
czemu patrzy�y teraz z nienawi�ci�, kt�rej ogromu sama nie mog�a poj��, spojrza�a uwa�nie, rozpaczliwie wbi�a w nie
wzrok i zobaczy�a g��bi�, ciemno�� nieodgadnion�, dawn�. Nagle strach podszed� jej do gard�a, jej wzrok za�mi� si�, w
powietrzu zjawi�y si� bia�e b�yski, zn�w zacz�� pada� �nieg, �wiat stawa� si� niewyra�ny, coraz bardziej zamglony.
Nikt jej nie widzia�, gdy odchodzi�a od lustra, inn� drog�, na coraz bardziej chwiej�cych si� nogach, jak garnki, jeden
po drugim, spada�y jej �ladem ze sto�u, b�yskaj�c przez chwil� jaskrawo w smudze �wiat�a z otwartego na o�cie� okna i
na pod�odze zamienia�y si� w skorupy, ci�gle pozostaj�c w smudze �wiat�a. Potem jednak wesz�a w cie� i ju� nikt nie
m�g�by zobaczy�, jak pada na ziemi�, bardziej bezg�o�nie ni� garnki, na kolana, potem na �okcie, na twarz i wszystko
razem na bok, plecami do okna, stwarzaj�c jeszcze bardziej cienisty cie�, a to, co mimo wszystkich sk�r znalaz�o drog�
na zewn�trz prawie natychmiast, wcale nie wysz�o z cienia, bo tak�e po tej stronie chaty sta�, postawiony tu pewnie
przez niedopatrzenie, jeden worek kartofli.
- Co to by�o? - spyta�a �ciana ciemno�ci.
- Worek kartofli - odrzek� male�ki owad o z�otych oczach.
- Bardzo nie�adnie, bardzo gro�nie! - zawo�a�a ciemno��.
By�y to dwie ulotne, smuk�e istoty, s�u�ki czarownicy, kt�re przyby�y teraz w to miejsce, przywo�ane znakiem, i teraz
przygl�da�y si� w zdumieniu temu, co le�a�o na kamiennej pod�odze w ogromnej komnacie o oknach szeroko
otwartych, na samym wierzcho�ku Zamku.
- Jedno z nich jest martwe.
- Jedno nie jest �ywe.
- Jedno jest demonem.
- Jedno nie jest cz�owiekiem.
- Jedno jest ch�opcem.
- Jedno jest dziewczynk�.
- Wyrzu�my to do do�ka, jak zwykle...
- Ty wyrzu�!
- Ja si� boj�.
- Tam jest strasznie.
- Tak, szczeg�lnie po ostatnim �nie.
- Och, ile tam ju� sn�w?
- Setki.
- Tysi�ce.
- Miliardy.
- Gwiazdy.
- To k��bi si�, miesza, przepoczwarza.
- To wrze, przetapia si�, narasta.
- Lepiej zostawmy to tutaj.
- Mo�e ona zechce to mie�.
- Wiesz, to naprawd� wygl�da inaczej.
- Ma na Imi� Aazrane.
- Ma na Imi� Eru.
- Nale�y do tamtej kobiety.
- Nale�y do niej.
- Stworzy�a j�.
- Przy�ni�a j�.
- Zabi�a j�.
- Zbudzi�a si�.
- Tym razem maseczka znikn�a bardzo szybko.
- Dziwnie szybko.
- Na�o�y now�.
- Llel nigdy nie docenia� kosmetyk�w.
- Jest m�czyzn�.
- Po prostu odszed�. Zamek przesta� go ju� obchodzi�, jak cokolwiek innego.
- Ach, Llel by� dobrym Panem, nie jak ona.
- Ona jest dobra.
- Na ile to mo�liwe.
- Gdy jest si� Pani�.
- Gdy jest si� wieczn�.
- To labirynt bez �cian, z kt�rego nie mo�na si� wydosta�, to wi�zienie bez krat i stra�nik�w, z kt�rego nie spos�b
zbiec, to kazamaty, gdzie cierpieniu odebrano cierpienie i �liczne ogrody, gdzie ptaki pe�zaj� po ziemi, a w suchej
trawie popielne ro�nie kwiecie. To drzewa bezlistne i unosz�ce si� kamienie, widzenie, co nie widzi i puste s�owa,
dobro bez serca i nienawi�� bez nadziei, szatan bez sensu i B�g, sp�tany wszechmoc�.
- Przeto p�acz, bracie m�j, gdy przesunie si� �miertelny cie�, zabieraj�c J� z twych obj��, cho� nie rozlu�niasz u�cisku,
niechaj twe rany ukoj� i zaogni� �zy, bo nie jest to rzecz naturalna dla nikogo pr�cz szale�c�w szarych jak proch, co
strach czuj� najwi�kszy i nie�wiadomy przed pustk�, jak kropla wody l�ka si� jeziora, szale�c�w z nico�ci
stworzonych, obudowuj�cych sw� nico�� pancerzem pude�ek - lecz gdy� jest szale�cem-smokiem o niepokonanych
skrzyd�ach, co pieje jak kogut, klaszcze i fruwa na �rodku ulicy, dotyka li�ci przydro�nych drzew i patrzy na niebo,
kt�re na niego patrzy, gdy� jest szale�cem, kt�ry my�li i marzy - p�acz, p�acz i p�acz po trzykro�, zalewaj si� �zami,
rycz z b�lu jak zwierz�, bij �ciany pi�ciami i g�ow�, rozdrapuj ziemi� z wielkiego cierpienia, �e mo�esz kopa�, tarza�
si�, charcze�, rwa� w�osy, d�awi� si� j�zykiem, plu� krwi� - bo Ona zasypia, bo Ona si� budzi.